Zofia Stopińska

Zofia Stopińska

email Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

Ogromnie sobie cenię kontakt z Filharmonią Podkarpacką

        Poczesne miejsce w gronie wybitnych artystów muzyków urodzonych w Rzeszowie zajmuje Tomasz Chmiel – dyrygent, pianista, aranżer i pedagog. Artysta studiował w Akademii Muzycznej w Krakowie na dwóch kierunkach, które ukończył z wyróżnieniem – dyrygenturę pod kierunkiem prof. Jerzego Katlewicza, fortepian w klasie prof. Marka Koziaka.
Tomasz Chmiel był dwukrotnym stypendystą Ministerstwa Kultury i Sztuki, został także wyróżniony Stypendium Twórczym Miasta Krakowa. Zdobywca I nagrody w I Ogólnopolskim Przeglądzie Młodych Dyrygentów im. Witolda Lutosławskiego w Białymstoku. Swoje umiejętności doskonalił uczestnicząc w seminariach Helmuta Rillinga Akademii Bachowskiej w Stuttgarcie, podczas kursów mistrzowskich w Salzburgu oraz w Południowej Irlandii. O ożywionej działalności koncertowej i pedagogicznej rozmawiałam z panem Tomaszem Chmielem dokładnie 13 sierpnia 2018 r. w Filharmonii Podkarpackiej.

        Zofia Stopińska: Z okna pokoju dla dyrygenta widać budynek Zespołu Szkół Muzycznych nr 1 w Rzeszowie – w ramach tego zespołu działa Liceum Muzyczne, które ukończył Pan z wyróżnieniem w klasie fortepianu. Z pewnością każdy przyjazd do Rzeszowa łączy się ze wspomnieniami związanymi z rodzinnym miastem i szkołą.

        Tomasz Chmiel: Nie inaczej. To zawsze są podróże „do źródeł”. Coraz częściej zabieram swoich synów do Rzeszowa, nie tyle w celach muzycznych, choć też, ale by odwiedzić rodziców. Idąc ulicą Słowackiego mijam Ognisko Muzyczne, niezmiennie działające w tym samym miejscu. Za każdym razem wspominam moją pierwszą nauczycielkę fortepianu, p. Janinę Olchowską, ale i budynek Liceum Muzycznego, w którym tyle ważnych wydarzeń miało miejsce i w którym spotkałem znakomitego pedagoga Wojciecha Żakowskiego.

        Byłam przekonana, że zostanie Pan koncertującym pianistą, a tymczasem działa Pan głównie jako dyrygent. Czy będąc uczniem rzeszowskich szkół muzycznych myślał Pan już o dyrygenturze?

        - Mając 16 lat czułem już, że oprócz ukochanego fortepianu, dyrygentura będzie tym elementem muzycznej ekspresji, która dopełni, wzbogaci mój przemożny apetyt na obcowanie z muzyką, bez której już wtedy nie wyobrażałem sobie jakiegokolwiek życia. Tak więc wybór obu kierunków studiów był naturalnym wyborem.

        Miał Pan ogromne szczęście, bo trafił Pan do klasy wielkiego mistrza batuty prof. Jerzego Katlewicza.

        - To prawda - to wielkie szczęście, dar od losu, ale i najwyższy honor móc studiować u prof. Jerzego Katlewicza, móc obcować z nietuzinkową osobowością, wiedzą, wrażliwością muzyczną i ludzką. Każde z nim spotkanie, na jakiejkolwiek płaszczyźnie, muzycznej, czy z czasem prywatnej - było dla mnie nauką, inspiracją, ważnym, formującym wydarzeniem. Do końca. Mistrz odszedł w 2016. Wielka, wielka strata. Dla świata muzyki, dla mnie dodatkowo ludzka i nie do wypełnienia.

        O zaufaniu Profesora do Pana świadczy najlepiej fakt, że został Pan zaproszony do wspólnego poprowadzenia koncertu.

        - Tak było, choć to już dawne dzieje. Wydarzyło się to po dłuższej nieobecności Profesora związanej z zawałem serca. Niecały rok po tym wydarzeniu, Profesor miał poprowadzić koncert w Filharmonii Krakowskiej. Nie czuł się jednak najlepiej, miał obawy o swoją kondycję. Zaproponował, byśmy dyrygowali na pół. Koncert poprzedziły wspólne próby. W pierwszej części Profesor poprowadził „Popołudnie Fauna” Debussy’ego oraz Koncert skrzypcowy Mozarta z p. Teresą Głąbówną. Po przerwie ja zadyrygowałem Symfonią Francka. Cenną pamiątką pozostał afisz, na którym są nazwiska prof. Jerzego Katlewicza i moje.

        Pana działalność artystyczna toczy się w kilku nurtach, bo jest Pan dyrygentem, ale zdarza się, że prowadzi Pan zespoły grając jednocześnie partie fortepianowe, a także bardzo dużo Pan aranżuje.

        - Aranżacja interesuje mnie od dawna, odkąd dyryguję. Poszukiwałem oryginalnego brzmienia, po trosze autorskiego, ale i niezależnego, dzięki któremu nie muszę zabiegać o materiały muzyczne. Zajmuję się opracowaniami na bardzo różne składy; kiedyś robiłem aranżacje dla kolegów, później dla muzyków zawodowych, od wielu już lat robię opracowania dla orkiestr.
Sięgam po taki repertuar, który albo nie doczekał się opracowań, a który jest mi bliski, albo po prostu inspiruje – myślę tu o operach, kolędach, ale i o wyjątkowym rozdziale w moim życiu muzycznym, jakim było odnalezienie, zrekonstruowanie z rękopisu i opracowanie, a na koniec wykonanie I Symfonii Artura Malawskiego. Filharmonia Podkarpacka kilka lat temu poprosiła mnie o opracowanie cyklu Pieśni Chopina, pieśni patriotycznych, a ostatnio maryjnych. Niedawno, na nowo zaaranżowałem wiele piosenek Violetty Villas, we wrześniu w Filharmonii Częstochowskiej wykonamy cały program z piosenkami Janusza Gniatkowskiego w nowej szacie orkiestrowej.

        Nie tak dawno byłam na koncercie, który prowadził Pan od fortepianu.

        - Przyznam, że dyrygowanie od fortepianu jest dla mnie niezmiennie czymś absolutnie wyjątkowym To okazja „do muzykowania w pełni” , z której korzystam jeśli tylko mogę.

        Muzycy pewnie często marzą, żeby stanąć z batutą i zagrać na takim instrumencie jak orkiestra.

        - Pewnie tak (śmiech).

        Dyrygował Pan już większością orkiestr symfonicznych w Polsce.

        - Nie mogę powiedzieć, że wszystkimi, ale są zespoły zaprzyjaźnione, z którymi często się spotykamy.

        Uczy Pan także dyrygowania, bo zaraz po studiach związał się Pan z Akademią Muzyczną w Krakowie. Ta praca wymaga nie tylko wielkich umiejętności, ale także sumienności i stałej obecności.

        - Oczywiście, że to się z tym wiąże. Pracę w Akademii Muzycznej w Krakowie rozpocząłem zaraz po ukończeniu dyrygentury i tak niezmiennie od 23 lat. Od kilku lat prowadzę własną klasę dyrygentury i powiem tylko tyle - ogromna odpowiedzialność, wielkie ale i piękne wyzwanie.

        Wiem, że na pierwszym miejscu stawia Pan rodzinę, w której przeważają mężczyźni, bo jest was czterech, ale czy rządzą w niej mężczyźni?

        - Dyrygowanie życiem prywatnym, domowym zostawiam w dużej mierze żonie. Na co ona czasem utyskuje (sic!) twierdząc, że ja jestem od poezji (muzycznej), a ona od prozy (życia), w której po kolana brodzi. Prawdą jednak jest, że bez takiego podziału nie mógłbym funkcjonować zawodowo w wymiarze, w którym właśnie funkcjonuję . Ale też i na taki związek się po prostu umówiliśmy, czując, że inaczej się nie da, jeśli chcemy tworzyć dom, rodzinę. Mamy trzech synów, wszyscy uczą się w szkole muzycznej, do której posłaliśmy ich nie po to, by koniecznie zrobić z nich muzyków, ale po to, by także i muzyką uwrażliwiać ich na świat, na drugiego człowieka, by pokazać im inny wymiar życia, nauczyć etosu pracy. Kimkolwiek zostaną, głęboko wierzymy, że muzyka obecna w ich życiu, także w procesie edukacji pozostanie w nich wartością dodaną.

        Rozmawiamy w Rzeszowie, ale przygotowujecie się do koncertów, które odbędą się na dziedzińcach pięknych zamków na Podkarpaciu – w Krasiczynie (15.08) i w Baranowie Sandomierskim (02.09).

        - Tak, przygotowujemy okolicznościowy program, związany z rocznicami, które w tym roku przypadają: polska muzyka filmowa i pieśni patriotyczne. Opracowań dokonałem kilka lat temu, na zamówienie Filharmonii Podkarpackiej. Tu miały swoją premierę, tutaj zostały nagrane w formie płyty dzięki prof. Marcie Wierzbieniec - dyrektor Filharmonii Podkarpackiej.
Chcę podkreślić, że ogromnie sobie cenię kontakt z Filharmonią Podkarpacką i już dzisiaj zapraszam na bardzo ciekawy koncert w listopadzie, związany z 100 rocznicą odzyskania przez Polskę niepodległości. Wykonamy m.in. Symfonię Paderewskiego – znakomite dzieło i warte tego, by częściej gościło w salach koncertowych.

Z dr hab. Tomaszem Chmielem – znakomitym dyrygentem, pianistą, aranżerem i pedagogiem rozmawiała Zofia Stopińska 13 sierpnia 2018 roku w Rzeszowie.

Smyczki na Wojciechu - Rafał Tomkiewicz i Patrycja Domagalska

Regionalne Centrum Kultur Pogranicza w Krośnie zaprasza mieszkańców Krosna do udziału w czwartej edycji Smyczków na Wojciechu. Spotkanie z muzyką kameralną, tradycyjnie już wzbogaconą o instrumentarium inne niż smyczkowe, w zabytkowym, drewnianym kościele św. Wojciecha zaspokoi gusta tych, którzy są z nami od początku i tych, którzy po raz pierwszy wezmą udział w tym i w kolejnych wydarzeniach w ramach cyklu.

31 sierpnia 2018, godzina 19.00

Rafał Tomkiewicz /Polska/ - kontratenor
Patrycja Domagalska /Polska/ - klawesyn

Patrycja Domagalska-Kałuża
Klawesynistka i kameralistka. Laureatka konkursu Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego o stypendium „Młoda Polska” 2016 oraz programu Instytutu Muzyki i Tańca „Artysta-Rezydent” 2017. Współzałożycielka zespołów muzyki dawnej: Filatura di Musica i Ensemble Barocum. Jest absolwentką Królewskiego Konserwatorium w Hadze (klasa klawesynu i kameralistyki Fabio Bonizzoniego i Patricka Ayrtona) oraz Akademii Muzycznej w Łodzi. Swoje umiejętności doskonaliła, będąc stypendystką Académie Musicale de Villecroze i Formation Professionelle de Royaumont we Francji oraz międzynarodowych kursów mistrzowskich w Norwegii, Niemczech, Austrii i Polsce, ucząc się u wybitnych klawesynistów: Ketila Haugsanda, Roberta Hilla, Blandine Rannou, Huguette Dreyfus, Jespera Christensena, Lilianny Stawarz. Jako pierwsza i dotąd jedyna polska klawesynistka została zaproszona do tournée z European Union Baroque Orchestra 2010. Realizując basso continuo, występowała na festiwalach w Polsce oraz Francji, Anglii, Niemczech, Włoszech, Belgii, Malcie, Portugalii, Irlandii, Słowacji i Holandii u boku takich artystów jak: Christina Pluhar, Lars Ulrik Mortensen, Ton Koopman, Fabio Bonizzoni, Ryo Terakado, Pavlo Beznosiuk, Peter van Heygen, Wim Becu, Alessandro Moccia czy Andreas Spering. Szczególnie ceni sobie kameralistykę i taniec barokowy, współpracując z baletami dworskimi Nederlands Muziek Dans en Theater Ensemble, Cracovia Danza, Sotto le Stelle oraz tworząc autorskie widowiska taneczno-muzyczne i cykle edukacyjne. Gra na kopii klawesynu francuskiego Pascal/Taskin 1769 z pracowni Matthiasa Kramera. Instrument dysponuje 3 transpozycjami 392/415/440 Hz.

Rafał Tomkiewicz
Absolwent Uniwersytetu Muzycznego Fryderyka Chopina w klasie śpiewu dr hab. Artura Stefanowicza. Laureat I nagrody w III Ogólnopolskim Konkursie Wokalnym im. Krystyny Jamroz oraz wyróżnienia w IV Międzynarodowym Konkursie Wokalnym Muzyki Dawnej „Canticum Gaudium”. Wystapił w roli tytułowej w operze „Il Giasone” F. Cavalliego oraz w roli Nino w operze „Il Trespolo tutore” A. Stradelli na deskach Teatru Collegium Nobilium. Rafał Tomkiewicz jest członkiem Programu Kształcenia Młodych Talentów - Akademia Operowa przy Teatrze Wielkim w Warszawie, gdzie rozwija się pod okiem takich artystów jak: Olga Pasiecznik, Matthias Rexroth, Hedwig Fassbender, Eytan Pessen. W sezonie 2018/19 wystąpi m.in. w Große Koblenzer Musiknacht, wykonując solową partię w Chichester Psalms L. Bernsteina, podczas Festiwalu Oper Barokowych Dramma per musica z solowym recitalem, w Teatrze Wielkim w Poznaniu w „Juliuszu Cezarze” G.F. Händla w roli Ptolemeusza pod batutą Paula Esswooda, w Operze w Biel/Bienna (Szwajcaria) w roli tytułowej w operze „Radames” P. Eötvösa.

WSTĘP WOLNY

LOKALIZACJA : KOŚCIÓŁ ŚW. WOJCIECHA, UL. KORCZYŃSKA 18A (WJAZD OD ULICY ŚW. WOJCIECHA), KROSNO

Regionalne Centrum Kultur Pogranicza w Krośnie zaprasza

GRUPA MOCARTA w ramach 7 wieczorów na 70 lat

Miejsce: Regionalne Centrum Kultur Pogranicza w Krośnie, sala widowiskowa, ul. Kolejowa 1, Krosno,

Termin: 2 września 2018, godzina 18.00

Szczegóły: www.rckp.krosno.pl

Bilety 70 zł, ulgowy 60 zł, balkon 55 zł, z KKM 50 zł

Bilety w sprzedaży w kasie RCKP:
Regionalne Centrum Kultur Pogranicza, ul. Kolejowa 1 (p. 234)

Godziny otwarcia kasy RCKP:
poniedziałek - piątek 10.00-13.00 oraz 14.30-17.30
sobota 10.00-14.00 oraz na godzinę przed wydarzeniem

Rezerwacja telefoniczna i internetowa:
13 43 218 98 w. 159 | Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

---

OSTATNI KAWAŁEK TORTU URODZINOWEGO - KONCERT GRUPY MOCARTA
W Regionalnym Centrum Kultur Pogranicza tym koncertem kończymy nasz „urodzinowy tort” na dużej scenie z okazji 70-lecia Domu Kultury i 10-lecia RCKP. Serdecznie zapraszamy!


"Jesteśmy na przekór dostojnej powadze sal koncertowych, na przekór nużącej codzienności życia muzyków, na przekór zaprzysięgłym melomanom i na przekór fanom rocka, rapu czy muzyki pop, którzy boją się klasyki jak ognia. Traktujemy naszą Matkę Muzykę z żartobliwą ironią i jesteśmy pewni, że się nie obrazi. " Artur Renion

Grupa MoCarta

Doskonale znana krośnieńskiej publiczności Grupa MoCarta to, jak sami Panowie mówią, kwartet smyczkowy o ambicjach kabaretu muzycznego.
Zespół tworzy czterech absolwentów Akademii Muzycznej w Warszawie i Łodzi. Filip Jaślar, Michał Sikorski, Paweł Kowaluk i Bolek Błaszczyk. Wspólną działalność muzycy rozpoczęli w 1995. Wtedy to z Grupą MoCarta występował tragicznie zmarły w 2000 roku wiolonczelista Artur Renion.
Poza działalnością kabaretową, Grupa MoCarta zajmuje się także muzyką rozrywkową - współpracowała z takimi artystami jak Włodzimierz Korcz, Artur Andrus, Czerwony Tulipan, Kayah, Maryla Rodowicz, Natalia Kukulska, Grupa pod Budą, Marian Opania oraz Wojciech Karolak.
Grupa MoCarta prowadzi intensywną działalność koncertową także za granicą, podbijając sceny muzyczne i serca publiczności na całym świecie. Do tej pory muzycy zagrali w kilkudziesięciu krajach na 4 kontynentach - w Chinach, Singapurze, Szwajcarii, Francji, Niemczech, Włoszech, USA, Kanadzie i w Izraelu.
W roku 2015 Grupa MoCarta hucznie świętowała swój jubileusz dwudziestolecia. Z tej okazji w Teatrze Polskim w Warszawie, odbył się koncert, w którym na scenie pojawili się wyjątkowi goście: Artur Andrus - w roli prowadzącego, Włodzimierz Korcz, Andrzej Poniedzielski, Wojciech Malajkat, Adam Sztaba, Ireneusz Krosny, Piotr Bukartyk, Joanna Kołaczkowska, Katarzyna Jamróz, Krzysztof Kawałko i Roman Hudaszek.
Rok 2016, 2017 i 2018 to czas występów z programem "XX-lecie Grupy MoCarta", który powstał na kanwie koncertu jubileuszowego.
W Regionalnym Centrum Kultur Pogranicza tym koncertem kończymy nasz "urodzinowy tort" na dużej scenie z okazji 70-lecia Domu Kultury i 10-lecia RCKP.

Zaproszenie na XIV Festiwal Żarnowiec 2018

        Muzeum Marii Konopnickiej w Żarnowcu oraz Towarzystwo Operowe i Teatralne są organizatorami XIV Festiwalu Żarnowiec 2018 w dniach od 6 do 9 września. Bardzo interesujące wydarzenia, które odbędą się w tym czasie w Żarnowcu, polecamy Państwa uwadze wspólnie z panem Markiem Wiatrem – dyrektorem artystycznym Festiwalu.

        Zofia Stopińska: Festiwal trwać będzie cztery dni i odbędzie się w tym czasie aż sześć bardzo interesujących wydarzeń.

         Marek Wiatr: To prawda, pozwolę sobie opowiedzieć o nich po kolei. W ubiegłym roku odwiedził mnie pan Juliusz Multarzyński – znakomity artysta-fotograf, który bywa na wszystkich ważnych festiwalach muzycznych w Polsce i ślady jego artystycznych podróży śledzić można m.in. na portalu MAESTRO. Długo rozmawialiśmy i ofiarował mi przepięknie wydaną książkę, która powstawała chyba siedem lat i jest to jedno z najpiękniejszych, moim zdaniem, wydawnictw, które widziałem. Jest to książka o wielkiej polskiej śpiewaczce Marcelinie Sembrich-Kochańskiej. Pan Juliusz Multarzyński odwiedził wszystkie miejsca na świecie, w których koncertowała Marcelina Sembrich-Kochańska i przygotował piękną wystawę, na którą składa się ponad 30 portretów z różnych ról tej jednej z największych polskich śpiewaczek.
Po przeczytaniu książki „Marcelina Sembrich-Kochańska – artystka świata”, postanowiłem zaprosić pana Juliusza Multarzyńskiego do Żarnowca, aby zaprezentował tę postać i wystawę podczas wieczoru autorskiego. Aby ubarwić to spotkanie, zaprosiłem moich kolegów z Opery Śląskiej do wykonania arii operowych, również tych, które śpiewała Marcelina Sembrich-Kochańska.
Na ten wieczór obowiązują specjalne zaproszenia, bo ze względu na możliwości lokalowe Muzeum (wystawa i spotkanie będą w budynku Lamusa), nie możemy pomieścić zbyt wielu osób, ale wystawę będzie można zobaczyć po zakończeniu Festiwalu. Przez pewien czas będzie to wielka atrakcja dla wszystkich, którzy będą odwiedzać Muzeum Marii Konopnickiej w Żarnowcu.
        W drugim dniu (7 września) rozpoczynamy już całą serię koncertów plenerowych i odbędą się w ten piątkowy wieczór dwa koncerty. Podczas pierwszego chcę pokazać młodych, utalentowanych ludzi, w myśl słów Marii Konopnickiej: „...pójdź dziecię, ja cię uczyć każę”. Na plenerowej scenie zaprezentują się utalentowane osoby, których uczyłem lub uczę jeszcze śpiewu, a wystąpią w bardzo różnorodnym programie – od piosenek Czesława Niemena poczynając, na ariach operowych kończąc. W gronie wykonawców znajdzie się student w klasie śpiewu Akademii Muzycznej w Krakowie. Dla młodych wykonawców jest to wspaniałe doświadczenie, że mogą wystąpić na scenie przed dużą publicznością podczas znanego festiwalu i mam nadzieję, że dla niektórych będzie to początek przyszłej kariery.
Ten koncert będzie wstępem do wieczoru z Aloszą Awdiejewem. Tego artysty nie muszę chyba przedstawiać, bo wszyscy wiedzą, że jest to bard z krakowskiej „Piwnicy pod Baranami”. Podczas tego koncertu wystąpią również artyści z tej Piwnicy i muszę podkreślić, że ten koncert cieszy się bardzo dużym zainteresowaniem.

        Wcale się nie dziwię, bo podczas koncertów tego artysty oprócz piosenek prezentowane są żartobliwe teksty, ale wszystko to podawane jest na bardzo wysokim poziomie. Bardzo ciekawa jestem plenerowego spektaklu, który odbędzie się w sobotę.

         - To oczywiste, bo w sobotę po raz pierwszy w historii festiwali w Żarnowcu będziemy mieli spektakl w wykonaniu artystów Opery Lwowskiej. W ubiegłym roku zaprosiłem trójkę solistów z tej Opery i zaprezentowali się znakomicie. Współpraca z artystami ze Lwowa jest dla nas także bardzo ważna, ponieważ Maria Konopnicka także była ze Lwowem związana i została pochowana na Cmentarzu Łyczakowskim we Lwowie. Dyrekcja Opery Lwowskiej zaproponowała nam spektakl opery „Cyganeria” Giacomo Pucciniego – przyjadą soliści, chór, orkiestra, przywiezione zostaną pełne dekoracje. Zapowiada się naprawdę bardzo ciekawy spektakl.

        W ostatnim dniu Festiwalu zaplanowane zostały dwa koncerty.

        - Tak, w związku z tym, że przypada w tym roku 100 –lecie odzyskania przez Polskę niepodległości oraz 110 rocznica pierwodruku „Roty” Marii Konopnickiej, zaprosiłem dwa chóry – z Krosna i z Rymanowa, które śpiewać będą pieśni patriotyczne, aktor Starego Teatru w Krakowie prezentował będzie teksty Marszałka Józefa Piłsudskiego o Polsce i o niepodległości. Wiązanki pieśni patriotycznych zaśpiewają także na zakończenie koncertu soliści Opery Śląskiej i Opery Krakowskiej oraz zachęcą do śpiewania publiczność.
Ostatnim akcentem tegorocznego Festiwalu w Żarnowcu będzie Gala Operetkowa. Po raz pierwszy w tym roku zaprosiłem solistów Opery z Ostrawy, Opery Śląskiej w Bytomiu i Opery Krakowskiej. Piękne melodie ze znanych i mniej znanych operetek zachwycą z pewnością wszystkich.

        Chyba podczas wszystkich festiwali, które obserwowałam, organizowana była jakaś akcja charytatywna. Czy w tym roku też tak będzie?

        - Na każdym festiwalu organizujemy jakieś składki na cele charytatywne dla potrzebujących.
Zawsze ludzie chętnie kupują oferowane wyroby i pieniądze zebrane na cele charytatywne są znaczne. Zbieraliśmy pieniądze na powodzian, Hospicjum w Krośnie, Ośrodek rehabilitacyjno-edukacyjno-wychowawczy Polskiego Stowarzyszenia na Rzecz Osób z Upośledzeniem Umysłowym w Krośnie, zbieraliśmy na karetkę dla Hospicjum Dziecięcego w Rzeszowie, każdego roku te zbiórki są na inny cel.
        W tym roku wspierać będziemy Ojców Bonifratrów z Iwonicza, którzy prowadzą Dom Opieki Społecznej. Będą mieć na naszym Festiwalu stoisko – przywiozą swoją aptekę z ziołami, będzie zakonnik, który specjalizuje się w ziołolecznictwie i będzie informował, które zioła należy stosować na konkretne dolegliwości. Dochód ze sprzedaży ziół przeznaczony zostanie na potrzeby podopiecznych Ojców Bonifratrów. Jestem przekonany, że warto organizować takie akcje i wspierać najbardziej potrzebujących.

        Pewnie nie jest łatwo w dzisiejszych czasach organizować Festiwal, w programie którego przeważają utwory klasyczne oraz o tematyce patriotycznej.

        - Faktycznie, coraz trudniej pozyskać sponsorów na taka działalność, a w tym roku szczególnie, bo jest wiele różnych imprez z okazji 100-lecia odzyskania przez Polskę niepodległości i sponsorzy mają bardzo dużo próśb o wsparcie tych inicjatyw, ale szczęśliwie udało nam się zebrać środki. Trzeba podkreślić duże zaangażowanie Muzeum w Żarnowcu, które przy okazji Festiwalu promuje postać Marii Konopnickiej i jej twórczość.
        Ciągle odkrywam jakieś ciekawe powiązania z tą wielką poetka i pisarką. Od pewnego czasu wolny czas poświęcam na stworzenie drzewa genealogicznego rodziny ze strony mojego dziadka, doktora Tokarskiego, który leczył Marię Konopnicką. Niedawno znajomy powiedział mi, ktoś poszukuje tej samej rodziny. Skontaktowaliśmy się przez Facebooka, a później telefonicznie i okazało się, że mój pradziadek i prababka tej pani byli rodzeństwem. Osobiście poznaliśmy się w Krakowie, gdzie miałem koncert i wystawę w Collegium Maius Uniwersytetu Jagiellońskiego. Wspomniałem wtedy, że nasz pradziadek leczył Marię Konopnicką, a dowiedziałem się, że jej prapradziadek ze strony ojca to był Jan Konopnicki, a jego brat Jarosław był mężem poetki. Otrzymałem zdjęcia teściów Marii Konopnickiej i kilka innych fotografii. Będziemy tę panią gościć w czasie Festiwalu i mam nadzieję, że wiele ciekawych faktów usłyszymy, bo ona uczestniczy we wszystkich zjazdach rodziny Konopnickich. Świat jest naprawdę mały.

        Ciekawie zapowiada się XIV Festiwal Żarnowiec 2018, który odbywał się będzie od 6 do 9 września.

        - Szanowni Państwo! Wspólnie z panem Pawłem Bukowskim – dyrektorem Muzeum Marii Konopnickiej, zapraszamy Państwa na ten Festiwal, już można kupować bilety i karnety, a więcej informacji znajdą Państwo na stronie internetowej Muzeum.

Z Panem Markiem Wiatrem – dyrektorem Artystycznym XIV Festiwalu Żarnowiec 2018, świetnym tenorem i malarzem rozmawiała Zofia Stopińska 22 sierpnia 2018 roku.

ZAPROSZENIE DO KROSNA

NA ZAKOŃCZENIE LETNICH KONCERTÓW W ŚWIĄTYNIACH - CARPATIA QUINTET

Cykl LETNICH KONCERTÓW W ŚWIĄTYNIACH ma już swoją wierną publiczność, a ciągle przybywają nowi goście. Poczytujemy to sobie za wielki sukces, tym bardziej, że nakładem ogromnych starań, zapraszamy do krośnieńskich świątyń tylko wybitnych artystów, których kalendarze koncertowe są bardzo napięte. Dzięki temu, że planujemy koncerty praktycznie z rocznym wyprzedzeniem, udaje nam się zaprosić do udziału wyjątkowych wykonawców.
I tutaj jeszcze raz dziękujemy za życzliwą gościnę i pomoc krośnieńskiej Bazylice Mniejszej i kościołowi oo. Franciszkanów.

Na ostatni tegoroczny koncert w wykonaniu CARPATIA QUINTET zapraszamy 26 sierpnia, o godzinie 18 (po wieczornej mszy św.) do kościoła oo. Franciszkanów w Krośnie.


CARPATIA QUINTET:

Izabela Szlachta-Dowgiałło, wychowanka Akademii Muzycznej w Krakowie. Swoje umiejętności skrzypcowe zarówno w grze solowej jak i kameralnej kształtowała pod kierunkiem między innymi Wandy Wiłkomirskiej i Kai Danczowskiej. Występowała solo jak i w orkiestrach: Sinfonietta Cracovia, Quadriga Chamber Orchester, Orkiestra Akademii Beethovenowskiej. W 2013 roku uzyskała stopień Doktora Akademii Muzycznej w Krakowie.

Regina Szlachta, absolwentka krakowskiej Akademii Muzycznej w klasie skrzypiec, rodowita dębiczanka. Pochodzi z niezwykle muzykalnej rodziny, ma na swoim koncie niezliczoną liczbę koncertów i projektów związanych z muzyką poważną.

Anna Stępień, skrzypaczka koncertująca często na krośnieńskiej scenie. Związana z Tarnowską Orkiestrą Kameralną, zespołem Team for Voices i Teatrem Muzycznym Olimpia. Pedagog szkół muzycznych.

Anna Naściszewska, wiolonczelistka, koncertmistrz Filharmonii Podkarpackiej. Koncertuje z Carpatia Quintet i ARSO Ensemble. Uczestniczyła w wielu uznanych festiwalach – Muzyczny Festiwal w Łańcucie, Festiwal Muzyki Żydowskiej w Krakowie, Festiwal Wiolinistyczny im. B. Hubermana w Częstochowie, XXVII Festiwal „Tydzień talentów” w Tarnowie/ Kąśnej Dolnej, Festiwal Tempus Paschale w Lublinie, VIII Europejski Festiwal w Otwocku, również w koncertach kameralnych w Hamburgu i Hanowerze.

Wojciech Gąbka, dyrygent i kontrabasista. Jest absolwentem klasy kontrabasu Akademii Muzycznej im. Karola Szymanowskiego w Katowicach oraz Universität der Künste Berlin. W okresie studiów był członkiem Kwartetu Kontrabasowego Akademii Muzycznej im. Karola Szymanowskiego.
Obecnie jest nauczycielem w Prywatnej Szkole Muzycznej I i II stopnia Pro Musica w Krośnie i kieruje orkiestrą Pro Musica, wykonującą znane kompozycje w nowoczesnym opracowaniu autorstwa Wojciecha Gąbki. Jest członkiem Samodzielnego Koła Stowarzyszenia Polskich Artystów Muzyków przy Filharmonii Podkarpackiej im. A. Malawskiego w Rzeszowie.

w programie:
Andrzej Panufnik - Suita staropolska
Wolfgang Amadeusz Mozart - Divertimento D-dur KV 136
Béla Bartók - Rumuńskie tańce ludowe Sz.68
Georges Bizet - “Carmen” - Suita z opery

CARMINO - FADO - MUSIC OF PORTUGAL

21. Mielecki Festiwal Muzyczny ; V koncert - CARMINHO - FADO - Music of Portugal
24 sierpnia 2018 godz. 19.30
Park Oborskich ul. Legionów 73

bilety w cenie 40 zł (sektory A, B, C) i 30 zł (sektor D) - do nabycia w kasie kina “Galaktyka” (dni robocze od godz. 12.00, w soboty i niedziele - godzinę przed seansem kinowym, środy – kasa nieczynna).W przypadku niekorzystnych warunków pogodowych koncert zostanie przeniesiony do sali widowiskowej Domu Kultury SCK

Carminho to jedna z najbardziej znanych artystek fado na międzynarodowych scenach muzycznych. Urodziła się pośród dźwięku gitar i śpiewu fado, jest bowiem córką znanej piosenkarki fado - Teresy Siqueiro.
Carminho zaczęła śpiewać fado bardzo wcześnie. Jako 12-latka wystąpiła publicznie w Koloseum, ale nigdy nie sądziła, że muzyka stanie się jej zawodową drogą.
Podczas studiów na wydziale marketingu i reklamy w wolnych chwilach śpiewała w klubach fado. Już w tym czasie dostawała propozycje nagrania płyty, ale uważała, że choć muzyka towarzyszy jej od urodzenia, musi poczekać, bo śpiewanie wymaga dojrzałości, której jeszcze nie ma.
Momentem przełomowym była jej roczna podróż zagraniczna, w tym udział w misji humanitarnej. Wróciła gotowa na to, aby wyruszyć w kolejną, tym razem artystyczną podróż...
Maria do Carmo Carvalho Rebelo de Andrade (urodzona w 1984 w Lizbonie), bo tak brzmi prawdziwe nazwisko Carminho, pierwszą płytę wydała w 2009 r. Album ,,Fado” szybko pokrył się platyną i stał się jednym z najbardziej uznanych albumów dekady. Debiutancka płyta osiągnęła wielki sukces, a Portugalczycy pokochali Carminho. Album zdobył też popularność na wyspach brytyjskich. W 2011 roku ,,Fado” uznano za najlepszy album brytyjskiego magazynu ,,Songlines". Kariera Carminho rozpoczęła się z rozmachem, wzbudzając od początku zainteresowanie w Europie. Wokalistka występowała w głównych stolicach europejskich, także na Womex 2011 w Kopenhadze. Carminho wspomagała starania Portugalii o wpisanie muzyki fado na listę niematerialnego dziedzictwa światowego UNESCO. Wystąpiła wówczas z koncertem w siedzibie UNESCO w Paryżu.
Wspaniały efekt dała współpraca z Pablo Alborán w ,,Perdoname". Wkrótce Carminho wdrapuje się na szczyty popularności w swojej ojczyźnie. W 2012 roku jej drugi album ,,ALMA" znalazł się na pierwszym miejscu listy sprzedaży płyt w Portugalii i osiągnął znaczące pozycje w kilku międzynarodowych rankingach.
Artystka koncertuje na całym świecie, a na jej trasie koncertowej znajdują się takie kraje jak: Finlandia, Szwecja, Peru, Chile, Argentyna, Kolumbia, Chiny, Indie, Łotwa, USA, Niemcy, Wielka Brytania, Korea Południowa, Polska, Francja, Austria, Dania. Wokalistka dała też koncerty w Brazylii.
Popularność i sława pomogły jej spełnić wielkie marzenie: ponowne nagranie płyty ,,Alma” z udziałem Miltona Nascimento, Chico Buarque i Nano Caymmy. Jej popularność w Brazylii zaowocowała kolejnymi koncertami: w Rio de Janeiro, São Paulo i innych miastach.
W 2013 roku, w związku z osiągnięciem przez jej kolejną płytę statusu platynowej, Carminho uznano za najbardziej znaną zagranicą gwiazdę muzyczną, a namacalnym dowodem jej popularności w ojczyźnie były dwie prestiżowe nagrody.
Zafascynowana Brazylią coraz ściślej współpracowała z muzykami tego kraju, co zapewniło jej tam wielką popularność. W 2016 roku, na zaproszenie rodziny jednego z największych kompozytorów na świecie, nagrała ,,Carminho Canta Tom Jobim". Wokalistka zagrała z zespołem, który towarzyszył Jobimowi przez ostatnie dziesięć lat jego twórczości. Twórczość Jobima, twórcy bossa novy, znana jest powszechnie w Polsce.
Carminho śpiewająca muzykę Toma Jobima podbiła serca fanów, a jej kolejna płyta pokryła się platyną.
Wokalistka odbywa światową trasę z muzyką z albumów ,,Canto" i ,,Carminho Canta Tom Jobim”.
Jest uważana za jedną z najbardziej utalentowanych i innowacyjnych piosenkarek fado swojego pokolenia. Można ją uznać za artystkę łączącą, ponieważ jej eklektyczna twórczość pokazuje dziedzictwo zarówno tradycyjnego, jak i współczesnego fado, jak również zagłębia się w inne gatunki, takie jak brazylijska muzyka popularna.

LEONARD BERSTEIN - THE AGE OF ANXIETY

LEONARD BERNSTEIN: SYMPHONY NO. 2 THE AGE OF ANXIETY

KRYSTIAN ZIMERMAN (PIANO)
BERLINER PHILHARMONIKER / SIR SIMON RATTLE (CONDUCTOR)

Premiera 24.08.2018

Krystian Zimerman dotrzymuje obietnicy złożonej Leonardowi Bernsteinowi celebrując setne urodziny kompozytora nagraniem jego fascynującego dzieła „The Age of Anxiety” (Wiek Niepokoju)

Leonard Bernstein był artystą niezwykle żywiołowym i spontanicznym. Kiedy wpadał na jakiś pomysł natychmiast chciał go realizować. W wieku siedemdziesiąt lat, tuż po wykonaniu z Krystianem Zimermanem swojej II Symfonii „Wiek Niepokoju”, zapytał pianistę za kulisami: „Zagrasz to ze mną, gdy będę miał 100 lat?”. Zimerman oczywiście chętnie na to przystał, i mimo, że kompozytorowi nie dane było dożyć tej daty (zmarł 2 lata po wspomnianym koncercie), pianista pamiętał o danym słowie. Nagranie II Symfonii „Wiek Niepokoju” ukazuje się w przeddzień setnej rocznicy urodzin Leonarda Bernsteina, która przypada na 25 sierpnia 2018 r. Zimerman mówi: „Dwa lata przed setnymi urodzinami Lenny’ego uświadomiłem sobie, że to już niedługo. Ponownie zajrzałem do jego muzyki - jest niezmiennie doskonała. Mnóstwo w niej zabawy, i jest tak bardzo podobna do niego samego - z całą świeżością, elastycznością i szaleństwem jego osobowości".
Nagrania II Symfonii Bernsteina dla firmy Deutsche Grammophon Krystian Zimerman dokonał w czerwcu 2018 r., wraz Filharmonikami Berlińskimi oraz Sir Simonem Rattlem, który po raz ostatni wystąpił wtedy jako główny dyrygent tej orkiestry.

Spis utworów:

PART I
1. The Prologue
2 Lento moderato

2. The Seven Ages
3 Variation 1. L’istesso tempo
4 Variation 2. Poco più mosso
5 Variation 3. Largamente, ma mosso
6 Variation 4. Più mosso
7 Variation 5. Agitato
8 Variation 6. Poco meno mosso
9 Variation 7. L’istesso tempo

3. The Seven Stages
10 Variation 8. Molto moderato, ma movendo
11 Variation 9. Più mosso. Tempo di Valse
12 Variation 10. Più mosso
13 Variation 11. L’istesso tempo
14 Variation 12. Poco più vivace
15 Variation 13. L’istesso tempo
16 Variation 14. Poco più vivace

PART II

4. The Dirge
17 Largo

5. The Masque
18 Extremely fast

6. The Epilogue
19 L’istesso tempo – Adagio – Andante – Con moto

Patroni medialni: RMF Classic, CoJestGrane24, Presto, Audio, empik

“Krystian Zimerman was the solo pianist, as he was at the LSO’s Bernstein Festival in 1986, playing with scintillating clarity... What really made the performance riveting was the concentrated playing Rattle drew from his musicians. Not a note seemed wasted.”

Financial Times - 5* Review

“While the solo part is not particularly virtuosic – or rather seemed effortless to Zimerman – the few florid outbursts were delivered with the grace and elegance that marks him out as one of the true greats.”

The Arts Desk - 4* Review

“Zimerman, one of Bernstein’s favoured interpreters, brought imagination and a deft touch to his part.”

Evening Standard - 4* Review

“Simon Rattle’s contribution to the London Symphony Orchestra’s centenary tribute to its former president, Leonard Bernstein, celebrated the irrepressible versatility of Bernstein the composer.”

The Guardian - 4* Review

III Festiwal Psalmów Dawidowych

Celem Festiwalu, który w 2018 r. zapisze się, jako III edycja, będzie pobudzanie zainteresowania kulturą i sztuką oraz promocja istotnych ogólnoludzkich wartości takich jak: dobro, piękno, prawda, patriotyzm, solidarność społeczna, pojednanie między ludźmi i narodami: polskim i żydowskim. Jest to istotny cel Festiwalu, aby poprzez muzykę jednoczyć i szukać wspólnych płaszczyzn porozumienia. Dodatkowo podejmowana tematyka Psalmów Dawidowych ze Starego Testamentu jest wspaniałą okazją do szukania wspólnych wartości, przemyśleń, wyciągania wniosków z przeszłości dla przyszłości między dwoma narodami: polskim i żydowskim. Odpowiednio dobrani artyści o wysokim profesjonalizmie, pomogą w budowaniu jedności międzyludzkiej, opierając się na promocji własnej kultury obyczajowej, poglądów i tradycji. Dzięki temu edukacja kulturalna wpłynie na odbiorców poprzez upamiętnienie Sprawiedliwych wśród Narodów Świata i wysłuchanie na wysokim poziomie muzyki poprzez bezpłatny dostęp na wydarzenia kulturalne.

W roku ubiegłym, kiedy to Festiwal składał się z pięciu koncertów, liczba odbiorców sięgała prawie 9 000. Było to przedsięwzięcie, które poruszyło lokalne środowiska, budowało tożsamość narodową w zetknięciu się z żydowską narodowością, wzmacniało więzi między dwoma narodami: polskim i żydowskim i budowało poczucie wspólnoty. Niemniej jednak najważniejszym akcentem, ciągle towarzyszącym całości Festiwalu, było uhonorowanie i upamiętnienie Polaków, którzy bronili Żydów podczas II wojny światowej. Tegoroczny repertuar przewiduje występ artystów żydowskich i polskich.

Program festiwalu

21 sierpnia 2018 r. – w Filharmonii Podkarpackiej: Benjamin Matis – tenor wraz z chórem chłopięco-męskim w przygotowaniu Mateusza Prendoty z Krakowa. Stanisław Soyka z Zespołem CracowSingers

22 sierpnia 2018 r. – Kolbuszowa – stadion sportowy – część orkiestry symfonicznej podkarpackiej. Część żydowska: Shulem i Yaakov Lemmer, pianista: Menachem Bristowski. Część polska: Pospieszalski Marcin, kantorzy: Andrzej Lampert, Mieczysław Szcześniak, Dariusz Malejonek, Agnieszka Cudzich, Lidia Pospieszalska, Agnieszka Musiał, chór i orkiestra mieszana

23 sierpnia 2018 r. – synagoga w Łańcucie kantor Yaakov Lemmer i Menachem Bristowski

Festiwal został objęty honorowym patronatem prof.dr.hab. Piotra Glińskiego Wiceprezesa Rady Ministrów – Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Partnerem wydarzenia jest Narodowe Centrum Kultury, Urząd Marszałkowski Województwa Podkarpackiego, Miasto Kolbuszowa, Powiat Łańcucki.

/Mój Rzeszów - Portal miejski/

XII Festiwal Muzyki Kameralnej Bravo Maestro

23 - 25 sierpnia 2018r. ; Centrum Paderewskiego w Kąśnej Dolnej

23 sierpnia wersją koncertową opery Carmen George’a Bizeta zainaugurujemy dwunastą edycję odbywającego się od 1996 roku Festiwalu Muzyki Kameralnej Bravo Maestro. Podczas trzech festiwalowych wieczorów tradycyjnie wystąpią najwybitniejsi polscy artyści.
Wielkie otwarcie festiwalu to znana na całym świecie historia cyganki Carmen, sierżanta Don Jose i torreadora Escamillo opowiedziana głosami czołówki solistów operowych. W roli tytułowej usłyszymy Irynę Zhytynską. Na estradzie partnerować jej będą Tomasz Kuk (Don Jose), Iwona Socha (Micaela), Jacek Jaskuła (Escamillo), Paula Maciołek (Frasquita), Monika Korybalska (Mercedes), Krzysztof Kozarek (Le Remendado) i Michał Kutnik (Le Dancaire). Przy fortepianie zasiądzie Mirella Malorny.

W drugim dniu koncertowym 24 sierpnia na melomanów czeka z kolei mistrzowski recital fortepianowy Szymona Nehringa – jedynego polskiego finalisty XVII Międzynarodowego Konkursu Pianistycznego im. Fryderyka Chopina w Warszawie. Spod jego palców wypłynie przepełnione polskością dzieło – Koncert e-moll op. 11 Chopina. Wraz z artystą wykona je Kwintet Śląskich Kameralistów w składzie: Dariusz Zboch (skrzypce), Jakub Łysik (skrzypce), Jarosław Marzec (altówka), Katarzyna Biedrowska (wiolonczela), Krzysztof Korzeń (kontrabas). Koncert rozpocznie występ klarnecisty Macieja Łuszczewskiego – laureata Nagrody im. Anny Knapik w ramach tegorocznego Festiwalu Tydzień Talentów.

Finał wydarzenia to tradycyjnie Maraton Muzyczny. W tym roku – roku jubileuszu odzyskania niepodległości , odbędzie się w wyjątkowej odsłonie. Znakomici soliści i kameraliści zaprezentują się w 100% polskim repertuarze kompozycji ostatniego stulecia. Wystąpią: Iwona Socha (sopran), Klaudiusz Baran (akordeon / bandoneon), Robert Morawski (fortepian), Katarzyna Duda (skrzypce), Janusz Wawrowski (skrzypce), Celina Kotz (skrzypce), Michał Zaborski (altówka)i Marcin Zdunik (wiolonczela). Koncert zatytułowany „Maraton niepodległy. 100 lat polskiej muzyki” zakończy festiwal 25 sierpnia.

Cena biletu na wszystkie koncerty – 30 zł / w sprzedaży od 30 lipca
Wyjazdy autokarami w poszczególne dni koncertowe o godz. 16.30 sprzed Teatru im. Ludwika Solskiego w Tarnowie – konieczna wcześniejsza telefoniczna rezerwacja miejsc (14 600 00 16)

Piękny Łańcut i Stradivarius w rękach Mistrza Janusza Wawrowskiego

        Zofia Stopińska: Mam przyjemność rozmawiać z Panem w Łańcucie – pięknym mieście, które dla Pana jest miejscem szczególnym, do którego od lat Pan powraca, a zaczął Pan tu przyjeżdżać na Międzynarodowe Kursy Muzyczne, będąc bardzo młodym człowiekiem – pamięta Pan pierwsze pobyty w Łańcucie?

        Janusz Wawrowski: Oczywiście, pamiętam lekcje, występy i to uczucie, kiedy się wychodziło na estradę sali balowej Zamku, aby wykonać utwór podczas popisu lub koncertu. Pamiętam zajęcia z moim Profesorem Mirosławem Ławrynowiczem i innych wspaniałych pedagogów z różnych części świata, z którymi miałem także okazję pracować.
        Pobyty na łańcuckich Kursach zawsze kojarzą mi się z dużą pracą, bo kiedy byłem uczestnikiem, zawsze trzeba było całymi dniami ćwiczyć, a odkąd zacząłem tutaj przyjeżdżać w roli pedagoga, to praktycznie przez cały dzień mam lekcje. Zawsze z wielką radością przyjeżdżam do Łańcuta, bo niezmiennie panuje tutaj wspaniała atmosfera zarówno podczas zajęć, jak i koncertów. Wszyscy słuchacze koncertów doskonale znają się na muzyce, bo są to w większości pedagodzy i uczestnicy Kursów, ale nie jest to publiczność, która przychodzi wyłącznie po to, by słuchać i krytykować, ale taka, która wspiera i docenia kunszt występujących wykonawców.

         Aby być Mistrzem, trzeba było wcześniej dość długo terminować u mistrzów – proszę powiedzieć o tych, którzy mieli największy wpływ na Pana grę. Bardzo ważnym Pana mistrzem był prof. Mirosław Ławrynowicz, ale korzystał Pan także z rad innych mistrzów.

        - To prawda, swoje umiejętności doskonaliłem pod okiem prof. Mirosława Ławrynowicza, a później moim mistrzem był zaprzyjaźniony z prof. Ławrynowiczem prof. Yair Kless z Izraela, który parę razy był na Kursach w Łańcucie. U niego studiowałem na stałe, tak jak u prof. Ławrynowicza. Podczas łańcuckich Kursów miałem także możliwość kontaktu z kilkoma znakomitymi profesorami, a chyba najczęściej miałem lekcje z prof. Wolfgangiem Marschnerem i prof. Petru Munteanu.
Najbardziej utkwiły mi w pamięci lekcje z prof. Wolfgangiem Marschnerem, z którym pracowałem nad wieloma częściami Partit i Sonat na skrzypce solo Bacha i Kaprysami Paganiniego.
         Pozytywnie wpływały na mój rozwój podczas łańcuckich Kursów liczne popisy i koncerty, a także rozmowy z innymi uczestnikami na temat ćwiczenia i repertuaru. Kiedy próbowaliśmy w czasie lekcji robić jakieś porównania, to prof. Ławrynowicz zawsze przerywał wszelkie dyskusje mówiąc: „Ty nie jesteś Dondalski, ty nie jesteś Makowska, ty jesteś Wawrowski i graj jak Wawrowski. Każdy ma swoją drogę”. Nigdy nie było porównywania, które źle mogło wpływać. Czasami prof. Ławrynowicz wskazywał konkretne elementy mówiąc: „Zobacz, ten to gra tak i ma świetny dźwięk – mógłbyś też starać się tak grać”. Profesor zawsze oddalał sferę negatywnej konkurencji.

        Pan Krzysztof Szczepaniak – zapowiadając podczas Kursów koncerty mistrzów i wyróżniających się uczestników, powtarza często, że: „Droga na estrady świata prowadzi przez estradę sali balowej łańcuckiego Zamku”. Czy tak jest? Czy do udziału w licznych międzynarodowych konkursach przygotowywał się Pan również w Łańcucie?

        - Oczywiście, że tak. Ja myślę, że to jest też pewien symbol, bo takie duże, ważne, międzynarodowe kursy, które się odbywają w Łańcucie, w Salzburgu i w innych częściach świata, zawsze bardzo wpływają na rozwój i mobilizację młodego człowieka. Wpływa na to wiele elementów; praca innych „nakręca” młodych ludzi (jeżeli inni pracują, to my też), możemy zobaczyć i posłuchać, jak inni są przygotowani, jak grają, jest kontakt z wieloma mistrzami oraz koncerty mistrzów. Dobrze wpływa także na rozwój uczestników większa intensywność lekcji niż w czasie roku szkolnego, oraz różnorodność zajęć: młodzi ludzie grają w zespołach kameralnych, orkiestrach, chodzą na zajęcia z kształcenia słuchu i to powoduje, że w ciągu dwunastu dni przyswajają sobie ogromną wiedzę. Jestem przekonany, że trudno jest chyba rozwinąć się i zrobić karierę nie uczestnicząc w tego typu imprezach.

        Po ukończeniu studiów Pana działalność toczy się w dwóch głównych nurtach – koncertującego wirtuoza i pedagoga. Ten drugi nurt wymaga od Pana dużego wysiłku i zajmuje Panu także sporo czasu, bo nauka gry na skrzypcach w Uniwersytecie Muzycznym Fryderyka Chopina w Warszawie wymaga systematycznej obecności Pana na uczelni i nawiązania dobrego kontaktu z każdym studentem, który jest w Pana klasie – często nie są to tylko sprawy związane z samą grą.

        - Poruszyła pani bardzo ciekawy temat i słusznie pani dostrzegła, że w tym zawodzie najtrudniejsze jest to, iż do każdego ucznia czy studenta musimy podchodzić indywidualnie. To jest jeden z niewielu zawodów nauczanych na zasadzie mistrz i uczeń. To jest fenomenalny sposób kształcenia, chociaż kosztowny z punktu widzenia społeczeństwa, bo na większości uczelni jeden profesor daje wykład dla kilkudziesięciu osób czy prowadzi zajęcia praktyczne z kilkunastoma studentami. Pedagog ma swój program i konkretną wiedzę do przekazania, której wszyscy obecni muszą się nauczyć.
        U nas proces nauczania przebiega zupełnie inaczej. Musimy się dostosować do możliwości ciała danego człowieka, do jego psychiki, sposobu bycia czy umiejętności już nabytych. To jest proces chyba najtrudniejszy. Wszelkie stałe systemy są niemożliwe, bo możemy je wypracować, ale przed nami zawsze staje indywidualny człowiek i jak pani wspomniała, trzeba do niego dotrzeć w taki sposób, jaki jest właściwy dla danej osoby. Fizyczne aspekty bardzo często zmieniają podejście do konkretnej osoby i to jest w nauczaniu indywidualnym najtrudniejsze.

        Zawsze lubił Pan trudne wyzwania – będąc studentem zachwycał Pan wykonaniem podczas jednego koncertu 24 Kaprysów skrzypcowych – Niccolo Paganiniego. To unikalna umiejętność i mieliśmy okazję być na koncercie w sali balowej, kiedy te Kaprysy zabrzmiały – przyznam się, że do dzisiaj ten koncert pamiętam tak, jakby odbył się rok albo dwa lata temu. Takie koncerty wypełnione wyłącznie Kaprysami Paganiniego grał Pan wielokrotnie zachwycając publiczność niepowtarzalną interpretacją. Podziwiał Pana za ten wyczyn prof. Wolfgang Marschner mówiąc między innymi, że Pana wielkie umiejętności można porównać z grą „tylko kilku renomowanych europejskich skrzypków”, oraz inni wielcy skrzypkowie – m.in. Ida Haendel mówiąc: „Pan Janusz Wawrowski jest skrzypkiem o wyjątkowej wartości, który zasłużył sobie na wspaniałą karierę na scenie koncertowej” i Konstanty Andrzej Kulka, który po wysłuchaniu Kaprysów Paganiniego w Pana wykonaniu stwierdził, że jest spokojny o przyszłość polskiej wiolinistyki. Pochwały takich mistrzów dodawały Panu skrzydeł.

        - Konstruktywne, pozytywne opinie są bardzo ważne dla młodego człowieka. O wiele trudniej jest wskazać pozytywy i coś konstruktywnego o nich powiedzieć, niż krytykować. Krytykować można z łatwością wszystkich, nawet sławnych wirtuozów. Konstruktywne uwagi są bardzo ważne w procesie nauczania. Ucząc staram się młodym ludziom dawać pewność, że robią coś dobrze. Jestem pewny, że bardzo wrażliwa młodzież w szkołach artystycznych – w tym w szkołach muzycznych, ma z tym dosyć duży problem. Wynika to z naszej polskiej mentalności, że my nie lubimy się chwalić. We Włoszech kiedyś jeden ze znakomitych muzyków powiedział mi: „...wy, Polacy, gracie świetnie i zawsze mówicie, że gracie kiepsko, nie rozumiem, dlaczego tak mówicie”.
        Moja żona była kiedyś na kursach u wybitnej profesorki uczącej w Niemczech i Szwajcarii, która kiedyś pracowała z Anną Netrebko. Podczas tych kursów były uczestniczki z różnych krajów, m.in. Amerykanki, Niemki i Polki. Pomimo, że wszystkie Amerykanki i Niemki śpiewały na o wiele niższym poziomie, były bardzo z siebie zadowolone, a Polki nie. Nawet pani profesor powiedziała – „... wy, Polki, śpiewacie o wiele lepiej, a ciągle schodzicie ze sceny niezadowolone”.
        Trzeba umieć siebie skrytykować, trzeba dostrzegać swoje błędy, ale trzeba zobaczyć też swoje pozytywy. Zawsze to powtarzam młodym ludziom, że kiedy już zaczynają się koncerty, to trzeba być pewnym siebie, bo publiczność to czuje i widzi. Tutaj nie chodzi o zarozumiałość i przechwalanie się, ale trzeba być pewnym tego, co już umiemy. Trzeba także być świadomym tego, że może nam coś nie wyjść i nie jest to najważniejsze, bo czasem nawet najwięksi muzycy mylą się na scenie. Nikt ich nie skreśli za jeden zły dźwięk czy takt, bo wszyscy ich kochają za to, co dobrze robią, jak pięknie zagrali cały utwór czy recital.
Po moim koncercie w sali balowej Zamku bardzo mnie ucieszyła uwaga młodych ludzi, którzy odważyli się i powiedzieli mi: „...bardzo nam się podobała Pana prezencja na scenie, bo nawet jeżeli się Panu coś delikatnie zdarzyło (uważne spojrzenia, czy się nie denerwuję), to Pan tak super się wtedy uśmiechał, był Pan cały czas pewny siebie” (śmiech).
Dla usprawiedliwienia powiedzieli, że byli na koncercie uczestniczki, która w trakcie gry pomyliła się i to ją tak wytrąciło z równowagi, że przestała grać i prawie się rozpłakała.
Bardzo bym chciał, aby młodzież potrafiła docenić umiejętności.
        Zastanawiam się, czy nie ma jakiegoś błędu w kształceniu młodych muzyków, bo nasz system nauczania jest bardzo wymagający i jest to dobre, ale uważam, że niektórym pedagogom przydałyby się lekcje z psychologii. Może z psychologami powinni popracować, jak załatwiać swoje problemy i nie przenosić ich na dzieci. Nie uczę dzieci ani młodzieży ze szkół średnich, ale zdarza mi się bywać w różnych miejscowościach, gdzie proszą mnie o konsultacje przy okazji koncertów. Zdarzyło mi się spotkać dziewczynkę, która tak bardzo się bała, że nie chciała odpowiedzieć na żadne pytanie. Później dowiedziałem się, że jej nauczyciel jest bardzo nerwowy. Często dzieci padają ofiarą różnych frustracji nauczycieli. Wiem, że zarobki nauczycieli są bardzo małe, a uważam, że nauczyciele, którzy uczą dzieci i młodzież, wykonują bardzo odpowiedzialną pracę i powinni być naprawdę dobrze opłacani. Czekam na czasy, kiedy w Polsce zaczniemy doceniać siłę intelektu, siłę umysłu i siłę jednostek. Tacy nauczyciele w szkołach muzycznych I i II stopnia są na wagę złota i śmiem twierdzić (chociaż uczę tylko w szkole wyższej), że oni są ważniejsi od tych, którzy uczą w akademiach muzycznych.

        To prawda, bo jeśli na początku nauki gry na instrumencie źle się ułoży aparat, czy popełni się inne błędy w szkole muzycznej I stopnia, których nie skoryguje się w szkole II stopnia – to czasem już trudno to zmienić na studiach i wówczas trzeba zmienić zawód.

        - Tak czasem bywa, bo już nie da się „odkręcić” pewnych rzeczy. Dlatego tak podkreślam rolę nauczycieli w szkołach muzycznych.

        XXI wiek jest dla Pana szczęśliwy w wielu dziedzinach działalności artystycznej – warto w tym miejscu powiedzieć o nagraniach – w 2007 roku utrwalił Pan 24 Kaprysy op. 1 - Niccolo Paganiniego dla wytwórni CD Accord i płyta ukazała się wówczas na rynku. Ponownie Kaprysy wydane zostały w 2016 roku przez wytwórnię Warner Music, ponieważ tamten nakład w całości został sprzedany. Od tego czasu współpracuje Pan z tą międzynarodową wytwórnią fonograficzną w ramach wieloletniego kontraktu.

        - Nie tak było do końca. To wydanie było mocnym stempelkiem, ale dopiero chyba cztery albo pięć lat później doszło do podpisania kontraktu z Warner Music. Pierwszą moją płytę „Aurora” nagrywałem dla EMI Classics i z tą wytwórnię podpisałem kontrakt, ale EMI zostało wykupione przez Warner. Wówczas postanowiliśmy zrobić reedycję 24 Kaprysów Paganiniego, a później nagrana została „Sequenza”, która została nagrodzona Fryderykiem, oraz najnowsza płyta „Brillante”.
W tej chwili mam już tyle różnych propozycji płytowych i tyle się dzieje, że musimy wybierać, co chcemy nagrywać i w jakiej kolejności, bo nie można zbyt często „wypuszczać” nowej płyty. To nie byłoby dobre.

        Dzieje się z pewnością tak dlatego, że zarówno „Aurora”, „Sequenza” oraz „Brillante” otrzymały świetne recenzje nie tylko z Polsce. O najnowszej płycie nagranej przez Pana ze Stuttgater Philharmoniker pod batutą Daniela Raiskina, zawierającej II Koncert skrzypcowy d-moll op. 22 Henryka Wieniawskiego oraz Fantazję szkocką op. 46 Maxa Brucha, w BBC Magazine czytamy: „Dysponujący bogatą paletą brzmieniową Wawrowski stawia z pewnością siebie czoła wirtuozowskim wyzwaniom Wieniawskiego”, zaś Mark Pullinger w Gramphone pisze: „Brzmienie Wawrowskiego jest ciemne, soczyste i pełne słodyczy, z ciepłym vibrato w przepięknej drugiej części Romanza”. Sięgnęłam po zagraniczne opinie o tej płycie, ale w Polsce także została ona bardzo ciepło przyjęta. Dokonał Pan także nagrań muzyki skomponowanej dla potrzeb hollywoodzkich filmów. Czy ma Pan jakieś plany związane z filmem?

        - Dwa razy współpracowałem z Janem A. P. Kaczmarkiem, przy okazji jego dwóch filmów. Nie mogę jeszcze zdradzić dużo szczegółów, ale zapowiada się, że to, co się wydarzyło, będzie małym epizodem w porównaniu do tego, co się niedługo wydarzy, bo zapowiada się wielka produkcja filmowa, w której skrzypce i muzyka skrzypcowa odegrają jedną z głównych ról. To będzie film o zasięgu międzynarodowym. Pod koniec roku będę mógł powiedzieć więcej na ten temat.

        Przez cały czas prowadzi Pan działalność koncertową, występując z recitalami i koncertami symfonicznymi w Polsce, na terenie Europy i Izraela – w słynnych salach koncertowych i na prestiżowych festiwalach.

        - Teraz także moja działalność koncertowa zatacza coraz to szersze kręgi. Myślę, że najbliższy rok przyniesie dużo nowych wydarzeń. Nawiązałem bardzo ciekawe kontakty w Azji, gdzie moją działalnością zainteresowało się wiele wpływowych osób. Jest też wielka szansa, że tam wkrótce bardzo ważne koncerty będę grał i może także nagrywał płyty. Mam również propozycje występów w Kanadzie, a także zapowiadają się koncerty w innych krajach Ameryki. Kluczem do otwierania serc menedżerów, dyrektorów orkiestr i innych instytucji muzycznych jest instrument, o którym za chwilę opowiemy.

        Często artyści mówią, że każdy koncert jest tak samo ważny i ja im wierzę, ale każde wnętrze, towarzysząca orkiestra lub zespół kameralny czy pianista, a także obecna w sali publiczność – inspirują inaczej.

        - Powiem jeszcze bardziej przewrotnie, że czasem coś, co planujemy bardzo długo i wszystko ma być super – koncert, sala, orkiestra, a jak przychodzi ten dzień, to z różnych życiowych powodów (ile pospaliśmy, co zjedliśmy, źle się czujemy), okazuje się, że ten koncert nie robi takiego wielkiego wrażenia, chociaż publiczność jest zadowolona i nagradza nas gorącymi brawami, ale my wewnętrznie nie przeżyliśmy tak bardzo tego koncertu. Natomiast czasami jakiś spontaniczny, zaplanowany z niewielkim wyprzedzeniem koncert, z pozoru bardzo mało ważny, a z różnych powodów – wyjątkowej publiczności czy atmosfery, może także naszej predyspozycji albo ułożenia gwiazd na niebie, powoduje to, że czujemy, jakby to był jeden z najwspanialszych koncertów w naszym życiu. Tego nie da się przewidzieć i dla mnie osobiście jest to wspaniałe. Dzięki temu nasz zawód jest żywy i nie popadamy w rutynę.

        Wielką uwagę przykłada Pan do muzyki polskiej – zarówno z minionych epok, jak i współczesnej, a często kompozytorzy obdarzają Pana takim zaufaniem, że powierzają Panu prawykonania swoich utworów.

        - Robię to od wielu lat i dotyczy to zarówno muzyki solowej, jak i kameralnej, bowiem z powodu zawirowań historycznych, ale też – trzeba się uderzyć w pierś – z powodu własnych zaniedbań, Polacy nie wypromowali swojej muzyki, a mamy bardzo dużo utworów i wielu kompozytorów nieznanych. Szukając, zawsze można znaleźć kilka perełek, bo wiadomo, że nie wszystko jest fantastyczne, ale myślę, że nawet dla kilkunastu wartościowych utworów, których nie zna świat, a powinien poznać – na przykład Koncert skrzypcowy Mieczysława Karłowicza, który poza Polską praktycznie nie jest znany. Jest to niezrozumiałe dla mnie i dla wielu ludzi, którzy usłyszeli ten Koncert w moim wykonaniu albo w wykonaniu jednej z moich najlepszych studentek. To jest wielkie zaniedbanie i nawet dla tych kilku utworów warto pracować nad promocją polskiej muzyki.
        Ostatnio czasami analizuję, w jako sposób stało się, że gram na Stradivariusie, to mogę śmiało stwierdzić, że jest to nagroda za to, że właśnie taką politykę obrałem w swojej karierze, bo osoba, która się zdecydowała, żebym to ja grał na tym instrumencie, wie, że gram dużo muzyki polskiej i jest to ważny nurt w mojej działalności. Człowiek ten jest wielkim patriotą i chciał, aby na tym instrumencie grał Polak, który będzie grał muzykę polską na całym świecie.

        Ten wspaniały instrument my usłyszeliśmy po raz pierwszy 22 lipca podczas koncertu w sali balowej Zamku w ramach 44. Międzynarodowych Kursów Muzycznych im. Zenona Brzewskiego w Łańcucie, a Pan także od niedawna na nim gra, bo niedawno został zakupiony.

        - Gram na nim niecałe dwa i pół miesiąca. Jest to znakomity instrument. Każdy skrzypek czy lutnik jak zobaczy go z bliska, jest zachwycony. Ja uważam, że jest to najlepszy Stadivarius ze wszystkich, które miałem w rękach przez ostatnie dwa lata, bo miałem możliwość testowania różnych instrumentów. Ciekawe jest również to, że ten instrument jest odnalezioną perełką, bo nie jest znany i w XX wieku nie grał na nim żaden znany skrzypek. Był trzymany przez rodziny, które traktowały go jako skarb. Przez ostatnie pół wieku był w magnackiej rodzinie włoskiej spod Rzymu i leżał w sejfie, grano na nim raz na rok, przeglądał go i konserwował lutnik, i znowu trafiał do szafy.
Dzięki temu instrument jest w świetnej kondycji, ale wymaga rozgrywania i po tych dwóch miesiącach jego brzmienie już się zmieniło na korzyść, ma niesamowite możliwości dźwiękowe, i mam nadzieję, że uda mi się go rozsławić, bo na pewno jest to jeden z najlepiej brzmiących Stradivariusów, mogę to z pełną odpowiedzialnością stwierdzić. Mówię o tym z dreszczykiem emocji, bo nie jest to instrument, na którym grali znani skrzypkowie – Wieniawski, Lipiński, Perlman..., tylko właśnie odnaleziony.

        Ważny jest także rocznik – 1685.

        - Tak, bo to rok urodzin Johanna Sebastiana Bacha. Jest to ciekawy instrument konstrukcyjnie, bo zbudowany został w czasie, kiedy Antonio Stradivari już wychodził spod opieki swojego mistrza – Amatiego i poszukiwał swoich form. Znawcy doszukują się w tym instrumencie cech ze złotego okresu. Jeden z londyńskich lutników stwierdził, że on w sumie ma więcej cech złotego okresu, niż inne instrumenty robione w tym czasie, a jeszcze ma trochę cech instrumentów Amatiego, bo jest trochę wyższy. Moim zdaniem jest to piękny instrument, widziałem kilka Stradivariusów, ale ten jest wyjątkowy i ja porównuję go z idealną, piękną kobietą. Nie znam się na budowie instrumentów tak, jak lutnicy, a jedynie oceniam ich dźwięk, ale ten instrument jest po prostu piękny – proporcje, oryginalny lakier – łezka wzruszenia kręci się w oku.

        Do udziału w koncercie „Mistrz i uczniowie” zaprosił Pan trzy uczestniczki: Amelię Mońko, Aleksandrę Kwaśny i Justynę Marczak, które grały utwory Bacha, Schuberta i Wieniawskiego. Pan, z towarzyszeniem pianisty Grzegorza Skrobińskiego, w drugiej części wieczoru wykonał: „Melodię” Paderewskiego, „Serenadę” Karłowicza, „Oberka” Bacewiczówny, „Recitativo e arioso” Lutosławskiego i „Poloneza koncertowego D-dur” Wieniawskiego. Były także znane utwory na bis. Myślę, że celowo w programie koncertu w Łańcucie znalazły się utwory, które wszyscy znają i mógł Pan pokazać całą urodę tego instrumentu.

        - Tak, to był mój cel - pokazać piękno brzmienia tego instrumentu, stąd utwory, w których jest dużo kantylen, śpiewności, ale momentami także trochę popisów technicznych, żeby każdy mógł docenić i usłyszeć to, co już zna, ale jakby w nowej odsłonie.

        Chcę jeszcze zapytać o działalność założonej przez Pana niedawno orkiestry kameralnej Warsaw Pleyers.

        - Jest to orkiestra smyczkowa 16-osbowa, która powstała nie tylko z mojej inicjatywy, ale także studentów i absolwentów. Mamy już za sobą kilka koncertów i bardzo mnie cieszy, że mamy coraz to więcej zaproszeń, bo od razu udało się nam osiągnąć wysoki poziom artystyczny. Brzmimy jak profesjonalna orkiestra kameralna i bardzo mi zależy, aby tworzyli ją ludzie pozytywnie nastawieni na współpracę. Zobaczymy, jak się będziemy dalej rozwijać. Można powiedzieć, że jest to elitarny zespół, bo tworzą go bardzo dobrzy, młodzi muzycy, którzy wielokrotnie nagradzani byli na konkursach. Pod moją opieką artystyczną mają możliwość występów na różnych ciekawych koncertach. Dla mnie – skrzypka solisty jest to także coś atrakcyjnego, bo w każdej chwili menedżerom na świecie mogę zaproponować zespół, który świetnie gra i prezentuje wysoką jakość. Marzę, aby mogli grać na jak najlepszych instrumentach. Oczywiście nie musi to być szesnaście Stradivariusów, ale pewien problem jest, bo nie mamy w Polsce kolekcji, które mogłyby służyć takim młodym zdolnym muzykom. Dobre instrumenty naprawdę wpływają na brzmienie zespołu, a nie da się go osiągnąć na instrumentach średniej jakości.

        Miejmy nadzieję, że niedługo ta orkiestra trafi pod czyjeś opiekuńcze skrzydła i jej członkowie będą mogli zajmować się głównie grą w tej orkiestrze.

        - Mam taką nadzieję. Aktualnie pracujemy najlepiej, jak potrafimy, nie mamy etatów, ale gramy coraz więcej koncertów i zawsze staram się, aby każdy był godnie wynagradzany. Mamy nadzieję, że ten projekt będzie się rozwijał.

        Rozmawiamy w czasie wakacji, bo kursy odbywają się zawsze w lipcu. Minęła już godzina dwudziesta, a na spotkanie przyszedł Pan prosto z pracy. Lipiec się kończy – kiedy znajdzie Pan więcej czasu dla rodziny, na odpoczynek, na realizację swoich pasji pozamuzycznych. Będzie na to czas?

        - Parę miesięcy temu nie byłoby to takim wielkim problemem, ale niestety, ostatnio jest to duży problem – od kiedy pojawił się Stradivarius i wiele intensywnych działań, to nie mam czasu na żadną z wymienionych przez panią przyjemności. Pracuję nad tym w moim umyśle i chcę, żeby ten stan rzeczy się jednak zmienił.  Wiem, jak ważne jest dla muzyka i każdej osoby, która pracuje intelektem (bo nasza praca jest bardzo intelektualna, chociaż jest to także praca fizyczna), żeby mieć przestrzeń i mieć z czego czerpać inspiracje. Coraz to częściej odczuwam, bo często mam całe serie koncertów i spotkań, bo jestem nie tylko muzykiem, ale też menedżerem, organizatorem i niestety wiem, jak czasem jestem tym zmęczony i jak trudno mi znaleźć inspiracje na koncert. Czasami starczy tylko kilka dni wolnego, a nabieram nowego oddechu i ja to czuję, jestem przekonany, że słyszy także publiczność ten przypływ nowej energii. Mam parę takich wzorców jak Krystian Zimerman czy Piotr Anderszewski – wspaniali polscy pianiści, znam paru wokalistów, którzy też robią fantastyczne kariery światowe, ale wiem, że oni starają się nie przeładowywać swojego kalendarza. Ja bym bardzo chciał też chociaż zbliżyć się do ich rytmu życia. Już jestem na takim etapie, że nie muszę przyjmować wszystkich propozycji koncertowych, ale jeszcze nie mogę sobie pozwolić na granie kilkunastu koncertów w ciągu roku. Bardzo bym chciał dołączyć do grupy dobrze wycenianych finansowo muzyków, ale nie po to, żeby być milionerem, ale po to, żeby mieć niezbędną przestrzeń pomiędzy występami, bo jestem świadomy, że wchodzenie na coraz to wyższy poziom kosztuje wykonawcę coraz to więcej energii. Nie wszyscy to rozumieją, ale tak jest. Chciałbym mieć komfort, żeby tych koncertów grać niewiele, ale jak najlepsze.

        Tworzycie artystyczną rodzinę i każde z Was powinno mieć taką przestrzeń.

        - Bardzo bym chciał mieć więcej czasu dla swojej rodziny, dla żony i dla dzieci, które są w okresie dojrzewania, są też obiecującymi, zdolnymi muzykami i do tej pory nie przykładałem do tego ręki, bo zawsze mieli swoją drogę i uznawałem, że nie powinienem nadmiernie ich kontrolować, ale nadszedł taki moment, że powinienem im wskazywać pewne kierunki i pomóc im, jeśli będą chcieli w przyszłości być muzykami. Muszą sami nad tym się zastanowić, bo to jest piękna droga, ale nie każdy może i chce nią iść.
        Będę też musiał w najbliższym czasie ograniczyć działalność pedagogiczną, żeby tym najzdolniejszym poświęcić dużo czasu, ponieważ ci najwybitniejsi potrzebują więcej czasu niż inni, bo przygotowują ogromne programy i mają dużo różnych problemów – trzeba im pomóc.

        Mam nadzieję, że w przyszłości w lipcu zawsze znajdzie Pan dwa tygodnie na pobyt na Międzynarodowych Kursach Muzycznych w Łańcucie. Jeśli ktoś w najbliższym czasie chce posłuchać Pana gry, powinien już zarezerwować sobie bilet i przyjechać 25 sierpnia do Kąśnej Dolnej, gdzie wystąpi Pan w ramach festiwalu „Bravo Maestro”, organizowanego przez działające tam Centrum Paderewskiego.

        - Mam nadzieję, że zobaczymy się już niedługo w Kąśnej Dolnej, bo to miejsce magiczne, podobnie jak Łańcut, do którego będę chciał jak najdłużej wracać. Bardzo dziękuję za rozmowę.

Z dr hab. Januszem Wawrowskim – wybitnym skrzypkiem i pedagogiem rozmawiała Zofia Stopińska 25 lipca2018 roku w Łańcucie.

Subskrybuj to źródło RSS