Zofia Stopińska

Zofia Stopińska

email Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

Jadwiga Postrożna: Muzyka zawsze przewijała się przez moje życie

           "Traviata" Giuseppe Verdiego w wersji koncertowej zainaugurowała 22 sierpnia 2019r. w Sali Koncertowej Stodoła XIII Festiwal Muzyki Kameralnej "Bravo Maestro". Organizatorem Festiwalu jest Centrum Paderewskiego w Kąśnej Dolnej, a Dyrektorem Festiwalu jest pan Łukasz Gaj. Podczas tegorocznej edycji odbyły się trzy bardzo interesujące koncerty w wykonaniu wspaniałych polskich artystów. Drugi wieczór zatytułowany "Mistrzowskie skrzypce wypełniły dzieła baroku, a wykonawcami byli znakomity skrzypek Robert Kabara i zespół Silesian Chamber Players. Na zakończenie odbył się "Maraton wirtuozowski" w wykonaniu najlepszych polskich solistów i kameralistów.
           Powracamy jednak do inaugurującej wydarzenie „Traviaty” Verdiego w wykonaniu wybitnych solistów operowych, która przeniosła nas w czasy XIX-wiecznego Paryża, a tematem tej opery jest historia miłości, która przekraczała konwenanse epoki.
Wykonawcami partii solowych byli:
- Anna Lichorowicz – Violetta Valery
- Łukasz Gaj – Alfredo
- Jacek Jaskuła – Giorgio Germont
- Jadwiga Postrożna – Flora
- Aleksander Zuchowicz – Gaston
- Adam Zaremba – Baron
- Mirella Malorny-Konopka – fortepian
- Regina Gowarzewska – słowo o muzyce
            Trudno nazwać to co się działo na scenie Sali Koncertowej Stodoła koncertem, bo wspaniali śpiewacy popisali się także świetną grą aktorską. Znakomite wykonanie, publiczność przyjęła gorącą owacją na stojąco.
            Pierwszy dzień festiwalu zaowocował także rozmową, o której marzyłam od dawna. Przedstawiam Państwu panią Jadwigę Postrożną, świetną śpiewaczkę młodego pokolenia, obdarowaną przez naturę przepięknym głosem mezzosopranowym.

           Zofia Stopińska: Rozmawiamy w Kąśnej Dolnej przed koncertowym wykonaniem „Traviaty” G. Verdiego, na inaugurację Festiwalu "Bravo Maestro". Z pewnością Pani zna to miejsce, ponieważ znajduje się ono niedaleko rodzinnej Limanowej. Czy Pani już tutaj występowała?
          Jadwiga Postrożna: Jestem tu, niestety, po raz pierwszy i bardzo żałuję, że nie wiedziałam o tym przeuroczym miejscu, które jest tak blisko Limanowej.
W Limanowej bywam rzadko ze względu na pracę, a wcześniej studia i pewnie dlatego ominęła mnie przyjemność bycia w tym dworze.
Bardzo się cieszę, że teraz mogę tutaj być.

          Skoro już jesteśmy niedaleko domu rodzinnego, to proszę powiedzieć, kiedy i w jaki sposób zaczęła się Pani przygoda z muzyką?
          - Urodziłam się w muzykującej rodzinie. Moja babcia Genowefa Wróbel wraz ze swoimi dziećmi założyła rodzinny zespół muzyczny, który przez lata gościł we Wrocławiu biorąc udział w Ogólnopolskich Spotkaniach Muzykujących Rodzin.
Zespół rozwijał się z biegiem czasu. Zaczęło się od dzieci, potem w zespole muzykowały wnuki. Rodzinny zespół uświetniał różne imprezy zarówno na limanowszczyźnie jak i innych miastach Polski.Teraz ze wzgleu na fakt, że rozjechaliśmy się po świecie, nie kontynuujemy tradycji zespołu, ale jak się spotykamy na rodzinnych uroczystościach, to wspólnie muzykujemy. Od tego wszystko się zaczęło.
           Później był Zespół Pieśni i Tańca „Limanowianie” pod kierunkiem śp. profesora Ludwika Mordarskiego, nieodżałowanego człowieka kultury, muzyka, folklorysty i pedagoga na naszym terenie.
           Kolejne zespoły, z którymi współpracowałam, to: Big Band „Echo Podhala”, Szkolny Zespół Consonance oraz Chór Mieszany „Canticum Iubilaeum”. Uważam, że właśnie tam był początek muzycznej drogi, bo śpiewanie zaczęło mi się coraz bardziej podobać.
           Wkrótce za namową kolegi poszłam na przesłuchanie do Szkoły Muzycznej II stopnia w Nowym Sączu, gdzie trafilam pod opiekę wspaniałego pedagoga - pani Małgorzaty Miecznikowskiej-Gurgul i wówczas rozpoczęła się moja przygoda z muzyką klasyczną.

           Czy od początku marzyła Pani o śpiewie i chciała Pani być śpiewaczką operową?
           - Będąc dzieckiem jeszcze o tym nie myślałam, tym bardziej, że rodzice zapisali mnie do szkoły muzycznej w Limanowej na skrzypce i grałam na tym instrumencie w sumie siedem lat. W szóstej klasie szkoły podstawowej stwierdziłam, że to nie jest droga dla mnie i nie chcę się tym zajmować, bo nie lubię i męczy mnie granie na skrzypcach. Odłożyłam skrzypce na kilka lat. Po tym czasie zdarzało mi się grywać na skrzypcach ale nie klasykę tylko folklor. Muzyka zawsze przewijała się przez moje życie, ale nie była to od początku muzyka klasyczna, bo najpierw poznałam muzykę regionalną, ludową, potem chóralną, ale już wtedy zaczęło coś kiełkować.
           Około 20 lat temu moja kuzynka wychodziła za mąż i podczas ślubu, po raz pierwszy w życiu, śpiewałam „Ava Maria” Gounod'a z towarzyszeniem naszego limanowskiego organisty i dyrygenta Chóru "Canticum Iubilaeum" Marka Michalika. On pierwszy dawał mi wskazówki, jak mam śpiewać. Jeszcze wtedy nie uczyłam się śpiewu, więc śpiewałam swoim głosem, tak jak umiałam. Nie wiedziałam wówczas, że mam głos operowy, ale jak niedawno posłuchałam nagrania zarejestrowanego podczas tego ślubu, to łza mi się w oku zakręciła, bo nawet to górny dźwięk w kulminacji utworu zaśpiewałam dobrze. Słuchając nie odczuwałam żadnego dyskomfortu a jestem zawsze bardzo krytyczna, jeżeli chodzi o moje wykonanie, zawsze uważam, że może być lepiej, a tego nagrania wysłuchałam z przyjemnością.

           Zapytam teraz o Pani mistrzów, bo w ostatnich latach studiów zdolni studenci często jeżdżą na różne kursy, studia podyplomowe i pracują ze sławnymi artystami, których nazwiska wymieniane są pod każdą szerokością geograficzną. Często także w życiu artysty ważny jest człowiek, który odkryje muzyczne zdolności, dobrze ustawi głos, po prostu.
          - Moim pierwszym mistrzem była wspomniana już pani Małgorzata Miecznikowska-Gurgul, a kontynuatorem tej drogi był i nadal jest pan prof. Tadeusz Pszonka, z którym nadal się spotykam, cenię jego uwagi i korzystam z Jego rad. Pod Jego kierunkiem studiowałam śpiew, był również promotorem mojej pracy magisterskiej, a także pracy doktorskiej. Życzę każdemu młodemu śpiewakowi, żeby miał takiego nauczyciela, któremu wierzy bezgranicznie i czuje, że to, co ten pedagog proponuje, to jest właściwa droga. Profesor Tadeusz Pszonka wysyłał mnie na kursy mistrzowskie do różnych pedagogów światowej sławy, była wśród nich pani prof. Helena Łazarska. Wiele skorzystałam pracując z tymi pedagogami, ale i ich wskazówki pokrywały się z uwagami mojego profesora.
Teraz już wiem, bo sama jestem pedagogiem, że czasami jak ktoś inny powie dokładnie to samo, ale użyje innych słów, tłumacząc, w jaki sposób mamy pokonać jakąś trudność, to uczniowi łatwiej jest to zrealizować.
           Bardzo się cieszę, że mój Profesor był i nadal jest moim mistrzem, moim przyjacielem, nauczył mnie zachowania i poruszania się w niełatwym świecie operowym. Wszystko mu zawdzięczam.

           Czy od początku była Pani prawadzona jako mezzosopran?
           - Tak, chociaż pani prof. Helena Łazarska powiedziała mi kiedyś: „...dziecko, po trzydziestce będziesz dopiero wiedziała, jakim jesteś głosem”.
Rzeczywiście, kiedy skończyłam 30 lat mój głos zaczął się zmieniać i raczej idę w stronę sopranu dramatycznego, aniżeli altu. Cieszę się, że mój głos nie stoi w miejscu ale przez cały czas się rozwija. Cieszę sie, że mogę śpiewać role, które mnie rozwijają wokalnie ale i także dają mi tak wiele przyjemnisci.
Mój głos rośnie w siłę i ciągle poznaję jego nowe możliwości.

           Mezzosopranowe głosy są zawsze poszukiwane i chyba miała Pani okazję się przekonać o tym.
           - Tak, aczkolwiek mezzosopran i baryton to są najbardziej popularne głosy. Najpierw poszukiwany jest zawsze tenor, później sopran koloraturowy, potem sopran lirico-spinto, bas, a na końcu mezzosopran i baryton. Mezzosopranowych ról nie ma aż tak wielu w porównaniu z sopranowymi.

          Ma Pani głos o szerokiej skali i śpiewa Pani zarówno partie mezzosopranowe, jak i sopranowe – repertuar ciągle się powiększa i jest bardzo różnorodny.
           - To prawda, a najlepszym przykładem może być partia Santuzzy w operze „Rycerskość wieśniacza” Pietro Mascagniego, która jest napisana na sopran dramatyczny, a powierzana jest przeważnie mezzosopranom i mówiąc szczerze, jest to jedna z trudniejszych partii, którą już wykonywałam i będę miała przyjemność wykonywać.
           Tessitura mojego repertuar rozpoczyna się od Ulryki w operze „Bal maskowy” Giuseppe Verdiego, która to partia jest bardzo niska, prowadzi przez większość mezzosopranowych partii dochodząc wspomnianej już Santuzzy, czy Doroty w "Krakowiakach i Góralach" Stefaniego, która to w urtexcie jest napisana dla sopranu. Wiem jednak, że mam jeszcze wiele ról przed sobą. Cieszę się, że mam głos z dużymi możliwościami, bo nie muszę się ograniczać do grania starszych pań, cyganek albo duchów. Mogę także być na scenie amantką.

           Coraz częściej do kreacji głównych ról w teatrach operowych angażowane są osoby, które nie tylko pięknie śpiewają, ale także mają zdolności aktorskie. Z pewnością prof. Tadeusz Pszonka zwracał uwaga na te umiejętności.
           - Profesor zwracał uwagę na aspekt aktorstwa, który jest nieodzowny w naszym zawodzie. Sporo doświadczeń wyniosłam także z Limanowej, bo Zespół Pieśni i Tańca „Limanowianie” przygotowywał przedstawienia, które wymagały od wykonawców także umiejętności aktorskich.
            Wkrótce po rozpoczęciu studiów w Akademii Muzycznej we Wrocławiu, zaczęłam pracować w Teatrze Muzycznym „Capitol”. Na początku zostałam zaangażowana do chóru, ale już niedługo po tym zaczełam dostawać niewielkie role, które wymagały zdolności wokalnych i aktorskich. Pamiętam, jak grałam pierwszego „Skrzypka na dachu”, w październiku zaczęłam studia, a spektakl był w grudniu. Nie wiedziałam wówczas, co wolno mi na scenie robić w czasie spektaklu; czy mogę się obejrzeć w prawo, w lewo, co mam zrobić z rękami, jak reagować, a na czwartym roku studiów, kiedy graliśmy ostatni spektakl, przypomniałam sobie ten mój pierwszy spektakl i mogłam porównać, jak dużo się nauczyłam. Wiedziałam, że mogę być luźniejsza na scenie, nawiązać interakcję z kolegą czy koleżanką, nawet powiedzieć coś śmiesznego. Te wszystkie doświadczenia bardzo mnie rozwinęły.

           Będąc małą dziewczynką jeździła Pani do Wrocławia na Spotkania Muzykujących Rodzin, później studiowała Pani we Wrocławiu i tam już Pani pozostała, a Opera Wrocławska stała się drugim Pani domem.
           - Tak, we Wrocławiu jestem w domu, a do Limanowej jeżdżę do Rodziców. Wiem, że mogą się moi przyjaciele obrazić, ale teraz czuję się Wrocławianką, bo tam jest moje serce, tam mam przyjaciół, znajomych (chociaż mam ich także w Limanowej i w wielu innych miastach Polski również), ale dom mam we Wrocławiu, a Opera Wrocławska jest moim drugim domem. Mam to szczęście, że już ósmy sezon będę mogła tam pracować, bo tam mogę pracować ze świetnymi dyrygentami, reżyserami, mam wspaniałych kolegów i koleżanki w pracy. Kocham to miejsce. Mówi się, że człowiek, który kocha swoją pracę, nie przepracuje ani jednego dnia i ja tak właśnie się czuję. Nigdy wybierając się do pracy nie myślę: „...o Boże, znowu próba”. Po prostu wstaję, robię kawę i wychodzę do pracy z przyjemnością.

           Mówimy o Operze Wrocławskiej , ale przecież wyjeżdża Pani na gościnne występy w innych teatrach operowych i filharmoniach w Polsce oraz za granicą.
           - Oczywiście, w nadchodzącym sezonie można będzie mnie usłyszeć w teatrze w Bremerhaven w Niemczech i tam wystąpię w roli Santuzzy w „Cavalerii Rusticanie”. Polska publiczność będzie mnie mogła usłyszeć i zobaczyć w Teatrze Wielkim – Operze Narodowej w Warszawie w roli Feneny w operze „Nabucco”. Ale także i wrocławska publiczność będzie mogla mnie oglądać w nadchodzącym sezonie. W czasie pobytów poza Wrocławiem czas płynie zupełnie inaczej, trzeba się przygotować psychicznie i fizycznie na pobyt poza domem, ale zdobywa się wiele nowych doświadczeń.

           Wspomniała Pani, że jest Pani Doktorem Sztuki w dziedzinie wokalistyki. Ciekawa jestem, co było tematem pracy.
           - Zajęłam się życiem i twórczością Jana Joachima Czecha. Ten wybitny pedagog, kompozytor i poeta pochodził z Cyganowic koło Starego Sącza. Zanim przystąpiłam do pracy, długo zastanawiałam się nad tematem, bo wiadomo, że miała to być praca odkrywcza. Między innymi zadzwoniłam do Domu Kultury „Sokół” w Nowym Sączu i dyrektor tejże instytucji pan Antoni Malczak powiedział mi, że warto zająć się życiem, działalnością i twórczością Jana Joachima Czecha.
Okazało się, że to niezwykle interesująca postać i bardzo płodny kompozytor, który napisał m. in. kilka wodewili, około 1500 pieśni.
           Był nauczycielem i dużo tworzył z myślą o swoich uczniach, których uczył gry na różnych instrumentach, tworzył orkiestry, chóry. Zwykle pisał sam głos (jako zadanie na lekcje muzyki), a dopiero później dodawał do tego akompaniament, a czasami nawet opracowywał go na orkiestrę.
            Pisałam o każdej dziedzinie jego twórczości, a były to: działalność pedagogiczna, pieśni, muzyka oratoryjna, opera i operetka. Dokonałam analizy kilku utworów i bardzo mnie postać Jana Joachima Czecha zafascynowała. Po obronie doktoratu w Akademii Muzycznej w Bydgoszczy, komisja stwierdziła, że to nie jest temat wyczerpany i powinnam dalej pracować nad tym tematem.
            Miałam przyjemność współpracować z synem Jana Joachima – panem Ludwikiem Czechem, który zmarł trzy lata temu, ale mam nadzieję, że będę mogła ten temat kontynuować razem z wnukiem – panem Krzysztofem Czechem.

           Uważam, że takich ludzi trzeba pokazywać światu, przybliżać ich twórczość. Wielu z nich, tak jak Jan Joachim Czech, żyło skromnie w niewielkich ośrodkach, a byli wspaniałymi utalentowanymi kompozytorami.
           Dokładnie tak było z Janem Joachimem. Wojna przerwała jego pracę i bardzo szkoda, że nie dokończył komponować opery i nigdy w całości jej nie poznamy.
Jego twórczość jest prosta, ale piękna. Wiele pieśni skomponował do swoich wierszy, ale pisał także do tekstów znanych poetów.

           Częścią pracy doktorskiej są nagrania, które zostały wydane na płycie i być może są dostępne.                                                                                                                                                         - Płyta jest dostępna w Akademii Muzycznej w Bydgoszczy i w mojej prywatnej kolekcji. Ciągle myślę także o nagraniu większej ilości pieśni Jana Joachima Czecha i wydaniu ich. Może kiedyś się uda ten plan zrealizować.

          Słyszałam, że Pani uczy.
          - Tak, od szesnastu lat współpracuję z Akademią Ekonomiczną we Wrocławiu, gdzie prowadzę zajęcia indywidualnej emisji głosu z członkami chóru "Ars Cantandi”. Organizujemy wyjazdowe warsztaty, ale spotykamy się także w trakcie roku akademickiego, jeżeli tylko czas mi na to pozwala. Wydaje mi się, że na uczenie profesjonalistów mam jeszcze czas, nie czuję się na tyle kompetentna i uważam, że jeszcze sama nie wszystko wiem. Są starsi nauczyciele, bardziej doświadczeni i oni powinni kształcić adeptów sztuki wokalnej.
Teraz powinnam się skupić na własnej pracy artystycznej.

          Niedawno miałam bardzo sympatyczne kontakty z Chórem Mieszanym „Canticum Iubileum” z Limanowej i dowiedziałam się, że także współpracuje Pani z tym zespołem.
          - Gdy tylko mam czas, to jadę do Limanowej i pracuję z nimi. Organizujemy także wakacyjne warsztaty, ale nie mam czasu na indywidualną pracę z chórzystami więc pracuję z całym zespołem. Robię to z wielką ochotą. Chór ten uważam za moją drugą rodziną. Bardzo lubię czas spędzany z nimi.

           Gdyby nie została Pani śpiewaczką, to jaki zawód by Pani wybrała?
           - Już od dawna miałam sprecyzowane, co bym chciała robić, gdybym nie śpiewała. Chciałabym być śledczym. Jest to zagadnienie dla mnie niezwykle interesujące. To trudny temat, ale dojście do tego kto popełnił przestępstwo, jest bardzo ekscytujące.
W śpiewaniu także ciągle szukamy najlepszego środka wyrazu, może w tym szukaniu jest podobna droga?

           Ma Pani czas na jakieś inne pasje?
          - Owszem, bardzo lubię gotować i piec. Moje koleżanki i koledzy w pracy przekonali się, że kiedy mamy jeden dzień wolny od prób, to następnego dnia Postrożna przynosi całe pudło ciastek albo babeczek, albo całą blachę ciasta. Ja sama nie jadam takich rzeczy, ponieważ nie mogę, ale wiem że smakuje. Ta pasja także daje mi dużo radości.

           Dzisiaj usłyszymy Panią w partii Flory, która musi na scenie być dobrą aktorką – to chyba jedna z ulubionych oper.
           - Muzycznie jest to partia wokalna napisana bardzo wysoko. Wszystkie finały i ensamble, które śpiewa się z chórem, są dosyć wysoko tesaturowo napisane. Cieszę się, że śpiewam razem z Anią Lichorowicz, Jackiem Jaskółą, Olkiem Zuchowiczem i Łukaszem Gajem bo znamy się już wiele lat. Z Anią nawet w Operze mamy wspólną garderobę. Bardzo dobrze czujemy się razem także na scenie.

           W Sali Koncertowej w Kąśnej Dolnej będziecie mogli na scenie grać tylko dlatego, że partie orkiestry wykonuje na fortepianie pani Mirella Malorny-Konopka.
          - Tak, trzeba podkreślić, że jest to świetna pianistka, która potrafi bezbłędnie gra partie orkiestry, a jest to bardzo trudne zadanie.

           Na jakie spektakle może nas Pani zaprosić do Opery Wrocławskiej w nadchodzącym sezonie?
           - Zapraszam do Wrocławia na "Nabucco", "Kopciuszka", "Rycerskość wieśniaczą" oraz inne spektakle z moim udzialem a już we wrześniu zapraszam na Festiwal im. Adama Didura do Sanoka, gdzie z zespołem Opery Wrocławskiej wystąpimy z „Krakowiakami i Góralami” Jana Stefaniego, a ja będę kreować partię Doroty. Będziemy mieć także premierę opery „Carmen” i bardzo chciałabym wziąć w tym spektaklu udział, ale zobaczymy, jakie będą decyzje dotyczące obsady.                                                                                                                                                                                                                                                             W tym sezonie będę częstym gościem opery w Bremerhaven, a na przełomie 2019/ 2020 roku będę śpiewać również w Niemczech w Filharmonii Gotha, gdzie w programie znajdzie się między innymi: IX Symfonia Ludwika van Beethovena. W gronie solistów znajdą się jeszcze światowej sławy sopranistka Gabriela Benačkova, czeski tenor Jakub Pustina oraz bardzo obiecujący baryton z Kapsztadu Lovuyou Mbundu. A w maju i w czerwcu zadebituję na deskach Teatru Wielkiego w Warszawie wspomnianą wcześniej partią Feneny w Nabucco Verdiego. Bardzo się cieszę na wszystkie moje artystyczne projekty. Co prawda sezon zapowiada się pracowicie, ale jeśli Pan Bóg pozwoli i zdrowie dopisze to będzie to kolejny wspaniały sezon mojej pracy.

           Bardzo dziękuję za poświęcony mi czas, będziemy Panią oklaskiwać dzisiaj w Kąśnej Dolnej oraz niedługo, bo już 20 września, w Sanoku w ramach Festiwalu im. Adama Didura.
          - Do zobaczenia.

NIE KOCHAĆ W TAKĄ NOC TO GRZECH

Premiera Studia Operowego „Halka”

Stanisława Mikołajczyk – Madej – sopran
Katarzyna Liszcz-Starzec – sopran
Aleksandra Szymańska – sopran
Natalia Wójcik – sopran
Emilia Jakubiec-lis – mezzosopran
Marek Gargas – tenor
Jakub Kołodziej – tenor
Andrzej Alberski – baryton
Paweł Przybyła – baryton
Marcin Korbut – bas

scenariusz – Aleksandra Szymańska
kierownictwo artystyczne – Mariola Łabno-Flaumenhaft
fortepian / aranżacje muzyczne – Anna Wrona
opieka organizacyjna – Jadwiga Orzechowska, Emilia Jakubiec-Lis

8 września 2019 ; godz. 18.00

Sala widowiskowa

Wojewódzki Dom Kultury w Rzeszowie

Bilety do nabycia w kasie WDK na dwie godziny przed spektaklem.

„Można zamknąć serce przed miłością i uczynić najsilniejszą z twierdz ....
W taką noc ktoś jakby więzy rozciął, miłość sama wkrada się do serc!

Nie kochać w taką noc to grzech, gdy tęsknią serca dwa
Gdy ktoś miłości wart jak ty, ktoś o niej śni jak ja.....”

- słowa te od pierwszej chwili wywołują wspomnienie, bliskich naszym sercom, wielkich polskich artystów okresu międzywojennego, takich jak Aleksander Żabczyński, Loda Niemirzanka, Eugeniusz Bodo czy Hanka Ordonówna. Nie kochać w taka noc to grzech - tytułowe tango, które rozbrzmiewa w naszych myślach od roku 1936, rozsławionego za sprawą przepięknej harmonii oraz słów; którego to premierowe wykonanie można było usłyszeć w tracie projekcji filmu „Ada! To nie wypada!”.

NIE KOCHAC W TAKĄ NOC TO GRZECH, to również tytuł widowiska muzyczno-teatralnego, najnowszej premiery Studia Operowego „HALKA” pracującego
przy Wojewódzkim Domu Kultury w Rzeszowie, przygotowana w ścisłej współpracy ze Stowarzyszeniem Podkarpacki Teatr Muzyczny – nowopowstałym podmiotem na mapie artystycznej Rzeszowa.

Niezwykły klimat widowiska został uzyskany poprzez osadzenie akcji w realiach międzywojennej Polski, w miejscu spotkań towarzyskich oraz artystycznych,
w warunkach, jakie stwarzała kawiarnia. Artyści, pojawiający się na scenie będą jednocześnie odgrywać rolę aktora, widza, jak również narratora.            Wnikliwy słuchacz z pewnością odkryje piękno, drzemiące w harmonii najpiękniejszych motywów muzycznych tamtych lat, otulających swym brzmieniem scenariusz spektaklu. Z pewnością nie zabraknie bogactwa barw estetycznych – można będzie podziwiać pełen wachlarz emocji malowany śpiewem, twarzą i gestem.

Zespół Studia Operowego „HALKA” stanowi kilkunastoosobowa grupa przyjaciół – artystów, znanych już rzeszowskiej publiczności z udziału w spektaklach muzycznych, takich jak: Domek trzech dziewcząt, Panna Wodna czy La Serva Padrona.
Są to osoby o wysokich kwalifikacjach zawodowych, nieustających w poszukiwaniu estetyki i piękna, pełnych serdeczności, pasji i entuzjazmu! Pozwólmy rozkwitać sztuce ....”


Aleksandra Szymańska


XV Jubileuszowy Festiwal w Żarnowcu - OD STRAUSSA DO KÁLMÁNA

Zapraszamy na 3 Koncert XV Jubileuszowego Festiwalu w Żarnowcu 2019

7 września (sobota) o godz. 19.00 odbędzie się Gala Operetkowa OD STRAUSSA DO KÁLMÁNA w wykonaniu Orkiestry Lwowskiego Teatru Narodowego im. Marii Zańkowskiej i soliści Opery Lwowskiej.

MIĘDZYNARODOWY KONKURS MUZYKI POLSKIEJ IM. STANISŁAWA MONIUSZKI W RZESZOWIE

20 września w Rzeszowie startuje Międzynarodowy Konkurs Muzyki Polskiej im. Stanisława Moniuszki.

17 pianistów i 23 zespoły kameralne z kraju i zagranicy przyjedzie do Rzeszowa, by wziąć udział w Międzynarodowym Konkursie Muzyki Polskiej im. Stanisława Moniuszki, to pierwsza edycja Konkursu. Uczestnicy będą prezentować utwory pochodzące głównie z XIX i XX wieku, wybrane z twórczości 50 polskich kompozytorów.

Przesłuchania konkursowe odbędą się w Filharmonii Podkarpackiej im. Artura Malawskiego

w Rzeszowie w dniach 21-26 września 2019 roku, zaś koncert laureatów 27 września. Wykonawcami będą Orkiestra Filharmonii Podkarpackiej im. Artura Malawskiego w Rzeszowie pod dyrekcją Jerzego Salwarowskiego i Tomasza Chmiela oraz laureaci konkursu. Koncert laureatów zostanie powtórzony 29 września w Filharmonii Narodowej.

Harmonogram Konkursu

Nagrody główne konkursu zostaną przyznane odrębnie w obu kategoriach: I nagroda – 20 000 euro,

II nagroda – 10 000 euro, III nagroda – 5 000 euro, oraz trzy równorzędne wyróżnienia po 1 500 euro. Ponadto przewidziano nagrody pozaregulaminowe.

Zmagania uczestników Konkursu będzie można śledzić poprzez stronę Konkursu na YouTube

Konkurs organizowany jest przez Instytut Muzyki i Tańca. Współorganizatorem wydarzenia jest Filharmonia Podkarpacka im. Artura Malawskiego w Rzeszowie.

Pierwsza edycja Konkursu została objęta Patronatem Narodowym Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej Andrzeja Dudy w Stulecie Odzyskania Niepodległości.

Konkurs jest finansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego, oraz ze środków Samorządu Województwa Podkarpackiego.

Partnerzy Konkursu: Fabryka Cukierków Pszczółka, PGNiG S.A., Podkarpacka Fundacja Rozwoju Kultury, Polskie Wydawnictwo Muzyczne, Ruch Muzyczny, STOART, Stowarzyszenie Autorów ZAIKS, Uniwersytet Rzeszowski, Yamaha, Zespół Szkół Muzycznych nr. 1 im. Karola Szymanowskiego w Rzeszowie, Zespół Szkół Muzycznych nr. 2 im. Wojciecha Kilara w Rzeszowie.

Patroni medialni Konkursu: Program Drugi Polskiego Radia, TVP Kultura, Rzeczpospolita i Magazyn Presto.

Konkurs należy do organizacji Alink-Argerich Foundation.

Więcej informacji: www.konkursmuzykipolskiej.pl

Wanda Wermińska – heroina sceny operowej

           Będąc w sierpniu 2019 r. w moich kochanych Międzyzdrojach nad Bałtykiem natrafiłem na płytę ze Złotej Kolekcji Bogusława Kaczyńskiego pod tytułem: „Wanda Wermińska – heroina sceny operowej”, na której nasza znakomita artystka śpiewa m.in. Habanerę z „Carmen” G. Bizeta, arię Elżbiety z „Tannhäusera” R. Wagnera, słynne arie z „Madame Butterfly”, „Toski” G. Pucciniego, „Aidy” G. Verdiego... Same hity! I to w jakim wykonaniu!
          Zamyśliłem się nad ponadczasowym pięknem zarówno wspaniałych dzieł operowych, jak i cudownych głosów, których, dzięki technice zapisu, nie ima się czas... Pamiętam słynne telewizyjne programy z cyklu „Operowe Qui-pro-Quo”, w których Bogusław Kaczyński rozmawiał z wielkimi artystami, zawsze pełen atencji, podziwu i szacunku dla ich wielkiego talentu, pracy, oddania sztuce...
          O naszej heroinie pisze Józef Kański w „Encyklopedii Muzycznej” PWM: „Obdarzona głosem o niepospolitym bogactwie brzmienia i mocy oraz żywiołowym temperamencie scenicznym, międzynarodowy sukces odniosła dzięki roli Carmen – w latach 30. ubiegłego wieku interpretacja Wermińskiej nie miała sobie równych.”
          Maestra miała w swym repertuarze blisko 50 pierwszoplanowych partii operowych i operetkowych, a także pieśni. W latach 30. XX wieku koncertowała po całym świecie. Podczas II wojny światowej występowała w Ameryce Południowej, a po wojnie powróciła do Polski, do Warszawy, gdzie koncertowała do 1960 roku, po czym poświęciła się pracy pedagogicznej.
          Jedną z jej uczennic była Małgorzata Busz-Perkins, artysta śpiewaczka, animatorka kultury, ambitna, twórcza, wiecznie niespokojna prezeska Krośnieńskiego Towarzystwa Muzycznego, organizatorka ciekawych koncertów z udziałem utalentowanych wokalistów i instrumentalistów. W swym artykule pt. „Wanda Wermińska w Iwoniczu-Zdroju” („Kamerton” 59/2015 s.215-218)) p. Małgorzata przypomina artystyczne i osobiste losy maestry Wermińskiej, od rodzinnych kresów po Warszawę, a także jej wizyty w Iwoniczu-Zdroju na zaproszenie swego kolegi ze scen operowych, wielkiego śpiewaka pochodzącego z Woli Sękowej koło Sanoka, Adama Didura. Jego córka Mary była żoną współwłaściciela uzdrowiska w Iwoniczu-Zdroju Ireneusza hr. Załuskiego. Dodam, iż w tym uroczym zakątku Podkarpacia bywali - Hanka Ordonówna, Jan Kiepura, a także inni sławni śpiewacy.
          Dziś w dawnym pałacu Załuskich w Iwoniczu-Zdroju znowu mieszkają artyści - a to za sprawą organizowanych przez Polskie Stowarzyszenie Pedagogów Śpiewu z Wrocławia w okresie letnim już od pięciu lat Kursów Wokalistyki Operowej z popularnymi koncertami w Dom Zdrojowym, na Placu Dietla czy w kościele. Tę ciekawą i wartościową imprezę muzyczną wspiera Gmina Iwonicz-Zdrój, Województwo Podkarpackie i inni sponsorzy.
          We wspomnianym artykule Małgorzata Busz-Perkins pisze: „Wanda Wermińska była osobą pogodną, pełną życzliwości dla świata i ludzi, pełną iście kresowych sił witalnych. Chętnie, w miarę swoich możliwości,wspierała młodych, utalentowanych śpiewaków.”
          Czy w XXI wieku mamy tak znakomite głosy, jak Wanda Wermińska? Oczywiście tak! Trzeba je tylko pokazywać szerokiej publiczności, by, jak gwiazdy, jaśniały pełnym blaskiem i zachwycały nasze wrażliwe zmysły aż do granic piękna i uroku muzyki, która jest, jak mówi poeta „niebem z nutami zamiast gwiazd”.

Andrzej Szypuła

          Rzeszowski Teatr Muzyczny „Olimpia” zaprasza na niedzielne spotkania z muzyką - koncert pt. „Jesienna ballada” 22 września br. o godz.17.00 na rzeszowskim rynku, recital wokalny pt. „Oczarowanie” 29 września br. o godz.18.00 w rzeszowskim ratuszu i koncert pt. „Życia smak” na rzeszowskim rynku 6 października br. o godz.17.00. Wstęp wolny.

XV Jubileuszowy Festiwal w Żarnowcu - opera Rigoletto

6 września (piątek), godz. 19.00 – Park zabytkowy Muzeum w Żarnowcu (cena biletu 50 zł)

Giuseppe Verdi - RIGOLETTO

soliści, orkiestra, chór i balet Państwowego Teatru w Koszycach

Koncert finałowy 22. Mieleckiego Festiwalu Muzycznego

Carl Orff - Carmina Burana
w wersji na chór mieszany, 2 fortepiany i zespół perkusyjny

Wykonawcy:
KARINA SKRZESZEWSKA - SOPRAN
MACIEJ GALLAS - TENOR
MACIEJ BARTCZAK - BARYTON

AGNIESZKA i PIOTR KOPIŃSCY - FORTEPIANY

ADAM BONK - INSTRUMENTY PERKUSYJNE
MICHAŁ ŻYMEŁKA - INSTRUMENTY PERKUSYJNE

CHÓR „AKORD” ZNP i SCK W MIELCU
PODKARPACKI CHÓR MĘSKI
STRZYŻOWSKI CHÓR KAMERALNY

GRZEGORZ OLIWA - DYRYGENT

8 września 2019, godz. 19.30, sala widowiskowa Domu Kultury SCK
Bilety w cenie 40 zł (sala), 30 zł - (balkon) - do nabycia w kasie kina GALAKTYKA (dni robocze od godziny 12, w soboty i niedziele - godzinę przed seansem kinowym, w środy - kasa nieczynna), online - bilety.kultura.mielec.pl

Krosno - "Koncert w Muzycznej"

Zespół Szkół Muzycznych w Krośnie

zaprasza na

KONCERT W MUZYCZNEJ

z cyklu "Młodzi Muzycy Swojemu Miastu"

Wystąpią:  Kacper Żaromski - fortepian i Jan Chłap - flet

W programie utwory: J.Novaka, , N. Paganiniego, G. F. Telemanna, R Schumanna, W A. Mozarta, L. Liebermanna

19 września 2019 r. ; godz. 18:00 

Sala koncertowa Zespołu Szkół Muzycznych w Krośnie

Robert Kabara: "Mam wiele wspaniałych wspomnień z tego magicznego miejsca"

          Zapraszam Państwa na spotkanie z Robertem Kabarą, wybitnym skrzypkiem, kameralistą i dyrygentem. Artysta przez wiele lat był dyrektorem artystycznym orkiestry Sinfonietta Cracovia, a od 2013 roku jest pierwszym dyrygentem Śląskiej Orkiestry Kameralnej.
          Z tym zespołem Robert Kabara wystąpił z koncertem 23 sierpnia 2019 r. w Kąśnej Dolnej w ramach Festiwalu Muzyki Kameralnej „Bravo Maestro”. Pan Robert Kabara nie miał czasu na dłuższy wywiad, bo wraz z Orkiestrą przyjechał do Centrum Paderewskiego w Kąśnej Dolnej w dniu koncertu, w godzinach południowych odbyła się próba i niewiele wolnego czasu pozostało do koncertu, ale spotkaliśmy się pół godziny wcześniej, czyli o 17.30 w pełnej pamiątek po Mistrzu Ignacym Janie Paderewskim kawiarni „Maestro”.

           Zofia Stopińska: Historia tego Festiwalu sięga 1996 roku. Przez ponad dwadzieścia lat odbywał się on w cyklu dwuletnim – naprzemiennie z Festiwalem Mistrzowskie Wieczory w Kąśnej Dolnej. Od ubiegłego roku Festiwal „Bravo Maestro” odbywa się co roku. Wiem, że występował Pan już kiedyś na Festiwalu „Bravo Maestro” w Kąśnej Dolnej.
          Robert Kabara: Oczywiście, ale to dawne dzieje, bo bywałem na tym Festiwalu, kiedy stroną artystyczną pierwszych edycji zajmował się Vadim Brodski. Pamiętam, że tu się ujawniał talent Leszka Możdżera, oklaskiwaliśmy mistrzowskie kreacje Konstantego Andrzeja Kulki, i występowała cała plejada młodych jeszcze wtedy wspaniałych kolegów. Mam wiele wspaniałych wspomnień z tego magicznego miejsca.

           Tym razem odwiedza Pan to miejsce jako ukształtowany, dojrzały oraz sławny skrzypek i dyrygent ze swoją Śląską Orkiestrą Kameralną, z koncertem muzyki barokowej. W programie znajdą się „Cztery pory roku” op. 8 Antonia Vivaldiego i II Koncert brandenburski Johanna Sebastiana Bacha.
Mam w swoich zbiorach płytę z „Czterema porami roku” w Pana wykonaniu, nagraną już dość dawno, bo jeszcze w ubiegłym wieku ( śmiech).
Musiało to być nagranie z 1997 roku, ponieważ otrzymał Pan Nagrodę Fryderyk’98 za nagranie „Czterech pór roku” Vivaldiego. Czy ten utwór często Pan wykonywał publicznie?
          - Faktycznie, od otrzymania tej nagrody minęło już sporo czasu. Dość długo zajmowałem się dyrygenturą i to zajmowało moją głowę i serce, ale to nie znaczy, że skrzypce były odłożone. Jestem skrzypkiem z natury i ciągle wracam do skrzypiec, grając od czasu do czasu koncerty. Mam ten komfort, że gram tylko te utwory, które naprawdę chcę grać i które sprawiają mi wielką radość.
           Na przykład jutro, niemalże prosto z Kąśnej Dolnej, lecę do Pekinu i mam tam duży recital wypełniony różnorodnymi utworami we wspaniałym towarzystwie znakomitych chińskich pianistów – profesorów tamtejszych uniwersytetów muzycznych. Skrzypce towarzyszą mi przez cały czas, ale wcześniej przez wiele lat były w centrum mojego zainteresowania.

           Kiedyś spotkaliśmy się przy okazji Pana występu z Orkiestrą Filharmonii Podkarpackiej i podarował mi Pan płytę z nagraniem Koncertu skrzypcowego Krzysztofa Pendereckiego. Wiem, że Mistrz zaprosił wówczas Pana do nagrania tego utworu.
          - Ja miałem radość nagrywania z Mistrzem Pendereckim zarówno I Koncertu skrzypcowego (o którym zawsze marzyłem), II Koncert skrzypcowy wykonywaliśmy wspólnie na estradach, ale miałem swój udział także w nagraniu Koncertu na altówkę Krzysztofa Pendereckiego.
           Miałem taki niesforny czas, kiedy chciałem spenetrować różne rzeczy, sięgnąłem wtedy po altówkę i również z Mistrzem Pendereckim nagrałem Koncert altówkowy z Sinfonią Iuventus. Wracając jeszcze do I Koncertu skrzypcowego Krzysztofa Pendereckiego, bo jest to utwór szczególny zarówno pod względem emocjonalnym, jak i technicznym. Wymaga bardzo „lotnej” techniki, nie mówiąc o „szalonych” zapisanych ćwierćtonami pasażach i przebiegach, komplikacji partii orkiestrowej. Przygotowywałem też orkiestrę do nagrania i utwór został nagrany przez znakomitą holenderską firmę Channel Classics Records, która specjalizuje się w nagraniach audiofilskich i z wielką radością czytałem informację w Internecie, że ta płyta otrzymała nagrodę Diapason d’Or award, a w londyńskim Gramophone znalazła się znakomita recenzja naszej płyty. Kompozytor był także bardzo zadowolony z tego nagrania. Rozdział częstych kontaktów z Mistrzem Pendereckim zaowocował płytami nagranymi pod batutą Kompozytora.

           Jest Pan laureatem wielu nagród w konkursach, między innymi I nagrody w Ogólnopolskim Konkursie Muzyki Kameralnej w Łodzi, II nagrody w Ogólnopolskim Konkursie Skrzypcowym im. Zdzisława Jankego w Poznaniu, I nagrody w Międzynarodowym Konkursie w Adelajdze, III nagrody i wielu nagród pozaregulaminowych w IX Międzynarodowym Konkursie Skrzypcowym im. Henryka Wieniawskiego w Poznaniu.
Jest Pan już muzykiem średniego pokolenia i, z perspektywy czasu, które z konkursów były najważniejsze w Pana karierze?
           - Sadzę, że wszystkie po kolei. Także „szara codzienność” ma wpływ, bo ona jest totalnie zdeterminowana przez pracę. Nie wszyscy wiedzą, że praca muzyka zajmuje bardzo dużo czasu, uwagi, poświęcenia i wszystko inne jest podporządkowane temu. Uważam, że wszystko jest ważne.
           Dla mnie bardzo ważna jest także praca pedagogiczna, bo ona także daje mi kontakt z młodymi skrzypkami i mam wielu wspaniałych studentów w akademiach muzycznych w Krakowie i Katowicach szczególnie, bo tam jestem profesorem już szósty rok. Akademia Muzyczna w Katowicach jest cudowna pod każdym względem. Studenci i goście z całego świata są zachwyceni działalnością tej uczelni.
Pracuję tam od czasu do czasu z orkiestrą akademicką, mam klasy kameralne i klasę skrzypiec.

            Wynika z tego, że większość czasu spędza Pan teraz w Katowicach.
            - Tak, związałem się ze Śląską Orkiestrą Kameralną, w której grają cudowni ludzie. Są wyjątkowo pracowici, kulturalni i oddani muzyce. Ujęło mnie to bardzo i mam wrażenie, że z koncertu na koncert jesteśmy coraz lepsi.
            Aktualnie jesteśmy w trakcie nagrywania autorskiej płyty z utworami Mieczysława Wajnberga. Mamy już utrwalone dwa koncerty fletowe z Łukaszem Długoszem. Wczoraj mieliśmy intensywne próby, bo za dwa tygodnie będziemy nagrywać niezwykle piękną i złożoną VII Symfonię kameralną Wajnberga, która będzie ostatnim utworem na tej płycie.
Pracujemy dużo i wszystko, co robimy, jest ważne. Każde pole działania jest równie ważne i piękne.

            Spotkania z wybitnymi muzykami przynoszą nowe doświadczenia. Pan miał szczęście do takich wspaniałych osób, jak wspomniany już Krzysztof Penderecki. Był Pan pierwszym koncertmistrzem stworzonej przez Krystiana Zimermana Polish Festiwal Orchestra, z którą odbył Pan światowe tournée. W 1992 roku Jerzy Semkow zaprosił Pana jako koncertmistrza orkiestry w Montpellier we Francji.
           - Maestro Jerzy Maksymiuk był moim mentorem dyrygenckim przez szereg lat. Lekcje z Jerzym Maksymiukiem były bardzo osobistą podróżą przez muzykę, trwającą kilka lat. Każdą wolną chwilę spędzałem w Warszawie, w Jego zaciszu domowym. „Dopuścił mnie” do swego prywatnego i muzycznego życia. Bardzo dużo partytur omówiliśmy i wiele godzin dyskutowaliśmy na temat dyrygenckiego fachu. Jest to cudowny człowiek i bezsprzecznie wyjątkowy.
            Spotkałem na swojej drodze także Maxima Vengerova, z którym grywałem i dyrygowałem jego koncertami. Pracowałem z całą plejadą skrzypków, wśród których byli: Alena Baeva, a z młodszej generacji Stefan Tarara – w tej chwili trudno mi jest wymieniać, ale w tych spotkaniach jest ciągłość.
            W tej chwili bardzo dużo pracuję w uniwersytetach w Chinach, głównie w Pekinie, ale nie tylko, gdzie spotykam się z nadzwyczajną dbałością o jakość kształcenia muzycznego i jestem tym zaskoczony.
Młodzi ludzie są bardzo utalentowani i pracują wytrwale.
           Mam 11-letnią uczennicę, która jest nadzwyczaj uzdolniona, zanim tłumaczka zacznie moje wskazówki tłumaczyć z angielskiego na chiński, ona już wie, o co chodzi i realizuje je w grze. Takie spotkania dostarczają wielu wrażeń i trudno je przecenić.

           Cały czas jest Pan pracuje, ale przecież musi się znaleźć czas na odpoczynek.
           - Z tym jest problem, bo jak jest trochę wolnego czasu, to trzeba popracować nad zaległościami albo nad nowym repertuarem.
Mam nadzieję, że kiedyś się nauczę odpoczywać na bieżąco, bo to jest jedyne wyjście. Staram się uprawiać sport, na razie jest to szybka jazda na rolkach (śmiech).
Śmieje się pani, bo to niezbyt wskazany sport dla skrzypka i dla dyrygenta również, ale to mi bardzo odpowiada, a także pozwala chociaż na krótko oderwać się od codzienności i trochę odpocząć.

           Nowy sezon artystyczny już niedługo się rozpocznie i trzeba go było z odpowiednim wyprzedzeniem zaplanować.
           - Oczywiście, cały sezon jest już zaplanowany i te plany się ciągle zagęszczają. Dlatego rok za rokiem mija coraz szybciej.

           Najwięcej czasu w najbliższych dziesięciu miesiącach poświęci Pan na pracę ze Śląską Orkiestrą Kameralną, oraz pracę pedagogiczną w Akademii Muzycznej w Katowicach i Akademii Muzycznej w Krakowie.
           - To prawda i cieszę się na te zajęcia. Mam jeszcze zaplanowanych trochę azjatyckich podróży, które są wyczerpujące, ale także inspirujące w sposób niebywały. Nie wziąłem ze sobą kalendarza i trudno mi z pamięci mówić o koncertach, ale także mam ich sporo zaplanowanych.

           Trochę szkoda, że przyjechaliście do Kąśnej Dolnej tylko na kilka godzin i nie ma czasu nawet na krótki spacer po pięknym parku. Po próbie zdążył pan chwilę odpocząć, przebrać się, wypić kawę w trakcie naszej rozmowy i już trzeba iść na koncert.
           - Tak to niestety wygląda. Nawet przestrzegałem muzyków, żeby za bardzo nie ulegali urokowi tego miejsca, bo nasza praca wprawdzie trochę jest związana z naturą, ale wymaga ogromnego wysiłku i pełnej gotowości oraz niesamowitej aktywności. Miło popatrzeć na tę sielskość, ale nie można się za bardzo w niej zanurzyć, bo trzeba się skupić wyłącznie na koncercie.
           Dworek Ignacego Jana Paderewskiego, Sala Koncertowa Stodoła i wszystko, co nas tutaj otacza, jest piękne i zachwyca wszystkich.
Dla mnie jest to bardzo ważne miejsce, bo grałem tu już kilkanaście różnego rodzaju koncertów i pamiętam wszystkie chwile uniesień muzycznych. Z wielką przyjemnością tu przyjechałem i mam nadzieję, że jeszcze nie raz dane mi będzie powrócić do Kąśnej Dolnej.
Miło mi było spotkać się z panią i serdecznie pozdrawiam wszystkich, którzy odwiedzają portal „Klasyka na Podkarpaciu”.

           Pozwolę sobie jeszcze opowiedzieć krótko o koncercie, który zatytułowany został przez organizatorów: „Mistrzowskie skrzypce i rozpoczął się dziesięć minut po spotkaniu z panem Robertem Kabarą. Wykonawców i utwory przybliżyła publiczności, jak zawsze, wspaniała pani Regina Gowarzewska.
Wieczór rozpoczął III Koncert brandenburski BWV 1048 Johanna Sebastiana Bacha w wykonaniu Silesian Chamber Players pod batutą Roberta Kabary. Wykonanie było znakomite i gorąco przyjęte przez publiczność.
          Później Robert Kabara zamienił batutę na smyczek i wystąpił w roli solisty prowadzącego zespół śląskich kameralistów. Cykl koncertów Cztery pory roku op. 8 Antonio Vivaldiego składa się z czterech Koncertów skrzypcowych:
- nr 1 E-dur „Wiosna”;
- nr 2 g-moll „Lato”;
- nr 3 F-dur „Jesień”;
- nr 4 f-moll „Zima”.
Przed każdym z nich Regina Gowarzewska czytała sonet ilustrujący daną porę roku.
Solista grał wyśmienicie, a zespół towarzyszył mu z wielką uwagą, reagując na każdy gest solisty. Trudno się dziwić, że zachwyconej publiczności ręce same składały się do braw po każdym koncercie, a po zakończeniu utworu wszyscy zerwali się z miejsc i stojąc oklaskiwali wykonawców przez kilka minut, domagając się bisów. To był wspaniały wieczór, bardzo trafnie zatytułowany „Mistrzowskie skrzypce”.

Subskrybuj to źródło RSS