Tu bije serce muzyki polskiej - mówi prof. Roman Lasocki
Prof. Roman Lasocki - skrzypce fot. z arch. Filharmonii Podkarpackiej

Tu bije serce muzyki polskiej - mówi prof. Roman Lasocki

        Zofia Stopińska: Zapraszam Państwa na spotkanie z prof. Romanem Lasockim, jednym z najwybitniejszych współczesnych polskich skrzypków. Okazja jest szczególna, bo 19 października mój znakomity gość wystąpił w Filharmonii Podkarpackiej, poprzedzając występ swojej utalentowanej uczennicy Marty Gębskiej, stąd ten wspaniały koncert można by było zatytułować „Mistrz i uczeń”. Wielokrotnie, podczas Międzynarodowych Kursów Muzycznych w Łańcucie obserwowałam, jak młodzi skrzypkowie tłumnie uczestniczą w lekcjach i wykładach, które Pan prowadzi. Należy Pan do osób, które chętnie się dzielą swoimi doświadczeniami, zdobytymi podczas występów na estradach filharmonicznych świata, oraz podczas długoletniej, bo ponad 40-letniej praktyki pedagogicznej.
        Roman Lasocki: Niby przyjaciółka, a wylicza wszystko dokładnie podkreślając, że mam już swoje lata. Znamy się już bardzo długo, ale moje dobre maniery nie pozwalają mi na wyliczanie kobiecie lat.

        Chciałam tylko podkreślić, że od lat jest Pan mistrzem, ale będąc młodym człowiekiem, także miał Pan wspaniałych mistrzów.
        - Miałem to szczęście, że po studiach w klasie prof. Franciszka Jamrego w Państwowej Wyższej Szkole Muzycznej w Łodzi, kolejne studia ukończyłem u André Gertlera, który był wówczas najwybitniejszym pedagogiem w Europie. Trudno znaleźć dojrzałego wybitnego skrzypka, który nie korzystałby z jego wielkiego doświadczenia. Później, będąc już prawie dojrzałym muzykiem, szlifowałem swoją grę u Henryka Szerynga. To był charyzmatyczny człowiek, filozof, muzyk, człowiek intelektu, ale do studiów u Szerynga oraz także do życia przystosował mnie wspaniały mistrz i mecenas – Tadeusz Wroński.
        Jestem już dzisiaj panem w pewnym wieku, ale nie zdarza mi się, aby kilka razy w roku nie podjechać na ulice Promyka – tam gdzie Profesor miał swoją rezydencję, i nawet nie wchodzę do Jego córeńki Halinki do domu, tylko postoję sobie chwileczkę i łzę uronię, pomimo, że od śmierci Profesora minęło już niemal dwadzieścia lat. To był wielki, wspaniały, charyzmatyczny człowiek, którego przyjaźń i opiekę ceniłem, oraz fakt, który cieszył mnie najbardziej, że uznał mnie za swojego ucznia, chociaż nigdy Jego uczniem nie byłem.
        Było jeszcze wiele osobistości świata muzycznego, dzięki którym mogłem zaistnieć – na przykład Rektor Kiejstut Bacewicz, który najpierw był moim rektorem w łódzkiej uczelni, a potem partnerem, przyjacielem, mentorem, twórcą polskiej kameralistyki fortepianowej... W czasie piętnastu lat współpracy wykonaliśmy wspólnie dziesiątki koncertów. Wychował tak wielkich artystów, jak chociażby Jerzy Marchwiński, który później przez wiele lat dzielił się swoją ogromną wiedzą w akademii warszawskiej.
        Mógłbym jeszcze wymieniać wielu wspaniałych artystów, którzy będąc przyjaciółmi, byli także moimi mistrzami. Wymienię tylko trzy nazwiska: Krzysztof Jakowicz, Konstanty Andrzej Kulka oraz uwielbiana przeze mnie Kajunia Danczowska – to też są w pewnym stopniu moi mistrzowie.

        Będąc u szczytu kariery solistycznej, został Pan pedagogiem i wierny Pan jest przede wszystkim Uniwersytetowi Muzycznemu Fryderyka Chopina w Warszawie. Wymagało to z pewnością wielu wyrzeczeń i zajmowało każdą wolną godzinę.
        - Mam także klasę skrzypiec w Akademii Muzycznej w Katowicach. Mogłem grać co najmniej 80 koncertów rocznie i uczyć, a nawet pełnić różne funkcje uczelniane, dzięki cudownym przyjaciołom, którzy to rozumieli i zawsze mi pomagali.
        Może zabrzmi to nieskromnie, ale ja znajomość uczelni „wyssałem z mlekiem ojca”. Ojciec był rektorem, dziekanem, profesorem, brat dziekanem i dlatego pewien sposób zachowania, traktowania nauczania jako misji wyniosłem z domu i było mi o wiele łatwiej niż innym, a poza tym bardzo pomagali mi koledzy. Jeśli, będąc rektorem, zajmowałem się sprawami „uruchomienia” życia koncertowego na Uniwersytecie Muzycznym Fryderyka Chopina w Warszawie, to fakt, że Antoni Wit, Piotr Paleczny, Krzysztof Jakowicz, Konstanty Andrzej Kulka, Kaja Danczowska występowali każdego roku, oczywiście bez honorariów, bo uczelnia nigdy nie była na tyle bogata, by móc wynagrodzić wielki talent takich osobowości – dawała mi możliwość lotu w przestworza i nagrywania każdego roku koncertów i płyt.
        Ma Pani oczywiście rację, że uczenie i sprawowanie funkcji uczelnianych pochłania wiele czasu i energii. Może będąc tylko koncertującym skrzypkiem, mógłbym grać więcej koncertów, może grałbym lepiej, miałbym większy repertuar, nagrałbym nie 30 a 60 płyt – nie wiem.

        Z kolei ja nie wyobrażam sobie Pana jedynie w roli skrzypka solisty. Nie wiem, czy dobrze by się Pan czuł, gdyby nie otaczali Pana młodzi ludzie, którzy pragną zostać skrzypkami.
        - To prawda, mam poczucie takiej misji i potrzeby oddawania tego dobra; wspaniałego, nieokreślonego, nienazywalnego, tych cudownych wartości, które dali mi wspomniani już moi mistrzowie.

        Uczy Pan nie tylko w czasie roku akademickiego, ale także podczas wakacji prowadzi Pan kursy. Gdybyśmy podsumowali czas spędzony w Łańcucie na Międzynarodowych Kursach Muzycznych, pewnie okazałoby się, że rok już dawno minął, a może nawet niedługo będą dwa.
        - To było dla mnie wielkie wyróżnienie, kiedy przed 40-tu laty mój przyjaciel i mentor, kolejny mistrz Zenon Brzewski, zaprosił mnie do Łańcuta. Byłem wtedy bardzo młodym pedagogiem i to był silny bodziec do samorozwoju, do samodoskonalenia. Ogromnie sobie to ceniłem i łańcuckie kursy, wśród dziesiątków, w których uczestniczyłem, cenię najwyżej. Kombinat artystyczny pod tytułem Łańcut jest zjawiskiem nieznanym w świecie. Kilkadziesiąt klas wspaniałych artystów, na dwóch turnusach, dają uczniom i studentom możliwość wielkiego wyboru. Mogą jako uczestnicy bierni być na wielu zajęciach. Ponadto cudowne koncerty, codziennie gra ktoś z pedagogów w Sali Balowej. Odbywają się koncerty klasowe.
        Po śmierci Zenona i jego wspaniałego wychowanka Mirka Ławrynowicza, który sprawował po nim funkcję szefa Kursów, funkcję kierownika artystycznego i naukowego objęła pani Krystyna Makowska-Ławrynowicz, rozwinęliśmy jeszcze jeden ogromnie dla mnie istotny dział, który określiliśmy mianem „Forum myśli muzycznej”. W ramach tego Forum są kursy dydaktyczne dla nauczycieli, kursy metodyczne, ale ogólnie jest to wymiana poglądów, wymiana myśli, bo przecież muzyka to w jednej części talent i intuicja, które są niezbędne, ale to także codzienny trening, który podlega prawidłom takiego samego rozwoju, jak u mistrzów lekkoatletyki. To jest wielogodzinna codzienna praca, która musi być prowadzona w myśl zasad kinetyki muzycznej, fizjologii i te zasady wypracowujemy zarówno z nauczycielami, jak i ze starszymi uczniami oraz ich rodzicami.
        Łańcut jest w moim sercu ważnym elementem i jestem dumny z tego, że jestem tam zapraszany i sprawia mi to wiele radości.

        Wspomniał Pan o nagraniach płytowych, dokonał Pan wielu nagrań dla Polskiego Radia i Telewizji Polskiej, ale współpraca z TVP zaowocowała kilkoma cyklami programów, m.in.: „Fantazja na smyczki”, „Mistrzowie wiolinistyki”, „Historie smyczkiem pisane”, „Roman Lasocki przedstawia”.
        - To jest dokładnie dalszy ciąg tego, o czym mówiliśmy. Doznawszy tyle dobra od moich przyjaciół, moich rówieśników, moich mistrzów, chciałem oddać to dobro. Wiem, jak bardzo trudno jest, zwłaszcza młodym, ale także moim kolegom zaistnieć w mediach. Kiedyś po jakimś nagraniu, o ile dobrze pamiętam, nagrywaliśmy z prof. Antonim Witem dla zachodnioniemieckiej telewizji Koncert skrzypcowy Krzysztofa Meyera – mojego ukochanego twórcy, i przemiłe panie Anna Niesłuchowska, Barbara Pietkiewicz (szefowa redakcji) i Ela Uroda zauważyły, że ja dość życzliwie i z sercem mówię o kolegach i zaproponowały mi współpracę. Najpierw był jeden, a potem kolejne cykle i urosło to do prawie dwustu programów. Ich konstrukcja była zawsze bardzo prosta: najpierw sam się uwiarygodniałem kilkoma minutami nagrania na początku, później była rozmowa z mistrzem, a jeżeli była tylko jakakolwiek możliwość, to mistrzowi zawsze towarzyszyło jeden lub dwóch młodych wychowanków.
         Co najmniej pięć razy moimi gośćmi byli: Konstanty Andrzej Kulka, Krzysztof Jakowicz, Kaja Danczowska, gościli w moich programach także wybitni wiolonczeliści, m.in. nestorzy prof. Kazimierz Michalik, prof. Andrzej Zieliński, ale był także młodziutki Tomek Strahl – dzisiaj prof. Tomasz Strahl – Dziekan Wydziału Instrumentalnego i sławny wiolonczelista.

        Rozmawiamy w Rzeszowie, a dzisiejszy koncert można nazwać „Mistrz i uczeń”, bo występując na początku koncertu, poprzedza Pan występ swojej uczennicy Marty Gębskiej – fantastycznej młodej skrzypaczki, która ma dopiero szesnaście lat.
        - Gramy oddzielnie, a ponieważ ja zwykle świetnej rzeszowskiej publiczności proponowałem trudne kolumbryny, jak koncerty skrzypcowe Szostakowicza, Bartoka, Szymanowskiego, tym razem wiedząc, że bardzo zdolny młody dyrygent krakowski Paweł Szczepański – wychowanek prof. Rafała Delekty, rozpoczyna swoją karierę, a także moja uczennica Martusia, chociaż już wiele razy grała na scenie, ma wygranych wiele konkursów, ale wielkich doświadczeń w grze z towarzyszeniem orkiestry nie ma. Postanowiliśmy z Panią Dyrektor Martą Wierzbieniec, uczcić pamięć o wybitnym, nieżyjącym już polskim kompozytorze Witoldzie Rudzińskim, który jest także jednym z moich mistrzów. Witold Rudziński był łaskaw dedykować mi aż trzy utwory, a jednym z nich jest „Ricercar Sopra Roman Lasocki” na skrzypce solo, a ponieważ kilka dni temu minęło 80 lat od debiutu Witolda Rudzińskiego w paryskiej Salle Gaveau, w której ja później występowałem wielokrotnie, była okazja aby przypomnieć tego wybitnego kompozytora, teoretyka muzyki, myśliciela i filozofa.
        Uważam za stosowne powiedzieć także kilka słów na temat mojej wielkiej miłości do Rzeszowa i Łańcuta, ale także uznania dla tego nadzwyczajnego regionu i jego ludzi, bo być może nawet nie wiecie, że tu bije serce muzyki polskiej. Rzeszów w kompleksie z Łańcutem, jest magicznym miejscem, w którym możliwość wystąpienia, zaistnienia artystycznego każdego z nas jest po prostu nieoceniona. Pamiętam, ze trzykrotnie zapraszany byłem przez Bogusia Kaczyńskiego do jego Festiwalu, wówczas telewizyjnego i ogromnie się cieszę, że pani prof. dr hab.. Marta Wierzbieniec – Dyrektor Filharmonii Podkarpackiej kontynuuje ten wspaniały Festiwal i robi to w sposób prawdziwie mistrzowski.
        Pani Marta Wierzbieniec, jeden z nielicznych polskich dyrektorów formatu europejskiego, która będąc wybitnym muzykiem, rozumie doskonale, że pewna generacja muzyków, blisko siedemdziesięcio- lub ponad siedemdziesięciolatkowie będziemy siłą natury ze sceny schodzić. Pani Dyrektor stara się między innymi na dzisiejszym koncercie uchylić rąbka tajemnicy, jaka będzie polska muzyka za lat pięć, dziesięć, piętnaście, dwadzieścia – promując tych wspaniałych młodych ludzi, jak choćby dzisiaj moja Martusia. Dzieje się to wszystko w tym magicznym kręgu: Pani Dyrektor Marta Wierzbieniec i jej Filharmonia, Łańcut z Kursami, o których tyle mówiliśmy, ale także ze wspomnianymi majowymi Festiwalami. Bez dodania dwóch nazwisk nasza rozmowa byłaby niepełna – to Pan Dyrektor Wit Wojtowicz – wybitny esteta, meloman, arystokrata ducha, niesłychanie zasłużony dla kultury polskiej, dla muzealnictwa zasłużony, rozumiejący, że pałac tego typu żyje życiem prawdziwym, jeśli jest wypełniony kulturą i muzyką na najwyższym poziomie.
        Pozostało nam jeszcze jedno nazwisko – Pan Prezes Krzysztof Szczepaniak, na co dzień jeden z najbardziej cenionych polskich wizytatorów szkolnictwa artystycznego, który umożliwił karierę dziesiątkom polskich nauczycieli. Pan Krzysztof Szczepaniak jest także wytrawnym, wspaniałym moderatorem życia muzycznego, animatorem życia artystycznego, którego talentowi zawdzięczamy istnienie Międzynarodowych Kursów Muzycznych w Łańcucie i tej wspaniałej aury.
Mamy tu wspaniała trójkę świetnych moderatorów, z panią prof. Martą Wierzbieniec na czele, mamy świetną Orkiestrę Filharmonii Podkarpackiej, która wciąż się rozwija. Ten zespół ma możliwość pracować w bardzo pięknym akustycznie wnętrzu, bo sala koncertowa Filharmonii Podkarpackiej jest jedną z najlepszych sal pod względem akustyki.
        Magia sali łańcuckiej jest wyjątkowa i chociaż zazdrość w towarzystwach oświeconych nie uchodzi za uczucie szczególnie eleganckie, zazdroszczę melomanom Łańcuta, Rzeszowa i regionu możliwości codziennego obcowania ze sztuką muzyczną na najwyższym poziomie.

        Czas szybko płynie, za osiem miesięcy będziemy mieć okazję do spotykania się w pięknych wnętrzach Filharmonii Podkarpackiej, sali balowej łańcuckiego Zamku oraz Państwowej Szkoły Muzycznej I stopnia im. Teodora Leszetyckiego w Łańcucie podczas 45. Międzynarodowych Kursów Muzycznych. Bardzo dziękuję za spotkanie i poświęcony mi czas.

Z prof. Romanem Lasockim – jednym z najwybitniejszych współczesnych polskich skrzypków i pedagogów rozmawiała Zofia Stopińska 19 października 2018 roku.

Polecam Państwu także przeczytanie opublikowanego już wcześniej wywiadu z młodą skrzypaczką Martą Gębską, zatytułowanego "Przez muzykę do gwiazd". Przed rozmową z młodą Artystką - wychowanką prof. Romana Lasockiego, znajdą Państwo więcej informacji na temat koncertu, który odbył się 19 października 2018 roku w Filharmonii Podkarpackiej.