Pasje dr Anny Marek - Kamińskiej
Zespół Wokalny "Unanime" - w pierwszym rzędzie w środku - dr Anna Marek Kamińska

Pasje dr Anny Marek - Kamińskiej

Zofia Stopińska: Przedstawiam Państwu panią dr Annę Marek – Kamińską – dyrektorkę Studium Muzyki Liturgicznej w Rzeszowie. Muzyka jest jej pasją od najmłodszych lat, stąd już w wieku 5 lat rozpoczęła edukację muzyczną. Jest absolwentką Edukacji artystycznej w zakresie Sztuki Muzycznej na Uniwersytecie Rzeszowskim. Była stypendystką Universität für musik und derstellende Kunst w Wiedniu. Jest także absolwentką Studiów Podyplomowych w Zakresie Chórmistrzostwa na Akademii Muzycznej w Bydgoszczy. Spotykamy się w piękny wiosenny piątek, w budynku Wydziału Muzyki Uniwersytetu Rzeszowskiego, w tygodniu poprzedzającym Święta Wielkanocne. Jest Pani związana z Rzeszowem już bardzo długo.

Anna Marek – Kamińska : Faktycznie, już wiele lat. Myślę, że w sumie około dwudziestu, bo przecież tutaj rozpoczynałam studia, wcześniej uczyłam się w Liceum Muzycznym w Krośnie, gdzie zdałam maturę, a rozpoczynałam muzyczną drogę w Bielsku – Białej, gdzie się urodziłam.

Z. S. : Rozpoczynając studia w Instytucie Muzyki Uniwersytetu Rzeszowskiego, wybrała Pani dyrygenturę chóralną. Obserwując Pani działalność jestem przekonana, że to był dobry wybór i zgodny z zamiłowaniem.

A. M. K. : Tak, nie tylko z zamiłowaniem, ale także z predyspozycjami i charakterem, a poza tym ja już przed studiami prowadziłam różne zespoły i to był już początek tej drogi, chociaż wówczas była to działalność amatorska. Na początku studiów pasję dyrygowania zaszczepiła we mnie pani prof. Maria Kochaj, później doskonaliłam sztukę dyrygencką pod kierunkiem pani prof. Marty Wierzbieniec,  później były studia podyplomowe na Akademii Muzycznej.

Z. S. : Na Wydziale Muzyki Uniwersytetu Muzycznego w Rzeszowie, prowadzi Pani zajęcia z zakresu dyrygentury, ale także  czynnie włącza się Pani w organizację różnych wydarzeń. Niedawno spotkałyśmy się podczas  Sesji Naukowej poświęconej Wojciechowi Kilarowi i pewnie niedługo będzie okazja do kolejnych spotkań.

A. M. K. : Całe moje zawodowe życie kręci się wokół dyrygentury. Nie polega to tylko na zajęciach dydaktycznych i prowadzeniu zespołów. Jest wiele pracy typowo menadżerskiej. Stąd też tak wiele nurtów mojej działalności. Jeden to prowadzenie Koła Studenckiego i tutaj działam bardzo prężnie. Szykujemy materiał na płytę , a także na 25 maja przygotowujemy konferencję przeznaczoną dla studentów oraz profesorów. Mamy już pierwsze zgłoszenia i bardzo się cieszymy, że wiele osób potwierdziło nadesłanie kolejnych. Wielką wagę podczas tej konferencji przywiązujemy do wykładu poświęconego szczególnie dla dyrygentów, którzy obecnie prowadzą jakieś chóry. Będziemy mówić jak prowadzić dobrze zespół, jak go motywować do pracy, jakie cechy powinien posiadać lider. Będą także koncerty. Najwięcej jednak studenci uczą się podczas zajęć indywidualnych. Chociaż te zajęcia są także kształcące dla wykładowców. Coś, co nam wydaje się naturalne, okazuje się problemem dla  kogoś innego. Często zdarza się, że studenci doskonale sobie radzą z trudnymi zadaniami. Mamy bardzo dobrych studentów, z którymi wkrótce jadę na konkurs dyrygencki, ale mamy także takich przed którym jeszcze jest wiele pracy.

Z. S. : Myślę, że większości przedmiotów z zakresu teorii muzyki łatwiej jest nauczyć, niż dyrygowania.

A. M. K. : Ma pani rację. Na zajęciach z dyrygentury szybko można nauczyć wszystkich technicznych rzeczy, ale nie nauczy się muzykalności, a przecież dyrygentura oparta jest na muzykalności – prowadzenie frazy i wiele aspektów dynamicznych czy agogicznych jest właśnie związanych z muzykalnością. Trudno to przekazać, to musi się po prostu czuć.

Z. S. Jest Pani dyrektorem Studium Muzyki Liturgicznej w Rzeszowie, które także prężnie działa nie tylko w zakresie dydaktyki, ale także organizujecie różne koncerty i festiwale.

A. M. K. : To Studium, to jest moje kolejne dziecko, które już niedługo skończy pięć lat. Przede wszystkim kształcimy tam osoby, które będą prowadzić jakieś zespoły przy kościołach. Zależy nam na tym, żeby te zespoły miały dobry poziom. To jest podstawa, ale także prowadzący te zespoły muszą mieć wiedzę z zakresu prawodawstwa muzycznego i teorii muzyki obowiązującej w kościele. Z przedmiotów muzycznych, wielką wagę przywiązujemy do emisji głosu, którą prowadzi Jadzia Kot, kształcenia słuchu prowadzonego przez Marię Marek, czy dyrygowania, które ja prowadzę.  To nie są studia wyższe, ale dajemy podstawy i wiedzę, a działamy przy Klasztorze Ojców Bernardynów w Rzeszowie.

Z. S. : Kolejne Pani dziecko, chyba starsze od Studium Muzyki Liturgicznej – to Zespół Wokalny „Unanime”.

A. M. K. : Tak, to dziecko obdarzam szczególną miłością. Jest to bardzo trudna miłość, ale spełniona. Jesteśmy chyba jedynym tak małym zespołem wokalnym na Podkarpaciu. Staramy się trzymać razem, i robić wszystko, aby zachować stały skład. Ale zdarzają się sytuacje losowe, które zmuszają do zmian w składzie zespołu. Staramy się trzymać wysoki poziom i ciągle iść do przodu doskonaląc się, bo to jest najważniejsze. Zabiegamy o jak największą ilość koncertów, nie tylko w Rzeszowie, ale także w Polsce i za granicą.

Z. S. : Niedawno Zespół „Unanime” wystąpił w Katedrze Lwowskiej z koncertem muzyki pasyjnej. Było na nim wielu Polaków mieszkających we Lwowie. Opowiadali mi o tym wydarzeniu w samych superlatywach, z wielkim wzruszeniem.

A. M. K. : Zostaliśmy wspaniale przyjęci. Nam także ten koncert dostarczył wielu niezapomnianych doznań i wzruszeń. Bardzo się cieszymy, że było tak dużo ludzi na koncercie. Śpiewaliśmy wyłącznie utwory związane z Wielkim Postem, pełne medytacyjnego skupienia i modlitwy. Wszystkie niezwykle piękne, dające nam możliwość popisania się muzykalnością. Bardzo nam miło, że spotkaliśmy się z członkami działających we Lwowie zespołów i nawiązaliśmy kontakty, które, miejmy nadzieję, zaowocują współpracą. Wiem, że jest także projekt muzyczny, który obejmuje Podkarpacie i zachodnią część Ukrainy. Może coś pięknego z tego wyrośnie. Jeden koncert owocuje często zaproszeniami do innych miast. Otrzymałam kilka zaproszeń, ale zanim się gdzieś wybierzemy, musimy zebrać odpowiednie środki, bo takie wyjazdy są kosztowne. Często się zdarza, że otrzymane honorarium nie pokryje wszystkich wydatków związanych z wyjazdem.

Z. S. : Otrzymywałam na bieżąco fotorelacje z Waszego pobytu we Lwowie i parę zdjęć zostało zrobionych w sali Opery Lwowskiej.

A. M. K. : Jeżeli jest tylko taka możliwość, to będąc w dużych miastach, zawsze staramy się pójść na koncert lub spektakl operowy. Taka możliwość była w przeddzień koncertu we Lwowie. Byliśmy na „Cyruliku Sewilskim”. Spektakl był niezły, a budynek i jego wnętrze zrobiło na nas ogromne wrażenie. Cieszyliśmy się, że byliśmy tam razem.

Z. S. : Zaletą małego składu „Unanime”, jest fakt, że możecie podróżować po Europie dwoma samochodami.

A. M. K. : Tak, jesteśmy bardzo mobilni, zawsze jeździmy na dwa samochody – jednym kieruję ja, a drugim najczęściej Michał. W ten sposób jeździliśmy na koncerty do Szwajcarii, Niemiec  i wszystkich państw sąsiadujących z Polską. To jest najszybszy, najtańszy sposób podróżowania i przy okazji wiele jeszcze można zobaczyć. Zawsze koncerty połączone są ze zwiedzaniem.

Z. S. : Wykonujecie bardzo różnorodny repertuar – od muzyki dawnej po współczesną, od muzyki świeckiej po rozrywkową z elementami ludowej.

A. M. K. : Zwykle z zaproszeniem na koncert jest zamówienie na konkretny program. Proponujemy utwory i po akceptacji przygotowujemy je. Nie mamy z tym problemu, ale pracy jest sporo, bo na każdy wyjazd trzeba opracować nowy program. Jest to czasami męczące, ale kształcące.

Z. S. : Wiele utworów musicie opracować na kameralny skład.

A. M. K. : Najczęściej śpiewamy współczesne opracowania, chociaż sporadycznie zdarzało nam się sięgać po oryginalne utwory minionych epok. Konsekwentnie korzystając przez cały czas ze współczesnego repertuaru, bądź nowych opracowań, sięgamy po utwory bardzo wymagające, często ośmiogłosowe, gdzie każdy musi dobrze znać swoją partię, a dyrygent powinien znać wszystkie partie, aby mieć kontrolę nad wszystkim.

Z. S. : Obserwując Panią dyrygującą na estradzie odnosi się wrażenie, że nie tylko ręce pracują, ale również całe ciało, a przekaz wychodzi z serca.

A. M. K. : Zawsze tak było. Nawet gdy grałam na fortepianie, jako mała dziewczynka, to oprócz rąk , grała głowa, tułów i nogi. Nie zawsze było to dobre, ale faktycznie, teraz jeżeli tworzymy muzykę – to idzie za tym całe ciało i mamy nadzieję, że przekłada się to na jakość wykonania. Moje gesty padają na szczęście na dobry grunt.

Z. S. : Mając tyle obowiązków i muzycznych pasji, już chyba nie ma czasu, nawet myśleć o innych pasjach.

A. M. K. : Ale te pasje są i każda pasja ma swój czas i miejsce. Część realizowałam jeszcze zanim założyłam swoją rodzinę. Teraz jest trochę trudniej, bo po prostu brakuje czasu. Jedną z pasji są podróże i zwiedzanie – to realizuję jeżdżąc na koncerty. Inną z pasji, która może dla wielu ludzi nie jest ciekawa – to haftowanie. Kiedyś bardzo dużo haftowałam, teraz robię to rzadko.

Z. S. : To jest zajęcie co najmniej tak pracochłonne, jak dobre przygotowanie utworu.

A. M. K. : Ale dające efekt, który bardzo cieszy. Mam w domu wiele obrusów własnoręcznie wyhaftowanych.

Z. S. : Czas Świąt Wielkanocnych poświęci Pani rodzinie, ale później, aż do zakończenia roku akademickiego, będzie dużo obowiązków związanych z nauczaniem.

A. M. K. : Faktycznie, po Świętach, do końca czerwca będzie sporo pracy, bo  oprócz zwykłych obowiązków, mamy wspomnianą już konferencję i konkurs dyrygencki. Ale wakacje są wolne i wtedy będzie czas na częste spotkania z „Unanime”. Co najmniej połowę wakacji spędzę wyłącznie z rodziną. Tak wyglądają moje plany na najbliższe miesiące.

Z. S. : Dziękuję Pani bardzo za spotkanie.

A. M. K.  : Ja również bardzo dziękuję i wszystkich zainteresowanych dyrygenturą, zapraszam 25 maja na konferencję , która odbędzie się w budynku Wydziału Muzyki Uniwersytetu Rzeszowskiego.

 Z dr Anną Marek - Kamińską rozmawiała Zofia Stopińska 7 kwiatnia 2017 roku.