Szymon Krzeszowiec: "Kameralistyce poświęcam najwięcej czasu i uwagi"
Szymon Krzeszowiec - skrzypce fot. Damian Krzanowski

Szymon Krzeszowiec: "Kameralistyce poświęcam najwięcej czasu i uwagi"

          Jak tylko mam okazję, staram się przybliżać Państwu artystów, którzy pochodzą z Podkarpacia lub łączą ich rodzinne więzy z tym pięknym zakątkiem Polski.
Tym razem nadarzyła się okazja, aby przedstawić dr hab. Szymona Krzeszowca, znakomitego skrzypka i pedagoga (Kierownika Katedry Instrumentów Smyczkowych Akademii Muzycznej w Katowicach). Artysta był jednym z solistów koncertu, który odbył się 31 stycznia 2020 roku w Filharmonii Podkarpackiej i dlatego rozpoczynam od krótkiego omówienia tego wydarzenia.
           Orkiestra Filharmonii Podkarpackiej wystąpiła pod batutą Wojciecha Rodka, doświadczonego dyrygenta średniego pokolenia, dyrektora naczelnego Filharmonii Lubelskiej. Program koncertu wypełniły prawdziwe perły muzyki skrzypcowej, a ramy tworzyły popisowe kompozycje orkiestrowe.
Wieczór rozpoczął jeden z najbardziej znanych utworów Camille Saint-Saënsa – Dance macabre (Taniec śmierci). Orkiestra kierowana przez Wojciecha Rodka bardzo sugestywnie wykonała to dzieło, którego program literacki oparty został na wierszu Henri Cazalisa, a szczególnie zapadły w pamięci wirtuozowskie solówki skrzypiec w wykonaniu koncertmistrza orkiestry Roberta Naściszewskiego (grane na przestrojonych skrzypcach).
          Partie solowe w trzech kolejnych arcydziełach wykonali studenci prof. Szymona Krzeszowca. Wielkimi umiejętnościami technicznymi popisał się Michał Orlik w Melodiach cygańskich Pablo Sarasatego.
Przepięknie i szlachetnie zabrzmiały na tle orkiestry skrzypce Sulamity Ślubowskiej w Poemacie Es-dur op. 25 Ernestra Chaussona. Podobnie jak wymienione wykonania, publiczność gorąco oklaskiwała także Bartłomieja Frasia w popularnym utworze Introdukcja i Rondo Capriccioso op. 28 Camille Saint-Saënsa.
          W drugiej części wieczoru zachwycająco zabrzmiała Partita na skrzypce, fortepian i orkiestrę Witolda Lutosławskiego, przenosząca słuchaczy do XX stulecia. Partie skrzypiec rewelacyjnie wykonał Szymon Krzeszowiec, a przy fortepianie zasiadł świetnie współpracujący ze skrzypkiem-solistą i orkiestrą Paweł Węgrzyn.
Koncert zakończyło programowe dzieło – Scherzo symfoniczne „Uczeń czarnoksiężnika” Paula Dukas’a, oparte na balladzie o tym samym tytule, napisanej przez Johanna Wolfganga von Goethe. Świetna interpretacja Orkiestry pod batutą Wojciecha Rodka (z solówką kontrafagotu, na którym grał Grzegorz Dudek) została nagrodzona przez publiczność długimi gorącymi brawami.
Tak zakończyła się pierwsza część sezonu artystycznego w Filharmonii Podkarpackiej.
W dniu koncertu udało mi się porozmawiać z panem Szymonem Krzeszowcem.

          Występujący w pierwszej części koncertu skrzypkowie, to z pewnością wyróżniający się Pana studenci.
          - Chcę podkreślić, że mam bardzo utalentowanych studentów i każdy z nich jest indywidualnością, ale przecież nie mogli tutaj wystąpić wszyscy i dlatego musiałem dokonać wyboru. Nie kierowałem się zdolnościami i wysokim poziomem gry, bo wszyscy są fantastycznymi skrzypkami, i dlatego wybrałem tych, którzy mają największe osiągnięcia. W Rzeszowie wystąpią młodzi skrzypkowie: Michał Orlik, Sulamita Ślubowska i Bartłomiej Fraś, którzy mają już poważne osiągnięcia na konkursach skrzypcowych. Stwierdziłem, że warto ich pokazać melomanom.

          Program koncertu składa się wyłącznie z przebojów muzyki klasycznej, a utwory z udziałem solowych skrzypiec doskonale znają nie tylko melomani.
          - Wspólnie z panią dyrektor Martą Wierzbieniec pomyśleliśmy, żeby w związku z trwającym karnawałem zamieścić w programie bardzo znane, efektowne i wirtuozowskie utwory z katalogu literatury skrzypcowej. Być może z tego kanonu „wyłamuje się” Partita Witolda Lutosławskiego, którą ja będę miał przyjemność wykonywać, ale ten utwór jest mi bardzo bliski. Kilka dni temu obchodziliśmy rocznicę urodzin Witolda Lutosławskiego, a do tego Partita jest genialnym utworem, niestety, rzadko wykonywanym na estradach koncertowych, zwłaszcza w wersji z orkiestrą. W oryginale Partita została skomponowana na skrzypce i fortepian, a dopiero później Lutosławski opracował wersję z udziałem orkiestry.

           Jestem przekonana, że dzisiaj sala będzie wypełniona publicznością do ostatniego miejsca, bo sporo osób przyjdzie posłuchać Pana. Wielu Rzeszowian wie, że muzyczna rodzina Krzeszowców, działająca prężnie na Śląsku, tak naprawdę pochodzi z Rzeszowa.
          - Bardzo mi miło, że pani twierdzi, iż moje nazwisko może przyciągnąć część widowni. To prawda, że z Rzeszowem łączy mnie bardzo silna więź rodzinna. Ogromnie się cieszę, że występuję w mieście, w którym spędzałem jako dziecko dużo czasu w czasie wakacji u dziadków. Spodziewam się, że na koncercie będzie obecna część mojej rodziny i dlatego ten wieczór jest dla mnie szczególny.

           Gra Pan bardzo dużo muzyki kameralnej. Czy chociaż czasami są to rodzinne koncerty?
           - Owszem, zdarzają się takie rodzinne koncerty, ale bardzo rzadko. Wszystko wiąże się z ilością projektów i pracy, jakie ma każdy z nas. Myślę w tym wypadku o moich braciach, a także o rodzinie, którą ja założyłem, bo moja żona i dzieci także grają. Niestety, rzadko znajdujemy czas, żeby wspólnie muzykować. Po całym dniu prób, lekcjach i ćwiczeniu spotykamy się w domu, żeby na chwilę zapomnieć o dźwiękach i rozkoszować się ciszą. Z moimi braćmi mamy kameralny projekt i niedawno graliśmy razem koncert podczas Festiwalu Prawykonań w Katowicach, a w programie znalazły się wyłącznie nowe utwory skomponowane z myślą o nas, na nietypowy skład, jakim jest flet, skrzypce i wiolonczela.
Jeśli ktoś z Państwa będzie miał ochotę, to zapraszam serdecznie 21 lutego do Lublina. W tamtejszej Filharmonii z bratem Adamem będziemy wykonywać Koncert podwójny na skrzypce i wiolonczelę Johannesa Brahmsa.

          Najwięcej czasu zajmują Panu koncerty i praca z Kwartetem Śląskim.
          - Tak, kameralistyce poświęcam najwięcej czasu i uwagi, a głównie jest to praca z Kwartetem Śląskim, w którym gram już prawie 20 lat, bo od 2001 roku. Mamy stały cykl koncertów w katowickim NOSPR-ze, koncertujemy też za granicą i dużo nagrywamy.

           O dorobku Pana i Kwartetu Śląskiego najlepiej świadczy ilość nagranych płyt dla różnych wytwórni. Czasami sięgam po nagrania sonat skrzypcowych Johannesa Brahmsa, które nagrał Pan wspólnie z Wojciechem Świtałą dla Sony Classical, są płyty nagrane dla wytwórni EMI Music Poland, Chandos, BIS, CD Accord, Naxos ECM, Dux oraz nagrania dla Polskiego Radia.
          - Debiutowałem wspomnianą przez panią płytą z Sonatami Brahmsa dla Sony Classical Poland i od tej pory nagrałem w sumie ponad 50 płyt kameralnych i solowych. Można powiedzieć, że działalność fonograficzna jest obfita.

           Chcę Panu serdecznie pogratulować, ponieważ płyta z Kwartetami Mieczysława Wajnberga w wykonaniu Kwartetu Śląskiego jest nominowana do Nagrody Muzycznej Fryderyk w dwóch kategoriach: Najwybitniejsze Nagranie Muzyki Polskiej i Album Roku Muzyka Kameralna. Może się okazać, że będą dwa Fryderyki.
          - Trudno prognozować. To jest bardzo miłe, że została dostrzeżona nasza praca i wkład w popularyzację muzyki polskiej, bo tym głównie zajmuje się Kwartet Śląski. Jesteśmy w trakcie nagrywania wszystkich kwartetów smyczkowych Mieczysława Wajnberga. Nominowana płyta jest trzecią z kolei. Kilkanaście dni temu pojawiła się na rynku czwarta płyta, a chcę przypomnieć, że rok temu nominowana była także druga płyta, a dwa lata temu Fryderyka otrzymała pierwsza płyta z Kwartetami Wajnberga.
          W ostatnich latach bardzo dużo czasu poświęcamy utworom Mieczysława Wajnberga i gramy dużo jego utworów. Zaryzykuję nawet stwierdzenie, że jest to nasze odkrycie, bo to bardzo wartościowa twórczość, nie tylko kameralna i cieszę się, że coraz częściej jego utwory są wykonywane w salach koncertowych w całej Polsce.

          Występuje Pan także w Wajnberg Trio i proszę nam opowiedzieć o tym zespole, ponieważ być może nie wszyscy czytelnicy go znają.
          - Wajnberg Trio to jest formacja, która powstała kilka lat temu. Będąc kiedyś na Międzynarodowym Festiwalu Kameralistyki w Książu nieopodal Wałbrzycha, miałem możliwość wykonać Trio fortepianowe Wajnberga. Uważam, że jest to jedno z absolutnie genialnych dzieł kameralnych i to był pierwszy utwór tego kompozytora w moim repertuarze. Wkrótce pojawiły się kwartety oraz kwintet i przez cały czas jestem zafascynowany twórczością Mieczysława Wajnberga. Moim marzeniem było nagranie tego Tria, a w międzyczasie z pianistą Piotrem Sałajczykiem i wiolonczelistą Arkadiuszem Dobrowolskim sięgnęliśmy również po inne utwory na ten skład. Wykonywaliśmy je podczas koncertów i nagraliśmy na płytę. Tak powstało Wajnberg Trio i nasza płyta pojawiła się w 2018 roku, a są na niej tria Mieczysława Wajnberga, Aleksandra Tansmana i Andrzeja Czajkowskiego, czyli polska muzyka dosyć rzadko wykonywana i trochę niedoceniana, a bardzo wartościowa. Nie sposób przejść obok dzieł kameralnych napisanych na inne składy, stąd moje zainteresowanie różnymi konstelacjami kameralnymi, ale, jak już powiedziałem, najwięcej czasu zajmuje mi praca w Kwartecie Śląskim.

           Znalazłam także sporo informacji o Pana działalności solistycznej.
           - Od czasu do czasu gram solo z towarzyszeniem orkiestry symfonicznej oraz recitale, ale na rozwinięcie tego nurtu brakuje mi czasu, bo dzień ma tylko 24 godziny, a rok ma tylko 365 dni. Muszę także znaleźć czas na pracę pedagogiczną i na kierowanie Katedrą Instrumentów Smyczkowych. Bardzo ważny jest też czas dla rodziny i staram się tak organizować dzień, aby utrzymać ten balans jak najlepiej.

          Dosyć długo obserwuję, co dzieje się w dziedzinie muzyki klasycznej na Śląsku i chyba Pan potwierdzi, że jest to niezwykle prężne środowisko muzyczne.
          - Władze miasta postawiły na kulturę i uważam, że to było świetne posunięcie, bo chyba nikt nie spodziewał się aż takiego zainteresowania muzyką klasyczną. Przyczyniło się do tego z pewnością powstanie nowej siedziby NOSPR-u z wybitną akustycznie i bardzo ciekawą, piękną salą. Grający tam dość często artyści z najwyższej półki wypowiadają się o walorach tej sali w samych superlatywach. Początkowo dyrekcja NOSPR-u miała pewne obawy, czy to zainteresowanie nie jest tylko chwilowe, potrwa dwa, góra – trzy lata, ale muszę powiedzieć, ku własnej uciesze, że na każdym koncercie sala jest pełna i to zainteresowanie nie maleje. Przyjeżdżają na koncerty melomani z Krakowa i Warszawy oraz innych dużych ośrodków muzycznych. Mówi się, że Katowice są miastem kultury i ma to swoje odzwierciedlenie w bogatej ofercie kulturalnej.

          Wymienił Pan tylko salę NOSPR-u, a przecież nie jest to jedyna sala. Bardzo dobra i piękna jest sala koncertowa Akademii Muzycznej w Katowicach.
          - To prawda, jest Akademia Muzyczna, ale jest także Filharmonia Śląska, działają orkiestry kameralne. W Katowicach ma swoją siedzibę także orkiestra barokowa. Wszystko się rozwija i miejmy nadzieję, że ta tendencja się utrzyma.

           Przez cały czas rozmawiamy tylko o muzyce, mówił Pan o planowaniu czasu tak, aby jak najczęściej przebywać z rodziną i chyba na zainteresowania pozamuzyczne nie ma już Pan czasu.
          - Jest jedna rzecz, którą robię, a nie ma ona nic wspólnego z muzyką. Może Państwo odbiorą to jako uleganie modzie, ale to nieprawda. Od kilkunastu lat, a może nawet dłużej, biegam. Robię to dla relaksu i utrzymania kondycji nie tyle fizycznej, co psychicznej. Każdemu to polecam, bo to jest bardzo dobry sposób na doładowanie akumulatora i uspokojenie głowy, która na co dzień działa na bardzo wysokich obrotach. To jest jedyna odskocznia, na którą staram się znaleźć w ciągu dnia czas. Łączę sport z odpoczynkiem.

          Rozmawiamy przed koncertem, ale chyba już może Pan powiedzieć, jak przebiegała podczas prób współpraca z dyrektorem Wojciechem Rodkiem i Orkiestrą Symfoniczną Filharmonii Podkarpackiej.
          - Bardzo sobie cenię czas spędzony w Rzeszowie. To duża przyjemność współpracować z zespołem Filharmonii Podkarpackiej, bo grają w nim świetni muzycy. Miło mi było po latach spotkać i porozmawiać z muzykami, których pamiętam z poprzednich koncertów. Dyrektor Wojciech Rodek jest bardzo elastycznym dyrygentem i praca z nim jest przyjemnością, wręcz rozkoszą. Pozwala bowiem soliście na realizację własnej interpretacji, cały czas mu w tym pomaga i odpowiednio prowadzi orkiestrę. To jest bardzo ważne dla moich studentów, którzy występują w pierwszej części koncertu, bo oni nie mają dużego doświadczenia w graniu z orkiestrą, a dzięki tak znakomitej współpracy występy powinny być na bardzo wysokim poziomie.

          Dawno Pan nie występował w Rzeszowie, bo według moich obliczeń – ponad cztery lata. Mam nadzieję, że nie będziemy czekać tak długo na następny koncert.
          - Bardzo mi będzie miło powrócić tutaj jak najszybciej. Będę się cieszył na kolejne spotkanie i być może na kolejną rozmowę.

Z dr hab. Szymonem Krzeszowcem, znakomitym skrzypkiem i pedagogiem rozmawiała Zofia Stopińska 31 stycznia 2020 roku w Rzeszowie.