Zofia Stopińska

Zofia Stopińska

email Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

Zakochałem się w operze, ale lubię także operetkę

          Filharmonia Podkarpacka organizuje cykl przedsięwzięć artystycznych o nazwie BOOM w Filharmonii (Balet, Opera, Operetka, Musical). W znacznej mierze odbywają się one z udziałem Orkiestry Symfonicznej Filharmonii Podkarpackiej, a ich realizacja jest możliwa dzięki dotacji, jaką Filharmonia otrzymała z Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego w ramach współprowadzenia instytucji. Cykl ten cieszy się ogromnym zainteresowaniem, o czym najlepiej świadczy wypełniona po brzegi sala i gorące przyjęcie przez publiczność widowiska muzycznego „Zakochani w operetce”, którego wykonawcami, oprócz Orkiestry Filharmonii Podkarpackiej pod batutą Rubena Silvy i dwóch par tancerzy oraz Łukasza Lecha, który ten wieczór prowadził, byli także przede wszystkim świetni polscy śpiewacy: Katarzyna Laskowska – sopran, Bogumiła Dziel-Wawrowska – sopran, Piotr Rafałko – tenor i Adam Sobierajski – tenor.
          Z tego znakomitego grona udało mi się zaprosić do rozmowy Pana Adama Sobierajskiego – wyśmienitego tenora, którego bardzo cenię i lubię, a najczęściej możemy go ostatnio usłyszeć na scenach Opery Krakowskiej i Opery Śląskiej. Rozmowę rozpoczęłam od pytania o prezentowane w Rzeszowie widowisko „Zakochani w operetce”.

          Adam Sobierajski: Jest to widowisko, którego premiera odbyła się podczas Festiwalu im. Jana Kiepury w Krynicy, w sierpniu 2017 roku. Reżyserem prowadzącym zarazem spektakle jest red. Łukasz Lech, który pomyślał o pokazaniu publiczności pięknych fragmentów z operetek, ale jednocześnie pominąć wykonywane na wszystkich koncertach: „Co się dzieje, oszaleję”, „Usta milczą dusza śpiewa” i „Wielka sława to żart”, a zastąpić je wcale nie gorszymi, może nawet piękniejszymi ariami i duetami z takich operetek jak m.in.: „Gasparone”, „Bajadera”, „Błękitny zamek”. Te operetki bardzo rzadko są wystawiane, a są równie piękne, dlatego to widowisko jest zupełnie inne i bardzo interesujące.

          Zofia Stopińska: Cieszę się, że mamy przyjemność słuchać i oglądać Pana w Rzeszowie, bo nie gości Pan w naszym pięknym miejscu zbyt często – raz, może dwa razy w roku.
          - Raz czy dwa razy w sezonie to jak na tę samą Filharmonię, to i tak nie najgorzej, więc cieszę się bardzo, że kolejny raz mogę tu zaśpiewać.

           Warto podkreślić, że od operetki zaczęła się Pana zawodowa kariera.
          - Można tak powiedzieć, bo będąc na czwartym roku studiów otrzymałem z Teatru Muzycznego w Gliwicach propozycję zaśpiewania partii księcia Orlovsky’ego w premierze „Zemsty nietoperza” Johanna Straussa w reżyserii Jacka Chmielnika (nieżyjącego już, niestety). Tak się złożyło, że byłem sam w obsadzie tej roli i dlatego przez całe dwa i pół miesiąca intensywnie pracowałem na próbach.
          Powiem szczerze, że jak mnie Jacek Chmielnik usłyszał podczas pierwszej próby, nawet nie śpiewającego, tylko mówiącego teksty (bo książę Orlovsky więcej ma tekstu mówionego niż śpiewanego), był przerażony. Byłem jeszcze studentem i przyszło mi stanąć u boku takich gwiazd, jak: Gabriela Silva, Adam Zdunikowski czy Janusz Ratajczak, którzy w głównych rolach tego spektaklu byli mistrzami i dla mnie – studenta odezwanie się na próbie w tym towarzystwie było wyczynem. Po pierwszej próbie reżyser wypowiedział zdanie, które muszę ocenzurować: „Niech się pan k**** w tym roku Oscara nie spodziewa”. Od tego czasu Jacek Chmielnik rozpoczął ze mną pracę indywidualną, głównie nad tekstem. Byłem nawet u niego prywatnie w restauracji „Grube ryby” w Zabierzowie pod Krakowem i spędziliśmy tam też kilka godzin nad tym tekstem. Na każdej próbie było coraz lepiej. Na bankiecie po premierze znalazłem się gronie wymienionych już solistów, dyrekcji, realizatorów spektaklu i innych zaproszonych gości, Jacek Chmielnik powiedział mi publicznie największy komplement: „Panie Adamie, 30 lat pracuję w telewizji, dramacie, operze, ale takiego skoku i postępu od zera do tej premiery jeszcze nie widziałem”. Po debiutanckim spektaklu i tych słowach byłem w siódmym niebie.
          Dzisiaj mogę tylko ubolewać, że po 12-tu latach od mojego debiutu, Gliwicki Teatr został wygaszony, została zmieniona formuła, bo teoretycznie on funkcjonuje pod nazwą Teatr Miejski w Gliwicach, ale już nie można się tam udać na operetkę czy musical. Wszyscy artyści zostali zwolnieni. Ubolewam, bo od mojej premiery do zamknięcia śpiewałem tam Orlovsky’ego w „Zemście nietoperza”.
Dużo na tej scenie nauczyłem się, szczególnie jeśli chodzi o stronę aktorską, bo prawdziwa nauka zawodu zaczyna się dopiero na scenie podczas pracy z reżyserami i dyrygentami.

          Aktualnie w swoim repertuarze ma Pan sporo partii operetkowych, ale chyba przeważają jednak partie operowe.
          - Tak naprawdę od początku chciałem śpiewać w operze, bo zakochałem się w operze. Nasz scenariusz tak naprawdę pisze życie, bo jeśli otrzymałem propozycję debiutu w operetce, a później kontraktu na cały sezon i na kolejne sezony oraz propozycje kolejnych ról operetkowych, to uczyłem się i śpiewałem w operetce, co wcale nie zmieniło moich uczuć do opery.
          W 2005 roku ukończyłem Akademię Muzyczną śpiewając w spektaklu „Cyganeria” Giacomo Pucciniego. Można powiedzieć, że zacząłem przygodę z ukochaną operą od wysokiego C, bo w arii Che gelida manin (Ta rączka taka zimna) jest to słynne la speranza!
Tak naprawdę ta „Cyganeria” realizowana była w koprodukcji z Operą Bytomską, bo było to studenckie przedstawienie, ale grała orkiestra opery, a dyrygował Tadeusz Serafin, ówczesny dyrektor, i spektakl odbył się na deskach Opery Bytomskiej. Wkrótce Opera zrobiła to na swój sposób i ja zostałem zaangażowany już zawodowo. Do dzisiaj ta „Cyganeria” jest w repertuarze Opery Śląskiej i śpiewałem w niej dokładnie w sobotę 19 stycznia (tuż po zakończeniu żałoby narodowej).
          Podkreślę jeszcze, że premiera tej „Cyganerii” odbyła się w 1980 roku, a ja w tym roku się urodziłem. Ćwierć wieku później, jako dyplomant Akademii Muzycznej, zaśpiewałem w dwóch spektaklach studenckich, a potem płynnie wszedłem do „Cyganerii” w tej samej scenografii, towarzyszy mi ona do dzisiaj.
           Po drodze były także propozycje występów w innych operach i bardzo się cieszyłem z każdej nowej produkcji operowej i mój repertuar się powiększał, ale to wcale nie oznacza, że nie lubię śpiewać operetki. Niedawno zrobiłem sobie małe podsumowanie i okazało się, że połowę z 40 pierwszoplanowych ról mojego repertuaru stanowią role operowe i prawie tyle samo operetkowe.

          Etatowo związany jest Pan z dwiema operami – Śląską i Krakowską.
          - Po kilku latach współpracy, od 2010 roku, jestem na stałe w Operze Śląskiej, a z Operą Krakowską związałem się w 2006 roku, bo w czerwcu dostałem propozycję zaśpiewania partii Adama w „Ptaszniku z Tyrolu”, a w następnym sezonie zostałem już zatrudniony.
          Może wspomnę jeszcze, że wcześniej przez 2 lata (2005-2007) byłem na etacie Teatru Muzycznego w Lublinie. W tym czasie ożeniłem się , a ponieważ moja małżonka studiowała w Krakowie, postanowiliśmy zamieszkać w tym mieście i dlatego bardzo ucieszyła nas propozycja dyrekcji Opery Krakowskiej po premierze „Ptasznika z Tyrolu”, bo mogliśmy mieszkać i pracować w jednym mieście.
Podziękowałem za współpracę w Lublinie i nowy sezon w Krakowie rozpocząłem od udziału w światowej prapremierze operetki Karola Szymanowskiego „Loteria na mężów”. Ten spektakl został nagrany na DVD i chyba jest jeszcze dostępny w niektórych księgarniach.

          Miałam szczęście oklaskiwać Pana w kilku miejscach oprócz Rzeszowa, bo w Bytomiu, Krakowie i Kąśnej Dolnej. Na każdej scenie czuł się Pan bardzo swobodnie – zawsze odnosiłam takie wrażenie.
          - Wiele osób mówi mi teraz, że powinienem założyć kabaret (śmiech).

          Naprawdę?
          - Jest pani zdziwiona i zaciekawiona, a ja nie lubię mówić o swoich walorach, ale wmawia mi się, że aktorstwo komiczne mam we krwi i należy to wykorzystywać. Muszę się przyznać, że pewnie dlatego na próbach jestem trochę niesfornym pracownikiem, ponieważ często żartuję, robię gagi sceniczne, a szczególnie kusi mnie w operetkach. Często reżyser albo dyrygent mnie temperują i przywołują do porządku, ale ta chęć włożenia swoich trzech groszy jest tak wielka, że nie potrafię nad nią zapanować. Dlatego często sceniczni przyjaciele mówią, że powinienem grać w komediach albo założyć kabaret. To nie zmienia faktu, że bezgranicznie kocham operę.

          Nie tak dawno, bo 50, a może jeszcze nawet 30 lat temu, artyści wykonujący w operze główne partie mieli jedynie dobre głosy. Teraz to nie wystarcza i trzeba mieć wiele innych talentów.
          - Świat szybko się zmienia, obecnie jest bardzo wielka konkurencja i reżyser ma wielkie możliwości doboru obsady do danej produkcji. Dobierając wykonawców, kieruje się nie tylko umiejętnościami wokalnymi artysty, ale także jego innymi umiejętnościami, przede wszystkim aktorskimi. Panuje teraz moda na wszelkie formy teatry muzycznego i na widowni jest sporo młodych ludzi (nie tylko 60+), a młodzi chcą oglądać na scenie ciekawe widowisko z dobrymi, pięknie wyglądającymi śpiewakami. To już nie te czasy, że starczyło pokazać się na scenie, pięknie zaśpiewać, zrobić dwa kroki w lewo i dwa w prawo.

          Wielu reżyserów realizując premiery oper, wprowadza różne zmiany, przenosi się akcje do innej epoki, a nawet zmienia się libretto.
          - Przyznam szczerze, że nie jestem fanem zmian. Jeśli zmienia się libretto, miejsce akcji czy przenosi się akcję do innej epoki, a wiadomo, że to wymaga także zmiany scenografii i kostiumów, to trudno mi to zaakceptować. Jestem artystą i nieraz biorę udział również w takich spektaklach, ale mnie odpowiadają produkcje realizowane zgodnie z tym, czego chcieli autor libretta i kompozytor. Często się słyszy, że nie można bazować jedynie na tym i do każdej nowej produkcji trzeba wnieść coś nowego. Ja jednak upieram się, że każda produkcja powinna być realizowana zgodnie z librettem i tym, co napisał kompozytor, w scenografii i kostiumach z danej epoki, to nic więcej nie trzeba dodawać i publiczności będą się podobać takie spektakle. Nie bardzo rozumiem, dlaczego w XXI wieku mamy pokazywać ludziom na scenie to, co ich otacza – nie kostiumy z epoki, tylko ubiera się nas w garnitury, smokingi, a nasze sceniczne koleżanki występują w różnych modnych aktualnie spodniach, bluzkach, tunikach czy wieczorowych sukienkach, które widzimy na współczesnych balach i różnych innych imprezach. Przychodząc do opery, publiczność z pewnością chce zobaczyć coś innego. Pokażmy im epokowe kostiumy i scenografię. Nie zmieniajmy tego, co jest genialne.

          Zauważyłam, że jeśli Pan nie ma koncertu czy spektaklu w tym samym miejscu, to porozmawia Pan chwilę z kolegami, wsiada Pan do samochodu i jedzie do domu.
          - To prawda, ale dla mnie najważniejsza jest rodzina – żona, dziecko i dlatego staram się jak najszybciej wracać do domu. Nawet późnym wieczorem po spektaklu czy po koncercie – z Rzeszowa, a nawet z Bydgoszczy wracam do domu, bo chcę oderwać się troszkę od życia w teatrze i być tatą, i mężem. Jest tego bardzo dużo i muszę każdą chwilę wykorzystać.

          Ten rok będzie wypełniony pracą, podobnie jak poprzedni.
           - Zaczęło się tuż po świętach od pięciu koncertów sylwestrowo-noworocznych Trzech Tenorów w Filharmonii Śląskiej w ciągu czterech dni, a śpiewaliśmy w składzie: Adam Zdunikowski, Tadeusz Szlenkier i ja. Później pojechałem na koncert Trzech Tenorów do Torunia, gdzie śpiewałem z Dariuszem Stachurą i Łukaszem Gajem. Do końca stycznia jeszcze kilka dni, a ja już mam za sobą 16 występów – w „Księżniczce Czardasza” w Bydgoszczy, „Zemście nietoperza” we Wrocławiu, w Bytomiu we wspomnianej „Cyganerii”, dzisiaj jesteśmy w Rzeszowie, a jutro śpiewam w „Baronie cygańskim” w Bytomiu, a od wtorku rozpoczynamy próby „Cyrulika sewilskiego” w Krakowie, w reżyserii Jerzego Stuhra. Premiera ma się odbyć 15 marca w Operze Krakowskiej.
          Na ten spektakl już dzisiaj zapraszam, bo Jerzy Stuhr zadebiutował jako reżyser operowy w „Don Pasquale” w 2016 roku. Spektakl zrealizował zgodnie z partyturą i wymogami epoki, sam także zagrał znakomicie rolę notariusza, a jego doświadczenia aktorskie bardzo pomogły w realizacji i recenzje były świetne. Dlatego z niecierpliwością czekamy na kolejną produkcję.

          Jak Pan znajduje czas na inną wielką pasję, którą jest sport?
          - Tak, sport jest moją pasją, a może wręcz nawet chorobą. Muszę się przyznać, że mam specjalną aplikację w telefonie i w laptopie. Nawet jadąc samochodem, sprawdzam, w czasie prób, na ile czas mi pozwala, oglądam na żywo. Sport, a w szczególności piłka nożna, to moja druga miłość, a może nawet pierwsza, bo od dziecka marzyłem, aby zostać piłkarzem i byłem dość mocno związany z piłką nożną. Wyszło inaczej, ale pasja została. Jak tylko w poniedziałki jestem w domu, bo jest to teoretycznie wolny dzień w teatrach operowych, to staram się z kolegami pójść na salę i pograć co najmniej dwie godziny w piłkę nożną.

           Kondycja fizyczna często przydaje się także na scenie. Proszę powiedzieć, jak naprawdę jest u Pana z miłością? Mówił Pan kilkanaście minut temu o wielkiej miłości do opery.
           - Moja miłość do opery jest wielka i nie wyobrażam sobie w tej chwili, abym robił coś innego. Mam nadzieję, że to się już nie zmieni.

ECLATS ROMANTIQUES

David Walter od ponad 30 lat związany jest ze swoją macierzystą uczelnią - Narodowym Wyższym Konserwatorium Muzycznym w Paryżu, gdzie prowadzi klasy kameralistyki i oboju. Jako laureat prestiżowych konkursów (m. in w Pradze i Belgradzie) stał się rozpoznawalnym solistą na całym świecie. Poza pedagogiką i karierą artystyczną Walter równolegle zajmuje się także kompozycją i dyrygenturą, czego próbkę stanowią liczne autorskie opracowania utrwalone wraz z pianistką Magdaleną Duś.
Repertuarowym trzonem albumu jest transkrypcja na fortepian, obój oraz rożek angielski Sonaty skrzypcowej A-dur Cesara Francka. Płyta została uzupełniona także o szereg drobniejszych utworów m. in: Chopina, Gabriela Faure, Schuberta czy Mariny Dranishnikovej zaprezentowanych w wersjach oryginalnych, lub w autorskich aranżacjach Waltera.

CD DUX 1546 Total time: [75:08]

Fritz Kreisler
Sonata A-dur na obój, rożek angielski i fortepian (transkrypcja David Walter) Sonata in A major for oboe, English horn an piano ( transcription: David Walter)
1. Allegro moderato   [6:03]
2. Allegro  [8:31]
3. Moderato  [7:42]
4. Allegretto poco mosso  [6:36]

Gabriel Fauré
Les berceaux Op. 23 na rożek angielski i fortepian (transkrypcja: David Walter) Les berceaux op. 23 for English horn and piano ( transcription: David Walter)
5. Les berceaux op. 23 | Op. 23 na rożek angielski i fortepian | for English horn and piano| pour cor anglais et piano (transkrypcja | transcription: David Walter)  [3:10]

Franz Schubert
Impromptu op. 142 nr 3 na obój i fortepian (transkrypcja: David Walter) Impromptu Op. 142 No. 3 for oboe and piano (transcription: David Walter)
6. Impromptu op. 142 nr 3 | Op. 142 No. 3 | n°3 op. 142 na obój i fortepian | for oboe and piano | pour hautbois et piano (transkrypcja | transcription: David Walter)  [12:42]

Marina Dranishnikova
Poema obój i fortepian Poema for oboe and piano
7. Poema obój i fortepian | for oboe and piano | pour hautbois et piano  [8:07]

Antonio Pascull
Amelia na rożek angielski i fortepian
8. Amelia na rożek angielski i fortepian | for English horn and piano | pour cor anglais et piano  [6:24]

Fryderyk Chopin
Preludium op. 28 nr 15 na obój, rożek angielski i fortepian (transkrypcja: David Walter) Prelude, Op. 28 No. 15 for oboe, English Horn and piano (transcription: David Walter)
9. Preludium op. 28 nr 15 | Prelude, Op. 28 No. 15 | Prélude n° 15 op. 28 na obój, rożek angielski i fortepian | for oboe, English Horn and piano pour hautbois, cor anglais et piano (transkrypcja | transcription: David Walter)  [6:20]

Stanislas Verroust
Solo de concert op. 85 nr 11 na obój i fortepian Solo de concert, Op. 85 No. 11 for oboe and piano
10. Solo de concert, op. 85 No. 11 | Op. 85 No. 11 | n° 11 op. 85 na obój i fortepian | for oboe and piano | pour hautbois et piano  [9:31]

Wykonawcy:
Magdalena Duś /fortepian/
David Walter /obój, rożek angielski/

DUX 1546

Zawsze chciałem być dyrygentem

           „Wschód – Zachód, czyli z Broadway’u do Hollywood” – tak zatytułowany był jeden z koncertów, które odbyły się w Filharmonii Podkarpackiej w lutym – dokładnie 8 lutego 2019 roku, a w roli głównej wystąpiła Orkiestra Symfoniczna Filharmonii Podkarpackiej, którą dyrygował i przybliżał także utwory publiczności Mariusz Smolij, zaliczany do grona najwybitniejszych dyrygentów swojego pokolenia zarówno w Stanach Zjednoczonych, jak i Europie. W programie znalazły się znane tematy ze znanych filmów, do których muzykę skomponowali m.in. J. Williams i H. Mancini, suity najpopularniejszych utworów wykonywanych na Brodway’u, popularne tańce kubańskie oraz suity utworów Louis’a Armstronga i Duke’a Ellingtona.
          Publiczności ten koncert bardzo się spodobał, o czym najlepiej świadczą gorące oklaski zarówno po bardzo interesujących zapowiedziach dyrygenta, jak i po utworach oraz bis gorąca owacja na stojąco na zakończenie.
          Pan Mariusz Smolij, znakomity mistrz batuty, znalazł czas na rozmowę przed koncertem i rozpoczęliśmy ją od pytań dotyczących programu zbliżającego się wydarzenia, które w pewien sposób nawiązuje do ubiegłorocznego koncertu, podczas którego Artysta po raz pierwszy współpracował z naszą Orkiestrą.

          Mariusz Smolij: Program utrzymany jest w tej samej stylistyce, którą w Ameryce nazywamy „AMERICAN POPS”, czyli amerykańska muzyka popularna, na którą składają się elementy lekkiej symfoniki, pisanej głównie przez kompozytorów amerykańskich. To muzyka powiązana z filmem, teatrami muzycznymi na Broadway’u, z jazzem i z elementami folkowo-etnicznymi. Mamy ogromne bogactwo utworów komponowanych w tej stylistyce oraz wspaniale zaaranżowanych i wiele amerykańskich orkiestr sięga po tego typu repertuar, który cieszy się ogromną popularnością. Ta muzyka spełnia ważną funkcję edukacyjną dla wielu osób, które nie miały szczęścia w młodym wieku zetknąć się z muzyką klasyczną i trudno im przekroczyć próg Filharmonii. Proponując im znane melodie w opracowaniu na orkiestrę symfoniczną, mamy szanse przygotować je do odbioru muzyki klasycznej.

          Zofia Stopińska: Bardzo przyjemnie słucha się takich utworów, połączonych często w suity, ale dla orkiestr symfonicznych nie jest to łatwy program, bo wymaga wielkiej dokładności i koncentracji.
           - To prawda, jest to muzyka bardzo łatwa i przyjemna do słuchania, ale nie jest łatwa do grania, szczególnie dla orkiestr wschodnioeuropejskich. Ta muzyka nie jest bliska naszemu naturalnemu stylowi i podejściu do muzyki, a nawet sposobowi kształcenia, bo jest ona zorientowana na rytm, puls, czasami nawet inną interpretację rytmu. Wiele rzeczy w muzyce swingowej i jazzowej nie jest zapisanych i trzeba je znać, i czuć, aby je odpowiednio zagrać. To, co się dzieje pomiędzy poszczególnymi kreskami taktowymi i nutami, wymaga znacznie większej uwagi od orkiestry niż w muzyce tradycyjnej. Wielu dyrygentów mówiło mi i sam także wielokrotnie się przekonałem, że orkiestra po wykonaniu takiego programu, kiedy w następnym tygodniu przechodzi do Beethovena czy Mozarta, ma znacznie większą dyscyplinę rytmiczną niż wcześniej i ten Beethoven brzmi lepiej.

          Pana działalność zatacza coraz to szersze kręgi i aktualnie regularnie odwiedza Pan trzy kontynenty.
          - Tak, to są trzy kontynenty, bo mieszkam w Stanach Zjednoczonych – mój dom jest w Houston w Teksasie. Prowadzę na stałe dwie orkiestry w USA – symfoniczną z stanie Louisiana i kameralną w stanie New Jersey. Jestem także dyrektorem artystycznym Toruńskiej Orkiestry Symfonicznej w Polsce, a oprócz tego jestem też gościnnym profesorem i dyrygentem w Konserwatorium w Tianjin w Chinach.

          Regularna obecność w wymienionych przez Pana ośrodkach muzycznych wymaga dokładnego planowania kalendarza koncertowego z dużym wyprzedzeniem, a także można powiedzieć, ciągłego „życia na walizkach”.
           - Jest dokładnie tak, jak Pani powiedziała. Wymaga to ogromnej dyscypliny, planowania, stałego uczenia się i niezwykle wyrozumiałej żony oraz reszty rodziny (śmiech).
Żona czasami ze mną podróżuje, ale najczęściej muszę jeździć sam.

          Jak często przyjeżdża Pan do Polski?
          - Często i bardzo regularnie, bo każdego roku dyryguję od 10 do 12 programów z Toruńską Orkiestrą Symfoniczną. Zmieniłem nieco tryb pracy z orkiestrą i często przygotowujemy koncerty w czasie 2 lub 3 prób, organizujemy także koncerty z cyklu Symfonika familijna, które również przygotowujemy w krótkim czasie. Ilość programów jest większa niż ilość tygodni, ale spędzam dość dużo czasu w Toruniu i jest to także związane z planowaniem oraz z pracą z orkiestrą. Zawsze jestem w stałym kontakcie z Toruńską Orkiestrą Symfoniczną.

          Podróże do Polski i stała praca tutaj są chyba dla Pana bardzo ważne.
          - Oczywiście, dla kogoś, kto tutaj wyrósł i wykształcił się, ten łącznik emocjonalny, tradycyjny i historyczny jest niezwykle ważny. Bardzo się cieszę z tego, że mam taką możliwość.

          Wiem, że dość długo uczył się Pan grać na skrzypcach i wszystko wskazywało na to, że będzie Pan bardzo dobrym skrzypkiem. Kiedy Pan zamienił smyczek na batutę?
          - Zawsze chciałem być dyrygentem i zacząłem realizować marzenia już w Liceum Muzycznym w Katowicach. Świetna nauczycielka, która prowadziła zajęcia z kształcenia słuchu i historii muzyki, prowadziła także raz w tygodniu dodatkowo lekcje dla starszych uczniów, którzy interesowali się dyrygowaniem i bardzo słusznie nazywaliśmy to dyrygowaniem, a nie dyrygenturą. Brałem udział w tych zajęciach z wielką przyjemnością, ale jeszcze wcześniej wiedziałem, że aby zostać dyrygentem, najpierw muszę być kompetentnym muzykiem, grającym na jakimś instrumencie lub śpiewającym, może kompozytorem, ale trzeba być dobrze wykształconym w jakiejś dziedzinie muzyki i dopiero później można zostać liderem. Zanim się powie innym ludziom, co i jak mają grać, to trzeba samemu wiele na ten temat wiedzieć i dla mnie to było bardzo oczywiste.
           Miałem szczęście, że będąc już na studiach, grałem w Wielkiej Orkiestrze Symfonicznej Polskiego Radia w Katowicach, która dzisiaj działa pod nazwą Narodowa Orkiestra Symfoniczna Polskiego Radia. Jest to znakomita orkiestra, i miałem okazję poznać wielu wspaniałych dyrygentów, którzy z z tym zespołem pracowali. Zawsze fascynowała mnie muzyka kameralna, która jest bardzo dobrym pomostem pomiędzy graniem solowym, a graniem w dużych zespołach. Wspólnie z kolegami założyliśmy w czasie studiów kwartet, który wkrótce przyjął nazwę Kwartet Smyczkowy im. Krzysztofa Pendereckiego. Wygraliśmy parę konkursów i wyjechaliśmy jako Kwartet na stypendium do Stanów Zjednoczonych. Mieliśmy tam bardzo dużo koncertów.
          Po wcześniejszych doświadczeniach w orkiestrze symfonicznej i opanowaniu bardzo dużego repertuaru kameralnego, postanowiłem realizować swoje marzenia i rozpocząłem studia dyrygenckie w Ameryce. Ogólne wykształcenie i w zakresie gry na skrzypcach otrzymałem w Polsce, ale dyrygenturę studiowałem w Ameryce.   Z perspektywy czasu uważam, że było to dobre połączenie – dobrych tradycji europejskich z trochę innym, świeższym spojrzeniem na pracę i rolę dyrygenta we współczesnym świecie, rolę dyrygenta jako adwokata orkiestry, adwokata muzyki, adwokata tego, co robimy i co w dzisiejszej rzeczywistości jest ważne.
To połączenie było naturalne i bardzo dobre.

          Wiele się dzisiaj mówi o konieczności promocji muzyki polskiej, o wielkich zaniedbaniach w tej dziedzinie sztuki. Będąc często w Polsce, ma Pan chyba okazję dyrygować wieloma dziełami polskich twórców różnych epok, ale w innych krajach Europy czy Ameryki chyba sporadycznie?
           - Zawsze starałem się promować polski repertuar symfoniczny, dyrygując na całym świecie, bo to była dla mnie naturalna pasja. Uważam, że ten repertuar dobrze znam i czuję się komfortowo, przygotowując go z innymi orkiestrami i dla innej publiczności.
           Dokładnie 20 lat temu, kiedy Polska obchodziła 80-lecie odzyskania niepodległości, zorganizowałem w Chicago (byłem wówczas profesorem na Uniwersytecie w Chicago), chyba największą do dzisiaj jednorazową prezentację polskiej muzyki klasycznej poza Polską. Był to dziewięciodniowy, a może nawet dziesięciodniowy festiwal, podczas którego codziennie odbywały się dwa koncerty – były chyba cztery koncerty symfoniczne, szereg recitali, koncerty kameralne oraz prezentacja zespołu ludowego. Nie potrafię Pani powiedzieć, ile godzin muzyki polskiej wówczas wykonaliśmy, ale wydaje mi się, że był to rekord, którego do dzisiaj nikt nie pobił.
          Oprócz tego, staram się promować dzieła polskich kompozytorów w różnych miejscach na świecie. Utworami Lutosławskiego, Góreckiego, Karłowicza, Wieniawskiego, Chopina i Jarzębskiego dyrygowałem w Japonii, w Chinach, w Stanach Zjednoczonych, Kanadzie i większości krajów europejskich. Staram się przez cały czas promować polską muzykę.

          Jest Pan znanym i cenionym dyrygentem na świecie i nie musi się Pan martwić o brak propozycji, a raczej o brak czasu na realizację wszystkich zaproszeń, ale to wszystko okupione jest tytaniczną pracą.
          - Nic w życiu nie dostajemy za darmo. Za wszystko się płaci – czasem, uwagą, wysiłkiem. Aby zrealizować taki napięty kalendarz, jaki mam, muszę pracować około 16 godzin na dobę. Nie wiem, co to jest weekend, wakacje są przeważnie z muzyką, ale mogę tak pracować dlatego, że muzyka jest dla mnie pracą, hobby, przyjemnością i wyzwaniem. To jest po prostu zajęcie, które ja lubię.
           Zawód dyrygenta jest bardzo złożony, bo trzeba samodzielnie pracować z partyturą, potrzebna jest wyobraźnia i słuchanie, często praca przy fortepianie, później praca z różnego rodzaju orkiestrami, gdzie z kolei potrzebne są umiejętności z dziedziny psychologii, aby znaleźć właściwą chemię, właściwy język, słowa, ruchy z danym zespołem. To, co skutecznie działało w pracy z jedną orkiestrą, niekoniecznie sprawdza się w pracy z innym zespołem.
Oddzielną kwestią jest praca ze znakomitymi solistami, kompozytorami, aranżerami...
          Bardzo ważna jest praca poza podium, a w Ameryce ta umiejętność jest wręcz niezbędna, czyli zbieranie pieniędzy. Trzeba tłumaczyć wielu sponsorom, dlaczego to robimy, dlaczego to jest ważne, dlaczego ta muzyka jest istotna dla kogoś, kto ma 18 lat, ojciec jest z Malezji, a mama jest z Peru i mieszkają w Texasie, a jego etniczne korzenie są południowoamerykańskie i dalekowschodnie, dlaczego muzyka Mozarta jest ważna, aby jej słuchał w wykonaniu instrumentu, który nazywamy orkiestrą symfoniczną, i poznał takie brzmienie, ponieważ u niego w domu grają jedynie na dużych bębnach.
Przez to, że jest taka „multikulturowość” w Ameryce, a także masa różnego rodzaju muzyki popularnej, dyrygenci, którzy kierują orkiestrami symfonicznymi, muszą bardzo często, zanim się zaprezentują na estradzie, tłumaczyć, dlaczego to, co robimy, jest ważne.
          Na początku nie czułem się dobrze w tej roli i nie byłem pewny, czy to naprawdę trzeba robić, dlaczego ja muszę to robić, a nie manager. Przekonałem się, że w rzeczywistości, w której tam żyjemy, to jest część mojej pracy i w sumie lubię to robić, bo to także zmusza mnie do pewnych przemyśleń. Sam sobie muszę odpowiedzieć na pytania: dlaczego my to robimy, dlaczego to jest ważne dla młodych ludzi, dlaczego każdy człowiek chociaż raz w życiu powinien wysłuchać symfonii Beethovena. To wszystko zmusza mnie także do rozwoju na poziomie intelektualnym, emocjonalnym i artystycznym.

          Wracając do podróży artystycznych – występował Pan już na wszystkich kontynentach?
          - Została mi jeszcze Australia. Najczęściej dyryguję orkiestrami w Ameryce Północnej i Europie, często jestem zapraszany do Ameryki Południowej, wiele razy dyrygowałem w Azji, byłem także zapraszany do Afryki. Mam nadzieję, że kiedyś uda mi się także odwiedzić artystycznie Australię.

          Dokonał Pan wielu nagrań dla renomowanych wytwórni płytowych w Ameryce i Europie. Nagrania te były nagradzane oraz doskonale oceniane przez krytyków. Bardzo lubię słuchać płyt, ale uważam, że na szczęście nawet najlepsze nagranie nie zastąpi nigdy koncertu, podczas którego słyszymy i widzimy wykonawców.
          - Nie ma takiej możliwości. Nawet jeśli potraktujemy dźwięk jako zjawisko czysto fizyczne, bo dźwięk to jest drgająca fala. Jeżeli ona wychodzi z instrumentu, to jest zupełnie inny rodzaj wibracji niż ten, który trafia do nas przez słuchawki czy głośniki i tego się nie da porównać.
Mam to szczęście, że stoję blisko orkiestry i jak orkiestra gra pełne forte, to ja czuję jakby promieniowanie przeze mnie przechodziło. To jest fantastyczne uczucie. Siedząc na widowni także czuję, jak te fale mnie oplatają.

          Często ma Pan czas chodzić na koncerty?
          - Jak tylko mam okazję, to chodzę na koncerty, bo uważam, że człowiek przez cały czas się uczy, także słuchając różnych wykonań. Ponieważ bardzo często przybliżam publiczności muzykę, którą wykonuję z orkiestrami, bardzo jestem ciekawy, jak robią to inni dyrygenci. Nawet jak jest to utwór, którym dyrygowałem 25 razy, to z wielkim zainteresowaniem słucham nie tylko wykonania, ale także komentarza, bo być może usłyszę coś, na co nie zwróciłem dotychczas uwagi. Uważam, że krótki komentarz jest bardzo potrzebny i jest kluczem do pewnych zjawisk, bo publiczność po 2 – 3 minutach takiej werbalnej introdukcji już inaczej słucha i więcej zyskuje, bez względu na to czy to jest utwór Duke’a Ellingtona, czy Ludwiga van Beethovena.

          Jak się Panu układała współpraca z Orkiestrą Filharmonii Podkarpackiej? Podkreślał Pan, że jest to efektowny, ale wymagający program.
          - To prawda, ale każdy dobry dyrygent wie, że w orkiestrze czym innym są technologia gry i technologia myślenia. Jeżeli znajdziemy wspólny język w technologii gry i w technologii myślenia, to mamy klucz do tego, żeby różne nowe style z powodzeniem wykonywać. Tego nie da się wypracować w ciągu piętnastu minut, a często nawet w czasie dwóch albo trzech dni.
          Podam jeden przykład. Gościnnie chyba najczęściej i najdłużej w Polsce dyryguję Orkiestrą Filharmonii Pomorskiej w Bydgoszczy. Tak się złożyło, że podczas pierwszego pobytu w Polsce, zaraz po studiach, dano mi szansę, abym poprowadził koncert w Bydgoszczy. Praktycznie od 25-ciu lat jestem tam raz w roku, a czasem nawet częściej. Od lat jestem zapraszany, aby przygotowywać programy z muzyką amerykańską i po tych wielu latach orkiestra już momentalnie wie, o co chodzi i brzmi prawie jak orkiestry amerykańskie, jeśli chodzi o stylistykę, ale to zabrało trochę czasu.
          Z Orkiestrą Filharmonii Podkarpackiej pracowałem przez tydzień i uważam, że to wystarczający czas. Oceniam to z perspektywy drugiej współpracy w okresie roku, czasami słyszę tu i ówdzie trochę inny akcent. Mogę to porównać do mojej znajomości języka angielskiego. Od wielu lat mieszkam w Stanach Zjednoczonych, znam dobrze język angielski, pisałem nawet książki i pracę doktorską, ale wiem, że jak mówię po angielsku, to słychać, że jestem obcokrajowcem. Podobnie jest, jak dobra polska orkiestra gra repertuar amerykański – czasami wkrada się inny akcent, ale chyba tylko ja to słyszę.
          Chcę podkreślić, że dobrze mi się pracuje z Orkiestrą Filharmonii Podkarpackiej i jeśli zostanę zaproszony z odpowiednim wyprzedzeniem, to chętnie przyjadę do Rzeszowa. Orkiestra jest otwarta, ambitna, chce grać i postęp od początku do końca tygodnia jest ogromny. Jestem pewien, że zagramy ten koncert z właściwą energią i entuzjazmem. Postaram się także przybliżyć Państwu tę muzykę, poprzedzając utwory krótkimi zapowiedziami, bo jestem przekonany, że każdy takich informacji potrzebuje. Liczę także na dobre przyjęcie publiczności, bo proszę mi wierzyć – dyrygent może szczególnie, ale także wszyscy wykonawcy czują pozytywną energię publiczności.

SYMFONIA WIELKOPOLSKA

Choć powstanie wielkopolskie jest jedyną tego rodzaju zwycięską inicjatywą w historii naszego kraju, świadomość jego znaczenia w kontekście odzyskania przez Polskę niepodległości nadal nie jest duża. Setna rocznica wydarzenia jest więc świetną okazją do przywołania zarówno wybranych pieśni śpiewanych przez powstańców, jak i tych, skomponowanych w dwudziestoleciu międzywojennym w celu upamiętnienia patriotycznego zrywu.
Niniejszy album zawiera szereg reprezentatywnych kompozycji m. in. Ignacego Jana Paderewskiego i Feliksa Nowowiejskiego, które przez lata stały się muzycznymi wizytówkami powstania. Dopełnienie płyty stanowi zaś (Symfonia wielkopolska 1918 op. 43 na orkiestrę symfoniczną), powstałe w 2018 r., okolicznościowe dzieło silnie związanego z Poznaniem kompozytora Marka Sewena.

CD DUX 1473 Total time: [54:43]

Feliks Nowowiejski
Rota
1. Rota / The Oath (opr. / arr. by Dominik Puk)  [2:53]

autor nieznany
Naprzód poznański pułku pierwszy Onward to Battle, 1st Poznań Regiment
2. Naprzód poznański pułku pierwszy / Onward to Battle, 1st Poznań Regiment (opr. / arr. by Jakub Szafrański)  [2:40]

Feliks Nowowiejski
Marsylianka Wielkopolska The Wielkopolska Marseillaise
3. Marsylianka Wielkopolska / The Wielkopolska Marseillaise (opr. / arr. by Marek Raczyński)  [4:19]

Feliks Nowowiejski
Marsz wojenny generała Dowbor-Muśnickiego General Dowbor-Muśnicki’s War March
4. Marsz wojenny generała Dowbor-Muśnickiego / General Dowbor-Muśnicki’s War March (opr. / arr. by Jan Krutul) [2:42]

autor nieznany
Pamiętne dawne Lechity The Immortal Poles of Yore
5. Pamiętne dawne Lechity / The Immortal Poles of Yore (opr. / arr. by Jakub Szafrański) [3:45]

Zdzisław Jahnke
Do broni To Arms
6. Do broni / To Arms (opr. / arr. by Marek Raczyński)  [2:47]

Feliks Nowowiejski
Marsz 64-go Pułku Grudziądzkiego March of 64th Grudziądz Regiment
7. Marsz 64-go Pułku Grudziądzkiego / March of 64th Grudziądz Regiment  [5:23]

Ignacy Jan Paderewski
Leć, Orle Biały Fly, White Eagle
8. Leć, Orle Biały / Fly, White Eagle (opr. / arr. by Dominik Puk)  [4:12]

Marek Sewen
Symfonia Wielkopolska 1918 op. 43 na orkiestrę symfoniczną, chór męski i chór chłopięcy Wielkopolska 1918 Symphony for Orchestra, Men’s and Boys’ Choir, Op. 43
9. Moderato con anima  [8:43]
10. Grave espressione  [5:25]]
11. Marciale con anima  [3:13]
12. Allegro con fuoco  [8:38]

Wykonawcy:
Łukasz Borowicz /dyrygent/
Orkiestra Symfoniczna Filharmonii Poznańskiej
Poznański Chór Kameralny
Bartosz Michałowski /dyrygent/
Chór Chłopięcy i Męski Filharmonii Poznańskiej Poznańskie Słowiki

DUX 1473

VIII Dni Muzyki Fortepianowej im. Marii Turzańskiej

Centrum Kultury i Promocji w Jarosławiu przy współpracy z Zespołem Państwowych Szkół Muzycznych w Jarosławiu już po raz ósmy organizuje Dni Muzyki Fortepianowej im. Marii Turzańskiej. W dniach 2-7 marca, Sala Koncertowa Zespołu Państwowych Szkół Muzycznych wypełni się dźwiękami muzyki klasycznej w ramach trzech wyjątkowych koncertów.

Na tegoroczne Dni Muzyki Fortepianowej składają się następujące wydarzenia:

2 marca, godz. 18:00. „Koncert galowy” – Młodzieżowa Orkiestra Kameralna im. S. Kruszelnickiej ze Lwowa
Orkiestra kameralna lwowskiej szkoły muzycznej im. S. Kruszelnickiej powstała w 1994 roku. Jej kierownikiem i dyrygentem jest Marta Hunewych. Orkiestra niejednokrotnie była uczestnikiem i laureatem międzynarodowych konkursów oraz festiwali. Koncert poprowadzi Bogusław Pawlak.
Bilety: 20 zł, dostępne w Centrum Informacji Turystyczno-Kulturalnej, Rynek 5.

5 marca, godz. 18.00. „Recital fortepianowy” – Piotr Paleczny
Piotr Paleczny, laureat pięciu międzynarodowych konkursów pianistycznych, należy do grona najwybitniejszych polskich muzyków. Koncert poprowadzi Bogusław Pawlak.
Bilety: 30zł, dostępne w Centrum Informacji Turystyczno-Kulturalnej, Rynek 5.

7 marca, godz. 18.00. Grupa MoCarta
To kwartet smyczkowy, którego nikomu nie trzeba przedstawiać. W skład grupy wchodzą: Filip Jaślar – pierwsze skrzypce , Michał Sikorski – drugie skrzypce, Paweł Kowaluk – altówka , Bolesław Błaszczyk – wiolonczela.
Bilety: 50zł, dostępne w Centrum Informacji Turystyczno-Kulturalnej, Rynek 5.

Serdecznie zapraszamy!

 

Filharmonia Podkarpacka - zmiana terminu koncertu

„Koncert w Filharmonii Podkarpackiej zaplanowany na 15.02.2019r. odbędzie się po zakończeniu żałoby narodowej

– w sobotę 23.02.2019r. o godz. 17:00.

AB 23 luty 2019r., SOBOTA godz. 17:00

ORKIESTRA FILHARMONII PODKARPACKIEJ
JIŘÍ PETRDLÍK– dyrygent
JACEK RZYM - marimba
CEZARY PRAJSNAR - wibrafon

W programie:
E. Grieg – Tańce norweskie op. 35
E. Séjourné – Podwójny koncert na marimbę i wibrafon
W.A. Mozart – Symfonia Es – dur KV543

Warto będzie posłuchać niezwykłej urody Tańców norweskich Edwarda Griega (1843 – 1907) w wersji na orkiestrę (napisanych w oryginale na fortepian na cztery ręce) opartych na melodiach ludowych ze zbioru Mathiasa Lindemana, jak również żywiołowego Koncertu na wibrafon i marimbę francuskiego kompozytora Emmanuel Séjourné (ur. 1961). Specjalnej rekomendacji nie potrzebuje z pewnością Symfonia Es – dur KV 543, pierwsza z trylogii wielkich symfonii Wolfganga Amadeusa Mozarta (1756 – 1791). Śpiewność, radość, lekkość i gracja płyną z każdej części tego muzycznego arcydzieła. Po romantycznym wstępie Adagio rozwija się pogodne Allegro, a po nim poetyckie Andante. Słynny Menuet przypominający bardziej ludowego ländlera niż elegancki taniec dworski prowadzi do tryskającego energią finałowego Allegro.

CHOPIN, SZYMANOWSKI - MY POLISH REFLECTION - ANNA MIERNIK

Cieszę się, iż mogę kontynuować moją artystyczną misję, jaką jest promocja muzyki polskiej. Słowa Anny Miernik, odnoszące się do jej najnowszego fonograficznego przedsięwzięcia, świadczą o dużym znaczeniu muzyki narodowej w życiu artystki. Anna Miernik jest absolwentką Krakowskiej Akademii Muzycznej w klasie Andrzeja Pikula. Ponadto, swoje umiejętności doskonaliła m. in pod okiem Paula Badury Skody i Diny Yoffe. Podczas publicznych występów pianistka koncentruje się przede wszystkim na propagowaniu muzyki polskiej, włącznie z twórczością najnowszą.
Niniejszy album, uznać można za krótką antologię polskich utworów skomponowanych od początku XIX w. aż do czasów obecnych. Ukazuje ona szerokie spektrum repertuarowych zainteresowań pianistki.

CD DUX 1496 Total time: [46:57]

Fryderyk Chopin
Wariacje B-dur op. 12 Variations in B flat major Op. 12
1. Wariacje B-dur op. 12 / Variations Brillantes in B flat major Op. 12  [8:08]

Karol Szymanowski
Etiuda b-moll op. 4 nr 3 Study in B flat minor Op. 4 No. 3
2. Etiuda b-moll op. 4 nr 3 / Etude in B flat minor Op. 4 No. 3  [4:23]

Ignacy Jan Paderewski
Kaprys-Walc op. 10 nr 5 Caprice-Waltz Op. 10 No. 5
3. Kaprys-Walc op. 10 nr 5 / Caprice-Waltz Op. 10 No. 5  [4:44]

Zygmunt Stojowski
Śpiew Miłości A Love Song
4. Śpiew Miłości / A Love Song  [3:44]

Roman Statkowski
Idylla
5. Idylla / Idyll  [4:05]

Moritz Moszkowski
Kaprys hiszpański Spanish Caprice
6. Kaprys hiszpański / Spanish Caprice  [6:21]

Ignacy Friedman
Mazurek op. 49 nr 2 (1912) Mazurka Op. 49 No. 2 (1912)
7. Mazurek op. 49 nr 2 / Mazurka Op. 49 No. 2  [1:57]

Feliks Nowowiejski
Kartka z albumu A Page from an Album
8. Kartka z albumu / A Page from an Album  [3:13]

Alexander Tansman
Sonatina transatlantycka Transatlantic Sonatina
9. I. Fox-Trot  [3:14]
10. II. Spiritual and Blues  [3:54]
11. III. Charleston  [2:41]

Michał Papara
Strange Flowers... or Maybe Bizarre Thoughts?
12. Strange Flowers... or Maybe Bizarre Thoughts? [13:08]


Wykonawcy:
Anna Miernik /fortepian/

DUX 1496

XI WIOSENNE KURSY MISTRZOWSKIE W PRZEMYŚLU

Z ogromną przyjemnością informujemy o nadchodzących XI Wiosennych Kursach Mistrzowskich, które odbędą się w dniach 26 kwietnia - 2 maja 2019 w Przemyślu.
Tegoroczna edycja kursów jest wyjątkowa ze względu na rozszerzenie oferty o instrumenty dęte (klarnet, flet)!

Zaproszeni wykładowcy:
prof. Marcin Baranowski - skrzypce
prof. Piotr Tarcholik - skrzypce
prof. Adam Krzeszowiec - wiolonczela
prof. Wojciech Fudala - wiolonczela
prof. Maria Peradzyńska–Filip - flet
prof. Arkadiusz Adamski - klarnet

Pianiści kursów:
prof. Monika Wilińska-Tarcholik
prof. Magdalena Duś
prof. Sławomir Cierpik

Zapraszamy serdecznie do udziału!
Szczegóły na stronie: http://wiosennekursy.pl/

XI WIOSENNE KURSY MISTRZOWSKIE W PRZEMYŚLU

Z ogromną przyjemnością informujemy o nadchodzących XI Wiosennych Kursach Mistrzowskich, które odbędą się w dniach 26 kwietnia - 2 maja 2019 w Przemyślu.
Tegoroczna edycja kursów jest wyjątkowa ze względu na rozszerzenie oferty o instrumenty dęte (klarnet, flet)!

Zaproszeni wykładowcy:
prof. Marcin Baranowski - skrzypce
prof. Piotr Tarcholik - skrzypce
prof. Adam Krzeszowiec - wiolonczela
prof. Wojciech Fudala - wiolonczela
prof. Maria Peradzyńska–Filip - flet
prof. Arkadiusz Adamski - klarnet

Pianiści kursów:
prof. Monika Wilińska-Tarcholik
prof. Magdalena Duś
prof. Sławomir Cierpik
Zapraszamy serdecznie do udziału!

Szczegóły na stronie:
http://wiosennekursy.pl/

Dajemy młodym pianistom wiedzę, fantazję, kreatywność...

           Zofia Stopińska: XIV Międzynarodowe Forum Pianistyczne „Bieszczady bez granic”, które odbyło się pomiędzy 3 a 8 lutego 2019 roku w Sanoku, przeszło już do historii. Uczestnikom, mistrzom i organizatorom czas ten upłynął na intensywnej pracy. W stosunku do poprzednich, ta edycja Forum odznaczyła się rekordową liczbą uczestników. Głównym Organizatorem Międzynarodowego Forum Pianistycznego „Bieszczady bez granic” jest Podkarpacka Fundacja Rozwoju Kultury, wspierana przez Państwową Szkołę Muzyczną I i II st. w Sanoku, Społeczna Szkołę II st. w Sanoku, Narodowy Instytut Kształcenia, Klaster „Kulturalny Sanok” oraz Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego. W przedostatnim dniu trwania Forum poprosiłam prof. Jarosława Drzewieckiego – Prezesa Zarządu Podkarpackiej Fundacji Rozwoju Kultury, o chwilę rozmowy, która będzie już podsumowaniem tegorocznych wydarzeń.
          Jarosław Drzewiecki: Bardzo mi miło, że z pośrednictwem portalu „Klasyka na Podkarpaciu” mogę powitać melomanów z Podkarpacia i całej Polski.
Tak jak Pani już powiedziała, gościmy na Forum rekordową liczbę uczestników, bo prawie 500 osób przyjechało do Sanoka na różne elementy składowe Forum Pianistycznego „Bieszczady bez granic”. Gościmy w Sanoku młodzież z kilkunastu krajów świata. Szczególnie cenimy tych, którzy pokonali bardzo długą drogę, aby być z nami. Chyba najdalej mieli uczestnicy z Chin, a gościmy dwanaście osób z tego kraju, mamy jeszcze dwie osoby, które przyleciały z Chile, jedna z Kanady oraz dwadzieścia pięć osób z Moskwy. Ogromnie nas to cieszy, bo sława Forum Pianistycznego w Sanoku zatacza coraz to szersze kręgi i niedługo zabraknie hoteli w mieście, bo już mamy pewien kryzys mieszkaniowy w czasie, gdy Sanok staje się Zimową Stolicą Pianistyki.
          Bardzo się cieszymy, że to XIV już Forum jest tak oblegane, bo mamy bardzo dużo do zaoferowania. Mamy kilka elementów ważnych dla edukacji zarówno dzieci, jak i nauczycieli oraz młodych pianistów. Po raz pierwszy mogliśmy zaprosić orkiestrę symfoniczną, a było to moje marzenie, aby uczestnicy mogli zagrać z pełnym składem orkiestry koncerty symfoniczne – wielkie, romantyczne, wspaniałe koncerty, które były do tej pory nieosiągalne, jak Rachmaninowa czy Czajkowskiego. Marzeniem każdego młodego pianisty jest zagrać taki koncert. W tym roku, po raz pierwszy, mamy całe tournée z Orkiestrą Symfoniczną Filharmonii Lwowskiej, a solistami są młodzi, niezwykle utalentowani pianiści.

          Koncerty odbywają się w większości na Podkarpaciu, ale nie tylko.
          - Odbywają się w Krakowie, Warszawie, we Lwowie, Bydgoszczy, ale najwięcej jest ich oczywiście na Podkarpaciu. Prawie w każdej miejscowości, która predysponuje do ośrodka kulturalnego, jak Stalowa Wola, Jarosław, Przemyśl, Ustrzyki Dolne, Krosno, Mielec, Łańcut... To są miasta, które tworzą duże wydarzenia artystyczne, bo mają sale koncertowe i fortepiany. Tam przyjeżdżamy każdego roku i tworzymy już pewną tradycję naszych koncertów.

          Część nurtów tegorocznego Forum już się zakończyła, m.in. X Międzynarodowy Konkurs Pianistyczny „Młody Wirtuoz”.
          - W tym konkursie uczestniczyło prawie 150 młodych osób z całego kraju oraz z Rosji, Litwy, Białorusi i Ukrainy. Mamy poczucie, że ten konkurs się sprawdził i jest bardzo potrzebny. Wyniki już są ogłoszone i podobnie jak w latach poprzednich, w każdej z trzech grup część uczestników otrzymała tytuł „Złotego Wirtuoza”, część „Srebrnego Wirtuoza”, a część „Brązowego Wirtuoza”. Jurorzy przyznali także trzy nagrody Grand Prix – w grupie II otrzymała je Joanna Maja Jasnowska z Państwowej Ogólnokształcącej Szkoły Muzycznej w Warszawie, a w grupie III otrzymały je reprezentantki Rosji i Białorusi – Sophia Voronina z Moskwy i Biata Kabirava z Mińska.
           Wyróżnieni za wykonanie utworu laureaci „Złotego Wirtuoza” oraz laureatki Grand Prix wystąpiły w Koncercie laureatów X Międzynarodowego Konkursu Pianistycznego „Młody Wirtuoz”, ale laureatki Grand Prix będziemy Państwu stopniowo przedstawiać, ponieważ w nagrodę przyjadą do Sanoka za rok i wystąpią podczas Forum z recitalem. Jestem przekonany, że to zaproszenie jeszcze bardziej zmobilizuje je do pracy nad nowym repertuarem, aby jak najpiękniej zagrać podczas przyszłorocznego Forum.

          Wszystkie zajęcia i koncerty odbywają się w Sanoku w trzech miejscach: Państwowa Szkoła Muzyczna I i II stopnia, Sanocki Dom Kultury i Hotel Sanvit, gdzie także rozmawiamy.
          - Tak, to prawda, bo mistrzowie tutaj mieszkają i jednocześnie Szkoła Pedagogiki Fortepianowej ma tutaj swoją bazę wykładową. Codziennie mamy tutaj co najmniej dwa wykłady, a rano już od 8.00 rozpoczynają się tutaj zajęcia rehabilitacyjne.
Później, od 9 do 10 mamy jeden wykład w SDK, a od 10 do 14 odbywają się lekcje pokazowe wybitnych profesorów, następnie od 15 do 18.00 mamy dwa wykłady w SANVICIE, a o 19.00 udajemy się na koncert do SDK. Wczoraj mieliśmy wielkie święto muzyki, bo przyjechała do Sanoka Orkiestra Symfoniczna Filharmonii Lwowskiej, solistami byli świetni młodzi uczestnicy Forum i słuchaliśmy wspaniałych koncertów S. Rachmaninowa i P. Czajkowskiego.

          W tych dwóch ostatnich dniach zapadają bardzo ważne decyzje: trwają przygotowania do jutrzejszej, organizowanej po raz pierwszy, Konferencji n/t „Rola instytucji kultury w rozwoju innowacyjnego społeczeństwa i współpracy międzynarodowej” oraz do Gali Finałowej.
          - Nasza odpowiedzialność związana z tą konferencją jest bardzo duża, bo organizujemy ją po raz pierwszy i nasze doświadczenie jest skromne, ale mamy znakomitych prelegentów w osobach: dyrektora Maxymiliana Bylickiego z Instytutu Muzyki i Tańca, dyrektora dra Krzysztofa Olendzkiego z Instytutu Adama Mickiewicza , dra Jerzego Kwiecińskiego, Ministra Inwestycji i Rozwoju, będziemy gościć pana Władysława Ortyla, Marszałka Województwa Podkarpackiego, i jest także zaplanowane moje słowo o Forum.

          Proszę jeszcze powiedzieć o nagrodach, bo Rada Artystyczna pewnie już zadecydowała, albo musi dzisiaj podjąć decyzję, komu przyznać nagrody i wyróżnia dla uczestników XIV Międzynarodowego Forum Pianistycznego „Bieszczady bez granic”, w tym najważniejszej nagrody „Złoty Parnas 2019”.
          - Przez cały czas szukamy sponsorów i jeśli ktoś z Państwa ma potrzebę podzielenia się i zafundowania młodemu artyście stypendium czy wyjazdu na koncert lub kursy, to bardzo prosimy. Nasza Fundacja liczy na takich darczyńców, dzięki którym możemy wspierać młodzież. Bardzo trudno jest rodzicom znaleźć środki na pokrycie wszystkich wydatków związanych z utrzymaniem młodego artysty i zapewnieniem mu całego procesu twórczego. Są rodziny, które nie mogą sobie pozwolić na sfinansowanie jakiegokolwiek wyjazdu dla swojego bardzo utalentowanego dziecka i jedynie środki zebrane od mecenasów pozwalają na jego rozwój, udział w konkursie, czy pokazanie się na koncercie. Ta pomoc jest potrzebna jak najwcześniej, w wieku kilku lub kilkunastu lat. Staramy się pomagać młodym utalentowanym ludziom na miarę naszych możliwości.
          Mamy wielu znakomitych darczyńców, pozwolę sobie wymienić tylko fundatorów nagród głównych Forum: Nagroda Artystyczna Elżbiety i Krzysztofa Pendereckich, Stypendium Artystyczne ufundowane przez Maxymiliana Bylickiego – Dyrektora Instytutu Muzyki i Tańca, to są środki finansowe, które mają ogromne znaczenie dla młodych ludzi.
          Ostatnio Tomasz Ritter dostał stypendium Państwa Pendereckich, co pozwoliło mu zakończyć rok akademicki w Konserwatorium w Moskwie, a później wygrać I Międzynarodowy Konkurs Chopinowski na Instrumentach Historycznych. Pięknie się odwdzięczył za przyznaną nagrodę i to jest chyba najlepsza droga, które bezpośrednio wspiera młodych ludzi.

          Może Pan już powiedzieć, kto wyjedzie jutro z Sanoka z nagrodą „Złoty Parnas 2019”?
          - Niestety nie, dlatego, że nie została jeszcze podjęta ostateczna decyzja. Mamy kłopot, bo poziom, który reprezentują uczestnicy, jest bardzo wysoki i wyrównany, co wynika z naszych bacznych obserwacji. Mamy 12 osób z Chin i wydaje mi się, że może tę nagrodę otrzymać przedstawiciel z tej grupy, przyjechało do nas 25 osób z Rosji, znakomicie grają i to także sugeruje, że może z Parnasem wyjedzie przedstawiciel tego kraju. Przyjechały tylko 2 osoby ze Słowacji, co może sugerować, że tej nagrody nie otrzyma Słowak. Można przyjmować zakłady, ale jest jeszcze za wcześnie na wiążące wypowiedzi. Zawsze o nagrodach informujemy dopiero w czasie Gali Finałowej w Sanockim Domu Kultury.
Wkrótce informacja będzie także dostępna na naszej stronie internetowej www.interpiano.pl

           Międzynarodowe Forum Pianistyczne „Bieszczady bez granic” to tylko jeden z projektów realizowanych przez Podkarpacką Fundację Rozwoju Kultury i pewnie macie już plany na najbliższe tygodnie i miesiące.
          - Mamy przed sobą ogromne wyzwanie – projekt, na który przygotowywaliśmy się właściwie przez całe życie, to jest promocja muzyki polskiej, bo w tej dziedzinie mamy ogromne zaniedbania i można powiedzieć, że to jest wielki wyrzut sumienia dla wszystkich władz, które do tej pory były. Nikomu się nie chciało zrobić ani jednego kroku w tym kierunku.
          Muzyka polska, która w XIX wieku była bardzo bogata, jest kompletnie zapomniana, co nie zdarza się w innych krajach. Podam dla przykładu Ukrainę, młody kraj, w którym wszyscy muszą grać muzykę ukraińską, podobnie jest u pozostałych naszych sąsiadów – Słowaków, Czechów, kraje skandynawskie, w których się hołubi swoich nielicznych kompozytorów.
Natomiast my nie wiemy, co w zasobach różnych archiwów muzycznych się znajduje, a może tam są genialne dzieła. Naszym obowiązkiem jest rozpocząć poszukiwania. Przed nami długa droga, ale trzeba rzucić kamyczek, który zamieni się w wielką lawinę.
          Konkurs Muzyki Polskiej im. Stanisława Moniuszki w Rzeszowie będzie pierwszym wielkim krokiem, który sprawi, że powstaną wydania, nagrania muzyki polskiej, a w filharmoniach można będzie usłyszeć koncerty nie tylko Chopina, Szymanowskiego i Paderewskiego. Jeżeli my zaczniemy promować polską muzykę, to jestem przekonany, że następne pokolenia będą to kontynuować.

          Aktualnie powstaje także mnóstwo nowych utworów, które także powinny być wykonywane.
          - Z tym jest o wiele łatwiej, bo muzyka współczesna jest dobrze promowana i często wykonywana. O nią nie należy się specjalnie martwić. Martwię się o tych, którzy już sami bronić się nie mogą, a ich dzieła i wiadomości o ich działalności są trudno dostępne. Przed nami wielka praca dla wielu muzykologów i archiwistów. Ich praca przypomina, i często podobna jest do poszukiwań detektywów, bo szukają wśród ogromu nut czegoś cennego i pięknego.
           Mamy realne szanse na zrealizowanie Europejskiego Festiwalu Akademii Muzycznych. To niezwykle wartościowy i cenny projekt, bo konsoliduje uczelnie na ich poziomie i nie chodzi tutaj o władze, tylko uczelnie. Chciałbym, aby było to forum promujące uczelnie, które pokazują swoje możliwości, co mają do zaoferowania, a studenci – podobnie jak publiczność, przychodzą, oglądają i mogą sobie wybierać, gdzie chcą i warto studiować, bo Europa robi się jedna i każdy może wybrać kraj, i ośrodek, w którym chce kontynuować naukę. Jednemu bardziej będzie się podobało w Amsterdamie, a komu innemu w Pradze, Budapeszcie, Berlinie czy Bydgoszczy.
          Podkarpacka Fundacja Rozwoju Kultury ma wiele projektów, ale ja nie lubię dużo mówić o planach. Najlepiej mówić o tym, co już się wydarzyło, albo trwa.

          Jutro nie będzie już czasu na rozmowę, ale dzisiaj można powiedzieć, że kończąca się edycja jest bardzo udana, liczna grupa uczestników pilnie pracowała pod kierunkiem wspaniałych mistrzów. Podczas koncertów w Sanoku, i innych miastach, sale były wypełnione. Może być Pan dumny.
          - Tak, to wszystko bardzo cieszy, a najbardziej fakt, że młodzież przyjeżdża na Forum do Sanoka i jest przekonana, że wiele może zyskać. Dajemy im wiedzę, fantazję, kreatywność i staramy się o dobrą atmosferę. To wszystko jest bardzo cenne, potwierdza słuszność wybranej drogi i pozwala nam z optymizmem patrzeć w przyszłość.

Z prof. Jarosławem Drzewieckim, znakomitym pianistą i pedagogiem Akademii Muzycznej w Bydgoszczy oraz prezesem Podkarpackiej Fundacji Rozwoju Kultury rozmawiała Zofia Stopińska 7 lutego 2019 roku w Sanoku.

Subskrybuj to źródło RSS