Zofia Stopińska

Zofia Stopińska

email Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

Marcin Kasprzyk: "Od najmłodszych lat interesował mnie fortepian"

        Pragnę dzisiaj przedstawić Państwu pana Marcina Kasprzyka, świetnego pianistę, którego rzeszowscy melomani mieli okazję poznać podczas znakomitego koncertu kameralnego, który odbył się 9 listopada. Artysta towarzyszył wówczas śpiewaczce Renacie Johnson-Wojtowicz, a w programie wieczoru znalazły się pieśni polskich kompozytorów: Piotra Perkowskiego, Mieczysława Karłowicza i Ignacego Jana Paderewskiego.

         Urodził się Pan w Jarosławiu i tam rozpoczął naukę gry na fortepianie, a kontynuował ją w Zespole Państwowych Szkół Muzycznych w Przemyślu. Później były studia w Akademii Muzycznej w Łodzi, które ukończył Pan z bardzo dobrym wynikiem i powrócił Pan do rodzinnego Jarosławia.
         - W 2012 roku ukończyłem studia magisterskie w klasie prof. Cezarego Saneckiego i dra hab. Wojciecha Kubicy. Na ostatnim roku studiów magisterskich otrzymałem propozycję pracy w Zespole Szkół Muzycznych w Przemyślu, z której oczywiście skorzystałem i dlatego zdecydowałem się powrócić do Jarosławia. Wkrótce rozpocząłem także pracę w Zespole Szkół Muzycznych w Jarosławiu, a obecnie pracuję jeszcze w Szkole Muzycznej w Pruchniku. Oprócz nauki gry na fortepianie towarzyszę uczniom w roli akompaniatora w klasie saksofonu, oboju, klarnetu oraz śpiewu solowego.

        Zajęcia w szkołach muzycznych odbywają się w większości w godzinach popołudniowych i pewnie wraca Pan do domu dopiero wieczorem.
         - Szczerze mówiąc, w domu jestem zazwyczaj dopiero o 21.00, a czasem nawet później.

        Dosyć często występuje Pan z koncertami i to nie tylko z artystami mieszkającymi na Podkarpaciu. Najlepszym przykładem jest duet fortepianowy, który tworzycie ze znakomitym pianistą Michałem Rotem. Z Jarosławia do Łodzi jest dosyć daleko.
         - Z Michałem Rotem poznaliśmy się na pierwszym roku studiów, czyli już ponad czternaście lat temu. Zawsze chciałem wystąpić z nim na jednej scenie z repertuarem na 4 ręce lub na 2 fortepiany. Cieszę się, że po tylu latach udało się przygotować program na wspólny recital, w szczególności, że odległość i duża liczba obowiązków nie sprzyjała zbyt częstym próbom.

         Jednym z powodów do naszego spotkania jest także nowiuteńka płyta CD z mało znanymi utworami kameralnymi Jana Novaka, czeskiego kompozytora żyjącego w ubiegłym stuleciu (Jan Novak urodził się w 1921 roku, a zmarł w 1984 roku). Rozpoczyna tę płytę cykl divertiment w wykonaniu Pana i Michała Rota.
         - Bardzo mi zależało, aby utwór „Rustica Musa II” nagrać wspólnie z Michałem, ponieważ jest to pianista obdarzony niesłychanie bogatą paletą barw. Jego intuicja artystyczna i dobór środków wykonawczych są dla mnie inspirujące, co sprawia, że efekty wspólnej pracy są zawsze bardzo ciekawe. Utwór ”Rustica musa II” czyli cykl ośmiu divertiment jako jedyny spośród utworów zawartych na płycie nie został nagrany w Sali Koncertowej w ZPSM w Jarosławiu. Rejestracja tego utworu miała miejsce w Sali Kameralnej Akademii Muzycznej w Łodzi na fortepianie Shigeru Kawai, który doskonale przygotował dla nas pan Damian Maksymiuk.
         Z powodu dzielącej nas z Michałem odległości, przygotowania do nagrań były trochę problematyczne. Starałem się w miarę możliwości jeździć do Wrocławia, ale także Michał był na kilku próbach w Jarosławiu. Praca nad tym utworem była bardzo przyjemna i satysfakcjonująca, ale również niezwykle wymagająca. Aktualnie nie mamy możliwości spotykać się regularnie na próbach, aby poszerzać wspólny repertuar, ale jestem wdzięczny Michałowi, że znalazł czas i zgodził się wziąć udział w nagraniach. Wiem, że nie było to łatwe, ponieważ bardzo dużo koncertuje w kraju i za granicą, a także zatrudniony jest na stanowisku adiunkta w Akademii Muzycznej w Łodzi oraz w Szkole Muzycznej we Wrocławiu.

Marcon Kasprzyk Michał Rot fot. Norbert Bohdziul

                                                                 Michał Rot - fortepian, fot. Norbert Bohdziul

         Wszystkie utwory nagrane na płycie „JAN NOVÁK – CHAMBER MUSIC” są polskimi premierami fonograficznymi, ale drugi utwór jest zarazem światową premierą.
         - Tak, mowa o „Capriccio” w wersji na wiolonczelę i fortepian, ponieważ wersja na wiolonczelę i orkiestrę została już nagrana i wydana.
Zdecydowałem się nagrać ten utwór z Wojtkiem Bafeltowskim, który jest studentem pierwszego roku studiów magisterskich w klasie wiolonczeli prof. Tomasza Strahla i prof. Marcina Zdunika na Uniwersytecie Muzycznym Fryderyka Chopina. Szczerze przyznam, że po zakupie partytury, miałem problem ze znalezieniem wiolonczelisty, który chciałby wykonać bardzo wymagającą partię wiolonczeli. Na szczęście dzięki staraniom mojej pani promotor, prof. Jolanty Skorek-Münch, udało się znaleźć osobę chętną do wykonania partii wiolonczeli. Uważam, że Wojtek doskonale poradził sobie z wszelkimi napotkanymi trudnościami technicznym, a współpraca z nim była czystą przyjemnością.
         Trzeba zaznaczyć, że „Capriccio” jest to kompozycja wyjątkowa, ponieważ łączy w sobie elementy jazzu z techniką dodekafoniczną, a takie niepowtarzalne brzmienie zawdzięczamy użyciu przez kompozytora w dość nietypowy sposób techniki dwunastotonowej.

 

Marcin Kasprzyk Wojciech Bafeltowski fot. Mateusz Zaboklicki

                                                   Wojciech Bafeltowski - wiolonczela, fot . Mateusz Zaboklicki

         Dwa kolejne utwory „Sonatina” i „Choreae vernales” skomponowane zostały na flet i fortepian, a do ich wykonania zaprosił Pan swoją żonę Jagodę Pietrusiak-Kasprzyk, która jest świetną flecistką. Wszystkie utwory są dla instrumentalistów bardzo trudne, chociaż wszyscy mogą się popisać wirtuozostwem i muzykalnością.
         - Dlatego też zainteresowałem się wymienionymi przez panią utworami na flet i fortepian Jana Nováka. Moja żona ukończyła z wyróżnieniem Akademię Muzyczną w Krakowie w klasie prof. Zbigniewa Kamionki oraz Conservatorio di Musica Arrigo Boito w Parmie, i przeważająca ilość utworów na płycie jest z udziałem Jagody. Chcę także powiedzieć, że nasze wspólne nagrania przebiegały „gładko” między innymi ze względu na świetną intonację mojej żony na flecie, która jest bardzo istotna w instrumentach dętych – szczególnie podczas nagrań.
         Trzeba podkreślić, że „Choreae vernales”, co w tłumaczeniu oznacza „Wiosenne tańce”, powstał w 1977 roku na flet i gitarę, ale kompozytor w 1980 roku opracował ten utwór na flet i fortepian, a później powstała jeszcze trzecia wersja na flet, orkiestrę smyczkową, czelestę i harfę. Inspiracją głównego tematu był dla kompozytora rzymski poeta Horacy, a konkretnie heksametr z siódmej pieśni z IV księgi Horacego. Dodatkowo nad łacińskim heksametrem kompozytor umieścił rytm, co posłużyło mu jako szkielet kompozycji, główną melodię podlegającą modyfikacjom.

Marcin Kasprzyk Jagoda Pietrusiak Kasprzyk fot. Katarzyna Pomian

                                                              Jagoda Pietrusiak-Kasprzyk - flet, fot  Katarzyna Pomian

          Trzeba także podkreślić, że na płytę wybrał Pan utwory pochodzące z różnych okresów twórczości Jana Nováka, bo „Capriccio” zostało skomponowane w 1958 roku, „Rustica musa II” to kompozycja z 1975 roku, dwa utwory na flet i fortepian „Sonatina” i „Choreae vernales” powstały w latach 1976 i 1980, a kończąca płytę kompozycja „Mimus magicus” na sopran, flet i fortepian pochodzi z 1969 roku.
          W utworze wieńczącym płytę Jan Novák posłużył się "Bukolikami" rzymskiego poety Wergiliusza.

          - To prawda. Udało mi się zgromadzić kilkanaście partytur z twórczością Jana Nováka. Wybór utworów z różnych okresów twórczości był uwarunkowany przeze mnie przede wszystkim chęcią pokazania szerokiego spektrum zainteresowań kompozytora, stąd moja praca doktorska opierała się m.in. na omówieniu syntez stylistycznych w twórczości Jana Nováka. Mam nadzieję, że poprzez odpowiedni dobór utworów, udało mi się pokazać zróżnicowane brzmienia i rozmaite rodzaje inspiracji.
          Jeżeli chodzi o utwór "Mimus magicus", w pierwotnej wersji przeznaczony był na sopran, klarnet i fortepian, kompozytor natomiast przerobił partię klarnetu na flet dla swojej córki Klary Novákovej. Moja żona korzystała z rękopisu, który udało mi się zdobyć z Muzeum Czeskiego w Pradze, ponieważ wersja na flet nie została wydana.
          Jak Pani już wspomniała, kompozytor oparł się na „Bukolikach” (Ekloga VIII, wersy 64 – 109, Damon- Alfezybeusz). W nagraniu utworu, w warstwie tekstowej została zastosowana wymowa restytuowana zwana klasyczną, którą zalecał stosować Jan Novák. Wymowa restytuowana była popularna od I wieku p.n.e. do I wieku n.e., a zrekonstruowano ją dopiero w XX wieku. Trudności przysporzyły nam różnice fonetyczne, ponieważ istnieją odmiany północno-europejska, południowo-europejska i anglosaska. Jan Novák zwracał uwagę na sposób wymowy i na korelację warstwy muzycznej i tekstu.
          Chcę podkreślić, że Renata Johnson-Wojtowicz doskonale poradziła sobie z nie lada trudnym zadaniem, jakim było spełnienia woli kompozytora.

Marcin Kasprzyk Renata Johnson Wojtowicz fot. Magdalena Konopka

                                                                         Renata Johnson-Wojtowicz - sopran, fot. Magdalena Konopka

          Od dłuższego czasu zajmował się Pan życiem i twórczością Jana Nováka, napisał Pan na ten temat pracę doktorską. Skąd fascynacja tym kompozytorem i jego muzyką?
          - Fascynacja zaczęła się dość przypadkowo. Poszukiwałem repertuaru na flet i fortepian, aby wykonywać go z moją żoną. Michał Rot podczas jednej z rozmów telefonicznych wspomniał mi, że kiedyś wykonywał z flecistką jeden z utworów Jana Nováka co zbudziło moje zainteresowanie.
Po przesłuchaniu kilku nagrań dostępnych w Internecie, byłem pod wielkim wrażeniem wyjątkowego stylu kompozytora. Niestety w języku polskim nie znalazłem żadnych informacji na jego temat, dostęp do nut również był utrudniony. Przykładowo jedyny dostępny w Internecie oryginalny egzemplarz nut "Rustica musa II" udało mi się zakupić w jednym z antykwariatów niemieckich w wydaniu G. Zanibona z 1976 roku.
          Zacząłem przeszukiwać Internet w poszukiwaniu dostępnych materiałów na temat Nováka. Skontaktowałem się z córką kompozytora - Klarą Novákovą, która bardzo mi pomogła w zdobyciu szczegółowych informacji na temat swojego ojca. Oczywiście pogłębianie wiedzy i zdobywanie partytur trwało bardzo długo, dlatego w swojej pracy doktorskiej zatytułowanej: „Kameralistyka fortepianowa Jana Nováka jako przykład syntezy stylistycznej na tle muzyki XX wieku” zdecydowałem się zamieścić obszerny wątek biograficzny na temat kompozytora, oraz chronologiczny spis wszystkich kompozycji, który umieściłem w suplemencie.

          Pana trud został dostrzeżony, ponieważ praca doktorska, którą obronił Pan w Akademii Muzycznej im. Ignacego Jana Paderewskiego w Poznaniu, została bardzo wysoko oceniona przez wszystkich recenzentów.
Także płyta „JAN NOVÁK – CHAMBER MUSIC” jest wynikiem tych długoletnich poszukiwań.

          - Bardzo się cieszę, że moja dysertacja wraz z płytą została pozytywnie przyjęta przez całą komisję i recenzentów: dr hab. Annę Stempin-Jasnowską z A.M. w Bydgoszczy oraz dra. hab. Pawła Zawadzkiego z A.M. we Wrocławiu. Oczywiście „wisienką na torcie” było wydanie płyty „JAN NOVÁK – CHAMBER MUSIC” w wydawnictwie DUX, której premiera odbyła się 4 listopada. Ja byłem pomysłodawcą projektu, ale płyta nie powstałaby bez wszystkich współwykonawców.
          Wielka szkoda, że nie mieliśmy dotąd możliwości pokazania na żywo polskiej publiczności wszystkich nagranych przez nas utworów z powodu trwającej pandemii. Mam nadzieję, że w niedalekiej przyszłości uda się nam rozpropagować twórczość Jana Nováka w Polsce.

          Słuchając kilkakrotnie tej płyty, także pomyślałam, że warto by było zorganizować serię koncertów promujących, bo każdy z utworów, które znajdują się na płycie, wart jest pokazania go szerokiemu gronu publiczności. Są one przeznaczone nie tylko dla melomanów czy miłośników muzyki kameralnej, ale szerokiego grona publiczności.
           - Mówiąc szczerze, dziwię się, że twórczość Jana Nováka jest w Polsce nieznana, podczas gdy pochodzące z tego samego okresu utwory Bohuslava Martinů są dość popularne. Według mnie na mały rozgłos jego twórczości miał wpływ nieszczęśliwy splot wydarzeń – mianowicie na wiosnę 1984 roku został zaplanowany koncert w Filharmonii Nowojorskiej, na którym obok kompozycji Martinů i Dvořaka miała zostać zaprezentowana Kantata „Dido” Jana Nováka na mezzosopran, recytatora, mały chór i orkiestrę pod dyrekcją Rafaela Kubelika. W roli narratora miał wystąpić Jan Novák.
          Wykonanie "Dido" pod batutą dyrygenta o światowej sławie miało być ostatnią szansą na docenienie jego dzieł i nadzieją na dostanie się do parnasu kompozytorów XX wieku. Niestety, Kubelik złamał sobie rękę i koncert został przełożony na inny termin. Wkrótce stan zdrowia Nováka znacznie się pogorszył. Stwierdzono u niego guza mózgu. Miał zaplanowaną operację, niestety nie doczekał jej - zmarł 17 listopada 1984 roku.
Nie udało się, niestety, wykonać kompozycji, dzięki której mógł zdobyć zasłużoną sławę.

Marcin Kasprzyk Okładka płyty

          Polecamy Państwa uwadze płytę „JAN NOVÁK – CHAMBER MUSIC”, która do Pana rąk trafiła 9 listopada, mamy nadzieję na koncerty promujące to wydawnictwo na początku 2022 roku.
Chciałabym jeszcze wrócić do początków Pana zainteresowań muzyką. Rozpoczął Pan naukę gry na fortepianie w Państwowej Szkole Muzycznej I stopnia w Jarosławiu. Czy Pan wybrał ten instrument, czy to rodzice zadecydowali?

          - Od najmłodszych lat interesował mnie fortepian. Jako małe dziecko dostałem malutkie pianino, którym bardzo często się bawiłem. Jak zdawałem egzamin wstępny do Szkoły Muzycznej I stopnia w Jarosławiu, to marzyłem tylko o nauce gry na fortepianie. Moją pierwszą nauczycielką fortepianu była mgr Teresa Romanow-Rydzik, później kontynuowałem naukę w Zespole Szkół Muzycznych w Przemyślu w klasie fortepianu mgr Doroty Miller i po ukończeniu tej szkoły, jak już wspomniałem, studiowałem w Akademii Muzycznej w Łodzi.

          Ponieważ wielokrotnie brał Pan udział w krajowych i międzynarodowych konkursach, uzyskując wysokie lokaty, teraz towarzysząc młodym adeptom grającym na instrumentach, nadal uczestniczy Pan w różnych konkursach, przesłuchaniach i egzaminach oraz przygotowuje Pan do udziału w konkursach swoich uczniów, wiele może Pan o nich powiedzieć. Nie wszyscy są świadomi tego, że na konkurs warto pojechać, a nagrody nie są najważniejsze.
          - Od kiedy pandemia spowodowała odwołanie wszelkich imprez masowych, m.in. koncertów, zainteresowałem się konkursami fortepianowymi w wersji „online”. Udało mi się przygotować i nagrać repertuar na fortepian solo, który wykorzystałem później do udziału w Międzynarodowych Konkursach Fortepianowych organizowanych przez światową organizację World Piano Teachers Associations w Finlandii zdobywając wyróżnienie oraz w Tajlandii uzyskując drugie miejsce. Jeżeli chodzi o uczestnictwo w roli akompaniatora to rzeczywiście w tym roku miałem przyjemność nagrywać z uczniami bardzo dużo utworów na konkursy ogólnopolskie i międzynarodowe. Wiele z nagrań zostało docenionych przez komisje, czego konsekwencją było zdobywanie przez uczniów wysokich lokat.
          Z upływem lat zauważyłem po sobie, że gdy czasu na ćwiczenie jest bardzo mało ze względu na pracę i wiele innych obowiązków, efektywność ćwiczenia znacznie się poprawia.
Utrzymywanie dobrej formy w grze na fortepianie wymaga codziennej systematycznej pracy i samodyscypliny. Staram się nieustannie poszerzać solowy i kameralny repertuar oraz utrwalać dotychczasowy.
Dodatkowo praca w roli akompaniatora wymaga od nas-pianistów poświęcania wielu godzin z wolnego czasu na ćwiczenie. Wiele z akompaniamentów w II stopniu jest dosyć skomplikowana i wymaga systematycznej pracy, gdyż występując z uczniem na konkursie, koncercie czy egzaminie, w pośredni sposób także podlegam ocenie.

Dziękuję Panu za rozmowę i życzę wielu ciekawych projektów, wspaniałych koncertów, kolejnych nagrań i satysfakcji z pracy pedagogicznej. Z pewnością niedługo będę miała okazję oklaskiwać Pana podczas koncertów.
- Ja również dziękuję za spotkanie i mam nadzieję, że wkrótce się zobaczymy.

Zofia Stopińska

 

Marcin Kasprzyk fot. Katarzyna Kasprzyk

                                                          Marcin Kasprzyk - fortepian, fot Katarzyna Kasprzyk

 

W hołdzie mistrzowi tonów

Koncert promujący najnowsze wydawnictwo płytowe Centrum Paderewskiego

10 grudnia (piątek), godzina 18.00

Sala Koncertowa Zespołu Szkół Muzycznych im. Ignacego Jana Paderewskiego w Tarnowie
(ul. Lippóczego 4)

Wstęp wolny

Centrum Paderewskiego w Kąśnej Dolnej

10 grudnia o godzinie 18.00 Centrum Paderewskiego zaprasza tym razem nie do Kąśnej Dolnej, a do Tarnowa. W pięknej i nowoczesnej Sali Koncertowej tamtejszego Zespołu Szkół Muzycznych zabrzmią pieśni Paderewskiego w wykonaniu znakomitych polskich śpiewaków operowych oraz młodych adeptów sztuki wokalnej.

Koncert „W hołdzie mistrzowi tonów” promuje płytę pod tym samym tytułem, powstałą z okazji przypadającej w tym roku 80. rocznicy śmierci kompozytora i patrona kąśnieńskiego Centrum.

Wystąpią: Ewa Biegas – sopran, Ewelina Szybilska – sopran, Alicja Rusin – sopran, Jacek Jaskuła – baryton, Martin Filipiak – baryton, Mirella Malorny – fortepian oraz kwartet smyczkowy Con Affetto. Słowo o muzyce wygłosi Regina Gowarzewska. Wstęp na koncert jest wolny.

Projekt dofinansowany jest ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego.

Centrum Paderewskiego w Kąśnej Dolnej jest instytucją kultury Powiatu Tarnowskiego współprowadzoną przez Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego.
Partnerem strategicznym Centrum Paderewskiego jest Grupa Azoty.

XVI Festiwal Muzyki Organowej i Kameralnej "Ars Musica 2021" - II Koncert

Gmina Iwonicz Zdrój

Gminny Osrodek Kultury w Iwoniczu Zdroju

Parafia Rzymskokatolicka pw. Wszystkich Świętych w Iwoniczu

zapraszają na

II Koncert  XVI Festiwalu Muzyki Organowej i Kameralnej

"Ars Musica"

5 grudnia 2021 r.,(niedziela)  godz. 15.30

Kościół Parafialny w Iwoniczu pw. Wszystkich Świętych

Wykonawcy: 

Andrzej Chorosiński - organy

Michał Chorosiński - recytacje

W programie:

J.S.Bach, F. Chopin, K. Szymanowski, C. Franck. T. Dubois

T. Różewicz, Zb. Herbert

Kierownictwo artystyczne festiwalu: dr. hab. Bartosz Jakubczak, prof. Uniwersytetu Muzycznego Fryderyka Chopina

W hołdzie mistrzowi tonów

Koncert promujący najnowsze wydawnictwo płytowe Centrum Paderewskiego

10 grudnia (piątek), godzina 18.00

Sala Koncertowa Zespołu Szkół Muzycznych im. Ignacego Jana Paderewskiego w Tarnowie
(ul. Lippóczego 4)

Wstęp wolny

 

Centrum Paderewskiego w Kąśnej Dolnej

 

10 grudnia o godzinie 18.00 Centrum Paderewskiego zaprasza tym razem nie do Kąśnej Dolnej, a do Tarnowa. W pięknej i nowoczesnej Sali Koncertowej tamtejszego Zespołu Szkół Muzycznych zabrzmią pieśni Paderewskiego w wykonaniu znakomitych polskich śpiewaków operowych oraz młodych adeptów sztuki wokalnej.

Koncert „W hołdzie mistrzowi tonów” promuje płytę pod tym samym tytułem, powstałą z okazji przypadającej w tym roku 80. rocznicy śmierci kompozytora i patrona kąśnieńskiego Centrum.

Wystąpią: Ewa Biegas – sopran, Ewelina Szybilska – sopran, Alicja Rusin – sopran, Jacek Jaskuła – baryton, Martin Filipiak – baryton, Mirella Malorny – fortepian oraz kwartet smyczkowy Con Affetto. Słowo o muzyce wygłosi Regina Gowarzewska. Wstęp na koncert jest wolny.

Projekt dofinansowany jest ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego.

Centrum Paderewskiego w Kąśnej Dolnej jest instytucją kultury Powiatu Tarnowskiego współprowadzoną przez Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego.
Partnerem strategicznym Centrum Paderewskiego jest Grupa Azoty.

FILHARMONIA PODKARPACKA - FAMILIJNY KONCERT MIKOŁAJKOWY

4 XII 2021 r., sobota, godz. 18:00

Orkiestra Symfoniczna Filharmonii Podkarpackiej
Sławomir Chrzanowski– dyrygent

W programie:
J.S.Bach/ arr. A. Reed- Jesu, Joy of Man's Desiring
J.S.Bach/ arr. L. Cailliet- Sheep may safely graze
G.W. Chadwick- Szkice symfoniczne
A. Reed- Greensleeves
V. Herbert- Babes in Toyland
Amazing Grace
A. Silvestri- suita z filmu "Ekspres polarny"
L. Henderson- Canadian Brass Christmas
J. Styne- Let it Snow!
Across the Wide Missourri (opr. Świderski)
R. Sheldon- The most wonderful Christmas

 

Koszt udziału: 20zł ulgowy/ 30zł normalny

Bartosz Koziak: "Jest dużo ciepła w brzmieniu wiolonczeli i ma ono przełożenie na ludzi"

        Zapraszam na spotkanie z panem Bartoszem Koziakiem, znakomitym wiolonczelistą, który karierę artystyczną rozpoczął w pierwszych latach XXI wieku. Rozmawiałam z Artystą w Rzeszowie, po koncercie, który odbył się 19 listopada w Filharmonii Podkarpackiej, a jednym z utworów był I Koncert wiolonczelowy Krzysztofa Meyera, w którym partie solowe znakomicie wykonał Bartosz Koziak.

       Dzieło, które Pan wykonał, powstało w pierwszej połowie lat 80. ubiegłego stulecia i zadedykowane zostało Ivanowi Monighettiemu, wybitnemu rosyjskiemu wiolonczeliście, który był także jego pierwszym wykonawcą.
        - Trzeba podkreślić, że Ivan Monighetti był pierwszym z wiolonczelistów ze Wschodu, który zainteresował się muzyka dawną i wykonywał ją w stylu epoki, w której utwór był napisany, rezygnując z naleciałości epok późniejszych. Jednocześnie to wybitny wykonawca muzyki nowej i najnowszej, a najlepszym dowodem prawykonanie Koncertu Canti Amadei Krzysztofa Meyera, który bezpośrednio nawiązuje do muzyki Wolfganga Amadeusza Mozarta. Są w tym utworze motywy z Requiem, Sonaty skrzypcowej i różnych symfonii, które są rozpoznawalne dla melomanów. Zarówno skład orkiestry, jak i sposób wykorzystania instrumentów w sensie artykulacyjnym, dynamicznym jest taki sam jak u Mozarta. Natomiast współbrzmienia i charakter jest zupełnie inny. Uważam, że Krzysztofowi Meyerowi znakomicie udało się połączyć współczesny język muzyczny ze sposobami gry, które stosowane są od lat. Mnie się to szalenie podoba.

        Od jak dawna ma Pan ten koncert w repertuarze?
        - Niedawno, bo dopiero w tym roku. Profesor Krzysztof Meyer zaprosił mnie do nagrania tego koncertu, co dla mnie jest wielkim wyróżnieniem i zaszczytem. Bardzo się z tego zaproszenia ucieszyłem. Ze względu na czas pandemii musieliśmy szybko przygotować utwór i nagrać go.

         Czy wcześniej grał Pan jakieś utwory Krzysztofa Meyera?
          - Poznałem Profesora Meyera kilkanaście lat temu, kiedy grałem jego II Koncert wiolonczelowy, który jest zupełnie inny. Później kontakt z Profesorem był daleki.
Dopiero teraz zostałem zaproszony do nagrania płyty, na której oprócz Symfonii znajdzie się I Koncert wiolonczelowy.
         Bardzo się także cieszę, że mogłem wykonać ten utwór z Orkiestrą Symfoniczną Filharmonii Podkarpackiej.
Powstało mnóstwo najrozmaitszych utworów na wiolonczelę i przez to często umykają nam utwory naprawdę znakomite, bo cały czas sięgamy po utwory z Roztropowiczowskiego kanonu, jeśli chodzi o utwory z XX wieku. Z wcześniejszych mamy kilka koncertów, po które zazwyczaj sięgamy. Tymczasem okazuje się, że są fantastyczne utwory i to skomponowane również w Polsce, i do nich należy I Koncert Meyera.

        Występując jako solista, musi Pan mieć odpowiednio przygotowany repertuar z różnych epok, po który można sięgnąć, otrzymując zaproszenie. Wówczas w krótkim czasie można się przygotować.
         - Wiolonczelista z racji repertuaru i charakterystyki instrumentu, w zasadzie nie może ograniczyć się do jednego kierunku. Można powiedzieć, że wiolonczelista nie może istnieć wyłącznie jako solista. Rozmawialiśmy nawet dzisiaj z maestro Massimiliano Caldim, że I Koncert wiolonczelowy Krzysztofa Meyera, to nie jest koncert na wiolonczelę i akompaniującą jej orkiestrę. Te partie są ściśle sprzężone. Orkiestra ma mnóstwo przerw, ale później ma fragmenty, które są bardzo istotne. To nie są akompaniujące wejścia, nawet jak jest to kilka czy kilkanaście dźwięków.
        Podobna sytuacja z koncertami wiolonczelowymi sięga nawet XIX wieku. Dla przykładu podam, że Koncert wiolonczelowy Roberta Schumanna jest utworem kameralnym z orkiestrą, a z kolei Koncert Antonina Dvořaka jest właściwie symfonią koncertującą z solami fletu czy skrzypiec. Dlatego wiolonczelista jest zawsze także kameralistą.
        My takiego repertuaru solowego jak pianiści właściwie nie mamy. Mamy sześć suit Johanna Sebastiana Bacha, Sonatę Zoltána Kodálya, Sonatę Paula Hindemitha i jeszcze kilka utworów skomponowanych w XX wieku, ale nimi nie będzie zainteresowane szerokie grono melomanów, natomiast cała reszta naszego repertuaru to sonaty kameralne z fortepianem. Zdarzają się duety ze skrzypcami, jak Sonata Maurice Ravela, oraz cała kameralistyka na większe składy. Wiolonczelista musi grać bardzo różnorodny repertuar i dla mnie ten element pracy jest szczególnie fascynujący.
        Trzeba podkreślić, że XX wiek – z jednej strony dzięki Mścisławowi Roztropowiczowi, a z drugiej strony dzięki Siegfriedowi Palmowi - przyniósł (nazwijmy to w wielkim skrócie) dwa kierunki wykonawstwa, rozbudowując nieprawdopodobnie repertuar wiolonczelowy w stosunku do tego, co było wcześniej.
Pierwszy – Roztropowiczowski to jest kontynuacja tradycji, a Palm inspirował kompozytorów do tworzenia, grając na wiolonczeli zupełnie inaczej, sonorystycznie, używając najrozmaitszych nowych technik. Dlatego XX wiek jest czasem bardzo ważnym, kiedy wiolonczela wprost „wybuchła”, jeśli chodzi o repertuar i możliwości.

        Pod koniec października oklaskiwaliśmy Pana w Rzeszowie podczas koncertu w ramach Rzeszowskiej Jesieni Muzycznej. Wspólnie ze świetną pianistką Agnieszką Kozło wykonaliście trzy sonaty, ale pierwsza z nich – Sonata e-moll op. 38 Johannesa Brahmsa została skomponowana na wiolonczelę i fortepian. Natomiast Sonata G-dur op. 96 Ludwiga van Beethovena oraz Sonata d-moll op. 9 Karola Szymanowskiego, to były transkrypcje sonat skrzypcowych. Zachwyciła mnie szczególnie Sonata Szymanowskiego i sądzę, że była to Pana transkrypcja.
        - Nuty i wydanie, z którego korzystaliśmy w przypadku tej Sonaty Szymanowskiego, zostało opracowane przez Kazimierza Wiłkomirskiego, ale faktem jest, że grając ten utwór z Agnieszką Kozło, troszkę odeszliśmy od tego opracowania. Zrobiliśmy to dlatego, bo mieliśmy poczucie, że Wiłkomirski za bardzo odszedł od oryginału. Najmniejszym problemem była kwestia rejestrów, chociaż mam poczucie, że od momentu, kiedy ta transkrypcja Wiłkomirskiego powstała, wiolonczela bardzo się rozwinęła i to co kiedyś się wydawało niemożliwe, aktualnie już jest możliwe.
         Najlepszym przykładem jest stwierdzenie Witolda Lutosławskiego, że dlatego nie zrobił wyciągu fortepianowego do swego Koncertu wiolonczelowego, bo kiedy w 1969 roku komponował ten Koncert, był przekonany, że jest to utwór wyłącznie dla najwybitniejszych wirtuozów, a w tej chwili grają go już studenci.
         Podobnie jest z Sonatą d-moll Karola Szymanowskiego. Pewne fragmenty w tej Sonacie były, moim zdaniem, zapisane za nisko. Wiłkomirski zaingerował dosyć mocno w kwestie frazowania i tekstu Szymanowskiego, i tu powróciliśmy faktycznie do partii skrzypiec, szczególnie jeśli chodzi o łukowanie.
         Natomiast jeśli chodzi o ostatnią Sonatę skrzypcową Beethovena, to jest to mój ukochany utwór od momentu, kiedy usłyszałem go po raz pierwszy. Zawsze sobie myślałem, jak cudownie byłoby zagrać ten utwór na wiolonczeli i w pewnym momencie pomyślałem, że mogę go sobie przecież poćwiczyć sam dla siebie. Później zacząłem grać tę Sonatę podczas koncertów i tak już zostało.

Bartosz Koziak z Agnieszka Kozło 4 fot. Jakub Kwaśniewicz

Agnieszka Kozło - fortepian i Bartosz Koziak - wiolonczela podczas koncertu w ramach V Rzeszowskiej Jesieni Muzycznej, fot. Jakub Kwaśniewicz.

         Zapraszany był Pan przez Mistrza Krzysztofa Pendereckiego do wykonywania jego utworów i często Pan występował pod jego batutą.
         - To trwało przez wiele lat. Po raz pierwszy graliśmy w 2001 lub w 2002 roku Concerto grosso, a później regularnie graliśmy ten utwór oraz Koncert altówkowy w wersji wiolonczelowej. Nagraliśmy te utwory oraz wykonywaliśmy je w różnych salach w Polsce i w Europie. To był piękny czas współpracy, obserwowania Profesora w czasie prób, ale także w życiu codziennym artysty, który podróżuje – wspólne próby, mieszkaliśmy w tych samych hotelach – te wspomnienia pozostaną ze mną na zawsze.

         Z pewnością będzie Pan sięgał po utwory Krzysztofa Pendereckiego.
         - Z pewnością. Krzysztof Penderecki skomponował wiele utworów na wiolonczelę lub opracował wersje innych swoich dzieł na wiolonczelę (tak jak wspomniany Koncert altówkowy).
Są to fantastyczne dzieła, świetnie napisane, często bardzo trudne, ale wszystkie ze świadomością i czułością wobec naszego instrumentu.
Wykonywanie utworów Krzysztofa Pendereckiego sprawia mnóstwo przyjemności, a jednocześnie jest przekrojowe, bo pierwszy utwór Capriccio per Siegfried Palm na wiolonczelę solo jest napisany jeszcze w stylu sonorystycznym (z użyciem wiolonczeli zupełnie inaczej), ale jest to znakomicie napisana kompozycja. Inne utwory pisane są już bardziej tradycyjnymi środkami.

         Nagrał Pan sporo utworów wiolonczelowych i kameralnych. Sięga Pan czasem po te płyty?
          - Jest kilka takich nagrań, do których wracam serdecznie. Z Justyną Danczowską gramy od wielu lat i nagraliśmy m.in. sonaty Franza Schuberta, Cesara Francka i Dymitra Szostakowicza.
Z kolei z Anią Staśkiewicz nagraliśmy płytę z duetami na skrzypce i wiolonczelę Zoltána Kodály’a, Maurice'a Ravela i Bohuslava Martinů. Solidnie pracowaliśmy nad tym projektem i później sporo graliśmy razem. Niedawno, po paru latach przerwy, graliśmy Alfreda Schnittke Concerto grosso na skrzypce i wiolonczelę, i orkiestrę poszerzoną o gitary elektryczne, klawesyn i dużo instrumentów perkusyjnych.
Wrócę jeszcze do Bohuslava Martinů, który został ze mną bardzo mocno, bo niedawno nagrywałem jego II Koncert wiolonczelowy i II Sonatę.

         Pamiętam koncerty Tria fortepianowego w składzie: Kaja Danczowska – skrzypce, Bartosz Koziak – wiolonczela i Justyna Danczowska – fortepian.
         - Graliśmy razem bardzo długo i nawet udało nam się nagrać jeden utwór – nieznane Trio fortepianowe Georgy’a Catoire. Na tej płycie są także inne utwory w wykonaniu Justyny i Oli Kuls.
To jest dla mnie także bardzo ważne nagranie.
         Dzięki Kai i Justynie gram na wspaniałej wiolonczeli Dezyderiusza Danczowskiego. Jest to XIX-wieczna kopia instrumentu J. Guadagniniego.

         Muszę się przyznać, że dzięki temu bardzo długo kojarzyłam Pana z Krakowem, a przecież Pan już od studiów mieszka w Warszawie.
         - To prawda, chociaż w Krakowie jest dom mojej Mamy. Mieszkam od lat w różnych miejscach, ale od paru lat razem z żoną mieszkamy w Warszawie na stałe. Trzeba także stwierdzić, że we współczesnym świecie wydaje się, że z Krakowa do Warszawy jest blisko.

         Naukę gry na wiolonczeli rozpoczął Pan w wieku siedmiu lat. Czy sam Pan wybrał ten instrument, czy rodzice o tym zadecydowali?
         - Ja tego nie pamiętam, chociaż odkąd pamiętam, grałem na wiolonczeli. Urodziłem się w Zakopanem i tam przez pierwsze pięć lat mieszkaliśmy, a potem przeprowadziliśmy się do Krakowa i niedługo zacząłem grać na wiolonczeli.
         Pochodzę z rodziny pianistów, a moja historia jest taka, że rodzice zabrali mnie do filharmonii, zobaczyłem wiolonczelę w orkiestrze i powiedziałem, że chcę grać na tym instrumencie. Rodzicom chyba bardzo się ten pomysł spodobał. Moja wspaniała ciocia Celestyna Koziak, która jest znakomitą pianistką i słynnym pedagogiem, również studiowała na wiolonczeli. Myślę, że dlatego ten mój pomysł był w zgodzie z myślą rodzinną.

         Chyba Pan nigdy nie żałował tego wyboru. Nauka gry na instrumencie trwa dość długo i bardzo ważną rolę odgrywają nauczyciele na kolejnych etapach nauki. Mistrzem można nazwać nawet pierwszego nauczyciela, który dobrze ustawi aparat gry i zachęci do ćwiczenia.
          - Oczywiście, ma pani rację. Dla mnie wielką zmianą był kontakt z prof. Kazimierzem Michalikiem, z którym pozostajemy nadal w wielkiej przyjaźni i mamy niemal codzienny kontakt. Poznałem Profesora Michalika na początku liceum i to było przełomowe wydarzenie, bo bardzo jasno określił, jakie są priorytety, jaka jest relacja między techniką a artyzmem i wtedy zrozumiałem, że technika służy sztuce, i dlatego trzeba ją tak bardzo pielęgnować i rozwijać.
         Podziwiałem i nadal podziwiam Profesora, bo jest niezwykłym erudytą, człowiekiem renesansu. Właściwie Profesor wie wszystko nie tylko o wiolonczeli i muzyce. Jest zafascynowany literaturą, malarstwem, interesuje się filmem, jeździ konno, mogę z nim porozmawiać na każdy temat.
          Dwie anegdoty mogę przytoczyć.
          Profesor nigdy się nie chwalił. Jak moja żona zaczęła jeździć konno i opowiadała o podstawowych zasadach jazdy, Profesor słuchał i długo nic nie mówił. Dopiero później zaczął od wspomnienia, że kiedyś profesor Jadwiga Kaliszewska zapytała go, jakie ma sposoby, że tak dobrze udaje mu się uczyć.
Wtedy odpowiedział, że konie go tego nauczyły. I potem dowiedzieliśmy się, jak Profesor przez lata jeździł konno. Najczęściej były to konie, które już zeszły z toru, nie brały udziału w wyścigach, ale mogły jeszcze cwałować po lasach. Później opowiadał nam o malarstwie, jak słynni malarze uwieczniali konie, a myśmy siedzieli i słuchali.
          Druga anegdotka dotyczyła rozmowy z Profesorem, kiedy z Kają i Justyną zaczęliśmy grać Szostakowicza i mieliśmy różne koncepcje. Opowiadałem, że jest nagranie Szostakowicza z Ojstrachem i Milošem Sádlo, u którego Profesor studiował. Wtedy okazało się, że Profesor ma płytę z tym nagraniem, mało tego, był na koncercie, podczas którego wykonywany był ten utwór. Wiedział nawet jak przebiegały próby.
          Na marginesie jeszcze wspomnę, że Profesor Kazimierz Michalik był na pierwszym wykonaniu w XX wieku Koncertu wiolonczelowego C-dur Józefa Haydna, który został przez Miloša Sádlo odkryty i wykonany.
Podkreślę jeszcze raz, że moim najważniejszym mistrzem był, jest i pozostanie Profesor Kazimierz Michalik. Mamy wielkie szczęście, że nadal mamy z nim kontakt, bo dzięki temu przez cały czas się czegoś od niego uczymy.

          Proszę powiedzieć, kiedy studiował Pan u prof. Andrzeja Bauera.
          - To było w tym samym czasie. Profesor Michalik miał takie 3-miesięczne pobyty w Korei i wtedy miałem zajęcia tylko z Andrzejem Bauerem. Później studiowałem jeszcze u prof. Philippe’a Mullera w Paryżu i potem miałem takie poczucie, wracając do naszego tria, że takim niezwykłym dokończeniem czasu studiowania, to było granie z Kają i obserwowanie Kai Danczowskiej nie z perspektywy studenta, ale osoby, która z nią grała. To było nieprawdopodobne i prawie codziennie wspominam ten czas, i wspólne próby. Bardzo dużo się wtedy nauczyłem

          Porozmawiajmy przez chwilę o konkursach, w których Pan uczestniczył. Jest Pan zwycięzcą Konkursu Wiolonczelowego im. Lutosławskiego w 2001 r. w Warszawie, zdobywcą II-ich nagród na konkursach w Tongyeong "Isang Yun in Memoriam" (Korea) i Kijowie im. Mykoły Łysenki, laureatem oraz zdobywcą nagrody specjalnej na konkursie Praskiej Wiosny; otrzymał Pan także nagrody na Konkursach im. Czajkowskiego w Moskwie oraz ARD w Monachium.
Czy oprócz nagród te konkursy otwierały Panu drzwi do sal koncertowych?

          - Na pewno jednym z aspektów bezpośrednich jest możliwość grania. To, że dzisiaj się tu znajduję, z pewnością jest pośrednim efektem tego, że kiedyś coś wygrałem na konkursach.
Natomiast z perspektywy czasu wydaje mi się, że konkursy mają zupełnie inną wartość znaczącą, kto wie, czy nie najważniejszą. To jest budowanie pewnego nawyku ćwiczenia, przygotowywania się i pewnego nawyku wychodzenia na estradę.
          Nasz zawód zawsze podlega ocenie. Jak się kończy czas konkursów, to podczas każdego koncertu nadal jesteśmy oceniani.
Może to dziwnie zabrzmi, co powiem, ale konkurs jest to jedyne miejsce, gdzie tak naprawdę możemy się bezkarnie mylić. Jeżeli nam coś nie wyjdzie, to najwyżej tylko odpadamy z konkursu albo nie otrzymamy nagrody, albo wyróżnienia.
          Później, jak wychodzi się na estradę i gra się dla publiczności, to ma to inną odpowiedzialność, bo gramy dla ludzi, którzy przyszli, aby nas posłuchać.
Konkurs buduje poczucie odpowiedzialności w stosunku do słuchaczy, a niezależnie od tego konkursy przez swoją specyfikę uczą nas panować nad wielkim repertuarem. Przygotowywanie bardzo różnorodnego repertuaru na konkurs, który trwa nieraz podczas trzech etapów trzy, a nawet cztery godziny, wymaga wielkiego wysiłku.
          Nie wszystkie konkursy kończyły się zdobyciem głównych nagród, ale na przykład w Moskwie grałem recital trwający 75 minut bez przerwy, a miałem do wykonania trzy części Suity Bacha, całą Sonatę Schnittke i całą Sonatę Brahmsa.
W Korei grałem w czasie recitalu utwory Schumanna, Martinů oraz Isang Yun’a, który patronuje temu konkursowi. To kompozytor, który pochodził z Tongyeong, ale życie związał z Berlinem i jego ideą było łączenie tradycyjnej muzyki Wschodu i Zachodu. W tym utworze wiolonczela stawała się koreańskim instrumentem ludowym. Takie doświadczenia zmieniają perspektywę wykonawczą.

          Czy teraz zachęca Pan swoich studentów i uczniów do udziału w konkursach?
          - Zachęcam, chociaż coraz częściej widzę, że młodzi ludzie się obawiają. Staram się tłumaczyć, że nie ma się czego bać. Konkursy są tylko dla nas i korzyści, które czerpiemy z udziału w konkursach, jest dużo więcej niż zdobycie nagrody. Ważniejsze jest przygotowanie repertuaru, budowanie nawyku koncentracji na detalu. Ogrywając się przed konkursem, zdobywamy doświadczenie sceniczne. Później występ podczas konkursu jest bardzo ważny, nawet jak nie przechodzimy do kolejnego etapu.
          Występ w trudnej, stresującej sytuacji jest ważnym doświadczeniem. To nie ma znaczenia, czy później gra się w orkiestrze, kameralnie, czy jako solista z orkiestrą. Nie mówiąc już o tym, że aby aktualnie dostać pracę w dobrej orkiestrze, także trzeba stanąć do konkursu. W sensie emocjonalnym jest to dużo trudniejszy konkurs od konkursu solowego, ponieważ konkursy do orkiestr polegają także na wykonaniu krótkich fragmentów repertuaru orkiestrowego, a wymagania są nieprawdopodobne. Od tych paru minut zależy, czy zostaniemy przyjęci.
Nawet jak zostaniemy przyjęci, to zazwyczaj jest okres próbny, podczas którego starsi koledzy oceniają, czy chcą współpracować z tą osobą.
Udział w konkursach daje dużą nadwyżkę, również emocjonalną.

          Parę tygodni temu słuchałam Domówki z Dwójką i graliście wspólnie ze swoją żoną Magdaleną Bojanowicz-Koziak, która jest też znakomitą wiolonczelistką. Czy przygotowanie wspólnego programu przebiega harmonijnie?
           - Chcę podkreślić, że związki wiolonczelistów są częste i takich małżeństw czy par wiolonczelowych jest dużo. Wrócimy do tego, od czego zaczęliśmy naszą rozmowę, że wiolonczelista nie jest solistą, tylko kameralistą i wiolonczeliści się naprawdę lubią.
          Pamiętam swój udział w konkursie w Korei. Zostało nas pięcioro finalistów, ale ponieważ Korea jest bardzo daleko, to część Europejczyków została do końca. Pamiętam, że jak wróciliśmy do hotelu po finale i siedzieliśmy bardzo długo w grupie około dziesięciu osób prawie do rana, rozmawialiśmy, śmialiśmy się i nie było żadnych problemów.
Relacje między wiolonczelistami zazwyczaj bywają bardzo serdeczne i ciepłe. Tak jest zazwyczaj w większości związków życiowych wiolonczelistów. Jest dużo ciepła w brzmieniu tego instrumentu i ma ono przełożenie na ludzi.

          Może dlatego, że grający otulają wiolonczelę swoim ciałem i podczas gry pudło rezonansowe dotyka serca?
          - Do tego, co pani powiedziała, warto dodać, że skala wiolonczeli pokrywa się w pełni ze skalą ludzkiego głosu - męskiego i kobiecego. Może to także nadaje instrumentowi śpiewność i ciepło. Być może, że jeśli przeczytają to inni instrumentaliści, to się bardzo oburzą.

          Wracając do wysłuchanej Domówki z Dwójką stwierdzam, że macie Państwo piękny repertuar na dwie wiolonczele.
          - Mam nadzieję, że kiedyś będziemy mogli to utrwalić i wydać płytę. Jest sporo oryginalnych duetów wiolonczelowych i dużo muzyki, która została opracowana na dwie wiolonczele. Mamy w czym wybierać.

          Cieszymy się, że pomimo niełatwych i pełnych różnych ograniczeń z powodu pandemii kilkunastu miesięcy, mogliśmy w ostatnich tygodniach oklaskiwać Pana w Rzeszowie w roli kameralisty i solisty. Myślę, że będzie Pan dobrze wspominał te koncerty i chętnie Pan jeszcze dla podkarpackich melomanów wystąpi.
          - Bardzo chętnie, tym bardziej, że do tej pory nie występowałem w Rzeszowie często. Kilka lat temu graliśmy tu Koncert potrójny Beethovena ze skrzypkiem Mariuszem Patyrą i bardzo dawno wykonałem Koncert wiolonczelowy Dvořaka.
Bardzo dziękuję publiczności za gorące przyjęcie i pani za miła rozmowę.

                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                       Zofia Stopińska

Bartosz Koziak z Agnieszka Kozło fot. Jakub Kwaśniewicz Bartosz Koziak - wiolonczela i Agnieszka Kozło - fortepian podczas koncertu w  Sali Instytutu Muzyki UR, fot Jakub Kwaśniewicz

KONCERT Z OKAZJI 100. LECIA URODZIN STANISŁAWA LEMA

30 XI 2021 r. , wtorek, godz. 19:00

Orkiestra Symfoniczna Filharmonii Podkarpackiej
Anna Sułkowska – Migoń – dyrygent
Maciej Hałoń - perkusja
Sławomir Zamuszko - słowo
Przemysław Tejkowski - poezja

W programie:
M. Lazar – Mechaniczne sny /koncert na perkusję solo i orkiestrę smyczkową/
M. Hałoń – Ad Astra
L. van Beethoven – V symfonia c-moll op. 67

                                                                                                                                                                                                                    Maciej Hałoń

zdjęcie Maciej Hałoń1

Dzieła wielkich romantyków w Filharmonii Podkarpackiej

26 XI 2021 r. , piątek, godz. 19:00
Orkiestra Symfoniczna Filharmonii Podkarpackiej
Jiří Petrdlík– dyrygent

W programie:
J. Brahms – Wariacje symfoniczne na temat Haydna op. 56a
F. Schubert – IX Symfonia C - dur D944

Wariacje symfoniczne na temat Haydna, będące świadectwem mistrzowskiej techniki kompozytorskiej to utwór, który miał dla Brahmsa ogromne znaczenie. Sukces, jaki odniosła kompozycja po pierwszym wykonaniu, w Wiedniu 1873 roku, pozwolił kompozytorowi uwierzyć we własne siły twórcze i zwrócić się w kierunku formy symfonicznej. O ile Wariacje na temat Haydna były dla Brahmsa punktem wyjścia do skomponowania czterech symfonicznych arcydzieł, to Symfonia C - dur (1828) Schuberta - największa z jego symfonii - podsumowała dorobek twórczy kompozytora. Kilka miesięcy po ukończeniu dzieła Schubert zmarł – miał zaledwie 31 lat. Symfonia C- dur odkryta przez Roberta Schumanna, została wykonana po raz pierwszy przez muzyków lipskiego Gewandhaus, pod batutą Felixa Mendelssohna w 1839 roku. Od tego czasu, dzięki bogactwu melodycznemu i głębokiej emocjonalnej treści Symfonia C- dur Schuberta uchodzi za jedno z najwybitniejszych dzieł romantycznej symfoniki. /tekst: Biuro Koncertowe/

Rozpoczyna się XVI Festiwal Muzyki Organowej i Kameralnej "Ars Musica 2021"

Koncert odbędzie się w sali kina "Wczasowicz" w Iwoniczu-Zdroju 28.11. /niedziela/, godz. 15:30.

Wykonawcy:

Maria Peradzyńska - flet
Tomasz Strahl - wiolonczela
Robert Morawski - fortepian

Program

J. Haydn - Trio G-dur Nr 31
J. S. Bach - Andante z V Sonaty triowej e-moll BWV 528
I. J. Paderewski - Melodia
J .S. Bach - Siciliano BWV 1031 w transkrypcji Wilhelma Kempffa
Fr. Kuhlau - Trio G-dur

NOVAK • CHAMBER MUSIC • KASPRZYK

Wydanie niniejszego albumu przypada na 100. rocznicę urodzin Jana Nováka (1921 – 1984). Popularyzacji bogatej, choć w dalszym ciągu mało znanej twórczości czeskiego kompozytora poświęciły się córki – Clara Nováková, Dora Nováková oraz żona Eliška Nováková. W jubileuszowym roku, polski pianista Marcin Kasprzyk prezentuje niezwykle interesujący przekrój twórczości kameralnej Jana Nováka, nagrany wspólnie z pianistą Michałem Rotem, wiolonczelistą Wojciechem Bafeltowskim, flecistką Jagodą Pietrusiak-Kasprzyk i sopranistką Renatą Johnson-Wojtowicz. Zamieszczone na płycie utwory eksponują szerokie horyzonty i zainteresowania urodzonego w Novéj Říši twórcy, przedstawiając słuchaczom jego bogaty i zróżnicowany język kompozytorski.

DUX 1814                                                                                               Total time: [77:30]

Jan Novák
Rustica musa II for piano four-hands (1975)
1. Canto amoroso   [2:02]
2. La bisboccia   [1:46]
3. Ballata selvaggia   [4:46]
4. Filastrocca   [1:26]
5. Canto di ragazza   [1:46]
6. La danza   [2:30]
7. Acqua che corre   [4:03]
8. Zanzariana   [1:46]

Jan Novák
Capriccio for cello and piano (1958)
9. Allegro molto   [4:39]
10. Circulus incantatus. Andante – Allegro   [7:07]
11. Allegro   [5:53]

Jan Novák
Sonatina for flute and piano (1976)
12. Comodo   [1:39]
13. Allegretto scherzando – Calmo   [2:33]
14. Andante   [2:39]
15. Allegro leggiero   [2:20]

Jan Novák
Choreae vernales for flute and piano (1980)
16. Con liberta. Allegretto   [6:10]
17. Andante   [4:53]
18. Lento – Allegro – Tranquillo (Lento) – Allegro   [5:27]

Jan Novák
Mimus magicus for soprano, flute and piano (1969)
19. Mimus magicus for soprano, flute and piano (1969)   [13:31]

Wykonawcy:
Wojciech Bafeltowski /wiolonczela/ [9-11]
Renata Johnson-Wojtowicz /sopran/ [19]
Marcin Kasprzyk /fortepian/ [1-19]
Jagoda Pietrusiak-Kasprzyk /flet/ [12-19]
Michał Rot /fortepian/ [1-9]

Subskrybuj to źródło RSS