Zofia Stopińska

Zofia Stopińska

email Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

Filharmonia Podkarpacka - Mozart, Lessel i Beethoven

AB 6 III 2020 r. piątek, godz. 19:00

ORKIESTRA SYMFONICZNA FILHARMONII PODKARPACKIEJ

DAWID RUNTZ – dyrygent

EMILIAN MADEY – fortepian 

W programie:

W.A. Mozart - Uwertura do opery "Łaskawość Tytusa" KV 621

F. Lessel – Koncert fortepianowy C- dur op. 14

L. van Beethoven – III Symfonia Es - dur op. 55

 

Wielka władza i wielka miłość – to temat opery Łaskawość Tytusa (1791), z której Uwertura otworzy symfoniczny wieczór. Wpływy muzyki Mozarta słychać będzie w Koncercie fortepianowym C- dur zapomnianego polskiego kompozytora Franciszka Lessla. Dzieło ujmuje piękną melodyka i motywami ludowymi w finałowym Rondzie. Geniusz Beethovena odsłoni legendarna „Eroica” – III Symfonia Es – dur. Już sam początek utworu wywołuje oszałamiające wrażenie - to obraz siły i walki. Po pierwszej części Symfonii następuje majestatyczny Marsz żałobny, z którego wyłania się pełne werwy Scherzo, a całe dzieło wieńczy cykl wariacji opartych na temacie zaczerpniętym z muzyki, którą Beethoven napisał do baletu „Prometeusz”. Ale III Symfonia, to przede wszystkim świadectwo nieugiętej woli kompozytora, który mimo głuchoty kontynuował pracę twórczą pisząc wówczas swoje najwybitniejsze dzieła. Czyż sam kompozytor nie jest prawdziwym bohaterem „heroicznej” symfonii?

DAWID RUNTZ

Od grudnia 2017 piastuje stanowisko pierwszego dyrygenta Polskiej Opery Królewskiej w Warszawie. W 2016 roku ukończył studia dyrygenckie na Uniwersytecie Muzycznym Fryderyka Chopina w klasie Maestro Antoniego Wita, debiutując koncertem z Orkiestrą Filharmonii Narodowej w Warszawie. Wyjątkowym artystycznym osiągnięciem było ukończenie "Riccardo Muti Italian Opera Academy” w Rawennie, prowadzonej przez światowej sławy dyrygenta Maestro Raccardo Mutiego, obecnego dyrektora Chicago Symphony Orchestra. Współpracował ze znakomitymi polskimi orkiestrami takimi jak: Sinfonia Varsovia, Filharmonia Narodowa w Warszawie, Narodowa Orkiestra Symfoniczna Polskiego Radia w Katowicach, Polska Orkiestra Radiowa. W kwietniu 2018 roku otrzymał zaproszenie i zadyrygował Boston Symphony Orchestra podczas przesłuchań na asystenta BSO, a także wystąpił podczas 22. Wielkanocnego Festiwalu Ludwiga van Beethovena w Filharmonii Narodowej w Warszawie.
W 2018 zdobył III nagrodę oraz nagrodę publiczności na 1st Hong Kong International Conducting Competition. W 2016 roku zdobył II nagrodę na VI Ogólnopolskim Konkursie Młodych Dyrygentów im. Witolda Lutosławskiego w Białymstoku. W 2013 roku został laureatem II nagrody I Ogólnopolskiego Konkursu Studentów Dyrygentury im. Adama Kopycińskiego we Wrocławiu oraz nagrody specjalnej.
W roku 2015 otrzymał stypendium Ministra Nauki i Szkolnictwa Wyższego RP, a także stypendium Marszałka Województwa Pomorskiego. W latach 2008-2015 uzyskał stypendium Starosty Powiatu Wejherowskiego. Za osiągnięcia naukowe był wielokrotnym stypendystą Rektora Uniwersytetu Muzycznego Fryderyka Chopina w Warszawie. Ponadto otrzymał dwukrotnie nagrodę Prezydenta Miasta Wejherowa za osiągnięcia w dziedzinie muzyki (2010, 2017), a także Nagrodę Remusa (2017) oraz Medal Róży (2018). Dawid Runtz jest laureatem Medalu Magna cum laude Uniwersytetu Muzycznego Fryderyka Chopina w Warszawie (2018).
W latach 2014-2017 współpracował z Teatrem Wielkim – Operą Narodową w Warszawie w charakterze dyrygenta-asystenta przy produkcjach wielu dzieł operowych.
W 2017 roku jako stypendysta Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego był asystentem Maestro Jacka Kaspszyka w Filharmonii Narodowej w Warszawie. W 2017 roku Dawid Runtz ukończył prestiżowe kursy dyrygenckie prowadzone przez Maestro Daniele Gatti z orkiestrą The Royal Concertgebouw Orchestra w Amsterdamie. W lipcu zadebiutował w Japonii podczas Pacific Music Festival w Sapporo, na zaproszenie dyrektora artystycznego festiwalu, wybitnego rosyjskiego dyrygenta Maestro Valerie’a Giergieva. W 2018 roku odbył tournée po Litwie z Orkiestrą Sinfonia Varsovia z okazji rocznicy 100-lecia odzyskania niepodległości Polski. W sierpniu wziął udział w prestiżowych kursach dyrygenckich w Tanglewood (USA) z udziałem Boston Symphony Orchestra.
Dawid Runtz jest reprezentowany przez Stowarzyszenie im. Ludwiga van Beethovena. W listopadzie 2018 zainaugurował w Filharmonii Narodowej w Warszawie „Festiwal Krzysztofa Pendereckiego” z okazji 85. urodzin kompozytora.

EMILIAN MADEY

EMILIAN MADEY ukończył kompozycję (prof. M. Borkowski); dyrygenturę (prof. B. Madey); fortepian (prof. T. Manasterska, prof. M. Drewnowski) – wszystkie trzy dyplomy z wyróżnieniem. Doskonalił się na kursach u: W. Riekerta, N. Immelmana, N. Sztarkmana, R. Pagano, V. Mierżanowa i A. Dvarionaitė.
Zajął II miejsce na Międzynarodowym Konkursie Młodych Pianistów i Skrzypków im. B. Dvarionasa w Wilnie (1989); otrzymał Złoty Medal na Międzynarodowym Konkursie Pianistycznym im. C. Kahn’a w Paryżu (1990); jest laureatem Międzynarodowego Festiwalu im. J. Hofmanna w Nałęczowie (1994, 1996).
Łączy występy jako pianista z działalnością dyrygencką. Występował w Filharmonii Narodowej, na Zamku Królewskim, w Teatrze Wielkim, Sali Kongresowej i Studio Koncertowym Polskiego Radia w Warszawie oraz z większością polskich orkiestr filharmonicznych. Koncertował w Austrii, Francji, Korei Płd., Słowenii, na Litwie, w Niemczech, we Włoszech i na Ukrainie.
Współpracował z dyrygentami: B. Madeyem, W. Rajskim, J. Maksymiukiem, T. Bugajem, Ł. Borowiczem, T. Wicherkiem, M. Nałęcz-Niesiołowskim, M. Caldim i in.
Jako kameralista i dyrygent występował m.in. ze swoją matką A. Malewicz-Madey (mezzosopran), Z. Rysiówną (recytacja), P. Janowskim (skrzypce), J. Artyszem (baryton), A. Kruszewskim (baryton), J. Brękiem (bas-baryton), R. Gierlachem (bas-baryton), M. Boberską (sopran), I. Kłosińską (sopran), J. Rappé (alt), Ł. Długoszem (flet), Z. Raubo (fortepian), A. Wodnickim (fortepian), M. Drewnowskim (fortepian), L. Armellini (fortepian) i in.
Prowadził kursy mistrzowskie w Konserwatorium Čiurlionisa w Wilnie i w Suwon University, College of Music w Korei Płd. Prowadzi klasę fortepianu w ZPSM II st. im. F. Chopina w Warszawie, jest wykładowcą na Uniwersytecie Muzycznym F. Chopina w Warszawie.
Nagrania:
- B. Madey – Metamorfozy - Wariacje na temat Paganiniego (NOSPR, dyr. B. Madey, Polskie Radio);
- F. Lessel – Koncert fortepianowy Nr.2 Polska Orkiestra Jeunesses Musicales, dyr. Ł. Borowicz, Acte Préalable);
- L. van Beethoven – Koncert fortepianowy Nr.3 c-moll (St. Christopher Chamber Orchestra, dyr. A. Šimelis, Prior Musica);
- Portret/Portrait – 2-płytowy album solowy: D. Scarlatti, W.A. Mozart, J. Haydn, L. van Beethoven, F. Chopin, A. Wielhorski, B. Madey, E. Madey (Polskie Radio/Sony BMG);
- P. Moss – Portraits – Koncert na fortepian i orkiestrę (Polska Orkiestra Radiowa, dyr. T. Bugaj, DUX);
- W. Szpilman – Concertino (Polska Orkiestra Radiowa, dyr. Ł. Borowicz);
- I. F. Dobrzyński – Koncert fortepianowy As-dur Op. 2 (Polska Orkiestra Radiowa, dyr. Ł. Borowicz, Chandos);
Pięciokrotnie był nominowany do Nagrody Polskiego Przemysłu Muzycznego Fryderyk.
Jako kompozytor jest autorem licznych utworów na instrumenty solowe (m.in. Corruptio Optimi Pessima na obój, Ciacconetta na skrzypce, Trzy Pieśni Romantyczne na fortepian, Suita na wiolonczelę); dla zespołów kameralnych (m.in. Sapienti Sat na dwa flety i tempelbloki, Introduzione e Toccata na dwie wiolonczele, Quasi una Fantasia na wiolonczelę i fortepian, Sinfonietta dla 10 wykonawców, Variations dla 12 wykonawców); na orkiestrę (m.in. Fuga podwójna na wielką orkiestrę symfoniczną, Astronomica na dwie orkiestry smyczkowe i perkusję, Concerto – Variazioni in tre movimenti na fortepian i orkiestrę); piosenki; muzyka do filmu I. Cywińskiej Oczarowanie Fryderyka.

Mamy dużo planów koncertowych i pomysłów do zrealizowania

            Znakomity koncert zaproponowała melomanom Filharmonia Podkarpacka na zakończenie karnawału. 25 lutego w sali kameralnej wystąpiło DUO KAROLINA MIKOŁAJCZYK & IWO JEDYNECKI.
           To jeden z najciekawszych zespołów kameralnych młodego pokolenia, cieszący się renomą w kraju i za granicą, a ponieważ w Rzeszowie gościł po raz pierwszy, z pewnością zechcą Państwo poznać artystów, którzy go tworzą.
Ze skrzypaczką Karoliną Mikołajczyk i akordeonistą Iwo Jedyneckim rozmawiałam przed koncertem.

           Zofia Stopińska: Zaproponowali Państwo program bardzo interesujący i jednocześnie stosowny na zakończenie karnawału.
           Karolina Mikołajczyk: Repertuar na koncert w Rzeszowie był faktycznie specjalnie dobierany. W ostatni dzień karnawału zaprezentujemy utwory, które naszym zdaniem najbardziej wpisują się w nastrój tego wieczoru. Nasz zespół działa od 6 lat i mamy repertuar, obejmujący wiele epok – od baroku do współczesności. Było więc z czego wybierać. Cieszymy się na możliwość wykonania przed rzeszowską publicznością utworu napisanego dla nas w zeszłym roku przez Wojciecha Kostrzewę. Jest to trzyczęściowa kompozycja The Hollywood Fantasy na skrzypce i akordeon, oparta na tematach z najbardziej znanych filmów Hollywood. Po prawykonaniu na Kubie, The Hollywood Fantasy będzie miała w Rzeszowie swoją polską premierę i bardzo się z tego faktu cieszymy.
           Iwo Jedynecki: Zagramy także Fantazję Koncertową na tematy z opery „Porgy and Bess” George’a Gershwina autorstwa Igora Frołowa. Na zakończenie karnawału jest to zestaw wprost „wystrzałowy”.
           Karolina: Koncert rozpocznie się także „wystrzałowo”, ponieważ zaczniemy go żywiołowym utworem współczesnym.
           Iwo: Będzie to Mazurek Ignacego Zalewskiego, również skomponowany specjalnie dla nas. To fantastyczna miniatura. którą staramy się jak najczęściej grać zarówno w Polsce, jak i za granicą. Jest bardzo wymagający, ale niezwykle efektowny. Ten utwór otwiera także naszą pierwszą płytę zatytułowaną „PREMIÉRE”.

           Po raz pierwszy posłucham na żywo skrzypiec i akordeonu w duecie. Kiedy powstało Duo – po ukończeniu studiów czy podczas studiów? Obydwoje studiowaliście na jednej uczelni – Uniwersytecie Muzycznym Fryderyka Chopina w Warszawie.
           Karolina: Duet powstał na samym początku naszych studiów. Postanowiliśmy spróbować grać razem i rozpoczęliśmy współpracę od przygotowania kilku utworów na konkurs w Chorwacji. Otrzymaliśmy tam pierwszą nagrodę i Grand Prix. Wkrótce pojawiły się inne nagrody konkursowe, to nas utwierdziło w przekonaniu, że robimy coś interesującego.
           Iwo: Zespołów działających w takim składzie jest mało na świecie, także dlatego, że akordeon jest młodym instrumentem i utworów skomponowanych na skrzypce i akordeon jest niewiele. Jeśli chce się kontynuować pracę w takim składzie, to jednak trzeba szukać repertuaru i po prostu samemu robić transkrypcje. Dlatego też niewiele osób decyduje się na stałą współpracę w takim duecie.

          Pewnie wielką motywacją były dla Was sukcesy konkursowe. Jesteście laureatami pierwszych nagród i Grand Prix na międzynarodowych konkursach muzycznych we Francji, Chorwacji, Austrii, Włoszech oraz w Polsce.
           Karolina: Konkursy faktycznie nas motywowały, ale myślę, że nie one były naszym nadrzędnym celem. Bardzo dobrze dogadujemy się muzycznie i wspólne granie sprawia nam wielką radość. Wyznaczamy sobie nowe cele, przez cały czas poszerzamy repertuar i staramy się trafiać do coraz większej ilości słuchaczy, aby zainteresować ich muzyką klasyczną. Cieszymy się, że za każdym razem spotykamy się z pozytywnym odbiorem naszych występów przez publiczność.
           Iwo: Sukcesy konkursowe były dla nas bardzo ważne na początku naszej działalności, bo w czasie studiów nie koncertowaliśmy tak często jak teraz, a konkurs mobilizował nas do pracy i do poszerzania repertuaru. Na każdy konkurs trzeba było przygotować co najmniej pół godziny nowego repertuaru. Obecnie rzadko zdarza się, żebyśmy decydowali się na udział w konkursach, ponieważ naszym celem jest koncertowanie i to generuje nowy repertuar.
            Teraz na przykład wiemy, że za pół roku mamy koncert, podczas którego będziemy wykonywać nowo napisany dla nas utwór. W ten sposób nasz repertuar ciągle się poszerza.

           Jestem przekonana, że udział w konkursach miał wpływ na ilość propozycji koncertowych, bo zdarza się często, że ktoś nie znajdzie się w gronie laureatów, a otrzymuje zaproszenie na koncert.
           Iwo: Oczywiście, podobno tak bywa, ale akurat w naszym przypadku wiele koncertów było wynikiem nagród konkursowych. Warto uczestniczyć w konkursach, ponieważ zdobyte narody liczą się do osiągnięć, które skutkują później otrzymaniem stypendiów. Tak było w naszym przypadku. Zarówno Karolina, jak i ja zakupiliśmy instrumenty dzięki otrzymaniu dofinansowania w ramach programu Młoda Polska MKiDN.

           Dobry instrument jest bardzo ważny, bo to nieprawda, że jak ktoś jest świetnym skrzypkiem, to pięknie zagra na każdym instrumencie.
           Karolina: Najlepszy efekt jest wówczas, kiedy bardzo dobry muzyk gra na bardzo dobrym instrumencie. Oczywiście, dobry instrument bardzo pomaga i dla koncertującego muzyka jest koniecznością.
           Iwo: Czasami może się zdarzyć, że instrument z racji swoich niedoskonałości staje się przeszkodą w wykonaniu utworu. Na szczęście od początku działalności naszego zespołu mieliśmy dobre instrumenty.

           Muszę się przyznać, że długo nie doceniałam walorów i możliwości akordeonu, ale aktualnie ten instrument mnie fascynuje. Jednocześnie przekonałam się, że trzeba mieć talent i bardzo dużo pracować, żeby na tym instrumencie grać po mistrzowsku.
           Iwo: Każdy instrument wymaga talentu i pracy, jeżeli chce się grać na nim w sposób mistrzowski. Zwykle akordeon nie jest kojarzony z wykonawstwem muzyki klasycznej. Mistrzowska gra wymaga dużego wkładu pracy. W moim odczuciu dobrze jest uczyć się u wielu pedagogów i Polsce, i za granicą. Dzięki takim doświadczeniom akordeonista może stać się dobrym muzykiem.

           Mówi Pan to z własnego doświadczenia, bo uczył się Pan u wielu pedagogów.
           Iwo: Zdecydowanie i każdy z nich na konkretnym etapie w moim rozwoju był bardzo istotny. Uczęszczając do szkoły podstawowej i gimnazjum, uczyłem się u jednego znakomitego nauczyciela pana Roberta Kuśmierskiego. Później studiowałem w klasie prof. Jerzego Jurka, prof. Jerzego Łukasiewicza, a także u prof. Inakiego Alberdiego w Saragossie. Odbyłem też podyplomowe studia w Hochschule fϋr Musik w Detmold u prof. Grzegorza Stopy. Był to czas, którego nigdy nie zapomnę i odnoszę wrażenie, że wtedy nauczyłem się najwięcej. Otworzyłem się wtedy na muzykę barokową, której wykonawstwa wcześniej się obawiałem. Podczas studiów w kraju i za granicą czułem jak z roku na rok paleta moich możliwości i barw, które jestem w stanie wydobyć z instrumentu, stale się powiększa.

           W Pana przypadku wrażliwość na barwy dźwięku jest bardzo ważna, bo gra Pan ze skrzypaczką.
           Iwo: Bardzo się cieszę, jeśli słyszę słowa, że mój instrument nie brzmiał jak akordeon, bo to oznacza, że idę w dobrym kierunku. Akordeon ma tak towarzyszyć skrzypcom, żeby to brzmiało jak skład instrumentalny, który jest w historii muzyki od zawsze, a nie od ostatnich kilkudziesięciu lat.

           Pani Karolina grając na skrzypcach kontynuuje tradycje rodzinne.
           Karolina: Pochodzę z rodziny muzycznej, mama jest skrzypaczką, tata perkusistą. Brzmienie skrzypiec towarzyszy mi od zawsze. W wieku trzech lat zaczęłam przygodę ze skrzypcami, bo w przypadku tak małego dziecka trudno mówić o nauce, ale rzeczywiście skrzypce były, odkąd pamiętam. Zawsze stanowiły część mojego życia i to jest dla mnie tak naturalne, że nie wyobrażam sobie, aby mogło być inaczej.

          Naukę gry na skrzypcach rozpoczęła Pani pod kierunkiem mamy?
          Karolina: Naukę rozpoczęłam wieku 7 lat u prof. Marii Brylanki, która była wówczas koncertmistrzem Orkiestry Teatru Wielkiego. Później uczyłam się dosyć długo, bo do zakończenia studiów, u prof. Andrzeja Gębskiego. Po drodze jeszcze miałam zajęcia z fantastycznymi skrzypkami jak Janusz Wawrowski, Agata Szymczewska czy Maria Machowska. Niewątpliwie najbardziej istotną postacią w moim artystycznym życiu, jest prof. Zakhar Bron, u którego studiowałam w Hochschule fϋr Musik und Tanz w Kolonii oraz pobierałam lekcje podczas różnych kursów.

           Najważniejszym nurtem w Waszej działalności jest muzyka kameralna.
           Iwo: Najczęściej występuję w duetach: z Karoliną, z akordeonistą Hubertem Giziewskim tworzę Harmonium Duo a z pianistą Aleksandrem Krzyżanowskim występujemy z muzyką XIX wieku jako Duet 19:21. Kameralistyka stanowi ważną część mojej działalności, ale w lutym tego roku na przykład miałem solowy występ w Boulder w U.S.A . Odbywał się tam Festiwal Bachowski i obok Koncertu z orkiestrą miałem przyjemność wykonać swoje opracowanie II Walca Mefisto Franciszka Liszta. Ostatnio na Kubie grałem Mazurki Chopina, opracowane na akordeon solo, natomiast Karolina jest cały czas solistką w naszym duecie.
           Karolina: Nasza działalność duetowa jest bardzo wymagająca, bo mamy dużo planów koncertowych i pomysłów na przyszłość do zrealizowania. Najwięcej czasu poświęcamy na przygotowywanie koncertów. Przed tygodniem wróciliśmy z występów w Hawanie, wcześniej przez trzy tygodnie byliśmy w Azji, w październiku 2019 roku graliśmy w Nowym Jorku, a tuż po powrocie wykonywaliśmy z Filharmonią Śląską pod dyrekcją maestro M .J. Błaszczyka Koncert podwójny na skrzypce i akordeon i orkiestrę symfoniczną – Marcina Błażewicza. Ten utwór został napisany dla nas i jest to pierwszy na świecie koncert na taki skład instrumentalny. Wcześniej graliśmy go jeszcze w Filharmonii w Lublinie, Zamościu i z Orkiestrą Uniwersytetu Muzycznego Fryderyka Chopina w Warszawie.
             Iwo: Będąc takim nietypowym duetem musimy mieć dużo ciekawych pomysłów. Nasz repertuar musi być interesujący i różnorodny. Mamy utwory na koncerty kameralne i symfoniczne tzn. na duet z towarzyszeniem orkiestry. Czasami podczas recitali każdy z nas prezentuje utwór na swój instrument solo. Takie utwory można też znaleźć na naszej płycie PREMIÉRE są to kompozycje Bartosza Kowalskiego i Miłosza Bembinowa.

            Długo można wymieniać kraje, w których występowaliście. Pewnie te podróże są fascynujące, ale ciągle żyjecie poza domem, przebywacie w różnych strefach czasowych i klimatycznych.
            Karolina: To prawda, ale jest to naprawdę fascynujące i od wczesnej młodości marzyliśmy, aby to robić. Moim marzeniem, poza tym, żeby wystąpić na wszystkich kontynentach, jest to, żeby często występować w Polsce. Koncerty w Polsce są dla nas bardzo ważne, bo zawsze przyjemnie jest móc się poczuć docenionym w swoim kraju, z którym jesteśmy emocjonalnie związani najbardziej. Cieszymy się, że mamy od czasu do czasu możliwość występowania w filharmoniach, ale nie ukrywam, że chcielibyśmy grać w nich częściej.
            Iwo: Częściej otrzymujemy zaproszenia do występów w renomowanych salach koncertowych w bardzo odległych krajach na świecie niż w Polsce. Dlatego dzisiaj jesteśmy tak szczęśliwi, że będziemy mogli zagrać w Filharmonii Podkarpackiej.

           Chyba po raz pierwszy tutaj wystąpicie.
           Karolina: Tak, jako duet jesteśmy tutaj po raz pierwszy. Ja miałam okazję wystąpić w Filharmonii Podkarpackiej, przy okazji otwarcia Międzynarodowych Kursów Muzycznych w Łańcucie.
Bardzo cieszy nas fakt, że od miesiąca wszystkie bilety na nasz koncert w Rzeszowie są już wyprzedane. Podobnie było w sali kameralnej Filharmonii Narodowej w Warszawie. Tam też, ku naszemu zaskoczeniu, sala była w pełni wyprzedana! To zawsze bardzo miłe uczucie.

            Ciekawa jestem, czy jesteście zapraszani do tych samych sal po raz drugi?
            Karolina: Czasem tuż po koncercie zdarzają się ponowne zaproszenia do tej samej sali i chętne je przyjmujemy.
            Iwo: W listopadzie ubiegłego roku wystąpiliśmy po raz pierwszy w Malezji i już za dwa tygodnie wystąpimy tam ponownie. Podczas pierwszego pobytu sale były wypełnione i przyjmowano nas bardzo gorąco.
           Karolina: Dwukrotnie graliśmy już w Bangkoku i w Wietnamie, także dwukrotnie graliśmy z orkiestrą w Niemczech i planujemy kolejny występ. Chcemy wykonać tam tak jak w Rzeszowie, The Hollywood Fantasy Wojciecha Kostrzewy z tym, że będzie to już wersja na skrzypce, akordeon i orkiestrę.

           Macie w repertuarze także utwór Krzysztofa Pendereckiego.
           Karolina: Od początku chcieliśmy mieć w repertuarze utwór prof. Krzysztofa Pendereckiego. W zeszłym roku wreszcie podjęliśmy decyzję, jaki to ma być utwór i wybraliśmy I Sonatę na skrzypce i fortepian. Dokonaliśmy nagrania, które później przesłaliśmy Profesorowi z pytaniem, czy wyraża zgodę, abyśmy tę Sonatę wykonywali w naszym opracowaniu. Otrzymaliśmy zgodę i od tego czasu zagraliśmy ten utwór w Azji, Stanach Zjednoczonych, a miesiąc temu mieliśmy zaszczyt i, to było ogromne przeżycie, wykonać Sonatę w obecności Profesora.
           Iwo: Mieliśmy koncert w Europejskim Centrum Kultury Krzysztofa Pendereckiego w Lusławicach a Profesor Penderecki zaszczycił nas swoją obecnością.
Wykonanie Sonaty przed Mistrzem było dla nas jednym z najważniejszych przeżyć artystycznych.

           W repertuarze macie coraz więcej utworów komponowanych specjalnie dla Was, ale większość programów koncertów wypełniają opracowania. Kto opracowuje te utwory?
           Iwo: Te transkrypcje robię ja i zwykle korzystam z opracowań fortepianowych. Posiłkuję się też często nagraniami orkiestrowymi, żeby przeniesienie na akordeon było czymś więcej, niż tylko „odegraniem” wyciągu fortepianowego. W tym celu czasem też biorę na pulpit partyturę orkiestrową, szczególnie w przypadku utworów Ravela, Masseneta czy Bartoka. Dwa lata temu włączyliśmy do repertuaru Sonatę skrzypcową C. Francka, która jest pięknym, ale obszernym i jednym z trudniejszych dzieł nie tylko dla skrzypka, ale również dla pianisty. Słuchając uważnie tego utworu można się zorientować, że Franck był organistą, a nie pianistą – szczególnie słychać to w III i IV części. Dlatego też to dzieło w opracowaniu na skrzypce i akordeon brzmi bardzo interesująco.
          Karolina: Mamy w repertuarze także sporo dzieł polskich kompozytorów. Większość to utwory, które powstały współcześnie, bo współpracujemy z wieloma kompozytorami z młodszego pokolenia, z Ignacym Zalewskim, Andrzejem Karałowem, Jackiem Sienkiewiczem, Wojtkiem Kostrzewą, jak również profesorami naszej uczelni: Marcinem Błażewiczem, Edwardem Sielickim.
Mamy także w repertuarze transkrypcje utworów kompozytorów polskich, m.in.: Fryderyka Chopina, Grażyny Bacewicz, Aleksandra Zarzyckiego, Ignacego Jana Paderewskiego i będziemy sukcesywnie powiększać liczbę dzieł polskich, mniej znanych kompozytorów, bo jest to wspaniała muzyka, jeszcze dość rzadko wykonywana, a nigdy w tym składzie!

            Szanowni Państwo!
            Koncert Duo Karolina Mikołajczyk & Iwo Jedynecki w sali kameralnej Filharmonii Podkarpackiej w Rzeszowie został gorąco przyjęty przez publiczność.
Już teraz wiem, dlaczego Artyści są tak entuzjastycznie przyjmowani i gorąco oklaskiwani we wszystkich salach koncertowych na świecie. Proponują bardzo ciekawe, świetnie opracowane programy i wykonują je pod każdym względem perfekcyjnie.
            Zachwycił mnie już rozpoczynający koncert Mazurek Ignacego Zalewskiego. Cudownie wykonane zostały: Fantazja Koncertowa na tematy z opery „Porgy and Bess” George’a Gershwina, Tańce rumuńskie Beli Bartoka i Suita The Hollywood Fantasy Wojciecha Kostrzewy. Te utwory po prostu porwały publiczność od pierwszych taktów, chociaż zachwycały także piękne wykonania Medytacji z opery „Thais” Julesa Masseneta oraz Tanti Anni Prima i Escualo Astora Piazzolli. Po wykonaniu zaplanowanego programu publiczność domagała się bisów. Karolina Mikołajczyk i Iwo Jedynecki obdarowali nas wspaniałymi kreacjami Oberka Grażyny Bacewicz i W stylu Albeniza Rodiona Szczedrina.
            Po koncercie dostępne były płyty „Premiére” oraz „Cztery pory roku” Astora Piazzolli w wykonaniu Tria w składzie: Karolina Mikołajczyk – skrzypce, Sebastian Uszyński – wiolonczela i Iwo Jedynecki – akordeon. Kto chciał mógł otrzymać autograf i porozmawiać z Artystami.
           To był wspaniały kameralny wieczór.

Zofia Stopińska

Marcin Wyrostek: "Cztery jubileusze w jednym roku to sporo, ale faktyczne tak jest"

           Wielu wspaniałych wrażeń i wzruszeń dostarczył zgromadzonej w komplecie publiczności koncert, który odbył się 14 lutego 2020 r. w Filharmonii Podkarpackiej.
           W roli głównej wystąpił Marcin Wyrostek – wyśmienity akordeonista, zwycięzca drugiej edycji programu „Mam Talent”, laureat ponad 30 konkursów akordeonowych w kraju i za granicą, wykładowca Akademii Muzycznej im. Karola Szymanowskiego w Katowicach. W pierwszej części Artysta wraz ze swoim zespołem wykonali kompozycje Karola Szymanowskiego, Wojciecha Kilara i własny utwór, a ramy tworzyły utwory „Tańce połowieckie” z opery „Kniaź Igor” Aleksandra Borodina i „Tańce węgierskie” Johannesa Brahmsa w wykonaniu Orkiestry Symfonicznej Filharmonii Podkarpackiej pod batuta Adama Klocka.
W części drugiej zabrzmiały utwory w opracowaniu na akordeon, zespół i orkiestrę.
          Koncert został bardzo gorąco przyjęty przez publiczność, nie obeszło się bez bisów, a gorące owacje trwały długo.
Przed koncertem pan Marcin Wyrostek znalazł czas na rozmowę i gorąco zapraszam, aby ja Państwo przeczytali.

           Zofia Stopińska: Będąc uczniem szkoły muzycznej i studentem uczestniczył Pan kilka razy w Międzynarodowych Spotkaniach Akordeonowych w Sanoku i tam spotykaliśmy się. Później miałam przyjemność rozmawiać z Panem w Leżajsku po koncercie w ramach Międzynarodowego Festiwalu Muzyki Organowej i Kameralnej, a dzisiaj rozmawiamy przed koncertem w Filharmonii Podkarpackiej, podczas którego większość utworów wykona Pan z towarzyszeniem orkiestry symfonicznej i sądzę, że lubi Pan w takim składzie występować.
           Marcin Wyrostek: Jest to zawsze duże wyzwanie. Duża ilość muzyków na scenie wpływa mobilizująco, ale są to zawsze bardzo interesujące spotkania i każdy koncert jest dla mnie lekcją muzyki. Z Adamem Klockiem mamy już wspólne doświadczenia, bo to kolejny nasz wspólny koncert, ale każde spotkanie przynosi nam nowe doświadczenia, konfrontowanie i sumowanie naszego programu muzycznego z innym aparatem wykonawczym jest zawsze wspaniałą, ciekawą przygodą. Zawsze marzyłem o koncertach z orkiestrami symfonicznymi w dużych salach filharmonicznych.

            Kto opracowuje utwory na tak duże zespoły wykonawcze?
            - Częściowo ja, a później prawie każdym utworem zajmuje się jeszcze Piotrek Zaufal, basista naszego zespołu, który rozpisuje wszystko w detalach, dbając o każdy szczegół. Uzupełniamy się wzajemnie, bo brakuje mi czasu, abym wszystko sam robił.
            Orkiestra symfoniczna wzbogaca nasze koncerty przede wszystkim o piękne i bardzo ciekawe barwy. Najważniejsze, że to wszystko ze sobą koresponduje, że współpracujemy razem, a do tego dodatkowych inspiracji dostarcza nam publiczność. I tworzy się niepowtarzalna atmosfera w czasie koncertów.

           Zaglądałam na Pana oficjalną stronę internetową i czytając o tradycjach muzycznych w Pana rodzinie, przypomniała mi się historia z dzieciństwa najstarszego brata mojego ojca, który już jako mały chłopiec bardzo interesował się muzyką. Był chyba rok 1898 kiedy mama, czyli moja babcia, pożyczyła mu od prowadzącego karczmę Żyda skrzypce. Stryj sam uczył się na tym instrumencie grać i spędzał z nim każdą wolną chwilę. Nawet pilnując pasących się krów grał na skrzypcach. Zdarzyło się, że położył instrument na trawie i krowa na niego nadepnęła – wiadomo, że ze skrzypiec nie został prawe nic. Po tym zdarzeniu stado krów się pomniejszyło, bo babcia musiała za pożyczone skrzypce zapłacić, a także kupiła synowi nowy dobry instrument, który przetrwał do dziś i często gra na nim moja córka.
           - Mój dziadek sprzedał krowę i kupił mojemu tacie akordeon. To było także dawno temu, ale dzięki temu akordeon w naszej rodzinie się pojawił. Od tego czasu brzmienie akordeonu zawsze towarzyszyło rodzinnym spotkaniom. Tato także zaczął mnie uczyć grać na akordeonie. Później uczyłem się gry na tym instrumencie w szkole muzycznej I i II stopnia w Jeleniej Górze.
Próbowałem także grać na klarnecie, na trąbce i na instrumentach klawiszowych, czasami nawet grałem na organach w kościele, ale akordeon był cały czas moim głównym instrumentem.

           Już podczas nauki w Jeleniej Górze brał Pan udział w konkursach muzycznych.
           - Przeglądałem niedawno różne swoje dokumenty i znalazłem dyplom z pierwszego konkursu, który wygrałem, a był to Dolnośląski Konkurs Muzyki Rozrywkowej w 1992 roku, czyli 28 lat temu.

           Poznaliśmy się w Sanoku, gdzie odbywają się Międzynarodowe Spotkania Akordeonowe. Uczestniczył Pan w tym konkursie kilka razy i otrzymywał Pan nagrody, startując w różnych grupach wiekowych. Ostatni raz był Pan w Sanoku jeszcze jako student Akademii Muzycznej w Katowicach w klasie akordeonu prof. Joachima Pichury.
           - Po raz pierwszy uczestniczyłem w Międzynarodowych Spotkaniach Akordeonowych w 1996 roku, byłem jeszcze uczniem szkoły muzycznej w Jeleniej Górze. Nie wygrałem wtedy w mojej grupie wiekowej, ale to dało mi ogromna motywację, żeby przygotować się jak najlepiej na kolejną edycję. Pamiętam wszystkie wyjazdy do Sanoka, a szczególnie ten ostatni w 2008 roku, kiedy w kategorii rozrywkowej otrzymałem statuetkę „Złoty Akordeon” i główną nagrodę w postaci akordeonu cyfrowego „Roland FR – 7B”.

           Zwyciężał Pan nie tylko w kraju, ale także za granicą.
           - Tak, w tym w Detroit w Stanach Zjednoczonych (2005), Esztergom na Węgrzech (2003), Dunajska Streda na Słowacji (2003) i w tym samym roku wygrałem także w Reinach w Szwajcarii.
           Dzięki licznym konkursom przeżyłem dużo ciekawych przygód, bo każdy z tych wyjazdów był także lekcją życia. Wsiadałem do samochodu lub do samolotu i po prostu leciałem z akordeonem.
           Często podróżowałem z kolegami, którzy również uczestniczyli w konkursach i radziliśmy sobie w różnych sytuacjach. Przy okazji można było spotkać muzyków z całego świata, skonfrontować pewne informacje i umiejętności w grze na instrumencie. Podczas każdego z tych wyjazdów były niezwykle cenne spotkania.

            Od dawna zajmował się także wykonawstwem muzyki rozrywkowej. W 2010 roku miał Pan szczęście grać z Bobbym McFerrinem.
            - Tak, to była przygoda życia. Pomyślałem o niej nawet na początku naszej rozmowy o występach z orkiestrami. Nie znałem wcześniej osobiście Bobby McFerrina. Przed wspólnym koncertem mieliśmy jedną próbę na scenie, która trwała w sumie może 5 minut. Zagraliśmy parę dźwięków i Bobby powiedział: „See you”, i to wszystko, co wydarzyło się na próbie.
           Później na koncercie zaczęła się wielka improwizacja. Niezwykła umiejętność Bobby’ego McFerrina kameralnego grania, słuchania i dopasowania się w każdej sekundzie na scenie, powodowało to, że czuliśmy się, jakbyśmy grali ze sobą od zawsze. To była niesamowita lekcja wspólnego muzykowania, kameralnego grania. Nigdy tego wydarzenia nie zapomnę.

           Zawsze grał Pan w zespole i tych różnych formacji było kilka.
           - Na początku był rodzinny zespół muzyczny Alter, który prowadził tato. Grali w nim tato, ja, siostra i nawet grała ciocia Irena, która była z zawodu lekarką. Braliśmy nawet udział w Konkursie Muzykujących Rodzin w Jeleniej Górze i pamiętam, że ciocia Irena była tak przerażona, że przy schodzeniu ze sceny podczas braw weszła do szafy, w której chowany był fortepian. Bardzo to było zabawne.
           Później, w czasie studiów, grałem w różnych składach kameralnych: duetach, triach, a także większe zespoły z udziałem różnych instrumentów. Grałem także sporo w teatrach... Zebrałem w tym czasie bardzo dużo różnych doświadczeń i spotkałem wielu różnych ciekawych ludzi.
          Od lat działają dwie grupy główne, bo od 15 lat istnieje zespół Coloriage, z Piotrkiem Zaufalem i z Mateuszem Adamczykiem gramy już tak długo. Dołączył do nas Krzysiu Nowakowski, którego także znam już chyba 20 lat z różnych koncertów edukacyjnych dla dzieci – Krzysiu grał na instrumentach perkusyjnych, a ja na akordeonie. Tak powstał kwartet Coloriage.
            Dwa lata później odbył się koncert, podczas którego stworzyliśmy z pianistką Agnieszką Hasse Tango Corazon Quintet, a potem zrobiłem fuzję Coloriage’a z Corazon’em. Do Carazona doszedł basista Piotrek i Mateusz z Coloriage’a, skrzypek, gitarzysta i wokalista.
           Od 10 lat gramy w takim Corazonowym składzie: Marcin Wyrostek – akordeon, Marcin Jajkiewicz – wokal, Mateusz Adamczyk – skrzypce, Daniel Popiałkiewicz – gitara, Agnieszka Hasse-Rendchen – fortepian, Piotr Zaufal – gitara basowa, Krzysztof Nowakowski – instrumenty perkusyjne.

            W tym składzie realizujecie projekty koncertowe i nagrywacie.
            - Powstały różne pomysły i nagraliśmy kilka płyt, m.in. płyta Magia del Tango z tangami Astora Piazzolli, który skomponował te tanga bardzo ciekawie i różnorodnie. Były tanga-fugi oparte na formie imitacyjnej, tanga według powszechnie znanej formy, tanga nazwane „Pory roku” – wiosna, lato, jesień i zima.
Nagraliśmy także płytę „For Alice” z moimi pomysłami muzycznymi, podsumowującymi tangowe doświadczenia bałkańskie. Potem płyta „Polacc”, z muzyka polską zespołu Corazon.

           Dlaczego zespół nazywa się Corazon?
           - Corazon, tłumacząc z hiszpańskiego, znaczy serce, a my gramy po prostu od serca. Cieszę się bardzo, że tak dużo ludzi chce nas słuchać, przychodzi na nasze koncerty i gorąco nas przyjmuje.

           Płyta „Polacc” przeznaczona jest dla szerokiego grona publiczności, ponieważ na tym krążku oprócz kompozycji Pana, Piotra Zaufala i Mateusza Adamczyka znalazły się opracowane przez Was utwory: Witolda Lutosławskiego, Karola Szymanowskiego, Wojciecha Kilara, Henryka Mikołaja Góreckiego, spółki kompozytorsko-autorskiej Tadeusz Nalepa i Bogdan Loebl.
          - Ta płyta ma swoją genezę. Po pierwsze jest rezultatem naszych poszukiwań, które wzięły się stąd, że gramy często koncerty dla publiczności, która przyjeżdża do Polski. Występowaliśmy także w różnych miejscach na świecie, m.in.: Azerbejdżanie, Katarze, na Florydzie, na Wyspach Brytyjskich, w Afryce (Maroko, Egipt).
          Jak jedziemy z koncertem do Paryża, to nie możemy grać muzyki, która tam rozbrzmiewa na co dzień. Przygotowujemy utwór identyfikowany z krajem, w którym występujemy, ale staramy się pokazywać przede wszystkim polską muzykę. Dlatego powstał repertuar oparty na polskich tematach, motywach, pokazujący nasz kraj.
          Tak powstała płyta „Polacc”, która jest bardzo różnorodna, bo każdy z muzyków w naszym zespole jest też trochę inny, bo wywodzimy się z różnych nurtów muzyki; niektórzy z nas długo grali muzykę klasyczną jak Agnieszka, Mateusz to klubowy klezmer, Daniel związany był z jazzem, Piotrek Zaufal, który jest basistą, grał kiedyś w kapeli death metalowej, Krzysia Nowakowskiego interesują różne instrumenty perkusyjne, ale przede wszystkim wibrafon i różne „przeszkadzajki”. Każdy jest ciekawą osobą i każdy coś ciekawego wnosi, i stąd ta płyta jest taka różnorodna.

           Wymienione wcześniej utwory znanych kompozytorów zostały przez Was opracowane.
           - Zostały „przepuszczone przez nasze tryby”. Z niektórych mało co zastało i nawet trudno je od razu rozpoznać, ale „przepuszczamy je” przez naszą wrażliwość, przez nasze pomysły – po prostu po swojemu.

          Dużo koncertujecie i dlatego podziwiam Pana, że jeszcze pracuje Pan w Akademii Muzycznej w Katowicach, bo to obowiązek wymagający systematyczności.
          - Tak, staram się, aby nikt z tego powodu nie ucierpiał. Jestem tam średnio raz na dwa tygodnie. W najbliższy wtorek będę miał zajęcia, potem za dwa tygodnie w środę. Zawsze się staram, aby te zajęcia odbywały się w dniach, kiedy nie mam koncertu. Nie mam na uczelni za dużo zajęć, bo chcę się wywiązywać z moich obowiązków, a poza tym spotkania ze studentami są też bardzo ciekawe i dużo się sam uczę. Dzielę się ze studentami moimi doświadczeniami i wiedzą, a przy okazji obcuję z muzyką klasyczną. Ponieważ prowadzę tam zajęcia z podstaw improwizacji, staram się to robić tak, żeby mogli spojrzeć na grę na akordeonie w inny sposób. Została utworzona również nowa klasa akordeonu, którą prowadzę na wydziale Jazzu i Muzyki Rozrywkowej w naszej Akademii.

           Rok 2020, to dla Was rok jubileuszy.
           - Owszem, cztery jubileusze w jednym roku to sporo, ale faktyczne tak jest, bo:
                   - Świętujemy 25-lecie rodzinnego zespołu Alter;
                   - mija 20 lat od rozpoczęcia pracy artystycznej - 20 lat temu, jak wyjechałem do Katowic na studia, rozpocząłem naukę w legendarnej Akademii Muzycznej w Katowicach to rzuciłem wszelkie inne prace dorywcze, jak: przepisywanie prac, prace na różnych budowach i inne. Postanowiłem związać swoje życie wyłącznie z muzyką i zacząłem grać koncerty wieczorne oraz koncerty dla dzieci, żeby się jakoś utrzymać na studiach;
                  - 15 lat temu powstał zespół Coloriage, czyli główny trzon naszego zespołu;
                  - 10 lat temu skrystalizował się zespół Corazon i wygrałem drugą edycję programu „Mam Talent”. Od tamtego czasu wspólnie pracujemy „pełną parą”.

           Pamiętam, że przez niektóre środowiska Pana udział w programie „Mam Talent” został przyjęty z mieszanymi uczuciami, ale to dzięki niemu poznała i pokochała Pana rzesza ludzi nie interesujących się muzyką klasyczną, a nawet ambitnymi nurtami muzyki rozrywkowej.
           - Mogę powiedzieć, że zgłosiłem się do tego programu „z marszu”. Byłem ciekawy, co się wydarzy. Nie jestem fanem telewizji i nawet nie wiedziałem dokładnie, o czym ten program jest.
Mogłem zagrać i pokazać swoje umiejętności telewidzom i organizatorom programu. Dalej wszystko się samo zweryfikowało.

           Jeśli ktoś będzie chciał świętować te jubileusze, to najlepiej wybrać się na Wasze koncerty jubileuszowe.
           - 10 maja wystąpimy w historycznej sali koncertowej Filharmonii Narodowej w Warszawie.
           - 7 czerwca wystąpimy z koncertem w fenomenalnej sali, siedzibie Narodowej Orkiestry Symfonicznej Polskiego Radia w Katowicach.
           - w listopadzie zapraszamy do Chicago do sali koncertowej Copernicus Center, gdzie zagramy z tamtejszą Orkiestrą Symfoniczną im. Ignacego Jana Paderewskiego, która świętować będzie z nami swój jubileusz 20-lecia. Łączymy dwie celebracje w jeden koncert. Koncert przeniesiony został z 25 kwietnia z powodu pojawienia się koronawirusa.

           Każdy potrzebuje czasu na odpoczynek, na życie prywatne, na realizację swoich pasji. Znajduje Pan na to czas?
           - Znajduję, a w każdym razie staram się jak najwięcej czasu znaleźć. Zawsze raz w tygodniu jeżdżę o 6 rano z synkiem na basen. W góry często wyjeżdżamy z żoną i synkiem. Lubimy chodzić po górach. W ostatni weekend byliśmy na nartach, chociaż staram się bardzo ostrożnie jeździć, żeby coś się nie stało. Często zabieram synka do parku. Jeżdżę czasem na rolkach, bo piłkę definitywnie zostawiłem, gdyż nabawiłem się dwóch kontuzji i postanowiłem już nie ryzykować.
           Jak tylko się uda, to staram się razem z rodziną uciekać z miasta do miejsc, gdzie jest cisza: lasy, góry, gdzie mogę odpocząć od całego zgiełku, bo tak dużo bodźców jest z zewnątrz, że potrzebujemy spokoju i ciszy. Chcemy w tej ciszy spędzić ze sobą czas.
           Jak tylko mam czas rano w domu, to bawimy się z synkiem, zanim odprowadzę go do przedszkola. Zdarza się, że docieramy do przedszkola w okolicach 10 lub nawet 11. Trochę późno, ale często wracam do domu dopiero nad ranem i muszę dłużej pospać. Staram się robić wszystko, aby jak najczęściej być z rodziną.

           Mam nadzieję, że wyjedzie Pan z Rzeszowa zadowolony i zechce Pan tu wrócić .
           - Z wielką przyjemnością przyjadę tu ponownie i to nawet niedługo. Może jeszcze w tym roku uda się wystąpić w Filharmonii Podkarpackiej.

Z Panem Marcinem Wyrostkiem, fenomenalnym akordeonistą i liderem zespołu Corazon rozmawiała Zofia Stopińska w Filharmonii Podkarpackiej im. Artura Malawskiego w Rzeszowie.

           

Mój muzyczny dom jest w Wiedniu, ale najbliższy sercu dom jest w Krośnie

           Zapraszam Państwa do przeczytania rozmowy z panią Aleksandrą Szmyd, świetną sopranistką rozpoczynającą karierę, a urodzoną na Podkarpaciu. Artystka zdobywała nagrody w międzynarodowych konkursach pianistycznych i wokalnych. Studiowała w klasie śpiewu w Akademii Muzycznej w Krakowie i w Uniwersytecie Muzycznym w Wiedniu. Uczestniczyła także w wielu kursach prowadzonych m.in. przez Ryszarda Karczykowskiego, Edith Lienbaher, Nielsa Muusa, Petera Edelmana, Hao Jiang Tiana, Massimiliana Muraliego, Bożenę Harasimowicz, Katherinę Chu, Marianne Cornetti, Michaela Sylvestra, Leonarda Catalanotto, Jadwigę Romańską.
          Z panią Aleksandrą Szmyd miałam przyjemność rozmawiać 14 lutego tego roku.

          Zofia Stopińska: Rozmawiamy w Krośnie, pięknym mieście, które z wielu względów jest dla Pani szczególne.
          Aleksandra Szmyd: To jest moje rodzinne miasto, tutaj mieszkają moi rodzice, babcia, dziadzio, również mój brat oraz sporo krewnych i przyjaciół. Jak tylko przyjeżdżam do domu, witają mnie moje psy. Czuję się w Krośnie wspaniale i dlatego jest to także moje ulubione miejsce do śpiewania. Wiem, że przyjdą mnie posłuchać bliscy, których kocham, a krośnieńska publiczność jest wyjątkowo życzliwa.

          Z pewnością w domu rodzinnym w Krośnie są także dobre warunki do pracy.
          - Tak, ale jak trzeba przygotować się do koncertu albo spektaklu operowego to ćwiczę w Wiedniu, bo tam mam swoich pianistów-korepetytorów, z którymi pracuję. Jak pracuję nad repertuarem operowym, to konsultuję się także ze swoimi pedagogami – prof. Ryszardem Karczykowskim w Polsce albo prof. Claudią Visca w Wiedniu.

          Wracając jeszcze do wspomnień z rodzinnego Krosna – tutaj wszystko się zaczęło.
          - Z wielkim sentymentem wspominam ten czas i Szkołę Muzyczną „Pro Musica” Anny i Adama Mϋnzbergerów, Państwową Szkołę Muzyczną przy ulicy Paderewskiego oraz I liceum Ogólnokształcące im. Mikołaja Kopernika. Tutaj spędziłam dzieciństwo i młodość, bo tu zdawałam maturę. Bardzo dużo moich kolegów z tamtych lat po ukończeniu szkoły średniej wyjechało z Krosna na studia i większość nie wróciła już do Krosna, ale wszystkie wspomnienia w dzieciństwa i wczesnej młodości wiążą się z tym miastem.

           Z pewnością tutaj wystąpiła Pani po raz pierwszy na scenie. Pamięta Pani ten występ?
           - Oczywiście, że pamiętam, chociaż miałam wtedy cztery latka. To było w RCKP i proszę sobie wyobrazić, że był to zarazem mój pierwszy konkurs wokalny, który wygrałam. Wszystkie moje pierwsze występy odbyły się na tej scenie.

          Wiele zawdzięcza Pani atmosferze rodzinnego domu, w którym przez cały czas rozbrzmiewała muzyka.
           - Nie zapomnę, jak tato kupił syntezator i jak wychodził do pracy, powiedział: „Nie wolno ci tego ruszać, żebyś mi czegoś nie zepsuła”. Zaraz po wyjściu taty biegłam do syntezatora i zaczynałam na nim grać. Tato szybko się zorientował, że nie posłuchałam jego zakazów, ale nie gniewał się, pozwalał mi grać. Wkrótce rodzice kupili mi pianino i w wieku 5 lat posłali mnie do szkoły muzycznej, bo bardzo chciałam uczyć się gry na fortepianie i uczestniczyć w zajęciach wokalnych. Zostałam uczennicą Szkoły Państwa Mϋnzbergerów.

           Po zakończeniu nauki w rodzinnym Krośnie rozpoczęła Pani jednak studia prawnicze.
           - Ponieważ bardzo kochałam muzykę i chciałam kontynuować dalej naukę w tym kierunku. Chciałam jednak równolegle studiować jeszcze inny kierunek. Początkowo chciałam studiować medycynę, ale tak się złożyło, że większość moich przyjaciół ze szkoły zamierzało studiować prawo i za ich namową zaczęłam studia prawnicze, pomimo, że na pierwszym miejscu stawiałam studia muzyczne.

           Ponieważ studiowała Pani prawo na Uniwersytecie Jagiellońskim, stąd studia Muzyczne w Akademii Muzycznej w Krakowie.
           - Rozpoczęłam studia na Wydziale Wokalno-Aktorskim Akademii Muzycznej w Krakowie w klasie prof. Ryszarda Karczykowskiego i ukończyłam tam licencjat. Później kontynuowałam studia w Uniwersytecie Muzycznym w Wiedniu i tam ukończyłam studia magisterskie.

           To było nie tak dawno.
            - Niedawno, bo skończyłam studia magisterskie rok temu. Natomiast teraz jestem w trakcie studiów podyplomowych, także w Wiedniu na Universität fϋr Musik und Darstellende Kunst.

          W czasie studiów uczestniczyła Pani w konkursach wokalnych i z powodzeniem brała Pani castingach do różnych projektów. Miała Pani dużo szczęścia.
          - Owszem, ale czasami się także nie udawało osiągnąć celu. Pracowałam i pracuję wytrwale, bo wiem, że przez cały czas muszę ciężko pracować, aby się rozwijać i sięgać po nowe wyzwania.
          Nie jest to ani łatwe, ani proste i wiąże się z ogromnym stresem, i wieloma podróżami, ale dzięki temu wiele udało mi się osiągnąć. Potrzebna jest jednak ogromna determinacja i ciągła praca nad głosem.

           Przez wielu znawców Wiedeń uważany jest za europejską stolicę muzyki i jeden z najważniejszych ośrodków muzycznych na świecie. W tym mieście zaśpiewała już Pani kilka pierwszoplanowych ról.
           - Wystąpiłam w partii Zuzanny w operze „Wesele Figara” i to było w ramach Letniej Akademii Filharmoników Wiedeńskich. Oprócz Wiednia występowaliśmy jeszcze w Salzburgu, Grazu i St. Pölten.
           Drugą operą, w której śpiewałam główną i zarazem tytułową rolę, była „Alcina” Georga Friedricha Händla. Także w Wiedniu wykonałam partię Ilii w „Idomeneuszu, królu Krety” Wolfganga Amadeusza Mozarta.
Te wydarzenia odbyły się w latach 2017-2018, natomiast w ubiegłym roku zadebiutowałam w Theater an der Wien w przedstawieniu „Kandyda” Leonarda Bersteina.
           Ostatnim moim największym osiągnięciem było zwycięstwo w konkursie, dzięki któremu dostałam się do programu telewizyjnego „Bolshaya Opera” w Moskwie, gdzie w różnych odcinkach wykonywałam muzykę operową – od muzyki dawnej po współczesną. Śpiewałam arie z oper m.in. Händla, Mozarta, Belliniego i innych romantycznych twórców, ale był także jeden odcinek z muzyką crossoverową i tam m.in. wykonałam utwór „Never enough” który łączy klasykę i rozrywkę.

           To musiało trwać dość długo. Jak wyglądała praca przy realizacji „Bolshaya Opera” w Moskwie?
           - Spędziłam w Moskwie w sumie dwa miesiące i wróciłam miesiąc temu. Do każdego odcinka mieliśmy dwa dni prób z orkiestrą, później były próby reżyserskie, a następne dwa dni spędzaliśmy w studiu nagraniowym, czyli nagrywaliśmy dwa odcinki.
           Podobny był cykl pracy przed nagraniem kolejnych dwóch odcinków. Nagrania trwały długo, bo od 8 rano zaczynaliśmy od prób, później robiony był makijaż i ubieraliśmy kostiumy itd.
Do hotelu wracałam codziennie o 23 i w następnym dniu rozpoczynaliśmy znowu o 8 rano.
           To były dwa bardzo intensywne miesiące, ale jestem bardzo zadowolona, ponieważ poznałam wielu bardzo sympatycznych ludzi. Nad cały projektem czuwali znakomici artyści: sławna śpiewaczka Ekaterina Semenchuk , słynny reżyser Giancarlo del Monaco oraz znany reżyser z Moskwy Dmitry Bertman, z którym miałam już okazję pracować w Wiedniu podczas przygotowań do „Alciny” Händla.

            Jako jedyna Polka została Pani wybrana do realizacji tego projektu, pewnie trochę trzeba będzie poczekać na efekty, ale z pewnością pojawią się kolejne zaproszenia.
            - Zazwyczaj tak jest, że podczas realizacji projektu poznaje się znanych ludzi i jeżeli spodoba się mój śpiew, jeżeli reżyser zauważy, że jestem zawsze dobrze przygotowana i punktualna, to poleci mnie komuś, a może też zaprosi mnie do kolejnej produkcji. Ważne jest, żeby pokazać się z jak najlepszej strony.

           W Wiedniu już chyba zadomowiła się Pani na dobre.
           - Tam mieszkam i najczęściej występuję, współpracuję też z letnią Akademią Filharmoników Wiedeńskich, ale jestem także otwarta na różne projekty, bo opiekuje się mną agencja muzyczna, która szuka dla mnie różnych projektów nie tylko w Austrii, ale także w Niemczech i wielu innych krajach.
            Dwukrotnie byłam także w Chinach. Jeden z projektów trwał miesiąc. Pojechałam do Chin z Orkiestrą z Wiednia i śpiewałam hity operowe. Mieliśmy wtedy 28 koncertów w ciągu miesiąca. To wyglądało tak, że pobudka była o 4 rano i jechaliśmy na lotnisko, tak było codziennie. Do hotelu przylatywaliśmy zazwyczaj o 15 i zawsze starałam się godzinę przespać, później szybki prysznic i krótkie przygotowanie do koncertu. O 19 musiałam być już na Sali koncertowej, a kończyliśmy zazwyczaj o 22, później trzeba było jeszcze co najmniej godzinę pozostać, bo Azjaci kochają muzykę operową, chcieli się z nami spotkać, zrobić zdjęcia i porozmawiać. Do hotelu wracaliśmy około godziny 1 w nocy. Po trzech godzinach snu znowu o 4 rano trzeba było wstać i udać się do kolejnego miasta.

           To był niezwykle wyczerpujący, pracowity miesiąc.
           - To był bardzo intensywny miesiąc i jak wróciłam do Wiednia, to spałam tydzień, bo byłam bardzo zmęczona. Nie żałują, bo wszędzie koncertowaliśmy w przepięknych salach – zarówno w Szanghaju, Pekinie, jak i innych miastach.

          Trochę szkoda, że w Polsce występuje Pani dość rzadko. Zapraszana jest Pani do Filharmonii Poznańskiej.
           - Zaśpiewałam teraz trzy koncerty w Poznaniu, które cieszyły się dużym powodzeniem i jestem bardzo zadowolona. Występowałam tam w repertuarze operowo-operetkowym. Niedługo będę śpiewać w Operze Kameralnej w Warszawie. W kwietniu i w maju wystąpię tam w roli Paminy w „Czarodziejskim flecie”. Serdecznie zapraszam.

           Rozmawiamy w Krośnie przed pięknym koncertem, w którym wystąpi grono przyjaciół, pochodzących z Krosna i okolic.
           - To prawda, z Rafałem Tomkiewiczem przyjaźnimy się od dziecka, Tak samo z Alanem Bochnakiem i Ksenią. Z Alanem i Rafałem chodziliśmy razem do Szkoły Muzycznej Państwa Mϋnzbergerów. Znamy się prawie całe życie i jesteśmy muzycznym rodzeństwem. Zawsze jeżeli jest okazja się spotkać i razem wystąpić, to robimy to z wielką radością.

           Jak Pani myśli o domu, to gdzie on się znajduje?
           - W Krośnie – tam gdzie rodzina.

            A w Wiedniu?
            - Tam jest mój muzyczny dom, ale najbliższy sercu dom jest tam, gdzie jest moja rodzina.
Teraz w Wiedniu czuję się już bardzo dobrze, ale nie zawsze tak było. Na początku było mi ciężko, bo byłam tam sama, a rodzina i wszyscy przyjaciele zostali tutaj.
            Miałam takiego dyrektora, który stosował różne techniki, które miały na celu zahartować mnie.
Dla przykładu powiem, że brałam udział w Konkursie Operowym Belvedere i przeszłam etap w Wiedniu i dostałam się do kolejnego etapu w Moskwie.
           W dniu, w którym miałam wylecieć do Moskwy, zadzwonił i powiedział: „Olu, jak polecisz do Moskwy, to ja cię usuwam z projektu „Wesele Figara”. Kilka godzin przed wylotem zjawiłam się u niego z płaczem i zapytałam, dlaczego to robi, przecież wiedział, że mam lecieć do Moskwy.
Odpowiedział: „To jest twoja decyzja, a jak polecisz, to ja usuwam cię z zespołu realizującego tę operę”.
Poleciałam do Moskwy, bo już wszystko miałam załatwione, a w dodatku w komisji zasiadało wiele sławnych osób i zależało mi, aby przed nimi zaśpiewać.
          Przeszłam kolejny etap w Moskwie i otrzymałam telefon od mojego dyrektora, który powiedział mi, że zostawia mnie w zespole „Wesela Figara” i życzy mi powodzenia w Moskwie. Później wyjaśnił mi, że w ten sposób chciał mnie zahartować, bo byłam bardzo delikatną, grzeczną, miłą osobą, a w tej branży trzeba być zahartowanym, bo spotykamy różnych ludzi. Powiedział nawet, że po takiej informacji, wychodząc z gabinetu, powinnam trzasnąć drzwiami. Chciał, żebym pokazała charakter.

            A „Wesele Figara” poczekało.
            - Oczywiście, śpiewałam partę Zuzanny i wszystko udało się pogodzić.

            Dzisiaj występujecie w koncercie charytatywnym.
            - To nie pierwszy taki koncert. Robiliśmy dużo charytatywnych koncertów z Fundacją Jaśka Meli zarówno w Krakowie, jak i w Krośnie. Reżyserował je Rafał Stach i zawsze zbieraliśmy pieniądze na podopiecznych tej Fundacji.
Teraz w potrzebie jest Rafał Tomkiewicz, który zawsze w koncertach brał udział, tym bardziej chcemy mu pomóc.

           Krośnianie usłyszą Panią w bardzo różnorodnym repertuarze.
           - Tak, bo będę śpiewać operę, operetkę i musical. Repertuar jest bardzo różnorodny.

           Na Podkarpaciu nie ma Pani w najbliższych miesiącach planów koncertowych.
           - Nie, ale jak już powiedziałam, w kwietniu i w maju zapraszam do Warszawy. Wiem, że w kwietniu śpiewam spektakle 25 i 25. Zapraszam serdecznie i dziękuje za rozmowę.

Z Aleksandą Szmyd, znakomitą sopranistką młodego pokolenia rozmawiała Zofia Stopińska

Wieczór pełen zachwytów i wzruszeń

            Drugim wspaniałym wydarzeniem IX Dni Muzyki Fortepianowej im. Marii Turzańskiej w Jarosławiu, był wspaniały koncert kameralny podczas którego wystąpili: Jarosławianin z urodzenia i Honorowy Obywatel Miasta Jarosławia, znakomity tenor Jacek Ścibor, świetny pianista Paweł Węgrzyn oraz w roli recytatora Kacper Bluczak, uczeń klasy śpiewu Zespołu Państwowych Szkół Muzycznych w tym mieście. Gospodarzem wieczoru był pan Bogusław Pawlak.
            Wieczór wypełniła muzyka naszego stulecia do staropolskich tekstów, a była to kompozycja Dominika Lasoty „Treny na głos i fortepian do słów Jana Kochanowskiego”.
            Sala koncertowa Zespołu Państwowych Szkół Muzycznych w Jarosławiu wypełniona była po brzegi publicznością, która z wielką uwagą słuchała wspaniałego wykonania Trenów przez Jacka Ścibora i Pawła Węgrzyna. Swoje miejsce w tym spektaklu znalazła także recytacja XIX Trenu (najdłuższego i zarazem ostatniego) przez Kacpra Bluczaka.
           Długo trwała owacja na stojąco publiczności, która oklaskiwała nie tylko mistrzowskie wykonania, ale także obecnego podczas wykonania kompozytora Dominika Lasotę.

           Oto co powiedział na temat Trenów pan Jacek Ścibor : "Treny na głos i fortepian Dominika Lasoty do słów Jana Kochanowskiego to utwór, który spełnia moje oczekiwania estetyczne. Harmonia, zastosowanie techniki wokalnej, użyte środki kompozytorskie - wszystko to służy temu, aby wiernie przekazać tekst i jego afekt.
Śledząc twórczość zarówno chóralną jak i solową niejednokrotnie przekonałem się, że Dominik dobiera teksty do swojej muzyki w sposób staranny i przemyślany.
           Szuka takich, które niosą zarówno dla Niego samego jak i śpiewaków istotną treść, angażują emocjonalnie twórcę, odtwórcę jak i słuchacza. Zatem dzieła te mają niewątpliwie charakter inkluzywny.
           Niełatwe zadanie muzyczne jakie przed śpiewakiem postawił kompozytor tym razem komplikuje trudność wynikająca z języka prezentacji. Jest to język zdecydowanie archaiczny, staropolski, wymagający nienagannej dykcji.
           Kompozytor poza klasyką potrafi z równym zainteresowaniem wsłuchiwać się w konceptualne kompozycje współczesne, z których być może też czerpie natchnienie oraz wyraz własnej wypowiedzi artystycznej.
Jestem przekonany, że Treny do słów Jana Kochanowskiego to utwór, który może poruszyć, co poniektórych sprowokować do pewnych przemyśleń czy też zachwycić". 


Po zakończeniu koncertu mogłam przez chwilę porozmawiać z panem Dominikiem Lasotą.

           Jak zrodził się pomysł tej kompozycji?
           - Od dawna chciałem napisać utwór dla pana Jacka Ścibora i towarzyszącego mu najczęściej pianisty Pawła Węgrzyna. Szukałem odpowiedniego tekstu i w końcu znalazłem dzieło, którego tematyka skłania do refleksji i medytacji oraz jest idealne do kameralnej formy muzycznej – to cykl Trenów Jana Kochanowskiego. Postanowiłem nieco odświeżyć te XVI-wieczne arcydzieła dając im nową muzykę.
           Podczas komponowania miałem szczęście, bo słuchałem koncertów w wykonaniu panów Jacka Ścibora i Pawła Węgrzyna, stąd poznałem ich preferencje. Rozmawiałem w trakcie komponowania z prof. Jackiem Ściborem i dowiedziałem się, które rejestry wokalne są dla niego najwygodniejsze, jakie techniki śpiewania najbardziej preferuje i mogłem to uwzględnić w tym utworze. Dzięki temu udało mi się skomponować uniwersalny utwór, chociaż pisałem go z myślą o tych wykonawcach.
           „Treny na głos i fortepian do słów Jana Kochanowskiego” powstały w 2015 roku, ale czekały na odpowiedni czas o dobre miejsca do wykonania. Ponadto na przygotowanie tego utworu wykonawcy musieli mieć sporo czasu ze względu na dość duży materiał muzyczny, a po drugie tekst jest staropolski wymagający innej akcentacji sylab i pełen słów, które zostały już wyparte z naszego języka.

          Przed chwilą zakończyła się jarosławska premiera Trenów, ale były one już wykonywane.
          - Tak, prawykonanie tego utworu odbyło się w sali kameralnej Filharmonii Podkarpackiej. To był także bardzo ciekawy koncert, ale okazuje się, że każde wykonanie jest zupełnie inne. Wynika to z pewnością z doświadczenia scenicznego oraz z warunków, które otaczają wykonawców. Przekonałem się, że ma to duży wpływ na wykonanie.

          Dzisiaj wszyscy słuchaliśmy Trenów w wielkim skupieniu i zupełnej ciszy. To było bardzo wymowne.
          - Uważam, że zaplanowanie i zaprogramowanie tego utworu jest moim osobistym sukcesem, natomiast wykonawcy dołożyli wszelkich starań, abyśmy razem z nimi oddychali, smucili się czy radowali słysząc kolejne wykonania Trenów.

           Jestem przekonana, że warto, aby pokazać to dzieło także w innych ośrodkach muzycznych w Polsce.
           - Myślę, że po dwóch niezwykłych, pełnych emocji, doskonale wykonanych koncertach, uda się je powtórzyć jeszcze nie raz.

           Być może po sukcesach Trenów powstaną kolejne wspólne projekty.
           - Mam nadzieję na kolejne koncerty i kolejne utwory. W mojej głowie rodzą się już nowe pomysły, zobaczymy co przyniesie przyszłość.

            Jestem przekonana, że jeszcze nie raz będziemy mieć szczęście słuchać kompozycji Dominika Lasoty, który także urodził się na Podkarpaciu i w Zespole Szkół Muzycznych nr 1 w Rzeszowie rozpoczynał swą muzyczną drogę, a jednocześnie długo związany był z rzeszowskim Katedralnym Chórem Chłopięco-Męskim „Pueri Cantores Resovienses”.
            Dominik Lasota jest absolwentem Uniwersytetu Muzycznego Fryderyka Chopina w Warszawie na dwóch wydziałach: Kompozycji w klasie dr hab. Aleksandra Kościówa, oraz Prowadzenia Zespołów Muzycznych w klasie prof. dr hab. Sławka A. Wróblewskiego i prof. Henryka Wojnarowskiego.
Jest Laureatem ogólnopolskich konkursów kompozytorskich. Dotychczas zostało wykonanych ponad 80 jego utworów. Wiele z nich zarejestrowały i emitowały stacje radiowe i telewizyjne.
            Od maja 2014 roku jest członkiem Koła Młodych Związku Kompozytorów Polskich, a w latach 2015 – 2017 dwukrotnie pełnił funkcję prezesa Koła Naukowo-Artystycznego Wydziału Kompozycji, Dyrygentury i Teorii Muzyki UMFC.
            We wrześniu 2017 roku, w ramach Krajowego Kongresu Federacji „Pueri Cantores”, 1200 chórzystów wraz z Orkiestrą Symfoniczną Filharmonii Podkarpackiej dokonało prawykonania jego hymnu „ Da pacem, Domine”. W 2018 roku Dominik Lasota został wybrany do programu „Muzyka Naszych Czasów” organizowanego przez Stowarzyszenie „Akademia Imienia Krzysztofa Pendereckiego”.
            Od października 2018 roku Dominik Lasota jest asystentem w Instytucie Muzyki Uniwersytetu Rzeszowskiego oraz studentem studiów doktoranckich w zakresie kompozycji w klasie prof. Pawła Łukaszewskiego.

            Kompozytorowi i wykonawcom drugiego koncertu w Ramach IX Dni Muzyki Fortepianowej im. Marii Turzańskiej w Jarosławiu gratuluję i dziękuję za wspaniały wieczór oraz życzę wielu wspaniałych sukcesów.

           Kolejny koncert w ramach tego święta muzyki w Jarosławiu odbędzie się 5 marca 2020 roku. Będzie to recital fortepianowy Wojciecha Świtały, który wypełnia utwory Fryderyka Chopina.

Zofia Stopińska

Recital fortepianowy Wojciecha Świtały

Centrum Kultury i Promocji w Jarosławiu przy współpracy z Zespołem Państwowych Szkół Muzycznych w Jarosławiu już po raz dziewiąty zaprasza na wyjątkowe koncerty w ramach IX Dni Muzyki Fortepianowej im. Marii Turzańskiej.

IX DNI MUZYKI FORTEPIANOWEJ Im. MARII TURZAŃSKIEJ

5 marca, godz. 18:00, Sala Koncertowa

Zespołu Państwowych Szkół Muzycznych w Jarosławiu

Recital fortepianowy Wojciecha Świtały

Bilet: 30 zł

Bilety do nabycia w Centrum Informacji Turystyczno-Kulturalnej (Rynek 5).

WOJCIECH ŚWITAŁA

Absolwent Akademii Muzycznej w Katowicach w klasie prof. Józefa Stompla. W latach 1991–1996 doskonalił swoje umiejętności pianistyczne pod kierunkiem Karl-Heinza Kämmerlinga, André Dumortiera i Jeana-Claude’a Vanden Eyndena.

Jest laureatem Międzynarodowych Konkursów Pianistycznych w Paryżu (Konkurs im. Marguerite Long i Jacquesa Thibaud) i Montrealu. Był najlepszym polskim uczestnikiem XII Międzynarodowego Konkursu Pianistycznego im. Fryderyka Chopina w Warszawie w roku 1990. Otrzymał wtedy nagrodę za najlepsze wykonanie poloneza oraz szereg nagród pozaregulaminowych.

Występował jako solista i kameralista w większości krajów europejskich, krajach obu Ameryk, Azji i Australii. Koncertował z większością polskich orkiestr symfonicznych, Orkiestrą Aukso, Kwartetem Śląskim, Kwartetem Camerata, Royal String Quartet, a także skrzypkami Szymonem Krzeszowcem i Piotrem Pławnerem oraz sopranistką Ewą Iżykowską.

Zarejestrował kilkanaście płyt dla wytwórni: Polskie Nagrania, Bearton, DUX, Sony Music Polska, IMC oraz Chandos z muzyką Bacewicz, Brahmsa, Chopina, Debussy’ego, Liszta, Schumanna, Szymanowskiego i Zarębskiego.

W latach 2000 i 2005 jego płyty dwukrotnie zostały wyróżnione nagrodą Grand Prix du Disque Frédéric Chopin, w roku 2002 i 2009 i 2019 uhonorowane nagrodą „Fryderyk".

Od roku 1998 r. pianista zajmuje się również pracą pedagogiczną. W latach 2008-12 pełnił funkcję prorektora ds. nauki i dydaktyki w Akademii Muzycznej im. Karola Szymanowskiego w Katowicach. W latach 2012-16 był kierownikiem Katedry Fortepianu w tej Uczelni.

Juror międzynarodowych konkursów pianistycznych: im. Marguerite Long i Jacques’a Thibaud w Paryżu (2009), im. Fryderyka Chopina w Warszawie (2015), im. Artura Rubinsteina w Pekinie (2016), im. Vladimira Horowitza w Kijowie (2016, 2019), im. Ignacego Jana Paderewskiego w Bydgoszczy (2010, 2013), a także wielu innych (Australia, Bułgaria, Francja, Japonia, Singapur, Włochy, USA). Prowadzi regularnie kursy pianistyczne w kraju i za granicą (Chiny, Japonia, Niemcy, USA). Pomysłodawca i główny organizator, (do roku 2017), Międzynarodowych Kursów Pianistycznych w Katowicach. W 2014 roku powołany do Rady Programowej Narodowego Instytutu Fryderyka Chopina. W bieżącym roku będzie jurorem w XVIII Międzynarodowych Konkursie Pianistycznym im. Fryderyka Chopina w Warszawie.

Program koncertu:

Preludium E-dur op. 28 nr 9

Nokturn E-dur op. 62 nr 2
Preludium Des-dur op. 28 nr 15 (deszczowe)
Barkarola Fis-dur op. 60
Preludium h-moll op. 28 nr 6
4 Mazurki op. 67
Scherzo b-moll op. 31
Preludium e-moll op. 28 nr 4
4 Mazurki op. 68
Polonez As-dur op. 53

Ewelina Szymańska

Małgorzata Polańska: Dobre wykonanie jest zawsze najważniejsze!

          Jest mi ogromnie miło, że mogę Państwu przedstawić panią Małgorzatę Polańską, absolwentkę Wydziału Reżyserii Dźwięku Akademii Muzycznej im. Fryderyka Chopina w Warszawie. W latach 1989-1995 była zatrudniona jako reżyser dźwięku w Redakcji Muzycznej Polskiego Radia. W latach 1985-2005 zajmowała się pracą dydaktyczną w macierzystej uczelni. Otrzymała tytuł doktora w dziedzinie reżyserii muzycznej.
          W 1992 roku założyła wraz z Lechem Tołwińskim firmę nagraniowo-wydawniczą DUX. Głównym obszarem działalności Firmy jest realizacja nagrań muzyki klasycznej oraz wydawanie płyt w najwyższym standardzie artystycznym, z wykorzystaniem najnowszych technologii.
          W tym roku pani Małgorzata Polańska została zaproszona do grona Mistrzów XV Międzynarodowego Forum Pianistycznego „Bieszczady bez granic...” w Sanoku oraz była gospodynią nadzwyczajnego koncertu „Tatiana Shebanova in memoriam”. Zapraszam do przeczytania rozmowy, która została zapisana 5 lutego 2020 roku w Sanoku.

          Zofia Stopińska: Nieprzypadkowo organizatorzy poprosili Panią o poprowadzenie wieczornego koncertu poświęconego pamięci Tatiany Shebanovej, wybitnej pianistki, która związana była z Forum i miała duży wpływ na jego rozwój. Ta wielka Artystka była osobą bliską Pani sercu.
          Małgorzata Polańska: Była i jest bliska – to nie jest czas przeszły. Ona cały czas żyje we mnie, po prostu jest ze mną. Wspominam ją bardzo często i zawsze bardzo serdecznie.
Spędziłyśmy razem wiele dni, a może nawet miesięcy, dlatego, że robiłyśmy razem nagrania zarówno jej, jak i nagrania jej syna Stasia Drzewieckiego. Była to wspaniała pianistka i miałam okazję być na wielu jej koncertach, wszystkie były nadzwyczajne, zawsze grała świetnie, zawsze była znakomicie przygotowana, bo była nie tylko wyjątkowo utalentowana, ale także bardzo pracowita. Te dwie cechy razem są gwarancją geniuszu. Wielki Ignacy Jan Paderewski w swoim „przepisie na artystę” podaje, że potrzebne jest 95 % pracy. Na pewno Tatiana Shebanova pracowała dużo, bardzo dużo. Nawet Artur Rubinstein, który często opowiadał o sobie, że nie musi ćwiczyć – tak naprawdę ćwiczył godzinami. To jest jedyna metoda.

          Podczas wczorajszego koncertu bardzo mnie wzruszyły Pani słowa o nagraniu Mazurków Fryderyka Chopina.
          - Powiedziałam prawdę. Raz w życiu zdarzyło mi się popłakać w czasie nagrania z zachwytu, a było to podczas nagrania Tani Shebanovej. Nagrywałyśmy wtedy wszystkie mazurki Fryderyka Chopina. Jeden z nich zagrała tak, że było to skończone arcydzieło już po pierwszym wykonaniu. To było coś wspaniałego, fascynującego i wyjątkowego.
Znam wielu wykonawców i nie zdarzyło mi się nigdy, ani przedtem, ani potem, żebym się popłakała z zachwytu.

          Jestem przekonana, że Tatiana Shebanova jeszcze długo będzie żyła jako wspaniała pianistka, bo ciągle o niej pamiętamy.
          - W czasie pobytu w Sanoku spotkałam młodych uczestników Forum, którzy już Jej nie znali osobiście i podziwiają jej kunszt słuchając nagrań, bo jest dostępny nagrany przez nią komplet dzieł Fryderyka Chopina w kolejności opusowej.
My pamiętamy jej koncerty, także te pod koniec życia, kiedy już była bardzo chora i wymagało to od niej ogromnego wysiłku. Potrafiła się tak zmobilizować, że te wykonania były doskonałe. To był tytan fortepianu.

          Miałam szczęście słuchać po raz ostatni na żywo Tatiany Shebanowej podczas recitalu w Stalowej Woli. Była już tak słaba, że nawet kiedy pan Bogusław Kaczyński zapowiadał kolejne ogniwa koncertu, nie schodziła ze sceny. Jednak kiedy dotykała klawiszy, budziły się w niej niesamowite siły.
          - To była Artystka, która żyła muzyką, która bez reszty poświęciła się tej sztuce i to było fascynujące.

          Międzynarodowe Forum Pianistyczne „Bieszczady bez granic...” w Sanoku ma 15 lat i chyba raz już była Pani w Sanoku.
          - Owszem, już tu kiedyś byłam. Nie wiem, czy wtedy byłam mistrzem, ale robiłam wówczas nagrania dla uczestników. Pamiętam, że wówczas poznałam Georgijsa Osokinsa, który niedługo potem odniósł sukces w czasie Międzynarodowego Konkursy Chopinowskiego w Warszawie.
Już tutaj w Sanoku bardzo mi się spodobał, bo był oryginalny i miał bardzo dużo pomysłów muzycznych.

          Jak zobaczyłam Pani imię i nazwisko wśród Mistrzów Forum, zastanawiałam się, w jaki sposób reżyser dźwięku może pomóc młodym pianistom i nauczycielom gry na fortepianie. Wczoraj wysłuchałam Pani wykładu: „Nagrywanie metodą samodoskonalenia” i poruszane przez Panią zagadnienia szalenie mnie zainteresowały, one mogą się przydać każdemu muzykowi.
          - Bardzo się cieszę, że pani tak mówi. Miałam bardzo dobre reperkusje po tym wykładzie, chociaż temat wydawał mi się zupełnie oczywisty. Nagrania są bowiem formą samokształcenia, ale okazało się, że nie wszyscy o tym wiedzą.
Często nam się wydaje, że jeżeli my o czymś wiemy, to wszyscy o tym wiedzą i jest to dla nich równie oczywiste. Później okazuje się, że tak nie jest. Dlatego trzeba mówić także o rzeczach, które są zupełnie naturalne z mojego punktu widzenia, natomiast nie są takie dla osób, które się zajmują pianistyka i w ogóle muzyką.
           Trzeba przede wszystkim podkreślić, że mogą być dwa typy nagrań. Każdy może sam nagrać swoje wykonanie utworu i mieć nagranie live, ale można również poprosić kogoś, kto występuje jako „trener”. Jeżeli ta osoba zna repertuar, zna wymagania muzyczne, ma dobry gust muzyczny, to jest to nieoceniona pomoc. Mam bowiem wrażenie, że w muzyce jest dużo więcej rzeczy niedopowiedzianych niż na przykład w sporcie. W sporcie jest wszystko bardziej wymierne, a w sztuce trochę mniej. Ponadto w sporcie, gdzie są większe pieniądze, jest cały sztab osób, które stoją za danym człowiekiem i starają się, aby robił wszystko jak najlepiej w swojej dyscyplinie.
Zawsze podaję przykład Adama Małysza, który skakał znakomicie, bo wiedział, jak to robić. Nie tylko analizował sam oglądając swoje skoki, ale miał do dyspozycji trenera, psychologa, dietetyka, masażystę i innych specjalistów, aby mógł skakać najlepiej na świecie.
          W naszym fachu wygląda to inaczej. Muzyk, który kończy studia, jest zostawiony samemu sobie i różnie to bywa.
Znam śpiewaczkę, która wygrała wspaniały, bardzo poważny konkurs zagraniczny, ale potem nie mogła sobie poradzić, bo zabrakło jej kogoś, kto by ją prowadził. Każdy potrzebuje wsparcia, a niektórzy bez niego sobie nie poradzą. Tylko nielicznym może wystarczy, że będą nagrywać sami siebie i dzięki temu będą sami siebie kontrolować.

           Na nagraniu słychać absolutnie wszystko.
           - Tak, tak – to prawda, tym częściej zupełnie bezwzględna, bo odarta z efektu wizualnego. Dlatego często okazuje się, że wykonawca jest przekonany, że coś robi – gra crescendo, staccato itd., a w rezultacie tego nie słychać, chociaż on wie doskonale, jak chciałby zagrać. To wszystko jest tylko w mózgu, jak mówi prof. Andrzej Jasiński, i trzeba użyć tego mózgu, aby te informacje przełożyć na odpowiednie dźwięki.

           Często też artysta, który gra, czy śpiewa, nie zawsze ma świadomość, co odbiera słuchacz.
           - Powiem więcej, nawet dyrygent, który jest zajęty fizyczną pracą, jaką jest dyrygowanie, także nie jest w stanie kontrolować tak dokładnie instrumentów, jak jest to w stanie robić reżyser, który siedzi w oddzielnym pomieszczeniu w słuchawkach i jest skupiony wyłącznie na słuchaniu.
W tej chwili są takie możliwości, że możemy słuchać tylko jednego mikrofonu, który postawiony jest na przykład przy harfie. Reżyser może w ten sposób sprawdzić, czy harfa gra precyzyjnie. Mamy dużo możliwości kontrolowania zapisywanego dźwięku.
            Pamiętam, jak realizowałam nagrania podczas Festiwalu „Wratislavia Cantans”. Koncert odbywał się w Kościele Akademickim i pewien bardzo znany zespół wchodził procesją i śpiewał. Publiczność była zachwycona, natomiast w mikrofonach brzmiało to fatalnie – nieczysto, nierówno, falującymi głosami.

           Na czym to polegało?
           - Przede wszystkim muzyka dawna pięknie się niosła po wnętrzu kościoła. Wykonawcy mieli wspaniałe, jedwabne, pastelowe koszule i wyglądali jak bogowie. Wszyscy, którzy byli we wnętrzu kościoła, byli zachwyceni. Natomiast jeśli ktoś był pozbawiony elementu wizualnego, tylko słuchał czystej materii muzycznej, odbierał to zupełnie inaczej. Jeżeli ktoś potrafi w takich właśnie „sterylnych” warunkach grać lub śpiewać tak, że słuchający czuje magię muzyki, to wówczas także nagranie jest po prostu zachwycające.

          Dlaczego zdecydowała się Pani zostać reżyserem dźwięku? Wykonuje Pani bardzo trudny zawód, który rzadko jest należycie doceniany. Większość ludzi myśli, że starczy mieć dobrą aparaturę do nagrań i postawić parę dobrych mikrofonów.
          - Szczerze mówiąc nie wiem, dlaczego postanowiłam zostać reżyserem. Dokumenty na studia złożyła w sekretariacie Wydziału Reżyserii Dźwięku moja mama. Pamiętam, że strasznie się bałam egzaminu wstępnego, ponieważ zawsze były one bardzo trudne. Nie miałam żadnych kłopotów z matematyką i fizyką – do tego stopnia, że wykryłam błąd w zadaniu na egzaminach wstępnych z fizyki i po sprawdzeniu komisja przyznała mi rację. Resztę przedmiotów także udało mi się zdać bardzo dobrze i zostałam przyjęta.
          Tak naprawdę rozpoczynając studia nie miałam pojęcia, na czym polega zawód reżysera dźwięku. Dowiedziałam się tego dopiero w czasie studiów. Miałam ochotę zajmować się dźwiękiem w filmie, bo bardzo mnie to pociągało. Potem okazało się, że film ma jedną wadę, jesteśmy na samym końcu bardzo długiego łańcucha i dźwiękowiec traktowany jest trochę „per noga”. Mówię o latach 80-tych ubiegłego wieku. Teraz jest już trochę lepiej, bo nawet reżyserzy filmów zaczynają doceniać znaczenie dźwięku w filmie.

          Dlatego Pani uwaga skupiła się na nagraniach muzyki?
          - W czasie studiów dowiedziałam się, że można wpłynąć na wyraz artystyczny tego, co potem znajdzie się na płycie, że można i nawet trzeba nadzorować całość wykonania. To jest taka „akuszerska” pomoc w porodzie genialnego dzieła. Bardzo mnie to zafascynowało.
           Pamiętam, jak nagrywałam po raz pierwszy Międzynarodowy Konkurs Chopinowski i później miałam wywiad z panią, która pracowała w „The Warsaw Voice” i ona zatytułowała ten artykuł „Conducting behind the scene” – „Dyrygowanie spoza sceny”.
Jest w tym dużo prawdy. Jeżeli uda mi się porwać tych ludzi, którzy siedzą na estradzie i zachęcić ich do tego, żeby zrobili coś tak, jak ja to słyszę i wydaje mi się, jak to powinno być, a oni się z tym zgodzą, to mam wpływ na kreowanie dzieła.

          Wiele się mówi o tym, że można nagrywać w każdych warunkach. Na ile stara się Pani uchwycić w nagraniach walory akustyczne sali i instrumentów?
          - To jest absolutnie nieprawda. Najlepiej być zdrowym, wesołym i bogatym – czyli mieć do dyspozycji świetną salę, świetny instrument i świetnego wykonawcę, dobry repertuar i najlepszy sprzęt do nagrań.
          Mamy bardzo dobry sprzęt, nagrywamy wszystko od paru lat według najnowszych standardów (czyli 92kHz/24 bity, nagrania wielośladowe). Staramy się osiągnąć techniczną doskonałość, a i tak diabeł tkwi w samym wykonaniu. Dobre wykonanie jest zawsze najważniejsze!

           Nie słucham płyt w najlepszych wzorcowych warunkach. Nie mam ani specjalnej sali, ani odtwarzaczy, ani głośników najwyższej klasy, ale i tak wiele razy Wasze nagrania mnie poruszyły.
           Podam przykład krążków w wykonaniu artystów pochodzących z Podkarpacia. Nie przepadam za akordeonem, a jak posłuchałam płyty GENESIS w wykonaniu pochodzącego z Zagórza Bartosza Głowackiego, której DUX dał ostatnie szlify, zachwyciłam się akordeonem, jego ogromnymi możliwościami i pięknym brzmieniem.
Zachwycona byłam płytą „AH! MIA VITA!” z ariami w wykonaniu śpiewającej pięknym sopranem Przemyślanki – Renaty Johnson-Wojtowicz i Orkiestry Filharmonii Lwowskiej w reżyserii Marcina Domżała i Jacka Wawro.
          Z nowych nagrań DUX Recording Producers zachwyciły mnie dwie płyty Orkiestry Symfonicznej Filharmonii Łódzkiej pod batutą urodzonego w Krośnie Pawła Przytockiego – jedna z Piotrem Pławnerem z Koncertami skrzypcowymi Emila Młynarskiego i druga płyta z koncertami Aleksandra Tansmana i Grażyny Bacewicz z solistka Julią Kociuban.
Jestem pod wielkim wrażeniem płyty z sonatami Mieczysława Wajnberga w wykonaniu wiolonczelisty Wojciecha Fudali i pianisty Michała Rota.
          - Ona jest po prostu piękna. Uważam, że ci znakomici muzycy znaleźli „swojego” kompozytora. Dla wielkiego dyrygenta Stanisława Skrowaczewskiego takim kompozytorem był Anton Bruckner, panowie Wojciech Fudala i Michał Rot znakomicie rozumieją i interpretują sonaty Mieczysława Wajnberga. Podobnie jestem oczarowana płytą akordeonową.
Ale szczególnie cieszę się z obu produkcji koncertowych: to może nieco bezwstydne, ale moim zdaniem to są świetne krążki, godne najpoważniejszych nagród zagranicznych.

          Ostatnio wydajecie sporo płyt z muzyką polską.
           - Ja jestem wielką fanką muzyki polskiej. Mamy wyjątkowo dobrych kompozytorów żyjących i działających w XIX, XX i XXI wieku. Grzechem śmiertelnym byłoby, gdyby te wspaniałe dzieła nie były wykonywane i nagrywane.
           Ostatnio odczuwamy starania nie tylko strony polskiej, aby te utwory były znane. Dobrym przykładem może być twórczość Karola Szymanowskiego, która długo nie znajdowała należytego uznania, ale dzięki temu, że jego utwory były wykonywane i nagrywane przez Simone'a Rattle'a, Szymanowski stał się popularny na świecie.
Znane przysłowie „cudze chwalicie, swego nie znacie, sami nie wiecie co posiadacie”, dotyczy także, a może przede wszystkim, polskiej muzyki, która jest wyjątkowo piękna i wartościowa.

           Staracie się propagować muzykę polską także za granicą i nawet odnosicie sukcesy.
           - Tak. Możemy poszczycić się już ponad 200 nagrodami i wyróżnieniami zagranicznymi i jestem z tego bardzo dumna, tym bardziej, że tam się ścigamy ze wszystkimi wytwórniami świata - od Deutsche Gramophon po Hyperion, od Alia Vox po Pentathone i wieloma innymi.

           Sporo Waszych płyt otrzymało nominacje do nagrody fonograficznej Fryderyk 2020.
           - To prawda, mamy 21 nominacji. Gala finałowa odbędzie się 8 marca w sali Narodowej Orkiestry Symfonicznej Polskiego Radia w Katowicach. Mam nadzieję, że w Dniu Kobiet dostanę coś od losu. Trochę się martwię, że w niektórych kategoriach mamy nominowane po dwie, trzy, a nawet cztery płyty, bo wtedy konkurują one także pomiędzy sobą i to jest nie dobre.

            Życzę Pani i DUX-owi sukcesów i entuzjazmu, bo działacie już prawie 28 lat, a wiem, że nie jest łatwo działać w tej branży.
            - Dziękuję bardzo, a nawet tym bardziej, że pomimo wielu sukcesów nie jest lekko. To, co nas utrzymało do tej pory, to był entuzjazm do muzyki. Nie liczymy na wielkie profity, chcemy tylko pracować i tworzyć zawsze coś nowego, wspaniałego i ciekawego.

Wiosenne Kursy Mistrzowskie w Przemyślu

Towarzystwo Muzyczne w Przemyślu serdecznie zaprasza do udziału w 12. Wiosennych Kursach Mistrzowskich w Przemyślu, które odbędą się w dniach 24 kwietnia - 1 maja 2020r.

Wykładowcy:

Magdalena Szczepanowska - skrzypce
Marcin Baranowski - skrzypce, altówka
Piotr Tarcholik - skrzypce
Wojciech Fudala - wiolonczela
Alexander Gebert - wiolonczela
Maria Peradzyńska–Filip - flet
Arkadiusz Adamski - klarnet
Bartłomiej Duś - saksofon
Magdalena Duś - kameralistyka fortepianowa
Monika Wilińska-Tarcholik - kameralistyka fortepianowa
Sławomir Cierpik - kameralistyka fortepianowa

Zgłoszenia:

Udostępniamy dla Państwa aplikację poprzez którą prosimy zgłaszać się na nasz kurs.
biuro.wiosennekursy.pl/pl/zgloszenie/12/
Po zarejestrowaniu otrzymacie Państwo informację o wysłaniu zgłoszenia. Potwierdzenie o przyjęciu oraz dodatkowe informacje zostaną wysłane po kilku dniach. Organizatorzy wspólnie w wykładowcami podejmują decyzję o przyjęciu na kurs.

Najpiękniejsze tanga Astora Piazzolli - koncert dedykowany wszystkim kobietom

8 marca 2020 r. godz. 18.00 – KLAUDIUSZ BARAN & CON AFFETTO najpiękniejsze tanga Astora Piazzolli – koncert dedykowany wszystkim kobietom
Sala widowiskowa Zamku Kazimierzowskiego
Bilety w cenie 25 zł do nabycia w sklepie muzycznym „MUSICLAND” ul. Serbańska 13, tel. 16 675 01 82, online na oraz bezpośrednio przed koncertem na Zamku Kazimierzowskim.

Niezwykła fuzja „męskiego” brzmienia bandoneonu oraz „kobiecej” siły żeńskiego kwartetu smyczkowego.

Najpiękniejsze tanga Astora Piazzolli w wykonaniu mistrza Klaudiusza Barana oraz Kwartetu Smyczkowego Con Affetto. Spotkanie z Artystami, to szczególny moment, w którym można się oddać w objęcia muzyce Piazzolli, kompozytora, który określany jest mianem KRÓLA TANGA... Znawcy tego gatunku mówią, że „zatańczy tango, to jak...opowiedzieć życie”. Wykonawcy tego projektu swoimi interpretacjami starają się udowodnić również, iż ZAGRAĆ TANGO, to jak opowiedzieć życie! Szczególna propozycja dla miłośników tanga oraz słuchaczy, którzy chcą pozna i „rozsmakować się” w tangowych dźwiękach. Skład Kwartetu Con Affetto: Angelina Kierońska – I skrzypce, Karolina Bartczyszyn-Południak – II skrzypce, Karolina Stasiowska – altówka, Anna Podkościelna-Cyz – wiolonczela.

Program koncertu:
A. Piazzolla – Five Tango Sensations (Asleep, Loving, Anxiety, Despertar, Fear)
A. Piazzolla – Milonga del Angel
A. Piazzolla – Chiquilin de Bachin
A. Piazzolla – Adios Nonino
A. Piazzolla – Oblivion
A. Piazzolla – Fuga y Misterio

Klaudiusz Baran
Artysta wszechstronny, obdarzony wyjątkową wrażliwością muzyczną. Jego dokonania artystyczne zmieniły w Polsce postrzeganie akordeonu, wynosząc go do pozycji pełnoprawnego instrumentu kształtującego realny świat muzyczny. W swoich interpretacjach potrafi splatać pokorę wobec dzieła muzycznego, z bogactwem inwencji, osobistym pojmowaniem czasu w muzyce, wyjątkową sceniczną charyzmą, naturalnością ekspresji. Wartość jego muzycznych kreacji była wielokrotnie doceniana w entuzjastycznych recenzjach, nagrodach na konkursach instrumentalnych, nominacjach i nagrodach artystycznych . Jako pierwszy akordeonista otrzymał nagrodę FRYDERYKA, za album „Astor Piazzolla – Tango” nagrany dla wytwórni SonyClassical.

„Maestria wykonawcza, sugestywna interpretacja, szczerość wypowiedzi!”

Monika Partyk, Ruch Muzyczny

Ze swobodą porusza się w różnorodnym repertuarze wielu epok, największe jednak uznanie wzbudzają jego interpretacje muzyki najnowszej, w tym prawie 50 prawykonań dzieł solowych, kameralnych i z towarzyszeniem orkiestr, z których większość była mu dedykowana albo powstała z jego inspiracji. Jego wielką namiętnością jest argentyńskie tango, w szczególności związane z Astorem Piazzollą tango nuevo, wirtuozowsko wykonywane na bandoneonie, który jako pierwszy polski instrumentalista wprowadził na sale koncertowe, a odzwierciedlające jego temperament, młodzieńczą energię, a zarazem muzyczną dojrzałość i potrzebę twórczego formowania scenicznej prezentacji. Współtworzył i był liderem najsłynniejszych formacji tangowych takich jak Tangata Quintet czy Machina del Tango, kreujących polską kulturę tanga.

„Utwory w szlachetnych interpretacjach Klaudiusza Barana, prawdziwie zajaśniały pełnym blaskiem”

Anna Woźniakowska, Dziennik Polski

Jako pierwszy akordeonista wystąpił jako solista z towarzyszeniem Orkiestry Filharmonii Narodowej, jak i większością najważniejszych polskich orkiestr. Wśród jego licznych partnerów w rozmaitych projektach muzyki kameralnej, znajdziemy takich mistrzów jak: Ivan Monighetti, Roby Lakatos, Julius Berger, Konstanty Andrzej Kulka i wielu innych.

Jako muzyczny kameleon, odnajduje i czerpie inspirację z innych muzycznych światów; tworzy grupę world music, jako muzyk sesyjny nagrywa muzykę filmową i rozrywkową, towarzyszy piosence aktorskiej.

„Muszę podkreślić mój zachwyt talentem Klaudiusza Barana”

Adam Suprynowicz, Ruch Muzyczny

W sobie tylko wiadomy sposób, potrafi połączyć aktywność artystyczną z działalnością pedagogiczną i organizacyjną. Jest profesorem Uniwersytetu Muzycznego Fryderyka Chopina w Warszawie, ponad 200-letniej, najbardziej rozpoznawalnej polskiej uczelni. W 2016 roku został wybrany jej Rektorem

Con Affetto to zespół stworzony przez KOBIETY, które wyrażają siebie...MUZYKĄ

Artystki 15 lat temu rozpoczęły wspólną muzyczną podróż i aż po dzień dzisiejszy pozostają w nieustannym przekonaniu, że muzykę najpiękniej tworzy się wtedy, kiedy jest ona... wspólną pasją. Nazwa zespołu „Con affetto” z włoskiego oznacza „z uczuciem”, ponieważ to właśnie emocje są główną siłą napędową każdej zagranej wspólnie nuty.

Con Affetto od 2005 roku prowadzi aktywną działalność artystyczną koncertując w wielu ciekawych i prestiżowych miejscach m.in. w Filharmonii Świętokrzyskiej im. O. Kolberga w Kielcach, Filharmonii Podkarpackiej im. A. Malawskiego w Rzeszowie, Europejskim Centrum Muzyki Krzysztofa Pendereckiego w Lusławicach, Operze Śląskiej w Bytomiu, Dworku I. J. Paderewskiego w Kąśnej Dolnej.

Kwartet dysponuje szerokim i zróżnicowanym repertuarem począwszy od kanonów muzyki klasycznej, poprzez ciekawe aranżacje muzyki rozrywkowej, filmowej i musicalowej aż po oryginalne wykonania muzyki współczesnej. Szczególne miejsce w repertuarze Con Affetto zajmują tanga, wykonywane przez nie z wielką pasją i szczególnym uwielbieniem tego rodzaju ekspresji artystycznej. Niezwykle inspirujące w tym zakresie okazało się podjęcie współpracy z wybitnym polskim akordeonistą/bandoneonistą Klaudiuszem Baranem, co zaowocowało serią wspólnych koncertów, między innymi podczas jubileuszowych XX Międzynarodowych Spotkań Akordeonowych „Sanok 2018” oraz 12. Festiwalu BARBAKAN w Krakowie.

Artystki Con Affetto nieustannie rozwijają swoje muzyczne zainteresowania systematycznie uczestnicząc w nagraniach płyt, projektach orkiestrowych, teatralnych oraz koncertach zespołów polskiej sceny rozrywkowej. Od dwóch lat współpracują z niezależną polską filharmonią FILHARMONIA FUTURA biorąc udział we wszystkich produkowanych przez nią wydarzeniach i koncertach na terenie całego kraju (m.in. Warszawa, Łódź, Szczecin, Poznań, Toruń, Kraków, Rzeszów i wiele innych).

Zespół ma na koncie premierowe nagrania dyskografii współczesnego amerykańskiego kompozytora polskiego pochodzenia – Henryka Derusa, co oprócz głównego nurtu wykonawczego – muzyki klasycznej epok dawniejszych – pozostaje wielką fascynacją i pasją zespołu. Wiosną 2015 roku Con Affetto wzięło udział w produkcji filmowej holenderskiej reżyserki Mieke Bal – premiera filmu odbyła się w Krakowie w kwietniu 2016. Rok 2019 zespół rozpoczął podróżą koncertową do Chińskiej Republiki Ludowej, gdzie promował polską muzykę i kulturę.

Motto CON AFFETTO?
Najważniejsze oraz najbardziej zauważalne i doceniane przez publiczność jest to, iż zespół zarówno na scenie, jak i poza nią pozostaje zjawiskowym połączeniem czterech energii i żywiołów, które przenikając się tworzą wypadkową pełnego obrazu kobiecej natury... Wszakże, MUZYKA, to przecież KOBIETA...
Zespół tworzą:
Angelina Kierońska – I skrzypce, Karolina Bartczyszyn-Południak – II skrzypce,
Karolina Stasiowska – altówka, Anna Podkościelna-Cyz – wiolonczela

W Filharmonii Podkarpackiej - Mozart, Lessel, Beethoven

AB 6 III 2020 r. piątek, godz. 19:00

ORKIESTRA SYMFONICZNA FILHARMONII PODKARPACKIEJ

DAWID RUNTZ – dyrygent

EMILIAN MADEY – fortepian 

W programie:

W.A. Mozart - Uwertura do opery "Łaskawość Tytusa" KV 621

F. Lessel – Koncert fortepianowy C- dur op. 14

L. van Beethoven – III Symfonia Es - dur op. 55

Wielka władza i wielka miłość – to temat opery Łaskawość Tytusa (1791), z której Uwertura otworzy symfoniczny wieczór. Wpływy muzyki Mozarta słychać będzie w Koncercie fortepianowym C- dur zapomnianego polskiego kompozytora Franciszka Lessla. Dzieło ujmuje piękną melodyka i motywami ludowymi w finałowym Rondzie. Geniusz Beethovena odsłoni legendarna „Eroica” – III Symfonia Es – dur. Już sam początek utworu wywołuje oszałamiające wrażenie - to obraz siły i walki. Po pierwszej części Symfonii następuje majestatyczny Marsz żałobny, z którego wyłania się pełne werwy Scherzo, a całe dzieło wieńczy cykl wariacji opartych na temacie zaczerpniętym z muzyki, którą Beethoven napisał do baletu „Prometeusz”. Ale III Symfonia, to przede wszystkim świadectwo nieugiętej woli kompozytora, który mimo głuchoty kontynuował pracę twórczą pisząc wówczas swoje najwybitniejsze dzieła. Czyż sam kompozytor nie jest prawdziwym bohaterem „heroicznej” symfonii?

Subskrybuj to źródło RSS