Zofia Stopińska

Zofia Stopińska

email Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

Organy - to była miłość od pierwszego słyszenia

        Miło mi zaprosić Państwa na spotkanie z ad. drem hab. Arkadiuszem Bialicem – organistą, pedagogiem, animatorem życia muzycznego oraz pierwszym polskim laureatem Grand Prix de Chartres – jednego z najbardziej prestiżowych konkursów organowych na świecie.
Rozmowa została zarejestrowana 20 marca 2022 roku przed koncertem w ramach I Przeworskiego Festiwali Muzyki Kameralnej i Organowej.

        Po raz pierwszy zasiadł pan przy organach kościoła pw. Ducha Świętego w Przeworsku?
         - Tak, po raz pierwszy, ale już słyszałem o tym instrumencie od mojego studenta krakowskiej Akademii Muzycznej, który pochodzi z tych okolic i wiedziałem, że tutaj jest zabytkowy kościół o wyjątkowo pięknej akustyce. Byłem pełen wielkich nadziei, że brzmienie instrumentu jest adekwatne do miejsca. Przekonałem się, że ten instrument posiada potencjał, ale wymaga poważniejszego remontu i być może dzięki temu festiwalowi uda się ten remont niedługo przeprowadzić.

        Wystąpi Pan jako solista i kameralista ze świetnym trębaczem Bartoszem Gaudynem, a program koncertu jest bardzo różnorodny, bo oprócz dzieł twórców epoki baroku – m.in. Dietricha Buxtehudego, Johanna Sebastiana Bacha i Carla Böhma, są także fragmenty utworów Césara Francka i Antonina Dvořaka.

         - Można powiedzieć, że ten rok jest rokiem Césara Francka z uwagi na 200. rocznicę urodzin kompozytora i dlatego nie mogło zabraknąć jego utworów w programie, ale chcemy zaprezentować publiczności repertuar przekrojowy, poczynając od kompozytorów XVIII wieku przez dzieła Francka, aż po muzykę Dvořaka.

         Z pewnością wcześniej znał Pan dyspozycję organów znajdujących się w tej świątyni, ale dzisiaj szybko trzeba było wszystko zarejestrować i sprawdzić, jak utwory brzmią. Wiem, że ten etap przygotowań do koncertu jest bardzo ważny.

          - Zdecydowanie tak, bo to, co widać, patrząc na dyspozycję, jest tylko jakimś wyobrażeniem, które sobie można wytworzyć, ale przecież każdy instrument jest inny. Zawsze spotykamy się z jakimś zaskoczeniem. Zasiada się do instrumentu, jest głos o nazwie cymbel, a po włączeniu okazuje się, że to klarnet, czyli zupełnie inna rodzina głosów i piszczałek. Dużym zaskoczeniem było to, że głos o nazwie kornet jest tutaj bardzo ciekawy, ładnie brzmiący i zastąpię nim mixturę, która nie brzmi zbyt dobrze.
         Wiadomo, że organy starają się naśladować instrumenty orkiestrowe, w tym instrumenty takie jak trąbka, ale instrument o nazwie trąbka posiada cała paletę możliwości brzmieniowych, dynamicznych i wspólne granie z dobrym trębaczem, a takim jest Bartosz Gaudyn, jest bardzo inspirujące.

         Nie mamy za dużo czasu, ale chcę Pana zapytać o poszczególne nurty Pana działalności. Już ponad dwie dekady często występuje Pan jako koncertujący organista na wielu renomowanych festiwalach w Hiszpanii, Francji, Niemczech, Rosji, Słowacji, Szwajcarii, Ukrainie i Włoszech oraz na większości znaczących festiwali w Polsce. Ostatnio, pomimo czasu pandemii, koncerty także się odbywały.

         - Owszem, koncerty przez cały czas się odbywały, ale ten rok jest dla mnie wspomnieniem udziału w Międzynarodowym Konkursie Organowym w Chartres, gdzie otrzymałem nagrodę Grand Prix dokładnie 20 lat temu. To jest okazja do dokonania pewnych podsumowań.
Na pewno w czasie pandemii było mniej koncertów, ale dzięki temu bardziej się docenia kontakt z publicznością. Odnoszę wrażenie, że z ilości w jakość i intensywność przeżyć to się zamieniło.

         Wspomniał Pan o najważniejszym konkursie w Chartres, ale myślę, że wcześniejsze osiągnięcia, w tym m.in. III nagroda na Schweizer Orgelwettbewerb w 1998 roku oraz II nagroda w Międzynarodowym Konkursie Organowym im. Jana Pieterszoona Sweelincka w Gdańsku w 2000 roku, także przyniosły Panu wiele propozycji koncertowych.

         - To prawda. Teraz pracując ze studentami, staram się nakreślić jakiś plan konkursowy i od kilku lat mam satysfakcję, że moi studenci wygrywają konkursy, na razie w Polsce, ale od kilku dni wiem, że mój pierwszy absolwent uczelni warszawskiej zakwalifikował się do finału dużego konkursu w Atlancie w Stanach Zjednoczonych i jest w grupie 6 najlepszych z 72 organistów z całego świata. Mocno trzymam za Krzysia Augustyna kciuki i czekamy na wyniki finału.

         Wracając do Pana konkursów, które wymieniliśmy. Czy one odbyły się jeszcze w czasie studiów u prof. Józefa Serafina?

         - Wszystkie odbyły się w trakcie studiów, z tym, że studia w Akademii Muzycznej w Krakowie u prof. Józefa Serafina zakończyłem w 2000 roku, czyli konkurs w Gdańsku był ostatni we współpracy z prof. Józefem Serafinem. Natomiast przygotowując się do konkursu w Chartres, przez cały czas korzystałem ze zdobytej wcześniej wiedzy u prof. Serafina, ale już wtedy byłem na studiach solistycznych w Hochschule fűr musik und Darstellende Kunst we Frankfurcie nad Menem u prof. Daniela Rotha.

          Będąc młodym organistą, miał Pan szczęście pracować pod kierunkiem wielkich osobowości, które w świecie muzyki organowej odgrywają wiodącą rolę.

          - To prawda, że miałem wielkie szczęście do ludzi. Bardzo się cieszę, że trafiłem do Freiburga i do Frankfurtu, do tych dwóch miejsc, gdzie miałem możliwość spotkać wybitne osoby.
Mówiłem już o Krakowie i studiach u prof. Józefa Serafina, którego wszyscy znamy. We Freiburgu pracowałem pod kierunkiem prof. Zsigmonda Száthmary, wielkiego autorytetu w dziedzinie wykonawstwa muzyki współczesnej, i u Daniela Rotha, którego nie trzeba chyba przedstawiać, to organista bazyliki Saint-Sulpice w Paryżu, spadkobierca tradycji Marcela Dupré i Charlesa Marii Widora. Najlepsi mistrzowie i wiele inspirujących doświadczeń. Każdemu studentowi polecam wyjazd zagraniczny, chociażby na kilka miesięcy, żeby zobaczyć, jak wygląda świat poza naszym krajem. Jak się buduje karierę, to wszystko jest bardzo istotne.

           Wiele czasu i uwagi poświęca Pan działalności pedagogicznej.

            - Owszem, bo kontakt ze studentami dwóch uczelni – Uniwersytetu Muzycznego Fryderyka Chopina w Warszawie i Akademii Muzycznej im. Krzysztofa Pendereckiego w Krakowie jest bardzo inspirujący i bardzo sobie go cenię.
            Pogodzenie pracy w dwóch uczelniach jest nie tyle trudne logistycznie, ale kontakt, który określamy jako relacja mistrz – uczeń i budowanie indywidualnych relacji ze studentami jest tu najistotniejsze. Uważam, że rzeczą wtórną jest to, na której uczelni ten student jest.
Konieczność przejazdu z Krakowa do Warszawy, która wydaje się może trudna, jest teraz bardzo komfortowa i wygodna.

            Grał Pan na wielu różnych instrumentach w Polsce oraz za granicą i w pewnym momencie zainteresował się Pan także budownictwem organowym.

            - Muzycy często interesują się także tym, jak powstaje dźwięk i jak go kształtować. W grupie pianistów Krystian Zimerman był wybitnym badaczem i znawcą.
Pojawił się też nurt wykonawstwa historycznego, który też bezpośrednio wiąże się z instrumentami. Dla mnie ta przygoda zaczęła się od współpracy z kolegami organmistrzami przy remoncie kilku instrumentów w Krakowie i później to zainteresowanie dojrzewało we mnie. Cały czas jest to jeden z istotnych elementów mojej działalności, ale nie najważniejszy.
Najważniejszymi zawsze będą działalność pedagogiczna i koncertowa, ale trzeba także robić, ile się da, żeby stan polskiego instrumentarium był coraz lepszy, żeby świadomość studentów była jak najwyższa, odnośnie tego, co stanowi wartość historyczną, artystyczną i jak należy się z tymi instrumentami się obchodzić, jak o nie dbać.

            Wiele Pan działa na polu upowszechniania muzyki organowej. Trzeba podkreślić, że był Pan dyrektorem artystycznym najstarszego krakowskiego festiwalu muzycznego Dni Muzyki Organowej w Krakowie.

             - To był kilkuletni, ale bardzo istotny epizod w moim życiu, kiedy byłem dyrektorem tego festiwalu. Mam nadzieję, że ten festiwal nadal będzie się rozwijał i mam nadzieję, że z moim udziałem, ponieważ w tym momencie jest on organizowany we współpracy z Filharmonią Krakowską i zobaczymy, jak będzie wyglądała przyszłość tego festiwalu po zmianie dyrekcji Filharmonii Krakowskiej.
Miałem przyjemność zaprosić wielu wspaniałych organistów i dyrygentów, stąd te ostatnie lata były bardzo atrakcyjne dla publiczności, a przede wszystkim udało się uratować ten festiwal, ponieważ on był na prostej drodze do tego, żeby nie był już organizowany.

            Jest Pan prezesem Fundacji Ars Organi im. Bronisława Rutkowskiego. Myślę, że ta fundacja pomaga w organizacji wielu projektów.

             - Oczywiście. Ona także może skupiać ludzi, którym na sercu leży dobro muzyki organowej, żeby chociażby przypomnieć o istnieniu takich instrumentów, jak organy Śliwińskiego w Kolegiacie w Bieczu, które były przez wiele lat zapomniane.
            Poprzez organizację tam koncertu, udało się doprowadzić do niewielkiego remontu, ale także do przywrócenia świadomości tamtejszej społeczności, że mają taki ważny wspaniały instrument u siebie.
Także szereg innych instrumentów w różnych miejscach dzięki tej działalności uzyskało szansę na to, żeby lepiej funkcjonować i żeby się doczekały zasadniczego remontu.

            Nigdy Pana nie pytałam, kiedy zafascynowały Pana organy?

            - To była miłość od pierwszego słyszenia. Pierwszy raz zafascynowałem się organami podczas wakacji, kiedy instrument w Jastrzębiej Górze był strojony. Byłem wtedy dzieckiem, ale fascynujące dla mnie było to, że ktoś stuka młotkiem i zmienia się brzmienie oraz barwa dźwięku. Wtedy postanowiłem, że będę grał na organach, nie znając, jak to wszystko funkcjonuje. Mój dziadek był skrzypkiem, tato jest gitarzystą i kompozytorem, stąd z organami nie miałem bliższego kontaktu, ale jako dziecko postanowiłem, że będę grał na organach i tak się też stało.
             Pierwszy raz usiadłem do instrumentu, jak zdałem egzamin wstępny do klasy organów do liceum muzycznego. To było po ukończeniu szkoły muzycznej I stopnia w klasie fortepianu. Kontynuowałem także równolegle naukę gry na fortepianie.

            Powróćmy jeszcze na zakończenie do sztuki rejestracji utworów przed koncertem. Do czego można tę pracę porównać?

             - Sztuka nadania brzmienia utworom jest podobna do sztuki orkiestracji. Są kompozytorzy, którzy pozostawili nawet po sobie traktaty, jak należy instrumentować. Takie wskazówki można znaleźć w szkołach instrumentacji Rimskiego-Korsakowa czy Ravela. To wszystko jest niezwykle cenne.
            W przypadku organistów również ma to ogromne znaczenie, ale zawsze trzeba wejść w bliską interakcję z instrumentem. Nie da się tego zaprogramować wcześniej. Zwykle ten proces rejestracji jest bardzo inspirujący, ale czasem jest to sztuka kompromisu, żeby pewnych głosów, które niekoniecznie dobrze brzmią, po prostu nie wykorzystywać podczas koncertu, ale nie zawsze jest łatwo zastąpić je innymi głosami.

            Potrzebna jest także ogromna wyobraźnia, bo trzeba myśleć o tym, co usłyszy publiczność.

            - To jest jeszcze inna kwestia związana z akustyką wnętrza i z odsłuchem. Słuchacz powinien mieć lepszy obraz dźwiękowy od organisty.

            Bardzo Panu dziękuję za poświęcony mi czas. Myślę, że to miejsce Pana zainspirowało i zechce Pan wrócić do Przeworska jako wykonawca koncertów w kolejnych edycjach Przeworskiego Festiwalu Muzyki Kameralnej i Organowej.

            - Z przyjemnością powrócę do Przeworska. Chcę jeszcze powiedzieć, że zawsze chętnie wracam na Podkarpacie, ponieważ rodzina mojego taty wywodzi się z Hyżnego koło Rzeszowa i ten zakątek Polski jest dla mnie bardzo ważny i bliski sercu.

Zofia Stopińska

Organizatorzy i wykonawcy koncertu:ks. prał. Tadeusz Gramatyka, Wioletta Fluda-Tkaczyk - dyrektor Festiwalu, Arkadiusz Bialic - organy, Bartosz Gaudyn - trąbki. fot. Wiktor Janusz

Przeworsk organizatortorzy i wykonawcy

 

 

 

 

Przeworski Festiwal Muzyki Kameralnej i Organowej - Koncert II

W niedzielę (20 marca 2022r.) wybrałam się na drugi koncert w ramach I Przeworskiego Festiwalu Muzyki Organowej i Kameralnej.
Wszystkie koncerty festiwalowe odbywają się w przepięknych, inspirujących wnętrzach Bazyliki Kolegiackiej pw. Ducha Świętego w Przeworsku. Ta gotycka świątynia wybudowana w latach 1430–1473, jest jednym z najcenniejszych zabytków architektury średniowiecznej w Polsce.

Wykonawcami koncertu byli znakomici muzycy: ad. dr hab. Arkadiusz Bialic, organista, pedagog, animator życia muzycznego i pierwszy polski laureat Grand Prix de Chartres – jednego z najbardziej prestiżowych konkursów organowych na świecie oraz Bartosz Gaudyn, znakomity trębacz, występujący jako solista z polskimi orkiestrami, I trębacz Orkiestry Akademii Beethovenowskiej w Krakowie i Orkiestry Symfonicznej Filharmonii Śląskiej.

Program koncertu był różnorodny i zachwycił zarówno wytrawnych melomanów, jak i osoby, które po raz pierwszy wybrały się na koncert muzyki klasycznej. Pierwsze ogniwo stanowiły utwory twórców epoki baroku.
Wykonawcy powitali publiczność Preludium z hymnu “Te Deum”, Marka-Antoine’a Charpentiera, wszechstronnego francuskiego twórcy tej epoki. Bardzo pięknie i uroczyście zabrzmiała partia trąbki na tle towarzyszących organów.
Urodę organów starał się pokazać Arkadiusz Bialic, wykonując Passacaglię in d Dietricha Buxtehudego.
Znakomicie współpracowali obaj artyści wykonując opracowanie chorałowe nt. „Jesus Bleibet meine Freude” BWV 147 oraz Preludium chorałowe "Wachet auf, ruft uns die Stimme" BWV 140.
Chcę podkreślić, że Bartosz Gaudyn przywiózł do Przeworska aż 5 różnych trąbek i zmieniał je w trakcie gry. W drugim utworze zachwycająco wykonał temat na flugelhornie.
Barokowe ogniwo koncertu zakończyło Preludium chorałowe nt. „Vater unser im Himmelreich” Georga Böhma w wykonaniu Arkadiusza Bialica.
Gorąco oklaskiwane były dwa kolejne utwory w wykonaniu Bartosza Gaudyna i Arkadiusza Bialica. Znowu przepięknie zabrzmiał Temat z II części z Symfonii nr 9 e-moll „Z Nowego Świata”, op. 95 Antonina Dvořaka, szczególnie partie wykonane na flugelhornie (znanym także pod nazwą skrzydłówka).
Bardzo interesujące było opracowanie i wykonanie „Ave Maria” Giulio Cacciniego.
Później słuchaliśmy dwóch fragmentów z kompozycji Césara Francka: Arkadiusz Bialic wykonał jeszcze tylko Preludium – opuszczając fugę oraz wariacje h-moll, op. 18, a później wspólnie z Bartoszem Gaudynem wykonali znane wszystkim „Panis angelicus” z „Sacris solemniis”, napisanego na uroczystość Bożego Ciała.
Artyści pożegnali publiczność „Trumpet Voluntary” – krótkim, ale chyba najbardziej znanym utworem, znanym również jako „Marsz Króla Danii”, Jeremiaha Clarka. Po gorącej owacji publiczności i zakończeniu koncertu,
była możliwość porozmawiać z wykonawcami i organizatorami.

Czuwającą nad stroną artystyczną i organizacją festiwalu panią Wiolettę Fludę-Tkaczyk zapytałam, czy to pierwsza inicjatywa realizowana w Przeworsku?

- To nie jest pierwsza moja inicjatywa. W tamtym roku, na przełomie czerwca i lipca, zorganizowałam pięć koncertów w Muzeum w Przeworsku i nadałam im nazwę I Przeworskie Koncerty Kameralne.
Pochodzę z Przeworska, bardzo jestem z tego dumna i za swój cel postawiłam sobie organizowanie wydarzeń kulturalnych, przede wszystkim tutaj, ale też na całym Podkarpaciu, ponieważ uważam, że na tym terenie jest najmniejszy dostęp do kultury. Dlatego chciałabym tu organizować dużo różnych projektów, festiwali, koncertów.
W tym celu założyłam Stowarzyszenie ArtMusicArtist, które działa od 2020 roku. Pozyskujemy różne środki finansowe, granty i jeżeli uda nam się je dostać, to działamy.
W najbliższych planach mamy Przeworskie Koncerty Kameralne 2022 – druga edycja na pewno się odbędzie, a koncerty planujemy na: czerwiec, lipiec, sierpień, wrzesień.
W maju mamy zaplanowany Festiwal Muzyki Organowej i Kameralnej w Majdanie Królewskim, a co będzie dalej – zobaczymy.

Myślę, że pozyskiwanie środków, przekonanie przyszłych darczyńców, że warto i trzeba dany projekt organizować, nie jest łatwe.

- Ma pani rację, to wymaga wielu zabiegów.

Zauważyłam wielkie zainteresowanie I Przeworskim Festiwalem Muzyki Kameralnej i Organowej.

- Jestem bardzo miło zaskoczona. W ubiegłym tygodniu na koncercie było ponad 200 osób, może nawet trochę więcej niż dzisiaj, myślę, że podobnie będzie za tydzień. Nie spodziewałam się, że będzie aż tak duże zainteresowanie.

Gorąco polecamy koncert, który odbędzie się za tydzień, bo będzie także wyjątkowy.

- Jestem o tym przekonana. Starałam się ten festiwal tak skonstruować, aby przedstawić publiczności najróżnorodniejsze programy i składy artystyczne. Stąd też tydzień temu sopran i organy, dzisiaj trąbka, a raczej trąbki i organy, a za tydzień posłuchamy klarnetu i organów. Wykonawcami będą znakomici artyści – organista Michał Białko i klarnecista Piotr Lato, którzy przygotowują wspaniały program.

Po ukończeniu studiów pianistycznych w krakowskiej Akademii Muzycznej, pozostała Pani na stałe w Krakowie.

- Tak, od ośmiu lat pracuję w Akademii Muzycznej oraz w Capelli Cracoviensis jako muzyk-kameralista. Zajęłam się także organizacją koncertów, bo uważam, że bardzo ważne jest dawanie ludziom radości z muzyki. To jest mój główny cel w życiu. Jak tydzień temu i dzisiaj zobaczyłam podczas koncertu zasłuchane małe dzieci i wiele osób wzruszonych. To dało mi dużą siłę do działania i radość z tego, co robię. Proszę popatrzeć, że sporo zainteresowanych ludzi zostało i rozmawiają z wykonawcami. Wiem, że warto takie wydarzenia organizować.
Wdzięczna jestem, że pomaga mi w organizacji proboszcz Parafii Ducha Świętego ks. prał. Tadeusz Gramatyka, który na zakończenie koncertu zapraszał publiczność na trzeci koncert. Ja także jeszcze raz wszystkich zapraszam.

Dodam jeszcze, że trzeci i zarazem finałowy koncert I Przeworskiego Festiwalu Muzyki Kameralnej i Organowej odbędzie się 27 marca 2022 roku, o 19.15.

Zofia Stopińska

 

 

 

 

I Przeworski Festiwal Muzyki Kameralnej i Organowej - Koncert III

Serdecznie zapraszamy na III Koncert w ramach I Przeworskiego Festiwalu Muzyki Kameralnej i Organowej

27.03.2022 r. godz. 19:15 Bazylika – Kościół pw. Ducha Świętego w Przeworsku

Przed Państwem wystąpią:
Piotr Lato – klarnet
Michał Białko – organy

Program koncertu:
Antonio Vivaldi (1678-1741) – Sonata F-dur RV 52 w opracowaniu na klarnet i organy
Eugène Joseph Bozza (1905-1991) – Aria
Johann Sebastian Bach (1685-1750) – Sonata Es-dur BWV 1031 w opracowaniu na klarnet i organy, cz. III Allegro
Felix Mendelssohn Bartholdy (1809-1847) – Preludium i fuga c-moll op. 37 nr 1 na organy
Gabriel Fauré (1845-1924) – Elegia w opracowaniu na klarnet i organy
Jan Sebastian Bach (1685-1750) – Adagio w opracowaniu na klarnet i organy

Festiwal finansowany ze środków Fundacji LOTTO oraz budżetu Powiatu Przeworskiego

Filharmonia Podkarpacka - muzyka różnych epok i stylów

25 marca 2022r., piątek, godz. 19:00

Orkiestra Symfoniczna Filharmonii Podkarpackiej
Wojciech Michniewski – dyrygent
Paulina Maciaszczyk – harfa

W programie:
C. Saint-Saëns – Morceau de Concert op. 154
C. Debussy – Danse sacree et profane
L. van Beethoven – VII Symfonia A – dur
W. Lutosławski – Muzyka żałobna

Podczas kolejnego koncertu filharmonicznego zabrzmi muzyka różnych epok i stylów, która przyniesie ze sobą zarówno delikatne tony smyczków i harfy, jak pełnię brzmienia orkiestry symfonicznej. Koncert otworzy „Muzyka żałobna” na orkiestrę smyczkową (1958) W. Lutosławskiego nosząca dedykację „à la memoire de Béla Bartók”, uhonorowana pierwszą nagrodą na Międzynarodowej Trybunie Kompozytorów, organizowanej przez Radę Muzyczną przy UNESCO w Paryżu. Utwór o odsłoni indywidualny język dźwiękowy kompozytora poruszający się w obrębie techniki dwunastotonowej. Usłyszymy także utwory na harfę i smyczki – Danse sacree et profane (1904) C. Debussy napisane na zamówienie paryskiej wytwórni instrumentów muzycznych Pleyela oraz C. Saint-Saënsa – Morceau de Concert op. 154 – obie kompozycje zachwycać będą wirtuozerią i wysublimowanymi melodiami. Pełnię orkiestrowego brzmienia i doskonałość konstrukcji odsłoni VII Symfonia A- dur (1812) L. van Beethovena. Ryszard Wagner nazwał utwór „Apoteozą tańca” i rzeczywiście rytmy taneczne są w tym utworze bardzo wyraźne. Całą Symfonię wielkiego klasyka przenika niezwykła atmosfera, pełna radości i potężnej siły. /tekst: Biuro Koncertowe/

Pożegnanie Krzysztofa Pendereckiego

29.03.22 godz. 11:00

Uroczystość przeniesienia prochów do miejsca ostatecznego spoczynku, połączona z pożegnaniem, odbędzie się 29 marca br. i będzie miała charakter państwowy. Ze względu na ograniczenia związane z pandemią, a także z powodów rodzinnych, przeniesienie prochów śp. Krzysztofa Pendereckiego zostało przełożone na drugą rocznicę śmierci kompozytora. Zgodnie z tradycją urna z prochami artysty była tymczasowo złożona w krypcie bazyliki św. Floriana.

Mszę świętą żałobną poprzedzi wystawienie urny z prochami w bazylice św. Floriana. Ta część pożegnania przeznaczona jest dla rodziny oraz przyjaciół kompozytora. W kościele wystąpią krakowskie zespoły związane z śp. Krzysztofem Pendereckim: Chór Filharmonii Krakowskiej oraz Chór Polskiego Radia.

Stamtąd o godz. 11.00 wyruszy kondukt żałobny, który przejdzie ulicami Krakowa – od bazyliki św. Floriana, Drogą Królewską przez ul. Floriańską, Rynek Główny, ul. Grodzką – do kościoła Świętych Apostołów Piotra i Pawła. Dla krakowian i wszystkich osób, które chciałyby pożegnać Mistrza, będzie to okazja do publicznego oddania hołdu i uczczenia pamięci Artysty.

Msza święta w kościele Świętych Apostołów Piotra i Pawła rozpocznie się o godz. 12.00. Ze względu na niewielką przestrzeń świątyni wezmą w niej udział najbliżsi i osoby zaproszone przez rodzinę kompozytora, przedstawiciele państwa, władz lokalnych oraz instytucji i środowisk artystycznych. Krakowianie mogą natomiast zgromadzić się przed kościołem ‒ na placu św. Marii Magdaleny, gdzie zostanie przygotowany telebim.

Podczas liturgii zabrzmią m.in. „De Profundis z Siedmiu bram Jerozolimy”, „Passacaglia z Serenady na smyczki”, „Lacrimosa” i „Agnus Dei” z „Polskiego Requiem” Krzysztofa Pendereckiego w wykonaniu Chóru Filharmonii Narodowej oraz Orkiestry Stołecznego Królewskiego Miasta Krakowa Sinfonietta Cracovia – zespołu szczególnie ważnego dla Krzysztofa Pendereckiego. W wykonaniu „Lacrimosy” weźmie także udział Chór Akademii Muzycznej im. Krzysztofa Pendereckiego w Krakowie.

Prochy kompozytora zostaną złożone w Panteonie Narodowym w krypcie pod prezbiterium kościoła Świętych Apostołów Piotra i Pawła.

Początkowo uroczystości pożegnalne śp. Krzysztofa Pendereckiego miał zakończyć koncert cenionej przez niego artystki Anne-Sophie Mutter z towarzyszeniem orkiestry Sinfonia Varsovia. Jednak w obliczu działań wojennych za naszą wschodnią granicą oraz z uwagi na niewyobrażalne dramaty, jakie w tych dniach przeżywają obywatelki i obywatele Ukrainy, decyzją małżonki śp. Krzysztofa Pendereckiego program uroczystości został ograniczony, a koncert „Krzysztof Penderecki in memoriam” przeniesiono na jesień 2023 r., kiedy przypada 90. rocznica urodzin kompozytora.

Krzysztof Penderecki - światowej sławy kompozytor, dyrygent, pedagog. Współtwórca nowego oblicza polskiej muzyki XX wieku. Należy do grona najwybitniejszych i najbardziej cenionych współcześnie osobowości nie tylko w dziedzinie muzyki, ale także szeroko pojętej kultury i sztuki.

Twórczość Krzysztofa Pendereckiego to z pewnością jedno z najbardziej imponujących osiągnięć na gruncie kultury polskiej i ogólnoświatowej. Na przestrzeni niespełna 65 lat Artysta stworzył blisko 160 utworów zróżnicowanych w zakresie obsady, rozmiarów, technik kompozytorskich, gatunków i form. W dorobku kompozytora znajduje się ponad 20 utworów kameralnych, 18 kompozycji solowych, 25 utworów koncertujących, 27 dzieł orkiestrowych, 8 symfonii, 21 pieśni i utworów chóralnych, 27 dzieł kantatowo-oratoryjnych i 4 opery. Jest również autorem niemal 120 kompozycji do filmów animowanych, teatrów lalkowych, teatru dramatycznego, teatru telewizji, a także filmów fabularnych i dokumentalnych. Niezaprzeczalny wpływ na muzykę Mistrza miało umiłowanie przez niego piękna natury i poszukiwanie w niej inspiracji. Był wielkim miłośnikiem drzew, architektem założenia parkowego w Lusławicach, inicjatorem powstania Europejskiego Centrum Muzyki - międzynarodowego kampusu dedykowanego młodym artystom. Instytucja ta wraz z Arboretum są swoistym domknięciem cyklu ośmiu symfonii w katalogu dzieł kompozytora. Jego utwory są artystycznym świadectwem czasów współczesnych, a ich symboliczne przesłania dookreślają postawę Krzysztofa Pendereckiego jako twórcy, który nieustannie poszukiwał prawdy o człowieku i świecie.

Krzysztof Penderecki Pożegnanie plakat 800

Materiały: Europejskie Centrum Muzyki Krzysztofa Pendereckiego

„Mykoła Łysenko, lirnik naddnieprzański”

Gorąco Państwu polecam portal ”Maestro”, który prowadzi pan Juliusz Multarzyński, polski artysta fotografik, inżynier, dziennikarz, menedżer kultury i wydawca.

Wczoraj i dzisiaj (19 i 20 marca 2022) opublikowany został na tym portalu, dwuczęściowy artykuł Lesława Czaplińskiego, poświęcony twórcy ukraińskiej muzyki artystycznej, którym był Mykoła Łysenko, zatytułowany:

„Mykoła Łysenko, lirnik naddnieprzański”

Link:
https://maestro.net.pl/index.php/9815-mykola-lysenko-lirnik-naddnieprzanski

                                                                                                                Mykoła Łysenko - fotografia ze zbiorów Juliusza Multarzyńskiego

Mykola Lysenko1865

 

Spotkanie z Jakubem Kuszlikiem

         Najlepszy polski uczestnik XVIII Międzynarodowego Konkursu Chopinowskiego, laureat IV nagrody, a także nagrody Polskiego Radia za najlepsze wykonanie mazurków - Jakub Kuszlik, wystąpił 3 marca w Sali Koncertowej Zespołu Państwowych Szkół Muzycznych w Jarosławiu, w drugim wieczorze Festiwalu Muzyki Fortepianowej im. Marii Turzańskiej.
Z towarzyszeniem Orkiestry Symfonicznej Filharmonii Podkarpackiej im. Artura Malawskiego w Rzeszowie pod batutą Pawła Kos-Nowickiego, wykonał I Koncert fortepianowy e-moll op.11 Fryderyka Chopina.
         Wykonanie zachwyciło jarosławską publiczność, stąd owacja na stojąco trwała bardzo długo, a Artysta podziękował dwoma mazurkami z op. 30, a po długich brawach zabrzmiał jeszcze Walc a-moll op. 34 nr 2 Fryderyka Chopina, zaś na pożegnanie wysłuchaliśmy Rapsodii op.119 nr 4 Johannesa Brahmsa.
Bardzo się ucieszyłam, że po zakończeniu koncertu Jakub Kuszlik zgodził się na rozmowę i mogę zaprosić Państwa do lektury.

 1        Nie miał Pan za dużo czasu na próbę w Jarosławiu, ale sądzę, że jest Pan zadowolony ze współpracy z Orkiestrą Filharmonii Podkarpackiej i dyrygentem Pawłem Kos-Nowickim.

         - To prawda, że na próbę z orkiestrą było niewiele czasu, ale wykorzystaliśmy go bardzo dobrze i pracowaliśmy w wielkim skupieniu. Jak pani z pewnością zauważyła podczas koncertu, współpraca z orkiestrą i dyrygentem była bardzo dobra. Zostaliśmy także bardzo dobrze przyjęci przez publiczność i dlatego mogę potwierdzić, że jestem zadowolony.

        Może jeszcze należy podkreślić, że Maria Turzańska, patronka tego festiwalu, była uczennicą Teodora Leszetyckiego, słynnego pianisty i pedagoga mieszkającego w Wiedniu, który urodził się w Łańcucie, gdzie jego ojciec uczył muzyki u hrabiego Alfreda Potockiego. Maria Turzańska była świetną pianistką, ale po wyjściu za mąż zamieszkała w Jarosławiu i wkrótce – dokładnie w 1903 roku założyła jarosławską Szkołę Muzyczną im. Fryderyka Chopina, którą prowadziła do wybuchu II wojny światowej.

         - Takie lokalne historie są bardzo piękne i ciekawe. W Bochni szkołę muzyczną założył Jerzy Żurawlew, który w 1927 roku zainicjował także Międzynarodowy Konkurs Pianistyczny im Fryderyka Chopina w Warszawie. Okazuje się, że w takich niewielkich ośrodkach pojawiały się często wspaniali artyści, którzy inicjowali kontynuowane do dzisiaj tradycje muzyczne.

        Jarosław jest zdecydowanie jednym z najpiękniejszych i najbardziej klimatycznych miast południowo-wschodniej Polski. Był czas na spacer po śródmieściu?

         - Na to także nie było zbyt dużo czasu, ale zobaczyłem Rynek i otaczające go piękne zabytkowe kamienice oraz pokaźnych rozmiarów Ratusz, synagogę i cerkiew greckokatolicką. Mogłem wejść do środka cerkwi i zachwyciłem się jej pięknym wnętrzem. Wyjątkowym miejscem jest także otoczone murami opactwo ss. Benedyktynek.

         Pewnie jeszcze ciągle są Panu bliskie przeżycia z XVIII Konkursu Chopinowskiego. Czy przystępując do tego konkursu spodziewał się Pan, że znajdzie się Pan w gronie laureatów?
         - Niczego się nie spodziewałem. Szedłem na konkurs absolutnie bez żadnych oczekiwań. Chciałem po prostu jak najlepiej zagrać. Chciałem sprawdzić swoje możliwości. Tak naprawdę marzyłem, żeby wejść do półfinału. Jak się dowiedziałem, że jestem w finale, to kompletnie zaniemówiłem na godzinę, a już IV nagroda? Mogę powtórzyć to, co mówiłem zaraz po konkursie, że nadal w to nie wierzę. Cały czas jeszcze do mnie to nie dociera.

         Otrzymał Pan także nagrodę za najlepsze wykonanie mazurków. Wielu osobom, nawet melomanom, wydaje się, że mazurki Fryderyka Chopina są łatwe, a przecież to nieprawda.
          - Według mnie to jest podchwytliwa muzyka, które wydaje się bardzo prosta, ale trzeba znaleźć odpowiedni klucz i dobrze zrozumieć styl tej muzyki, aby znaleźć sposób na to, żeby powtarzalność fraz i motywów muzycznych urozmaicić ze smakiem, a jednocześnie, żeby były one ciekawe i niepretensjonalne.

         Zarówno podczas konkursu, jak i dzisiejszego koncertu udowodnił Pan, że grając utwory Fryderyka Chopina, jest Pan indywidualistą.
         - Myślę, że warto słuchać innych nagrań tylko po to, żeby się inspirować, ale w żadnym wypadku nie naśladować innych wykonawców.

         Chyba się Pan przekonał, że Konkurs Chopinowski w Warszawie jest jednym z najtrudniejszych konkursów pianistycznych na świecie i trzeba się do niego długo przygotowywać.
          - To prawda. Z odpowiednim wyprzedzeniem zacząłem przygotowania do tego konkursu, ale jak się dowiedziałem o przesunięciu terminu, to stwierdziłem, że chcę pograć trochę innej muzyki, aby nie stracić „świeżości”, jeszcze się czymś innym zainspirować i czegoś nowego się jeszcze nauczyć. Natomiast powróciłem do konkursu kilka miesięcy przed jego rozpoczęciem.
         Chcę podkreślić, że wiele utworów znałem, bo grałem je wcześniej. Na przykład, wykonywany dzisiaj na bis Walc a-moll op. 34, grałem jako dziesięciolatek, ale sporej części utworów musiałem się nauczyć, chociaż wielokrotnie słyszałem je podczas różnych koncertów oraz grali je koledzy.

          Pochodzi Pan z Bochni, w której uroczyście świętowano Pana sukces w Konkursie Chopinowskim.
          - Tak, niedawno odbył się koncert, podczas którego zostałem Ambasadorem Miasta Bochni. Wydaje mi się, że zainteresowanie muzyką klasyczną w moim rodzinnym mieście bardzo wzrosło i bardzo mnie to cieszy, bo może ja także przyczyniłem się troszkę do promocji tej pięknej muzyki.

          Wiem, że dwa dni przed koncertem w Jarosławiu, miał Pan zaplanowany występ w Kijowie. Ten koncert nie mógł się odbyć, bo tam trwa wojna.
          - Ta wiadomość była dla mnie szczególnie bolesna, znam wielu Ukraińców, którzy studiowali w Bydgoszczy, z wieloma spotykałem się w czasie trwania konkursów, kursów. Miałem szczęście, że wojna nie zastała mnie w Kijowie, bo nie wiem, czy mógłbym dotrzeć na koncert do Jarosławia.

          Ciekawa jestem, kiedy rozpoczął Pan naukę gry na fortepianie i czy sam wybrał Pan ten instrument?
           - W zasadzie to nie ja wybrałem, tylko moi rodzice, którzy po prostu posłali mnie do szkoły muzycznej. Zacząłem się uczyć i tak zostało.

          Miał Pan także dożo szczęścia, co spotkał Pan dobrą nauczycielkę, która dostrzegła, że jest Pan zdolny, zainteresowała Pana instrumentem i robił pan duże postępy w grze na fortepianie, a po ukończeniu szkoły muzycznej i stopnia, mógł Pan kontynuować naukę w krakowskiej szkole muzycznej w klasie pani Olgi Łazarskiej.
          - Ma pani rację, że ten początkowy etap jest bardzo ważny i bardzo się cieszę, że te dobre podstawy otrzymałem w Państwowej Szkole Muzycznej I st. w Bochni w klasie fortepianu Agaty Zając, a później uczyłem się w Państwowej Szkole Muzycznej II st. im. Władysława Żeleńskiego pod kierunkiem Olgi Łazarskiej oraz w Akademii Muzycznej im. Feliksa Nowowiejskiego w Bydgoszczy w klasie Katarzyny Popowej-Zydroń.
Będąc uczniem, dość szybko zacząłem grać coraz trudniejsze i bardziej skomplikowane, rozbudowane utwory. Sprawiało mi to coraz więcej radości, którym z jednej strony trzeba było, ale z drugiej strony miałem ochotę poświęcać coraz więcej czasu na ćwiczenie.

          Czy codziennie Pan ćwiczy?
           - Staram się, ale czasem zdarza się, że podróże nie pozwalają na to, ale systematyczność jest bardzo ważna. Trzeba rozwijać się i dbać o palce, chociaż czasami krótka przerwa jest bardzo pomocna dla rąk – szczególnie, kiedy pojawiają się jakieś kontuzje, natomiast najważniejsza jest systematyczność.

           Ostatnio najczęściej jest Pan proszony o wykonywanie utworów Fryderyka Chopina, ale ma Pan w repertuarze dzieła innych kompozytorów.
            - Mam nadzieję, że coraz częściej będę miał okazję prezentować się też w innym repertuarze, który jest równie piękny jak muzyka Chopina.

           Czy wykonywał Pan również muzykę kameralną?
           - Powiem szczerze, że nie przepadam za wykonywaniem muzyki kameralnej, chociaż zdarzało się, ale kameralistyka nigdy nie była moim „konikiem”. W graniu solowym zawsze ceniłem to, że jest to bardzo indywidualny i dość intymny sposób wyrażania myśli artystycznej. W kameralistyce denerwowało mnie to, że nie mam pełnej swobody nad kreowaniem narracji utworu. Na pewno nie jestem urodzonym kameralistą.
Jest bardzo dużo pięknych utworów kameralnych i na pewno czasem także będę grał dzieła kameralne, ale najpełniej odnajduję się jako solista.

02           Powinniśmy koniecznie jeszcze zachęcić Państwa do sięgnięcia po nowiuteńka płytę, która ukazała się ostatnio nakładem Polskiego Radia. Pragnę także zwrócić uwagę czytelników, że jest to nagranie dokonane podczas koncertu.
            - Jest to nagranie zarejestrowane podczas recitalu, który odbył się 10 listopada 2021 roku w Studiu Koncertowym im. Witolda Lutosławskiego w Warszawie, z okazji czwartej rocznicy powstanie Polskiego Radia Chopin. Na płycie znajdują się późne dzieła Johannesa Brahmsa – 7 Fantazja op. 116 i 4 Klavierstücke op. 119 oraz Mazurki op. 30 i Sonata h-moll op. 58 Fryderyka Chopina.

            To debiutancka Pana płyta. Będą następne?
            - Zobaczymy. Mam nadzieję…

            Wiem, że w marcu gra Pan recitale w Polsce, a później daleki wyjazd.
            - Tak, jadę do Vancouver w zachodniej Kanadzie i także występuję tam z recitalem. Później mam zaplanowane koncerty w Sofii, Brukseli oraz w Szwajcarii. To są najbliższe koncerty poza Polską.

            Koncertował Pan już kilkakrotnie odległych krajach, bo między innymi w USA, Japonii, Wietnamie, Niemczech, Włoszech, Grecji, Norwegii i Islandii. Trzeba tu wspomnieć, że w listopadzie 2018 pianista wystąpił Pan z ogromnym sukcesem w Lincoln Center w Nowym Jorku. Często stawał Pan w szranki konkursowe i pewnie trudno byłoby wymienić wszystkie konkursy, w których Pan z powodzeniem uczestniczył.
            - Faktycznie, nie potrafię w tej chwili wymienić wszystkich konkursów, ale pamiętam, że otrzymałem
II nagrodę w X Międzynarodowym Konkursie Pianistycznym im. Ignacego Jana Paderewskiego w Bydgoszczy w 2016 roku, rok później byłem półfinalistą Konkursu Beethovena w Bonn, w 2019 roku zdobyłem II nagrodę w Hilton Head International Piano Competition w Nowym Jorku, a w czerwcu 2019 III nagrodę w Top of the World International Piano Competition w Tromsø w Norwegii. Później przygotowywałem się do udziału w Konkursie Chopinowskim.
            Większość muzyków, którzy chcą zaprezentować swoje umiejętności dla szerokiego grona publiczności, jednak są skazani na udział w konkursach, które są może dość nieprzyjemną formą występowania, ale tak już ten świat wygląda.
            Trzeba jednak podkreślić, że w najważniejszych konkursach pianistycznych, a takim jest warszawski Konkurs Chopinowski, już znalezienie się w trzecim etapie jest w stanie zagwarantować dużą ilość koncertów. Ponadto obecność publiczności sprawia, że podczas konkursu panuje festiwalowa atmosfera. Ja przynajmniej tak traktowałem udział w konkursie Chopinowskim, a ponadto jest to wielkie święto muzyki, podczas którego można posłuchać genialnych wykonań muzyki Fryderyka Chopina.

            Miejmy nadzieję, że wkrótce będzie okazja do kolejnych spotkań. Jeszcze raz dziękuję za wspaniały wieczór.
            - Ja także dziękuję za miłą rozmowę.

Zofia Stopińska

 

        Jakub Kuszlik i Orkiestra Filharmonii Podkarpackiej pod batutą Pawła Kos-Nowickiego żegnają się z jarosławską publicznością.

Kuszlik 1

 

 

 

 

PIERWSZY PRZEWORSKI FESTIWAL MUZYKI KAMERALNEJ I ORGANOWEJ

Zapraszamy na I PRZEWORSKI FESTIWAL MUZYKI KAMERALNEJ I ORGANOWEJ.

Koncerty odbędą się w marcu: 13. 20. i 27. marca (niedziele) o godz. 19.15, w Bazylice Kolegiackiej pw. Św. Ducha w Przeworsku.

Wstęp wolny.

Sfinansowano ze środków: Fundacji LOTTO  i Powiatu Przeworskiego Powiat Przeworski

Organizator:  Stowarzyszenie Art Music Artist.

Dyrektor artystyczny Festiwalu: Wioletta Fluda – Tkaczyk

Partnerzy: Muzeum w Przeworsku Zespół Pałacowo-Parkowy i Bazylika Kolegiacka pw. Św. Ducha w Przeworsku.

20 marca 2022 r., godz. 19.15

Bartosz Gaudyn - trąbka

Arkadiusz Bialic - organy

 W programie m.in. : C. Franck, D. Buxtehude, A. Dvorak, J. S. Bach

Koncert poświęcony Ignacemu Łukasiewiczowi w 200.rocznicę urodzin.

18 marca 2022 r Koncert poświęcony Ignacemu Łukasiewiczowi w 200.rocznicę urodzin.

Orkiestra Symfoniczna Filharmonii Podkarpackiej im. Artura Malawskiego w Rzeszowie pod batutą Sławomira Chrzanowskiego oraz Robert Mosior - klarnet byli wykonawcami tego wspaniałego wydarzenia.

W programie usłyszeliśmy:
- Melodię a - moll Myroslava Skoryka,
- Etiudę E - dur op.10 nr 3 Fryderyka Chopina w opracowaniu na orkiestrę smyczkową,
- Tańce góralskie z opery "Halka" Stanisława Moniuszki,
- Koncert klarnetowy B - dur Karola Kurpińskiego,
- 6 utworów na orkiestrę smyczkową Bèli Kèlera.

Koncert prowadziła pani dyrektor Filharmonii prof.dr hab. Marta Wierzbieniec, która kolejno między utworami przypominała postać i zasługi IgnacegoŁukasiewicza.
Jan Józef Ignacy Łukaszewicz urodził się 23 marca 1822 roku w Zadusznikach koło Mielca w rodzinie zubożałej szlachty. Był farmaceutą i przedsiębiorcą, założycielem pierwszej na świecie kopalni ropy naftowej, wynalazcą lampy naftowej, pionierem przemysłu naftowego w Europie. Był wielkim patriotą i społecznikiem. Swoim wielkim majątkiem dzielił się z potrzebującymi. Wspierał organizacje charytatywne oraz patriotyczne. Był posłem na Sejm Galicyjski.

Od 1974 roku Ignacy Łukaszewicz jest patronem Politechniki Rzeszowskiej. Pamiątki po Łukaszewiczu, prototyp pierwszej lampy naftowej oraz jedna z najcenniejszych kolekcji lamp w Europie znajdują się w Muzeum Podkarpackim w Krośnie.

Ale przejdźmy do koncertu. W atmosferę wieczoru wprowadziła nas miniatura jednego z najsłynniejszych współczesnych kompozytorów ukraińskich Myroslava Skoryka - pełen liryzmu utwór zatytuowany "Melodia" w tonacji a - moll. Ten przepiękny utwór w piątkowy wieczór był wykonywany na rozpoczęcie koncertu we wszystkich instytucjach muzycznych w Polsce oraz w wielu krajach Europy, w geście solidarności z walczącą Ukrainą.
Kolejnym utworem była Etiuda E - dur op.10 nr 3 Fryderyka Chopina w opracowaniu na orkiestrę smyczkową, a następnie wysłuchaliśmy brawurowo wykonanych tańców góralskich z opery "Halka" Stanisława Moniuszki.

Po popisie orkiestry słuchaliśmy Koncertu klarnetowego Karola Kurpińskiego.
Solistą wieczoru był Robert Mosior - klarnet, wychowanek rzeszowskich szkół muzycznych, absolwent Akademii Muzycznej w Warszawie. W 1989 roku był zdobywcą pierwszej nagrody na światowym konkursie Karola Kurpińskiego, najbardziej prestiżowym konkursie instrumentów dętych. Dziś cieszy się z sukcesów swoich wychowanków. Jest muzykiem - klarnecistą w Filharmonii Podkarpackiej oraz pedagogiem w Zespole Szkół Muzycznych nr 1 w Rzeszowie.
Koncert klarnetowy B - dur Karola Kurpińskiego w wykonaniu pana Roberta był wspaniałym wirtuozowskim popisem. Tak jest to przepiękny utwór i bardzo popularny, dlatego jego mistrzowskie wykonanie przez pana Mosiora, pozostanie w naszej pamięci na długo.
Doskonale spisała się też towarzysząca soliście orkiestra pod batutą Sławomira Chrzanowskiego. Długotrwała owacja publiczności nagrodzona została przez solistę bisem, którym było tango Astora Piazzolli.

Sześć utworów na orkiestrę smyczkową Bèli Kèlera zakończyło piątkowy wieczór. Bèla Kèler a właściwie Albert Paul Keler, to urodzony 13 lutego 1820 roku w Bardejowie, węgierski kompozytor, dyrygent i skrzypek. W XIX wieku był bardzo aktywny w muzycznej Europie.
Jako dyrygent kierował ponad 366 koncertami m.in.w Wiedniu, Monachium, Zurichu, Londynie, Hamburgu. Jego wielkimi sukcesami były skomponowane polki, walce, marsze, galopy czy czardasze.
Dziś niestety twórczość tego kompozytora rzadko gości na estradach filharmonii.

Dla nas ten repertuar był swoistym powiewem Wiednia, przywiezionym przez naszych Filharmoników z ich pobytu w tym mieście.
Przypomnę, że 11 marca br. nasza Orkiestra po raz kolejny wystąpiła z sukcesem w Złotej Sali w wiedeńskim Musikverein.
Piątkowy wieczór był bardzo udany, publiczność gorącymi brawami dziękowała Wszystkim. Duże brawa należą się też dyrygentowi - panu Sławomirowi Chrzanowskiemu

                                                                                                                  Robert Mosior - klarnet

Robert Mosior 800

Dla mnie najważniejsza jest pedagogika

         Proponuję tym razem rozmowę z prof. Waldemarem Wojtalem, wybitnym polskim pianistą i pedagogiem, zarejestrowaną po zakończeniu VI Międzynarodowego Podkarpackiego Konkursu Chopinowskiego, który odbył się od 10 do 12 marca w budynku najstarszej szkoły muzycznej w Rzeszowie – dzisiaj jest to Zespół Szkół Muzycznych nr 2 im. Wojciecha Kilara.
         Warto na wstępie przypomnieć, że pierwszy konkurs muzyczny w tej szkole odbył się w 1947 roku pod nazwą „Konkurs Młodych Talentów”, a laureatami byli ówcześni uczniowie szkoły:
- I miejsce zdobył Adam Harasiewicz – zwycięzca Międzynarodowego Konkursu Pianistycznego im. Fryderyka. Chopina w Warszawie w 1955 roku;
- II miejsce – Wojciech Kilar – światowej sławy kompozytor i od 2003 roku patron ZSM nr 2 w Rzeszowie.
         W 1980 roku odbył się pierwszy, regionalny Dziecięcy Konkurs Chopinowski, który w kolejnych latach zataczał coraz to szersze kręgi i w tym roku odbyła się już VI edycja konkursu o randze międzynarodowej.
         Organizatorami Konkursu byli: Centrum Edukacji Artystycznej oraz Zespół Szkół Muzycznych nr 2 im. Wojciecha Kilara w Rzeszowie. Konkurs jest członkiem Alink-Argerich Foundation, a także jest wspierany przez Narodowy Instytut Fryderyka Chopina.
Decyzją Organizatorów VI edycja Konkursu odbyła się online.
Przesłane nagrania oceniało Jury w składzie: prof. Andrzej Jasiński, prof. Waldemar Wojtal, prof. Mariola Cieniawa i prof. Izabela Darska-Havasi.

         Podczas poprzedniej V edycji Międzynarodowego Podkarpackiego Konkursu Chopinowskiego był Pan także jurorem.

         - Tak, trzy lata temu byłem także członkiem jury i wspominam nadzwyczaj miło to wydarzenie i jego dobrą, niezwykłą atmosferę. To jest bardzo ważne, ale najważniejszy jest oczywiście poziom konkursu. Byłem bardzo zaskoczony wysokim poziomem wykonań i sprawiło mi to olbrzymią satysfakcję.
Ubolewam, że tym razem nie można było przeprowadzić konkursu w warunkach realnych, tylko trzeba było bazować na nagraniach.

          Można także znaleźć pozytywną stronę tego międzynarodowego wydarzenia. Być może nie wszyscy mogliby przyjechać, z powodu toczącej się niedaleko wojny, a mogli przesłać nagrania

          - Ma pani rację, ale sądzę też, że nie wszystkim udało się te nagrania zrobić z powodu sytuacji, jaka panuje obecnie i żal, że nie ma publiczności, że uczestnicy nie mogą się nawzajem posłuchać, nie mogą bezpośrednio skonfrontować swoich umiejętności. Podczas przesłuchań wszystkie nagrania były transmitowane w Internecie, ale nagranie nie daje pełni obrazu. Przyczyny są proste – nagrania są dokonywane na różnych instrumentach i różnym sprzętem. Jest to także wielkie wyzwanie dla jurorów, bo my musimy sobie wyobrazić, jakby to brzmiało, gdyby wykonawca znalazł się w sali koncertowej.
           W poprzedniej edycji do Rzeszowa przyjechało 67 uczestników, a na tegoroczny konkurs przysłano 66 nagrań - to tak czy siak sporo.
Najmniej liczna była druga grupa, czyli jeszcze dzieci w wieku 13 – 14 lat, cieszy natomiast, że zgłosiło się dużo uczestników w grupach starszych. Im starsza grupa, tym poziom wymagań rośnie i zwykle mniej zgłoszeń się pojawia. Chcę jeszcze powiedzieć, że tym razem w grupach starszych poziom był naprawdę wysoki, co zresztą odzwierciedlają nagrody i sporo nagród przyznaliśmy ex aequo.

           Ten konkurs jest monograficzny, czy zdaniem Pana jest trudniejszy od innych, w których wykonywane są utwory różnych kompozytorów, bo według mnie jest trudniejszy.

            - Na pewno ma pani rację, ale na taki konkurs przyjeżdżają osoby, którym bliska jest muzyka patrona, czyli w tym przypadku muzyka Fryderyka Chopina. Jeżeli ktoś czuje tę wrażliwość i jest w stanie przekazać całą gamę różnego typu odcieni emocjonalnych właściwych tej muzyce, to na pewno czuje się w tym repertuarze świetnie, natomiast jeśli ktoś woli poruszać się w ramach klasycznych, to na ten konkurs nie przyjedzie.
           Jest to trudny konkurs zarówno dla uczestników, jak i dla oceniających, szczególnie w przypadku najmłodszych uczestników, mamy do czynienia z bardzo krótkim programem. Wtedy zazwyczaj słuchamy tylko dwóch utworów, które są z założenia kontrastujące, ale w przypadku poczatkujących pianistów, trudno mówić o rzeczywistym kontraście. Niełatwo też stwierdzić, jak dalece predyspozycje zarówno do wykonywania muzyki Chopina, jak i czysto pianistyczne są udziałem tych młodych muzyków. Stąd życie to weryfikuje i nie wszyscy, którzy są w tej chwili dostrzeżeni, zostaną na estradzie. Część z nich z pewnością się wykruszy, ale było kilka takich talentów, które na pewno znajdą miejsce na estradzie i jeszcze nieraz o nich usłyszymy.

           Na podstawie tego, co Pan Profesor powiedział, sądzę, że poziom tegorocznej edycji był w sumie dobry.

           - Absolutnie tak, o czym świadczą właśnie wspomniane już nagrody ex aequo. Mieliśmy kłopot, jak docenić tych młodych artystów nie krzywdząc nikogo, ponieważ każdy z nagrodzonych reprezentuje jakieś walory, które warte są zauważenia. Bardzo trudno jest docenić, czy sprawność techniczna jest bardziej w cenie i należy ją promować bardziej niż, na przykład, wrażliwość na kolor dźwięku albo umiejętność kształtowania formy muzycznej.
           Różne są aspekty, które wpływają na wysokość oceny, ale ta ocena jest wypadkową ocen wszystkich jurorów. Spojrzenia są różne, ale nie było odstępstw i w większości przypadków głosowaliśmy bardzo podobnie. Pracowaliśmy w bardzo życzliwej atmosferze.

           Nasze spotkanie jest okazją, aby porozmawiać o Pana działalności artystycznej i pedagogicznej. Szukałam informacji o Panu w różnych źródłach, a z tego, co znalazłam, wynika, że szkołę muzyczną II stopnia ukończył Pan w Gdańsku, a później uzyskał Pan dyplom z wyróżnieniem w gdańskiej Akademii Muzycznej im. Stanisław Moniuszki w klasie prof. Zbigniewa Śliwińskiego. Czy wszystko, co związane z muzyką, zaczęło się w Gdańsku?

           - Nie, bo jestem z urodzenia Wielkopolaninem i prawie całą średnią szkołę uczyłem się w Poznaniu i na ostatni rok przeniosłem się do Gdańska do prof. Zbigniewa Śliwińskiego, wiedząc, jak dalece jest profesjonalnym pedagogiem i marząc o tym, żeby uczyć się w Jego klasie. Profesor zdecydował, że może się mną zaopiekować już w ostatniej klasie szkoły średniej (stąd rok średniej szkoły w Gdańsku) i później studia.
           Po studiach otrzymałem stypendium i odbyłem studia podyplomowe w Paryżu u Vlado Perlemutera oraz Suzanne Roche, później powróciłem do Gdańska. Może nie jest trafne spostrzeżenie, że cała moja działalność jest skupiona wokół Gdańska. To, co jest najważniejsze dla mnie, to nie tyle region, ile zakres działalności. Dla mnie najważniejsza jest pedagogika. Od wczesnej młodości marzyłem o tym, żeby pracować z młodymi ludźmi i wspólnie z nimi odkrywać piękno w muzyce. To mi się udaje zarówno na poziomie akademickim, jak i średnich szkół. Był czas, ze pracowałem też poza Gdańskiem, bo przez dziesięć lat prowadziłem także zajęcia w Akademii Sztuki w Szczecinie.
           Dla mnie najważniejszy jest kontakt z młodością, bo dzięki pracy z młodymi studentami, także się uczę. To nie jest proces jednostronny. Dzięki pracy z młodymi, udaje mi się zachować wrażliwość i sprawność intelektualną.
           To za każdym razem jest wielkie wyzwanie, bo bardzo ważne jest, kto przychodzi na studia, ale jeszcze ważniejsze jest, kto je kończy i otrzymuje dyplom. Im mniej można się było spodziewać, a osiągnięte zostały niespodziewane rezultaty, tym większa moja radość.

           Wykształcił Pan wielu pianistów i większość z nich pracuje w zawodzie.

            - Tak, to jest bardzo ważne i bardzo dużo osób pracuje też na uczelni, zarówno w Katedrze Fortepianu, jak i w Katedrze Kameralistyki. Mam tę satysfakcję, że mogą i chcą się dalej rozwijać, a otoczenie akceptuje ich pracę. Wielu moich wychowanków z sukcesami uczestniczyło w licznych międzynarodowych konkursach pianistycznych i koncertują, ciesząc się uznaniem publiczności.

           Pan także jest laureatem znaczących konkursów i długo prowadził działalność artystyczną. Koncertował Pan z powodzeniem w Polsce i za granicą, m.in. w Bułgarii, Francji, Niemczech, Słowacji, Stanach Zjednoczonych, Szwajcarii, Włoszech i Ukrainie.

           - Tak, ale to nigdy nie było pierwszoplanowe w moich zainteresowaniach. To prawda, że komunikowanie się z publicznością sprawia wielką przyjemność.
Dla mnie element nieodwracalności jest ograniczający. Wiadomo, że to jest ten moment, kiedy trzeba wyjść, zagrać i sprawa zostaje zamknięta. Natomiast w pracy pedagogicznej to jest proces, który dotyczy co najmniej dwóch osób. Mało tego, to dotyczy też utworu, nad którym pracujemy – oczywiście, że w pracy wykonawcy to także ma miejsce, bo wystarczy posłuchać nagrań tych samych utworów, nagranych w różnym okresie życia wykonawcy i zauważymy, że one są różne. Jednak to jest zawsze robione w pojedynkę, a wspólny kontakt i świadomość, że można komuś pomóc, jest czymś, co dla mnie jest najważniejsze.
Powodzenie na estradzie daje ogromną satysfakcję i wzruszenie, ale w moim wypadku pedagogika jest bardzo świadomym wyborem.

          Dla wszystkich młodych pianistów, którzy marzą o karierze estradowej, udział w konkursach jest niezbędny, bo niewielu jest artystów, którzy zrobili kariery bez udziału w konkursach.

          - Zgadzam się z pani opinią, chociaż wolałbym, żeby było inaczej. Zdarza mi się być też po drugiej stronie tej bariery, czyli pełnić rolę recenzenta czy jurora i wiem, jak wiele czynników wpływa na odbiór wykonania, od czego to dokładnie zależy. Często od pory występu, że gra się rano, a nie popołudniu, gra się w otoczeniu określonych artystów, a innego dnia można by było zagrać w otoczeniu innych i to też wpływa na ocenę. Juror jest tylko człowiekiem i podlega różnym wpływom, chociaż stara się za wszelką cenę być maksymalnie obiektywny. Każdy z nas ocenia indywidualnie, lecz kryteria każdego z nas są jednak odmienne.
           Ocenianie innych jest bardzo odpowiedzialną pracą i miło jest, kiedy się kończy takie współzawodnictwo z poczuciem, że nie ma konfliktu pomiędzy werdyktem, a własnym poglądem na to wykonanie, ponieważ, jak już wspomniałem, werdykt jest sumą wszystkich ocen.

           Chcę jeszcze powrócić do pana działalności, ponieważ oprócz tego, że ma Pan swoją klasę, w przeszłości długo był Pan kierownikiem Katedry Fortepianu w Akademii Muzycznej w Gdańsku i dwukrotnie był Pan rektorem tej uczelni. Wiele czasu i energii musiał Pan poświęcić, bo przecież dzięki Pana staraniom Akademia Muzyczna przeniesiona została do nowej siedziby oraz zapoczątkował Pan budowę Sali koncertowej.

           - Rozmowę na ten temat zacznę od stwierdzenia, że nigdy nie przypuszczałem, że kiedykolwiek będę to stanowisko piastował. To zawsze było bardzo dalekie od moich zainteresowań.
Przede mną funkcję rektora pełnił prof. Roman Suchecki, świetny wiolonczelista i wspaniały człowiek, który darzył mnie przyjaźnią.
Pamiętam, że kiedyś wieczorem zatelefonował do mnie i poprosił, czy mogę mu pomóc, pełniąc funkcję prorektora do spraw nauki. Pomyślałem, że jeżeli ktoś w ten sposób ze mną rozmawia, to ja powinienem pomóc i zdecydowałem się podjąć to wyzwanie.
            Zapewne pani też należy do takiego grona ludzi, którzy jeżeli się decydują i biorą za coś, to chcą to zrobić najlepiej, jak potrafią. Tak też było w moim przypadku. Było wielkie wyzwanie przed społecznością akademicką, ponieważ pracowaliśmy w bardzo złych warunkach, od lat walczyliśmy o nową siedzibę i trzeba było to zrobić. Starałem się to zrobić, ale muszę bardzo wyraźnie podkreślić, że nie była to zasługa jednej osoby, ale całej grupy ludzi, którzy pomagali mi bardzo intensywnie, wspierali i w rezultacie udało się.
            Pierwszy etap, który jest najważniejszy, to zaplecze lokalowe, które udało się zorganizować. Natomiast cała reszta, czyli stworzenie takiej atmosfery twórczej pracy, która jest otwarta na kreację wszystkiego, co nowe, wartościowe – to jest proces, którego jedno pokolenie nie dokona.
To trwa. Ja jestem przekonany, że to się uda i bardzo wierzę we wszystkich młodych ludzi, którzy na uczelni zostają, licząc na to, że oni też będą traktować tę szkołę jako swój dom – tak jak dla mnie to zawsze był mój dom. Wierzę, że ta uczelnia będzie rozkwitać dalej.
            Chcę jeszcze podkreślić, że kierowałem Akademią Muzyczną w Gdańsku w dobrym czasie, bo był to czas przemian. Wtedy wszyscy byli pełni entuzjazmu i wiary w to, że będzie lepiej, że musi się to wszystko udać. Na swojej drodze spotkałem wiele osób – nie tylko ze społeczności naszej akademii, ale z władz miasta, ze środowiska Gdańska i nie tylko – życzliwych i utożsamiających się z tym sukcesem, który uczelnia mogła zrealizować, a który był sukcesem całego ośrodka, jakim jest Gdańsk i Trójmiasto. To był naprawdę fantastyczny czas.
            Z dużym wzruszeniem wspominam spotkanie z Ministrem Obrony, ponieważ ten obiekt był własnością MON-u. Kiedy zadzwoniłem do Warszawy w sprawie potwierdzenia terminu, okazało się, że spotkam się z ministrem Zbigniewem Okońskim, z którym razem kończyliśmy szkołę muzyczną.
Jak podpisywałem umowy notarialne, podczas przekazywania tych obiektów, to zastanawiałem się, na jakie ogromne sumy to wszystko opiewa, ale wszystko jest obecnie skupione w jednym miejscu i młodzież ma dobre warunki do pracy. Jeszcze są w planach kolejne rozbudowy, bo uczelnia się rozwija, powstają nowe kierunki i nawet tak duży obiekt też nie wystarcza.

            Wracając na zakończenie do tegorocznego VI Międzynarodowego Podkarpackiego Konkursu Chopinowskiego, zapytam jeszcze, czy organizatorzy stworzyli jurorom dobre warunki pracy?

            - Znakomite. Twierdzę, że atmosfera w tej szkole jest fantastyczna. Nie budynek jest elementem spajającym, tylko ludzkie serca i entuzjazm ludzi. Jestem pełen podziwu zarówno dla organizacji, jak i samej idei konkursu. Twierdzę, że konkurs się rozwija i jest uznawany nie tylko w Polsce jako ważny.
             Zaistniała sytuacja troszkę ograniczyła możliwości, ale kiedy wszystko już powróci do normy, Międzynarodowy Podkarpacki Konkurs Chopinowski będzie się rozrastał i stanie się jednym z najważniejszych konkursów chopinowskich dla młodzieży.

             Na stronie internetowej konkursu mogą Państwo posłuchać występów laureatów wszystkich kategorii wiekowych tegorocznej edycji. Gratulujemy wszystkim uczestnikom.
Panie Profesorze, bardzo dziękuję za spotkanie i poświęcony mi czas.

             - Miło mi było z panią porozmawiać i również bardzo dziękuję za spotkanie.

 Zofia Stopińska

plakat Konkurs Chopinowski 20223

 

 

 

 

 

 

Subskrybuj to źródło RSS