Perła belcanta


Norma” Vincenzo Belliniego w Operze Krakowskiej

            „Wszyscy geniusze umierają młodo” – mówił o Bellinim poeta Heine. Ten romantyczny mistrz włoskiego bel canta żył tylko 34 lata. To jedną z bellinowskich arii śpiewała w Paryżu Delfina Potocka przy konającym Chopinie, na jego prośbę. Znawcy twierdzą, że to właśnie śpiewne bellinowskie frazy inspirowały chopinowskie nokturny. Obaj mistrzowie muzycznego romatyzmu znali się osobiście i bardzo cenili.
            Bellini napisał „Normę” w okresie swojego pobytu we Francji (premiera w La Scali w 1831 roku), nawiązując do heroicznego nurtu opery francuskiej. Powstało dzieło pełne dramatyzmu, ale i najeżone sporymi trudnościami technicznymi, uzasadnionymi wszakże zamysłem twórczym kompozytora. Miłość, duma, zdrada, niewola, namiętność, żądza władzy, zazdrość, zemsta, tragizm, przekleństwo, zły los, katastrofizm, beznadziejność ludzkich wyborów, sprzeczność ludzkiej natury, rozpacz i ból – wszystko to znajduje w „Normie” swoją artykulację, głęboką i wzruszającą, zmuszającą widza i słuchacza do refleksji filozoficznej natury.
            Opera Krakowska zdaje się obecnie egzystować w świetnym okresie swej artystycznej działalności. Bez zbędnych nowinek, udziwień, pseudounowocześnień mających rzekomo zachęcać współczesnego widza do odwiedzenia tego przybytku sztuki, proponuje klasyczne interpretacje, z pełnym szacunkiem dla partytury, libretta, przy oszczędnej, ale i pełnej wyrazu scenografii, przemawiając do wyobraźni odbiorcy tym, co w teatrze muzycznym najważniejsze – słowem i dźwiękiem, ujętych w formę dzieł sztuki przez niepowtarzalnych mistrzów. Stąd ponadczasowa siła takich dzieł, jak „Norma” Belliniego, która zapisała się złotymi zgłoskami w dziejach opery.
           Wybrałem się do Opery Krakowskiej na dziesiąty spektakl „Normy” 29 września 2019 roku, blisko dwa lata od premiery, która miała miejsce 27 października 2017 roku. Obsada znakomita! Karina Skrzeszewska jako Norma, Paolio Lardizzone jak Pollione, Agnieszka Cząstka-Niezgódka jako Adalgisa, Szymon Kobyliński jako Oroveso, Agata Dembska-Kornaga jako Clotilde, Jarosław Bielecki jako Flavio, Piotr Kutnik i Bartłomiej Litwa jako synowie Normy. Oczywiście, niezawodna Orkiestra, Chór i Balet, wszystko pod wprawną ręką Tomasza Tokarczyka.
            Mówią o „Normie”, że jest perłą belcanta. Ale ten piękny śpiew, wraz z całym zamysłem dramatycznym dzieła, u Belliniego sięga boskich tajemnic sztuki, która, jak pisał Zygmunt Mycielski, jest „światem zmysłów i ducha”. Czyż nie jest ona, sztuka, zwierciadłem, w którym przegląda się człowieczy los? Jakie znaleźć środki wyrazu, by przemówiły do skomplikowanej ludzkiej natury? Muszą spotkać się razem – kompozytor, reżyser, artyści, by znaleźć estetyczną nić porozumienia, by odpowiedzieć sobie na pytanie – o czym będzie ta opowieść i jakimi środkami ma przemówić do widzów i słuchaczy, którzy także chcą być współtwórcami wydarzenia.
            Twórca wizji całości „Normy”, reżyser Laco Adamik wielokrotnie podkreśla, że teatr operowy ma te same zadania, co teatr dramatyczny – mamy przeżywać losy bohaterów, identyfikować się z nimi. Dramat wyrażony przez słowo i muzykę – nic dodać, nic ująć. Od czasów greckich tragedii człowiek w życiu i na scenie tak samo cierpi, cieszy się, zastanawia nad sensem swego istnienia. Ten skupiony, nostalgiczny teatr podkreślają scenografie Barbary Kędzierskiej, surowe, często symboliczne, wydobywające z nas, odbiorców, duchowe refleksje o prawdziwej ludzkiej naturze, pełnej niepokoju i sprzeczności, beznadziei i nadziei...
          Sztuka jest łaską chwili – pisał w zeszytach konwersacyjnych Ludwig van Beethoven. Myślę o tym, gdy słucham i oglądam krakowską „Normę” Vincenza Belliniego.

Andrzej Szypuła