Zofia Stopińska

Zofia Stopińska

email Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

Towarzystwo Muzyczne w Przemyślu zaprasza na koncert

Towarzystwo Muzyczne w Przemyślu zaprasz na koncert, w którym wystąpią uczniowie Sekcji Instrumentów Strunowych ZPSM w Przemyślu z klas Leszka Suszyckiego, Anny Magdziak i Magdaleny Betlei z towarzyszeniem Przemyskiego Kwartetu Smyczkowego.

Wtorek 14 czerwca, godz. 18.00

Sala koncertowa Towarzystwa Muzycznego Rynek 5.

 W programie: A.. Vivaldi, J. S. Bach, J. Haydn, D. Szostakowicz, F. Sor, J. Vinas. M. Giuliani.


Wstęp wolny!

XXXI Międzynarodowy Festiwal Muzyki Organowej i Kameralnej w Leżajsku

19 czerwca 2022 r., godz: 21:00 (niedziela) Inauguracyjny koncert plenerowy :

Orkiestra Koncertowa Reprezentacyjnego Zespołu Artystycznego Wojska Polskiego.

Dyrygenci: ppłk Marcin Ślązak – kierownik Orkiestry Koncertowej RZAWP, mjr Dariusz Kaczmarski

Soliści: Natalia Winnik – mezzosopran, Maciej Gronek – tenor, Jan Kierdelewicz – bas, Katarzyna Soja – narracja

Bazylika OO. Bernardynów:

20 czerwca 2022r., godz: 19:00, (poniedziałek)

Część organowa: prof. Józef Serafin

Część kameralna: „Jerycho” zespół muzyki dawnej w składzie:
Paweł Szczyciński, Maciej Królikowski, Wawrzyniec Dąbrowski, Mateusz Grzyb, Stanisław Szczyciński, Rafał Kanowski
Bartosz Izbicki (kierownictwo) – lira korbowa, fidel, portatyw, fisharmonia

27 czerwca 2022r., godz: 19:00, (poniedziałek)

Część organowa: Bogdan Narloch

Część kameralna: Krakowskie Trio Stroikowe w składzie: Marek Mleczko – obój, Roman Widaszek – klarnet, Paweł Solecki – fagot

4 lipca 2022r., godz: 19:00 (poniedziałek)

Część organowa: Arkadiusz Bialic

Część kameralna: Kwartet smyczkowy - Żeleński String Quartet w składzie:
Jadwiga Bialic, Katarzyna Jawor, Anna Migdał-Chojecka, Alicja Gach

11 lipca 2022r., godz: 19:00 (poniedziałek)

Część organowa: Julian Gembalski

Część kameralna: Zespół Ultra Musicam, pod kier. Karola Lipińskiego-Brańki
w składzie: Magdalena Witczak – sopran, Karol Lipiński-Brańka – skrzypce, Maciej Kłopocki – wiolonczela, Agnieszka Wesołowska – klawesyn

18 lipca 2022r., godz: 19:00 (poniedziałek)

Część organowa: Roman Perucki

Część kameralna: Monika Paluch – fortepian

25 lipca 2022r., godz: 19:00 (poniedziałek)

Część organowa: Jaroslav Tuma (Czechy)

Część kameralna: Jadwiga Skwierz-Sakakibara – sopran, Mariusz Drzewicki – fortepian

1 sierpnia 2022r., godz: 19:00 (poniedziałek)

Część organowa: Tomasz Głuchowski

Część kameralna: Capella Thoruniensis

Filip Wroniszewski (altówka/viola)
Maciej Śmietański (altówka/viola)

8 sierpnia 2022r., godz: 19:00 (poniedziałek)

Część organowa: Jakub Woszczalski

Część kameralna: AchDuo w składzie: Aleksander Pankowski vel Jankowski – gitara, Noemi Hańczyk – harfa

XXXI Międzynarodowy Festiwal Muzyki Organowej i Kameralnej w Leżajsku

 

19 czerwca 2022 r., godz: 21:00 (niedziela) Inauguracyjny koncert plenerowy :

Orkiestra Koncertowa Reprezentacyjnego Zespołu Artystycznego Wojska Polskiego.

Dyrygenci:ppłk Marcin Ślązak – kierownik Orkiestry Koncertowej RZAWP mjr Dariusz Kaczmarski

Soliści: Natalia Winnik – mezzosopran, Maciej Gronek – tenor, Jan Kierdelewicz – bas, Katarzyna Soja – narracja

 

Bazylika OO. Bernardynów:

20 czerwca 2022r., godz: 19:00, (poniedziałek)

Część organowa: prof. Józef Serafin

Część kameralna: „Jerycho” zespół muzyki dawnej w składzie:
Paweł Szczyciński, Maciej Królikowski, Wawrzyniec Dąbrowski, Mateusz Grzyb, Stanisław Szczyciński, Rafał Kanowski
Bartosz Izbicki (kierownictwo) – lira korbowa, fidel, portatyw, fisharmonia

27 czerwca 2022r., godz: 19:00, (poniedziałek)

Część organowa: Bogdan Narloch

Część kameralna: Krakowskie Trio Stroikowe w składzie: Marek Mleczko – obój, Roman Widaszek – klarnet, Paweł Solecki – fagot

4 lipca 2022r., godz: 19:00 (poniedziałek)

Część organowa: Arkadiusz Bialic

Część kameralna: Kwartet smyczkowy- Żeleński String Quartet w składzie:
Jadwiga Bialic, Katarzyna Jawor, Anna Migdał-Chojecka, Alicja Gach

11 lipca 2022r., godz: 19:00 (poniedziałek)

Część organowa: Julian Gembalski

Część kameralna: Zespół Ultra Musicam, pod kier. Karola Lipińskiego-Brańki
w składzie: Magdalena Witczak – sopran, Karol Lipiński-Brańka – skrzypce, Maciej Kłopocki – wiolonczela, Agnieszka Wesołowska – klawesyn

18 lipca 2022r., godz: 19:00 (poniedziałek)

Część organowa: Roman Perucki

Część kameralna: Monika Paluch – fortepian

25 lipca 2022r., godz: 19:00 (poniedziałek)

Część organowa: Jaroslav Tuma (Czechy)

Część kameralna: Jadwiga Skwierz – Sakakibara – sopran, Mariusz Drzewicki – fortepian

1 sierpnia 2022r., godz: 19:00 (poniedziałek)

Część organowa: Tomasz Głuchowski

Część kameralna: Capella Thoruniensis

Filip Wroniszewski (altówka/viola)
Maciej Śmietański (altówka/viola)

8 sierpnia 2022r., godz: 19:00 (poniedziałek)

Część organowa: Jakub Woszczalski

Część kameralna: AchDuo w składzie: Aleksander Pankowski vel Jankowski – gitara, Noemi Hańczyk – harfa

III Międzynarodowy Konkurs Muzyki Polskiej im. Stanisława Moniuszki

Dzieła polskich kompozytorów w międzynarodowych wykonaniach

Warszawa, 20 kwietnia 2022

III Międzynarodowy Konkurs Muzyki Polskiej odbędzie się w dniach 2-9 lipca 2023 roku w Filharmonii Podkarpackiej im. Artura Malawskiego w Rzeszowie. To jeden ze sztandarowych projektów Narodowego Instytutu Muzyki i Tańca. Dzięki niemu muzyka polska i jej twórcy są promowani na szeroką, międzynarodową skalę.

– Narodowy Instytut Muzyki i Tańca zaprasza muzyków wszystkich narodowości do udziału w III edycji Międzynarodowego Konkursu Muzyki Polskiej. To unikalne wydarzenie adresowane do pianistów i zespołów kameralnych, bez ograniczeń wiekowych, stawia sobie za cel ukazanie różnorodności i bogactwa muzyki polskiej – mówi Lech Dzierżanowski – zastępca dyrektora Narodowego Instytutu Muzyki i Tańca i dyrektor artystyczny wydarzenia. – W programie uczestnicy mogą prezentować wyłącznie dzieła 60 kompozytorów polskich, takich jak np.: Grażyna Bacewicz, Roman Maciejewski, Henryk Pachulski, Zygmunt Stojowski czy Maria Szymanowska. Mamy nadzieję, że Konkurs przyczyni się do poszerzenia wiedzy międzynarodowej publiczności na temat muzyki polskiej, zwłaszcza XIX i pierwszej połowy XX wieku.

Dodatkowo możliwe będzie wykonanie dzieł polskich kompozytorów spoza listy konkursowej. W III edycji MKMP pula nagród wzrośnie do 100 000 euro. W każdej kategorii wręczonych zostanie sześć nagród głównych. W 2023 roku premiowane nagrodą w wysokości 1 000 euro będzie wykonanie utworu jednego z następujących kompozytorów: w kategorii Pianiści – Antoniego Stolpego, Eugeniusza Pankiewicza (125. rocznica śmierci), Raula Koczalskiego (75. rocznica śmierci), a w kategorii Zespoły kameralne – również Antoniego Stolpego, Witolda Maliszewskiego (150. rocznica urodzin) i Antoniego Szałowskiego (50. rocznica śmierci).

Podobnie jak w poprzednich edycjach przewidziane są pozaregulaminowe nagrody specjalne, między innymi w postaci koncertów w polskich i zagranicznych instytucjach koncertowych.

Zarówno pobyt na Konkursie jak i koszty podróży będą całkowicie refundowane. Organizator zapewni każdemu uczestnikowi zakwaterowanie i wyżywienie w terminie od dnia próby akustycznej do momentu pozostania w Konkursie.

Do ubiegłorocznej edycji wydarzenia zgłosiło się 86 artystów z trzech kontynentów. Zwycięskim pianistą okazał się Kanadyjczyk Carter Johnson, a w kategorii zespołów kameralnych wygrał polski duet fortepianowy Książek Piano Duo w składzie: Agnieszka Zahaczewska-Książek i Krzysztof Książek. Przyznano także 38 nagród specjalnych.

Pierwsza edycja Konkursu odbyła się w 2019 roku i przyciągnęła 81 uczestników z 6 krajów. Zwycięzcą w kategorii pianistycznej został reprezentant Rosji – Pavel Dombrovsky, zaś w kategorii zespołów kameralnych tryumfował duet skrzypków z Polski: Marta Gidaszewska i Robert Łaguniak występujący obecnie pod nazwą Polish Violin Duo.

Rozpoczęcie naboru zgłoszeń planowane jest na początek 2023 roku.

Konkurs jest realizowany przez Narodowy Instytut Muzyki i Tańca we współpracy z Filharmonią Podkarpacką im. Artura Malawskiego w Rzeszowie, finansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego.

 Więcej informacji: konkursmuzykipolskiej.pl

O Narodowym Instytucie Muzyki i Tańca

Narodowy Instytut Muzyki i Tańca realizuje projekty twórcze, wydawnicze, naukowe i stypendialne. Tworzy nowe standardy współpracy artystów i instytucji. Prowadzi takie projekty jak: Nagroda im. Oskara Kolberga za zasługi dla kultury ludowej, Przestrzenie Sztuki, Koryfeusz Muzyki Polskiej, PolandDances czy Międzynarodowy Konkurs Muzyki Polskiej. Zespół Instytutu codziennie dba o to, by polscy muzycy i tancerze mogli się stale rozwijać i prezentować swoje dokonania nie tylko w kraju, ale i za granicą. Wszystkie zadania finansowane są w ramach działalności bieżącej Instytutu z dotacji Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego.

https://nimit.pl/

Bardzo oczekiwana edycja Festiwalu w Łańcucie - koncerty, wrażenia i wzruszenia

         Tegoroczna, 61. Edycja Muzycznego Festiwalu w Łańcucie, dostarczyła melomanom wielu wspaniałych wrażeń i wzruszeń. Na najważniejsze, znane w Polsce i za granicą, święto muzyki złożyło się 9 koncertów, które odbyły się w sali balowej Muzeum Zamku w Łańcucie oraz w Filharmonii Podkarpackiej.

       Na pierwszym planie: Martina Zadro - sopran, José Cura - tenor i David Giménez - dyrygent, fot. Anna Magda / Biuro Prasowe UMWP

Łańcut 1 Jose Cura Koncert fot. Anna Magda Biuro Prasowe UMWP 800

        Bardzo uroczysta, efektowna i piękna była inauguracja, która odbyła się w Filharmonii Podkarpackiej. Serca publiczności podbił José Cura, światowej sławy argentyński śpiewak, który zachwycił nie tylko pięknym głosem, ale od początku potrafił nawiązać bliski kontakt w publicznością oraz pozostałymi wykonawcami. Solistką była także chorwacko-słoweńska sopranistka - Martina Zadro, a Orkiestrą Symfoniczną Filharmonii Podkarpackiej dyrygował David Giménez, hiszpański mistrz batuty występujący z wielkim powodzeniem na całym świecie.
         Program wypełniły arie, duety i fragmenty instrumentalne z tak znanych oper, jak: "I Pagliaci" Ruggiero Leoncavalla, "Adrianna Lecouvreur" Francesco Cilei, "Carmen" Georges'a Bizeta, "Faust" Charlesa Gounoda , "Nabucco" i "Otello" Giuseppe Verdiego, "Le Villi", "Manon Lescaut", "Tosca" i "Turandot " Giacomo Pucciniego. Rzeszowscy filharmonicy „spisali się na medal”, akompaniując solistom, oraz pięknie wykonali solówki: Jagoda Pietrusiak-Kasprzyk - flet, Robert Naściszewski - skrzypce oraz Anna Naściszewska – wiolonczela i Robert Mosior - klarnet. Gorącymi brawami publiczność nagradzała każdy wykonywany utwór. Długotrwałą owacją na stojąco dziękowała za cały wieczór. José Cura na zakończenie cudownie wykonał słynną arię "Nessun dorma", czyli "Niech nikt nie śpi" i faktycznie, po takim koncercie trudno było zasnąć.
Koncert prowadził Piotr Krasnowolski.

       Trio Con Brio Copenhagen, fot. Damian Budziwojski / Filharmonia Podkarpacka im. Artura Malwskiego w Rzeszowie

Łańcut 2 Trio Con Brio Copenhagen fot. Fotografia Damian Budziwojski Filharmonia Podkarpacka 800
         Trzy kolejne koncerty odbyły się w sali balowej Muzeum – Zamku w Łańcucie.
         Z rewelacyjnym koncertem wystąpiło 22 maja Trio Con Brio Copenhagen, a Stefan Münch, znany publicysta i krytyk muzyczny, po wysłuchaniu koncertu napisał: „To był jeden z najlepszych koncertów kameralnych, jaki słyszałem w ostatnich latach. Trio Con Brio Copenhagen tworzą: południowokoreańskie siostry Soo-Jin Hong – skrzypce Guarneri i Soo-Kyung Hong – wiolonczela Amati oraz Jens Elvekjaer – fortepian. Zespół istnieje od ponad dwudziestu lat i to daje mu niezwykłą, ekwilibrystyczną zdolność realizowania najbardziej skomplikowanych muzycznych narracji, czego dowodem był koncert w Łańcucie. Muzycy Con Brio Copenhagen pokazali nie tylko niekwestionowane i najwyższe kwalifikacje solistyczne, ale przede wszystkim zachwycającą umiejętność gry zespołowej. Wszystko zabrzmiało w sposób fascynujący i z naturalną świeżością”.
         W programie znalazły się Trio E-dur Josepha Haydna, Trio a-moll Maurice’a Ravela i Trio Es-dur op. 100 Franza Schuberta.
Publiczność, która do ostatniego miejsca wypełniła salę balową Zamku w Łańcucie, zgotowała artystom całkowicie zasłużoną owację.

       Urszula Kryger - mezzosopran,  Paweł Cłapiński - fortepian, Lidia Sadowa - prezentacje fragmentów listów Marii Konopnickiej, fot. Damian Budziwojski ' Filharmonia Podkarpacka

Łańcut 3 Urszula Kryger fot. Damian Budziwojski 800

         23 maja 2022 roku, dokładnie w 180. rocznicę urodzin Marii Konopnickiej, odbył się trzeci koncert w ramach 61. Muzycznego Festiwalu w Łańcucie, poświęcony polskiej poetce, pisarce, publicystce i tłumaczce oraz wielkiej patriotce.
         Postać Marii Konopnickiej oraz jej działalność przybliżył publiczności pan Maksymilian Bylicki, który przypomniał, że Sejm Rzeczypospolitej Polskiej, doceniając literacki dorobek Marii Konopnickiej oraz jej wkład w działalność patriotyczną, ustanowił rok 2022 Rokiem Marii Konopnickiej. Podkreślił także, że Maria Konopnicka ostatnie lata swego życia spędziła na Podkarpaciu, bowiem w 1903 roku, na 25-lecie pracy pisarskiej, Konopnicka otrzymała w darze narodowym dworek w Żarnowcu niedaleko Krosna.
Dzisiaj znajduje się tam Muzeum Marii Konopnickiej, do zwiedzenia którego zapraszał publiczność gospodarz tego muzeum, pan dyrektor Paweł Bukowski.
         Po tym wstępie na scenie królowały już tylko dwie sztuki - poezja i muzyka w kreacjach najznakomitszych wykonawców tego gatunku – pieśni śpiewała mezzosopranistka Urszula Kryger, jedna z najlepszych współcześnie występujących polskich artystek, wybitna interpretatorka dzieł oratoryjnych, kameralnych, ale także pieśni, w których po mistrzowsku łączy tekst i muzykę.
Przy fortepianie zasiadł Paweł Cłapiński, znakomity pianista, laureat wielu konkursów, współpracujący na stałe z panią Urszulą Kryger. Natomiast fragmenty listów Marii Konopnickiej do córek Zofii, Laury i Heleny, prezentowała Lidia Sadowa, aktorka doskonale znana publiczności zarówno z małego, jak i dużego ekranu.
Te listy uświadamiały nam, jak ta twórczość przeplatała się z bardzo surowym życiem. Na przykład podróż z Warszawy do Krakowa była problemem finansowym, a także organizacyjnym, bo się przekraczało granice Prus, Rosji albo Austro-Węgier i trzeba było z dużym wyprzedzeniem starać się o odpowiednie paszporty.
         Słuchając wspaniałych kreacji pieśni, łatwo było zauważyć, że Maria Konopnicka kochała także muzykę. Często jej wiersze mają muzyczne tytuły. Trzeba podkreślić, że kilkudziesięciu polskich kompozytorów pisząc pieśni, sięgało po wiersze Konopnickiej. Do programu wieczoru w Łańcucie wybrane zostały pieśni nawiązujące do muzyki i tematyki ludowej.
Podczas tego wieczory wysłuchaliśmy czterech cykli pieśni: Zygmunta Noskowskiego - „W lesie” op. 60 , Henryka Mikołaja Góreckiego – Trzy pieśni do słów Marii Konopnickiej op. 10, Władysława Żeleńskiego – 4 pieśni do słów Marii Konopnickiej i Stefana Niewiadomskiego „Jaśkowa dola”.
        Po koncercie pani Urszula Kryger nie kryła wzruszenia, mówiąc: „Jestem szczęśliwa, że pani dyrektor Marta Wierzbieniec namówiła mnie, żeby zrobić koncert poświęcony Marii Konopnickiej, ponieważ odnalazło się wiele ciekawych utworów. Wiadomo, że cykl „Jaśkowa dola” Stefana Niewiadomskiego jest znany, chociaż też rzadko śpiewany, ale odkryte zostały bardzo ciekawe cykle Zygmunta Noskowskiego i przede wszystkim Henryka Mikołaja Góreckiego. To jest coś niebywałego, jak ekspresyjna i mocna jest ta muzyka. Skromne teksty nabierają tu niezwykłej mocy”.

      Berliner Barock Solisten, fot. Damian Budziwojski / Filharmonia Podkarpacka

Łańcut 4 Berliner Barock Solisten fot. Damian Budziwojski 800

         Niezwykle pięknie i szlachetnie zabrzmiały dzieła wielkich niemieckich mistrzów epoki baroku w sali balowej Muzeum-Zamku w Łańcucie w wykonaniu zespołu Berliner Barock Solisten, podczas czwartego festiwalowego wieczoru 27 maja.
         Pierwszą część koncertu wypełniła muzyka Georga Philippa Telemanna, która dość rzadko gości na estradach koncertowych, a szkoda, bo jest piękna, o czym przekonaliśmy się słuchając dwóch przepięknych, gorąco oklaskiwanych przez łańcucką publiczność utworów. Pierwszym była Ouverture-Suite D-Dur na obój, trąbkę, smyczki i basso continuo, a później zabrzmiał Koncert e-moll na flet prosty, flet traverso, smyczki i basso continuo.
         Po przerwie znakomici goście z Niemiec zaproponowali nam dwa koncerty brandenburskie Johanna Sebastiana Bacha. Najpierw wykonany został V Koncert brandenburski D-dur z partiami koncertującymi fletu, solowych skrzypiec i koncertującego klawesynu, a później zabrzmiał nieczęsto wykonywany II Koncert brandenburski F-dur, w którym pole do popisu mieli wszyscy soliści oraz cały zespół. Długie i gorące oklaski zostały nagrodzone i prowadzący zespół od pulpitu i wykonujący partie solowe skrzypiec pan Kristof Polonek, piękną polszczyzną podziękował publiczności za stworzenie wspaniałej atmosfery i gorące przyjęcie, zapowiadając na bis brawurowy fragment II Koncertu brandenburskiego Johanna Sebastiana Bacha.
         Dodam, że znakomity skrzypek Krzysztof Polonak pochodzi z Krakowa, od 2009 roku jest członkiem orkiestry Berliner Philharmoniker, a w 2019 roku, po wygranym konkursie, został koncertmistrzem tejże orkiestry.
         W świat muzyki epoki baroku, a szczególnie mistrzów Georga Philippa Telemanna i Johanna Sebastiana Bacha wprowadzał nas doskonale znany łańcuckiej publiczności Jan Popis, popularyzator muzyki, muzykolog i krytyk muzyczny, który nie krył zachwytu łańcuckim festiwalem i koncertem w wykonaniu zespołu z Berlina: „Łańcut to jest rzeczywiście Mekka wspaniałej, artystycznej muzyki, do której z radością zdążamy.
Jestem pod dużym wrażeniem 61. Festiwalu. Organizatorzy zaproponowali świetne koncerty, wszystko jest na najwyższym poziomie, repertuar zróżnicowany, a wykonawstwo nadzwyczajne. Cieszę się między innymi tym, że proponuje się tutaj również muzykę barokową w tradycyjnej formule. Artyści z Berlina, którzy tutaj przyjechali i grają Telemana i Bacha w stylu tradycyjnym, ale jakież to mistrzostwo, a muzyka w takim ujęciu jest soczysta, piękna i, co ważne, jakże wspaniale odbierana przez słuchaczy”.

       Piotr Baron z Zespołem, fot. Damian Budziwojski / Filharmonia Podkarpacka

Łańcut 5 Piotr Baron z zespołem fot. Damian Budziwojski 800

         Od pewnego czasu jeden festiwalowy wieczór poświęcony jest muzyce jazzowej. Dlatego 27 maja koncert odbył się w sali Filharmonii Podkarpackiej, a wystąpił Piotr Baron ze swoim zespołem, który tworzą: Łukasz Żyta – perkusja, Maciej Adamczyk – kontrabas, Michał Tokaj – fortepian, Robert Majewski - trąbka, fluegelhorn oraz Piotr Baron - saksofon tenorowy, saksofon sopranowy, klarnet basowy.
         Program wypełniły utwory z płyt "Wodecki Jazz" i "Moniuszko Jazz", a wykonawców i prezentowane utwory przybliżał Paweł Sztompke, znany dziennikarz i recenzent muzyczny, związany z Programem I Polskiego Radia.
Fanów jazzu nie brakowało, wszyscy żywo reagowali na muzykę i koncert był bardzo udany.

      Sandra Ferrández Penalva - mezzosopran, José Ferreira Lobo - dyrygent, Atlantic Opera Orchestra z Porto, fot. Damian Budziwojski / Filharmonia Podkarpacka

Łańcut 6 Sandra Ferrandez Penalwa i Atlantic Opera Orchestra 800

          Niezwykle udane były kolejne dwa koncert, które odbyły się w Łańcucie.
          W sobotni wieczór, 28 maja, na scenie sali balowej wystąpiła Atlantic Opera Orchestra z portugalskiego Porto. Ten koncert miała w całości wypełnić muzyka jednego z najwybitniejszych kompozytorów hiszpańskich Manuela de Falli. Stało się inaczej, ponieważ nie mógł przyjechać do Łańcuta pianista i zamiast „Nocy w ogrodach Hiszpanii” artyści z Porto zaproponowali publiczności w pierwszej części wieczoru „Cztery pory roku Buenos Aires” Astora Piazzolli, w aranżacji na skrzypce solo z towarzyszeniem orkiestry.
          Po przewie królowała już muzyka Manuela de Falli. Na scenie pojawiła się Sandra Ferrández Penalva - wspaniała mezzosopranistka pochodząca z Andaluzji i wykonała z towarzyszeniem orkiestry, którą dyrygował José Ferreira Lobo „Siedem pieśni hiszpańskich”. Na zakończenie zabrzmiała ”Czarodziejska miłość”, która jest najczęściej wykonywanym dziełem Manuela de Falli na estradach koncertowych w postaci symfonicznej suity, ze śpiewem lub bez. W Łańcucie usłyszeliśmy dzieło z krótkim ogniwem śpiewanym, którego wykonawczynią była Sandra Ferrández Penalva.
Świetnie wykonane utwory bardzo się publiczności podobały i po długich oklaskach publiczność wysłuchała jeszcze na bis żywiołowego fragmentu z „Czarodziejskiej miłości”.

      Tomasz Lis - fortepian, Polish Art Philharmonic, Michael Maciaszczyk - dyrygent, fot. Adam Kunysz

Łańcut 7 Tomasz Lis i Polish Art Philharmonic pod batutą Michaela Maciaszczyka fot. Adam Kunysz

         W niedzielny wieczór, podczas siódmego festiwalowego koncertu, zachwycaliśmy się muzyką Wolfganga Amadeusa Mozarta, którą bardzo ciekawymi komentarzami przybliżał nam pan Stefan Münch.
         W programie pierwszej części wieczoru usłyszeliśmy dwa wspaniałe dzieła mistrza Wolfganga Amadeusza Mozarta: Koncert fortepianowy C-dur nr 13 i Koncert fortepianowy C-dur nr 25, w wykonaniu pianisty Tomasza Lisa i Polish Art Philharmonic pod batutą Michaela Maciaszczyka.
         Od pierwszych dźwięków fortepianu Tomasz Lis oczarował swą wirtuozerią szczelnie wypełniającą salę balową publiczność. Obydwa koncert zostały wykonane przez solistę rewelacyjnie, ale trzeba dodać, że bardzo dobrze towarzyszyła mu orkiestra pod dyrekcją Michaela Maciaszczyka.
         Tomasz Lis od 24 lat mieszka w Londynie. Występował przed publicznością najbardziej prestiżowych salach, m.in. Wigmor Hall oraz Barbican Center. Koncertował również w USA i Kanadzie, ale w Polsce występuje rzadko. Jak powiedział w przerwie koncertu: „Po raz pierwszy jestem w Łańcucie. Bardzo żałuję, że pałac jest zamknięty, bo z chęcią bym go zwiedził, a udało mi się tylko parę komnat zobaczyć. To cudowne miejsce i mam nadzieję, że kiedyś tu wrócę. Dziękuję publiczności za tak gorące przyjęcie. Jestem także bardzo zadowolony ze współpracy z Polish Art. Philharmonic i Michaelem Maciaszczykiem. Przed pierwszą próbą z orkiestrą, spotkaliśmy się z dyrygentem przy kawie i już podczas tej rozmowy dobrze się rozumieliśmy. Wtedy wiedziałem, że muzycznie będziemy na podobnych falach. Orkiestra jest młoda, ale wszyscy grają z entuzjazmem, bardzo precyzyjnie, pięknie frazują, a to jest bardzo potrzebne w wykonywaniu dzieł Mozarta”.
         Polish Art. Philharmonic koncertuje niemal we wszystkich ośrodkach muzycznych w Polsce oraz poza jej granicami m.in. w Niemczech, Austrii, Chinach. Posiada także własne nagrania płytowe. W drugiej części wieczoru zaprezentował wspaniałą, kochaną przez melomanów Symfonię g-moll KV 550 nr 40 Wolfganga Amadeusza Mozarta pod batutą Michaela Maciaszczyka.
Długo trwała owacja publiczności, która dziękowała Wszystkim za wspaniały wieczór.

      Justyna Bluj - sopran, Ivan Cherednichenko - dyrygent, fot. Damian Budziwojski / Filharmonia Podkarpacka

Łańcut 8 Justyna Bluj sopran dyr Ivan Cherednichenko 

         Dwa ostatnie koncerty 61. Muzycznego Festiwalu w Łańcucie odbyły się w sali koncertowej Filharmonii Podkarpackiej.
         2 czerwca odbył się „Wieczór solidarności z narodem ukraińskim” w wykonaniu Orkiestry Kameralnej Opery Lwowskiej pod batutą Ivana Cherednichenko, a solistami byli: Justyna Bluj – sopran, Tatyana Vachnocska – mezzosopran, Andriy Chaykovskyi – skrzypce i Mykchailo Sosnovsky – flet. W wykonaniu niektórych utworów uczestniczyli także muzycy grający na instrumentach dętych w Orkiestrze symfonicznej Filharmonii Podkarpackiej.
         Publiczność miała okazję przekonać się, jak piękne są ukraińskie pieśni ludowe w opracowaniach artystycznych i poznać kilka utworów ukraińskich kompozytorów. Były także utwory znane. Ramy koncertu stanowiły, hymn Ukrainy i „Melodia” Myroslawa Skoryka.
         Wszyscy Artyści z Ukrainy zasłużyli na gorące brawa publiczności. Wzruszające też było pożegnanie, podczas którego na scenie pojawili się wszyscy wykonawcy, a solistki trzymały flagę Ukrainy. Długo trwała owacja publiczności, która na stojąco dziękowała za wspaniały koncert.
          Moją uwagę zwrócił piękny sopran młodej wykonawczyni Justyny Bluj, która przepięknie zaśpiewała dwa utwory – polski i ukraiński, a były to: niezwykle dramatyczna aria Halki z IV aktu opery „Halka” Stanisława Moniuszki oraz pieśń w języku ukraińskim „Rodymyj Kraju”, która jest wspomnieniem rodzinnych miejsc, domu, przyrody, jak i szczęśliwego dzieciństwa.
W rozmowie po koncercie pytałam Justynę Bluj, czy występowała już z wykonawcami ze Lwowa: „Po raz pierwszy występowałam z Orkiestrą Kameralną Opery Lwowskiej. To był także mój pierwszy, ale bardzo dobry kontakt z dyrygentem i pozostałymi solistami, jestem zadowolona, że mogłam wystąpić na tak prestiżowym festiwalu”.

                                     Rodrigo Leão - kompozytor i multiinstrumentalista, fot. Damian Budziwojski / Filharmonia Podkarpacka

Łańcut 9 Finał Rodrigo Leao
        Koncert finałowy łańcuckiego festiwalu odbył się 5 czerwca w Filharmonii Podkarpackiej, a wypełniła go w całości muzyka filmowa autorstwa Rodrigo Leão, sławnego portugalskiego kompozytora i multiinstrumentalisty, który po latach współpracy ze znakomitym zespołem Madredeus, skupił się na własnej karierze. Rodrigo Leão w ciągu ostatnich kilku lat odsłonił nowe obszary swojego talentu, występując na żywo w najbardziej legendarnych miejscach świata (londyńskim Barbican Centre, barcelońskim Palau dela Musica, paryskim Grand Rex, waszyngtońskim Kennedy Center). Jednocześnie nagrywał ścieżki dźwiękowe do filmów oraz płyty.             Najnowszy album „A Estranha Beleza da Vida”(„Dziwne piękno życia”) , to bardzo osobista płyta, urzekająca delikatnością i prostotą, skomponowana i nagrana w okresie pandemii Covid-19, która zmusiła go do odwołania światowej trasy. Na program koncertu w Filharmonii Podkarpackiej złożyło się w sumie 18 utworów. W pierwszej części Rodrigo Leão wystąpił ze swoim zespołem, który tworzyli: Ângela Silva – wokal/ syntezator, Viviena Tupikova – wokal/ skrzypce, João Eleutério – gitara/ syntezator/ instrumenty perkusyjne, Carlos Tony Gomes – wiolonczela i kompozytor kierujący przez cały czas przebiegiem koncerty od fortepianu.
        W części drugiej do tego zespołu zaprosił jeszcze do współpracy Orkiestrę Filharmonii Podkarpackiej i przygotowany przez Bożenę Stasiowską-Chrobak kameralny skład Chóru Instytutu Muzyki Uniwersytetu Rzeszowskiego.
        W świat wykonywanej muzyki, inspirowanej zarówno charakterystycznymi dla Portugalii rytmami fado oraz wzbogaconej muzyką krajów, do których podróżował kompozytor, m.in. walca, tanga, chansony, samby, wprowadzał nas red. Marek Zając. Piękna muzyka w dobrym wykonaniu bardzo się spodobała festiwalowej publiczności i była gorąco oklaskiwana.

       Orkiestrą Symfoniczną Filharmonii Podkarpackiej i Chórem Instyututu Muzyki Uniwersytetu Rzeszowskiego dyryguje Carlos Tony Gomes, fot. Damian Budziwojski / Filharmonia Podkarpacka

Łańcut 10 Finał Chór i Orkiestra dyr Carlos Tony Gomes

          Powody do radości i zadowolenia z udanej, chociaż z pewnością także kosztownej imprezy, ma Pani prof. Marta Wierzbieniec – dyrektor Muzycznego Festiwalu w Łańcucie i Filharmonii Podkarpackiej, która była organizatorem wszystkich edycji: „To prawda, to wszystko kosztuje. W tym miejscu bardzo dziękuję Ministerstwu Kultury i Dziedzictwa Narodowego za wsparcie finansowe. Wiceprezes Rady Ministrów, Minister Kultury i Dziedzictwa Narodowego prof. Piotr Gliński objął Festiwal swoim honorowym patronatem. Dziękuję bardzo Marszałkowi Województwa Podkarpackiego, panu Władysławowi Ortylowi i Samorządowi Województwa Podkarpackiego za przekazane środki. Swoją cegiełkę dołożyła także Gmina Miasto Rzeszów, za co również serdecznie dziękuję, no i oczywiście dziękuję wszystkim darczyńcom, na czele z mecenasem Festiwalu, którym jest PGE.
          Była to bardzo oczekiwana edycja Festiwalu. Po wersji telewizyjnej, którą dzięki współpracy z Rzeszowskim Oddziałem Telewizji Polskiej udało się zrealizować dwa lata temu i po wersji hybrydowej, gdzie mieliśmy bardzo ograniczoną liczbę publiczności, co było związane z obowiązującymi pandemicznymi obostrzeniami, w tym roku mogliśmy Państwa zaprosić i w pełnej okazałości przedstawić wszystkie koncerty.
          Na szczęście wszystko się udało. Kilka dużych zespołów orkiestrowych, które wystąpiły w czasie tegorocznej edycji – jak chociażby orkiestra z Portugalii czy orkiestra kameralna z Berlina, to są zespoły, które miały gościć u nas w poprzednich latach, ale z powodu pandemii te koncerty zostały przesunięte. Konstruując program festiwalowy mamy także na uwadze oczekiwania publiczności. Pragniemy, żeby każdy mógł znaleźć coś dla siebie – odpowiadający mu gatunek, formę, nurt muzyczny, bo muzyka to bardzo pojemna skarbnica i wiele różnego rodzaju kierunków muzycznych, stylów tam się mieści.
W tym roku mogliśmy się wspólnie rozkoszować muzyką w najlepszych wykonaniach, bo wszyscy zaproszeni artyści są wspaniałymi muzykami”.

       Promenadowy występ Rzeszowskiego Zespołu Instrumentów dędych "Da Camera", fot. Damian Budziwojski / Filharmonia Podkarpacka

Łańcut 11 Finał Zespół Instrumentów Dętych Da Camera

         61. Muzyczny Festiwal w Łańcucie przeszedł do historii, ale pozostały nam wspaniałe wspomnienia i nadzieja, że z każdym dniem zbliżamy się do następnej edycji, bo organizatorzy już planują wydarzenia, które odbędą się w 2023 roku.

Zofia Stopińska

Filharmonia Podkarpacka zaprasza - Penderecki, Kosenko, Ravel

Koncert symfoniczny

10 czerwca 2022r., piątek, godz. 19:00

ORKIESTRA SYMFONICZNA FILHARMONII PODKARPACKIEJ
MIŁOSZ KULA – dyrygent
LIDIYA FUTORSKA – skrzypce

W programie:
K. Penderecki – Chaconne na smyczki
V. Kosenko – Koncert skrzypcowy a moll op. 6
M. Ravel – Bolero

Koszt udziału: 30 zł
Koszt udziału (ulgowy): 20 zł

Wielka muzyka musi i płynąć z serca….” pisał Maurice Ravel. Słowa francuskiego kompozytora można odnieść do wszystkich utworów anonsowanych w programie. Koncert otworzy niezwykle dramatyczna Chaconne na orkiestrę smyczkową (2005) z Polskiego Requiem autorstwa Krzysztofa Pendereckiego napisana ku pamięci Jana Pawła II. Uwagę słuchaczy przykuwać będzie z pewnością liryczny, przepojony romantycznym duchem Koncert skrzypcowy (1919) ukraińskiego kompozytora Viktora Kosenki. Drugą część wieczoru wypełni słynne Bolero będące niezwykłą wizją hiszpańskiego tańca ludowego. To niespotykane połączenie doskonałego rzemiosła kompozytorskiego, wyczucia brzmienia i… emocji. Z krótkiego tematu przewijającego się przez całą kompozycję w partiach różnych instrumentów Ravel wydobywa całą paletę olśniewających orkiestrowych barw, które niezmiennie budzą podziw słuchaczy.

Tekst: Biuro Koncertowe

Finał 61 Muzycznego Festiwalu w Łańcucie

Spotkanie z muzyką Rodriga Leăo i jego zespołem zakończyło 61. edycję Muzycznego Festiwalu w Łańcucie

Rodrigo Leăo to znakomity portugalski kompozytor i multiinstrumentalista, aktywny na estradach od ponad 30 lat , były członek portugalskich zespołów Sétima Legiăo i Madredeus. Twórca muzyki filmowej w tym do nominowanego do Oskara dramatu "Kamerdyner" Lee Danielsa. Pedro Almodowar określił go jako" jeden z najbardziej inspirujących kompozytorów na świecie"

Leăo wystąpił w najbardziej prestiżowych salach koncertowych Europy i obu Ameryk. Ma na swym koncie pokaźny dorobek fonograficzny. W 2018 roku, w 25. rocznicę kariery solowej wydał dwupłytowy album zawierający największe swe hity w tym fragnenty ze ścieżek do skomponowanej muzyki filmowej.

W pierwszej części koncertu w Rzeszowie Rodrigo Leăo wraz z członkami zespołu w skład którego wchodzą Ăngela Silva - wokal/syntezator, Viviena Tupikova - wokal/ skrzypce, Joao Eleutèrio - gitara,/ syntezator/instrumenty perkusyjne oraz Carlos Tony Gomes - wiolonczela, zaprezentowali m.in utwory z płyt "O Metodo" oraz z najnowszwszego albumu "A Estranha Beleza da Vida" / Dziwne piękno życia/. To utwory bardzo osobiste, urzekające delikatnością oraz prostotą skomponowane i nagrane w okresie pandemii Covid - 19. Płyta ta stała się swoistym hymnem wolności, tworzenia bez granic i ograniczeń.

W drugiej części wieczoru Rodrigo Leăo i jego zespołowi towarzyszyła Orkiestra Symfoniczna Filharmonii Podkarpackiej oraz Chór Instytutu Muzyki Uniwersytetu Rzeszowskiego, przygotowany przez Bożenę Stasiowską - Chrobak. Chórzyści byli znakomici. Również świetnie w tym repertuarze odnaleźli się nasi filharmonicy.
W tej części usłyszeliśmy utwory skomponowane w 2020 roku, a także utwór "Respirar", który autor skomponował w 2018 z okazji koncertu upamiętniającego 25 rocznicę "Rewolucji Goździków" w Portugalii - zerwaniem z dyktaturą Salazara.

Otrzymaliśmy wspaniały koncert muzyki autorstwa Rodrigo Leăo, muzyki inspirowanej zarówno charakterystycznymi dla Portugalii rytmami fado, wzbogaconej muzyką krajów, do których podróżował kompozytor m.in. walca, tanga, chansony, samby.
W świat muzyki, jej kompozytora i wykonawców wprowadzał nas znany rzeszowskiej publiczności red. Marek Zając.
Każdy wykonywany utwór, kończyły się gorącym aplauzem publiczności. Na zakończenie koncertu melomani zgotowali wszystkim wykonawcom długą owację na stojąco.

Tadeusz Stopiński

Justyna Bluj: "Jestem szczęśliwa, że mogłam wystąpić na tak prestiżowym festiwalu"

       Przedostatni koncert 61.Muzycznego Festiwalu w Łańcucie odbył się 2 czerwca 2022 roku w Filharmonii Podkarpackiej, a był to „Wieczór solidarności z narodem ukraińskim”, w wykonaniu Orkiestry Kameralnej Opery Lwowskiej pod batutą Ivana Cherednichenko. Solistami byli: Justyna Bluj – sopran, Tatyana Vachnocska – mezzosopran, Andriy Chaykovskyi – skrzypce i Mykchailo Sosnovsky – flet. Mogliśmy się przekonać, jak piękne są ukraińskie pieśni ludowe w opracowaniach artystycznych oraz poznać kilka ciekawych i wartościowych utworów ukraińskich kompozytorów. Moją uwagę zwrócił piękny sopran młodej wykonawczyni Justyny Bluj, która urodziła się w Przemyślu i tam też rozpoczynała swą muzyczną drogę. Po koncercie udało mi się zarejestrować krótką rozmowę z tą Artystką.

       Serdecznie Pani gratuluję i dziękuję za wspaniały występ z towarzyszeniem lwowskim muzyków. Czy znała Pani zespół i dyrygenta, którzy z panią występowali?

       Nie, ponieważ po raz pierwszy występowałam z Orkiestrą Kameralną Opery Lwowskiej. To był także mój pierwszy kontakt z panem Ivanem Cherednicjemko i pozostałymi solistami.
Przygotowałam na ten koncert dwa utwory – polski i ukraiński, zaśpiewałam niezwykle dramatyczną, faktycznie ostatnią arię Halki z IV aktu opery „Halka” Stanisława Moniuszki oraz pieśń ukraińską (w języku ukraińskim) „Rodymyj Kraju”, która jest wspomnieniem rodzinnych miejsc, domu, przyrody, jak i szczęśliwego dzieciństwa.

       Dużo wydarzyło się w Pani działalności artystycznej w ostatnich miesiącach.

       Tak, nadal pracuję nad doskonaleniem swojego głosu i będzie to trwało, dopóki będę śpiewać na scenie, ponieważ to jest nieodzownym elementem do spełniania się w zawodzie śpiewaka. Jeździłam na różne kursy, jeździłam na konkursy. Brałam udział także w wielu przesłuchaniach, żeby nie „wypaść z rynku”. W moich działaniach cały czas posuwam się i spotkania z różnymi znakomitymi śpiewakami, którzy przekazują mi bezcenną wiedzę, bardzo mnie uskrzydlają i motywują do dalszej działalności.

       Po pandemii tych przesłuchań odbywa się bardzo dużo, bo teraz coraz rzadziej soliści w teatrach operowych są zatrudniani na etatach i organizowane są przesłuchania do planowanych produkcji.

       Tak, tych przesłuchań jest bardzo dużo, do przeróżnych ról i trzeba wybierać te, które mi osobiście odpowiadają. Tak jak Pani powiedziała, teatry coraz częściej działają w stylu zachodnim, czyli angażują śpiewaków do jednej produkcji, co pozwala mi w śpiewać w wielu miejscach w Europie i na świecie, poznawać różnych ludzi, a nie być związaną tylko z jednym teatrem.
       Zdarzają się przesłuchania, kiedy po zakończonej prezentacji słyszę tylko: dziękuję, i to oznacza koniec, a niektóre przesłuchania owocują dalszą rozmową i podpisaniem kontraktu na daną produkcję. Nie będę zdradzać wszystkich szczegółów, ale powiem, że w sierpniu wyjeżdżam na 3 miesiące do Zurychu, gdzie biorę udział w premierowej produkcji "Walküre" Ryszarda Wagnera, w obsadzie razem ze znanym bass-barytonem Tomaszem Koniecznym. Premiera odbędzie się już na początku przyszłego sezonu artystycznego.
Od pewnego czasu już zapoznaję się z tekstem oraz z całym librettem i historią dzieła, aby jak najlepiej się przygotować.

        Wspomniała Pani o konkursach, niedługo będziemy trzymać za Panią kciuki, ponieważ jest Pani na liście uczestników zakwalifikowanych do organizowanego przez Teatr Wielki - Operę Narodową 11. Międzynarodowego Konkursu Wokalnego im. Stanisława Moniuszki. To największy konkurs wokalny w Polsce, który został zainicjowany 30 lat temu, w 1992 roku przez Marię Fołtyn - gwiazdę scen operowych, legendarną Halkę i niestrudzoną propagatorkę twórczości Stanisława Moniuszki.

        Można powiedzieć, że prosto z koncertu w ramach Muzycznego Festiwalu w Łańcucie jadę do Warszawy, gdzie 6 czerwca (w poniedziałek) rozpoczyna się pierwszy etap. Ponieważ cały konkurs ma być transmitowany, będą Państwo mogli obserwować także moje zmagania i próby okiełznania stresu w pierwszym etapie, który potrwa trzy dni. Do tegorocznej edycji zakwalifikowało się 112 uczestników z 6 kontynentów i aż 28 krajów. Wśród nich najliczniejsza jest reprezentacja z Polski, a tuż za nią z Ukrainy. Pierwszy etap potrwa trzy dni, a później odbędzie się drugi etap i finał, a całość trwać będzie tydzień.

        Bez względu na wyniki przesłuchań, będzie Pani na tym konkursie do zakończenia?

        Tak, bo to będzie bardzo cenne i pouczające doświadczenie, że spotkam się z młodymi śpiewakami z całego świata i przekonam się, jaka będzie reakcja publiczności, jurorów, a także przekonam się, czy śpiewanie, na przykład w RPA, bardzo się różni się od śpiewania w Polsce.
        Warto dodać, że ten konkurs jest bardzo dużym przesłuchaniem, bo w jury zasiądzie grupa znakomitych fachowców. Obok wybitnych artystów zaproszeni są również managerowie czołowych światowych teatrów operowych i nawet jeśli się nie zakwalifikuję do drugiego etapu, ale w pierwszym zaprezentuję się naprawdę na dobrym poziomie, to będę dumna, bo nigdy nie wiadomo, kto nas ogląda i słucha. Wśród moich znajomych są osoby, które nie przeszły do drugiego etapu, a świetnie śpiewają i mieli realne korzyści z tego, że zaprezentowali się w pierwszym etapie.
Wszyscy uczestnicy powinni mieć świadomość tego, że nie samą wygraną człowiek żyje.
Zaraz po zakończeniu konkursu w Warszawie, jadę na Majorkę, gdzie także będę uczestniczyć w konkursie wokalnym.

        Jest Pani młodą śpiewaczką, czy ma Pani mistrza, do którego ma Pani bezgraniczne zaufanie i jeśli on powie, że jeszcze nie powinna Pani śpiewać danej roli, to Pani tak zrobi, bo wie Pani, że to jest dobra rada.

        Tak jak wielu kolegów po fachu, mam kogoś takiego, któremu, jak to pani idealnie ujęła, bezgranicznie ufam. On zna mój instrument, moje możliwości głosowe, fizyczne i psychiczne – bo to wszystko jest bardzo ważne i proszę o opinię mojego „dobrego ducha”. Jeżeli się z jego opinią nie zgadzam, to dyskutujemy, dlaczego. Finalnie to ja podejmuję decyzję, ale zawsze liczę się z jego opinią. Istnienie kogoś takiego w życiu zawodowym śpiewaka jest nieodzowne, niezależnie od wieku ważne jest, żeby mieć tak zwane „zewnętrzne ucho”.

         Rozmawiamy po koncercie, który odbył się w sali Filharmonii Podkarpackiej, gdzie Pani już występowała.

         Zarówno w sali koncertowej, jak i kameralnej miałam zaszczyt śpiewać, stąd towarzyszyły mi pozytywne myśli, bez stresu, bo wiedziałam, że to cudowna sala, w której głos się sam niesie. Jestem szczęśliwa, że mogłam wystąpić na tak prestiżowym festiwalu.

         Mam nadzieję, że niedługo, a już na pewno po powrocie z Zurychu spotkamy się i będziemy mieć więcej czasu na rozmowę. Dziękuję za wspaniały występ i zapewniam, że w czasie konkursów w Warszawie i na Majorce będę mocno trzymać kciuki.

        Ja również dziękuję za miłą rozmowę i do zobaczenia.

Zofia Stopińska

Tomasz Lis: "Ubóstwiam Wolfganga Amadeusza Mozarta i Johanna Sebastiana Bacha"

       Zapraszam na spotkanie z Tomaszem Lisem, wybitnym solistą i kameralistą. Artysta koncertował między innymi w Wigmore Hall, Barbican Centre, St. John's Smith Square, LSO St. Luke's, The Warehouse i Towarzystwie imienia Fryderyka Chopina w Londynie. Jego recitale odniosły wielki sukces na Cheltenham Music Festival, Mostly Mozart Festival, Chelsea Schubert Festival i London Festival of American Music. Jest pierwszym pianistą reprezentowanym przez Fundację im. Felicji Blumental.
       Tomasz Lis jest pomysłodawcą i wykonawcą europejskiej premiery utworów amerykańskiego kompozytora Johna Harbisona do słów Czesława Miłosza. Towarzyszyła mu wybitna wokalistka brytyjska młodego pokolenia Nadine Mortimer – Smith.
       Rozmowa z Tomaszem Lisem zarejestrowana została 29 maja w Muzeum-Zamku w Łańcucie, w przerwie koncertu, po wykonaniu przez Artystę dwóch koncertów fortepianowych Wolfganga Amadeusa Mozarta w tonacji C-dur – nr 13 i 25.

       Bardzo Panu dziękuję za wspaniałe wykonanie dwóch koncertów Wolfganga Amadeusza Mozarta. Myślę, że gdyby Mozart słuchał Pana gry, byłby zadowolony. Po raz pierwszy wystąpił Pan w sali balowej łańcuckiego Zamku?

       Po raz pierwszy jestem w Łańcucie. Bardzo żałuję, że pałac jest zamknięty, bo z chęcią bym go zwiedził, a udało mi się tylko parę komnat zobaczyć. To cudowne miejsce i mam nadzieję, że kiedyś tu wrócę.

       Jak układała się Panu współpraca z Polish Art Philharmonic i Michałem Maciaszczykiem?

       Bardzo dobrze się współpracowało. Przed pierwszą próbą z orkiestrą spotkaliśmy się z dyrygentem przy kawie i już podczas tej rozmowy dobrze się rozumieliśmy i już wtedy wiedziałem, że muzycznie będziemy na podobnych falach. Orkiestra jest młoda, ale wszyscy grają z entuzjazmem, bardzo precyzyjnie, pięknie frazują, a to jest bardzo potrzebne w wykonywaniu dzieł Mozarta.

       Publiczność słuchała Waszej gry z wielką uwagą, czy Pan czuł pozytywne fluidy płynące w kierunku sceny?

       Publiczność ma duży wpływ na grających, ale czasami trudno odczytać jednoznacznie jej reakcje. Dzisiaj od początku bardzo miło się grało i była odpowiednia chemia. Jestem szczęśliwy, że tak gorąco zostaliśmy przyjęci przez łańcucką publiczność.

       Dlaczego tak rzadko pojawia się Pan na polskich estradach koncertowych?

       Szczerze mówiąc, bardzo rzadko. Nie bywam w polskich filharmoniach, ale to już nie do mnie pytanie, dlaczego tak się dzieje. Ostatnio mam dużo propozycji koncertów w Wielkiej Brytanii i wielu innych krajach.

          Tomasz Lis - fortepian, Polish Art Philharmonic dyryguje Michael Maciaszczyk, fot. Damian Budziwojski / Filharmonia Podkarpacka

Łańcut Polish Art Philharmonic 800 2

        Już dawno wyjechał Pan z Polski, bo jak się domyślam, chciał Pan studiować za granicą.

        Minęło już 25 lat od mojego wyjazdu do Londynu. Chciałem już w czasie studiów być w środku tego całego „cyklonu artystycznego”, agentów, sal koncertowych, przez które przewija się ogromna ilość ludzi. Sama atmosfera tych miejsc jest niezwykle inspirująca. Takie miejsca jak Londyn, Paryż czy Nowy Jork są wyjątkowe – człowiek nasiąka tą atmosferą i inspiruje się nieskończenie. Również rynek muzyczny jest tam o wiele większy, stąd jest więcej możliwości zaistnienia czy realizowania różnych pomysłów w tej branży.

        Słyszałam, że Pan złożył podanie do trzech uczelni.

         Tak, do trzech, bo nie wiedziałem, do której się dostanę lub w której dostanę stypendium. Zdałem do dwóch, ale zdecydowałem się na Royal Academy of Music w Londynie, bo tam mi przyznano stypendium.

         Świetna uczelnia, ale stypendium było poważnym argumentem, chociaż pewnie nie wystarczało na utrzymanie się w Londynie.

         Oczywiście, że nie wystarczało, chociaż miałem pełne stypendium. Bez rodziców nie byłoby mowy o zagranicznych studiach, które trwały cztery lata, a życie w Londynie do tanich nie należy.

         Miał Pan wielu mistrzów, bo studiował Pan u Krystyny Filipowskiej w Poznaniu, a w Londynie w klasie Martina Rozcoe oraz Ronana O’Hory i Grahama Johnsona, w londyńskiej Giuldhall School of Music And Drama, gdzie otrzymał Paz stopień Master of Arts. Którzy mistrzowie mieli największy wpływ na Pana rozwój?

         Była to na pewno Krystyna Filipowska, pod jej kierunkiem studiowałem w Szkole Muzycznej przy ul. Solnej w Poznaniu, a potem Graham Johnson najbardziej i pewnie też Ronan O’Hora. Wtedy już byłem dojrzalszy jako artysta i człowiek, stąd ich uwagi i nakreślenie kierunku mojego działania było bardziej przejrzyste. Jak się ma 18 lat, to nie jest to takie proste.

         Sądzę, że grał Pan dzisiaj utwory swojego ulubionego kompozytora.

         To prawda, ubóstwiam Wolfganga Amadeusza Mozarta i Johanna Sebastiana Bacha, ale Mozarta kocham i mógłbym całe życie spędzić, grając jego koncerty fortepianowe. To jest muzyka, która nieskończenie mnie zachwyca.

         Jednak nie zamyka się Pan w kręgu muzyki minionych epok, bo interesuje Pana także muzyka nowa i włącza Pan do swoich koncertów dzieła kompozytorów współczesnych, takich jak: John Harbison, Peter Lieberson, Sven Ingo Koch, John Musto, William Bolcom, André Previn, Peter Childs, Libby Larsen i Maciej Zieliński. Zdarzało się, że powierzano Panu premierowe wykonania utworów.

         Zgadza się. Muzyka współczesna jest szalenie istotna, oczywiście pod warunkiem, że jest dobra, ale też wymaga wspaniałych wykonawców. Jest to ważne, żeby ją promować, bo jest wielu wybitnych współczesnych kompozytorów. Nie możemy wyłącznie słuchać standardowego repertuaru, zresztą organizatorzy koncertów proszą często o bardzo różnorodny repertuar i trzeba te życzenia spełniać.
Miałem to szczęście, że dosyć dużo dobrej współczesnej muzyki grałem i nadal robię to z przyjemnością – zwłaszcza z wokalistami.

         Jest Pan artystą bardzo kreatywnym i realizuje Pan wiele autorskich pomysłów.

         Wynika to z wielu moich zainteresowań i w niektórych się sprawdzam. Szukam zawsze innych dróg inspirujących, bo bycie tylko solistą nie jest najłatwiejsze, a wszystkie inne rzeczy też są ciekawe – sztuka wizualna, kameralistyka, muzyka współczesna. Lubię je łączyć, bo uważam, że jest to immanentna rzecz – nic nie powstawało w odosobnieniu i wszystkie się łączyły (malarstwo, architektura, kuchnia i wiele innych), były wynikiem czasów, w których powstawały . To jest bardzo fascynujące i wpływa na wykonanie muzyki.

Wypełniona publicznościa sala balowa Muzeum-Zamku w Łańcucie, a na scenie Tomasz Lis - fortepian i Polish Art Philharmonic, fot Damian Budziwojski / Filharmonia Podkarpacka

Łańcut Polish Art Philharmonic 800 3 fot Damian Budziwojski

         Podobno lubi Pan także zapowiadać swoje koncerty i nawiązywać w ten sposób bliższy kontakt z publicznością.

         Bardzo to lubię i nawet ostatnio zacząłem prowadzić wykłady na różne tematy – głównie o operze, ale nie tylko. Lubię prowadzić swoje koncerty, bo to łamie barierę pomiędzy wykonawcą i publicznością, i oczywiście zbliża wykonawcę. Oczywiście, wszystko zależy też od miejsca, w którym się znajdujemy, bo myślę, że w Carnegie Hall bym nie opowiadał, chociaż trudno powiedzieć. W ostatnich latach taka forma koncertu jest coraz bardziej popularna.

         Był Pan kiedyś korespondentem „Ruchu Muzycznego”.

         Owszem i trwało to ponad trzy lata, a redaktorem naczelnym „Ruchu Muzycznego” był wówczas pan Ludwik Erhardt, którego znałem bardzo dobrze. Pisałem recenzje z koncertów i oper, które wykonywane były w Londynie.

         Co Pana inspiruje?

         Właściwie wszystko. Robię sporo rzeczy i nigdy nie jest tak, że jestem kiedykolwiek znudzony, bo na przykład gram 50 koncertów z tym samym programem. Nigdy tak nie było i nie będzie. Gram koncerty z orkiestrą, recitale, mam wykłady, komentuję wydarzenia kulturalne, dla telewizji robię programy o różnych wybitnych polskich postaciach historycznych i o malarstwie. Bardzo często bywam w galeriach – do The National Gallery chodzę prawie co tydzień. To wszystko mnie interesuje. Życie jest za krótkie na to wszystko, ale trzeba próbować…

         Znajduje Pan czas na odpoczynek, a jeżeli tak – to jak Pan odpoczywa?

         Oczywiście, że znajduję. Po prostu wyjeżdżam na wieś, polską lub angielską i tam mam „święty spokój”. Przyroda, odłączenie się od ludzi, od cywilizacji, od zgiełku miast, koją nerwy. Wtedy po prostu nic nie robię.

         Na ten czas rozwodzi się Pan także z fortepianem?

         Tak, nawet na dwa, trzy tygodnie. Bardzo tego potrzebuję, bo jak jest tak dużo różnych koncertów, jak na przykład teraz, to marzę już o sierpniu, kiedy będę miał trochę spokoju.

          Najwięcej czasu spędza Pan przy fortepianie?

          Ostatnio tak, trochę udzielam się w telewizji i piszę, ale przede wszystkim gram.

          Miejmy nadzieję, że często będzie Pan do Polski wracał.

          Oczywiście, w Polsce bywam dosyć często, każde święta spędzam w gronie najbliższej rodziny, czasem przyjeżdżam także na wakacje. Odkrywam Polskę na nowo, bo przed pandemią Covid-19 prowadziłem też firmę turystyczną dla Anglików „z wysokiej półki” , żeby im pokazywać, jaki wspaniały kraj mamy. Tę działalność przerwał Covid-19, a teraz nie mam na to czasu, ale Polska jest pięknym krajem, a najlepszym przykładem tego jest Łańcut, że jest co pokazywać.
          Wschodnia ściana Polski zupełnie się zmieniła w ostatnich latach, to nie jest absolutnie „Polska B” – zresztą, jeśli chodzi o ludzi, to nigdy nią nie była. Teraz Infrastruktura bardzo się poprawiła i jest dużo przepięknych miejsc do zwiedzania.

          Szkoda, że dzisiaj mamy ograniczony czas na rozmowę i musimy ją już kończyć, bo za chwileczkę rozpoczyna się część druga i biegniemy posłuchać cudownej Symfonii g-moll nr 40 Wolfganga Amadeusza Mozarta. Mam nadzieję, że niedługo przyjedzie Pan na Podkarpacie i wtedy będzie więcej czasu na rozmowę.

          Ja też mam taką nadzieję. Może przyjadę do Rzeszowa z kolejnymi koncertami Mozarta albo innym programem. Dziękuję Pani za miłą rozmowę. Do zobaczenia.

Zofia Stopińska

Grał na skrzypcach, marzył o matematyce, a został śpiewakiem

      Dokładnie trzy lata temu, również w maju, miałam przyjemność rozmawiać w Rzeszowie z prof. Ryszardem Cieślą i po publikacji tego wywiadu otrzymałam kilka próśb o przedstawienie drugiego ze śpiewających „Braci Cieślów” – prof. Roberta Cieśli.
      Nie udało mi się wywiązać z obietnicy do tej pory, bo wkrótce nastał czas pandemii i kontakty były utrudnione. Sądziłam, że uda się znaleźć czas na spokojną rozmowę w lutym tego roku w czasie I Mistrzowskiego Kursu Wokalnego dr hab. Jolanty Janucik prof. UMFC – „ZIMA W JAROSŁAWIU”, podczas którego jednym z wykładowców był prof. dr hab. Robert Cieśla, ale czas na to nie pozwolił.
Pan Profesor obiecał, że z pewnością uda nam się porozmawiać przed zakończeniem roku akademickiego i słowa dotrzymał.

       Rozpoczynam od pytania o czas dzieciństwa i wczesnej młodości, który upłynął w Rzeszowie.

       Tak, bo moi rodzice przeprowadzili się do Rzeszowa na krótko przed moim urodzeniem, ale z Tyczynem, gdzie mieszkali wcześniej, byłem związany z racji moich dziadków, a niedaleko, bo w Lasku oddalonym zaledwie dwa kilometry od Tyczyna, mieszkali dziadkowie - rodzice ze strony mojej mamy. Tam także często przebywaliśmy.

       Rodzice bardzo dbali o to, aby synowie otrzymali wszechstronne wykształcenie. W domu rodzinnym dzieci słuchały muzyki i jak się okazało, że są utalentowane, rodzice posłali je do szkoły muzycznej. Podobno będąc małym chłopcem chciał Pan zostać pianistą.

       Moja mama była utalentowana teatralnie, ale nic z tego nie wyszło, bo jej rodzice uważali, że musi mieć zawód, z którego można żyć i została wysłana do liceum ekonomicznego. Jednak marzenia o szkole teatralnej pozostały i będąc uczennicą zawsze brała udział w różnych uroczystościach, najczęściej recytując wiersze. Dlatego też posłała nas do szkoły muzycznej. Ja chciałem uczyć się grać na fortepianie, ale komisja stwierdziła, że powinienem grać na skrzypcach. I tak się też stało, rozpocząłem naukę gry na tym instrumencie.

       Grał Pan na skrzypcach, a został Pan śpiewakiem (śmiech).

       Stało się tak zupełnie przypadkowo, bo byłem już w szkole muzycznej II stopnia w klasie skrzypiec i powinienem obowiązkowo grać w szkolnej orkiestrze, a ponieważ zdarzało mi się często opuszczać te zajęcia, za karę wysłano mnie na chór, abym odrobił opuszczone zajęcia z orkiestry.
       Pani, która prowadziła zajęcia z emisji głosu powiedziała : „A może chciałbyś rozpocząć naukę w klasie śpiewu?” Chętnie się na to zgodziłem, zacząłem robić postępy i bardzo mi się nauka śpiewu podobała, ale dość długo nie myślałem poważnie o śpiewie. Równolegle uczęszczałem do IV Liceum Ogólnokształcącego i byłem przekonany, że po ukończeniu szkoły średniej będę studiował matematykę. Z tym wiązałem swoje życiowe plany, które zostały zweryfikowane, kiedy zacząłem jeździć na lekcje do prof. Kazimierza Pustelaka.
Profesor stwierdził, że talent wokalny we mnie drzemie i namówił mnie, abym zdawał egzamin do Akademii Muzycznej w Warszawie na Wydział Wokalno-Aktorski. Zostałem przyjęty i rozpocząłem studia.

       Profesor Kazimierz Pustelak przyjął Pana do swojej klasy. Ciekawa jestem, jakim był nauczycielem?

       Był znakomitym pedagogiem. Do dzisiaj wspominam Profesora bardzo dobrze i ciepło. Był niezwykle wymagającym pedagogiem, ale miał podejście ojcowskie i muszę przyznać, że ta sfera była nie do przecenienia. Jego uwagi zarówno od strony wokalnej, jak i muzycznej były bezcenne, co więcej, doskonale wiedział, co danemu studentowi jest potrzebne i mogę o jego umiejętnościach mówić wyłącznie w superlatywach. Wielokrotnie byłem w jego domu – czasami miałem tam lekcje, ale najczęściej zapraszał mnie w charakterze gościa. Można powiedzieć, że od początku traktował mnie jak syna. Łączyła nas serdeczna przyjaźń w czasie studiów i po studiach. Kiedy pracowałem za granicą, to rzadko odwiedzałem Profesora, ale jak wróciłem na stałe do Polski, znowu dosyć często go odwiedzałem. Obdarzał mnie i mojego brata Ryszarda swoją przyjaźnią do końca życia.

       Już w czasie studiów z powodzeniem uczestniczył Pan w konkursach muzycznych, a po ukończeniu z wyróżnieniem studiów u prof. Kazimierza Pustelaka, wyjechał Pan na studia podyplomowe do Zurichu.

       Wyjechałem do Studia Operowego działającego przy Operze w Zurichu na specjalne zaproszenie.
Będąc na studiach rozpocząłem współpracę z Teatrem Wielkim, a jak wyjechałem na przesłuchania do Gütersloh usłyszał mnie Marc Belfort ówczesny szef Międzynarodowego Studia Operowego i już po pierwszym przesłuchaniu zaprosił mnie do Studia Operowego. Musiałem tam tylko pojechać na przesłuchanie i od września rozpocząłem zajęcia.
       Zacząłem zupełnie inne życie studenckie, bo z jednej strony mieliśmy realizację programów w Studio operowym, a już właściwie po 10 dniach od przyjazdu stałem na scenie i śpiewałem w premierze „Czarodziejskiego fletu” Mozarta. Uczestniczyliśmy w wielu produkcjach w Opernhaus Zürich, a oprócz tego studiowaliśmy i występowaliśmy z koncertami organizowanymi przez Studio Operowe.
        Jednocześnie szukałem pracy i dostałem dwie propozycje do Staatstheater Karlsruhe oraz do Theater Dortmundu i musiałem wybierać. Na pracę w Dortmundzie musiałbym poczekać jeden rok, a w Karlsruhe praca na mnie czekała i dlatego przyjąłem tę propozycję. To było moje pierwsze miejsce pracy.

        Na długo pozostał Pan za granicą i tylko czasami gościł Pan na scenach w Teatrze Wielkim w Warszawie lub w Operze Wrocławskiej.

        Tak, śpiewałem przede wszystkim w czołowych teatrach Niemiec, ale też występowałem w Szwajcarii, Austrii, Francji, Belgii, Luksemburgu i wielu innych miejscach. Cały czas mieszkałem wtedy w Niemczech.
W tym czasie pojawiłem się na zaproszenie dyrektora Teatru Wielkiego w Warszawie i śpiewałem w „Cyganerii” Giacoma Pucciniego. Natomiast we Wrocławiu śpiewałem „Traviatę” i „Rigoletto” Giuseppe Verdiego. Byłem także zaproszony przez Teatr Wielki do udziału w „Balu maskowym” Vedriego, ale nie mogłem wtedy przyjechać, bo w moim teatrze przygotowywałem się do innej opery Verdiego „Luizy Miller”.

       Śpiewał Pan w wielu europejskich teatrach operowych, ale wiem, że z wielkim sukcesem śpiewał Pan partie Stefana w „Strasznym Dworze” Stanisława Moniuszki w Stanach Zjednoczonych.

        To była pierwsza produkcja, która realizowana była w Chicago na zaproszenie tamtejszego Towarzystwa Muzycznego przez mojego brata, i to on zaproponował mi udział w roli Stefana w „Strasznym dworze”. 10 i 11 lutego 2007 wystąpiliśmy w Rosemont Theatre in Chicago-Rosemont. Zostaliśmy tam bardzo gorąco przyjęci nie tylko przez Polonię, ale także przez melomanów amerykańskich. Już po powrocie do Polski otrzymaliśmy pismo z Kongresu Stanów Zjednoczonych, iż te spektakle były tak istotne, że zostały wpisane jako wydarzenia tworzące historię Stanów Zjednoczonych.

       Wtedy już na stałe mieszkał Pan w Polsce.

        To prawda, bo wróciłem w 2004 roku, byłem już po doktoracie i rozpocząłem pracę w Instytucie Muzyki Uniwersytetu Rzeszowskiego, a także od 2008 w Uniwersytecie Muzycznym Fryderyka Chopina w Warszawie na Wydziale Wokalno-Aktorskim. W następnym roku przeprowadziłem przewód habilitacyjny w Akademii Muzycznej w Łodzi.
Niedługo rozpoczęły się moje dłuższe wyjazdy z produkcjami do Chin. Pierwsze wielkie tournée odbyliśmy w 2013 roku we współpracy z Telewizją Chińską. Rozpoczęliśmy je w Warszawie, później pojechaliśmy do Berlina, a potem do Chin.
        Wkrótce zaczęły się produkcje „Traviaty”, w których brałem czynny udział. Było ich mnóstwo, m.in. w Pekinie i Wuhan, a nawet występowaliśmy w Changsha i to był pierwszy spektakl „Traviaty” w tym regionie w historii Chin. Pamiętam, że na tym wydarzeniu zjawili się nawet dziennikarze z Nowego Jorku.
Były też w 2017 roku produkcje „Traviaty” w międzynarodowej obsadzie w Barcelonie. Śpiewałem też z towarzyszeniem pianisty Roberta Morawskiego sporo koncertów i prowadziliśmy klasy mistrzowskie w Austrii, Włoszech i Chinach, ale zatrzymała nas w tych działaniach pandemia. Świat sztuki nagle się zatrzymał i nadal nie powrócił na dawne tory. Zobaczymy, co życie nam przyniesie.

        Po powrocie do Polski bardzo aktywnie zaczął Pan działać jako pedagog. Zastanawiam się nawet, jak Pan łączył ten wymagający nurt z podróżami artystycznymi. W tym czasie jeszcze ukończył Pan inne studia.

        Faktycznie, jednocześnie robiłem habilitację i studiowałem psychologię kliniczną. Wtedy naprawdę intensywnie pracowałem i wszystko się udało. Natomiast działalność pedagogiczną rozpocząłem od Instytutu Muzyki Uniwersytetu Rzeszowskiego i bardzo dobrze wspominam te lata. Po ukończeniu habilitacji otrzymałem propozycję pracy w Uniwersytecie Muzycznym Fryderyka Chopina w Warszawie.
W ten sposób zaczęła się inna praca, wymagająca umiejętności roli służebnej, ponieważ w stosunku do studentów powinniśmy być bardzo służebni, dlatego, że to ich talent rozwijamy i oni powinni być na pierwszym miejscu.
Uważam, że udało mi się godzić pracę artystyczną z obowiązkami pedagogicznymi.

        Dzięki wyjazdom artystycznym nawiązał Pan współpracę z młodymi chińskimi śpiewakami, którzy przyjeżdżają do Warszawy, aby studiować w Pana klasie. Często są to studia podyplomowe i doktoranckie. O tym, że są bardzo utalentowani i pracowici, miałam okazję przekonać się podczas Mistrzowskiego Kursu Wokalnego w Jarosławiu. Podczas koncertu na zakończenie śpiewali przepięknie. Pomimo trudnych czasów, ciągle biorą udział w różnych konkursach i w ostatnich miesiącach może się Pan naprawdę pochwalić osiągnięciami swojej klasy.

        Bardzo się cieszę z tych osiągnięć, ale moi studenci wiedzą, czego chcą, bardzo dużo pracują, są bardzo aktywni i sami szukają konkursów, w których mogą uczestniczyć. Fakt, że zdobywają nagrody, jest dodatkowym elementem, który ich mobilizuje do pracy. Cieszę się także, że moim wychowankom, którzy ukończyli już studia, dobrze się wiedzie.
Ostatnio rozmawiałem z niedawnym absolwentem, który jest już na stałe zatrudniony jako solista w Niemczech. To są miłe informacje dla pedagoga, bo to znaczy, że mała część mojej pracy w rozwoju ich talentu przyniosła konkretne wyniki.

        Kilka lat temu napisał Pan program rehabilitacji pacjentów kardiologicznych, przy użyciu ćwiczeń oddechowo-wokalnych. Pisząc robił Pan badania, które dały bardzo dobre efekty. Czy ten program stosowany jest w leczeniu?

        Zainteresowałem się tym problemem z racji swojego drugiego wykształcenia. Opracowując program dla pacjentów z chorobą niedokrwienną serca, współpracowałem ze Szpitalem Rehabilitacji Kardiologicznej w Konstancinie przez półtora roku. Pozwala on usprawnić osoby, które mają ograniczenia fizyczne i nie mogą ćwiczyć na bieżni, siadać na rowerze czy biegać. Kontaktowałem się z rektorem Uniwersytetu Medycznego w Warszawie i ówczesny rektor wyraził chęć, aby realizować ten program, wystąpić o wielki grant finansowy. Mnie zatrzymała ilość pacjentów. W klinice w Konstancinie miałem około 100 pacjentów, a w szpitalu przy ul. Banacha jest ich dwa i pół tysiąca. Musiałbym zrezygnować z pracy artystycznej i pedagogicznej, i zająć się tylko tym.
        Nie zdecydowałem się na to, ponieważ jestem artystą i nie mógłbym także zrezygnować z pracy pedagogicznej. Ciągle mam wiele pytań o ten program od naukowców i lekarzy. Może nam się uda coś wymyślić i zadziałać w tej kwestii, ale nie mogę powiedzieć, czy to się uda. Nie wiem, czy uda mi się wygospodarować czas, aby zająć się jeszcze inną niż na kierunku muzycznym pracą naukową.

        Obowiązków ma Pan mnóstwo, bo nie powiedzieliśmy, że jest Pan dziekanem Wydziału Wokalno-Aktorskiego w Uniwersytecie Muzycznym Fryderyka Chopina w Warszawie, na co także potrzebny jest czas i zaangażowanie.

        W 2020 roku rektor prof. dr hab. Klaudiusz Baran powierzył mi to stanowisko i w tym trudnym okresie wiele rzeczy udaje się zrealizować. Ostatnio pracowaliśmy nad gigantyczną produkcją, która okazała się wielkim sukcesem. Z Teatrem Wielkim – Operą Narodową wystawiliśmy dwie jednoaktówki Giacomo Pucciniego - „Suor Angelica & Gianni Schicchi”. Wydarzenie to było w pełni profesjonalne i wzbudziło ogromne zainteresowanie. Wykonawcami byli studenci Wydziału Wokalno-Aktorskiego i Orkiestra Symfoniczna UMFC pod dyrekcją Rafała Janiaka.
Czas na przygotowanie zbiegał się z ograniczeniami pandemicznymi, ale jestem bardzo zadowolony, że trud został okraszony sukcesem studentów.
Mam nadzieję, że już bez przeszkód można będzie organizować różne koncerty i przygotowywać kolejne spektakle, bo to bardzo ważna część edukacji dla studentów.

        Ma Pan wspaniałą rodzinę, czy dzieci pójdą w Pana ślady i zostaną muzykami?

        Wszystko wskazuje na to, że żadne z moich dzieci nie będzie muzykiem, chociaż są muzycznie uzdolnione. Najstarszy syn, oprócz tego, że kończy prawo, to jest także na studiach pilotażu i zamierza być pilotem. Drugi syn studiuje na Uniwersytecie Warszawskim i widzi siebie w logistyce. Najmłodsze dziecko zostało laureatem olimpiady informatycznej i w trzeciej klasie liceum ma indeks na kontynuowanie tego kierunku na większości uczelni. Żadne z muzyką nie wiąże przyszłości.

        Gratuluję Panu tak wielu sukcesów artystycznych oraz pedagogicznych, których jest ostatnio tak dużo i sprawiają Panu wiele radości. Wiem, że już musimy kończyć to spotkanie, ale liczę na to, że niedługo będzie Pan miał więcej czasu. Może w czasie wakacji przyjedziecie w rodzinne strony?

        Jestem pewien, że będziemy jak najczęściej się zjawiać, aby odwiedzać mamę. Może faktycznie w czasie wakacji przyjedziemy na dłużej. Wtedy będzie czas na dłuższe spotkanie.

Zofia Stopińska

 

 

 

 

Subskrybuj to źródło RSS