wywiady

Zespół Parnassos wystąpił w Przemyślu

Zofia Stopińska: Po niezwykłym i wspaniałym koncercie Zespołu „Parnassos” na 17. Międzynarodowym Przemyskim Festiwalu Salezjańskie Lato Muzyczne rozmawiam z panią Martyną Pastuszką - skrzypaczką, która ten zespół w 2001 roku założyła i nadal nim kieruje. Poruszyli Państwo przemyską publiczność tak, że ludzie nie wytrzymywali i po bardzo dynamicznych częściach rozlegały się oklaski.

Martyna Pastuszka: Rzeczywiście, ale to jest bardzo miłe, kiedy jest prośba, aby nie klaskać, a te oklaski są, tak jak na koncercie jazzowym. Świadczy to o tym, że komuś się bardzo podobało i chce nagrodzić oklaskami. W tym momencie odczuwamy, że to jest bardzo naturalne i nie polega to na przyjętych zasadach, że nagradzamy artystów po zakończeniu utworu, tylko ktoś bije brawo, bo jest tak „naładowany emocjami”, że nie może czekać na koniec. Myślę, że to jeden z najlepszych komplementów, jakie możemy dostać.

Z. S.: Czy wszystkie osoby grające w zespole związały życie z muzyką minionych epok?

M. P.: Różnie. Dla mnie i dla Adama Pastuszki minione epoki to rzeczywiście chleb powszedni, ale coraz bardziej przesuwamy się w kierunku początku XX wieku. Dla Anny Firlus, która jest też organistką, a może przede wszystkim, całe życie poświęciła organom i gra na tym instrumencie także olbrzymi repertuar XIX – wieczny i współczesny, a ulubioną jej formą są wielkie symfonie organowe. Krzysztof Firlus jest I kontrabasistą w Narodowej Orkiestrze Symfonicznej Polskiego Radia w Katowicach i nieustannie ma kontakt ze współczesną muzyką, jest jednym z bardziej pożądanych kameralistów, a na violi da gamba także często gra muzykę współczesną. W poszukiwaniu innego brzmienia, delikatności i zmysłowości dźwięku współcześni kompozytorzy często tworzą utwory z udziałem instrumentów dawnych. Te instrumenty mają w brzmieniu coś organicznego, ludzkiego – może przez to, że używamy jelitowych strun, na których gra się tak, jakby się dotykało kogoś. To nie jest tylko taka rozmowa – krótko, długo, ostro, piano, forte. Mówi się na przykład, żeby smyczek był wolniejszy albo wszedł w głąb struny i to jest porównywalne z dotykiem.

Z. S.: Swoje organizacyjne zdolności i pasje przełożyła Pani nie tylko na niewielki zespół, ale także na orkiestrę.

M. P.: Tak. Od pięciu lat tworzymy w tym gronie, w którym jesteśmy wspólnie - orkiestrę. Ja jestem przewodnikiem, szefem artystycznym i koncertmistrzem, menager Artur Malke dba o to, abyśmy gościli na łamach prasy oraz innych mediów i działa fantastycznie. Bez współpracy Pastuszka – Malke nie byłoby zespołu, jakim jest Orkiestra Historyczna. Mamy ogromny repertuar, który się powiększa, bo ciągle mamy pasję spoglądania w partytury i zjadania ich oczami. Jak do stałego składu zaangażujemy dawne oboje i fagoty, i jak wszystko zagrają dokładnie tak, jak jest zapisane w partyturze, to jest dopiero ogromna przyjemność. Udaje nam się funkcjonować na polskim rynku muzyki klasycznej. W ciągu pięciu lat nagraliśmy pięć płyt. Dwie płyty czekają na wydanie. Do końca roku Musicon wyda naszą płytę z Mszą Wojciecha Dankowskiego ze Zbiorów Jasnogórskich, a także pod koniec bieżącego roku lub na początku przyszłego belgijska wytwórnia wypuści nasz album z concerti grossi włoskimi w Anglii – czyli: Avizon, Francesco Scarlatti, Francesco Geminiani. To wspaniała muzyka – dosyć późne concerti grossi z solującymi: partią skrzypiec, fantastyczną partią wiolonczeli i do tego duże continuo.

Z. S.: W Zespole Parnassos grają małżeństwa.

M. P.: Tak i to powoduje, że relacje pomiędzy ludźmi są inne. Wszystkie małżeństwa są bardzo udane i bardzo zżyte, chociaż nie oznacza to wcale, że rodzinnie to bezkonfliktowo, ale nam akurat się udaje bezkonfliktowo przechodzić przez życie w związku. To ma trochę inny poziom ciepła, zaufania i emocjonalności pomiędzy muzykami, kiedy mamy ze sobą dobre relacje i one muszą być naznaczone troską i szczerością. Słychać to także w muzyce. Na przykład jeśli pomylę się, albo jeżeli próbuję coś zrobić, to osoby, które są przyjaciółmi, wiedzą, że ja teraz się uczę coś robić. W tym przypadku spotykam się z „parasolem ochronnym” i większym zrozumieniem. Powtarzamy, uczymy się, bo to, czego się nauczymy jako grupa, to jest nasz kapitał.

Z. S.: Od początku do końca słuchałam Waszej wspaniałej gry z wielkim zainteresowaniem, a patrząc na Was w trakcie koncertu odnosiłam wrażenie, że Wy jesteście muzyką, która wychodzi z Waszych serc, poprzez mózg , ręce i palce przenosi się na smyczki, struny...

M. P.: Ładnie powiedziane. W sumie takie jest nasze założenie. W życiu dobieramy sobie przyjaciół i partnerów, a tworząc muzykę dobieramy sobie tych samych ludzi. Tworzymy grupę osób, dla których w momencie grania muzyka jest najważniejsza, co wcale nie oznacza, że w życiu jesteśmy wolni od trosk i obowiązków. Jesteśmy młodzi, mamy dzieci, prowadzimy domy i może dlatego jak wychodzimy z domu i bierzemy instrumenty, to myślimy wyłącznie o muzyce. Gramy z „apetytem” – można wyjść z domu i grać. W czasie próby czy koncertu cały czas odczuwamy przyjemność ze wspólnego grania i w każdym z nas cały czas coś drży w środku z niecierpliwości. Jesteśmy szczęśliwi, że tak wspaniale zostaliśmy przyjęci w Przemyślu, ale zapraszamy na nasze koncerty także do innych miast, a przede wszystkim do Katowic, gdzie występujemy najczęściej.

Z panią Martyną Pastuszką, założycielką i szefem artystycznym Zespołu „Parnassos” rozmawiała Zofia Stopińska 29 lipca 2017 roku w Przemyślu.

Zespół muzyki dawnej „Parnassos” wystąpił w Przemyślu w składzie: Martyna Pastuszka – skrzypce, Adam Pastuszka – skrzypce, Anna Firlus – klawesyn i Krzysztof Firlus – viola da gamba. Wystąpiła także gościnnie, współpracująca często z Zespołem sopranistka - Karolina Brachman.
Zespół „Parnassos” powstał w 2001 roku. Specjalizuje się w wykonywaniu muzyki okresu przedromantycznego, zgodnie z przyjętymi zasadami tzw. wykonawstwa historycznego, a więc grając na kopiach instrumentów właściwych danej epoce z użyciem dostępnych wówczas środków wykonawczych. Wszyscy są absolwentami katowickiej Akademii Muzycznej. W marcu roku 2004 członkowie zespołu wraz z sopranistką Karoliną Brachman i lutnistą Christophem Barthem zdobyli drugą nagrodę na Konkursie muzyki kameralnej „Concerto Barocco” w Wuppertal (Niemcy). Od chwili powstania zespół występował na niezależnych koncertach, był również gościem wielu festiwali w Polsce i za granicą. Zaproszenia do współpracy z zespołem przyjmują tak uznani soliści, jak Simon Standage, Barthold Kuijken, Dariusz Paradowski, Piotr Olech. We wrześniu 2007 roku ukazała się pierwsza płyta zespołu zatytułowana „O piękny czasie! O godzino wieczorna!” zawierająca utwory kompozytorów niemieckich XVII stulecia.

Zakochałam się w tym miejscu i chętnie powrócę do Przemyśla

Znakomity koncert Zespołu „Parnassos” odbył się 29 lipca w Kościele Salezjanów w Przemyślu w ramach 17. Międzynarodowego Przemyskiego Festiwalu Salezjańskie Lato Muzyczne. Zespół „Parnassos” wystąpił w składzie: Karolina Brachman – sopran, Martyna Pastuszka – skrzypce, Adam Pastuszka – skrzypce, Anna Firlus – klawesyn, Krzysztof Firlus – viola da gamba.
Wspaniale zabrzmiały podczas tego wieczoru dzieła Georga Friedricha Haendla oraz utwory znakomitych polskich twórców: Adama Jarzębskiego i Stanisława Sylwestra Szarzyńskiego.
Po koncercie był czas na krótka rozmowę ze śpiewaczką Karoliną Brachman, która oczarowała licznie zgromadzoną publiczność niezwykłej urody sopranem i interpretacją utworów Stanisława Sylwestra Szarzyńskiego i Georga Friedricha Haendla.

Zofia Stopińska: Serdecznie gratuluję i dziękuję za wspaniały wieczór, dzięki któremu mogliśmy poznać bardzo rzadko wykonywane utwory Georga Friedricha Haendla i kompozytorów polskich. Przepięknie i wzruszająco zabrzmiała we wnętrzu Kościoła Salezjanów kompozycja Stanisława Sylwestra Szarzyńskiego „Jesu spes mea”. Dowiedziałam się, że Pani repertuar i doświadczenia obejmują także różne gatunki muzyki wokalnej późniejszych epok oraz muzykę współczesną. To wielka sztuka, wymagająca wiedzy i umiejętności.

Karolina Brachman: Nie wiem, czy to wielka sztuka, ale przede wszystkim wielka frajda. To są różne światy i za każdym razem jest to ogromny przywilej móc wtopić się w świat danej epoki. Przede wszystkim za pomocą muzyki, bo to jest mój zawód, ale też literatury i innych dziedzin sztuki. To mi daje poczucie, że wiem, w jakim miejscu jestem. Samodzielnie robię programy z muzyką dawną. Jeśli chodzi o muzykę nową, to raczej jestem „muzykiem do wynajęcia”, a także śpiewaczką, dla której różni kompozytorzy piszą. Ostatnio połączenie muzyki dawnej i najnowszej spotyka się bardzo często, ponieważ twórcy muzyki współczesnej bardzo cenią sobie rodzaj dźwięku bardzo klarowny, czysty i dlatego muzyka dawna, i współczesna nie są trudne do połączenia. To są bardzo bliskie światy i obydwa polegają również na improwizacji.

Z. S.: Podziwiałam Panią dzisiaj, z jaką łatwością i dokładnością wykonywała Pani wszystkie ozdobniki, których w muzyce dawnej jest bardzo dużo. Wielokrotnie trwały one długo i realizowane były na jednym oddechu, przepona musi wówczas pracować bardzo sprawnie.

K. B.: Wszystko musi wtedy pracować – serce, przepona, głowa. To musi stanowić jedność, aby można się było zacząć bawić tym, czego przez długie lata uczyliśmy się.

Z. S.: Dzisiaj miała Pani bardzo dobre towarzystwo do kreowania muzyki ponad trzech wieków.

K. B.: Towarzystwo miałam znakomite. To koledzy, z którymi współpracuję już bardzo długo. To wspaniali muzycy. Pani Martyna Pastuszka od jakiegoś czasu prowadzi także orkiestrę i uważam, że jest to najbardziej żywiołowa orkiestra, jaką w tym kraju można usłyszeć.

Z. S.: Zamieszczone w programie koncertu utwory Georga Friedricha Haendla stanowiły pewną spójną całość, jednak wspaniałe wykonanie sprawiło, że kilkakrotnie ręce publiczności same składały się do braw i pewnie to trochę Wam przeszkadzało.

K. B.: To w zasadzie nie przeszkadzało. Pewne części były tak dynamiczne, że brawa były naturalnym efektem. Może nawet byłoby bardzo dziwnie, gdyby muzycy skończyli z taką ekspresją, a później byłaby cisza. Mieliśmy inne plany, ale publiczność je zmieniła i to jest właśnie ta fantastyczna rzecz na żywych koncertach, że dynamika z muzyków przechodzi na publiczność i to jest jeden z najważniejszych powodów, dla którego my ten zawód wykonujemy.

Z. S.: Większość Pani występów odbywa się niestety poza granicami Polski. Podobnie jak działalność pedagogiczna.

K. B.: Tak, już od piętnastu lat mieszkam w Niemczech i tam obecnie też pracuję na uczelni, ale moje kontakty z Polską i polskimi muzykami są bardzo częste. Dotyczy to zarówno muzyki dawnej, jak i współczesnej. Najczęściej współpracuję z Orkiestrą Historyczną i z tym zespołem.

Z. S.: Była już Pani w tych stronach?

K. B.: Byłam w Przemyślu parę lat temu, kiedy wykonywaliśmy program „Welon i tonsura” złożony z utworów kompozytorów duchownych – zakonników i zakonnic. Jednym z ważnych punktów mojej działalności jest twórczość kompozytorek i bardzo wiele z nich było zakonnicami, najczęściej we Włoszech albo w Austrii.

Z. S.: Wiele osób, które przyjeżdżają na Podkarpacie z koncertami mówi, że od razu wiedzą, że są na terenie dawnej Galicji.

K. B.: To prawda. Jak byłam tu pierwszy raz parę lat temu, to się absolutnie zakochałam w tym miejscu i od razu pomyślałam, że muszę tu wrócić. Jestem bardzo wdzięczna panu Tomaszowi Ślusarczykowi, że mnie zaprosił, ponieważ od jutra rozpoczynam urlop w Krasiczynie. Bardzo się cieszę, bo Galicja ma niesamowity, nigdzie niespotykany klimat i taką dobroczynną powolność. Zazwyczaj wszystko robimy szybko, ciągle się śpieszymy i bez przerwy żyjemy w stresie – starczy chwila w Przemyślu, a wszystko robimy wolniej i spokojniej. Okazuje się, że mam więcej czasu i potrafię się bardziej skupić na pracy. Jest w tym coś, co mnie bardzo uwiodło. Myślę, że w czasie urlopu te moje odczucia i miłość do tych stron jeszcze bardziej się ugruntują. Z niecierpliwością będę czekać na następne zaproszenie. Dziękuję publiczności za wspaniałe przyjęcie i mówię do zobaczenia.

Z sopranistą Karoliną Brachman rozmawiała Zofia Stopińska 29 lipca w Przemyślu.

Nie było czasu na dłuższą rozmowę i dlatego pozwolę sobie zamieścić krótki życiorys Artystki.
Karolina Brachman urodziła się w Rudzie Śląskiej, obecnie mieszka w Wuppertalu. Studiowała teorię muzyki oraz śpiew w Akademii Muzycznej im. Karola Szymanowskiego w Katowicach. Studia wokalne kontynuowała w Hochschule für Musik w Kolonii w klasie prof. Barbary Schick. Ukończyła je w 2007 roku, uzyskując dyplom z wyróżnieniem. Działalność artystyczna Karoliny Brachman związana jest najsilniej z nurtem historycznej praktyki wykonawczej muzyki dawnej. Artystka współpracuje z wieloma dyrygentami i zespołami. Jej repertuar i doświadczenia obejmują jednak nie tylko muzykę średniowieczną, w tym chorał gregoriański, czy wszystkie gatunki muzyki wokalnej baroku i klasycyzmu, ale też romantyczną muzykę kameralną i oratoryjną, pieśni oraz muzykę współczesną. Projekty koncertowe i nagrania płytowe z muzyką średniowieczną i barokową z udziałem Karoliny Brachman zdobywały w ostatnich latach uznanie międzynarodowej krytyki oraz liczne nagrody. Od kilku lat sopranistka prowadzi wykłady i warsztaty poświęcone historycznym praktykom wykonawczym, zaś w roku 2012 objęła klasę śpiewu solowego w Instytucie Muzyki Hochschule Osnabrück.

Zapraszamy na Salezjańskie Lato Muzyczne do Przemyśla

Zofia Stopińska: Na półmetku 17. Międzynarodowego Przemyskiego Festiwalu Salezjańskie Lato Muzyczne rozmawiam z panem Tomaszem Ślusarczykiem – dyrektorem artystycznym tej imprezy. „Wielcy mistrzowie znani i nieznani” - ten tytuł łączy wszystkie koncerty, ale trzeba podkreślić, że tych wielkich nieznanych mistrzów jest ciągle wielu.

Tomasz Ślusarczyk: Skupiamy się wokół twórców, którzy goszczą na scenach koncertowych świata, ale jesteśmy przekonani, że także warto pokazywać tych zapomnianych. W Polsce jest ich wielu i pewnie nie wszystkich będziemy mogli pokazać, bowiem przez nasz kraj przetoczyło się mnóstwo wojen. Przykładowo potop szwedzki zniszczył ponad czterdzieści procent populacji, nie mówiąc już o zbiorach dzieł sztuki, wśród których były także muzykalia, które zaginęły. Później, w czasach saskich, kryzys w działalności muzycznej był bardzo widoczny i dopiero pod koniec XVII wieku Polska trochę odetchnęła, ale większość dzieł minionych epok przepadła. Stąd koncert Zespołu Parnassos, podczas którego zabrzmiały wspaniałe dzieła Georga Friedricha Haendla, stanowiące koronę epoki baroku, a do tego polscy kompozytorzy – Stanisław Sylwester Szarzyński i Adam Jarzębski. Okazuje się, że ich muzyka wcale nie odbiegała poziomem od dzieł powstających na terenie innych krajów europejskich. Jakże często o tym zapominamy i skupiamy się na wychwalaniu zachodnich kompozytorów, a zapominamy, że mieliśmy naprawdę wielkich twórców – do wymienionych przed chwilą dodajmy jeszcze Mielczewskiego i Zieleńskiego, który wydawał swe dzieła w weneckiej oficynie. „Mistrzowie znani i nieznani” – ten tytuł odnosi się także do muzyków, szczególnie tych młodych, bo zadaniem naszego festiwalu jest zapraszanie nie tylko sławnych muzyków, którzy mają już ugruntowaną karierę w Polsce i na świecie, ale także zapraszanie młodych artystów, którzy dopiero rozpoczynają działalność artystyczną na estradach polskich i europejskich. Staram się zapraszać utalentowanych studentów z akademii muzycznych, w których pracuję – Akademii Muzycznej w Bydgoszczy, Akademii Muzycznej w Krakowie i Uniwersytetu Muzycznego Fryderyka Chopina w Warszawie. Chcemy ich w ten sposób promować. Kolejnym celem Festiwalu jest także propagowanie koncertów. Wiele osób zbyt wielką wagę przykłada do nagrań i słucha prawie wyłącznie utworów utrwalonych na płytach, nie doceniając odbioru na żywo.

Z. S.: Na szczęście nic nie zastąpi koncertu i kontaktu z artystą podczas koncertu.

T. Ś.: To są inne wrażenia, inne emocje. Będąc na koncercie łatwiej nam się przenieść w czasy, kiedy te dzieła powstawały z potrzeby duszy oraz do określonych pomieszczeń (kościoły, dwory) i na specjalne okazje. To pomaga spojrzeć na te dzieła oczami ówczesnych twórców.

Z. S.: Do końca „Salezjańskiego Lata Muzycznego”, czyli do 12 sierpnia będą jeszcze bardzo różnorodne koncerty; jutro (30 lipca) zapraszacie na Zamek Kazimierzowski na recital chopinowski, w piątek (4 sierpnia) w Kościele Salezjanów wystąpią artyści koncertujący na całym świecie – flecista Łukasz Długosz i organista Roman Perucki, po raz pierwszy na tym Festiwalu wystawiona zostanie opera.

T. Ś.: Jestem bardzo dumny, że udało nam się zorganizować spektakl operowy. Tej formy brakowało mi bardzo. Do tej pory były recitale organowe, skrzypcowe, wokalne, przez kilka lat przyjeżdżały do nas wielkie orkiestry symfoniczne z Anglii, orkiestry dęte, rozbrzmiewała muzyka dawna sakralna i świecka, muzyka cerkiewna, chorał gregoriański, a w tym roku przyszedł czas na operę. W sobotę (5 sierpnia) w Sali Zamku Kazimierzowskiego wystawiona zostanie „La Serva Padrona” Giovanniego Battisty Pergolesiego, którą wykonają artyści z Białegostoku, działający w tamtejszej filii Uniwersytetu Muzycznego Fryderyka Chopina w Warszawie.

Z. S.: Oczekiwany jest także koncert muzyki z dawnych źródeł, odnalezionych w tych stronach.

T. Ś.: Jak zwykle takiego koncertu nie zabraknie. Będzie to koncert z muzyką cerkiewną w Katedrze Greckokatolickiej w środę 9 sierpnia w wykonaniu zespołu Exchatofonia. Program wypełnią opracowania zachowanych rękopisów z tzw. Skitu Maniawskiego z XVII wieku. Skit Maniawski to prawosławny klasztor mieszczący się niedaleko Stanisławowa, był ostatnim z klasztorów prawosławnych, który kontynuował tradycje muzyczne dawnej prawosławnej eparchii przemyskiej. Usłyszymy śpiewy, które kiedyś istniały i były kultywowane na tych ziemiach, a klasztory prawosławne były ośrodkami, w których kształtowano ten styl. Źródła zachowały się na Ukrainie i opracował je nieżyjący już prof. Roman Stelmaszczuk z Akademii Muzycznej we Lwowie. W tym koncercie wystąpi także saksofonista, który będzie improwizował na tematy utworów w wykonaniu śpiewaków. Ostatni koncert poświęcony będzie muzyce odnalezionej. Pojawią się utwory, które w XVIII wieku skomponowali: Jan Krtitel Dolar, który działał prawdopodobnie na dworze cesarza Leopolda II , a usłyszymy jego Sonatę na trąbkę, cztery puzony i basso continuo, drugim kompozytorem jest Augustin Kerzinger i na sam koniec Creato Butner – znakomity organista i kompozytor działający w Gdańsku. W ubiegłym roku odnaleziono jego monumentalne „Te Deum” na 3 chóry, 2 trąbki, kotły, 4 puzony, 4 viole da gamba i koncertujące skrzypce. Ten utwór zabrzmi na zakończenie Festiwalu 12 sierpnia.

Z. S.: Dodajmy jeszcze, że koncert odbędzie się w Kościele Karmelitów w Przemyślu.

T. Ś.: Mamy taką możliwość w Przemyślu, że często muzyka może rozbrzmiewać we wnętrzach z epoki. Kościół Karmelitów to jedna z najpiękniejszych świątyń w tej części Polski, posiadająca piękną bryłę i jedną z najlepszych akustyk. Muzyka, która powstała w tym samym czasie, co świątynia, zabrzmi w jej wnętrzach z pewnością znakomicie.

Z. S.: Na większość z koncertów wstęp jest wolny.

T. Ś.: Festiwal został dofinansowany ze środków Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego, i zgodnie z wnioskiem sporządzonych przez Przemyskie Centrum Kultury i Nauki Zamek, część koncertów powinna być biletowana. Pani Renata Nowakowska – Dyrektor Festiwalu zadecydowała, że będą to: koncert Leszka Możdżera i opera. Odbędzie się jeszcze 10 sierpnia w Kościele Salezjanów impreza towarzysząca zorganizowana w ramach obchodów 50. Rocznicy śmierci Zoltana Kodalya. Wkrótce pojawią się afisze.

Z. S.: Należy zaglądać na strony Przemyskiego Centrum Kultury i Nauki Zamek i Klasyki na Podkarpaciu, gdzie wkrótce będą szczegółowe informacje.


Z dr Tomaszem Ślusarczykiem – dyrektorem artystycznym 17. Międzynarodowego Przemyskiego Festiwalu Salezjańskie Lato Muzyczne rozmawiała Zofia Stopińska 29 lipca 2017r.

Urszula Kryger wystąpiła po raz pierwszy na Festiwalu w Leżajsku

Wybitna polska mezzosopranistka Urszula Kryger wystąpiła w Bazylice OO. Bernardynów w Leżajsku 17 lipca z towarzyszeniem świetnego organisty Bartosza Jakubczaka. Przed rozmową, którą wówczas utrwaliłam, chcę przybliżyć sylwetkę tej wspaniałej śpiewaczki.
Urszula Kryger jest absolwentką dwóch wydziałów Akademii Muzycznej w Łodzi: Instrumentalnego w klasie fortepianu (1988 r.) i Wokalno-Aktorskiego w klasie Jadwigi Pietraszkiewicz (1992 r.). Studia wokalne kontynuowała pod kierunkiem Andrzeja Orłowicza w Kopenhadze. Uczestniczyła w wielu międzynarodowych konkursach muzycznych, otrzymując ważne nagrody.
Do jej największych sukcesów należą zwycięstwa w I Międzynarodowym Konkursie dla Młodych Wokalistów im. St. Moniuszki w Warszawie (1992 r.), w VI Międzynarodowym Konkursie Wokalnym im. J. Brahmsa w Hamburgu (1994 r.) oraz 43. Międzynarodowym Konkursie Muzycznym ARD w Monachium (1994 r.) Odtąd jej karierze towarzyszy niesłabnące zainteresowanie melomanów i krytyki. W 1995 r. wystąpiła w La Scali z recitalem pieśni Fryderyka Chopina. Rok później z wielkim sukcesem debiutowała na scenie Semper Oper w Dreźnie w operze „Kopciuszek” G. Rossiniego w partii Angeliny. Publiczność polska i wielu krajów świata ma okazję często podziwiać jej kreacje w dziełach oratoryjnych wykonywanych pod batuta tak znakomitych mistrzów, jak Jan Krenz, Jerzy Semkow. Rafael Frühbeck de Burgos, Sir Colin Davis, Armin Jordan. Szczególną uwagą obdarza muzykę kameralną – jej sztuka interpretacji pieśni łączy w sobie perfekcyjność z niezwykłą naturalnością. Doceniają to towarzyszący jej muzycy, wśród których znajdują się wybitni pianiści: Hartmut Hõll. Charles Spencer, Melvyn Tan i Pascal Rogé, klarnecista Paul Meyer oraz zespoły Tokyo String Quartet, Petersen Quartet.
Urszula Kryger dokonała wielu nagrań dla rozgłośni radowych w Polsce, Francji, Niemczech i Szwajcarii. Jej dyskografia powiększa się z roku na rok. Dokonała nagrań dla angielskich wytwórni Decca (Pieśni polskie Poulenca), i Hyperion (Pieśni Chopina), niemieckiej CPO (Ballady Lowego), polskiej DUX (duety rosyjskie – płyta nagrodzona Fryderykiem 2001, Pieśni Moniuszki oraz Pieśni Karłowicza i Szymanowskiego – płyta nagrodzona Fryderykiem 2002). W roku 2003 ukazała się płyta z ariami Beethovena (BNL), a w roku 2004 kompletne wydanie Pieśni K. Szymanowskiego, nagrane dla firmy Channel Classics, nagrodzone Fryderykiem 2004 za najwybitniejsze nagranie muzyki polskiej. W 2012 roku nagrodzono Fryderykiem płytę Żeleński – Pieśni (DUX). W 2006 roku wyróżniona została nagrodą Fundacji im. K. Szymanowskiego za przemyślane i wysoce artystyczne interpretacje pieśni tegoż kompozytora.
Urszula Kryger jest również pedagogiem. Prowadzi liczne kursy mistrzowskie w Polsce i za granica. Zasiada w jury konkursów muzycznych. Od 2002 roku prowadzi klasę śpiewu w Łódzkiej Akademii Muzycznej. W latach 2008 – 2012 była Kierownikiem Katedry Wokalistyki, a od roku akademickiego 1016/2017 pełni funkcję Dziekana Wydziału Wokalno-Aktorskiego Akademii Muzycznej im. G. i K. Bacewiczów w Łodzi.

Zofia Stopińska : Spotykamy się tuż przed koncertem w Bazylice OO. Bernardynów w Leżajsku i muszę przyznać, że nie pamiętam koncertu z Pani udziałem w tej świątyni.

Urszula Kryger : Nie może pani pamiętać, bo będę tutaj występować po raz pierwszy i muszę powiedzieć, że jestem zachwycona i zastanawiam się, dlaczego wcześniej mnie tu nie było. Nie chodzi nawet o koncert, ale o zwiedzenie Bazyliki.

Z. S. : Będzie czas na zwiedzanie.

U. K. : Już zwiedziłam, bo przyjechałam wcześniej po to, aby obejrzeć wszystko, żeby się zadomowić i poczuć atmosferę tego miejsca. Jest tutaj wspaniale, przepięknie i są idealne warunki do uprawiania muzyki. Można się skoncentrować i przestać myśleć o sprawach, które na co dzień nas trapią. Piękne miejsce.

Z. S. : Pewnie wkrótce rozpocznie Pani wakacje.

U. K. : Niestety, wakacji w tym roku nie mam, może uda się zorganizować krótki wypoczynek wczesną jesienią, ale mimo, że mam dużo pracy, którą wzięłam ze sobą i każdą wolną chwilę wykorzystuję na naukę - warunki mam idealne, bo jest tutaj spokój i dobra atmosfera. Kiedy przyjechałam tutaj – siostra pełniąca dyżur w Domu Pielgrzyma z uśmiechem powiedziała: „Czekam na panią”. Od pierwszej chwili poczułam panujący wokół spokój. Tutaj czas inaczej płynie.

Z. S. : Utwory, które wykonacie z panem Bartoszem Jakubczakiem, nie są często wykonywane i dla publiczności tego Festiwalu będą nowe, ale dla wykonawców nie są one łatwe.

U. K. : Faktycznie, te utwory nie są zbyt często wykonywane i dlatego trochę się obawiam, jak publiczność je przyjmie, ostatnio dość często spotykają mnie dyrektywy dotyczące programów koncertów, że ma to być muzyka dla ludzi i dlatego muszą to być łatwe utwory. Najlepiej, żeby po raz setny zaśpiewać znane wszystkim utwory jak „Ave Maria” Schuberta, bo publiczność lubi takie utwory i nie będzie chciała słuchać czegoś innego. Jestem jednak przekonana, że ludzie są ciekawi ciągle muzyki, której nie znają i jeśli to jest miejsce, do którego od lat przychodzą na koncerty, to zechcą posłuchać czegoś, czego nie znają, a co posunie ich widzenie muzyki w trochę inną stronę.

Z. S. : Stąd pieśni Maxa Regera, Petra Ebena czy „Pieśni biblijne” Antonina Dvoraka.

U. K. : „Pieśni biblijne” Dvoraka są najbardziej przystępne, w utworach Maxa Regera za każdym razem odkrywamy coś nowego, ale dla mnie szalenie ciekawy jest utwór Ebena. Mówiąc szczerze Ebena odkryłam dzięki organistom i to są wspaniałe utwory, a dla mnie szczególnie bliski i interesujący jest ten który zabrzmi dzisiaj – „Lied der Ruth”.

Z. S. : Po raz pierwszy posłucham Pani głosu z towarzyszeniem organów. Często Pani współpracuje z organistami.

U. K. : To trudno powiedzieć, ponieważ bywa, że mam kilka koncertów z towarzyszeniem organów, a później następuje dłuższa przerwa. Kiedyś wspólnie z Jadwigą Rappe miałyśmy specjalny program złożony z duetów – śpiewałyśmy duety Stanisława Moniuszki, Litanię skomponowaną dla nas przez pana Stanisława Morytę i także solowe utwory z organami. Swego czasu często występowałam z towarzyszeniem organów w mojej najbliższej okolicy, czyli w okolicach Łodzi. Później miałam długą przerwę - do czasu, jak spotkaliśmy się z Bartkiem przy Regerze i tak trwamy od jakiegoś czasu. Mnie te wspólne koncerty sprawiają wiele radości.

Z. S. : Łódź jest ważnym dla Pani miejscem, bo w tym mieście studiowała Pani w Akademii Muzycznej, a na początku obecnego stulecia rozpoczęła Pani pracę na tej uczelni.

U. K. : Moje życie związane jest z Łodzią, ponieważ tam się urodziłam i chodziłam do szkoły, a później dopiero studiowałam. Czuję, że jestem stamtąd i tam wrosłam, a wrosłam tam między innymi z powodu rodziców. Moja siostra mieszka daleko od Łodzi, ktoś musiał tam zostać. Wybór był prosty i nigdy się nad tym nie zastanawiałam, chociaż kiedyś myślałam o wyprowadzeniu się z Polski, ale myślę, że szczęśliwie to nie nastąpiło. Wkrótce trzeba było zaopiekować się rodzicami, a teraz mamą, bo tylko ona mi pozostała. Muszę także podkreślić, że jest mi bardzo dobrze w tym mieście, w którym wreszcie zaczyna się coś dziać. Miasto podnosi się z upadku, w którym trwało przez wiele lat i być może będzie to jedno z najbardziej interesujących polskich miast, przez swoją historię i przez to, jakie jest. Mam taką nadzieję, ponieważ kocham Łódź miłością bezgraniczną i zamierzam tam trwać do końca.

Z. S. : Wczoraj od znajomych z łódzkiej Akademii Muzycznej otrzymałam pocztą elektroniczną „spacer” wirtualny po Akademii. Jeszcze nie miałam czasu „pospacerować”.

U. K. : Mamy jeszcze grę, która się rozgrywa we wnętrzach, bo mamy pałac wspaniale odnowiony. Zapraszam wszystkich, bo jest u nas przepięknie w tej chwili. Spacerujcie wirtualnie albo najlepiej przyjeżdżajcie, oprowadzimy was po pałacu, zagramy wam, zaśpiewamy – będzie pięknie.

Z. S. : Mówiła Pani, że nawet do Leżajska zabrała Pani nuty i każdą wolną chwilę zajmuje nauka. Nad czym Pani pracuje?

U. K. : Na początku września, na inaugurację III Festiwalu Oper Barokowych zostanie wystawiona po raz pierwszy w Polsce bardzo ciekawa opera „Farnace” – Antonio Vivaldiego z librettem Antonio Marii Lucchniego. Już dzieliłam się z Bartkiem moimi wątpliwościami co do postaci, którą mi przyszło w tym dziele śpiewać – dlatego, że jest to osoba, która od początku do końca tej opery – mówi tylko o zemście, jest zła do tego stopnia, że nawet dręczy swoją córkę, czyha na swojego wnuka. Mówiąc krótko – jest straszna. Wiele pracy trzeba włożyć, aby się dobrze przygotować do tej kreacji i dlatego tak kuję. Spektakle odbędą się 2, 3 i 5 września w Teatrze Stanisławowskim w Łazienkach Królewskich w Warszawie. Będzie pięknie – zapraszam.

Z. S. : Mam nadzieję, że po dzisiejszym koncercie wyjedzie Pani z Leżajska zadowolona i zechce Pani tutaj powrócić, a może spotkamy się niedługo w innym mieście na Podkarpaciu.

U. K. : Oczywiście, że chętnie tutaj wystąpię ponownie. Jak otrzymam zaproszenie, to chętnie także zaśpiewam w Rzeszowie lub w Łańcucie, bo dawno mnie tam nie było. Chce jednak podkreślić, że głównym bohaterem dzisiejszego wieczoru jest Bartosz Jakubczak, bo organy są w roli głównej, a ja jestem tylko dodatkiem.

Z dr hab. Urszulą Kryger rozmawiała Zofia Stopińska 17 lipca 2017 roku w Leżajsku.

Ponieważ z panią Urszulą Kryger rozmawiałam przed koncertem i mówiłyśmy, że program nie jest łatwy zarówno dla wykonawców, jak i odbiorców – pragnę podkreślić, że był to znakomicie przyjęty przez publiczność koncert. To zasługa wspaniałych dzieł i bardzo przemyślanego ich zestawienia, ale także – a może przede wszystkim wykonawców, którzy zasłużenie zaliczani są do ścisłej czołówki polskich muzyków. Bartosz Jakubczak zachwycał nie tylko wirtuozerią, ale także odpowiednim doborem rejestrów, co sprawiało, że każdy utwór brzmiał niezwykle interesująco i pokazywał nowe barwy i wielkie możliwości głównych organów leżajskiej Bazyliki. Wielką muzykalnością i wrażliwością wykazał się także jako kameralista towarzyszący rewelacyjnie śpiewającej Urszuli Kryger. Natura hojnie obdarzyła Artystkę niezwykle pięknym, rzadko spotykanym głosem mezzosopranowym, wielkim talentem muzycznym i urodą. Licznie zgromadzona publiczność była oczarowana mistrzowskimi kreacjami i muzyką, która pewnie dla większości miała także wielkie walory poznawcze. Ten koncert pozostanie na długo w pamięci wszystkich, którzy go wysłuchali.

Finał Międzynarodowych Kursów Muzycznych w Łańcucie

Zofia Stopińska: już Z panią prof. Krystyną Makowską-Ławrynowicz – Dyrektorem Artystycznym i Naukowym Międzynarodowych Kursów Muzycznych im. Zenona Brzewskiego w Łańcucie podsumowujemy 43 edycję, rozmawiamy w ostatnim dniu Kursów. Bardzo dużo młodych osób przychodziło przez ostatnie tygodnie do budynków Państwowej Szkoły Muzycznej i Szkoły Podstawowej nr 2 w Łańcucie, bo tam odbywały się wszystkie zajęcia.

Krystyna Makowska-Ławrynowicz: Rzeczywiście, zwłaszcza w II turnusie – od 15 lipca mieliśmy około 260 uczestników. Wielu z nich przyjechało z rodzicami i rodzeństwem, przewidujemy, że była to grupa licząca około 1000 osób. Wielu jest też młodych adeptów sztuki, którzy dopiero zaczynają swoje doskonalenie muzyczne na naszych Kursach, wszyscy są uśmiechnięci, radośni, ćwiczą pod drzewami i wyrażają wielkie zadowolenie, że mogą tutaj latem koncertować.

Z. S.: Trwają w tej chwili próby do wielkiego koncertu kończącego tegoroczne kursy i uczestniczyć w nim będzie większość kursantów, bo wystąpią zespoły kameralne i orkiestry działające w II turnusie.

K. M. Ł.: Dzisiaj mamy dwa koncerty w Sali Balowej łańcuckiego Zamku – o 16:00 i o 19:00. Podczas pierwszego koncertu wystąpi młodsza orkiestra i młodsze zespoły, a o 19.00 starsze. Te orkiestry są bardzo liczne, stąd 16 lipca przesłuchanie do orkiestr trwało wiele godzin, dlatego, że każdy chętny musiał zagrać, bo trzeba było ocenić, w której orkiestrze i przy którym pulpicie zasiądzie młody muzyk.

Z. S.: Jestem przekonana, że wszystkie doświadczenia z lekcji indywidualnych, uczestnictwa w orkiestrze czy zespołach kameralnych, są dla młodych muzyków nie do przecenienia, ponieważ oni w przyszłości będą solistami, kameralistami albo muzykami orkiestrowymi.

K. M. Ł.: Spotkałam się nawet z wieloma opiniami rodziców, którzy przyjechali ze swoimi dziećmi na Kursy i stwierdzili, że ich zdolne latorośle mniej wykazywały zainteresowania instrumentem w domu, nawet rozważały rezygnację z nauki gry, a tutaj po kilku dniach dzieci stwierdziły, że chcą nadal grać, że im się to niezwykle podoba i widzą w tym wiele piękna. Wiadomo, że żmudne, uporczywe ćwiczenie nie należy do najprzyjemniejszych, ale tutaj, w większym gronie, w tej wielkiej rodzinie muzycznej znalazły mobilizację do dalszej pracy i wielkie chęci.

Z. S.: Odbyły się także kursy metodyczne i od tego roku ich formuła została rozszerzona – oprócz nauczycieli w zajęciach mogli uczestniczyć studenci, którzy w przyszłości chcą uczyć i rodzice, którzy byli bardzo zainteresowani tymi zajęciami.

K. M. Ł.: Na wszystkich wykładach metodycznych poruszanych jest wiele tematów, które są także bardzo pomocne rodzicom, którzy wspierają dzieci w tym trudnym kształceniu, w ćwiczeniu, udziale w próbach, przygotowaniach do występów. Studenci podczas zajęć metodycznych mogą się przygotować do przyszłej pracy w szkołach muzycznych. Kursy metodyczne są w całości finansowane przez Centrum Edukacji Artystycznej, czyli przez Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego.

Z. S.: Są to międzynarodowe kursy. Od lat przyjeżdżają w lipcu do Łańcuta znakomici muzycy i pedagodzy gry na instrumentach smyczkowych z całego świata, ale wraz z nimi przyjeżdżają uczestnicy z wielu krajów, stąd także uczestnicy rozmawiają w różnych językach.

K. M. Ł.: Mieliśmy wczoraj koncert solistów, na którym wystąpili uczestnicy z Singapuru, Buenos Aires - to była uczestniczka, która była na obydwu turnusach, bo tato stwierdził, że skoro z tak daleka przylecieli, to trzeba to wykorzystać. Mamy także Japończyków, Chińczyków i uczestników z wielu krajów europejskich: Anglii, Francji, Szwajcarii, Niemiec i krajów skandynawskich. Bardzo się cieszymy z tej międzynarodowej obsady, bo jest różnorodnie i kolorowo.

Z. S.: Niełatwo jest dzisiaj organizować takie kursy, bo trzeba zabiegać o wsparcie finansowe – nie sądzę, aby wszystkie wydatki pokryły opłaty wnoszone przez uczestników.

K. M. Ł : Oczywiście, że tak. Od lat mamy wsparcie Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego, i dzięki temu możemy te kursy prowadzić, wspierają nas także władze Miasta Rzeszowa i Miasta Łańcuta, mamy także sponsorów, którzy nam pomagają. Inaczej tych kursów nie można by było organizować. Od wielu lat nie podwyższamy opłat za udział w Kursach, bo wiele rodzin nie mogłoby sobie pozwolić, aby ich dzieci uczestniczyły w takim kursie, a co za tym idzie - wielu utalentowanych młodych muzyków nie mogłoby korzystać z tych kursów, nie mogłoby doskonalić i rozwijać swoich umiejętności.

Z. S.: To doskonalenie ma różne formy: lekcje indywidualne, zespoły kameralne, udział w orkiestrze, zajęcia z kształcenia słuchu i inne wykłady, a do tego dobrą lekcją dla uczestników były koncerty w wykonaniu mistrzów, które odbywały się wieczorem w Sali Balowej Zamku.

K. M. Ł.: W drugim turnusie mieliśmy codziennie koncert z cyklu „Mistrz i uczeń”, a nawet ostatniego dnia odbyły się dwa koncerty, bo profesorowie chcieli się zaprezentować – stąd podczas jednego wieczoru odbył się recital skrzypcowy i recital wiolonczelowy. Wczoraj mieliśmy w Sali Balowej także dwa koncerty solistów – każdy z profesorów wybierał do koncertu w Sali Balowej najlepszego uczestnika ze swojej klasy. Koncerty były bardzo piękne i na wysokim poziomie. Natomiast dzisiaj mamy popis zespołów kameralnych i orkiestr.

Z. S.: Dla Pani lipiec to czas wytężonej pracy, bo oprócz spraw artystycznych i naukowych, często trzeba dodatkowo zajmować się różnymi sprawami organizacyjnymi, które pojawiają się niespodziewanie.

K. M. Ł.: Przed chwilą była pani świadkiem – uczestniczka w Włoch, która studiuje w Szwajcarii u naszej pani prof. Moniki Urbaniak – Lisik, okazało się, że niedomaga, pojawiły się problemy związane z żołądkiem, ma gorączkę i należało zorganizować jej pomoc, ale takich nieoczekiwanych sytuacji jest sporo i nad wszystkim musimy czuwać. Często pojawiają się jakieś problemy z instrumentem i dlatego dyżuruje u nas znakomity lutnik pan Tadeusz Kmiecik. Staramy się we wszystkim pomagać naszym uczestnikom i ich rodzinom.

Z. S : Wiem, że w trakcie trwania Kursów zapadają także decyzje dotyczące następnych edycji, bo wielcy artyści, którzy tutaj uczą, mają mnóstwo innych propozycji i muszą z wyprzedzeniem rezerwować czas na przyjazd do Łańcuta w latach następnych.

K. M. Ł.: Większość rozmów odnośnie następnego roku już przeprowadziłam, ustalamy także, czy przyjadą w pierwszym turnusie, czy w drugim, wszyscy zaglądają do kalendarzy koncertowych i sprawdzają terminy, w których mogą u nas być. W dodatku dużo zmieniło się także na uczelniach – egzaminy licencjackie czy magisterskie coraz częściej odbywają się w lipcu i dlatego nie zawsze na początku lipca profesorowie mogą rozpocząć pracę w Łańcucie. Rozmawiałam już także z pedagogami, którzy byli u nas po raz pierwszy, a byli nimi prof. Łukasz Syrnicki – altowiolista z Katowic oraz Natan Dondalski – były, ukochany wychowanek mojego małżonka Mirosława Ławrynowicza. Natan wielokrotnie był uczestnikiem łańcuckich Kursów. Później poszedł swoją drogą i w tej chwili jest koncertmistrzem Filharmonii Koszalińskiej i Filharmonii Olsztyńskiej oraz uczy w szkole muzycznej w Koszalinie i ma już wielkie sukcesy pedagogiczne, bo jego uczniowie zdobywają pierwsze nagrody na konkursach krajowych i międzynarodowych. Zaprosiłam go po raz pierwszy do Łańcuta i jako pedagog zdał egzamin na szóstkę. Przywiózł swoich uczniów, uczył także kilku obcokrajowców – Włochów i Niemców, którzy chcieli się u niego uczyć. Uważam, że jest dobrym pedagogiem i zaprosiłam go na przyszły rok. Na następną edycję zaprosiłam także pana Łukasza Syrnickiego.

Z. S.: Kierowanie taką dużą imprezą to ciężka praca, ale przynosi chyba wiele satysfakcji.

K. M. Ł.: Po każdym Kursie wyjeżdżam z Łańcuta pełna energii. Dodają mi jej zarówno moi współpracownicy, profesorowie, jak i uczestnicy – zwłaszcza ci, którzy przyjeżdżają tutaj po raz pierwszy. W tym roku było ich wielu i mówili, że nie wyobrażali sobie, że jest to tak duży i wspaniały kurs. Dla mnie jest to miernik celowości kontynuacji tych Kursów. Widzę, że przynoszą one dużo dobrego dla tych młodych ludzi. Twierdzą zgodnie, że dużo się nauczyli i nie spotkali się do tej pory z taką atmosferą pracy, z tak szeroką ofertą dydaktyczną, a także z tyloma koncertami. Koncerty odbywają się bowiem nie tylko w Sali Balowej, ale także w auli Szkoły Muzycznej i w sali Kasyna Urzędniczego. Każda klasa ma swój koncert, a jest ich bardzo dużo. W tym roku policzyliśmy, że łącznie z dzisiejszymi koncertami w Sali Balowej – odbędzie się ich 76 – począwszy od 1 lipca. Jestem zawsze wzruszona smutnymi minami kursantów, jak przychodzi czas pożegnań. Zawiązuje się tutaj bowiem wiele przyjaźni, które są podtrzymywane także w czasie roku szkolnego. Słyszałam, jak niektórzy snuli plany stworzenia zespołów kameralnych w czasie Kursu, a wielu uczestników umawiało się na spotkanie w Łańcucie w przyszłym roku.

Z prof. Krystyną Makowską-Ławrynowicz – Dyrektorem Artystycznym i Naukowym Międzynarodowych Kursów Muzycznych im. Zenona Brzewskiego w Łańcucie rozmawiała Zofia Stopińska 27 lipca 2017r.

44. Międzynarodowe Kursy Muzyczne im. Zenona Brzewskiego w Łańcucie odbywać się będą od 1 do 27 lipca 2018 roku.

Edyta Fil koncertowała w Rzeszowie

Pragnę przedstawić dzisiaj panią Edytę Fil – świetną flecistkę, która 23 lipca wystąpiła w Kościele św. Krzyża w Rzeszowie, wspólnie z wyśmienitym organistą Piotrem Rojkiem, w ramach 26. Festiwalu Wieczory Muzyki Organowej i Kameralnej w Katedrze i Kościołach Rzeszowa.
Edyta Fil w 1999 roku ukończyła Akademię Muzyczną im. Fryderyka Chopina w Warszawie w klasie prof. Dastych – Szwarc. Następnie w 2004 roku ukończyła studia podyplomowe w Conservatorie National de Region de Strasbourg (Francja) w klasie fletu Mario Caroli i Clair Gentilhome oraz klasę muzyki kameralnej prowadzoną przez Kreig Goodmana. Doskonaliła swą technikę wykonawczą biorąc udział w master – classes wielu znakomitych profesorów.
Uczestniczyła w konkursach muzycznych i jest laureatką: II miejsca na Ogólnopolskim Konkursie Instrumentów Dętych Drewnianych w Olsztynie w 1992 roku, IV miejsca na Międzynarodowych Konkursach Muzyki Kameralnej w Castelfidardo we Włoszech w 1995 roku oraz III miejsca w Klingenthal w Niemczech.
Była solistką Moskiewskiej Filharmonii, jest solistką zespołu muzyki współczesnej Galeria Aktualnej Muzyki GAM-ensemble.
Występowała jako solistka w: Austrii, Chorwacji, Hiszpanii, Francji, Litwie, Łotwie, Ukrainie, Maroku, Szwajcarii oraz w Polsce.
Edyta Fil jest uczestniczką licznych projektów muzycznych, prowadziła master-class oraz koncertowała w Rachmaninowskim Zale Moskiewskiego Konserwatorium. Współcześni kompozytorzy dedykują jej swoje dzieła, m.in. Aleksander Wustin, Nikolay Popov.
Krótka rozmowa z artystka nagrana została po koncercie w Rzeszowie.

Zofia Stopińska: Po raz pierwszy wystąpiła Pani z panem Piotrem Rojkiem?

Edyta Fil: Tak, po raz pierwszy, a w dodatku mieliśmy tylko jedną próbę trwającą godzinę. Bardzo szybko osiągnęliśmy porozumienie i dlatego praca przebiegała niezwykle konstruktywnie. Sama pani wie, że nie zawsze jest to możliwe, ale pan Piotr Rojek jest fantastycznym, niezwykle utalentowanym organistą i bardzo otwartym, kontaktowym człowiekiem.

Z. S.: Wystąpiła Pani w Rzeszowie pod raz pierwszy i dlatego chcielibyśmy więcej się dowiedzieć o edukacji muzycznej.

E. F. : Średnią szkołę muzyczną ukończyłam w Lublinie, później studiowałam w Warszawie w Akademii Muzycznej u pani prof. Dastych, a później byłam na studiach podyplomowych w Strasbourgu we Francji. Już w czasie nauki w średniej szkole muzycznej uczestniczyłam w różnych konkursach muzycznych i największym moim osiągnięciem z tego okresu było II miejsce na Ogólnopolskim Konkursie Instrumentów Dętych Drewnianych w Olsztynie w 1992 roku. W czasie studiów startowałam w wielu konkursach zarówno solowych, jak i kameralnych.

Z. S.: Po studiach rozpoczęła Pani działalność w kilku nurtach.

E. F. : Tak, chociaż muszę podkreślić, że najwięcej drzwi otworzyła mi muzyka współczesna. Stało to w Strasbourgu, gdzie studiowałam u najlepszego mistrza i znawcy muzyki współczesnej na flet - prof. Mario Caroli, bo wcześniej nie lubiłam muzyki współczesnej i dopiero kiedy usłyszałam jak on gra – zrozumiałam, jak niezwykłe możliwości popisu dają fletowi współczesne dzieła. Profesor Mario Caroli gra często solowe recitale fletowe, podczas których używa różnych rodzajów dźwięku. Na przykład pizzicato na skrzypcach gra się od wieków, a na flecie jest to technika współczesna. Muzyka współczesna obdarowała flet takimi możliwościami, jak na przykład: wspomniane pizzicato oraz różne inne sposoby artykulacji dźwięku , akordy można grać i rozszerzają się w ten sposób możliwości instrumentu.

Z. S.: Takimi technikami zaskoczyła nas Pani grając utwór na flet solo – Les Folies d’Espagne – Marina Mariasa.

E. F.: Zawsze gdzieś ich używam, ponieważ uważam, że bardzo ciekawie to brzmi i rozszerza możliwości fletu po prostu. Muszę także powiedzieć, że wykonałam Les Folies d’Espagne w skróconej wersji, bo w oryginale temat pojawia się podwójnie i w wariacjach też. A ja wykonałam zarówno temat, jak i wariacje pojedynczo, czyli utwór zamiast dwadzieścia minut trwał dziesięć. Bardzo długo zastanawiałam się nad tą formą i nad tym, czy można tak robić i czy można tak grać. Konsultowałam to z kompozytorami, którzy zaakceptowali moje zmiany. Ponieważ mi pozwolili, to tak wykonuję ten utwór. Dość często sama opracowuję utwory na flet i instrument towarzyszący.

Z. S.: Wiem, że Pani działalność zatacza szerokie kręgi, ale w centrum jest Moskwa, gdzie Pani mieszka.

E. F.: Tak, tam gram w zespole, który działa przy Filharmonii Moskiewskiej i nazywa się GAM-ensamble. Przez lata mieliśmy status solistów Moskiewskiej Filharmonii i jeździliśmy bardzo często z koncertami po całej Rosji z Syberią włącznie – koncertowaliśmy w różnych salach filharmonicznych.
Od lat współpracuję – można powiedzieć prywatnie , z wiolonczelistką Ekateriną Antokolską i razem wystąpimy w Krośnie . Zapraszam wszystkich na piękny koncert 25 sierpnia, czyli za miesiąc.
Słyszałam, że to także wyjątkowe, inspirujące miejsce – stary, drewniany, przepiękny kościół p.w. św. Wojciecha i już bardzo się cieszę na ten koncert.

Z. S.: Prowadzi Pani także działalność mającą na celu propagowanie polskiej kultury.

E. F.: Owszem, pracuję w Instytucie Polskim w Moskwie i zajmuję się tam głównie programami muzycznymi, które umożliwiają koncerty polskim artystom na terenie całej Rosji, nie tylko w Moskwie. Organizacja tych koncertów – to moja praca. Współpracuję z wieloma znakomitymi polskimi muzykami. Na przykład organy cieszą się wielką popularnością w Rosji, ponieważ wcześniej nie było tam takich koncertów i może dlatego aktualnie zbierają one wielką publiczność i polscy organiści bardzo lubią występować w Rosji.

Z. S.: Dyrektor Festiwalu „Wieczory Muzyki Organowej i Kameralnej w Katedrze i Kościołach Rzeszowa”, świetny organista wirtuoz – dr hab. Marek Stefański często wyjeżdża do Rosji i jest zachwycony przyjęciem tamtejszej publiczności.

E. F.: Przede wszystkim ludzie są nim zachwyceni. Jest to aktualnie jeden z najbardziej ulubionych organistów.

Z. S.: W Rosji większość koncertów odbywa się chyba w salach koncertowych.

E. F.: Są koncerty w salach wyposażonych w organy, ale dużo koncertów odbywa się w kościołach ewangelickich lub luterańskich, są także koncerty w kościołach katolickich, jednak jest ich zdecydowanie mniej.

Z. S.: Kościół św. Krzyża był dzisiaj wypełniony po brzegi publicznością. Atmosfera była wspaniała, bo Państwo grali po prostu świetnie. Pan Piotr Rojek pokazał różne barwy i możliwości niewielkiego, ale bardzo ciekawego instrumentu, który znajduje się w tym przepięknym kościele, grając Sonatę nr 1 Feliksa Borowskiego, Litanies – Jehana Alaina i improwizując na tematy zadane przez publiczność. Pani już w pierwszym utworze pokazała, jakie są możliwości niewielkiego instrumentu, jakim jest flet, a był to wspomniany już utwór Marina Mariasa, później był cały blok znanych, przepięknych utworów na flet z towarzyszeniem organów Siciliana oraz Menuet i Badinerie z Suity h-moll - Johanna Sebastiana Bacha. Koronę popisu dla fletu stanowiły niezwykle efektowne „Tańce rumuńskie” – Beli Bartoka, a na bis pojawiła się Wasza wspólna improwizacja na temat słynnej Toccaty d-moll i w ten sposób spełnione zostało jeszcze jedno życzenie publiczności. Dziękuję za ten wspaniały wieczór i mam nadzieję, że wyjedzie Pani z Rzeszowa z dobrymi wrażeniami.
E. F.: Wrażenia są wspaniałe, bo miejsce jest po prostu cudowne, znakomita, świetnie reagująca publiczność, a do tego zostaliśmy miło przyjęci przez gospodarzy tej świątyni. Grało nam się rewelacyjnie – serce po prostu rosło i rozpromieniało się.

Z wyśmienitą flecistką panią Edytą Fil rozmawiała Zofia Stopińska 23 lipca 2017 r. w Rzeszowie.

Mistrzowski koncert w Bazylice Leżajskiej

Przedstawiam dzisiaj jednego z wykonawców koncertu, który odbył się 17 lipca 2017 roku w Bazylice OO. Bernardynów w Leżajsku w ramach XXVI Międzynarodowego Festiwalu Muzyki Organowej i Kameralnej. Wystąpili wówczas wyśmienici polscy muzycy: Urszula Kryger – mezzosopran i Bartosz Jakubczak – organy.

Bartosz Jakubczak urodził się w 1977 roku w Sanoku. Naukę muzyki rozpoczynał w Rzeszowie – najpierw w Państwowej Szkole Muzycznej I stopnia im. Fryderyka Chopina w klasie fortepianu Eleonory Pilat, a następnie w Zespole Szkół Muzycznych nr 1 w klasie organów Klemensa Gudela oraz w klasie fortepianu Marii Gudel. W 2001 roku Bartosz Jakubczak ukończył z wyróżnieniem studia w Akademii Muzycznej im. Fryderyka Chopina w Warszawie w klasie organów prof. zw. Andrzeja Chorosińskiego, a w 2003 roku – studia podyplomowe (stypendium im. G. Soltiego) z najwyższym odznaczeniem w Royal Academy of Music w Londynie w klasie prof. Davida Titteringtona. Jest laureatem wielu nagród przyznanych przez tę uczelnię, m.in. Peter le Huray, Whalley Organ Scholarship Award oraz nagrody specjalnej przyznanej przez wybitnego angielskiego organistę Petera Hurforda.
Uczestniczył w kursach mistrzowskich prowadzonych przez: Marie-Claire Alain, Jamesa Davida Christiego, Ulrika Spang-Hanssena, Kei Koito, Susan Landale, Jona Laukvika, Ludgera Lohmanna, Haralda Vogla oraz Wolfgang Zerera. Wziął także udział The McGill Summer Organ Academy w Montrealu.
W 2002 roku otrzymał nagrodę Prix de la Presse podczas konkursu bachowskiego Grand Prix Bach de Lausanne w Szwajcarii. W tym samym roku wystąpił w Royal Festival Hall w Londynie, wykonując światową premierę zadedykowanego mu utworu na organy solo Salve Sancta Facies angielskiego kompozytora Davida Gortona. Był uczestnikiem wielu prestiżowych festiwali w Wielkiej Brytanii, m.in. The Spanish Baroque Music Festival, London Handel Festival, London Bach Festival, Dartington International Summer School, The Spitalfields Festival, London Organ Forum, International Organ Festival at St Albans, a także koncertów w Czechach, Francji, Grecji, Holandii, Irlandii, Niemczech, Polsce, Szwajcarii, Szwecji i na Węgrzech.
W roku akademickim 2003/2004 wykładał w Royal Academy of Music w Londynie w ramach Pidem Organ Fellowship. Bartosz Jakubczak jest regularnie zapraszany do prezentacji wykładów podczas ogólnopolskich sesji naukowych, m.in. przez Uniwersytet Muzyczny Fryderyka Chopina w Warszawie czy Akademie Muzyczne w Krakowie i Katowicach.
Od 2004 roku pracuje w Katedrze Organów i Klawesynu UMFC, początkowo na stanowisku asystenta, a obecnie adiunkta.
Stopień doktora sztuki muzycznej w dyscyplinie artystycznej instrumentalistyka uzyskał w 2009 roku, na podstawie rozprawy Chorał gregoriański w wybranych utworach organowych Charlesa Tournemire’a. W 2015 roku decyzją Senatu Royal Academy of Music w Londynie, Bartosz Jakubczak otrzymał tytuł honorowego współpracownika Królewskiej Akademii Muzycznej (Associate of the Royal Academy of Music – ARAM). W tym samym roku otrzymał stopień doktora habilitowanego.

Rozmowa z Artystą została zarejestrowana przed koncertem w Leżajsku.

Zofia Stopińska : Proszę, aby Pan przybliżył program dzisiejszego występu, ponieważ program, który organista proponuje zależy głównie od dyspozycji instrumentu.

Bartosz Jakubczak : To prawda. Organy leżajskie posiadają taką dyspozycję, która pozwala na wykonanie dosyć obszernej literatury organowej. Oczywiście najpiękniejszym elementem instrumentu jest ich barokowy prospekt - prawdziwe arcydzieło sztuki. Dzisiejszy koncert rozpocznę Preludium i fugą g-moll Johannesa Brahmsa. Jak wiadomo, Brahms wzorował się na twórczości barokowego mistrza – Jana Sebastiana Bacha. W utworze Brahmsa możemy odnaleźć wyraźne reminiscencje bachowskiego Preludium g-moll BWV 535. Podczas dzisiejszego recitalu usłyszymy również Preludium i fugę G-dur BWV 541 samego Jana Sebastiana Bacha. Dla stylistycznego kontrastu zagram również utwór Mariana Sawy skomponowany w 1981 roku – Partitę Chrystus zmartwychwstan jest. Warto dodać, że ciekawym ogniwem spajającym program koncertu jest liczba „7”. W 2017 roku przypada 120. rocznica śmierci Johannesa Brahmsa (1833 – 1897), 80. rocznica urodzin Mariana Sawy (1937 -2005), 10. rocznica śmierci Petra Ebena, dzisiejszy recital wypada 17 lipca 2017 roku, a ja urodziłem się w 1977 roku.

Kolejnym elementem łączącym program dzisiejszego recitalu są teksty z Księgi Psalmów na których oparte są poszczególne utwory wokalno-organowe. Są to m.in. pieśni z cyklu „Pieśni biblijne” op. 99 Antonina Dvořáka. Z Panią Urszulą Kryger bazujemy na wersji oryginalnej cyklu – przeznaczonej na głos solowy i fortepian. Musiałem rzecz jasna dokonać adaptacji partii fortepianowej na organy. Starałem się przy tym wykorzystać kolorystykę brzmieniową leżajskiego instrumentu. Dvořák skomponował te pieśni będąc w stanach Zjednoczonych pod koniec XIX wieku. Poszczególne utwory utrzymane są w klimacie modlitewnym. Inną kompozycją z dzisiejszego programu zainspirowaną konkretnym tekstem religijnym jest pieśń „Wohl denen” Maxa Regera oparta na Psalmie 119, czy pieśń „Lied der Ruth” Petra Ebena oparta z kolei na fragmencie z Księgi Rut ze Starego Testamentu. Można powiedzieć, że program koncertu jest bardzo zwarty tematycznie.

Z. S. : Nie wszyscy wiedzą, że w Bazylice OO. Bernardynów w Leżajsku na jednym chórze są trzy instrumenty organowe. Pan je bardzo dobrze zna – czy skorzysta Pan z instrumentów znajdujących się w nawach bocznych, czy będzie Pan grał wyłącznie na wielkich organach.

B. J. : Podczas dzisiejszej próby zastanawiałem się nad wykonaniem kompozycji Jana Sebastiana Bacha – Preludium i fugi G-dur, na średnim instrumencie, ale postanowiłem ostatecznie nie psuć pewnej narracji, ciągłości koncertu i ograniczyłem się do głównego instrumentu, zarówno jeśli chodzi o utwory solowe, jak i kameralne.

Z. S. : Organiści mają zazwyczaj wypełnione koncertami wakacje. Pewnie przed Panem także wiele pracy.

B. J. : Owszem. Mam przed sobą ważny koncert w St. John’s Smith Square w Londynie i powoli się do niego przygotowuję. Jeszcze ważniejszym projektem, który mnie czeka, jest przygotowanie się do nagrania wyjątkowej płyty. Takiej płyty nie ma na polskim rynku fonograficznym. CD będzie zawierać utwory skomponowane w XX i XXI wieku na organy i instrumenty perkusyjne. Zaprosiłem do współpracy znakomitego perkusistę - Miłosza Pękalę, pochodzącego z Rzeszowa. Jest on również wykładowcą na Uniwersytecie Muzycznym Fryderyka Chopina w Warszawie.

Z. S. : Niedawno pytano mnie o tytuł honorowego współpracownika Królewskiej Akademii Muzycznej w Londynie i nie potrafiłam odpowiedzieć wyczerpująco.

B. J. : Chodzi o Associate of the Royal Academy of Music - ARAM. Sprawa jest bardzo prosta. Uczelnia w Londynie dokładnie śledzi artystyczne poczynania swoich absolwentów. Studia podyplomowe w Londynie ukończyłem w 2003 roku, a w 2015 roku Senat Królewskiej Akademii Muzycznej postanowił przyznać mi ten tytuł. Było to dla mnie bardzo miłe zaskoczenie, ponieważ przekonałem się, że to, co robiłem przez te dwanaście lat od momentu ukończenia studiów w Londynie, nie poszło na marne. Przynależność do Akademii przyznawana jest jedynie tym absolwentom uczelni, którzy wyróżnili się w swojej profesji oraz wnieśli znaczący wkład w dziedzinę, którą się zajmują.

Z. S. : Z racji tego, że kiedyś Pan studiował i później wykładał w Royal Academy of Music w Londynie, utrzymuje Pan kontakt z tą uczelnią i jest to także miejsce bliskie Pana sercu.

B. J. : Jak najbardziej. Uważnie przyglądam się wydarzeniom artystycznym w londyńskiej Royal Academy of Music, która jest ważnym ośrodkiem akademickim na światowej mapie muzycznych uczelni.

Z. S. : Spogląda Pan wymownie na zegarek, bo faktycznie zbliża się pora koncertu i dlatego musimy zakończyć dzisiejsze spotkanie, ale mam nadzieję, że będzie niedługo okazja do kolejnej rozmowy.

Z dr hab. Bartoszem Jakubczakiem rozmawiała Zofia Stopińska 17 lipca 2017 roku w Leżajsku.
O wspaniałym przyjęciu programu i wykonawców tego koncertu przez licznie zgromadzoną publiczność, napiszę więcej wkrótce, po rozmowie z Maestrą Urszulą Kryger.

Kursy Metodyczne w Łańcucie to ewenament na skalę europejską

Od lat w ramach Międzynarodowych Kursów Muzycznych w Łańcucie organizowane są Kursy Metodyczne dla nauczycieli gry na instrumentach smyczkowych. Ideę tych Kursów przybliżymy wspólnie z dr Ewą Kowar Mikołajczyk – Kierownikiem Kursu Metodycznego na II turnusie tegorocznej edycji Kursów.  

Moja rozmówczyni jest absolwentką Akademii Muzycznej im. Fryderyka Chopina w Warszawie w klasach skrzypiec prof. Zenona Brzewskiego i prof. Mirosława Ławrynowicza. Bliska współpracowniczka Profesorów i kontynuatorka ich idei metodycznych. Skrzypaczka Warszawskiej Orkiestry Kameralnej i Warszawskiej Orkiestry Symfonicznej. Dokonała nagrań płytowych, radiowych i telewizyjnych. Koncertowała w całej Europie oraz w Korei i Japonii.
Od 1986 roku jest nauczycielem skrzypiec w Zespole Państwowych Szkół Muzycznych nr 1, w tym Ogólnokształcącej Szkoły Muzycznej im. Zenona Brzewskiego w Warszawie. W 2007 roku była wykładowcą Keimyung University w Korei Południowej. Często zasiada w jury konkursów, prowadzi kursy skrzypcowe i kameralne oraz wykłady metodyczne.
Od 2006 roku Sekretarz Generalny European String Teachers Associacion Poland. Jest także Prezesem Stowarzyszenia Przyjaciół Szkoły im. Zenona Brzewskiego w Warszawie.
Dr Ewa Kowar – Mikołajczyk jest członkiem Zakładu Instrumentów Smyczkowych na Wydziale Instrumentalno-Pedagogicznym Uniwersytetu Muzycznego Fryderyka Chopina.
Rozmawiałyśmy 22 lipca 2017 roku w Łańcucie.

Zofia Stopińska : Zadaniem Kursów Metodycznych jest pomoc nauczycielom, a także rodzicom i studentom.

Ewa Kowar – Mikołajczyk : To jest wielka idea prof. Zenona Brzewskiego. Ponad czterdzieści lat temu był to rewolucyjny pomysł, którego celem było kształcenie nauczycieli. Profesor uważał, że bardzo dobrze wykształcony nauczyciel, który zna podstawy metodyki, zna różne sposoby kształcenia – to jest nauczyciel, który będzie potrafił w doskonały sposób przygotować ucznia. Trzeba powiedzieć, że literatura metodyczna najczęściej pochodzi jeszcze z lat 50 - 60-tych XX wieku. Pojawiły się również książeczki typu - prof. A. Cofalika „Notatnik metodyczny o grze skrzypcowej i jej nauczaniu”. W tej chwili rolę przekaźnika informacji metodycznych pełni Internet. Tam możemy znaleźć mnóstwo artykułów angielskojęzycznych czy w języku rosyjskim, ale jednak cały czas na starych dobrych szkołach Mostrasa i Felińskiego bazujemy. Idea Profesora jest przez nas kontynuowana i jesteśmy z tego dumni, że jest to jedyny kurs, który posiada opcję metodyczną dla nauczycieli i studentów. Myślę, że jest to ewenement na skalę europejską.

Z. S. : Codziennie wykładowcą jest wielki autorytet prowadzący klasę gry na instrumencie smyczkowym i dzieli się swoją wiedzą, spostrzeżeniami oraz doświadczeniem, a także odbywają się różne inne wykłady.

E. K. M. : Codziennie o 10:00 przed południem spotykamy się tutaj z nauczycielami, ze studentami i rodzicami, którzy są bardzo zainteresowani, ponieważ wykłady to jest szerokie spektrum.
W tym roku cały ten cykl zatytułowany został „Forum myśli muzycznej” i zaplanowaliśmy bardzo szeroką gamę wykładów. Dotyczą one zarówno opieki nad dzieckiem uzdolnionym, perspektyw rozwoju, drogi skrzypka do estrad – prof. Konstanty Andrzej Kulka opowie nam, jak to było w jego przypadku. Za chwilę zacznie się wykład wybitnego polskiego wiolonczelisty prof. Stanisława Firleja, odbył się już wykład prof. Walentyny Jakubowskiej. Od momentu wzięcia instrumentu do ręki, aż do występów na estradzie – staramy się tak zorganizować wykłady, żeby każdego z tych tematów, w każdym puncie rozwoju wykład dotyczył. Mówimy o tym, jak dziecko zaczyna się uczyć, o jego dalszej drodze i rozwoju, o ważnych elementach w kształceniu dotyczących rozwoju artystycznego, rozwoju osobowości – staramy się, żeby te wykłady były kompendium wiedzy metodycznej. Każdy uczestnik kursu ma możliwość zadawania pytań i wielkie autorytety odpowiadają na te pytania.

Z. S. : Myślę, że każdy może także podejść do wykładowcy i porozmawiać na nurtujące go tematy dotyczące problemów dydaktyki.

E. K. M. : Tak, stąd słowo forum w naszym podtytule. Nie traktujemy tego jako wystąpienia wielkiego autorytetu i odgrodzonej przepaścią publiczności. Jesteśmy tutaj po to, żeby odpowiadać na pytania, żeby dyskutować, bo przecież tu przychodzą często osoby z wieloletnim doświadczeniem pedagogicznym i sądzę, że przychodzą po to, aby potwierdzić, że ich droga jest właściwa i znajduje akceptację u wielkich autorytetów, albo dowiedzieć się czegoś nowego i zrewolucjonizować swoją drogę. Przychodzili nauczyciele, którzy twierdzili, że dzięki Kursom w Łańcucie zupełnie zmienili podejście do nauczania i odnoszą większe sukcesy. Te spotkania, które rozpoczynają o 10:00 i często dodatkowe wykłady o 12:00 są bardzo bliskimi spotkaniami z mistrzami, ale nauczyciele mogą chodzić na wszystkie lekcje, wszystkie wykłady są otwarte, mamy tutaj kilkudziesięciu profesorów – do każdego można przyjść i podpatrzeć, jak pracuje. To też jest nauka.

Z. S.: Dla wszystkich, którzy chcą się wybrać na Kurs Metodyczny do Łańcuta ważna jest informacja, że udział w zajęciach jest bezpłatny.

E. K. M. : Pełne pokrycie kosztu uczestnictwa w Kursie Metodycznym otrzymujemy z Centrum Edukacji Artystycznej, czyli Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego płaci za nauczycieli, stąd można powiedzieć, że jest to kurs otrzymany w prezencie. Oczywiście na zakończenie Kursu uczestnik otrzymuje zaświadczenie, są wyszczególnione tytuły wykładów i takie zaświadczenie może stanowić mocny punkt na przykład na drodze awansu zawodowego. Taki udział w kursie jest bardzo mile widziany.

Z. S. : Dla studentów jest to praktyka zawodowa.

E. K. M. : Z niektórymi uczelniami doszliśmy do porozumienia - uczelnie warszawska, łódzka, wrocławska, ale myślę, że inne uczelnie będą też uczestniczyły w tym projekcie – uzyskaliśmy zgodę na to, żeby 30 godzin praktyk pedagogicznych studenci mieli zaliczone na podstawie zaświadczenia z tego kursu. Również rodzice przychodzący na wykłady podkreślają, że mogą zdecydowanie lepiej zrozumieć ideę nauczania i widzieć cel, który gdzieś tam jawi się na horyzoncie. Rodzice dziecka, które rozpoczyna naukę gry na instrumencie, często nie zdają sobie sprawy, jaka to jest trudna droga. Uświadamiamy im, ile potrzeba cierpliwości, pokory i miłości.

Z. S. : Prowadzenie Kursu Metodycznego to tylko część Pani działalności na łańcuckich Kursach.

E. K. M. : To jest faktycznie tylko część (zresztą bardzo przyjemna), obcowanie z pedagogami i mistrzami, ale oczywiście mam swoją klasę skrzypiec i prowadzę zajęcia, prowadzę także zespoły kameralne. Bardzo przyjemnie, chociaż bardzo pracowicie spędzam lato, bo widzę, jak młodzież z lekcji na lekcję – od pierwszej do piątej robi ogromne postępy.


Z dr Ewą Kowar – Mikołajczyk – kierownikiem Kursu Metodycznego odbywającego się w ramach 53. Międzynarodowych Kursów Muzycznych im. Zenona Brzewskiego w Łańcucie rozmawiała Zofia Stopińska 22 lipca 2017 roku.

Powrót do Łańcuta po latach

Po raz pierwszy w roli wykładowcy Międzynarodowych Kursów Muzycznych im. Zenona Brzewskiego w Łańcucie wystąpił skrzypek Natan Dondalski – solista, koncertmistrz i pedagog. Ukończył z wyróżnieniem studia w klasie prof. Mirosława Ławrynowicza w Akademii Muzycznej im. Fryderyka Chopina w Warszawie. Swe umiejętności doskonalił m.in. u G. Zhislina, W. Wiłkomirskiej., M. Jaszwili i W. Marschenra. Jest laureatem krajowych i międzynarodowych konkursów skrzypcowych m.in. w Lublinie, Pradze, Weimarze i Freiburgu. Jako solista występował m.in. w Meistersingerhalle w Norymberdze, Laeiszhalle w Hamburgu, Kolner Philharmonie, Beethovenhalle w Bonn, White Hall w Helsinkach, Konserthus w Oslo, występując z takimi zespołami jak: Narodowa Orkiestra Symfoniczna Polskiego Radia w Katowicach, Słowacka Sinfonietta, Orkiestra Narodowa w Kiszyniowie, Staatskapelle Weimar, SWR Rundfunkorchesters Kaiserslautern, Klassische Philharmonie Bonn. Więcej na temat działalności artystycznej pana Natana Dondalskiego dowiedzą się Państwo czytając rozmowę, którą zapisałam 20 lipca 2017 roku w Łańcucie.

Zofia Stopińska : Kilkanaście lat temu spotykaliśmy się bardzo często w lipcu w Łańcucie, ponieważ był Pan uczestnikiem Międzynarodowych Kursów Muzycznych. Wiele działo się wówczas w Pana działalności artystycznej.

Natan Dondalski : To prawda. Kursy łańcuckie miały w mojej działalności ogromne znaczenie. Po raz pierwszy przywiózł mnie tutaj i ufundował mi stypendium w postaci pobytu na Kursach mój ś.p. wspaniały profesor Mirosław Ławrynowicz. Miałem wówczas chyba trzynaście lat, później jeździłem tutaj każdego roku, a ostatni raz byłem dość dawno, bo w 2003 roku, kiedy byłem na drugim roku studiów.

Z. S.: W czasie tych kilku lat uczestnictwa w łańcuckich Kursach przeważnie przygotowywał się Pan do uczestnictwa w różnych konkursach muzycznych, z których wracał Pan jako laureat.

N. D.: Powiem nieskromnie, że to prawda. Pod kierunkiem prof. Mirosława Ławrynowicza przygotowałem się do wielu konkursów, bo uczestniczyłem w sumie w kilkudziesięciu konkursach ogólnopolskich, ale z sukcesami uczestniczyłem też w kilkunastu międzynarodowych konkursach, które miały istotny wpływ na moją karierę – wymienię tylko: Międzynarodowy Konkurs w Pradze w 1994 r. , I nagroda na Międzynarodowym Konkursie w Weimarze w 1995 r., w 1997 roku II nagroda na Konkursie we Freiburgu. Pamiętam doskonale ten konkurs, bo jako siedemnastolatek byłem jednym z najmłodszych uczestników, a limit wiekowy był do trzydziestu pięciu lat.

Z. S.: Podczas pobytów w Łańcucie był pan najczęściej w klasie prof. Mirosława Ławrynowicza, ale często zaglądał Pan do innych znakomitych pedagogów.

N. D. : To prawda. Mój Profesor nie należał do tych, którzy chcą być jedynym pedagogiem dla swoich zdolnych uczniów. Pracował ze mną najlepiej jak potrafił, ale uważał, że wiele mogę się nauczyć pracując z innymi doskonałymi pedagogami. Podkreślał zawsze, że należy korzystać z tych możliwości. Polecał mi bardzo wizyty u prof. Wolfganga Marschnera, czy u prof. Mariny Jaszwili. Staram się naśladować go i namawiam moich zdolnych uczniów, aby jak tylko jest okazja, pojechali do innych pedagogów i pracowali pod ich kierunkiem.

Z. S.: Koncertował Pan w większości krajów Europy oraz w Japonii, ale ostatnio najwięcej w rodzinnych stronach.

N. D.: Owszem, jestem koncertmistrzem Filharmonii Warmińsko-Mazurskiej w Olsztynie, czyli w moim rodzinnym mieście, ale wcześniej rozpocząłem pracę na stanowisku koncertmistrza w Filharmonii Koszalińskiej – to już nie są moje rodzinne strony, chociaż moi rodzice w latach 70-tych XX wieku przez pewien czas także pracowali w Filharmonii Koszalińskiej.

Z. S.: Jak się Panu udaje łączyć pracę w dwóch orkiestrach na tak ważnym stanowisku?

N. D.: Podjąłem się pracy w orkiestrach, bo chyba Pani wie, że w Polsce z samej solowej gry ciężko jest się utrzymać. Praktycznie, to chyba wszyscy mieszkający w Polsce skrzypkowie, poza Konstantym Andrzejem Kulką, który jest fenomenalny – to wszyscy dobrzy skrzypkowie, albo zajmują się działalnością pedagogiczną i koncertują, albo są koncertmistrzami w filharmoniach i występują jako soliści. Ja wybrałem drogę koncertmistrza, ale gram także jako solista, chociaż już nie tak często jak wcześniej. W ubiegłym sezonie kilkakrotnie grałem partie solowe w Koncercie skrzypcowym Brahmsa, a niedługo będę występował z Koncertem skrzypcowym Dvoraka. W Rzeszowie miałem także przyjemność grać koncerty Brahmsa i Czajkowskiego. Przypomina mi się zabawna zapowiedź koncertu w Rzeszowie, kiedy dyrektorem artystycznym był pan Adam Natanek, który także dyrygował wówczas tym koncertem. Zapowiadający powiedział: ...a teraz przed Państwem wystąpi w roli dyrygenta Adam Natanek, a na skrzypcach będzie grał Natanek Dondalski (śmiech).

Z. S.: Prowadzi Pan również działalność pedagogiczną i ma Pan już spore doświadczenie jako nauczyciel skrzypiec.

N. D.: Od kilku lat uczę w Zespole Państwowych Szkół Muzycznych im. Grażyny Bacewicz w Koszalinie. Jest to szkoła o dużych tradycjach, z której wyszło wielu dobrych skrzypków. Początkowo miałem chyba tylko trzech uczniów, bo chciałem sprawdzić się jako pedagog, a w tej chwili jestem już na etacie i mam swoją klasę, moi uczniowie zdobywają nagrody na konkursach. Dlatego także znalazłem się w Łańcucie w roli pedagoga, bo na kilku konkursach, w których moi uczniowie zdobyli czołowe nagrody, w jury była pani prof. Krystyna Makowska – Ławrynowicz – dyrektor artystyczny i naukowy Międzynarodowych Kursów Muzycznych w Łańcucie. Dzięki nagrodom moich uczniów zostałem zauważony i zaproszony do Łańcuta. Pochwalę się jeszcze, że w tym roku moi uczniowie zdobyli nagrody na dziesięciu konkursach.

Z. S.: Nie ma żadnej taryfy ulgowej w Pana klasie. Wszyscy muszą dużo ćwiczyć.

N. D.: Jestem wymagającym nauczycielem i na początku moi uczniowie są przerażeni, ale po roku pracy już się przyzwyczajają i wpadają w tryb ciężkiej pracy. Rozmawiając z uczniami i rodzicami podkreślam zawsze na początku, że przyjmuję do klasy tylko tych, którzy wiążą swoją przyszłość ze skrzypcami. Nie interesują mnie ci, którzy traktują pobyt w szkole muzycznej jako przygodę lub nie wiedzą, czy będą skrzypkami. Moi uczniowie są zdecydowani i dalszy rozwój wiążą ze skrzypcami.

Z. S.: Jak wyglądał Pana powrót do Łańcuta po latach i do tego w innej roli.

N. D.: Powiem szczerze, że na początku obawiałem się trochę, jak się w tym wszystkim odnajdę, bo są to bardzo ważne i słynne Kursy, ale zostałem przyjęty bardzo serdecznie. Okazało się, że wielu profesorów pamięta mnie z młodych lat, kiedy byłem uczestnikiem Kursów. Pragnę podkreślić, że zaproszenie otrzymałem od pani prof. Krystyny Makowskiej – Ławrynowicz, która przed laty, jeszcze jak byłem uczestnikiem Kursów, zawsze była moim dobrym duchem i starała się mi pomagać. Teraz zauważyła, że mam już sporo doświadczeń jako pedagog, a także jako laureat wielu konkursów. Przez długie lata byłem uczniem prof. Mirosława Ławrynowicza i teraz jestem kontynuatorem jego metod nauczania, a także naśladuję go, bo był dla mnie wielkim autorytetem. Zawsze w ciepłych słowach opowiadam uczniom, jak wiele mu zawdzięczam.

Z. S.: Co się w Łańcucie zmieniło w czasie Pana nieobecności?

N. D.: Zmieniło się tylko to, że za moich czasów koncerty odbywały się również w Zameczku Romantycznym, który teraz jest zamknięty. Łańcut jest nadal przepiękny i jest to idealne miejsce na takie Kursy. Oczywiście, z perspektywy lat budynek Szkoły Muzycznej i ta wspaniała Sala Balowa – wszystko wydaje mi się trochę mniejsze. Ale to chyba kwestia wieku.

Z. S.: Uczestnicy Kursu, którzy są w Pana klasie, wystąpią w niedzielę z koncertem w sali Kasyna Urzędniczego. Denerwuje się Pan w czasie występów swoich uczniów.

N. D. : Tak samo jak prof. Mirosław Ławrynowicz, który zawsze mówił mi: "...mam w nosie, jak ty zagrasz, to jest twoja sprawa...”. Później mi koledzy opowiadali, że jak grałem, to widać było, że jest zdenerwowany i mocno trzymał poręcze krzesła, na którym siedział. Ja powtarzam moim uczniom to samo, że to ich sprawa, jak zagrają, ale bardzo przeżywam każdy występ moich uczniów i bardzo mi zależy, aby zrobili to jak najlepiej i żeby pamiętali o wszystkim, nad czym się pracuje w czasie przygotowania utworów, a różnie z tym bywa.

Z. S.: Panuje tutaj atmosfera pracy, są dobre warunki, ale jednocześnie jest wiele pokus, które mogą przeszkadzać w ćwiczeniu.

N. D.: To prawda, ale na szczęście w mojej klasie wszyscy pracują. Przyjechało ze mną kilku moich uczniów. Wszyscy są na łańcuckich kursach po raz pierwszy, ale są bardzo zadowoleni, widzą, że wokół wszyscy ćwiczą, nawet w parku pod drzewami widzą grających kolegów i to powoduje, że nie tracą czasu i pracują bardzo intensywnie, z czego się bardzo cieszę.

Z. S.: Jak Pan przyjedzie do Łańcuta za rok – może już nie będzie Pan najmłodszym, jeśli chodzi o staż, pedagogiem, bo muszę podkreślić, że pan Natan Dondalski jest w tym roku najmłodszym, cały czas chodzi o staż, pedagogiem Międzynarodowych Kursów Muzycznych im. Zenona Brzewskiego w Łańcucie.

Z panem Natanem Dondalskim zaliczanym do czołówki najlepszych polskich skrzypków młodego pokolenia, rozmawiała Zofia Stopińska 20 lipca 2017 roku w Łańcucie.

Na estrady świata przez estradę Sali Balowej w Łańcucie

Miło mi zaproponować Państwu przeczytanie kolejnego wywiadu zarejestrowanego w Łańcucie podczas trwania 43. Międzynarodowych Kursów Muzycznych im. Zenona Brzewskiego. Moim rozmówcą jest prof. Tomasz Strahl – znakomity wiolonczelista, solista, kameralista i pedagog. Ukończył Akademię Muzyczną Fryderyka Chopina w Warszawie, w klasie prof. Kazimierza Michalika i studia podyplomowe w Hochschule fur Musik w Wiedniu. Tomasz Strahl jest laureatem i zdobywcą głównych nagród wielu konkursów. Koncertuje i nagrywa w wielu krajach świata. Jest profesorem i dziekanem Wydziału Instrumentalnego Uniwersytetu Muzycznego Fryderyka Chopina w Warszawie. Prowadzi kursy mistrzowskie w Polsce, Holandii, Finlandii, Niemczech i Japonii. Za osiągnięcia artystyczne był wielokrotnie nagradzany – m.in. otrzymał: Złoty Krzyż Zasługi, nagrodę I st. Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego, Srebrny medal „Gloria Artis” oraz Krzyż Kawalerski Orderu Odrodzenia Polski.

Zofia Stopińska: Z panem prof. Tomaszem Strahlem spotykamy się jak zwykle w lipcu, w Łańcucie, podczas Międzynarodowych Kursów Muzycznych im. Zenona Brzewskiego. Wczoraj gorąco Pana oklaskiwaliśmy podczas koncertu w Sali Balowej Zamku, chociaż dużo czasu oddał Pan swoim utalentowanym studentom.

Tomasz Strahl: Uważam, że tak powinno być. Pedagog, który jest na Kursach rokrocznie, powinien zaprezentować tych uczniów, którzy marzą, aby w tej Sali wystąpić, ponieważ droga na estrady świata wiedzie poprzez estradę Sali Balowej i pałacu łańcuckiego – to nie tylko dotyczy mojej osoby, ale wielu wspaniałych kolegów, którzy tutaj w młodości występowali i zrobili wspaniałe kariery, ich nazwiska można spotkać we wszystkich informatorach filharmonicznych w kraju i na świecie. Idąc tym tropem nie wyobrażam sobie, abym sam wypełniał cały koncert. Zapraszam młodych utalentowanych wiolonczelistów z mojej klasy i daję im szansę – tak jak kiedyś ktoś mnie dał szansę i staram się ten dług spłacić następnym pokoleniom. Sam również staram się grać tak, aby wśród tych nowych pokoleń, które tutaj przyjeżdżają, zaszczepić miłość do wiolonczeli, pokazać im najbardziej znane utwory muzyki klasycznej na ten instrument. Wczoraj wykonałem Wariacje Rococo op. 33 Piotra Czajkowskiego, obok Koncertu wiolonczelowego – Antoniego Dworzaka są najbardziej rozpoznawalnym utworem z literatury wiolonczelowej. To jest, można powiedzieć dzisiejszym językiem, utwór medialny. Czajkowskiemu udało się połączyć najlepsze cechy tego instrumentu wraz z wdzięcznym stylem klasycznym, przeplatanym rosyjskim zaśpiewem oraz wirtuozerią, i powstał utwór, który kocha cały świat. Nawet w wersji z fortepianem brzmi on bardzo wdzięcznie i cieszę się, że mogłem wczoraj zaprezentować krótki utwór, który jest wizytówką wiolonczeli.

Z. S.: Publiczność wypełniająca salę nie pozwoliła Panu na zakończenie koncertu jednym utworem, po gorących owacjach były dwa krótkie bisy.

T. S.: Najpierw zagrałem Capriccio nr 1 na wiolonczelę solo Henryka Jabłońskiego. Ten kompozytor napisał również wielki powojenny przebój „Pierwszy siwy włos”. Henryk Jabłoński był także wiolonczelistą i skomponował sześć krótkich miniatur, z których cztery mam w repertuarze. Drugim bisem była Jota z cyklu Sześciu pieśni Manuela de Falli, która także się bardzo publiczności podobała. Towarzyszyła mi w tym utworze, podobnie jak w czasie wykonania Wariacji Czajkowskiego, pianistka Agata Lichoś. Cieszę się także, że wystąpiło trzech moich uczniów: trzynastoletni Antek Wrona, siedemnastoletni Emil Olejnik (obydwaj są laureatami poważnych konkursów wiolonczelowych) i Adam Mazurek.

Z. S.: Dzisiaj przygotowuje Pan tutaj młodych muzyków do różnych konkursów i koncertów, a przed laty w tym samym miejscu korzystał Pan z rad mistrzów, którzy tutaj uczyli.

T. S.: Były to zupełnie inne czasy. W Łańcucie odbywał się jedyny kurs mistrzowski z prawdziwego zdarzenia w Polsce. Pamiętam, że w 1981 roku, jak miałem szesnaście lat i mieszkałem w Jeleniej Górze, gdzie również chodziłem do szkoły muzycznej, koniecznie chciałem przyjechać na Kursy do Łańcuta – dostałem odmowę, ponieważ Kursy były wyłącznie dla studentów, a uczniowie średniej szkoły muzycznej mogli uczestniczyć w Kursach, jeśli byli laureatami liczących się konkursów. Dopiero jak otrzymałem II nagrodę na Ogólnopolskich Przesłuchaniach w Elblągu, to był jedyny ogólnopolski konkurs dla szkół średnich, to wówczas, w 1983 roku mogłem przyjechać do Łańcuta, aby przygotowywać się do Konkursu im. Dezyderiusza Danczowskiego, na którym uzyskałem III nagrodę. Była to chyba najwybitniejsza edycja tego konkursu, ponieważ I nagrodę otrzymali Andrzej Bauer i Piotr Janosik, drugiej nagrody nie przyznano, III nagrodę otrzymali: Paweł Frejdlich, Tomasz Strahl i Ewa Katarzyna Miecznikowska, która mieszka od lat we Francji. Piotr Janosik jest członkiem Kwartetu Śląskiego, Paweł Frejdlich był członkiem Chopin Trio, a Andrzej Bauer prowadzi szeroko zakrojoną działalność koncertową, pedagogiczną oraz jest autorem wielu nowatorskich projektów dotyczących muzyki współczesnej. Każdy z nas udowodnił później, że na nagrodę zasłużył. Podczas tej edycji konkursu, pomimo bardzo trudnych warunków w Polsce, nastąpiła trwająca do dzisiaj „erupcja” wiolonczeli w naszym kraju. Przed tym konkursem w 1983 roku byłem w Łańcucie w klasie prof. Kazimierza Michalika, a rok później trafiłem do klasy prof. Ivana Monighettiego. Kilkanaście lat później prowadziliśmy razem kursy w Semmering w Austrii i wspominaliśmy łańcuckie Kursy, a pointa jest taka, że ja jako osiemnastoletni uczeń w klasie Ivana Monighettiego – w ubiegłym roku byłem recenzentem do tytułu doktor honoris causa Ivana Monighettiego Akademii Muzycznej w Krakowie. Będąc jego uczniem w klasie wiolonczeli na Kursach w Łańcucie byłem jednym z dwóch recenzentów do tego zaszczytnego tytułu. Czułem wielką satysfakcję i pomyślałem, że gdyby jakiś krasnoludek przepowiedział mi w 1984 roku, że trzydzieści lat później będę recenzentem doktora honoris causa Ivana Monighettiego, to nigdy bym w to nie uwierzył.

Z. S.: Czy bezpośrednio po ukończeniu studiów został Pan pedagogiem Międzynarodowych Kursów Muzycznych w Łańcucie?

T. S.: Przez kilka lat nie przyjeżdżałem do Łańcuta, bo marzyłem o studiach na Zachodzie i mój wzrok padł na Wiedeń, bo tam uczył Andre Navarra, ale wcześniej trafiłem do Weimaru, gdzie uczył jego następca, prof. Tobias Kuhne, który mimo iż był Niemcem, to przejął francuską estetykę wiolonczelową, a później poprowadził w Wiedniu klasę po Andre Navarrze i ja studiowałem w tej klasie. W 1991 roku, kiedy już powróciłem z Wiednia i byłem asystentem w Akademii Muzycznej w Warszawie, to wówczas prof. Zenon Brzewski zaproponował mi zastępstwo za profesora, który z ważnych powodów nie mógł przyjechać do Łańcuta. Miałem wówczas w klasie siedmiu studentów, a jednym z nich był Dominik Połoński, który wówczas miał 13 lat, i pamiętam, że grałem także recital w Sali Balowej. Jak powtarza często pan Krzysztof Szczepaniak, moja gra i sposób prowadzenia lekcji tak przypadły prof. Brzewskiemu do gustu, że wyraził życzenie, abym tutaj przyjeżdżał i rzeczywiście od 1991 roku, mimo wielu propozycji w tym samym terminie, zawsze wybieram Kursy w Łańcucie i nie opuściłem żadnej edycji, więc moje życie z Łańcutem jest związane już od 26 lat. Zawsze w drugiej połowie lipca jestem w Łańcucie. Bardzo lubię te pobyty, bo jest to magiczne miejsce w Polsce. Wybór prof. Zenona Brzewskiego był genialny. Mamy tutaj połączenie historii, czyli tego najpiękniejszego zachowanego polskiego zespołu pałacowego, z tym pięknym parkiem, z bliskością Filharmonii Podkarpackiej w Rzeszowie, która po remoncie jest jedną z najlepszych tego typu placówek w kraju. Kurs mistrzowski musi odbywać się w wyjątkowym miejscu. Tutaj wszystko inspiruje: przyroda, historia, ludzie i atmosfera. Jestem przekonany, że w Łańcucie czujemy się trochę inaczej niż gdzie indziej, już nie mówiąc o naszej codzienności, którą spędzamy w budynkach różnych akademii muzycznych różnych miast. Tutaj wszystko jest wyjątkowe; Koncerty w Sali Balowej, koncerty klasowe, lekcje i spacery po parku oraz po tym zmieniającym się miasteczku, które zachowało swój XIX – wieczny klimat, chociaż się ciągle unowocześnia. Jest dobra energia w tym miejscu.

Z. S.: Powiedział Pan, że na pierwszym swoim kursie w Łańcucie w Pana klasie było siedmiu uczestników – ilu jest ich w tym roku?

T. S.: Bywały później lata, że miałem nawet 25-ciu, czy 30-tu uczestników. Było mi trudno wszystko zorganizować, chociaż byłem wówczas młodszy i mogłem nawet w upale, na poddaszu robić zajęcia. Nie było znanego polskiego wiolonczelisty z tego okresu, który by się przez moje ręce nie przewinął. Teraz już staram się dbać o pewną równowagę pomiędzy ilością a jakością. Nie odmawiam, bo wiem jak to jest, kiedy ciężko się do pedagoga dostać, tylko działam bardziej racjonalnie i z niektórymi umawiam się na następne Kursy. Muszę podkreślić, że prawie całą swoją klasę, którą mam na Uniwersytecie Muzycznym Fryderyka Chopina w Warszawie, zbudowałem w oparciu o Kurs w Łańcucie. Z tego Kursu wyrosły także moje autorskie kursy, które prowadzę w Busku Zdroju czy w Wilanowie. W tym roku jeszcze lecę do Stanów Zjednoczonych – do Bostonu, gdzie prowadzę w Morningside Music Bridge także klasę wiolonczeli – to jest projekt międzynarodowy – między Chinami, Stanami Zjednoczonymi, Polską, Kanadą, w którym partycypuje nasze Ministerstwo Kultury i Sztuki. Jest tam także wspaniała, wyselekcjonowana młodzież, ale trzeba powiedzieć, że Łańcut jako miejsce kursów mistrzowskich, jest tam znane. Sądzę, że jeśli chodzi o profil smyczkowy, to Międzynarodowe Kursy Muzyczne im. Zenona Brzewskiego w Łańcucie są największym kursem w Europie. Trzeba tylko dziękować i zabiegać, aby Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego nadal wspierało te Kursy, bo jest to wspaniała idea, która ma już 43 lata. Prof. Zenon Brzewski był wspaniałym wizjonerem i miał szczęście do ludzi, którzy z nim współpracowali, a później tę pałeczkę dalej przejęli i zrobili wszystko, aby Kurs się dalej rozwijał. Inaczej wyglądał świat w 1974 roku, a inaczej wygląda w roku 2017. Mimo to Kursy cieszą się wielkim powodzeniem, bo słyszałem, że na II turnusie jest ponad 250 uczestników- to samo za siebie mówi.

Z. S.: Niedawno trafiła do moich rąk nowa płyta, nagrana przez Pana i pana Janusza Olejniczaka z utworami Chopina.

T. S.: Te nagrania zostały utrwalone niedawno, bo w październiku i w grudniu ubiegłego roku, w Lusławicach w Centrum Muzyki Krzysztofa Pendereckiego. Jest to płyta niekonwencjonalna, ponieważ obejmuje ona transkrypcje utworów Fryderyka Chopina na wiolonczelę. Jak wiadomo, Fryderyk Chopin bardzo lubił wiolonczelę, bo tylko dla niej napisał coś innego niż na fortepian, bo nie wiadomo tak naprawdę, czy Wariacje fletowe są jego autorstwa. Są różne zdania na temat transkrypcji – ja wychodzę z założenia, że skoro Chopin lubił wiolonczelę i wiele utworów fortepianowych ze słynną etiudą, nawet przez pianistów jest ona nazywana „etiuda wiolonczelowa” – jestem przekonany, że jest jakieś przyzwolenie, aby grać te transkrypcje - tym bardziej, że w wieku XIX August Franchomme, który był również przyjacielem Chopina, i wielu wspaniałych wirtuozów robiło te transkrypcje. Cieszyły się one ogromnym powodzeniem, zwłaszcza w salonach rosyjskich i salonach Europy Zachodniej. Trwało to bardzo długo. Nagrania zamieszczone na płycie bardzo wzbogaciła i uwiarygodniła postać Janusza Olejniczaka. Wiele się od Janusza nauczyłem, ponieważ jest wspaniałym chopinistą i przed wieloma pułapkami mnie ustrzegł, a dotyczyły one wykonawstwa, realizacji tryli i innych ozdobników. Sami dokonaliśmy selekcji, bo mieliśmy do dyspozycji dwa zeszyty zrobione przez prof. Kazimierza Michalika i prof. Macieja Paderewskiego – płyta została poświęcona ich pamięci. Wybraliśmy utwory, w których idiom wiolonczelowy nie kłóci się z idiomem fortepianowym. Uważam, że to się nam udało. Do tego opracowaliśmy wspólnie Nokturn cis-moll, który jest motywem głównym filmu „Pianista” Romana Polańskiego, jak również zaryzykowaliśmy transkrypcje czterech pieśni Chopina i okazuje się, że ku mojemu zaskoczeniu, zabrzmiały one bardzo dobrze, bo były skomponowane na niski rejestr. Mimo, że nie ma słów, na przykład „Piosnka Litewska” brzmi świetnie. Zamierzam te utwory wprowadzić do repertuaru koncertowego. Moim marzeniem byłoby wystąpić na przykład na Muzycznym Festiwalu w Łańcucie z takim właśnie programem. Na razie mamy zaproszenie z tym projektem do Narodowego Forum Muzyki we Wrocławiu, Filharmonii w Kaliszu i do Centralnej Bibliotece Rolniczej w Warszawie. Do tego jeszcze dołożymy bardzo piękną Sonatę „Arpeggione” Franza Schuberta. Blasku utworom Fryderyka Chopina zamieszczonym na płycie dodaje sztuka pianistyczna Janusza Olejniczaka, jego wrażliwość, wielobarwny dźwięk, dbałość o detal.

Z. S.: Zachęcamy Państwa do sięgnięcia po płytę z utworami Fryderyka Chopina w wykonaniu Tomasza Strahla – wiolonczela i Janusza Olejniczaka – fortepian. Musimy już kończyć naszą rozmowę, bo zbliża się jedenasta i powinien Pan rozpocząć zajęcia z młodymi wiolonczelistami. Mam nadzieję, że spotkamy się w Łańcucie za rok.

T. S.: Jak już powiedziałem, drugą połowę lipca mam od lat zarezerwowaną na pobyt w Łańcucie i za rok spotkamy się na 44. Międzynarodowych Kursach Muzycznych im. Zenona Brzewskiego.

Z prof. Tomaszem Strahlem rozmawiała Zofia Stopińska 19 lipca 2017 roku w Łańcucie.

Subskrybuj to źródło RSS