
Kocham muzykę, współpracę z artystami i publiczność
Zapraszam Państwa na kolejne spotkanie zarejestrowane w Centrum Paderewskiego w Kąśnej Dolnej podczas festiwalu „Bravo Maestro”. Tuż po koncercie finałowym poprosiłam o rozmowę panią Reginę Gowarzewską, która od lat jest konferansjerką tego festiwalu.
Regina Gowarzewska jest absolwentką Wydziału Wokalno-Aktorskiego Akademii Muzycznej im. Karola Szymanowskiego w Katowicach, w klasie prof. Stanisławy Marciniak-Gowarzewskiej. W Operze Śląskiej w Bytomiu zadebiutowała rolą Magdaleny w operze „Rigoletto” Giuseppe Verdiego. Przez szereg lat współpracowała z tą sceną, wykonując role mezzosopranowe. Jest cenionym publicystą, współpracującym ze specjalistycznymi periodykami poświęconymi muzyce oraz współautorem wydawnictw: „Pół wieku Opery Śląskiej”, „Adam Didur z Woli Sękowej” i „Artyści z Zagłębia”, a także autorem publikacji „60 lat Filharmonii Zabrzańskiej”.
Ukończyła studia podyplomowe w Górnośląskiej Wyższej Szkole Handlowej w Katowicach na kierunku public relations. Często pełni funkcję rzecznika prasowego imprez związanych z muzyką, jak choćby Międzynarodowego Konkursu Muzycznego im. Michała Spisaka w Dąbrowie Górniczej czy Międzynarodowego Konkursu Wokalistyki Operowej im. Adama Didura w Bytomiu. Wykłada w katowickiej Akademii Muzycznej, prowadząc zajęcia ze specjalistycznej literatury wokalnej.
Dała się też poznać bardziej jako lubiany przez publiczność prelegent i konferansjer, prowadząc koncerty w wielu miastach w kraju i współpracując z licznymi instytucjami kultury. Specjalizuje się również w koncertach edukacyjnych dla dzieci i młodzieży. Pracuje w Filharmonii Śląskiej w Katowicach na stanowisku kierownika biura koncertowego. Została odznaczona medalem Zasłużony dla Kultury Polskiej oraz otrzymała Nagrodę Prezydenta Miasta Katowice w dziedzinie kultury.
Jak długo przyjeżdża Pani na Festiwal Bravo Maestro?
Nie mogę się doliczyć. Najstarsze zdjęcia jakie mam pochodzą z 2017 roku i później już mam komplety z każdego roku, ale na pewno byłam tutaj dużo wcześniej na jakimś koncercie.
Podobnie jak w latach ubiegłych przybliżała Pani programy i wykonawców wszystkich koncertów.
Centrum Paderewskiego, to wyjątkowe miejsce z wyjątkową publicznością, która znakomicie przyjmuje wszystkie koncerty. Tegoroczny Festiwal tradycyjnie zakończył Maraton Muzyczny, w którym zaprezentowana została muzyka kompozytorów, którzy inspirowali się folklorem z różnych krajów. To jest niesamowite, że co roku publiczność wypełnia salę, aby słuchać właściwie tych samych artystów. Maraton jest długi, a ludzie i tak nie chcą wychodzić z Sali Koncertowej Stodoła, z entuzjazmem oklaskują wykonawców, domagają się bisów – to jest ewenement.
Tegoroczny Festiwal rozpoczął się występem studentów Wydziału Wokalno - Aktorskiego Akademii Muzycznej w Katowicach. Świetnym młodym wokalistom towarzyszyła Ukraińska Orkiestra Symfoniczna NADIJA pod dyrekcją Jerzego Dybała. Wykonali jedyną komiczną operę w dorobku Giacomo Pucciniego „Gianni Schicchi”.
Ja już wcześniej widziałam ten spektakl w wersji scenicznej, bo ze studentami pracował Michał Znaniecki i odbyło się kilka pełnych spektakli. W jednej części wystawiona została inna opera Pucciniego „Siostra Angelica”, a drugiej „Gianni Schicchi”.
Tutaj nie było warunków, żeby wystawić tę operę w wersji scenicznej, ale były elementy gry aktorskiej i rekwizyty. Takie wykonania są bardzo ważne dla młodych ludzi, bo dają im dużo swobody także na estradzie. Chcę podkreślić, że mamy znakomitą śpiewającą młodzież, a podczas piątkowego koncertu wszystkie głosy były przepiękne.
Wczoraj odbyło się spotkanie z tangiem, z artystą znanym kąśnieńskiej publiczności znakomicie.
Jest to akordeonista i bandoneonista prof. Klaudiusz Baran, który bywa tu od lat, ale tym razem przyjechał z wyjątkowym projektem „Tango Ritual”, a wykonawcami są: Klaudiusz Baran – bandoneon, Christian Danowicz - skrzypce, Andrzej Olewiński – gitara, Kuba Matuszczyk – fortepian, Michał Sobuś – kontrabas. Każdy z nich, czy jako klasyk, czy jako jazzman jest wybitnym muzykiem.
To był magiczny, pełen ognia wieczór. Owacja publiczności była bardzo spontaniczna, bo momentami przypominała koncert rockowy. Magia tanga porwała wszystkich.
Sala Koncertowa STODOŁA w Kąśnej Dolnej - Wieczór Tangowy - od lewej: Michał Sobuś - kontrabas, Andrzej Olewińcki - gitara, Regina Gowarzewska - słowo o muzyce, Klaudiusz Baran - bandoneon, Kuba Matuszczyk - fortepian, Christian Danowicz - skrzypce, fot. Kornelia Cygan (Archiwum CPwKD)
W tym roku obchodzony jest jubileusz 35-lecia działalności Centrum Paderewskiego w Kąśnej Dolnej.
Z ogromną radością patrzę jak to miejsce się zmienia, jak pięknieje, jak stało się dobrym domem dla różnej muzyki. Rozbrzmiewają tutaj różne gatunki, różne stylistyki, ale zawsze zapraszani są znakomici wykonawcy.
Zapraszana jest także do Kąśnej młodzież, a nawet dzieci.
Tutaj często odbywają się także warsztaty. Młodzi ludzie mogą się tu kształcić, przyjeżdżają instrumentaliści i śpiewacy, aby w kąśnieńskim spokoju pracować nad sobą, rozwijać się, a potem pokazywać to co osiągnęli publiczności.
Dwór, w którym zgromadzono wiele pamiątek po Ignacym Janie Paderewskim, otoczony jest pięknym parkiem.
To wszystko trudno przecenić. Mam sporo znajomych i kilka osób w rodzinie, którzy pytają często, dokąd jedziesz, gdzie jest ta Kąśna Dolna? Zawsze im opowiadam. Kilkoro z nich przyjechało tutaj, aby zobaczyć to miejsce i każdy z nich był zachwycony.
Ciekawa jestem, jak Pani przygotowuje się do prowadzenia koncertów. Sądzę, że nie jest to łatwe, bo trzeba najkrócej jak to możliwe zainteresować publiczność, nawiązać z nią kontakt oraz czuwać nad przebiegiem koncertu. Czasami zdarza się coś niespodziewanego.
Przygotowując się do każdego koncertu ciągle się uczę. Każdy koncert różni się repertuarem, pojawiają się utwory, których nie znałam. Światowy dorobek w tej dziedzinie jest potężny i nie ma możliwości , żeby wszystko poznać.
Uczę się cały czas, czytam dużo książek, wydawnictw muzycznych i szukam informacji w internecie.
Czasami bawi mnie, jak moi studenci, których uczę literatury wokalnej w Akademii Muzycznej w Katowicach, pytają – skąd pani to wie? Przecież nie ma tego w internecie. Odpowiadam wtedy, moi drodzy, to jest na moich półkach z książkami.
Jeżeli zdarzają się jakieś niespodzianki, to potrzebne jest opanowanie, co także związane jest z doświadczeniem. Czasami moi znajomi żartują, że nie przeszkodzi mi w prowadzeniu koncertu nawet trzęsienie ziemi.
W takim przypadku ważne jest opanowanie i dokładna selekcja informacji, które się przekazuje. Nie mogę stać i recytować jak Wikipedia, bo wtedy nikt nie zechce tego wysłuchać. Trzeba wyselekcjonować wiedzę i podać ją w ciekawy sposób, znaleźć klucz do publiczności
Każdy koncert jest bliskim spotkaniem z publicznością, obojętnie czy w przestrzeni kameralnej, czy na wielkiej sali. Niedawno w katowickim Spodku odbył się uroczysty koncert z okazji 80-lecia Filharmonii Śląskiej, gdzie pracuję. Wykonana została Symfonia Tysiąca Gustawa Mahlera i faktycznie było ponad tysiąc wykonawców i siedem tysięcy osób na widowni. Jak wychodziłam na estradę i czułam tysiąc osób za sobą i siedem tysięcy przed sobą, to rosły mi skrzydła. Tego uczucia nie da się opisać.
Podobnego zdania byli soliści, bo mówili, że to chyba było największe wydarzenie w ich życiu artystycznym.
Jest Pani znana także na Podkarpaciu. Czasami przybliża Pani program i wykonawców w czasie koncertów w Filharmonii Podkarpackiej, a także każdego roku zapraszana jest Pani do poprowadzenia koncertu podczas Muzycznego Festiwalu w Łańcucie. Mam nadzieję na spotkanie podczas najbliższej, jubileuszowej, bo 70. edycji.
Ja także mam nadzieję, bo to jest także bardzo mi bliski festiwal. Bardzo lubię przyjeżdżać zarówno do Filharmonii Podkarpackiej, jak i do Łańcuta. Powiem anegdotę, że pierwszy raz przyjechałam do Filharmonii Podkarpackiej z moim synem, który miał dokładnie tyle samo lat co ja, kiedy przyjechałam do Rzeszowa z moją mamą na jej koncert. Mama śpiewała wtedy partię w koncercie oratoryjnym. Historia kołem się toczy.
Regina Gowarzewska - słowo o muzyce, 16 maja 2025 r. sala balowa Muzeum-Zamku w Łańcucie, 69.Muzyczny Festiwal w Łańcucie, fot. Archiwum Filharmonii Podkarpackiej
Proszę powiedzieć kilka zdań o mamie, bo była wybitną śpiewaczką.
Moja mama, Stanisława Marciniak-Gowarzewska była znakomitą artystką, solistką Opery Śląskiej w Bytomiu. Miała niezwykłej urody głos – sopran dramatyczny. Debiutowała jako Madama Butterfly, ale potem śpiewała pierwszoplanowe partie w repertuarze operowym słowiańskim, włoskim i niemieckim. Była też cenionym profesorem Akademii Muzycznej w Katowicach i wypuściła grono znakomitych śpiewaków, którzy występowali, a także aktualnie występują w kraju i za granicą.
Miłość do opery wyniosłam z domu.
Sezon letni jest zawsze dla Pni bardzo intensywny. Niedawno wróciła Pani z Festiwalu im. Jana Kiepury z Krynicy-Zdroju, a to nie jedyny festiwal.
Tydzień temu wróciłam z Festiwalu w Krynicy gdzie miałam przyjemność zapowiadać z Jakubem Milewskim inaugurację – koncert Filharmonii Krakowskie. Zapowiadałam też koncert finałowy w wykonaniu artystów Opery Śląskiej. Przygotowywałam też zapowiedzi przed wieczornymi spektaklami, prowadziłam spotkania z artystami w samo południe na krynickim deptaku. Dopisywała nam pogoda i zawsze przychodziło bardzo dużo ludzi na te spotkania, a rekordową ilość publiczności zgromadziło spotkanie z Grażyną Brodzińską. Miłych wspomnień jest bardzo dużo.
Zaraz po powrocie z Krynicy wróciłam do pracy w Filharmonii Śląskiej, bo zbliża się inauguracja 81. sezonu artystycznego i pracy jest bardzo dużo, a na weekend przyjechałam do Kąśnej, gdzie zawsze przyjeżdżam na festiwal pod koniec sierpnia.
Są takie stałe miejsca. Na przykład lipiec zawsze kojarzy mi się z Żywcem, a konkretnie z Żywieckim Suwakowaniem, na które zaczęłam przyjeżdżać odkąd mój syn zaczął grać na puzonie. Pierwszy raz pojechałam do Żywca jako matka opiekująca się nieletnim dzieckiem, a efekt jest taki, że od lat zapowiadam tam koncerty. To kolejna „magiczna” impreza, na którą przyjeżdża zawsze ponad stu puzonistów i tubistów. Są warsztaty, koncerty, a na finał, ramię, w ramię stają uczniowie i gwiazdy, grając w jednej, wielkiej puzonowo-tubowej orkiestrze. Są miejsca, festiwale, spotkania z artystami, które mają swój rytm i muszą się odbyć.
Wszystkie wymienione letnie festiwale trzeba pogodzić z obowiązkami kierownika Biura Koncertowego Filharmonii Śląskiej.
Oczywiście, bo praca w Filharmonii Śląskiej, to działania organizacyjne, kontakty z artystami, planowanie i realizowanie koncertów. To jest mój priorytet zawodowy, ale jest to jednak też praca, którą bardzo lubię i przy dobrym planowaniu wszystko da się pogodzić. Kieruję też znakomitym zespołem ludzi. Do tego jeszcze w mam festiwal, za który odpowiadam artystycznie i organizacyjnie. To organizowane przez Filharmonię Śląską Międzynarodowe Dni Muzyki im. Henryka Mikołaja Góreckiego. Zajmuję się programowaniem tego festiwalu, pozyskiwaniem środków – można powiedzieć, że jest to moje dziecko. Festiwal zaczyna się w okolicach 12 listopada, czyli rocznicy śmierci kompozytora, a kończy się 6 grudnia, w rocznicę urodzin. To jest kolejny stały punkt w moim kalendarzu.
Z tego wynika, że na dłuższy urlop nie może sobie Pani pozwolić.
Nic nie szkodzi, bardzo lubię pracować, kocham muzykę, współpracę z artystami, kocham publiczność. Nie narzekam. Zresztą na urlop też trzeba znaleźć czas, bo regeneracja jest niezwykle ważna, a ja kocham podróżować.
Wykonawcy Maratonu Muzycznego na scenie Sali Koncertowej STODOŁA w Centrum Paderewskiego w Kąśnej Dolnej: Janusz Wawrowski, Klaudiusz Baran, Kamila Dutkowska, Robert Morawski, Regina Gowarzewska, Karol Marianowski, Katarzyna Duda i Michał Zaborski, 24 sierpnia 2025 r. fot. Kornelia Cygan (Archiwum CPwKD)
Jak to się stało, że zajmuje się Pani zawodowo tyloma rzeczami?
Wszystko się samo układało na mojej życiowej drodze. Jak już wspomniałam studiowałam na Wydziale Wokalno-Aktorskim, ale jeszcze podczas studiów zaczęłam, trochę przez przypadek, pracować jako dziennikarz telewizyjny i prasowy.
Później trafiłam do Filharmonii Śląskiej jako pani od edukacji. Prowadziłam też koncerty dla dzieci współpracując z nie istniejącą już Instytucją Promocji i Upowszechniania Muzyki Silesia. Ówczesna dyrektor Ewa Pawlik-Żmudzińska, także świetny prelegent, wypatrzyła mnie, jak jeszcze w czasie studiów zapowiadałam koncert i dostrzegła we mnie potencjał. Dzięki niej poszłam tą drogą.
Jak zaczęłam pracować w Filharmonii Śląskiej dzieci mnie ochrzciły „Pani Gama”, a po kliku latach ówczesny dyrektor prof. Mirosław Jacek Błaszczyk zaproponował pracę szefa Biura Koncertowego Filharmonii Śląskiej. Wtedy edukację oddałam w inne dobre ręce.
Trwają ostatnie przygotowania do inauguracji sezonu artystycznego 2025 / 2026.
Tak, nasze trzy zespoły (Orkiestra Symfoniczna, Chór i Śląska Orkiestra Kameralna) już intensywnie pracują. 12 września rozpoczynamy 81. sezon artystyczny koncertem Orkiestry Symfonicznej pod batutą jej szefa Yaroslava SHemeta. Zabrzmi piąta Symfonia Mahlera..
Przed nami dużo ciekawych koncertów, bo pan Adam Wesołowski, dyrektor Filharmonii Śląskiej, nie należy do spokojnych duchów, nie ma czasu na przestoje i marudzenie, trzeba po prostu działać.
Mam nadzieję, że niedługo będzie okazja do spotkania, może w trakcie sezonu w Rzeszowie, a najpóźniej w maju lub na początku czerwca w Łańcucie.
Także mam nadzieję, że się uda. Mam już dużo planów na najbliższy sezon. Zapraszam do Filharmonii Śląskiej, ale wiem też, że Sylwestra spędzę w Toruniu, wiosną w Zielonej Górze poprowadzę koncert Piotra Beczały…
Najważniejsza jest dla jednak mnie praca szefa Biura Koncertowego Filharmonii Śląskiej. Nie wyobrażam sobie, żeby jakiś wyjazd mógł kolidować z tym, co się dzieje w mojej filharmonii. Cieszę się, że wszystko dobrze się układa, a Filharmonia Śląska jest instytucją, którą znam od dziecka, więc jest mi bliska nie tylko zawodowo, ale też emocjonalnie. Moja mama należała do grona ulubionych solistek dyrektora Karola Stryi i bardzo często była zapraszana, a ja jako dziecko zawsze byłam przy niej. Potem już sama, świadomie zaczęłam chodzić na koncerty.
Uwielbiam muzykę Karola Szymanowskiego, a IV Symfonię koncertującą w szczególności. Była grywana dosyć często, ponieważ prof. Stryja także ją bardzo lubił, a na fortepianie grywał ją prof. Tadeusz Żmudziński. Byłam na wszystkich koncertach z tym dziełem.
Mam nadzieję, że notuje Pani wszystkie ciekawe wydarzenia i powstanie kiedyś bardzo ciekawa książka.
Może kiedyś na emeryturze.
Bardzo dziękuję za miłe spotkanie.
Ja także dziękuję
Zofia Stopińska