Krzysztof Meisinger: Gitara ma niesłychane możliwości, ale...
Krzysztof Meisinger - gitara fot. Krzysztof Opaliński

Krzysztof Meisinger: Gitara ma niesłychane możliwości, ale...

           Wspaniałą ucztę zgotowali publiczności organizatorzy 22. Mieleckiego Festiwalu Muzycznego, zapraszając 28 sierpnia Krzysztofa Meisingera, jednego z najwybitniejszych gitarzystów klasycznych, wraz z Sinfonią Varsovią w kameralnym składzie. Koncert odbył się w Sali widowiskowej Domu Kultury SCK, a gospodynią wieczoru była pani Joanna Kruszyńska – dyrektor Samorządowego Centrum Kultury w Mielcu.
          Utwory, które zabrzmiały tego wieczoru, znajdą Państwo na płycie „Astor” i dlatego tak zatytułowany został koncert.
W pierwszej części wysłuchaliśmy następujących utworów:
- Gerardo Matos Rodriguez – La Cumparsita;
- Carlos Gardel – El dia que me quieras;
- Enio Morricone – Cinema Paradiso Suite;
- Carlo Domeniconi - Koyunbaba (wspaniały popis solowy Krzysztofa Meisingera);
- Isaac Albenitz – Asturias.
Natomiast część drugą wypełniły utwory Astora Piazzolli: Bandoneon, Milonga del Angel, Libertango, Soledad i Concierto para Quintetto.
           Piękne utwory, a przede wszystkim rewelacyjne wykonanie sprawiły, że publiczność natychmiast powstała z miejsc i gorąco oklaskiwała Artystów domagając się bisu. Również po wykonaniu na bis Asturias Isaaca Albeniza, owacja na stojąco trwała długo.
           Po koncercie Mistrz Krzysztof Meisinger zgodził się na spotykanie w mieleckim hotelu Iskierka i dlatego mogę teraz zaprosić Państwo do lektury.

           Zofia Stopińska: Bardzo Panu dziękuję za wspaniały wieczór, podczas którego podziwiając Pana grę, myślałam: „Paganini gitary”. Długo trzeba było Pana namawiać, żeby zgodził się Pan wystąpić w Mielcu?
          Krzysztof Meisinger: Nie, musieliśmy tylko ustalić odpowiedni termin. Nie było to łatwe, ale udało się przyjechać i jestem.

          Gitara jest instrumentem powszechnie znanym i chyba prawie każdy wie, jak wygląda ten instrument. Większość ludzi jest pewna, że bardzo łatwo jest się nauczyć grać na gitarze, ale tak chyba nie jest...
          - Tak, gitara to instrument, który trzeba przede wszystkim pokochać, bo bez miłości do niej może być problem. Gitara klasyczna to instrument wyjątkowy, inny od pozostałych współcześnie wykorzystywanych instrumentów.
          Gitara ma niesłychane możliwości, ale jest to istota bardzo wrażliwa, która dysponuje własnymi walorami, nie zapożyczając niczego od innych instrumentów.
Dzięki temu jest niepowtarzalna, niezwykle uniwersalna, mająca w sobie niezwykły potencjał wyrazowy. Był czas, kiedy myślałem, że gitara powinna emanować takimi samymi cechami jak wszystkie inne instrumenty koncertowe.
          Dopiero gry wróciłem do podstaw, do tradycji, do szkoły Andrésa Segovii, poczułem dopiero, czym gitara tak naprawdę jest. Jak, z jednej strony, jest to delikatny, ulotny instrument, a z drugiej strony jakie ma niesamowite możliwości wyrazowe i jak unikatowe jest jego piękno.

           Z pewnością ktoś musiał Pana tą miłością zarazić i dobrze nauczyć grać, bo inaczej nic by z tego nie wyszło.
           - Oczywiście, wymieniam kilku swoich mistrzów: Aniello Desiderio, który także jest określany wspomnianym przez Panią przydomkiem „Paganini gitary”. Jest to gitarzysta mieszkający w Neapolu i ja u niego studiowałem przez dwa lata. Olbrzymi wpływ na to, kim jestem teraz, miał także gitarzysta amerykański Christopher Parkening, który jest protegowanym Andrésa Segovii. Ten człowiek zafascynował mnie bezgranicznie, bo to osoba, która emanuje własnym światłem. Dzięki niemu pokochałem Segovię i to, co dla gitary zrobił.

          Mieszka Pan w Szczecinie. To jest rodzinne miasto, czy Pan je wybrał?
          - To jest miasto, które wybrało mi przeznaczenie, bo tam poznałem swoją żonę. To było już prawie trzynaście lat temu, kiedy będąc jeszcze studentem, grałem tam koncert z towarzyszeniem orkiestry w której grała prześliczna wiolonczelistka w której się zakochałem i która niedługo później została moja żoną. Po tamtym koncercie wyjechałem ze Szczecina, ale po dwóch tygodniach wróciłem i już w nim zostałem.
To miasto mnie fascynuje, to miasto mnie inspiruje, to miasto ma w sobie absolutnie niesamowite cechy.
           W Szczecinie organizuję już od trzech lat Meisinger Music Festiwal i staram się, aby występowały w tym mieście największe gwiazdy muzyki. Podczas pierwszej edycji gościł z recitalem Piotr Anderszewski, uważany za jednego z najwybitniejszych polskich pianistów swojego pokolenia, wystąpił Daniel Stabrawa – legendarny koncertmistrz Filharmoników Berlińskich, wystąpiła Soyoung Yoon – zwyciężczyni Konkursu im. H. Wieniawskiego w 2011 r., zaś zaliczana do najlepszych orkiestr europejskich Sinfonia Varsovia grała dwa koncerty – m.in. Marcel Markowski, świetny wiolonczelista tej orkiestry grał Koncert Haydna i zachwycił publiczność.
Druga edycja zaowocowała obecnością takich osobowości, jak: Mariza L’Arpeggiata, Waldemar Malicki, Yuanjo Mosalini, i innymi wybitnymi artystami.
Podczas tegorocznej edycji wystąpią: Ivo Pogorelich, Sumi Jo, Alena Baeva, Sinfonia Varsovia, Vincenzo Capezzuto – lista znakomitych artystów jest bardzo długa. Zawsze są to artyści, którzy mnie fascynują i to jest jedyny klucz do tego, że są zapraszani.
Dzięki temu publiczność szczecińska (ale nie tylko), ma możliwość ich usłyszeć.

           Bardzo dużo koncertuje Pan za granicą. Czy zdarza się, że koncertuje Pan z Polakami?
           - Owszem, czasami podróżuję z artystami z Polski. Dla przykładu powiem, że z Anią Staśkiewicz – znakomitą skrzypaczką i moją prawie dwudziestoletnia przyjaciółką, zwiedziliśmy kawał świata, jesteśmy po wielu wspólnych koncertach na całym świecie. Zdarza się też tak, że gdy przyjeżdżam do jakiegoś miasta w Stanach Zjednoczonych czy w Ameryce Południowej, spotykam Polaków i jest to dla mnie zawsze wielkie święto. Bardzo przeżywam takie spotkania, bo dla mnie domem jest Polska i ja do domu chcę zawsze wracać. Miałem w życiu wiele propozycji wyjazdów na stałe, ale nigdy się na to nie zgodziłem, bo nie mógłbym się z Polską rozstać na dłużej. Dlatego niemal zawsze, kiedy spotykam Polaków na różnych krańcach świata, dostrzegam tęsknotę w ich oczach.

          Niedawno czytałam w Internecie posty, w których zachwycała się Pana grą i osobowością pani Agnieszka Rehlis, wybitna polska śpiewaczka.
          - Z Agnieszką mam szczęście współpracować już od paru lat i uważam, że Agnieszka Rehlis to aktualnie jeden z najlepszych mezzosopranów na świecie.
Szykujemy się do wspólnej płyty, która będziemy nagrywać w grudniu. Będzie to nietypowa płyta, bo muzyka, która się na niej znajdzie, dopiero powstaje, a to, co już zostało napisane, jest przepiękne. Początkowo planowaliśmy płytę „recitalową”, z utworami różnych kompozytorów, ale ciągle czegoś mi w tym programie brakowało. Poprosiłem zatem swojego przyjaciela, gitarzystę i kompozytora Bartłomieja Marusika o napisanie dla nas pieśni, bo nie ma zbyt wielu polskich pieśni dedykowanych na głos i gitarę. Jestem poruszony pieśniami, które już od niego otrzymałem. Wszystkie do wierszy Bolesława Leśmiana i w tej chwili bardzo się zastanawiamy nad tym, aby naszą płytę poświęcić wyłącznie z kompozycjom Bartka Marusika.

          W programie dzisiejszego koncertu najwięcej było elementów tanga. Kiedy tango pojawiło się w Pana życiu?
          - Już dawno, bo właściwie od kiedy zacząłem się zajmować muzyką i uczyć się w szkole muzycznej. Przez pierwsze dwa lata szukałem różnych inspiracji do ćwiczenia i rozwoju swoich umiejętności. Do dziś pamiętam moment, kiedy zetknąłem się po raz pierwszy z muzyką Astora Piazzolli. Ta muzyka mnie absolutnie porwała, bo miała w sobie coś niesamowitego, jak nowoczesność zakorzenioną w tradycji, miała w sobie te emocje, których w muzyce szukałem i stała mi się ona na tyle bliska, że charakter tej muzyki, ale również charakter kompozytora, mną zawładnął i do dziś tą drogą podążam. Astor Piazzolla i jego muzyka mają w sobie coś fascynującego. Pomimo tylu lat obcowania z tą muzyka, cały czas coś nowego w niej odkrywam i cały czas ona mnie inspiruje.

          Czy utwory, których dzisiaj wysłuchaliśmy, zostały przez Pana opracowane na ten skład?
          - Utwory, które wykonaliśmy w pierwszej części koncertu to moje aranżacje, natomiast utwory Piazzolli, które graliśmy w drugiej części koncertu, zostały opracowane przez Bernarda Chmielarza.
Barnard Chmielarz jest moim wieloletnim przyjacielem. Był jedną z tych osób, które już na samym początku we mnie uwierzyły i bardzo pomogły mi w rozwoju. Otrzymałem od niego olbrzymią pomoc.

          Jest Pan zafascynowany Astorem Piazzollą i jego muzyką do tego stopnia, że podjął się Pan wystawienia w Teatrze Polskim w Szczecinie operity tego kompozytora i sukces był wielki.
          - To było wielkie wydarzenie. To dzieło jest czymś „nie z tego świata”. Piazzollę bardzo często do tworzenia muzyki inspirowały kobiety które poznawał – jego miłości.
           W przypadku tango-operity była to wokalistka Egle Martin, ale problemem w ich relacjach był fakt, że była zamężna. Piazzolla zaprosił ją z mężem na obiad do domu i podczas tego spotkania powiedział, że jest zakochany w Egle i ona ma się w tym momencie zdeklarować, czy wychodzi z mężem, czy zostaje z nim. Egle Martin, ku jego wielkiemu rozczarowaniu, wyszła z mężem. Wkrótce Horacio Ferrer, autor libretta do tej operity „Maria de Buenos Aires”, zaprosił Piazzollę na koncert wokalistki Amelity Baltar.
Podczas koncertu Astor zafascynował się Amelitą (w tym jej urodą) i ukończył z myślą o niej i jej powierzył wykonanie tego dzieła. Samo libretto jest niesamowite, ma w sobie wiele metafizyki i język Ferrera jest bardzo wysublimowany i ma bardzo charakterystyczny styl.

          Dzisiaj wysłuchaliśmy fragmentów znakomitej płyty Pana z Sinfonią Varsovią, zatytułowanej „Astor”, a już promowana jest najnowsza płyta „Vivaldissimo”.
          - Płytę „Astor” przygotowywałem z myślą o orkiestrze Sinfonia Varsovia, natomiast płyta „Vivaldissimo” powstała z myślą o stworzeniu własnej orkiestry barokowej, która nazywa się Poland baROCK. Ten zespół ma niesamowite atuty, a gitara klasyczna nigdy nie współpracowała ze stricte barokową orkiestrą, grającą na instrumentach dawnych. Ponadto jest to tak świeże brzmienie i mające ogrom niesamowitej energii! W tym zespole grają sami młodzi ludzie, którzy mają w sobie bardzo dużo zapału do grania. Ilekroć się z nimi spotykam, to mam olbrzymią radość ze wspólnej pracy.

          Pana gitara brzmi przepięknie i z pewnością jest to bardzo dobry instrument.
          - Tak, a najlepszym dowodem na to jest fakt, że po jej otrzymaniu nie zainteresowałem się już nigdy żadną inną gitarą. Zbudował ją dla mnie znakomity szwedzki lutnik Anders Sterner, mieszkający aktualnie w Stanach Zjednoczonych, a jest to kopia gitary hiszpańskiego lutnika Ignacio Flety, która nosi imię „Angel”.
Pomimo, że gram na tym konkretnym instrumencie od blisko 4 lat, to nasza przyjaźń z Andersem Sternerem nadal trwa i jak tylko jest okazja, to rozmawiamy ze sobą bardzo. Anders Sterner jest wyjątkowym człowiekiem i lutnikiem, czuję jego niesamowitą energię w tej gitarze.

          Ciekawa jestem, z jakimi wrażeniami wyjedzie Pan z Mielca?
          - Fantastycznymi, bo publiczność była niesamowita i gorąco nas przyjęła. Ilekroć jestem na Podkarpaciu, to wyjeżdżając zawsze czekam na szybki powrót w te strony.

          Mam nadzieję, że niedługo to nastąpi, bo o dzisiejszym wspaniałym koncercie z pewnością będzie głośno i organizatorzy koncertów, i festiwali będą chcieli z pewnością Pana zaprosić. Dziękuję Panu za koncert i miłe spotkanie, dzięki któremu poznają Pana czytelnicy „Klasyki na Podkarpaciu”
          - Ja również bardzo dziękuję. Cieszę się, że mogłem Panią osobiście poznać.