Maestra Lidia Grychtołówna zainaugurowała XIII MFP w Sanoku
Lidia Grychtołówna na estradzie Sanockiego Domu Kultury podczas Gali Inaugurayjnej XIII MFP fot. Małgorzata Sienkiewicz

Maestra Lidia Grychtołówna zainaugurowała XIII MFP w Sanoku

        Uroczysta Gala Inauguracyjna w niedzielny wieczór, 4 lutego 2018 roku, w sali Sanockiego Domu Kultury rozpoczęła XIII Międzynarodowe Forum Pianistyczne „Bieszczady bez granic...”. To wielkie wydarzenie organizowane jest przez Podkarpacką Fundację Rozwoju Kultury, a gospodarzami wieczoru byli: prof. Jarosław DrzewieckiPrzewodniczący Rady Programowej, mgr. Janusz OstrowskiDyrektor Forum i prof. Janina Tatarska z Akademii Muzycznej w Poznaniu, która przybliżała publiczności sylwetki kompozytorów oraz utwory, które podczas koncertu zabrzmiały, a także wykonawców.
        Po krótkiej części oficjalnej rozpoczął się Benefis 90-lecia urodzin prof. Lidii Grychtołówny – Laureatki VII Nagrody V Międzynarodowego Konkursu Pianistycznego im. Fryderyka Chopina w Warszawie w 1955 roku oraz konkursów pianistycznych w Berlinie (1956), Bolzano (1958) i Rio de Janeiro (1959). Prof. Lidia Grychtołówna koncertowała w całej Europie, Ameryce, Australii i Azji. Artystka ma bardzo szeroki repertuar sięgający od Bacha, poprzez Mozarta, Beethovena, Chopina, Schumanna, aż po klasyków XX wieku. Zasiadała w jury największych konkursów pianistycznych świata, w tym w Konkursach Chopinowskich. Prowadzi działalność pedagogiczną na Uniwersytecie Jana Gutenberga w Moguncji. Otrzymała wiele nagród i odznaczeń, m.in. Krzyż Komandorski Orderu Odrodzenia Polski.
Kiedy Szacowna Jubilatka pojawiła się na scenie, przy fortepianie zasiadł Pan Janusz Ostrowski, a prof. Jarosław Drzewiecki wraz z publicznością zaśpiewali „Sto lat”. To była niezwykle wzruszająca dla wszystkich chwila.
        Później przy fortepianie zasiadła Maestra Lidia Grychtołówna i rozpoczął się wspaniały recital chopinowski, na który (jeśli dobrze zapamiętałam) złożyły się: Polonez cis-moll, 4 mazurki, 4 walce i Nokturn E-dur.
Artystka oczarowała wszystkich wspaniałą grą. Czuliśmy, że każdy dźwięk, każda fraza płynęły prosto z serca na klawisze fortepianu. Grała, jak zawsze, na najwyższym poziomie. Od pierwszego publicznego występu Lidii Grychtołówny minęło ponad 85 lat, od wielkiego debiutu z Orkiestra Filharmonii Śląskiej w Katowicach pod dyrekcją Stanisława Skrowaczewskiego minęło 85 lat. Czas zmienił ciało Artystki, chociaż nadal pozostała piękną kobietą, ale nie dotknął muzyki, którą obdarza publiczność. Jej kreacje są zawsze porywające świeżością i niezwykłą urodą.

        Po zakończeniu recitalu bohaterka wieczoru zgodziła się na krótki wywiad, który przeprowadzili prof. Janina Tatarska i prof. Jarosław Drzewiecki. Otrzymałam zgodę na publikację tej rozmowy. Pierwsze pytanie prof. Jarosława Drzewieckiego dotyczyło rodzinnych tradycji muzycznych.

        Lidia Grychtołówna: Moja mama, która kształciła się w grze na fortepianie we Lwowie, skąd pochodziła, prawdopodobnie marzyła o tym, żeby zostać pianistka koncertującą, ale niestety w tamtych czasach - przed i wojna światową - nie było mowy, żeby panna z dobrego domu została pianistką; to tylko się udało Klarze Wieck... Przypuszczam, że jeszcze przed moim urodzeniem skrytym marzeniem mojej mamusi było, żeby dziecko ziściło jej marzenia, których jej się nie udało urzeczywistnić. Ojciec interesował się bardzo astrologią, wiedział wiele na ten temat, sprowadzał różne książki i studiował je. Wkrótce po moim urodzeniu (w tych czasach rodziło się dzieci w domu), ojciec przyszedł do mamusi i powiedział: ona będzie artystką. Mama obruszyła się podobno i zapytała, skąd on to wie. „Gwiazdy o tym mówią” – odpowiedział.

        Janina Tatarska: Należała Pani do grona tych wybrańców, które określamy „cudowne dzieci”, bo zdolności muzyczne objawiły się bardzo wcześnie. Proszę uchylić rąbka tajemnicy, jak wyglądała ścieżka dojścia do muzyki, fascynacja fortepianem i kiedy zapadła decyzja, że się Pani poświęca bez reszty grze na fortepianie.

        L. G.: Podobno od samego początku, kiedy mamusia chciała, abym leżała w łóżeczku spokojnie albo zasnęła, to siadała do fortepianu i był święty spokój. Rodzice bardzo szybko zauważyli, że bardzo interesuję się muzyką, którą słyszę.
Miałam mnóstwo zabawek, bo byłam jedynaczką, ale zawsze zostawiałam je koleżankom, które mnie odwiedzały (bo mama dbała o to, bym miała towarzystwo innych dzieci), a ja siadałam do fortepianu i grałam. Mama karciła mnie: „Masz gości i trzeba się nimi zająć!”. One doskonale bawią się same lalkami, a ja wolę grać - odpowiadałam.
        Grać zaczęłam sama. Podobnie jak dziecko, które układa sobie obrazek z klocków, to ja, jak mama odchodziła od instrumentu, wdrapywałam się na krzesło, siadałam i uderzałam w różne klawisze i w ten sposób nauczyłam się Mazurka B-dur op. 7 nr 1 Fryderyka Chopina.
Wówczas moi rodzice stwierdzili, że mam chyba uzdolnienia muzyczne i poprosili właściwego pedagoga, żeby ocenił, czy warto dziecko kształcić, czy nie. Pedagog stwierdził, że mam zdolności muzyczne i powinnam się kształcić w tym kierunku. W wieku 6-ciu lat jeździłam z mamą albo z ojcem z Rybnika do Katowic, do pani prof. Wandy Chmielowskiej, która była specjalistką w nauczaniu dzieci i udzielała mi prywatnych lekcji.
        Muszę powiedzieć, że wcześniej, mając cztery lata i osiem miesięcy wystąpiłam po raz pierwszy na publicznym koncercie w Rybniku. Z recitalem skrzypcowym wystąpił wówczas pan Antoni Szafranek. Towarzyszył mu przy fortepianie jego brat, Karol, u którego trochę się uczyłam. Bracia Szafrankowie wpadli na pomysł, abym zagrała podczas tego koncertu.
Pamiętam, jak przed koncertem ojciec był bardzo niezadowolony, bo chłopcy chodzili po mieści z dużymi afiszami z napisem, że wystąpi najmłodsza pianistka w Polsce. Mówił oburzony: „...co to za głupstwa. Nie wiadomo jak się dziecko zachowa...”. Okazało się, że dziecku bardzo się występ spodobał i samo sobie biło brawo. Ten mój występ trwał około 20 minut, a wykonałam: Polonez „Pożegnanie Ojczyzny” Ogińskiego, Mazurek B-dur Chopina, Menuet Paderewskiego i jeszcze jeden utwór, którego tytułu nie pamiętam.

        J. T.: Po ukończeniu studiów pianistycznych z najwyższym odznaczeniem w Państwowej Wyższej Szkole Muzycznej w Katowicach u prof. Wandy Chmielowskiej, pracowała Pani także z innymi wybitnymi pianistami – tu pojawiają się jeszcze dwa znakomite nazwiska.

        L. G.: Tak, u prof. Zbigniewa Drzewieckiego „robiłam” studia podyplomowe i wtedy się to nazywało aspiranturą. Natomiast w Konkursie Chopinowskim, w 1955 roku, w jury zasiadał Arturo Benedetti Michelangeli. Ten wspaniały włoski pianista zauważył mnie i zaprosił tuż po konkursie na swoje mistrzowskie kursy w Arezzo. Byłam u niego cztery razy po dwa miesiące, czyli w sumie osiem miesięcy. Bardzo dużo się podczas tych studiów nauczyłam. Kiedyś rozmawialiśmy o tym, jak ćwiczyć, jak pracować i prof. Michelangeli powiedział mi takie słowa: „...jak chcesz być artystką – ucz się u siebie...”

        J. T.: W 2013 roku ukazała się niezwykła książka zatytułowana „Lidia Grychtołówna w metropoliach świata - kartki z pamiętnika”. To fascynująca książka ukazująca różne aspekty z życia naszej Bohaterki. Można tę książkę kupić w księgarniach internetowych i gorąco Państwu polecam kontakt z tą lekturą. Na końcu książki jest kilka wykazów. Jeden z nich dotyczy repertuaru – utworów solowych i z towarzyszeniem orkiestry. Liczby są imponujące – m.in. blisko 40 utworów na fortepian i orkiestrę od Bacha do Strawińskiego, bo ma Pani w repertuarze także „Capriccio na fortepian i orkiestrę” Strawińskiego.

        L. G.: Tak, mam też Koncert na lewą rękę Prokofiewa i uważam, że jest to jeden z najtrudniejszych utworów, jakie w życiu grałam. Chcę jeszcze dodać, że moją książkę opracował mój zmarły przed rokiem i ośmioma miesiącami mąż – Janusz Ekiert.

        J. T.: Może Pani powiedzieć, czy jakiś zakres repertuaru odegrał szczególną rolę w Pani biografii artystycznej?

        L. G.: Ja tak kocham muzykę, że jeśli sama nie gram, to natychmiast włączam radio i słucham muzyki klasycznej przede wszystkim. Dziennikarze często zadają mi pytanie – którego kompozytora najbardziej kocham? Zawsze odpowiadam tak samo – tego, którego aktualnie gram, bo naprawdę kocham ich wszystkich z Fryderykiem Chopinem na czele – Beethoven, Rachmaninow, Schubert...

        J. D.: Kochamy także publiczność, która słucha muzyki w naszymi wykonaniu. Prawda?

        L. G.: Przede wszystkim publiczność. Na początku kariery kolega powiedział mi, że po dwóch minutach od wyjścia na scenę poczuję już atmosferę sali i mam już publiczność „za sobą”. Na tym polega łatwość nawiązywania kontaktów... Proszę Państwa! Państwa rola dla nas, wykonawców, jest szalenie ważna. Pomagają nam Państwo wsłuchiwaniem się w to, co gramy.

        J. T.: Wielokrotnie była Pani jurorem na międzynarodowych konkursach. Jaki jest Pani stosunek do konkursów, bo jest Pani bardzo doświadczoną Artystką i wiele młodych osób siedzących w tej sali myśli – „...jak ja bardzo zazdroszczę prof. Grychtołównie wielkiego doświadczenia i mądrości. Ona już wszystko wie, a ja dopiero jestem na początku tej drogi...”.

        L. G.: Odpowiem krótko. Prawda jest taka, że w młodym wieku dużo się może – mało się wie, a w starszym wieku – dużo się wie, a mniej się może.

        J. D.: Przed wejściem na estradę Pani Profesor niecierpliwiła się i mówiła: „Och! Żeby wreszcie zobaczyć te biało-czarne klawisze”. Proszę powiedzieć, co nam Pani zagra dzisiaj na bis?

        L. G. : Może dzisiaj Impromptus Schuberta.

Z Panią prof. Lidią Grychtołówną rozmawiali prof. Janina Tatarska i prof. Jarosław Drzewiecki 4 lutego 2018 roku w Sanockim Domu Kultury, podczas Gali Inaugurującej XIII Międzynarodowe Form Pianistyczne „Bieszczady bez granic...”.

Pragnę także poinformować, że fascynująca, chociaż zupełnie odmienna w nastroju, była także druga część koncertu – Finał Mistrzowskiego Kursu Perkusyjnego „Klasyka & Jazz” pod przewodnictwem prof. Piotra Biskupskiego i Cezarego Konrada.
Wykonane zostały po raz pierwszy dwa utwory specjalnie skomponowane na to wydarzenie: 3 Tańce ekstrawaganckie na 2 fortepiany i 4 perkusistów – Myrosława Skoryka oraz Wariacje na temat Chopina na fortepian, zestaw jazzowy i perkusję – Konstantego Vilensky’ego.
Wspaniałym dopełnieniem były Wariacje n/t Paganiniego na 2 fortepiany i 2 perkusistów.
Opracowała – Zofia Stopińska