Rafał Tomkiewicz: Pandemia pokrzyżowała moje plany artystyczne
Rafał Tomkiewicz - kontratenor fot. ze zbiorów Rafała Tomkiewicza.

Rafał Tomkiewicz: Pandemia pokrzyżowała moje plany artystyczne

           Panująca od roku na świecie pandemia w sposób istotny wpływa na życie artystów, którzy często muszą dostosowywać swoje plany do obowiązujących w danym kraju obostrzeń.
Wiele zmian i niespodzianek artystycznych przydarzyło się ostatnio Panu Rafałowi Tomkiewiczowi, młodemu śpiewakowi z Iwonicza, obdarowanemu przez naturę pięknym kontratenorem.

             Aktualnie przebywa Pan w Wiedniu, ponieważ miał Pan kilka interesujących propozycji w tym sezonie operowym. Jak wygląda ich realizacja?

             Zastała mnie Pani w Wiedniu, gdzie biorę udział w produkcji „Saula” Georga Friedricha Haendla. To oratorium wykonamy na deskach Theater an der Wien, ale niestety, nie dla publiczności. Szkoda, bo obsada jest wspaniała. W głównej roli, jako Saul, wystąpi Florian Boesch, jako Merab Anna Prohaska, a dyryguje Christopher Moulds. Mam ogromne szczęście, że mogę współpracować z tak wspaniałymi artystami. Pocieszające jest to, że nasze przygotowania nie idą na marne, ponieważ przystępujemy do nagrania tej produkcji i będzie można ją zobaczyć w TV, a być może w późniejszym czasie ukaże się na DVD.
             W planach Wiener Kammeroper było także wystawienie „Giasone” Francesco Cavalliego, gdzie miałem występować w tytułowej roli. Opera była już gotowa, mieliśmy nawet próbę generalną, po której dowiedzieliśmy się, że teatry zostały zamknięte w związku covidem, a właściwie z obostrzeniami z nim związanymi. Teatr nie zdecydował o jej nagraniu. Opera musiała zejść z repertuaru, ponieważ trzeba było przygotować scenę do kolejnej produkcji.
             Na przełomie września i października ubiegłego roku udało mi się wystąpić w operze „Bajazet” Antonio Vivaldiego, ale niestety, zaśpiewałem tylko podczas premiery i czterech kolejnych spektakli, ponieważ „złapałem covida”, a w kolejnych czterech zastąpił mnie Filippo Mineccia, który na szczęście ma tę partię w repertuarze.
Pandemia pokrzyżowała trochę moje plany artystyczne, ale dotknęło to wszystkich artystów na świecie.

              Czy przez cały czas przebywał Pan w Wiedniu?

              Nie, jak w listopadzie okazało się, że nie będziemy mogli grać „Giasone”, to wróciłem na kilkanaście tygodni do Polski. W marcu otwarto w Polsce na krótko teatry operowe i miałem okazję zaśpiewać partie Unulfo w operze „Rodelinda” Georga Friedricha Haendla w dwóch spektaklach w Polskiej Operze Królewskiej. Kilka tygodniu temu wróciłem do Wiednia, aby wziąć udział w produkcji „Saula”, a po nagraniu znowu powracam do domu. W czerwcu wybieram się do Meiningen.

              Od naszej ostatniej rozmowy, która zarejestrowałam w Krośnie, minęło już ponad rok. Miał Pan wtedy problemy zdrowotne oraz sporo propozycji występów.

              Tak, czekały mnie operacje obydwu stawów biodrowych. Udało mi się bardzo szybko wrócić do zdrowia, bo po każdej operacji już po dwóch tygodniach chodziłem bez kuli i czuję się fantastycznie. Mogę biegać, skakać i na scenie czuję się swobodnie. To ogromne szczęście. Jestem bardzo wdzięczny wszystkim moim znajomym, którzy przyczynili się do organizacji koncertu charytatywnego w Krośnie.

              Bardzo późno przekonał się Pan, że może Pan śpiewać kontratenorem i można stwierdzić, że miał Pan szczęście do świetnych pedagogów.

              Zgadza się, miałem ogromne szczęście. Głos kontratenorowy odkryłem jeszcze w Krakowie na Akademii Muzycznej razem z moim ówczesnym profesorem Jackiem Ozimkowskim. Następnie na studia magisterskie przeniosłem się do Warszawy i nadal pracuję w klasie prof. Artura Stefanowicza, światowej sławy kontratenora (aktualnie jestem na studiach doktoranckich i Profesor jest moim promotorem). W Akademii Operowej przy Teatrze Wielkim w Warszawie pracowałem pod kierunkiem m.in. Matthiasa Rexrotha i Eytana Pessena, wspaniałych artystów, którzy bardzo dużo mi pomogli w rozwijaniu moich umiejętności śpiewania kontratenorem.
              Mój pierwszy kontrakt otrzymałem właśnie dzięki Akademii Operowej. Pani dyrektor Beata Klatka zaproponowała mi lekcje z panią Brendą Hurley – dyrektorką Studia Operowego w Zurichu. Po zaśpiewaniu jednej arii, pani Brenda Hurley zapytała: „Co pan tu robi?”. Odpowiedziałem zgodnie z prawdą – uczę się i ćwiczę... Wtedy usłyszałem stwierdzenie: „Pan jest gotowy na scenę”.
              Obiecała, że poleci mnie komuś i dotrzymała słowa. Chyba po trzech tygodniach otrzymałem wiadomość od dyrektora Theater Orchester Biel Solothurn w Szwajcarii z propozycją wykonania tytułowej roli w operze „Radames” Pétera Eötvösa.

              Miał Pan także szczęście w konkursach, bo najczęściej otrzymywał Pan nagrody albo jeśli nawet nie był Pan laureatem, to otrzymywał Pan propozycje występów, a czasami były one ważniejsze od nagrody finansowej.

              Zgadza się. Na przykład uczestniczyłem w konkursie w Innsbrucku i zaowocowało to propozycjami w Wiener Kammeroper, teraz w Theater an der Wien. Po Konkursie Belvedere miałem propozycje koncertów na Litwie i Łotwie, ale niestety, w związku z koronawirusem te koncerty się nie odbyły.

               Być może zostały tylko zmienione terminy tych koncertów na później. Ponadto z pewnością dyrektorzy teatrów operowych i agenci zapamiętali Pana udane występy, i kiedy tylko będziemy mogli słuchać muzyki na żywo, pojawią się także nowe propozycje.
Przystępujecie do nagrań i pewnie niełatwo będzie występować przy pustej widowni.

               Nie ukrywam, że jest to przykre. To nie jest to samo, bardzo brakuje nam publiczności. Mam ogromną nadzieję, że niedługo wszystko się zmieni. We wspomnianym już Meiningen mamy zaplanowaną premierę na wrzesień, ale zastanawiam się, czy to wydarzenie odbędzie się zgodnie z planem. Wprawdzie kontrakty już są, ale czy za pięć miesięcy teatry operowe będą działać na pełnych obrotach? Mam nadzieję, że zostaną otwarte przynajmniej dla 50% publiczności.

               Pamiętam Pana występy koncertowe, między innymi głośno było kiedyś o pojedynku kontratenorów – Pana z Michałem Sławeckim. Takie programy są nie tylko bardzo lubiane przez publiczność, ale także popularyzują muzykę klasyczną. Odniosłam wrażenie, że Panowie także świetnie się bawili.

               Zdecydowanie tak. Dobieraliśmy arie, w których mogliśmy się najlepiej pokazać. Nie traktowaliśmy tego jako rywalizację, a raczej jako popis. Złożyliśmy spory program i myślę, że nasz występ bardzo się podobał. Na bis zaśpiewaliśmy wspólnie arię z ”Rinalda” G.F. Haendla „Venti turibini” i wtedy już podzieliliśmy się fragmentami tej arii.

               Jest Pan młodym śpiewakiem, a już występował Pan nie tylko w Polsce i Austrii, ale także we wspomnianej Szwajcarii, Włoszech.

               Bardzo miło wspominam moje dotychczasowe występy, ale szczególnie ważny był dla mnie pobyt we Włoszech, ponieważ tam miałem przyjemność nagrać płytę z operą „Il Trespolo tutore” Alessandro Stradelli z dyrygentem Andrea de Carlo i wspaniałą obsadą, jak Roberta Mameli czy Riccardo Novaro. Płyta została wydana kilka miesięcy temu i już jest dostępna. Zachęcam do posłuchania na Spotify, jeśli ktoś miałby ochotę.

               Kilka lat temu założył Pan rodzinę i jest już miejsce na świecie, do którego Pan wraca z mocniej bijącym sercem. Pana żona nadal związana jest z poznańskim środowiskiem muzycznym?

               Tak, współpracuje z Teatrem Muzycznym w Poznaniu i z Krakowskim Teatrem Variété. Aktualnie jest w nowej produkcji Teatru Variété - „Pretty Woman” Bryan’a Adamsa i Jimi Vallance’a.
               Udało im się wykonać premierę, kiedy w marcu zostały teatry otwarte, aktualnie nie grają, ale wiem, że licencja jest wykupiona na dwa lata i może się jeszcze odbyć dużo spektakli tego musicalu. Byłem na premierze, bardzo mi się podobało i jeśli ktoś lubi musicale, to serdecznie zapraszam do Krakowskiego Teatru Variété”.

               Niełatwo jest chyba połączyć życie rodzinne z zawodowym.

               Jedynym plusem pandemii był fakt, że wreszcie mogliśmy być razem przez dłuższy czas w domu, bo prawie pół roku. Chyba nigdy tak długo nie byliśmy razem, ale było nam bardzo dobrze i szkoda, że już chyba to nie nastąpi zbyt szybko.
Staramy się jak najwięcej czasu spędzać razem. Nawet jeśli wyjeżdżam za granicę na dłużej, a żona ma w tym czasie wolne, to zabieram ją ze sobą albo przyjeżdża do mnie w odwiedziny. Jeśli pracuje, to zostaje w domu.

               Mam nadzieję, że niedługo będzie okazja oklaskiwać Państwa na estradach koncertowych i będzie okazja, aby informować czytelników o sukcesach na polskich i zagranicznych estradach.

                Dziękuję za rozmowę i życzę dużo zdrowia. Mam nadzieję, że po wakacjach będę mógł Państwa zaprosić na koncertowe wykonanie oratorium „Jephtha” G.F. Haendla pod batutą Maestro Paula Esswooda do Teatru Wielkiego w Poznaniu.

Z Rafałem Tomkiewiczem, świetnym kontratenorem młodego pokolenia rozmawiała Zofia Stopińska 16 kwietnia 2021 roku.