Zofia Stopińska

Zofia Stopińska

email Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

KONCERT KAMERALNY W MIĘDZYNARODOWYM DNIU MUZYKI

FILHARMONIA PODKARPACKA - SALA KAMERALNA

1 października 2018, PONIEDZIAŁEK, GODZ. 19:00

POLISH CELLO QUARTET

W programie:

J. Jongen - Deux piéces pour quatre violoncelles op. 89 Légende & Danzas

A. Tansman - Deux mouvements

K. Wiłkomirski - Ballada i Rapsodia na cztery wiolonczele

P. Moss - "Offenbachiana II"

Koszt udziału: 20zł normalny/ 10 zł ulgowy

POLISH CELLO QUARTET powstał w 2011 roku z inicjatywy Tomasza Darocha, Wojciecha Fudali, Krzysztofa Karpety oraz Adama Krzeszowca – czterech wiolonczelistów młodego pokolenia. Artyści postanowili założyć ten wyjątkowy zespół kameralny, by pokazać szerszej publiczności oryginalne brzmienie kwartetu wiolonczelowego.
Muzycy PCQ mieli zaszczyt uczyć się u czołowych wiolonczelistów-pedagogów w Polsce (Paweł Głombik, Stanisław Firlej) i na świecie (Frans Helmerson, Gary Hoffman, Michael Flaksman, Jelena Očić, Julius Berger, Jeroen Reuling). Doświadczenie artystyczne zdobywali w renomowanych ośrodkach kulturalnych Europy, m.in. w Kolonii, Mannheim i Brukseli. Każdy z nich w swoim dorobku ma liczne nagrody konkursów wiolonczelowych i kameralnych.
Zespół regularnie występuje podczas międzynarodowych festiwali muzycznych, takich jak Wratislavia Cantans, Internationaal Kamermuziekfestival Schiermonnikoog, Q’arto Mondi, Jazztopad. Współpracował z wieloma wybitnymi muzykami klasycznymi oraz jazzowymi, w tym z Garym Hoffmanem, Jadwigą Rappé, Dominikiem Połońskim, Tonym Malabym i Natem Wooleyem.
W repertuarze PCQ znajdują się przede wszystkim utwory oryginalnie skomponowane na kwartet wiolonczelowy. Jest on stale powiększany także o kompozycje pisane współcześnie przez kompozytorów polskich i zagranicznych, m.in. Artura Zagajewskiego, Piotra Mossa czy Annelies Van Parys. Większość z tych utworów jest po raz pierwszy prezentowanych na polskich estradach.
Artyści preferują demokratyczny model współpracy na scenie. W ramach składu regularnie wymieniają się poszczególnymi partiami – pozwala na to specyfika kwartetu wiolonczelowego. Dzięki temu brzmienie zespołu i interpretacje utworów są różnorodne.
Członkowie kwartetu są pomysłodawcami i organizatorami Międzynarodowej Akademii Wiolonczelowej w Nysie. MAW skupia wokół siebie wybitnych profesorów z zagranicy i liczne grono młodych kursantów-wiolonczelistów, aktywnie promując przy tym twórczość kameralną napisaną na zespoły wiolonczelowe.
W 2017 roku ukazał się debiutancki album zespołu „Discoveries”. Jesienią 2017 Polish Cello Quartet dokonał nagrania kwartetu wiolonczelowego Grażyny Bacewicz dla wytwórni Chandos. Płyta z utworami kameralnymi tej kompozytorki została wydana w 2018 roku.
W 2014 roku Polish Cello Quartet został jednym z zespołów Narodowego Forum Muzyki.

INAUGURACJA SEZONU ARTYSTYCZNEGO W FILHARMONII PODKARPACKIEJ

AB 28 września 2018, PIĄTEK, GODZ. 19:00
INAUGURACJA SEZONU ARTYSTYCZNEGO 2018/2019

ORKIESTRA SYMFONICZNA FILHARMONII PODKARPACKIEJ
MASSIMILIANO CALDI - dyrygent
ŁUKASZ DŁUGOSZ - flet
AGATA KIELAR - DŁUGOSZ - flet

W programie:
B. Szabelski - Toccata z Suity na orkiestrę op.10
A.F. Doppler - Koncert na dwa flety i orkiestrę d - moll
B. Boru - Marsz celtycki
W. Kilar - Orawa
W. Kilar - Suita z filmu "Pan Tadeusz"

Koszt udziału: 40zł normalny/ 30zł ulgowy

INAUGURACJA SEZONU ARTYSTYCZNEGO W FILHARMONII PODKARPACKIEJ

AB 28 września 2018, PIĄTEK, GODZ. 19:00
INAUGURACJA SEZONU ARTYSTYCZNEGO 2018/2019

ORKIESTRA SYMFONICZNA FILHARMONII PODKARPACKIEJ
MASSIMILIANO CALDI - dyrygent
ŁUKASZ DŁUGOSZ - flet
AGATA KIELAR - DŁUGOSZ - flet

W programie:
B. Szabelski - Toccata z Suity na orkiestrę op.10
A.F. Doppler - Koncert na dwa flety i orkiestrę d - moll
B. Boru - Marsz celtycki
W. Kilar - Orawa
W. Kilar - Suita z filmu "Pan Tadeusz"

Koszt udziału: 40zł normalny/ 30zł ulgowy

Michał Kawecki laureat I miejsca w Konkursie Kompozytorskim im. A.Didura

        Prawie od początku organizatorzy Festiwalu im. Adama Didura myśleli, aby poszerzyć jego formułę i wkrótce powstały dwa nowe, organizowane wytrwale każdego roku, nurty dla młodych odbiorców i twórców muzyki. Mam tu na myśli Obóz Humanistyczno-Artystyczny i Ogólnopolski Otwarty Konkurs Kompozytorski im. Adama Didura. Pierwszy ma na celu przygotowanie dzieci do świadomego odbioru sztuki. Współpracując z nauczycielami, organizatorzy stwarzają uczniom szkół podstawowych z klas I – III możliwość uczestnictwa w warsztatach, podczas których dzieci poznają tajniki różnych sztuk, które są niezbędne w tworzeniu dzieła operowego: śpiew, taniec, aktorstwo i plastyka. Zajęcia prowadzą doświadczeni pedagodzy, którzy w sposób aktywny pomagają najmłodszym wchodzić w nowy, zupełnie nieznany świat sztuki. Warsztaty w tym roku prowadzili znakomici, doświadczeni pedagodzy: Maria Anna Pilszak (plastyka), Grażyna Chomiszczak (wokalistyka), Mariola Węgrzyn-Myćka (taniec), Barbara Galant (teatr).
        Drugi nurt to konkurs kompozytorski, mający na celu zainteresowania młodych kompozytorów muzyką wokalną. W ubiegłym roku po raz 26 rozpisany został Ogólnopolski Otwarty Konkurs Kompozytorski im. Adama Didura w Sanoku, na który wpłynęło 11 partytur. 30 sierpnia 2018 roku jury w składzie: prof. Eugeniusz Knapik, prof. Wojciech Widłak i dr hab. Wojciech Ziemowit Zych, po wnikliwej dyskusji postanowiło: przyznać I nagrodę w wysokości 3000 PLN utworowi „What is the word” na mezzosopran i fortepian do słów Samuela Becketta oraz II nagrodę w wysokości 2000 PLN utworowi „Trzy sceny liryczne” na mezzosopran z towarzyszeniem kwartetu smyczkowego do słów Karola Wojtyły. Po otwarciu kopert stwierdzono, że zdobywcą I nagrody jest Michał Kawecki, a zdobywcą II nagrody jest Piotr Pudełko.
        Organizatorzy konkursu zapewniają nie tylko nagrody finansowe, ale także gwarantują wykonanie kompozycji, która zajmie najwyższą nagrodę. Wieczór festiwalowy 23 września rozpoczął się uroczystym wręczeniem nagród i wykonaniem kompozycji Michała Kaweckiego zatytułowanej „What is the word”, a kwadrans wcześniej rozmawiałam z tym młodym artystą.

         Zofia Stopińska: Serdecznie gratuluję Panu zwycięstwa, jest powód do radości, chociaż to nie pierwsza nagroda przyznana Panu za kompozycję.

        Michał Kawecki: Dziękuję bardzo za gratulacje. W konkursach uczestniczę już od drugiej klasy liceum. Nie zawsze się udawało otrzymać nagrodę czy wyróżnienie, ale wiadomo, że dojrzałość i warsztat kompozytorski rozwija się wraz z wiekiem i studiami kompozytorskimi.

        Urodził się Pan w 1996 roku w Koszalinie, gdzie w 6 roku życia rozpoczął Pan naukę gry na fortepianie.

        - Tak, przez 12 lat uczyłem się grać na fortepianie w Zespole Państwowych Szkół Muzycznych w Koszalinie i później rozpocząłem studia kompozytorskie w Akademii Muzycznej w Łodzi. W bieżącym roku ukończyłem studia licencjackie i zamierzam rozpocząć studia magisterskie w tej uczelni. Jestem w klasie kompozycji prof. Olgi Hans i jeszcze będę kończył w tym roku teorię muzyki na poziomie pierwszego stopnia.

        Pracy ma Pan sporo, a kompozycja wymaga czasu na inspiracje, a później na tworzenie. Co Pana inspiruje?

        - Moje obszary inspiracji i estetyka, która mnie interesuje i dobrze się w niej czuję, bardzo się zmieniała ostatnimi czasy. Teraz skupiam się najbardziej na muzyce wokalnej, na tekstach bardzo niejednoznacznych, bardzo ekspresyjnych, które są ciekawym materiałem do umuzycznienia przez kompozytora. Ta niejednoznaczność jest bardzo interesująca i inspirująca, a znajduję ją przede wszystkim w tekstach Samuela Becketta.
Utwór, który zdobył I nagrodę, jest początkiem cyklu pieśni, które zamierzam napisać dla doktorantki z mojej uczelni – Kingi Borowskiej, z którą nawiązałem współpracę w zeszłym roku. Ona i możliwości jej głosu zainspirowały mnie do tej pracy twórczej. Wpływ miał także kontakt z Agatą Zubel i jej kompozycjami, które mnie natchnęły do eksperymentowania i używania rozszerzonych technik wokalnych.

        Często do tej pory spotykałam się z opiniami, że komponowanie na głos wymaga wielkich umiejętności i doświadczenia. Czy tak jest?

        - Owszem, bo ciężko jest znaleźć coś nowego. To jest problem dla współczesnych kompozytorów, żeby znaleźć coś interesującego, ciekawego także dla odbiorców i coś, co będzie w jakiś sposób nowe. Nie mówię tu o tworzeniu nowej historii, bo techniki, których używam, zostały już wcześniej stworzone, ale głos ma tyle możliwości ekspresji i ukazywania emocji, że jest to dla mnie, w tym momencie, bardzo interesujący obszar do pracy.

        Skomponował Pan już sporo różnych utworów.

        - Tak, większość z nich to kompozycje instrumentalne, bo od tego zaczynałem. Jako pianista bardzo eksplorowałem obszar fortepianu i w pewnym momencie uznałem, że warto byłoby się rozwijać też pod innym kątem. W dziedzinie twórczości wokalnej to są moje początki.

        Tworzył Pan także muzykę do animacji.

        - Podczas studiów w Łodzi współpracowałem i mam nadzieję, że nadal będę współpracował, ze studentami łódzkiej Szkoły Filmowej. Udało mi się kilka animacji udźwiękowić – napisać kompozycje, bo nie byłem osobą, która była dźwiękowcem, tylko kompozytorem. Bardzo dobrze się czuję w tworzeniu takiej muzyki – jest to dla mnie odpoczynek od klasycznej kompozycji współczesnej.

        Pana utwory wykonywane były już estradach koncertowych w Polsce i za granicą.

        - Tak, udało się. W tym roku po raz pierwszy dwa moje utwory były wykonywane przez dr Łukasza Wójcickiego z mojej Uczelni, w Zagrzebiu.
Wspomniane przed chwilą animacje, to też bardzo wdzięczny obszar do pracy, ponieważ autorzy prac, do których komponuję muzykę, także jeżdżą na różne festiwale i pokazom ich projektów towarzyszy moja muzyka.

        Podobno często zasiada Pan przy instrumencie jako wykonawca swoich utworów.

        - Tak, to jest bardzo duży komfort, ponieważ, będąc wykonawcą, zawsze można na bieżąco kontrolować utwór i grać go tak, jak sobie to wyobrażam.
Muszę pani też powiedzieć, że słuchanie kompozycji wykonywanych przez innych jest o wiele bardziej stresujące od wykonywania swoich utworów, bo w momencie, kiedy jestem odbiorcą i na scenie ktoś wykonuje mój utwór, nie mogę już nic zrobić.

        Rozmawiamy tuż przed prawykonaniem. Kilkanaście minut temu zakończyła się próba, na której Pan był – miał Pan dużo uwag?

        - Prawie żadnych, tylko kilka drobiazgów, bo to są świetni wykonawcy, którzy większość moich wskazówek, zapisanych w partyturze, odczytali.

        Był Pan już kiedyś w Sanoku?

        - Pierwszy raz w życiu jestem w Sanoku. Trzynaście lat temu byłem w Solinie i zwiedziłem część Bieszczad. Cieszę się, że mogę tutaj być, bo jestem z Pomorza i dla mnie góry to ogromna atrakcja i odpoczynek.

        Zostanie Pan w tych stronach chociaż dwa lub trzy dni?

        - Niestety, nie mogę, bo muszę się udać na Międzynarodowy Festiwal Muzyki Współczesnej „Warszawska Jesień”. Mam tam też warsztaty kompozytorskie z panią Agatą Zubel i też chciałbym wysłuchać kilku koncertów. To też jest bardzo kształcące i ciekawe, bo będę mógł się zorientować, co się dzieje w dziedzinie muzyki współczesnej. To także będzie inspirujące.

        Zwyciężając w XXVI Ogólnopolskim Otwartym Konkursie Kompozytorskim im. Adama Didura, nie będzie już mógł Pan w nim uczestniczyć, ale na Festiwal im. Adama Didura, czy w innym czasie, warto do Sanoka przyjechać.

        - Na pewno przyjadę do Sanoka i wtedy też znajdę czas na zwiedzenie tych pięknych okolic oraz Muzeum Beksińskiego, bo znajduje się tam niebywały zbiór prac. Dzisiaj miałem okazję oglądać część z nich po raz pierwszy i z pewnością będę tutaj powracał.

Z młodym kompozytorem Michałem Kaweckim rozmawiała Zofia Stopińska 23 września 2018 roku w Sanoku.

Zaraz po tej rozmowie rozpoczęła się miła uroczystość, podczas której pan Waldemar Szybiak – dyrektor Festiwalu im. Adama Didura i dyrektor Sanockiego Domu Kultury, który ten Festiwal organizuje, wręczył nagrody panom Michałowi Kaweckiemu i Piotrowi Pudełko.
Chwilę później na scenie pojawili się artyści – Magda Niedbała-Solarz – mezzosopran i Mateusz Kurcab – fortepian. Kompozycja Michała Kaweckiego „What is the world” na mezzosopran i fortepian do słów Samuela Becketta, to bardzo ciekawy utwór, którego z pewnością chętnie wysłuchali wszyscy obecni, a sala SDK wypełnione była po brzegi. Tak jak mówił kompozytor, Magda Niedbała-Solarz i Mateusz Kurcab to świetni muzycy młodego pokolenia, którzy po prostu znakomicie jego utwór wykonali.

Karol Szymanowski - Utwory fortepianowe - Radosław Sobczak

DUX 1502 SZYMANOWSKI • UTWORY FORTEPIANOWE • SOBCZAK

Fortepianowe dzieła Karola Szymanowskiego stanowią niebagatelne wyzwanie dla ich wykonawców. Choć sam kompozytor był aktywnym instrumentalistą, nigdy nie myślał o swoich utworach w sposób czysto pianistyczny. Twórczość ta pełna jest fakturalnych zawiłości, które w zestawieniu z licznymi oznaczeniami kompozytorskimi regulującymi tempo i dynamikę, nie ułatwiają interpretacji.
Nagranie zasłużonego na gruncie propagowania muzyki polskiej pianisty, Radosława Sobczaka pokazuje, że dla tego artysty nawet najbardziej zawiłe fakturalne pułapki nie stanowią żadnej trudności.
Na program albumu składają się: II Sonata fortepianowa A-dur op. 21, 2 mazurki z op. 50, Etiuda b-moll op. 4 nr 3 oraz rzadko dziś grane w komplecie Preludia op. 1.

CD DUX 1502Total time: [58:58]
Karol Szymanowski
9 Preludiów op. 1 (1899–1900)
1. Preludium h-moll nr 1 | Prelude No. 1 in B minor: Andante ma non troppo
[2:16]
2. Preludium d-moll nr 2| Prelude No. 2 in D minor: Andante con moto
[2:14]
3. Preludium Des-dur nr 3 | Prelude No. 3 in D flat major: Andantino
[1:48]
4. Preludium nr 4 b-moll | Prelude No. 4 in B flat minor: Andantino con moto
[1:46]
5. Preludium nr 5 d-moll | Prelude No. 5 in D minor: Allegro molto – Impetuoso
[1:21]
6. Preludium nr 6 a-moll | Prelude No. 6 in A minor: Lento – Mesto
[2:06]
7. Preludium nr 7 c-moll | Prelude No. 7 in C minor: Moderato
[3:09]
8. Preludium nr 8 es-moll | Prelude No. 8 in E flat minor: Andante ma non troppo
[2:35]
9. Preludium nr 9 b-moll | Prelude No. 9 in B flat minor: Lento – Mesto
[2:47]
Karol Szymanowski
II Sonata A-dur op. 21 (1911)
10. I Allegro assai. Molto appassionato
[10:34]
11. II Allegretto tranquillo. Grazioso
[19:19]
Karol Szymanowski
Mazurki op. 50
12. nr 14 | No. 14: Animato
[1:54]
13. nr 15 | No. 15: Allegretto dolce
[2:41]
Karol Szymanowski
Etiuda b-moll op. 4 nr 3
14. Etiuda b-moll op. 4 nr 3 | Etude in B minor, Op. 4 No. 3
[4:11]
Wykonawcy:
Radosław Sobczak /fortepian/

Z wielką radością przyjęłam rolę Julii - mówi Ewa Majcherczyk

        W cyklu „Najpiękniejsze opery świata” podczas tegorocznego Festiwalu im. Adama Didura w Sanoku wystawione zostanie wspaniałe dzieło Charlesa Gounoda – „Romeo i Julia”. Wykonawcami będą soliści, chór, balet i orkiestra Opery Śląskiej w Bytomiu pod dyrekcją Bassema Akiki.
        Opowieść o zwaśnionych rodach Kapuletów i Montekich na scenę bytomską wprowadził Michał Znaniecki – jeden z najwybitniejszych reżyserów teatralnych i operowych, a premiera odbyła się 21 października 2017 roku. Spektakl został entuzjastycznie przyjęty przez publiczność i wysoko oceniony przez krytyków. Najlepszym dowodem na to był fakt, że na pięć nominacji do nagród teatralnych Złote Maski za ubiegły rok dla Opery Śląskiej, wszystkie dotyczyły spektaklu „Romeo i Julia”.
        Do Sanoka przyjedzie premierowa obsada solistów tej niezwykłej opery. Jest mi ogromnie miło, że jeszcze przed wystawieniem „Romea i Julii” w Sanoku, mogę przedstawić świetną polską sopranistkę – Panią Ewę Majcherczyk, która, podobnie jak podczas bytomskiej premiery, zaśpiewa partie Julii.

        Zofia Stopińska: Naszą rozmowę chcę rozpocząć od gratulacji dla Pani, bo podczas XII Gali rozdania Teatralnych Nagród Muzycznych im. Jana Kiepury odebrała Pani nagrodę w kategorii Najlepsza śpiewaczka operowa, za rolę Julii w operze „Romeo i Julia”. To wielkie wyróżnienie dla młodej śpiewaczki. Powodów do dumy Opera Śląska ma więcej, bowiem za ten sam spektakl Bassem Akiki otrzymał nagrodę w kategorii najlepszy dyrygent. Trzecim nagrodzonym w kategorii najlepszy debiut został Michał Naborczyk – za rolę w „Księżniczce Czardasza” Emmericha Kalmana, zrealizowanej również przez Operę Śląską. Wyobrażam sobie radość pana Łukasz Goika – dyrektora Opery Śląskiej, który towarzyszył Wam podczas uroczystej Gali, która odbyła się w poniedziałek (17 września) na Zamku Królewskim w Warszawie. Takie chwile są niezwykle wzruszające. Gratuluję Pani serdecznie tego wspaniałego wyróżnienia.
Sądzę, że z wielką radością zgodziła się Pani wystąpić w roli Julii. Proszę powiedzieć, jak wyglądały przygotowania, bo solista najpierw pracuje sam, a później dopiero odbywają się próby w zespole.

        Ewa Majcherczyk: Dziękuję za gratulacje, była to dla mnie piękna niespodzianka...
Przechodząc do tematu, to z wielką radością przyjęłam rolę Julii. Dobrym do niej wstępem była rola Anny Frank w monodramie Grigorija Frida „Dziennik Anne Frank”, który miałam okazję zaśpiewać w Krakowie z Sinfoniettą Cracovią oraz z Jurkiem Dybałem, w reżyserii Rebeki Roty z Los Angeles. Miałam szansę psychologicznie wrócić do czasów nastolatki, ponieważ Anne Frank była młodą żydowką, która napisała pamiętniki w czasach Holocaustu. Ukrywała się prawie dwa lata w Amsterdamie, na poddaszu kamienicy. Dzieje Anne i Julii są zupełnie inne, ale obie przeżywają wielkie emocje, obie zarówno w książkach, jak i na scenie, są sobą, wierzą w ludzi, miłość i Boga, będąc przy tym bardzo na swój wiek dojrzałe. Rolę Julii przygotowywałam z pianistą Grzegorzem Biegasem, który bardzo mi pomógł w interpretacji muzycznej. Później, na próbach ansamblowych i między próbami ansamblowymi, pomagał mi bardzo Alfredo Abbati – pianista, który pracuje z najlepszymi europejskimi teatrami operowymi. Chodziło tu szczególnie o język francuski, który Alfredo bardzo mi przybliżył i w ten sposób ułatwił mi wykonywanie tej partii, ponieważ śpiewanie w języku francuskim jest specyficzne. Dwiema bardzo ważnymi osobami na końcowym etapie przygotowań opery „Romeo i Julia” byli Bassem Akiki i Michał Znaniecki. Współpraca z nimi była wymarzona, bo doskonale porozumiewałam się z Bassemem w sferze muzycznej, a w aktorskiej z Michałem. Muszę także podkreślić, że o takim Romeo, jakiego ja mam, czyli o Andrzeju Lampercie, każda Julia na świecie marzy.

        Opera Śląska słynie również z tego, że bardzo często wystawia swoje spektakle i koncertuje w różnych miejscach w Polsce i za granicą. Czy występowała Pani już jako Julia poza siedzibą Opery Śląskiej?

        - Poza siedzibą Opery Śląskiej rolę Julii wykonywałam tylko w Teatrze Śląskim im. Stanisława Wyspiańskiego w Katowicach. Nie jeździliśmy z tym spektaklem nigdzie dalej – Sanok będzie pierwszym miastem tak oddalonym od Opery Śląskiej, w którym wystawiona zostanie opera „Romeo i Julia”.

        Kiedy okazało się, że jest Pani utalentowaną muzycznie dziewczynką i jak to się stało, że wybrała Pani śpiew operowy?

        - Ten sposób uzewnętrznienia swojej wrażliwości odkryłam dość późno. Wcześniej malowałam, i to było dla mnie najważniejsze. Miałam około czternastu lat, kiedy w tajemnicy przed rodzicami, cichutko w pokoju uczyłam się sama grać na gitarze. Wkrótce zaczęłam sobie podśpiewywać do tej gry. Moi rodzice i wszyscy, którzy mieli okazję później mnie słyszeć, byli bardzo zdziwieni, ponieważ ja wcześniej nigdy nie śpiewałam, bo nie czułam takiej potrzeby. Decyzję, że chcę zostać śpiewaczką operową, podjęłam późno. Bardzo długo się wahałam, co wybrać - śpiew rozrywkowy czy operowy i tak naprawdę ta moja droga kształtowała się jeszcze podczas studiów. Dopiero po studiach postawiłam zdecydowanie na śpiew operowy.

        Studiowała Pani w Akademii Muzycznej w Katowicach (dyplom z wyróżnieniem) i w Królewskiej Akademii Muzycznej w Kopenhadze. Jak wspomina Pani czas studiów i mistrzów, u których uczyła się Pani, oprócz pięknego śpiewu, wszystkiego, co śpiewaczce jest potrzebne do wykonywania tego zawodu?

        - Najmilej wspominam czas studiów w Kopenhadze, gdzie trafiłam pod skrzydła dwóch wspaniałych profesorów, z którymi współpraca układała mi się świetnie. Byli to Tonny Landy i Ulrich Staerk. Tonny Landy był założycielem i dyrektorem Opera Studio przy Królewskiej Operze w Kopenhadze, a Ulrich Staerk wybitnym pianistą korepetytorem, który władał świetnie sześcioma językami.
Później wróciłam do Polski, aby zgodnie z przepisami dokończyć moje studia, ale prawdziwych mistrzów odkryłam dopiero po studiach w osobach: Teresy Żylis-Gary, Jolanty Żmurko i Simone Alaimo, którzy swoją osobowością, wiedzą i doświadczeniem scenicznym tak mi imponowali, że ich słowa szczególnie do mnie docierały. Czasami czułam się wręcz jeszcze niegotowa na taką ilość wiedzy o technice śpiewu i ciągle uważałam, że muszę jeszcze sama dużo pracować. Tak jest do tej pory, bo dużo czasu spędzam w samotności w ćwiczeniówkach, doskonaląc technikę i sposób interpretacji utworów czy ról.

        Uczestniczyła Pani z powodzeniem w wielu konkursach wokalnych, proszę opowiedzieć chociaż o jednym – może o tym, który miał największe znaczenie w dalszej karierze albo o tym, z którego wyniosła Pani najwięcej doświadczeń.

        Szczególnie wspominam udział w III Międzynarodowym Konkursie Wokalnym Simone Alaimo: „Il Bel canto nella Valle dei Templi” w Agrigento na Sycylii. Simone Alaimo to wybitny śpiewak pochodzący z Sycylii, który przez 30 lat swojej kariery śpiewał wyłącznie w największych teatrach operowych i znany był z wykonań muzyki bel canto – czyli tej, która jest mi najbardziej bliska.
Podczas tego konkursu miałam również dość zaskakującą przygodę, bo zostałam dotkliwie okradziona jakby tego było mało dostałam udaru słonecznego i cieplnego   (konkurs był w lipcu), ale pomimo, że nie pamiętam w ogóle I etapu, bo miałam wysoką gorączkę podczas występu na scenie, wygrałam ten konkurs i dostałam trzy nagrody specjalne. Pieniądze, które wygrałam, zdecydowałam się zainwestować w lekcje u prof. Simone Alaimo. Atmosfera podczas tych lekcji była wspaniała i bardzo dużo się nauczyłam, a ponadto poznałam wspaniałych ludzi, ponieważ studenci prof. Alaimo okazali się fantastycznymi ludźmi i śpiewakami, którzy zawsze miło mnie przyjmowali. Czekałam na te spotkania nie tylko ze względu na mistrza Simone Alaimo, ale też ze względu na inne walory przebywania w Palermo, gdzie się uczyłam.

        Jest Pani kojarzona z Operą Śląską w Bytomiu, bo zaraz po studiach, w 2009 roku, została Pani solistką tej Opery, ale jest Pani także zapraszana do występów w innych teatrach operowych w Polsce i za granicą, a szczególnie często występowała Pani we Włoszech. Proszę wymienić najważniejsze role i opery oraz miasta, w których Pani występowała.

        - Staram się w ten sposób podchodzić do swojego zawodu, aby każda rola czy udział w produkcji operowej były dla mnie ważne. Nie oznacza to oczywiście, że każda produkcja jest doskonała. Rolą, która otworzyła mi drzwi do wielu teatrów operowych i którą wykonywałam chyba najczęściej, to była rola Kunegundy w „Kandydzie” Leonarda Bersteina. Z tego co pamiętam, występowałam z nią w Ravennie, Pizie, Lukce, Livorno, Palermo, w Poznaniu i we Wrocławiu. Tych ról było bardzo dużo. Bardzo lubię też pracować w Operze Narodowej w Warszawie, chociaż to jest bardzo wymagająca scena, która wiele nas uczy – przede wszystkim pokory i techniki śpiewania. Wspomnę jeszcze o roli Zerliny w „Don Giovannim” Mozarta, która jest bardzo dobra dla sopranu na początek kariery. Ja też dostałam taką rolę i śpiewałam ją w czterech teatrach włoskich w Lukka, Novarze, Bergamo (w Teatrze Donizettiego) i w Mantovie, ale śpiewałam ją od razu z wielkimi gwiazdami muzyki operowej, występującymi na co dzień z MET w Nowym Jorku, La Scala w Mediolanie czy Covent Garden w Londynie. To było naprawdę duże wyzwanie. Trzecią rolą, która przyniosła mi najwięcej pracy i satysfakcji oraz zabawy, to jest rola Musetty w „Cyganerii”. Występowałam z nią w wielu miastach polskich i włoskich.

        Jakie są Pani najbliższe plany artystyczne? Może są jeszcze role, o których Pani marzy?

        - Tak, są takie role, o których marzę i będę je śpiewała, ale na razie nie chcę o nich mówić, aby nie zapeszać. Będę na bieżąco o nich informować na swojej stronie i na Facebooku, zarówno o planach artystycznych, jak i o rolach, o których marzę.

        Czy ma Pani czas na pozamuzyczne zainteresowania?. Słyszałam, że jest lubi Pani malować.

        - Oczywiście, że mam pozamuzyczne zainteresowania. Malowanie to już przeszłość, najbardziej interesują mnie szkice, rysowanie węglem, ołówkiem i głównie portrety. Na pozostałe przyjemności nie mam czasu, bo ostatnio w ogóle nie mam wolnego czasu. Pomiędzy uczeniem się nowych ról, próbami i występami mam jedynie czas na spanie i jedzenie oraz czasami na spotkania z przyjaciółmi. Bardzo lubię gotować i dobrze zjeść, dlatego zawsze wyszukuję miejsca, gdzie można zjeść coś smacznego. Jeśli tylko mam trochę wolnego czasu w zimie, to spędzam go na nartach, ponieważ to jest moja pasja – kiedyś robiłam nawet uprawnienia instruktora. W górach, na nartach czuję się wolna i odpoczywam. Pasjonuję się też kinem i ze względu na dodatkowo ukończone studia na wydziale Stosunków Międzynarodowych - polityką.

        Opera Śląska w Bytomiu, dzięki swemu twórcy i zarazem patronowi Festiwalu w Sanoku – Adamowi Didurowi, jest związana z tym Festiwalem i każdego roku przyjeżdża do tego pięknego miasta. Stąd moje pytanie – czy śpiewała już Pani na scenie Sanockiego Domu Kultury, czy to będzie debiut?

        - Pamiętam, że już dwa razy śpiewałam na Festiwalu w Sanoku – w „Strasznym Dworze” wystąpiłam w roli Hanny i uczestniczyłam w koncercie „Od Broadwayu do Hollywood”, podczas którego miałam okazję śpiewać przeboje muzyki filmowej.

         Dziękuję Pani za spotkanie i mam nadzieję, że wyjedzie Pani z Sanoka zadowolona z występu oraz przyjęcia przez festiwalową publiczność i zechce Pani jeszcze kiedyś wrócić do tego miasta.

Z Panią Ewą Majcherczyk – znakomitą polską sopranistką młodego pokolenia rozmawiała Zofia Stopińska 21 września 2018 roku.

Jubileuszowe Dni Sztuki w Dębicy

7 października 2018 ; godz.18.00 ; DKiK „Kosmos”

Jubileuszowe XX Dni Sztuki - Dębica 2018
Europejska Noc - Koncert Galowy
Przystanek - Warszawa, Moskwa, Wiedeń, Rzym, Paryż... New York

Wykonawcy:
Francesco Malapena - tenor (Włochy)
Kasia Mirowska - śpiew (Polska)
Jan Michalak -bas- baryton (Polska)
Natalia Zubko - fortepian (Ukraina)
Paweł Mirowski - skrzypce (Polska)

Lydian Nadhaswaram - dziecięcy geniusz muzyczny (Indie)

Międzynarodowa Orkiestra Symfoniczna - The Film Harmony Orchestra - pod dyr. Marcina Mirowskiego

W programie m.in.: „Sen o Warszawie”, „Podmoskiewskie wieczory”, „Amapola”, „Uliczka w Barcelonie”, „Torna a Surriento - Granada”, „Arrivederci Roma”, „Miłość w Portofino”, „Malagenia”, „Don’t cry for me Argentina”, „Chitarra Romana”, „New York, New York”, „Wiedeń miłości”, „Love Paris”, „Can’t Help Falling in Love”, „Quizas, Quizas”.

 

Paweł Łukaszewski - Musica Sacra

DUX 1465 ŁUKASZEWSKI • MUSICA SACRA 9

Kolejna płyta prezentująca dorobek Pawła Łukaszewskiego (DUX Łukaszewski Collection).
Charakterystyczny język stylistyczny Łukaszewskiego, bliski jest takim artystom jak Arvo Pärt, John Tavener czy Mikołaj Górecki, a jednocześnie bardzo mocno nawiązuje do przed-nowożytnych tradycji renesansowej muzyki wokalnej i chorału gregoriańskiego.
Kluczową pozycję niniejszej płyty stanowi cykl zatytułowany Beatus vir, skomponowany w latach 1996-2007. Tworzy go osiem pieśni przywołujących - kolejno w tym nagraniu - postaci: świętego Wojciecha, świętego Marcina, świętego Stanisława , świętego Jana z Dukli, świętego Pawła, świętego Antoniego, świętego Zygmunta Szczęsnego-Felińskiegoi Czcigodnego Sługi Bożego Kardynała Stefana Wyszyńskiego.

CD DUX 1465 Total time: [44:45]

Paweł Łukaszewski
Ostatni list św. Maksymiliana do Matki (1993)
1. Ostatni list św. Maksymiliana do Matki/ [4:15]

Paweł Łukaszewski
Beatus Vir (1996-2007)
2. Beatus vir Sanctus Adalbertus (1997) sł. / text Jerzy Wojtczak-Szyszkowski [3:00]
3. Beatus vir Sanctus Martinus (1996) [2:40]
4. Splendor Patriae – Beatus vir Sanctus Stanislaus (2003) sł. / text Jerzy Wojtczak-Szyszkowski [3:30]
5. Beatus vir Sanctus Ioannes de Dukla (2001) sł. / text Jerzy Wojtczak-Szyszkowski [1:50]
6. Beatus vir Sanctus Paulus (2003) [2:45]
7. Beatus vir Sanctus Antonius (2003) [2:40]
8. Gloria Gentis – Beatus vir Sanctus Sigismundus (2003/2007) sł. / text Jerzy Wojtczak-Szyszkowski [4:30]
9. Beatus vir Cardinalis Wyszyński (2001) [3:40]

Paweł Łukaszewski
Hommage a Edith Stein (2002)
10. Tagesgebet [2:48]
11. Gabengebet [2:15]
12. Schlussgebet [2:39]
13. Tu es Petrus (1992) [3:10]
14. Jubilate Deo (1996) [1:40]
15. Modlitwa za Ojczyznę / Prayer for the Homeland (1997) sł. / text ks. Piotr Skarga / Rev. Piotr Skarga [3:17]

Wykonawcy:
Chór Filharmonii Częstochowskiej Collegium Cantorum
Aleksandra Zeman /dyrygent/
Janusz Siadlak /kier. artystyczne/

 2018 DUX Recording Producers

Jestem szczęściarą - mówi Iwona Socha

        Proponuję Państwu spotkanie z Iwoną Sochą – znakomitą sopranistką, solistką Opery Krakowskiej, której występy wzbudzają podziw melomanów i uznanie krytyków. Natura obdarowała Artystkę szczodrze nie tylko pięknym głosem, ale także urodą i niezwykłą osobowością. Może czytając ten wywiad poznają, Państwo również sekret znakomitego kontaktu Iwony Sochy z publicznością?

        Zofia Stopińska: Niedawno przeczytałam Pani notkę na stronie internetowej, z której wynikało, że wszystko, co związane jest z Pani edukacją muzyczną w zakresie śpiewu, zaczęło się na Śląsku i pomyślałam, że muszę Panią zapytać, czy to prawda.

        Iwona Socha: Nie, wszystko, co związane jest ze śpiewem, rozpoczęło się tak naprawdę w Tarnowie. Jako młoda dziewczyna tańczyłam w Zespole Pieśni i Tańca „Sobótka”. Oprócz tańca były także lekcje śpiewu, podczas których śpiewałyśmy białymi głosami. Tam tak naprawdę pierwszy raz zetknęłam się z folklorem.

        Czy marzyła już Pani wówczas o śpiewie?

        - Jeszcze nie, to wszystko zaczęło się trochę później. Będąc kiedyś na wycieczce w Krakowie z moją matką chrzestną, weszłyśmy do sklepu muzycznego przy ul. Floriańskiej i nie wiem dlaczego, sięgnęłam po kasety z nagraniami „The Best of Verdi” i „The Best of Puccini”. Ciocia kupiła mi kasety, a ja zasłuchiwałam się tą muzyką bez przerwy w domu. Wkrótce znałam doskonale na pamięć wszystkie utwory. Pamiętam, że wśród wykonawców była Miriam Gauci, zachwycił mnie jej piękny głos. Nie znając jeszcze wtedy dobrze nut, śpiewałam partie Liu, Mimi i inne – wszystko ze słuchu. Okazało się, że mój głos nadaje się do dalszego kształcenia i dość szybko rozpoczęłam naukę na Wydziale Wokalno-Aktorskim w Akademii Muzycznej w Katowicach w klasie śpiewu prof. Jana Ballarina.

        Uśmiechnęła się Pani ciepło, mówiąc te słowa.

        - Uśmiech pojawia się na mej twarzy, bo jest to bardzo ciepły i miły człowiek. Pięć fantastycznych lat spędziłam w Akademii Muzycznej, studiując u prof. Jana Ballarina. Będąc na trzecim roku studiów, rozpoczęłam już występy w filharmoniach. Pamiętam, że pani prof. Michalina Growiec, która była wówczas dziekanem, za dobrze zaśpiewany egzamin zaproponowała mi występ w „Paukenmesse” Józefa Haydna w Filharmonii Śląskiej pod batutą Dyrektora Mirosława Jacka Błaszczyka i pamiętam do dziś, jak moi koledzy, którzy śpiewali w chórze, edukowali mnie, jak mam zachować się po wyjściu na scenę – musisz się ukłonić publiczności i w stronę chóru, podać rękę koncertmistrzowi i przywitać się z dyrygentem. Muzycznie byłam równie dobrze przygotowana . To był nie tylko debiut na scenie filharmonicznej, ale również początek wspaniałej współpracy z Mirosławem Jackiem Błaszczykiem – pod jego batutą zaśpiewałam najwięcej dzieł oratoryjno-kantatowych w życiu. Trudno mi wyliczyć tytuły wszystkich dzieł, które wykonałam z Filharmonią Śląską, wystąpiłam m.in. w „Requiem” Mozarta, „Stabat Mater” Szymanowskiego, „Mesjaszu” Haëndla, „Eliaszu” Mendelssohna, „Stworzeniu Świata” Haydna i wielu innych dziełach, a oprócz tego występowałam w koncertach, licznych galach operowych.

        W repertuarze ma Pani ponad 30 partii oratoryjno-kantatowych, jeszcze więcej partii operowych i operetkowych.

        - Owszem, ale to właśnie repertuar filharmoniczny trzyma mnie w czystości i higienie wokalnej. W operze mówimy, że Mozart dyscyplinuje, a ja jeszcze dodam Bach, Haëndel, Haydn w repertuarze oratoryjno - kantatowym. Wykonywanie tego rodzaju muzyki jest dla mnie szczególnie ważne i mam to szczęście, iż często jestem zapraszana do występów w takim właśnie repertuarze. Natomiast w operze potrzebna jest olbrzymia kondycja i warsztat. Opera jest wymagająca pod wieloma względami. Nie wyobrażam sobie swojego życia bez opery.

        Ma pani w repertuarze liczne utwory liryki wokalnej i chcę zapytać, jak się Pani czuje, wykonując recitale. Kilka lat temu wybitny śpiewak Andrzej Dobber po wykonaniu recitalu stwierdził, że wolałby zaśpiewać kilka spektakli, podczas których od publiczności dzieli go kanał orkiestrowy, występuje w kostiumie i najczęściej jest na scenie razem z innymi solistami, natomiast podczas recitalu, na scenie, jest tylko śpiewak i towarzyszący mu pianista.

        - Dzisiaj podczas koncertu mówiłam do moich kolegów podobnie, wolałabym zaśpiewać cztery razy „Cyganerię” Pucciniego, aniżeli kameralnie, tylko z pianistą, arię Roksany Karola Szymanowskiego, lub cykl pieśni Romana Palestra. Z różnych powodów recital dla wokalisty jest bardzo trudny i podpisuję się pod tym, co powiedział maestro Dobber.

        Nie tak dawno otrzymała Pani bardzo ważne i prestiżowe nagrody, bo w 2013 roku zdobyła Pani laur Najlepszej Śpiewaczki Operowej w ramach ogólnopolskiej Teatralnej Nagrody Muzycznej im. Jana Kiepury, to duże wyróżnienie.

        - Owszem, to duże wyróżnienie dlatego, że wówczas w kategorii męskiej otrzymał to wyróżnienie znakomity Mariusz Kwiecień, z którym miałam możliwość i ogromną przyjemność śpiewać partie Zuzanny w operze „Wesele Figara” Wolfganga Amadeusz Mozarta oraz Roksany w „Królu Rogerze” Karola Szymanowskiego. Ta nagroda była dla mnie dużym zaskoczeniem, nie spodziewałam się tego. Partię Zuzanny i Hrabiny miałam w repertuarze jeszcze w czasie studiów.

        Nie tak dawno, bo w kwietniu 2016 roku, otrzymała Pani nagrodę Wydawców Katolickich Feniks za płytę z takim repertuarem, o którym długo rozmawiałyśmy.

        - Tak, to była płyta z mszą J. Zeidlera – „Missa Pastorita”, zrealizowana z udziałem Orkiestry Sinfonia Iuventus pod batutą Pawła Przytockiego z udziałem wspaniałych solistów – Agnieszki Rehlis, Tomka Krzysicy i Wojtka Gierlacha - to był nasz wspólny sukces. Każdy muzyk stara się w czasie występu, aby wykonanie było jak najlepsze, wierne tekstowi muzycznemu. W moim przypadku - jest zawsze wiele wątpliwości, zastrzeżeń, przemyśleń i analiz.

        Taka ciągła niepewność i szukanie „dziury w całym” nie są chyba dobre.

        - To jest dobre i złe. Dobre dlatego, że ciągle mobilizuje do rozwoju, do stawiania sobie wyższej poprzeczki, a złe, no cóż może nas w jakiś sposób takie myślenie blokować.

        Chcę powiedzieć o wspaniałym koncercie z Pani udziałem, który odbył się w sierpniu ubiegłego roku w krośnieńskiej Farze. Z Państwową Orkiestrą Mozartowską z Żyliny pod batutą Pawła Przytockiego wykonała Pani dwie arie i motet „Exultate Jubilate” Mozarta. Słuchałam z zachwytem i muszę powiedzieć, że tak pięknie zaśpiewanego „Exultate Jubilate” nigdy nie słyszałam i nie wiem, czy kiedykolwiek usłyszę. Mówimy oczywiście o wykonaniu na żywo. Nie wiem, czy można było zaśpiewać lepiej – inaczej tak, ale czy lepiej?

        - Zawsze można lepiej. Jest bardzo dużo fantastycznych, wspaniałych wykonań, a moje jedynie dąży do tego, aby było dobre, ale podkreślam - dąży.

        Jest Pani młodą kobietą, ale już ukształtowaną śpiewaczką, która występuje na estradach od kilkunastu lat. Czy potrzebuje Pani jeszcze czasem konsultacji bardziej doświadczonej osoby, której w zakresie sztuki wokalnej bezgranicznie Pani ufa?

        - Oczywiście, że tak. Od lat współpracuję z moją przyjaciółką i pianistką Joanną Steczek, która jest wspaniałym coach’em i wykładowcą w Akademii Muzycznej w Katowicach. Zawsze szczerze mówi, co myśli i co należy zrobić, aby moje wykonania były coraz lepsze... Wiele zawdzięczam Asi.
Poza tym pianiści, korepetytorzy operowi i dyrygenci. To z nimi często dyskutuję na rożne tematy muzyczne.

        Udaje się Pani łączyć karierę śpiewaczki, która prowadzi ożywioną działalność, z życiem rodzinnym. Wiem, że jest to bardzo trudne. Pewnie bardzo utalentowana córeczka rzadko widzi mamę?

        - Nie, wcale tak nie jest. Jeśli to tylko jest możliwe, po koncercie czy spektaklu wracam nocą do domu po to, żeby sprawdzić jej zeszyty, czy wszystkie zadania są odrobione, a rano kupić jej świeże bułeczki i zrobić pyszne śniadanko, które zjada z przyjemnością.

        Obowiązki mamy nie pozwalają na dalekie zagraniczne trasy koncertowe.

        - Dlatego też nie śpiewam za granicą. Mam dziecko w Polsce, Amelka tutaj dobrze się czuje, a ja chcę być przy niej - to oczywiste. Amelka jest uczennicą dziennej szkoły muzycznej, gra na fortepianie pod kierunkiem bardzo dobrego pedagoga Pani Katarzyny Leśniak-Skóry, która dba o jej edukację. Amelka jest ambitną dziewczynką, uczestniczy w konkursach i zdobywa nagrody, ma stypendium Prezydenta Miasta Tarnowa za osiągnięcia artystyczne, chociaż często powtarza mi: „Mamusiu, nie cierpię ćwiczyć, ale uwielbiam grać”. Jestem z niej bardzo dumna.
A ja? występuję ze świetnymi polskimi orkiestrami filharmonicznymi, operowymi i kameralnymi. Uwielbiam Operę Krakowską, z którą jestem na stałe związana.
Jestem szczęściarą.

        Rozmawiamy po koncercie finałowym XII Festiwalu Muzyki Kameralnej „Bravo Maestro” w Kąśnej Dolnej. Siedzimy w saloniku dworku, który był kiedyś domem Ignacego Jana Paderewskiego. Jest to miejsce szczególne, ale bardzo dobrze Pani znane.

        - Tak, bo od dziecka tutaj przyjeżdżałam, ale zawsze jestem pod wrażeniem rangi tego miejsca i fantastycznych muzyków, którzy tutaj występują. To budzi u mnie ogromny respekt, możliwość występowania na scenie z tak wspaniałymi, zdolnymi artystami jest dla mnie ogromną przyjemnością i nobilitacją.

        W czasie trzech festiwalowych dni wystąpiła Pani dwa razy. Podczas inauguracji była Pani cudownie śpiewającą i piękną Micaëlą w „Carmen” Bizeta, a repertuar dzisiejszego – finałowego koncertu był bardzo różnorodny. Czy łatwo rozpocząć występ arią Roksany z opery „Król Roger” Karola Szymanowskiego, a zakończyć piosenką „Tango Milonga” Jerzego Petersburskiego?

        - Tak, aria Roksany była chyba najbardziej wymagająca, ale towarzyszył mi znakomity pianista Robert Morawski. Prezentowaliśmy utwory polskich kompozytorów, ponieważ był to maraton, którym uczciliśmy 100-lecie odzyskania przez Polskę niepodległości.

        Panuje tutaj zawsze bardzo dobra, pełna życzliwości atmosfera, stworzona przez osoby, które organizują Festiwale i koncerty.

        - Dla nas jest to bardzo ważne. Chcę podziękować serdecznie dyrektorowi Łukaszowi Gajowi, który zaprasza nas, chce kontynuować i rozwijać to, co działo się tutaj w minionych latach. Wszyscy pracownicy Centrum Paderewskiego w Kąśnej Dolnej są życzliwi i zawsze służą pomocą. Nie można także zapomnieć o znakomitej publiczności, która reaguje bardzo żywiołowo, a gorące brawa są dla nas największą nagrodą. Atmosfera tego miejsca jest niepowtarzalna.

        Kończy się sierpień i Pani jest już chyba po wakacjach, gotowa do nowych wyzwań.

        - Tak, jestem już po wakacjach i przygotowuję się do bardzo trudnego projektu – Cykl pieśni Romana Palestra wraz z Orkiestrą Filharmonii Łódzkiej pod dyrekcją Pawła Przytockiego, później czekają mnie koncerty i spektakle w mojej rodzimej Operze Krakowskiej – wystąpię jako: Nedda, Eurydyka i Rosalinda, następnie „Requiem” Giuseppe Verdiego w Filharmonii Śląskiej w Katowicach, pod batutą Mirosława Jacka Błaszczyka, a także spektakle w Operze Wrocławskiej -Tatiana, Roksana i Mimi... a potem koncerty sylwestrowe i noworoczne ... i od nowa spektakle - pracowicie.

        Mam nadzieję, że będzie okazja do następnego spotkania jeszcze w tym roku kalendarzowym i do oklaskiwania Pani podczas licznych występów.

        - Zapraszam Państwa serdecznie do Opery Krakowskiej i innych teatrów operowych oraz do sal filharmonicznych – wszędzie, gdzie będę miała przyjemność występować.

Z Panią Iwoną Sochą – znakomitą polską sopranistką rozmawiała Zofia Stopińska 25 sierpnia 2018 roku w Kąśnej Dolnej.

Festiwal im. Adama Didura - Dziady - Widma

26.09.2018 ; godz.18.00 ; Sanocki Dom Kultury

Stanisław Moniuszko – inspiracje literackie
Dziady - Widma
Mickiewicz - Moniuszko

Dawny Aktor – Ryszard Peryt
Guślarz – Adam Kruszewski
Starzec – Sławomir Jurczak

Aniołek Józio – Mikołaj Zgódka
Aniołek Rózia - Małgorzata Rudnicka
Widmo – Wojciech Gierlach
Kruk – Mateusz Burdach
Sowa – Monika Szwajnos
Dziewczyna – Julita Mirosławska

Kierownictwo muzyczne: Tadeusz Karolak
inscenizacja, scenografia, reżyseria: Ryszard Peryt
kostiumy, rekwizyty: Marlena Skoneczko
reżyseria światła: Paulina Góral
projekcje: Grzegorz Rogala
współpraca scenograficzna i multimedialna: Marek Zamojski
asystent reżysera: Sławomir Jurczak
przygotowanie chóru: Beata Herman
Inspicjent: Agnieszka Orlikowska
Chór i orkiestra POLSKIEJ OPERY KRÓLEWSKIEJ pod dyrekcją Tadeusza Karolaka
cena biletu 40 zł

STANISŁAW MONIUSZKO - ur. 5.05.1819 r -Ubiel - zm.4.06.1872 r - Warszawa
WIDMA - „Sceny liryczne na głosy solo, chór mieszany i orkiestrę”- tak określił je kompozytor. Muzycznie jest to kantata, jako tekst wykorzystująca fragmenty II części Dziadów Adama Mickiewicza, Dziadów, w których autor sięgnął do tradycji uroczystości obchodzonej na Litwie, Prusach i Kurlandii, jako pamiątka zmarłych przodków. Obrzęd ten sięga swoją historią jeszcze do czasów pogańskich, a przewodniczył jemu Guślarz. Za jego pośrednictwem przywoływane są dusze bliskich zmarłych. Lud głęboko wierzy, iż jadłem, napojami oraz śpiewem można przynieść im ulgę. Wszystko odbywa się około dnia zadusznego. Ponieważ duchowieństwo starało się wykorzenić te obyczaje jako pospolite zabobony, ludność wymienionych terenów spotykała się pod osłoną nocy w cmentarnych kaplicach. Adam Mickiewicz zafascynowany obrzędem Dziadów, jednocześnie dostrzegając jego schyłek zauważył potrzebę upamiętnienia go. Stanisław Moniuszko, zaś nadał utworowi własną nazwę – Widma, z uwagi na to iż cenzura bardzo wyczulona, kategorycznie reagowała na wszystkie oryginalne, mickiewiczowskie tytuły. Do końca nie wiadomo, kiedy dokładnie kantata została skomponowana. Na rękopisie widnieje data 25.03.1858 roku, jako dedykacja dla Marii Kalergis, która w tym właśnie dniu zorganizowała w Warszawie koncert wspomagający dochody Stanisława Moniuszki. Mickiewiczowskie teksty śpiewa nie tylko Guślarz i chór ale również przywoływane dusze. Na pewno kantata została przedstawiona publiczności jeszcze przed premierą Strasznego Dworu we Lwowie. Przedstawienie to wywołało burzliwą owację i wielki entuzjazm. Publiczność od razu pokochała muzykę, która tak pięknie zespoliła się z nastrojami ludowych obrzędów. Po raz kolejny zawarł Moniuszko w nutach emocje i wrażenia sięgające jeszcze jego dziecięcych wspomnień unickiego kościółka. Wiele odcieni, nastrojów tekstu, ważkie, społeczne akcenty, romantyzm, fantastyka, tajemniczość – wszystko to ubrane w ludową obrzędowość z elementami pieśni białoruskich cmentarników.To wszystko stanowiło idealne połączenie. Lwowski koncert, powtórzony trzykrotnie, był wielkim wydarzeniem. Krytyka rozpływała się w zachwytach, a wszystkie postępowe rodziny urządzały przyjęcia na cześć kompozytora. Wówczas to właśnie choć na chwilę mógł on zapomnieć o trudach warszawskiego życia. Sława jego rozeszła się bardzo szybko.
„Ja nic nowego nie tworzę ; wędruję po polskich ziemiach, jestem natchniony duchem polskich pieśni ludowych i z nich mimo woli przelewam natchnienie do wszystkich moich dzieł.”
St. Moniuszko

Subskrybuj to źródło RSS