Zofia Stopińska

Zofia Stopińska

email Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

Orkiestra Filharmonii Podkarpackiej pod batutą Roberta Kabary

Kariera artystyczna Roberta Kabary (Przemyślanina z urodzenia) wiąże w sobie kilka kierunków: działa jako dyrygent, jest także utytułowanym wirtuozem skrzypiec i altówki; nadto animatorem muzyki, jak również pedagogiem w akademiach muzycznych w Katowicach i w Krakowie. Aktualnie Robert Kabara jest I dyrygentem i szefem artystycznym Śląskiej Orkiestry Kameralnej.

10 marca 2017 roku, o godz. 19:00 w Filharmonii Podkarpackiej rozpocznie się koncert zatytułowany "W wiosennych barwach", podczas którego Orkiestra Filharmonii Podkarpackiej wystąpi pod batutą Roberta Kabary, a solistami będą: Marek Toporowski - organy Hammonda i Ryszard Borowski - flet.

W programie: R. Borowski - "Koncert ptasi" na organy Hammonda i orkiestrę smyczkową ; A. Vivaldi / R. Borowski - Koncert c-moll na flet, organy Hammonda i orkiestrę smyczkową, cz. I ; R. Borowski - "Hommage a'Bach wg Das Wohltemperierte Klavier" na organy Hammonda i orkiestrę smyczkową ; L. van Beethoven - VI Symfonia F-dur op. 68 "Pastoralna".

Koncert łączyć będzie w sobie tradycję z nowoczesnością, zabrzmią bowiem kompozycje Ryszarda Borowskiego, inspirowane muzyką baroku, m.in. "Das Wohltemprierte Klavier" J. S. Bacha, Koncertem fletowym A. Vivaldiego, a w "Ptasim koncercie" uslyszymy "Kukułkę" L. C. Daquina i "Kurę" F. Couperina. Usłyszymy także słynną VI Symfonię "Pastoralną"  L. van Beethovena. Dzieło to świadczy o wielkim umiłowaniu przyrody przez kompozytora, o czym świadczą jego słowa: "Jakże jestem szczęśliwy, mogąc chodzić wśród gąszczy lasów, drzew, krzewów i skał... Nikt nie może kochać wsi bardziej ode mnie - lasy, pola, drzewa, skały dają duszy oddźwięk, jakiego jej trzeba... Tu nie dokucza mi mój przeklęty słuch - każde drzewo zdaje się mówić do mnie. Czy można wyrazić błogość, jaką daje człowiekowi cisza lasu?... "Symfonię kończy Pieśń pasterska - rodzaj hymnu na cześć przyrody, - "nabożeństwa pod zieloną kopułą drzew..."

Pod batutą Roberta Kabary

Pod batutą Roberta Kabary - I dyrygenta oraz szefa artystycznego Śląskiej Orkiestry Kamerlanej, wystąpi 10 marca Orkiestra Symfoniczna Filharmonii Podkarpackiej. Na organach Hammonda grać będzie Marek Toporowski, a na flecie Ryszard Borowski.

Na program koncertu łączącego tradycję z nowoczesnością złożą się: dwa dzieła Ryszarda Borowskiego - "Koncert Ptasi" na organy Hammonda i orkiestrę smyczkową oraz "Hommage a'Bach wg Das Wohltemperierte Klavier" na organy Hammonda i orkiestrę smyczkową. Usłyszymy także  dzieło Antonio Vivaldiego w opracowaniu Ryszarda Borowskiego a będzie to Koncert c-moll na flet , organy Hammonda i orkiestrę smyczkową, cz. I. Zabrzmi również tego wieczoru VI Symfonia F-dur op. 68 "Pastoralna" - Ludwiga van Beethovena.

Koncert rozpocznie się o 19.00.

Penderecki - Chamber Music Vol.II

W twórczości Krzysztofa Pendereckiego wiolonczela zajmuje miejsce szczególne, będąc główną bohaterką licznych kompozycji kameralnych i orkiestrowych tego wybitnego kompozytora. Niniejsza płyta, kontynuująca serię wydawniczą utworów kameralnych Krzysztofa Pendereckiego, została w całości poświęcona wiolonczeli, występującej jako instrument solowy oraz w zmultiplikowanym składzie. Kolejne kompozycje prezentowane na nagraniu znakomicie ilustrują bogactwo twórczości artysty, który w wieloletnim procesie poszukiwania i doskonalenia swojego muzycznego języka sięgał zarówno po środki awangardowe, jak i pochodzące z dawnych epok. Usłyszymy zatem pełne sonorystycznych eksperymetów "Capriccio per Siegfried Palm", nawiązującą do tradycji baroku i romantyzmu "Suite", kompozycje wirtuozowskie oraz liryczne "Agnus Dei", słowem pełną paletę wiolonczelowego artyzmu i wyrazu. Wszystko w pełnym koncentracji wykonaniu Jakoba Spahna, niezwykłego, młodego niemieckiego wiolonczelisty, któremu w utworach kameralnych towarzyszą najznakomitsi polscy wirtuozi tego instrumentu.

Wszystkie utwory zostały nagrane w Europejskim Centrum Muzyki Krzysztofa Pendereckiego w Lusławicach w latach 2015 - 1016.

Spis utworów:

Caprriccio per Siegfried Palm na wiolonczelę solo (1968),

Cadenza na wiolonczelę solo - transkrypcja Jakob Spahn (1983 - 84)

Per Slava na wiolonczelę solo (1985 - 86)

Suite na wiolonczelę solo (1994 - 2013)

Serenata na 3 wiolonczele (2008)

Violoncello totale na wiolonczelę solo (2011)

Agnus Dei na 8 wiolonczel (2008)

Ciaccona in memoriam Giovanni Paolo II per 6 wiolonczel (2015)

Wykonawcy:

Jakob Spahn - wiolonczela

Izabela Buchowska - wiolonczela,

Tomasz Daroch - wiolonczela

Jan Kalinowski - wiolonczela,

Marta Kordykiewicz - wiolonczela

Rafał Kwiatkowski - wiolonczela,

Mikołaj Pałosz - wiolonczela,

Beata Urbanek-Kalinowska - wiolonczela

DUX, DUX 1244, 2016

Małgorzata Polańska - reżyser nagrania

 

 

Maciej Wota w Jarosławiu

Recitalem Macieja Woty - młodego, niezwykle utalentowanego artysty, który grał na fortepianie i organach – rozpoczęły się 26 lutego w Sali Koncertowej Szkoły Muzycznej w Jarosławiu – VI Dni Muzyki Fortepianowej im. Marii Turzańskiej.

Maciej Wota kształci się na Uniwersytecie Muzycznym Fryderyka Chopina w Warszawie, ale także brał udział w warsztatach pianistycznych i organowych, prowadzonych przez takich profesorów jak m.in.: Andrzej Jasiński, Józef Stompel, Rem Urasin, Ludmił Angelov, David Dolan, Katarzyna Popowa-Zydroń, Waldemar Wojtal i Józef Serafin. Jest laureatem kilkunastu konkursów pianistycznych. Koncertował w wielu krajach Europy: Polsce, Rosji, Niemczech, Norwegii, Wielkiej Brytanii, Belgii, Włoszech, na Ukrainie, Litwie, Węgrzech, a także w Australii i Stanach Zjednoczonych.

Ramy recitalu w Jarosławiu stanowiły utwory Fryderyka Chopina. Na pierwsze ogniwo złożyły się: Polonez A-dur op. 40, Mazurki g-moll i C-dur z op. 24 i Walc Es-dur op. 18. Później Maciej Wota zasiadł do organów i zabrzmiały dwa dzieła: Passacaglia i fuga c-moll – Johanna Sebastiana Bacha oraz Fantazja i fuga na temat B-A-C-H – Ferenca Liszta.  Trzecia część koncertu rozpoczęła się Nocturnem Des-dur op. 27 nr 2 , a później zabrzmiały Etiuda c-moll op. 10 nr 12 (Rewolucyjna) i Polonez As-dur op. 53. Rozmowa z Maciejem Wotą zarejestrowana została po koncercie.

Zofia Stopińska : Bardzo Panu dziękuję za wspaniały wieczór i niezwykłe, przepiękne kreacje, a przede wszystkim za utwory, które znalazły się w programie – części I i III stanowiły fortepianowe arcydzieła Fryderyka Chopina, a środkową wypełniły dwa organowe dzieła Johanna Sebastiana Bacha i Ferenca Liszta. Kompozytora pierwszego utworu Fryderyk Chopin uwielbiał, natomiast twórca drugiego dzieła – uwielbiał Chopina.

Maciej Wota : Zgadza się. Utwory zostały tak pomyślane, aby dobór kompozytorów niósł za sobą pewne związki. O Chopinie, który był wielkim mistrzem fortepianu nie można było zapomnieć grając pod koniec lutego w sali Szkoły Muzycznej, której patronuje od początku jej działalności. Wraz z panem Bogusławem Pawlakiem, który prowadził dzisiejszy koncert, długo zastanawialiśmy się nad ułożeniem programu. Ze strony pana Pawlaka padło pytanie o Passacaglię c-moll Bacha. Postanowiłem, że nauczę się tego utworu, a więc był to utwór specjalnie przygotowany na ten koncert. Postanowiliśmy, że dołączymy jeszcze do tego Preludium i fugę B.A.C.H. – Liszta. W tym dziele Liszt oddał także hołd Bachowi, komponując utwór oparty na motywach dźwięków b a c h. Dodam jeszcze, że Chopin podziwiał także Liszta, jako genialnego pianistę o wyśmienitej technice. Dobór kompozytorów i utworów, które pojawiły się w programie nie był przypadkowy.

Z. S. : Nieprzypadkowo także Pan był wykonawcą koncertu inaugurującego VI Dni Muzyki Fortepianowej im. Marii Turzańskiej w Jarosławiu, bo przecież w tym mieście się Pan urodził. Krótko Pan tutaj mieszkał, ale pomimo tego, chyba specjalne emocje towarzyszyły Panu w czasie tego koncertu.

M. W. : Tak. Niektórzy twierdzą nawet, że najtrudniej jest grać „na własnym podwórku” i naprawdę tak jest. Poza tym, że urodziłem się w Jarosławiu, na każdych wakacjach byłem w tym mieście, od dziecka. To jest mój stały punkt wypoczynku. Tutaj też czuję się bardzo dobrze i praktycznie znam całe miasto. To środowisko także nie jest mi obce i z wielką przyjemnością tutaj występuję.

Z. S. : Koncert odbył się w sali Szkoły Muzycznej im. Fryderyka Chopina i są tutaj bardzo dobre warunki do wykonywania recitali – szczególnie fortepianowych i organowych.

M. W. : To zasługuje na szczególne podkreślenie. Wielkie wyrazy szacunku i wdzięczności należą się także panu Bogusławowi Pawlakowi, który propaguje to miejsce za sprawą Festiwalu. To jest sala koncertowa naprawdę na miarę XXI wieku, przystosowana specjalnie do takich recitali. Jest piękna i posiada świetną akustykę, a do tego stoi na scenie nowy fortepian Steinway’a. Taki sam model możemy spotkać w najwyższej rangi salach koncertowych na świecie. Jest to instrument absolutnie najwyższej klasy, świetnie przygotowany do koncertu. Mamy również na tej scenie elektroniczne organy wysokiej klasy, z niemym prospektem, przypominającym prawdziwy prospekt organowy. Mimo tego, że jest to elektroniczny instrument – to można z niego wydobyć wiele różnych barw imitujących prawdziwe organy.

Z. S. : Doskonale nam Pan zademonstrował walory tego instrumentu, grając dwa wielkie dzieła, które nie na każdych organach piszczałkowych można wykonać.

M. W. : To prawda. Bach przecież żył w epoce baroku i miał do dyspozycji zupełnie inne instrumenty, niż mieli do dyspozycji organiści w epoce romantyzmu. W jarosławskiej szkole mamy imitację instrumentu uniwersalnego, który nadaje się do wykonywania zarówno muzyki dawnej, romantycznej, aż po dzieła współczesne. Można tu grać praktycznie utwory wszystkich epok.

Z. S. : Kontynuuje Pan rodzinne tradycje muzyczne.

M. W. : Jak najbardziej. Z inicjatywy rodziców zacząłem grać na fortepianie. Tato jest śpiewakiem w Filharmonii Narodowej, a mama uczy skrzypiec i jest kierownikiem sekcji instrumentów smyczkowych w jednej w warszawskich szkół muzycznych. Muzyka jest cały czas obecna w naszym domu od lat i od pierwszych dni życia jej słuchałem.

Z. S. : Niedawno ukończył Pan Uniwersytet Muzyczny Fryderyka Chopina w Warszawie w zakresie gry na fortepianie w klasie prof. Jerzego Sterczyńskiego i czeka Pana niedługo drugi recital dyplomowy.

M. W. : W czerwcu czeka mnie dyplomowy występ wieńczący studia licencjackie w zakresie gry na organach, a uczę się w klasie prof. Jarosława Malanowicza. Jestem także w trakcie podyplomowych studiów w zakresie regulacji i strojenia fortepianów, bo uznałem, że te studia dodatkowo poszerzają horyzonty pianisty – mamy pełną świadomość, jak powstaje dźwięk, jakie elementy mechaniki wpływają na nasze odczucia gry. To bardzo ważne dla pianistów.

Z. S. : Skąd pomysł, aby studiować jeszcze grę na organach. Organy to tylko pozornie podobny instrument do fortepianu, chociaż biegłość techniczna się bardzo przydaje.

M. W. : Ma Pani rację. Organy są bardzo wymagającym instrumentem jeżeli chodzi o koordynację. Partia pedału jest zazwyczaj bardzo rozbudowana a skoordynowanie gry rąk i nóg jest dosyć trudne. Ten instrument zafascynował mnie jeszcze w dzieciństwie. Towarzyszyłem wówczas często mojemu ojcu, który grał na organach podczas mszy. Mieszkaliśmy wtedy jeszcze w Krakowie i to moje, może jeszcze nawet nieświadome, obcowanie z tym instrumentem, zaprocentowało później. W średniej szkole muzycznej miałem kolegę, który uczył się grać na organach. Jak tylko miałem czas, słuchałem jak ćwiczył, pomagałem mu przewracać strony podczas gry i organy zaczęły mnie coraz bardziej inspirować. W końcu postanowiłem sam spróbować. Zacząłem od samokształcenia, opanowałem muzykę liturgiczną i zacząłem przygotowywać różne utwory, ale po pewnym czasie stwierdziłem, że potrzebny jest jednak nauczyciel. Zacząłem pobierać prywatne lekcje. W ciągu roku nauczyciel przygotował mnie do egzaminu wstępnego na studia. Byłam bardzo zaskoczony, że zdałem egzamin wstępny z pierwszą lokatą, ponieważ nie miałem zielonego pojęcia jaki poziom reprezentuję. Zostałem studentem i gra na organach, to już moja codzienność, ale jednocześnie wielka pasja i marzenie, które mogę teraz realizować.

Z. S. : Jak Pan godzi ćwiczenie na fortepianie i na organach? Nie ma Pan problemu z przestawieniem się z jednego instrumentu na drugi?

M. W. : Na początku próbowałem ćwiczyć codziennie na jednym i drugim instrumencie. Wiadomo jednak, że mózg człowieka może koncentrować się w ograniczonym czasie. Można siedzieć i ćwiczyć dłużej, ale dużych efektów już z tych dodatkowych godzin nie będzie. Doszedłem do wniosku, że jedyną metodą jest praca zmienna – na przykład : przez dwa tygodnie realizuję jakieś utwory organowe, a ograniczam czas ćwiczenia na fortepianie. Później robię odwrotnie – więcej czasu poświęcam fortepianowi. Jak doprowadzę utwory do stanu koncertowego, to już ćwiczę na obydwu instrumentach. Na tym etapie, jest to już inny rodzaj ćwiczenia, niż przygotowywanie utworów, które zabiera nam najwięcej czasu. W przestawianiu się z fortepianu na organy, czy odwrotnie – może początkowo odczuwałem różnicę, natomiast teraz nie mam już problemów, bo wiem, że na jednym i na drugim instrumencie używamy zupełnie innych środków, innej artykulacji i przestawienie nie stanowi dla mnie już żadnego problemu.

Z. S. : Jeszcze pan studiuje, ale ma Pan już sporo propozycji koncertowych.

M. W. : Nie narzekam na brak koncertów. Bardzo dużo pracuję i mam nadzieję, że będę nadal często koncertował.

Z. S. : Dzisiaj sala wypełniona była po brzegi. Oklaski były bardzo gorące. Długa owacja po zakończeniu planowanej części koncertu zaowocowała dwoma bisami. Dodatkowo wykonał Pan Nocturn cis-moll op. posth. i Mazurek D-dur op. 33 nr 2 Fryderyka Chopina.

M. W. : Z wielką przyjemnością grałem dla tej wspaniałej publiczności. Jak już powiedziałem, zawsze z radością przyjeżdżam do Jarosławia.

Z Maciejem Wotą rozmawiała Zofia Stopińska 26 lutego 2017 roku.

Flute Reflections

Małżeństwo znakomitych flecistów Agata Kielar-Długosz i Łukasz Długosz, razem z muzykami Filharmonii Kameralnej im. Witolda Lutosławskiego w Łomży prezentuje program złożony z dość rzadko spotykanych kompozycji przeznaczonych na 2 flety i orkiestrę. Nagranie zostało zrealizowane jako element kampanii edukacyjnej "Barwy muzyki" skierowanej do najmłodszych odbiorców sztuki. I rzeczywiście, utwory Antonio Vivaldiego, fragment z oratorium "L' Enfance du Christ" Hectora Berlioza i współczesny koncert Janusza Bieleckiego skrzą się plastycznymi dźwiękowymi obrazami. Bez trudu wyczuwamy głębokie porozumienie i jedność koncepcji wykonawczej pomiędzy solistami, które sprawiają, że "Fletowe refleksje" są prawdziwą przyjemnością dla słuchaczy w każdym wieku.

Spis utworów:

1 - 3 . Antonio Vivaldi - Koncert C-dur na 2 flety, orkiestrę smyczkową i basso continuo, RV 533 - części: Allegro -  Largo - Allegro

4 . Hector Berlioz - L' Efance du Christ na 2 flety i orkiestrę op. 25

5 - 7 . Antonio Vivaldi  - Koncert D - dur Il Gardelino na flet, orkiestrę smyczkową i basso continuo op. 10 nr 3, RV 428 - części : Allegro - Cantabile - Allegro

8 - 10 . Janusz Bielecki - Koncert na 2 flety i orkiestrę smyczkową - części : Andante. Allegro - Andante tristemente - Vivo

11 - 13 . Koncert g-moll na 2 flety, orkiestrę smyczkową i basso continuo, RV 103 - części : Allegro ma cantabile - Largo - Allegro non molto

Łukasz Długosz - flet ( 1 - 13) 

Agata Kielar-Długosz - flet  (1 - 4 , 8 - 13)

Filharmonia Kameralna im. Witolda Lutosławskiego w Łomży

Jan Miłosz Zarzycki - dyrygent

DUX, DUX 1333, 2016

Andrzej Brzoska - reżyseria nagrania, montaż, mastering

 

 

 

Maciej Niesiołowski z batutą i humorem

Zanim zaproszę do przeczytania rozmowy z Maciejem Niesiołowskim - wybitnym polskim dyrygentem, który 24 lutego 2017 r. w Filharmonii Podkarpackiej poprowadził koncert zatytułowany „Z batutą i humorem po świecie” – podam kilka faktów dotyczących Jego działalności artystycznej.

Po uzyskaniu dyplomu na wydziale instrumentalnym grał na wiolonczeli w orkiestrze Filharmonii Narodowej w Warszawie, grał w zespole kameralnym „Con moto ma cantabile” i w Kwartecie Wilanowskim. Maciej Niesiołowski jest także absolwentem Wydziału Dyrygentury Państwowej Wyższej Szkoły Muzycznej w Warszawie w klasie prof. Bohdana Wodiczki. Ukończył również studium managerów sztuki w warszawskiej Szkole Głównej Handlowej.

W 1974 roku rozpoczął pracę na stanowisku dyrygenta Warszawskiej Opery Kameralnej. Przez 10 lat dyrygował w Teatrze Wielkim w Warszawie, 12 lat kierował orkiestrą Akademii Muzycznej w Warszawie, krótko był dyrektorem Teatru Muzycznego w Łodzi. Koncertuje w kraju i za granicą. Ma w swoim dorobku nagrania płytowe, radiowe i telewizyjne.

W Telewizji Polskiej prowadził stałą audycje muzyczną pt. „Z batutą i humorem”, co przyczyniło się do Jego ogromnej popularności – o czym najlepiej świadczy zdobycie w 1990 roku prestiżowej Nagrody Publiczności Wiktor.

Zofia Stopińska : Często dyryguje Pan spektaklami operowymi, operetkowymi, a także koncertami symfonicznymi.

Maciej Niesiołowski : Zgadza się i nawet zdarzało się mi to robić w Rzeszowie. Były to koncerty całkiem poważne. Koncerty mniej poważne zaczęły się od audycji „Z batutą i humorem”, która była emitowana w 1989 roku – to już ponad ćwierć wieku temu. Wtedy zacząłem być postrzegany trochę inaczej i zacząłem mieć trudności natury trochę psychologicznej, bo jak dyrygowałem normalnym koncertem – mam tu na myśli taki program jak: uwertura, koncert solowy, symfonia – po raz pierwszy zdarzyło się to w Bydgoszczy, że po każdej części symfonii Mendelssohna czułem takie wiercenie w plecach – „no powiedz już coś”. Czułem, że jestem znany z tego, iż na szklanym ekranie, po każdym krótkim utworze coś mówiłem. Wkrótce zaczęła się popularność innego typu – proszono mnie o koncerty podobne do programów, które realizowałem w telewizji. Propozycje koncertowe, które otrzymuję w Polsce tyczą się prawie wyłącznie karnawałowego, ja to nazywam promenadowego, repertuaru.

Z. S. : Proszę przypomnieć, jak przebiegała Pana współpraca z Telewizją Polską.

M. N. : Nie pamiętam już dobrze, ale chyba wszystko zaczęło się od początku 1989 roku. Realizowaliśmy te programy przez pół roku, do końca czerwca. Później była przez dwa miesiące przerwa wakacyjna, ale w programie drugim Telewizji Polskiej, powtarzano audycje, które miały swoją premierę kilka miesięcy wcześniej. Nawet ja byłem zaskoczony tymi powtórkami, bo wówczas w programach telewizyjnych ukazywały się tylko premiery. Po wakacjach zaczęliśmy nagrywać nowe programy do grudnia. W grudniu zdarzyło się coś, co zaważyło na dalszej realizacji. Miałem przygotowany projekt programu – wybrane utwory, zamówionych aktorów, solistów i orkiestrę. Zadzwoniła pani reżyser Terenia i powiedziała: „Maciusiu! Studio mamy 24 grudnia.” Zapytałem – kto mi zapewni muzyków, solistów i aktorów na ten dzień, w wigilię nikt nie przyjdzie na cały dzień do studia. Musimy znaleźć inny termin. Obiecała, że poszuka i nie znalazła. Na tym się skończyło. Sumując – premierowe programy emitowane były wyłącznie w 1989 roku. Później były powtarzane dopóki się kopie nie zniszczyły. Dzisiaj już na pewno nie nadają się do odtworzenia, bo te kopie były bardzo marne. Realizacja obrazu, porównując z dzisiejszymi standardami, była do niczego. Mam te programy, bo przegrałem je dla siebie, na najlepsze taśmy jakie wówczas były, a potem przegrałem je nawet na płyty z magnetowidów telewizyjnych. Ale dzisiaj jesteśmy przyzwyczajeni do innej jakości i po prostu nie da się tego oglądać dłużej. Można tylko odtworzyć jakąś migawkę.

Z. S.: Chyba Pan doskonale wiedział, że te programy gromadziły przed odbiornikami całe rodziny, oglądalność była chyba największa.

M. N. : Tak i nie. Były wówczas dwa programy telewizyjne. Jak się komuś coś nie podobało w jednym programie, to podchodził do telewizora (przecież pilotów nie było), przekręcił gałkę i oglądał program drugi. W Warszawie mieliśmy jeszcze konkurencję w postaci trzeciego programu – dostępna była telewizja rosyjska ( oczywiście w języku rosyjskim). Owszem, prowadzone metodą chałupniczą badania rynku wskazywały na ogromną oglądalność i informowano mnie o tym, ale mówiono o procentach, a ile osób te programy oglądało to nie wiem.

Z. S. : Pamiętam te programy. Były bardzo starannie przygotowywane, a to wiązało się z ogromną pracą i czasem. Wszystko Pan planował, kierował organizacją nagrania, a w trakcie nagrań dyrygował Pan i zapowiadał w sposób zabawny utwory, oraz wykonawców.

M. N. : To nie jest łatwa robota, bo przecież muszę znać cały repertuar muzyczny. Muszę na pamięć znać wszystkie teksty, które mówię. Pierwsze dwie audycje dla telewizji były najtrudniejsze, bo nagrywane były non stop. Wszystko na 100% przez 40 minut. Musiałem znać kolejność utworów, pamiętać gdzie mam przejść usiąść i co powiedzieć, a także dyrygować. To było bardzo trudne. Reżyser siedział w kabinie i właściwie decydował gdzie ustawić kamery, a później krzyczał – magnetowid start! – bo magnetowid był dwie ulice dalej. Taka była fantastyczna technika. Natomiast wszystkim co działo się w studio kierowałem ja i moja siostra Joanna. Opracowywaliśmy wszystkie audycje, dobieraliśmy wykonawców – solistów, aktorów i orkiestrę. Ja decydowałem o utworach, które znajdą się w programie, a później szukaliśmy co do tej muzyki dołożyć. Joanna pracowała nad choreografią, reżyserowała ruch, przynosiliśmy rekwizyty. Często były to całe fragmenty scenografii, bo Telewizja Polska była siermiężna nieprawdopodobnie. Poza pierwszymi, kolejne programy nagrywało się już fragmentami. Mogłem zejść, przypomnieć sobie potrzebny fragment tekstu i nagrywaliśmy następny fragment. To już było troszeczkę łatwiejsze, ale i tak pracy było bardzo dużo.

Z. S. : Kiedy zaczęły się występy w salach koncertowych - dla publiczności?

M. N. : Jeszcze w trakcie realizacji programów dla telewizji zgłosił się do mnie agent, bo to były w Polsce początki, kiedy koncertami zaczęły się prywatne osoby zajmować, a nie firmy państwowe i już wtedy zacząłem z orkiestrą którą miałem, jeździć po Polsce. Później pracowałem w także w teatrach muzycznych. Dwa razy robiłem, z wielkim powodzeniem, tego typu programy w Gliwickim Teatrze Muzycznym. Ten teatr już nie istnieje - został nie wiadomo dlaczego rozwiązany przez władze miejskie, nie rozumiem tej decyzji, bo publiczności tam nigdy nie brakowało. Później przez trzy sezony graliśmy w warszawskim Teatrze „Kwadrat” . Programy nazywały się „Z batutą i Kwadratem”. Trochę się wyspecjalizowałem.

Z. S. : Z publicznością chyba łatwiej jest występować. Nagrywanie w salach do pustych krzeseł i kamer – to chyba nie jest przyjemna praca.

M. N. : I tak i nie. Grając koncerty trzeba również zapanować nad publicznością. Najgorsi są tacy, którzy otrzymali zaproszenia za darmo i przyszli nie zawsze z własnej chęci. Natomiast kiedy czuje się akceptację publiczności, to pracuje się o wiele łatwiej. W studiu, podczas nagrań, przy odrobinie wyobraźni - a ja muszę mieć wyobraźnię, bo bez tego bym nie przeżył - nawet nie zastanawiałem się nad tym, że mówię do kamery. Starałem się mówić do operatorów. Widziałem zwykle uśmiechniętą twarz stojącego obok kamery człowieka i mówiłem do niego. To ułatwiało pracę.

Z. S. : Pana pomysły i sposób realizacji koncertów z nieco lżejszą muzyką cieszy się ogromnym powodzeniem. W Rzeszowie bilety zostały sprzedane z miesięcznym wyprzedzeniem.

M. N. : Cieszę się bardzo z tego powodu, ale jestem już trochę do tego przyzwyczajony, bo rzeczywiście te koncerty mają cały czas wzięcie i nie wiem ile w tym wpływu dobrej pamięci programów telewizyjnych, bo tych którzy je oglądali jest coraz mniej, a na ile pracy, która już trochę trwa, bo prowadzę te koncerty na terenie całej Polski i już jestem znany. Zawsze zapraszam do udziału w tych koncertach świetnych solistów. Wiadomo, że jeśli soliści są bardzo dobrzy – to mnie jest też łatwiej. To także dobrze wpływa na orkiestrę, bo granie dużej ilości krótkich utworów – naprawdę nie jest łatwe. To należy podkreślić. Dobrze grająca orkiestra, dobrzy soliści, odpowiednie stroje, trochę gry aktorskiej i ciekawych rekwizytów na wszystkich robi wrażenie. Filharmonie zapraszając mnie zgadzają się na moje propozycje dotyczące repertuaru i solistów. Zapraszam tylko bardzo dobrych.

Z. S. : Wiele słyszałam o ogromnej ilości utworów, odpowiednio opracowanych, z których Pan wybiera.

M. N. : Materiały nutowe to jest dużo ważniejsza sprawa niż Pani przypuszcza i dzięki nim mam tak wielkie pole manewru, ale też trzeba pracować, aby te materiały mieć.

Z. S.: Koncert był bardzo udany.Bardzo urozmaicony i ciekawy program - od uwertury i arii Mozarta poprzez pieśni a nawet piosenki i utwory instrumentalne bliskie naszym czasom - sprawił, że nikt się nie nudził. Świetnie spisała się Orkiestra Filharmonii Podkarpackiej, rewelacyjnie grała na gitarze Wiktoria Szubelak, Milena Lange porwała publiczność nie tylko śpiewem, ale także wspaniałymi toaletami, w świetnej formie był także Adam Szerszeń, Pana solówka na prawdziwym kowadle z dwoma młotkami w „Polce Kowalskiej” – Josepha Straussa bardzo się podobała, nie mówiąc już o ciekawych zapowiedziach i mistrzowskiej batucie. Pozwolił nam Pan wzmacniać oklaski kulturalnym tupaniem. Zachwycona publiczność oklaskiwała Was na stojąco. Były bisy. Mam nadzieję, że będzie okazja zachwycać się niedługo kolejnym autorskim koncertem Macieja Niesiołowskiego.

M. N. : Tak proszę pani. Jest coś w tych programach, bo powiem mało skromnie, że często tak się kończą. Pozwolę sobie na małą reklamę. Mam doskonały program z Grupą  MoCarta. To kwartet wspaniałych wirtuozów – smyczkowców, aktorów, śpiewaków, kabareciarzy – wszystko potrafią robić na najwyższym poziomie. Program, który wspólnie oferujemy nazywa się „Z batutą i Mozartem”. Byliśmy z nim w tym sezonie w Zielonej Górze i graliśmy trzy wieczory przy komplecie publiczności. Takie samo zaproszenie mamy na przyszły rok – jest już konkretna data i trzy koncerty – piątek, sobota i niedziela. Chętnie przyjedziemy do Rzeszowa. Dziękuję, także w imieniu solistów, za wspaniałe przyjęcie w Filharmonii Podkarpackiej.

Z Maciejem Niesiołowskim rozmawiała Zofia Stopińska

 

Pamięci Jana Kusiewicza w 95.rocznicę urodzin

VI Dni Muzyki Fortepianowej im. Marii Turzańskiej w Jarosławiu, 4 marca (sobota), godz.18:00, Sala Koncertowa Szkoły Muzycznej, ul. Baśki Puzon 3

Pamięci Jana Kusiewicza w 95. rocznicę urodzin

WSPOMNIENIE WYBITNEGO TENORA JANA KUSIEWICZA - prezentacja prof. Piotr Kusiewicz

KONCERT PIEŚNI FRYDERYKA CHOPINA

Jacek Ścibor - tenor, Jadwiga Kot-Ochał - sopran, Paweł Węgrzyn - fortepian

Przypadająca w tym roku 95.rocznica urodzin Jana Kusiewicza stała się okazją do uczczenia pamięci jednego z najwybitniejszych polskich śpiewaków II połowy XX wieku. Poświęcony Jemu "Koncert Pieśni Fryderyka Chopina" w wykonaniu Jacka Ścibora, Jadwigi Kot-Ochał oraz Pawła Węgrzyna, poprzedzi prezentacja prof. Piotra Kusiewicza.

Jan Kusiewicz urodził się w Rzeplinie niedaleko Jarosławia. W 1950 roku rozpoczął pracę w Studiu Operowym, późniejszej Operze Bałtyckiej. Ukończył studia w Państwowej Wyższej Szkole Muzycznej w Sopocie. Przez wiele lat był pierwszym tenorem Opery Bałtyckiej. Występował w operach: polskich, włoskich, francuskich, rosyjskich. Do historii polskiej wokalistyki przeszedł jako "Maestro wysokiego c".

Pamięci Jana Kusiewicza w 95.rocznicę urodzin

VI Dni Muzyki Fortepianowej im. Marii Turzańskiej w Jarosławiu

4 marca (sobota), godz: 18:00 Sala Koncertowa Szkoły Muzycznej, ul Baśki Puzon 3

Wspomnienie wybitnego tenora Jana Kusiewicza - prezentacja prof. Piotr Kusiewicz

Koncert Pieśni Fryderyka Chopina

Jacek Ścibor - tenor, Jadwiga Kot-Ochał - sopran, Paweł Węgrzyn - fortepian

Recital fletowy w Jarosławiu

Marianna Żołnacz naukę gry na flecie rozpoczęła w wieku 7 lat. Od 2015 roku jest studentką Uniwersytetu Muzycznego Mozarteum w Salzburgu w klasie prof. Michaela Martina Koflera. Jest laureatką ponad 40 konkursów krajowych oraz międzynarodowych w tym 6 Grand Prix. Zwyciężczyni główki Lafin na Sir James Galway Festiwal - Weggis - Szwajcaria 2013.

Doskonaliła swoje umiejętności na kursach u takich mistrzów jak: Sir James Galway, Urszula Janik, Philippe Benoit, Hansgeorg Schmeiser, Leszek Długosz, Carl Jans, Gudrun Hinze, Anne-Caterine Heinzmann, Antoni Wierzbiński, Robert Aitkman, Pierre-Yves Artaud, Barbara Świątek-Żelazny, Gro Sandvik, Jorn Eivind Schau, Dejan Gavric.

Recital odbędzie się 2 marca (czwartek) o godz. 18:00 w Sali Koncertowej Szkoły Muzycznej w Jarosławiu.

Od bluesa do tarantelli

Tak zatytułowany został koncert kamerlany, który odbędzie sie 28 lutego o 19.00 w sali kameralnej Filharmonii Podkarpackiej

W programie: Maurice Ravel - Sonata na skrzypce i fortepian nr 2 części: Allegro / Blues(Moderato) / Perpetuum Monile ; George Gershwin - arr. Jascha Heifetz  - "3 Preludes", "Selections from Porgy and Bess" ; John Williams - "Devil's Dance" z filmu Czarownice z Eastwick ; Karol Szymanowski - Nokturn i Tarantella op. 28.

Wykonawcami będą ; urodzony w Rzeszowie skrzypek Piotr Szabat i pianistka Natalia Szabat. Artyści prywatnie są małżeństwem i na stałe mieszkają w Niemczech ale ich działalność w duecie rozpoczęła się w 2009 roku w Bernie w Szwajcarii. W krótkim czasie zauważyli, że wspólne muzykowanie stało się czymś więcej niż tylko pasją. Każdy utwór, który wykonują, staje się swoistą obsesją, która nie opuszcza muzyków, aż do momentu koncertu. Każda nuta, każda fraza, którą wykonują, została odtworzona w ich umysłach setki razy, by w końcu znaleźć ujście na scenie. To unikatowe podejście do muzyki zaowocowało wysoką jakością muzyczną, jak i niesamowitym napięciem aż do ostatniej nuty koncertu. Artyści wykonują bardzo różnorodny repertuar - utwory: kameralne, wirtuozowskie, a także koncerty skrzypcowe w wersji na skrzypce i fortepian. Najczęściej występują w Niemczech, Belgii, Polsce oraz Szwajcarii.

 

Subskrybuj to źródło RSS