Zofia Stopińska

Zofia Stopińska

email Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

Maestro Kazimierz Pustelak - Wspomnienia z młodości

            Z Maestro Kazimierzem Pustelakiem rozmawiałam niecałe pięć miesięcy temu jeszcze w jubileuszowym, bo 90-tym roku urodzin Mistrza, a poprosiłam o drugie spotkanie na życzenie czytelników z Podkarpacia, z rodzinnych stron Pana Profesora. Wiele osób zwróciło mi uwagę, że w poprzednim wywiadzie pominęliśmy okres dzieciństwa i młodości, czyli czas spędzony w domu rodzinnym.

           Trzeba podkreślić, że od pokoleń w Pana rodzinie dbano o kształcenie dzieci, co nie było takie powszechne, ponieważ wiązało się to z dużymi kosztami. Wyobrażam sobie, ile wyrzeczeń i pracy kosztowało dziadków wykształcenie dwóch synów, którzy wybrali stan duchowny.
             - Nie było łatwo także moim rodzicom. Jak mieszkałem z nimi, to po lekcjach pomagałem im w pracy. Z gimnazjum wracałem do domu około trzeciej godziny, jadłem zostawiony przez mamę posiłek, a następnie dołączałem do nich, żeby im trochę pomóc.
W czasie moich studiów oprócz tego, że musieli mi pomagać finansowo, to jeszcze dwie ręce, które były potrzebne do pracy w polu ubyły. Musieli ciężko pracować, bo ziemię trzeba było obrobić, a jeszcze do tego były trzy krowy i konik. Pracowali w „świątek i piątek”, bo na wsi także w niedziele jest dużo pracy.

             Pewnie nie było czasu na rozrywki i spotkania z rówieśnikami.
             - Jak wracałem z pola około 19.00 wiosną i wczesną jesienią, to jeszcze było jasno, wtedy pędziłem na boisko siatkówki, które zrobiliśmy sobie z kolegami niedaleko dworu, żeby trochę pograć. Mieliśmy nawet drużynę, która była zrzeszona w Ludowym Zespole Sportowym i z innymi drużynami z okolicznych wiosek uczestniczyliśmy w zawodach.
             Również w ramach lekcji wychowania fizycznego w gimnazjum miałem dobre wyniki w sporcie. Bardzo wysoko skakałem. W zawodach międzyszkolnych z całego województwa skoczyłem, jak na tamte czasy, bardzo wysoko, bo 186 centymetrów bez wcześniejszych treningów. W skokach w dal miałem też niezłe wyniki, wahające się od 5 metrów i 60 centymetrów do 6 metrów 50 centymetrów.
Bardzo szybko biegałem, bo 11:03 na 100 metrów, to był znakomity czas. Namawiano mnie także, abym wybrał ten kierunek, ale ja już wtedy byłem zainteresowany śpiewem.

             Kiedy Pan zainteresował się muzyką, a szczególnie śpiewem?
              - Chociaż w mojej rodzinie nie było muzyków, ja od dziecka lubiłem śpiewać. W szkole powszechnej kilka razy otrzymałem zadanie, aby coś zaśpiewać i już wtedy mówiono, że mam dobry głos. Brałem też udział w przedstawieniach i czasami trzeba było coś zaśpiewać.
Kiedyś rodzice zapytali mnie, co bym chciał robić w swoim życiu, to odpowiedziałem, że chciałbym pracować w takim teatrze, w którym się nie mówi, tylko śpiewa, chociaż nie wiedziałem, że taki teatr istnieje.

              Jak wyglądały początki nauki śpiewu? To było w czasie nauki w rzeszowskim liceum.
              - Pani Zofia Stachurska była dyrektorką Szkoły Muzycznej w Rzeszowie, a także dodatkowo prowadziła chór w II Liceum Ogólnokształcącym, gdzie ja się uczyłem.
Bardzo polubiłem śpiewanie w chórze, bo występowaliśmy podczas różnych uroczystości i śpiewaliśmy nawet w teatrze. Kiedyś po próbie Pani Zofia Stachurska powiedziała: „Kaziu! Masz bardzo ładny głos i musisz uczyć się śpiewać!”. W ten sposób trafiłem pod skrzydła pani profesor Marii Świeżawskiej.
             Chcę jeszcze powiedzieć, że II Gimnazjum to jedna z najstarszych szkół w Rzeszowie. Założone zostało w 1903 roku decyzją cesarza Franciszka Józefa I.
Po wyzwoleniu naukę prowadzono początkowo w budynku przy ul. 3 Maja 13 (później bardzo długo mieściły się tam "Delikatesy"). W budynku II Gimnazjum (obecnie przy ulicy ks. Józefa Jałowego) znajdował się pod koniec wojny szpital Armii Radzieckiej. Ja zaczynałem naukę przy ulicy 3 Maja, ale w 1948 roku został ukończony remont właściwego budynku i tam się przenieśliśmy.
Chcę jeszcze podkreślić, że uczyli nas świetni przedwojenni pedagodzy; znakomici matematycy, fizycy i fenomenalny polonista. To było po prostu nadzwyczajne.

              Wielu z nich pochodziło ze wschodnich kresów.
              - To prawda, nawet moje pierwsza nauczycielka śpiewu, pani Maria Świeżawska, stamtąd pochodziła, chociaż przyjechała do Rzeszowa z Poznania. Stało się tak dlatego, że jej mąż był budowniczym lotnisk w przedwojennej Polsce. Najpierw budował lotnisko we Lwowie i długo tam mieszkali, a później przenieśli się do Poznania, gdzie budowane było kolejne lotnisko.
              W Poznaniu pani Maria Świeżawska zatrudniła się jako opiekun wokalny w Operze Poznańskiej. Dyrektorem tej Opery był, bardzo młody wówczas, Zygmunt Latoszewski. Państwo Świeżawscy uciekli z Poznania, ponieważ już na początku okupacji niemieckiej miasto zostało wcielone do Rzeszy. Przyjechali do Rzeszowa, ponieważ tam mieszkała siostra Pani Marii, która była pianistką i uczyła gry na tym instrumencie w Szkole Muzycznej. Początkowo zatrzymali się w domu siostry przy ulicy Zygmuntowskiej. Jej mąż był bardzo dobrym lekarzem chirurgiem i miał prywatną klinikę, również przy ulicy Zygmuntowskiej.
              Wkrótce pani Maria Świeżawska została zatrudniona w Szkole Muzycznej w Rzeszowie jako pedagog śpiewu.
Jak trafiłem do jej klasy, to od samego początku moje lekcje śpiewu trwały prawie zawsze dość długo. Pani Profesor najczęściej była zadowolona z moich postępów, ale zdarzało się także czasem, że miała uwagi do niektórych fragmentów utworów i starałem się, żeby na następny raz wszystko poprawić. Szybko się uczyłem, ale też byłem pilnym uczniem, bo nie opuściłem ani jednej lekcji.
              Wkrótce po rozpoczęciu nauki śpiewu brałem udział w półamatorskim konkursie wokalnym, bo uczestnikami byli zarówno uczniowie szkół muzycznych, jak i osoby śpiewające amatorsko. Znalazłem się w gronie finalistów tego konkursu, ale nie zdobyłem żadnego miejsca i po ogłoszeniu wyników zapytałem panią Adę Sari, dlaczego nie dostałem nagrody, a ona odpowiedziała, że zabrakło mi tylko pół punktu.
              Pragnę podkreślić, że bardzo dużo zawdzięczam pani profesor Marii Świeżawskiej, początki nauki śpiewu są bardzo ważne. Uczyłem się u niej niecałe dwa lata i potrafiłem już przyzwoicie śpiewać.

1 Pustelak Straszny dwór TWON

Kazimierz Pustelak w czasie spektaklu opery "Straszny dwór" Stanisława Moniuszki , fot. arch. TWON

              Maestro, bardzo bym chciała, abyśmy we wspomnieniach cofnęli się wstecz, do czasów II wojny światowej, ponieważ niewiele osób pamięta tamte straszne czasy, a dla większości młodych ludzi największym nieszczęśliwym wydarzeniem jest panująca aktualnie pandemia.
Pan miał kilka lat, jak wybuchła II wojna światowa.
              - Ma Pani rację, że niewiele ludzi pamięta tamte czasy. Jak wybuchła II wojna światowa miałem dokładnie 9 lat. Byłem uczniem III klasy szkoły powszechniej i przystępowałem do pierwszej komunii świętej.
              Pamiętam bardzo wzruszający moment, jakim był przemarsz polskich wojsk na wschód, bo tam, na terenie obecnej Ukrainy, mieli mieć mobilizację.
Wracaliśmy z bratem ze szkoły z Zaczernia do Nowej Wsi. Mieliśmy około cztery kilometry do pokonania. Żołnierze maszerowali, a bryczką jechali oficerowie. Zatrzymali się i pytali, dokąd idziemy.
              Zgodnie z prawdą powiedzieliśmy, że wracamy ze szkoły do domu. Zaproponowali nam, że nas podwiozą, byli bardzo rozmowni i mili.
Dopiero później, po latach, zrozumiałem, że będący w wieku naszych rodziców panowie oficerowie mieli rodziny i z pewnością dzieci, które musieli zostawić i dlatego siedząc obok nas w bryczce mogli chociaż przez chwilę poczuć jeszcze rodzinną atmosferę.

              Mieszkał Pan z rodzicami w Nowej Wsi, ale na początku wojny zostaliście zmuszeni do opuszczenia domu.
              - Jak wybuchła wojna w 1939 roku, to doskonale pamiętam, jak niemieckie samoloty latały wysoko, a wojska niemieckie wkroczyły z trzech stron. Od strony południowej z Czechosłowacji, która była wcześniej zajęta. Od zachodu i od północy z terenu Prus. W ciągu paru dni Niemcy zajęli całą Polskę. Ludzie uciekali na wschód. Mój tato pracował w policji i też został zmobilizowany i musiał pójść na wschód.
              Zostaliśmy w trójkę z mamą i jeszcze mieszkali z nami dwaj wynajęci do pracy młodzi chłopcy. Pamiętam, jak bardzo wytworna, elegancka pani z dwiema dziewczynkami także uciekała na wschód przed Niemcami. Zatrzymała się u nas i poprosiła o coś do zjedzenia. Mama zaprosiła je, aby usiadły na ławce koło stodółki i poczęstowała ich tym co miała: chleb, masło, kwaśne mleko. Dała im też trochę jedzenia na drogę. Podziękowały i poszły.
Wkrótce wróciły i pani powiedziała, że zgubiła u nas złoty zegarek i pierścionek. Pamiętała, że zdjęła te cenne rzeczy przed posiłkiem i zapomniała je wziąć. Szukaliśmy wszyscy długo, ale nic nie znaleźliśmy.
               Po kilku tygodniach wrócił tato, który jak się zorientował, że atakują nas również Rosjanie, to uciekał na stronę niemiecką, ponieważ Rosjanie polskich policjantów po prostu rozstrzeliwali. Z niewielką grupą naszych żołnierzy przeprawił się przez Bug i pewnej nocy wrócił do domu. Po kilku dniach kosił trawę niedaleko naszych zabudowań i zauważył, że coś w tej trawie leży. Okazało się, że to był złoty zegarek i piękny pierścionek z czerwonym dużym rubinem. Przykro nam było, że nie mogliśmy zguby oddać.
               Niedługo byliśmy razem w domu, bo tatę wezwano do ostatniej placówki do pracy, czyli do Raniżowa. Był tam przed wojną posterunkowym i odkrył szpiegowską siatkę niemiecką. Zakończyło się aresztowaniami szpiegów, a byli wśród nich zarówno mężczyźni, jak i kobiety.
Rodzice planowali przed wojną, że do Raniżowa się przeniesiemy, bo chcieli wybudować nowy dom dokładnie w miejscu, gdzie stał ten, w którym mieszkaliśmy. To była stara chałupa pod strzechą wybudowana jeszcze przez dziadków, a może nawet pradziadków.
               Jak tato został wezwany przez Niemców do Raniżowa, był pewien, że chcą go rozliczyć z tej sprawy aresztowania szpiegów. Na szczęście oni o tym nie wiedzieli, a chcieli go z powrotem przyjąć do pracy w policji niemieckiej. Odmowa różnie mogła się skończyć, ale tato powiedział wprost: „Ja jestem Polakiem, wy jesteście naszymi wrogami i dlatego nie mogę wam dobrze służyć, a źle służyć nie potrafię. Nie mogę przyjąć waszej propozycji”. Wysłuchali tych słów i puścili go do domu.

               Wyobrażam sobie, jak pozostali domownicy przeżywali ten wyjazd taty.
               - Bardzo się niepokoiliśmy, bo myśleliśmy, że już nie wróci, ale jak wrócił, radość była ogromna. Tuż przed wybuchem wojny niemiecko-radzieckiej Niemcy zaczęli budować lotnisko na terenie Jasionki i Nowej Wsi, ale płyta lotniska zaplanowana została pod samą Nową Wsią. Ta płyta była krótsza od tej, która jest teraz w Jasionce, może dlatego lądującym samolotom przeszkadzały pobliskie domy, stojące na wprost tej płyty i dlatego zostały one przeznaczone do wyburzenia.
               Pewnego dnia jak pasłem krowy, to zobaczyłem, że trzech mężczyzn mierzy nasz dom. Jeden z nich był Polakiem i tłumaczył. Zapytał mnie, gdzie są rodzice, a ja odpowiedziałem, że pracują w polu. Zapowiedział, że przyjdzie trochę później. Kiedy pojawił się po raz drugi, rodzice już byli i dowiedzieliśmy się, że nasze zabudowania, czyli dom mieszkalny, stajnia i stodoła muszą w ciągu trzech dni zniknąć, a sad zostanie wycięty, żeby zmieniła się topografia terenu. Faktycznie tak się stało.

               Jak to wyglądało w praktyce?
               - Przyjechali chłopi z trzech wsi, rozebrali wszystko i przewieźli do sąsiedniej wsi – do Zaczernia. Tam był kościół i szkoła, do której chodziliśmy się uczyć.
Trzeba było szybko poszukać miejsca, gdzie można było zamieszkać. Znaleźliśmy opuszczony dom, przy którym była także stajenka i stodoła. To gospodarstwo było do objęcia. Rodzice wydzierżawili je i tam mieszkaliśmy przez całą wojnę. W domu była jedna izba, piwnica i komora, w której była podłoga. W izbie nie było podłogi, a dużą część zajmowały piece – kuchenny i chlebowy, bo wtedy wypiekało się chleby.
               Wstawiliśmy tam nasze meble i mieszkaliśmy w tej izbie w czwórkę: rodzice, brat i ja. Izba była duża, ale zimą woda w nocy w wiaderku zamarzała. Na szczęście nie chorowaliśmy i tak przemieszkaliśmy całą wojnę w Zaczerniu.

               Po wojnie można było pomyśleć o lepszym domu.
               - Zaraz po wojnie zaczęliśmy czegoś szukać i okazało się, że w Miłocinie stał opuszczony dom, w którym była kiedyś karczma i tam przenieśliśmy się w 1948 roku. Potem rodzice wybudowali tam nowy własny dom i mieszkali w nim do końca życia, ale cośmy się w czasie wojny natułali, tośmy się natułali.

2. Kazimierz Pystelak z Heleną Szubert Słysz

Kazimierz Pustelak z Heleną Szubert-Słysz, fot. z albumu Kazimierza Pustelaka

               Jeszcze w czasie wojny ukończył Pan szkołę powszechną i zaraz po wojnie rozpoczął Pan naukę w gimnazjum w Rzeszowie
               - Początkowo chodziłem do Rzeszowa z Zaczernia. Trzeba było o szóstej, a najpóźniej wpół do siódmej wychodzić z domu, aby spokojnie zdążyć na lekcje. Chodziliśmy słabo utwardzonymi, bagnistymi drogami, zimą zaśnieżonymi, a jesienią i wczesną wiosną błotnistymi. Na czas zimy rodzice starali się wynająć mi jakiś pokój w Rzeszowie, żebym nie musiał codziennie tak się tułać. Później jak przeprowadziliśmy się do Miłocina, to już miałam blisko.
               Ojciec gospodarował na pięciohektarowym gospodarstwie i uznano, że byłem synem kułaka. Prawie wszyscy w szkole dostawali w ramach dożywiania ciepły posiłek, ale mnie to nie dotyczyło i musiałem przynosić ze sobą kawałek chleba (przeważnie z serem), czasem jakiś pomidor albo jabłko i tylko patrzyłem, jak chłopcy z Rzeszowa, którzy mieszkali niedaleko, zajadali coś ciepłego. To było bardzo przykre.

               Nie miał Pan później kłopotu z dostaniem się na studia?
               - Nie, bo w Krakowie uważano, że mój ojciec był średniorolnym chłopem. Po zdanym egzaminie na Wydział Rolny Uniwersytetu Jagiellońskiego dostałem się bez kłopotów i ukończyłem studia.

               Dlaczego będąc młodym, dobrze zapowiadającym się śpiewakiem wybrał Pan niezwiązane ze śpiewem studia?
               - Pochodziłem ze środowiska wiejskiego i postanowiłem wybrać bardziej praktyczny zawód i nawet po ukończeniu studiów powróciłem w rodzinne strony i pracowałem jako inżynier rolnik w Wojewódzkiej Radzie Narodowej w Rzeszowie.
               Ale nie zapomniałem o śpiewie, bo w czasie studiów dalej uczyłem się śpiewu prywatnie. Skontaktowałem się z profesorem Czesławem Zarembą i chodziłem do niego na lekcje śpiewu. Był wspaniałym nauczycielem i dał mi dobre podstawy do swobodnego śpiewania dźwięków wysokich.
               Później uczyłem się jeszcze śpiewu u pana Józefa Gaczyńskiego, który także był bardzo dobrym nauczycielem.
Trzeba podkreślić, że obaj mieli wielu zdolnych uczniów i młodzież bardzo chciała się kształcić, pomimo, że nie było jeszcze w Krakowie teatru muzycznego. Dopiero powstawały zręby opery i operetki.

               Po studiach powrócił Pan w rodzinne strony, aby podjąć pracę w wyuczonym zawodzie.
               - Owszem, ale coraz częściej mówiono, że jestem także młodym zdolnym śpiewakiem. Zostałem zaproszony do nagrania rozmowy i krótkiej części muzycznej dla Polskiego Radia Kraków.
W zorganizowaniu spotkania i nagrania pośredniczył pierwszy sekretarz organizacji partyjnej Wojewódzkiej Rady Narodowej w Rzeszowie.
Było z tym nagraniem trochę zamieszania, bo wprawdzie był tam niezbyt dobrze nastrojony fortepian, ale nie mieli akompaniatora. Na szczęście moja żona nieźle grała na fortepianie i dlatego można było zrealizować także część muzyczną. Na pewno śpiewałem wtedy bardzo popularną pieśń neapolitańską „Wróć do Sorrento”, ale nie pamiętam tytułów pozostałych utworów. To było moje pierwsze nagranie.
               Niedługo po tym nagraniu otrzymałem wezwanie do Wojskowej Komendy Uzupełnień i miałem być powołamy do wojska. Wtedy interweniował wspomniany sekretarz organizacji partyjnej w WRN, który poszedł do komendanta Wojskowej Komendy Uzupełnień i powiedział, że jestem bardzo potrzebny, bo śpiewam solo i z towarzyszeniem zespołu na różnych uroczystościach, reprezentując nasze województwo. W ten sposób uniknąłem służy wojskowej.

               Z pewnością pamięta Maestro zespół, który działał wówczas przy Wojewódzkiej Radzie Narodowej?
                - To był zespół mandolinistów, który prowadził utalentowany muzycznie kolega Stafiej, z którym kiedyś chodziłem do jednej klasy w gimnazjum i śpiewałem w chórze prowadzonym przez panią Zofię Stachurską.
Ten zespół mandolinistów dużo koncertował i często występował z istniejącym również przy Wojewódzkiej Radzie Narodowej niewielkim, ale dobrze śpiewającym chórem. Często także mnie zapraszali na różne występy.
               Utkwił mi w pamięci wyjazd do Szklarskiej Poręby, bo to malowniczo położone miasteczko na Dolnym Śląsku i podróż w jedną stronę ówczesnym autobusem zajęła nam prawie cały dzień. Występowaliśmy tam latem w muszli koncertowej.
Zespół miał przygotowany bardzo duży repertuar, a ja śpiewałem z nimi dużo pieśni neapolitańskich, popularnych wtedy piosenek radzieckich i przede wszystkim polskich piosenek. Nasze występy bardzo się podobały, zawsze przychodziły na nie tłumy i gorąco byliśmy oklaskiwani.

3. Pustelak Falstaf arch. TWON

Kazimierz Pustelak z Urszulą Trawińską-Moroz na scenie Teatru Wielkiego w Warszawie (opera "Falstaf"), fot. arch. TWON

                To wszystko wydarzyło się, zanim rozpoczął Pan wielką zawodową karierę. Niełatwe to były czasy, ale oprócz talentu miał Pan ogromny zapał do pracy. Tak było przez całe zawodowe życie.
                - Trzeba było dużo pracować, bo dzięki temu można było coś osiągnąć i rozwijać się.
Jak zacząłem pracę w wymarzonym zawodzie, to przez cały czas pracowałem na trzech, a nawet czterech etatach.
W Krakowie zostałem zatrudniony jako solista Orkiestry i Chóru Polskiego Radia pod dyrekcją Jerzego Gerta. Wkrótce podpisałem umowę i zostałem solistą Teatru Muzycznego. Do tego doszła praca w Operze Krakowskiej i zapraszany byłem na koncerty symfoniczne.
Opanowałem bardzo różnorodny, ogromny repertuar i gdybym miał kolegę, to mógłbym się z nim podzielić.

                Przez wiele lat był Pan także cenionym pedagogiem, a nawet przez kilkanaście lat był Pan dziekanem Wydziału Wokalnego Państwowej Wyższej Szkoły Muzycznej w Warszawie (dzisiaj Uniwersytetu Muzycznego Fryderyka Chopina). To wszystko wymagało wielu wyrzeczeń i to nie tylko Pana, ale również rodziny. Żona nie tylko prowadziła dom, ale także pomagała Panu.
                - Oczywiście, a do tego mieliśmy jeszcze małe dziecko, któremu trzeba było poświęcić wiele uwagi i czasu, a mnie najczęściej nie było w domu przez cały dzień, a nawet i dłużej, bo prawie w każdym tygodniu wyjeżdżałem na koncerty symfoniczne.
                Bardzo często śpiewałem w Filharmonii w Katowicach oraz z Wielką Orkiestrą Symfoniczną Polskiego Radia, zapraszany byłem do Poznania czy Bydgoszczy, a przede wszystkim występowałem w Filharmonii Narodowej w Warszawie.
                Nie wszystkie zaproszenia mogłem przyjmować, bo czas mi nie pozwalał, ale starałem się zawsze przyjmować zaproszenia z Rzeszowa. Pamiętam, że śpiewałem na otwarciu nowego budynku Filharmonii Rzeszowskiej, brałem udział zarówno w koncertach symfonicznych i indywidualnych koncertach z orkiestrą, jak i estradowych wykonaniach oper.
                Na zakończenie rzeszowskiego wątku powiem o zabawnej historii, która wydarzyła się, jak byłem jeszcze młodym śpiewakiem, przed koncertem arii operowych z Rzeszowską Orkiestrą Symfoniczną w Domu Kultury WSK (obecnie budynek Instytutu Muzyki Uniwersytetu Rzeszowskiego). Wcześniej jeden ze znanych śpiewaków poradził mi, że dobrze wpływa na ćwiczenie oddechu podnoszenie czegoś ciężkiego, a później wypuszczenie powietrza z płuc.
                Wszedłem do pustej sali tego Domu Kultury i zobaczyłem na estradzie stary duży fortepian. Pomyślałem, że podniosę go od tyłu w ramach zalecanych ćwiczeń. Był bardzo ciężki, jednak udało się mi go podnieść i w tym momencie upadła noga. Nie wiedziałem, co mam robić, ale wiedziałem, że nie utrzymam takiego ciężaru dłużej. Na szczęście usłyszałem kroki i natychmiast krzyknąłem, aby podstawiono leżącą nogę pod fortepian.
Wszystko dobrze się skończyło, bo gdybym upuścił fortepian, to z pewnością cała estrada by się zawaliła. Musiałem się ratować, żeby wszystko dobrze zaśpiewać, bo nie tylko byłem zmęczony, ale mój oddech był znacznie krótszy. To ćwiczenie zadziałało odwrotnie (śmiech).

5. Kazimierz PustelakTurandot2011TW ON 121 24

Kaziemierz Pustelak na scenie Teatru Wielkiego w Warszawie, fot. Juliusz Multarzyński

                Pracowite lata pełne sukcesów szybko mijały. W 1995 roku w Teatrze Wielkim Operze Narodowej świętował Pan 40-lecie działalności artystycznej.
                - Tak, śpiewałem wtedy całą partię Stefana w spektaklu „Straszny dwór” Stanisława Moniuszki, a po raz ostatni wystąpiłem na tej scenie w 2011 roku, śpiewając partie cesarza w operze „Turandot” Giacomo Pucciniego.

                Panie Profesorze, z okazji 91. Urodzin, które świętował Pan niedawno, bo 14 lutego pragnę złożyć Panu najserdeczniejsze życzenia: dużo zdrowia, radości i pogody ducha. Mam nadzieję, że niedługo będziemy mogli się spotkać i rozmawiać o wspaniałych spektaklach i koncertach z Pana udziałem, bo przecież było ich tak dużo, że trudno o wszystkich opowiedzieć w czasie dwóch krótkich spotkań.
Dziękuję bardzo za rozmowę i poświęcony mi czas.

W tym wywiadzie przybliżyliśmy Państwu głównie spędzone w rodzinnych stronach młodzieńcze lata Maestro Kazimierza Pustelaka. O zawodowej karierze Artysta opowiadał mi we wrześniu ubiegłego roku. Ten wywiad został opublikowany na stronie „Klasyki na Podkarpaciu” w dwóch częściach i pozwolę sobie podać linki do tych publikacji:
https://www.klasyka-podkarpacie.pl/wywiady/item/2598-jubileuszowo-z-maestro-kazimierzem-pustelakiem-cz-i
https://www.klasyka-podkarpacie.pl/wywiady/item/2603-jubileuszowo-z-maestro-kazimierzem-pustelakiem-cz-ii

Z Maestro Kazimierzem Pustelakiem, jednym z najwybitniejszych artystów powojennej polskiej sceny operowej rozmawiała Zofia Stopińska 16 lutego 2021 roku.

Piątkowy wieczór w Filharmonii Podkarpackiej

19 II 2021 r., piątek, godz.19:00

ORKIESTRA SYMFONICZNA FILHARMONII PODKARPACKIEJ
JAN MIŁOSZ ZARZYCKI – dyrygent
KAMILA WĄSIK - JANIAK – skrzypce

W programie:
W. A. Mozart –Serenada „ Eine kleine Nachtmusik” KV 525
A. Vivaldi – „Cztery pory roku” - Koncert nr 4 f-moll „Zima” („LʼInverno”) RV 297
G. Bizet - 1 Suita ze sztuki "Arlezjanka"

Program wypełnią dwa utwory - XVIII – wieczna serenada znana jako „ Eine kleine Nachtmusik” („Mała nocna muzyka”) Mozarta oraz barokowy koncert solowy Vivaldiego - „Zima”, pochodzący z cyklu „Cztery pory roku”. Serenada jest przejawem mozartowskiej prostoty i szlachetności - począwszy od otwierającej utwór fanfary, poprzez nieco poważniejszą Romanzę, taneczny Menuet, aż po entuzjastyczny Finał. Koncert Vivaldiego, to z kolei utwór o programowo – ilustracyjnym charakterze . Allegro non molto „maluje dźwiękami” zimowy krajobraz z trzaskającym mrozem i porywistym wiatrem. „Cieplejsze” tony przynosi Largo obrazujące odpoczynek w zaciszu domowego kominka. Finałowe Allegro, to pojedynek dwóch wiatrów, zimnego boreasza i ciepłego sirocco, który zapowiada nadejście wiosny. Solistką koncertu będzie utalentowana młoda skrzypaczka – Kamila Wąsik – Janiak.

Wejście do budynku Filharmonii Podkarpackiej jest równoznaczne z akceptacją „Regulaminu bezpieczeństwa publiczności podczas imprez organizowanych w okresie epidemii COVID - 19”, dostępnego na stronie internetowej Filharmonii Podkarpackiej, który będzie bezwzględnie przestrzegany przed i w trakcie każdego wydarzenia.
W trosce o Państwa bezpieczeństwo, prosimy o wypełnienie oświadczenia o stanie zdrowia, które należy zostawić przed wejściem na koncert.

Prosimy o wyrozumiałość!

Biuro Koncertowe

Filharmonii Podkarpackiej

im. Artura Malawskiego w Rzeszowie

tel. + 48 17 862 85 07

www.filharmonia.rzeszow.pl

FILHARMONIA PODKARPACKA ZAPRASZA

19 II 2021 r., piątek, godz.19:00

ORKIESTRA SYMFONICZNA FILHARMONII PODKARPACKIEJ
JAN MIŁOSZ ZARZYCKI – dyrygent
KAMILA WĄSIK - JANIAK – skrzypce

W programie:
W. A. Mozart –Serenada „Eine kleine Nachtmusik” KV 525
A. Vivaldi – „Czterey pory roku” - Koncert nr 4 f-moll „Zima” („LʼInverno”) RV 297
G. Bizet - 1 Suita ze sztuki "Arlezjanka"

Program wypełnią dwa utwory - XVIII – wieczna serenada znana jako „ Eine kleine Nachtmusik” („Mała nocna muzyka”) Mozarta oraz barokowy koncert solowy Vivaldiego - „Zima”, pochodzący z cyklu „Cztery pory roku”. Serenada jest przejawem mozartowskiej prostoty i szlachetności - począwszy od otwierającej utwór fanfary, poprzez nieco poważniejszą Romanzę, taneczny Menuet, aż po entuzjastyczny Finał. Koncert Vivaldiego, to z kolei utwór o programowo – ilustracyjnym charakterze . Allegro non molto „maluje dźwiękami” zimowy krajobraz z trzaskającym mrozem i porywistym wiatrem. „Cieplejsze” tony przynosi Largo obrazujące odpoczynek w zaciszu domowego kominka. Finałowe Allegro, to pojedynek dwóch wiatrów, zimnego boreasza i ciepłego sirocco, który zapowiada nadejście wiosny. Solistką koncertu będzie utalentowana młoda skrzypaczka – Kamila Wąsik – Janiak.

Wejście do budynku Filharmonii Podkarpackiej jest równoznaczne z akceptacją „Regulaminu bezpieczeństwa publiczności podczas imprez organizowanych w okresie epidemii COVID - 19”, dostępnego na stronie internetowej Filharmonii Podkarpackiej, który będzie bezwzględnie przestrzegany przed i w trakcie każdego wydarzenia.
W trosce o Państwa bezpieczeństwo, prosimy o wypełnienie oświadczenia o stanie zdrowia, które należy zostawić przed wejściem na koncert.

Prosimy o wyrozumiałość!

Biuro Koncertowe

Filharmonii Podkarpackiej

im. Artura Malawskiego w Rzeszowie

tel. + 48 17 862 85 07

www.filharmonia.rzeszow.pl

Wiedeńskie nastroje - Koncert karnawałowy rzeszowskiej „Olimpii”

                Już po raz czwarty Rzeszowski Teatr Muzyczny „Olimpia”, który wkroczył właśnie w czwarty rok swej ambitnej działalności, wraz z Estradą Rzeszowską przygotował uroczy koncert karnawałowy w iście wiedeńskich nastrojach, jeszcze w wersji on line. Rzecz działa się 9 lutego 2021 roku w sali dużej Filharmonii Podkarpackiej im. Artura Malawskiego w Rzeszowie, grała Rzeszowska Orkiestra Kameralna pod moją dyrekcją, partie solowe realizowała para świetnych solistów: Alicja Płonka - sopran i Jakub Kotowicz – baryton, która w cudownych interpretacjach przeniosła nas w rajski świat piękna, wzruszenia, miłości – bez której, jak powiada jedna z arii wykonywanych na koncercie – świat nic nie wart!
                Nowością koncertu były dwie arie z wielkiego repertuaru operowego: aria Gildy „Tutte le feste” z opery „Rigoletto” G. Verdiego w przejmującym wykonaniu Alicji Płonki i aria Malatesty „Bella siccome un angelo” z opery komicznej „Don Pasquale” G. Donizettiego w pełnym wigoru, dojrzałym wykonaniu Jakuba Kotowicza, swego czasu ucznia dr Alicji Płonki, obecnie studenta Wydziału Wokalno-Aktorskiego Akademii Muzycznej w Krakowie.
                W wykonaniu solistów wraz z orkiestrą pogodnie i optymistycznie zabrzmiały arie i duety z operetki „Księżniczka czardasza” E. Kálmána („Czardasz, czardasz”, „Co się dzieje, oszaleję”) i „Clivia” N. Dostala („Dziewczęta z Barcelony”), a także porywające, pełne wyrazu, wzruszające pieśni: „Parlami d’amore, Mariù” („Mów mi o miłości, Mario”) A.C. Bixio i „Wiedeń, miasto moich marzeń” R. Sieczyńskiego. Utwory wokalno-instrumentalne opracował nasz znakomity rzeszowianin, dyrygent i pedagog Tomasz Chmiel, za co składam bardzo serdeczne podziękowanie.
               W wykonaniu orkiestry nie brakło wiecznie porywających walców i polek Jana Straussa Syna ze słynnej muzycznej dynastii wiedeńskich Straussów: walce - „Cesarski” i „Nad pięknym, modrym Dunajem”, polki - „Anna”, „Tik-Tak”, „Na polowaniu”, „W lesie pawłowskim”, „Proszę bardzo”, „Błyskawice i pioruny”, „Tritsch-Tratsch” – te dwie ostatnie poprowadził koncertmistrz Robert Naściszewski.
               Rzeszowska Orkiestra Kameralna dała prawdziwy popis swoich umiejętności, wrażliwości, kompetencji. Muzyka wiedeńskich Straussów i mistrzów operetki wcale nie należy do najłatwiejszych. Wymaga tej szczególnej precyzji, szlachetności brzmienia, śpiewności, lekkości rodem z Mozarta czy Rossiniego, które to walory poruszają nieustannie serca melomanów, oddychających nieśmiertelnym pięknem i czarem melodii rodem nie z tego świata... Jestem bardzo zaszczycony, że mogę choć raz do roku stanąć przed tak znakomitym zespołem i zanurzyć się w tajemniczą, rajską krainę sztuki, w której piękno, dobro i miłość splatają się nawzajem. Zarówno orkiestra symfoniczna, jak i kameralna są wielkim skarbem dla Rzeszowa, naszego regionu i kultury polskiej. Oby obie rozwijały się nadal jak najpiękniej!
               Nadzwyczajny koncert karnawałowy rzeszowskiej „Olimpii” zakończył się optymistycznymi akordami Marsza Radetzky’ego Jana Straussa Ojca. Obyśmy wszyscy przetrzymali pandemię i mogli spotykać się na koncertach w naszej Filharmonii i nie tylko, smakując urodę życia i piękno muzyki, która kształtem jest miłości.

                                                                                                                                                                                                Andrzej Szypuła

Łączy nas pasja do muzyki kameralnej

             Pragnę przedstawić Państwu nietuzinkowy, niezwykle prężnie działający zespół kameralny Cracow Golden Quintet. Jego brzmienie i wysoki poziom wykonawstwa zachwyciły mnie we wrześniu 2019 roku podczas Międzynarodowego Konkursu Muzyki Polskiej im. Stanisława Moniuszki w Rzeszowie.
             Niedawno trafiła do mnie płyta zespołu zatytułowana Polish Wind Quintets z utworami polskich kompozytorów żyjących i działających w XX i XXI wieku. O kwintecie, jego działalności i o płycie rozmawiam z panem Tomaszem Sową – klarnecistą i jednym z członków Cracow Golden Quintet.

             Z pewnością nie tylko ja jestem ciekawa, jaka jest historia powstania zespołu.
             - Nasz zespół powstał w 2015 roku. Pomimo nazwy Cracow Golden Quintet, nikt nie pochodzi z Krakowa - flecistka Natalia Jarząbek jest z Tokarni, oboista Damian Świst z Rzeszowa, fagocistka Małgorzata Wygoda pochodzi z Nowego Sącza, waltornista Konrad Gołda z Częstochowy, a ja jestem z Sanoka i tam ukończyłem Państwową Szkołę Muzyczną I i II stopnia im. Wandy Kossakowej.
             Połączyła nas Akademia Muzyczna w Krakowie, ponieważ prawie wszyscy tam się kształciliśmy i w 2015 roku na potrzeby przedmiotu kameralistyka zawiązaliśmy tę grupę.
Szczęśliwie się złożyło, że każdy z nas niezwykle rzetelnie i z pasją podchodził do tego przedmiotu i zespół bardzo szybko zaczął się rozwijać. Mieliśmy ogromne wsparcie naszych profesorów, którzy przekazali nam wiedzę, promowali nas i dzięki temu mieliśmy możliwość zdobycia niezwykle cennego doświadczenia scenicznego.

             W czasie studiów zespół często z wielkim powodzeniem uczestniczył w konkursach, a pierwsze sukcesy osiągnęliście w pierwszym roku działalności.
             - To prawda. W 2015 roku otrzymaliśmy I nagrodę w Międzynarodowym Przeglądzie Zespołów Kameralnych w Jaworze oraz I nagrodę w Międzynarodowym Konkursie Muzycznym w Londynie.
Najwięcej nagród otrzymaliśmy w międzynarodowych konkursach w 2016 roku, a były to trzy I nagrody: w „Davorin Jenko” w Belgradzie, w Madrycie, „Melos” w Rzymie oraz dwie drugie nagrody – w konkursach „Enkor” w Düsseldorfie i w „eMuse” w Atenach. W 2017 roku otrzymaliśmy nagrodę ”Vicktor Kalabis Award” za najlepsze wykonanie utworu Viktora Kalabisa w Wiedniu podczas ISA Festival, natomiast w 2019 otrzymaliśmy II nagrodę na wspomnianym już konkursie w Rzeszowie. To był nasz ostatni konkurs, ponieważ kilka miesięcy później nadszedł czas pandemii, szczególnie trudny dla sektora kultury.
             Udało nam się także wystąpić na kilku znaczących międzynarodowych festiwalach muzycznych, a nasze koncerty odbywały się w prestiżowych salach koncertowych, między innymi: Wiener Musikverein w Wiedniu, Accademia Nazionale do Santa Cecilia w Rzymie, Armenian National Philharmonic w Erywaniu, Europejskim Centrum Muzyki Krzysztofa Pendereckiego w Lusławicach, Filharmonii Narodowej w Warszawie oraz w Filharmonii Krakowskiej, Filharmonii Podkarpackiej i na Zamku Królewskim na Wawelu.

             Czy zespół przez cały czas występował w wymienionym przez Pana składzie?
             - Była niewielka zmiana - w obecnym składzie gramy od 2017 roku. Po ukończeniu studiów postanowiliśmy kontynuować dalej naszą działalność.
Część z nas nadal się kształci: Natalia Jarząbek studiuje w Szkole Doktorskiej, a ja na Studiach Doktoranckich, ale w Kwintecie gramy już bez stałej opieki profesorskiej. Każdy z nas aktywnie działa również w innych zespołach i orkiestrach. Ja występuję w zespole muzyki współczesnej Spółdzielnia Muzyczna contemporary ensemble oraz współtworzę trio z altówką i fortepianem Farve Ensemble. Natalia Jarząbek prężnie działa ze swoim projektem dotyczącym techniki oddechu permanentnego i płytą „INFINITY” związaną z tą techniką. Damian Świst często występuje i nagrywa z innymi formacjami. Małgorzata Wygoda jest fagocistką w Filharmonii Warmińsko-Mazurskiej w Olsztynie i w Polskiej Orkiestrze Sinfonia Iuventus. W Sinfonii Iuventus gra także nasz waltornista Konrad Gołda.

CRACOW fot klaudyna schubert1

Cracow Wind Quintet, fot. Klaudyna Schubert

             Brzmienie i perfekcja Kwintetu oraz różnorodność repertuarowa podczas prezentacji konkursowych w Rzeszowie zachwyciły wszystkich. Widać także było, że dobrze się razem czujecie na scenie. Niełatwo o takie porozumienie w kwintecie.
             - Zgadzam się - im więcej osób w zespole, tym praca jest trudniejsza nawet ze względu na logistykę prób. Każdy z nas występuje i gra profesjonalnie w różnych zespołach. Można powiedzieć, że jesteśmy „rozstrzeleni” po Polsce i są problemy ze spotkaniem się na próby, ale czujemy ogromną radość, że możemy razem grać, co jest odczuwalne dla publiczności podczas naszych występów.
Przygotowanie do Konkursu wymagało od nas bardzo dużo pracy indywidualnej i podczas wspólnych prób, ale przynosiło nam też ogromną frajdę, że robimy coś niezwykle wartościowego.

             Jestem przekonana, że Konkurs Muzyki Polskiej im. Stanisława Moniuszki w Rzeszowie miał wpływ na powstanie fantastycznej płyty z muzyką polską ubiegłego stulecia, która ukazała się w drugiej połowie 2020 roku.
              - Niewątpliwie uczestnictwo w Konkursie umożliwiło nam nagranie tej płyty. Otrzymaliśmy nie tylko nagrodę, ale także wsparcie Instytutu Muzyki i Tańca oraz stypendium twórcze Marszałka Województwa Podkarpackiego, dzięki którym udało się zrealizować ten projekt.
              Nagranie płyty z muzyką polską było konsekwencją udziału w tym Konkursie. Postanowiliśmy, że rozkwit kwintetów dętych w Polsce w XX wieku trzeba uwiecznić. Na płycie zamieściliśmy pięć kwintetów dętych nawiązujących do stylistyki neoklasycznej, ale staraliśmy się, aby pokazać różne inspiracje i indywidualny język muzyczny każdego twórcy.
              W kwintetach Grażyny Bacewicz i Józefa Świdra możemy znaleźć fragmenty inspirowane folklorem. Kwintet Wojciecha Kilara stanowi kwintesencję stylu bardzo precyzyjnego, przejrzystego. Tadeusz Paciorkiewicz wprowadza dysonanse i tę nieoczywistą harmonię. Jest to chyba pierwsze nagranie fonograficzne tego utworu. Pozostałe kwintety także nie były zbyt często nagrywane i moim zdaniem jedynie popularny jest Kwintet Wojciecha Kilara. Uwiecznione przez nas utwory stanowią niejako przekrój polskiego neoklasycyzmu w twórczości na instrumenty dęte.

               Możemy powiedzieć, że ta płyta jest „rzeszowska” dlatego, że została również nagrana we wspaniałej, znanej z dobrej akustyki sali Filharmonii Podkarpackiej.
                - To prawda. Składamy ogromne podziękowania prof. dr hab. Marcie Wierzbieniec za umożliwienie nam realizacji tego nagrania w Sali Koncertowej Filharmonii Podkarpackiej im. Artura Malawskiego w Rzeszowie oraz jak wspomniałem już wyżej dziękuję za wsparcie finansowe w postaci Stypendium twórczego Marszałka Województwa Podkarpackiego.
Nie możemy też zapomnieć o znakomitej współpracy z firmą fonograficzną DUX oraz ze wspaniałymi reżyserami tego nagrania – panią Małgorzatą Polańską i panem Marcinem Domżałem. Cały ten projekt jest wartościowy i dopracowany w każdym szczególe.
             Dodam jeszcze, że 12 lutego 2021 roku, nasza płyta trafiła do dystrybucji cyfrowej i można jej posłuchać na takich portalach jak Spotify, Apple Music czy Deezer.
Poniżej zamieszczam linki do udostępnienia:
https://open.spotify.com/album/2i7eToR95RJez7V5gLajf7
https://music.apple.com/.../polish-wind-quintets/1552459118

             Czy dużo jest repertuaru na kwintet dęty w składzie: flet, obój, klarnet, fagot i waltornia?
             - Można powiedzieć, że mało, jeśli porównamy repertuar na nasz skład z wyborem utworów na kwartet smyczkowy czy trio fortepianowe. Udaje się jednak znaleźć i wybrać wiele wartościowych kompozycji. W Polsce takie formacje jak nasza stają się z każdym rokiem coraz bardziej popularne, ale kolebką kwintetów dętych jest Francja, gdzie na rozwój repertuaru na taki skład wpłynęło stworzenie konkursu kompozytorskiego, czy tradycje dworskie.
             Można także powiedzieć, że kwintet dęty może być substytutem orkiestry. W wielu kompozycjach symfonicznych jest bardzo dużo partii solowych na nasze instrumenty, a jeśli one grają w zespole, to barwa i różnorodność powodują, że brzmienie jest bardzo pełne i interesujące.

             Od marca ubiegłego roku Wasza działalność jest mocno ograniczona ze względu na pandemią.
             - Tak jak dla wszystkich artystów i zespołów minione miesiące były dla nas ciężkie, ale widzimy także te jasne strony, a między innymi fakt, że mieliśmy więcej czasu na przygotowanie się i nagranie tej płyty. W normalnych warunkach każdy z nas byłby do końca czerwca mocno zapracowany, a dzięki przerwie mogliśmy się wcześniej spotykać.
             Oprócz nagrania płyty Cracow Golden Quintet w czasie tej pandemicznej przerwy wystąpił tylko raz z koncertem z udziałem publiczności (w reżimie sanitarnym) w Filharmonii Opolskiej tuż przed ponownym zamknięciem placówek kulturalnych. Pozostałe występy były koncertami online, bez udziału publiczności. Wiadomo, że zarówno dla wykonawców jak i dla publiczności nie mają one takiej samej wartości. Cieszymy się jednak, że miały one miejsce.
             Mamy nadzieję, że niebawem uda nam się zrealizować koncerty promujące płytę z udziałem publiczności. Mamy dużo planów na przyszłość, ale zobaczymy, które z nich uda się w tym niepewnym jeszcze czasie zrealizować.

             Mam nadzieję, że niedługo będzie okazja do kolejnej rozmowy. Życzę Wam, aby entuzjazm i ogromny zapał do wspólnego muzykowania nigdy Was nie opuszczał.
             - Dziękuję za rozmowę.

Z Tomaszem Sową, klarnecistą zespołu Cracow Golden Quintet rozmawiała Zofia Stopińska 12 lutegp 2021 roku.

YIRUMA - THE REWRITTEN MEMORIES

YIRUMA

CENIONY POŁUDNIOWOKOREAŃSKI KOMPOZYTOR I PIANISTA

WYDAJE ALBUM THE REWRITTEN MEMORIES
W 20. ROCZNICĘ SWOJEGO DEBIUTU

PREMIERA ALBUMU THE REWRITTEN MEMORIES NAKŁADEM UMG KOREA
– 26 MARCA 2021

Południowokoreański pianista i kompozytor Yiruma świętuje 20. rocznicę wydania debiutanckiego albumu nowym krążkiem, The Rewritten Memories, które ukaże się 26 marca nakładem Universal Music Group Korea. Znajdą się na nim zupełnie nowe orkiestrowe aranżacje niektórych z jego najbardziej cenionych utworów z ostatnich dwóch dekad, w tym popularnego na całym świecie „River Flows In You” – nazywanego „Clair de lune XXI wieku” (Classic FM) – oraz „Kiss The Rain”, któremy towarzyszy video:

https://www.youtube.com/watch?v=1e07OAWvWkQ&feature=youtu.be&ab_channel=YirumaVEVO

The Rewritten Memories to pierwszy orkiestrowy album studyjny Yirumy, na którym sam kompozytor sam gra na fortepianie. „Było to wymagające, ale interesujące doświadczenie”, wyznaje, opisując nagrywanie albumu z Koreańską Orkiestrą Symfoniczną podczas pandemii Covid-19. „Nie było możliwości nagrania całej orkiestry jednocześnie, dlatego rejestrowaliśmy oddzielnie poszczególne sekcje.” Współpraca z tyloma muzykami była ożywczą odmianą dla Yirumy, który, jak większość kompozytorów, zazwyczaj pisze samotnie przy fortepianie.

Przygotowywanie nowych aranżacji tych utworów pozwoliło Yirumie wprowadzić w życie wiele dźwięków, które wyobrażał sobie, grając samotnie na fortepianie. „Często wykonując River Flows In You, myślałem, jak bardzo sprawdziłaby się tam melodia grana na flecie – wspaniale było móc to wreszcie zrealizować.”

The Rewritten Memories obejmuje muzykę z trwającej już dwadzieścia lat kariery Yirumy, począwszy od debiutanckiej płyty First Love z 2001 roku, po jego najnowszą kompozycję, Room With A View – utwór poświęcony radości przebywania w domu, który, mimo że został skomponowany przed pandemią, stanowił sugestywną ścieżkę dźwiękową 2020 roku.

Wykształcony w Wielkiej Brytanii w Purcell School of Music i King's College w Londynie (gdzie studiował pod kierunkiem Sir Harrisona Birtwistle’a), Yiruma jest najbardziej znany ze swojego prostego, melodyjnego i emocjonalnego stylu komponowania. W Korei Yiruma jest niezwykle popularną osobistością, a jego występy muzyczne i inne aktywności związane z muzyką obejmują prowadzenie programów radiowych, współpracę z muzykami różnych gatunków oraz pisanie piosenek dla niektórych z najbardziej popularnych zespołów popowych. Jednak to właśnie jego solowe utwory fortepianowe cieszą się największym uznaniem na świecie; jego najpopularniejsze utwory są wykonywane przez miliony pianistów-amatorów na całym świecie, a jego własne nagrania mają ponad dwa miliardy odtworzeń.

Mimo spektakularnego sukcesu, Yiruma pozostaje skromny. Jak sam mówi: „Nie wiem, jak to się stało, że od wydania mojego debiutanckiego albumu minęło już dwadzieścia lat! Nigdy nie wyobrażałem sobie, że ludzie na całym świecie będą słuchać mojej muzyki. To surrealistyczne doświadczenie. I coś, czego nie planowałem. Jestem głęboko wdzięczny”.

The Rewritten Memories – lista utworów:

1. Kiss The Rain (Orchestra ver.)

2. Sunset Bird (Piano Septet ver.)

3. River Flows In You (Orchestra ver.)

4. Maybe Christmas (Orchestra ver.)

5. Nocturnal Mind in D minor (Piano Septet ver.)

6. Reminiscent of Days (Orchestra ver.)

7. Room With A View (Piano Septet ver.)

8. La Fotografia (Orchestra ver.)

yiruma.com

Classics & Jazz Department UNIVERSAL MUSIC POLSKA Sp. z o.o.

LANG LANG - Goldberg Variations Extended Edition

Wydanie cyfrowe 12 lutego 2021

„Jeśli istnieje coś takiego jak ukryta prawda interpretacyjna, tak prawdopodobnie brzmi. Arcydzieło.”

Süddeutsche Zeitung

Po międzynarodowym sukcesie albumu Goldberg Variations, Lang Lang prezentuje serię nowych nagrań w ramach Goldberg Variations Extended Edition, która ukazuje się w wersji cyfrowej:

https://UmusicPL.lnk.to/LangLangBachGoldbergExtended

Znajdują się na niej niektóre z dzieł, które pianista zgłębiał w czasie intensywnych studiów nad barokowym arcydziełem J.S. Bacha.

„Im więcej czasu spędzałem z Wariacjami Goldbergowskimi, tym więcej chciałem się dowiedzieć o Bachu, jemu współczesnych i kompozytorach, których później zainspirował,” wyjaśnia Lang Lang. „Każdy z nowych utworów, które nagrałem na potrzeby tego projektu, wzbogacił moje rozumienie jego muzyki.”

Goldberg Variations Extended Edition zawiera aż siedem nowych utworów. Pierwszy z nich to przepiękna „Bist du bei mir”, aria skomponowana przez nieco młodszego od Bacha Gottfrieda Heinricha Stölzela, której transkrypcja pojawia się w Anna Magdalena Notebook. Kolejna to aranżacja Sinfonii z Oratorium Bożonarodzeniowego Bacha. Słuchacze będą mogli również podziwiać kunsztowną transkrypcję Wilhelma Kempffa na fortepian solo Siciliany z Drugiej sonaty na flet Bacha oraz Andante z Koncertu włoskiego Bacha. Ponadto Lang Lang wybrał Arabeskę Schumanna, który szukał inspiracji u swoich poprzedników, a w muzyce Bacha widział najczystsze źródło siły dla odnowy tej formy sztuki. Wreszcie, w nowym wydaniu znalazła się kontemplacyjna aranżacja utworu „Sheep may safely graze”, który Lang Lang nagrał ze swoją żoną, niemiecko-koreańską pianistką, Giną Alice, a także Andante z Sonaty D-dur Johanna Gottlieba Goldberga – co odzwierciedla fakt, że przez wiele lat zgłębiania monumentalnego dzieła Bacha, Lang Lang studiował również zachowaną muzykę utalentowanego młodego klawesynisty i kompozytora, od którego nazwiska dzieło zyskało swoją nazwę.

Ten cyfrowy projekt stanowi dopełnienie albumu wydanego przez Lang Langa we wrześniu 2020 roku, na którym ukazało się studyjne i koncertowe nagranie Wariacji Goldbergowskich. Nowemu wydawnictwu w formie Extended Edition towarzyszyć będą wykonania każdego utworu w formie wideo, a także krótkie filmy, w których pianista omówi poszczególne aspekty swoich interpretacji.

Classics & Jazz Department UNIVERSAL MUSIC POLSKA Sp. z o.o.

Ruszyły zgłoszenia do 2. Konkursu Muzyki Polskiej

 

Warszawa, 22.12.2020

Druga edycja Międzynarodowego Konkursu Muzyki Polskiej im. Stanisława Moniuszki odbędzie się 11–18 września 2021 w Filharmonii Podkarpackiej im. Artura Malawskiego w Rzeszowie. Zgłoszenia uczestników są przyjmowane od teraz do 14. maja 2021 r. przez formularze elektroniczne na stronie internetowej konkursmuzykipolskiej.pl. Konkurs jest organizowany przez Instytut Muzyki i Tańca, a fundatorem nagród Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego.

– Przy drugiej edycji konkursu czekamy na liczne zgłoszenia uczestników zarówno z kraju, jak i z zagranicy. Wszystko obecnie w rękach muzyków, by podjęli decyzję o starcie w konkursie. To odpowiedni moment, by przystąpić do pracy nad własnym programem. Mamy też nadzieję, że profesorowie uczelni muzycznych odegrają tu ważną rolę i namówią swoich podopiecznych do udziału w tym wydarzeniu – mówi Katarzyna Meissner, dyrektor IMiT.

Co ważne, w konkursie nie ma ograniczeń ze względu na wiek ani obywatelstwo uczestników. Podczas konkursu muzycy będą prezentować utwory 56 polskich kompozytorów, tworzących głównie w XIX i XX wieku. To sami uczestnicy przygotowują program, wybierając utwory do poszczególnych etapów konkursu. Obok takich sław kompozytorskich jak Chopin, Paderewski, Górecki, czy Penderecki znajdziemy mniej znanych reprezentantów różnych stylów i epok muzycznych, jak Antoni Kątski, Eugeniusz Pankiewicz, czy Stefan Kisielewski. Równie ważne miejsce zajmują polskie kompozytorki: Maria Szymanowska i Grażyna Bacewicz.

Konkursowi towarzyszy kronika audio w postaci serii płyt CD dostępnych w dystrybucji światowej zarówno fizycznej, jak i cyfrowej – dzięki temu powstają światowe prapremiery fonograficzne utworów nigdy wcześniej nie nagrywanych.

– W dziedzinie muzyki dawnej jest to już obecnie stały trend – wyszukiwanie przez wykonawców utworów zapomnianych, przez nikogo współcześnie nie wykonywanych, co wiąże się z wielomiesięcznymi poszukiwaniami repertuaru w bibliotekach i archiwach. My zaś dajemy podobną możliwość uczestnikom naszego konkursu, z tą różnicą, że dostęp do repertuaru mają na wyciągnięcie kilku kliknięć. Celem naszego konkursu jest bowiem włącznie tych pięknych i niesłusznie zapomnianych kompozycji do współczesnego obiegu koncertowego i wykonawczego – konkluduje Katarzyna Meissner.

Uczestnicy 2. Międzynarodowego Konkursu Muzyki Polskiej im. Stanisława Moniuszki powalczą o pulę nagród w wysokości ponad 80 tysięcy euro w dwóch kategoriach – fortepian i zespoły kameralne. Jury obu kategorii konkursu będzie się składać z wybitnych polskich i zagranicznych muzyków oraz postaci życia muzycznego. Zgłoszenia należy przesyłać za pomocą formularza on-line do 14 maja 2021 roku. Startujący w konkursie muzycy dostają także szansę zdobycia wielu nagród pozaregulaminowych – od nagród finansowych po występy w wiodących salach koncertowych w Polsce i na wybranych festiwalach. Będzie to między innymi nagroda w wysokości 500 euro za najlepsze wykonanie w konkursie sonaty fortepianowej lub utworu kameralnego Miłosza Magina, którą ufundowała córka kompozytora Margot Magin, czy nagroda Société Frédéric Chopin Genève w formie recitalu w czasie Festiwalu Chopinowskiego w Genewie 2021. Dodatkowo współpracujące z konkursem Instytuty Polskie fundują wyróżnionym laureatom recitale w miastach swoich siedzib, takich jak Bratysława, Sankt Petersburg czy Wiedeń.

Regulamin, ramowy harmonogram konkursu, formularze aplikacyjne, informacje o repertuarze, kompozytorach i materiałach nutowych oraz wszystkie aktualności dotyczące wydarzenia dostępne są na stronie internetowej konkursmuzykipolskiej.pl

Pierwsza edycja konkursu odbyła się w 2019 r. Przyciągnęła 81 uczestników z 6 krajów. Zwycięzcą w kategorii pianistycznej został reprezentant Rosji – Pavel Dombrovsky, zaś
w kategorii zespołów kameralnych tryumfował duet skrzypków: Marta Gidaszewska i Robert Łaguniak, obecnie występujący pod nazwą zespołu Polish Violin Duo.

Koncert walentynkowy

14 II 2021 r., niedziela, godz.18:00
Sala koncertowa Filharmonii Podkarpackiej

Orkiestra Symfoniczna Filharmonii Podkarpackiej
Robert Naściszewski– dyrygent

W programie:
G. Rossini – Uwertura do opery „Sroka złodziejka”
J. Strauss – Tritch Tratch Polka
G. Verdi – Marsz triumfalny z opery „Aida”
G. Bizet – Uwertura do opery „Carmen”
F. Mendelssohn – Marsz weselny z Suity „Sen nocy letniej”
A. Dvorak - Taniec nr 8 g - moll op. 46
J. Brahms – Taniec węgierski nr 7
P. Czajkowski – „Walc kwiatów” z baletu „Dziadek do orzechów”
J. Strauss – Marsz Radetzky’ego

Program zapowiada utwory sławne i lubiane, których słucha się znakomicie. Uwertura do opery „Sroka złodziejska” błyszczy barwną instrumentacją, włoską melodyjnością i humorem. „Carmen” Bizeta „uwodzi” temperamentem, hiszpańskim kolorytem brzmienia i cygańską nutą. Nie mniejszą popularnością cieszy się pełen rozmachu Marsz triumfalny z opery „Aida” Verdiego, uroczysty Marsz weselny z Suity „Sen nocy letniej” Mendelssona oraz Marsz Radetzky’ego Straussa. Zaplanowano także brawurowe Tańce Brahmsa oraz A. Dvoraka. Na zakończenie przypomniany zostanie tryskający radością „Walc kwiatów” Czajkowskiego pochodzący z baśniowego baletu „Dziadek do orzechów”.

R. Naściszewski1

Robert Naściszewski - dyrygent, koncertmistrz Orkiestry Symfonicznej Filharmonii Podkarpackiej, fot. ze zbiorów Filharmonii Podkarpackiej

Biuro Koncertowe Filharmonii Podkarpackiej im. Artura Malawskiego w Rzeszowie

tel. + 48 17 862 85 07

www.filharmonia.rzeszow.pl

XV Ogólnopolski Konkurs Młodych Instrumentalistów im. Stefanii Woytowicz

Jasielski Dom Kultury oraz Państwowa Szkoła Muzyczna I st. im. Witolda Lutosławskiego w Jaśle organizują XV Ogólnopolski Konkurs Młodych Instrumentalistów im. Stefanii Woytowicz. Tegoroczna edycja zaplanowana została na 25-26 marca. Przesłuchania w poszczególnych kategoriach (fortepian, instrumenty dęte i akordeon oraz instrumenty smyczkowe i szarpane) odbywać się będą w Jasielskim Domu Kultury oraz w Państwowej Szkole Muzycznej. Konkurs zakończy koncert laureatów 26 marca. Termin zgłoszeń upływa 2 marca br.

Pomysłodawczynią Ogólnopolskiego Konkursu Młodych Instrumentalistów była znakomita śpiewaczka operowa Stefania Woytowicz, a jego celem jest poszerzenie znajomości literatury kompozytorów polskich wśród dzieci i młodzieży szkół muzycznych, rozbudzanie świadomości i tożsamości narodowej poprzez obcowanie z muzyką polską oraz wymiana doświadczeń pomiędzy uczestnikami konkursu i pedagogami.

Konkurs przeznaczony dla uczniów szkół muzycznych I i II stopnia zostanie przeprowadzony w trzech kategoriach wiekowych: do 13 lat i młodsi, do 16 lat oraz do 20 lat. W komisji konkursowej XIV Ogólnopolskiego Konkursu Młodych Instrumentalistów zasiądą wykładowcy akademii muzycznych w kraju: prof. Elżbieta Gajewska (flet) z Uniwersytetu Muzycznego Fryderyka Chopina w Warszawie, prof. Andrzej Godek (klarnet) oraz prof. Wiesław Kwaśny (skrzypce) z Akademii Muzycznej w Krakowie, prof. Igor Cecocho (trąbka) z Akademii Muzycznej we Wrocławiu, dr hab. Adam Klocek (wiolonczela) z Akademii Muzycznej w Krakowie oraz dr hab. Paweł Zawadzki (fortepian) z Akademii Muzycznej we Wrocławiu.

Organizatorzy konkursu zastrzegają jednak, że w sytuacji utrzymywania się istniejących ograniczeń, wynikających z obowiązujących przepisów prawa, konkurs może zostać przeprowadzony w formie online. W związku z tym mogą być dokonywane niezbędne zmiany dotyczące przebiegu konkursu. Informacje o zmianach, zostaną zamieszczone na stronie internetowej Jasielskiego Domu Kultury i Państwowej Szkoły Muzycznej I st. w Jaśle.

Regulamin oraz pozostałe dokumenty dotyczące udziału w OKMI znajdują się na naszej stronie www.jdkjaslo.pl  w zakładce „Dokumenty do pobrania”

   

 

 

       

 

Subskrybuj to źródło RSS