Zofia Stopińska

Zofia Stopińska

email Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

Bartosz Koziak: "Jest dużo ciepła w brzmieniu wiolonczeli i ma ono przełożenie na ludzi"

        Zapraszam na spotkanie z panem Bartoszem Koziakiem, znakomitym wiolonczelistą, który karierę artystyczną rozpoczął w pierwszych latach XXI wieku. Rozmawiałam z Artystą w Rzeszowie, po koncercie, który odbył się 19 listopada w Filharmonii Podkarpackiej, a jednym z utworów był I Koncert wiolonczelowy Krzysztofa Meyera, w którym partie solowe znakomicie wykonał Bartosz Koziak.

       Dzieło, które Pan wykonał, powstało w pierwszej połowie lat 80. ubiegłego stulecia i zadedykowane zostało Ivanowi Monighettiemu, wybitnemu rosyjskiemu wiolonczeliście, który był także jego pierwszym wykonawcą.
        - Trzeba podkreślić, że Ivan Monighetti był pierwszym z wiolonczelistów ze Wschodu, który zainteresował się muzyka dawną i wykonywał ją w stylu epoki, w której utwór był napisany, rezygnując z naleciałości epok późniejszych. Jednocześnie to wybitny wykonawca muzyki nowej i najnowszej, a najlepszym dowodem prawykonanie Koncertu Canti Amadei Krzysztofa Meyera, który bezpośrednio nawiązuje do muzyki Wolfganga Amadeusza Mozarta. Są w tym utworze motywy z Requiem, Sonaty skrzypcowej i różnych symfonii, które są rozpoznawalne dla melomanów. Zarówno skład orkiestry, jak i sposób wykorzystania instrumentów w sensie artykulacyjnym, dynamicznym jest taki sam jak u Mozarta. Natomiast współbrzmienia i charakter jest zupełnie inny. Uważam, że Krzysztofowi Meyerowi znakomicie udało się połączyć współczesny język muzyczny ze sposobami gry, które stosowane są od lat. Mnie się to szalenie podoba.

        Od jak dawna ma Pan ten koncert w repertuarze?
        - Niedawno, bo dopiero w tym roku. Profesor Krzysztof Meyer zaprosił mnie do nagrania tego koncertu, co dla mnie jest wielkim wyróżnieniem i zaszczytem. Bardzo się z tego zaproszenia ucieszyłem. Ze względu na czas pandemii musieliśmy szybko przygotować utwór i nagrać go.

         Czy wcześniej grał Pan jakieś utwory Krzysztofa Meyera?
          - Poznałem Profesora Meyera kilkanaście lat temu, kiedy grałem jego II Koncert wiolonczelowy, który jest zupełnie inny. Później kontakt z Profesorem był daleki.
Dopiero teraz zostałem zaproszony do nagrania płyty, na której oprócz Symfonii znajdzie się I Koncert wiolonczelowy.
         Bardzo się także cieszę, że mogłem wykonać ten utwór z Orkiestrą Symfoniczną Filharmonii Podkarpackiej.
Powstało mnóstwo najrozmaitszych utworów na wiolonczelę i przez to często umykają nam utwory naprawdę znakomite, bo cały czas sięgamy po utwory z Roztropowiczowskiego kanonu, jeśli chodzi o utwory z XX wieku. Z wcześniejszych mamy kilka koncertów, po które zazwyczaj sięgamy. Tymczasem okazuje się, że są fantastyczne utwory i to skomponowane również w Polsce, i do nich należy I Koncert Meyera.

        Występując jako solista, musi Pan mieć odpowiednio przygotowany repertuar z różnych epok, po który można sięgnąć, otrzymując zaproszenie. Wówczas w krótkim czasie można się przygotować.
         - Wiolonczelista z racji repertuaru i charakterystyki instrumentu, w zasadzie nie może ograniczyć się do jednego kierunku. Można powiedzieć, że wiolonczelista nie może istnieć wyłącznie jako solista. Rozmawialiśmy nawet dzisiaj z maestro Massimiliano Caldim, że I Koncert wiolonczelowy Krzysztofa Meyera, to nie jest koncert na wiolonczelę i akompaniującą jej orkiestrę. Te partie są ściśle sprzężone. Orkiestra ma mnóstwo przerw, ale później ma fragmenty, które są bardzo istotne. To nie są akompaniujące wejścia, nawet jak jest to kilka czy kilkanaście dźwięków.
        Podobna sytuacja z koncertami wiolonczelowymi sięga nawet XIX wieku. Dla przykładu podam, że Koncert wiolonczelowy Roberta Schumanna jest utworem kameralnym z orkiestrą, a z kolei Koncert Antonina Dvořaka jest właściwie symfonią koncertującą z solami fletu czy skrzypiec. Dlatego wiolonczelista jest zawsze także kameralistą.
        My takiego repertuaru solowego jak pianiści właściwie nie mamy. Mamy sześć suit Johanna Sebastiana Bacha, Sonatę Zoltána Kodálya, Sonatę Paula Hindemitha i jeszcze kilka utworów skomponowanych w XX wieku, ale nimi nie będzie zainteresowane szerokie grono melomanów, natomiast cała reszta naszego repertuaru to sonaty kameralne z fortepianem. Zdarzają się duety ze skrzypcami, jak Sonata Maurice Ravela, oraz cała kameralistyka na większe składy. Wiolonczelista musi grać bardzo różnorodny repertuar i dla mnie ten element pracy jest szczególnie fascynujący.
        Trzeba podkreślić, że XX wiek – z jednej strony dzięki Mścisławowi Roztropowiczowi, a z drugiej strony dzięki Siegfriedowi Palmowi - przyniósł (nazwijmy to w wielkim skrócie) dwa kierunki wykonawstwa, rozbudowując nieprawdopodobnie repertuar wiolonczelowy w stosunku do tego, co było wcześniej.
Pierwszy – Roztropowiczowski to jest kontynuacja tradycji, a Palm inspirował kompozytorów do tworzenia, grając na wiolonczeli zupełnie inaczej, sonorystycznie, używając najrozmaitszych nowych technik. Dlatego XX wiek jest czasem bardzo ważnym, kiedy wiolonczela wprost „wybuchła”, jeśli chodzi o repertuar i możliwości.

        Pod koniec października oklaskiwaliśmy Pana w Rzeszowie podczas koncertu w ramach Rzeszowskiej Jesieni Muzycznej. Wspólnie ze świetną pianistką Agnieszką Kozło wykonaliście trzy sonaty, ale pierwsza z nich – Sonata e-moll op. 38 Johannesa Brahmsa została skomponowana na wiolonczelę i fortepian. Natomiast Sonata G-dur op. 96 Ludwiga van Beethovena oraz Sonata d-moll op. 9 Karola Szymanowskiego, to były transkrypcje sonat skrzypcowych. Zachwyciła mnie szczególnie Sonata Szymanowskiego i sądzę, że była to Pana transkrypcja.
        - Nuty i wydanie, z którego korzystaliśmy w przypadku tej Sonaty Szymanowskiego, zostało opracowane przez Kazimierza Wiłkomirskiego, ale faktem jest, że grając ten utwór z Agnieszką Kozło, troszkę odeszliśmy od tego opracowania. Zrobiliśmy to dlatego, bo mieliśmy poczucie, że Wiłkomirski za bardzo odszedł od oryginału. Najmniejszym problemem była kwestia rejestrów, chociaż mam poczucie, że od momentu, kiedy ta transkrypcja Wiłkomirskiego powstała, wiolonczela bardzo się rozwinęła i to co kiedyś się wydawało niemożliwe, aktualnie już jest możliwe.
         Najlepszym przykładem jest stwierdzenie Witolda Lutosławskiego, że dlatego nie zrobił wyciągu fortepianowego do swego Koncertu wiolonczelowego, bo kiedy w 1969 roku komponował ten Koncert, był przekonany, że jest to utwór wyłącznie dla najwybitniejszych wirtuozów, a w tej chwili grają go już studenci.
         Podobnie jest z Sonatą d-moll Karola Szymanowskiego. Pewne fragmenty w tej Sonacie były, moim zdaniem, zapisane za nisko. Wiłkomirski zaingerował dosyć mocno w kwestie frazowania i tekstu Szymanowskiego, i tu powróciliśmy faktycznie do partii skrzypiec, szczególnie jeśli chodzi o łukowanie.
         Natomiast jeśli chodzi o ostatnią Sonatę skrzypcową Beethovena, to jest to mój ukochany utwór od momentu, kiedy usłyszałem go po raz pierwszy. Zawsze sobie myślałem, jak cudownie byłoby zagrać ten utwór na wiolonczeli i w pewnym momencie pomyślałem, że mogę go sobie przecież poćwiczyć sam dla siebie. Później zacząłem grać tę Sonatę podczas koncertów i tak już zostało.

Bartosz Koziak z Agnieszka Kozło 4 fot. Jakub Kwaśniewicz

Agnieszka Kozło - fortepian i Bartosz Koziak - wiolonczela podczas koncertu w ramach V Rzeszowskiej Jesieni Muzycznej, fot. Jakub Kwaśniewicz.

         Zapraszany był Pan przez Mistrza Krzysztofa Pendereckiego do wykonywania jego utworów i często Pan występował pod jego batutą.
         - To trwało przez wiele lat. Po raz pierwszy graliśmy w 2001 lub w 2002 roku Concerto grosso, a później regularnie graliśmy ten utwór oraz Koncert altówkowy w wersji wiolonczelowej. Nagraliśmy te utwory oraz wykonywaliśmy je w różnych salach w Polsce i w Europie. To był piękny czas współpracy, obserwowania Profesora w czasie prób, ale także w życiu codziennym artysty, który podróżuje – wspólne próby, mieszkaliśmy w tych samych hotelach – te wspomnienia pozostaną ze mną na zawsze.

         Z pewnością będzie Pan sięgał po utwory Krzysztofa Pendereckiego.
         - Z pewnością. Krzysztof Penderecki skomponował wiele utworów na wiolonczelę lub opracował wersje innych swoich dzieł na wiolonczelę (tak jak wspomniany Koncert altówkowy).
Są to fantastyczne dzieła, świetnie napisane, często bardzo trudne, ale wszystkie ze świadomością i czułością wobec naszego instrumentu.
Wykonywanie utworów Krzysztofa Pendereckiego sprawia mnóstwo przyjemności, a jednocześnie jest przekrojowe, bo pierwszy utwór Capriccio per Siegfried Palm na wiolonczelę solo jest napisany jeszcze w stylu sonorystycznym (z użyciem wiolonczeli zupełnie inaczej), ale jest to znakomicie napisana kompozycja. Inne utwory pisane są już bardziej tradycyjnymi środkami.

         Nagrał Pan sporo utworów wiolonczelowych i kameralnych. Sięga Pan czasem po te płyty?
          - Jest kilka takich nagrań, do których wracam serdecznie. Z Justyną Danczowską gramy od wielu lat i nagraliśmy m.in. sonaty Franza Schuberta, Cesara Francka i Dymitra Szostakowicza.
Z kolei z Anią Staśkiewicz nagraliśmy płytę z duetami na skrzypce i wiolonczelę Zoltána Kodály’a, Maurice'a Ravela i Bohuslava Martinů. Solidnie pracowaliśmy nad tym projektem i później sporo graliśmy razem. Niedawno, po paru latach przerwy, graliśmy Alfreda Schnittke Concerto grosso na skrzypce i wiolonczelę, i orkiestrę poszerzoną o gitary elektryczne, klawesyn i dużo instrumentów perkusyjnych.
Wrócę jeszcze do Bohuslava Martinů, który został ze mną bardzo mocno, bo niedawno nagrywałem jego II Koncert wiolonczelowy i II Sonatę.

         Pamiętam koncerty Tria fortepianowego w składzie: Kaja Danczowska – skrzypce, Bartosz Koziak – wiolonczela i Justyna Danczowska – fortepian.
         - Graliśmy razem bardzo długo i nawet udało nam się nagrać jeden utwór – nieznane Trio fortepianowe Georgy’a Catoire. Na tej płycie są także inne utwory w wykonaniu Justyny i Oli Kuls.
To jest dla mnie także bardzo ważne nagranie.
         Dzięki Kai i Justynie gram na wspaniałej wiolonczeli Dezyderiusza Danczowskiego. Jest to XIX-wieczna kopia instrumentu J. Guadagniniego.

         Muszę się przyznać, że dzięki temu bardzo długo kojarzyłam Pana z Krakowem, a przecież Pan już od studiów mieszka w Warszawie.
         - To prawda, chociaż w Krakowie jest dom mojej Mamy. Mieszkam od lat w różnych miejscach, ale od paru lat razem z żoną mieszkamy w Warszawie na stałe. Trzeba także stwierdzić, że we współczesnym świecie wydaje się, że z Krakowa do Warszawy jest blisko.

         Naukę gry na wiolonczeli rozpoczął Pan w wieku siedmiu lat. Czy sam Pan wybrał ten instrument, czy rodzice o tym zadecydowali?
         - Ja tego nie pamiętam, chociaż odkąd pamiętam, grałem na wiolonczeli. Urodziłem się w Zakopanem i tam przez pierwsze pięć lat mieszkaliśmy, a potem przeprowadziliśmy się do Krakowa i niedługo zacząłem grać na wiolonczeli.
         Pochodzę z rodziny pianistów, a moja historia jest taka, że rodzice zabrali mnie do filharmonii, zobaczyłem wiolonczelę w orkiestrze i powiedziałem, że chcę grać na tym instrumencie. Rodzicom chyba bardzo się ten pomysł spodobał. Moja wspaniała ciocia Celestyna Koziak, która jest znakomitą pianistką i słynnym pedagogiem, również studiowała na wiolonczeli. Myślę, że dlatego ten mój pomysł był w zgodzie z myślą rodzinną.

         Chyba Pan nigdy nie żałował tego wyboru. Nauka gry na instrumencie trwa dość długo i bardzo ważną rolę odgrywają nauczyciele na kolejnych etapach nauki. Mistrzem można nazwać nawet pierwszego nauczyciela, który dobrze ustawi aparat gry i zachęci do ćwiczenia.
          - Oczywiście, ma pani rację. Dla mnie wielką zmianą był kontakt z prof. Kazimierzem Michalikiem, z którym pozostajemy nadal w wielkiej przyjaźni i mamy niemal codzienny kontakt. Poznałem Profesora Michalika na początku liceum i to było przełomowe wydarzenie, bo bardzo jasno określił, jakie są priorytety, jaka jest relacja między techniką a artyzmem i wtedy zrozumiałem, że technika służy sztuce, i dlatego trzeba ją tak bardzo pielęgnować i rozwijać.
         Podziwiałem i nadal podziwiam Profesora, bo jest niezwykłym erudytą, człowiekiem renesansu. Właściwie Profesor wie wszystko nie tylko o wiolonczeli i muzyce. Jest zafascynowany literaturą, malarstwem, interesuje się filmem, jeździ konno, mogę z nim porozmawiać na każdy temat.
          Dwie anegdoty mogę przytoczyć.
          Profesor nigdy się nie chwalił. Jak moja żona zaczęła jeździć konno i opowiadała o podstawowych zasadach jazdy, Profesor słuchał i długo nic nie mówił. Dopiero później zaczął od wspomnienia, że kiedyś profesor Jadwiga Kaliszewska zapytała go, jakie ma sposoby, że tak dobrze udaje mu się uczyć.
Wtedy odpowiedział, że konie go tego nauczyły. I potem dowiedzieliśmy się, jak Profesor przez lata jeździł konno. Najczęściej były to konie, które już zeszły z toru, nie brały udziału w wyścigach, ale mogły jeszcze cwałować po lasach. Później opowiadał nam o malarstwie, jak słynni malarze uwieczniali konie, a myśmy siedzieli i słuchali.
          Druga anegdotka dotyczyła rozmowy z Profesorem, kiedy z Kają i Justyną zaczęliśmy grać Szostakowicza i mieliśmy różne koncepcje. Opowiadałem, że jest nagranie Szostakowicza z Ojstrachem i Milošem Sádlo, u którego Profesor studiował. Wtedy okazało się, że Profesor ma płytę z tym nagraniem, mało tego, był na koncercie, podczas którego wykonywany był ten utwór. Wiedział nawet jak przebiegały próby.
          Na marginesie jeszcze wspomnę, że Profesor Kazimierz Michalik był na pierwszym wykonaniu w XX wieku Koncertu wiolonczelowego C-dur Józefa Haydna, który został przez Miloša Sádlo odkryty i wykonany.
Podkreślę jeszcze raz, że moim najważniejszym mistrzem był, jest i pozostanie Profesor Kazimierz Michalik. Mamy wielkie szczęście, że nadal mamy z nim kontakt, bo dzięki temu przez cały czas się czegoś od niego uczymy.

          Proszę powiedzieć, kiedy studiował Pan u prof. Andrzeja Bauera.
          - To było w tym samym czasie. Profesor Michalik miał takie 3-miesięczne pobyty w Korei i wtedy miałem zajęcia tylko z Andrzejem Bauerem. Później studiowałem jeszcze u prof. Philippe’a Mullera w Paryżu i potem miałem takie poczucie, wracając do naszego tria, że takim niezwykłym dokończeniem czasu studiowania, to było granie z Kają i obserwowanie Kai Danczowskiej nie z perspektywy studenta, ale osoby, która z nią grała. To było nieprawdopodobne i prawie codziennie wspominam ten czas, i wspólne próby. Bardzo dużo się wtedy nauczyłem

          Porozmawiajmy przez chwilę o konkursach, w których Pan uczestniczył. Jest Pan zwycięzcą Konkursu Wiolonczelowego im. Lutosławskiego w 2001 r. w Warszawie, zdobywcą II-ich nagród na konkursach w Tongyeong "Isang Yun in Memoriam" (Korea) i Kijowie im. Mykoły Łysenki, laureatem oraz zdobywcą nagrody specjalnej na konkursie Praskiej Wiosny; otrzymał Pan także nagrody na Konkursach im. Czajkowskiego w Moskwie oraz ARD w Monachium.
Czy oprócz nagród te konkursy otwierały Panu drzwi do sal koncertowych?

          - Na pewno jednym z aspektów bezpośrednich jest możliwość grania. To, że dzisiaj się tu znajduję, z pewnością jest pośrednim efektem tego, że kiedyś coś wygrałem na konkursach.
Natomiast z perspektywy czasu wydaje mi się, że konkursy mają zupełnie inną wartość znaczącą, kto wie, czy nie najważniejszą. To jest budowanie pewnego nawyku ćwiczenia, przygotowywania się i pewnego nawyku wychodzenia na estradę.
          Nasz zawód zawsze podlega ocenie. Jak się kończy czas konkursów, to podczas każdego koncertu nadal jesteśmy oceniani.
Może to dziwnie zabrzmi, co powiem, ale konkurs jest to jedyne miejsce, gdzie tak naprawdę możemy się bezkarnie mylić. Jeżeli nam coś nie wyjdzie, to najwyżej tylko odpadamy z konkursu albo nie otrzymamy nagrody, albo wyróżnienia.
          Później, jak wychodzi się na estradę i gra się dla publiczności, to ma to inną odpowiedzialność, bo gramy dla ludzi, którzy przyszli, aby nas posłuchać.
Konkurs buduje poczucie odpowiedzialności w stosunku do słuchaczy, a niezależnie od tego konkursy przez swoją specyfikę uczą nas panować nad wielkim repertuarem. Przygotowywanie bardzo różnorodnego repertuaru na konkurs, który trwa nieraz podczas trzech etapów trzy, a nawet cztery godziny, wymaga wielkiego wysiłku.
          Nie wszystkie konkursy kończyły się zdobyciem głównych nagród, ale na przykład w Moskwie grałem recital trwający 75 minut bez przerwy, a miałem do wykonania trzy części Suity Bacha, całą Sonatę Schnittke i całą Sonatę Brahmsa.
W Korei grałem w czasie recitalu utwory Schumanna, Martinů oraz Isang Yun’a, który patronuje temu konkursowi. To kompozytor, który pochodził z Tongyeong, ale życie związał z Berlinem i jego ideą było łączenie tradycyjnej muzyki Wschodu i Zachodu. W tym utworze wiolonczela stawała się koreańskim instrumentem ludowym. Takie doświadczenia zmieniają perspektywę wykonawczą.

          Czy teraz zachęca Pan swoich studentów i uczniów do udziału w konkursach?
          - Zachęcam, chociaż coraz częściej widzę, że młodzi ludzie się obawiają. Staram się tłumaczyć, że nie ma się czego bać. Konkursy są tylko dla nas i korzyści, które czerpiemy z udziału w konkursach, jest dużo więcej niż zdobycie nagrody. Ważniejsze jest przygotowanie repertuaru, budowanie nawyku koncentracji na detalu. Ogrywając się przed konkursem, zdobywamy doświadczenie sceniczne. Później występ podczas konkursu jest bardzo ważny, nawet jak nie przechodzimy do kolejnego etapu.
          Występ w trudnej, stresującej sytuacji jest ważnym doświadczeniem. To nie ma znaczenia, czy później gra się w orkiestrze, kameralnie, czy jako solista z orkiestrą. Nie mówiąc już o tym, że aby aktualnie dostać pracę w dobrej orkiestrze, także trzeba stanąć do konkursu. W sensie emocjonalnym jest to dużo trudniejszy konkurs od konkursu solowego, ponieważ konkursy do orkiestr polegają także na wykonaniu krótkich fragmentów repertuaru orkiestrowego, a wymagania są nieprawdopodobne. Od tych paru minut zależy, czy zostaniemy przyjęci.
Nawet jak zostaniemy przyjęci, to zazwyczaj jest okres próbny, podczas którego starsi koledzy oceniają, czy chcą współpracować z tą osobą.
Udział w konkursach daje dużą nadwyżkę, również emocjonalną.

          Parę tygodni temu słuchałam Domówki z Dwójką i graliście wspólnie ze swoją żoną Magdaleną Bojanowicz-Koziak, która jest też znakomitą wiolonczelistką. Czy przygotowanie wspólnego programu przebiega harmonijnie?
           - Chcę podkreślić, że związki wiolonczelistów są częste i takich małżeństw czy par wiolonczelowych jest dużo. Wrócimy do tego, od czego zaczęliśmy naszą rozmowę, że wiolonczelista nie jest solistą, tylko kameralistą i wiolonczeliści się naprawdę lubią.
          Pamiętam swój udział w konkursie w Korei. Zostało nas pięcioro finalistów, ale ponieważ Korea jest bardzo daleko, to część Europejczyków została do końca. Pamiętam, że jak wróciliśmy do hotelu po finale i siedzieliśmy bardzo długo w grupie około dziesięciu osób prawie do rana, rozmawialiśmy, śmialiśmy się i nie było żadnych problemów.
Relacje między wiolonczelistami zazwyczaj bywają bardzo serdeczne i ciepłe. Tak jest zazwyczaj w większości związków życiowych wiolonczelistów. Jest dużo ciepła w brzmieniu tego instrumentu i ma ono przełożenie na ludzi.

          Może dlatego, że grający otulają wiolonczelę swoim ciałem i podczas gry pudło rezonansowe dotyka serca?
          - Do tego, co pani powiedziała, warto dodać, że skala wiolonczeli pokrywa się w pełni ze skalą ludzkiego głosu - męskiego i kobiecego. Może to także nadaje instrumentowi śpiewność i ciepło. Być może, że jeśli przeczytają to inni instrumentaliści, to się bardzo oburzą.

          Wracając do wysłuchanej Domówki z Dwójką stwierdzam, że macie Państwo piękny repertuar na dwie wiolonczele.
          - Mam nadzieję, że kiedyś będziemy mogli to utrwalić i wydać płytę. Jest sporo oryginalnych duetów wiolonczelowych i dużo muzyki, która została opracowana na dwie wiolonczele. Mamy w czym wybierać.

          Cieszymy się, że pomimo niełatwych i pełnych różnych ograniczeń z powodu pandemii kilkunastu miesięcy, mogliśmy w ostatnich tygodniach oklaskiwać Pana w Rzeszowie w roli kameralisty i solisty. Myślę, że będzie Pan dobrze wspominał te koncerty i chętnie Pan jeszcze dla podkarpackich melomanów wystąpi.
          - Bardzo chętnie, tym bardziej, że do tej pory nie występowałem w Rzeszowie często. Kilka lat temu graliśmy tu Koncert potrójny Beethovena ze skrzypkiem Mariuszem Patyrą i bardzo dawno wykonałem Koncert wiolonczelowy Dvořaka.
Bardzo dziękuję publiczności za gorące przyjęcie i pani za miła rozmowę.

                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                       Zofia Stopińska

Bartosz Koziak z Agnieszka Kozło fot. Jakub Kwaśniewicz Bartosz Koziak - wiolonczela i Agnieszka Kozło - fortepian podczas koncertu w  Sali Instytutu Muzyki UR, fot Jakub Kwaśniewicz

KONCERT Z OKAZJI 100. LECIA URODZIN STANISŁAWA LEMA

30 XI 2021 r. , wtorek, godz. 19:00

Orkiestra Symfoniczna Filharmonii Podkarpackiej
Anna Sułkowska – Migoń – dyrygent
Maciej Hałoń - perkusja
Sławomir Zamuszko - słowo
Przemysław Tejkowski - poezja

W programie:
M. Lazar – Mechaniczne sny /koncert na perkusję solo i orkiestrę smyczkową/
M. Hałoń – Ad Astra
L. van Beethoven – V symfonia c-moll op. 67

                                                                                                                                                                                                                    Maciej Hałoń

zdjęcie Maciej Hałoń1

Dzieła wielkich romantyków w Filharmonii Podkarpackiej

26 XI 2021 r. , piątek, godz. 19:00
Orkiestra Symfoniczna Filharmonii Podkarpackiej
Jiří Petrdlík– dyrygent

W programie:
J. Brahms – Wariacje symfoniczne na temat Haydna op. 56a
F. Schubert – IX Symfonia C - dur D944

Wariacje symfoniczne na temat Haydna, będące świadectwem mistrzowskiej techniki kompozytorskiej to utwór, który miał dla Brahmsa ogromne znaczenie. Sukces, jaki odniosła kompozycja po pierwszym wykonaniu, w Wiedniu 1873 roku, pozwolił kompozytorowi uwierzyć we własne siły twórcze i zwrócić się w kierunku formy symfonicznej. O ile Wariacje na temat Haydna były dla Brahmsa punktem wyjścia do skomponowania czterech symfonicznych arcydzieł, to Symfonia C - dur (1828) Schuberta - największa z jego symfonii - podsumowała dorobek twórczy kompozytora. Kilka miesięcy po ukończeniu dzieła Schubert zmarł – miał zaledwie 31 lat. Symfonia C- dur odkryta przez Roberta Schumanna, została wykonana po raz pierwszy przez muzyków lipskiego Gewandhaus, pod batutą Felixa Mendelssohna w 1839 roku. Od tego czasu, dzięki bogactwu melodycznemu i głębokiej emocjonalnej treści Symfonia C- dur Schuberta uchodzi za jedno z najwybitniejszych dzieł romantycznej symfoniki. /tekst: Biuro Koncertowe/

Rozpoczyna się XVI Festiwal Muzyki Organowej i Kameralnej "Ars Musica 2021"

Koncert odbędzie się w sali kina "Wczasowicz" w Iwoniczu-Zdroju 28.11. /niedziela/, godz. 15:30.

Wykonawcy:

Maria Peradzyńska - flet
Tomasz Strahl - wiolonczela
Robert Morawski - fortepian

Program

J. Haydn - Trio G-dur Nr 31
J. S. Bach - Andante z V Sonaty triowej e-moll BWV 528
I. J. Paderewski - Melodia
J .S. Bach - Siciliano BWV 1031 w transkrypcji Wilhelma Kempffa
Fr. Kuhlau - Trio G-dur

NOVAK • CHAMBER MUSIC • KASPRZYK

Wydanie niniejszego albumu przypada na 100. rocznicę urodzin Jana Nováka (1921 – 1984). Popularyzacji bogatej, choć w dalszym ciągu mało znanej twórczości czeskiego kompozytora poświęciły się córki – Clara Nováková, Dora Nováková oraz żona Eliška Nováková. W jubileuszowym roku, polski pianista Marcin Kasprzyk prezentuje niezwykle interesujący przekrój twórczości kameralnej Jana Nováka, nagrany wspólnie z pianistą Michałem Rotem, wiolonczelistą Wojciechem Bafeltowskim, flecistką Jagodą Pietrusiak-Kasprzyk i sopranistką Renatą Johnson-Wojtowicz. Zamieszczone na płycie utwory eksponują szerokie horyzonty i zainteresowania urodzonego w Novéj Říši twórcy, przedstawiając słuchaczom jego bogaty i zróżnicowany język kompozytorski.

DUX 1814                                                                                               Total time: [77:30]

Jan Novák
Rustica musa II for piano four-hands (1975)
1. Canto amoroso   [2:02]
2. La bisboccia   [1:46]
3. Ballata selvaggia   [4:46]
4. Filastrocca   [1:26]
5. Canto di ragazza   [1:46]
6. La danza   [2:30]
7. Acqua che corre   [4:03]
8. Zanzariana   [1:46]

Jan Novák
Capriccio for cello and piano (1958)
9. Allegro molto   [4:39]
10. Circulus incantatus. Andante – Allegro   [7:07]
11. Allegro   [5:53]

Jan Novák
Sonatina for flute and piano (1976)
12. Comodo   [1:39]
13. Allegretto scherzando – Calmo   [2:33]
14. Andante   [2:39]
15. Allegro leggiero   [2:20]

Jan Novák
Choreae vernales for flute and piano (1980)
16. Con liberta. Allegretto   [6:10]
17. Andante   [4:53]
18. Lento – Allegro – Tranquillo (Lento) – Allegro   [5:27]

Jan Novák
Mimus magicus for soprano, flute and piano (1969)
19. Mimus magicus for soprano, flute and piano (1969)   [13:31]

Wykonawcy:
Wojciech Bafeltowski /wiolonczela/ [9-11]
Renata Johnson-Wojtowicz /sopran/ [19]
Marcin Kasprzyk /fortepian/ [1-19]
Jagoda Pietrusiak-Kasprzyk /flet/ [12-19]
Michał Rot /fortepian/ [1-9]

SCHUBERT • MUZYKA FORTEPIANOWA • KLING

       W powszechnie znanej literaturze fortepianowej istnieje szereg dzieł, które ze względu na kolosalny stopień pianistycznych trudności na stałe zagościły w kanonie najbardziej wymagających kompozycji. Istnieje także grupa utworów, która w większym stopniu wymaga od pianisty przede wszystkim ogromnej wyobraźni muzycznej, maksymalnej koncentracji na każdym szczególe fakturalno-formalnym, a także zdolności konstruowania rozległej, wielowątkowej narracji. Niewątpliwie do tego grona należy zaliczyć obszerną Sonatę B-dur D. 960 Franza Schuberta, zarejestrowaną przez polską pianistkę - Katarzynę Kling. Dzieło, stanowiące trzon repertuaru niniejszej płyty, skłania zarówno wykonawcę, jak i słuchacza do wielu filozoficznych przemyśleń i muzycznych refleksji. Ceniona zarówno na płaszczyźnie wykonawczej, jak i pedagogicznej pianistka, dopełnia solowy album Impromptu Es-dur op. 90 nr 2 D. 899, które w zestawieniu z ostatnią Sonatą pozwala słuchaczowi poznać Schuberta z dwóch odrębnych perspektyw.

DUX 1750                                                       Total time: [47:57]

Franz Schubert
Sonata B-dur D. 960 (1828) Sonata B-dur D. 960 (1828)
1. Molto moderato   [20:36]
2. Andante sostenuto   [9:12]
3. Scherzo. Allegro vivace con delicatezza – Trio   [4:01]
4. Allegro ma non troppo – Presto   [8:52]

Franz Schubert
Impromptu Es-dur op. 90 nr 2 D. 899 Impromptu in E flat major, Op. 90 No. 2 D. 899
5. Impromptu Es-dur op. 90 nr 2 D. 899 / Impromptu in E flat major, Op. 90 No. 2 D. 899   [5:15]

Wykonawcy:
Katarzyna Kling /fortepian/

BEETHOVEN • SONATY WIOLONCZELOWE • FIRLEJ, KUBICA

Niniejsza płyta jest kontynuacją, a zarazem zwieńczeniem idei nagrania wszystkich pięciu sonat Ludwiga van Beethovena na fortepian i wiolonczelę. Prezentowany album zawiera otwierającą cykl tych dzieł I Sonatę F-dur op. 5 nr 1, a także powstałe niespełna dwie dekady później IV Sonatę C-dur op. 102 nr 1 i V Sonatę D-dur op. 102 nr 2, odzwierciadlając tym samym przemiany wciąż rozwijającego się stylu kompozytora. Komplet sonat wiolonczelowych w interpretacji jednego z najbardziej znanych polskich wirtuozów tego instrumentu Stanisława Firleja, a także niezwykle aktywnego na płaszczyźnie wykonawczej i pedagogicznej pianisty Wojciecha Kubicy, zaspokoi najbardziej wymagające gusta estetyczne słuchaczy.

DUX 1703                                                    Total time: [52:59]

Ludwig van Beethoven
I Sonata F-dur op. 5 nr 1 na fortepian i wiolonczelę (1796) Sonata No. 1 in F major, Op. 5 No. 1 for piano and cello (1796)
1. Adagio sostenuto – Allegro   [13:11]
2. Rondo. Allegro vivace   [6:37]

Ludwig van Beethoven
IV Sonata C-dur op. 102 nr 1 na fortepian i wiolonczelę (1815) Sonata No. 4 in C major, Op. 102 No. 1 for piano and cello (1815)
3. Andante – Allegro vivace   [7:33]
4. Adagio – Tempo d’Andante – Allegro vivace   [7:07]

Ludwig van Beethoven
V Sonata D-dur op. 102 nr 2 na fortepian i wiolonczelę (1815) Sonata No. 5 in D major, Op. 102 No. 2 for piano and cello (1815)
5. Allegro con brio   [6:16]
6. Adagio con molto sentimento d’affetto   [7:34]
7. Allegro – Allegro fugato   [4:12]

Wykonawcy:
Stanisław Firlej /wiolonczela/
Wojciech Kubica /fortepian/

GUBAIDULINA, LIEBERMANN, PROTO • WSPÓŁCZESNE SONATY • HOLEKSA, ROMANOWSKI

DUX 1746                                       Total time: [62:12]

Sofia Gubajdulina
Sonata na kontrabas i fortepian (1975) Sonata for Double Bass and Piano (1975)
1. Sonata na kontrabas i fortepian / Sonata for Double Bass and Piano (1975)   [16:49]

Lowell Liebermann
Sonata na kontrabas i fortepian op. 24 (1987) Sonata for Contrabass and Piano, Op. 24 (1987)
2. Commodo   [9:30]
3. Adagio   [4:50]
4. Presto   [2:55]
5. Tempo Primo, ma un poco ritenuto   [3:09]

Frank Proto
II Sonata na kontrabas i fortepian (2012) Sonata No. 2 for Double Bass and Piano (2012)
6. Calm   [3:41]
7. Allegro assai   [8:11]
8. Adagio   [7:24]
9. Freely – Molto Allegro   [5:40]

Wykonawcy:
Hanna Holeksa /fortepian/
Marek Romanowski /kontrabas/

KOSZEWSKI • UTWORY CHÓRALNE • COLLEGIUM CANTORUM, SIADLAK

        Kolejne wydawnictwo, tworzonej wspólnie z Chórem Filharmonii Częstochowskiej "Collegium Cantorum" pod dyrekcją Janusza Siadlaka serii „Antologia polskiej twórczości a cappella”, poświęcone jest muzyce chóralnej Andrzeja Koszewskiego.

         Szczególne miejsce Koszewskiego w polskiej literaturze muzycznej charakteryzuje najlepiej jego koncepcja chóru jako "orkiestry ludzkich głosów". Koszewski odkrywa w zespole chóralnym analogiczne, jak w orkiestrze symfonicznej możliwości w zakresie kształtowania barwy brzmienia i (z zachowaniem pełnego szacunku dla ludzkiego głosu) traktuje go podobnie, poruszając się w estetyce określonej przez dobry smak i dążenie do utrzymania efektu dźwiękowego w ramach sztuki wysokiej. Dlatego wszystkie niestandardowe środki artykulacyjne, a także gwizd i szept, często biorący się z wykorzystania właściwości języka polskiego, użyte są w sposób przemyślany i w pełni uzasadniony - nigdy dla samego efektu jako takiego. Wybór utworów prezentowanych na naszej płycie, przy wybitnej jakości wykonawczej zespołu, w pełni to potwierdza.

DUX 1772                                   Total time: [59:15]

Andrzej Koszewski
Muzyka fa-re-mi-do-si (1960) Music fa-re-mi-do-si (1960)
1. Muzyka fa-re-mi-do-si | Music fa-re-mi-do-si (1960)   [7:13]

Andrzej Koszewski
Tryptyk wielkopolski (1964) Greater Poland Triptych (1964)
2. Czerwona korona | A Wreath of Red Roses   [2:11]
3. Idzie konik z miasta | A Good Horse Is Trotting   [4:27]
4. Wiwat bratu memu | Vivat to My Brother   [1:50]

Andrzej Koszewski
Gry (1968) Games (1968)
5. Baj | The Sandman   [1:27]
6. Entliczek | Outrhyming   [2:17]
7. Wilk | The Wolf   [0:57]
8. Kotek | The Kitten   [1:56]

Andrzej Koszewski
Angelus Domini (1981)
9. Angelus Domini (1981)   [8:15]

Andrzej Koszewski
Tre pezzi (1985-86)
10. Canta-move   [5:01]
11. Flusso-riflusso   [6:19]
12. Ostinato   [4:49]

Andrzej Koszewski
Trittico di messa (1992)
13. Kyrie   [3:19]
14. Sanctus   [4:41]
15. Agnus Dei   [4:30]


Wykonawcy:
Chór Filharmonii Częstochowskiej Collegium Cantorum
Janusz Siadlak /dyrygent/

Recital Alexandra Gadjieva w RCKP w Krośnie - relacja

        Dnia 17 listopada miałam szczęście uczestniczyć w wyjątkowym wydarzeniu muzycznym na Podkarpaciu.
Na scenie Regionalnego Centrum Kultur Pogranicza w Krośnie wystąpił Alexander GADJIEV, laureat II miejsca ex aequo XVIII Międzynarodowego Konkursu Pianistycznego im. Fryderyka Chopina, który reprezentował Włochy i Słowenię.

        Od 2 do 23 października 2021 Warszawa była stolicą światowej pianistyki za sprawą XVIII Międzynarodowego Konkursu Pianistycznego im. Fryderyka Chopina.
Konkurs Chopinowski jest najważniejszym wydarzeniem muzycznym w Polsce i jednym z najważniejszych wydarzeń muzycznych na świecie. Obok olbrzymiej roli, jaką pełni w popularyzacji muzyki Chopina, odkrywa największe talenty pianistyczne, zapewniając młodym muzykom najskuteczniejszy start w międzynarodowej karierze.
        Konkurs Chopinowski przyciąga rosnącą liczbę pianistycznych talentów z całego świata, a w 2020 roku wpłynęło na ten Konkurs ponad 500 zgłoszeń.
Można śmiało stwierdzić, że konkurs skupia uwagę nie tylko międzynarodowego środowiska muzycznego i melomanów, ale także tych, którzy na co dzień z muzyką klasyczną niewiele mają styczności.

Aleksander Gadjiev 001 photo Paweł Fiejdasz Dorota Cząstka                                      Dorota Cząstka - Dyrektor RCKP w Krośnie, fot Paweł Fiejdasz / Regionalne Centrum Kultur Pogranicza


        Koncert jednego z laureatów na scenie Regionalnego Centrum Kultur Pogranicza był wyjątkową okazją spotkania z muzyką Chopina „na żywo”, i to w wyjątkowym, wirtuozowskim wykonaniu. Witająca publiczność pani Dorota Cząstka, dyrektorka Regionalnego Centrum Kultur Pogranicza w Krośnie, powtórzyła prośbę Artysty, który pragnął zaprezentować się publiczności samą muzyką, podała tylko program recitalu, na który złożyły się następujące utwory Fryderyka Chopina:
   Preludium op. 45;
   Barkarola Fis-dur op. 60;
   Polonez fis-moll op. 44;
   Polonez-fantazja op. 61.
Po krótkiej przerwie zabrzmiały:
   3 Mazurki z op. 56;
   II Sonata b-moll op. 35.

        Alexander Gadjiev wprowadził publiczność w nastrój koncertu następującymi słowami:
        „Muzyka to język i to bardzo specyficzny. Jest to język czystego dźwięku, a dźwięk był przed słowem.
W pewien sposób pochodzenie muzyki jest chyba bardzo odległe w czasie i nie jest bezpośrednio związane ze słowami, ale wciąż dotyka nas bardzo głęboko i bez filtrów.
To okres, w którym czas jest coraz bardziej ograniczony, a czytamy, piszemy i wypowiadamy tyle słów, że nie zawsze łatwo jest zbliżyć się do świata czystego dźwięku.
Przed dźwiękiem była cisza, tak jak przed światłem była ciemność.
Zapraszam do doświadczenia dwóch minut ciszy, aby móc na nowo połączyć się ze sobą i odnaleźć swój wewnętrzny spokój, aby móc jak najlepiej odebrać muzykę.
Mam nadzieję, że dołączą Państwo do mnie i życzę wspaniałych przeżyć w tej muzycznej podróży”.

 

Aleksander Gadjiev 005 photo Paweł Fiejdasz                                                        Alexander Gadjiev rozpoczyna recital w Krosnie, fot. Paweł Fiejdasz / Regionalne Centrum Kultur Pogranicza

Po dwóch minutach ciszy w ciemnej sali rozświetliła się scena, zobaczyliśmy Alexandra Gadjieva siedzącego przy fortepianie i popłynęły dźwięki Preludium cis moll op. 45, które powstało w 1841 roku i było znakomitym wstępem do cudownie wykonanej Barkaroli Fis-dur op. 60, jednego z najważniejszych dzieł Chopina, które powstało w 1846 roku. Utwór ten kompozytor wykonał również podczas swego ostatniego koncertu w Paryżu.
Przed przerwą zabrzmiały jeszcze dwa z trzech ostatnich polonezów Chopina – Polonez fis-moll op. 44 z 1841 roku i skomponowany w 1846 roku Polonez-Fantazja As-dur op. 61. Były to niezwykłe, bardzo osobiste kreacje.
Po przerwie Alexander Gadjiev zaproponował 3 Mazurki op. 56 (H-dur, C-dur, c-moll) oraz II Sonatę b-moll op. 35. To czteroczęściowe wstrząsające dzieło, skomponowane w 1839 w Nohant, dwie pierwsze części - Grave; Doppio movimento i Scherzo oraz końcowe Finale: Presto, stanowią ramę do powstałego w 1837 roku Marche funèbre: Lento (Marsza żałobnego).
Niezwykle emocjonalne wykonanie Gadjieva nikogo nie pozostawiło obojętnym. Pełna potęgi część pierwsza, niepokój pełnego kontrastów Scherza, niezwykła kreacja Marsza żałobnego, w którym pojawiały się fragmenty wykonane cudownie brzmiącym dźwiękiem w pianissimo, i pełen gromów finał.
Publiczność natychmiast powstała z miejsc i zgotowała wykonawcy gorącą owację. Podobnie było po wykonanym na bis Walcu.

Aleksander Gadjiev 004 photo Paweł Fiejdasz                                Alexander Gadjiev podczas recitalu w Krośnie, fot. Paweł Fiejdasz / Regionalne Centrum Kultur Pogranicza

        Gra Alexandra Gadjieva intrygowała, fascynowała i mogła być nawet dla wielu kontrowersyjna. Jeśli po ogłoszeniu wyników słyszałam wiele kontrowersyjnych wypowiedzi na temat przyznanej mu Nagrody Specjalnej za Najlepsze Wykonanie Sonaty, to po wysłuchaniu na żywo Sonaty b-moll op. 35 całkowicie zgadzam się z oceną jurorów.
        Już po zakończeniu konkursu w Programie II Polskiego Radia Alexander Gadjiev przyznał, że po konkursie nie chce się ograniczać wyłącznie do twórczości Chopina, choć zdaje sobie sprawę, że jego muzyka pozostanie z nim na zawsze. – „Chcę grać jej jak najwięcej, bo mam wrażenie, że w minionych latach bardzo się do niej zbliżyłem. Chcę pogłębiać tę więź, grywając w różnych miejscach i na różnych fortepianach – także historycznych. Jestem gotów na to, że Chopin pozostanie ze mną do końca życia”.
        Jestem pewna, że recital Alexandra Gadjieva w sali Regionalnego Centrum Kultur Pogranicza zapamiętają na długo wszyscy, którzy go wysłuchali i gorąco oklaskiwali.

Zofia Stopińska

Aleksander Gadjiev 007 photo Paweł Fiejdasz ukłony                            Alexander Gadjiev dziękuje krośnieńskiej publiczności za gorącą owację, fot. Paweł Fiejdasz / Regionalne Centrum Kultur Pogranicza

Subskrybuj to źródło RSS