Zofia Stopińska

Zofia Stopińska

email Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

Vadim Brodski w Filharmonii Podkarpackiej

Dwa dni przed koncertem, który rozpocznie się 17 lutego o 19.00 w Filharmonii Podkarpackiej udało mi się namówić głównego bohatera tego wieczoru – Vadima Brodskiego na chwilę rozmowy, która ma przybliżyć nastrój i program tego wieczoru.

Artysta jest uczniem Olgi Parchomienko i Davida Ojstracha. Otrzymał pierwsze nagrody na wszystkich międzynarodowych konkursach w których uczestniczył na przełomie lat 70-tych i 80-tych ubiegłego stulecia. Sukces na Konkursie Wieniawskiego w Poznaniu w 1977 roku, przyniósł Vadimowi Brodskiemu propozycje koncertów w najlepszych salach całej Europy. Niestety, ówczesne władze radzieckie zabroniły wyjazdów zagranicznych młodemu skrzypkowi i dlatego w 1981 roku przeprowadził się do Polski. Kariera Vadima Brodskiego rozpoczęła się wówczas na dobre. Koncertował z najlepszymi orkiestrami, w najważniejszych salach, pod batutami wspaniałych dyrygentów. Nagrał wiele płyt oraz programów radiowych i telewizyjnych. Po latach, kiedy ugruntował swoją pozycję jako skrzypek grający muzykę klasyczną, zaczął chętnie sięgać po repertuar lżejszy. Z tego gatunku nagrał m.in. płyty „The Beatles” i „Scott Joplin Ragtimes”.

Zofia Stopińska : W najbliższy piątek ( 17 lutego) zobaczymy i usłyszymy Pana w podwójnej roli, a w dodatku w autorskim programie.

Vadim Brodski : Otrzymałem zamówienie od Dyrekcji Filharmonii Podkarpackiej, na elegancki koncert z lżejszym repertuarem. W odróżnieniu od muzyki klasycznej, którą wykonuję na co dzień, jest to bardzo skomplikowany i dość ciężki program dla mnie. Zaraz powiem dlaczego. Kiedy występuję jako solista i gram koncerty skrzypcowe Brahmsa czy Wieniawskiego, odpowiedzialny za całość jest dyrygent – on jest jak reżyser w teatrze czy operze, natomiast ja mam tylko jak najlepiej, jak najpiękniej potrafię wykonać partie solowe, ewentualnie zagrać dowolny utwór na bis jeśli publiczność będzie nalegać. Ale jest „szef”, który odpowiada za całość. W tym koncercie, z muzyką lżejszą: dyryguję, prowadzę koncert i występuję jako solista – solista bez dyrygenta. Biorę na siebie podwójne zobowiązanie, bo są drastyczne momenty w czasie gry, kiedy potrzebny jest dyrygent, bo solista niewiele może zrobić. Niemniej jednak Orkiestra Filharmonii Podkarpackiej jest na tyle czuła, że dajemy sobie spokojnie radę bez dyrygenta.

Z. S. : Proszę powiedzieć co usłyszymy w programie.

V. B. : Program piątkowego koncertu w Rzeszowie mogę nazwać „słodką mieszanką”. Będą krótkie utwory wirtuozowskie na skrzypce z orkiestrą – leży przed nami partytura Wstęp do opery „Carmen” Georges’a Bizeta, będą jeszcze największe hity operetkowe w których solistką będzie śpiewaczka pani Ewelina Szybilska, albo utwory jazzowe na saksofon i orkiestrę a solistą tej części koncertu będzie mój syn 18-letni Julian – według mnie bardzo zdolny saksofonista. Mam nadzieję, że dobrze zaprezentuje się na scenie i nie powie mi pani po koncercie, że chwaliłem go na wyrost, bo często rodzicom wydaje się, że ich dzieci są najbardziej utalentowane na świecie. Będą jeszcze żarty muzyczne i największe hity Johna Lennona i Paula McCartney’a skomponowane dla zespołu The Beatles. I to chyba tyle. Wszystko będzie z lekkim poczuciem humoru.

Z. S. : Większość utworów pewnie sam Pan opracował.

V. B. : Faktycznie. Mniej więcej 65 procent całego programu, to są moje orkiestracje. To dodatkowy kłopot, bo trzeba przed wyjazdem dokładnie sprawdzić, czy nuty dla każdego instrumentu są kompletne. Wszystko musi być dokładnie przygotowane z orkiestrą. Tego typu programy są wręcz niebezpieczne, bo wystarczy przesadzić w jedną lub w drugą stronę i dzieje się coś niedobrego – nie chcę użyć słowa „chałturka”. Wszystko musimy dopiąć na ostatni guzik. Powtórzę raz jeszcze – to bardzo niebezpieczny program.

Z. S. : Musi Pan lubić takie wyzwania.

V. B. : Owszem, bardzo lubię. Ktoś już dawno powiedział przy okazji takiego koncertu, że „czuję bluesa”. Wszystko co związane jest z muzyką, przynosi mi ogromną przyjemność – gra na skrzypcach, na altówce, czy gra na fortepianie dla przyjaciół, akompaniowanie na fortepianie moim studentom, czy dyrygowanie. Jest to dla mnie ogromna frajda. Im dłużej jestem muzykiem, tym bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że słusznie postąpiłem stawiając na muzyką.

Z Vadimem Brodskim rozmawiała Zofia Stopińska 15 lutego 2017r.

 

 

Igor Cecocho - mistrz trąbki

Igor Cecocho jest absolwentem Białoruskiej Akademii Muzycznej w Mińsku (klasa trąbki prof. N. Wołkowa). W latach 1979 – 90 był solistą Orkiestry Symfonicznej Teatru Wielkiego w Mińsku, a od 1986 do 1990 roku był także wykładowcą w Białoruskiej Akademii Muzycznej. Jest laureatem kilku konkursów trąbkowych. Od października 1990 roku objął prowadzenie klasy trąbki w Akademii Muzycznej we Wrocławiu, a od 2006 roku w Akademii Muzycznej w Łodzi. W latach 1992 – 2006 był solistą Filharmonii Wrocławskiej. Prowadzi intensywną działalność solistyczną w kraju i za granicą, grając na trąbkach współczesnych i historycznych. Więcej o Artyście dowiedzą się Państwo czytając rozmowę, którą zarejestrowałam przed koncertem 10 lutego w Filharmonii Podkarpackiej.

Zofia Stopińska : Zagra Pan z Orkiestrą Symfoniczną Filharmonii Podkarpackiej, którą poprowadzi angielski pianista i dyrygent Ian Hobson, bardzo piękny i stylowy utwór Andrzeja Panufnika.

Igor Cecocho : Zgadza się. Wiadomo, że Andrzej Panufnik połowę swojego życia spędził w Polsce, a później zamieszkał na stałe w Anglii, ale cały koncert się opiera na motywach dawnych tańców polskich. Jestem przekonany, że „Concerto in modo antico” najlepiej pokazuje twórczość tego kompozytora. Bardzo lubię ten utwór i nagrałem go z orkiestrą „Sinfonia Varsovia” dla wydawnictwa Naxos. Teraz moim zadaniem jest propagować ten koncert, bo w Polsce nie jest znany. Nie jest to wprawdzie długi utwór, ale trudny dla solisty, bo partia solowej trąbki napisana jest dość wysoko i ciężko się ją wykonuje na normalnej trąbce. Może dlatego tak rzadko jest grywany.

Z. S. : Wielu melomanów z pewnością się cieszy, że występuje Pan w Rzeszowie po dłuższej nieobecności, bowiem jest Pan artystą bardzo zajętym. Niełatwo jest pogodzić działalność koncertową z pracą pedagogiczną na dwóch uczelniach.

I. C. : Moim głównym miejscem pracy jest Akademia Muzyczna we Wrocławiu i od tego roku akademickiego podjąłem się jeszcze dodatkowych obowiązków – zgodziłem się zostać kierownikiem Katedry Instrumentów Dętych, Perkusji i Akordeonu. Wiąże się to z wieloma obowiązkami – między innymi obecnością na wszystkich egzaminach, muszę myśleć o strategii Katedry, a wiadomo, że czasy są nie najlepsze, ale najbardziej uciążliwa jest dla mnie „papierkowa robota”. Oprócz tego pracuję jeszcze w Akademii Muzycznej w Łodzi jako profesor wizytujący. Mam tam bardzo dobrą klasę i jestem zadowolony z tej współpracy. Nigdy nie myślałem, że tak polubię to miasto, że tak się będzie rozwijało i będę mocno związany z Łodzią. W dziedzinie muzyki wiele także się dzieje we Wrocławiu, chociażby za sprawą Narodowego Forum Muzyki z czterema salami koncertowymi. Jest bardzo piękna sala w Akademii Muzycznej. Fakt, że Wrocław był ostatnio Europejską Stolicą Kultury, bardzo wpłynął na promocję miasta i miejmy nadzieję, że te sale nie będą świeciły pustkami i publiczności w tych salach nie zabraknie. Na razie z dużym wyprzedzeniem trzeba kupować bilety na koncerty do największej wrocławskiej sali koncertowej, która mieści 1800 osób. Coraz więcej jest pięknych sal koncertowych w Polsce, ale nie wszystkie mają dobrą akustykę, a przecież to jest najważniejsze dla wykonawców i odbiorców muzyki klasycznej.

Z. S. : W Rzeszowie na szczęście niewiele wiemy o złej akustyce, ponieważ wszystkie koncerty symfoniczne odbywają się w budynku Filharmonii, w świetnej jeśli chodzi o akustykę sali.

I. C. : W sali Filharmonii Podkarpackiej akustyka jest znakomita. Znam dwie takie dobre sale filharmoniczne w Polsce – w Bydgoszczy i w Rzeszowie. Taka akustyka powinna być wszędzie. Mówią, że w każdej sali można zrobić dobrą akustykę, ale ja w to nie wierzę.

Z. S. : Salę można porównać do instrumentu. Nie wszystkie, robione nawet przez największych mistrzów, brzmią równie wspaniale.

I. C. : Najbardziej obrazowo można to wyjaśnić na przykładzie organów – piszczałkowych, mechanicznych i elektronicznych. W elektronicznych organach mamy dziesiątki tysięcy różnych kombinacji, tysiące głosów, nigdy się nie rozstroją, są wygodne, bo wszystko można regulować, ale nigdy nie zastąpią one dobrego piszczałkowego instrumentu o trakturze mechanicznej. Na szczęście jeszcze nikt nie wymyślił „sztucznej” trąbki. Jest już taki saksofon, który ma tylko prawdziwy ustnik, a reszta to elektronika. Dla mnie to już nie jest sztuka. Uważam, że na instrumentach dętych – dla przykładu na trąbce – grający musi mieć pewne trudności w grze wynikające z oporu powietrza i naturalnego zadęcia. Uważam, że taka gra przynosi satysfakcję zarówno wykonawcy, jak i publiczności Uświadomię Pani, że są różne trąbki. Trąbki naturalne nie mają mechanizmów, podobne są do wojskowych fanfar, gra się tylko na przedęciach. To najstarsze trąbki na których trudno grać, ale w epoce baroku grano wyłącznie na takich trąbkach. Aktualnie używane są w zespołach i orkiestrach grających na instrumentach historycznych. Współcześni trębacze grają muzykę barokową na tzw. trąbkach piccolo – trąbkach D, które są mniejsze od normalnej trąbki i pozwalają grać w wysokim rejestrze. Koncert Panufnika gram na trąbce Es. To jest trąbka o trochę wyższym stroju. Zacząłem przed nagraniem ćwiczyć ten koncert na trąbce C, przypominającej trąbkę B, ale było mi trochę ciężko grać, a ta muzyka wymaga lekkości i dlatego zdecydowałem się na trąbkę Es. To jest krótszy instrument, brzmiący jasno i szlachetnie.

Z. S. : Płyty firmy Naxos, dla której nagrywaliście są dostępne na całym świecie.

I. C. : Potwierdzeniem tego może być fakt, że wkrótce po ukazaniu się płyty, otrzymałem emaila od I trębacza Chicago Symphony Orchestra -- Christophera Martina. Napisał, że kupił moją płytę i uważnie jej wysłuchał - pytał na jakiej trąbce grałem. To było tuż przed europejskim tournée tej orkiestry i koncertem w Warszawie, gdzie także ten utwór został wykonany i kiedy powiedziałem mu zgodnie z prawdą, że na trąbce Es – stwierdził, że wybrał taką samą trąbkę. Usłyszałem jeszcze kilka komplementów na swój temat iraz na temat nagrania i zaprosił mnie na koncert w Warszawie, po którym spotkaliśmy się.

Z. S. : Jeśli już jest mowa o wyborach – Pan wybrał sobie instrument, czy rodzice?

I. C. : Ja wybrałem trąbkę, ale można powiedzieć – niechcący. W ogóle to rozpoczynałem naukę muzyki od gry na skrzypcach, ale nie polubiłem tego instrumentu. Cały czas podobał mi się saksofon i bardzo chciałem na nim grać. Ale przecież mieszkałem na terenie Związku Radzieckiego, gdzie saksofon kojarzony był z jazzem i wszystkim co złe. Dlatego w szkołach muzycznych nie było tego instrumentu. Zaproponowano mi trąbkę i postanowiłem spróbować. Grać na trąbce uczył w tej szkole Josif Zladkin – wspaniały nauczyciel , muzyk i człowiek. Obecnie ma 94 - lata i mieszka w Izraelu. Nauczył mnie dobrze grać na trąbce, ale co najważniejsze „zaraził” mnie miłością do instrumentu i to na całe życie. Zawód muzyka nie jest opłacalny w dzisiejszych czasach, a na wielką, prawdziwą karierę, ma szanse jeden na kilka, może nawet kilkanaście tysięcy muzyków. Mam teraz u siebie w klasie studenta, który pochodzi z rodziny znanych prawników. Od pokoleń wszyscy byli prawnikami i są – on jeden się wyłamał, bo kocha trąbkę. Nieważne było, że ma najwyższe oceny prawie ze wszystkich przedmiotów na świadectwie maturalnym i mógłby studiować na każdej uczelni. Kocha trąbkę i postanowił, że będzie muzykiem. Drugim przykładem jest mój syn, który ukończył fizykę na politechnice i teraz zdał egzamin na pierwszy rok Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie na grafikę. Marzył o tym, chodził na lekcje prywatne i zdał egzamin wstępny zdobywając jedną z najwyższych punktacji. Ja też uważam, że trzeba robić to, co się kocha.

Z. S. : Mieszka Pan w Polsce już ponad ćwierć wieku, czuje się Pan Polakiem?

I. C. : Mieszkam w Polsce już 27 lat. Mam polskie obywatelstwo, bo czasy były takie, że nie mogłem mieć dwóch i musiałem wybierać. Powiem teraz o korzeniach – moje babcie to rodowite Polki. Jeden z dziadków był Białorusinem, ale w żyłach drugiego płynęło trochę polskiej krwi. Bliżej nam było do Polaków. Zresztą uważam, że wszystkim Białorusinom bliżej do Polski niż do innych państw. Kilka lat temu zmarł mój ojciec i pojechałem na pogrzeb. Miałem trochę czasu i poszedłem na długi spacer po Mińsku. Rozmawiałem trochę ze znajomymi i dawnymi przyjaciółmi. Jak wróciłem do Wrocławia, uświadomiłem sobie, że tu jest moje miejsce na Ziemi. Tutaj mam rodzinę, dzieci, które już dorosły i czują się Polakami. Były różne okazje, aby córka, czy syn wyjechali za granicę, ale oni nie chcieli, bo czują się Polakami. Podkreślają, że tutaj jest ich miejsce.

Z. S. : Wiem, że lubi Pan Podkarpacie. Zobaczymy się może niedługo?

I. C. : Tak, jeśli przyjedzie Pani do Jasła na Konkurs Młodych Instrumentalistów. Bardzo lubię Jasło i okolice tego miasta. Przez długi czas miałem niedaleko Jasła drewniany, stary ale pięknie odnowiony, wygodny dom. Piękne tereny i wspaniali ludzie wokół. Przyjeżdżaliśmy do tego domu z rodziną i znajomymi. Niestety, musiałem go sprzedać, bo z Wrocławia było daleko i nie było czasu mieszkać w tym domu. Ale nadal twierdzę, że na Podkarpaciu czuję się najlepiej. Nie potrafię tego wytłumaczyć, ale tutaj oddycham pełną piersią.

 

"Brodski Carnival Show"

Vadim Brodski  wystąpi 17 lutego z Orkiestrą Filharmonii Podkarpackiej w roli skrzypka i dyrygenta. Solistami koncertu będą także rozpoczynający karierę znakomici artyści : śpiewaczka Ewelina Szybilska i saksofonista Julian Brodski ( syn Vadima Brodskiego).

W programie wieczoru znajdą się znane utwory wielkich mistrzów - m.in.: G. Bizeta, E. Kalmana, C. Saint - Saensa, J. Offenbacha, oraz przeboje "The Beatles"

Koncert rozpocznie się o 19:00 w Filharmonii Podkarpackiej.

Marcin Kopczyński - mistrz MFP w Sanoku

Zofia Stopińska : W gronie mistrzów XII Międzynarodowego Forum Pianistycznego "Bieszczady bez granic..." jest także polski kompozytor Marcin Kopczyński. Zastanawiałam się, co robi kompozytor na festiwalu dla młodych pianistów i dlatego  rozmawiamy z panem Marcinem Kopczyńskim tuż po zajęciach. Proszę powiedzieć, kto uczestniczył w tych zająciach i jak one przebiegały.

Marcin Kopczyński : Prowadziłem warsztaty dla młodych adeptów kompozycji w połączniu z wykładem. Pokazywałem jakie są metody komponowania od strony warsztatu kompozytorskiego. Na Forum Pianistycznym jestem już po raz trzeci. Organizatorzy zapraszają mnie z pewnością dlatego, że piszę dużo utworów na fortepian. Podczas wieczornego koncertu  zostanie wykonany między innymi mój utwór Concertino „Temblores del corazon” czyli „Drżenie serc” na 4 ręce i orkiestrę smyczkową op. 76. To jest część całej trasy koncertowej. Ten utwór został już wykonany w czterech miejscach: w Brześciu na Białorusi, w Bydgoszczy, w Mielcu i w Krakowie, a jeszcze trzy razy będzie grany.  Dzisiaj przy fortepianie zasiądą dwaj uczniowie Państwowej Szkoły Muzycznej w Sanoku – Mateusz Putyra i Bartosz Jarosz. Spotkaliśmy dwie godziny temu po raz pierwszy i usłyszałem jak interpretują partie fortepianu. Grają zupełnie inaczej niż ja z kolegą. Muszę się do tej nowej wersji przyzwyczaić. W sumie moje Concertino zostanie wykonane siedem razy. W dzisiejszych czasach dla kompozytora to wielka sprawa. Bardzo się cieszę, że organizatorzy zamówili u mnie ten utwór. Cztery lata temu podczas Forum odbyło się prawykonanie innego mojego utworu na fortepian i orkiestrę.

Z. S. : Dlaczego nazwał Pan ten utwór Concertino, a nie Koncert?

M. K. : Jest to mała forma koncertowa. Utwór trwa około dziewięć minut, a do tego jest to utwór koncertujący w sensie takim nawet barokowym, bo partie pianistów ze sobą dialogują, współzawodniczą i wchodzą w różne relacje z orkiestrą. Grają w tutti z orkiestrą, czasami orkiestra akompaniuje, a czasem jest na pierwszym planie. Forma jest mała – stąd nie koncert, tylko concertino.

Z. S. : Wielu kompozytorów tworzy z potrzeby serca, bez względu na to czy utwór zostanie wkrótce wykonany, czy też partytura powędruje na półkę lub do szuflady i będzie czekała aż ktoś po nią sięgnie. Znam twórców którym potrzebne jest zamówienie i wyznaczony termin prawykonania. Jak Pan komponuje?

M. K. : Zastanawiam się co powiedzieć. Zamówienie i wyznaczony termin są ważne, ale ja wiele utworów piszę też bez zamówienia - z potrzeby serca. Bardzo często wykonawcy proszą o jakiś utwór i spełniam ich życzenie najczęściej bez żadnego honorarium, bo na szczęście żyję z pracy pedagogicznej w Akademii Muzycznej w Bydgoszczy i w Szkole Muzycznej w Inowrocławiu. Działam na wielu polach muzycznych, bo jeszcze jestem organistą i gram w moim rodzinnym mieście, w Parafii św. Jadwigi. Kompozytorem jest się wtedy, kiedy przychodzi inspiracja i się tworzy. Na co dzień nie żyjemy w oderwaniu od rzeczywistości, bo w większości mamy rodziny – ja mam wspaniałą żonę i troje dzieci, które chodzą do szkoły i trzeba je dopilnować – jak to w życiu, ale na komponowanie zawsze czas się znajduje. Pomysły przychodzą i to nie jest zależne od kompozytora. Czasem nawet jak się ma najwięcej pracy, jakieś egzaminy, dużo grania, czy akompaniowania – przychodzą pomysły i trzeba je zapisać w pierwszej wolnej chwili. Jest taka wewnętrzna potrzeba. Komponowanie to moja wielka pasja i przyjemność zarazem.

Z. S. ; Działa Pan w swoim rodzinnym Inowrocławiu i pobliskich miastach bardzo aktywnie.

M. K. : Mam także wiele wykonań w moim regionie – w Inowrocławiu, w Bydgoszczy i innych miastach, ale ostatnio coraz więcej też grane są moje utwory w odległych miastach w Polsce a także za granicą. Bardzo mnie to cieszy, że coraz więcej i coraz częściej moje utwory są wykonywane. Kompozytorów jest wielu i trudno jest zaistnieć. Na Forum w Sanoku mój utwór usłyszy kilkaset osób i będąc na koncercie poznam też wiele wspaniałych osób. Na stronie Forum są nawet zamieszczone nuty mojego utworu. Jak ktoś chce, może sobie wydrukować  i grać. Ja zawsze chętnie udostępniam nuty do wykonań koncertowych, czy do nagrań. Czuję się kompozytorem spełnionym.

Z. S. : Prowadząc tak ożywioną działalność, nie ma Pan chyba wiele czasu dla rodziny i na komponowanie.

M. K. : Bardzo lubię to co robię. To wielka frajda grać z instrumentalistami, czy wokalistami. Często też wykonuję swoje utwory jako akompaniator. Najwięcej czasu na komponowanie mam rano. Żona idzie do szkoły, bo tam pracuje, dzieci też idą do szkoły, a wtedy ja mam czas aby coś, co już jest w głowie zapisać. Staram się wykorzystywać każdą chwilę, żyć pełnią życia, pracować, być aktywnym – to też sprawia mi radość.

Z. S. : Będąc organistą musi Pan także być dyspozycyjny i na wielu uroczystościach obecny. Sądzę, że kontakt z tak pięknym instrumentem jak organy ma wpływ na Pana twórczość.

M. K. : Oczywiście. Dlatego powstało wiele kompozycji sakralnych, na przykład na głos i organy. Nurt muzyki sakralnej jest ważny w mojej twórczości.

Z. S. : Jaki instrument ma Pan do dyspozycji?

M. K. : Gram na instrumencie elektronicznym, ale są to organy wysokiej klasy, bardzo dobrze dobrane do wnętrza kościoła. Z powodzeniem można na nim wykonywać koncerty i dosyć często organizujemy zarówno recitale organowe, jak i koncerty kameralne. Sporo czasu spędzam także przy organach.

Z. S. : Czy zostanie Pan w Sanoku do zakończenia Forum?

M. K. : Bardzo bym chciał, ale nie mogę. Grałem podczas dwóch koncertów w Mielcu i w Krakowie, dzisiaj usiądę i posłucham koncertu w Sanoku i jutro z rana wracam do domu, gdzie czeka na mnie mnóstwo różnych obowiązków. Z wielką przyjemnością posłuchałbym kolejnych koncertów.

Z. S. : Na szczęście każdy koncert jest inny. Nie można identycznie wykonać utworu kilka razy.

M. K. : Muzyka na żywo jest nie do zastąpienia. Graliśmy cztery razy te same utwory i za każdym razem było troszeczkę inaczej. Dzisiaj będzie jeszcze inaczej.

Z. S. : Kiedy wczoraj umawialiśmy się na spotkanie, zastanawiał się Pan ile osób zainteresują zajęcia z kompozycji.

M. K. : Nie spodziewałem się takiego zainteresowania. Przyszło około trzydzieści osób w rożnym wieku: dzieci i młodzież , oraz nauczyciele. Była też spora grupa rodziców towarzyszących swym pociechom. Byli zainteresowani jak komponuję, pokazywali swoje pierwsze utwory. Dużo mówiłem i grałem. Trzy godziny minęły bardzo szybko. Mam nadzieję na kolejne zaproszenia na Międzynarodowe Forum Pianistyczne do Sanoka. Poznałem to wielu wspaniałych ludzi, atmosfera forum jest niezwykle inspirująca.   Przekonałem się, że żyjący kompozytor też się może na coś przydać. To bardzo ciekawa i dobrze zorganizowana impreza. Całe środowisko jest bardzo życzliwe, a Sanok to bardzo piękne miasto.

 Z kompozytorem Marcinem Kopczyńskim rozmawiała Zofia Stopińska - 08.02.2017r.

 

 

Koncert Walentynkowy w Przemyślu

17 lutego (piątek), godz. 18.00 -  sala widowiskowa Zamku Kazimierzowskiego w Przemyślu - Koncert Walentynkowy.

W programie utwory muzyki klasycznej i rozrywkowej w wykonaniu uczniów z Zespołu Państwowych Szkół Muzycznych im. Artura Malawskiego w Przemyślu.

Bilety w cenie 10 zł do nabycia na portierni Zespołu Państwowych Szkół Muzycznych w Przemyślu, oraz ma godzinę przed koncertem na Zamku Kazimierzowskim.

Koncert organizują Zespół Państwowych Szkół Muzycznych im. Artura Malawskiego w Przemyślu, oraz Przemyskie Centrum Kultury i Nauki Zamek.

Muzyczne pasje Tomasza Chmiela

Tomasz Chmiel – dyrygent, pianista, aranżer, producent muzyczny i pedagog.

Pochodzi w Rzeszowa, gdzie ukończył z wyróżnieniem klasę fortepianu w Państwowym Liceum Muzycznym. Później studiował w Akademii Muzycznej w Krakowie na dwóch kierunkach, które także ukończył z wyróżnieniem. Dyrygenturę studiował pod kierunkiem prof. Jerzego Katlewicza, a fortepian w klasie prof. Marka Koziaka. 

Tomasz Chmiel dwukrotnie był stypendystą Ministerstwa Kultury i Sztuki, był także wyróżniony Stypendium Twórczym Miasta Krakowa. Otrzymał I nagrodę w I Ogólnopolskim Przeglądzie Młodych Dyrygentów im. Witolda Lutosławskiego w Białymstoku. Wielokrotnie uczestniczył w seminariach Helmuta Rillinga Akademii Bachowskiej w Stuttgarcie, a także w kursach mistrzowskich w Salzburgu oraz Południowej Irlandii. Aktualnie Artysta związany jest z macierzystą uczelnią, dyryguje gościnnie w filharmoniach i teatrach muzycznych. Z wielką pasją zajmuje się także aranżacją. Niedawno, bo 27 stycznia 2017 roku, Tomasz Chmiel dyrygował Orkiestrą Symfoniczną Filharmonii Podkarpackiej. Wtedy także była okazja do zapisania rozmowy.

Zofia Stopińska :  Ciągle poszerza Pan zakres swojej działalności i dlatego nie ma Pan czasu na odpoczynek.

Tomasz Chmiel : Tak to jest. Jeszcze 10 lat temu jak wyjeżdżałem z Krakowa do innego ośrodka, to mogłem zająć się wyłącznie przygotowaniem i poprowadzeniem koncertu. Teraz, nie wiem dlaczego, być może ziemia się szybciej kręci i czas szybciej ucieka – robi się kilka rzeczy jednocześnie. Dla przykładu – będąc teraz w Rzeszowie – wczoraj miałem próbę od  do 13, a już o 15 musiałem być w Akademii Muzycznej w Krakowie, bo trwa sesja i mieliśmy egzaminy z dyrygentury, a późnym wieczorem miałem jeszcze próbę z moją ukochaną orkiestrą, czyli z Krakowską Młodą Filharmonią w Szkole Muzycznej im. M. Karłowicza w Nowej Hucie. Nie chciałem odwoływać tych zajęć, bo to była ostatnia próba przed feriami. Ale od dzisiaj skupię się już wyłącznie na przygotowaniach do koncertu. Na szczęście ta aktywność, nie odbija się na jakości mojej pracy. Często jestem zmęczony, ale udaje mi się godzić to wszystko. Mój wspaniały mistrz – prof. Jerzy Katlewicz powtarzał często, że  pracując tak intensywnie „człowiek spala się”. Zawsze mam na uwadze te słowa i moim miernikiem nie jest to, że czuję się zmęczony po próbie, tylko jak szybko się regeneruję. Czy za dwie, trzy godziny mogę stawać do następnej próby, albo innych zajęć. Jeżeli dojdę do wniosku, że po jakimś koncercie będę potrzebował całego dnia, czy dwóch na regenerację po tym "wypaleniu" – będzie to już pierwszy znak, że trzeba zwolnić tempo. Aktualnie  ten okres regeneracji jest krótki, a dyrygowanie jest moją wielką pasją i dlatego nie zwalniam. Chcę przytoczyć jeszcze wypowiedź mojej ulubionej profesor – prof. Marii Kochaj , wieloletniego dziekana Akademii Muzycznej w Krakowie, której bardzo dużo zawdzięczam. Ona powiedziała mi, będąc już na emeryturze, że długo uczyła, bo wiedziała, że może to robić, bo była szybsza od studentów. To chyba najtrafniejsze spostrzeżenie i najlepsza rada. Nauczyciel musi być szybszy od studenta, szybciej reagować, wcześniej przewidzieć pewne sprawy i wówczas jest wszystko dobrze, natomiast jeżeli uczniowie, albo muzycy w orkiestrze są szybsi od dyrygenta, to powinno się w tym momencie zapalić czerwone światełko, że jest coś nie tak i trzeba zwolnić tempo. Uśmiecha się Pani – może mówię jak starszy człowiek, ale w średnim wieku także czasami przychodzą do głowy takie refleksje. Uważam jednak, że już trzeba zacząć się kontrolować, aby długo być zawodowo aktywnym.

Z. S. : Będąc dyrygentem Krakowskiej Młodej Filharmonii – orkiestry działającej w średniej szkole muzycznej, musi Pan być autorytetem dla uczniów nie tylko jako dyrygent. Wiadomo, że największą zachętą do pracy dla członków takiego zespołu są koncerty. Młodzi ludzie odczuwają potrzebę pokazania efektów swojej pracy i dlatego powinni występować. Często trzeba się zająć różnymi sprawami organizacyjnymi.

T. Ch. : Pracuję już 17- ty rok jako dyrygent tej orkiestry. To jest mój ukochany zespół z którym uwielbiam pracować. Czuję też, że młodzież mnie akceptuje i obdarza zaufaniem. Wiedzą, że jeżeli coś zapowiem, to żeby się „waliło, paliło” – to będzie. Chodzi tu szczególnie o koncerty i nagrania. Młodzież jest fantastyczna i cieszę się, że mamy tak dużo prób, bo spotykamy się dwa razy w tygodniu na trzy godziny zegarowe. Specjalny zapis w statucie szkoły nam to umożliwia. Owocują te nasze spotkania dużą ilością koncertów, bo gramy około 40 koncertów w sezonie, czyli w ciągu roku szkolnego. Robimy około 10 programów, z którymi występujemy. Występowaliśmy już w różnych miejscach – m.in. w Teatrze Wielkim w Warszawie, Filharmonii Narodowej, Filharmonii Pomorskiej, Filharmonii Częstochowskiej, w Teatrze im. Słowackiego w Krakowie, w Centrum Kongresowym w Krakowie, a z panią Grażyną Brodzińską występujemy już od 10-ciu lat. Krakowska Młoda Filharmonia występuje z różnymi programami – gramy utwory z: oper, operetek, musicali, występujemy z koncertami muzyki filmowej, ale też towarzyszymy często instrumentalistom. Niedługo będzie koncert dyplomantów w naszej szkole. Wiele utworów i całych programów dla tego zespołu sam aranżuję, albo piszę. Jest to takie moje „oczko w głowie”.

Z. S. : Jako uczeń Liceum Muzycznego w Rzeszowie, był Pan dobrze zapowiadającym się pianistą, czy już wówczas myślał Pan o dyrygenturze?

T. Ch. : Bardzo miło wspominam te czasy kiedy uczyłem się  w budynku szkoły, który widzimy z garderoby w której rozmawiamy. Już wtedy prowadziłem kapelę ludową działającą w Domu Kultury WSK. Pana Andrzeja Jakubowskiego, który wówczas prowadził orkiestrę w Zespole Szkół Muzycznych nr 1 prosiłem, aby pozwolił mi czasem zadyrygować, tak samo panią Urszulę Biskupską prowadzącą chór szkolny prosiłem wskazówki i możliwość poprowadzenia chóru na próbie. Na szczęście nie odmawiali, pozwalali i udzielali wskazówek. Jestem im za to bardzo wdzięczny, bo mogłem już wówczas czegoś się nauczyć i utwierdzić się w przekonaniu, że to mnie fascynuje. Ja podobnie postępuję kiedy jakiś uczeń mnie prosi o radę, czy możliwość poprowadzenia orkiestry. Mam także ucznia, który gra na kontrabasie i próbuje aranżować. Wykonaliśmy nawet podczas koncertu jego opracowanie i wiem, że przygotowuje już następne utwory. Myślę, że poświęcę trochę czasu, aby nauczyć go podstaw dyrygowania i niedługo stanie za pulpitem dyrygenckim prowadząc swoje opracowanie jakiegoś utworu. Może w przyszłości będzie kompozytorem, aranżerem albo dyrygentem. Ja planowałem ukończyć Akademię Muzyczną w Warszawie najpierw w klasie fortepianu, a później studiować dyrygenturę. Nie dostałem się do Warszawy z braku miejsc. Wylądowałem w Krakowie i rozpocząłem studia dyrygenckie u prof. Jerzego Katlewicza, a rok później zdawałem na fortepian i studiowałem w klasie prof. Marka Koziaka.

Z. S. : Miał Pan ogromne szczęście, bo studiować dyrygenturę u prof. Jerzego Katlewicza nie każdy  mógł.

T. Ch. : Nie było łatwo także zdać egzamin na dyrygenturę, bo wymagania były duże, zresztą teraz też tak jest. To jest kierunek dla pasjonatów. Widomości ukończenia z wynikiem bardzo dobrym jakiegoś kierunku w średniej szkole muzycznej nie wystarczają na egzaminie na studia dyrygenckie. Trzeba samemu się uczyć, przede wszystkim chodzić na koncerty, poznawać literaturę symfoniczną, wskazane jest, aby słuchając utworów mieć do dyspozycji partyturę. Takie wymagania stawiał swoim studentom na początku nauki prof. Jerzy Katlewicz.  Po ukończeniu Akademii Muzycznej w Krakowie, zostałem pracownikiem tej uczelni – najpierw jako asystent, teraz adiunkt – jakby równolegle zacząłem prowadzić orkiestrę w średniej szkole muzycznej. Dyrygent tej orkiestry udawał się na dłuższy urlop i zostałem poproszony do przygotowania zaplanowanego koncertu. Początkowo odmówiłem, bo miałem zobowiązania w Operze Krakowskiej i na uczelni. Dyrekcja szkoły jednak nalegała i przyjąłem zaproszenie do współpracy na trzy miesiące i trwa to do dzisiaj - czyli już 17-cie lat. Zafascynowała mnie praca z uczniami tworzącymi orkiestrę , uwielbiam to i tej orkiestry nie zamieniłbym na żadną inną orkiestrę. To jest wyjątkowa szkoła do której uczęszcza wyselekcjonowana młodzież. Wiele problemów występujących nagminnie w szkolnictwie, nie dotyczy naszej szkoły. Kierownictwo szkoły robi wszystko, aby nauczyciele mogli spokojnie i dobrze pracować, a młodzież osiągać wysokie notowania na róznych konkursach.

Z. S. : Kilka razy byłam na koncertach, kiedy kierował Pan niewielkim zespołem zajmując miejsce przy fortepianie. Podobnie jak inni słuchacze, odniosłam wrażenie, że uwielbia Pan prowadzić takie zespoły od fortepianu.

T. Ch. : Fortepian – to jest jakby drugie moje imię. Na pierwsze  mam dyrygent, na drugie pianista, a na trzecie, aranżer. W ubiegłym tygodniu prowadziłem koncert od fortepianu w Częstochowie, a w poniedziałek  - program wykonany z orkiestrą symfoniczną w Rzeszowie i Łańcucie, powtarzamy z panią Grażyną Brodzińską i panem Tadeuszem Szlenkierem, z małym składem orkiestry i ja będę dyrygował od fortepianu. Takie koncerty pomagają mi w przygotowywaniu później dużych orkiestr. Żadnego problemu nie sprawia mi przegrywanie całych partytur we właściwym tempie, bo regularnie sporo czasu spędzam przy fortepianie. Dogłębna znajomość utworu bardzo przydaje się już na pierwszej próbie z orkiestrą.

Z. S. : Kiedyś powiedział mi Pan, że na pierwszym miejscu stawia Pan rodzinę – drugie pewnie zajmuje muzyka.

T. Ch. : Tak jest, chociaż żona często żartuje, że jej miejsce jest za puzonami… (śmiech). Przekonuję ją wówczas, że ona i synowie są na pierwszym miejscu. Prawda jest też taka, że nie mógłbym pogodzić pracy na uczelni, w średniej szkole muzycznej i dyrygować tyloma koncertami, gdybym nie miał tej ostoi w osobie mojej żony, która jest „szefem” w domu. Mamy trzech synów, którzy są uczniami szkoły muzycznej w której pracuję - dwóch jest na skrzypcach, a najmłodszy - Antek rozpoczął teraz naukę w pierwszej klasie na waltorni. Wszyscy są w bardzo dobrej szkole, nie wiem, czy będą muzykami - o tym kiedyś zadecydują sami, ale pierwszy stopień wszyscy muszą skończyć, bo obcując z muzyką, będą innymi ludźmi. Uczą się, ćwiczą i grają . Czas mają wypełniony, w przyszłości nie będą go marnować i to są rzeczy nie do przecenienia. Wracając jeszcze do naszgo ogniska domowego. Na jego czele stoi kobieta, która doskonale potrafi zorganizować czterech „facetów”. Kiedy trzeba stawia nas „do pionu” i słuchamy jej poleceń i rad. Jak nie ma mnie w domu kilka dni, to radzi sobie ze wszystkim. Zajmowanie się domem, to praca na co najmniej dwa etaty. Nie ma już czasu na pracę zawodową przy czterech „facetach”. Dzięki temu mogę wyjeżdżać na koncerty, zajmować się aranżacją. Mój dom działa na podobnych zasadach, jak dom prof. Katlewicza działał. Maestro wielokrotnie podkreślał, że miał wspaniałe życie prywatne, dzięki swojej „drugiej połowie” która potrafiła wszystko harmonijnie ułożyć. Będąc studentami, chodząc na koncerty którymi dyrygował, widzieliśmy jak przed wyjściem na estradę, żona jeszcze „dopinała” muszkę i poprawiała mu frak. Dzięki temu mógł mieć w głowie wyłącznie partyturę, bo jego wizerunkiem zajmowała się żona. Chcę jeszcze podkreślić, że byłem bardzo z Profesorem związany i po ukończeniu studiów w 1995 roku co najmniej raz w tygodniu spotykaliśmy się, telefonowaliśmy do siebie. Ta więź trwała do ostatnich Jego dni. Pierwszy mój syn, który teraz ma 11 lat – na cześć Profesora otrzymał imię Jerzy.  Wielkim zaszczytem było dla mnie, kiedy z powodu choroby Profesor nie czuł się na siłach, aby w całości poprowadzić swój jubileuszowy koncert i poprosił mnie, aby w części drugiej dyrygować  Symfonią C. Francka w wykonaniu Orkiestry Filharmonii Krakowskiej. Afisz z tego koncertu, na którym widnieją nasze nazwiska obok siebie, przechowuję do dzisiaj. Artystycznie i w życiu wiele zawdzięczam prof. Jerzemu Katlewiczowi.

Z. S. : Mam nadzieję, że po koncertach na Podkarpaciu, w Pana rodzinnych stronach, będzie Pan chciał niedługo tutaj powrócić i stanąć za pulpitem, aby poprowadzić koncert Orkiestry Filharmonii Podkarpackiej.

T. Ch. : Rozmawiałam na ten temat z panią prof. Martą Wierzbieniec – dyrektorem Filharmonii Podkarpackiej. Są plany, które dotyczą dwóch koncertów w niedalekiej przyszłości , ale o szczegółach poinformujemy z odpowiednim wyprzedzeniem. Zawsze chętnie powracam w rodzinne strony i bardzo sobie cenię współpracę z Orkiestrą Symfoniczną Filharmonii Podkarpackiej.

Z Tomaszem Chmielem rozmawiała Zofia Stopińska ( 27 stycznia 2017r)

Grammy dla "Penderecki Conducts Penderecki Vol.1"

Krzysztof Penderecki - polski kompozytor urodzony w 1933 roku w Dębicy jest twórcą wszystkich utworów  zamieszczonych na płycie "Penderecki Conducts Penderecki  vol.1" , która otrzymała nagrodę Grammy w kategorii "Muzyka chóralna". Ceremonia wręczenia nagród odbyła się w nocy z niedzieli na poniedziałek (12/13 lutego 2017r.) w Los Angeles.

Najnowsze z zebranych na płycie dzieł, to Dies Illa na 3 solistów, chór i orkiestrę - kompozycja z 2014 roku - poświęcona pamięci ofiar I wojny światowej w setną rocznicę jej wybuchu.Na płycie znajdują się jeszcze: Hymn do św. Daniłła na chór mieszany i orkiestrę (1997), Hymn do św. Wojciecha na chór mieszany i orkiestrę (1997), oraz Psalmy Dawida na chór mieszany i perkusję (1958).

Wykonawcami są: Orkiestra i Chór Filharmonii Narodowej w Warszawie,

Krzysztof Penderecki - dyrygent,

Henryk Wojnarowski - dyrektor chóru,

soliści : Johanna Rusanen - sopran, Agnieszka Rehlis - mezzosopran, Nikolay Didenko - bas.

Album ukazał się nakładem Warner Music Poland

 

Martin Palmeri - "Magnificat"

Martin Palmeri jest kompozytorem, dyrygentem i pianistą argentyńskim urodzonym 19 lipca 1965 roku w Buenos Aires. Studiował w Argentynie i Włoszech : kompozycję u Daniela Montesa, Marcela Chevaliera, Rudolfa Mederosa, Virtu Maragna i Edgara Grany; dyrygenturę chóralną u Antonia Russa i Nestora Zadoffa; dyrygenturę symfoniczną u Maria Benecry, śpiew u Amalli Estevez i Jose Crea, a fortepian u Eduardo Paeza i  Orlanda Tripodi.

Jest kompozytorem utworów wokalnych i instrumentalnych, w tym oper, oratoriów i utworów na chór i orkiestrę. Wiele z nich jest inspirowanych formą i harmonią tanga argentyńskiego.

Niniejsza płyta jest pierwszym na świecie nagraniem Magnificat Martina Palmeri. W utworze tym utrzymany jest styl Misatango oraz estetyka łącząca brzmienie chóru jako instrumentu wokalnej muzyki sakralnej z orkiestrą charakterystyczną dla Buenos Aires. W skład tejże orkiestry wchodzą: smyczki, bandoneon i fortepian. Nagranie jest "owocem" licznych wykonań tego dzieła m. in . w Toruniu i Bydgoszczy. Całość materiału zrealizowano w sali koncertowej Filharmonii Pomorskiej im. I. J. Paderewskiego w Bydgoszczy, podczas Koncertu finałowego III Międzynarodowego Konkursu i Festiwalu Chóralnego im. M. Kopernika PER MUSICAM AD ASTRA. W całym projekcie wzięli udział: chór "Astrolabium" przygotowany przez Kingę Litowską, solistki : Aleksandra Turalska - sopran; Agata Schmitd - mezzosopran, wybitny włoski bandoneonista Mario Stefano Pietrodarchi, Martin Palmeri (kompozytor)- fortepian oraz znakomita orkiestra smyczkowa Capella Bydgostiensis.

Całością dyryguje Kinga Litowska.

Utwór składa się z 11 części:

1. Chorus and soprano - Magnificat anima mea Dominum

2. Aria (soprano) - Et exutavit spiritus meus

3. Duet and chorus - Quia respexit humilitatem

4. Chorus and duet - Quia fecit mihi magna

5. Duet - Et Misericordia eius

6. Chorus - Fecit potentiam

7. Duet - Deposuit potentes

8. Duet and chorus - Esurientes

9. Duet and chorus - Suscepit Israel

10. Chorus - Sicut locutus est

11. Chorus - Gloria

MARTIN PALMERI – “MAGNIFICAT”

ALKSANDRA TURALSKA – SOPRANO

AGATA SCHMIDT - MEZZO-SOPRANO

MARIO STEFANO PIETRODARCHI – BANDONEON

MARTIN PALMERI – PIANO

ASTROLABIUM CHOIR

CAPELLA BYDGOSTIENSIS CHAMBER ORCHESTRA

KINGA LITOWSKA - CONDUCTOR

DUX, DUX 1343, 2016

Reżyser nagrania - Kamil Kęska, Jędrzej Rochecki

Płytę poleca uwadze Anna Stopińska - Paja

Dwa klarnety w roli głównej

 

Pod koniec ubiegłego roku polecałam uwadze znakomitą pod każdym względem, a do tego unikatową jeśli chodzi o repertuar płytę „Double Clarinet Concertos”. Zachwycona grą solistów zabiegałam o spotkanie i umówiliśmy się w styczniowy poniedziałek w Akademii Muzycznej w Krakowie. Było  to spotkanie z mistrzem i uczennicą, bowiem pan prof. Andrzej Godek związany jest z tą uczelnią od początku lat 70-tych – najpierw jako student, a później pedagog, natomiast pani mgr. Barbara Borowicz do niedawna studiowała w klasie klarnetu prof. Andrzeja Godka, a od 2014 roku jest wykładowcą klarnetu w Akademii Muzycznej w Krakowie. Rozmowę rozpoczęłam oczywiście od pytania o płytę.

 

Zofia Stopińska : Jak powstała ta płyta? Skąd pomysł aby na krążku znalazły się nieznane utwory?

 

Andrzej Godek : Kiedy Barbara była na drugim roku studiów, a już było wiadomo, że będzie bardzo dobrą klarnecistką, wtedy postanowiłem zaprosić ją do wspólnego wykonania utworów na dwa klarnety i fortepian. Koncert wykonaliśmy w Krośnie podczas Festiwalu Klarnetowego. Poświęciłem go pamięci Józefa Cymermana – mojego pierwszego nauczyciela klarnetu w Krośnie. Potem Basia zdobyła wiele laurów na różnego rodzaju konkursach i dwa lata temu, już jako moja asystentka, sprowokowała mnie do złożenia wniosku do marszałka województwa o wspólną nagrodę w kategorii „Mistrz – Uczeń”. Ta nagroda polega na promocji pedagoga i jego absolwenta. Taki wniosek złożyliśmy i o dziwo, kapituła przyznała nam tę nagrodę. Postanowiliśmy w ramach nagrody nagrać płytę na dwa klarnety i fortepian – zgodnie z wnioskiem. Kiedy jednak zaczęliśmy się zastanawiać nad programem i jaka muzyka jest obecna na rynku, stwierdziliśmy, że trzeba poszaleć. Przede wszystkim postanowiliśmy zrobić nagrania z orkiestrą. Długo negocjowaliśmy z różnymi orkiestrami i udało się pozyskać dwa zespoły – Filharmonię Częstochowską i Filharmonię Kaliską, którymi kieruje pan dyrektor Adam Klocek. Wspólnie postanowiliśmy, że nagramy utwory klasyczne na dwa klarnety, które  były bardzo popularne w czasach klasycyzmu, natomiast z czasem zupełnie o nich zapomniano. Najpierw postanowiliśmy, że nagramy Koncert Es-dur op. 35 na 2 klarnety i orkiestrę – Franza Krommera, później pomyśleliśmy o Koncercie Es-dur na 2 klarnety i orkiestrę smyczkową Franza Antona Hoffmeistera i na końcu pojawił się IV Koncert B-dur na 2 klarnety i orkiestrę Carla Philippa Stamitza. Nie gra się tych utworów w polskich salach koncertowych, nie są znane także w Europie i dlatego jest to ciekawe wydanie.

 

Zofia Stopińska : Po raz pierwszy spotkałam się z nagraniem w Polsce wymienionych utworów.

 

Barbara Borowicz : Prawdopodobnie tak. W Polsce nie zostały te utwory nagrane , a już na pewno nie na jednej płycie.

 

Zofia Stopińska : Kompozytorzy żyli i działali w tym samym czasie, ale w różnych ośrodkach muzycznych.

 

Barbara Borowicz :  Dlatego też ich muzyka nie jest do końca jednorodna. Każdy z koncertów jest rozpoznawalny i łatwo usłyszeć różnice pomiędzy tymi koncertami.

 

Andrzej Godek : Tym bardziej, że każdy z tych kompozytorów nie tylko pisał podwójne koncerty na klarnet, ale każdy z nich napisał jeszcze wiele innych utworów. Hoffmeister na przykład pisał sonaty na klarnet i fortepian. Krommer skomponował jeszcze jeden koncert na dwa klarnety, ale napisał także koncert na klarnet i kwartet na klarnet. Z kolei Stamitz jest autorem kilkunastu koncertów na klarnet, w tym tego jednego podwójnego, ale jest również partytura tego koncertu w wersji na klarnet i skrzypce.

 

Zofia Stopińska : Czas powstania tych koncertów, to okres zachwytu twórców i odtwórców, a także odbiorców muzyki klarnetem.

 

Andrzej Godek : Na początku XIX wieku możemy mówić o rozkwicie tego instrumentu. Nastąpił rozwój techniczny klarnetu i jego możliwości wykonawczych. Również wszystkie ośrodki, gdzie zaczęły powstawać orkiestry w składzie pełnym, czyli łącznie z klarnetami, zaczęły się zachwycać brzmieniem tego instrumentu, który w muzyce wcześniejszej nie był wykorzystywany.

 

Zofia Stopińska : Sądzę, że realizacja nagrań na tę płytę, była dla Pani ciekawym doświadczeniem.

 

Barbara Borowicz : Do tej pory oprócz nagrań, które profesor robił mi na konkursach, nie miałam studyjnych nagrań. To były to moje pierwsze profesjonalne nagrania na płytę. Bardzo się cieszę, że  mogłam je robić z moim mistrzem, który mógł się podzielić ze mną swoim doświadczeniem. Natomiast do gry z drugim klarnecistą byłam już przyzwyczajona, chociaż w takim przypadku, często jeden instrument jest wiodący, a drugi mu towarzyszy. Gra z orkiestrą także nie była dla mnie nowością, ponieważ wcześniej już występowałam jako solistka z orkiestrami. Pewna trudność przy nagraniu utworów na tę płytę polegała na tym, że nagrania były dokonywane z dwoma różnymi zespołami i w dwóch różnych salach. Trzeba było dostosować się i przyzwyczaić do odmiennych warunków.

 

Zofia Stopińska : Jest okazja, aby opowiedziała Pani o dotychczasowej działalności. Po ukończeniu studiów, postanowiła Pani dalej doskonalić swoje umiejętności.

 

Barbara Borowicz : W czasie studiów mój profesor powtarzał mi często, że tak naprawdę do ideału dąży się całe życie i nie można zakończyć edukacji na ukończeniu studiów. Po studiach magisterskich rozpoczęłam studia doktoranckie, także na Akademii Muzycznej w Krakowie pod kierunkiem prof. Andrzeja Godka. Również rozwijałam swoje umiejętności w Rzymie w Accademia Nazionale di Santa Cecilia , w klasie solowej Alessandro Carbonare – jednego z najwybitniejszych klarnecistów dzisiejszych czasów, jak również doskonaliłam się w zakresie gry kameralnej na studiach podyplomowych na Uniwersytecie w Wiedniu. W związku z moimi zainteresowaniami muzyką współczesną, pobieram lekcje u Suzanne Stephans w związku z utworami Karlheinza Stockhausena, którymi jestem bardzo zainteresowana.

 

Zofia Stopińska : Wiadomo, że w dzisiejszych czasach trzeba grać bardzo szeroki repertuar, ale Pani zainteresowania koncentrują się głównie na muzyce nowej.

 

Barbara Borowicz : Powiem szczerze, że nie do końca. Muzyką Stockhausena zainteresowałam się w czasie studiów, kiedy trzymałam w ręku jego pierwszy utwór „In Freundschaft”, który wzbudził moje zainteresowanie ze względu na swoją nie-standardowość, ponieważ klarnecista musi nauczyć się trudnego współczesnego tekstu na pamięć, który wymaga ogromnej precyzji, a tak naprawdę skutecznej pamięci, a także musi się poruszać. W tym samym czasie poznałam w Niemczech Suzanne Stephens i ona zainspirowała mnie do nauki kolejnych utworów Stockhausena. Kolejnym wyzwaniem był dla mnie utwór „Harlekin” na klarnet solo, który już jest utworem bardziej skomplikowanym, trwającym 45 minut i jest to teatr instrumentalny. Wykonawca musi być nie tylko muzykiem – klarnecistą, ale również : tancerzem i aktorem. Ale to nie oznacza, że chciałabym się zajmować tylko muzyką współczesną, ponieważ bardzo dobrze czuję się w repertuarze klasycznym, bardzo lubię grać muzykę romantyczną i nie chciałabym dążyć do zupełnego nowatorstwa i poszukiwania zupełnie odmiennej gry na klarnecie ( na samym ustniku, czy na klarnecie bez ustnika). Klarnet ma tak piękne brzmienie, że powinniśmy je wykorzystywać.

 

Zofia Stopińska : Jak przyjmowane są te nowe utwory – 45-minutowy utwór, to właściwie jest spektakl. Publiczność interesuje się taką muzyką?

 

Barbara Borowicz : Może opowiem na przykładzie utworu „In Freundschaft”, ponieważ to jest też muzyka współczesna, ale mamy dodatkowy ruch. Dlatego utwór jest interesujący nawet dla osób, które nie są szczególnie zainteresowane muzyką współczesną, ani też nie uczęszczają na koncerty zbyt często. Myślę, że jest to interesujące ze względu na ten ruch. Utwór „Harlekin” 45-minutowy też nie jest nudny dla publiczności, ze względu na to, że klarnecista występuje w specjalnym kostiumie. Wszystkie te dodatkowe elementy wzbudzają zainteresowania. Muzykę wspierają : ruch, gesty, kostium, światła i miny wykonawcy.

 

Zofia Stopińska: Najbliższe Pani plany są związane z rozwojem własnym i studentów.

 

Barbara Borowicz : Oczywiście, ponieważ jestem asystentką pana profesora, jest to dla mnie wielkie wyzwanie i mam nadzieję, że profesor potwierdzi, że spełniam się w tej roli. Cały czas się konsultujemy, aby jak najlepiej pracować z naszymi studentami. Ponieważ miałam świetnego profesora, to staram się jego metody przekazywać studentom.

 

Zofia Stopińska : Kiedy zafascynował Panią klarnet i jego brzmienie? Kilkanaście lat temu kobiety nie grały na instrumentach dętych powszechnie.

 

Barbara Borowicz : Zgadza się. Klarnet usłyszałam po raz pierwszy w szkole muzycznej w Poznaniu, kiedy poszłyśmy z mamą do szkoły, bo bardzo chciałam uczyć się w szkole muzycznej. Trafiłyśmy do Sali, gdzie odbywały się zajęcia z młodym chłopcem, który grał na klarnecie. Zachwyciłam się brzmieniem, ale wizualnie instrument nie do końca mi się podobał, ponieważ widziałam kiedyś dziewczynkę grającą na flecie i chciałam grać na takim pięknym, błyszczącym instrumencie, a klarnet nie błyszczy się.  Ze względu na brzmienie postanowiłam jednak spróbować i tak już zostało. Nie zamieniłabym tego instrumentu na inny.

 

Zofia Stopinska : Najważniejszym nurtem w Pana działalności jest aktualnie praca pedagogiczna, ale  proszę nam powiedzieć o doświadczeniach solisty, kameralisty i muzyka orkiestrowego.

 

Andrzej Godek : Muszę sięgać bardzo daleko w przeszłość. Po skończeniu studiów, a było to 42 lata temu, rozpocząłem „wielotorową” pracę. Pozostałem na uczelni i występowałem dużo jako: solista, kameralista i jako muzyk orkiestrowy. To trwało bardzo długo, ale starałem się proporcjonalnie działać we wszystkich tych obszarach, uważałem bowiem, że należy się rozwijać w wielu różnych kierunkach. Oprócz etatu w Akademii Muzycznej, pracowałem jeszcze w Orkiestrze Polskiego Radia i Telewizji w Krakowie, a później w Radiowej Orkiestrze Symfonicznej aż do jej rozwiązania. Uważam, że czynny muzyk ma o wile więcej do przekazania studentom, zresztą moi obecni studenci to potwierdzają.

 

Zofia Stopińska : Pani Barbara mówiła o pierwszych kontaktach z muzyką w Poznaniu. Pan pochodzi z Podkarpacia i tam też rozpoczął Pan się uczyć grać.

 

Andrzej Godek : Edukację muzyczną rozpocząłem w Szkole Muzycznej w Krośnie, będąc uczniem drugiej klasy szkoły podstawowej. Na początku uczyłem się grać na fortepianie. Klarnet pojawił się dopiero w klasie piątej i to całkowicie przypadkowo. Bardzo chciałem grać na trąbce, byłem zafascynowany tym instrumentem. Ówczesny dyrektor szkoły powiedział moim rodzicom: „Słuchajcie państwo, mamy wspaniałego pedagoga klarnetu i proponuję, aby Andrzej zaczął się dodatkowo uczyć grać na klarnecie”. Tak się też stało. Ukończyłem podstawową szkołę muzyczną jako pianista, jednocześnie ucząc się na klarnecie, a później już kontynuowałem naukę tylko na klarnecie. Początkowo w filii rzeszowskiej Szkoły Muzycznej w Krośnie, a później studiowałem w Państwowej Wyższej Szkole Muzycznej w Krakowie u prof. Stanisława Przystasia. Klarnet pojawił się w moim życiu przypadkowo, ale wkrótce bardzo mi się spodobał, co było także zasługą mojego nauczyciela Józefa Cymermana, który był wspaniałym muzykiem, wielkim estetą w sferze dźwięku i prowadzenia frazy. Zdając maturę wiedziałem, że będę kontynuował naukę gry na klarnecie. Jako uczeń i student grałem w różnego rodzaju zespołach, bardzo różnorodną muzykę, ale najczęściej na fortepianie, natomiast klarnet był zawsze traktowany klasycznie. Nigdy nie chałturzyłem na klarnecie, natomiast na fortepianie mi się zdarzało.

 

Zofia Stopińska : Jest Pan profesorem Akademii Muzycznej w Krakowie, gdzie prowadzi Pan klasę klarnetu. Często także na różnych konkursach i kursach spotyka się Pan z uczniami szkół muzycznych, którzy dopiero zaczynają się uczyć grać na instrumentach dętych. Zdolnej, zdeterminowanej młodzieży która chce się poświęcić muzyce jest dużo, pomimo tego, że muzycy są bardzo źle wynagradzani.

 

Andrzej Godek : Jest bardzo dużo zdolnej młodzieży i chętnej do pracy. Zmieniły się warunki od czasu, kiedy ja się uczyłem i studiowałem. Mam tu na myśli dostępność instrumentów, akcesoriów, materiałów nutowych, nagrań, możliwości udziału w różnego rodzaju kursach u wielkich mistrzów. Takiego kontaktu ze światem na przełomie lat 60-tych i 70-tych ubiegłego wieku nie było. „Łowiliśmy” nagrania nadawane w radiu, ale to było zaledwie kilka pozycji. Dopiero później można było kupować nuty, poznawać nie tylko „obiegowe” utwory w postaci koncertów Mozarta, czy Webera, ale również poszerzać repertuar. Dlatego ucząc młodych studentów – sam także się uczyłem i robię to nadal, starając się w każdym semestrze wprowadzać pozycje mnie nie znane. Interesuję się także muzyką współczesną, od której nie stroniłem także w czasie studiów. Pierwszym współczesnym utworem, który grałem, to był Kwartet op. 22 na skrzypce, klarnet, fortepian i saksofon tenorowy – Antona Weberna. To był szok na drugim roku studiów, że można coś takiego wykonywać.

 

Zofia Stopińska : Pracując w Orkiestrze Symfonicznej Polskiego Radia, występując jako solista, utrwalał Pan wiele utworów współczesnych.

 

Andrzej Godek : Tak. Orkiestra nagrywała najnowsze utwory kompozytorów polskich przede wszystkim, bo takie było zadanie „Radiówki Krakowskiej” . Nagraliśmy bardzo dużo tych utworów i te nagrania są w radiu nawet czasem odtwarzane. Jako solista dwukrotnie uczestniczyłem w festiwalu „Warszawska Jesień” , czy „Poznańska Wiosna” i po raz pierwszy wykonywałem utwory kompozytorów polskich i zagranicznych.

 

Zofia Stopińska : Niedługo będzie można spotkać Pana w Jaśle, gdzie będzie Pan brał udział w pracach jury „Konkursu Młodych Instrumentalistów”. Pomysłodawczynią tego konkursu była wybitna polska śpiewaczka – Stefania Woytowicz.

 

Andrzej Godek : To już będzie kolejna moja wizyta w Jaśle. Bardzo sobie ten konkurs cenię z tego powodu, że w programie każdego uczestnika musi być zawarty utwór kompozytora polskiego, co rzadko się zdarza nawet na konkursach organizowanych w Polsce. Z przyjemnością tam przyjeżdżam, tym bardziej, że poziom z roku na rok jest coraz wyższy i młodzież jest coraz lepiej uczona. Zaczynamy poziomem dorównywać Zachodowi.

 

Zofia Stopińska : Przed nami leży omawiana kilkanaście minut temu płyta  „Double Clarinet Concertos” . Płyta jest dostępna i zawsze można posłuchać bardzo interesujących nagrań, ale nic nie zastąpi nam na szczęście koncertu. Czy szykują się jakieś koncerty promocyjne?

 

Andrzej Godek : Był już taki koncert w Częstochowie. Zagraliśmy dwa koncerty zamieszczone na płycie. Graliśmy te koncerty także z towarzyszeniem fortepianu na Festiwalu „Wawel o zmierzchu” w sierpniu ubiegłego roku. Czynimy starania i być może uda się w przyszłym sezonie zorganizować taki koncert w Filharmonii Podkarpackiej. Może też uda się wystąpić z kameralnym składem na Festiwalu „Salezjańskie Lato” w Przemyślu. Bądźmy dobrej myśli.

 

Rekordy na Forum w Sanoku

Dzisiaj o 19.00 w Sanockim Domu Kultury rozpoczyna się Gala Finałowa XII Międzynarodowego Forum Pianistycznego "Bieszczady bez granic...". Koncert zatytułowany został "Od Bacha do Schnittke - koncerty fortepianowe". Oprócz wymienionych kompozytorów zabrzmią dzieła: Dymitra Bortniańskiego, Wolfganga Amadeusza Mozarta, Fryderyka Chopina, Konstantego Vileńskyego i Mirosława Skoryka. Solistom - młodym pianistom towarzyszyć będzie Lwowska Narodowa Orkiestra Kameralna "Akademia" pod batutą Igora Pylatyuka. Dowiemy się także, kto otrzyma w tym roku "Złote Parnasy"  i inne liczne nagrody. O tegorocznej edycji rozmawiam z prof. Jarosławem Drzewieckim - Prezesem Podkarpackiej Fundacji Rozwoju Kultury, która jest głównym organizatorem Forum.

Zofia Stopińska : Tegoroczne Forum jest pod wieloma względami rekordowe.

Jarosław Drzewiecki: Nie chodzi nam o bicie rekordów, ale ta informacja jest dla nas bardzo ważna, bo daje nam poczucie potrzeby, że to co robimy ma sens. Odzew wśród młodych ludzi jest bardzo duży i z roku na rok mamy coraz więcej uczestników. W tym roku mamy prawie czterystu uczestników. To jest już naprawdę dużo. Staraliśmy się dbać o to, żeby zostały spełnione ich oczekiwania, co nie jest takie łatwe, bo każdy ma inny próg potrzeb i nasi znakomici mistrzowie spełniają te oczekiwania.

Z. S. : Uczą się na Forum młodzi pianiści, ale także uczą się ich nauczyciele.

J. D. : Stworzyliśmy pewien system edukacji alternatywnej ( tak to nazwałem). Pedagodzy uczą się w Mistrzowskiej Szkole Pedagogiki Fortepianowej i później ci pedagodzy mają szanse zaistnieć na Międzynarodowym  Konkursie dla Pedagogów, który odbywa się corocznie w kwietniu w Warszawie. Ci najlepsi, wyłonieni w drodze konkursu, są później zapraszani jako wykładowcy do prowadzenia kursów i mamy liczne przykłady takiej działalności. W Sanoku, ci pedagodzy uczestniczą, w ramach swojej pracy, w jury konkursu pianistycznego "Młody Wirtuoz", który stał się już na tyle popularny, że w tym roku 150-ciu uczestników walczyło o palmę "Złotego Wirtuoza". Ten konkurs stał się niełatwym przedsięwzięciem organizacyjnym, ale sprawia nam ogromną satysfakcję, gdy widzimy uśmiechniete buzie i ogromny zapał w oczach tych młodych ludzi. Taki ma być sens tego konkursu - ma ich wspierać, dawać im siły i upewniać ich, że to co robią jest dobre i właściwe. Z tym przesłaniem pojadą do swoich miast nie tylko w Polsce, ale także na świecie, bo proszę sobie wyobrazić, że byli uczestnicy z Japonii, z Chin, z Chile, czy Kirgizji. Ci ostatni, lecieli trzema samolotami, dwoma autobusami do Sanoka. To jest pewna ofiara, którą podejmują rodzice dla dobra swoich dzieci, ale również dla dobra współpracy i poznania się wzajemnego. Myślę, że tu Polska jest znakomitym przykładem i dobrym pomostem między światem artystycznym Zachodu i Wschodu.

Z. S. : Przez te kilka dni Sanok jest stolicą muzyki fortepianowej na świecie.

J. D. : Nasze Forum ma kilka płaszczyzn. Jedną z nich jest "Mistrzowska Szkoła Pedagogiki Fortepianowej", która zawiera w sobie konkurs dla dzieci do lat 13-tu, ale Forum obejmuje także ogromną ilość koncertów, a młodzi pianiści mają wykłady i seminaria, kursy improwizacji i kameralistyki wokalnej oraz instrumentalnej. Mamy dwie orkiestry, które występują na Słowacji, Białorusi i w wielu miastach w Polsce, a solistami są uczestnicy. Są to cykle koncertów od baroku do utworów współczesnych. Te koncerty są wielką szansą dla kilkudziesięciu młodych pianistów zagrania z orkiestrą. To ważne doświadczenie, wielka przyjemność dla tych młodych. Dbamy także o to by na naszym Forum były dwa ważne filary - zdrowia i biznesu. Mówiłem już wiele razy, jak ważne jest abyśmy zwracali uwagę na postawę, aby za parę lat nie było problemów z kręgosłupem. W tej dziedzinie nawiązaliśmy współpracę z kliniką, która się nazywa "LIRA". To jest chyba jedyna klinika w Europie zajmująca się leczeniem i rehabilitacją artystów. Specjaliści z tej kliniki są na Forum - leczą, codziennie ćwiczą z młodymi pianistami, są masaże rehabilitacyjne. Podczas pierwszych zajęć przed laty, ponad 70 procent uczestników miało już problemy zdrowotne. Można powiedzieć, że dzisiaj ten procent jest mniejszy, bo około 50 procent uczestników zgłasza się z dolegliwościami, ale caly czas trzeba zwracać uwagę na postawę przy instrumencie. Drugi filar to jest biznes. Trzeba umieć się znaleźć w dzisiejszym świecie, bo samo granie na instrumencie, to już dzisiaj zdecydowanie za mało. Mamy świetnych specjalistów, którzy uczą młodych ludzi, jak się zaprezentować przed organizatorami koncertów i różnych wydarzeń artystycznych.

Z. S. : Lista nagród dla uczestników Forum w postaci koncertów jest naprawdę długa.

J. D. : Najlepsi z najlepszych mogą na danym etapie podołać takim zadaniom. Rada Programowa Forum, której przewodniczę, wybiera takich kandydatów, aby te nagrody były im potrzebne. Będą koncertowali w wielu miastach Polski, ale także na Litwie, Ukrainie, Slowacji i Rosji.

Z. S. : Uczestnicy wyjadą z zapałem do dalszej pracy, a organizatorzy muszą już myśleć o następnej edycji, aby była ona równie atrakcyjna i udana.

J. D. : My już pracujemy nad XIII Międzynarodowym Forum Pianistycznym "Bieszczady bez granic...". Mamy już nowe pomysły. Forum musi się rozwijać, musi być coraz doskonalsze, bo tego wymagają od nas uczestnicy, mistrzowie, publiczność przychodząca na koncerty - wszyscy.

Z prof. Jarosławem Drzewieckim - prezesem Podkarpackiej Fundacji Rozwoju Kultury i przewodniczącym Rady Programowej Forum, rozmawiała Zofia Stopińska ( 10.02.2017r.)

Subskrybuj to źródło RSS