Dyrygent sam nic nie zdziała
Na długo pozostanie w pamięci melomanów koncert, który 13 czerwca 2025 roku zakończył 70 Jubileuszowy Sezon Artystyczny w Filharmonii Podkarpackiej.
Program wypełniła w całości muzyka Wojciecha Kilara. Przypomniane zostały suity z filmów „Pan Tadeusz” Adama Mickiewicza w reżyserii Andrzeja Wajdy oraz „Draculi” Francisa Coppoli. Solistą w II Koncercie fortepianowym był Krzysztof Książek - półfinalista i laureat dwóch nagród pozaregulaminowych w XVII Międzynarodowym Konkursie im. Fryderyka Chopina w Warszawie oraz laureat III nagrody i nagrody specjalnej za najlepsze wykonanie mazurków I Międzynarodowego Konkursu Chopinowskiego na Instrumentach Historycznych.
Wieczór zakończył poemat symfoniczny Krzesany. Orkiestrą Symfoniczną Filharmonii Podkarpackiej dyrygował Jan Miłosz Zarzycki.
Wszystkie utwory nagrodzone zostały przez publiczność długimi gorącymi brawami.
Sezon Artystyczny był czasem intensywnej pracy, podczas którego zrealizowano dziesiątki wydarzeń artystycznych: koncertów symfonicznych, kameralnych i edukacyjnych, występów wybitnych dyrygentów oraz solistów z kraju i z zagranicy. Prezentowany był różnorodny repertuar – od muzyki dawnych epok po współczesność, od arcydzieł światowych po dzieła kompozytorów polskich.
Koncert kończący sezon był okazją do wręczenia odznaczeń państwowych i resortowych zasłużonym pracownikom instytucji.
Tego dnia, dyrektor Filharmonii Podkarpackiej - prof. Marta Wierzbieniec, postanowieniem Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej pana Andrzeja Dudy, otrzymała z rąk Marszałka Województwa Podkarpackiego pana Władysława Ortyla Order Odrodzenia Polski.
Ogromnie się cieszę, że znalazł czas na rozmowę dyrygent, który ten koncert prowadził. Zapraszam Państwa na spotkanie z prof. dr hab., Janem Miłoszem Zarzyckim, wybitnym dyrygentem, dyrektorem naczelnym i artystycznym Filharmonii Kameralnej w Łomży oraz dziekanem Wydziału Dyrygentury Symfoniczno-Operowej Uniwersytetu Muzycznego Fryderyka Chopina w Warszawie.
Długo Pana nie było w Rzeszowie – o ile dobrze pamiętam ostatni koncert pod Pana batutą odbył się 19 lutego 2019 roku – był to pierwszy koncert z udziałem publiczności pod koniec pandemii.
Pamiętam ten wieczór. Byłem jednym z wielu, którzy chorowali na COVID-19 i to był pierwszy koncerty, którym dyrygowałem po dłuższej przerwie. Mogłem wreszcie zobaczyć jak wygląda świat i byłem bardzo szczęśliwy, że znowu jestem wśród ludzi.
Wrócił Pan do Rzeszowa po pięciu latach, aby przygotować i poprowadzić w roku jubileuszu 70-lecia Orkiestry Filharmonii Podkarpackiej, koncert oficjalnie kończący sezon artystyczny 2024/ 2025.
Utwory Wojciecha Kilara nie znalazły się w programie przypadkowo. Po przymusowym wysiedleniu ze Lwowa, w latach 1946 -1947, Kilar kontynuował naukę gry na fortepianie w Rzeszowie u prof. Kazimierza Mirskiego. Wtedy też zaczął komponować pierwsze utwory, bo obserwujący brak cierpliwości do ćwiczenia na fortepianie i jednocześnie zainteresowanie kompozycją profesor powiedział: "Co będziesz się męczył z fortepianem, jak masz zdolności i możesz komponować!".
Później Wojciech Kilar osiedlił się na stałe w Katowicach i znaliśmy się osobiście. W czasie moich studiów w Akademii Muzycznej w Katowicach prowadziłem Studencką Orkiestrę Kameralną Jeunesses Musicales. Pamiętam, że jeździłem do domu Mistrza z nagraniami jego utworów w wykonaniu mojego zespołu i prosiłem o rady, pytałem co sądzi o utrwalonych interpretacjach.
Dla mnie prezentowany w Rzeszowie repertuar wiąże się z innym, bardzo ciekawym i ważnym wspomnieniem. W 1998 roku, kiedy byłem dopiero początkującym dyrygentem, pewnego poranka zadzwonił telefon i usłyszałem głos pana dyrektora Jerzego Swobody i pytanie – co pan robi dzisiaj wieczorem, jutro i pojutrze ? Odpowiedziałem, że nie mam szczególnych planów.
Wtedy pan Jerzy Swoboda powiedział – pojedzie Pan do Opola i poprowadzi koncert. Dziś wieczorem pierwsza próba, a w programie Kilar: „Drakula”, „Król ostatnich dni”, „Exodus”…
Na moje stwierdzenie, że nie znam tego programu usłyszałem – nie szkodzi, ma Pan czas do wieczora. (śmiech).
Ponieważ dyrektor Swoboda miał problem zdrowotny, w wielkim stresie pojechałem do Opola. Na miejscu dostałem partytury i starałem się jak najszybciej z nimi zapoznać. Jeszcze tego samego wieczora poprowadziłem próbę. Wojciech Kilar przyjechał na koncert. Był to dla mnie wielki zaszczyt i niesamowita przygoda.
W 1999 roku organizowany był przez Ambasadę Polską w Rosji, specjalny koncert z muzyką Kilara. Poproszono kompozytora o polecenie dyrygenta, który poprowadzi Orkiestrę Filharmonii Moskiewskiej i kompozytor zaproponował moją skromną osobę. Tam poznałem pana Włodzimierza Jakubasa, ówczesnego dyrektora Polskiego Ośrodka Kultury w Moskwie. Ten koncert miał wpływ na moje koleje życiowe.
Orkiestrą Symfoniczną Filharmonii Podkarpackiej dyryguje Jan Miłosz Zarzycki, fot. Filharmonia Podkarpacka
Wiele słyszałam o Pana sukcesach jeszcze w czasie studiów w klasie skrzypiec w Akademii Muzycznej w Katowicach. Wszystko wskazywało na to, że będzie Pan świetnym skrzypkiem. Zamienił Pan jednak smyczek na batutę.
Już w trakcie studiów w klasie skrzypiec zacząłem dyrygować. Miałem pewne problemy fizjologiczne z prawą ręką, które uniemożliwiły mi zostanie dobrym skrzypkiem. Chciałem być muzykiem. Byłem wtedy koncertmistrzem studenckiej orkiestry kameralnej, organizowałem różne koncerty i zdarzyło się, że dyrygent do nas nie dotarł na próbę generalną oraz koncert. Z konieczności koncertmistrz wstał i dyrygował. Tak się zaczęło…
Dyrygenturę studiował Pan w Akademii Muzycznej we Wrocławiu u prof. Marka Pijarowskiego, którego w Rzeszowie bardzo dobrze znamy i podziwiamy, bo od wielu lat prowadzi u nas koncerty i był I dyrygentem Orkiestry Filharmonii Podkarpackiej.
Chciałem studiować w klasie prof. Marka Pijarowskiego. Pamiętam nawet, że w czasie moich studiów maestro Pijarowski wyjeżdżał aby dyrygować Orkiestrą Filharmonii w Rzeszowie.
Najbardziej ceniłem, że traktował mnie jak partnera, nie jak ucznia. Bardzo dużo rozmawialiśmy, był bardzo otwarty i odnosiłem wrażenie, że punkt ciężkości inicjatywy dydaktycznej przenosił na studentów. Do dzisiaj uważam to za jedyną właściwą metodę.
To nie profesor ma dopingować studenta , żeby się rozwijał, tylko student powinien wychodzić z inicjatywą, aby otrzymać od profesora to, czego potrzebuje – wiedzę kompetencje, rady.
Ciągle powtarzam moim studentom, że to oni powinni mieć inicjatywę; pytać, szukać i dochodzić do pewnych rzeczy, a mnie oraz innych swoich profesorów, traktować jako pomoc w tym procesie.
Mieć inicjatywę i wydobywać od swoich nauczycieli to, czego potrzebują.
Nigdy nawet nie próbowałam dyrygować, ponieważ uważam, że dyrygowania tak naprawdę nie można nauczyć osoby, która nie ma do tego wrodzonych predyspozycji.
Dyrygentem może zostać ktoś, kto już jest dojrzałym muzykiem. Nauka dyrygowania, to nauka komunikacji. Ktoś, kto jeszcze nie jest dojrzałym muzykiem, jeszcze nie ma swoich pomysłów, brakuje mu pewnych kompetencji, będzie się uczył języka komunikacji, ale zabraknie mu treści, którą należy przekazać innym.
Zastanawiam się także, jak należy pracować z orkiestrą, jak dyrygować, żeby zostać zauważonym i zachwycić publiczność, czymś się wyróżnić.
W moim przekonaniu tym co naprawdę zachwyca publiczność jest gra orkiestry. Dyrygent sam nic nie zdziała. Dyrygent może spowodować, że orkiestra zachwyci publiczność. Słowo spowodować także nie jest dobre, bo tak naprawdę od orkiestry wychodzi ten impuls, to orkiestra tworzy muzykę.
Co może zrobić dyrygent, żeby to co zagra orkiestra było wartościowe?
Odpowiedź na to pytanie jest bardzo trudna. Jak prowadzić próby, jak dyrygować, żeby materia dźwiękowa była fascynująca - tego uczymy się przez długie lata.
Uważam, że najważniejsze jest to, żeby muzycy, którzy grają w orkiestrze czuli, że wyrażają siebie, żeby to co grają było szczere. Nie można zniszczyć potencjału, który jest w orkiestrze.
Jeżeli gramy wspaniałe dzieła – takie jak utwory Kilara, symfonie Brahmsa czy Beethovena, tę piękną, wielką muzykę rozumie każdy z członków orkiestry, każdy z siedemdziesięciu czy osiemdziesięciu muzyków, którzy siedzą na scenie. Musimy tylko znaleźć artystyczny konsensus, bo jednak każdy interpretuje dzieło trochę inaczej i musimy znaleźć wspólną drogę dla wszystkich, nie niszcząc radości z muzyki, która jest w każdym. Jeżeli to się uda, to będzie wspaniały koncert.
Poza pewnymi kwestiami technicznymi, najgorsze co się może zdarzyć, to koncert, podczas którego muzycy realizują to czego chce dyrygent - na zasadzie: tak trzeba bo dyrygent tak kazał. Takie wykonanie pozbawione będzie szczerości wypowiedzi. Publiczność natychmiast to wyczuje. Publiczność przychodzi na koncert nie tylko po to, żeby posłuchać dobrej muzyki, bo jest bardzo dużo dobrych nagrań i można ich posłuchać w domu. Publiczność pragnie nawiązać bezpośredni kontakt z wykonawcami - nie tylko słyszeć, ale także widzieć artystów, słyszeć ich oddechy, poczuć fluidy płynące z estrady.
Na pierwszym planie Jan Miłosz Zarzycki - dyrygent koncertu kończącego 70. Jubileuszowy Sezon Koncertowy Orkiestry Symfonicznej Filharmonii Podkarpackiej, fot. Filharmonia Podkarpacka
Od 1999 roku jest Pan związany z Uniwersytetem Muzycznym Fryderyka Chopina w Warszawie, obecnie jest Pan dziekanem Wydziału Dyrygentury Symfoniczno-Operowej, prowadzi Pan swoją klasę, jest Pan także dyrektorem naczelnym i artystycznym Filharmonii Kameralnej w Łomży, a także często występuje Pan jako dyrygent w Polsce i za granicą. Jak Pan to wszystko godzi?
Nie jest to łatwe, ale w moim życiu nastał czas, w którym pojawiło się wiele możliwości, z których szkoda jest rezygnować. Chcę z tego skorzystać dopóki zdrowie dopisuje.
Trzeba podkreślić, że obecnie Uniwersytetem Muzycznym Fryderyka Chopina kierują znakomici muzycy prowadzący ożywioną działalność artystyczną.
To prawda, jest taki trend, żeby swoją wiedzę przekazywali praktykujący muzycy. Nie wszędzie tak jest. Dla przykładu powiem, że często dyryguję we Włoszech i Hiszpanii. Tam jest inaczej, tam uważa się, że nauczyciel w konserwatorium powinien poświęcić się pracy pedagogicznej.
Oczywiście zaprasza się gościnnych profesorów i dzięki temu studenci mają kontakt z praktykami. Często mam okazję być w roli zaproszonego dyrygenta do poprowadzenia zajęć, ale oczekuje się, że osoba, która uczy na stałe ma wyższe pensum i nie prowadzi działalności koncertowej.
Pana poprzednikiem na stanowisku dyrektora Filharmonii Kameralnej w Łomży był pan Tadeusz Chachaj, który w latach 60-tych minionego stulecia był dyrygentem Filharmonii Rzeszowskiej. Jak wyglądał Pana pierwszy koncert po wygranym konkursie w Łomży ?
Koncert odbył się w listopadzie 2004 roku. Zaprosiłem pana Chachaja do udziału w tym koncercie. On zadyrygował pierwszą częścią, a ja poprowadziłem część drugą. Na początku tej części pan dyrektor Tadeusz Chachaj podarował mi publicznie swoją batutę życząc mi powodzenia. Dla mnie to niezapomniana chwila.
Później, przez wiele lat łączyły nas bardzo ciepłe relacje. Czasami nas odwiedzał . W dowód szczególnego uznania dla dorobku artystycznego pana Tadeusza Chachaja i jego wkładu pracy w rozwój Orkiestry Kameralnej w Łomży, otrzymał tytuł Pierwszego Honorowego Dyrygenta.
Bardzo rzadko u nas dyrygował, bo po prostu już nie chciał. Podkreślał, że sporo się w życiu napracował i teraz już woli zająć się ogródkiem.
Czasem jednak robiliśmy miłe niespodzianki. Kiedyś zaprosiłem dyrektora Chachaja jako słuchacza na koncert z okazji Dnia Kobiet. W czasie koncertu przywitałem go i powiedziałam – nasz miły gość już nie przyjmuje zaproszeń do prowadzenia koncertów, ale przy takiej okazji na pewno nie odmówi, jeżeli panie go o to poproszą. Odezwał się gremialny głos żeński. Dyrektor Chachaj wszedł na estradę i przepięknie poprowadził Libertango Astora Piazzolli, które sam opracował.
Podczas ostatniego pobytu w Rzeszowie mówił Pan o zaletach sali koncertowej w Filharmonii Podkarpackiej, o tym, że Filharmonia Kameralna w Łomży dopiero marzy o dobrej sali. Słyszałam, że od niedawna macie także nowoczesną, świetnie wyposażoną salę.
Tak, doczekaliśmy się i mamy wspaniałą salę koncertową. Jest znacznie mniejsza, od tej w Rzeszowie, bo na widowni może zasiąść 400 osób i estrada także jest znacznie mniejsza od waszej, ale mamy fantastyczną akustykę i piękne wnętrze. Nasz budynek, w którym zawsze graliśmy, przeszedł generalny remont i jest nie do poznania.
Wiele bardzo interesujących propozycji macie dla melomanów. Wspominali mi w rozmowach m.in. prof. Tomasz Strahl, prof. Krzysztof Jakowicz, prof. Łukasz Długosz, o udanych koncertach i nagraniach płytowych zarejestrowanych w Łomży.
Wymienieni znakomici artyści goszczą u nas regularnie, ale zapraszani są także inni wielcy. W ubiegłym roku dyrygował naszą orkiestrą maestro Jerzy Maksymiuk, w tym roku maestro Marek Pijarowski. Wiele się u nas dzieje. Co dwa tygodnie mamy abonamentowe koncerty i odbywa się sporo koncertów dodatkowych.
Krzysztof Książek - fortepian, Orkiestrą Symfoniczną Filharmonii Podkarpackiej dyryguje Jan Miłosz Zarzycki, fot. Filharmonia Podkarpacka
Na zakończenie spotkania proszę powiedzieć jak przebiegała współpraca z Orkiestrą Filharmonii Podkarpackiej tym razem?
Fantastycznie, uważam, że macie państwo świetną orkiestrę. Podczas prób są niezwykle skoncentrowani. Dają z siebie wszystko. Na koncertach jest dokładnie to samo i dlatego są to wyjątkowe kreacje artystyczne. Jestem zbudowany tym, z czym miałem okazję i przyjemność zetknąć się w Filharmonii Podkarpackiej – wspaniała orkiestra i świetna atmosfera.
Z podziwem obserwowałem jaka wielka życzliwość jest wewnątrz tego zespołu i jak świetne są kontakty muzyków z dyrekcją. Krzysztof Książek znakomicie wykonał II Koncert fortepianowy Wojciecha Kilara. Czuliśmy także dobre fluidy płynące od publiczności.
Mam nadzieję, że przyjmie Pan zaproszenie do poprowadzenie następnych koncertów w Rzeszowie.
Cieszę się, że mogłem pracować z tak dobrym zespołem. Bardzo dziękuję pani dyrektor Marcie Wierzbieniec za zaproszenie. Zawsze z wielką radością tu wrócę.
Dziękuję bardzo za koncert i spotkanie.
Ja także dziękuję.
Zofia Stopińska