Zofia Stopińska

Zofia Stopińska

email Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

Podkarpacki Festiwal Organowy

14 lipca 2019 r. ; godz. 19.00 
kościół św. Rocha w Słocinie

 Andrzej Chorosiński - organy

Program:
J.S. Bach/A.Vivaldi (1685-1750) / (1678-1741)
Koncert a moll BWV 593 /Allegro – Adagio – Allegro/

W.A. Mozart (1756-1791)
Rondo a-moll KV 511 (transkr. B. Gfrerer)

T. Grueneberger (1756-1820)
Unter der Wandlung, Unter dem Offertorium z 3. Orgelmesse

V. Petrali (1830-1889)
Allegro brillante z Versetti per in Gloria

A. Guilmant (1837-1911)
Lamentatio

J.Ch.H. Rinck (1770-1846)
Wariacje Heil dir im Siegerskranz

XIX Międzynarodowy Przemyski Festiwal „Salezjańskie Lato”

18 lipca – 3 sierpnia 2019 r.

18 lipca (czwartek), godz. 19.30
Dariusz Bąkowski Kois – organy
/BAZYLIKA ARCHIKATEDRALNA/

21 lipca (niedziela), godz. 19.30
Katarzyna Drogosz – piano forte
/ZAMEK KAZIMIERZOWSKI/

24 lipca (środa), godz. 19.30
Northamptonshire Wind Band & Brass Band
Peter Smalley – dyrygent
Bradley Turnbull – dyrygent
/ZAMEK KAZIMIERZOWSKI/

27 lipca (sobota), godz. 19.30
Józef Serafin – organy
Marcin Misiak – wiolonczela
/BAZYLIKA ARCHIKATEDRALNA/

28 lipca (niedziela), godz. 19.30
Jakub Kapala – organy
Sylwia Wrzesień – flet
Beata Zawiła – wiolonczela
/BAZYLIKA ARCHIKATEDRALNA/

29 lipca (poniedziałek), godz. 19.30
Tomasz Białowolski – fortepian
Maciej Adamczyk – kontrabas
Grzegorz Masłowski – perkusja
Marcin Ślusarczyk – saksofon
/ZAMEK KAZIMIERZOWSKI/

31 lipca (środa), godz. 19.30
Karol Gołębiowski – organy
STARCK COMPAGNAY
Tomasz Ślusarczyk, Michał Tyrański
Damian Kurek – trąbka
Bartosz Sałdan – kotły
Daniel Prajzner – organy
/BAZYLIKA ARCHIKATEDRALNA/

3 sierpnia (sobota), godz. 19.30
POLSKA ORKIESTRA XVIII W.
Katarzyna Wiwer – sopran
Łukasz Dulewicz – alt
Piotr Windak – tenor
Wolodymyr Andruszczak – bas
/KOŚCIÓŁ SALEZJANÓW/

Organizatorzy: Parafia pw. św. Józefa – Salezjanie oraz Przemyskie Centrum Kultury i Nauki ZAMEK.
Współorganizator: Parafia Archikatedralna w Przemyślu.
Na wszystkie koncerty odbywające się w ramach Festiwalu – wstęp wolny.

Przemyskie Centrum Kultury i Nauki ZAMEK
37-700 Przemyśl, Aleje XXV Polskiej Drużyny Strzeleckiej 1, te. 16 678 50 61,
e-mail: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
Dyrektor – Renata Nowakowska

MONIUSZKO • BEATA • OPERA KRAKOWSKA

Operowa twórczość Stanisława Moniuszki najczęściej kojarzona jest z tematyką narodową oraz licznymi odniesieniami do patriotyzmu i propagowania wzorców związanych z kulturą polską. Okazuje się jednak, że kompozytor za główny cel nie zawsze stawiał sobie promowanie rodzimej tradycji. Beata, ostatnia, jednoaktowa opera Stanisława Moniuszki jest kompozycją wyrazowo mniej złożoną od chociażby Strasznego Dworu. Dzieło za życia kompozytora nie doczekało się aprobaty polskiej publiczności, oczekującej od kompozytora raczej dzieł ku pokrzepieniu serc niż wodewilu. Akcja tej opery komicznej oparta jest o liczne intrygi oraz miłosne perypetie głównej bohaterki, Beaty. Niniejszy album w pewnym sensie ukazuje nam operową twórczość Stanisława Moniuszki z innej, nie tak oczywistej, perspektywy. Niniejsze nagranie wiąże się przywróceniem przez Operę Krakowską do życia tego zapomnianego, w wyniku II wojny światowej dzieła. Rekonstrukcji zniszczonej w gruzach warszawskiego Teatru Wielkiego partytury dokonał Krzysztof Baculewski na podstawie wyciągu fortepianowego.

CDX DUX 1531 Total time: [74:43]

Stanisław Moniuszko

Beata czyli Niewidomy, Opera w jednym akcie Beata or Blind The Opera in One Act

1. Preludio [3:09]
2. Nr 1. Terzetto con coro di donne [4:40]
3. Co to znaczy?... | What does it mean?... (scena mówiona | spoken scene) [5:47]
4. Nr 2. Scena [8:53]
5. Cicho! Cicho do wszystkich djabłów!... | Silence! Silence, by the livin’ Lucifer! (scena mówiona | spoken scene) [6:40]
6. Nr 3. Canzonetta e terzettino [3:50]
7. Doskonale!... | Splendid!... (scena mówiona | spoken scene) [0:35]
8. Nr 4. Romanza e recitativo [5:42]
9. Nr 5. Recitativo e canzona [4:26]
10. Czy dobrze słyszałam?... | Have I heard correctly? (scena mówiona | spoken scene) [2:02]
11. Nr 6. Terzetto [5:45]
12. Max! Max powrócił... | Max! Max returned... (scena mówiona | spoken scene) [1:46]
13. Nr 7. Settimino con coro [2:48]
14. Żal mi cię mój chłopcze... | I pity you, my boy... (scena mówiona | spoken scene) [1:09]
15. Nr 8. Terzettino [1:57]
16. No cóż? Zgoda?... | Well? Peace?... (scena mówiona | spoken scene) [3:48]
17. Nr 9. Finale [8:53]
18. Nr 10. Arietta. Soli e coro [2:52]

Wykonawcy:

Mariusz Godlewski /baryton/
Janusz Ratajczak /tenor/
Katarzyna Oleś-Blacha /sopran/
Monika Korybalska /mezzosopran/
Chór i Orkiestra Opery Krakowskiej
Tomasz Tokarczyk /dyrygent/
Paula Maciołek /sopran/
Wanda Franek /mezzosopran/
Łukasz Załęski /tenor/
Wojtek Śmiłek /bas/
Adam Szerszeń /baryton/

POLONEZY NA SKRZYPCE I FORTEPIAN • BUDZYŃSKA, OGRYZEK

Płytę Zuzanny Budzyńskiej oraz Szymona Ogryzka uznać można za krótką antologię poloneza w twórczości cenionych polskich kompozytorów. Każdy z siedmiu utrwalonych na CD utworów stanowi przejaw pomysłowej adaptacji polskiego folkloru na gruncie muzyki skrzypcowej. Jak zaznacza sama artystka, twórczość zaprezentowanych na niniejszej płycie kompozytorów ma dla niej szczególny wydźwięk, już choćby z uwagi na to, iż Karol Lipiński urodził się w jej rodzinnym mieście, Henryk Wieniawski na świat przyszedł w Lublinie, gdzie ukończyła szkołę muzyczną I stopnia, a Emil Młynarski przez wiele lat był rektorem uczelni, z którą obecnie skrzypaczka jest związana. Album zawiera także dokonaną przez Piotra Wróbla transkrypcję trzech Polonezów op. 9 Karola Lipińskiego, premierowo utrwaloną przez Zuzannę Budzyńską w 2017 r.

CD DUX 1523 Total time: [51:18]


Henryk Wieniawski
Polonaise de concert D-dur op. 4 (1852)
1. Polonaise de concert D-dur op. 4 | in D major, Op. 4 (1852) [5:43]

Henryk Wieniawski
Polonaise brillante A-dur op. 21 (1870)
2. Polonaise brillante A-dur op. 21 | in A major, Op. 21 (1870) [9:09]

Karol Lipiński
3 Polonezy op. 9 (ok. 1815–1816) /opr. partii fortepianu: Piotr Wróbel
3. Nr 1: A-dur | No. 1: A major [7:22]
4. Nr 2: e-moll | No. 2: E minor [8:26]
5. Nr 3: D-dur | No. 3: D major [6:58]

Fryderyk Chopin
Polonez cis-moll op. 26 nr 1 /opr.: Karol Lipiński
6. Polonez cis-moll op. 26 nr 1 | Polonaise in C sharp minor, Op. 26 No. 1 (1831–1836) (opr. | arr. by: Karol Lipiński)
[8:44]

Emil Młynarski
Polonez D-dur op. 4 (1893)
7. Polonez D-dur op. 4 | Polonaise in D major, Op. 4 (1893) [4:55]

Wykonawcy:

Zuzanna Budzyńska /skrzypce/
Szymon Ogryzek /fortepian/

PADEREWSKI • MUZYKA MOJEGO DOMU

Dzieła Ignacego Jana Paderewskiego według powszechnej opinii należą do najoryginalniejszych utworów skomponowanych przez polskich twórców. Mimo, iż język muzyczny Paderewskiego jest bardzo silnie zakorzeniony w systemie dur-moll, a co za tym idzie w tradycji romantycznej, różnorakie innowacyjne zabiegi, jakim kompozytor poddawał poszczególne formy i gatunki muzyczne, często okazują się prawdziwą enigmą dla muzykologów i badaczy jego twórczości. Niniejszy album obejmuje zarówno drobniejsze utwory, ze słynnym Menuetem G-dur op. 14 nr 1 na czele, jak i fakturalnie złożone dzieła (m.in. Wariacje A-dur op. 16 nr 3), w których w idiomatyczny sposób rozbudowana zostaje ich architektonika formalna. Nagrania zrealizowane zostały w, zawsze pełnym muzyki, Dworze Paderewskiego w Kąśnej Dolnej – polskim domu Mistrza, jego jedynej zachowanej na świecie posiadłości. Zaproszenie do udziału w projekcie przyjęli artyści zajmujący czołowe miejsca pośród wykonawców muzyki polskiej – Katarzyna Duda, Hanna Samson, Jacek Jaskuła, Robert Marat, Robert Morawski oraz utalentowany pianista młodego pokolenia – Cezary Karwowski.

CD DUX 1560 Total time: [68:05]

Ignacy Jan Paderewski
The'me varié A-dur op. 16 nr 3 (1885-87) The'me varié in A major, Op. 16 No. 3 (1885–87)
1. The'me varié A-dur op. 16 nr 3 | The'me varié in A major, Op. 16 No. 3 (1885–87) [9:52]

Ignacy Jan Paderewski
Menuet G-dur op. 14 nr 1 (1886) Minuet in G major, Op. 14 No. 1 (1886)
2. Menuet G-dur op. 14 nr 1 | Minuet in G major, Op. 14 No. 1 (1886) [3:49]

Ignacy Jan Paderewski
Nokturn B--dur op. 16 nr 4(ca. 1890-92) Nocturne in B flat, Op. 16 No. 4 (ca. 1890–92)
3. Nokturn b-moll op. 16 nr 4 | Nocturne in B flat, Op. 16 No. 4 (ca. 1890–92) [3:47]

Ignacy Jan Paderewski
Sarabanda h-moll op. 14 nr 2 (1887) Sarabande in B minor, Op. 14 No. 2 (1887)
4. Sarabanda h-moll op. 14 nr 2 | Sarabande in B minor, Op. 14 No. 2 (1887) [3:12]

Ignacy Jan Paderewski
Krakowiak fantastyczny H-dur op. 14 nr 6 (1886) Cracovienne fantastique in B major, Op. 14 No. 6 (1886)
5. Krakowiak fantastyczny H-dur op. 14 nr 6 | Cracovienne fantastique in B major, Op. 14 No. 6 (1886) [3:26]

Ignacy Jan Paderewski
Sonata skrzypcowa a-moll op. 13 (1885) Sonata in A minor Op. 13
6. I Allegro con fantasia [14:20]
7. II Intermezzo. Andantino [5:35]
8. III Finale. Allegro molto quasi presto [10:45]

Ignacy Jan Paderewski
Gdy ostatnia roża zwiędła (Vier Lieder / Cztery pieśni / Four Songs Op.7, 1882-1885) The Days of Roses, Op. 7 No. 1 (1882–85)
9. Gdy ostatnia róża zwiędła op. 7 nr 1 | The Days of Roses, Op. 7 No. 1 (1882–85) [2:25]

Ignacy Jan Paderewski
Konwalijka na głos i fortepian op. 7[a] (1882) Lily of the valley for voice and piano op. 7[a] (1882)
10. Konwalijka op. 7[a] | Little Lily of the Valley, Op. 7[a] (1882) [2:43]

Ignacy Jan Paderewski
III Le ciel est tres bas (Douze mélodies sur de poésies de Catulle Mendes Op.22)
11. Le ciel est tre' s bas [2:33]

Ignacy Jan Paderewski
V Le jeune pâtre (Douze mélodies sur de poésies de Catulle Mendes Op.22)
12. Un jeune pâtre [1:28]

Ignacy Jan Paderewski
VIII Viduité (Douze mélodies sur de poésies de Catulle Mendes Op.22)
13. Viduité [4:07]

Wykonawcy:
Katarzyna Duda /skrzypce/
Robert Morawski /fortepian/
Hanna Samson /sopran/
Jacek Jaskuła /baryton/
Robert Marat /fortepian/
Cezary Karwowski /fortepian/

XXVIII Międzynarodowy Festiwal Muzyki Organowej i Kameralnej

Bazylika  OO. Bernardynów w Leżajsku

PONIEDZIAŁEK 8 LIPCA 2019 r. godz. 19.00

Hanna Dys - organy

Program:

1. Johann Sebastian Bach (1685-1750) – Fantasia super „Komm heiliger Geist Herre Gott” BWV 651

2.Georg Muffat (1653-1704) – Toccata tertia (Apparaus musico-organisticus)

3.Johann Sebastian Bach (1685-1750) – Chorał „Schmuecke dich o liebe Selle” BWV 654

4.Johann Peters Emilus Hartmann (1805-1900) - Sonata g-moll op. 58, cz. I Allegro marcato

Marek Stefański - organy

Barbara Skora - sopran

Program:

G.F. Haendel (1685-1759) - Aria „Ombra mai fu” z recytatywem z opery Xerxes -

Aria „Lascia ch’io pianga” z opery Rinaldo

A. Stradella (1639-1682) - Aria „Pieta signiore”

C. Franck (1822-1890) - Panis angelicus

L. Vierne (1870-1939) - Ave verum

F. Schubert (1797-1828) - Ave Maria

S. Moniuszko (1819-1872) - Nie opuszczaj nas

E. Pałłasz (ur. 1936) - Matki człowieczej lament

S. Kwiatkowski (1930-2010) - Ave MariaXXV

PIAZZOLLA, NISINMAN • 4 AM TANGO • NISINMAN, BALTIC NEOPOLIS ORCHESTRA

Marcelo Nisinman - argentyński kompozytor i wirtuoz bandoneonu, uznany solista, zapraszany przez orkiestry i organizatorów festiwali na całym świecie. Ze szczecińską orkiestrą kameralną Baltic Neopolis Orchestra realizuje swą muzyczną pasję w rytmie tanga. Nie mogło tu zabraknąć Piazzolli i klasyków argentyńskiej muzyki. Klasyczne rytmy, autorskie opracowania i muzyczne tradycje portowego Buenos Aires w nowatorskiej oprawie. I choć towarzyszy im orkiestra z zupełnie innego portu, to jak twierdzi sam Nisinman: głębia, dbałość o szczegóły i błyskotliwość z jaką Baltic Neopolis Orchestra zagrała (...) tę muzykę są zachwycające i stanowią potwierdzenie tezy, że sztuka nie zna granic.

CD DUX 1402 Total time: [47:29]

Marcelo Nisinman
Hombre Tango
1. Hombre Tango [4:29]

Astor Piazzolla
Oblivion
2. Oblivion (aranżacja | arrangement by: Marcelo Nisinman) [5:26]

Marcelo Nisinman
4 am Tango
3. 4 am Tango [3:49]

Pedro Datta
El Aeroplano
4. El Aeroplano (aranżacja | arrangement by: Marcelo Nisinman) [3:35]

Astor Piazzolla
Las Cuatro Estaciones Portenas (aranżacja: Marcelo Nisinman) Las Cuatro Estaciones Portenas (arrangement by: Marcelo Nisinman)
5. Verano Porteno [5:33]
6. Otono Porteno [5:21]
7. Invierno Porteno [5:40]
8. Primavera Portena [6:35]

Enrique Pedro Delfino
Recuerdos de bohemia pieśń na skrzypce, bandoneon i kontrabas (aranżacja: Marcelo Nisinman; słowa: Manuel Romero) Recuerdos de bohemia song for violin, bandoneon and double bass (arrangement by: Marcelo Nisinman; words by: Manuel Romero)
9. Recuerdos de bohemia pieśń | song, na skrzypce, bandoneon i kontrabas | for violin, bandoneon and double bass (aranżacja | arrangement by: Marcelo Nisinman; słowa | words by: Manuel Romero) [3:08]

Carlos Gardel & Marcel Lattes
Cuando tú no estás na skrzypce i bandoneon (aranżacja: Marcelo Nisinman; słowa: Alfredo Le Pera & Mario Battistella) Cuando tú no estás for violin and bandoneon ( arrangement by: Marcelo Nisinman; words by: Alfredo Le Pera & Mario Battistella)
10. Cuando tú no estás na skrzypce i bandoneon | for violin and bandoneon (aranżacja | arrangement by: Marcelo Nisinman; słowa | words by: Alfredo Le Pera & Mario Battistella) [3:51]

Wykonawcy:

Baltic Neopolis Orchestra
Emanuel Salvador /koncertmistrz, skrzypce/
Szymon Guzowski /kontrabas/
Marcelo Nisinman /bandoneon/

 

WASOWSKI • PEJZAŻ BEZ CIEBIE • POŁOŃSKA

Kiedy kończy się nasze Istnienie, tym co trwa na zawsze jest Miłość. Ten zapis jest wynikiem mojego przebywania pomiędzy światami, tym rzeczywistym tutaj i tym poza czasem... bo tam przebywa Mój Ukochany Mąż... też ciągłym DIALOGIEM pomiędzy nami... bo spędziliśmy wiele niedzielnych poranków, analizując Geniusz Obu Twórców: Jeremiego Przybory i Jerzego Wasowskiego. Wszystkich aranży podjął się i sam zagrał na akordeonie Leszek Kołodziejski, a towarzyszyli nam utalentowani wiolonczeliści młodego pokolenia – POLISH CELLO QUARTET- w składzie: Tomasz Daroch, Adam Krzeszowiec, Wojciech Fudala, Krzysztof Karpeta. Iza Połońska

To z pewnością album, którego z kilku powodów wręcz nie można nie posłuchać. Pejzaż bez Ciebie to przejmujący i szczery dialog, prawdziwa historia i szczególny hołd dla zmarłego w ubiegłym roku wybitnego polskiego wiolonczelisty – Dominika Połońskiego, prywatnie męża Izy Połońskiej.
Piosenki kultowego i niedoścignionego duetu Jeremiego Przybory i Jerzego Wasowskiego w zupełnie nowych aranżacjach akordeonisty Leszka Kołodziejskiego, z subtelnym wokalem Izy Połońskiej i doskonałym towarzyszeniem Polish Cello Quartet czynią ten album obowiązkową pozycją w kolekcji każdego melomana.

CDX DUX 1577 Total time: [47:27]

Jerzy Wasowski
Pejzaż bez ciebie - piosenki z Kabaretu staszych panów w aranżacji Leszka Kołodziejskiego

1. Droga do Ciebie [5:03]
2. Jesienna dziewczyna [5:48]
3. Ja dla Pana czasu nie mam [4:27]
4. W kawiarence Sułtan [4:27]
5. Dla Ciebie jestem sobą [4:41]
6. Nie budźcie mnie [3:13]
7. O, Kutno! [2:29]
8. Zostań ze mną [3:27]
9. Pejzaż baz Ciebie [6:49]
10. Patrzę na Ciebie [4:05]
11. Stacyjka Zdrój [2:59]

Wykonawcy:

Iza Połońska /vocal/
Leszek Kołodziejski /akordeon/
Polish Cello Quartet:
Tomasz Daroch, Wojciech Fudala, Krzysztof Karpeta, Adam Krzeszowiec

Włoskie namiętności - relacja

„Olimpia” rozwija skrzydła

           Działający w Rzeszowie od 2018 roku Teatr Muzyczny „Olimpia” po raz kolejny zauroczył rzeszowską publiczność. Tym razem wypełniona po brzegi sala koncertowa Wydziału Muzyki Uniwersytetu Rzeszowskiego w słoneczną sobotę 29 czerwca 2019 r. rozpływała się w cudownych śpiewach włoskich arii, duetów, pieśni i piosenek, a to za sprawą pełnej zaskakujących sytuacji farsy „Włoskie namiętności” wg scenariusza Ewy Korczyńskiej i w reżyserii Jacka L. Zawady.

           W dwugodzinnym spektaklu wystąpiła cała plejada świetnych aktorów i śpiewaków, którzy swoją edukację muzyczną rozpoczynali w Rzeszowie, m.in. Natalia Cieślachowska-Trojnar jako Marina, Beata Kraska jako Manuela, Kamil Pękala jako Alfonso. Starego kawalera Alfreda zagrał sam dyrektor Teatru Andrzej Szypuła, ciotkę Wiktorię - Ewa Korczyńska, dyrektor artystyczny Teatru, lokaja - Tomasz Furman, ogrodniczka - Paweł Szlachta, a siostry wiedźmy - Sybilla Kowalik i Karolina Potoczna. Wszystkim towarzyszył Podkarpacki Kwartet Fortepianowy „Team for Voices” pod kierunkiem Janusza Tomeckiego. Zabawa była przednia! Spektakl pokazał, że Rzeszów stać na własny, profesjonalny teatr muzyczny.

          Już w niedzielę 7 lipca 2019 r. o godz.19.00 Teatr „Olimpia” zaprasza na koncert na rzeszowskim Rynku pt. „Rzeszów w naszych sercach gra”. W wykonaniu artystów „Olimpii”: Beaty Kraski i Ewy Korczyńskiej - soprany, Tomasza Furmana - tenor i Andrzeja Szypuły - baryton i słowo wraz z pianistą Januszem Tomeckim będzie można posłuchać arii i duetów operetkowych, pieśni i piosenek, nie tylko o Rzeszowie. Tydzień później - w niedzielę 14 lipca br. o godz.17.00 na rzeszowskim Rynku w koncercie operowo-operetkowym pt. „Wielka sława to żart” z Podkarpackim Kwartetem Fortepianowym wystąpią: Paula Maciołek - sopran i Kamil Pękala - baryton, słowo - Andrzej Szypuła. A w niedzielę 28 lipca 2019 r. o godz.18.00 w sali dużej Filharmonii Podkarpackiej im. A. Malawskiego w Rzeszowie w koncercie nadzwyczajnym pt. „Tych lat nie odda nikt” wystapi Irena Santor z zespołem instrumentalnym. Informacje na stronie Estrady Rzeszowskiej.

Andrzej Szypuła

W tym zawodzie nauka trwa całe życie

           Miło mi, że mogę przedstawić Pana Marcina Bronikowskiego, którego natura obdarzyła wspaniałym głosem barytonowym. Artysta jest dobrze znany publiczności renomowanych europejskich teatrów operowych, ale w Polsce niezbyt często możemy go oklaskiwać. Kilka, a może już kilkanaście lat temu miałam szczęście być na znakomitym recitalu Marcina Bronikowskiego w Sanockim Domu Kultury w ramach Festiwalu im. Didura i dlatego bardzo się ucieszyłam, że Artysta został zaproszony na 58. Muzyczny Festiwal w Łańcucie i wystąpił w koncercie plenerowym z okazji 200. rocznicy urodzin Stanisława Moniuszki na dziedzińcu Zamku w Krasiczynie.
          Solistami tego koncertu byli laureaci kilku edycji Międzynarodowego Konkursu Wokalnego im. Stanisława Moniuszki, a znaleźli się w tym gronie, oprócz Marcina Bronikowskiego, Aleksandra Kubas-Kruk, Urszula Kryger, Rafał Bartmiński, Adam Zdunikowski i laureat tegorocznego Konkursu Hubert Zapiór. Solistom towarzyszyła Orkiestra Symfoniczna Filharmonii Podkarpackiej pod batutą Jiří Petrdlíka, a fragmenty listów Stanisława Moniuszki czytał aktor Henryk Talar.
          Pomimo kapryśnej pogody koncert był bardzo piękny i został entuzjastycznie przyjęty przez publiczność. Marcin Bronikowski przepięknie wykonał pierwszą arię podczas tego koncertu, a była to aria Miecznika z opery „Straszny dwór” Stanisława Moniuszki, rozpoczynająca się od słów „Kto z mych dziewek”, w części drugiej zachwycił kreacją arii Escamilla „Votre Toast” z opery „Carmen” Georges’a Bizeta. Równie gorąco był oklaskiwany duet „Au fond du temple saint” z opery "Poławiacze pereł”, również autorstwa Bizeta, wykonany wspólnie z Rafałem Bartmińskim.
Bardzo się cieszę, że przed próbą Marcin Bronikowski znalazł czas na rozmowę.

          Zofia Stopińska: To będzie Pana debiut na scenie Muzycznego Festiwalu w Łańcucie.
          Marcin Bronikowski: To prawda, chociaż z Orkiestrą Filharmonii Podkarpackiej miałem już dwa albo nawet trzy koncerty, ale było to bardzo dawno, natomiast nigdy nie miałem okazji występować na Festiwalu w Łańcucie.

          Trochę szkoda, że koncert z Pana udziałem nie odbywa się w Łańcucie, ale też dzięki temu pozna Pan inne przepiękne miejsce na Podkarpaciu – Zamek w Krasiczynie.
          - Łańcut miałem okazję już kiedyś zobaczyć podczas podróży turystycznej, natomiast w Krasiczynie nigdy nie byłem, ale wiem, że to piękne i ważne miejsce na historycznej mapie Polski i z największą przyjemnością tam wystąpię.

          Idąc na to spotkanie zastanawiałam się, czy pochodzi Pan z rodziny o tradycjach muzycznych?
          - Owszem, ze strony mojej mamy. Cała rodzina ze strony mojego dziadka po kądzieli pochodziła z Poznania i była to przedwojenna muzykująca rodzina. Dziadek miał nawet skrzypce Stradivariusa, na których grał, ale w czasie wojny, niestety, gdzieś się zapodziały. Mama uczyła się w szkole muzycznej, miała absolutny słuch i nawet dostała ze szkoły pianino w prezencie za bardzo dobre wyniki w nauce, ale później jej życie potoczyło się inaczej i już nie kontynuowała dalszej nauki. Z pewnością z tej strony rodziny odziedziczyłem predyspozycje muzyczne i jestem pierwszym profesjonalnym muzykiem w rodzinie.

          Rozpoczął Pan naukę gry na trąbce i podobno robił duże postępy. Kiedy postanowił Pan odłożyć trąbkę i zacząć śpiewać?
          - Miałem chyba już około 15 lat. Wynikła dość zabawna sytuacja, bo przygotowywałem się w domu do zajęć z solfeżu i jednocześnie czekałem na stroiciela, który miał nastroić moje pianino.
          Stroiciel śpiewał w dobrym chórze amatorskim (nawet czasami udzielał się w Teatrze Wielkim) i jak usłyszał mój głos, to powiedział, że nie można takiego dobrego "materiału" zaprzepaścić. Początkowo podchodziłem do jego słów bardzo sceptycznie, ale on umówił mnie na spotkanie z Jadwigą Dzikówną - ówczesną gwiazdą Teatru Wielkiego w Warszawie, która potwierdziła, że mój głos należy kształcić. Zacząłem się u niej uczyć prywatnie i robiłem na tyle duże postępy, że za jej namową pojechałem do Konserwatorium w Sofii na studia, które w 1992 roku ukończyłem dyplomem z wyróżnieniem. Przez cały czas utrzymywałem przyjacielski i profesjonalny kontakt z maestrą Jadwigą Dzikówną, która nawet w wieku 92 lat słuchała mojego śpiewu i dawała mi jeszcze różne wskazówki. Niestety, dwa lata temu zmarła. Nasza przyjaźń trwała do końca jej dni. Zawsze, jak tylko zjawiałem się w Warszawie, odwiedzałem ją i rozmawialiśmy o naszych życiowych problemach, a pod koniec wizyty Jadzia mówiła: „...stawaj teraz przy pianinie. Druga para uszu musi Cię usłyszeć i sprawdzić, czy wszystko jest dobrze”.

          W Bułgarii trafił Pan także do wyśmienitego profesora Rusko Ruskova.
          - Rusko Ruskov był wspaniałym pedagogiem i człowiekiem, a także bardzo znanym bułgarskim basem buffo i aktorem. Miał świetny głos i wspaniałą wiskomikę. Bardzo się zaprzyjaźniliśmy i odwiedzałem go również po zakończeniu studiów. Często bywał w Polsce, prowadził kursy we Wrocławiu, Dusznikach-Zdroju, był członkiem Jury konkursu moniuszkowskiego w Warszawie. Zawsze prosił, abym coś zaśpiewał i także mi doradzał. Jestem już niestety podwójnym sierotą wokalnym, bo Rusko Ruskov zmarł w 2015 roku i straciłem pedagogów, do których miałem bezgraniczne zaufanie w sprawach zawodowych. Nasze kontakty prywatne trwały przez ponad 20 lat moich występów na scenie i chyba nic już nie jest w stanie zmienić mojego głosu i techniki śpiewu, ale mimo wszystko staram sie bardzo kontrolować i wykorzystywać wiedzę, którą dały mi lekcje i znajomość z moimi pedagogami.

          To byli najważniejsi Pana mistrzowie?
           - Na pewno, chociaż później miałem także kontakty z wybitnym włoskim tenorem, Carlo Bergonzim, który nie widział potrzeby zmiany mojej techniki śpiewu, ale pomógł mi bardzo w interpretacji. Wspólnie pracowaliśmy m.in. nad partią Germonta (ojca) w „Traviacie”, czy nad Riccardo w „Purytanach” Belliniego. Mnie wydawało się wtedy, że wkładam duszę i serce w moją interpretację, a on zwracał mi jeszcze uwagę na niuanse w realizacji fraz. Nawet często śpiewał je sam, abym posłuchał różnic. To także były bardzo ważne konsultacje.
Miałem szczęście pracować po batutami wielu znakomitych dyrygentów, współpracować ze świetnymi reżyserami i każdy z nich miał wkład w mój rozwój.

          Debiutował Pan w wielu 24 lat na scenie Opery Narodowej w Sofii jako Figaro w „Cyruliku sewilskim” Gioacchino Rossiniego i wkrótce zaczął Pan otrzymywać bardzo dużo propozycji występów w znanych teatrach operowych w Europie, ale z Polski zaproszeń nie było.
          - To prawda, do tej pory częściej śpiewam za granicą. W Polsce zaśpiewałem kilkadziesiąt spektakli operowych i koncertów, ale tak jak już mówiliśmy, po raz pierwszy będę występował w ramach Muzycznego Festiwalu w Łańcucie. Jest sporo festiwali, na które nigdy nie otrzymałem zaproszenia, nie wiem, z jakiego powodu.

          Jest to tym bardziej ciekawe, że śpiewał Pan m.in. z takimi znakomitościami, jak: Josè Carreras, Edita Gruberova, Andrea Boccelli, Sonia Ganassi, Juan Diego Florez, Rolando Villazon i wieloma innymi sławnymi artystami.
          - Starałem się wiele korzystać ze spotkań z doświadczonymi już wykonawcami – na przykład z Editą Gruberovą, z którą śpiewałem wielokrotnie i nagrywałem płyty. Pierwsze nasze spotkanie było dość zabawne. Zostałem zaproszony do Opery w Bilbao do występu w mało znanej operze Donizettiego „Linda z Chamounix”. Jej zaproponowano rolę Lindy, a ja miałem być jej ojcem, Antoniem. Miałem wówczas może 28 lat, a ona już była panią w sile wieku. Jak mnie zobaczyła na pierwszej próbie, to zapytała: „Kto to jest? Nie ma takiej możliwości, żeby ten młody człowiek śpiewał rolę mojego ojca, bo to będzie śmieszne, nawet z bardzo dobrą charakteryzacją. Absolutnie nie zgadzam się”.
          Zmartwiłem się, bo kontrakt był bardzo dobry i wszystko wskazywało na to, że go stracę z powodu mojego wieku. Po pierwszej próbie muzycznej Edita podeszła i przytuliła mnie mówiąc: „...świetnie śpiewasz, przygarbimy cię, dodamy siwiznę i zrobimy taką charakteryzację, że nikt nie pozna, że jesteś młodszy ode mnie a będziemy mieli wielką przyjemność razem śpiewać”. Tak się zaczęła nasza wielka przyjaźń. Wiele się od niej nauczyłem, zwłaszcza jeżeli chodzi o interpretację. Wystąpiliśmy potem razem jeszcze wiele razy i nawet nagraliśmy już teraz historyczną płytę Marii Stuard Donizettiego pod dyrekcją nieżyjącego już, wielkiego Marcello Viottiego.
          Bardzo sobie cenię także kontakt z José Carrerasem. Wszystko się zaczęło od mojego zwycięstwa w bardzo znanym wówczas Konkursie im. Juliána Gayarre w Pampelunie (Hiszpania) i przyznania mi nagrody specjalnej za interpretację dzieł operowych przez José Carrerasa, który przewodniczył jury. Od tamtej pory wiele razy występowaliśmy na różnych scenach, również w Hiszpanii i w Polsce.

          Trzeba podkreślić, że był Pan jedynym polskim śpiewakiem, którego José Carreras zaprosił do udziału w swoim koncercie charytatywnym z okazji 50-lecia UNICEF-u.
          - To było bardzo miłe doświadczenie, bo zaśpiewaliśmy w pięknym warszawskim Teatrze Stanisławowskim w Łazienkach, w Boże Narodzenie 1996 roku.
Miałem szczęście występować pod batutami znakomitych dyrygentów – wymienię tylko dwa nazwiska z wielu – Lorin Maazel i Michel Plasson. Współpracowałem z wybitnymi reżyserami, wśród których byli m.in. Carlos Saura, Giancarlo Del Monaco (syn słynnego Mario Del Monaco), z którym pracowałem kilka lat temu przy realizacji opery „Carmen” u stóp twierdzy w Masadzie w Izraelu. Ten spektakl oglądało około 5 tysięcy osób w naturalnej scenerii Morza Martwego i pustyni izraelskiej.
Pracując z tak znakomitymi artystami, mogłem się nie tylko z nimi zaprzyjaźnić, ale także wiele nauczyć, bo w tym zawodzie nauka trwa całe życie.

          Chcę, abyśmy cofnęli się jeszcze w czasie do lat studenckich, kiedy zaczął Pan uczestniczyć z ogromnym powodzeniem w konkursach wokalnych.
          - Faktycznie, z powodzeniem startowałem w konkursach, chociaż nie spodziewałem się laurów, ponieważ nawet do tej pory bardzo nie lubię przesłuchań, zawsze mnie one irytowały i czułem się trochę jak "towar na targu", który ogląda się z każdej strony.
          Konkursy są w zasadzie podobne, ale startowałem w nich z myślą, żeby wygrać. I kilka razy się tak zdarzyło, wygrałem, oprócz tego konkursu w Pampelunie, bardzo znaczące konkursy w Bilbao i Helsinkach.

          Jednak zawsze był Pan w gronie laureatów, a to bardzo dużo.
          - To prawda, a do tego zwykle jeszcze otrzymywałem przynajmniej jedną nagrodę specjalną albo wyróżnienie. Startowałem w konkursach za namową mojego profesora Rusko Ruskova, który ciągle mi powtarzał: „Musisz się pokazać. Jak chcesz coś osiągnąć, to musisz dać o sobie znać”.
          Nie było wtedy jeszcze tak rozwiniętych mediów, jak Internet, komórki, Youtube i zaprezentować się można było tylko podczas konkursów i jeżeli nawet ktoś nie znalazł się w finale, to dał się poznać agentom i dyrektorom teatrów operowych, którzy przyjeżdżali na te konkursy i jeżeli ktoś im się podobał, to miał szansę na angaż.
           Wiele moich znajomości zaczęło się w ten sposób.

          Większość Pana sukcesów konkursowych przypadła na ostatnią dekadę ubiegłego stulecia, kiedy konkursy miały znaczenie i przede wszystkim organizowano ich o wiele mniej niż dzisiaj.
          - Są także liczne studia operowe, a kiedyś ich nie było. Pierwsze, liczące się zorganizowano chyba przy teatrze operowym w Zurichu, a teraz są już prawie w każdej operze.
          Może gdybym teraz rozpoczynał karierę, to zamiast jeździć na konkursy, szlifowałbym swoje umiejętności w takim studiu operowym, kto wie...
Jeździłem na ważne konkursy i kilka udało mi się wygrać, chociaż w kilku prestiżowych konkursach nie brałem udziału. Namawiano mnie do udziału w Międzynarodowym Konkursie Wokalnym w Tuluzie albo w Konkursie im. Królowej Elżbiety w Brukseli i nawet umawiałem się z Olgą Pasiecznik na wspólny wyjazd na ten konkurs, ale jak zobaczyłem, jak duży repertuar trzeba przygotować, to trochę z lenistwa stwierdziłem, że może jednak innym razem. Olga Pasiecznik pojechała i zdobyła wysoką nagrodę.
          Ja zakończyłem swój udział w konkursach w Helsinkach, gdzie otrzymałem I nagrodę. Pomyślałem, że wystarczy mi już tego stresu i przygotowań konkursowych, chociaż jednak przez cały czas równolegle występowałem w teatrach operowych i brałem udział w różnych koncertach. Znacznie ciekawiej jest przygotowywać się do roli, którą później kreuje się na scenie niż szlifować ileś tam arii i pieśni i liczyć na przychylność jury czy wpasowanie sie w ich gusta.

          Był Pan już znanym i cenionym barytonem, o czym najlepiej świadczy fakt, że w 2000 roku jako pierwszy polski baryton debiutował Pan na scenie Królewskiej Opery Covent Garden w Londynie partią Dandiniego w „Kopciuszki” Rossiniego. To było bardzo ważne wydarzenie.
          Oczywiście, że było to ważne przeżycie, bo byłem pierwszym polskim barytonem po wojnie, który tam z sukcesem wystąpił, a wśród wykonawców partii solowych znaleźli się także Juan Diego Florez, Sonia Ganassi, Simone Alaimo czy Michele Petrusi. Produkcja „Kopciuszka” Rossiniego była przepiękna, reżyserowana przez team Moshe Leiser i Patrick Caurier, a dyrygował Sir Marc Elder. Miałem szczęście śpiewać w spektaklu, który zaszczyciła swoją obecnością królowa Elżbieta II z okazji nowego milenium, panował bardzo podniosły nastrój.

          Wkrótce wystąpił Pan po raz pierwszy na scenie Teatro alla Scala w Mediolanie jako Escamillo w „Carmen” Bizeta. Śpiewał Pan w wielu wspaniałych teatrach operowych.
          - To prawda, ale nie będziemy wyliczać, bo dla mnie jest ważne, żeby przez cały czas stać na scenie i jak najlepiej kreować swoje role, a czy to będzie La Scala, czy mały teatr operowy gdzieś tam, ma mniejsze znaczenie. Udało mi się wystąpić w kilku prestiżowych teatrach operowych, ale nigdy nie miałem ambicji, że muszę tam non stop śpiewać.
          Bardzo się cieszyłem, gdy kilka razy zaśpiewałem w teatrach operowych czy festiwalach na Minorce, Majorce czy Teneryfie bo przy okazji miałem wspaniałe wakacje, znakomitą atmosferę, obok teatru były fantastyczne winiarnie. Wieczorem śpiewało się spektakl dla przyjmującej nas gorąco publiczności i to była prawdziwa frajda, a po spektaklu do późnych godzin trwały biesiady w lokalnych knajpkach z dobrym winem i atmosferą. Nie muszę koniecznie występować w La Scali, chociaż występy w tym teatrze były ważne w moim życiu i karierze.

          Ma Pan w repertuarze ponad trzydzieści partii operowych.
          - Nawet więcej, bo na pewno koło czterdziestu. Są wśród nich bardzo znane opery, jak „Cyganeria”, „Don Carlos”, „Traviata”, "Eugeniusz Oniegin" jak i wykonywane po raz pierwszy albo wykonane tylko jeden raz. Śpiewałem w Teatro La Fenice w Wenecji operę Masseneta „Le Roi de Lahore” („Król z Lahore”) – pięcioaktową, trwającą 5 godzin, która była chyba jeden raz wykonywana i raz nagrana, bodaj w latach 60 przez Joan Sutherland i na tym koniec.
          Wystąpiłem też w operze „Jacobin” Dvořaka i ten spektakl został utrwalony na płycie. To nieznana, piękna opera, niestety rzadko wykonywana. W Polsce znana jest opera „Paria” Stanisława Moniuszki, ja śpiewałem „Parii” skomponowanej przez Gaetano Donizettiego. Znany włoski dziennikarz muzyczny Daniele Rubboli znalazł gdzieś na strychu starego teatru muzycznego rękopis partytury Donizettiego, opracował go i przygotował do wykonania. Zostałem zaangażowany do zespołu, który wykonał i nagrał operę „Paria” Donizettiego dla włoskiej firmy „Casa Bongiovanni”. Z tego, co wiem, opera została tylko ten jeden raz wykonana i nagrana.         Śpiewałem też partie Hrabiego de Névers w operze Meyeerbera „Hugonoci”, wystawianej podczas festiwalu Martina Franca we Włoszech. Z tego spektaklu również jest nagranie dla włoskej firmy „Dynamic”. W Polsce nagrałem studyjną płytę z prawie nie znaną operetką Karola Szymanowskiego "Loteria na mężów", w Polskim Radio jest archiwalne nagranie "Goplany" Żeleńskiego ze mną w roli von Kostryna. Cieszę się, że występowałem w wielu pierwszych po latach wykonaniach, a może nawet prawykonaniach, oraz z tego, że tak dużo spektakli z moim udziałem zostało nagranych.

           W Krasiczynie wykona Pan arię Miecznika ze „Strasznego dworu” Stanisława Moniuszki. Ma Pan w repertuarze dzieła polskich kompozytorów?
           - Z tym jest trochę gorzej, ale szczycę się, że kilka lat temu byłem zaproszony na pierwsze wykonanie „Króla Rogera” Karola Szymanowskiego w Brazylii, podczas słynnego Amazońskiego Festiwalu Operowego w pięknym teatrze w Manaus. Dyrygent Fernando Malheiro, który kiedyś był na stypendium w Polsce, zakochał się w muzyce Karola Szymanowskiego i postanowił wystawić „Króla Rogera” w Manaus. Nie było jednak pieniędzy na pełen spektakl i skończyło się na wykonaniu koncertowym, a ja śpiewałem partę Króla Rogera.
          Innych polskich pełnych oper nie śpiewałem, ale niedługo, bo pod koniec sierpnia, wystąpię w ramach festiwalu „Chopin i Jego Europa” w Warszawie w pełnym koncertowym wykonaniu „Strasznego Dworu” Stanisława Moniuszki w roli Macieja, a inne partie wykonają znakomici artyści, moi długoletni koledzy: Małgosia Walewska, Monika Ledzion, Arnold Rutkowski i Rafał Siwek. Wystąpimy pod dyrekcją Grzegorza Nowaka. Planowane jest wydanie studyjnej płyty ze „Strasznym dworem” w tej obsadzie.
          „Halki” nie udało mi się nigdy zaśpiewać, ale może jeszcze wszystko przede mną. Śpiewam za to bardzo dużo polskich pieśni, które często włączam do repertuaru moich zagranicznych recitali.
          Udało mi się nagrać pieśni Chopina, a oprócz tego wiele razy śpiewałem recitale ze wszystkimi pieśniami Mieczysława Karłowicza, które uwielbiam. Kilka lat temu z towarzyszeniem orkiestry kameralnej Intercamerata pod dyrekcją Jana Jakuba Bokuna nagraliśmy niektóre pieśni Karłowicza oraz Sonety miłosne Tadeusza Bairda, mamy w planach powtórzenie tego repertuaru na kilku koncertach w Polsce

          Sporo utworów Stanisława Moniuszki musiał Pan poznać, przygotowując się do Międzynarodowego Konkursu Wokalnego im. Stanisława Moniuszki w Warszawie.
          - To prawda, ale starałem się śpiewać polskie pieśni także podczas zagranicznych konkursów, jeśli tylko regulamin na to pozwalał.
Dwa lata temu zostałem zaproszony przez Filharmonię Sofijską w Bułgarii i tam zorganizowano mi duży recital z okazji jubileuszu 25-lecia mojej pracy artystycznej. Oprócz pieśni kompozytorów bułgarskich, w programie znalazły się pieśni Moniuszki, Karłowicza i Chopina.

          Jak przyjmowana jest polska muzyka wokalna za granicą?
          - Bardzo dobrze. Pamiętam owacje na stojąco po wykonaniu „Króla Rogera” w Brazylii, a przecież większość publiczności chyba nawet nigdy nie słyszała tam o Szymanowskim. Reakcja publiczności była zadziwiająca, fantastyczna. Podobają się bardzo pieśni Moniuszki, Chopina, a uwielbiane przeze mnie pieśni Karłowicza są zawsze gorąco przyjmowane.

          Głos ludzki jest najpiękniejszym instrumentem i wykonawca ma go do dyspozycji w każdej chwili, ale jest to jednocześnie instrument „specjalnej troski”.
          - Z jednej strony jest to instrument wygodny, bo zawsze jest "pod ręką". Czasami współczuję mojej partnerce, która jest altowiolistką i musi tę altówkę nosić przy sobie, a mój instrument nie ma tego problemu, chociaż w takim samym stopniu muszę o niego dbać. Staram się jednak podchodzić do swojego instrumentu normalnie – jak wszystko jest w porządku, to oznacza, że musi się odezwać i dobrze brzmieć.
          Niestety, jest wiele czynników, które mają na wpływ na właściwe brzmienie głosu i nie mówię tu o technice, np. klimat, bo jest za sucho lub za wilgotno, ciśnienie, jest bardzo wysokie albo bardzo niskie, bardzo źle wpływa na głos kurz i wiele innych fruwających w powietrzu zanieczyszczeń. Trzeba pić dużo wody i dobrze się wysypiać przed występami, zawsze „dmuchamy na zimne” i staramy się stosować czasami nawilżacze, inhalacje. Trzeba uważać, ale jednocześnie starać się żyć normalnie.

          Bywa tak, że artysta nie ma czasu na dobry wypoczynek przed koncertem.
          - Czasami tak się zdarza, ale moja agencja zawsze dba, żebym miał czas także na wypoczynek. Nie jeżdżę na spektakl z dnia na dzień, jeśli lecę na występy, na przykład do Nowej Zelandii czy Australii, to zawsze mam co najmniej dwa dni na „wzięcie oddechu” i dopiero później rozpoczynam próby. Można sobie zrobić krzywdę, jeżeli się przeforsuje głos.
           To samo dotyczy repertuaru. Miałem wiele propozycji zaśpiewania na przykład Nabucca albo Rigoletta, ale wiem, że nie są to partie stworzone na mój głos. Może kiedyś spróbuję je wykonać, ale na razie odmawiam. Do tej pory śpiewałem tylko taki repertuar, który według mnie i moich nauczycieli był odpowiedni dla mojego rodzaju głosu i myślę, że dlatego jestem wciąż w dobrej formie. Gdybym na przykład zdecydował się śpiewać partie Nabucca w młodym wieku, to najpewniej poradziłbym sobie, ale po kilku spektaklach śpiewania niewłaściwej dla głosu partii mógłbym zrobić krzywdę "aparatowi głosowemu" i w rezultacie szybko zakończyć karierę. Dlatego staram się mądrze dopierać swój repertuar.

          Na początku naszej rozmowy stwierdziliśmy, że występuje Pan prawie wyłącznie na zagranicznych estradach, ale ostatnio czasem Pan śpiewa także w Polsce – niedawno oklaskiwała Pana publiczność Opery Bałtyckiej.
          - Chcę podkreślić, że śpiewałem tam jedną z najwspanialszych ról, które do tej wykonywałem.
To „Thais” Jules’a Masseneta, która została po raz pierwszy wykonana w Polsce od 100 lat, bo tyle minęło od poprzedniego jej wykonania we Lwowie.
José Maria Florêncio, który od niedawna jest dyrektorem artystycznym i dyrygentem w Operze Bałtyckiej w Gdańsku, pomyślał, żeby wznowić „Thais” po 100 latach w Polsce i dostałem zaproszenie do wykonania głównej męskiej partii Athanaëla, która jest, obok samej Thais, wiodącą rolą. Zarówno wokalnie, jak i aktorsko poczułem się w roli Athanaëla fenomenalnie.
          Wykonywałem wiele fantastycznych ról w życiu, ale ta rola jest bardzo wymagająca, przez cały czas jestem na scenie, a w sytuacjach, kiedy mógłbym na chwilę z niej zejść, w tej inscenizacji reżyser mnie umieszczał na dalszym planie, ale wciąż na scenie. Muzyka jest przepiękna i mimo, że mam tylko niewielką arię, jestem postacią trzymającą ten spektakl . Mam też moment, w którym chwilkę mogę odpocząć, leżąc u stóp skrzypaczki, która gra wspaniałą medytację – najbardziej chyba znany fragment z „Thais”. Ta chwila daje mi energię na drugą część spektaklu, przepiękna muzyka.
          Bardzo się ucieszyłem z tej propozycji. Na kolejne spektakle Thais zapraszam w następnym sezonie artystycznym w Operze Bałtyckiej, gdzie również wystąpię w polskiej prapremierze brazylijskiej opery Jorge Antunesa "Olga". To będzie duże, artystyczne wyzwanie.

           W Polsce pojawia się coraz mniej recenzji, nawet po wielkich wydarzeniach artystycznych, ale w innych krajach jest inaczej. Pisano również o Pana występach i trzeba podkreślić, że zwykle były to bardzo pochlebne recenzje. Przywiązuje Pan wagę do recenzji?
          - Występuję ponad 25 lat na scenie i faktycznie sporo o mnie pisano. Zawsze je czytam. Pamiętam, gdy dużo śpiewałem w Hiszpanii, jeszcze przed kryzysem, zawsze po premierze, na drugi dzień, wychodziłem z hotelu na kawę do baru, brałem pierwszą lepszą gazetę i już była na pierwszej albo drugiej stronie obszerna recenzja z poprzedniego wieczoru. Nawet się zastanawiałem, że ktoś to musiał szybko w nocy napisać i muszę powiedzieć, że nie dostałem nigdy złej recenzji, czasami, co naturalne, były jakieś uwagi na temat drobnego niedociągnięcia, które ktoś niestety zauważył.
           Pochlebne recenzje bardzo mnie cieszą. Chcę także powiedzieć, że po premierze „Thais” w Operze Bałtyckiej ukazały się recenzje w gazetach i na portalach internetowych. Były to bardzo dobre recenzje zarówno o spektaklu, jak i o mnie. Nie dość, że byłem zachwycony rolą, to jeszcze dostałem wysokie oceny.

          Przez całe zawodowe życie najczęściej jest Pan w podróży. Proszę powiedzieć, gdzie znajduje się Pana dom – nie myślę tu o budynku, tylko o miejscu, o którym może Pan powiedzieć: „wracam do domu”.
          - Jest to na pewno Warszawa, chociaż moja partnerka pochodzi z Estonii. Teraz jesteśmy w Warszawie, bo mamy prawie 3-letniego synka, ale jego mama ma stałą pracę w Estonii. Od września, po zakończeniu urlopu macierzyńskiego i wychowawczego, będziemy funkcjonować trochę na dwa kraje i łączyć wszystkie obowiązki z moimi wyjazdami.
           Cały czas prowadzę cygańskie życie, ale jeszcze mi się to nie znudziło. Myślę, że nie potrafiłbym siedzieć w jednym miejscu. Oczywiście, dom jest w Warszawie, mamy też letnie mieszkanie w Hiszpanii, bo bardzo lubimy tam spędzać czas i trzeci dom będzie pewnie niedługo w Estonii. Podróży raczej przybędzie, ale nie wiem, czy potrafiłbym bez nich żyć i mieszkać w jednym tylko miejscu. Uwielbiam podróże i nawet jak mamy kilka wolnych dni, to staramy się gdzieś wyjeżdżać. Podczas długiej majówki byliśmy z przyjaciółmi w Eger, na Węgrzech, bardzo dużo chodziliśmy, zobaczyliśmy wiele ciekawych zabytków, nawet piękne jaskinie na granicy wegiersko-słowackiej, wieczory spędzaliśmy przy karafce dobrego, lokalnego wina i odpoczywaliśmy. Nasz syn jest już prawdziwym podróżnikiem!
          Mogę powiedzieć, że jednak jestem Warszawiakiem, bo tam się urodziłem, tam mieszkają moi rodzice, stamtąd pochodzi cała moja rodzina. To źródło, do którego wracam, jest jednak w Warszawie.

          Mam nadzieję, że na Podkarpacie będzie pan artystycznie powracał.
          - Bardzo bym chciał. Filharmonia Rzeszowska była jedną z pierwszych filharmonii, które mnie zaprosiły po wygranym konkursie w Pampelunie, organizowanym przez José Carrerasa. Śpiewałem w Rzeszowie recital na zaproszenie pana Adama Natanka.
          Jeśli otrzymam zaproszenie na kolejne edycje Muzycznego Festiwalu w Łańcucie, na Festiwal im. Adama Didura do Sanoka czy na koncert abonamentowy do Filharmonii Podkarpackiej, to bardzo chętnie przyjadę. Uwielbiam jeździć po Polsce, jest jeszcze wiele miejsc, w których chciałbym być i zaśpiewać.

Z panem Marcinem Bronikowskim, światowej sławy polskim barytonem rozmawiała Zofia Stopińska 23 maja 2019 roku w Rzeszowie.

Subskrybuj to źródło RSS