Zofia Stopińska

Zofia Stopińska

email Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

Marzyłam o tym, żeby być dobrą nauczycielką

          Polecam Państwa uwadze rozmowę z Panią Magdaleną Pamułą – pianistką, znakomitą nauczycielką oraz organizatorką życia muzycznego. Od wielu lat podziwiam efekty jej pracy, zaangażowanie, a przede wszystkim umiłowanie muzyki i pasję. Zawsze pogodna i uśmiechnięta ale jednocześnie wymagająca, potrafi zaszczepić miłość do muzyki klasycznej nie tylko u dzieci i młodzieży, ale także zachęcić do udziału w koncertach osoby dorosłe.
Jak jej się to udaje? Odpowiedź znajdą Państwo czytając rozmowę.

          Zofia Stopińska: Znamy się już od wielu lat i zawsze kojarzy mi się Pani z muzyką i ze Stalową Wolą, w której Pani mieszka i pracuje
          Magdalena Pamuła: Dobrze się Pani kojarzy, bo muzyka to moje życie, a Stalowa Wola jest moim rodzinnym miastem i tutaj rozpoczęłam swoją przygodę z muzyką, później tutaj zaczęłam pracować i ciągle jestem związana z muzyką.

           Kiedy Panią poznałam, była Pani już dyrektorem Państwowej Szkoły Muzycznej I i II stopnia im. Ignacego Jana Paderewskiego w Stalowej Woli i prowadziła Pani klasę fortepianu. Szkoła ciągle się rozwijała.
          - Przez 24 lata kierowałam szkołą, a wcześniej podjęłam pracę w tej szkole jako nauczyciel fortepianu. Szkoła powstała na bazie Państwowego Ogniska Muzycznego, a o jej rozwój dbali kolejni dyrektorzy i nauczyciele. Od początku Szkoła była centrum muzyki w tym mieście i organizowane były piękne koncerty, podczas których występowali najwięksi z największych polskich artystów. Starczy, jeśli wymienię tylko dwa z wielu nazwisk: Adam Harasiewicz i Bernard Ładysz.
           Po objęciu stanowiska dyrektora starałam się kontynuować dzieło moich poprzedników. W naszej szkole odbywały się nadal koncerty oraz inne imprezy muzyczne, takie jak Międzynarodowe Konkursy Muzyczne im. Janiny Garści, przez długie lata w sierpniu odbywały się warsztaty muzyczne połączone z koncertami. Te koncerty były zarzewiem muzycznym w Stalowej Woli. Oczywiście mam na myśli muzykę poważną.

          Aula Szkoły Muzycznej była 30 lat temu jedyną salą koncertową, w której można było posłuchać muzyki klasycznej i wszyscy melomani, których w Stalowej Woli nie brakowało, przychodzili coraz liczniej i trudno było wszystkich pomieścić.
          - To prawda, w szkole muzycznej odbywały się koncerty, bo zawsze był dobry fortepian. W Domu Kultury była duża sala i stał w niej fortepian, ale ten instrument nie nadawał się do wykonywania recitali czy koncertów z udziałem fortepianu.
          Tak było do czasu, kiedy bisnesmen pan Zbigniew Koczwara kupił i podarował miastu dwa instrumenty Steinway&Sons. Jeden z nich znalazł się w auli szkoły muzycznej, a drugi w Sali Miejskiego Domu Kultury. Od tego czasu można było duże koncerty organizować w Miejskim Domu Kultury i współpraca tych dwóch placówek układała się znakomicie. Sala widowiskowa MDK jest zawsze otwarta dla muzyki klasycznej, ku wielkiej radości melomanów.

          Nie wiem, czy Pani potwierdzi krążącą po mieście ciekawostkę. Podobno, kiedy przedstawiciele Steinwaya usłyszeli, że jedna osoba zamawia u nich dwa instrumenty koncertowe najwyższej klasy i obydwa dla znajdującej się na Podkarpaciu zaledwie 70-tysięcznej Stalowej Woli, byli ogromne zdziwieni. Nigdy bowiem w historii firmy nie zdarzyło się, by ktoś kupował dwa tak drogie instrumenty naraz, a u Steinwaya kupuje nie byle kto.
          - Faktycznie, był to ewenement, jeśli nie na skalę europejską, to z pewnością ogólnopolską. Ktoś z niewielkiego miasta kupuje w magazynie w Hamburgu dwa najwyższej klasy fortepiany. To był wspaniały gest pana Zbigniewa Koczwary.

          W szkołach muzycznych w całej Polsce brakowało i brakuje pieniędzy na działalność koncertową i wiele innych inicjatyw. Z czasem powstawały stowarzyszenia i fundacje, dzięki którym można było pozyskiwać środki na te cele.
          - Tak, u nas działa od lat Stowarzyszenie „Crescendo”, ale wiele środków udawało się pozyskiwać z Ministerstwa Kultury na zakup instrumentów. Od lat starano się, aby w naszej szkole były jak najlepsze instrumenty dla uczniów, ale nigdy nie byłoby nas stać na kupno tak dobrego fortepianu.

          Trzeba jeszcze podkreślić, że budynek Państwowej Szkoły Muzycznej I i II stopnia przy ulicy Gabriela Narutowicza był budowany dla potrzeb szkoły muzycznej i jest wygodny.
          - Budowa trwała chyba 7 lat w ramach akcji „1000 szkół na tysiąclecie” i przewidziany był dla 100 uczniów. Szybko okazał się za mały i dobudowane zostało piętro. Pamiętam, że kiedy byłam dyrektorem tej szkoły, przez wiele lat uczyło się w nim przeszło 400 uczniów i było bardzo ciasno. Tak zresztą jest nadal.
Młodzież garnie się do muzyki i trzeba robić wszystko, żeby jej to umożliwić.

          Jak już Pani wspomniała, przez cały czas prowadziła Pani klasę fortepianu w tej szkole i wykształciła Pani wielu pianistów, część z nich pozostała w Stalowej Woli, ale sporo utalentowanych pianistów pracuje także w różnych ośrodkach muzycznych w Polsce i poza jej granicami.
          - Dużo zdolnych młodych ludzi ukończyło u mnie fortepian na poziomie szkoły I stopnia, ale było także wielu, którzy kontynuowali naukę w szkole II stopnia, chociaż będąc dyrektorem szkoły miałam zawsze tylko kilku uczniów. Miałam bardzo dużo obowiązków, a zawsze chciałam mieć czas dla uczniów, ale wcześniej miałam sporą gromadkę i były wśród nich bardzo zdolne osoby, które wysyłałam na różne konkursy, a po ukończeniu szkoły II stopnia kontynuowały edukację w Akademiach Muzycznych. Jestem szczęśliwa, że z wieloma byłymi uczniami utrzymuję kontakt. Wiem, co się z nimi dzieje, bo piszą listy, telefonują, zapraszają mnie do siebie.
          Na przykład czasami jadę do Salzburga, gdzie pracuje moja uczennica i zaprasza mnie w czasie trwania Festiwalu Salzburskiego. Moim uczniem jest Konrad Mastyło, świetny pianista, kompozytor i pedagog. Bardzo często spotykaliśmy się w Stalowej Woli albo na jego koncertach. Kontaktują się ze mną także osoby, które nie uczyły się u mnie, ale ukończyły tę szkołę i pracują aktualnie na tak odległych kontynentach, jak Australia, Ameryka. Ciągle wspominają lata spędzone w stalowowolskiej szkole, a teraz chcą występować w naszym mieście i jestem pewna, że niedługo będą u nas koncertować. Kontaktują się ze mną za pośrednictwem Facebooka, interesują się wszystkim, co dzieje się w Stalowej Woli i to jest bardzo miłe.

          Przyznam się, że często z pewnym zdziwieniem oglądam publikowane przez Panią fotografie z różnych wydarzeń muzycznych i zastanawiam się, jak Pani może tak dużo podróżować, a okazuje się, że ma Pani wielką „muzyczną rodzinę”
          - To prawda, w gronie moich byłych uczniów znalazłam wspaniałych przyjaciół. W ciągu ostatniego roku byłam na Festiwalach w Salzburgu, Krynicy i Bremie. Mamy dobrą współpracę z fundacją w Bremie. Muzyka jest ciągle obecna w moim życiu, a podróże kocham.

          Kilka lat temu zrezygnowała Pani z funkcji dyrektora szkoły, ale ciągle Pani uczy i organizuje koncerty.
          - Nie jestem już dyrektorem PSM I i II stopnia w Stalowej Woli, ale stworzyłam Fundację Wspierania Kultury „Amadeusz”, która ma na celu upowszechnianie muzyki klasycznej, promocję utalentowanej muzycznie młodzieży, organizowanie koncertów i warsztatów. Jednym z ważniejszych przedsięwzięć jest Festiwal im. Janiny Garści i trzecia jego edycja zaplanowana została od 5 do 7 października 2019 roku. Pozyskaliśmy już fundusze i zaczynamy planować wydarzenia w ramach tego Festiwalu. Mamy zawsze wiele planów i większość z nich realizujemy, ale wszystko zależy od ilości pieniędzy, które udaje nam się pozyskać. W Miejskim Domu Kultury organizujemy cykl niedzielnych koncertów zatytułowanych „Podwieczorek przy fortepianie”. Podczas tych koncertów promujemy najmłodszych i troszkę starszych utalentowanych muzycznie młodych ludzi. Mam duże doświadczenie, wiem, kogo warto pokazać i co podoba się w Stalowej Woli. Ciągle mam dużo zajęć związanych z działalnością Fundacji.

           Nie zrezygnowała Pani także z pracy pedagogicznej i nadal uczy Pani gry na fortepianie.
           - Owszem, uczę w szkołach muzycznych w dwóch miejscowościach, bo chcę się nadal dzielić tym, co potrafię. Tam także promuję młodych ludzi, między innymi organizujemy konkursy – w Jeżowem odbył się niedawno konkurs „Młody artysta” i planujemy także 12 maja 2019 roku Ogólnopolski Konkurs „Młody kameralista”. W Kraśniku, gdzie również pracuję, zaplanowaliśmy konkurs i odbędą się także „Dni patrona szkoły”, a Szkoła Muzyczna I stopnia ma imię Kompozytorów Polskich i możemy wszystkie wydarzenia wypełnić polską muzyką.

          Rozmawiamy w Pani mieszkaniu, w dużym pokoju, w którym często także rozbrzmiewa muzyka, bo często odbywają się tu koncerty. Jest to jedyny znany mi salon muzyczny na Podkarpaciu.
          - Od pewnego czasu zapraszam tutaj znajomych muzyków, nie tylko pianistów. Kilka tygodni temu była Pani na koncercie pianistów i w ubiegłą niedzielę gościliśmy także pianistów, ale występują tu także inni instrumentaliści i wokaliści. Salon nie jest wielki, ale ponad 20 osób może posłuchać muzyki w dobrym wykonaniu, bo występują tu nie tylko młode talenty, ale także moi znajomi zawodowi muzycy.

          Ja miałam szczęście być na koncercie świetnego pianisty Artura Jaronia, który wystąpił z utworami, które wykonał kilka dni później w Filharmonii w Koszycach oraz podczas Koncertu Jubileuszowego z okazji 30-lecia swojej działalności artystycznej w Kielcach.
Partie orkiestry wykonywała znakomita pianistka w Odessy.
          - Można grać utwory przeznaczone na dwa fortepiany, bo mam do dyspozycji dwa instrumenty.

           Powiedziała Pani na początku, że Stalowa Wola to jest Pani miasto, w którym rozpoczynała Pani naukę gry na fortepianie i od lat uczy Pani gry na tym instrumencie. Czy w rodzinie były jakieś tradycje muzyczne?
          - Moja rodzina ze strony ojca jest bardzo muzykalna, chociaż większość z nich amatorsko zajmowała się muzyką. Dziadek był organistą, a stryj jeszcze do tej pory od czasu do czasu zasiada za organami podczas nabożeństw, a przez wiele lat był organistą. Do tej pory prawie cała rodzina związana jest z muzyką.
           Na początku rodzice nie myśleli o posyłaniu mnie na lekcje muzyki, ponieważ sądzili, że brat ma większe zdolności. Dlatego postanowili, że będzie się uczył grać na skrzypcach w działającym w Domu Kultury Państwowym Ognisku Muzycznym. Ja także bardzo chciałam się uczyć grać i wprawdzie bez przekonania, ale posłano mnie do także Ogniska, abym uczyła się grać na fortepianie. Okazało się, że brat bardzo szybko zrezygnował z nauki gry, bo zajął się sportem, a ja robiłam szybko postępy.
          Nie skończyłam nawet nauki w Ognisku Muzycznym w Stalowej Woli, bo na podstawie egzaminu zostałam przyjęta do Państwowej Szkoły Muzycznej II stopnia w Rzeszowie, gdzie uczyłam się w klasie znakomitej pianistki Krystyny Matheis-Domaszowskiej.
          Później zaczęłam uczyć w Szkole Muzycznej w Stalowej Woli i jednocześnie studiowałam w Krakowie u pani Ireny Sijałowej-Vogel.
Miałam ogromne szczęście do nauczycielek, bo uczyłam się u najlepszych. Wychowankami pani Krystyny Matheis-Domaszowskiej byli m.in.: Adam Wodnicki, Edward Wolanin, Mariusz Drzewicki i wielu innych. Wielu świetnych pianistów ukończyło studia w klasie prof. Sijałowej, a byli wśród nich m.in. Artur Jaroń i Mirosław Herbowski.
          Ja nigdy nie chciałam być koncertującą pianistką, cały czas marzyłam o tym, żeby być dobrą nauczycielką i studiowałam po to, aby nią zostać.
Prawie przez całe zawodowe życie związana byłam ze Szkołą Muzyczną w Stalowej Woli. Tutaj także uczą moi wychowankowie, bo chyba 12 nauczycieli, wyszło spod mojej ręki. Wielu także po studiach podjęło pracę w różnych miastach w Polsce i za granicą.
          Moją specjalnością było nauczanie dzieci i teraz także pracuję z małymi dziećmi. Jestem przekonana, że wiele na ten temat wiem. Wiele nauczyłam się od pani Janiny Garści, która uwielbiała uczyć dzieci i pisała dla nich bardzo interesujące utwory. Człowiek uczy się do końca życia i ja nadal obserwuję, jak uczą inni.
           Wszystkich moich uczniów starałam się nauczyć jak najwięcej i zaszczepić w nich miłość do muzyki. Wszyscy moi uczniowie, nawet jeśli nie wykonują teraz zawodu muzyka, to mają kontakt z muzyką.
Bardzo często ktoś do mnie podchodzi i przypomina mi, że uczył się u mnie, ma bardzo miłe wspomnienia z tej szkoły i nadal interesuje go muzyka. To jest bardzo miłe.

           Jestem przekonana, że aby dobrze uczyć gry na instrumencie i mieć tyle satysfakcji co Pani, potrzebna jest pasja i trzeba kochać dzieci i młodzież.
           - Bez tego nie da się dobrze pracować. Jeśli nie ma pasji i pozytywnego uczucia do młodego człowieka, to się nic nie zrobi. Każdy człowiek, każde dziecko jest inne i jeśli się nie potrafi do niego dotrzeć i owocnie z nim pracować, to trzeba się zastanowić nad zmianą zawodu.

           Ma Pani własne dzieci, czy chciały pójść w Pani ślady?
           - Dwoje ukończyło średnią szkołę muzyczną, syn na wiolonczeli, a córka na skrzypcach, natomiast najstarszy syn uczył się grać na klarnecie i ukończył szkołę muzyczną I stopnia. Nie są zawodowymi muzykami, ale muzyka bardzo im się przydała. Wnuk także uczy się grać na wiolonczeli
Do tej pory, jak odwiedzam syna, to on sięga po wiolonczelę, a ja siadam do fortepianu i muzykujemy. Sprawia nam to ogromną przyjemność.

           Taka forma muzykowania istniała od wieków.
           - To prawda, a ja jeszcze dodam, że ona się sprawdza nie tylko w rodzinie, ale także w gronie przyjaciół. Dzięki temu, że jestem muzykiem, od wielu lat mam bardzo dużo znajomych, ale nie wszyscy są muzykami. Wielu z nich przychodzi do mojego saloniku, aby posłuchać muzyki.

           To jeszcze jeden dowód na to, że nic nie zastąpi koncertu odbieranego na żywo. Na płytach i innych nośnikach utrwalono już większość kompozycji. W Internecie możemy także posłuchać wspaniałych nagrań, ale jeśli słyszymy muzykę i jednocześnie widzimy wykonawcę, zupełnie inaczej ją odbieramy.
          - Emocji, które towarzyszą nam podczas koncertu, nie da się odnaleźć w muzyce odtwarzanej.

           W Pani salonie, po koncercie, jest czas na spotkanie z wykonawcą.
           - Ten kontakt, rozmowa są bardzo ważne i dlatego także po koncertach w pobliskim Miejskim Domu Kultury zapraszam grono zaprzyjaźnionych osób i wykonawców do tego pokoju na spotkanie i rozmowy o muzyce. To są bardzo miłe i potrzebne spotkania.
           Nie wyobrażam sobie siedzenia w domu przed telewizorem. Dopóki będę mogła, to będę dalej pracować i na różne sposoby popularyzować muzykę klasyczną.

Z panią Magdaleną Pamułą, pianistką, znakomitą nauczycielką oraz organizatorką życia muzycznego Zofia Stopińska rozmawiała 13 kwietnia 2019r. w Stalowej Woli.

Maj w Przemyskim Centrum Kultury i Nauki ZAMEK

Kalendarz imprez
Przemyskiego Centrum Kultury i Nauki ZAMEK
maj 2019 r.

2 maja (czwartek), godz. 18.00
Koncert Wiosenny chóru ewangelickiego im. Oskara Kolberga z Radomia.
W programie utwory rozrywkowe: L. Cohena, E. Claptona, Zakopower, IRA, A. German,
z musicalu Skrzypek na dachu oraz pieśni religijne i ludowe.
(Sala widowiskowa Zamku Kazimierzowskiego) – wstęp wolny.
Organizator: Przemyskie Centrum Kultury i Nauki ZAMEK.

7 maja (wtorek), godz. 11.15
XI edycja Powiatowego Przeglądu Małych Form Teatralnych pt. „Porozmawiajmy o uzależnieniach”.
(Sala widowiskowa Zamku Kazimierzowskiego) – wstęp wolny.
Org.: Państwowy Powiatowy Inspektor Sanitarny w Przemyślu oraz PCKiN ZAMEK.
(Impreza zewnętrzna).

9 – 10 maja (czwartek, piątek)
III Międzynarodowy Festiwal-Konkurs Sztuki „Samocvity”. Głównym zadaniem tego artystycznego projektu jest prezentacja uzdolnionej międzynarodowej młodzieży i integracja artystyczna uczestników.
- 10 maja (piątek), godz. 10.00
Koncerty finałowe Festiwalu.
(Sala widowiskowa Zamku Kazimierzowskiego) – wstęp wolny.
Org.: Organizacja Społeczna „Art. Centr Antre” ze Lwowa przy wsparciu Prezydenta Miasta Przemyśla oraz PCKiN ZAMEK.

10 maja (piątek), godz. 19.00
Otwarcie wystawy Andrzeja Opaka – „Akwarele”.
Gościnnie wystąpi zespół Simple Music Team.
(Galeria Zamek) – wstęp wolny.
Org. PCKiN ZAMEK.

11 maja (sobota), godz. 18.00
Grzegorz Halama – „Długo i szczęśliwie” czyli intymne życie grubasa.
Koncert charytatywny na rzecz Budowy Psiej Wioski w Przemyślu.
(Sala widowiskowa Zamku Kazimierzowskiego) – bilety w cenie 60 zł do nabycia w siedzibie Fundacji ORZW, ul. Zamoyskiego 15, sklepie muzycznym „Musicland” ul. Serbańska 13, tel. 16 675 01 82 oraz na godzinę przed występem na Zamku Kazimierzowskim.
Org.: Ośrodek Rehabilitacji Zwierząt Chronionych oraz PCKiN ZAMEK.
(Impreza zewnętrzna).

12 maja (niedziela), godz. 18.00
Z cyklu „Zamkowe Teatralia”. Spektakl teatralny „Żona do adopcji”. Reżyseria: Jakub Ehrlich.
Występują: Olga Borys, Marek Pituch, Jakub Wons.
(Sala widowiskowa Zamku Kazimierzowskiego) – bilety w cenie 45 zł (sala), 40 zł (balkon) do nabycia w sklepie muzycznym „Musicland” ul. Serbańska 13, tel. 16 675 01 82 oraz na godzinę przed spektaklem na Zamku Kazimierzowskim.
Org. PCKiN ZAMEK.

14 maja (wtorek), godz. 11.15
Obchody Dnia Godności Osób z Niepełnosprawnością Intelektualną pt. „Jestem. Potrafię.
Tworzę”.
(Sala widowiskowa Zamku Kazimierzowskiego) – wstęp wolny.
Org.: Polskie Stowarzyszenie na rzecz Osób z Niepełnosprawnością Intelektualną Koło w Przemyślu oraz PCKiN ZAMEK.
(Impreza zewnętrzna).

17 maja (piątek), godz. 17.00
Otwarcie wystawy malarstwa Andrzeja Korca.
(Galeria Baszta).
Org. PCKiN ZAMEK.

21 maja (wtorek)
Spektakle edukacyjne dla młodzieży szkolnej.
(Sala widowiskowa Zamku Kazimierzowskiego) – spektakle zorganizowane dla młodzieży szkolnej.
Org.: Agencja art.-rekl. Bede productions w Krakowie oraz PCKiN ZAMEK.
(Impreza zewnętrzna).

22 maja (środa), godz. 14.30
Koncert z okazji Dnia Matki w wykonaniu przedszkolaków z Niepublicznego Przedszkola zgromadzenia Sióstr Służebniczek NMP NP w Przemyślu.
(Sala widowiskowa Zamku Kazimierzowskiego) – wstęp wolny.
Org.: Niepubliczne Przedszkole Zgromadzenia Sióstr Służebniczek NMP NP w Przemyślu oraz PCKiN ZAMEK.
(Impreza zewnętrzna).

24 maja (piątek), godz. 18.00
Widowisko taneczne z okazji Jubileuszu 25-lecia Szkoły Tańca „A-Z”.
(Sala widowiskowa Zamku Kazimierzowskiego) – wstęp wolny.
Org.: Szkoła Tańca „A-Z” w Przemyślu oraz PCKiN ZAMEK.
(Impreza zewnętrzna).

25 maja (sobota), godz. 19.00
Z cyklu „Zamkowe Teatralia”. Spektakl teatralny „Mayday” – Teatr Plejada.
Reżyseria: Piotr Męderak.
Obsada: Anna Dzierża, Elżbieta Wieciech, Aneta Gierat, Urszula Tylek, Piotr Męderak, Wojciech Michno, Jan Mancewicz, Marek Jędrzejczyk, Mateusz Dewera, Maciej Małysa, Daniel Piskorz.
(Sala widowiskowa Zamku Kazimierzowskiego) – szczegóły na odrębnych afiszach.
Org.: Fundacja Sztuki Teatralnej i Filmowej Plejada z Krakowa oraz PCKiN ZAMEK.
(Impreza zewnętrzna).

26 maja (niedziela), godz. 18.00
Koncert z okazji Dnia Matki w wyk. nauczycieli i uczniów z Zespołu Państwowych Szkół Muzycznych im. A. Malawskiego w Przemyślu.
(Sala widowiskowa Zamku Kazimierzowskiego) – wstęp wolny.
Org.: Zespół Państwowych Szkół Muzycznych im. A. Malawskiego w Przemyślu oraz PCKiN ZAMEK.

28 maja (wtorek), godz. 19.00
Koncert Przemyskiego Młodzieżowego Kameralnego Chóru Vox Iuventum działającego przy PCKiN ZAMEK.
(Sala widowiskowa Zamku Kazimierzowskiego) – wstęp wolny.
Org. PCKiN ZAMEK.

29 maja (środa), godz. 18.00
Z cyklu „Niedźwiadkowa Scena Młodych”. „Artyści, czyli chwila zadumy” – program teatralno-rozrywkowy w wykonaniu zespołów Klubu 5. batalionu strzelców podhalańskich w Przemyślu.
(Klub „Niedźwiadek”) – wstęp wolny.
Org. PCKiN ZAMEK.

30 maja (czwartek)
Spektakle edukacyjne dla młodzieży szkolnej.
(Sala widowiskowa Zamku Kazimierzowskiego) – spektakle zorganizowane dla młodzieży szkolnej.
Org.: Agencja art.-rekl. Bede productions w Krakowie oraz PCKiN ZAMEK.
(Impreza zewnętrzna).

Wystawy czasowe:
– Aleksander Olszewski, Piotr Kisiel – aLGORYTMY, sYSTEM, wystawa grafiki,
(Galeria Zamek), czynna do 7 maja 2019 r.
–Andrzej Opak – wystawa „Akwarele”,
(Galeria Zamek), czynna od 10 maja do 5 czerwca 2019 r.
–Jacek Herman-Iżycki, SOKOTRA – Wyspa Smoczej Krwi, fotografie,
(Galeria Baszta), czynna do 14 maja 2019 r.
– Andrzej Korzec – wystawa malarstwa,
(Galeria Baszta), czynna od 17 maja do 5 czerwca 2019 r.

Wystawy stałe:
– Kazimierz Wielki Wczoraj i Dziś,
– Lapidarium,
– Kazimierz w Historii i Tradycji,
– 145 lat Towarzystwa Dramatycznego im. A. Fredry „Fredreum”,
– Dorobek sceniczny Kazimierza Opalińskiego – najwybitniejszego aktora „Fredreum”,
– Widoki przemyskie z lat 50. XX wieku,
– „Fredreum” w karykaturze.

Przemyskie Centrum Kultury i Nauki ZAMEK
37-700 Przemyśl, Aleje XXV Polskiej Drużyny Strzeleckiej 1, tel. 16 678 50 61,
e-mail: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
Dyrektor – Renata Nowakowska

Po wydrukowaniu kalendarz może ulec zmianie, zawsze aktualny na www.kultura.przemysl.pl

Tydzień Talentów w Kąśnej Dolnej

           Zbliża się kolejna edycja  festiwalu "Tydzień Talentów". To wspaniałe wydarzenia odbędzie się w tym roku od 12 do 19 maja 2019 roku, a organizuje je Centrum Paderewskiego w Kąśnej Dolnej. W tym roku w domu Ignacego Jana Paderewskiego rozbrzmiewać będzie muzyka w wykonaniu wspaniałych mistrzów: sopranistki Katarzyny Oleś-Blachy, pianisty Szymona Nehringa i wiolonczelisty Marcina Zdunika, którzy także pracować będą z utalentowaną muzycznie młodzieżą.

           Festiwal Tydzień Talentów jest wydarzeniem, które od lat daje młodym, dobrze rokującym artystom szansę sprawdzenia i zdyskontowania swoich umiejętności. Pierwsza edycja odbywała się od 14 do 17 października 1982 roku pod nazwą „Spotkania Młodych Muzyków – prezentacje laureatów konkursów polskich i zagranicznych”, a udział w niej wziął m.in. wybitny dziś wiolonczelista – Andrzej Bauer. W kolejnym roku Festiwal przyjął obowiązującą do teraz nazwę, a w przeciągu przeszło trzech dekad był początkiem kariery m.in. Waldemara Malickiego, Tomasza Strahla, Rafała Kwiatkowskiego, Jakuba Jakowicza, Rafała Blechacza.
          Festiwalowi zawsze towarzyszyli znani krytyce muzyczni oraz największe autorytety życia muzycznego, spośród których warto przywołać takie nazwiska, jak Józef Kański, Janusz Ekiert, Jan Popis czy Anna Woźniakowska.
           Od kilku lat Tydzień Talentów funkcjonuje w formule Warsztatów z Mistrzami, która daje młodym nieocenioną możliwość pracy pod okiem wybitnych Mentorów. Od roku 2017 wydarzenie odbywa się nie jesienią, a wiosną – w jednym z najpiękniejszych miesięcy roku, maju. Festiwal zatem ewoluuje, zarówno pod względem artystycznym i edukacyjnym, jak również organizacyjnym, odpowiadając na sugestie artystów i melomanów.

Filharmonia Podkarpacka - Moniuszko, Szymanowski, Rachmaninow

AB 26 kwietnia 2019r., PIĄTEK, godz. 19:00

ORKIESTRA SYMFONICZNA FILHARMONII PODKARPACKIEJ
BARTOSZ STANISZEWSKI – dyrygent
ANDRZEJ PIKUL – fortepian
MARHARYTA KOZLOVSKA - fortepian

W programie:
S. Moniuszko – Uwertura do opery „Halka”
K. Szymanowski – IV Symfonia koncertująca op. 60
S. Rachmaninow – Rapsodia na temat Paganiniego op. 43

Pierwsze wykonanie IV Symfonii koncertującej odbyło się 9 października 1932 roku w Poznaniu. Karol Szymanowski (1882 – 1937), który pisał ten utwór z myślą o sobie jako wykonawcy, wystąpił wówczas jako solista i w obydwu rolach - kompozytora i pianisty odniósł wielki sukces. Do dziś jest to jedno z najchętniej granych słuchanych dzieł wybitnego polskiego twórcy. Popisowym utworem jest także Rapsodia na temat Paganiniego Sergiusz Rachmaninowa (1873 – 1943) będąca cyklem wariacji opartych na słynnym Kaprysie skrzypcowym a – moll Niccolo Paganiniego. Rok Moniuszkowskim zaakcentowany zostanie jednym z najczęściej wykonywanych utworów instrumentalnych Stanisława Moniuszki (1819 – 1872) - dramatyczną w wyrazie Uwerturą do opery „Halka”.

ANDRZEJ PIKUL

Ukończył Akademię Muzyczną w Krakowie (1980) w klasie fortepianu prof. T. Żmudzińskiego. Dalsze studia pianistyczne odbył w mistrzowskiej klasie prof. P. Badury-Skody w Hochschule für Musik w Wiedniu (1981–1983). Uczestniczył także w licznych kursach mistrzowskich pod kierunkiem wybitnych pianistów (m.in. A. Jennera, V. Perlemutera, G. Agostiego, T. Vasarego).

Laureat Festiwalu Pianistyki Polskiej w Słupsku (1981), Międzynarodowego Konkursu Foundation Cziffra w Senlis (1983), Konkursu Radiofonii Europejskiej Bratysława 85.

Występował wielokrotnie w prestiżowych salach w kraju, a także w większości krajów europejskich oraz w Turcji, Izraelu , Chinach, Japonii, Chile, Kolumbii , Brazylii , USA, Australii i Nowej Zelandii (m. in. w Musiverein we Wiedniu, Wigmor Hall w Londynie, Norsk Opera w Oslo, Izumi Hall w Osace, Teatrze Narodowym w Brasilii , Conservatory of Sydney, Hamilton Performing Art Center).

Uczestniczył w festiwalach: Pianistyki Polskiej w Słupsku, Vratislavia Cantans, Bydgoskim Festiwalu Muzycznym, Muzyka w Starym Krakowie, Międzynarodowych Dniach Kompozytorów Krakowskich, Encuentro de Musica International De La Serena (Chile), Międzynarodowym Festiwalu Pianistycznym w Bucamarandze (Kolumbia), Leipiziger Chopin Tage (Niemcy), Kosicky Hudobny Jar (Słowacja), Sofia Music Weeks (Bułgaria), Festiwalu im. I. I. Sollertyńskiego w Witebsku (Białoruś) oraz Międzynarodowym Festiwalu Muzycznym w Kijowie (Ukraina).

Prowadził mistrzowskie kursy pianistyczne w Brazylii, Chile, Chinach, Francji, Hiszpanii, Izraelu, Japonii, Niemczech, Portugalii, Turcji, Wielkiej Brytanii i we Włoszech. Vistiting Professor w Kobe College (Japonia 2002/2003) oraz na Uniwersytecie im. Jana Gutenberga w Moguncji ( 2011/12) Był jurorem krajowych i międzynarodowych konkursów muzycznych (m.in. Andorra, Barcelona, Fushan, Hongkong, Jaen, Ningbo, Osaka).

Dokonał licznych nagrań dla Polskiego Radia i Telewizji, Österreichische Rundfunk und Fernsehen, Radio Suisse Romande oraz nagrań płytowych: Dux 0320: K. Szymanowski IV Symfonia koncertująca op. 60 i A. Tansman: Suita na 2 fortepiany i orkiestrę (płyta uzyskała nagrodę KLASSIK HEUTE) Dux 0552/0553: A. Ginastera Wszystkie dzieła fortepianowe, Dux 0929:Franz Liszt Italia, Dux 0927/0928 F.Chopin -Polonezy). Ma w swoim dorobku polskie i światowe prawykonania utworów XX i XXI w. Wielu kompozytorów współczesnych dedykowało mu swoje kompozycje, które były prezentowane na 5 kontynentach.

Jest profesorem zwyczajnym i kierownikiem Katedry Fortepianu Akademii Muzycznej w Krakowie.

Wykształcił wielu znakomitych pianistów, laureatów krajowych i międzynarodowych konkursów muzycznych.

W uznaniu osiągnięć artystycznych i dydaktycznych uhonorowany został: przez Prezydenta RP Złotym Krzyżem Zasługi (2016), przez Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego Brązowym Medalem „Gloria Artis”(2008), nagrodą „Excellence in Teaching” (2007) oraz nagrodą Marszałka Województwa Małopolskiego „Ars Quearendi” (2008).

Więcej informacji na stronie: www.andrzejpikul.art.pl

Bartosz Staniszewski ur. 1995 - dyrygent

Student dyrygentury z klasy prof. Rafała Jacka Delekty. Brał udział w licznych kursach dyrygenckich prowadzonych przez wybitnych dyrygentów jak np. Jacek Kaspszyk, czy Vladimir Kiradjiev. Uczestnik Międzynarodowych Kursów Dyrygenckich, podczas których pracował z Orkiestrą Akademii Beethovenowskiej pod okiem prof. Rafała Jacka Delekty. Jako dyrygent zadebiutował w kwietniu 2014 roku we Francji. W czerwcu 2014 roku poprowadził w Filharmonii Krakowskiej prawykonanie autorskiej symfonii. Współzałożyciel i dyrygent Krakowskiej Orkiestry „Ardente”, z którą stale koncertuje w Polsce i za granicą. Członek stowarzyszenia „Małopolska Manufaktura Sztuki”.
W marcu 2017 współpracował z Orkiestrą Kameralną i Orkiestrą Symfoniczną Akademii Muzycznej we Wrocławiu. Zainaugurował 8. edycję cyklu „Jeszcze Polska Muzyka”, prowadząc Orkiestrę Akademii Beethovenowskiej w Europejskim Centrum Muzyki w Lusławicach. W maju i grudniu 2017 poprowadził przedstawieniami opery „Straszny Dwór” Stanisława Moniuszki. We wrześniu 2017 wyruszył na tournée z Krakowską Orkiestrą „Ardente” po północnej Francji (m. in. Beauvais, Amiens, Paryż). W marcu 2018 roku poprowadził Orkiestrę Symfoniczną Krakowskiej Akademii Muzycznej. W lipcu 2018 roku poprowadził Orkiestrę Corda Cracovia inaugurując 11. edycję cyklu "Wawel o Zmierzchu.

Estrada Młodych

           Tegoroczne egzaminy dyplomowe uczniów Szkoły Muzycznej im. I. J. Paderewskiegow Tarnowie odbywają się w dniach od 9 do 26 kwietnia. W programie koncerty organowe, fletowe, fortepianowe i wokalne.
           Estradę Młodych rozpoczęliśmy 9 kwietnia w Bazylice Katedralnej o godzinie 18.45 prezentacją dyplomową organisty Bartłomieja Kruka. Następnie 24 kwietnia o 17.00 w Sali koncertowej Zespołu Szkół Muzycznych w Tarnowie wystąpią flecistki – Natalia Łazarek i Zuzanna Gaj, którym przy fortepianie towarzyszyć będzie Olena Lechowicz. Pianiści swoje koncerty zagrają tradycyjnie w Dworze Ignacego Jana Paderewskiego w Kąśnej Dolnej. 25 kwietnia o godzinie 17.00 usłyszymy Weronikę Gardziel i Konrada Kapałę. Na zakończenie tegorocznej Estrady 26 kwietnia czekają nas dwa koncerty. Pierwszy wokalny – w wykonaniu Dominiki Marcinkowskiej z towarzyszeniem zespołu Big Band pod kierunkiem Michała Króla odbędzie się w Sali koncertowej tarnowskiego „Muzyka” o godzinie 16.30. Drugi – występ pianisty Michała Niedbały z kwartetem Con Affetto i kontrabasistą Mikołajem Sikorą o godzinie 19.00 w Teatrze im. Ludwika Solskiego

           Podczas koncertów usłyszeć będzie można m.in. kompozycje Georga Philippa Telemanna, Luigi Boccheriniego i George'a Gershwina.
Wstęp na wszystkie wydarzenia jest bezpłatny.
          Centrum Paderewskiego w Kąśnej Dolnej jest instytucją kultury Powiatu Tarnowskiego, współprowadzoną przez Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego.
Partnerem Strategicznym Centrum Paderewskiego oraz Patronem Sali Koncertowej jest Grupa Azoty.

Stanisław Moniuszko pochodził z rdzennie polskiej katolickiej rodziny.

          Zofia Stopińska: Jest mi niezwykle miło, że po koncercie, podczas którego królowała muzyka Stanisława Moniuszki, mogę rozmawiać z prapraprawnuczką tego wielkiego polskiego kompozytora, Panią Elżbietą Stanisławą Janowską-Moniuszko. Czytelnicy „Klasyki na Podkarpaciu” będą mogli Panią poznać i dowiedzieć się wiele o Stanisławie Moniuszce, który był obok Chopina najwybitniejszym polskim kompozytorem XIX wieku, a jego działalność miała i nadal ma olbrzymie znaczenie dla rozwoju polskiej kultury muzycznej.
           W Polsce, Kanadzie, na Węgrzech i we Włoszech żyją potomkowie trojga dzieci Stanisława Moniuszki: Elżbiety, Stanisława i Jadwigi. Z której linii Pani pochodzi?
          Elżbieta Janowska-Moniuszko: Ja jestem prapraprawnuczką – czyli piątym pokoleniem po kompozytorze, po synu Stanisławie. Nestorką tej linii rodu Moniuszków jest moja starsza siostra Dorota Janowska Moniuszko Spaccini, która ponad 30 lat temu wyszła za mąż za Francesca Spaccini i mieszkają w Torgiano pod Perugią.
          Wyliczając w kolejności wiekowej, potomkami linii męskiej jest moja siostra Dorota, ja, mój brat cioteczny Piotr Moniuszko, który ma córkę Ewę Moniuszko i jest to rówieśniczka mojej córki Adrianny Janowskiej-Moniuszko.
Adrianna jest aktorką Teatru Współczesnego w Szczecinie, ale będąc dzieckiem uczyła się grać na fortepianie.
           Po Piotrze Moniuszko następny wiekowo jest Artur Moniuszko, który jest moim bratankiem ciotecznym – syn zmarłego 6 lat temu Marcina Moniuszko. Artur Moniuszko ukończył Akademię Muzyczną w Warszawie na Wydziale Reżyserii Dźwięku, ale nie zajmuje się zawodowo muzyką.
          W Warszawie mieszkają także potomkowie po córce Elżbiecie. Praprawnuk kompozytora z tej linii - Maciej Dehnel, absolwent warszawskiej AWF, obecnie ma 84 lata i jest emerytowanym trenerem I klasy piłki siatkowej; w 1974 roku został ogłoszony najlepszym trenerem Polski we wszystkich dyscyplinach. Jego syn Marcin – moje pokolenie jeżeli chodzi o generację, ale dużo młodszy niż ja, bo ma 42 lata, ma dwóch synów – Stanisława i Antoniego, także jest absolwentem warszawskiej AWF.
Imię Stanisław ciągle się w naszej rodzinie powtarza. Ja mam na drugie imię Stanisława, mój brat śp. Marcin też miał Stanisław na drugie imię, syn kompozytora też miał na imię Stanisław. Prezes Fundacji im. S. Moniuszki, potomek kompozytora po córce Jadwidze, nazywa się Stanisław Wójcik.
          Z powtarzającym się imieniem wiąże się pewna zabawna historia. Kiedyś sprzątałam grób syna kompozytora na warszawskim Cmentarzu Stare Powązki (tam także pochowana jest moja mama), podeszła młoda mama z córką i pyta: „Proszę pani, to gdzie ten Moniuszek leży?”. Odpowiedziałam zgodnie z prawdą, że Moniuszko leży i tu, i tam. Na co z kolei moja rozmówczyni stwierdziła: „Tu Stanisław Moniuszko i tam Stanisław Moniuszko – niech się zdecydują...”. Wyjaśniłam, że tam leży kompozytor, a tutaj leży jego syn i dalsza rodzina.
          Czasami bywa tak, że przy grobie kompozytora przewodnik mówi krótko: „... a tu leży organista Stanisław Moniuszko”. To prawda, że Stanisław Moniuszko był także organistą, ale pamiętajmy, że był przede wszystkim kompozytorem.

          Wiem, że pracuje Pani nad stworzeniem drzewa genealogicznego tego rodu.
          - Zajmuję się aktualizacją drzewa genealogicznego i staram się bardzo szczegółowo zapisywać wszelkie informacje. Najpierw zajmowała się tym moja mama Danuta Moniuszko Janowska. Niestety, ja wówczas zawsze uważałam, że jestem zajęta pracą i nie mam na to czasu. W 2005 roku mama zmarła i dopiero wtedy zorientowałam się, że powinnam kontynuować to dzieło, aby mojej córce zostawić wszystko maksymalnie uporządkowane.
          Dodatkową mobilizacją był fakt, że zaczęły pojawiać się różne osoby, które przypisywały sobie pokrewieństwo ze Stanisławem Moniuszką, nie będąc potomkami kompozytora.
           W Paryżu mieszkała pani (obecnie już nie żyje), która przedstawiała się, że jest jedynym żyjącym potomkiem Moniuszki, co było nieprawdą.
Kiedyś otrzymałam e-mail od pani ze Stanów Zjednoczonych następującej treści: „ Jestem potomkiem Stanisława Moniuszki po bracie kompozytora. Bardzo proszę mi pomóc odnaleźć korzenie...”. Zgodnie z prawdą musiałam tej pani uświadomić, że kompozytor nie miał rodzonego rodzeństwa, miał jedynie rodzeństwo stryjeczne i cioteczne. Autentycznych potomków Stanisława Moniuszki jest ponad 60.
           Długo trwał okres, kiedy o wielu rzeczach dzieciom się nie mówiło i dlatego trudne jest odnajdywanie faktów z przeszłości. Zawsze teraz powtarzam młodym: miejcie cierpliwość i chciejcie pytać babcie, dziadków, rodziców, bo potem nie będzie kogo zapytać.
           Przychodzi mi tutaj na myśl ciekawostka. Cioteczny brat kompozytora Konstanty Roman Jelski był zoologiem-ornitologiem i przez cztery lata pracował jako kustosz Muzeum Antonio Raimondiego w Limie w Peru. Był współautorem monografii na temat ptaków południowo-amerykańskich. Ta monografia została wydana w XIX wieku w Paryżu przez prof. Władysława Taczanowskiego.

          Znalazłam informację, że najmłodszy potomek Stanisława Moniuszki z linii córki Elżbiety – Aleksander Lenz urodził się w Kanadzie w 2014 roku.
          - To prawda, Aleksander Lenz urodził się w 2014 roku w Kanadzie, ale jest też młodszy "kanadyjski" potomek córki kompozytora Elżbiety, urodzony 1 sierpnia 2018 r. Aktualnie najmłodszym potomkiem jest panna Flora Kiss – Węgierka, która urodziła się 24 listopada 2018 roku w Veszprém i ona także jest potomkiem po córce Elżbiecie. Niedawno poznałam babcię Flory, która jest nauczycielką i w lutym br. przyjechała z mężem Węgrem do Tarnowa w ramach wymiany ze szkołą tarnowską. Specjalnie pojechałam do Tarnowa na jeden dzień, żeby poznać osobiście moją węgierską kuzynkę Martę Halmayne-Badacsonyi i jej męża.
           Staram się także odnowić kontakty z kuzynami, którzy mieszkają w Kanadzie, bo tam jest najliczniejsza rodzina. Są to potomkowie po Elżbiecie i będąc potomkami "po kądzieli", nie noszą nazwiska Moniuszko.
Najstarsza jest Ewa Piros z domu Dehnel.

          Czy potomkowie Stanisława Moniuszki znali jego działalność i twórczość?
          - Na ten temat mogę mówić tylko o linii męskiej (syna Stanisława), z której my pochodzimy: moja siostra Dorota, ja z córką Adrianną Janowską-Moniuszko, brat cioteczny Piotr Moniuszko z córką Ewą Moniuszko i Artur Moniuszko.
           Z mojej wiedzy wynika także, że w tej linii najbardziej dbano o kultywowanie tych tradycji, niezależnie od tego, kto jaki zawód wykonywał.
Adam Moniuszko, młodszy brat mojej mamy Danuty Moniuszko-Janowskiej, pracował w Instytucie Łączności w Miedzeszynie pod Warszawą, starszy brat Tadeusz był ekonomistą, jeżeli chodzi o komponowanie, tylko najstarszy brat mojej mamy – Wojciech Moniuszko, który zginął w czasie Powstania Warszawskiego, zaczął komponować, ale wiele osób w naszej rodzinie grało na instrumentach i śpiewało.
          Duże znaczenie przywiązywano do przechowywania wszelkich oryginalnych dokumentów. Mamy album z XIX-wiecznymi zdjęciami syna kompozytora – Stanisława i jego potomków. Tenże album był przechowany w kuferku, w piwnicy w willi na Żoliborzu, pod górą węgla. Ta willa została częściowo zniszczona przez bombę w czasie wojny, ale na szczęście bomba nie dotarła do piwnicy. Po wkroczeniu wojsk radzieckich nie znaleziono tego kuferka, ponieważ nikt nie przewidział, że coś może być schowane pod węglem. Dopiero po wojnie moja babcia, mama i wujek odkopali kuferek. Mamy też maleńki medalionik z kosmykiem włosów kompozytora, który nosiła jego córka Zofia.
          Są także dokumenty, które znajdują się w bibliotece i archiwum Muzeum Warszawskiego Towarzystwa Muzycznego, bo z tym Towarzystwem babcia – Czesława Moniuszkowa miała kontakt. Babcia Czesława przekazała do Teatru Wielkiego portret kompozytora.
Teraz staram się to wszystko odnaleźć i usystematyzować wiedzę na ten temat.
           W Polsce mieszka nestorka naszego całego rodu – 89-letnia pani Barbara Okoniewska z domu Gałązkówna (z linii córki kompozytora Elżbiety). Ona przez 42 lata prowadziła klasę fortepianu w Akademii Muzycznej w Gdańsku i uczyła w średniej szkole muzycznej.
Także Barbara chce, aby pamiątki po Stanisławie Moniuszce koniecznie pozostały w Polsce, a jej syn mieszka w Kanadzie. Mam wspólnie z jej siostrzeńcem zająć się tymi pamiątkami.
           Może to będzie kolejny asumpt, żeby stworzyć muzeum Stanisława Moniuszki w Polsce. Mam nadzieję, że stanie się kolejny „cud nad Wisłą” i zdobędziemy fundusze, aby je stworzyć.

           Stanisława Moniuszkę chcą mieć w gronie swoich kompozytorów zarówno Białorusini, jak i Litwini.
           - Nie neguję faktu, że o Stanisławie Moniuszce z wielkim szacunkiem mówią Białorusini czy Litwini, bo tam pojawiają się także publikacje na temat kompozytora. Każdy z tych krajów stara się sobie przypisać „posiadanie kompozytora jako swojego rodaka”, ale zawsze walczę o prawdę historyczną, ponieważ w niektórych tamtejszych publikacjach pisanych i wypowiedziach publicznych pojawiają się nieścisłości lub deformacje faktów na temat Stanisława Moniuszki i jego potomków.
          Owszem, Stanisław Moniuszko urodził się w Ubielu koło Mińska, na terenie obecnej Białorusi, ale wtedy to była ziemia polska, pomimo, że był to czas zaborów, kompozytor nie pochodził z rodziny białoruskiej czy innej narodowości. Pochodził z rdzennie polskiej katolickiej rodziny.
           W publikacji Białorusinki, która jest muzykologiem, pojawiło się stwierdzenie, że dowodem na białoruskie pochodzenie kompozytora jest opera „Flis”. Chyba ta pani nie wie, że Wisła, Sandomierz należą do Polski. Przecież chór flisaków śpiewa we „Flisie”: „Płyń stara Wisło, płyń...”, a płyną galarami z Sandomierza do Warszawy.
Takie informacje mobilizują mnie do poszukiwania autentycznych dokumentów.

           Zetknęłam się z opinią, że przodkowie kompozytora nie byli wykształceni, co jest nieprawdą. Tylko ojciec kompozytora nie ukończył wyższych studiów, ale był utalentowanym, światłym człowiekiem.
          Dominik Moniuszko – stryj kompozytora, nie był żonaty, nie miał dzieci, był filantropem i rozdzielił swój majątek między włościan, którzy mieszkali na jego terenie, a niektórym nadał nazwisko Moniuszko. Często zatem pojawia się nazwisko Moniuszko na Podlasiu.
Rozmawiałam z kilkoma osobami o nazwisku Moniuszko, które mówiły mi, że nie są potomkami kompozytora.

          W jaki sposób w Pani rodzinie przekazywano informacje o Stanisławie Moniuszce.
          - Po prostu rozmawiało się , te rozmowy odbywały się na różnych etapach życia. Wspomniany już Maciej Dehnel opowiedział mi niedawno historię, która mnie zszokowała. Jego siostra Ewa musiała uciekać do Kanady z mężem – powstańcem z AK, i tam się rozrosła ta linia rodziny. Natomiast matkę Ewy i Maćka zabiła bomba radziecka na moście Kierbedzia w Warszawie. Zaopiekowała się nimi ciotka, która powtarzała im ciągle, że mają ukrywać to, że są z rodziny Stanisława Moniuszki i mają herb „Krzywda”. Poleciła im, aby mówili, że są dziećmi parobka. W czasie studiów na AWF ktoś wykrył, że Maciek nie jest synem parobka i miał problemy.
           W naszej części rodziny było inaczej. Moją siostrę Dorotę i mnie od wczesnego dzieciństwa zabierano na wszystkie uroczystości moniuszkowskie, jakie się odbywały w Warszawie. Chodziła na nie moja babcia, mama, moi wujowie i to było normalne. O kompozytorze w naszym domu mówiło się dziadek-pradziadek, ale faktu, że jesteśmy potomkami kompozytora nie traktowało się jako czegoś wyjątkowego, natomiast wpajano nam, że mamy godnie żyć.
          Gdy moja córka zdała egzamin do szkoły aktorskiej, powiedziałam jej – pamiętaj, noblesse oblige i nazwisko też cię obliguje do wybierania ról. Nazwiska i rodziny się nie wybiera.
          W mojej rodzinie zapoznawano nas z twórczością naszego przodka. Grano na fortepianie, a ja w dzieciństwie grałam na skrzypcach. Muzyka towarzyszyła nam podczas rodzinnych spotkań, wspólnie śpiewaliśmy przy akompaniamencie fortepianu. Bardzo często śpiewaliśmy także a’cappella (babcia, mama, wujowie i my), pieśni i fragmenty oper Stanisława Moniuszki, to było coś naturalnego. Pamiętam, jak mama nawet zmywając naczynia śpiewała pieśni naszego przodka.
          Chodziliśmy na koncerty. Mam zdjęcie, kiedy jako czteroletnia dziewczynka byłam na koncercie w filharmonii. Siedziałyśmy na balkonie i obudowa balkonu sięgała mi pod brodę. Nie uważano, że dziecko jest za małe, żeby poszło z rodzicami do filharmonii czy opery. Nikt nas do tego nie zmuszał, mama i babcia starały się, abyśmy wszyscy mieli kontakt z muzyką. Jestem im za to ogromnie wdzięczna. Pilnowało się też tego, żeby żyć skromnie, ale godnie – „boso, ale w ostrogach”, i nie zapominać tego, że jesteśmy Polakami.

          Wspomniała Pani, że dzieciństwie uczyła się Pani grać na skrzypcach.
          - Tak, chodziłam do szkoły muzycznej, która znajdowała się na terenie dzisiejszej Trasy Łazienkowskiej, za domkami fińskimi, niedaleko Placu na Rozdrożu.
Bardzo się bałam mojego profesora, który był inwalidą i ostro karał uczniów, gdy źle grali. Ja raz dostałam po rękach, a skrzypce wylądowały wówczas na podłodze. Bałam się, że skrzypce się zniszczą, a był to instrument wypożyczony, bo nie stać nas było na kupno skrzypiec. Zdałam pozytywnie egzamin do następnej klasy skrzypiec, ale ze strachu przed nauczycielem przestałam grać i przez pewien czas trenowałam jazdę konną (skoki). Nadal uwielbiam skrzypce, i konie także.

          Jak to się stało, że została Pani tłumaczem języka hiszpańskiego? Marzyła Pani o tym jako dziecko?
          - Bardzo długo nawet nie myślałam o tym. Ukończyłam XXVII Liceum im. Tadeusza Czackiego w Warszawie i po maturze zdałam pozytywnie egzamin do warszawskiej Akademii Wychowania Fizycznego. Moja mama nie życzyła sobie, abym studiowała na tej uczelni i ja urażona jej decyzją, postanowiłam podjąć pracę w Zakładzie Psychologii Instytutu Nauk Humanistycznych AWF. Później zdałam na Wydział Rehabilitacji Ruchowej AWF. Jednak przerwałam te studia z powodu zbyt dużego dla mnie obciążenia psychicznego w codziennym kontakcie z osobami po ciężkich urazach fizycznych.
           Zdarzyło się jednak coś, co wiele w moim życiu zmieniło. Śp. prof. dr hab. Erazm Wasilewski, Kierownik Zakładu Psychologii, kiedy przyjechała ekipa sportowców kubańskich, przez pomyłkę powierzył mi opiekę nad ekipą, bo myślał, że znam język hiszpański, a ja uczyłam się włoskiego. Było odwrotnie, ale na szczęście nie musiałam poważnie tłumaczyć rozmów, a jedynie towarzyszyć tej ekipie w czasie treningów i zawodów. Przy kubańskich sportowcach poznałam sekretarza Ambasady Republiki Kuby w Warszawie, który zaproponował, abym pracowała w ambasadzie jako tłumacz. Byłam trochę zdziwiona, bo znałam już nieźle język hiszpański na poziomie konwersacji, ale jeszcze nie na tyle, aby być tłumaczem. Jednak postanowiłam zaryzykować i przeniosłam się z Akademii Wychowania Fizycznego do Ambasady Kuby. I tam pracowałam w latach 1978 – 1984, najpierw byłam zatrudniona w recepcji, a później byłam tłumaczem. Ucząc nowego ambasadora języka polskiego, szlifowałam język hiszpański. Często także uczestniczyłam jako tłumacz w różnych spotkaniach i z biegiem czasu były to bardzo ważne spotkania. W 1983 r. z wynikiem bardzo dobrym zdałam w polskim MSZ oficjalny egzamin resortowy.
           Każdy tłumacz z czasem poznaje pewną sferę działalności politycznej, ale obowiązuje nas tajemnica. To bywa dużym obciążeniem psychicznym. Byłam tym trochę zmęczona i chociaż dzięki pracy w Ambasadzie Kuby stałam się zawodowym tłumaczem, postanowiłam zmienić pracę. Zbiegło się to ze zmianą ambasadora i to tylko utwierdziło mnie w słuszności podjętej decyzji.
Mój poprzedni przełożony był wyjątkowym, bardzo kulturalnym człowiekiem i często podkreślał, że jest zakochany w Polsce. Pracował w bardzo trudnym okresie. Kuba przez cały czas jest państwem komunistycznym, a w Polsce rozpoczynała działalność Solidarność. Było wiele trudnych sytuacji.
          Jestem pewna, że Kubańczycy byli przekonani, że na pewno jestem członkiem PZPR, ale nikt wprost mnie o to nie pytał. Ja nigdy nie należałam do tej partii. Uważałam, że nie należy się wiązać politycznie – ja wolę nie mieć materialnych dóbr, a mieć kapitał wolności psychicznej.
          Dowiedziałam się, że w Kancelarii Sejmu był potrzebny pracownik i podjęłam tam pracę. Wtedy także ponownie postanowiłam podjąć studia. Chciałam studiować dziennikarstwo, ale wtedy trzeba było najpierw ukończyć jeszcze inny kierunek – idąc po linii najmniejszego oporu wybrałam Wydział Dziennikarstwa i Nauk Politycznych. To było jeszcze przed zmianą systemu u nas. Podczas egzaminu z historii zapytano mnie, co się zdarzyło 17 września 1939 roku i postanowiłam powiedzieć to, co wiedziałam z domu. Po tym egzaminie podziękowano mi za studia i przed ukończeniem drugiego roku odeszłam z uczelni.
          Przez cały czas pracowałam jako tłumacz hiszpańskiego. To chyba jest rodzinne, ponieważ kompozytor znał pięć języków, mój ojciec – Janusz Paweł Janowski, artysta malarz, ukończył gimnazjum filologiczne i znał sześć języków, mama znała trzy języki, siostra, która mieszka we Włoszech, zna biegle angielski, włoski i oczywiście polski.
          W 1984 roku zostałam członkiem rzeczywistym Stowarzyszenia Tłumaczy Polskich, później, z powodu zaległości w opłacaniu składek odeszłam z tego stowarzyszenia, ale tłumaczem pozostałam.
          Miałam nawet zaszczyt osiągnąć sukces, bo byłam tłumaczem dla króla Hiszpanii Juana Carlosa i królowej Zofii, kiedy w 1989 roku byli z wizytą oficjalną w Polsce. W 2008 r. tłumaczyłam także jedno ze spotkań księcia Filipa z grupami parlamentarnymi w Sejmie. Znajomość języka hiszpańskiego i włoskiego pozwoliła mi poznać wiele ciekawych osób nie tylko z Hiszpanii, ale również z Ameryki Łacińskiej i z Włoch.
           W Kancelarii Sejmu zatrudniona byłam jako specjalista do spraw kontaktów międzynarodowych, ale wykorzystywana była moja umiejętność tłumaczenia. Byłam tłumaczem dla gen. Wojciecha Jaruzelskiego, ale później byłam tłumaczem dla Prezydenta Lecha Wałęsy, miałam także okazję tłumaczyć Prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Tłumacz musi być apolityczny i jego obowiązkiem jest zawsze bardzo dokładne tłumaczenie. Własne poglądy polityczne nie mogą mieć wpływu na wykonywaną pracę. Bardzo lubię tłumaczenie symultaniczne (tzw. kabinowe) i pisemne także. Aktualnie jestem na emeryturze i nadal zajmuję się tłumaczeniami. Zawód tłumacza stał się moją pasją.

           Wracając jednak do sylwetki bohatera spotkania, który był wielkim Polakiem i kompozytorem, a jego zasługi trudno przecenić, nie doceniano go za życia oraz po śmierci. Jak Pani myśli – dlaczego?
          - Stanisław Moniuszko znał swoją wartość, ale był człowiekiem skromnym.
Był znakomicie wykształconym muzykiem, bo po kilku latach nauki wyjechał na studia w berlińskiej Singakademie, a profesor Karol Fryderyk Rungenhagen uważał go za jednego z najwybitniejszych swoich studentów i dlatego powierzał mu nawet zastępstwo w prowadzeniu zajęć.
          Nie wiem, dlaczego na Dworcu Centralnym w Warszawie, któremu w styczniu b.r. nadano imię Stanisława Moniuszki, napisano słowa, że Moniuszko wyjechał na studia do Berlina, ale dzięki pieniądzom ojca brał prywatne lekcje z kilku przedmiotów u prof. Rungenhagena. To jest przecież nieprawda. „Kropla drąży skałę” i takie słowa zmieniają cały sens.
          Wynika to z braku wiedzy i z naszych kompleksów, że nie umiemy sami siebie docenić. To wcale nie oznacza, żeby być zarozumiałym, ale należy szanować siebie, żeby nas szanowano.

           Mamy Rok Stanisława Moniuszki z okazji 200. rocznicy urodzin kompozytora. Zaplanowano wiele specjalnych koncertów i spektakli operowych. Miejmy nadzieję, że dzięki temu Polacy poznają twórczość swego wielkiego rodaka, a wykonując jego dzieła za granicą cały świat zachwyci się pięknem muzyki Stanisława Moniuszki.
          - W tym miejscu wielkie chapeau bas wobec Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego oraz Teatru Wielkiego Opery Narodowej, bo dzięki nim wiele się dzieje. Podziwiam też takie inicjatywy jak ta w Rzeszowie, bo wiadomo, że są one organizowane dzięki lokalnym funduszom.
          Będąc potomkami kompozytora założyliśmy Fundację im. Stanisława Moniuszki, której Prezesem Zarządu jest praprapraprawnuk kompozytora Stanisław Wójcik. Fundacja także ma na celu promocję wiedzy o twórczości i osobie naszego przodka.
Wiele osób sądzi, że skoro tak dużo jest potomków, to powinniśmy mieć dużo pieniędzy, a my kontynuujemy tradycje naszego dziadka-pradziadka i często oddajemy nasze pieniądze tym, którzy, naszym zdaniem, bardziej ich potrzebują.
           Nie zgadzam się także do końca z opinią, że Stanisław Moniuszko nie jest kompozytorem znanym i lubianym.
Niedawno, może dwa lata temu, jadąc rowerem niedaleko Placu Teatralnego, postanowiłam wstąpić i dowiedzieć się, jakie spektakle są w Operze. Przypinając rower usłyszałam rozmowę stojących obok mnie dwóch małżeństw, które rozmawiały po hiszpańsku o kupnie biletów na operę Stanisława Moniuszki. Państwo obawiali się, czy w kasie ich zrozumieją. Zapytałam, w czym mogę im pomóc. Poszliśmy do kasy, ale okazało się, że w najbliższych dniach nie będzie wystawiana żadna z oper Moniuszki. Później zaprosiłam ich do operowego EMPiK-u na kawę i szybciutko podeszłam do stoiska z płytami. Znany mi pan poprosił, abym usiadła przy stoliku i po chwili przyniósł dwie płyty, informując moich gości w języku angielskim, że jest to prezent od potomka Moniuszki. Widząc zdziwione miny, poinformował, że tym potomkiem jestem ja.
           Moi goście pochodzili z małego hiszpańskiego miasta. Jedno małżeństwo, to właściciel sklepu spożywczego i gospodyni domowa, a drugie inżynier i pielęgniarka. Byłam zdziwiona, że znali muzykę Stanisława Moniuszki.
          O nuty pieśni prosiła mnie Meksykanka Alejandrina Vázquez, która jest znakomitą śpiewaczką, a młody meksykański pianista prosił mnie o wersje fortepianowe utworów Moniuszki.
           Chinka – studentka Uniwersytetu Muzycznego Fryderyka Chopina w klasie prof. Ryszarda Cieśli, przełożyła na język chiński, konsultując się z tłumaczem, dwie pieśni: „Zosia” i „Kwiatek”. Teraz wyjechała już do swojej ojczyzny i wiem, że śpiewa tam pieśni Moniuszki zarówno w języku polskim, jak i chińskim. Ta muzyka rozbrzmiewa pod różnymi szerokościami geograficznymi.

          Wieczór Moniuszkowski, który odbył się w Filharmonii Podkarpackiej dzięki staraniom Estrady Rzeszowskiej i Rzeszowskiego Teatru Muzycznego „Olimpia”, mógłby się odbyć wszędzie.
           - To prawda, z wielkim przejęciem słuchały i oglądały artystów na scenie malutkie dziewczynki siedzące w pierwszym rzędzie. Reakcja publiczności była wspaniała. Taka forma, to chyba jeden z lepszych sposobów popularyzowania muzyki wśród zwykłych mieszkańców Polski, których nie stać na chodzenie do opery czy filharmonii. Ten koncert był autentycznym śpiewnikiem domowym Stanisława Moniuszki, dzięki wykonawcom i atmosferze stworzonej przez nich, przez reżysera i przez prowadzącego koncert pana Dyrektora Andrzeja Szypułę. Jestem w Rzeszowie po raz pierwszy, ale dyrektor Filharmonii Podkarpackiej pani profesor Marta Wierzbieniec zaprosiła mnie na inne wydarzenia poświęcone Stanisławowi Moniuszce i z przyjemnością będę tutaj wracać.

Z panią Elżbietą Stanisławą Janowską-Moniuszko, tłumaczką języka hiszpańskiego, prapraprawnuczką Stanisława Moniuszki rozmawiała Zofia Stopińska 20 marca 2019 roku w Filharmonii Podkarpackiej im. Artura Malawskiego w Rzeszowie.

XI Wiosenne Kursy Muzyczne w Przemyślu

            Z ogromną przyjemnością informujemy o nadchodzących XI Wiosennych Kursach Mistrzowskich, które odbędą się w dniach 26 kwietnia - 2 maja 2019 w Przemyślu.
Tegoroczna edycja kursów jest wyjątkowa ze względu na rozszerzenie oferty o instrumenty dęte (flet, klarnet, saksofon)!

Zaproszeni wykładowcy:
prof. Marcin Baranowski - skrzypce, altówka
prof. Piotr Tarcholik - skrzypce
prof. Adam Krzeszowiec - wiolonczela
prof. Wojciech Fudala - wiolonczela
prof. Maria Peradzyńska–Filip - flet
prof. Arkadiusz Adamski - klarnet
prof. Marcin Duś - saksofon
prof. Monika Wilińska -Tarcholik - kameralistyka fortepianowa
prof. Magdalena Duś - kameralistyka fortepianowa
prof. Sławomir Cierpik - kameralistyka fortepianowa

Zapraszamy serdecznie do udziału!
Szczegóły na stronie:
http://wiosennekursy.pl/

Filharmonicy Podkarpaccy wystąpią w Musikverein


18 kwietnia 2019r., CZWARTEK, godz. 19:30
Koncert w Wiener Musikverein w Austrii

ORKIESTRA SYMFONICZNA FILHARMONII PODKARPACKIEJ
MASANE OTA - dyrygent

W programie:
J. Brahms – Uwertura tragiczna op. 81
F. Schubert – VIII Symfonia „Niedokończona” h-moll
L. van Beethoven - Symfonia nr 3 Es-dur op. 55 „Eroica”

KONCERT KAMERALNY

17 kwietnia 2019r., WIELKA ŚRODA, godz. 19:00

JACEK ŚCIBOR – tenor
PAWEŁ WĘGRZYN – fortepian
ELŻBIETA LEWICKA – słowo
JAN NIEMASZEK - aktor

W programie:
D. Lasota – Treny na głos i fortepian do słów Jana Kochanowskiego

Labirynty losu

„Tannhäuser” w Operze Krakowskiej

           Każde spotkanie ze sztuką Richarda Wagnera, twórcy takich dramatów muzycznych, jak „Pierścień Nibelunga”, „Tristan i Izolda” czy „Śpiewacy norymberscy”, jest zawsze wielkim świętem i głębokim przeżyciem. Tak też było i tym razem, kiedy to po premierze 9 czerwca 2016 roku, po raz ósmy w dniu 5 kwietnia 2019 roku, Opera Krakowska zaprezentowała to wspaniałe dzieło wyraźnie skupionej i nastawionej kontemplacyjnie publiczności. Czas Wielkiego Postu, filozoficzna warstwa programowa, wartość muzyczno-literacka dzieła skłaniały do refleksji głębokiej, duchowej natury.
           Labirynty losu... Niektórzy porównują Wagnera z Beethovenem, u którego motyw losu, zwłaszcza w Symfonii c-moll, pojawia się z wielką mocą. Niewątpliwie obaj mistrzowie wytyczyli nowe szlaki w twórczości kompozytorskiej, dali ożywczy promień światła i otwarli szeroko wrota na nowe prądy sztuki.
          Tytułowy Tannhäuser, w którego wcielił się dojrzały artysta Tomasz Kuk, poszukuje prawdy swojego istnienia. Porzuca radosny, pełen uciech boski świat bogini Wenus, którą w sposób nadzwyczajny, z wielkim talentem wokalnym i dramatycznym kreuje Monika Ledzion-Porczyńska (rozpoczynała edukację muzyczną w Rzeszowie), by powrócić do świata prawdziwego, nie pozbawionego cierpień, ale bliskiego ludzkiej naturze. Czeka na niego dawna ziemska miłość, Elżbieta, czyli Agnieszka Kuk i śpiewający na jego cześć przyjaciele z Wolframem na czele, którego kreuje Adam Szerszeń. „Niezmienność boskiego światła nagle wydaje się nie do pogodzenia z mrokami ludzkiego losu” – pisze w programie spektaklu Tadeusz Sławek.
          Tannhäuser w pokucie za grzechy szuka ukojenia swej udręczonej duszy. Udaje się do papieża do Rzymu, nie znajdując jednak zrozumienia. Zostaje sam. Albowiem wspomniane dzieło Wagnera jest opowieścią o indywidualnym, osobistym poszukiwaniu sensu istnienia, kreowania własnego losu, niezależnie od wszelkich idei, zorganizowanych struktur i schematów tego świata. A więc rzecz o wolności, która jest trudna, pełna wyboistych ścieżek i niebezpieczeństw, ale którą może warto podjąć, by ocalić swoje człowieczeństwo, mimo cierpień i niepokojów człowieczego ciała i duszy.
           Ta warstwa egzystencjalna dotyczy nas wszystkich. Reżyser Laco Adamik wraz z autorką scenografii i kostiumów Barbarą Kędzierską stworzyli misterium godne dramatu muzycznego oszczędnymi środkami scenicznymi, pozwalając muzyce na pełną kreację dramatyczną dość przecież skomplikowanej fabuły dzieła. Ta tajemnica dźwiękowej narracji pozostaje niespożytą siłą, energią i potęgą wyrazu nadającą sens istocie dramatu, w którym świadomość i dusza człowiecza rwie się do poznania świata ziemskiego i pozaziemskiego.
Albowiem, jak powiada Laco Adamik w wywiadzie Jacka Marczyńskiego pt. „Niespokojny duch Wagnera” zamieszczonym w programie spektaklu: „Dychotomia człowieka, który składa się ze szczęścia i nieszczęścia, z młodości i starości, z miłości i odrzucenia, przejawia się we wszystkich sferach naszej egzystencji.”
           Orkiestra Opery Krakowskiej pod wprawną ręką Tomasza Tokarczyka spisała się znakomicie. Soliści, a także chóry - dziecięcy i dorosły, balet, w trudnym spektaklu mogli czuć się swobodnie i bezpiecznie. Dzieło Wagnera zajaśniało pełnym blaskiem i głębią wyrazu.

Andrzej Szypuła

Subskrybuj to źródło RSS