wywiady

"Balem maskowym" Opera Lwowska rozpocznie Festiwal w Łańcucie

        Zbliża się 57. Muzyczny Festiwal w Łańcucie, który trwał będzie od 19 do 27 maja i odbędzie się w tym czasie w Sali balowej Muzeum Zamku, na plenerowej scenie przed Zamkiem oraz w Sali koncertowej Filharmonii Podkarpackiej 10 koncertów. Zgodnie z kilkuletnią tradycją na Inaugurację Festiwalu zaplanowany został koncert plenerowy z udziałem solistów, baletu, chóru i orkiestry Opery Lwowskiej.

Rozmowa red. Zofii Stopińskiej z Panem Vasylem Vovkunem – Dyrektorem Generalnym i Artystycznym Lwowskiego Narodowego Akademickiego Teatru Opery i Baletu im. Salomei Kruszelnickiej.

        Zofia Stopińska: Bardzo się cieszymy, że tegoroczny Festiwal w Łańcucie rozpocznie spektakl „Bal maskowy” Giuseppe Verdiego w wykonaniu artystów tego słynnego Teatru Operowego, który działa już ponad 100 lat. Czy ten spektakl został wybrany przez Pana, czy przez prof. Martę Wierzbieniec – Dyrektora Festiwalu.
        Vasyl Vovkun: My także bardzo się cieszymy, że w tym roku Lwowska Narodowa Opera po raz pierwszy została zaproszona na słynny Muzyczny Festiwal w Łańcucie. Z naszej bogatej oferty programowej pani prof. Marta Wierzbieniec wybrała „Bal maskowy” Giuseppe Verdiego.

        Kiedy spektakl „Balu maskowego”, który wystawiony zostanie w Łańcucie, miał swą premierę na scenie Waszego Teatru Operowego?
        - Premiera tego spektaklu odbyła się już ponad 12 lat temu. Autorem scenografii jest Tadej Ryndzak, choreografii Sergej Najanko, chór przygotował Wasyl Kowal, a reżyserem jest Wasyl Wowkun. Trzeba podkreślić, że pierwsze spektakle „Balu maskowego” odbyły się na scenie Lwowskiej Narodowej Opery w styczniu 2005 roku, tuż po Pomarańczowej rewolucji. Niektórzy krytycy muzyczni zobaczyli w tym przedstawieniu wydarzenia, które odbyły się na Ukrainie tuż przed premierą.
Od tej pory spektakle „Balu maskowego” cieszą się dużym powodzeniem nie tylko w naszym Teatrze, ale także wystawialiśmy tę operę w Teatrze Wielkim – Operze Narodowej w Warszawie, i w Luksemburgu.

        Jest Pan reżyserem „Balu Maskowego” – czy łatwo będzie przenieść ten spektakl ze sceny Waszego Teatru Operowego na plenerową scenę, która zbudowana zostanie przed Zamkiem w Łańcucie?
        - Nie jest to proste, ale możliwe. Z „Balem maskowym” mamy już pewne doświadczenia po Festiwalu Operowym w Luksemburgu. W plenerze jest to już inny spektakl. Traci pewne niuanse, które w teatrze uzyskujemy przy pomocy świateł, trzeba dokonać pewnych zmian w scenografii, ale pozostaje kanwa spektaklu, która stanowi osnowę konfliktu, główną ideę tego dzieła.

        Ilu artystów zobaczymy na scenie podczas „Balu maskowego” w Łańcucie?
        - Przyjedziemy w pełnej obsadzie – orkiestra, chór, balet i soliści, czyli w sumie 130 osób.

        Co nowego pojawi się na scenie Lwowskiego Narodowego Akademickiego Teatru Opery i Baletu?
        - W sezonie teatralnym 2018 roku mamy zaplanowane: jednoaktowy balet zatytułowany „Miłość – czarodziejka” (premiera odbyła się 17 marca b.r.), przygotowujemy operę „Don Giovanni” W. A. Mozarta, operę „Manru” I. J. Paderewskiego wystawimy wspólnie z Teatrem Wielkim-Operą Narodową w Warszawie, pojawią się na naszej scenie balety „Święto wiosny” i „Pulcinella” I. Strawińskiego, opera „Lohengrin” R. Wagnera, a w listopadzie odbędzie się Międzynarodowy Festiwal Operowy im. S. Kruszelnickiej, który realizujemy przy udziale Opery Wrocławskiej.

        Chętnie gościcie polską publiczność w Operze Lwowskiej, ale także jesteście zapraszani do Polski.
        - Tak, bardzo aktywnie współpracujemy z różnymi polskimi ośrodkami kulturalnymi i bardzo chętnie występujemy w Polsce. Dla przykładu wymienię Pani niektóre nasze występy w Polsce w czasie ostatnich czterech minionych lat:
- w 2014 roku występowaliśmy 5 i 8 lutego z baletem „Giselle” A. Adama, a jesienią (3 - 6 października) gościliśmy z koncertami w Dębicy i Krośnie;
- w 2015 roku występowaliśmy w różnych polskich miastach pomiędzy 22 lutego a 29 marca z programem koncertowym „Vivat opereta”, w maju (23-25) gościliśmy w Warszawie z „Requiem” G. Verdiego. 20 czerwca w Krasiczynie wystawiliśmy operę „Tosca” G. Pucciniego, a pomiędzy 22 października a 5 grudnia, w różnych polskich miastach, prezentowaliśmy program „Vivat opereta” w ramach festiwalu „Integracja Ukrainy w Unią Europejską”;
- w 2016 roku od 6 lutego do 18 kwietnia znowu występowaliśmy z koncertem „Vivat opereta” w polskich miastach w ramach festiwalu „Integracja Ukrainy z Unia Europejską”, od 9 do 12 marca gościliśmy w Zielonej Górze w ramach festiwalu „Dni muzyki nad Odrą” z koncertem składającym się z utworów chóralnych, natomiast od 7 do 9 maja koncertowaliśmy w Tarnowie w ramach wymiany kulturalnej;
- w 2017 roku w dniach od 24 do 26 marca występowaliśmy w Zielonej Górze, Poznaniu i Katowicach z operą „Mojżesz” M. Skoryka, zaś 18 października wystąpiliśmy w Polskiej Filharmonii Bałtyckiej w Gdańsku w ramach festiwalu „Tydzień Ukraiński” i pokazaliśmy dwa jednoczęściowe balety „Carmen-Suita” G. Bizeta – R. Szczedrina oraz „Noc Walpurgii” z opery „Faust” Ch. Gounoda.
Mamy nadzieję na dalszą współpracę i realizację wielu ciekawych projektów twórczych.

        Dziękuję bardzo za poświęcony mi czas. Zapraszamy wszystkich na Inaugurację 57. Muzycznego Festiwalu w Łańcucie.
        - 19 maja przedstawimy na plenerowej scenie przed Zamkiem operę „Bal maskowy” Giuseppe Verdiego. Zapraszam Państwa serdecznie.

Z Panem Vasylem Vovkunem – Dyrektorem Generalnym i Artystycznym Lwowskiego Narodowego Akademickiego Teatru Opery i Baletu im. Salomei Kruszelnickiej oraz reżyserem wystawianej przez ten Teatr opery „Bal maskowy” G. Verdiego rozmawiała Zofia Stopińska 3 kwietnia 2018 roku.

    

 

 

 

Młodzi wykonawcy zachwycili przemyską publiczność

Wspaniałym wydarzeniem muzycznym był „Wiosenny Koncert Kameralny”, który odbył się 8 kwietnia na Zamku Kazimierzowskim w Przemyślu. Pani Renata Nowakowskadyrektor Przemyskiego Centrum Kultury i Nauki ZAMEK – zaprosiła troje młodych, ale mających już wiele osiągnięć artystycznych wykonawców. Pianistka Maria Miszczak i skrzypek Marcin Suszycki urodzili się i rozpoczynali muzyczną edukację w Przemyślu, zaś trębacz Jakub Waszczeniuk pochodzi z Dębna.
Zanim zaproszę do przeczytania krótkiej rozmowy z artystami, krótko ich przedstawię, podobnie jak było to podczas koncertu.


Maria Miszczak jest absolwentką Akademii Muzycznej im. Karola Lipińskiego we Wrocławiu w klasie fortepianu prof. Grzegorza Kurzyńskiego. Z wyróżnieniem ukończyła Podyplomowe Studia Mistrzowskie w zakresie kameralistyki fortepianowej i uczestniczyła w wielu kursach mistrzowskich. Obecnie pracuje we wrocławskiej Akademii Muzycznej jako akompaniatorka. Akompaniowała wielu znanym i cenionym instrumentalistom, a studenci, którym towarzyszyła przy fortepianie podczas krajowych i międzynarodowych konkursów, zdobyli czołowe lokaty. Wielokrotnie była nagradzana za wyróżniający się akompaniament.

Marcin Suszycki jest koncertmistrzem Filharmonii Poznańskiej. Ukończył Akademię Muzyczną im. Ignacego Jana Paderewskiego w Poznaniu, a dzisiaj jest wykładowcą na tej uczelni. Współpracuje z wieloma zespołami w kraju i za granicą. Jest gościnnym koncertmistrzem znanej Orkiestry Akademii Beethovenowskiej, skupiającej wybitnych młodych muzyków, grającej m.in. pod batutą Krzysztofa Pendereckiego. Laureat międzynarodowych konkursów kameralnych, a także Medalu Młodej Sztuki w kategorii muzyka za: „wysokiej klasy wykonawstwo w roli koncertmistrza Filharmonii Poznańskiej, a także solisty w koncertach z orkiestrami symfonicznymi oraz za wszechstronność i poszukiwanie smaku artystycznego w zakresie muzyki dawnej i kameralnej”.

Jakub Waszczeniuk – pierwszy trębacz, solista orkiestry Sinfonia Varsovia, z którą współpracę rozpoczął już jako student IV roku Akademii Muzycznej we Wrocławiu. Od tamtego czasu wystąpił z tą orkiestrą kilkaset razy, koncertując w najbardziej prestiżowych salach świata. Grał też z innymi orkiestrami, w tym pod batutą prof. Krzysztofa Pendereckiego, a nawet ze znaną orkiestrą filharmoników z odległej Malezji. Współpracuje też z orkiestrami rozrywkowymi m.in. Zygmunta Kulki i Tomka Szymusia, występując w popularnych programach telewizyjnych, np. w „Tańcu z gwiazdami”. Ponadto dokonał wielu nagrań płytowych z takimi artystami, jak Grażyna Łobaszewska, Maryla Rodowicz, Lora Szafran, Katarzyna Groniec czy Piotr Rubik. Ten wszechstronny muzyk, uznawany za jednego z najlepszych trębaczy w Polsce, jest też wykładowcą na warszawskim Uniwersytecie Muzycznym Fryderyka Chopina.

Z głównymi bohaterami "Wiosennego Koncertu Kameralnego" mogłam przeprowadzić krótką rozmowę w czasie, który pozostał pomiędzy próbą a koncertem.

Zofia Stopińska: Podobno po raz pierwszy wystąpi Pani w Przemyślu.
Maria Miszczak: Przed laty brałam udział w różnych szkolnych koncertach i popisach, ale po ukończeniu Liceum Muzycznego jest to mój pierwszy koncert w Przemyślu. Tak się złożyło, że wyjechałam na studia do Wrocławia i nie było już później okazji tutaj wystąpić. Pozostałam we Wrocławiu po ukończeniu studiów i prowadzę ożywioną działalność koncertową jako kameralistka, ale do Przemyśla przyjeżdżałam jedynie w odwiedziny do rodziny i wypoczywać.

Zofia Stopińska: Pan Marcin Suszycki występował w rodzinnym mieście również w czasie studiów, a także po ich ukończeniu.
Marcin Suszycki: Zdarzało się, nawet miałem przyjemność prowadzić od pulpitu Przemyską Orkiestrę Kameralną, co było wielką przyjemnością dla mnie. Zawsze z wielką satysfakcją tutaj przyjeżdżam i gram. Bardzo lubię tę publiczność i bardzo lubię to miasto.

Zofia Stopińska: Pan Jakub Waszczeniuk został zaproszony przez zaprzyjaźnionych muzyków na ten koncert.
Jakub Waszczeniuk: To prawda, że znamy się od dawna, a kilka lat temu pomyśleliśmy, że miło by było pograć wspólnie i udało nam się znaleźć repertuar na taki nietypowy skład – dzisiaj kilka utworów prezentujemy w Przemyślu. Jestem w tym mieście po raz pierwszy, ale bardzo mi się tutaj podoba. Mam nadzieję, że będzie okazja przyjeżdżać tutaj zarówno z koncertami, jak i towarzysko.

Z. S.: Przyjechał Pan z Warszawy.
J. W.: Mieszkam niedaleko Warszawy, a przeprowadziłem się tam ze względu na pracę w Orkiestrze Sinfonia Varsovia, gdzie pracuję od trzynastu lat, i w Uniwersytecie Muzycznym Fryderyka Chopina.

Z. S.: Wybrała Pani fortepian, a później zdecydowała się Pani zostać pianistką-kameralistką. Może Pani powiedzieć dlaczego?
M. M.: Według mnie pianiści-soliści mają większą odpowiedzialność występując na scenie od pianistów-kameralistów, a poza tym kameraliści maja przyjemność współpracować z takimi cudownymi muzykami, jak ja mam dzisiaj przyjemność grać. Chyba także ze względu na to, że nie jestem sama na scenie. Ja bardzo lubię ludzi i wielką przyjemność sprawia mi tworzenie muzyki razem z innymi osobami.

Z. S.: Będąc akompaniatorką w Akademii Muzycznej we Wrocławiu, współpracuje Pani bardzo często ze studentami i są takie okresy, kiedy przez cały dzień trzeba grać różne utwory, co wiąże się z opanowaniem ogromnego repertuaru. Gdyby nie umiejętność czytania nut a vista, to trzeba by było zrezygnować z akompaniowania.
M. M.: To prawda. Tego nas w szkołach nie uczą i najczęściej na początku jest to ciężkie zderzenie z rzeczywistością, ale po paru latach człowiek jest się w stanie do akompaniowania przyzwyczaić i nawet to polubić. Praca ze studentami jest cudowna, ponieważ młodzi ludzie częściej się uśmiechają i to jest dla mnie źródłem dodatkowej energii. Cieszę się, ze jestem kameralistką.

Z. S.: Panie Marcinie – mamy 2018 rok i już od dziesięciu lat jest Pan koncertmistrzem Orkiestry Filharmonii w Poznaniu. Rozpoczynając pracę na tym stanowisku był Pan młodym skrzypkiem. Wiem, że często na to stanowisko przyjmowano skrzypków, którzy byli nie tylko świetnymi instrumentalistami, ale także mieli dłuższy staż pracy w orkiestrze.
M. S.: Byłem młodym skrzypkiem, ale miałem już sporo doświadczeń, bo podczas studiów współpracowałem z orkiestrą, w której Kuba pracuje od trzynastu lat – czyli z Sinfonią Varsovią. Podczas tej współpracy poznaliśmy się.
M. M.: Przepraszam, że się wtrącam, ale chcę zaznaczyć, że z Marcinem znamy się ze Szkoły Muzycznej w Przemyślu, a z Kubą poznaliśmy się podczas studiów w Akademii Muzycznej we Wrocławiu. Kuba i Marcin poznali się niezależnie, ale wcześniej wiele o sobie wiedzieli z moich opowiadań.
J. W.: Rozumiemy się doskonale, świetnie nam się razem muzykuje, a poza tym jest okazja do miłych spotkań i rozmów.

Z. S.: Pracując na stanowisku koncertmistrza i będąc wykładowcą w Akademii Muzycznej w Poznaniu, chyba nie zostaje Panu zbyt wiele czasu na inne nurty muzyki.
M. S.: To prawda, ale wszystko można jakoś pogodzić. Dzisiaj jestem kameralistą, często występuję także jako solista, a dwa tygodnie temu inaugurowałem Poznański Festiwal Muzyki Współczesnej „Poznańska Wiosna”, wykonując "Łańcuch II" Witolda Lutosławskiego. Jestem solistą, kameralistą, koncertmistrzem oraz ojcem dwójki dzieci, mężem i do tego jeszcze biegam (śmiech).

Z. S.: Panowie są doświadczonymi muzykami orkiestrowymi i możecie mi powiedzieć, czy to prawda, że to, jak będzie przebiegać współpraca z nowym dyrygentem, wiecie już po dziesięciu minutach pierwszej próby?
J. W.: Tak naprawdę różnie to bywa, bo każdy człowiek jest inny. Wiele razy okazywało się, że dyrygent jest inny w czasie prób i później podczas koncertu. Trudno jest odpowiedzieć na to pytanie.

Z. S.: Zazwyczaj teraz w orkiestrach grają bardzo sprawni, świetnie wykształceni muzycy. Czy lepiej się pracuje, kiedy dyrygent współtworzy utwór z orkiestrą, czy jak realizuje wyłącznie swoją wizję?
M. S.: Dla mnie to ideał, kiedy dyrygent jest w stanie na tyle zaufać orkiestrze, żeby czasami dać jej swobodę. Dyrygent jest od tego, żeby stworzyć kreację całego dzieła. Kiedy ufamy sobie nawzajem i dajemy sobie trochę swobody, to wówczas są najlepsze koncerty.
J. W.: Lubię taki model współpracy orkiestry i dyrygenta, często spotykany na świecie, że dyrygent jest przyjacielem orkiestry i człowiekiem, który jej pomaga.
M. S.: Słusznie Pani powiedziała, że w tej chwili w orkiestrach grają już wykształceni muzycy, którzy mają dużo do powiedzenia i dużo umieją, dlatego dyrygent nie jest „panem i władcą”, jak to bywało kiedyś. Nie wyobrażam sobie sytuacji, że dyrygent krzyczy na orkiestrę.
M. M.: Bo krzyczy tylko koncertmistrz (śmiech).
M. S. : Nie, ja nie krzyczę, bo jestem w Przemyślu (śmiech).

Z. S.: Ciągle jeszcze dosyć rzadko się zdarza, że za pulpitem dyrygenckim stają kobiety – waszym zdaniem, dlaczego?
M. S.: Jak chcą uprawiać ten zawód, to zostają dyrygentami i często bardzo dobrze im to wychodzi. Współpracowałem kilkakrotnie z kobietami-dyrygentami i zawsze były to dobre doświadczenia, natomiast nie potrafię jednoznacznie powiedzieć, dlaczego mało kobiet decyduje się na ten zawód.
M. M.: Powiem wam dlaczego, bo jestem kobietą. Przez wiele lat pewne zawody, a w orkiestrze instrumenty, były społecznie uznane za męskie – między innymi była to dyrygentura. Powoli się to zmienia i dużo więcej kobiet gra na takich instrumentach, jak trąbki, waltornie, puzony itd. – dotyczy to również dyrygentek.
J. W.: Jako pedagog mogę dodać, że jest inny rodzaj wrażliwości u grających – na przykład na trąbce kobiet i bardzo mi to odpowiada, to inne granie da się zauważyć.
M. M.: Przez lata, a nawet wieki, uważało się, że kobiety nie powinny się uczyć, siedzieć w domu i gotować, ale teraz się to zmienia.
M. S.: To się już dawno zmieniło i bardzo dobrze.
M. M.: Mówiąc prawdę, ja bym bardzo chętnie czasem posiedziała w domu.
M. S.: Ja też (śmiech).

Z. S.: Powiedzcie o najbliższych planach artystycznych.
M. M.: Najbliższe plany są związane z intensywną pracą, bo zbliża się sesja, egzaminy w szkołach, a później wakacje.
M. S.: Ja natomiast zaraz po koncercie wyjeżdżam do Poznania, przed południem mam próbę w Filharmonii, a potem mam zajęcia ze studentami. Cały czas proza życia – czyli coś gram.

Z. S.: Jak często gra Pan z Orkiestrą Akademii Beethovenowskiej?
M. S.: Bardzo często, ostatnio graliśmy tuż przed Świętami Wielkanocnymi w Darmstadt „Requiem” Dvořaka. Koncert był bardzo udany.

Z. S.: Jest trochę niepokoju, że za chwilę wystąpicie w rodzinnym mieście?
M. M.: Trochę tak, pomimo, że bardzo często występuję na scenie, tutaj czuję się inaczej, ale to jest przyjemne uczucie.
M. S.: Nie denerwujemy się, bo z pewnością będzie bardzo miła atmosfera, jak zawsze w Przemyślu.

Z. S.: Weszłam do sali pod sam koniec próby, kiedy graliście w trio, ale zabrzmią także skrzypce i trąbka w roli głównej.
J. W.: Zaczynamy we dwoje – trąbka i fortepian „Błękitną rapsodią” George’a Gershwina w transkrypcji Timofeya Dokshitzera.
M. S.: Później zagramy z Marysią, zamiast "Legendy" Henryka Wieniawskiego, "4 Preludia" Dymitra Szostakowicza w opracowaniu Dymitra Cyganowa.
J. W.: Później zagramy jeszcze utwór współczesnego amerykańskiego kompozytora Kevina McKee „Centennial Horizon” na trąbkę z fortepianem, a na finał wystąpimy wszyscy wykonując czteroczęściowe "Trio" Erica Ewazena.

Z. S.: Myślę, że jeszcze w tym składzie wystąpicie kiedyś w Przemyślu.
M. S.: Z wielką przyjemnością, bo mamy w repertuarze jeszcze sporo bardzo pięknych utworów.

Z pianistką Maria Miszczak, skrzypkiem Marcinem Suszyckim i trębaczem Jakubem Waszczniukiem rozmawiała Zofia Stopińska w Przemyślu 8 kwietnia przed koncertem zorganizowanym przez Przemyskie Centrum Kultury i Nauki ZAMEK, na Zamku Kazimierzowskim.

Dodam jeszcze kilka zdań o koncercie, którego przemyska publiczność wysłuchała z wielkim zainteresowaniem. Trudno się dziwić, bo repertuar był bardzo interesujący, a wykonanie wspaniałe.
Pani Maria Miszczak jest znakomitą pianistką-kameralistką, która nie tylko po mistrzowsku podążała za solistami, ale można stwierdzić, że nawet oddychała razem z nimi.
Całą paletę różnych barw trąbki pokazał, używając różnych tłumików i innych możliwości wydobycia dźwięku, Jakub Waszczeniuk w „Błękitnej rapsodii” Gershwina, w bardzo efektownej aranżacji Dokshitzera. Rewelacyjnie zostały wykonane przez Marcina Suszyckiego i Marię Miszczak "4 Preludia" Szostakowicza. Bardzo przystępnymi dla publiczności utworami okazały się kompozycje współczesnych amerykańskich twórców Kevina McKee i Erica Ewazena, również świetnie wykonane.
Po każdym utworze oklaski były długie i gorące, ale na zakończenie zachwycona publiczność powstała z miejsc, aby w ten sposób wyrazić wielkie uznanie dla wykonawców.
Na bis zachwycająco zabrzmiał utwór Astora Piazzolli „Oblivion” w aranżacji Garetha Mc Learna.
Jestem przekonana, że na następny koncert tria w składzie: Maria Miszczak - fortepian, Marcin Suszycki – skrzypce i Jakub Waszczeniuk – trąbka, Przemyślanie nie będą musieli zbyt długo czekać.

 

 

OCTAVA ensemble i przyjaciele - ponownie w Rzeszowie

W ubiegłym sezonie artystycznym, dokładnie 3 września 2017 roku, w Filharmonii Podkarpackiej wystawiona została opera „Don Pasquale”. Spektakl był znakomity, a zainteresowanie publiczności ogromne, stąd organizatorzy postanowili go powtórzyć i zaprosili wykonawców ponownie 7 kwietnia 2018 roku.

    Zofia Stopińska: Miło mi, tuż przed spektaklem w Rzeszowie, spotkać się z Panem Zygmuntem Magierą, szefem artystycznym OCTAVA ensemble, który, podobnie jak podczas pierwszego wykonania opery „Don Pasquale”, występuje dzisiaj w Rzeszowie w powiększonym składzie.
    Zygmunt Magiera: Produkcja i wystawienie spektaklu „Don Pasquale” Gaetano Donizettiego w Filharmonii Podkarpackiej im. Artura Malawskiego wiąże się z dodatkowymi czynnikami, które są dla nas jako zespołu niezwykle ważne i rozwojowo potrzebne. Po pierwsze dlatego, że zespół występuje w ruchu scenicznym, w choreografii, a ponieważ skład wykonawczy wymaga powiększonego składu wykonawców, dołączają do nas bliscy przyjaciele, z którymi współpracujemy na stałe i razem tworzymy markę OCTAVA ensemble +.

    Członkowie tego powiększonego zespołu muszą się wykazać także talentami aktorskimi, występując w Operze, co świadczy o coraz to większych możliwościach OCTAVY.
    Faktycznie, pojawia się coraz więcej zapotrzebowań na projekty, które nieco wykraczają poza podstawową działalność zespołu. Kilka dni temu występowaliśmy na jednej z najważniejszych imprez sprofilowanych na historyczne wykonawstwo muzyki dawnej w Polsce – Actus Humanus w Gdańsku, gdzie w składzie wokalno-instrumentalnym wystąpiliśmy obok światowej czołówki wykonawców specjalizujących się w tego gatunku muzyki. Prezentowaliśmy dzieła z naszego najnowszego wydawnictwa – pierwszego w historii fonografii nagrania dzieł wszystkich Bartłomieja Pękiela. A już wkrótce będzie nas można posłuchać w repertuarze mistrza muzyki baroku - Johanna Sebastiana Bacha w Warszawie.

    Po występie 30 marca w Ratuszu Staromiejskim w Gdańsku przeczytałam słowa pochwały o wykonaniu MIssa Pulcherrima, uznawanej za najwybitniejsze dzieło Bartłomieja Pękiela. Bardzo ważnych i interesujących koncertów mieliście zresztą ostatnio sporo.
    Bardzo nas to cieszy gdy zespół staje się rozpoznawalny, wkraczając, można powiedzieć, „na salony” i uczestniczy w najważniejszych i najbardziej prestiżowych imprezach muzycznych w kraju, ale nie tylko, bo w tej chwili mamy już podpisane porozumienia i dopinamy szczegóły dwóch bardzo ważnych dla nas międzynarodowych tras koncertowych. Bowiem już w czasie najbliższych wakacji będzie można nas posłuchać w Japonii i Australii.

    Muzyka, którą przedstawicie, publiczność japońska czy australijska usłyszy prawdopodobnie po raz pierwszy, ale jest ona przepiękna i spodziewam się, że zostanie świetnie przyjęta.
    Tak jak piszemy we wstępie do naszego najnowszego wydawnictwa z kompletem kompozycji Bartłomieja Pękiela, staramy się być ambasadorem przede wszystkim muzyki polskiej, bo jest ona w dalszym ciągu na świecie bardzo mało znana, a jest niezwykle wartościowa. Wszyscy, którzy tworzą zespół OCTAVA, wychodzą z takiego założenia, że pochodzimy z kraju, w którym od najdawniejszych lat kultura i twórczość muzyczna była naprawdę na bardzo wysokim poziomie. Zatem naszą misją jest, aby przybliżać ją innym potencjalnie zainteresowanym wykonawcom i słuchaczom na całym świecie. Podczas, niezwykle życzliwie przyjmowanych koncertów przekonujemy się, że muzyka dawna minionych epok jest dzisiaj ludziom bardzo potrzebna. Jako przykład podam nasze koncerty w Chinach, gdzie w wypełnionych salach koncertowych, mieszczących blisko 3 tysiące osób, publiczność polską muzykę dawną nagradzała każdorazowo owacjami na stojąco. To ogromnie cieszy, że polska muzyka jest tak żywo przyjmowana przez słuchaczy na świecie.

    Wspomniał Pan o najnowszym albumie ze wszystkimi dziełami Bartłomieja Pękiela, który jest bardzo ważny i cenny, bo to przecież pierwsze takie nagranie w dziejach fonografii, ale trzeba także podkreślić, że wasze poprzednie płyty także było wysoko oceniane, nominowane do nagród fonograficznych.
    Tak, nasza debiutancka płyta z utworami Grzegorza Gerwazego Gorczyckiego i wspomnianego już Bartłomieja Pękiela była nominowana do nagrody Fryderyk, natomiast nasz drugi „krążek” doczekał się bardzo pozytywnej opinii w jednym z najważniejszych i najbardziej opiniotwórczych tytułów prasowych w dziedzinie muzyki klasycznej na świecie – brytyjskim magazynie Gramophone. Gdzie nagranie OCTAVA ensemble z utworami H.L. Hasslera pojawiło się wśród recenzji płyt takich artystów, jak Jordi Saval czy Philippe Jaroussky.

    Praca z OCTAVA ensemble to tylko część Pana działalności artystycznej. W Akademii Muzycznej w Krakowie ukończył Pan dyrygenturę i śpiew chóralny, tam także otrzymał Pan tytuł Doktora. Pracuje Pan jako dyrygent i śpiewak wykonujący także często partie solowe.
    Moja działalność artystyczna jest rzeczywiście dosyć szeroka, ale sprawia mi to ogromną satysfakcję i buduje duże możliwości twórcze. W zakresie swojej działalności poza sferą artystyczną mam także sporo pracy organizacyjnej. Staramy się działać na wielu możliwych platformach prowadząc i angażując się w działania kilku organizacji pozarządowych. Realizujemy duże projekty artystyczne, tworzymy wiele kulturalnych wydarzeń m.in. jedyny całoroczny festiwal muzyki dawnej na Śląsku – ANNUM festival. W tym roku do Tarnowskich Gór i Chorzowa przyjedzie „śmietanka” międzynarodowych wykonawców muzyki dawnej. ANNUM festival, to zresztą bardzo wyjątkowe wydarzenie w skali kraju. Bowiem koncerty festiwalu realizowane są na przestrzeni całego roku, tworząc coś więcej niż tylko jednorazowe wydarzenie i budując bardzo wartościową platformę kulturalną dla słuchaczy i mieszkańców. Dodatkowo, jako dyrygent, podjąłem także współpracę z jednym z najważniejszych polskich zespołów pieśni i tańca – znakomitym Zespołem „Śląsk”. Gdzie już w najbliższym czasie będę miał okazję poprowadzić koncerty w Chorzowskim Centrum Kultury i Filharmonii Częstochowskiej. Ogromnie się cieszę z tej współpracy, bo to zespół o wielkich tradycjach, o ogromnych perspektywach, możliwościach i potencjale wykonawczym.

    Otworzył się Pan na nowy nurt muzyki – to chyba ogromne wyzwanie.
    I tak, i nie, bo choć nie wspominam o tym w swoich biogramach artystycznych, przez jedenaście lat tańczyłem w jednym z zespołów folklorystycznych w Krakowie, stąd ta muzyka w dalszym ciągu we mnie tkwi, a przecież tak naprawdę z niej wszyscy wyszliśmy i tu są nasze korzenie!

    Nowych doświadczeń ciągle przybywa, ale pewnie niedługo zabraknie Panu czasu na samodzielną działalność, bo coraz więcej macie projektów związanych z OCTAVA ensemble.
    Bardzo mnie cieszy, że zespół, który powstał w 2004 roku, jest coraz bardziej znany i doceniany przez organizatorów życia kulturalnego w kraju, ale także za granicą. Trasy koncertowe, o których już wspomniałem, dowodzą, że nie tylko u nas potrafimy zaistnieć i wykazać się pracą twórczą, ale także z dumą potrafimy prezentować muzykę polską na najważniejszych scenach koncertowych na świecie.

    Za chwilę rozpocznie się spektakl opery „Don Pasquale” z dużym udziałem Chóru OCTAVA ensemble +. Zainteresowanie premierą w Rzeszowie było tak duże, że pani prof. Marta Wierzbieniec – Dyrektor Filharmonii Podkarpackiej, zaplanowała powtórzenie go i jak Pan widzi, do rozpoczęcia jest jeszcze ponad 20 minut, a już wiele osób zajmuje miejsca w Sali lub wchodzi do budynku Filharmonii. Wiem, że prezentowaliście tę operę także w innych miastach i mam nadzieję, że jeszcze kilka spektakli się odbędzie, bo to duże międzynarodowe przedsięwzięcie.
    Projekt jest międzynarodowy: soliści i dyrygent są z Włoch, pani reżyser przyjechała z Czech. Dbamy o to, aby spektakl był na najwyższym poziomie wykonawczym. Mogę już chyba powiedzieć, że w chwili obecnej już pracujemy nad kolejną, nową produkcją i już niedługo na scenie Filharmonii Podkarpackiej będziecie Państwo mogli oglądać spektakl Nabucco Giuseppe Verdiego z naszym udziałem. To bardzo odpowiedzialne zadanie dla naszego zespołu. Ogrom i piękno chórów w tej operze jest niezwykle wymagające dla śpiewaków. Dlatego bardzo się z tego projektu cieszymy i z pewnością będzie on dla nas kolejnym ważnym etapem w naszym rozwoju artystycznym.

    Pewnie spotkamy się niedługo, ale wiele się w ciągu tych kilku miesięcy wydarzy, a najbliższy koncert OCTAVA ensemble odbędzie się już za tydzień w Krakowie.
    To będzie wyjątkowy koncert. Wpisany został w obchody 75. rocznicy likwidacji getta w Krakowie. Tytuł koncertu AD LUCEM tematycznie powiązany jest ze światłem. Światło towarzyszy nam przez całe życie. Jak dowodzą naukowcy z Northwestern University, momentowi powstania życia towarzyszy błysk światła, a osoby, które przeżywały śmierć kliniczną, w swoich wspomnieniach również o nim mówią. Do tego „światła” wciąż zdążamy i wciąż go poszukujemy, a niestety zabrakło go podczas tragicznych wydarzeń związanych z II wojną światową. Realizacją tego koncertu dotykamy problematyki poszukiwania tego, czym jest „światło”, jak odnajdujemy je w muzyce i w świecie, który nas otacza. Wyjątkowe i znaczące jest także samo miejsce realizacji tego koncertu, który odbędzie się na tzw. Filmowych Schodach Fabryki Emalia Oskara Schindlera.
Ale to tylko jedno z interesujących wydarzeń i wyzwań muzycznych, które czekają na nas w najbliższej przyszłości i dlatego najserdeczniej zapraszam do śledzenia naszej strony internetowej, gdzie wszystkie informacje ukazują się na bieżąco. www.octavaensemble.com

Z dr Zygmuntem Magierą - dyrygentem i dyrektorem artystycznym OCTAVA ensemble rozmawiała Zofia Stopińska 7 kwietnia 2018 roku w Rzeszowie.

Dwadzieścia minut po naszej rozmowie w Filharmonii Podkarpackiej rozpoczął się spektakl „Don Pasquale”, jednej z najsłynniejszych spośród kilkudziesięciu oper Gaetano Donizettiego do libretta Giovanniego Ruffiniego.
Realizatorzy:
Kierownictwo muzyczne: Damiano Binetti
Reżyseria i scenografia: Alena Pešková Kostiumy: Roman Solc
Kierownictwo chóru: Zygmunt Magiera

Obsada:
Don Pasquale – Salvatore Salvaggio
Malatesta - Alessandro Martini
Ernesto – Alessandro Luciano
Norina – Valentina Bilancione
Notariusz – Dariusz Biwo
oraz:
Orkiestra Filharmonii Podkarpackiej
Chór OCTAVA ensemble+

    Dobrze się stało, że prof. Marta Wierzbieniec – Dyrektor Filharmonii Podkarpackiej zdecydowała się na ponowne wystawienie opery „Don Pasquale” w Rzeszowie.
Gorące, długie brawa publiczności dla międzynarodowego zespołu wykonawców i realizatorów były w pełni zasłużone. Wszyscy soliści śpiewali po prostu świetnie. Doskonale śpiewał także Chór OCTAVA endemble +. Z pewnością nawet doświadczony krytyk, zajmujący się wyłącznie teatrem operowym, nie byłby w stanie domyślić się, że nie jest to chór operowy, bowiem wszyscy okazali się także dobrymi aktorami. Słowa uznania należą się również Orkiestrze Filharmonii Podkarpackiej oraz dyrygentowi Damiano Binettiemu.
    Czekamy na kolejne wydarzenia w ramach programu BOOM (Balet, Opera. Operetka, Musical) w Filharmonii Podkarpackiej, a szczególnie oczekiwać będziemy na zapowiedziany przez pana Zygmunta Magierę spektakl opery „Nabucco” Giuseppe Verdiego .
    Realizacja programu BOOM jest możliwa dzięki dodatkowej dotacji, jaką Filharmonia Podkarpacka otrzymała z Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego, w ramach współprowadzenia tej instytucji.

PODWÓJNY JUBILEUSZ SPOTKAŃ AKORDEONOWYCH W SANOKU

         Jubileuszowe XX Międzynarodowe Spotkania Akordeonowe „Sanok 2018” odbędą się od 26 do 29 kwietnia pod Patronatem Honorowym Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej Andrzeja Dudy. Organizatorem imprezy jest Państwowa Szkoła Muzyczna I i II Stopnia im. Wandy Kossakowej w Sanoku.

        Zofia Stopińska: Z prof. ośw. Andrzejem Smolikiem – pomysłodawcą i dyrektorem artystycznym tej imprezy rozmawiam przed 20-tą edycją, ale nie oznacza to, że te spotkania narodziły się dwadzieścia lat temu.

        Andrzej Smolik: Mamy w tym roku podwójny jubileusz, bo odbędą się XX Międzynarodowe Spotkania Akordeonowe, a trzydzieści lat temu – w 1988 roku odbyły się pierwsze. Początkowo nasze imprezy odbywały się w cyklu rocznym, a od 1994 roku co dwa lata, stąd w tym roku odbędzie się ona po raz dwudziesty.

       Przygotowując tę podwójnie jubileuszową edycję, z pewnością sporo czasu poświęcił Pan na podsumowanie tego, co działo się w czasie tych trzydziestu lat, jak ta impreza powstała i rozwijała się.

       Oczywiście, bo jest to piękna historia. W 1988 roku zorganizowałem Sanockie Spotkania Akordeonowe, które miały posłużyć wymianie doświadczeń pedagogów i uczniów ze szkół muzycznych działających w naszym regionie. Pierwsze edycje spotkały się z dużym zainteresowaniem uczestników i z czasem postanowiłem konfrontacje muzyczne wzbogacać o kolejne elementy – warsztaty instrumentalne i koncerty.
        W 1992 roku mój duet w składzie – Maciej Kandefer i Karina Zalewska zdobył I miejsce w Ogólnopolskim Konkursie Akordeonowym w Suwałkach. Nestor polskiej akordeonistyki, prof. Włodzimierz Lech Puchnowski, wręczając im nagrodę, stwierdził, że następny ogólnopolski konkurs akordeonowy odbędzie się w Sanoku. Tak też się stało. Pierwsza edycja Ogólnopolskich Spotkań Akordeonowych w Sanoku zakończyła się sukcesem organizacyjnym i artystycznym. Na konkurs przyjechało 75 uczestników, a koncerty w wykonaniu Warszawskiego Kwintetu Akordeonowego pod kierunkiem Włodzimierza Lecha Puchnowskiego, Łódzkiego Tria Akordeonowego z udziałem Bogdana Dowlasza oraz solowy występ Klaudiusza Barana, które odbyły się w Sanockim Domu Kultury, cieszyły się ogromnym zainteresowaniem nie tylko uczestników i gości, którzy przyjechali na imprezę, ale także mieszkańców Sanoka.
        Wkrótce został utworzony „Euroregion Karpacki”, a jednym z jego celów jest promowanie inicjatyw związanych ze współpracą kulturalną krajów Europy Południowo-Wschodniej – przede wszystkim Polski, Białorusi, Słowacji, Rosji i Ukrainy. To skłoniło organizatorów do rozszerzenia zasięgu imprezy i w 1994 roku odbyły się po raz pierwszy Międzynarodowe Spotkania Akordeonowe „Sanok 1994”. Rok później sanocki festiwal został na stałe umieszczony w Ogólnopolskim Kalendarzu Imprez Artystycznych Ministerstwa Kultury i Sztuki, co zapewniło mu stałą dotację finansową.

        Miałam szczęście, bo zapraszał mnie Pan na Międzynarodowe Spotkania Akordeonowe do Sanoka i mogłam nie tylko słuchać koncertów, ale też rozmawiać z wybitnymi akordeonistami, reprezentującymi nie tylko wiodące ośrodki muzyczne w Polsce i z krajów „Euroregionu Karpackiego”, a także z laureatami konkursów.

        Powiem krótko. Sam bym niewiele zdziałał. Ta impreza mogła się rozwijać dzięki temu, że miałem szczęście współpracować ze znakomitymi akordeonistami z Polski i zagranicy. Byli wśród nich tak sławni akordeoniści, jak zmarli już prof. Włodzimierz Lech Puchnowski i prof. Jerzy Jurek oraz profesorowie, którzy do dzisiaj wspierają mnie swoim autorytetem i doświadczeniem: Bogdan Dowlasz, Joachim Pichura, Jerzy Kaszuba i Teresa Adamowicz-Kaszuba. Z czasem grono to powiększali wspaniali akordeoniści młodszego pokolenia: Klaudiusz Baran, Elwira Śliwkiewicz-Cisak, Krzysztof Olczak, Jerzy Madrawski, Paweł Paluch czy Janusz Pater. Bardzo cenię sobie także współpracę z zagranicznymi pedagogami, a przede wszystkim z prof. Richardasem Sviackeviciusem z Wilna, Wiaczesławem Siemionowem z Moskwy, Władimirem Runczakiem z Kijowa, Nikołajem Siewriukowem z Mińska, Vladimirem Čuchranem ze Słowacji, Aleksandrem Dimitriewem z Sankt Petersburga, Mirco Patarinim z Włoch i wieloma innymi.

        Wielu laureatów sanockich Spotkań Akordeonowych odgrywa ważną rolę w życiu muzycznym w kraju i za granicą.

        Bardzo się cieszę, że są wśród nich także moi absolwenci. Maciej Zimka, który jeszcze niedawno uczył się pod moim kierunkiem grać na akordeonie w Zespole Szkół Muzycznych w Krośnie, później ukończył Akademię Muzyczną w Krakowie. Na tej uczelni obronił niedawno pracę doktorską i otrzymał tytuł doktora sztuk muzycznych, jest także bardzo zdolnym kompozytorem - laureatem wielu konkursów kompozytorskich. W jubileuszowej edycji usłyszymy Macieja Zimkę podczas dwóch koncertów, wykona między innymi swoją kompozycję, a będzie to „Sonata na akordeon i gitarę”, która otrzymała Grand Prix w VIII Międzynarodowym Konkursie Kompozytorskim „Sanok 2017”.
Podczas tegorocznej edycji festiwalu wystąpi także inny laureat naszego konkursu, sławny absolwent Państwowej Szkoły Muzycznej I i Ii stopnia w Sanoku, również mój wychowanek - Bartosz Głowacki. Aktualnie Bartosz mieszka w Londynie i ma wypełniony kalendarz koncertowy, ale przyleci do Krakowa w piątek 27 kwietnia rano i przyjedzie do Sanoka, aby wystąpić na wieczornym koncercie, a następnego dnia o świcie znowu wsiądzie do samolotu w Krakowie, aby zdążyć wykonać wieczorem dawno już zaplanowany koncert w Anglii.
        Laureatem Międzynarodowych Spotkań Akordeonowych jest także prof. Klaudiusz Baran – wychowanek Zespołu Państwowych Szkół Muzycznych w Przemyślu, który jest aktualnie Rektorem Uniwersytetu Muzycznego Fryderyka Chopina w Warszawie. Ten znakomity akordeonista wystąpi także w tym roku podczas jednego z koncertów, a także zasiądzie w jury. Znanych akordeonistów, którzy w Sanoku odnieśli konkursowe sukcesy, a obecnie koncertują i są wykładowcami akademii muzycznych jest wielu. Pozwolę sobie wymienić jeszcze: Marcina Wyrostka, który zdobył w Sanoku I nagrodę w kategorii rozrywkowej i wkrótce został zwycięzcą programu "Mam talent", Bartosz Kołsut - Młody Muzyk Roku 2014, dr Leszek Kołodziejski i dr Eneasz Kubit - wykładowcy AM w Łodzi, dr Grzegorz Palus - wykładowca UMFC  w Warszawie, Grzegorz Stopa - profesor klas akordeonu w Konserwatorium w Wiedniu i Akademii Muzycznej w Detmold w Niemczech, czy Paweł Janas - wybitny wirtuoz akordeonu młodego pokolenia.

        Lista uczestników tegorocznego konkursu jest już zamknięta?

        Zgłoszenia przyjmowaliśmy do 20 marca. Zgłosiło się 130 wykonawców i jest to rekordowa liczba, bo wystąpią także kilkuosobowe zespoły i z pewnością wystąpi w tegorocznym konkursie ponad 200 uczestników. Młodym wykonawcom towarzyszyć będą nauczyciele i rodzice – liczymy, że ponad 400 osób przyjedzie do Sanoka na XX Międzynarodowe Spotkania Akordeonowe. Przyjadą do Sanoka uczestnicy z sześciu krajów: z Litwy, Białorusi, Ukrainy, Słowacji, Czech, i Polacy. Jurorzy będą oceniać ich występy pracując w trzech komisjach. Przewodniczy całości prof. Bogdan Dowlasz z AM w Łodzi, druga komisja będzie pracować pod przewodnictwem prof. Kladiusza Barana - Rektora UMFC w Warszawie, a pracami trzeciej komisji kierował będzie prof. Joachim Pichura z AM w Katowicach. W jury zasiada elita polskich akordeonistów, a także goście z zagranicy: prof. Richardas Sviackevicius z Wilna, prof. Wiktor Sewriukow z Mińska, Igor Vlah z Banskej Bystricy oraz Nick Petruh z czeskiej Pragi.

        Podczas tego wielkiego święta muzyki akordeonowej odbędą się w sumie trzy wspaniałe koncerty i chociaż wspomniał Pan o niektórych wykonawcach, warto wymienić zarówno daty, jak i wykonawców tych koncertów, bo jestem przekonana, że Sanoczanie także będą chcieli się na nie wybrać.

        Myślę, że udało nam się tak zaplanować te wieczory, że będą one atrakcyjne zarówno dla najwybredniejszych słuchaczy, jak i melomanów.
26 kwietnia podczas Koncertu Inauguracyjnego posłuchamy akordeonisty Macieja Frączkiewicza i Orkiestry Kameralnej Państwowej Szkoły Muzycznej I i II st. im. Wandy Kossakowej w Sanoku, wzmocnionej muzykami Filharmonii Podkarpackiej pod dyrekcją Elżbiety Przystasz. To niezbędny skład do prawykonania Koncertu na akordeon, kotły i orkiestrę symfoniczną Jerzego Mądrawskiego. W drugiej części koncertu wystąpi Motion Trio – zespół, który nie wymaga rekomendacji, bo ten zespół znany jest na całym świecie. W ubiegłym roku zdobyli główną nagrodę za muzykę do filmu „Szczęście świata”. Ogromnym powodzeniem cieszą się w ich wykonaniu utwory Krzysztofa Pendereckiego, Wojciecha Kilara i wielu wybitnych kompozytorów polskich i zagranicznych. Podczas koncertu w Sanoku usłyszymy zarówno znakomite utwory autorskie Motion Trio, jak i opracowaną przez nich „Orawę” Wojciecha Kilara.
        27 kwietnia, w drugim dniu posłuchamy utworów kameralnych. Najpierw dwa duety wykonają utwory nagrodzone w VIII Konkursie Kompozytorskim: pierwszy duet tworzą akordeonista Ivo Jedynecki i wiolonczelista Piotr Mazurek, a drugi Maciej Zimka – akordeon i Miłosz Mączyński – gitara. Drugim ogniwem wieczoru będzie, wspomniany już, recital Bartosza Głowackiego, a zakończy koncert Klaudiusz Baran, który grać będzie na akordeonie i bandoneonie z towarzyszeniem Kwartetu Smyczkowego „Con Affetto”, a program ich występu wypełni muzyka Astora Piazzolli.
        28 kwietnia, w sobotę, odbędzie się koncert galowy, który rozpocznie się wręczeniem nagród i wyróżnień, później duet akordeonowy Maciej Zimka i Wiesław Ochwat wykona dwa następne utwory nagrodzone w Konkursie Kompozytorskim, a zakończy ten wieczór Koncert Laureatów XX Międzynarodowych Spotkań Akordeonowych „Sanok 2018”.

        Pewnie przygotowanie takiego konkursu zajmuje Panu wiele miesięcy. Mówił Pan o stałej dotacji z Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego, ale nie wystarcza ona na wszystkie wydatki związane z festiwalem, bo lista darczyńców jest długa.

        Międzynarodowe Spotkania Akordeonowe w Sanoku są w Ogólnopolskim Kalendarzu Imprez Artystycznych Ministerstwa Kultury, co oznacza, że uczniowie szkół muzycznych mają bezpłatny udział w konkursie, co z pewnością wpływa na ilość zgłoszeń. Częścią kosztów udziału obciążeni są tylko studenci i uczestnicy zagraniczni, ale zawsze staramy się, aby nie były to duże kwoty.
Udaje nam się zebrać odpowiedni budżet dzięki wsparciu Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego, wspierają nas Rada Miasta i Burmistrz Miasta Sanoka, i Rada Powiatu, i Starosta Sanocki. Mamy także wielu przyjaciół do których należą: Polskie Górnictwo Naftowe i Gazownictwo, Firma Herb Bolesław Szybist, Rubber Company SA, Pass Polska, Fundacja Bankowa im. Mariana Kantona w Warszawie, Bank Pekao SA, mecenas Adam Nowak, Teresa Lisowska, Drukarnie Piast Kołodziej, Automet Józef Leśniak, Testmer Sanok. Wspiera mnie także dr Tomasz Tarnawczyk – dyrektor PSM I i II stopnia w Sanoku, bo ta placówka jest od początku organizatorem Międzynarodowych Spotkań Akordeonowych w Sanoku.
        Wszelkie szczegóły dotyczące regulaminu konkursu, harmonogramu przesłuchań i koncertów znajdą Państwo na stronie internetowej PSM I i II st. im. Wandy Kossakowej w Sanoku.
        Koncerty rozpoczynać się będą o 19:00 w Sali Sanockiego Domu Kultury. Zapraszam Państwa serdecznie.

Z prof. ośw. Andrzejem Smolikiem - dyrektorem artystycznym Jubileuszowych XX Międzynarodowych Spotkań Akordeonowych "Sanok 2018" rozmawiała Zofia Stopińska 4 kwietnia 2018 roku w Sanoku.

"Mysteria Dolorosa" - Dominika Lasoty - prawykonanie w Rzeszowie

        Pana Dominika Lasotę – urodzonego w Rzeszowie młodego kompozytora, przedstawiałam już w „Klasyce na Podkarpaciu” u progu 2017 roku. Rozmawialiśmy wówczas o początkach Pana edukacji muzycznej w rodzinnym mieście i o współpracy z Katedralnym Chórem Chłopięco-Męskim „Pueri Cantores Resovienses”. Studiował Pan wówczas na Uniwersytecie Muzycznym Fryderyka Chopina w Warszawie na dwóch wydziałach, był Pan prezesem Koła Naukowo-Artystycznego Wydziału I, oraz laureatem konkursów kompozytorskich m.in.: I nagrody na Międzyuczelnianym Konkursie Kompozytorskim w Warszawie, nagrody Koła Młodych – Związku Kompozytorów Polskich podczas Konkursu im. Zygmunta Mycielskiego i wyróżnienia na konkursie kompozytorskim w Olsztynie.
Z wydarzeń, które odbyły się na Podkarpaciu, wspominaliśmy koncert pasyjny, podczas którego odbyło się prawykonanie Pana „Litanii o Męce Pańskiej” w wykonaniu pedagogów i uczniów ZSM nr 1 w Rzeszowie w 2016 roku i debiut na „Przemyskiej Jesieni Muzycznej” z pieśniami na sopran i kwartet smyczkowy, specjalnie skomponowanymi dla śpiewaczki Jadwigi Kot-Ochał.
Tym razem jest okazja, aby porozmawiać o ostatnich kilkunastu miesiącach działalności i najbliższych planach.

        Zofia Stopińska: Jest Pan nadal studentem Uniwersytetu Muzycznego Fryderyka Chopina?

        Dominik Lasota: Tak, jestem obecnie na ostatnim roku studiów magisterskich w klasie kompozycji profesora Aleksandra Kościowa. Jednocześnie studiuję w klasie dyrygentury profesora Sławka Wróblewskiego, mam także zajęcia z dyrygowania z profesorem Henrykiem Wojnarowskim.
Dzięki łączeniu studiów na dwóch kierunkach mogę rozwijać się, mając do czynienia z aspektem twórczym, a także odtwórczym. Jest to bardzo pomocne podczas komponowania.

        Proszę powiedzieć, co wydarzyło się od naszego ostatniego spotkania?

        Od czasu naszego ostatniego spotkania miałem sporo ciekawych koncertów i prawykonań.
Jednym z przełomowych wydarzeń w moim życiu był IX Krajowy Kongres Polskiej Federacji Pueri Cantores, odbywający się we wrześniu ubiegłego roku w Rzeszowie. Podczas kilku dni trwania Kongresu, Rzeszów gościł ponad 1100 śpiewaków z Polski i z zagranicy. To było niezwykłe wydarzenie zarówno pod kątem artystycznym, jak i duchowym. Odbywało się wówczas wiele koncertów, spotkań z dyrygentami i chórzystami. Był to także czas budowania wzajemnych relacji pomiędzy chórzystami z różnych ośrodków oraz czas modlitwy i skupienia. Zostałem poproszony o skomponowanie mszy na zakończenie tego wydarzenia, a także hymnu, którego tekst był jednocześnie mottem całego Kongresu: „Obdarz, Panie, nasze czasy pokojem”(Da pacem, Domine, in diebus nostris). Mój hymn „Da Pacem, Domine” został prawykonany na Rynku Rzeszowskim, natomiast jego pełna wersja została wykonana z udziałem Orkiestry Symfonicznej Filharmonii Podkarpackiej w Katedrze Rzeszowskiej podczas Koncertu Galowego z okazji Jubileuszu 25-lecia Polskiej Federacji. Podczas koncertu galowego chóry zostały rozmieszczone w różnych miejscach kościoła – na balkonach, w bocznych nawach oraz przed ołtarzem. Wykonanie hymnu było na wysokim poziomie artystycznym, a towarzyszyło temu zjawisko wielkiej masy dźwiękowej, powstałej ze śpiewu 1100 chórzystów.
Po krótkim wstępie orkiestry, na pierwszych dźwiękach śpiewanych przez chóry, wszyscy słuchacze podnieśli głowy i z niedowierzaniem kierowali swój wzrok na wszystkich chórzystów wypełniających Rzeszowską Katedrę.

       Trzeba także podkreślić, że hymn został owacyjnie przyjęty – zachwyceni byli wykonawcy, a przede wszystkim publiczność. Taka długa gorąca owacja z pewnością sprawia wielką radość kompozytorowi.

        Najbardziej ucieszyłem się radością wykonawców z pracy nad moim utworem. Już podczas pierwszych prób w Filharmonii Podkarpackiej byłem szczęśliwy, oglądając zaangażowanie i szczerą radość szczególnie tych najmłodszych chórzystów. Nikt nie zwracał uwagi na czas próby i zmęczenie.
Kilka dni po zakończeniu Kongresu dowiedziałem się, że mój hymn ma w Internecie już ponad 30 tysięcy wyświetleń. Wiem, że utwór „Da Pacem, Domine” został wykonany już m.in. w Lublinie, Rzeszowie, Warszawie i wielu innych miastach. Cieszę się, że ta muzyka trafiła do tylu miejsc. Nie tak dawno dowiedziałem się, że podczas inauguracji roku akademickiego na Uniwersytecie Papieskim Jana Pawła II w Krakowie został wykonany przez chór mój hymn. Takie wydarzenia bardzo mnie mobilizują do dalszej pracy i są wynagrodzeniem dotychczasowych starań.

       Czy sukces hymnu „Obdarz, Panie, nasze czasy pokojem” przyczynił się do zainteresowania Pana twórczością?

        Wiele chórów zgłosiło się do mnie z pytaniem, gdzie można zdobyć całą partyturę lub z prośbą o przesłanie materiałów dla instrumentalistów. Nagrania z tym utworem pojawiają się co jakiś czas w wykonaniu zespołów i chórów w różnych składach i różnych miejscach. Łatwo je można znaleźć i odtworzyć. Otrzymałem kilka różnych propozycji na skomponowanie utworów na różne okazje, nad którymi obecnie pracuję.

        Zapowiada się dużo pracy na najbliższe miesiące, a o wakacjach może Pan tylko marzyć.

        Staram się nie narzekać na nadmiar pracy, a wręcz przeciwnie, to dla mnie duża radość, że mam dla kogo pisać i wciąż znajduję zainteresowanych moją twórczością. Jeśli mam możliwość współpracy z dobrymi muzykami i kreatywnymi ludźmi, którzy są otwarci i zaradni, to nie myślę wtedy w kategoriach zmęczenia i wypoczynku. Często podczas komponowania, ale przede wszystkim przy okazji kompletowania nut, przygotowania głosów dla wykonawców i podczas korekt edycyjnych partytury, pojawia się u mnie frustracja wynikająca ze zmęczenia, i czasu, który należy poświęcić na te czynności. Cały ten stan złości całkowicie rozpływa się podczas prób z muzykami, a także podczas koncertów i nagrań, które rekompensują wcześniejszą pracę. Wtedy uzyskuję potwierdzenie, że warto było poświęcić więcej czasu nad dokładnością partytury i materiałów dla wykonawców, bo przez to zwiększył się komfort pracy wszystkich muzyków. Myślę, że tak jak w każdym zawodzie bardzo ważny jest umiar w tym co się robi, ale i odpoczynek. W innym wypadku bardzo łatwo można stracić radość z przygotowań i muzykowania.

        Pewnie nadal także tworzy Pan muzykę dla potrzeb filmów, teatru, różnych gier. Ta muzyka też przynosi kompozytorowi rozgłos i sprawia, że jego nazwisko jest znane, ale także sprawia, że czasem na konto bankowe wpływają pieniądze i łatwiej jest żyć.

        Nawiązałem współpracę i napisałem muzykę do filmów studentów z katowickiej szkoły filmowej oraz kilka ilustracji muzycznych dla warszawskich teatrów. Zgłosiła się do mnie także Fundacja Mam Marzenie, która poprosiła mnie o skomponowanie czterech piosenek w ramach spełnienia marzeń młodego chłopca, który pragnął nagrać swoją płytę.
Moim zdaniem kwintesencja zawodu i wykształcenia kompozytora polega na jego wszechstronności w pisaniu różnych gatunków muzyki. Zaczynając od muzyki symfonicznej i chóralnej, kończąc na pisaniu muzyki filmowej lub hitów muzyki rozrywkowej.
Cieszę się, że mogę komponować dla różnych zespołów z całej Polski.
W ostatnim czasie jestem uczestnikiem programu „Muzyka Naszych Czasów”. Spośród nadesłanych zgłoszeń i partytur zostało wyłonionych ośmiu młodych kompozytorów, którzy mieli okazję zaprezentować swoje utwory w Europejskim Centrum Muzyki w Lusławicach.
Utwory zostały przekazane do sześciu szkół muzycznych i do sześciu uczelni muzycznych na terenie całej Polski. Studenci, uczniowie oraz ich nauczyciele wykonują teraz nasze utwory i dzięki temu mamy koncerty między innymi w Gdańsku, Wrocławiu, Krakowie, Warszawie, Koninie, Białymstoku i wielu innych miastach. Jest to też możliwość konfrontacji z wieloma muzykami, którzy w różny sposób interpretują utwory

        Sądzę, że program „Muzyka Naszych Czasów” wpłynie w sposób szczególny na promocję twórczości młodych kompozytorów, którzy w nim uczestniczą. Obecność Mistrza Krzysztofa Pendereckiego podczas inauguracji w Lusławicach świadczy o tym, że chce wspierać młodych kompozytorów.

        Oczywiście, ten program został świetnie zaplanowany i przemyślany od samego początku. Spotkaliśmy się i poznaliśmy, kompozytorzy i wykonawcy, w Lusławicach. Teraz będziemy się spotykać i rozmawiać ze sobą przy okazji koncertów w innych miastach. Będzie także okazja do spotkań z publicznością i nie będzie to polegało tylko na wyjściu na estradę po wykonaniu utworu. Mamy również szanse mówić o swojej muzyce. Bardzo cenny jest także bezpośredni kontakt z wykonawcami, którzy, jak mam nadzieję, również w przyszłości będą wykonywać nasze utwory. Po pierwszej edycji tego programu moi koledzy mieli jeszcze szereg pozaprogramowych wykonań na różnych konkursach i festiwalach.
Ponadto z koncertu inauguracyjnego zostanie wydana płyta przez wytwórnię DUX, zawierająca utwory uczestników II edycji „Muzyki Naszych Czasów”. Ma także zostać wydany cały komplet nut, który z pewnością przyczyni się do zwiększenia popularności naszych utworów. Mam nadzieję, że dzięki takim wydarzeniom zmieni się podejście ludzi do muzyki współczesnej. Niestety, nauczycielom w szkołach muzycznych brakuje czasu, aby podczas zajęć mówić o tym, co się wydarzyło w muzyce w ciągu ostatnich lat. Podczas lekcji gry na instrumentach młodzi ludzie uczą się utworów epok minionych, które stanowią fundament ich edukacji, ale przez to nie mają możliwości kontaktu z twórczością powstałą w XX i XXI wieku, nowymi technikami instrumentalnymi, nową notacją muzyczną itd. Najnowszą muzyką, która pojawia się w programach nauczania, jest zazwyczaj muzyka początku XX wieku a spora część tych utworów ma już ponad 100 lat... Jest szereg nowych utworów, o których warto mówić i warto je grać ze względu na ich walory artystyczne, a także edukacyjne. Im wcześniej zacznie się rozmawiać na ten temat z młodzieżą, tym ta muzyka będzie aktywniejsza i bardziej rozumiana przez społeczeństwo, a samo określenie „muzyka współczesna” przestanie powodować grymas na twarzach słuchaczy.

        Na pytanie, dlaczego współczesna muzyka nie jest znana – jest jedna odpowiedź – bo nie jest wykonywana.

        Muzyka współczesna często budzi wręcz przerażenie i niechęć, chociaż dzisiejsza muzyka jest bardzo różnorodna zarówno jeśli chodzi o harmonię, jak i melodię, instrumentację, i pozostałe elementy. Mamy do czynienia z utworami, które służą kontemplacji, są utwory bardzo energiczne, utwory ilustrujące wiele zjawisk czy utwory eksplorujące nowości techniczne. Wydaje mi się, że to zetknięcie jest szczególnie dla młodych ludzi bardzo ciekawe. Często wykonawcy widząc partyturę zanotowaną w inny sposób, spotykając się z inną harmonią czy melodyką, niechętnie podchodzą do utworu, ale po kilku słowach komentarza kompozytora i rozpoczęciu pracy na utworem, wyjaśnieniu zjawisk, wytłumaczeniu procesu powstania, wszystko się zmienia. Widać nagle radość, entuzjazm i chęć do pracy, a co najciekawsze, duże zainteresowanie samym procesem twórczym.
Sławni wykonawcy często po zagraniu wielu utworów z kanonu klasyki zastanawiają się, co można innego wykonać. Wielcy instrumentaliści niejednokrotnie publikują dane, ile razy mieli okazję wykonywać koncerty Mendelssohna, Czajkowskiego, Sibeliusa itd... W pewnym momencie nowa muzyka jest ich odskocznią od tradycyjnego repertuaru.

        Ma Pan kolegów, którzy są świetnymi instrumentalistami – czy sięgają czasami po Pana utwory?

        Tak, zdarza mi się praca ze świetnymi instrumentalistami, którzy już w trakcie naszej znajomości rozwijali swoją karierę. To miłe, kiedy dowiaduję się, że mój kolega, który wykonywał kiedyś moje utwory, wygrał teraz jakiś prestiżowy koncert, brał udział w świetnych warsztatach lub nagrał swoją pierwszą płytę. Pojawienie się nowych, bardzo dobrych muzyków wiąże się też z nowymi pomysłami na koncerty i festiwale.

        Jak rozmawialiśmy przed rokiem, pełnił Pan funkcję prezesa Koła Naukowo-Artystycznego I Wydziału, czy nadal kieruje Pan tym Kołem?

        Od tego roku funkcję Prezesa Koła pełni już moja koleżanka ale dzięki tej działalności mam duże doświadczenie w organizacji koncertów czy różnych wydarzeń. Przygotowując podsumowanie swojej działalności obliczyłem, że podczas tych dwóch lat zorganizowaliśmy dziewięć koncertów, podczas których prawykonanych zostało ponad czterdzieści utworów. Zorganizowaliśmy dwie konferencje, gdzie zostały wygłoszone referaty przedstawicieli z każdej uczelni muzycznej w Polsce. Przygotowywaliśmy warsztaty z instrumentalistami, informowaliśmy o działalności ZaiKS, współpracowaliśmy z Kołem Młodych Związku Kompozytorów Polskich. Bardzo podobały mi się te wszelkie organizacyjne działania i czuję się szczęśliwy z ich realizacji.

        Spotykamy się tuż przed premierowym wykonaniem nowej Pana kompozycji „Mysteria Dolorosa”, którą wykonają absolwenci, uczniowie i pedagodzy Zespołu Szkół Muzycznych nr 1 w Rzeszowie – Szkoły, do której Pan kiedyś uczęszczał i uczył się Pan grać na skrzypcach.
Pani Małgorzata Walkiewicz dyrygować będzie tym wykonaniem.
W tej kompozycji przenika się kilka nurtów.

        Utwór jest oparty na tajemnicach bolesnych różańca – stąd jego nazwa. Długo myślałem nad formą tego utworu i co powinien zawierać. Jedna z najpopularniejszych modlitw „Ave Maria” jest pomijana we wszystkich dziełach pasyjnych i najczęściej wybierane są „Stabat Mater” albo „Lux aeterna”. Pomyślałem, że rzadko wykorzystywaną przez kompozytorów tematyką jest różaniec. Po znaku krzyża (Signum Sanctae Crucis) i modlitwie „Ojcze nasz” (Pater Noster), mamy pięć razy występujące „Ave Maria” – za każdym razem inne (nawiązanie do 5 tajemnic różańca). Starałem się także, aby ilość wypowiadanych powtórzeń zwrotu „Ave Maria” w moim utworze była równa ilości ich powtórzeń podczas modlitwy. Mamy więc 10 razy „Zdrowaś Mario” śpiewanych przez chór dziecięcy lub zespół wokalny. Aby sięgnąć po głębsze rozważanie Wielkiego Postu, postanowiłem wprowadzić partie kantora, które świetnie wykonuje prof. Jacek Ścibor. Partia ta jest oparta na tekście Ewangelii, który ilustruje poszczególne tajemnice różańca, są one podzielone na partie kantora (narratora), a także partie Jezusa. Wprowadziłem także elementy spoza świata religii – pozaduchowego, śpiewane przez panią Dominikę Celińską - to jest wymiar współczesności, bólu i cierpienia, wynikających z rzeczywistości naszego świata. Są więc w moim utworze fragmenty: ostatniego kazania ks. Jerzego Popiełuszko z 26 sierpnia 1984 roku, List Ojca Maksymiliana Kolbe do Matki z obozu koncentracyjnego z 15 czerwca 1944 roku, słowa Stewardessy z ataku na WTC, a także słowa ośmioletniej dziewczynki, która zginęła w zamachu terrorystycznym w Manchesterze, 22 maja 2017 roku. Podczas pracy nad utworem starałem się, aby części były ze sobą ściśle związane i nie było wrażenia, że każda część jest inna. Pragnąłem zaproponować słuchaczowi, aby w ciągu kilkudziesięciu minut trwania utworu mógł znaleźć czas na refleksję, odrobinę wzruszenia, przeżyć także chwile nadziei.

        Pewnie dla Pana ważny jest fakt, że po raz kolejny premiery Pana utworów pasyjnych odbywają się w Rzeszowie, a wykonawcami są pedagodzy i młodsi koledzy ze szkoły, którą Pan ukończył.

        Cieszę się, że po raz kolejny mogę liczyć na Panią Małgorzatę Walkiewicz, która swoją osobą, autorytetem i charakterem silnie zmotywowała świetnych muzyków, którzy na co dzień grają w Filharmonii Podkarpackiej i jednocześnie są pedagogami ZSM nr 1 w Rzeszowie. W koncercie bierze udział także dwóch znakomitych akordeonistów – profesor Paweł Paluch oraz profesor Mirosław Dymon oraz soliści – pani Dominika Celińska-Głogowska oraz prof. Jacek Ścibor. Jestem bardzo szczęśliwy, że to właśnie oni wykonują mój utwór. Dla mnie to duże wyróżnienie i radość płynąca ze spędzenia czasu z nauczycielami oraz uczniami, z którymi dorastałem i rozpoczynałem swoją muzyczną drogę. Szczególnie mocno jestem wdzięczny za zaangażowanie pana Oresta Telwacha, który był moim nauczycielem skrzypiec w ZSM i który bardzo mi pomógł w podejmowaniu moich decyzji związanych z dalszą edukacją muzyczną.

        Uczestniczył Pan w próbach, ale jak już oddał Pan partyturę pani Małgorzacie Walkiewicz, a pozostali wykonawcy mają nuty ze swoimi partiami – interweniował Pan w interpretację, czy dał im Pan swobodę?

        Myślę, że do tego potrzebny był mi drugi mój kierunek studiów, czyli dyrygentura chóralna. Miesiąc temu dyrygowałem swoim koncertem dyplomowym, podczas którego prawykonany był mój utwór „Lux aeterna”. To połączenie kompozytora z dyrygentem bardzo wpłynęło na mój sposób myślenia i na sposób pracy z wykonawcami. Zawsze staram się zostawiać dużo swobody muzykom w interpretacji i znać realia, czyli być wyrozumiałym. Zespoły wokalne i część solistów to uczniowie szkoły muzycznej, którzy są utalentowani, ale przygotowywali to wykonanie jako pracę dodatkową, po lekcjach, najczęściej wieczorami. Warto też dodać, że Zespół Wokalny to nie tylko „wokaliści”, ale też instrumentaliści czy rytmiczki.
Czasami podczas prób daję wskazówki mówiąc, że coś można zaśpiewać lub zagrać inaczej, staram się dokładniej przybliżać, i wyjaśniać sens poszczególnych fragmentów utworu, ale pozostawiam duże pole manewru dyrygentowi.

        Za kilkanaście minut rozpoczyna się koncert i dlatego musimy kończyć rozmowę. Mam nadzieję, że niedługo będzie okazja do ponownego spotkania i rozmowy.

Z Panem Dominikiem Lasotą – młodym kompozytorem, studentem Uniwersytetu Muzycznego Fryderyka Chopina w Warszawie rozmawiała Zofia Stopińska 25 marca 2018 roku w Rzeszowie.

Podczas koncertu w Niedzielę Palmową wieczorem Kościół Świętego Krzyża w Rzeszowie wypełniony był publicznością, która w wielkim skupieniu wysłuchała nowej kompozycji Dominika Lasoty „Mysteria Dolorosa”. Współczesne dzieło młodego kompozytora już od pierwszych taktów zafascynowało publiczność, a różne wątki pojawiające się w poszczególnych ogniwach okazały się czytelne bez zbędnych komentarzy i programów. Wystarczyła tylko krótka zapowiedź przed rozpoczęciem utworu.
W doskonałej akustyce świątyni szlachetnie i pięknie zabrzmiały zarówno fragmenty z towarzyszeniem zespołu instrumentalnego, jak i na chór a cappella. Zarówno chóry, jak i zespół instrumentalny były bardzo czujne na każdy gest dyrygentki.
Wykonawcami głównych partii solowych byli doświadczeni śpiewacy i pedagodzy: Dominika Celińska-Głogowska i Jacek Ścibor, stąd ich urodziwe głosy wypełniały wnętrze świątyni. Dobrze również poradzili sobie w krótkich partiach solowych chórzyści: Julia Kowalska, Lena Paszek i Adam Dragan.
Po zakończeniu utworu i chwili ciszy rozległy się gorące brawa, publiczność zerwała się z miejsc i na stojąco oklaskiwała wykonawców, i kompozytora.
Były też słowa podziękowania – najpierw skierował je do wykonawców, kompozytora i publiczności ks. Władysław Jagustyn – proboszcz parafii p.w. Świętego Krzyża w Rzeszowie, a później kompozytor Dominik Lasota. To był wspaniały wieczór.

Dominik Lasota„Mysteria Dolorosa”
Wykonawcy:
Soliści: Dominika Celińska-Głogowska, Jacek Ścibor oraz Julia Kowalska, Lena Paszek i Adam Dragan.
Chór kameralny „VOCI D’ORO
Chór dziecięcy z Ogólnokształcącej Szkoły Muzycznej I stopnia
Zespół instrumentalny w składzie: Orest Telwach - skrzypce, Anna Stępień - skrzypce, Izabela Tobiasz - altówka, Halina Hajdaś - wiolonczela, Aleksander Berkowicz - kontrabas, Robert Mosior - klarnet, Paweł Paluch - akordeon, Mirosław Dymon - akordeon, Ewa Orawska - instrument klawiszowy, Ewa Łuczyńska - Kycia - marimba.

Anna Charchut - przygotowanie chóru dziecięcego

Małgorzata Walkiewicz - dyrygent


Zapraszamy do Filharmonii Podkarpackiej

        Zofia Stopińska: Miło mi rozmawiać, przed ostatnim marcowym koncertem abonamentowym w Filharmonii Podkarpackiej, z Panem Jiři Petrdlikiem – jednym z najbardziej cenionych dyrygentów europejskich swojej generacji, który pracuje z wykonawcami tego wieczoru i dyrygować będzie tym koncertem. Pan zaproponował program tego wieczoru czy Filharmonia Podkarpacka?

        Jiři Petrdlik: Już dawno ustaliłem z panią prof. Martą Wierzbieniec, że podczas tego koncertu zabrzmi rzadko wykonywany utwór, stosowny na ten czas, a mianowicie oratorium Cesara Francka „Siedem ostatnich słów Chrystusa na krzyżu”.

        Do wykonanie tego dzieła potrzeba czterech solistów (sopran, dwa głosy tenorowe i bas), chóru i orkiestry. Zarówno partie solowe, jak chóralne wykonują ludzie młodzi – bo studenci. Soliści są studentami Wydziały Wokalno-Aktorskiego Akademii Muzycznej w Krakowie, natomiast partie chóralne powierzone zostały Chórowi Wydziału Muzyki Uniwersytetu Rzeszowskiego, z którym pracowała dr Bożena Stasiowska-Chrobak i myślę, że młodzi wykonawcy są dobrze przygotowani.

        Oczywiście, że tak. Młodzi wykonawcy z wielkim entuzjazmem podchodzą do pracy, młode głosy brzmią świetnie, chór brzmi przepięknie i cieszę się bardzo, że mogę współpracować z tym chórem. Zadowolony jestem także ze współpracy z solistami z Akademii Muzycznej w Krakowie. To był świetny pomysł pani prof. Marty Wierzbieniec, aby zaprosić młodych wykonawców z dwóch ośrodków muzycznych do udziału w tym koncercie, bo dla nich udział w wykonaniu dzieła Francka, współpraca z profesjonalną orkiestrą, to także ważny krok w edukacji.

        Pierwszą część koncertu rozpocznie Uwertura do opery „Ruiny Babilonu” Karola Kurpińskiego i przepiękny, ostatni Koncert fortepianowy B-dur KV 595 Wolfganga Amadeusza Mozarta – skomponowany w roku śmierci kompozytora.

        Ten koncert wykona świetny czeski pianista Jan Simon. To nadzwyczajne dzieło, zachwycające aurą spokoju, ciepła i skupienia – różniące się od pozostałych koncertów fortepianowych Mozarta. Chcę podkreślić, że jestem także zachwycony Uwerturą do opery „Ruiny Babilonu” Karola Kurpińskiego. Z tego, co wiem, muzyka tego kompozytora nie jest znana szerokiemu gronu publiczności i nawet w Polsce jest rzadko wykonywana. Ja także nie znam całej twórczości Karola Kurpińskiego, jedynie Koncert klarnetowy i uwertury, ale jestem tak zafascynowany tymi utworami, że nazywam go polskim Beethovenem. Zapraszam dzisiaj na koncert.

        Chcę Pana zapytać jeszcze o tournée koncertowe po Chinach, bo przecież przez dwa tygodnie podróżował Pan po tym ogromnym kraju z Orkiestrą Symfoniczną Filharmonii Podkarpackiej.

        Mieliśmy dziewięć koncertów w tym czasie i tylko chyba trzy dni mieliśmy wolne, ale to były „dni transportowe”. Nasza podróż nie przypominała wycieczki, bo wypełniona była ciężką pracą, ale jednocześnie miło nam było reprezentować Polskę w Chinach. Podczas koncertów sale były wypełniona do ostatniego miejsca, a były to sale co najmniej dla dwóch lub trzech tysięcy osób. Specjalne wydarzenie odbyło się w mieście Nannig, bo to miasto i region, współpracują z Województwem Podkarpackim. Nasz koncert otworzył tam nową salę koncertową. Część programu wykonaliśmy wówczas z chińskim chórem i solistami. Graliśmy tam również I część Koncertu e-moll Fryderyka Chopina, a solistą był chiński pianista. Zostaliśmy w Nannig wspaniale przyjęci, ale wszystkie nasze koncerty były na bardzo dobrym poziomie. Nie bez znaczenia był także repertuar, który przygotowaliśmy i który ogromnie się podobał chińskiej publiczności, a graliśmy w większości utwory zamieszczane w programach koncertów noworocznych w Złotej Sali Musiverein, które transmitowane są przez wiele stacji telewizyjnych na świecie. Może się Państwu wydawać, że to łatwy, lekki repertuar, ale tak naprawdę są to bardzo trudne utwory. Wykonywanie podczas jednego koncertu wielu krótkich utworów, każdy w innym charakterze, wcale nie jest łatwe. Podczas każdego koncertu graliśmy także utwory polskie: „Tańce góralskie” z opery „Halka” Stanisława Moniuszki, furorę robił Polonez z „Pana Tadeusza” Wojciecha Kilara i inne utwory polskich kompozytorów.

        Sądzę, że lubi Pan pracować z Orkiestrą Filharmonii Podkarpackiej i jest Pan zadowolony z efektów tej pracy, która trwa już dość długo.

        Ma Pani rację. Bardzo lubię pracować i występować z tą Orkiestrą. Zarówno podczas poprzednich koncertów w Rzeszowie, jak i w czasie chińskiego tournée, zespół zawsze prezentował wysoki poziom. Najlepiej o tym świadczy propozycja ponownego wyjazdu do Chin, a muszę powiedzieć, że nawet bardzo dobre orkiestry zazwyczaj goszczą tam jeden raz.

        Może za Pana pośrednictwem nawiąże się współpraca naszej Orkiestry z muzykami czeskimi. Gościł u nas już chór, teraz wystąpi pianista.

        Rozmawiamy o tym często. Zaprosiłem Orkiestrę Filharmonii Podkarpackiej do Pragi. Koncert zaplanowany został w listopadzie. Z okazji 85. rocznicy urodzin Krzysztofa Pendereckiego wykonamy w Pradze jego Koncert podwójny na skrzypce i altówkę. Wtedy także, po raz pierwszy w Pradze, zastanie wykonana Toccata Artura Malawskiego – patrona Filharmonii Podkarpackiej, a dopełnimy ten program VIII Symfonią Antonina Dvořaka.

        To wspaniały pomysł. Być może spotkamy się w Pradze. Teraz, dzięki autostradzie, podróż z Rzeszowa do Pragi trwa o wiele krócej.

        Samochodem osobowym taka podróż trwa siedem godzin – nie sądzę, aby można było szybciej pokonać tę odległość w inny sposób.
Dzisiaj natomiast zapraszam Państwa serdecznie do Filharmonii Podkarpackiej na koncert, który rozpoczynamy o 19:00. Do zobaczenia.

Z Panem Jiři Petrdlikiem – jednym z najbardziej szanowanych dyrygentów europejskich swojej generacji rozmawiała Zofia Stopińska 23 marca 2018 roku w Rzeszowie.

Cieszę się, że losy zawiodły mnie do "Mazowsza"

        Drugi z cyklu siedmiu wielkich koncertów na 70 lat działalności instytucji kultury w Krośnie był podwójnie jubileuszowy, ponieważ występujący 9 marca 2018 roku Państwowy Zespół Ludowy Pieśni i Tańca „Mazowsze” również świętuje 70-lecie swojego istnienia.
Koncert odbył się w Sali Regionalnego Centrum Kultur Pogranicza w Krośnie, a „Mazowsze” wystąpiło pod batutą swego dyrektora, Pana Jacka Bonieckiego, z którym mogłam porozmawiać po próbie.

        Zofia Stopińska: Panie dyrektorze, dzisiaj jubilaci goszczą u jubilatów.

        Jacek Boniecki: To piękne spotkanie, a o tych naszych jubileuszach dowiedziałem się niedawno. Tych zbieżności i ważnych dat jest sporo, a jeszcze obie instytucje biorą udział w obchodach 100-lecia odzyskania niepodległości przez Polskę. Nie chcę przeceniać roli „Mazowsza”, bo szacownych instytucji kultury w Polsce jest sporo, ale „Mazowsze” jest w tym gronie wyjątkowe, bowiem postrzegane jest jako reprezentacja kultury polskiej, szczególnie poza naszą Ojczyzną.   Osoby, które przychodzą na nasze występy, wiele dowiadują się o naszym kraju, jego historii i kulturze. Dla licznie rozsianej po świecie Polonii nasze koncerty maja dodatkowo wymiar sentymentalny, ale dla publiczności innych krajów i kultur mają walor poznawczy. Po koncercie ta publiczność ma wyobrażenie, jak piękna, barwna i energetyczna, i różnorodna jest nasza kultura – szczególnie kultura ludowa, z której my czerpiemy przygotowując programy występów. Bogactwo naszej kultury ludowej jest ogromne, bo dawniej, nawet niezbyt odległe od siebie wioski, bardzo różniły się miejscowym folklorem: zwyczajami, strojami, często także instrumentarium było inne. To jest piękno naszej kultury ludowej, którą pieczołowicie kultywuje „Mazowsze”.
Często też dotykamy kultury dawnych granic Rzeczypospolitej. Niedługo będziemy występować w Wilnie na Litwie i też jedziemy tam z sentymentem. Nie ma to nic wspólnego ze stwarzaniem niepokojów, ale przecież kultury sąsiednich krajów także wzajemnie się przenikały. Łączy nas wspólna historia, a kultura dawnych Kresów polskich wiele do naszej kultury wniosła.

        Przeglądając przed południem Waszą stronę internetową, stwierdziłam, że Mazowsze to imperium – balet, chór, orkiestra i ogromna ekipa techniczna czuwająca nad tym, aby wszystko odbywało się sprawnie.

        Faktycznie, jest nas dużo, jak jeździmy w pełnym składzie, bo dzisiaj, z racji repertuaru i promocji naszej najnowszej płyty „Piosenki ludowe”, przyjechały tylko dwa zespoły – chór i orkiestra. Chcę zaznaczyć, że ta płyta jest to kompendium wiedzy o naszych mazowszańskich piosenkach, które ostatnio były utrwalane przez „Mazowsze” ponad 20 lat temu. Nagraliśmy 24 piosenki ludowe – najbardziej znane i lubiane, a zrobiliśmy to w tym roku jubileuszowym, żeby pokazać to bogactwo naszego regionu, które było gromadzone przez tyle lat.
Powracając do Pani stwierdzenia, chcę podkreślić, że mamy bardzo duży balet – drugi balet w Polsce, w którym tańczy ponad 60 osób, w chórze śpiewa 40 osób i 45 osób gra w orkiestrze. Potrzebnych jest nam wielu pracowników technicznych – garderobiane, pracownie krawieckie i konserwatorskie są niezbędne do funkcjonowania Zespołu. Mamy ogromne bogactwo kostiumów, bo ponad 4 tysiące, kilkaset par butów, czapki, chusty, czepce, wianki, pawie pióra, kwiaty i... warkocze. To wszystko znajduje się w kostiumerii „Mazowsza”.

        To wszystko gromadzone było przez lata.

        Od początku pieczę nad tym sprawowała pani Mira Zimińska-Sygietyńska, która czasami robiła pewne poprawki kolorystyczne, a także niektórych elementów strojów, stąd można powiedzieć, że to są raczej kostiumy sceniczne, ponieważ to, co pokazuje „Mazowsze” – jak wielokrotnie, zapowiadając ten zespół pan Bogusław Kaczyński podkreślał: „ Proszę Państwa! „Mazowsze” nie jest zespołem folklorystycznym, jest zespołem artystycznym, który na kanwie folkloru pokazuje pewna stylizację przystosowaną na sceny całego świata”. Takie było zamierzenie Miry, tak się też stało i tak chcemy to pielęgnować.

        Wasza oferta programowa jest bardzo bogata, bo są to między innymi: programy edukacyjne, muzyka klasyczna, nawet opera nie jest Wam obca. Pomyślałam, że duży wpływ na to bogactwo mają doświadczenia zdobyte przez Pana, bo przecież za kilka dni będzie Pan świętował 25-lecie działalności artystycznej. W tym czasie dyrygował Pan koncertami symfonicznymi, oratoryjnymi, prowadził Pan spektakle operowe, operetkowe i musicalowe, a ostatnio cały czas, talent i serce poświęca Pan „Mazowszu”.

        Udało mi się w ciągu tych 25 lat (chociaż, prawdę mówiąc, zacząłem dyrygować nieco wcześniej), przynajmniej „dotknąć”, jeżeli nie poznać, różnorodne formy muzyczne: symfoniczne, oratoryjne i teatralne. Wszystkie te doświadczenia bardzo mi się przydały, bo coraz częściej programy „Mazowsza” są właściwie spektaklami, chociaż odbywa się to często w formie koncertu.
Mira Zimińska-Sygietyńska zmarła w 1997 roku, a wówczas nikt jeszcze nie marzył o tym, że będzie sala widowiskowa w Otrębusach, czyli w Karolinie. Po prostu nie mogła realizować dużych form teatralnych z „Mazowszem”, bo nie miała na to miejsca. Dlatego zatrzymano się na formie koncertowej, chociaż Mira była „człowiekiem sceny” i myślała scenicznie, stąd ten program jest tak głęboko przemyślany i dopracowany pod każdym względem: choreografie (które rysowała), opracowania tekstów pieśni i inne szczegóły, którymi się zajmowała, to było wielopłaszczyznowe spojrzenie na teatr. Z pewnością Państwo nie wiecie, że Mira Zimińska-Sygietyńska zbierała instrumentarium do kapeli dworskiej, chcąc zrobić spektakl muzyczny. W różnych względów – pewnie również ideologicznych i czasowych, nie zrobiła tego, ale z pewnością też chciała rozszerzać formy występów.
My staramy się to teraz robić. Mamy tę operę – śpiewogrę „Krakowiacy i Górale” zrobioną w sposób mistrzowski i przemyślany, bo „Mazowsze” jest młode, a w przypadku opery musimy podołać nie tylko wykonaniu samej muzyki, ale przede wszystkim warstwy dramatycznej, bo nie posiadamy aktorów. Bardzo mądrze poprowadził to wszystko Andrzej Strzelecki, który jest wychowawcą pokoleń aktorskich, stąd jego praca z naszym zespołem dała wspaniały efekt. Dlatego mamy tę formę w repertuarze, a może wkrótce powstanie kolejna forma teatralna.

        Przed Wielkanocą będziecie występować z koncertami muzyki klasycznej, bo od kilku lat macie w repertuarze m.in. dzieła Wolfganga Amadeusz Mozarta – „Mszę Koronacyjną” i „Requiem”.

        Muzyka klasyczna daje nam kondycję artystyczną. Po wykonaniu utworów Mozarta koncerty z piosenkami ludowymi śpiewamy z zupełnie innym bagażem emocjonalnym, a przede wszystkim technicznym. To wspaniały trening rozwijający chór i orkiestrę. Orkiestra, która bardzo dobrze wykona muzykę klasyczną, zagra każdą muzykę i o to chodzi, żeby była bardzo elastyczna.
Najczęściej mamy do czynienia z wysublimowaną muzyka ludową, której partytury pisał porządny kompozytor Tadeusz Sygietyński – uczeń w Instytucie Muzycznym w Warszawie takich sław, jak Henryk Melcer, Zygmunt Noskowski i Zygmunt Statkowski, a później Lipsku m.in. Maxa Regera i w Wiedniu Arnolda Schönberga. Sygietyński otrzymał staranne wykształcenie i komponował początkowo muzyką symfoniczną, w latach 1923 – 26 pracował jako dyrygent w teatrach operowych w Grazu, Zagrzebiu i Lublanie, a w 1925 roku założył w Dubrowniku orkiestrę symfoniczną.
W partyturach, które tworzył dla „Mazowsza”, słychać wyraźnie, że wszystkie utwory są pisane na kanwie muzyki ludowej, ale bardzo sprawną i wysublimowaną ręką kompozytora klasycznego.
Jestem pewien, że gdyby Tadeusz Sygietyński żył dłużej (bo niestety z „Mazowszem” był tylko siedem lat), mielibyśmy nie tylko utwory symfonizujące, bo skomponowałby jeszcze inne formy na kanwie muzyki ludowej.

        Pod koniec marca „Mazowsze” ma zaplanowane koncerty muzyki klasycznej.

        Tak, wykonamy kilkakrotnie „Requiem” Mozarta – wspaniałe dzieło, dające możliwość artystycznego „wyżycia się” dla chóru, solistów i dla orkiestry. Niektórych dziwi, że osoby, które proponują to dzieło publiczności, zapraszają „Mazowsze”, bo wydaje się to trochę odległe, a jednak nasze wykonanie jest bardzo oryginalne, bo chór „Mazowsza” ma specyficzne brzmienie, lekkie, pastelowe, bardzo szlachetne, a w Mozarcie to brzmienie jest bardzo potrzebne. Bardzo chętnie wykonujemy to dzieło.

        Może użyję niezbyt pięknych słów mówiąc, że „Mazowsze” jest najlepszym polskim „towarem eksportowym”. Nie wiem tylko, czy to było i jest doceniane.

        W życiu każdego człowieka, w życiu zespołu, w życiu społeczeństwa są różne okresy. „Mazowsze” w czasie 70-ciu lat działalności „ocierało się” o różną rzeczywistość, nie tylko w Polsce, ale także w Europie i na świecie, postrzegania muzyki ludowej i kultury czy tożsamości. To wszystko faluje. Również zespół był różnie postrzegany. Przez długie lata „Mazowsze” prowadziła Mira Zimińska-Sygietyńska. Budziła respekt i podziw nie tylko wśród członków zespołu. Jak odeszła, straciliśmy osobę, która mocną ręką trzymała „Mazowsze”, mało tego, potrafiła udowadniać światu, że jest ono potrzebne, w różnych rzeczywistościach politycznych i gospodarczych. Była gwarantem istnienia Zespołu. Po jej śmierci niestety trochę się wszystko zachwiało.
Proszę sobie przypomnieć lata przemian gospodarczych w Polsce. Ja mam doświadczenia z tego okresu, bo jako młody człowiek – student Akademii Muzycznej w Gdańsku, zakładałem prywatną orkiestrę. Wielu ludzi zapragnęło się szybko wzbogacić, zmienić własną sytuację ekonomiczną. Rządzący naszym krajem także zaczęli się tym zajmować poważnie. Nastąpiło wówczas odejście od kultury, samorządy przestały dotować różne instytucje kulturalne, pogłębiając ich słabą kondycję. Najważniejsze były sprawy finansowe. „Mazowsze” także wówczas dostawało o wiele mniej środków i borykało się z ogromnymi trudnościami.
Teraz widzimy „światełko”, a może nawet „światło w tunelu”, co objawia się powrotem społeczeństwa do kultury, bo już trochę nasyciło się dobrami materialnymi. Ludzie mają już dosyć pogoni za polepszeniem własnego bytu, chcą coś zobaczyć, czegoś posłuchać, oderwać się, chcą harmonii w życiu. Nastąpił również zwrot do korzeni i także przy tej okazji do naszego Zespołu o wielkiej tradycji.
W ostatnich trzech latach otrzymaliśmy znaczącą pomoc od samorządu Województwa Mazowieckiego, co przekłada się na poważne środki finansowe. Od prawie roku mamy także współorganizatora – Ministra Kultury, który nadaje ten ton misyjny „Mazowszu” i wspomaga jego działalność na terenie kraju i także za granicą. Dlatego mamy zaplanowane występy poza granicami kraju.

        Jak tylko opublikowałam informację, wraz z pięknym plakatem, o koncercie w Krośnie, otrzymałam wiele pytań o nagrania. Wiem, że macie już nowe nagrania.

        To prawda i wszędzie, gdzie koncertujemy, mamy stoiska z płytami. Mamy także nową stronę internetową, zapraszam do zapoznania się z nią, bo znajdą tam Państwo także sklep internetowy i można tam także zakupić nasze płyty. Myślę, że w przyszłości, bo mamy takie zapotrzebowania, różne firmy będą dystrybuować nasze płyty. „Mazowsze” po raz pierwszy już nagrało dwie płyty w swojej siedzibie i jest ich producentem, i wydawcą. Mamy już możliwości realizacji świetnych nagrań.

        W Waszym kalendarzu zaplanowanych jest mnóstwo koncertów w kraju i za granicą, ale także zapraszacie do siebie – mało tego, osoby, które przyjadą na koncert, mogą u Was zostać.

        Mamy wspaniałe warunki. „Mazowsze” posiada 12 hektarów terenu, położonego w pięknym lesie w dawnym Karolinie. Jest tam słynny pałac karoliński, który już w tym roku będzie rewitalizowany i przez co najmniej dwa lata będzie wyłączony, a później powstanie tam Centrum Folkloru Polskiego. Odwiedzający to miejsce będą mieli możliwość spojrzenia na polski folklor, na jego cechy charakterystyczne, można będzie także poznać, jak na przestrzeni lat ten folklor został przeobrażony przez „Mazowsze”. To jest piękna inicjatywa i dziękujemy w tym miejscu Ministrowi Kultury, Samorządowi Województwa oraz za środki pozyskane z Unii Europejskiej, które pozwolą na rewitalizację i stworzenie stałej ekspozycji, prezentującej polski folklor widziany oczami zespołu „Mazowsze”.
Zapraszamy na koncerty do naszej siedziby. Mamy karczmę, mamy zaplecze noclegowe, piękny park i naszą salę koncertową.
Dzieci mogą uczestniczyć w koncertach edukacyjnych i warsztatach, które się odbywają przez cały tydzień, mogą przyjść na koncert całego zespołu „Mazowsze”.

        Z wielką pasją mówi Pan o „Mazowszu” i myślę, że jest Pan w nim zakochany, podobnie jak wielu Polaków.

        Tak, bo „Mazowsze” jest niezwykłe. Pracowałem w różnych instytucjach i nie umniejszam żadnej, bo kocham operę i muzykę symfoniczną, operetkę i teatr muzyczny. Prowadziłem bardzo dużo koncertów i spektakli różnego rodzaju. Twierdzę, że nasza siedziba jest miejscem szczególnym, a „Mazowsze” jest z wielkim pietyzmem postrzegane przez publiczność. To jest zjawisko – niebywałe, niepowtarzalne i niespotykane w żadnej innej instytucji. Cieszę się, że losy zawiodły mnie do „Mazowsza”. Jestem w tym zespole już pięć lat i jeszcze do tego, w dość niespodziewany sposób, zostałem „szefem” tej instytucji.

        Panią Mirę Zimińską-Sygietyńską i „Mazowsze” znał Pan od lat.

        Oczywiście. Spotkałem Panią Mirę w 1995 roku, kiedy byłem „szefem muzycznym” Teatru Muzycznego „Roma”, w którym zatrudnił mnie pan Bogusław Kaczyński i powiedział: „Jacusiu, poznasz na premierze „Carmen” Wielką Mirę”, i tak się stało. Wówczas, po premierze odbyło się spotkanie, podczas którego Pani Mira powiedziała: „Bardzo by mi się przydał taki dyrygent”.
W 1997 roku, kiedy „Mazowsze” było na 3-miesięcznym tournée – Mira umiera. Kto ją żegnał w imieniu Zespołu? – Bogusław Kaczyński i Jacek Boniecki, bo cały zespół koncertował w Stanach Zjednoczonych i nie można było tej trasy przerwać. To najlepsze dowody, że nie ma rzeczy przypadkowych. Trafiłem wreszcie do „Mazowsza” i mam nadzieję, że uda mi się temu zespołowi pomóc w wielu sprawach i pracować wytrwale, abyśmy przez cały czas byli na najwyższym poziomie.
Będziemy się starali zawsze, ale w roku jubileuszowym szczególnie pięknie grać dla publiczności.

         Bardzo Panu dziękuję za rozmowę i czas, który kosztem odpoczynku Pan mi poświęcił.

        Ja również dziękuję za spotkanie, bo dawno już nie mieliśmy okazji rozmawiać, a znamy się od wielu lat. Mogę chyba zdradzić, że w czasie całej mojej pracy zawodowej, która trwa już ćwierć wieku, spotykaliśmy się wielokrotnie przy okazji różnych koncertów i nasze rozmowy doskonale pamiętam.

Z Panem Jackiem Bonieckim – dyrektorem „Mazowsza” i znakomitym dyrygentem rozmawiała Zofia Stopińska 9 marca 2018 roku w Krośnie.

Pragnę jeszcze podkreślić, że koncert Państwowego Zespołu Ludowego Pieśni i Tańca "Mazowsze" w Krośnie był nadzwyczajny. Piękny śpiew Chóru i świetna gra Orkiestry oraz zaprezentowany repertuar, wynagrodziły nam brak baletu. "Mazowsze" promowało jadną ze swych najnowszych płyt zawierającej przepiękne piosenki mazowszańskie, które żespół ma w repertuarze od lat. Każda z nich była gorąco oklaskiwana.Dyrektor Jacek Boniecki pokazał, że nie tylko jest mistrzem batuty, ale także potrafi wspaniale poprowadzić koncert przybliżając publiczności historię, dorobek i aktualną działalność "Mazowsza". Bisy, gorące owacje na stojąco były najlepszym dowodem, że krośnieńska publiczność potrafo ocenić i docenić wielki kunszt żespołu. Opuszczeliśmy gościnne progi Regionalnego Centrum Kultur Pogranicza w Krośnie oczarowani, z płytami, które będą nam ten wieczór przypominać.

Bardzo lubię koncertować w Jarosławiu

         W sobotę 3 marca w Sali Koncertowej Zespołu Szkół Muzycznych w Jarosławiu, koncertem Orkiestry Kameralnej Fresco Sonare pod batutą Moniki Bachowskiej zostały zainaugurowane VII Dni Muzyki Fortepianowej im. Marii Turzańskiej w Jarosławiu. Od początku impreza ta organizowana jest przez Centrum Kultury i Promocji w Jarosławiu. Zadaniem festiwalu jest promocja muzyki klasycznej i artystów wywodzących się z tego regionu, którzy realizuję się w tej dziedzinie muzyki.
Drugi koncert odbył się również Sali Koncertowej Zespołu Szkół Muzycznych, a jego główną bohaterką była pianistka Aleksandra Czerniecka – studentka Uniwersytetu Muzycznego Fryderyka Chopina w Warszawie, która do części drugiej wieczoru, zaprosiła Kwartet smyczkowy UMFC.
Ponieważ chciałam dłużej porozmawiać z panią Aleksandrą Czerniecką, umówiłyśmy się na spotkanie po próbie poprzedzającej koncert.

        Zofia Stopińska: Koncert odbywa się na terenie Szkoły Muzycznej im. Fryderyka Chopina, która ma ponad 70-letnią tradycję i pewnie dlatego przygotowała Pani program złożony z utworów naszego największego kompozytora.

        Aleksandra Czerniecka: W tym roku przygotowałam program złożony wyłącznie z utworów Fryde-ryka Chopina. W pierwszej części zabrzmią utwory solowe – będą to dwa nokturny op.27 oraz Ballada g-moll op. 23, a w części drugiej zagram Koncert e-moll op. 11 razem z Kwartetem smyczkowym, który tworzą studenci mojej uczelni. Kwartet wystąpi w składzie: Emilia Łapko – I skrzypce, Sylwia Gołębiowska – II skrzypce, Marcin Studniarz – altówka, Aneta Stefańska – wiolonczela.

        Czy współpracuje Pani z tym Kwartetem, czy wystąpicie po raz pierwszy?

        To nasza nowa współpraca. Graliśmy po raz pierwszy na moim egzaminie, bo na koniec tego semestru przygotowałam Koncert e-moll Chopina i mając świadomość, że lepiej ten utwór brzmi, kiedy słychać różne barwy, a nie drugi fortepian, poprosiłam znajomy Kwartet aby zagrali ze mną i na szczęście się zgodzili.

        Coraz częściej słyszymy koncerty fortepianowe Chopina w kameralnym składzie, a trzeba podkreślić, że dla kameralistów pojedyncza obsada smyczków, jest wielkim wyzwaniem, bo każdy z nich odpowiada za siebie i musi pilnie słuchać kolegów i solisty.

        Tak, dla nich było to wyzwanie szczególne, ponieważ nigdy wcześniej nie towarzyszyli pianiście. Zazwyczaj grali utwory skomponowane na kwartet smyczkowy. Ponadto w utworach Fryderyka Chopina jest dużo rubat. Orkiestra zawsze gra na solistę, a w tym przypadku, gdy nie ma dyrygenta i tylko po części ja nim jestem i po części pierwsza skrzypaczka – jest to nie lada wyzwanie, aby wszystko razem stanowiło piękną całość.

        Kontakt wzrokowy musi zastąpić kontakt duchowy.

        Tak, ale ten kontakt duchowy jest dość trudny do uchwycenia.

        Jestem przekonana, że w czasach Fryderyka Chopina, solistom nie towarzyszyły tak liczne orkiestry, jak dzisiaj. To były niewielkie kameralne orkiestry.

        Zdecydowanie, nawet z listów Chopina możemy dowiedzieć się, że jednak częściej grywał z towarzyszeniem zespołów kameralnych i to właśnie z kwartetem, nawet nie z kwintetem – jak to dzisiaj często bywa. Wykonania z towarzyszeniem orkiestry miały rangę wydarzeń. Bardzo często Chopin nie grał też całego koncertu, tylko pierwszą część, albo trzecią, albo drugą i trzecią. Modne były wówczas koncerty składające się z wielu ogniw, podczas których występował nie tylko jeden solista.

        Jest Pani Jarosławianką – pamięta Pani, kiedy po raz pierwszy zagrała Pani w swoim mieście utwór Fryderyka Chopina?

        Pamiętam, że pierwszym utworem Chopina był walc – nie pamiętam dokładnie który. Uczyłam się tutaj grać na fortepianie w klasie pani Teresy Romanow – Rydzik i pamiętam, że niezwykle się ucieszyłam i skakałam z radości chwaląc się przed rodzicami - Mamo, Tato będę grała Chopina. Nie pamiętam natomiast, kiedy zagrałam pierwszy raz utwór Chopina publicznie.

        Czy sama Pani wybrała instrument, czy była to wspólna decyzja podjęta z rodzicami.

        Pewnie się Pani zdziwi, ale ja na początku wybrałam skrzypce i całe pół roku uczyłam się grać na tym instrumencie, aż rodzice stwierdzili, że to za trudny dla mnie instrument i ja się do tego nie nadaję. Nie wiedzieliśmy wówczas, jak bardzo trudne są pierwsze kroki na skrzypcach.
Mama podjęła decyzję, że spróbujemy na fortepianie. Muszę się także przyznać, że nie od razu dostałam się do Szkoły Muzycznej, bo dopiero za trzecim razem. Będąc dzieckiem miałam olbrzymie problemy ze śpiewaniem, ale kiedy w Ognisku Muzycznym trafiłam do pani Romanow, to po roku nauki zdałam egzamin na tyle dobrze, że dostałam się do Szkoły Muzycznej I stopnia. Na początku nie bardzo chciało mi się ćwiczyć. Chodziłam, bo to był obowiązek, coś innego i cieszyłam się, że uczę się grać na instrumencie. Prawdziwe zaangażowanie i zainteresowanie muzyką, przyszło dopiero w średniej szkole muzycznej – to był przełom drugiej i trzeciej klasy gimnazjum.

        Musiała Pani dokonać wyboru, że chce Pani kontynuować naukę w Szkole Muzycznej II stopnia.

        Tak, ale nie wiem czy był to przemyślany i świadomy wybór. Chciałam spróbować i zobaczyć co z tego wyjdzie. Myślę, że to była dobra decyzja, bo kiedy zaczęłam naukę, otworzyły mi się nowe perspektywy i inne podejście do muzyki. Muzyka zaczęła mnie interesować, a z czasem pochłaniać. Postanowiłam kontynuować tę drogę.

        Z pewnością mieli swój udział w tym rozwoju zainteresowań muzyką Pani nauczyciele.

        Na pewno, bo pomysł kontynuowania nauki w średniej szkole muzycznej, podsunęła mnie i rodzicom pani Romanow. Sama bym się pewnie nie zdecydowała.

        Uczęszczała Pani do Zespołu Szkół Muzycznych nr 1 w Rzeszowie.

        Tak, ukończyłam tę szkołę w klasie fortepianu dr Anety Tejchman.

        Poznałam Panią, jako uczennicę dr Tejchman, podczas Międzynarodowego Forum Pianistycznego „Bieszczady bez granic...” w Sanoku i już wówczas myślała Pani poważnie o zawodzie pianisty.

        Tak, to było już po pewnych doświadczeniach koncertowo-konkursowych i miałam już wtedy pewne wyobrażenie o zawodzie muzyka. Minęły od tego czasu dwa, może trzy lata i znowu wiele się zmieniło, bo moje podejście do wykonywania muzyki jest znów zupełnie inne - bogatsze w nowe doświadczenia i wiedzę.

        Ciągle przybywało doświadczeń konkursowych, koncertowych i kontaktów z pedagogami.

        Międzynarodowe Forum Pianistyczne w Sanoku miało duży wpływ na mój rozwój, nie tylko muzyczny. W Sanoku mogłam mieć kontakt z wybitnymi mistrzami. Wspomnę tylko kilku: prof. Andrzej Jasiński, prof. Michail Woskriesienski, Akiko Ebi, Eugen Indjic, Philippe Giusiano, Kevin Kenner – to są wielcy mistrzowie z którymi nie mamy na co dzień kontaktu i ciężko jest do nich trafić, bo wiele koncertują, a kursy z ich udziałem odbywają się zazwyczaj za granicą. Forum Pianistyczne w Sanoku jest miejscem, które skupia wybitnych pedagogów w czasie jednego tygodnia i daje możliwość uczenia się od nich, a także zaczerpnięcia inspiracji. Pedagogiem, który miał olbrzymi wpływ na moją osobowość artystyczną, ale również na to jakim jestem człowiekiem dzisiaj, jako pianistka i po prostu Ola, jest Pani Profesor Bronisława Kawalla-Ryszka. Miałam przyjemność wiele razy uczestniczyć w kursach mistrzowskich prowadzonych przez Panią Profesor i wspominam je zawsze jako czas intensywnego rozwoju - przede wszystkim artystycznego, ale zarazem ogólnego. Pani Profesor zawsze dba o to, by w byciu pianistą-muzykiem nie zapomnieć o byciu człowiekiem tak po prostu - by nie wieść życia tylko w tym jednym aspekcie.

        Forum trwa tylko tydzień i można spotkać się mistrzem na lekcjach dwa albo trzy razy, ale czasami te spotkania dają więcej niż dłuższy kontakt z innym nauczycielem.

        Zgadza się, bo jednak kiedy spotykamy się regularnie ze swoim nauczycielem, to ciągle w ten sam sposób są formułowane uwagi czy jakieś wskazówki, często już zamykamy się na te rzeczy i ciężko nam się odblokować, a kiedy ktoś innymi słowami powie być może to samo – to nagle coś u nas może zaskoczyć i zmienić podejście do wykonania utworu, czy postrzegania całej formy dzieła.

        W tym roku na zakończenie Forum otrzymała Pani nagrodę Prezesa Podkarpackiej Fundacji Rozwoju Kultury za najlepsze wykonanie koncertu fortepianowego, ale pamiętam, że w latach poprzednich otrzymywała Pani nagrody w postaci koncertów, które są chyba równie ważne, a może czasami ważniejsze od pieniędzy.

        Zgadza się otrzymywałam zaproszenia na koncerty: w Czerniowcach, we Lwowie, w ubiegłym roku, czy dwa lata temu dostałam zaproszenie na Festiwal – Konkurs w Druskiennikach. Było sporo możliwości koncertowania i to jest bardzo cenne. Każdy koncert jest nowym doświadczeniem estradowym, bo występujemy w salach o różnej akustyce, w różnych warunkach i za każdym razem przed nową publicznością. W przypadku nas pianistów instrument na jaki trafimy jest jedną wielką niewiadomą, niemniej im więcej mamy możliwości sprawdzić się w tych nieznanych warunkach o tyle bogatsi stajemy się w doświadczenie.

        Jest Pani laureatką konkursów krajowych i zagranicznych, które z nich dostarczyły Pani najwięcej doświadczeń.

        Niełatwe pytanie, jednym z ważniejszych dla mnie konkursów był na pewno Międzynarodowy Konkurs Chopinowski w Rzeszowie, bo konkurowałam z osobami, które były już znane i uznane w środowisku pianistycznym. To, że dałam z siebie wszystko i zostało to docenione przez jury w tamtym okresie bardzo podniosło mnie na duchu. Na pewno olbrzymi wpływ wywarł również pierwszy konkurs za granicą, czyli konkurs w Barletcie we Włoszech. Niemniej, każdy konkurs coś za sobą niesie, przede wszystkim wiele doświadczeń estradowych. Występ podczas konkursu i podczas koncertu – to są dwie różne rzeczy. Inna jest atmosfera i nasze nastawienie oraz publiczność. Podczas konkursów słuchają nas zwykle rodzice, nauczyciele, profesorowie i jurorzy. To jest środowisko profesjonalne, które zna się na muzyce i dokonuje oceny występów poszczególnych uczestników, stąd jest dużo większa presja. Podczas koncertu możemy pozwolić sobie na grę z większą swobodą, również interpretacyjną, a podczas występów konkursowych musimy się jednak trzymać pewnych reguł.

        Niewielu jest pianistów, którzy zrobili karierę bez stawania w szranki konkursowe.

        To są prawdziwi szczęśliwcy, którym się udaje robić karierę bez konkursów, ale to też jest trudne. Trzeba mieć szczęście i trafić na osoby, które docenią talent i umiejętności, a także znaleźć sponsorów.

        Pani miała szczęście kilka razy być stypendystką.

        Byłam stypendystką Prezesa Rady Ministrów i wielokrotnie otrzymywałam stypendium Marszałka Województwa Podkarpackiego i Prezydenta Miasta Rzeszowa, a także Fundacji Zielińskich. Byłam również uczestniczką programu Krajowego Funduszu na Rzecz Dzieci. W ubiegłym roku akademickim udało mi się także otrzymać Stypendium Rektora i ostatnio na Forum „Bieszczady bez granic...” - stypendium Dyrektora Instytutu Muzyki i Tańca pana Maksymiliana Bylickiego. Można w tym wypadku mówić o szczęściu.

        Korzysta Pani w pełni z oferty MFP w Sanoku, ale także stara się Pani współpracować z organizatorami, aby chociaż cząstkę tego Forum związaną z koncertami przenieść do Jarosławia.

        Owszem, już drugi rok prowadzę w Jarosławiu koncert z cyklu „Recitale Mistrzów”. W ubiegłym roku wystąpił z recitalem w Jarosławiu prof. Eugen Indjic, a w tym roku Kevin Kenner. Prowadząc te koncerty, pomagam organizatorom i jednocześnie zdobywam nowe doświadczenia estradowe, a możliwość przebywania z mistrzami.

        Te dodatkowe umiejętności estradowe bardzo się Pani przydadzą, bo coraz częściej wykonawcy spotykają się z sytuacją, kiedy trzeba w paru słowach przybliżyć wykonywane utwory, bo coraz to rzadziej są drukowane programy, a często prowadzą koncerty osoby, które nie mają gruntownej wiedzy muzycznej.

        To jest prawda, ja także zauważyłam, że publiczność lubi dowiedzieć się co nieco o kompozytorze i programie, który będzie wykonywany. To są ważne informacje, szczególnie dla słuchaczy, którzy nie są zaznajomieni z taką muzyką.
Nie jest łatwo zapowiadać i grać, ponieważ to rozprasza szczególnie grającego, kiedy program jest bardzo wymagający. Są to mimo wszystko dwie różne rzeczy, a skupienie nad wykonaniem jest kwestią najistotniejszą.

        Jest Pani w połowie studiów licencjackich na Uniwersytecie Muzycznym Fryderyka Chopina w Warszawie. Za pierwszym razem dostała się Pani na studia?

        Tak, zdawałam egzamin zaraz po zakończeniu nauki w Rzeszowie. Miałam jeszcze zdawać do Akademii Muzycznej w Bydgoszczy, ale wcześniej dowiedziałam się, że zostałam przyjęta na studia w Warszawie i nie przystępowałam do egzaminów w Bydgoszczy.

        Studiuje Pani w klasie prof. Anny Jastrzębskiej – Quinn oraz asystentki Moniki Quinn. To był Pani wybór?

        Tak, to był mój wybór. Napisałam w podaniu, że chciałabym studiować pod kierunkiem Pani Profesor Jastrzębskiej-Quinn. Nie znałam dobrze Pani Profesor wcześniej, bo tylko raz udało nam się spotkać, ale miałam przeczucie, że to będzie dobry wybór. To faktycznie był „strzał w dziesiątkę”, bardzo się cieszę się, że mogę pracować pod kierunkiem tak wspaniałego pedagoga.

        Czy myśli Pani wyłącznie o pozostaniu solistką, czy też pracuje Pani także nad repertuarem kameralnym?

        Owszem, pracuję także nad repertuarem kameralnym, jestem także w klasie kameralistyki prof. Katarzyny Jankowskiej – Borzykowskiej. Obecnie gram w duetach ze skrzypaczką i altowiolistą. W przyszłym roku mam zamiar grać w większych składach. Wykonywanie muzyki kameralnej daje mi wiele satysfakcji, bo to bardzo przyjemna dziedzina muzyki. Trudno w tej chwili powiedzieć, czy będę solistką czy kameralistką, ale muzyka kameralna jest zawsze obecna w życiu pianisty.

        Pianista solista pracuje zawsze w samotności, a muzyka kameralna stwarza mu okazję połączenia pracy z życiem towarzyskim.

        To prawda, zupełnie inaczej pracuję kiedy ćwiczę sama, a inaczej, kiedy mamy próby z innym instrumentalistą. Możemy podyskutować o interpretacji utworu i porozmawiać na różne tematy. Na pewno we dwoje jest raźniej zarówno podczas prób, jak i na scenie.

        Rozmawiamy w Jarosławiu przed koncertem, dlatego zapytam jeszcze o koncertowe powroty do rodzinnego miasta. Zawsze na koncert przychodzą: bliższa i dalsza rodzina, koledzy, znajomi. Czy ich obecność to dodatkowy stres, czy wręcz przeciwnie, jest raźniej.

        Na pewno raźniej. Bardzo lubię wracać do Jarosławia i ogromnie się cieszę, kiedy otrzymuję zaproszenie zagrania tutaj koncertu. Kiedy wychodzę na scenę i widzę znajome twarze na widowni, czuję dodatkowe wsparcie i ciepło, lekka trema towarzyszy każdemu występowi, ale tutaj zawsze jest to ta pozytywna trema.

Z Aleksandrą Czerniecką – młodą utalentowana pianistką, Jarosławianką z urodzenia rozmawiała Zofia Stopińska 5 marca 2018 roku w Jarosławiu.

Szanowni Państwo! Pragnę poinformować, że koncert Aleksandry Czernieckiej i Kwartetu smyczkowego Uniwersytetu Muzycznego Fryderyka Chopina w Warszawie w składzie: Emilia Łapko – I skrzypce, Sylwia Gołębiowska – II skrzypce, Marcin Studniarz – altówka i Aneta Pawlak – wiolonczela, był wielkim wydarzeniem VII Dni Muzyki Fortepianowej im. Marii Turzańskiej w Jarosławiu. Podczas tego wieczoru królowała wyłącznie muzyka Fryderyka Chopina. Bardzo interesująco przybliżył publiczności postać Fryderyka Chopina, utwory i wykonawców gospodarz wieczoru pan Bogusław Pawlak. Aleksandra Czerniecka uwiodła publiczność pięknymi kreacjami Nokturnów cis-moll i Des-dur z op. 27. Publiczność gorąco oklaskiwała wykonanie Ballady g-moll op. 23 a później z wielką uwagą i skupieniem wysłuchała Koncertu e-moll op. 11 podczas którego solistce towarzyszył Kwartet smyczkowy UMFC. Zarówno solistka, jak i towarzyszący jej muzycy grali wspaniale. Dlatego po zakończeniu utworu zerwała się burza oklasków a później wszyscy powstali z miejsc aby dodatkowo wyrazić swój entuzjazm. Podobnie było po wykonaniu na bis Walca a-moll op. pośmiertne. To był wspaniały wieczór, który na długo pozostanie w pamięci wszystkich, którzy w nim uczestniczyli.

Z Bogusławem Pawlakiem nie tylko o Marii Turzańskiej

        Gospodarzem koncertów, które odbyły się w ramach VII Dni Muzyki Fortepianowej im. Marii Turzańskiej w Jarosławiu, był Pan Bogusław Pawlak, wicedyrektor Zespołu Państwowych Szkół Muzycznych w Jarosławiu, teoretyk muzyki, kreator wielu działań kulturalnych w Jarosławiu, a przede wszystkim inicjator tego festiwalu i człowiek, który w sposób bardzo interesujący przybliża publiczności zarówno wykonawców, jak i utwory wypełniające programy koncertów. Podczas tegorocznej edycji była okazja do rozmowy z Panem Bogusławem Pawlakiem.

        Zofia Stopińska: Jest Pan „ojcem” tego Festiwalu organizowanego przez jarosławskie Centrum Kultury i Promocji. Myślę, że warto przypomnieć, jak narodziły się Dni Muzyki Fortepianowej im. Marii Turzańskiej w Jarosławiu.

        Bogusław Pawlak: Myśl o powołaniu takiej imprezy pojawiła się z chwilą oddania do użytku Sali Koncertowej przy Szkole Muzycznej w Jarosławiu. Był to rok 2011. Pomyślałem, że skoro Sala Koncertowa jest tak dobrze wyposażona, mamy na estradzie fortepian Stanway’a, organy, dobre zaplecze, to powinna się tutaj odbywać cykliczna impreza artystyczna. Tak też się stało – w okolicach przełomu lutego i marca odbyły się pierwsze Dni, podczas których wystąpiło z recitalami trzech pianistów – m.in. pochodzący z Rzeszowa pan Piotr Kościk, który aktualnie z powodzeniem koncertuje w różnych krajach europejskich. Cały czas myślałem o przywołaniu z mroków historii postaci pani Marii Turzańskiej, która w okresie międzywojennym – od roku 1904 do wybuchu II wojny światowej, była założycielką Towarzystwa Muzycznego w Jarosławiu i przy tym Towarzystwie została powołana Koncesjonowana Szkoła Muzyczna, której została dyrektorem i ta szkoła istniała przez 35 lat. Trzeba także nadmienić, że nie była to tylko klasa fortepianu pani Marii Turzańskiej, ale w różnych okresach istnienia tej szkoły liczba nauczycieli była spora, bo kiedyś trafiłem na sprawozdanie z 1927 roku i wynikało z niego, że było kilku nauczycieli uczących: na fortepianie, na skrzypcach uczyła pani Helena Bochno, był przedmiot, który się wówczas nazywał solfeż. Przy Towarzystwie Muzycznym – także w różnych okresach działał chór i kwartet smyczkowy – co także wynika ze znalezionych przeze mnie notatek, bo nie zachowała się dokumentacja na temat tych wydarzeń.

        Pani Maria Turzańska mieszkała w Jarosławiu dość długo. Zachowały się jakieś pamiątki po tej artystce?

        Pani Maria Turzańska urodziła się w Berdiańsku nad Morzem Azowskim dokładnie 140 lat temu, bo w 1878 roku. W Jarosławiu znalazła się w roku 1900. Wiemy z różnych informacji, że wyszła za mąż za lekarza, który notabene nosił takie samo nazwisko jak ona. Zamieszkali w Jarosławiu przy ulicy Kościuszki. Jako małżeństwo wybudowali w Jarosławiu dom, co także wynika z notatek, na które natrafiłem, i od 1900 roku do śmierci (1957 rok) mieszkała w Jarosławiu.
Zapytała Pani o pamiątki i dokumenty. Niestety, materiały są niezwykle ubogie, żeby nie powiedzieć, że w ogóle ich nie ma. Dość długo mieszkał w Jarosławiu jej wnuk, który posiadał pewne dokumenty. Miałem okazję je oglądać, bo znałem tego pana osobiście. Widziałem na przykład dwie szarfy honorowe, które pani Maria Turzańska otrzymała od cara Rosji i od cesarza Franciszka Józefa, przed którymi koncertowała i w ten sposób wyrazili Jej szacunek oraz wdzięczność. Oglądałem także album, w którym było mnóstwo wycinków z niemieckojęzycznych gazet. Niestety, te materiały nie były i nie są dostępne. W tej chwili znajdują się u jego córki we Wrocławiu. Gdyby można było po nie sięgnąć i przetłumaczyć je, to dowiedzielibyśmy się o wielu faktach, których nie znamy.

        Słyszałam, że pani Maria Turzańska była uczennicą samego Teodora Leszetyckiego w Wiedniu.

        Owszem, wiemy z opowieści, że studiowała w Wiedniu u Teodora Leszetyckiego. Nie wiadomo natomiast, ile lat to trwało, czy ukończyła te studia? Wiemy też, że dużo wówczas koncertowała między innymi w Petersburgu, w Wiedniu i Budapeszcie. Jak twierdził wnuk pani Marii Turzańskiej, była podziwiana, a jej talent i umiejętności porównywano z Ignacym Janem Paderewskim. Niestety, nie ma to wszystko potwierdzenia w postaci dokumentów. Mówię to na podstawie jego przekazów, które publikowane były w jarosławskich gazetach.
Mam dowody na prężna działalność pani Marii Turzańskiej w Jarosławiu, mam dowody rodzinne, ponieważ moja mama (dzisiaj już 90-letnia pani), uczęszczała do tej przedwojennej szkoły na fortepian i ostatnie dwa lata przed wojną mamy brat uczęszczał do tej samej szkoły i uczył się grać na skrzypcach u wspomnianej pani Heleny Bochno. Mamy dokumenty w postaci świadectw. Wiadomo, że wybuch wojny zakończył działalność szkoły, natomiast z mamy wspomnień wynika, że w okresie okupacji uczęszczała do pani Turzańskiej na prywatne lekcje, ale nie były to systematyczne lekcje. Dzięki temu, że moja mama, od kiedy pamiętam, mówiła o tym, to postać i nazwisko pani Marii Turzańskiej nie było mi nigdy obce. Życie muzyczne było mi bliskie i może dlatego ja także chciałem uczyć się muzyki i ukończyłem wszystkie etapy kształcenia muzycznego.

        Wiadomo, gdzie szkoła kierowana przez panią Marię Turzańską miała siedzibę?

        Tak, trzeba w tym miejscu powiedzieć o kamienicy Attavantich w Jarosławiu. Ta kamienica Attavantich. ze słynną Salą Lustrzaną, która od kilku lat nosi imię pani Marii Turzańskiej – nawiasem mówiąc dzięki moim staraniom – była przed wojną siedzibą Towarzystwa Muzycznego i Szkoły Muzycznej. Większość działalności odbywała się w tej Sali. Jeżeli spojrzymy na archiwalne zdjęcia tego budynku z okresu międzywojennego, to na fasadzie, pomiędzy oknami pierwszego i drugiego piętra – był napis: Towarzystwo Muzyczne im. Fryderyka Chopina w Jarosławiu. To miejsce było od początku istnienia zorganizowanego szkolnictwa muzycznego – jego siedzibą. Moja mama potwierdza, że tam się odbywały lekcje, a w Sali Lustrzanej były organizowane popisy uczniów, które były bardzo ładnie opisywane w przedwojennych gazetach jarosławskich. To nie były tylko informacje o koncertach, ale także coś w rodzaju recenzji, w których występy poszczególnych wykonawców były przez dziennikarza komentowane. Teraz już nie pisze się recenzji, a ukazują się najwyżej sprawozdania, że coś się odbyło.
Istnieje również dokument, który otrzymała pani Maria Turzańska. Jest on w formie laurki – dosyć dużej, która ma format A3, na twardym kartonie, która została wykonana z okazji 25-lecia pracy pedagogicznej i pełnienia funkcji dyrektora Szkoły Muzycznej. Dokument ten znajduje się w jarosławskim muzeum. Wynika z niego, że praca pani Marii Turzańskiej była znana i bardzo ceniona.

        Jarosławski Festiwal im. Marii Turzańskiej rozwija się prężnie, a w ostatnich latach koncerty odbywają się w siedzibie Szkoły Muzycznej, która od tego roku jest już Zespołem Państwowych Szkół Muzycznych.

        Ten Festiwal organizuje Centrum Kultury i Promocji w Jarosławiu wraz ze Szkoła Muzyczną, która jest współorganizatorem. Różnie się to w poszczególnych latach układało. Organizatorzy chcieliby, aby chociaż jeden koncert podczas każdej edycji odbywał się w Sali Lustrzanej. Wszystko zależy od tego, jaki jest repertuar. Kwartet smyczkowy w Sali Lustrzanej brzmi idealnie. Gorzej jest, kiedy wykonawcom potrzebny jest fortepian, bo znajdujący się tam instrument nie nadaje się do gry. Miejsce zależy od repertuaru i wykonawców. Tak jak Pani powiedziała, w ubiegłym roku i w tym wszystkie koncerty odbywały się w budynku Szkoły Muzycznej ze względu na repertuar. W tym roku gościliśmy 25-osobową orkiestrę, był koncert fortepianowy, do koncertu pana Jacka Ścibora – Honorowego Obywatela Miasta Jarosławia, także potrzebny jest fortepian, a do finałowego koncertu w wykonaniu Waldemara Malickiego także potrzebny jest dobry fortepian – w tym roku wszystkie koncerty musiały się odbyć w Sali Koncertowej Zespołu Państwowych Szkół Muzycznych.

        Myślę, że Dni Muzyki Fortepianowej im. Marii Turzańskiej już na stałe wrosły w pejzaż Jarosławia i zaistniały w świadomości mieszkańców, że Festiwal będzie kontynuowany.

        Pan Waldemar Paluch - Burmistrz Miasta Jarosławia jest bardzo przychylny tej inicjatywie, czego dowodem jest fakt, że jest zawsze obecny na inauguracji i otwiera Festiwale. Mamy jego honorowy patronat. Jeżeli burmistrz nie może być na koncercie, to zawsze przychodzi któryś z zastępców. Władze cieszą się, że z tej mojej inicjatywy sprzed lat wyrosła impreza cykliczna na dobrym poziomie.
Chcę podkreślić, że od początku istnienia tego Festiwalu towarzyszy mi przeświadczenie, że poprzez osobę Marii Turzańskiej, która była nasza lokalną artystką i pedagogiem, czujemy zobowiązanie, aby w czasie tych dni pokazywać naszych lokalnych artystów – czyli wybitnych młodych ludzi, którzy rozpoczynali naukę w jarosławskiej Szkole Muzycznej, a obecnie studiują w Polsce lub za granicą, zapraszamy artystów zawodowych wywodzących się z tych stron, mających już duży dorobek. To jest nasz główny cel, że podczas tych Dni wykonawcami pewnej ilości koncertów są nasi rodzimi muzycy. Ten rok jest szczególny, bo mamy aż trzy koncerty naszych muzyków. Wiąże się to z obchodzonym w tym roku szkolnym jubileuszem 70-lecia Państwowej Szkoły Muzycznej im. Fryderyka Chopina w Jarosławiu. Ten Festiwal jest jakby przedłużeniem koncertu absolwentów, który odbył się w październiku. Stąd głównymi bohaterami koncertów byli: pani Monika Bachowska, pani Aleksandra Czerniecka i pan Jacek Ścibor. Tylko pan Waldemar Malicki nie jest naszym absolwentem. Każdego roku zapraszamy i będziemy zapraszać świetnych artystów, którzy w Jarosławiu rozpoczynali naukę muzyki.

Z Panem Bogusławem Pawlakiem – pomysłodawcą i gospodarzem koncertów w ramach Dni Muzyki Fortepianowej im. Marii Turzańskiej w Jarosławiu i wicedyrektorem Zespołu Państwowych Szkół Muzycznych w Jarosławiu rozmawiała Zofia Stopińska 8 marca 2018 roku.

Akordeon to instrument przyszłości

        Z bardzo interesującym programem wystąpiła 9 marca 2018 roku Orkiestra Filharmonii Podkarpackiej pod batutą Massimiliano Caldiego. Koncert rozpoczęła, ciesząca się zasłużoną popularnością, Uwertura do opery „Dwie chatki” Karola Kurpińskiego. Z tego samego okresu pochodzi piękna, lecz bardzo wymagająca kompozycja „La Mer” Claude’a Debussy’ego, która została wykonana w drugiej części wieczoru. Środkowe ogniwo stanowił Koncert na akordeon rosyjskiego kompozytora Albina Repnykova. Partie solowe w tym dziele wykonał wybitny polski akordeonista Klaudiusz Baran. Poprosiłam Artystę o spotkanie i mogliśmy się spotkać przed koncertem.

        Zofia Stopińska: Bardzo proszę o przybliżenie nam dzieła, które wykona Pan z Orkiestrą Symfoniczną Filharmonii Podkarpackiej, bo nie pamiętam, aby kiedykolwiek było ono w Rzeszowie wykonywane.

        Klaudiusz Baran: Prawdopodobnie po raz pierwszy zabrzmi w Rzeszowie Koncert nr 3 Albina Repnykova, rosyjskiego twórcy zmarłego w 2007 lub 2006 roku (dokładnie nie pamiętam). Miałem okazję poznać tego kompozytora osobiście, a nawet grać przed nim podczas festiwalu w Moskwie jego Sonatę. Bardzo cenię jego twórczość, która moim zdaniem nawiązuje stylistyką, formą, wyrazem do okresu szostakowiczowskiego, momentami utwór nawiązuje do Prokofiewa. Jest to dzieło monumentalne, jeśli chodzi o nasz instrument, skomponowane na dużą orkiestrę. Aby solowy akordeon przebił się przez ten wielki aparat wykonawczy, trzeba się trochę „namachać” miechem i pod względem kondycyjnym koncert jest wyczerpujący, natomiast muzyka jest piękna, głęboka, wzruszająca i rosyjska dusza jest w niej wyczuwalna. To jeden z moich ulubionych koncertów.

        Przed wykonaniem tego dzieła z orkiestrą musi Pan – podobnie jak organista, pomyśleć nad rejestracją.

        Tak, chociaż kompozytor zaproponował pewne rozwiązania już w partyturze i większość wykonawców z nich korzysta, bo utwór napisany jest z ogromną znajomością instrumentu, wykorzystujący wszelkie możliwości sonorystyczne współczesnego koncertowego akordeonu. Czasami ktoś, w zależności od instrumentu, na którym gra, jakieś małe modyfikacje wprowadza, natomiast zapis w partyturze zawiera intencje kompozytora i staramy się je realizować.

        Może jestem w błędzie, ale wydaje mi się, że utworów na akordeon i orkiestrę jest niewiele. Większość utworów na ten instrument to dzieła kameralne i solowe.

        Niestety, nie ma Pani racji. Tylko polskich koncertów na akordeon i orkiestrę jest ponad siedemdziesiąt. Jest to dość dokładnie policzone, bo jeden ze studentów pisał niedawno na ten temat pracę i sam byłem zaskoczony, że jest to tak pokaźna liczba. W ostatnim okresie mamy wprost erupcję tych kompozycji, bo w czasie ostatnich dziesięciu lat powstało ich ponad trzydzieści. To jest dużo, a już nie mówię, że sporo nowych kompozycji na akordeon pojawia się również na świecie. Wiele innych instrumentów nie może się pochwalić taką liczbą utworów. Wydaje mi się, że kompozytorzy znaleźli w akordeonie środek przekazu, który nie jest jeszcze tak wyeksploatowany, jak fortepian czy skrzypce. Twórcy szukają nowych brzmień, nowych wyzwań, nowego wyrazu, gdzie mogliby przekazać treści, które chcą w swoich kompozycjach zawrzeć i akordeon jest instrumentem, który jeszcze można na różne sposoby pokazać. Twierdzą, że ten „muzyczny kameleon” to „brakujące ogniwo” w instrumentarium orkiestrowym, jest szalenie mobilne poprzez ogromne możliwości dynamiczne, artykulacyjne – sumując jest to instrument przyszłości.

        Jest Pan uważany za mistrza w grze na bandoneonie – instrumencie pokrewnym akordeonowi, który prym wiedzie w formach kameralnych, chociaż utwory na orkiestrę i bandoneon są czasami także zamieszczane w programach koncertów.

        Bandoneon jest instrumentem kojarzonym najczęściej z tangiem, coraz częściej pojawia się także w muzyce współczesnej w formach kameralnych, chociaż są także utwory z orkiestra – między innymi Astora Piazzolli; Tres Tangos, Bandoneon Concerto, Koncert podwójny z gitarą i jest także polska kompozycja Edwarda Śliwińskiego – Memorabilia na bandoneon i orkiestrę smyczkową, którą miałem kiedyś przyjemność grać z Orkiestrą Smyczkową Amadeus pod batutą Agnieszki Duczmal, w Warszawie.

        Gra Pan na bandoneonie z wielkim zamiłowaniem.

        To prawda. Wszystkim się wydaje, że jest to instrument bardzo podobny do akordeonu, bo ma to samo źródło dźwięku, natomiast technika gry jest zupełnie inna i trzeba umieć się przestawić z jednego instrumentu na drugi. Nie są trafne porównania, że to jest tak samo, jak z fortepianu na klawesyn, czy ze skrzypiec na altówkę, bo chyba z akordeonu do bandoneonu jest o wiele dalej.

        Rozmawiamy w Rzeszowie, pewnie na koncert przyjedzie także sporo osób z Pana rodzinnego Przemyśla – może nawet przyjedzie pan Stanisław Kucab – Pana pierwszy Mistrz.

        Chciałbym bardzo, nawet zapraszałem Pana Stanisława. Od 2016 roku pełnię funkcję Rektora UMFC w Warszawie, co wiąże się z ogromem zajęć i nie mam wielu szans koncertować tak często, jak wcześniej, ale nie zawiesiłem całkiem działalności artystycznej.
Z Rzeszowem wiążą się bardzo miłe wspomnienia z wczesnej młodości, bo jako dziesięciolatek pierwsze laury konkursowe zdobyłem właśnie tutaj na Międzywojewódzkim Konkursie Akordeonowym, który był kwalifikacją do Konkursu Ogólnopolskiego i grałem wówczas w sali Filharmonii Rzeszowskiej jako laureat I nagrody podczas koncertu laureatów.
Wiele miłych wspomnień mam związanych z tą salą, bo tu, jako dziecko, rozpoczynałem artystyczną drogę, a teraz, będąc już profesjonalistą, występuję jako solista.

        W aktualnej notce biograficznej wspomina Pan jedynie o trzech konkursach, podczas których otrzymał Pan I nagrody: w Katowicach, w Castelfidardo i w Paryżu. Są to nagrody zdobyte w czasie studiów i po studiach, a przecież zwyciężył Pan w wielu innych konkursach akordeonowych.

        Tak, wymieniam jedynie zawodowe konkursy dla dojrzałych artystów, to młodzieżowe i dziecięce pozostały w pamięci, ale ten pierwszy konkurs w Rzeszowie, podczas którego otrzymałem I nagrodę, był dla mnie bardzo ważny, bo zachęcił mnie do dalszej pracy.

        Wspomniał Pan przed chwilą o ograniczeniu działalności artystycznej, ale nadal Pan sporo koncertuje.

        Działalność dydaktyczna i funkcja Rektora Uniwersytetu Muzycznego Fryderyka Chopina w Warszawie, którą mam teraz zaszczyt pełnić, wiąże się z wieloma obowiązkami, natomiast uważam, że Rektor uczelni artystycznej powinien swoją działalnością świadczyć o poziomie i renomie swojej placówki. Powinien dawać świadectwo, że to jest uczelnia na wysokim poziomie i dlatego dalej koncertuję, bo uważam, że należy cały czas pokazywać, iż jesteśmy aktywni i być wzorem dla naszych studentów, bo dzięki temu chcą u nas studiować.

        Niedawno Uniwersytet Muzyczny Fryderyka Chopina w Warszawie hucznie świętował i to była okazja do pokazania osiągnięć wielu pedagogów i wyróżniających się młodych ludzi związanych z tą Uczelnią.

        To jest w każdym roku akademickim bardzo uroczysty dzień. Wręczane są doktoraty, habilitacje, nagradzani są pedagodzy oraz wybitni studenci, wręczane są medale pamiątkowe i Grand Prix Rektora. Pokazujemy to, co mamy najlepszego i gromadzimy się po to, żeby wspólnie świętować.

        Nie tak dawno stawał Pan w szranki konkursowe, teraz jest Pan zapraszany do jury konkursów akordeonowych w Polsce i za granicą. Pewnie niedługo będzie Pan przez parę dni w Sanoku, a na początku grudnia przyjedzie Pan do Przemyśla.

        Tak, w Sanoku pod koniec kwietnia odbędą się XX Międzynarodowe Spotkania Akordeonowe i będą obchodzone bardzo uroczyście. Zostałem zaproszony do Jury, a oprócz tego będę też mógł się pojawić podczas wieczornego koncertu – właśnie z bandoneonem i wystąpię wspólnie z Tarnowskim Kwartetem Smyczkowym „Con Affetto” i zagramy utwory Astora Piazzolli. Organizatorzy poprosili mnie także o przygotowanie i moderowanie Sesji naukowej „100 lat akordeonistyki polskiej na tle akordeonistyki światowej”. Będę miał sporo pracy, ale bardzo się cieszę, że będę mógł uczestniczyć w tych Spotkaniach.
W grudniu przyjadę do Przemyśla na Międzynarodowy Festiwal Muzyki Akordeonowej. Jest jeszcze sporo czasu i nie znam wszystkich szczegółów, ale w kalendarzu mam już zarezerwowany czas, bo to moje rodzinne miasto i z chęcią tam wracam.

        Kończymy tę rozmowę z nadzieją, że wyjedzie Pan z Rzeszowa zadowolony ze współpracy z Orkiestrą Symfoniczna Filharmonii Podkarpackiej oraz z przyjęcia publiczności i niedługo zechce Pan przyjechać także do stolicy Podkarpacia.

        Współpraca z Orkiestrą Filharmonii Podkarpackiej zawsze jest satysfakcjonująca i z przyjemnością do Rzeszowa przyjadę ponownie.

Z prof. dr hab. Klaudiuszem Baranem – akordeonistą, bandoneonistą, Rektorem Uniwersytetu Muzycznego Fryderyka Chopina w Warszawie rozmawiała Zofia Stopińska 9 marca 2018 roku w Rzeszowie.

Subskrybuj to źródło RSS