Zofia Stopińska

Zofia Stopińska

email Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

Pół wieku w służbie Pani Muzyce

          Bardzo mnie zasmuciła wiadomość o śmierci ś.p. Stanisława Kucaba, wieloletniego nauczyciela gry na akordeonie, a także Kierownika sekcji akordeonu i organów w Zespole Państwowych Szkół Muzycznych im. Artura Malawskiego w Przemyślu.
          Był wybitnym nauczycielem, cenionym przez współpracowników i uczniów. Cieszył się uznaniem wybitnych akordeonistów i wielu nauczycieli gry na tym instrumencie w całej Polsce.
Pozostanie w naszej pamięci jako dobry, życzliwy człowiek, wybitny nauczyciel, głęboko oddany swoim uczniom.

          Pan Stanisław Kucab zmarł 26 grudnia 2021 r. Jego śmierć jest ogromną stratą dla świata muzyki.

          Msza św. żałobna zostanie odprawiona 28 grudnia 2021 roku o godzinie 14:00 w Kościele św. Stanisława Biskupa przy ul. Zofii Chrzanowskiej 11 w Przemyślu (Lipowica). Ceremonia pogrzebowa odbędzie się po Mszy św. na Cmentarzu Komunalnym na Zasaniu w Przemyślu.

świece

 

          Pragnę przybliżyć sylwetkę ś.p. Stanisława Kucaba przypominając wywiad, który miałam przyjemność przeprowadzić w grudniu 2016 roku. Chcę zachować w pamięci ś.p. Stanisława Kucaba takim, jak na zamieszczonym powyżej zdjęciu.

 

          Pół wieku w służbie Pani Muzyce

          Wywiad z Panem Stanisławem Kucabem.

          W ramach 24 Międzynarodowego Festiwalu Muzyki Akordeonowej w Przemyślu – 9 grudnia w Sali Lustrzanej Zespołu Państwowych Szkół Muzycznych odbył się uroczysty Benefis Stanisława Kucaba – wybitnego pedagoga, twórcy przemyskiej szkoły akordeonowej oraz jej największych sukcesów. Wychował wielu absolwentów, wśród których wielu zdobyło indeksy wydziałów instrumentalnych Akademii Muzycznych w Polsce. Jego uczniowie brali udział w licznych przesłuchaniach i konkursach regionalnych, ogólnopolskich i międzynarodowych zdobywając liczne laury i zwyciężając w wielu z nich.
          Jako wybitny pedagog Pan Stanisław Kucab otrzymał wiele nagród i wyróżnień – m.in.: Medal Komisji Edukacji Narodowej, Złoty Krzyż Zasługi, Nagrodę II stopnia Ministra Oświaty i Wychowania, Nagrodę Indywidualną II stopnia Dyrektora Centrum Edukacji Artystycznej, Zasłużony dla Województwa Przemyskiego - nagroda Wojewody Przemyskiego, Nagroda Kuratora Oświaty i Wychowania. Kariera pana Stanisława Kucaba nie wiąże się wyłącznie z pracą pedagoga. Pracował także jako Wizytator w Wydziale Kultury i Sztuki przy Urzędzie Wojewódzkim w Przemyślu, Konsultant akordeonu w Okręgowym Zespole Metodyczno-Programowym przy Urzędzie Wojewódzkim w Rzeszowie, był członkiem Stowarzyszenia Polskich Artystów Muzyków. Posiada II stopień specjalizacji w zakresie nauki gry na akordeonie przyznany przez Centralną Komisję Kwalifikacyjną w Szkolnictwie Artystycznym. Wielokrotnie zasiadał jako członek jury na konkursach regionalnych, ogólnopolskich i międzynarodowych.

          Trudno uwierzyć, że w tym roku mija 50 lat pracy pedagogicznej Pana Stanisława Kucaba. Wielu jego wychowanków ukończyło studia na wydziałach instrumentalnych Akademii Muzycznych i są to dzisiaj cenieni instrumentaliści i pedagodzy. Wymienię tylko trzech – pan Dariusz Baszak – dyrektor Międzynarodowych Festiwali Muzyki Akordeonowej w Przemyślu, zastępca dyrektora Zespołu Państwowych Szkół Muzycznych i nauczyciel Akordeonu, prof. Klaudiusz Baran – Rektor Uniwersytetu Muzycznego Fryderyka Chopina w Warszawie, znakomity wirtuoz grający na akordeonie i bandoneonie, oraz dr Eneasz Kubit związany z Akademią Muzyczną w Łodzi, również wyśmienity akordeonista i kameralista.

          Podczas wspaniałego Benefisu podkreślał Pan kilkakrotnie, że jest Pan dumny ze swoich wychowanków.
           - Tak. Wychowanków mam przewspaniałych. Są już ukształtowanymi muzykami i każdy ma spory dorobek. Największe chyba osiągnięcia zawodowe ma prof. Klaudiusz Baran, który jest rektorem Uniwersytetu Muzycznego Fryderyka Chopina w Warszawie. Drugi to dr Eneasz Kubit, pracownik naukowy w Akademii Muzycznej w Łodzi. Ważne stanowiska zajmują także Dariusz Baszak – zastępca dyrektora Zespołu Państwowych Szkół Muzycznych w Przemyślu, Tomasz Dolecki jest kierownikiem sekcji akordeonu z Szkole Muzycznej w Lubaczowie, a wspaniałym nauczycielem najmłodszego pokolenia jest Sławomir Wilk, który uczy w szkołach muzycznych w Przeworsku i w Przemyślu. Dumny jestem z wielu moich wychowanków, trudno wymienić wszystkich, bo to wielu wspaniałych muzyków i nauczycieli.

           Większość z nich pracuje w różnych ośrodkach muzycznych w Polsce i za granicą, ale utrzymują z Panem kontakt.
           - Oczywiście. Piszemy listy, dzwonimy do siebie, a czasem się spotykamy. Niestety, te spotkania odbywają się rzadko, bo każdy z nich jest bardzo zajęty prowadząc działalność koncertową i pedagogiczną. Kilka miesięcy temu odbyło się takie spotkanie w niewielkim gronie, mówiliśmy o pracy i różnych sukcesach, i przygodach podczas wyjazdów na konkursy ogólnopolskie i międzynarodowe. Eneasz Kubit zaproponował, żeby o tym wszystkim opowiedzieć na spotkaniu dla większego grona osób zainteresowanych muzyką podczas Festiwalu Akordeonowego. Pozostali koledzy z entuzjazmem przyjęli tę propozycję. Opowiadać było o czym, bo przecież wyjazdy na konkursy związane były z ciekawymi historiami. To nie było tak, jak dzisiaj – wystarczy tylko złożyć zgłoszenie i można pojechać na konkurs. Kiedyś najczęściej było to związane z eliminacjami – trzeba było jechać do Warszawy, zakwalifikować się, a jeżeli to był wyjazd zagraniczny, potrzebne były dodatkowe czynności proceduralne – trzeba było otrzymać książeczkę walutową itd.

           Wszyscy jesteśmy ciekawi, jak rozpoczął Pan naukę gry na akordeonie? Kto odkrył talent muzyczny u młodego Stanisława Kucaba?
           - Rozpoczynałem naukę gry na akordeonie będąc uczniem klasy siódmej szkoły podstawowej. Mój pierwszy nauczyciel założył wówczas Ognisko Muzyczne w Pruchniku. Zacząłem chodzić do tego Ogniska, bo zadbała o to maja mama, która miała bardzo ładny głos i zawsze wykonując jakieś prace domowe śpiewała – w rodzinie nazywana była Santorką. Rozpocząłem naukę w ognisku i wkrótce pan Roman Olejarz, mój nauczyciel akordeonu, zauważył, że zrobiłem większe postępy od pozostałych i zaproponował mi przejście do drugiej klasy do Szkoły Muzycznej w Jarosławiu. Jak ukończyłem trzecią klasę w tej szkole, to pamiętam takie spotkanie po zagraniu podczas lekcji „Polki – Dziadek”. Słyszał moją grę ówczesny dyrektor Szkoły pan Henryk Paraniak i uznał to za wielki sukces. Powiedział wówczas: „…grasz już całkiem dobrze, a my otwieramy nowe ognisko muzyczne w Bobrówce i bardzo potrzebujemy nauczyciela akordeonu”. I tak się stało, że w 1966 roku, po trzech latach nauki, rozpocząłem pracę na pół etatu w Bobrówce. Bardzo się starałem i klasa akordeonu była każdego roku większa. Widząc moje osiągnięcia dyrektor do Bobrówki skierował innego nauczyciela, a mnie przeniósł do Jarosławia. Uczyłem w Ognisku Muzycznym, a równocześnie uczyłem się w średniej szkole muzycznej. Trafiłem do orkiestry akordeonowej, którą prowadził pan Krzysztof Milczanowski – nauczyciel średniej szkoły muzycznej w Przemyślu i zaproponował mi, abym nie kończył podstawowej szkoły muzycznej w Jarosławiu, tylko żebym po czterech latach zdawał egzamin do szkoły średniej. Tak się też stało. Przez cały okres nauki w szkole średniej pracowałem w szkole podstawowej za wyjątkiem jednego roku, kiedy zdawałem maturę.

           Podczas studiów także Pan pracował.
           - Po ukończeniu szkoły średniej podjąłem naukę w Państwowej Wyższej Szkole Muzycznej w Katowicach w klasie akordeonu prof. Joachima Pichury. Ten wspaniały pedagog wiedział, że mam na swoim koncie spore doświadczenia pedagogiczne i zaproponował mi pracę w Ognisku Muzycznym w Mysłowicach. Trwało do 1974 roku, bo wówczas zawarłem związek małżeński z moją żoną Anną i wówczas pan Bronisław Borciuch - dyrektor Państwowej Szkoły Muzycznej w Przemyślu i pan Wojciech Lewandowski, Wizytator Województwa Przemyskiego, zaproponowali mi, abym rozpoczął pracę w Przemyślu zastępując pana Krzysztofa Milczanowskiego, który już odszedł z Przemyśla i rozpoczął pracę w Rzeszowie. Miałam jeszcze przed sobą dwa lata studiów, kiedy rozpocząłem pracę w Państwowej Szkole Muzycznej w Przemyślu. Moje sekcja rozwijała się szybko, bo kiedy powstała Ogólnokształcąca Szkoła Muzyczna w Przemyślu, to miałem już bardzo dużo uczniów. Wówczas też poprosiłem o zatrudnienie większej ilości nauczycieli gry na akordeonie. Na początku było nas trzech, a później więcej.

           Uczył Pan wielu młodych ludzi grać na akordeonie. Każdy uczeń jest inny, każdego trzeba inaczej mobilizować do pracy.
           - Miałem wielu uczniów, zawsze więcej było godzin, niż przewiduje jeden etat. Był nawet taki rok, że dyrektor wysyłał specjalne pismo do Ministra Kultury o zgodę na pracę na trzech etatach, bo tak dużo młodych ludzi chciało się uczyć grać na akordeonie. Różnych uczniów miałem. Sporo czasu poświęcałem także tym, którzy byli mniej zdolni. Uważałem, że jak chcą, powinni ukończyć szkołę muzyczną I stopnia. Później zwykle sami decydowali, że już dłużej nie będą się uczyć. Od samego początku wszystkim powtarzałem, że praca czyni mistrza. Cieszyłem się, kiedy powstała ogólnokształcąca szkoła muzyczna. Mieliśmy już wówczas na swoim koncie kilka ważnych osiągnięć. Zacząłem także uczyć na akordeonie guzikowym. Pierwszą osobą, która bardzo dobrze grała na tym instrumencie i odnosiła sukcesy, była dziewczyna, Magdalena Raszka. Z nią też zacząłem grać w duecie. Wkrótce zaczęli grać kameralnie inni uczniowie i powstawały: duety, tercety, kwartety akordeonowe, a niedługo pojawił się kwintet z innymi instrumentami w składzie (flet, skrzypce itd.). Graliśmy m.in. utwory Bacha, Mozarta. Uczniowie garnęli się do gry zespołowej, bo częściej mieli okazję występować. Graliśmy na każdej prawie imprezie na terenie miasta, a także poza miastem – najczęściej w szkołach w pobliskich miejscowościach.

           Pierwsze akordeony guzikowe przyjmowane były z wielką rezerwą. Pan starał się zachęcać swoich uczniów do gry na takich instrumentach, bo można było na nich więcej osiągnąć.
           - Mnie zachęcał do wprowadzenia tych instrumentów prof. Joachim Pichura. Pokazywał nam możliwości gry na tym instrumencie w ramach metodyki nauczania. Mieliśmy okazję nie tylko poznać akordeon guzikowy, ale każdy student zobowiązany był wykonać na nim stosowny program, niezbędny w podstawowych szkołach muzycznych. Starałem się jak najszybciej wprowadzić te akordeony w przemyskiej szkole, aby efekty pracy z uczniem były satysfakcjonujące i można było uczestniczyć z większym powodzeniem w konkursach muzycznych.

           Nic tak chyba nie mobilizuje uczniów do pracy, jak udział w konkursach. Powodzenie ucznia w konkursach to wielka satysfakcja dla nauczyciela i dla szkoły. Przygotował Pan wielu uczniów do różnych konkursów. Dawniej nie zawsze można było pojechać na konkurs odbywający się za granicą.
           - Nawet wyjazdy na konkursy ogólnopolskie nie były łatwe. Pamiętam, jak jechaliśmy z kwintetem na konkurs do Międzyrzecza, to musieliśmy się kilka razy przesiadać. Nie było bezpośredniego połączenia. W organizacji takich wyjazdów i podczas trwania konkursu pomagali mi zawsze chętnie rodzice moich uczniów. Wymieniali się towarzysząc dzieciom podczas wyjazdów i ta współpraca była wspaniała, nigdy mi nie odmawiali. Jak było blisko, to staraliśmy się jechać samochodem (Rzeszów, Stalowa Wola czy Jasło).

            Wyjazdy zagraniczne sprawiały nam więcej kłopotu, bo trzeba było wcześniej jechać do Warszawy na przesłuchania. Jeżeli ktoś się zakwalifikował, dostawał utwór obowiązkowy do wyćwiczenia i przez miesiąc, góra dwa miesiące, trzeba było ten utwór przygotować. Czekał nas jeszcze jeden wyjazd do Warszawy na konsultacje z tym utworem, a poza tym trzeba było postarać się o paszport, wizę, książeczkę walutową i nie wolno było przekroczyć wyznaczonego limitu. W takich wyjazdach także pomagali rodzice. Nawet do Klingenthal pojechał z nami własnym samochodem Pan Maciej Małagowski, kiedy jechałem na konkurs z jego synem Grzegorzem. Pan Maciej znał też bardzo dobrze język niemiecki i wszystko nam tłumaczył.

            Jak pojechałem pierwszy raz do Klingenthal, zobaczyłem i usłyszałem, jak grają uczestnicy konkursu z innych krajów. Poznałem inne szkoły gry: fińską, francuską, niemiecką, włoską i rosyjską. Rosjanie zajmowali tam w najstarszej kategorii zwykle trzy pierwsze miejsca, nie dopuszczając nikogo do podium. Dużo się tam nauczyłem, robiłem dużo nagrań i trochę szkoda, że nie zatrzymałem ich do dzisiaj, chociaż z odtworzeniem ich mógłby być dzisiaj problem, bo technika poszła naprzód. Zmieniłem też wiele w moich metodach nauczania i to pomogło mi osiągać z uczniami coraz to lepsze wyniki, robiliśmy coraz większe programy, pracowaliśmy coraz więcej i podczas konkursów prezentowaliśmy programy wymagane w wyższych kategoriach. Wtedy były szanse na nagrody. Wiele zabiegów kosztowało mnie zdobycie odpowiednich nut. Często kupowaliśmy nuty za granicą z własnego kieszonkowego, aby przygotować program do następnego konkursu.

            Wiele słyszałam, że nie liczył Pan godzin spędzonych z uczniem – 45 minut to było zwykle mało, nawet dla bardzo zdolnego młodego człowieka.
            - Przed wyjazdem na konkurs pracowaliśmy godzinami w szkole prawie codziennie. Starałem się także, aby przyszli uczestnicy konkursu jak najwięcej grali przed publicznością. Program musiał być co najmniej pięć, sześć razy wykonany na scenie, żebym dokładnie wiedział, co jest jeszcze do poprawienia, bo na scenie wszystkie błędy można zauważyć. Granie przed publicznością zwiększa odporność psychiczną ucznia. Ćwiczyliśmy wszystko – wyjście na scenę, zachowanie podczas gry i zejście ze sceny. Od wielu lat obserwowałem, jak przygotowywali się do występu Francuzi. Ekipa miała specjalnego człowieka, który dbał o ubranie, fryzurę uczestnika konkursu, zakładał mu instrument. Mieli też wyśmienite instrumenty, o których my mogliśmy tylko marzyć. My graliśmy wtedy na akordeonach Weltmeister produkowanych w Klingethal.

             Zakup dobrego instrumentu także graniczył z cudem. Nie każdego ucznia było stać na własny instrument.
             - Instrumenty były drogie, zarobki niewielkie, trudno było rodzicom pozwolić sobie na taki wydatek. Starałem się zdobywać instrumenty dla szkoły. Udało mi się sporo dużych instrumentów załatwić. Oczywiście uczniowie musieli ćwiczyć w szkole, szukać wolnych sal, których zawsze brakowało, bo były zajęte. Przychodziliśmy wcześnie rano albo wieczorami. Pamiętam ucznia, który przychodził już o 6.30, jak tylko Pani Cesia Woźniczko otwierała szkołę, to on już czekał. Wieczorami Pani Cesia dłużej siedziała w szkole, abyśmy mogli dodatkowo pracować. Czasem nawet zamykała nas w szkole i przychodziła późno wieczór – około 22, abyśmy mogli pójść odpocząć do domu. Była naszą „mamą” z administracji. Jesteśmy jej niezmiernie wdzięczni.

            Na Pana czekała w domu rodzina – żona musiała radzić sobie z małymi dziećmi i godzić się na nieobecność męża w domu.
             - Ciężko nam było, bo żona też pracowała. Ja zajmowałem się dziećmi kilka godzin rano. Później zajmowała się nimi nasza wspaniała sąsiadka – Pani Michnowa albo przyjeżdżał ojciec żony i tak sobie radziliśmy. Pamiętam, jak przed uroczystością Pierwszej Komunii Świętej córki nie kupiłem żadnych napojów, bo wróciłem w sobotę wieczorem z konkursu w Klingenthal, a w niedzielę rano mieliśmy uroczystość.

             Wszystko odbywało się także kosztem zdrowia. W pewnym momencie serce zaczęło Panu odmawiać posłuszeństwa. Biło w innym rytmie niż trzeba.
              - Na szczęście stało się to wtedy, kiedy pracę rozpoczęli już moi absolwenci – pan Dariusz Baszak i pan Tomasz Dolecki. Zaczęły się wówczas ograniczenia etatów i ja postanowiłem przejść na emeryturę, a oni rozpoczęli pracę. Jak się tylko lepiej poczułem, spełniłem kolejne marzenie – otworzyłem swoją prywatną szkołę nauczania. Szukałem talentów wśród dzieci wiejskich, ponieważ im było najtrudniej uczyć się muzyki. Doskonale o tym wiem, bo z takiego środowiska pochodzę. Ponieważ ktoś mi pomógł, jak byłem bardzo młody, postanowiłem spłacić dług i otworzyłem trzy takie szkoły – w Dynowie, Dubiecku i trzecią w Przemyślu, ale uczęszczali do niej uczniowie z pobliskich miejscowości. Kilka osób z tych szkół uczyło się dalej, ukończyło studia i obecnie pracują w zawodzie. W Dynowie, Dydni, Pruchniku czy Kańczudze pracują moi uczniowie z tych prywatnych szkół.
Spełnia się to, o czym marzyłem, bowiem w tych niewielkich miejscowościach są także szkoły muzyczne i mogą do nich uczęszczać zdolne dzieci, a jest ich tam dużo.

              Przez ostatnie 50 lat spełniał Pan swoje marzenia, może trudna to była praca, ale upór i konsekwencja sprawiły, że cele były osiągane.
               - Czasami było to bardzo trudne, czasami miałem szczęście i było łatwiej – różnie to bywało, ale zrealizowałem chyba wszystko, co chciałem zrobić. Tak jak Pani wspomniała, w 2003 roku serce zaczęło mi odmawiać posłuszeństwa i musiałem się poddać zabiegowi, ale później jeszcze w dalszym ciągu pracowałem, bo ciągnęło mnie do szkoły, gdyż kocham dzieci i bardzo lubię uczyć. Nie wyobrażam sobie życia bez muzykowania.

              Aktualnie już Pan nie pracuje na etacie.
              - Nie pracuję, ale moje nazwisko jest znane i często jestem proszony, aby sprawdzić, czy dziecko ma zdolności i powinno uczyć się w szkole muzycznej. Nie potrafię odmawiać i dlatego ciągle mam kontakty z dziećmi.

             Wracając jeszcze na zakończenie rozmowy do Pana Benefisu, który odbył się 9 grudnia. To chyba wielka radość mieć takich wychowanków, którzy idą w świat, ale jak tylko mogą, odwiedzają Pana, zawsze mówią o swoim Profesorze. Pan prof. Klaudiusz Baran podkreśla zawsze, że w Przemyślu uczył się gry na akordeonie u jednego nauczyciela.
             - Tak było. Wszyscy uczyli się u mnie po 12 lat. Jestem bardzo wdzięczny moim wychowankom za ten benefisowy wieczór. Nie potrafię słowami opowiedzieć, jak byłem wzruszony. Stworzyli wspaniałą atmosferę i wszystko odbyło się bardzo sprawnie pomimo, że czasu na organizację było niewiele. Były łzy szczęścia i wielka radość, ale nie miałem żadnej tremy, czułem się z nimi i publicznością bardzo dobrze – jak w rodzinie. Bardzo się cieszyłem, że zagrali tego wieczoru Krzysiu Polnik i Łukasz Pieniążek – moje muzyczne wnuki, oraz Eneasz Kubit i Klaudiusz Baran – moi wychowankowie.

             Dopełnieniem mojego szczęścia jest fakt, że moje córki także grają i uczą. Bardzo chciały pójść w moje ślady i ukończyły studia na wydziałach instrumentalnych. Madzia gra na skrzypcach, jest prezesem Towarzystwa Muzycznego w Przemyślu i uczy, zaś Agnieszka jest wiolonczelistką, także gra i uczy. Ostatnio często gram z wnukami, które także interesują się muzyką. Jestem szczęśliwym człowiekiem.

 Zofia Stopińska

Magiczne miejsce w sercu Lwowa

          Wiele osób z Polski udaje się do Lwowa głównie po to, aby być na spektaklu operowym w słynnej Operze Lwowskiej, której obecnie pełna nazwa brzmi: Lwowski Narodowy Teatr Opery i Baletu im. Salomei Kruszelnickiej. Aktualnie podróżujemy znacznie mniej, zostajemy w domach, ale myślę, że to odpowiedni czas, aby opowiedzieć o tym magicznym miejscu w sercu Lwowa. Odbywa się tam ostatnio wiele ciekawych spektakli, a w najbliższym czasie - od 26 drudnia 2021 roku poczynając, do 2 stycznia 2022 roku odbędzie się pięć spektakli baletowych "Dziadek do orzechów" Piotra Czajkowskiego, wystawiona zostanie (26.12.2021r) opera "Carmen" Georges'a Bizeta,  a 30 i 31 grudnia odbędą się specjalne koncerty noworoczne zatytułowane "Strauss bal". 

          Wspólnie z Panem Zbigniewem Chrzanowskim – aktorem, reżyserem teatralnym i dyrektorem artystycznym Polskiego Teatru Ludowego we Lwowie, proponujemy Państwu wycieczkę po jednym z najpiękniejszych teatrów operowych wschodniej części Europy.

           Budynek Opery Lwowskiej zachwyca nas coraz bardziej, kiedy zbliżamy się do niego, idąc od strony pomnika Adama Mickiewicza.

           - Na pewno zachwyca przepiękna perspektywa tego budynku usytuowanego przy dawnych Wałach Hetmańskich i wspaniała bryła Teatru zaprojektowana przez Zygmunta Gorgolewskiego ponad sto lat temu - w latach 1895 - 1900.
           Ten Teatr szczyci się obecnością najwybitniejszych śpiewaków i dyrygentów światowej sławy, a również artystów dramatycznych, bo kiedyś to był swego rodzaju kombinat teatralny. Tutaj odbyły się premiery sztuk przygotowanych przez znakomitych polskich reżyserów, takich jak Solski, Pawlikowski, trudno byłoby wyliczyć wszystkich, a równocześnie na tej scenie brzmiały wspaniałe głosy: Adama Didura, Modesta Męcińskiego, Aleksandra Myszugi, znanego pod pseudonimem Filippi, i tej, która aktualnie jest patronką tego Teatru – myślę o Salomei Kruszelnickiej, która wielki rozgłos i karierę również zawdzięcza polskim twórcom, bo przez wiele lat była gwiazdą Opery Warszawskiej. Salomea Kruszelnicka święciła swoje tryumfy we Lwowie jako wstępująca na scenę śpiewaczka, młoda artystka, która urodziła się na ziemi tarnopolskiej, a tutaj stawiała pierwsze kroki, ale tak naprawdę laury zdobyła we Włoszech. Jak legenda głosi, to Salomea Kruszelnicka uratowała znakomitą operę Giacomo Pucciniego „Madame Butterfly”, której spektakle kończyły się klapą i dopiero jej piękna postać, bo była to pięknej postury kobieta o pięknym wyrazie twarzy, jako Cho-cho-san przyniosła temu spektaklowi Pucciniego sławę, która tej operze zapewnia pełne sale operowe na całej kuli ziemskiej.
Salomea Kruszelnicka po wojnie wróciła do Lwowa, bo to miasto było kolebką jej talentu, tutaj zmarła i została pochowana na Cmentarzu Łyczakowskim. W Sali Lustrzanej Opery Lwowskiej pojawiło się popiersie tej słynnej śpiewaczki, której imię zostało nadane temu Teatrowi.

           Proszę powiedzieć więcej o budowie wspaniałego obiektu, jakim jest Opera Lwowska.

           - Ten budynek powstał na przełomie XIX i XX wieku, został zbudowany z wielkim rozmachem przez Zygmunta Gorgolewskiego sumptem obywateli lwowskich, którzy sobie zafundowali takie cudowne miejsce, był równocześnie sceną dramatyczną i w imię tego zostały upamiętnione sztuki, które były tutaj grane. Są to sceny z wybitnych dramatów polskich twórców – zarówno klasyków, romantyków i późniejszych.

           Widać to szczególnie w miejscu, gdzie się znajdujemy, w przepięknej Sali Lustrzanej.

           - Widzimy tu oczywiście sceny z „Krakowiaków i Górali”, widzimy sceny z „Halki” Stanisława Moniuszki, widzimy tutaj dramaty Juliusza Słowackiego – „Lillę Wenedę”, „Balladynę”, mamy sceny z „Zemsty” Aleksandra Fredry, widzimy „Powrót posła” Juliana Ursyna Niemcewicza, czyli przeplata się opera z dramatem i śpiewogrą. Wszystko, co było kiedyś tak istotne dla polskiej sceny dramatycznej, znalazło swoje miejsce w tej przepięknej sali lustrzanej i myślę, że sąsiedztwo z wybitną ukraińską śpiewaczką Salomeą Kruszelnicką jest niezwykle harmonijne i mówi o połączniu sztuk sąsiadujących narodów. Całość tej plafoniery została zaplanowana przez artystę-malarza lwowskiego Stanisława Dębickiego i namalowana przez jego uczniów. Cały gmach Opery został ozdobiony wyjątkowymi dziełami sztuki, bo znalazły się tutaj rzeźby Piotra Wójtowicza i malowidła Antoniego Popiela, który jest współautorem wspaniałego pomnika Adama Mickiewicza, stojącego niedaleko w sercu Lwowa. Antoni Popiel pochowany jest także na Cmentarzu Łyczakowskim.

           W sali lustrzanej odbywały się z pewnością różne spotkania, bankiety, rauty.

            - Na pewno była to sala wielofunkcyjna, ale bankiety i rauty to odświętne dni każdego teatru, natomiast na co dzień można tutaj odpocząć, spacerować i podziwiać dzieła sztuki, które nas otaczają. To jakby dalszy ciąg tego, co dzieje się na scenie, a jednocześnie wystrój i kubatura sali sprzyjają odpoczynkowi. W żadnym z europejskich teatrów operowych nie spotkałem sali do kontemplacji, jakby promenadowej, tak pięknej i o takich rozmiarach, jak we Lwowie.

            Podobnie jest z przepięknym foyer i schodami.

            - Tak, klatka schodowa jest bardzo wystawna, a jednocześnie przestrzenna, umożliwia nabranie oddechu i łatwo się w niej poruszać. Zawsze z radością tutaj przebywam.

            Wszędzie otaczają nas piękne obrazy, rzeźby. Udajemy się w kierunku sali widowiskowej.

            - W budynku Opery wszędzie znajdujemy alegorie pór roku albo muz, które w takim dziwnym tańcu ozdabiają plafon Sali Widowiskowej.
Gdybyśmy mieli możliwość spojrzeć na salę widowiskową z góry, od tego wspaniałego żyrandola, to zobaczylibyśmy, że sala ma formę liry. Ten pomysł muzyczny zamyka także wspaniale akustycznie tę salę.

            Całe wnętrze sali widowiskowej jest dokładnie przemyślane. Dotyczy to szczególnie balkonów i lóż. W niektórych zasiadają specjalni goście dyrektora Opery, w innych koronowane głowy.

             - W tej chwili te relacje uległy już zmianie. W XIX wieku uważano, że należy siedzieć jak najbliżej sceny. Loże gubernatorskie, dyrektorskie i dla gości prezydenta miasta znajdują się bezpośrednio nad kanałem orkiestrowym, w tym miejscu orkiestra najbardziej zagłusza śpiew artystów znajdujących się na scenie. Oczywiście, że goście specjalni powinni mieć jak najbliższy kontakt ze sceną i to zostało zachowane, ale w ostatnich latach zauważyłem, że tych dostojników czy specjalnych gości dyrektor Opery sadza w swoich ulubionych lożach dalej od sceny i one znajduję się niemal u wylotu parteru, bo w tym miejscu widać najlepiej scenę, a także kumuluje się dźwięk oraz najlepiej słychać śpiewaków i orkiestrę. Wiek XX skorygował dawne zwyczaje w usadowieniu VIP-ów.

            Loża dyrektorska jest vis-à-vis loży namiestnikowskiej.

            - Tak, loża dyrektorska odgrywała rolę strategiczną, bo z loży dyrektor mógł łatwo przemieścić się do swojego gabinetu i szybko zażegnać jakiś konflikt. Teraz także dyrektor ma taką możliwość, bo może ze swojego gabinetu wejść do niewielkiego saloniku, w którym można mile konferować i rozmawiać, a równocześnie wejść do loży i zobaczyć, co dzieje się na scenie i w kanale orkiestrowym.
            Natomiast jeśli z uwagą może obejrzeć i posłuchać spektaklu z loży znajdującej się dalej, to loża siódma w pierwszym balkonie, bo tam dobrze widać i słychać.
Obserwuję, że specjalni goście chętnie pojawiają się w reprezentacyjnych lożach, ale wiem, że nie są one dobre do obserwowania spektaklu, natomiast są bardzo reprezentacyjne i wszyscy mogą takiego dostojnika zobaczyć.

            Do loży namiestnikowskiej jest oddzielne wejście.

            - Nie tylko jest oddzielne wejście, ale nawet oddzielny podjazd, który został zachowany. Z prawej strony gmachu Opery jest specjalny wjazd, drzwi i jest klatka schodowa, skąd można wejść do małego saloniku, z którego wchodzi się do loży gubernatorskiej czy, jak pani powiedziała, namiestnikowskiej. To wszystko zostało zachowane i specjalni, ważni goście mogą tamtędy wchodzić.

            Na 100-lecie została przywrócona temu budynkowi dawna świetność.

            - Tak, z okazji tej okrągłej rocznicy i dzięki ogromnej dotacji europejskiej. Przygotowując Lwów do konferencji prezydentów Europy, postanowiono odnowić także budynek Opery.
Ten budynek był kilkakrotnie odnawiany i remontowany, ale stan, w jakim znajduje się teraz, jest zasługą całej Europy.

            Nie możemy pominąć faktu, że kiedy weszliśmy na widownię, spuszczona była słynna kutyna „Parnas” Henryka Siemiradzkiego.

             - Ta kurtyna opuszczana jest bardzo rzadko. Musimy wiedzieć, że kurtyna Siemiradzkiego kilka lat temu została poddana zabiegom konserwacyjnym, które odbywały się w Petersburgu, gdzie doskonale potrafią przywracać dawną świetność starym tkaninom. Ten sam mistrz zaprojektował kurtynę dla Teatru im. Juliusza Słowackiego w Krakowie, ale trudno je porównywać, bo lwowska kurtyna jest o wiele większa i bogatsza. Kilka postaci unosi się na „Parnasie” w tle, przez co jest kurtyną bardziej reprezentacyjną. Niektórzy twierdzą, że kurtyny krakowska i lwowska są takie same, ale to nie jest prawda.

            Zasiedzieliśmy się trochę w tej przepięknej sali i już rozlegają się dzwoneczki, bo spuszczana jest jeszcze inna kurtyna, przeciwpożarowa. Także piękna.

             - W każdym teatrze taka przeciwpożarowa kurtyna musi być i musiała być w XIX czy na początku XX wieku. Było sporo pożarów, które trawiły słynne teatry operowe, zabierając je nam z naszej świadomości . Najlepszym przykładem jest Teatr La Fenice w Wenecji, który płonął kilkakrotnie. Stąd zabezpieczenia w każdym teatrze muszą być.
             Ta kurtyna po kapitalnym remoncie została wzmocniona, obciążona większą warstwą substancji przeciwpożarowej, która oddziela scenę od widowni, ale we Lwowie ma ona również charakter dekoracyjny. Na dużych płaszczyznach blaszanych został wykonany jeszcze na początku XX wieku obraz. Jest to panorama Lwowa widziana od strony Podzamcza, czyli mamy przed sobą Wysoki Zamek, Kopiec Unii Lubelskiej, panoramę Starego Miasta – wszystkich kościołów i cerkwi, które znajdują się w centrum. Proszę sobie wyobrazić, że nie znamy autora tej kurtyny.
Budując ten Teatr i przewidując taką kurtynę, grupa malarzy niemieckich, która brała udział w budowie, postanowiła namalować tę kurtynę i to jest rezultat, i owoc pracy kilkunastu malarzy niemieckich, którzy się nie podpisali, a zostawili we Lwowie taki prezent.

             Czy równie przestrzenne i wygodne jest zaplecze tego Teatru? Nie możemy się o tej porze, po spektaklu, tam udać.

             - Zaplecze sceniczne, garderoby być może nie spełniają warunków teatru XXI wieku. Przestrzeń za kulisami nie umożliwia realizacji wszelakich efektów, które robi się w nowoczesnych budynkach operowych. Bryła Opery Lwowskiej wkomponowana jest w przestrzeń miasta i nie może być powiększona. Wszystkie pracownie znajdują się poza teatrem, w budynku o odpowiednich rozmiarach, i już gotowe elementy dekoracji są tutaj przywożone.
W czasie ostatniego remontu została zamontowana ruchoma scena, która może zjechać na dół albo wyjechać do góry, może być budowana na różnych płaszczyznach i osiągnąć nawet równię pochyłą.

             Pamiętam, że Pan zastosował równię pochyłą reżyserując operę „Mojżesz” – Myroslawa Skoryka.

             - To prawda, natomiast we wszystkich innych teatrach, w których wystawialiśmy „Mojżesza”, trzeba było wozić zapasową równię pochyłą, bo w żadnym z nich nie było innej możliwości.

             Światowa premiera tej opery odbyła się 23 czerwca 2001 r. – z okazji pielgrzymki Ojca Świętego Jana Pawła II na Ukrainę. Byłam na spektaklu „Mojżesza” w Operze Lwowskiej i ta opera jest ciągle w repertuarze lwowskiego teatru. Wiem, że zaplanowany jest spektakl m.in. na 10 marca 2019 roku.
Nie miałam okazji, aby się zapytać, jak się Pan zmierzył z „Mojżeszem”.

              - Zaproszenie do realizacji tego dzieła było dla mnie ogromną, ale miłą niespodzianką. Miałem znakomite warunki pracy, bo wszyscy mi sprzyjali. Pomogło mi również to, że autora muzyki, wybitnego kompozytora Myroslawa Skoryka, znam od wielu lat. Wiedziałem, że będę mógł liczyć nawet na małe zmiany, jeżeli będzie trzeba. Dość długo znałem libretto, a nie miałem pełnej partytury. Trudno mi było pracować z dużym wyprzedzeniem. Podjąłem się pewnej eksperymentalnej podróży, którą zrobiłem bardziej dla siebie niż dla przyszłej realizacji, bo nie wiedziałem, czy rzeczywiście ona znajdzie swój wyraz na pięciolinii, ponieważ to zależało przede wszystkim od kompozytora.
               Wybrałem się w podróż do Ziemi Świętej, do Egiptu i na Synaj. Zobaczyłem koloryt tych ziem, skał na Synaju, gdzie powinna się toczyć akcja. Po powrocie do Lwowa rozmawiałem ze scenografami i oni od razu wiedzieli, że chodzi mi o stworzenie bezkresu gór synajskich na szczytach. Zapytałem również, czy uda nam się w finale rozsypać te góry i znaleźć świetlaną przestrzeń – unieść się w powietrze. Okazało się, że przy pomocy efektów i zastosowania namalowanych obrazów można to zrealizować. Jeszcze nie mieliśmy muzyki, ale część pracy już wykonaliśmy. Jest to dzieło wielu zdolnych ludzi, których znalazłem w tym teatrze i myśleliśmy podobnie.

              W pierwszym etapie prac nie myśli się jeszcze chyba o solistach.

              - Myśli się od początku. Wiedzieliśmy, że partię Mojżesza ma zaśpiewać bas i wśród solistów, którzy mają takie głosy, moja uwaga skupiła się na jednym wykonawcy, i rzeczywiście Myroslaw Skoryk napisał tę partię dla jego możliwości głosowych. Tym wspaniałym odtwórcą Mojżesza był Oleksandr Hromysz, którego trudno zastąpić, bo nikt nie ma takiego głosu jak on. Potrafi doskonale stworzyć postać historyczną, wiodącą, bez względu na to czy śpiewa, czy bierze udział w scenach zbiorowych.

             Panie Zbigniewie, jest późno i musimy już opuścić przepiękne wnętrza Opery Lwowskiej, a ponieważ tematów do rozmowy pozostało nam jeszcze bardzo dużo, proszę obiecać, że kiedyś znajdzie Pan czas na następne spotkanie.

             - Bardzo chętnie porozmawiam z panią wkrótce, jak przyjadę do Przemyśla, chyba, że pani wcześniej przyjedzie do Lwowa.

Z Panem Zbigniewem Chrzanowskim, aktorem i reżyserem teatralnym, dyrektorem artystycznym Polskiego Teatru Ludowego we Lwowie rozmawiała Zofia Stopińska w listopadzie 2019 roku.

Zdjęcia budynku i wnętrz o których była mowa w wywiadzie, znajdą Państwo na stronie Opery Lwowskiej www.opera.lviv.ua/pl/

 

 

"Adam Didur - ćwierć wieku w Metropolitan Opera i 30. lat w Sanoku".

Gorąco polecam Państwa uwadze opublikowany niedawno na portalu MAESTRO bardzo ciekawy artykuł  zatytułowany "Adam Didur - ćwierć wieku w Metropolitan Opera i 30. lat w Sanoku".

Pan Julisz Multarzyński, znakomity polski artysta fotografik, inżynier, dziennikarz, menedżer kultury i wydawca, w bardzo ciekawy sposób przybliża nam postać Adama Didura, polskiego śpiewaka; jednego z najznakomitszych basów przełomu XIX i XX wieku. Znajdą Państwo również wiele ciekawych zdjęć oraz informacji o organizowanym od 30. lat w Sanoku Festiwalu im. Adama Didura.

Warto podkreślić, że  Adam Didur urodził się 147 lat temu, a dokładnie 24 grudnia 1847 roku w Woli Sękowej koło Sanoka.

Oto link:  https://maestro.net.pl/index.php/9718-adam-didur-cwierc-wieku-w-metropolitan-opera-i-30-lat-w-sanoku

Zofia Stopińska

KONCERT SYLWESTROWY - Największe Polskie Przeboje

Morningstar Orchestra oraz Soliści

31 grudnia godz.20.00, Sanocki Dom Kultury

Szanowni Państwo! Zapraszamy na cudowny koncert niezapomnianych wrażeń który jest wielkim świętem dla zmysłów i zapada w pamięć przypominając czym jest prawdziwa miłość do muzyki. Wystąpią jedni z najlepszych polskich wokalistów rozrywkowych którzy przedstawią NAJWIĘKSZE POLSKIE PRZEBOJE we wspaniałych interpretacjach a towarzyszyć im będzie jedyna w swoim rodzaju, najlepsza orkiestra rozrywkowa w Polsce - Morningstar Orchestra.

Piosenki, które wielokrotnie nuciła cała Polska. Przeboje znane i lubiane w znakomitych aranżacjach i interpretacji. Usłyszymy między innymi utwory z repertuaru Krzysztofa Krawczyka, Zbigniewa Wodeckiego, Maanam, Kayah, Czesława Niemena czy Andrzeja Zauchy.

Morningstar Orchestra składa się z wybitnych muzyków, w tym wykładowców Wydziału Jazzu i Muzyki Rozrywkowej Akademii Muzycznej w Katowicach. Orkiestra współpracowała z takimi sławami jak Gordon Hascel, Ewa Uryga, Basia Trzetrzelewska, Mieczysław Szcześniak, Krystyna Prońko, Zbigniew Wodecki, Eric Marienthal, Ute Lamper, Kevin Robinson, Bill Prince i wieloma innymi.

Anna Surma - Absolwentka Studium Wokalno-Baletowego w Gliwicach, Uniwersytetu Śląskiego. Od września 2007 roku członek zespołu wokalnego Teatru Rozrywki. Śpiewa we wszystkich przedstawieniach musicalowych, występuje w koncertach rozrywkowych i sylwestrowych Teatru, jako członek zespołu wokalnego oraz solistka.

PROWADZENIE KONCERTU - ZDOBYWCA ZŁOTEJ MASKI - SHOWMAN, AKTOR, ŚPIEWAK - KAMIL FRANCZAK - FRANEK Wokalista, prezenter, autor tekstów. Aktor estrady-ekstern z weryfikacją ZASP. W latach 2004-2013 był wokalistą zespołu rockowego Zero Procent, z którym zagrał kilkaset koncertów w całej Polsce. Szerszej publiczności zaprezentowali się w programie TVP 1 "Śpiewaj i Walcz" oraz podczas koncertu "Debiuty" na 47. Krajowym Festiwalu Piosenki Polskiej w Opolu (2010), gdzie wykonywali znane polskie przeboje, w charakterystycznych dla ich stylu aranżacjach. Dzięki głosom widzów, w każdej z tych telewizyjnych przygód, dołączali do grona laureatów. Mają na koncie wydaną w 2007 roku debiutancką płytę "Inevitable" oraz krążek "Nieuniknione", który ukazał się w czerwcu 2012 r.

Kamil Franczak brał udział w wielu programach tv, takich jak "Idol", "Tak to leciało!" czy "The Voice Of Poland"; prowadził też młodzieżowy program "Poziom 2.0", emitowany na antenie TVP 2, zdobywając doświadczenie, niezbędne do pracy prezentera telewizyjnego. Na deskach teatralnych zadebiutował rolą aktorską w chorzowskim Przebudzeniu wiosny. Od lutego 2012 związał się z teatrem etatowo, początkowo jako członek zespołu wokalnego Teatru Rozrywki, a obecnie - aktorskiego. Śpiewa jako solista w koncertach sylwestrowych i rozrywkowych. Role w Teatrze Rozrywki: Moritz Stiefel w Przebudzeniu wiosny S. Satera i D. Sheika wg F. Wedekinda, Anthony w musicalu Sweeney Todd S. Sondheima, Wioślarz w Our House T. Firtha i Madness, postaci w sztuce Gottland M. Szczygła, Herbert w Franku V F. Dürrenmatta, Mucha Plujka, Śmierć w Bierzcie i jedzcie P. Demirskiego, postaci w spektaklu Złanocki, czyli bajki dla potłuczonych J. J. Połońskiego, Dionizy (Narrator) w bajce Kot w butach J. Bończyka i Z. Krzywańskiego, Sir Archibald Proops w musicalu Jekyll & Hyde F. Wildhorna i L. Bricusse'a, Żołnierz w Producentach M. Brooksa, Georges i George w spektaklu Niedziela w parku z Georgem S. Sondheima i J. Lapine'a, Hrabia Jan Potocki i Alfons van Worden w Rękopisie znalezionym w Saragossie J. Potockiego, Dr Wiktor von Frankenstein, Student medycyny w musicalu Młody Frankenstein M. Brooksa i T. Meehana, Pierrepont Finch w musicalu Jak odnieść sukces w biznesie, zanadto się nie wysilając F. Loessera, Leo Bloom w Producentach M. Brooksa, Dionizy (Narrator) w musicalu familijnym Zorro J. Bończyka i Z. Krzywańskiego, Mistrz Ceremonii w musicalu Cabaret J. Masteroffa, J. Kandera i F. Ebba, Diabeł w spektaklu muzycznym Piekło i raj K. Prusa i J. Nohavicy. Występuje w Lekcji 6 SZKOŁY TEATRU.

Śpiewał w koncercie Poeci, których nam zabrakło. W listopadzie 2014 r. odbyła się premiera recitalu artysty pt. Dni, których nie znamy, złożonego z piosenek Marka Grechuty. Recital powstał w ramach projektu PO GODZINACH - Scena Inicjatyw Artystycznych. Za ten recital oraz rolę w Niedzieli w parku z Georgem, Kamil Franczak otrzymał nominację do Nagrody Artystycznej ZŁOTA MASKA 2015 w kategorii "rola wokalno-aktorska". Kamil Franczak był także finalistą w trzeciej edycji Festiwalu Twórczości Wojciecha Młynarskiego (Gdańsk, wrzesień 2015). 20 kwietnia 2016 r. miała miejsce premiera singla FRANKA, czyli Kamila Franczaka. FRANEK - tak nazywają go znajomi, bliscy, nawet współpracownicy. Właściwie to jego drugie nieformalne imię, które dziś przybiera formę artystycznej kreacji. W lecie 2019 r. pojawił się nowy singiel zespołu Zero Procent pt. "Szaleniec" z Kamilem Franczakiem w roli głównej. We wrześniu 2021 r. ukazał się singiel góra, promujący album #lubiecie i rozpoczynający nowy rozdział twórczości Kamila Franczaka jako Franky. Od października 2021 roku występuje w Teatrze Rozrywki gościnnie. NAGRODY: - Grand Prix na 3. edycji konkursu AL LEGRO. TRIBUTE TO SZPILMAN w Sosnowcu (2013), - Złote Jabłko - Nagroda Prezydenta Torunia im. K. Komedy-Trzcińskiego na 9. Festiwalu Piosenki i Ballady Filmowej (2018), - I Nagroda w 4. Ogólnopolskim Konkursie Na Interpretację Piosenek Marka Grechuty GRECHUTA FESTIVAL w Świnoujściu (2018), - Statuetka Chłopca z łabędziem, czyli Nagroda Prezydenta Chorzowa w Dziedzinie Kultury (2019), - Osobowość Roku 2019 - w kategorii Kultura, województwo śląskie, - II Nagroda na 23. Festiwalu Pamiętajmy o Osieckiej w Sopocie (2020), - Nagroda Artystyczna ZŁOTA MASKA 2020 za rolę Mistrza Ceremonii w musicalu Cabaret J. Kandera i F. Ebba, - Nagroda Dziennika Teatralnego im. Zbigniewa Grucy dla najlepszego młodego aktora w 2019 roku (październik 2020).

"WIEDEŃ MOICH MARZEŃ - muzyczna podróż do czasów Franciszka Józefa"

KONCERT SYLWESTROWY 31 grudnia 2021r., piątek, godz. 18:00

KONCERT NOWOROCZNY 1 stycznia 2022r., sobota, godz. 18:00

Orkiestra Symfoniczna Filharmonii Podkarpackiej
Massimiliano Caldi – dyrygent
Małgorzata Długosz – sopran
Zoya Petrova – sopran
Joanna Szynkowska vel Sęk– sopran
Łukasz Gaj– tenor
Stanisław Napierała– tenor
Kamila Baryczkowska; Paweł Kranz - soliści baletu
Kamila Baryczkowska – choreografia
Krzysztof Korwin – Piotrowski - scenariusz, reżyseria, multimedia, narracja

W programie m.in.:
J. Strauss; W. A. Mozart; G. Donizetti; J. Offenbach; F. Lehar

“Wiedeń moich marzeń - muzyczna podróż do czasów Franciszka Józefa” to widowisko będące sentymentalną podróżą do cesarskiego Wiednia z czasów Franciszka Józefa i cesarzowej Sissi. Akcja rozpoczyna się i kończy w najsłynniejszym wiedeńskim parku Schönbrunn z pięknymi fontannami, pomnikami, drzewami i mnóstwem kwiatów. Park i pałac – letnia rezydencja Habsburgów należą do Światowego Dziedzictwa Kulturowego UNESCO.

Scenarzystą, reżyserem, narratorem i twórcą projekcji filmowych jest Krzysztof Korwin-Piotrowski, dyrektor artystyczny Fundacji Orfeo im. Bogusława Kaczyńskiego w Warszawie i Festiwalu im. Bogusława Kaczyńskiego w Białej Podlaskiej oraz redaktor naczelny portalu muzycznego ORFEO. Krzysztof Korwin-Piotrowski snuje opowieść o wiedeńskich teatrach operowych i operetkowych, cesarzu Franciszku Józefie i pięknej Elżbiecie Bawarskiej, czule nazywanej Sissi, o wiedeńskich balach, pałacach i parkach, o miłości i wiedeńskiej krwi. Rozbrzmiewa nieśmiertelna muzyka króla walca Johanna Straussa i wybitnego twórcy operetek Franciszka Lehara. Nie zabraknie też muzyki Mozarta i Offenbacha, by pokazać magiczny i kulturowo urozmaicony Wiedeń.

Podczas koncertu wystąpią wspaniali śpiewacy warszawskiej Sceny ORFEO: Małgorzata Długosz - sopran, Zoya Petrova (Rosja) - sopran, Joanna Szynkowska vel Sęk - sopran, Łukasz Gaj - tenor i Stanisław Napierała - tenor, a także soliści baletu Kamila Baryczkowska i Paweł Kranz. Towarzyszyć im będzie Orkiestra Filharmonii Podkarpackiej im. Artura Malawskiego w Rzeszowie pod dyrekcją włoskiego mistrza batuty, Maestra Massimiliana Caldiego.

Małgorzata Długosz była solistką Teatru Muzycznego ROMA za dyrekcji Bogusława Kaczyńskiego oraz primadonną Gliwickiego Teatru Muzycznego. Śpiewała również m.in. na scenach Teatru Wielkiego w Łodzi, Opery Nova w Bydgoszczy, Teatru Muzycznego w Łodzi, Teatru Muzycznego w Lublinie. Występuje na najważniejszych festiwalach muzycznych w Polsce, a także na estradach w Europie, USA i Kanadzie.

Łukasz Gaj występował jako solista na deskach: Opery Wrocławskiej, Opery Śląskiej, Teatru Wielkiego w Łodzi, Teatru Wielkiego w Poznaniu i Gliwickiego Teatru Muzycznego. Jest dyrektorem Centrum Paderewskiego. Śpiewa na estradach filharmonii i na festiwalach muzyki poważnej w całej Polsce.

Zoya Petrova - rosyjska śpiewaczka operowa, występująca we Włoszech, Francji, Szwajcarii, Czechach, na Słowacji, w Słowenii, Chorwacji, Rosji, USA, Japonii, Korei Południowej i Chinach. Była uczestniczką programu kształcenia młodych artystów w Operze Narodowej w Bratysławie, w latach 2017-2018 była solistką Akademickiego Teatru Opery i Baletu w Samarze (Rosja). W 2022 roku wystąpi w Szwajcarii i w NIemczech jako Papagena w "Czarodziejskim flecie" Mozarta. Zoya Petrova jest laureatką: Międzynarodowego Konkursu Wokalnego im. Ady Sari (I nagroda w Konkursie Pieśni 2021), Międzynarodowego Konkursu Muzycznego im. Rossiniego we Włoszech, a także konkursów w Rosji, na Słowacji i w USA.

Joanna Szynkowska vel Sęk zadebiutowała w 2013 roku na scenie Gliwickiego Teatru Muzycznego w "Nocy w Wenecji" Straussa w partii Anniny. Występowała w Operze Śląskiej, Krakowskiej Operze Kameralnej, Filharmonii Poznańskiej, Filharmonii Lubelskiej i na wielu innych estradach w kraju. Śpiewała m.in. Lizę w "Krainie Uśmiechu" Lehara i Adelę w "Zemście nietoperza" Straussa.

Stanisław Napierała rozpoczął swoją działalność artystyczną od występów w znanym i cenionym chórze Resonans con Tutti w Zabrzu. Obecnie kształci się solowo w Akademii Muzycznej w Katowicach, a jego profesorami są Ewa Biegas i Łukasz Gaj. W 2021 roku otrzymał I Nagrodę na XXII Międzynarodowym Konkursie Wokalnym im. Imricha Godina we Vrable na Słowacji oraz III Nagrodę i Nagrodę im. Bogusława Kaczyńskiego dla najlepszego tenora na Międzynarodowym Konkursie Sztuki Wokalnej im. Ady Sari w Nowym Sączu. Jest również laureatem II miejsca na VIII Ogólnopolskim Konkursie Wokalnym im. Krystyny Jamroz.

Krzysztof Korwin-Piotrowski- reżyser i scenarzysta telewizyjny i teatralny, komentator muzyczny, dziennikarz, dyrektor artystyczny Fundacji ORFEO im. Bogusława Kaczyńskiego w Warszawie i Festiwalu im. Bogusława Kaczyńskiego w Białej Podlaskiej, redaktor naczelny portalu muzycznego ORFEO. Twórca około 400 audycji telewizyjnych i filmów dokumentalnych o wybitnych Polakach, m.in. Tadeuszu Różewiczu, Janie Nowaku-Jeziorańskim i Wojciechu Pszoniaku, prezentowanych w kraju i za granicą (m.in. w Berlinie, Wiedniu, Nowym Jorku i kanadyjskim Edmonton). Reżyser megaprodukcji musicalowej "Karol" o Janie Pawle II w Tauron Arenie w Krakowie. Wykładowca Uniwersytetu Warszawskiego. Laureat wielu nagród w konkursach filmowych oraz medalu Zasłużony Kulturze - Gloria Artis, przyznanego przez Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego.
/tekst: Krzysztof Korwin – Piotrowski/

Wiedeńczycy z Sinfoniettą: Urodziny Bottesiniego

wtorek, 21 XII 2021 | godz. 19.00

Filharmonia im. Karola Szymanowskiego w Krakowie

Rainer Honeck - skrzypce, dyrygent
Jurek Dybał - kontrabas, dyrygent
Sinfonietta Cracovia

Progam:

Gioacchino Rossini – III Sonata a quattro C-dur

Giovanni Bottesini – I Elegia D-dur

Henryk Wieniawski – Legénde op. 17

Giovanni Bottesini – Gran duo concertant

Giovanni Bottesini – Gran quintetto c-moll

 

Wiek XIX to bez wątpienia epoka wielkich wirtuozów. Obok wielkich skrzypków czy pianistów, nie zabrakło też i wirtuozów kontrabasu, wśród których jednym ze słynniejszych był Giovanni Bottesini, urodzony dokładnie 200 lat temu, 22 grudnia 1821 roku. Ten następca Domenica Dragonettiego, nazywany „Paganinim kontrabasu", rozchwytywany był po obu stronach Atlantyku. Od momentu opuszczenia rodzinnej Cremy w północnych Włoszech, przez całe życie wiele podróżował, wszędzie entuzjastycznie przyjmowany – w tym na dworach królowej Wiktorii, cara Aleksandra i cesarza Napoleona III. Bottesini był także autorem podręcznika do nauki gry na kontrabasie, Metodo completo per contrabasso. Upodobał sobie „wiolonczelowy" sposób trzymania smyczka, czyli od góry, stając się pierwszym znanym wirtuozem propagującym „francuski" typ smyczka.

Podobnie jak popularny w owych czasach kontrabas, posiadający trzy struny (dzieło Carla Antonia Testorego, Mediolan 1716), również kariera Bottesiniego oparta była na trzech filarach: nie tylko wirtuozerii w grze na instrumencie, ale także dyrygenturze i kompozycji. Jego największym sukcesem dyrygenckim była bez wątpienia premiera Aidy w Kairze w 1871 roku i to z rekomendacji samego Verdiego.

Co ważne, nie pisał, jak niektórzy, wyłącznie na własny użytek – przykładem takiej kompozycji jest choćby Elegia D-dur, ale wyrażał się też w innych gatunkach: w pieśniach, kwartetach smyczkowych, utworach sakralnych czy operach. Te ostatnie wystawiane były m.in. w Hawanie (Colón en Cuba, znana również jako Cristoforo Colombo, 1847 ), Paryżu (L'Assedio di Firenze, 1856), Londynie (Ali Baba, 1870) czy Turynie (Ero e Leandro, 1879).

Gran Duo Concertant na kontrabas, skrzypce i orkiestrę stało się jedną z najpopularniejszych kompozycji Włocha. Pierwotnie przeznaczone na dwa kontrabasy, za sprawą występującego z Bottesinim Camilla Sivoriego (ucznia Paganiniego), który transkrybował partię pierwszego kontrabasu na skrzypce – dzieło weszło do repertuaru w zmienionej obsadzie. Bottesini wykonywał ten utwór z takimi wirtuozami skrzypiec jak Henri Vieuxtemps, Guido Papini czy Henryk Wieniawski. A propos Polaka, razem z nim i grupą artystów impresaria Bernarda Ullmana, kontrabasista występował podczas wielu koncertów w Berlinie, Dreźnie, Frankfurcie n. Menem, Wrocławiu, Utrechcie, Hadze i Uppsali. Słynna Legenda op. 17 Wieniawskiego, który podróżował po świecie równie intensywnie co jego włoski kolega, powstała w 1859 roku w Ostendzie, pod wpływem uczucia do Isabelli Hampton, przyszłej żony kompozytora. Typowa romantyczna miniatura przepełniona jest tęsknotą i miłością i to właśnie pierwiastek uczuciowy wpływa na ekspresję i ogólny wyraz utworu. Zarówno Wieniawski, jak i Bottesini komponowali też popularne w XIX wieku fantazje i wariacje oparte na tematach ze znanych oper. Włoski kompozytor brał na warsztat melodie z oper Belliniego, Paisiella, Donizettiego czy Rossiniego. Ten ostatni zaś jest autorem cyklu sześciu sonat na smyczki. Napisał je w 1804 roku, mając zaledwie 12 lat, podczas letniego pobytu w domu zaprzyjaźnionego mecenasa i amatora kontrabasu Agostina Trossiego, który gościł Rossiniego nieopodal Ravenny. Cykl Sonate a quattro przeznaczony jest na dwoje skrzypiec, wiolonczelę i kontrabas.

autor: Mateusz Borkowski

 

Festiwal „Ars Musica” w Iwoniczu

         Tych koncertów nie da się zapomnieć! Odbyły się na przełomie listopada i grudnia, a dokładnie w niedzielne popołudnia 28 listopada i 5 grudnia 2021 roku.

           Pierwszy koncert odbył się w sercu Iwonicza-Zdroju w sali kina „Wczasowicz” mieszczącej się w Domu Zdrojowym, zbudowanym w 1860 roku w stylu neoklasycznym z inicjatywy właścicieli Iwonicza hr. Załuskich.
W programie koncertu dominowały utwory na trio fortepianowe, a wykonawcami byli: flecistka Maria Peradzyńska, wiolonczelista Tomasz Strahl i pianista Robert Morawski, znakomici instrumentaliści i pedagodzy związani z Uniwersytetem Muzycznym Fryderyka Chopina w Warszawie oraz koncertujący w kraju i za granicą jako soliści i kameraliści.

Iwonicz Zdrój Trio1

                                                   Trio w składzie: Maria Peradzyńska - flet, Robert Morawski - fortepian, Tomasz Strahl - wiolonczela, fot. GOK w Iwoniczu-Zdroju

          Bardzo interesujący i różnorodny był program tego koncertu, a jego ramy stanowiły dwa bardzo piękne tria fortepianowe w tonacji G-dur.
Pierwszym utworem było Trio G-dur nr 31 Józefa Haydna, które wszystkich przekonało, że muzyka Haydna jest piękna i fascynująca.
Niezwykle pięknie zabrzmiały także dwa fragmenty z utworów Johanna Sebastiana Bacha: Andante z Sonaty triowej e-moll przeznaczonej w oryginale na organy w opracowaniu na trio fortepianowe oraz Siciliana z Sonaty fletowej w transkrypcji na fortepian Wilhelma Kempffa, w wykonaniu Roberta Morawskiego.
Kolejnym ogniwem była miniatura zatytułowana Melodia ze skomponowanego na fortepian przez Ignacego Jana Paderewskiego cyklu Miscelanea op. 16, która wykonana została w opracowaniu na wiolonczelą i fortepian, a zachwycająco wykonali te Melodię Tomasz Strahl i Robert Morawski.
Koncert zakończyło bardzo piękne Trio fortepianowe G-dur op. 119 Friedricha Kuhlau’a.

          Rewelacyjne wykonania wymienionych utworów sprawiły, że gorące oklaski rozbrzmiewały po każdym utworze, ale po wykonaniu finałowego dzieła wszyscy niemal natychmiast powstali i owacja trwała bardzo długo.
Mogłam przez kilka minut porozmawiać tuż po zakończeniu koncertu i zapytać o wrażenia. Pan prof. Tomasz Strahl stwierdził: „ Iwonicz-Zdrój jest bardzo znany i czuje się tu genius loci. Dawni właściciele tego miejsca w XIX wieku zadbali, aby powstały takie piękne obiekty. Myślę, że wówczas także rozbrzmiewała tu często muzyka. My do tych tradycji nawiązujemy. W tym pięknym wnętrzu graliśmy dzisiaj muzykę kameralną, która jest chyba najlepsza ze wszystkich form. Wspólne wykonywanie dostarcza największej radości muzykom, kiedy mogą grać w pięknych wnętrzach dla wspaniałej publiczności”.

Iwonicz Zdrój Tomasz Strahl                                              Tomasz Strahl podczas koncertu w Iwoniczu-Zdroju, fot. GOK w Iwoniczu Zdroju

          „Ja jestem tu po raz pierwszy – mówi prof. Maria Peradzyńska - i jestem zauroczona architekturą. Wspaniale, że odbywają się tutaj koncerty muzyki kameralnej i nie tylko. Zwłaszcza już po sezonie, kiedy jesteśmy przyzwyczajeni, że tych imprez odbywa się nie dużo i myślę, że dla tutejszych mieszkańców jest to wspaniała okazja do posłuchania muzyki. Pomimo, że nie jest to sala koncertowa, a przede wszystkim kinowa, to na pewno to wnętrze inspiruje, bo otacza nas specyficzna, piękna architektura i wspaniale było tutaj wystąpić.

Iwonicz Zdrój MariaPeradzyńska                                              Maria Peradzyńska na scenia kina "Wczasowicz" w Iwoniczu-Zdroju, fot, GOK w Iwoniczu-Zdroju

           Pan prof. Robert Morawski grał na historycznym fortepianie, który różni się nieco od tych, które stoją w większości sal koncertowych. „Najlepsze skrzypce czy wiolonczele robiono kiedyś, ale najdoskonalsze fortepiany robią firmy obecnie. Fortepian w tej sali został wykonany już sporo lat temu i zauważyłem, że ma troszkę węższe klawisze. Czułem historię tego fortepianu „pod palcami”, ale dla artysty najważniejsze jest, żeby na koncert przyszła publiczność i gorąco biła brawo. Publiczność w Iwoniczu-Zdroju przyjęła nas bardzo gorąco, co nie zawsze się zdarza w dużych ośrodkach muzycznych. Taka wspaniała jak dzisiaj w Iwoniczu-Zdroju atmosfera panuje jeszcze chyba tylko w Centrum Paderewskiego w Kąśnej Dolnej. Tu czuje się bliskość publiczności, panuje atmosfera salonu muzycznego, tak jak było to w XIX wieku i początkach XX wieku. W imieniu wszystkich mogę powiedzieć, że bardzo chętnie przyjedziemy do Iwonicza-Zdroju ponownie”.

Iwonicz Zdrój Robert Morawski

                                                               Robert Morawski podczas wykonania Siciliany z Sonaty J.S. Bacha, fot. GOK w Iwoniczu-Zdroju

          Tydzień później odbył się drugi koncert w ramach Festiwalu Muzyki Organowej i Kameralnej „Ars Musica” . Tym razem publiczność zaproszona została do przepięknego drewnianego kościoła pw. Wszystkich Świętych w Iwoniczu, gdzie szesnaście lat temu Festiwal „Ars Musica" się narodził.
           Była to także wyjątkowa uczta, w wykonaniu pana profesora Andrzeja Chorosińskiego, jednego z najwybitniejszych polskich organistów oraz pana Michała Chorosińskiego, który jest cenionym aktorem.
Maestro Andrzej Chorosiński niedawno świętował 50-lecie działalności artystycznej i wykonał w tym czasie ponad 1500 recitali organowych. Jest także konsultantem i autorem licznych projektów w zakresie budownictwa organowego. W Polsce są to m.in. organy w Sali Opery i Filharmonii Podlaskiej, w bazylice w Licheniu, w kościele pw. Wszystkich Świętych w Warszawie, kościele parafialnym w Polkowicach, a także w Niemczech, Kanadzie i Japonii. Pan Andrzej Chorosiński jest także profesorem klasy organów Uniwersytetu Muzycznego Fryderyka Chopina w Warszawie, a w latach 1993 – 1999 sprawował godność rektora Akademii Muzycznej im. Fryderyka Chopina w Warszawie.

Iwonicz Chorosiński przy organach                                    Maestro Andrzej Chorosiński przy organach kościoła pw. Wszystkich Świętych w Iwoniczu, fot.GOK w Iwoniczu Zdroju

   
           Pan Michał Chorosiński jest znanym i lubianym aktorem. Wystąpił m. in. w roli młodego Karola Wojtyły w filmie poświęconym Ojcu Świętemu p.t. „Renesansowy psałterz”. Brał udział w wielu polskich filmach m.in. „Ogniem i Mieczem i „Stara Baśń” oraz w licznych serialach telewizyjnych: „Adam i Ewa”, „Pierwsza miłość”, „Klan”, M jak Miłość”, a aktualnie gra jedną z głównych ról w serialu „Lombard”.
Współpracował z tak wybitnymi reżyserami jak: Jerzy Hoffmann, Mikołaj Grabowski, Paweł Miśkiewicz czy Jan Szurmiej.

Iwonicz Michał recytacje                                  Pan Michał Chorosiński podczas recytacji w kościele pw. Wszystkich Świętych w Iwoniczu, fot. GOK w Iwoniczu-Zdroju

          W programie koncertu w Iwoniczu znalazła się muzyka i poezja. Pierwsze ogniwo stanowiły dwa utwory: Koncert a-moll Johanna Sebastiana Bacha BWV 593 oraz opracowana na organy Etiuda cis-moll op. 25 nr 7 Fryderyka Chopina. Po tym muzycznym wstępie słuchaliśmy wierszy wybranych Tadeusza Różewicza w interpretacji Michała Chorosińskiego.
Krótkim łącznikiem muzycznym do drugiej odsłony poezji – wyboru wierszy Zbigniewa Herberta, była opracowana na organy Etiuda b-moll op. 4 nr 3 Karola Szymanowskiego.
Koncert zakończyło mistrzowskie wykonanie dwóch utworów organowych. Najpierw usłyszeliśmy Andantino g-moll Cesara Francka , a później Toccate G-dur Theodora Duboisa.
To był wspaniały koncert również gorąco przyjęty przez publiczność.

          Po koncercie rozmawiałam z prof. Andrzejem Chorosińskim na temat wyjątkowego miejsca jakim jest kościół w Iwoniczu.
„Jest to kościół o sporej kubaturze, zaliczyć go można do średnich świątyń drewnianych, natomiast jest to kościół olbrzymi jeśli chodzi o bogactwo, które w sobie zawiera. Bajkowy niemalże wystrój wewnętrzny wraz z przepięknym prospektem organowym, oraz historia świątyni , upoważnia nas do powiedzenia, że to jest wielki kościół.
Dlatego było wielką dla mnie przyjemnością i radością, po raz trzeci wystąpić w tym miejscu. Tym bardziej, że dyrektorem artystycznym Festiwalu jest Bartosz Jakubczak, mój znakomity absolwent, urodzony w Sanoku i przez wiele lat mieszkający w Rzeszowie. Z wielkim podziwem obserwuję jego inicjatywy i cieszę się, że ten festiwal istnieje. Jestem pod wrażeniem gościnności gospodarza tej świątyni, Burmistrza Gminy Iwonicz oraz pani dyrektor Gminnego Ośrodka Kultury w Iwoniczu-Zdroju.
Wielką radością było dla mnie tutaj wystąpić wraz z synem Michałem. Od kilkunastu lat łączymy słowo i muzykę. Na naszym pomyśle wzorowali się organizatorzy festiwalu w Jastrzębiej Górze, który został zatytułowany „Słowo i muzyka u Jezuitów”. A wracając do dzisiejszego występu – ten rok jest Rokiem Tadeusza Różewicza i stąd wybraliśmy dwóch klasyków polskiej poezji XX wieku.
Muzyka została tak wybrana, aby wpisała się w klimat recytowanej poezji”.

 Andrzej Chorosiński                                                     Od lewej: prof. Andrzej Chorosiński, Witold Kocaj, burmistrz Gminy Iwonicz-Zdrój i Michała Chorosiński, aktor fot. GOK Iwonicz-Zdrój

           Była okazja, aby porozmawiać o tegorocznej edycji festiwalu „Ars Musica” z Burmistrzem Gminy Iwonicz-Zdrój panem Witoldem Kocajem, który nie krył swojego zadowolenia:
            "Jestem zachwycony przede wszystkim umiejętnościami znakomitych artystów, którzy ubogacili naszą gminę. Pan Profesor Andrzej Chorosiński i jego syn Michał Chorosiński - jeden wspaniale zaprezentował jakie są możliwości naszych organów, a drugi jak pięknie można operować słowem. Dzisiejsze spotkanie w Iwoniczu było dla duszy, bo wartości, które przekazał pan Michał są uniwersalne. Cudownie słuchało się utworów organowych w wykonaniu pana Andrzeja Chorosińskiego. W kościele pw. Wszystkich Świętych w Iwoniczu jest znakomita akustyka, jest to największy kościół drewniany na Podkarpaciu i jeden z najstarszych. Jego historia sięga 1464 roku. Jego wystrój, złocenia budzą podziw u wielu osób, że w tak niewielkiej miejscowości może być tak piękny, bogato zdobiony kościół z piękną historią.
            Przed tygodniem odbył się koncert kameralny w Sali kina „Wczasowicz” w Iwoniczu-Zdroju. Bardzo żałuję, że nie mogłem na nim być, ale mogłem zobaczyć i posłuchać fragmentów koncertu, które bardzo mi się podobały. Bardzo się cieszę, że takie wspaniałe wydarzenie się odbyło. Nosimy się z zamiarem, aby cały Dom Zdrojowy wyremontować, jest szansa, że otrzymamy na ten cel dotacje. Mam nadzieję, że uda nam się stworzyć piękny obiekt, który będzie przyciągał ludzi z niesamowitymi talentami.
            Iwonicz-Zdrój wygląda już świątecznie, jest pięknie oświetlony i ciekawie prezentuje się również wieczór. Jest to miejsce bardzo przyjazne i serdecznie zapraszam na wszelkie przedsięwzięcia kulturalne, które się u nas odbywają, ale też zapraszam do odwiedzania nas przy okazji.
            Skręcając z drogi krajowej nr 28, po kilku minutach jazdy samochodem, można zobaczyć najstarsze na Podkarpaciu uzdrowisko, a nasi mieszkańcy są bardzo życzliwi i otwarci.
Teraz wszyscy niepokoimy się o zdrowie naszych mieszkańców i całego kraju, ale jeżeli tylko warunki zewnętrzne, na które nie mamy wpływu nam pozwolą, to na pewno kolejna edycja się odbędzie. To jest niezwykle wartościowy festiwal. Może w przyszłości zadbamy, aby te koncerty były dostępne w formie elektronicznej, internetowej i można będzie podziwiać piękne koncerty w pięknym Iwoniczu.”

Iwonicz Burmistrz przy mikrofonie

                      Pan Witold Kocaj, burmistrz Gminy Iwonicz-Zdrój dziękuje wykonawcom, organizatorom i publiczności po II koncercie festiwalu "Ars Musica", fot. GOK w Iwoniczu-Zdroju

            W relacji w XVI Festiwalu Muzyki Organowej i Kameralnej „Ars Musica” nie może zabraknąć wypowiedzi jego pomysłodawcy i dyrektorem artystycznym Bartoszem Jakubczakiem, profesorem Uniwersytetu Muzycznego Fryderyka Chopina w Warszawie, który w tym roku bardzo wysoko postawił poprzeczkę zapraszając wyśmienitych artystów.
            „Ubiegła jubileuszowa edycja tylko częściowo zakończyła się sukcesem, bo z zaplanowanych trzech koncertów odbyły się tylko dwa. Koncert finałowy na którym miał wystąpić pan Rafał Tomkiewicz, wspaniały kontratenor pochodzący z Iwonicza ze znakomitą klawesynistką Patrycją Domagalską-Kałużą i jej zespołem musiał zostać odwołany ze względu na pandemię.
W tym roku odbyły się szczęśliwie dwa koncerty w wykonaniu, jak to już zostało podkreślone, wspaniałych, wybitnych artystów, którzy mieli okazję występować w wielu renomowanych salach koncertowych świata. To jest  ogromne wyróżnienie także dla mnie, sprawującego opiekę artystyczną oraz dla organizatorów, dla pana burmistrza Witolda Kocaja i dla pani Doroty Świstak, dyrektorki Gminnego Ośrodka Kultury w Iwoniczu-Zdroju. Tegoroczne koncerty są wielką nobilitacją i motywacja do dalszego działania w następnych latach. Mimo trudnych czasów, małymi kroczkami staramy się iść do przodu i dobrze sobie z tym radzimy.
            Cieszę się, że bez trudu udało mi się zaprosić wspaniałych artystów. Już podczas pierwszej rozmowy prof. Tomasz Strahl z entuzjazmem powiedział, że z radością wystąpi w Iwoniczu-Zdroju, ponieważ jego ojciec pochodzi z Krosna. Wszyscy pozostali artyści także z entuzjazmem przyjęli moje zaproszenie. Pragnę zauważyć, że pierwszy koncert odbył się w sali kina „Wczasowicz” i to jest pewne novum w ramach festiwalu. Jako organizatorzy doceniamy też tę perełkę drewnianej architektury sakralnej regionu podkarpackiego, jaką jest kościół pw. Wszystkich Świętych w Iwoniczu. Jest nam bardzo miło, że proboszcz tej świątyni ks. Kazimierz Giera wspiera nasze działania. Należy wspomnieć, że wszystko się zaczęło 16 lat temu od inicjatywy ks. prał. Kazimierza Piotrowskiego, któremu również wiele zawdzięczam. Gdyby nie jego muzyczna pasja, to myślę, że nie bylibyśmy w tym miejscu w którym jesteśmy.
            Wszyscy czujemy wielką satysfakcję artystyczną z tego przedsięwzięcia i już szykujemy się na następny rok. Myślimy o kilku koncertach na przełomie września, października i listopada.
Będziemy się starali zaproponować atrakcyjne, artystycznie bogate koncerty, aby publiczność miała okazję obcować ze sztuką najwyższej próby."

Iwonicz wykonawcy i organizatorzy

             Wykonawcy i organizatorzy od lewej: Dorota Świstak, dyrektorka GOK w Iwoniczu-Zdroju, ks Kazimierz Giera- proboszcz Parafii pw. Wszystkich Świętych w Iwoniczu, Bartosz Jakubczak, dyrektor artystyczny festiwalu "Ars Musica"' , Zofia Stopińska - prowadzenie koncertu, prof. Andrzej Chorosiński - organy, Witold Kocaj, burmistrz Gminy Iwonicz-Zdrój, Michał Chorosiński - poezja.

         Mam nadzieję, że marzenia i plany się spełnią. Życzmy organizatorom i dyrektorowi artystycznemu Festiwalu Muzyki Organowej i Kameralnej „Ars Musica”, aby udało się zgromadzić odpowiednie środki na ich realizację.

Zofia Stopińska

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

FILHARMONIA PODKARPACKA ZAPRASZA

18 XII 2021 r., sobota, godz. 18:00

Orkiestra Symfoniczna Filharmonii Podkarpackiej
Tomasz Chmiel – dyrygent
Magda Niedbała – Solarz – mezzosopran
Piotr Kwinta – baryton

W programie m.in.:
W. A. Mozart; W. Gomez; J. F. Wade; A. Adam; C. Franck; L. Masson

                                   Magda Niedbała - Solarz - mezzosopran, fot. ze zbiorów Filharmonii Podkarpackiej

Magda Niedbała Solarz1

                                                                        
                          Piotr Kwinta - baryton, fot. ze zbiorów Filharmonii Podkarpackiej

Piotr Kwinta

Subskrybuj to źródło RSS