Tadeusz Szlenkier w Filharmonii Podkarpackiej
Tadeusz Szlenkier Strona internetowa

Tadeusz Szlenkier w Filharmonii Podkarpackiej

Zofia Stopińska : Rozmawiamy po koncercie w Filharmonii Podkarpackiej i serdecznie gratuluję Panu tego występu. Jestem pod ogromnym wrażeniem zarówno pięknego głosu, jak i umiejętności aktorskich.

Tadeusz Szlenkier : Bardzo dziękuję za ciepłe słowa.To był bardzo sympatyczny wieczór, nie tylko dlatego, że wystąpiłem razem z wielką gwiazdą -  panią Grażyną Brodzińską, ale także dlatego, że publiczność tak gorąco nas przyjęła. Dla mnie to był powrót i nawiązanie do koncertów, które były organizowane i prowadzone przez śp. Bogusława Kaczyńskiego, którego nie ma z nami już rok i nadal trudno nam wszystkim uwierzyć w Jego nieobecność. Ten rok minął bardzo szybko. Było już wiele koncertów i wydarzeń upamiętniających tę wspaniałą postać, ale ciągle go wspominamy i będziemy wspominać, bo takiej osobowości należy się pamięć i wspomnienie, a najlepszym sposobem żeby o nim pamiętać, to jest organizowanie koncertów, które są, takie jak On robił, na najwyższym poziomie z repertuarem, który kocha publiczność i my sami lubimy występować w tych największych przebojach muzyki operowej, operetkowej, pieśniach i piosenkach. Nigdy się nie broniłem przed śpiewaniem szerokiego repertuaru, bo to interesuje największe grono odbiorców.

Z. S. : Dobrze pamiętam jak rozpoczynał Pan swoją karierę i zapowiadał Pana występy Bogusław Kaczyński. Ta wielka przyjaźń, bo tak możemy powiedzieć, trwała kilkanaście lat.

T. Sz. Akurat tak się złożyło, że na samym początku - użyjmy tego szumnego słowa  - kariery, miałem wielki zaszczyt i szczęście poznać pana Bogusława i zostać włączonym do grupy artystów z którymi często występował. Wszystko się zaczęło w 2003 roku w Krynicy, później podróżowaliśmy z koncertami po całej Polsce i wielokrotnie występowaliśmy także za granicą. To były dla mnie bardzo ciekawe doświadczenia, w ostatnich latach także smutne, bo pan Bogusław zmagał się z ciężką chorobą i w tej walce zwyciężał. Po pierwszym udarze powrócił do intensywnej aktywności artystycznej i wiem, że bardzo wielu osobom w tym czasie pomógł, dajac świadectwo, że można się pozbierać po takiej katastrofie zdrowotnej i można robić to samo co się robiło tak samo dobrze jak przedtem. To było bardzo budujące, jak pan Bogusław wbrew różnym słabościom i ograniczeniom wynikającym z choroby, podjął ten wielki trud i kontynuował prowadzenie koncertów. To był chyba najintesywniejszy okres koncertowy w moim życiu i zawdzięczam to panu Bogusławowi Kaczyńskiemu.

Z. S. : Kiedy zaczęła się Pana przygoda ze śpiewem, bo przecież najpierw ukończył Pan filozofię na Uniwersytecie Warszawskim.

T. Sz.: Śpiewu zacząłem się uczyć stosunkowo późno i wcześniej rozpocząłem studia o których pani wspomniała. Ukończyłem je i bardzo się cieszę z mojego tytułu magister filozofii, natomiast w pewnym momencie zdecydowanie związałem swoją przyszłość ze śpiewem.  W Warszawie skończyłem szkołę muzyczną II stopnia przy  ulicy Bednarskiej i postanowiłem kontynuować naukę śpiewu. Rozglądałem się za studiami na jakiejś europejskiej uczelni, ale tak się szczęśliwie złożyło, że mogłem wyjechać na studia do Stanów Zjednoczonych i przez dwa lata studiowałem na wydziale wokalno-aktorskim na Yale University. Nie było łatwo, ale wszystkim życzę takich doświadczeń. To był pierwszy okres, kiedy byłem zdany wyłącznie na siebie. Jak nie zarobiłem, to nie zjadłem - dosłownie tak było. Ale to był piękny czas, który wspominam z wielkim rozrzewnieniem. To są takie doświadczenia, które pozostają na zawsze.

Z. S. : Z pięknym głosem i pasją do śpiewu już się Pan urodził, natomiast talent trzeba rozwijać i nie może tego człowiek robić sam. Trzeba mieć mistrza.

T. Sz. : Powiem inaczej - mistrzów się tylko miewa czasem. Ja akurat miałem wielkie szczęście, że spotkałem takie osoby, które bardzo dużo mi pomogły. Przede wszystkim muszę powiedzieć o profesorze Romanie Węgrzynie - moim mistrzu, z którym na początku stycznia świętowaliśmy jubileusz 60 - lecia pracy artystycznej i 90-te urodziny, w Teatrze Wielkim Operze Narodowej w Warszawie. Na szczęście  mój mistrz cieszy się dobrym zdrowiem, co raduje wszystkich wychowanków i przyjaciół. Przez cały czas korzystam z Jego doświadczenia, chociaż teraz spotykamy się troszkę rzadziej, bo kiedyś spotykaliśmy się codziennie na lekcjach śpiewu, natomiast zawsze bardzo sobie cenię wszystkie jego wskazówki. Każdemu życzę takiego mistrza, na którym można zawsze polegać. Chcę też wspomnieć o pani profesor Annie Pawluk i panu Lesławie Pawluku z Warszawy. Pani profesor jest wybitną pianistką - kameralistką, która całe życie pracowała z największymi śpiewakami z całego świata. Czuję się bardzo zaszczycony, że kiedyś zechciała pracować ze mną i dotychczas się spotykamy. Jak przygotowuję jakąś nową partię, czy odświeżam jakieś utwory,  to pani Anna Pawluk jest pierwszą osobą do której się zgłaszam. Podczas studiów w Stanach Zjednoczonych uczyłem się pod kierunkiem Richarda Crossa - wybitnego amerykańskiego basa, który ma za sobą wielką międzynarodową karierę. To też jest kontakt, który  przetrwał, chociaż to było parę lat temu i dzielą nas tysiące kilometrów. Pani prof. Doris Cross i pan prof Richard Cross przyjeżdżają do Polski w charakterze wykładowców na kursach wokalnych w Akademii Operowej w Warszawie. Przeważnie raz w roku spotykamy się i jest okazja, aby porozmawiać.

Z. S. : Po powrocie ze studiów w Stanach Zjednoczonych rozpoczął Pan pracę w Bydgoszczy.

T. Sz. Tak było. Ja już jestem siódmy sezon solistą Opery Nova w Bydgoszczy. Na zaproszenie pana dyrektora Macieja Figasa wystąpiłem w "Giocondzie" , a później  otrzymałem propozycję pracy na etacie i skorzystałem z tego. W tej chwili wszystko wskazuje na to, że będę raczej "wolnym strzelcem", ale jeśli nawet nie będę na etacie w Bydgoszczy, to zawsze to miasto będe miał w sercu. Tam zamieszkaliśmy z moją żoną i to jest nasze miejsce. Poza tym  zarówno Opera Nova, Filharmonia, jak i Akademia Muzyczna w Bydgoszczy są ważnymi placówkami na muzycznej mapie Polski.

Z. S. : Bardzo Pana cenią w macierzystym teatrze.

T. Sz. : Nie mnie to oceniać, ale faktycznie śpiewam w Operze Nova stosunkowo często i powierzane mi są najważniejsze partie tenorowe. Myślę, że tak już zostanie.

Z. S. : O tym jak wygląda życie artysty, przekonać się możemy mówiąc o kilku kolejnych dniach. Wczoraj śpiewał Pan w Bydgoszczy.

T. Sz. : Tak często jest, że występy i różne koncerty "chodzą stadami". Następują czasem takie kumulacje terminów i  trudno temu podołać, ale trzeba. Do wczoraj miałem w Bydgoszczy próby, a wieczorem spektakl "Rycerskości wieśniaczej". dzisiaj śpiewałem koncert w Rzeszowie, a jutro powtarzamy ten koncert w Łańcucie. W niedzielę będę śpiewał w przedstawieniu "Rycerskości wieśniaczej" w Bydgoszczy, a w poniedziałek mamy powtórzenie koncertu z panią Grażyną Brodzińską i panem Tomaszem Chmielem w Ostrowcu Świętokrzyskim. We wtorek czeka mnie spektakl "Rycerskości wieśniaczej" w Bydgoszczy, a w środę muszę być w Krakowie na próbie, bo przygotowujemy nowy spektakl "Hrabiny Maricy" i mam jeszcze w przyszłym tygodniu dwa przedstawienia "Zemsty nietoperza" . Jak będą mieli Państwo okazję być w Krakowie, to zapraszam na "Zemstę nietoperza". Jest to słynne przedstawienie, które przed laty wyreżyserował Janusz Józefowicz. Początkowo ten spektakl był grany w Teatrze Słowackiego', a później został przeniesiony na scenę Opery Krakowskiej i cieszy się wielkim powodzeniem. Zastanawiano się, czy już nie należy go zdjąć z afisza, ale ze względu na pełną salę na każdym przedstawieniu, ciągle jest grany. "Zemsta nietopera" to wiekie arcydzieło, a w tym wydaniu jest to także bardzo dobry spektakl.

Z. S. : Kończymy tę rozmowę z nadzieję, że będzie niedługo okazja do spotkania na Podkarpaciu. Mógłby Pan zaśpiewać recital z repertuarem, który jest pierwszej Pana płycie CD "Parlmi d'amore".

T. Sz. : Za dużo miałem ostatnio obowiązków i zapomniałem zupełnie o płytach. Bardzo chętnie bym zaśpiewał na Podkarpaciu, bo bardzo sobie cenię ten region. Jest to przepiękny kawałek Polski. Za każdym razem, jak tutaj jadę samochodem, to nie mogę się napatrzeć na przepiękne krajobrazy. W sierpniu ubiegłego roku śpiewałem niedaleko, bo w Kąśnej Dolnej w dworku Paderewskiego. Tam było plenerowe wykonanie "Halki". Ale Podkarpacie - to Podkarpacie. Z wielką radością tutaj przyjeżdżam. Pozdrawiam Państwa serdecznie i do zobaczenia..

Z Tadeuszem Szlenkierem rozmawiała Zofia Stopińska ( 27 stycznia 2017 rok)