Z Anną Gutowską nie tylko o muzyce
Anna Gutowska - skrzypce fot.z arch. Artystki

Z Anną Gutowską nie tylko o muzyce

        Wykonawcami drugiego koncertu abonamentowego w ramach nowego sezonu artystycznego w naszej Filharmonii byli: Orkiestra Filharmonii Podkarpackiej pod batutą rumuńskiego dyrygenta Constantina Adriana Grigore’a oraz Anna Gutowska – znakomita skrzypaczka pochodząca z Rzeszowa. Wieczór rozpoczęła bardzo pięknie wykonana Rapsodia rumuńska nr 1 A-dur op. 11 George Enescu, drugim ogniwem pierwszej części był pełen romantycznych uniesień II Koncert skrzypcowy d-moll op. 22 Henryka Wieniawskiego w świetnej kreacji Anny Gutowskiej, a po przerwie wysłuchaliśmy bardzo interesującego wykonania „Odwiecznych pieśni” Mieczysława Karłowicza. Zapraszam do przeczytania rozmowy z solistką tego koncertu.

        Zofia Stopińska: Ze świetną skrzypaczką, Anną Gutowską spotykamy się w Filharmonii Podkarpackiej. Grała Pani partie solowe w II Koncercie skrzypcowym d-moll op. 22 Henryka Wieniawskiego, który jest trudnym utworem przede wszystkim dla skrzypka solisty oraz także dla towarzyszącej mu orkiestry.

        Anna Gutowska: To prawda, ale jest to cudowny koncert dla publiczności i jestem szczęśliwa, że nasze wykonanie tak bardzo podobało się publiczności. Zawsze świetnie pracuje mi się z Orkiestrą Filharmonii Podkarpackiej, znamy się już bardzo dobrze i czuję się pewniej tutaj niż gdzie indziej. Będąc w Filharmonii Podkarpackiej zawsze przypominam sobie lekcje u pana Roberta Naściszewskiego i początki nauki gry na skrzypcach u nieżyjącej już pani Dolores Sendłak. Dużo wspomnień związanych jest z tą sceną.

        Gorące brawa trwały tak długo, aż Pani zdecydowała się na bis, a zagrała Pani wprost karkołomny, nieznany większości melomanów utwór.

        - Emocji było dużo i zapomniałam zapowiedzieć, co zagram, a było to „Doluri” Alexandra Matchavariani – gruzińskiego kompozytora i dyrygenta zmarłego w 1995 roku. Cieszę się, że utwór także się spodobał.

        Wracając do mistrzowskiej kreacji II Koncertu Henryka Wieniawskiego – ma Pani ten utwór w repertuarze już od dość długo.

        - Tak, nawet nagrałam go na płytę, z filharmonikami poznańskimi pod batutą Jakuba Chrenowicza, która ukazała się w maju 2014 roku. Na tym krążku utrwaliliśmy także I Koncert skrzypcowy Wieniawskiego. Często jestem zapraszana do wykonania koncertów Wieniawskiego z różnymi polskimi orkiestrami i mam także w planie pokazać je niedługo publiczności chińskiej. Są to utwory bardzo bliskie mojemu sercu, bo dużo w nich polskich tematów, a jak się mieszka na stałe za granicą, to czuje się potrzebę obcowania z polską muzyką.

        Z Polski wyjechała Pani kilkanaście lat temu, a miastem, do którego zawsze Pani wraca z podróży koncertowych, jest Wiedeń.

        - Mieszkam poza Polską już dwadzieścia lat. Wiedeń jest mekką wszystkich artystów , a przede wszystkim muzyków, wśród których najwięcej jest śpiewaków. Wydaje się, że życie w Wiedniu płynie spokojniej, że nie jesteśmy tak zabiegani jak w Warszawie, Berlinie czy nawet Pradze. Na tle innych stolic Wiedeń wydaje się miastem rozbalowanym, z ogromną ilością przytulnych kawiarenek, koncertów, spektakli operowych, wernisaży...

        Przedstawiła Pani Wiedeń widziany przez turystów i mieszkańców tego miasta, ale na ten obraz muszą pracować artyści każdego dnia.

        - To prawda, artyści, a zwłaszcza muzycy, mają bardzo dużo pracy.

        Od 2001 roku była Pani studentką wiedeńskiego Universitat fϋr Musik und darstellende Kunst w klasie prof. Edwarda Zienkowskiego, po uzyskaniu dyplomu z wyróżnieniem i tytułu magistra sztuki ukończyła Pani jeszcze na tej samej uczelni i również pod kierunkiem prof. Edwarda Zienkowskiego studia podyplomowe, później przez kilka lat była Pani asystentką swego Profesora, a od 2016 roku jest Pani wykładowcą na Uniwersytecie Muzyki i Sztuki Dramatycznej w Wiedniu.

        - Tak, mam już swoją klasę, w której są studenci z całego świata – w tym także z Polski. Praca pedagogiczna stała się dla mnie bardzo ważnym nurtem działalności, chociaż długo nawet nie myślałam o uczeniu. Dopiero jak zaczęłam wyjeżdżać na różne kursy w roli pedagoga, zaczęłam o tym poważnie myśleć.

        Ostatnio grała Pani dużo koncertów także w Wiedniu. Występowała Pani jako solistka i kameralistka.

         - Faktycznie, było tych koncertów dużo w różnych konstelacjach, bo oprócz duo z fortepianem jestem także członkiem sekstetu fortepianowego o nazwie Hemingway Sextet, gramy również w kwartecie z urugwajskim gitarzystą Álvaro Pierrim, który jest od lat profesorem na naszej Uczelni w Wiedniu. Mamy także Orkiestrę Kameralną „Camerata Polonia”, którą prowadzi Marek Kudlicki - wybitny polski dyrygent i organista od lat mieszkający na stałe w Wiedniu. Często zapraszają mnie także do współpracy, a najbliższy koncert będziemy mieć 21 listopada. W programie koncertu znajdzie się muzyka polska. Mam wiele propozycji koncertowych i staram się być na scenie przez cały czas.

        Jak przyjmowane są polskie utwory w wiedeńskim środowisku?

        - Publiczność przyjmuje naszą muzykę z dużymi emocjami, ponieważ to jest muzyka, która przyciąga publiczność. Gramy m.in. utwory Karłowicza, Wieniawskiego, Szymanowskiego, w których jest bardzo dużo ciepła, serca i otwartości. Trudno sobie wymarzyć lepszy odbiór.

        Miłość do dalekich podróży łączy Pani coraz częściej z koncertami, często znajduję na Facebooku zdjęcia, z których dowiaduję się gdzie Pani aktualnie wyjechała.

        - W ubiegłym roku byłam na tournée w Chinach i występowałam w północno-wschodniej części tego kraju. Starałam się pomiędzy koncertami coś zobaczyć i poznać trochę egzotycznej dla nas kultury. Czułam się tam trochę samotna, daleko od domu. Nie w każdym kraju, a nawet nie wszędzie w Chinach tak się czuję, bo w Pekinie czy Szanghaju jest trochę podobnie jak w Europie, ale bardzo wdzięczna jestem losowi za możliwość poznanie tak odległych pod każdym względem miejsc. To były wyjątkowe dwa tygodnie. Czeka mnie koncert w styczniu w Iranie. Wystąpię w trio z flecistą i pianistą, a w marcu pojadę do Kuwejtu, gdzie wystąpię z towarzyszeniem fortepianu. Mam także propozycję poprowadzenia kursów skrzypcowych w Iranie.

        Niedawno, podczas prywatnej rozmowy, mówiła Pani o planach związanych z wyjazdem do Meksyku.

        - Tak, byłam w Meksyku. To cudowny kraj, ludzie wspaniali, mają dużo czasu i nigdzie się nie śpieszą. W pierwszym momencie to szokuje, ale szybko czujemy się bardzo dobrze i wcale nie brakuje nam tej ciągłej gonitwy, bardzo mi się to spodobało. Nie miałam czasu, aby dokładniej poznać kulturę i tradycje tego kraju, bo zwiedziłam tylko Mexico City i piramidę Teotihuacána. Prowadziłam tam kursy i poznałam wielu ciekawych studentów. Okazuje się, że prawie wszyscy młodzi skrzypkowie w Meksyku uczą się u byłych studentów prof. Henryka Szerynga, który po wojnie zamieszkał w Meksyku i pozostawił tam wiele ze swojego dorobku w postaci zbiorów opracowanych nut, i swoich wychowanków. Zasady gry skrzypcowej krzewione przez Szerynga są tam ściśle przestrzegane do dzisiaj.
Nie mówiłam Pani chyba, że byłam także w Chile, gdzie nie tylko są znakomici skrzypkowie, ale także mają świetne instrumenty w przystępnych cenach. Nie są to stare instrumenty, ale fantastycznie brzmią. Zastanawiałam się, czy nie jest to związane z czystym, nieskażonym środowiskiem.
Podobnie jest w Iranie, gdzie przecież poziom techniki gry skrzypcowej, z powodu braku profesorów, nie jest wysoki, ale wszyscy bardzo się starają, pomimo różnych trudności związanych nie tylko z sankcjami, ale także ze zwyczajami. W islamie kobiety bardzo rzadko grały na instrumentach, ale aktualnie coraz więcej młodych kobiet uczy się grać na skrzypcach. Mam kontakt z młodą Iranką, która pragnie u mnie studiować i chcę ją zaprosić na Międzynarodowe Kursy Muzyczne do Łańcuta, bo w tym roku zaprosiłam Syryjkę. Mam nadzieję, że dostanie wizę i będzie mogła przyjechać.

        Podobnie jak w latach ubiegłych, w tym roku podczas Międzynarodowych Kursów Muzycznych w Łańcucie grała Pani koncert w Sali Balowej, oraz zapisało się do Pani klasy sporo studentów.

        - Cieszę się bardzo, że moja studentka z Syrii także miała możliwość występu w Sali Balowej Zamku. W tamtym kręgu kulturowym jest wielu zdolnych ludzi i nie zawsze życie im pozwala na spełnienie swoich marzeń, czy realizację swoich pasji, a nawet często na zwyczajne życie, które dla nas jest codziennością, a dla nich czymś nadzwyczajnym. Mają wiele ograniczeń, bo jak nie wojna, to sankcje, kultura i tradycja. Dla przeciętnego Europejczyka to wszystko może być nawet szokujące, ale zarazem ciekawe.

         Ma Pani czas na spełnianie swoich pozamuzycznych pasji?

         - Na to muszę znaleźć czas. Nie wyobrażam sobie życia bez moich ulubionych pasji – bez podróży, książek, muzeów, kina, pływania, paddleboardu, spacerów oraz gotowania z przyjaciółmi. Jak tylko mogę, dzielę wielką pasję mojej Mamy, która jest trenerem psów ratowniczych. Od czasu do czasu takie wspólne spacery w lesie dobrze wpływają zarówno na ludzi, jak i na zwierzęta.

        Pewnie nie będzie mogła Pani zostać w Rzeszowie jeszcze chociaż kilka dni.

        - Niestety nie, a chętnie by się zostało w domu jeszcze trochę. Niestety, mamy już rok akademicki i muszę być w Wiedniu. Staram się przyjeżdżać do domu do Rzeszowa tak często, jak to tylko jest możliwe.

Z Anną Gutowską – świetną skrzypaczką urodzoną w Rzeszowie, wykładowcą na Uniwersytecie Muzyki i Sztuki Dramatycznej w Wiedniu rozmawiała Zofia Stopińska 5 października 2018 roku w Rzeszowie.