Renata Johnson-Wojtowicz: "Marzenia się spełniają"
Renata Johnson-Wojtowicz - sopran fot. Magdalena Konopka

Renata Johnson-Wojtowicz: "Marzenia się spełniają"

           Z panią Renatą Johnson-Wojtowicz, znakomitą sopranistką związaną z Podkarpaciem, spotykamy się w grudniowe przedpołudnie 2019 roku. Zabrałam na to spotkanie nowiuteńką płytę artystki zatytułowaną „Ah! Mia Vita!”. Chcę podkreślić, że ostatnio bardzo często sięgam po ten krążek i wkładam go do odtwarzacza, i niezmiennie wszystkie utwory bardzo mi się podobają. Proszę opowiedzieć, jak powstał ten krążek? Zaczęło się od marzeń?
          - Dokładnie tak było. Od paru lat marzyłam, żeby wydać swoją solową płytę, na której znajdą się moje ukochane utwory operowe, które darzę największym sentymentem, i wreszcie udało mi się to zrobić. Wielką mobilizacją była wspaniała publiczność, która po koncertach najczęściej pytała; „Czy możemy dostać jakieś Pani nagrania?”. Nie miałam swojej płyty i zawsze powtarzałam sobie, że w końcu muszę to zmienić.
           Ograniczały mnie także trochę: praca w dwóch szkołach muzycznych na wydziałach wokalnych oraz różne koncerty i wyjazdy. Nie miałam czasu zająć się tym projektem, gdyż zrealizowanie go wymaga dużo czasu i poświęceń. Trzeba się skupić przede wszystkim na swoim rozwoju wokalnym, na pracy nad wybranym repertuarem. Nie potrafiłam tego zrobić, ucząc w dwóch szkołach, ponieważ prowadzone zajęcia wokalne indywidualnie z każdym uczniem są bardzo wymagające - muszę uczestniczyć czynnie, śpiewać z uczniami, przygotowywać ich do egzaminów, koncertów, konkursów. Realizację swoich marzeń rozpoczęłam będąc w ciąży. Przebywając już na zwolnieniu z tego powodu, zaczęłam myśleć o tym projekcie. Jestem pod stałą opieką wokalną prof. Dariusza Grabowskiego i wspólnie ustaliliśmy repertuar oraz skupiliśmy się nad przygotowaniem do nagrań. Od momentu wybrania repertuaru do ukazania się płyty dokładnie minęły dwa lata.
          W tym czasie powstały nagrania instrumentalne zrealizowane z Orkiestrą Filharmonii Lwowskiej. Pojechałam je realizować do Lwowa w zeszłym roku w sierpniu, z trzymiesięcznym synkiem. Mieliśmy na to dwa dni - wynajętą salę, muzyków i dyrygenta, dlatego pracowaliśmy w wielkim skupieniu, aby w tym czasie nagrać cały materiał. Później moi reżyserzy dźwięku pracowali nad tymi nagraniami, aby przygotować je do nagrań z głosem. Od stycznia do maja nagrywałam partie wokalne w studiu w Przemyślu. W tym czasie powstały także wszelkie materiały potrzebne do wydania płyty. Kiedy wydawnictwo DUX otrzymało już nagrania, zdjęcia, teksty, to jeszcze trochę czasu zajęło opracowanie ich i ostatecznie w listopadzie tego roku ukazał się mój debiutancki album.

           Płyta jest pięknie wydana i z wielką przyjemnością sięga się po takie wydawnictwa, zawierające, oprócz dobrych nagrań, ciekawe teksty i artystyczne zdjęcia. To wszystko wiąże się z dużymi kosztami i dobrze się złożyło, że otrzymała Pani Stypendium Twórcze Miasta Przemyśla, które w 2018 roku przyznał Pani Prezydent Miasta Przemyśla.
           - Tak, bardzo ważne było, że Prezydent i powołana komisja przyznali mi stypendium twórcze na ten projekt. Jest to dla mnie ogromne wyróżnienie, gdyż Prezydent Miasta Przemyśla objął również patronat honorowy nad tym projektem. Płyta idzie w świat i promuje miasto Przemyśl, z którym jestem bardzo związana. Cieszę się, że zostałam stypendystką, bo pomogło mi to finansowo, chociaż nie ukrywam, że na końcowym etapie realizacji albumu pojawiły się dość duże i nieprzewidziane przeze mnie wcześniej koszty, ale na szczęście udało mi się pozyskać sponsora, który mnie wspomógł i dzięki temu mogłam wydać album w takiej formie, w jakiej sobie to wymarzyłam.

          Powiedzmy także o zawartości krążka. Według mnie zestawienie utworów jest kompozycją.
          - Rzeczywiście, długo zastanawialiśmy się nad tym z prof. Dariuszem Grabowskim, a czasem nawet spieraliśmy się. W sumie zostało nagranych trzynaście utworów, a dwa finalnie nie znalazły się na krążku. Płyta powstała na przestrzeni dwóch lat, a dwa lata dla rozwoju wokalnego artystki to mnóstwo czasu. Dlatego te pominięte utwory nie są odpowiednio dobrane do mojego głosu na obecnym etapie mojego rozwoju wokalnego i myślę, że to była dobra decyzja, aby ich nie umieszczać na płycie.
           Chcę, aby po mój album sięgnąć mogli wszyscy słuchacze i dlatego znajdują się na tym krążku arie operowe, utwór z musicalu „Nędznicy”, pieśń Dvořáka, a także dwa utwory operetkowe. Tak jak zostało to napisane w omówieniu repertuaru płyty - zwieńczeniem przyjaźni nawiązanej z czasie studiów z moimi dwiema wspaniałymi koleżankami, z którymi utrzymuję kontakt do dzisiaj, są dwa duety, do których „mam słabość”.
          W czasie studiów debiutowałam w roli Hrabiny w „Weselu Figara” Wolfganga Amadeusza Mozarta i stąd Sull’ aria „Che soave zefiretto...”. Ja śpiewam partie Hrabiny, a Magdalena Dobrowolska partie Zuzanny – to było moje pierwsze marzenie, które udało się spełnić.
Drugie to „Duet kwiatów” – „Flower Duet” z opery „Lakme” Léo Delibes’a. Ten bardzo znany i lubiany przez publiczność duet nagrałam z Aleksandrą Kalicką, śpiewającą głosem mezzosopranowym.

           Płyta rozpoczyna się cudowną pieśnią „Když mne stará matka zpívat učivala” op. 55 nr 4 Antonína Dvořáka z cyklu „Cigánské melodie” i jest jeszcze przepiękna aria Rusałki „Měsičku na nebi hlubokém” - od razu widać, że uwielbia Pani Antonína Dvořáka.
           - Owszem, do Dvořáka mam słabość, ale tak samo już dawno skradł moje serce Giacomo Puccini i uwielbiam śpiewać jego utwory, chociaż jest bardzo wymagającym kompozytorem, i jego utwory są bardzo trudne, ale myślę, że jakoś podołałam.

           Ja nawet zaryzykuje stwierdzenie, że dobrze się Pani czuje, śpiewając Pucciniego. Już dawno nie słyszałam tak pięknie wykonanej arii Lauretty „O mio babbino caro” z opery „Gianni Schicchi”.
           - Cieszę się, że się pani podoba. To jest utwór bardzo bliski mojemu sercu i często go wykonuję.
Na płycie jest jeszcze fragment z ostatniego dzieła operowego mistrza Pucciniego, aria Magdy de Civry „Chi il bel sogno do Doiretta” z opery „Jaskółka”.

           Z wielkim wyczuciem towarzyszyła Pani Orkiestra Symfoniczna Filharmonii Lwowskiej, którą dyrygował Serhij Chorowec.
           - Bardzo się cieszę, że udało mi się zaprosić ten zespół do nagrań. Jest to jedna z najlepszych orkiestr symfonicznych Ukrainy. Jak już mówiłam, ci znakomici muzycy w ciągu dwóch dni nagrali tak wymagający repertuar. Pragnę podkreślić, że dyrygent Serhij Chorowec jest znakomitym muzykiem i doskonale poprowadził orkiestrę. Ten Artysta ma ogromne doświadczenie w pracy z wokalistami, bo przecież ja nie śpiewałam w czasie tych nagrań, a on doskonale czuł wszystkie frazy, wiedział, kiedy zwolnić, kiedy przyśpieszyć. Jego sugestie także wiele wzniosły w moje interpretacje i to jego ogromne doświadczenie bardzo mi pomogło.

           Po ukazaniu się płyty odbyło się już kilka koncertów z Pani udziałem, podczas których wykonywała Pani z towarzyszeniem fortepianu niektóre utwory znajdujące się na krążku, ale przed nami wielki koncert w Sali Zamku Kazimierzowskiego w Przemyślu i jak czytałam na stronie wytwórni fonograficznej DUX, która wydała ten album, będzie to oficjalna promocja płyty, podczas której towarzyszyć będzie Pani orkiestra.
           - Tak, jestem promowana również przez moje wydawnictwo. Będzie to dla mnie bardzo ważne wydarzenie, ponieważ moim marzeniem było ruszyć z trasą koncertową, promującą album, właśnie z rodzinnego Przemyśla i udało mi się to zorganizować dzięki przychylności Prezydenta Miasta Przemyśla oraz pani Renaty Nowakowskiej – Dyrektor Przemyskiego Centrum Kultury i Nauki ZAMEK, dzięki której mam możliwość częściej występować przed przemyską publicznością.
           Koncert odbędzie się kilka tygodni po ukazaniu się albumu, ale myślę, że nawet działa to na naszą korzyść, gdyż okres sylwestrowo-noworoczny jest specyficznym czasem, podczas którego odbywają się koncerty galowe i przychodzi więcej publiczności.
           Zaprosiłam do tego koncertu pana Vasyla Ponajdę, zaprzyjaźnionego tenora z Ukrainy, niestety, obowiązki zawodowe nie pozwolą na udział moim przyjaciółkom, ponieważ Aleksandra Kalicka związana jest z Filharmonią Krakowską, a Magdalena Dobrowolska pracuje w Filharmonii Narodowej i od dawna w tym czasie mają zaplanowane koncerty w macierzystych Filharmoniach.
           Jak już wspomniałam, zaprosiłam Vasyla, mojego wieloletniego przyjaciela i jestem przekonana, że publiczność będzie usatysfakcjonowana repertuarem, jaki dla Państwa przygotowujemy. Zaplanowaliśmy kilka pięknych duetów, Vasyl zaśpiewa znane arie tenorowe, które na pewno porwą publiczność, a ja wykonam kilka pozycji z mojego debiutanckiego albumu, ale nie tylko...

           Ten koncert odbędzie się 10 stycznia w Sali Zamku Kazimierzowskiego w Przemyślu z towarzyszeniem Orkiestry, z którą album został nagrany. Później prawie natychmiast rusza Pani dalej.
           - Tak, ruszam dalej, bo w następnym dniu mam już próbę generalną w Rybniku do trzeciej edycji Festiwalu Operetki Śląskiej. Tam muszę się stawić już w południe na generalnej próbie z orkiestrą, ponieważ 12 stycznia mam ogromny zaszczyt śpiewać na inauguracji tego Festiwalu. Śpiewam ze znakomitymi wykonawcami, wśród których znajdą się: Katarzyna Oleś-Blacha, Sylwester Targosz-Szalonek i Tomasz Mazur, zaś Orkiestrą Filharmonii Rybnickiej im. Braci Szafranków dyrygował będzie Krzysztof Dziewięcki.

           Koncertów promujących album „Ah! Mia vita!” jest zaplanowanych więcej i podczas nich można będzie stać się szczęśliwym posiadaczem płyty, ale jest ona dostępna także w dobrych sklepach z muzyką klasyczną.
           Można mówić, że należy Pani do grona młodych śpiewaczek, chociaż występuje Pani na scenach już dość długo, ponieważ rozpoczęła Pani działalność artystyczną będąc studentką.
            - Tak, byłam na drugim roku studiów, kiedy tworzył się chór przy Operze Śląskiej. Namówiłam wówczas koleżankę (notabene Aleksandrę Kalicką) do udziału w przesłuchaniach, i miałyśmy szczęście, bo zostałyśmy przyjęte do tego chóru.
           To były pierwsze momenty, kiedy mogłam zarabiać pieniądze, śpiewając. Zaczęły się wyjazdy z Operą Śląską z koncertami i spektaklami operowymi w kraju i za granicą. Jeżdżąc z nimi w czasie wakacji, byłam w stanie zarobić na studia i to wsparcie finansowe było bardzo ważne, ale jeszcze ważniejsze było wielkie doświadczenie, jakie tam zdobyłam. Występowaliśmy pod batutami wielu znakomitych dyrygentów, z wieloma wspaniałymi solistami. Bardzo dużo się nauczyłam, łącząc pracę w Operze Śląskiej i studia na Wydziale Wokalno-Aktorskim Akademii Muzycznej w Katowicach.
W sumie przez siedem lat pracowałam w Operze Śląskiej.

          Po ukończeniu studiów otrzymała Pani dylom magistra sztuki wokalnej i już można było cały czas poświęcić na pracę zawodową. To wcale nie oznacza, że już zakończyła się praca nad rozwojem, że można już pracować samodzielnie, nie prosząc o rady mistrza.
           - Jestem doskonałym przykładem, że tak jest. Studia kończy się zazwyczaj w wieku 24 lat, a dla śpiewaczki operowej jest to tak naprawdę początek jej rozwoju wokalnego. Przez kolejne lata głos się kształtuje i to jest bardzo ważny czas. Jak wiele śpiewaczek dużo sama pracuję nad głosem i sama potrafię wychwycić różne niedoskonałości, ale zawsze udaję się do kogoś, kto mnie posłucha, inaczej spojrzy na pewne rzeczy. Od lat jestem pod stałą opieką prof. Dariusza Grabowskiego. Mieszkając w Katowicach i już pracując, miałam możliwość uczyć się także u pani Jolanty Żmurko – świetnej pani pedagog, wybitnej śpiewaczki i wspaniałej kobiety. O jej wielkich umiejętnościach najlepiej świadczy fakt, jak wspaniale ukształtowała swoją córkę – światowej sławy śpiewaczkę Aleksandrę Kurzak.
Natomiast od około 7 lat znajduję się pod opieką wokalną prof. Grabowskiego. Zazwyczaj spotykamy się w Krakowie i pracujemy. Ostatnio nawet Profesor stwierdził, że w tym momencie wybrałby już dla mnie nieco inny repertuar na płytę.

           Pani głos podąża w stronę Pucciniego i innych twórców piszących bardzo wymagające partie sopranowe.
           - To prawda, Profesor ma dla mnie wizję, z której bardzo się cieszę i nie mogę się doczekać jej realizowania - zaczniemy pracę nad bardziej wymagającymi oper Mozarta czy ariami Verdiego. Moim marzeniem jest tytułowa partia z opery „Tosca” Giacomo Pucciniego, ale na razie Profesor grozi mi palcem, twierdząc, że jeszcze mam czas. Ja uwielbiam tę operę, jej muzykę i postać Tosci. Może za parę lat dane mi będzie zaśpiewać jej partię i spełnię swoje kolejne marzenie.
Kiedyś w sferze marzeń było wydanie albumu, a teraz siedząc z panią, trzymam debiutancką płytę. Trzeba marzyć dalej.

           Głos jest najpiękniejszym instrumentem, ale wymaga specjalnej troski. Aby pięknie i świeżo brzmiał, trzeba o niego dbać i czasem mu dać odpocząć, a wszystko wskazuje na to, że w tym roku mało będzie na to czasu.
           - Dokładnie tak jest, jak pani mówi. Zbieram siły na styczeń i kolejne miesiące. Koncerty wymagają siły, przygotowania utworów, ale robię to wszystko, nie forsując się. Święta spędziłam oczywiście z rodziną i nie obeszło się bez śpiewania kolęd. Córka trzeci rok uczy się gry na skrzypcach i przygotowała kilka kolęd. Przypomniały mi się czasy, kiedy ja byłam dzieckiem i uczyłam się grać na gitarze. Kolędowaliśmy wtedy wspólnie przy gitarze. Teraz córka grała na skrzypcach, a ja usiadłam przy pianinie i śpiewaliśmy.
            W sylwestrowy wieczór żadne bale nie wchodzą w grę, bo to jest mój czas na reset, na przygotowanie się do czekających mnie koncertów. Zdarzało się ostatnio, że czułam zmęczenie głosu i wtedy zwykle podejmowałam decyzję: co najmniej przez pięć dni nie będę sięgać po nuty, nie będę nic śpiewać. Zazwyczaj mijał jeden dzień, mijał drugi, ale trzeciego już czułam potrzebę, żeby usiąść przy pianinie otworzyć nuty i coś pośpiewać.

           Okazało się jednak, że piękny, rodzinny Przemyśl jest Pani miejscem na Ziemi, do którego wraca Pani z koncertowych podróży.
          - Moje serce jest w Przemyślu, moja rodzina, moi bliscy. Czuję, że w Przemyślu jest moje miejsce i dlatego wybudowaliśmy z mężem, dom do którego się właśnie wprowadzamy.
Kiedyś miałam obawy, że mieszkając z dala od wielkich aglomeracji będę miała pewne ograniczenia związane z pracą i koncertowaniem. Teraz już wiem, że nie jest to żaden problem – odpowiednia organizacja, dobre połączenia i logistyka sprawiają, że mogę wykonywać pracę, którą kocham i mieszkać w małym, uroczym, podkarpackim mieście.
Jestem spokojna, że dzieci są pod dobrą opieką, gdy wyjeżdżam, bo babcie są wspaniałe, a mąż zawsze mnie wspiera. Odległości nie są żadną przeszkodą, a kiedy wracam do Przemyśla, czuję, że mam ostoję, spokój, że tu jest moje miejsce. Zawsze wracam z radością do domu, dzieci i męża.

           Czy wydanie płyty coś zmieni w Pani działalności artystycznej?
           - Płyta ukazała się kilka tygodni temu, ale już pojawiły się różne nowe propozycje i mam nadzieję na dalsze. Więcej na ten temat będę mogła powiedzieć za pól roku, może za rok. Liczę, że czeka mnie wiele ciekawych wydarzeń.

            Mam nadzieję, że będzie okazja przynajmniej w kilku koncertach z Pani udziałem uczestniczyć, a o tych, które odbywać się będą daleko, informować odwiedzających portal Klasyka na Podkarpaciu i stronę na Facebooku.
           - Będzie mi bardzo miło, a na razie zapraszam serdecznie 10 stycznia do Zamku Kazimierzowskiego w Przemyślu na koncert promujący moją debiutancką płytę „Ah! Mia vita”.

Z Renatą Johnson-Wojtowicz, świetną sopranistką młodego pokolenia rozmawiała Zofia Stopińska 27 grudnia 2019 roku.