festiwale

Muzyka organowa i kameralna w świątyniach Rzeszowa

 W tym roku w lipcu i sierpniu po raz 26.  odbędzie się Festiwal "Wieczory Muzyki Organowej i Kameralnej w Katedrze i Kościołach Rzeszowa", któremu będzie towarzyszył cykl "Muzyka organowa w Jarosławskim Opactwie". Ten znany już dobrze podkarpackiej publiczności Festiwal wpisze się w trwające obchody 25-lecia utworzenia Diecezji Rzeszowskiej. Zaplanowanych zostało 8 koncertów w rzeszowskich kościołach: katedra, bazylika Bernardynów, św. Krzyża oraz Wniebowzięcia NMP w Zalesiu. Ponadto na 4 koncerty organizatorzy zaproszą do Jarosławskiego Opactwa i po raz pierwszy na dwa koncerty do bazyliki Jezuitów w Starej Wsi, gdzie przed dwoma laty oddano do użytku koncertowej klasy organy.

Wystąpią wirtuozi organów z Polski i Włoch, którzy w większości nie gościli dotychczas w Rzeszowie. Posłuchać będzie można także tak interesujących połączeń, jak na przykład puzon z organami (z udziałem znakomitego wirtuoza tego instrumentu, koncertmistrza NOSPR Zdzisława Stolarczyka) czy fletnia Pana. Koncert łączący brzmienie fletni Pana z organami i prezentujący poza muzyką klasyczną także utwory filmowe a nawet sztukę folkową, został zaprogramowany w festiwalowym cyklu na specjalne życzenie publiczności, którą przed kilku laty zachwycił znakomity wirtuoz tego instrumentu Dumitru Harea z Mołdawii, przyjaciel legendarnego George Zamfira. Wnętrza rzeszowskich świątyń wypełni także monumentalna muzyka chóralna, lecz także kameralne kompozycje wokalne, podobnie jak muzyka organowa związane trwale z przestrzenią sakralną.

Festiwalowe koncerty staną się dla rzeszowskiej dla rzeszowskich i podkarpackich melomanów ponownie okazją do obcowania z muzyką najwyższej próby twórczej i wykonawczej, przede wszystkim z dziełami największego geniusza w dziejach muzyki Jana Sebastiana Bacha, jego rówieśnika nie mniej znanego Jerzego Fryderyka Haendla i wspaniałej barokowej polifonii. Nie zabraknie także pełnej rozmachu sztuki wielkich romantyków, a także dzieł sięgających swoja historią czasów średniowiecza.

Dyrektor Festiwalu Marek Stefański

Pierwsze koncerty w Rzeszowie odbędą się:

1 lipca (sobota) godz. 19:30 w Bazylice Bernardynów  ; wykonawcy: Marek Stefański - organy, Zdzisław Stolarczyk - puzon

2 lipca (niedziela) godz. 20:00 w Katedrze ; wykonawcy: Marek Stefański - organy, Dumitru Harea (Rumunia) - fletnia Pana, Chór Chłopięco-Męski Pueri Cantores Resovienses, Marcin Florczak - dyrygent

Pierwszy koncert w Jarosławskim Opactwie odbędzie się 8 lipca (sobota) godz. 18:00 

Pierwszy koncert w Bazylice Jezuitów w Starej Wsi odbędzie się 9 lipca (niedziela) godz. 18:00

Organizator: Parafia katedralna w Rzeszowie ; Współpraca: Ośrodek Kultury i Formacji Chrześcijańskiej w Jarosławiu, Kolegium Ojców Jezuitów w Starej Wsi

Dofinansowano ze środków Gminy Miejskiej Rzeszów i ze środków Województwa Podkarpackiego

Sponsorzy: Elektromontaż Rzeszów SA, Watkem

Patronat medialny: Radio Rzeszów, Radio Via, Klasyka na Podkarpaciu

WSTĘP NA KONCERTY WOLNY

Wywiad przed Finałem Festiwalu w Łańcucie

Zofia Stopińska : Miło mi, że przed koncertem finałowym 56. Muzycznego Festiwalu w Łańcucie mogę rozmawiać z panem Bartoszem MichałowskimSzefem Chóru Filharmonii Narodowej. Od stycznia bieżącego roku kieruje Pan tym najważniejszym polskim chórem.

Bartosz Michałowski : Bez wątpienia, Chór Filharmonii Narodowej jest najważniejszym polskim chórem, uznawanym zarazem za jeden z najlepszych na świecie. Podejmując  współpracę z tak utytułowanym zespołem, byłem świadomy oczekiwań Dyrekcji Filharmonii i Artystów Chóru, którzy liczyli na to, że w życiu Chóru wydarzy się coś wyjątkowego, a przede wszystkim, że uda nam się nawiązać ze sobą dobry kontakt. Po pięciu miesiącach mogę powiedzieć, że na pewno znaleźliśmy wspólny język, pracujemy bardzo efektywnie, a zarazem w znakomitej atmosferze. Śpiewacy oceniają ten czas podobnie. Sądzę, że przez te kilka miesięcy udało nam się już wiele osiągnąć: wprowadziliśmy nowy styl codziennej pracy, intensywnie pracujemy nad brzmieniem zespołu, które chciałbym ukształtować według własnej wizji i wydaje mi się, że zespół tę wizję przyjął - pracuje bowiem z dużym zaangażowaniem. Za nami aż 18 świetnie wykonanych koncertów!

Z. S. : Występujecie nie tylko z Orkiestrą Filharmonii Narodowej, ale także a cappella oraz z innymi zespołami.

B. M. : Oczywiście, Chór nie ogranicza się tylko do współpracy ze, skądinąd znakomitą, Orkiestrą Filharmonii Narodowej. Zespół współpracuje z różnymi orkiestrami w Polsce i poza granicami kraju. Znakomicie sprawdza się w formach oratoryjnych, ale także jako zespół… operowy. Swego czasu z wielkim powodzeniem brał udział w spektaklach w słynnej mediolańskiej La Scali. Jest to Chór o bogatej tradycji, oczywiście nie stroniący od śpiewania z mniejszymi zespołami instrumentalnymi, z akompaniamentem organów, fortepianu czy też po prostu a cappella, co w przypadku zespołu dużego, złożonego z solistycznych osobowości, jest nie lada wyzwaniem. Nieco inaczej wykonuje się wielkie formy, w inny zaś sposób podchodzi do bardzo subtelnego wykonawstwa muzyki a cappella, które wymaga szalonej precyzji i więcej niż dobrego kontaktu z dyrygentem. Na szczęście Zespół tworzą znakomici śpiewacy, którzy nie boją się jakichkolwiek wyzwań.

Z. S. : Pochodzi Pan z Poznania i tam, będąc dzieckiem zaczął Pan śpiewać w słynnym chórze „Poznańskie Słowiki”.

B. M. : Jestem wychowankiem prof. Stefana Stuligrosza, zaczynałem śpiewać w Jego chórze, kiedy miałem osiem lat. Szybko zostałem solistą, wykonującym przeróżne partie sopranowe, później, po krótkiej przerwie, pełniłem tę rolę jako baryton, aż wreszcie Profesor uznał, że zostanę Jego asystentem a w przyszłości następcą. Przez siedem lat dyrygowałem tym znakomitym chórem podczas licznych koncertów i, oczywiście, niezliczonych prób, aż wreszcie, w 2005 roku założyłem własny kameralny zespół, który prowadzę do dziś. Jest to Poznański Chór Kameralny, który przez ostatnie 12 lat osiągnął naprawdę wiele, będąc, bądź co bądź, zespołem amatorskim, pracującym jednak w bardzo profesjonalny sposób. Świadczą o tym zdobyte nagrody, stała współpraca z orkiestrami filharmonicznymi i zaproszenia na prestiżowe festiwale. Miałem szczęście doświadczyć bardzo różnych oblicz chóralistyki - od wspaniałego chóru prof. Stuligrosza, naznaczonego Jego niezwykłą osobowością, gdyż był to artysta jedyny w swoim rodzaju, człowiek, który zaszczepił we mnie miłość do muzyki i podzielił się ze mną swą wyjątkową wrażliwością muzyczną, po kameralistykę z moim poznańskim zespołem, który stworzyłem i ukształtowałem od podstaw. Wydaje mi się, że to procentuje w tej chwili, gdy do powierzonego mi Chóru Filharmonii Narodowej mogę podejść w wyjątkowy sposób – zarówno jako do zespołu typowo filharmonicznego , który ma ważne, doniosłe zadania, nierzadko wykonuje naprawdę potężne dzieła, jak i do zespołu, który powinien potrafić śpiewać bardzo giętko, niejako kameralnie – co przydaje się zwłaszcza w repertuarze a cappella. Nie tak dawno wykonywaliśmy „Pieśni kurpiowskie” Karola Szymanowskiego – szalenie trudne, zarazem przepiękne, bogate. Muszę powiedzieć, że Chór spisał się znakomicie.

Z. S. : Chór Filharmonii Narodowej ma na swoim koncie także liczne nagrania, są wśród nich także utwory utrwalone po raz pierwszy.

B. M. : Nie ulega wątpliwości, że słuchacze z niecierpliwością oczekują każdego nagrania Chóru Filharmonii Narodowej. Trudno nie wspomnieć o ostatniej płycie z utworami prof. Krzysztofa Pendereckiego „Penderecki Conducts Penderecki”, która otrzymała prestiżową nagrodę Grammy w kategorii „najlepsze wykonanie chóralne”. Zespół został w ten sposób wyróżniony i zasłużenie doceniony. A mówiąc o nagraniach, trzeba podkreślić, że wymagają one od wykonawców wielkiej precyzji. Mikrofony są bezwzględne i wychwycą każdy problem intonacyjny, każdą niedokładność, czy nie do końca doskonałe brzmienie i dlatego chór powinien cały czas utrzymywać możliwie jak najwyższy poziom. Trzeba oddać prof. Henrykowi Wojnarowskiemu, że przez lata potrafił utrzymywać Chór Filharmonii Narodowej w światowej czołówce, czego efektem są liczne, cenione nagrania.

Z. S. : Ma Pan ogromną wiedzę i praktykę, która jest potrzebna do prowadzenia zespołów chóralnych na najwyższym poziomie.

B. M. : Kończyłem studia w klasie prof. Janusza Dzięcioła na Wydziale Dyrygentury Chóralnej w Akademii Muzycznej w Poznaniu. Brałem również udział w kursach mistrzowskich, także wokalnych. Wszystko, czego się w tej dziedzinie nauczyłem bardzo mi się dziś przydaje. Istotą bowiem pracy dyrygenta chóralnego jest doskonałe rozumienie mechanizmów wokalnych i dobre posługiwanie się głosem. Dzięki temu może on bez problemu nawiązać relację ze śpiewakiem, opowiedzieć mu o swoich oczekiwaniach, a także pomóc, kiedy śpiewak takiej pomocy potrzebuje. Doskonalenie umiejętności wokalnych, a także fakt, że przez wiele lat śpiewałem jako solista zarówno w utworach kameralnych jak i w dużych formach i spotkałem na swej drodze wielu znakomitych śpiewaków, bardzo mi pomagają w bieżącej pracy.

Z. S. : Jak wspaniale jest stać obok innych chórzystów i śpiewać wspólnie, może powiedzieć tylko osoba, która śpiewała w chórze.

B. M. : Pamiętam piękny moment, kiedy jako mały chłopiec, po raz pierwszy pojawiłem się na próbie w chórze prof. Stefana Stuligrosza. Siedziałem w środku otoczony doświadczonymi kolegami i już nie pamiętam dobrze, czy śpiewaliśmy Alleluja z „Mesjasza” Haendla, czy to był utwór Giovanniego Pierluigiego da Palestriny – cokolwiek to było, to po raz pierwszy doświadczyłem wtedy wielogłosowości, której sam byłem częścią. To było naprawdę niezwykłe przeżycie. Myślę, że każda osoba, dołączająca po raz pierwszy do wspólnoty wokalnej w dobrym zespole, w którym to współbrzmienie jest naprawdę miłe dla ucha, przeżywa coś podobnego. To jest wrażenie, które pozostaje w pamięci. Nie da się o nim zapomnieć.

Z. S. : Wielką radość sprawi nam prowadzony przez Pana Chór Filharmonii Narodowej, wykonując finałową część IX Symfonii – Ludwiga van Beethovena.

B. M. : Warto podkreślić, że IX Symfonia Beethovena nie jest dziełem lekkim i wygodnym do śpiewania. Kompozytor nie rozpieszczał śpiewaków i dla Chóru jest to duży wysiłek, ale zespół ma to dzieło w repertuarze od wielu lat. Wykonywał je w wielu miejscach, z wieloma dyrygentami i orkiestrami. Jestem przekonany, że w sali Filharmonii Podkarpackiej IX Symfonia Beethovena zabrzmi wspaniale.

Z panem Baroszem Michałowskim - Szefem Chóru Filharmonii Narodowej w Warszawie rozmawiała Zofia Stopińska 27 maja 2017 r. w Filharmonii Podkarpackiej.

Wszystkich, którzy nie byli na Koncercie Finałowym 56. Muzycznego Festiwalu w Łańcucie, pragnę poinformować, że wykonawcami  IX Symfonii d-moll op. 125 - Ludwiga van Beethovena byli: Orkiestra Symfoniczna Filharmonii Podkarpackiej i przygotowany przez Bartosza Michałowskiego Chór Filharmonii Narodowej pod batutą Massimiliano Caldiego oraz soliści: Magdalena Schabowska - sopran, Agnieszka Makówka - alt, Tomasz Kuk - tenor, Robert Gierlach - baryton.

Warto pokreślić, że całe dzieło wykonane zostało niezwykle interesująco, a Finał z udziałem wszystkich wykonawców, zabrzmiał wspaniale, tak jak przewidział pan Bartosz Michałowski. Oczarowana publiczność nagrodziła wykonawców burzą oklasków i owacjami na stojąco. Soliści i dyrygenci ( Massimiliano Caldi i Bartosz Michałowski) kilkakrotnie powracali na scenę. Po kilku minutach aplauzu, na bis zabrzmiał Mazur z op. "Straszny Dwór" Stanisława Moniuszki, w wykonaniu Chóru Filharmonii Narodowej i Orkiestry Filharmonii Podkarpackiej. Rewelacyjne wykonanie znowu zachwyciło publiczność. To był wspaniały niezapomniany wieczór. 

XXI Festiwal "Cantate Deo" w Rzeszowie

Polski Związek Chórów i Orkiestr Oddział w Rzeszowie zaprasza na XXI Międzynarodowy Festiwal Pieśni Religijnej "Cantate Deo", którzy odbędzie się w dniach 9 - 11 czerwca 2017 roku w Kościele Farnym p.w. św. Wojciecha i Stanisława w Rzeszowie

Występy konkursowe chórów: 9 czerwca 2017r. (piątek) w godz. 15.30 - 18.30 oraz 10 czerwca 2017 r. (sobota) w godz. 10.30 - 18.00.

11 czerwca 2017 r. (niedziela) godz. 16.30 - koncert finałowy z udziałem zaproszonych chórów.

Dyrektorem Festiwalu jest prof Grzegorz Oliwa - Prezes Oddziału PZChiO, a nad stroną organizacyjną czuwa pani Maria Tronina - Sekretarz Oddziału PZChiO w Rzeszowie

XXVI Międzynarodowy Festiwal Muzyki Organowej i Kameralnej Leżajsk 2017

Zofia Stopińska : Z panem Ireneuszem Wołkiemdyrektorem Miejskiego Centrum Kultury w Leżajsku spotykamy się aby zapowiedzieć XXVI Międzynarodowy Festiwal Muzyki Organowej i Kameralnej Leżajsk 2017, który już niebawem się rozpocznie. W ubiegłym roku pierwsze koncerty odbywały się codziennie, a pozostałe w poniedziałkowe wieczory czerwca i lipca. Jak będzie w tym roku?

Ireneusz Wołek : W tym roku będzie bardzo podobny układ całego Festiwalu, bo ta nowa formuła się sprawdziła. Rozpoczynamy 16 czerwca i przez cztery kolejne dni koncerty odbywać się codziennie, a później przez sześć poniedziałków będziemy zapraszać na interesujące spotkania ze wspaniałą muzyką w wykonaniu doskonałych wykonawców.

Z. S. : Jest już szczegółowy program wszystkich koncertów.

I. W. : Tak, oprócz jednego, wszystkie koncerty odbędą się w Bazylice OO. Bernardynów w Leżajsku o 19.00. Jak już powiedziałem, rozpoczynamy Festiwal 16 czerwca recitalem organowym pana Adama Tańskiego, a w drugiej części wieczoru wysłuchamy Mszy h-moll – Johanna Sebastiana Bacha, w wykonaniu artystów Filharmonii Lwowskiej. W następnym dniu na słynnych organach leżajskiej Bazyliki zagra Krzysztof Ostrowski, a w części kameralnej wystąpi zespół „Cracovia Singers”. Trzecie wydarzenie z tego czterodniowego cyklu odbędzie się poza Bazyliką. Podobnie jak w roku ubiegłym, przed Bazyliką, na Placu Mariackim zbudujemy wielką scenę zewnętrzną i zaprezentują się na niej Orkiestra Symfoniczna im. Karola Namysłowskiego z Zamościa pod batutą Krzesimira Dębskiego, zaśpiewa Anna Jurksztowicz, a w programie znajdzie się muzyka z filmu „Ogniem i Mieczem” autorstwa Krzesimira Dębskiego. Czwarty dzień, 19 czerwca będzie jednocześnie pierwszym dniem poniedziałkowego cyklu koncertów. Z recitalem wystąpi jeden z największych polskich organistów – prof. Józef Serafin – nasz Dyrektor Artystyczny, a część kameralną koncertu zapełni występ zespołu „Poznań Brass”.

Z. S. : Kolejne koncerty odbywać się będą w poniedziałki.

I. W. : Tak, wszystkie rozpoczynać się będą o dziewiętnastej. I tak : 26 czerwca wystąpi Michał Novenko z Czech, a zaśpiewa Magdalena Witczak – sopran. Wykonawcami następnych koncertów będą znakomici artyści z Polski i wielu krajów – między innymi z: Rosji, Litwy, Mołdawii, Stanów Zjednoczonych. Wszyscy znakomici artyści zaprezentują bardzo interesujące programy. Warto być na wszystkich koncertach.

Z. S. : Od 16 czerwca do końca lipca odbędzie się w sumie dziesięć koncertów.

I. W. : W tym roku kończymy Festiwal 31 lipca, ze względu na różne uroczystości kościelne, które odbywać się będą w Bazylice z sierpniu, zostało uzgodnione, że zakończymy Festiwal trochę wcześniej.

Z. S. : Ten Festiwal jest największym wyzwaniem organizacyjnym i finansowym dla Miejskiego Centrum Kultury w Leżajsku.

I. W. : To prawda. Głównym organizatorem całej imprezy jest Miejskie Centrum Kultury w Leżajsku. Tegoroczny Festiwal jest kosztowny, ale sporymi środkami wspomogło nas Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego, hojnie dołożyło się Miasto Leżajsk i mamy także wielu sponsorów. Wszystkim serdecznie dziękujemy. Bez tych pieniędzy nie można by było zaprosić do Leżajska tylu wyśmienitych artystów.  Na wszystkie koncerty wstęp jest wolny. W Bazylice OO Bernardynów w Leżajsku zmieścić się może nawet ponad 2 tysiące osób, a w niedzielę – 18 czerwca na Placu Mariackim o wiele więcej. Serdecznie zapraszam na wszystkie koncerty.

Z panem Ireneuszem Wołkiem – dyrektorem Miejskiego Centrum Kultury w Leżajsku rozmawiała Zofia Stopińska 5 czerwca 2017 roku.

56. Muzyczny Festiwal w Łańcucie przeszedł do historii

Zofia Stopińska : Z panią prof. Martą Wierzbieniec Dyrektorem Naczelnym Filharmonii Podkarpackiej i Dyrektorem 56. Muzycznego Festiwalu w Łańcucie rozmawiamy kilka dni po zakończeniu Festiwalu. Jestem przekonana, że część koncertów tegorocznej edycji przeszło do wielkich wydarzeń artystycznych w historii łańcuckich festiwali.

Marta Wierzbieniec : 56. Muzyczny Festiwal w Łańcucie już przeszedł do historii, zakończyliśmy tę wyjątkową i ważną, jak każda zresztą, edycję festiwalową. Bardzo się cieszę, że takie dobre słowa do nas napływają, dobre opinie i oceny. Nie ukrywam, że także często słyszę pytania – co będzie w przyszłym roku? Wygląda na to, że wielu melomanów z niecierpliwością czeka już na następny festiwal. To bardzo cieszy. Festiwal będzie w przyszłym roku w maju i pozostał nam niecały rok i w tym czasie Filharmonia na pewno przedstawi bardzo interesującą ofertę koncertową. Czeka nas jeszcze kilka koncertów przed sezonem urlopowym. Orkiestra koncertuje do 16 lipca, natomiast już dzisiaj uchylę rąbka tajemnicy, że już 3 września odbędzie się pierwszy koncert wykonywany przez Filharmonię Podkarpacką. Oficjalna inauguracja sezonu odbędzie się 6 października, ale we wrześniu zorganizujemy kilka koncertów, na które już dzisiaj serdecznie zapraszam. Niebawem będę mogła podać szczegóły tych, planowanych przez nas przedsięwzięć. Wracając do tegorocznej edycji Muzycznego Festiwalu w Łańcucie – rzeczywiście dopisali znakomici artyści, dopisała pogoda, dopisała publiczność, dopisali sponsorzy i wszystkie podmioty dotujące Festiwal. Dziękuję serdecznie za to Ministerstwu Kultury i Dziedzictwa Narodowego, Władzom Województwa Podkarpackiego, Władzom Rzeszowa i Łańcuta oraz wszystkim sponsorom i mecenasowi  Polskiej Grupie Energetycznej. Dziękuję także serdecznie także państwu, bo gdyby nie to ogromne zainteresowanie publiczności, także publiczności, która do nas przyjeżdża z różnych stron Polski i z zagranicy.  Gdyby nie ta ciekawość Festiwalu, to po prostu, nie byłoby takich koncertów, nie byłoby tylu wspaniałych gwiazd. Każdy koncert był inny, o każdym mogłabym bardzo długo opowiadać, każdy pozostanie na długo w naszej pamięci, ale niektóre wykonania naprawdę były wyjątkowe, wzorcowe, nagraniowe, chciałoby się powiedzieć jedyne, jak każde nagranie muzyki jest jedyne i niepowtarzalne, ale w czasie Festiwalu, zawsze następuje taki splot różnego rodzaju okoliczności. Po pierwsze – artyści są wyjątkowi, po drugie – grają wspaniałą muzykę napisaną przez genialnych twórców, po trzecie – jest bardzo dobry klimat, który tworzą odbiorcy, słuchacze.

Z. S. : O tej wyjątkowej atmosferze Muzycznych Festiwali w Łańcucie mówią wszyscy wykonawcy.

M. W. : Często artyści powtarzają, że ich interpretacja zależy także od reakcji publiczności i bardzo sobie cenią i chwalą naszą festiwalową publiczność i za to wszystko Państwu dziękuję.

Z. S. : Znakomici soliści i zespoły, po festiwalowym koncercie zawsze deklarują chęć powrotu do Łańcuta.

M. W. : Świadczy to najlepiej o tym  miejscu – o Zamku łańcuckim, o całej scenerii, a przy tej okazji pragnę serdecznie podziękować Dyrektorowi Witowi Karolowi Wojtowiczowi, wszystkim pracownikom Zamku, za życzliwe przyjęcie nas i cierpliwe znoszenie różnych naszych potrzeb, bo ciągle czegoś chcemy i ten Zamek zupełnie inaczej funkcjonuje w czasie trwania Festiwalu. Z Zamku – Muzeum, staje się festiwalową sceną. Przepiękna sala balowa to magiczne wręcz miejsce, gdzie każdy artysta chce wystąpić. Cieszę się, że chcą wracać tutaj wykonawcy, którzy już w Łańcucie wystąpili. Oczywiście co kilka lat powroty na Festiwal są możliwe. Przypomnę, że w tym roku występował Iwan Monighetti, który już kiedyś był na Festiwalu, ale było to bardzo dawno temu. To także jest ciekawe, że po wielu latach, dojrzały artysta, mający już za sobą wiele scenicznych osiągnięć i doświadczeń, jeden z najwybitniejszych wiolonczelistów, powraca do sali balowej łańcuckiego Zamku. Wśród publiczności byli tacy, którzy pamiętali jego koncert sprzed lat i z wielką radością słuchali koncertu w tym roku. Chcę jeszcze podkreślić, że nad harmonijnym przebiegiem festiwalu czuwają pracownicy Filharmonii Podkarpackiej i jest to zespół zaledwie kilkunastu osób. Chcę tu szczególnie podziękować Dyrektor Marcie Gregorowicz, która zajmuje się wielowątkowym działaniem związanym z organizacją i realizacją przedsięwzięć festiwalowych.

Z. S. : Wielu działań wymagały koncerty plenerowe i koncert finałowy, podczas których na scenie oprócz solistów, zasiadały orkiestry, wystąpił Chór Filharmonii Narodowej.

M. W. : Tak, te koncerty wymagały zorganizowania wielu przejazdów, transportu z lotnisk, z dworców kolejowych, rezerwacji hoteli, godzin prób. Wyjeżdżają artyści którzy występowali w poprzednim dniu, a przyjeżdżają ci, którzy występują dzisiaj, a czasem nawet jutro. Wszyscy potrzebują sal na próby. Bywało tak, że próba odbywała się w sali balowej Zamku w Łańcucie, w tym czasie były próby w Filharmonii i potrzebowaliśmy jeszcze jednej Sali. Pomógł nam pan Jan SzydłoDyrektor Szkoły Muzycznej w Łańcucie i mogliśmy skorzystać z sal na próby. Te ogromne działania logistyczne organizujemy sami, całością zajmuje się Filharmonia Podkarpacka.

Z. S. : Od kilku lat Muzyczny Festiwal w Łańcucie otwiera się na inne gatunki muzyki i mamy co najmniej dwa koncerty jazzowe, które także znajdują swoich odbiorców.

M. W. : Festiwal budowany jest na ogromnej tradycji i naszym zadaniem, powinnością wręcz, jest pielęgnowanie tej tradycji, czyli zachowanie głównego profilu festiwalu, jakim jest muzyka kameralna wykonywana w Sali balowej. Ale mamy XXI wiek i chcemy aby festiwal żył i przyciągał nowych słuchaczy, bo to jest naszym celem i misją. Stąd cztery, bardzo dostojne, interesujące koncerty w sali balowej, gdzie słuchaliśmy kwartetu smyczkowego, dwóch orkiestr kameralnych – z Wiednia i Wrocławia, wysłuchaliśmy także recitalu fortepianowego. Wychodząc jednak naprzeciw oczekiwaniom, potrzebom, zachęcając osoby, które nigdy nie miały kontaktu z muzyką klasyczną – szukamy różnych sposobów, a jazz to już też klasyka. Jak Państwo zauważyli, koncert podczas którego wystąpił big-band, odbył się nie w sali balowej, ale w Łańcucie, w pięknej sali Hotelu Sokół. Był to koncert poza abonamentem i zatytułowaliśmy go „Koncert na bis”. Przekonaliśmy się, że ta formuła znajduje swoich zwolenników i powinna być kontynuowana w sensie budowania nowej oferty na bogatej tradycji, którą należy pielęgnować i otaczać szczególną troską.

Z. S. : 56. Muzyczny Festiwal w Łańcucie zakończył się kilka dni temu, a kolejna edycja jest już prawie gotowa.

M. W. : Zapraszam już dzisiaj. Rozpocznie się 19 maja 2018 roku. O szczegółach opowiem w odpowiednim momencie. Zapewniam, że będzie bardzo interesujący program i ciekawi wykonawcy.

Z prof. Martą Wierzbieniec - Dyrektorem 56.Muzycznego Festiwalu w Łańcucie rozmawiała Zofia Stopińska 2 czerwca 2017 roku.

Robert Gierlach na 56. Muzycznym Festiwalu w Łańcucie

Zofia Stopińska : Wśród wykonawców 56. Muzycznego Festiwalu w Łańcucie nie brakuje również sławnych artystów urodzonych na Podkarpaciu, lub działających  w Rzeszowie. Nie do przecenienia jest rola Orkiestry Symfonicznej Filharmonii Podkarpackiej im. Artura Malawskiego, która grała w czasie trzech koncertów. Wśród solistów inaugurującej Festiwal „Gali Gwiazd” znalazł się „nasz” tenor – Paweł Skałuba, natomiast podczas Koncertu Finałowego, w IX Symfonii d-moll op. 125 Ludwiga van Beethovena, zaśpiewał „nasz” baryton Robert Gierlach, z którym rozmawiałam przed koncertem. Pamięta Pan z pewnością młodość spędzoną na Podkarpaciu.

Robert Gierlach : Bardzo miło być znowu w Rzeszowie. Czuję się tutaj jak w domu. Wprawdzie urodziłem się w Sanoku i tam rozpoczynałem naukę muzyki, ale przez sześć lat uczęszczałam do Liceum Muzycznego w tym uroczym mieście, jakim jest Rzeszów. Dzisiaj jestem już po sentymentalnym spacerze, podczas którego podziwiałem jak wspaniale rozwija się to miasto.

Z. S. : W młodości uczył się Pan grać na akordeonie, ale nie został Pan akordeonistą, natomiast ukończył Pan Akademię Muzyczną w Warszawie, w klasie wspaniałego tenora Kazimierza Pustelaka, który także pochodzi z Podkarpacia. Debiutował Pan jako śpiewak w czasie studiów.

R. G. : Akordeonistą nie zostałem, to prawda, ale chcę podkreślić, że tutaj w Rzeszowie, od mojego nauczyciela pana Jerzego Kołodzieja, bardzo dużo się nauczyłem – między innymi: co to jest frazowanie, pokochałam muzykę Johanna Sebastiana Bacha i muzykę epoki baroku oraz innych epok. Później postanowiłem studiować na Wydziale Wokalno – Aktorskim Akademii Muzycznej w Warszawie i przez sześć lat uczył mnie prof. Kazimierz Pustelak, który także pochodzi z Podkarpacia. Dzięki tym wspaniałym pedagogom udawało mi się później osiągać sukcesy na polskich i światowych scenach operowych.

Z. S. : W sposób znaczący przyspieszyły Pana karierę wygrane konkursy wokalne.

R. G. : To prawda. Pomógł mi bardzo Międzynarodowy Konkurs Wokalny im. Viottiego w Vercelli we Włoszech, na którym otrzymałem I nagrodę. Podkreślę, że to ten sam konkurs, który kiedyś wygrał nasz wspaniały bas Bernard Ładysz. Po tym konkursie otrzymałem sporo propozycji z Włoch i udało mi się zaśpiewać m.in. w La Fenice , w La Scali, w Bolonii i jeszcze w kilku wspaniałych teatrach operowych  Włoch. Później zainteresował się mną manager ze Stanów Zjednoczonych i tam przez dziesięć lat jeździłem. Śpiewałem w wielu prestiżowych teatrach operowych oraz salach koncertowych i trudno je w tej  chwili wymienić, bo lista jest naprawdę długa. Nie mogę narzekać – poszczęściło mi się w artystycznym życiu.

Z. S. : W ostatnich sezonach ma Pan także zapełniony kalendarz.

R. G. : Owszem, ale stwierdziłem, że już odbyłem wiele podróże zagranicznych, a lata lecą i dlatego postanowiłem śpiewać przede wszystkim w Polsce. Decyzja ta związana jest także z nowym zobowiązaniem, bo zacząłem uczyć na Wydziale Wokalno – Aktorskim w mojej macierzystej uczelni – teraz to jest Uniwersytet Muzyczny Fryderyka Chopina w Warszawie. Zapraszam wszystkich zdolnych śpiewaków z Podkarpacia. Może tak jak kiedyś pan prof. Kazimierz Pustelak pomógł mnie, ja będę mógł pomóc jakiemuś „ziomkowi”.

Z. S. : Lubi Pan uczyć?

R. G. : To jest bardzo interesująca praca i bardzo odpowiedzialna. Młodzi ludzie, którzy przychodzą uczyć się śpiewu, mają ogromne nadzieje, wierzą, że mogą gdzieś później zaistnieć, występować i pragną być znanymi śpiewakami. Dlatego na nauczycielu śpiewu spoczywa ogromna odpowiedzialność.

Z. S. : Najczęściej występuje Pan w teatrach operowych, w koncertach muzyki operowej i w repertuarze oratoryjno – kantatowym, ale wiem, że bardzo sobie Pan ceni również współpracę z Filharmonią im. Romualda Traugutta, gdzie najczęściej występuje Pan jako kameralista, śpiewając pieśni.

R. G. : Bardzo lubię występować w formach kameralnych, nawet doktorat pisałem z tej dziedziny, a był to cykl pieśni „Schwanengesang” Franciszka Schuberta, który nagrałam na płytę. Zawsze interesowała mnie muzyka kameralna i faktycznie od wielu lat, każdego roku, występuję na festiwalach pieśni polskiej  i europejskiej, organizowanych przez Filharmonię im. Romualda Traugutta w Warszawie.

Z. S. : Występował Pan kiedyś w ramach Muzycznego Festiwalu w Łańcucie?

R. G. : Nigdy nie śpiewałem na Festiwalu w Łańcucie, ale często jako uczeń Liceum Muzycznego w Rzeszowie jeździłem na koncerty do Łańcuta lub chodziłem do Filharmonii Rzeszowskiej, bo tutaj także odbywały się festiwalowe koncerty i spektakle. Pamiętam doskonale spektakl „Wesele Figara” w reżyserii Adama Hanuszkiewicza. To był pierwszy spektakl operowy jaki zobaczyłam w swoim życiu.

Z. S. : Pana żona – Tatiana Hempel-Gierlach jest znakomitą śpiewaczką, pana brat – Wojciech Gierlach to świetny bas – często śpiewacie razem?

R. G. : Ostatnio trochę rzadziej, ale śpiewaliśmy sporo razem. Śpiewaliśmy w tak znanych operach jak „Don Giovanni” w inscenizacji Mariusza Trelińskiego w  Teatrze Wielkim w Warszawie. Ja śpiewałem Don Giovanniego, mój brat śpiewał Leporella. Kto zna tę operę, to wie jak wiele mają wspólnych scen i jak dużo mogą wspólnie grać na scenie. Również występowaliśmy w „Weselu Figara” – Wojtek śpiewał partie Figara, ja śpiewałem Hrabiego, a moja żona kreowała partię Hrabiny, albo Donny Elwiry w „Don Giovannim”. Mieliśmy okazję wiele razy występować rodzinnie.

Z. S. : Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś zaśpiewacie w takim rodzinnym składzie na Podkarpaciu – w Rzeszowie, Sanoku lub w Łańcucie.

R. G. : Bardzo chętnie, ale to nie od nas zależy, mam nadzieję, że otrzymamy niedługo zaproszenie i z wielką radością wystąpimy na Podkarpaciu.

Koncert na BIS 56.Muzycznego Festiwalu w Łańcucie

28 maja 2017 r., godz. 20:00 , Hotel Sokół w Łańcucie.

Soliści: Waldemar Malicki - fortepian, oraz Kuba Badach, Daniela Ozdarska, Łukasz Lipski

CHOPIN UNIVERSITY OF MUSIC BIG BAND

Są zdolni, mają pasję i niespożytą energię młodych wykonawców. Oto Chopin University of Music Big Band!!!

W zespole grają absolwenci i studenci Uniwersytetu Muzycznego Fryderyka Chopina w Warszawie. Początkowo młodzi muzycy rozwijali swój jazzowy warsztat w uczelnianym Big Bandzie UMFC. Po ukończeniu studiów chcieli nadal kontynuować „big bandową przygodę”. Tak powstał Warsaw Academic Big Band, gdzie wspólnie tworzą, grają i dzielą swoją jazzową pasję.

Szefem artystycznym grupy i band leaderem jest Piotr Kostrzewa, współtwórca sukcesów takich big bandów jak Szymanowski Big Band czy Szymanowski Young Power Big Band. Piotr Kostrzewa jest aktywnie działającym muzykiem – kotlistą, solistą słynnej Orkiestry Sinfonia Varsovia oraz wykładowcą na warszawskim Uniwersytecie Muzycznym Fryderyka Chopina.

Już od początku swego istnienia Warsaw Academic Big Band dużo koncertuje m.in. na Uniwersytecie Muzycznym Fryderyka Chopina oraz w salach koncertowych w kraju i zagranicą. W koncertach zespołu biorą często udział czołowi polscy muzycy i wokaliści jazzowi. Wspólnie z Big Bandem wystąpili między innymi: Basia Trzetrzelewska, Krzesimir Dębski, Henryk Miśkiewicz, Zbigniew Namysłowski, Mateusz Smoczyński, Kuba Badach, Janusz Szrom, Wojciech Myrczek, Sławomir Uniatowski, Vivian Buczek (Szwecja). Warsaw Academic Big Band współpracuje także z wybitnym amerykańskim jazzmanem, kompozytorem i aranżerem Gordonem Goodwinem – laureatem nagrody Grammy i twórcą słynnego Gordon Goodwin’s Big Phat Band, z którym młodzi polscy muzycy mieli okazję wspólnie koncertować

Muzycy Warsaw Academic Big Band są laureatami prestiżowych nagród i wyróżnień na festiwalach oraz przeglądach big bandów. W 2015 roku zostali uhonorowani I nagrodą i Grand Prix Festiwalu Big Bandów w Nowym Tomyślu.

Zespół występował podczas spektakularnych wydarzeń muzycznych. Najważniejsze to:

  • Międzynarodowy Festiwal La folle Journée w Nantes we Francji (na specjalne zaproszenie dyrektora Festiwalu René Martina) – 2014
  • Międzynarodowy Festiwal Szalone Dni Muzyki w Warszawie – 2014
  • Międzynarodowy Festiwal Jazz 2015 w Warszawie (na specjalne zaproszenie Polskiego Stowarzyszenia Jazzowego i redakcji gazety Jazz Forum) – 2015
  • Udział w koncercie Gwiazdorski wieczór w Canal+ - 2016
  • Międzynarodowy Festiwal Jazzowy w Šiauliai na Litwie - 2016
  • Międzynarodowy Festiwal Jazz Jamboree 2016 – koncert otwierający Niezależną Scenę Młodych Polskiego Radia

W CHOPIN UNIVERSITY OF MUSIC BIG BAND pod dyrekcją Piotra Kostrzewy występują:

saksofony: Konrad Gzik - alt/flet, Urszula Gosk - alt/sopran, Kamil Wiącek - tenor, Paweł Kozyra – tenor/flet, Grzegorz Bil – baryton;

puzony: Ewa Harasimiuk, Jakub Gumiński, Karol Jasłowski, Damian Wójtowicz;

trąbki: Bartłomiej Kacperski, Aneta Mścisz, Bartłomiej Koń, Kamil Zwoliński;

sekcja rytmiczna: Konstanty Szemraj - gitara, Wojciech Kostrzewa – perkusja, Marek Lipski - fortepian/syntezator, Tomasz Bielecki - instrumenty perkusyjne, Artur Stodolny - wibrafon, Jakub Zaczkowski - fortepian/syntezator, Michał Zuń - kontrabas.

Młodzi muzycy jeszcze jako Big Band UMFC nagrali trzy płyty. Pierwsza to zarejestrowana w Nantes we Francji „L’histoire du big band”. Kolejny album „Classic on Jazz” z muzyką klasyczną w aranżacjach bigbandowych został nagrany w Studiu S1 Uniwersytetu Muzycznego Fryderyka Chopina. Największe świąteczne standardy takie jak „Let it snow”, „Silent Night” czy „Jingle Bells” zostały wydane przez MTJ na płycie „Big Band Swingujące Święta”.

W nadchodzącym sezonie planowane są dwie płyty live - jedna z koncertu zorganizowanego przez radiową Trójkę z piosenkami z repertuaru Franka Sinatry i z gościnnym udziałem takich wokalistów jak: Kuba Badach, Sławek Uniatowski, Janusz Szrom i Wojciech Myrczek. Druga to zapis koncertu Warsaw Academic Big Band podczas tegorocznego Jazz Jamboree.

Z wielką przyjemnością gramy w Łańcucie

25 maja na 56. Muzycznym Festiwalu w Łańcucie wystąpili: Orkiestra Kameralna Wratislavia pod dyrekcją Jana Staniendy i wiolonczelista Iwan Monighetti. Zarówno zespół, jak i solista zasłużenie cieszą się od wielu lat wielką popularnością i z góry wiadomo było, że koncert będzie znakomity. Orkiestrę Kameralną Wratislavia założył i prowadzi Jan Stanienda - legendarny polski koncertmistrz, wybitny kameralista, błyskotliwy wirtuoz, a do tego znakomity pedagog - profesor Uniwersytetu Muzycznego Fryderyka Chopina w Warszawie. Z tym wybitnym artystą mogłam porozmawiać przed koncertem w Łańcucie.

Zofia Stopińska : Bardzo mi miło, że mogę rozmawiać w Łańcucie z panem Janem Staniendą – wyśmienitym skrzypkiem i dyrygentem, który w Sali balowej poprowadzi Orkiestrę Kameralną Wratislavia, a solistą tego koncertu jest sławny wiolonczelista Iwan Monighetti. Program koncertu jest bardzo interesujący.

Jan Stanienda : Bardzo miło powrócić na Festiwal do Łańcuta – tym razem w roli prowadzącego od pulpitu koncert z Iwanem Monighettim. Jak pani podkreśliła program jest niezwykle interesujący, bardzo wirtuozowski dla orkiestry – Sonata Rossiniego, Serenada Dvoraka, „Don Kichot” Telemanna, no i perełki wiolonczelistyki, czyli koncerty Vivaldiego i Boccheriniego.

Z. S. : Dobrze Pan pamięta niezwykłą atmosferę łańcuckich festiwali.

J. S. : Nawet nie potrafię powiedzieć, po raz który wystąpię na łańcuckim Festiwalu, może to już dziesiąty występ, ale wiem, że zawsze panuje tutaj gorąca atmosfera i wspaniałe wrażenia na długo pozostają w pamięci. Z pewnością tak będzie i tym razem.

Z. S. : Pana działalność toczyła się od lat w kilku nurtach, występował Pan często jako solista, ze skrzypcami albo z batutą w ręku prowadził Pan orkiestry, również sporo czasu wypełniała Panu pedagogika. Czy dalej jest tak samo?

J. S. : Jest identycznie. Przez cały czas jestem pedagogiem, występującym jako solista i prowadzącym różne koncerty z różnymi orkiestrami, ale mam także swoją orkiestrę, która jest ze mną dzisiaj w Łańcucie – to Orkiestra Kameralna Wratislavia. Muszę się jeszcze przyznać, że zawsze chciałbym robić coś, czego nie robię w danej chwili – czyli jak gram koncert solowy, to chciałbym grać muzykę kameralną, jak gram koncert kameralny to marzę o poprowadzeniu orkiestry, a jak dyryguję to najchętniej oddałbym się pedagogice – i tak jest przez cały czas.

Z. S. : Orkiestrą Kameralną Wratislavia kieruje Pan od wielu lat, widząc zespół po kilku latach zauważyłam sporo nowych twarzy.

J. S. : W zeszłym roku obchodziliśmy dwudziestolecie naszej działalności. W tym czasie oczywiście zmieniał się skład orkiestry, zdarzało się, że muzycy wyjeżdżali, odchodzili do innych zespołów, a na ich miejsce przychodzili nowi. Z ostatnich koncertów Orkiestry Kameralnej Wratislavia, które graliśmy na  Festiwalu w Łańcucie, pamiętam dobrze występy z Helen Grafenauer, Władysławem Kłosiewiczem i Konstantym Andrzejem Kulką. Później byłem tutaj jeszcze raz sam  i grałem z Orkiestrą Kameralną z Wiednia.

Z. S. : Pewnie wiele pracy miała Wratislavia w ubiegłym roku, kiedy Wrocław był Europejską Stolicą Kultury. Czy w tym roku jest tak samo?

J. S. : Powstałe wcześniej Narodowe Forum Muzyki działa nadal bardzo dobrze. Odbywa się wiele koncertów na poziomie światowym. Zapraszane są słynne orkiestry i zespoły. Na szczęście, na razie są na to pieniądze. Koncerty są fenomenalne i zawsze sala jest wypełniona publicznością. Ten budynek spełnia ważną rolę w życiu muzycznym Wrocławia. Jak przyjeżdżam do Warszawy z Wrocławia, zawsze żałuję, że w stolicy nie mamy takiego budynku i takiej sali. Wrocławska sala ma jedną z najlepszych akustyk w Europie – w  Warszawie takiej Sali nie mamy.  Aktualnie w Polsce już prawie wszystkie filharmonie mają ładne okazałe budynki , ale nie wszędzie są sale o dobrej akustyce. O tym rozmawiamy wyjeżdżając na koncerty gościnne do innych polskich miast.

Z. S. : Mamy już prawie koniec maja, a w czerwcu kończą się sezony koncertowe i rok akademicki. Będzie czas na odpoczynek?

J. S. : Nie za bardzo. W czerwcu kończę zajęcia ze studentami, później będą egzaminy końcowe i wstępne. Później, zaczyna się we Wrocławiu festiwal „Wieczory w Arsenale” – Orkiestra Kameralna Wratislavia jest gospodarzem tego festiwalu. Wcześniej mamy jeszcze parę koncertów w Niemczech. Pomiędzy 17 a 30 lipca będę w Kołobrzegu, gdzie organizowane są kursy mistrzowskie dla smyczkowców i jest tam zawsze bardzo dużo pracy. Stamtąd jadę na kolejne kursy : w Nałęczowie i Janowcu. Na zakończenie tego maratonu, poprowadzę kursy w Los Angeles i później już się zacznie sezon koncertowy z Wratislavią i nowy rok akademicki.

Z. S. : Kiedy Pan odpoczywa?

J. S. : Zawsze „w drodze” – jak prowadzę samochód, albo w hotelach, a czasem w domu. Nie jest źle. Nie narzekam. Bez koncertów jest gorzej. Jak siedzę parę dni w domu, to żona mówi „lepiej jedź gdzieś, coś zagrać, bo zaczynasz wyć tutaj”. ( śmiech)

Z. S. : Wiem, że pierwsza Wasza próba do koncertu odbyła się w Sali Filharmonii w Rzeszowie, druga w miejscu koncertu w Sali balowej Muzeum Zamku w Łańcucie.

J. S. : Sala Filharmonii Podkarpackiej słynie z bardzo dobrej akustyki. Nie występowałem w Rzeszowie po remoncie Filharmonii i byłem ciekawy czy coś się zmieniło. Na szczęście świetna akustyka pozostała. Sala balowa w Łańcucie ma zupełnie inną akustykę, ale także dobrą, chociaż nie mamy takiego komfortu jak w Filharmonii, ale siedzenia dla publiczności też nie są komfortowe, natomiast sama sala i jej otoczenie są rewelacyjne. Chcielibyśmy wracać do Łańcuta jak najczęściej.

Wspaniały występ Apollon Musagete Quartett

Wielkim wydarzeniem 56. Muzycznego Festiwalu w Łańcucie był koncert Apollon Musagete  Quartett. Ten znakomity zespół wystąpił w sali balowej łańcuckiego Zamku 22 maja w stałym składzie: Paweł Zalejski - skrzypce, Bartosz Zachłod - skrzypce, Piotr Szumieł - altówka, Piotr Skweres - wiolonczela. Koncert rozpoczął Kwartet smyczkowy nr 5 D-dur op. 64 Józefa Haydna. W pierwszej części wieczoru wysłuchaliśmy jeszcze Kwartetu smyczkowego nr 3 "Kartki z niezapisanego dziennika" Krzysztofa Pendereckiego, a część drugą wypełnił Kwartet smyczkowy nr 1 g-moll op. 27 - Edwarda Griega. W tym wykonaniu Haydn zachwycał indywidualną kreacją przy jednoczesnym zachowaniu wszystkiego, co charakterystyczne w muzyce tego kompozytora. Jestem przekonana, że Kwartetu Pendereckiego z przyjemnością wysłuchali nawet ci, którzy nie lubią nowszej muzyki, a gdyby kompozytor był na tym koncercie, też by się zachwycił. Kwartetem Griega publiczność została ostatecznie uwiedziona. Uważam, że koncert Apollon Musagete Quartett można śmiało zaliczyć do najlepszych w historii Festiwalu.

Bardzo się cieszę, że znakomici muzycy tworzący Apollon Musagete Quartett znaleźli czas i mogłam z nimi dłużej porozmawiać. Dzięki temu mogą się Państwo dowiedzieć o działalności i osiągnięciach tego cieszącego się światową sławą polskiego zespołu

Zofia Stopińska : Bardzo proszę opowiedzieć o narodzinach Apollon Musagete Quartett  - jak to się stało, że czterech Polaków, którzy znaleźli się za granicą, postanowiło działać razem.

Bartosz Zachłod : Wszystkich nas łączy pasja do muzyki kameralnej. Od najwcześniejszych lat marzyliśmy o założeniu kwartetu smyczkowego. Jest to jedna z piękniejszych form wspólnego muzykowania, przynosząca wielką satysfakcję artystyczną i możliwość styczności z tak genialnym i bogatym repertuarem, który został stworzony na ten skład. Nie bez powodu mówimy tu o „królewskiej dyscyplinie”.

Częściowo znamy się ze studiów w Warszawie. Mówię częściowo, ponieważ razem z Pawłem studiowaliśmy w klasie prof. Julii Jakimowicz-Jakowicz i prof. Krzysztofa Jakowicza. Ze względu jednak na różnicę wieku nie poznałem się w Warszawie z altowiolistą Piotrem Szumiełem, który jednak znał się z Pawłem wcześniej. To dopiero w Wiedniu, gdzie studiował wówczas wiolonczelista Piotr Skweres (a koledzy dojechali w celu kontynuowania studiów), idea założenia kwartetu smyczkowego nabrała konkretnych kształtów, a ja dołączyłem zaraz po dyplomie w warszawskiej uczelni. I tak zespół powstał w 2006 roku.

Zofia Stopińska : Na początku działalności trzeba wymyślić dobrą nazwę zespołu, bo jest ona ważna.

Paweł Zalejski : Dość długo zastanawialiśmy się nad nazwą zespołu, bo chcieliśmy, by wyrażała ona nasze dążenia i nasze aspiracje. Jest ona jednocześnie naszym programem i mottem. Postać Apollina, który symbolicznie w tańcu jednoczy wszystkie muzy, wszystkie sztuki, bardzo nam się spodobała. Dlatego postanowiliśmy, że to będzie nasza „idee fixe” i zarazem nazwa zespołu.

Bartosz Zachłod : Chcieliśmy, aby ta nazwa nie była sztucznym tworem i jedynie etykietą, którą można przykleić wiele produktów, tylko szukaliśmy czegoś, z czym bylibyśmy związani i co odzwierciedlałoby nasze spojrzenie na muzykę. Symbolika Apollona łączącego się w tańcu z muzami czyli symbolika syntezy sztuk (elementów tańca, retoryki i poezji w muzyce) odzwierciedla nasz sposób pojmowania muzyki jako sztuki.

Paweł Zalejski: W dodatku jest to symbol dziś trochę zapomniany, ale co bardzo ciekawe, w większości  teatrów i sal koncertowych, na przykład XVIII-XIX wiecznych, gdzie występowaliśmy – gdy po wejściu na scenę patrzyliśmy w górę,  widzieliśmy „naszego” Apolla z muzami, rydwan apollina lub jego symbole – np. lirę. Stąd przekonanie, że wcześniej, za czasów Haydna, Mozarta, Beethovena, była silna świadomość tego starogreckiego wyobrażenia, które leży u podstaw naszej europejskiej muzyki i kultury.

Zofia Stopińska : Apollon Musagete Quartett debiutował w Wiedniu?

Piotr Szurmieł : Tak, bo od początku staraliśmy się uczestniczyć w życiu koncertowym. Kiedy po półrocznej działalności stawaliśmy do pierwszego konkursu, mieliśmy w programie już dziewięć kwartetów. Bardzo poważnie podchodziliśmy do uprawiania kameralistyki. Uważaliśmy, że jest to nasze główne zajęcie, nasze powołanie.

Zofia Stopińska : Pierwszy wielki sukces osiągnęliście także bardzo szybko, bo po dwóch latach działalności  zwyciężyliście w 57. edycji Międzynarodowego Konkursu Muzycznego ARD w Monachium.

Bartosz Zachłod : Postawiliśmy wszystko na jedną kartę. Odłożyliśmy wszelkie inne zajęcia i od świtu do zmierzchu całą energię poświęcaliśmy na przygotowanie się do tego konkursu. Zrobiliśmy wszystko, aby zaprezentować się jak najlepiej i na szczęście nasze starania zostały zauważone i docenione. Gdyby się nie udało, mieliśmy jednak zaplanowane jeszcze kolejne konkursy.

Zofia Stopińska : Zwycięstwo na Międzynarodowym Konkursie ARD w Monachium, chyba najważniejszym konkursie dla wykonawców muzyki klasycznej na świecie, otworzyło Wam z pewnością drzwi do najważniejszych sal koncertowych.

Bartosz Zachłod: To rzeczywiście była taka wyrzutnia, która umożliwiła nam debiuty w bardzo prestiżowych salach. Otworzyła nam również drogę do kilku programów, którymi zostaliśmy objęci. Zaraz na początku zostaliśmy nominowani przez Musikverein i Konzerthaus  w Wiedniu do cyklu „Rising Stars” organizowanego przez European Concert Hall Organisation. Ta organizacja ma pod sobą kilkanaście największych sal koncertowych – między innymi Cite de la musique – Philharmonie Paris, Concertgebouw Amsterdam czy Kolner Philharmonie. Później był kolejny egzamin, aby się sprawdzić na tych scenach i otrzymać ponowne, a później kolejne zaproszenia.

Piotr Skweres : Cieszymy się, że dostajemy te zaproszenia i po raz kolejny gramy w takich salach jak: Concertgebouw w Amsterdamie, Carnegie Hall w Nowym Jorku, Wigmore Hall w Londynie, Tonhalle w Zurichu czy Gewandhaus w Lipsku. Ogromną przyjemność sprawiają nam powroty do tych sal na kolejne koncerty i fakt, że jesteśmy rozpoznawalnym zespołem przez publiczność. Czujemy, że publiczność obdarza nas pewnym zaufaniem.

Zofia Stopińska : Mając już różne doświadczenia, postanowiliście zorganizować swój festiwal.

Piotr Szumieł : To był dość krótki epizod, który miał miejsce w Goslar pod Hannoverem. Będąc tam jeszcze w trakcie przygotowań do konkursu w latach 2007 i 2008, bardzo nam się spodobała atmosfera festiwalu i kursów, które tam się odbywały. Rozmawialiśmy wówczas z organizatorami, przedstawiając im swoją ideę festiwalu muzyki kameralnej. Nasze pomysły spodobały się i poproszono nas, aby zorganizować taki „festiwal w festiwalu”, czyli w ramach odbywającego się festiwalu mieliśmy „nasz tydzień”. To była wielopoziomowa impreza, będąca połączeniem koncertów z kursami. Poza własnymi koncertami, do wspólnych występów zapraszaliśmy renomowanych artystów – między innymi byli u nas członkowie legendarnego Alban Berg Quartett – a jednocześnie prowadziliśmy zajęcia z młodymi kwartetami. Niestety, odbyły się tylko dwie edycje festiwalu, w wymyślonej przez nas formule. Jako, że nie mieszkaliśmy w Goslar, planowanie i organizowanie kolejnych imprez „na odległość” nie zdało egzaminu.

Piotr Skweres : Jesteśmy zainteresowani takim festiwalem, ale akurat w tamtym okresie pojawiły się pewne kłopoty ze sponsorami, bo jednak na taki tydzień potrzeba czterdzieści czy pięćdziesiąt tysięcy euro, aby zaprosić renomowane zespoły, móc oferować kursy mistrzowskie i pełne stypendia dla uczestników. Do tego okazało się, że bardzo dużo czasu zajmuje to szukanie sponsorów i nie uda się zorganizować imprezy na tym samym poziomie. Postanowiliśmy poczekać, ale jesteśmy otwarci i myślę, że kiedyś jeszcze własny festiwal będziemy organizować.

Zofia Stopińska : W 2008 roku Apollon Musagete Quartett miał w programie dziewięć kwartetów i sądzę, że w 2017 roku ten repertuar co najmniej kilkakrotnie się powiększył.

Piotr Skweres : Z ciekawości sprawdzałem kiedyś, ile utworów wykonujemy w ciągu roku i oscyluje to pomiędzy 30. a 40. pozycjami. Nie wszystkie utwory są nowe, zwykle każdego roku gramy około 10 nowych utworów i część z nich wykonujemy na specjalne prośby.

Paweł Szurmieł : Wiadomo, że każdego roku planujemy utwory, które chcielibyśmy zrobić, ale do tego dochodzą także inne pomysły – na przykład koncerty z orkiestrami, gramy muzykę trochę nowszą, pojawiają się propozycje współpracy z innym artystami, jesteśmy proszeni o prawykonanie utworu. Repertuar naszego kwartetu ciągle się powiększa.

Bartosz Zachłod : W tym roku na przykład, ze względu na jubileusz Johna Adamsa, zaraz po Festiwalu w Łańcucie, jedziemy do Cardiff na Vale of Glamorgan Festival.  Zostaliśmy przez organizatorów poproszeni o przygotowanie John’s Book of Alleged Dances – Johna Adamsa. Mamy już w repertuarze Absolute Jest tego kompozytora, który będzie również i tam przez nas wykonywany, ale po Alleged Dances pewnie nie prędko byśmy sięgnęli, ponieważ mamy jeszcze ogromną listę innych pozycji repertuarowych do zrealizowania. Czasami pojawiają się więc takie zamówienia, które dopingują nas do pracy nad dodatkowym poszerzaniem listy utworów.

Zofia Stopińska : Staracie się promować polską muzykę na świecie.

Piotr Szumieł : Od początku naszej działalności to robimy. Na początku graliśmy kwartety Szymanowskiego, potem dołączyliśmy Lutosławskiego i kolejno Góreckiego, Pendereckiego, Panufnika oraz nasz utwór – Multitude. W repertuarze mamy również I-wszy Kwintet fortepianowy Grażyny Bacewicz. Chcieliśmy i nadal chcemy - jako kwartet polski - promować polską muzykę i pokazać, że ona wcale nie jest gorsza niż europejska. Czasami jednak zamówienia repertuarowe festiwali czy domów koncertowych są takie, że nie ma w nich miejsca na dzieła naszych rodzimych twórców. Jednak wszędzie tam, gdzie tylko możemy, staramy się grać utwory polskich kompozytorów.

Pawel Zalejski : Chcieliśmy pokazać polski profil naszego kwartetu i to zaowocowało płytą, którą wydaliśmy na rok jubileuszowy. Krążek zawiera kwartety Lutosławskiego, Góreckiego i Pendereckiego. Tak jak Piotr mówił, zawsze staraliśmy się wykonać jakiś utwór polski podczas koncertu i jesteśmy na świecie postrzegani jako polski zespół. Wkrótce, bo jesienią przyszłego roku, znana niemiecka Filharmonia będzie realizować duży projekt poświęcony polskiej muzyce i zwrócono się do nas, co możemy przygotować. Także wiele festiwali na świecie, które chcą  w programach zamieszczać utwory polskich kompozytorów, zwraca się do nas i to najlepiej potwierdza, że widzi się nas jako wykonawców muzyki polskiej.

Zofia Stopińska :  Macie na swoim koncie także własne, wspólne próby kompozytorskie. Trudno to sobie wyobrazić i dlatego ciekawa jestem, jak się tworzy zespołowo muzykę klasyczną.

Piotr Skweres: Może faktycznie trudno to sobie wyobrazić, ale tak samo, jak kwartet nie potrzebuje dyrygenta, który będzie mówił, że teraz robimy wszyscy crescendo, a teraz diminuendo – tak samo, jak się w kwartecie wspólnie pracuje nad interpretacją utworów, w podobny sposób można wspólnie komponować. Po przestudiowaniu kwartetu Lutosławskiego, pod wrażeniem techniki kontrolowanego aleatoryzmu, który dał nam dużo wolności, chcieliśmy pójść jeszcze dalej i sami poeksperymentować w tym kierunku. Dyskutowaliśmy wiele o naszych preferencjach, o przebiegu dramaturgii utworu – czy ma się kończyć kulminacją, czy wyciszeniem. Utwór zawiera sporo improwizacji, ale wszystko jest zapisane i skomponowane. Nie jest to zapisana improwizacja. Utwór znalazł się na naszej jubileuszowej płycie i zatytułowany jest „Multitude – Hommage a Witold Lutosławski”.

Piotr Szumieł : Podczas naszego następnego koncertu w Cardiff będziemy tę naszą kompozycję wykonywać, bo zostaliśmy o to poproszeni.  Wiele kwartetów komponuje razem, ale są to kompozycje w kierunku crossover lub w kierunku jazzowym i jest w tych utworach więcej improwizacji, spotyka się też utwory komponowane przez zespół, w których każdy członek zespołu pisze jakiś fragment, a myśmy chcieli spróbować zrobić wszystko wspólnie. Mamy w repertuarze sporo utworów muzyki współczesnej, ale organizatorzy koncertów czy festiwali niechętnie zgadzają się, aby zamieszczać je w programie. Bywało, że trudno było ich przekonać do kwartetu Lutosławskiego, a później byli nam wdzięczni za te propozycje, bo publiczność była zachwycona. W miarę możliwości staramy się też troszkę rozszerzyć poglądy i horyzonty niektórych organizatorów koncertów muzyki kameralnej. To nie dotyczy Polski, bo tu Witold Lutosławski jest niekwestionowanym klasykiem. W innych krajach twórczość Witolda Lutosławskiego nie jest tak znana i myślę, ze to się zmieni dopiero wtedy, kiedy wygasną tantiemy. Tak było z utworami Karola Szymanowskiego, które są zaliczane aktualnie do najważniejszych utworów XX wieku, a wcześniej tak nie było, z powodów finansowych.

Bartosz Zachłod: Nasze zainteresowania repertuarowe są bardzo szerokie - na przykład ostatni koncert rozpoczynaliśmy kontrapunktem z Kunst der Fuge Bacha, później wykonywaliśmy kwartet Haydna, a po przerwie Johna Adamsa wspomniane John’s Book of Alleged Dances z podkładem nagranym i odtwarzanym z płyty lub innego nośnika. W programie koncertu festiwalowego w Łańcucie mamy taką mieszankę – jest Kwartet smyczkowy nr 5 D –dur op. 64 – Józefa Haydna,  Kwartet smyczkowy nr 3 – Krzysztofa Pendereckiego i w drugiej części  Kwartet smyczkowy nr 1 g-moll op. 27 – Edwarda Griega. Natomiast na następnym koncercie na festiwalu w Cardiff wykonamy muzykę nowszą, będzie także kwartet Pendereckiego, będzie nasz utwór Multitude, będą dwa utwory Johna Adamsa. Można powiedzieć, że my jesteśmy „głodni” takich bardzo różnych doznań muzycznych i dużo rzeczy nas interesuje.

Paweł Zalejski : Jeżeli miałbym nas określić repertuarowo, to przede wszystkim podkreślałbym szeroki wachlarz utworów z różnych epok. Gramy utwory od okresu (polskiego) renesansu, barokowe, klasycystyczne, romantyczne, a także XX-wieku i zupełnie nowe, również te pisane specjalnie dla nas. Nie ograniczamy się do jednej epoki, poszerzamy horyzonty wykonawcze, aby uzyskać jeszcze lepszą perspektywę dla całości historii muzyki. 

Zofia Stopińska : Założenie kwartetu smyczkowego i poświęcenie się muzyce kameralnej, to poważna decyzja, podobna do zawarcia związku małżeńskiego.

Piotr Szumieł : To nawet bardziej skomplikowane, bo jest nas czterech, czyli takie „małżeństwo do kwadratu”. Na dodatek spędzamy ze sobą ogromną ilość czasu – niekiedy więcej, niż z własnymi rodzinami... Na przykład jak podliczyliśmy lata 2011 i 2012, to biorąc pod uwagę ilość prób, koncertów oraz wszystkie podróże, poza domem byliśmy przez siedem miesięcy! Przebywanie razem przez tak długi okres jest bardzo trudne, ale wraz z wiekiem wciąż dojrzewamy i mamy coraz więcej doświadczenia we wspólnych relacjach, a co najważniejsze, przez cały czas uczymy się siebie i od siebie. To jest dokładnie tak, jak w małżeństwie - tryby się docierają. Jak Pani widzi, siedzimy razem, nie musi Pani krążyć między stolikami, żeby z nami zrobić wywiad. Nigdy nie potrzebowaliśmy mediatora, dlatego można nas nazwać starym, dobrym małżeństwem.

Paweł Zalejski: Kwartet smyczkowy po wspólnym spędzeniu tysięcy godzin i setkach koncertów potrafi razem oddychać i myśleć, scala się w jeden organizm, dojrzewa jak dobre wino, wyrabia własną niepowtarzalna „chemię”. To jest także widoczne na scenie :  osoby obecne na naszych koncertach zauważają, że nawet czasami nie patrząc na siebie jesteśmy w stanie grać idealnie razem. Sztuka jest to taki rodzaj muzycznej sugestywności, aby się porozumiewać bez słów. Znamy się już tak dobrze, że każdy najmniejszy sygnał, dla publiczności niezauważalny, dla nas jest wskazówką, jak zagramy następne miejsce.

Piotr Skweres : Niedawno zadzwonił do mnie znajomy – członek innego kwartetu i pytał, czy mieliśmy jakieś kursy zachowania się na scenie, bo zawsze w tym samym momencie się kłaniamy i robimy to idealnie razem. Dopiero wówczas uświadomiłem sobie, że faktycznie tak jest, tylko my to robimy podświadomie, bez ćwiczenia.

Zofia Stopińska : Każdy artysta ma swoje miejsce , swój dom, do którego wraca z podróży.

Piotr Szumieł : Nie mieszkamy w jednym mieście. Z różnych powodów - głównie ze względu na zatrudnienia naszych żon -  każdy z nas mieszka gdzie indziej: ja w Dreźnie, Piotr jest w Wiedniu, Paweł jest w Fürth pod Norymbergą, a Bartosz mieszka w Getyndze.

Zofia Stopińska : Po raz pierwszy występujecie na Muzycznym Festiwalu w Łańcucie, ale znacie uroki tego miasta, zamku i jego otoczenia.

Piotr Szumieł : Trzech z nas studiowało w Warszawie i dlatego uczestnictwo w Międzynarodowych Kursach Muzycznych w Łańcucie było kwestią dobrego wychowania i swego rodzaju obowiązkiem. Byliśmy tutaj wielokrotnie. Występowaliśmy wówczas często w auli Szkoły Muzycznej, w Zameczku Romantycznym.

Bartosz Zachłod : Kiedy wczoraj weszliśmy na teren parku, obudziły się moje wspomnienia z lat licealnych. Zrobiłem nawet zdjęcie szkoły muzycznej i wysłałem żonie, która również wielokrotnie brała udział w letnich kursach u prof. Yagling. Bardzo się z tego ucieszyła, kursy były dla nas wtedy bardzo ważne. To dla mnie taka sentymentalna podróż.

 Z członkami Apollon Musagete Quartet : Pawłem Zalejskim, Bartoszem Zachłodą, Piotrem Szumiełem i Piotres Skweresem rozmawiała Zofia Stopińska 21 maja 2017 r. w Łańcucie.

Po półmetku 56. Muzycznego Festiwalu w Łańcucie

Zofia Stopińska : Ponad połowa 56. Muzycznego Festiwalu w Łańcucie już za nami, każdy z różnorodnych koncertów, które już się odbyły zaliczyć można do wydarzeń artystycznych, a w ich centrum jest zawsze pani prof. Marta WierzbieniecDyrektor Festiwalu. Przebywa pani z artystami, rozmawia z publicznością i wysłuchała Pani wszystkich koncertów.

Marta Wierzbieniec : Bardzo dziękuję za te ciepłe słowa, ale zawsze powtarzam, że w centrum Festiwalu jest muzyka – muzyka wykonywana przez wspaniałych, światowej sławy artystów. Muzyczny Festiwal w Łańcucie, to czas wytężonej pracy dla całego zespołu, a jest nas niewiele. Organizacją tego ogromnego przedsięwzięcia zajmuje się tak naprawdę kilku pracowników Filharmonii. Pamiętajmy o tym, że to Filharmonia Podkarpacka jest organizatorem Festiwalu i na niej spoczywa ciężar wszelkich działań. Nie widać ich na pierwszy rzut oka. Najpierw jest planowanie repertuarowe Festiwalu i dotyczy to zarówno prezentowanych utworów, jak i doboru wykonawców oraz wypracowywana jest koncepcja programowa. Ponad rok wcześniej wiemy, jakie mamy założenia programowe na kolejną festiwalową edycję. Później są rozmowy, uzgodnienia, umowy- mnóstwo szczegółowych planów dotyczących przyjazdów artystów, przewozu ich z lotniska – nie wszyscy lądują w Jasionce, często trzeba pojechać na lotnisko do Krakowa, czy Katowic. Cała sprawa logistyczna koncertów plenerowych. Podczas każdego przed sceną zasiada ponad trzy tysiące osób. Pracownicy Filharmonii zajmują się organizacją odpowiedniej ilości krzeseł, przewozem tych krzeseł, budowana jest wielka scena przed zamkiem, trzeba zadbać o całe zaplecze techniczne, a po koncercie trzeba wszystko błyskawicznie poskładać i przewieźć. Tym wszystkim zajmują się pracownicy Filharmonii i jestem za to ogromnie wdzięczna całemu zespołowi, z Zastępcą Dyrektora panią Martą Gregorowicz, która zarządza całą sferą logistyczną w sposób wzorcowy i to należy podkreślić. Niezwykle to cenię, ale też całe grono pracowników zasługuje na uznanie.

Za nami piękne Festiwalowe wieczory, wspaniałe koncerty plenerowe – "Bogu niech będą dzięki" – nie padało. Także sala balowa, która przecież jest festiwalowym centrum, rozbrzmiewała znakomitą muzyką, w wykonaniu najpierw znakomitego kwartetu smyczkowego Apollon Musagete Quartett – jest to, śmiem twierdzić, czołowy polski kwartet smyczkowy, genialnie wykonujący prezentowaną muzykę. Usłyszeliśmy między innymi III Kwartet Krzysztofa Pendereckiego i rewelacyjnie wykonany I Kwartet smyczkowy Edwarda Griega. To są wzorcowe interpretacje, kreacje artystyczne. Ten zespół zasługuje na najwyższe wyrazy uznania.                                                                                                                      Mieliśmy też okazję usłyszeć znakomitą Orkiestrę Kameralną z Wiednia, prowadzoną przez Michała Maciaszczyka, który równocześnie był solistą wieczoru, prezentując V Koncert skrzypcowy Wolfganga Amadeusza Mozarta i dwie symfonie Józefa Haydna. Bardzo się cieszę, że zgodnie z naszym programem, muzyka klasyczna, o której ciągle mówię, że jest muzyką ważną – zabrzmiała w sali balowej. Wspaniały był wczorajszy wieczór, który wypełniła pięknym programem doskonała pianistka Dina Yoffe, która od lat odnosi sukcesy na estradach całego świata. Dina Yoffe jest także jurorką wielu ważnych konkursów muzycznych – wspomnę to tylko o Międzynarodowym Konkursie Pianistycznym im. Fryderyka Chopina w Warszawie i  Konkursie im. Artura Rubinsteina w Tel Avivie. Cieszymy się, że tak znakomitą pianistkę gościliśmy po raz pierwszy na Muzycznym Festiwalu w Łańcucie. Muzyka w wykonaniu kwartetu, muzyka w wykonaniu orkiestry kameralnej, recital fortepianowy – prezentacja takiej muzyki, to jest bardzo ważna strona tego Festiwalu.

Z. S. : Przed nami jeszcze jeden wieczór w sali balowej Muzeum Zamku w Łańcucie.

M. W. : Solistą tego koncertu będzie Iwan Monighetti, artysta znany w Polsce, który bywał już na Festiwalu w Łańcucie, ale bardzo dawno temu. Z Orkiestrą Kameralną Wratislavia pod dyrekcją Jana Staniendy,wykonają piękny program złożony zarówno z utworów muzyki dawnej, jak i nieco bliższej naszym czasom. Zresztą w ogóle program Festiwalu jest tak skonstruowany, że słuchamy muzyki od baroku po współczesność. Przed nami także jeszcze koncert Gabrieli Montero, na który wszyscy czekamy – wyśmienitej pianistki, która kiedyś także była laureatką Konkursu Chopinowskiego w Warszawie. Gabriela Montero słynie także z tego, że wspaniale improwizuje i to będzie z pewnością niezapomniany wieczór w Filharmonii Podkarpackiej.  Na Finał zabrzmi IX Symfonia Ludwiga van Beethovena. Orkiestrą Symfoniczną Filharmonii Podkarpackiej i Chórem Filharmonii Narodowej dyrygować będzie maestro Massimiliano Caldi. Wystąpią także świetni soliści: Magdalena Schabowska- sopran, Agnieszka Makówka – alt, Tomasz Kuk – tenor i Robert Gierlach – baryton.

Z. S. : Dla większości publiczności, wraz z tym koncertem, 56. Muzyczny Festiwal w Łańcucie przejdzie do historii. W następnym dniu, odbędzie się jeszcze „Koncert na bis” w nie znanej mi bliżej sali łańcuckiego Hotelu Sokół.

M. W. : Parę lat temu przyjęliśmy taką ideę festiwalową, by przed Festiwalem odbywał się koncert zwany Prologiem i takie koncerty już miały miejsce: w Zamku Królewskim w Warszawie, na Zamku Kazimierzowskim w Przemyślu, w Tarnobrzegu, w Kozłówce, a w tym roku w Muzeum Okręgowym w Rzeszowie mieliśmy taki Prolog, z udziałem naszych artystów – muzyków, którzy zaprezentowali tam nieznane utwory z archiwów Biblioteki Zamkowej w Łańcucie. Ta idea służy kilku celom – bo możemy w różnych miejscach propagować Festiwal i mówić o nim, stąd wiedza o tym wydarzeniu dociera do szerszego grona odbiorców, ale parę lat temu wprowadziliśmy taki pomysł, aby w czasie każdej festiwalowej edycji, poszukiwać nowego miejsca koncertowego – były koncerty w Starej Ujeżdżalni, był koncert w Synagodze, był koncert w Łańcuckiej Farze, a także w Storczykarni. W tym roku po raz pierwszy koncert odbędzie się w niedawno wybudowanym Hotelu Sokół w Łańcucie. Jest tam sala, która może pomieścić około 250 osób i po raz pierwszy proponujemy państwu wieczór, który nazwaliśmy „Koncertem na bis”, a wypełni go muzyka w klimacie jazzowym. Będzie wówczas czas na podsumowanie Festiwalu  i refleksje, no i także wówczas powiem  coś więcej na temat przyszłorocznej edycji, która już więcej niż pół roku temu została w ogólnym zarysie zaplanowana.

Z. S. : Po tym koncercie mam nadzieję spotkać się z Panią, spojrzymy jeszcze raz na cały 56. Muzyczny Festiwal w Łańcucie i opowie Pani o planach na następną edycję.

Z prof. Martą Wierzbieniec – Dyrektorem Muzycznego Festiwalu w Łańcucie rozmawiała Zofia Stopińska 25 maja 2017r.

Subskrybuj to źródło RSS