Zofia Stopińska

Zofia Stopińska

email Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

FILHARMONIA PODKARPACKA - KOLĘDY POSPIESZALSKICH

14 stycznia 2022r., piątek, godz. 19:00
KOLĘDY POSPIESZALSKICH

Orkiestra Symfoniczna Filharmonii Podkarpackiej

Pospieszalscy:

Basia - skrzypce, śpiew

Lidia - śpiew, bębenek

Natalia (Rzeźniak- Pospieszalska) - flet, śpiew

Paulina (Pola) - flet, śpiew

Barbara-Ewa - fortepian, śpiew

Franek - kontrabas, gitara basowa, śpiew

Janek - gitara, kontrabas, śpiew

Karol - gitara, altówka, trąbka, tuba, śpiew

Łukasz - fortepian, klawisze, śpiew

Marcin - skrzypce, kontrabas, gitara basowa, cymbały, fortepian, śpiew

Mateusz - saksofony, flet, klarnet basowy, akordeon, klawisze, śpiew

Marek - saksofon, klarnet, śpiew

Mikołaj - kontrabas, gitara basowa, skrzypce, śpiew

Nikodem - perkusja, śpiew

Szczepan - trąbka, śpiew

Najważniejsza jest praktyka

         Zapraszam na spotkanie z dr. Danielem Prajznerem, znakomitym organistą i pedagogiem Akademii Muzycznej im. Krzysztofa Pendereckiego w Krakowie oraz Zespołu Państwowych Szkół Muzycznych im. Artura Malawskiego w Przemyślu. Jest również prezesem zarządu Salezjańskiej Szkoły Organistowskiej w Przemyślu, reaktywowanej w 2018 roku.

          W związku z panującą od prawie dwóch lat pandemią organizowanych jest mniej koncertów.
          - To prawda, koncertów jest mniej. Pomimo to, w poprzednim roku udało mi się zrealizować kilka ciekawych projektów artystycznych i to nie tylko na terenie Polski. Koncertowałem na Białorusi w: katedrze w Pińsku, filharmonii w Witebsku, soborze św. Zofii w Połocku, kościele pw. św. Piotra i Pawła w Niedźwiedzicy (tam „przy okazji” nagrałem solową płytę CD). W Polsce z kolei wystąpiłem w Przemyślu, Jarosławiu, Krakowie, Limanowej, Olkuszu, Poznaniu i Olsztynie. Sezon koncertowy zakończyłem na początku listopada w katedrze wawelskiej, gdzie z Orkiestrą Kameralną i Chórem Katedry Wawelskiej oraz solistami wykonaliśmy „Requiem” Wolfganga Amadeusza Mozarta.

          Występował Pan także w rodzinnym Przemyślu podczas XXI Międzynarodowego Przemyskiego Festiwalu SALEZJAŃSKIE LATO.
           - W drugiej połowie lipca i na początku sierpnia 2021 roku odbyła się kolejna edycja przemyskiego festiwalu Salezjańskie Lato Muzyczne. Festiwal ten posiada dużą renomę; stanowi jedno z ważniejszych wydarzeń artystycznych w Polsce i z pewnością jedno z najważniejszych na Podkarpaciu. Na przestrzeni ponad dwudziestu lat na festiwalu wystąpiło wielu wybitnych europejskich muzyków, prezentując wartościowy, niejednokrotnie unikatowy repertuar – także ten powstały w regionie przemyskim. Tym bardziej cieszy mnie fakt, że mogłem wziąć udział w jednym z dziesięciu koncertów w moim rodzinnym mieście. Wystąpiłem razem z trębaczami: Tomaszem Ślusarczykiem, Michałem Tyrańskim, Damianem Kurkiem oraz z kotlistą: Bartoszem Sałdanem. Bardzo się cieszyliśmy, że publiczność nas nie zawiodła i zostaliśmy bardzo ciepło przyjęci.

          To był przepiękny koncert, w którym królowała muzyka europejskich twórców epoki baroku, a Pan wystąpił zarówno w roli solisty, jak i muzyka towarzyszącego zespołowi.
           - Wiadomo, że grający na instrumentach dętych potrzebują trochę „oddechu”, dlatego staraliśmy się tak ułożyć repertuar, aby ten „oddech” był możliwy.

          Ostatnio ciągle przybywa Panu obowiązków pedagogicznych i organizacyjnych.
           - Pracuję w Katedrze Muzyki Religijnej w Akademii Muzycznej im. Krzysztofa Pendereckiego w Krakowie na stanowisku adiunkta, gdzie uczę organów, kameralistyki, realizacji basso continuo, gry liturgicznej i metodyki instrumentalnej. W ostatnich kilkunastu miesiącach sporo czasu poświęcałem również pracy organizacyjnej na Uczelni, współtworząc nowe programy studiów dla kierunku Muzyka kościelna. Drugim miejscem mojej pracy dydaktycznej jest Zespół Państwowych Szkół Muzycznych im. Artura Malawskiego w Przemyślu, gdzie od 2007 roku prowadzę klasę organów.

           Jest Pan również prezesem zarządu Salezjańskiej Szkoły Organistowskiej, która działała z wielkimi sukcesami od 1916 roku. W 1963 roku została przez totalitarne władze zlikwidowana i dopiero w 2018 roku powołano ją ponownie do życia. Pracy nad opracowaniem jej ostatecznego kształtu w nowej rzeczywistości jest ciągle bardzo dużo.
            - System kształcenia w dawnej Salezjańskiej Szkole Organistowskiej umożliwiał szybkie i niezwykle efektywne nabywanie umiejętności i kompetencji muzycznych przez młodzież. Warto przypomnieć, że proces dydaktyczny w przemyskim zakładzie salezjańskim rozpoczynano od zapoznawania uczniów z zapisem nutowym, czyli właściwie od podstaw. Po zaledwie kilku latach nauki wychowankowie odznaczali się znajomością teorii oraz przede wszystkim dużymi umiejętnościami praktycznymi w zakresie wykonawczej sztuki muzycznej. Wśród nauczycieli i absolwentów tej szkoły było wielu wybitnych twórców, którzy pozostawili po sobie ogromne dziedzictwo. Od momentu likwidacji szkoły organistowskiej Zgromadzenie Salezjańskie zastanawiało się, jak o nie należycie zadbać. Kontynuacja działalności edukacyjnej z różnych przyczyn, niestety, nie była możliwa, choć pewne próby były oczywiście podejmowane.

           Idea reaktywacji szkoły jednak nigdy nie zgasła całkowicie. Trudno się dziwić, skoro w bibliotece pozostały cenne książki i rękopisy, a z kościelnego chóru muzycznego wciąż brzmiały organy zakupione w 1925 roku u słynnego budowniczego Otto Riegera na potrzeby m.in. szkoły (dziś ten instrument wymaga pilnego i gruntownego remontu). Wiedząc o tym staraliśmy się inspirować salezjanów, aby wspólnie coś z tym zrobić. Udało się. W 2018 roku powołano do istnienia Fundację „Salezjańska Szkoła Organistowska w Przemyślu”. Szczególny wkład w powstanie tego dzieła miał prowincjał Towarzystwa Salezjańskiego Inspektorii Krakowskiej (wówczas wiceprowincjał) ks. dr Marcin Kaznowski – przemyślanin, absolwent m.in. Państwowej Szkoły Muzycznej II stopnia w Przemyślu w klasie fortepianu prof. Andrzeja Pikula. Celami statutowymi naszej Fundacji jest realizacja na rzecz ogółu społeczności zadań pożytku publicznego w obszarach m.in.: kultury, sztuki, nauki, edukacji, oświaty i wychowania, ochrony dóbr kultury i dziedzictwa narodowego. Zakreślona działalność jest zatem bardzo szeroka i – jak widać – nie dotyczy tylko kwestii samej dydaktyki. Podobnie było sto lat temu. Jestem przekonany, że wypracowaliśmy strategię opartą mentalnie na wzorcu historycznym, dopasowaną organizacyjnie do obecnych czasów. Po kilku latach autoszkolenia i przygotowań stopniowo udaje nam się przekształcać plany w realne działania, co widać na naszej stronie internetowej oraz na Facebooku.

           Jak Pan powiedział, od kilkunastu lat prowadzi Pan klasę organów w przemyskim Zespole Państwowych Szkół Muzycznych. Młodzi ludzie, którzy pragną grać na organach, mają taką możliwość.
            - Tak, ale w szkole muzycznej kształcimy muzyków instrumentalistów, a nie muzyków kościelnych. Oczywiście te dwie specjalności łączy umiejętność solowej gry na organach, muzykowania zespołowego, improwizacji, harmonizacji oraz posiadanie odpowiedniej wiedzy muzycznej. Muzyk kościelny powinien odznaczać się ponadto kompetencjami w zakresie m.in. akompaniamentu liturgicznego, liturgiki, śpiewu, w tym śpiewu gregoriańskiego, dyrygowania. Przez wiele lat zastanawialiśmy się z dyrektorem szkoły panem Dariuszem Baszakiem, w jaki sposób umożliwić naszym uczniom poszerzenie kwalifikacji zawodowych, także formalnych. Dzięki współpracy partnerskiej Fundacji SSO oraz ZPSM wypełniliśmy tę „lukę” i wspólnie tworzymy ośrodek edukacyjny dla organistów.

           Ciekawa jestem, czy dużo uczniów przemyskiej szkoły muzycznej zafascynowanych grą na organach chce zgłębiać dodatkową wiedzę z liturgii.
           - Wszyscy chcą! Z mojego doświadczenia wynika, że to jest główna motywacja wyboru organów, jako instrumentu głównego. Nasza nowa oferta edukacyjna zainteresowała nie tylko uczniów ZPSM, ale także kilka osób z bardziej odległych miast Podkarpacia. Liczymy na to, że w przyszłości, jak tylko pokażemy efekty naszej pracy, kandydatów do szkoły będzie coraz więcej.

           Zajmujecie się także działalnością publicystyczną. Niedawno miałam okazję zapoznać się z pierwszym numerem „Czasopisma Naukowego Salezjańskiej Szkoły Organistowskiej w Przemyślu” i jestem zachwycona. Znalazłam bardzo dużo ciekawych artykułów i recenzji, które z pewnością służyć będą uczniom szkoły, ale zainteresowani nimi będą szerokie kręgi melomanów.
            - To prawda. Chodziło nam o to, żeby działalność Fundacji nie była ulotna. Czasopismo w wersji elektronicznej i drukowanej umożliwia szerokie prezentowanie oraz dokumentowanie dla teraźniejszego i przyszłych pokoleń muzyków wyników naszej pracy, jak również pracy innych twórców i badaczy. To, jak gdyby, spaja działalność Salezjańskiej Szkoły Organistowskiej w Przemyślu.

            Czy materiały zgromadzone w bibliotece Salezjańskiej Szkoły Organistowskiej są dostępne?
            - Na razie zbiory biblioteczne nie są jeszcze opracowane merytorycznie. Pracujemy nad tym. Wraz ze studentami Organowego Koła Naukowego "Zecer" z Akademii Muzycznej w Krakowie przenieśliśmy cały zbiór w inne miejsce, żeby umożliwić remont pięknego neogotyckiego pomieszczenia, znajdującego się w kościele nad kaplicą św. Jana Bosko. Dzięki wrażliwości proboszcza ks. Bogdana Nowaka oraz Rady Parafialnej na ochronę dziedzictwa salezjanów to pomieszczenie jest obecnie remontowane.

            Przeprowadziliśmy kwerendy. Zgodnie z przewidywaniami okazało się, że dysponujemy zbiorem ok. 10 000 woluminów. Książki, czasopisma i nuty w większości przywieziono do Przemyśla ze Stanów Zjednoczonych, ale także z Europy zachodniej, gdzie studiowali ówcześni salezjanie. Znaczną część biblioteki stanowią rękopisy muzyczne. Szacujemy, że mniej więcej 1/5 całego zbioru to materiały unikatowe dostępne tylko w Przemyślu. Napisaliśmy wniosek o dotację ze środków finansowych Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Niezależnie od tego rozpoczęliśmy projekt naukowy, polegający na inwentaryzacji i merytorycznym opracowaniu zbiorów biblioteki Salezjańskiej Szkoły Organistowskiej w Przemyślu, a niedługo rozpoczniemy digitalizowanie wybranych obiekty. W efekcie naszych prac, za kilka lat (w zależności od wyników naboru wniosków ministerialnych), zbiór zostanie udostępniony w formie katalogu i skanów. To stanowi dla nas absolutny priorytet, podstawę naszej działalności.

            Rozbudowujecie stronę internatową i z tych informacji wynika, że już niedługo ruszy wspomniany cykl koncertów, w których będą się mogli młodzi utalentowani muzycy prezentować. Przewidujecie także konkursy i różne inne formy kształcenia.
            - Tak, bo chcemy jak najszerzej promować muzykę wśród dzieci i młodzieży poprzez różne formy aktywności artystycznej. W grudniu odbył się Konkurs Piosenki i Pieśni o św. Józefie, którego byliśmy współorganizatorami, a przed nami, 15 stycznia 2022 roku, konkurs kolęd i pastorałek. Ponadto 16 stycznia 2022 roku organizujemy w kościele salezjanów pierwszy koncert z cyklu Koncerty Młodych Wirtuozów. Wszystkie koncerty będą dokumentowane oraz recenzowane przez studentów kierunku teorii muzyki. Ciekawie zapowiada się projekt realizacji audiowizualnych, promujący młodych artystów pochodzących z Podkarpacia oraz zabytkowe miejsca znajdujące się w naszym regionie. Już wkrótce pan Jacek Wawro z firmy Honewit Studio, z którym podjęliśmy współpracę partnerską, dokona nagrania wiolonczelistki Urszuli Jarosz, uczennicy ZPSM w Przemyślu, w jednym z przemyskich zabytkowych kościołów. Poza tym mamy kilka innych ambitnych planów.

            Fundacja także musi pozyskiwać środki na działalność tych ambitnych planów.
             - Nie jest to łatwy temat. Do tej pory realizowaliśmy projekty dzięki pracy wolontaryjnej wielu osób. W stopce redakcyjnej naszego czasopisma naukowego doskonale widać, ile osób zaangażowało się charytatywnie w to dzieło, które powstało beż żadnych dotacji zewnętrznych, ani sponsorów. Autorzy, recenzenci, rada naukowa, redakcja – wszyscy pracowali za darmo. Opłatę za druk uiściliśmy z własnych kieszeni. Wierzę w to, że jeśli pokażemy dobre owoce naszej działalności w postaci wspomnianych koncertów, konkursów, nagrań, filmów promocyjnych, czy czasopisma, to znajdą się także sponsorzy. Bardzo ich potrzebujemy!

            Żeby rozwijać się i realizować piękne, wartościowe projekty to musimy dysponować jakimiś środkami finansowymi. Pomóc może każdy wpłacając darowiznę na konto Fundacji lub przekazując datki podczas organizowanych przez nas koncertów. Oczywiście złożyliśmy kilka wniosków o dofinansowanie ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego, ale to nie jest takie proste, bo w tych konkursach startuje wiele instytucji, fundacji i stowarzyszeń. Poza tym przy tego rodzaju dotacjach Fundacja musi i tak wnieść wkład własny. Obecnie zbieramy środki na projekt opracowania i cyfryzacji biblioteki, o którym to projekcie już wspominałem, na międzypokoleniowe, interdyscyplinarne warsztaty chóralne, zakup instrumentu: małych przenośnych organów piszczałkowych (pozytywu) do celów edukacyjnych i artystycznych oraz na wydanie kolejnego numeru czasopisma naukowego.

            Niezwykle interesujący wydaje się projekt warsztatów chóralnych. To nowatorski projekt edukacyjno-animacyjny, stymulujący kreatywność i aktywizujący twórczo uczestników reprezentujących różne grupy wiekowe i społeczne. Warsztaty chóralne i artystyczne oraz towarzyszące im wydarzenia mają na celu rozwój talentu artystycznego, w tym wokalnego dzieci, młodzieży i dorosłych oraz praktyczne zapoznanie się z zagadnieniami związanymi ze sztuką, nie tylko muzyczną. Planujemy praktyczne zajęcia z muzykologii, instrumentoznawstwa, kaligrafii jako jednej ze sztuk, historii sztuki wiążącej muzykę z dziełem malarskim, filmowym i architekturą. Warsztatom towarzyszyć będą koncerty edukacyjne i spotkania z najwyższej klasy muzykami, często związanymi z Przemyślem.

            Jeśli ta rozmowa zachęciła młodych ludzi, którzy pragną zostać organistami kościelnymi do podjęcia nauki na proponowanym przez Was kierunku, to gdzie mają się zgłosić lub szukać informacji?
             - Najprostszym sposobem będzie zapoznanie się z naszą ofertą edukacyjną dostępną na stronie internetowej: www.sso-przemysl.pl. W następnej kolejności należy pobrać, wypełnić, podpisać i dostarczyć do sekretariatu Zespołu Państwowych Szkół Muzycznych w Przemyślu wniosek o przyjęcie do szkoły oraz wziąć udział w egzaminach wstępnych, które odbędą się maju. Chętnie też odpowiem na pytania kierowane pocztą elektroniczną oraz przez telefon.

            Wspomnieliśmy, że 15 stycznia odbędą się przesłuchania Konkursu Kolęd i Pastorałek.
             - Przesłuchania rozpoczną się w tym dniu o 10:00 w auli Zespołu Szkół Salezjańskich w Przemyślu. Liczymy na obecność uczestników: dzieci i młodzieży oraz publiczności. Czekają duże emocje, miła atmosfera, dyplomy i nagrody.

             Chętnie będę informować o Waszych działaniach na stronach portalu Klasyka na Podkarpaciu i na stronie Crescendo – klasyka na Podkarpaciu.
             - Będziemy bardzo wdzięczni. Mam nadzieję, że uda się nam połączyć różne istniejące w Przemyślu i regionie „naczynia”, które działają niezależnie i skutecznie. Płaszczyzna, na jakiej funkcjonujemy wymaga od nas tego – dla dobra ogółu społeczności.

Z dr. Danielem Prajznerem, organistą, pedagogiem, prezesem Fundacji Salezjańska Szkoła Organistowska rozmawiała Zofia Stopińska.

Spotkanie z Krzysztofem Korwin-Piotrowskim

          Na pożegnanie 2021 roku i powitanie 2022 Filharmonia Podkarpacka zaproponowała nam sentymentalną podróż do cesarskiego Wiednia z czasów Franciszka Józefa i Elżbiety Bawarskiej.
          Wieczór sylwestrowy spędziliśmy na słuchaniu muzyki m.in. Jana Straussa, Gaetana Donizettiego, Jakuba Offenbacha, Franciszka Lehara i oglądaniu cudownego widowiska. Na zakończenie koncertu publiczność zgotowała wykonawcom zasłużoną długą owację na stojąco. Koncert zakończył tradycyjnie "Marsz Radetzky'ego". Równie entuzjastycznie zostało przyjęte powtórzenie tego koncertu w następnym dniu.
          Autorem scenariusza, reżyserem, narratorem i twórcą projekcji filmowych tego widowiska jest Krzysztof Korwin-Piotrowski, dyrektor artystyczny Fundacji „ORFEO” im. Bogusława Kaczyńskiego, z którym spotkałam się przed premierą w Filharmonii Podkarpackiej.

          „Wiedeń moich marzeń – muzyczna podróż do czasów Franciszka Józefa” jest spektaklem, który z pewnością wszystkim mieszkańcom dawnej Galicji dostarczy wielu niezapomnianych wrażeń i wspomnień, bo przecież jesteśmy na terenie dawnej monarchii austro-węgierskiej i pamięć o tamtych czasach znana nam jest z opowieści naszych przodków.
          - Bardzo się cieszę, że Pani od tego zaczęła rozmowę, bo ja urodziłem się niedaleko stąd – w Dębicy. Mój dziadek Tadeusz Penderecki był adwokatem i dziekanem Rady Adwokackiej w Rzeszowie, dlatego często tutaj bywał, a moja babcia Zofia Penderecka (urodzona w 1906 roku), była osobą, która uwielbiała opowiadać o przeszłości, również o cesarzu Franciszku Józefie.
Pamiętam jak mówiła, że w tradycji jej rodziny Franciszek Józef i cesarzowa Sissi to były osoby uwielbiane, stąd miłość do cesarskiego Wiednia wyniosłem z domu.
          Kiedy w 2019 roku zostałem dyrektorem artystycznym Fundacji „ORFEO” im. Bogusława Kaczyńskiego, przeczytałem różne wywiady z panem Bogusławem, które wyszukiwała mi zajmująca się archiwum Ewa Titow. W jednym z nich powiedział, że gdyby miał wybrać epokę, w której chciałby mieszkać, i miejsce na Ziemi, w którym chciałby przebywać, to wybrałby Wiedeń z czasów Franciszka Józefa.
          Stąd pomysł realizacji takiego widowiska, które tym razem tworzymy wspólnie z Filharmonią Podkarpacką, a ponad dwa lata temu prezentowaliśmy z udziałem Chopin University Chamber Orchestra na Festiwalu im. Bogusława Kaczyńskiego w Białej Podlaskiej. Nawiązaliśmy wspaniałą współpracę z panią dyrektor Martą Wierzbieniec.
          Bogusław Kaczyński w książce „Łańcut moja miłość” poświęcił pani dyrektor całą stronę, chwaląc jej zasługi i pisząc, że to była pierwsza osoba, która mu podała rękę, która z wielką życzliwością, sympatią i szacunkiem zwróciła się do niego i zaprosiła go na Muzyczny Festiwal w Łańcucie. Będąc jego dyrektorem, wspaniale kontynuuje i rozwija działalność pana Bogusława Kaczyńskiego na tym terenie. Jest osobą uzdolnioną artystycznie i świetnym menedżerem.

          O tym, że pan Bogusław Kaczyński jest osobą uwielbianą przez tutejszą publiczność (używam celowo czasu teraźniejszego), świadczy fakt, że kiedy był ostatni raz w Łańcucie i prowadził festiwalowy koncert plenerowy, w czasie przerwy pozostał na scenie i opowiadał o Łańcucie i muzyce. Okazało się, że niewiele osób powstało z krzeseł. Wszyscy siedzieli i słuchali z wielkim zainteresowaniem. Koncert skończył się tuż przed północą.
          - Ja też byłem oczarowany prowadzonymi przez niego koncertami. Jeździłem na Festiwal im. Jana Kiepury w Krynicy-Zdroju, którego dyrektorem był przez 28 lat. Ponieważ moja siostra Dorota tam mieszkała, to miałem się gdzie zatrzymać i zawsze w czasie trwania festiwalu spędzałem w Krynicy kilka dni.
          Później, kiedy zostałem szefem artystycznym Gliwickiego Teatru Muzycznego, mój dyrektor naczelny Paweł Gabara poprosił mnie o nawiązanie kontaktu z Bogusławem Kaczyńskim, aby zaprosił nas ze spektaklami na festiwal do Krynicy. W 2003 roku rozpocząłem rozmowy z panem Bogusławem, przyjeżdżał później regularnie na premiery do naszego teatru i chętnie nas zapraszał. Zazwyczaj występowaliśmy dwukrotnie w czasie jednego festiwalu z kolejnymi tytułami zarówno operetkowymi, jak i musicalowymi.
          Pan Bogusław Kaczyński zapraszał nas też do Sali Kongresowej w Warszawie, gdzie wspólnie z panią Barbarą Kaczmarkiewicz realizował cykl „Bogusław Kaczyński przedstawia”. Ta współpraca świetnie się rozwijała i mieliśmy częste kontakty przez kilkanaście lat.

          Ciekawa jestem, jak powstała Fundacja „ORFEO” im. Bogusława Kaczyńskiego, która kontynuuje Jego działalność?
           - Fundacja „ORFEO” została założona przez pana Bogusława Kaczyńskiego w 1991 roku i działa już ponad 30 lat. Pan Bogusław założył ją, aby promować działalność młodych śpiewaków i realizować różne wydarzenia: koncerty, widowiska, festiwale. Dyrektorem zarządu jest Anna Habrewicz. Założył też Impresariat Artystyczny – Wydawnictwo „Casa Grande”, bo – jak wiemy, pan Bogusław napisał kilkanaście książek oraz wydał wiele płyt i „Casa Grande” realizowała te projekty. Będąc osobą znaną i uwielbianą, nie miał problemu ze sprzedażą książek i płyt, zwłaszcza podczas krynickiego festiwalu, kiedy spotykał się z publicznością i je podpisywał. Po chorobie nie mógł już tego robić, bo jego prawa ręka nie była w pełni sprawna, ale zawsze z każdym rozmawiał serdecznie, bo szanował wszystkich ludzi, zwłaszcza tych, którzy kochają sztukę i artystów. Miliony ludzi darzyło go szacunkiem i on to odwzajemniał.

          Zaglądałam na stronę Fundacji i zauważyłam, że działacie prężnie, bo oferujecie sporo programów.
          - W naturalny sposób przejąłem idee pana Bogusława jako dyrektor artystyczny Festiwalu w Białej Podlaskiej. To jest miasto, w którym się urodził, mieszkał tam, ukończył liceum, uczył się gry na fortepianie oraz na akordeonie i zostawił w tym mieście część swojego serca.
Pamięć o nim w Białej Podlaskiej jest bardzo żywa, bo wielu mieszkańców wspomina Bogusława Kaczyńskiego i jego rodziców. Mam świetny kontakt z prezydentem tego miasta, panem Michałem Litwiniukiem oraz dyrektorem Bialskiego Centrum Kultury im. Bogusława Kaczyńskiego Zbigniewem Kapelą – i dzięki temu udaje się realizować te wydarzenia. Festiwal już tak się rozrósł, że w 2021 roku trwał aż 9 dni i stał się festiwalem sztuki.
          Pan Bogusław Kaczyński był osobą, która nie tylko umiłowała sobie operę, operetkę i balet, ale przecież już do Łańcuta zapraszał nie tylko gwiazdy świata opery, operetki, ale także piosenkarzy - m. in. Juliette Gréco czy Gilberta Bécaud. Gościł także najwybitniejszych polskich aktorów i prowadził z nimi fascynujące rozmowy. Te wszystkie nurty chciałbym przenieść na nasz festiwal. Realizuję także koncerty w innych miejscowościach Polski, dużych i małych, na przykład w pięknej gminie Sarnaki nad Bugiem. Zależy mi na tym, aby ze wspaniałymi artystami i sztuką operową docierać także do miejsc, gdzie dostęp do kultury wysokiej jest bardzo rzadki.

          Pan Bogusław Kaczyński starał się także przygotowywać do odbioru muzyki najmłodszych. Zapraszał na specjalne spektakle dzieci. Udało mi się raz ukradkiem wejść na muzyczną bajkę dla dzieci i zobaczyłam, jak szybko nawiązał z nimi kontakt. Dzieci uwielbiały te spotkania.
          - Ten wątek jest mi także bardzo bliski, bo przez parę lat pracowałem w Teatrze Dzieci Zagłębia im. Jana Dormana w Będzinie. Uczyłem tam historii teatru, ale pełniłem także funkcję kierownika literackiego. Na początku swojej drogi teatralnej miałem kontakt z młodym widzem i przekonałem się wtedy, jakie to ważne. Jeżeli się z szacunkiem zwraca do młodych widzów i organizuje się dla nich wydarzenia na najwyższym poziomie, to oni się odwdzięczają i później, jako dorośli, przychodzą na spektakle i wydarzenia organizowane w teatrach operowych.

          Będąc autorem scenariusza, reżyserem i narratorem widowiska „Wiedeń moich marzeń – muzyczna podróż do czasów Franciszka Józefa” miał Pan wpływ na zaproszenie do występu z Orkiestrą Filharmonii Podkarpackiej pod batutą Massimiliano Caldiego śpiewaków i tancerzy.
          - To prawda, ja od 20 lat współpracuję z Małgorzatą Długosz, która rozpoczynała karierę w Teatrze Wielkim w Łodzi, później, po przesłuchaniach została przyjęta do Teatru Muzycznego „Roma” w Warszawie, a było to za dyrekcji Bogusława Kaczyńskiego, który dostrzegł jej potencjał i utorował jej drogę do kariery, zabierając ją na zagraniczne tournée do Kanady i Stanów Zjednoczonych. Później występowała w wielu teatrach operowych, operetkowych, była także przez 15 lat primadonną w Gliwickim Teatrze Muzycznym i dla niej też realizowaliśmy różne spektakle. Obok Grażyny Brodzińskiej była też gwiazdą Festiwalu w Krynicy.
          Bardzo sobie cenię współpracę z Łukaszem Gajem. Zachwyciłem się tym młodym śpiewakiem, kiedy występował w Operze Wrocławskiej. Aktualnie Łukasz Gaj jest dyrektorem Centrum Paderewskiego w Kąśnej Dolnej, jest także wyjątkowym człowiekiem, świetnym tenorem, ma bardzo bogaty repertuar i uwielbiam z nim współpracować.
          Niedawno dowiedziałem się, że Łukasz Gaj jest już także pedagogiem Wydziału Wokalno-Aktorskiego Akademii Muzycznej w Katowicach (gdzie wcześniej studiował), i jego wychowankiem jest Stanisław Napierała, świetny młody tenor, który został laureatem Międzynarodowego Konkursie im. Ady Sari w Nowym Sączu, gdzie dyrektorem artystycznym jest Małgorzata Walewska. Międzynarodowe jury oceniło go bardzo wysoko, a ja wręczyłem mu nagrodę Fundacji „ORFEO” im. Bogusława Kaczyńskiego dla najlepszego tenora.
          Kolejna osoba - Joanna Szynkowska vel Sęk w 2013 roku debiutowała na scenie Gliwickiego Teatru Muzycznego, kiedy ja byłem tam szefem artystycznym. Przyjechała młoda, piękna dziewczyna z Poznania 4 lata po zakończeniu studiów w Akademii Muzycznej. Podczas przesłuchania zachwyciłem się nią nie tylko ja, ale cała komisja i od razu zaproponowaliśmy jej współpracę. Debiutowała u nas w „Nocy w Wenecji” Johanna Straussa w partii Anniny. Postanowiłem ją zaprosić także do udziału w widowisku „Wiedeń moich marzeń”.
          Zachwyciłem się również kolejną osobą, a jest to Zoya Petrova, która urodziła się w Moskwie, obecnie mieszka w Bratysławie, kształci się jeszcze dodatkowo w Bańskiej Bystrzycy. Do Rzeszowa przyjechała prosto z Berlina. Występowała już na wielu koncertach i festiwalach nie tylko w Europie, ale także w Japonii, Korei Południowej i w Chinach, a w 2022 roku ma zakontraktowane tournée po Szwajcarii z operą „Czarodziejski flet” Wolfganga Amadeusza Mozarta, gdzie będzie śpiewać Papagenę.                                                                                                                                                                                                                                                      Natomiast Orkiestra Symfoniczna Filharmonii Podkarpackiej jest na świetnym poziomie, w latach 2013-2020 występowała siedmiokrotnie w słynnej Złotej Sali Musikverein w Wiedniu, skąd transmitowane są najsłynniejsze na świecie koncerty noworoczne (które pięknie zapowiadał w TVP Bogusław Kaczyński). Czuję się również zaszczycony, że mogłem współpracować z maestro Caldim, który mieszka w Mediolanie, jest wybitnym dyrygentem i wspaniałym, pełnym pasji człowiekiem, który wytwarza znakomitą atmosferę.

           Przygotowując to widowisko pełni pan kilka funkcji, które już wymieniłam, ale jest to możliwe ponieważ „z niejednego pieca chleb Pan jadł”.
           - Bardzo mnie to wszystko fascynuje. Czasami wydaje mi się, że działam tak wielotorowo, jakbym chciał w ciągu jednego życia przeżyć tyle, co kilka osób.
Będąc teatrologiem, rozpoczynałem pracę w Krakowie jako dziennikarz – współpracowałem z Polskim Radiem, wydawałam gazety i pisałem do tygodnika „Solidarność Małopolska” o muzyce.
Później pracowałem w TVP Katowice i zrealizowałem tam około 400 programów oraz wiele filmów dokumentalnych dla TVP 2 i TVP „Kultura”. Współpracowałem też z TVP 1 i TVP Polonia.
           Jak już wspomniałem, przez 15 lat byłem szefem artystycznym Gliwickiego Teatru Muzycznego, przez 3 lata pracowałem w Teatrze Wielkim w Łodzi, gdzie koordynowałem różne wydarzenia artystyczne, ale przede wszystkim Międzynarodowy Konkurs Kompozytorski na Operę „Człowiek z Manufaktury”. Krzysztof Penderecki był przewodniczącym jury, a wygrał ten konkurs Rafał Janiak. Premiera okazała się wielkim sukcesem. Zrealizowaliśmy jeszcze wielkie widowisko plenerowe na Rynku Włókniarek Łódzkich w Manufakturze. Pracowałem również w Muzeum Historii Katowic, a jednym z jego oddziałów jest przepiękne mieszkanie Barbary i Stanisława Ptaków. Stanisław Ptak był ulubionym artystą Bogusława Kaczyńskiego i występował w warszawskiej „Romie”, a także często za granicą, podróżował Stefanem Batorym razem z innymi słynnymi artystami. W tym katowickim mieszkaniu jest Dział Teatralno-Filmowy, w którym pracowałem.
           Tam także zrealizowałem jako kurator pierwszą w Polsce wystawę „Smaki sławy”, poświęconą Bogusławowi Kaczyńskiemu.
Na wernisaż tej wystawy przyjechał pan Zbigniew Napierała, przewodniczący rady Fundacji „ORFEO”, który będąc dyrektorem TVP Poznań w najlepszych, „złotych” czasach, utorował drogę kariery Bogusławowi Kaczyńskiemu. To dzięki Zbigniewowi Napierale Bogusław Kaczyński mógł realizować wielkie widowiska. Dał mu do współpracy jako reżyserów takie osoby, jak Maria Fołtyn, Andrzej Strzelecki, stąd były to programy na najwyższym poziomie, realizowane z takim rozmachem, że prezentowane były wielokrotnie w ogólnopolskich programach TVP.
Bogusław Kaczyński stał się gwiazdą telewizji, realizując mi.in. takie programy, jak „Operowe qui pro quo” , później „Zaczarowany świat operetki” i inne cykle, które były wspaniałe.

          Wspomniał Pan, że pochodzi Pan z Dębicy, a babcia nazywała się Zofia Penderecka, stąd wnioskuję, że jest Pan bardzo bliskim krewnym wybitnego kompozytora Krzysztofa Pendereckiego.
          - Moja mama Barbara Penderecka-Piotrowska to siostra Krzysztofa Pendereckiego, wychowywali się w jednym domu. Zostałem ochrzczony w tym samym kościele parafialnym, co wuj Krzysztof i moja mama. W Dębicy znajduje się grób rodzinny Bergerów i Pendereckich. Tam jest też świetne Muzeum Regionalne, w którym w 2009 roku była realizowana piękna wystawa „Robert Berger i Krzysztof Penderecki - Dziadek i wnuk”.
Krzysztof Penderecki ogromnie szanował i uwielbiał z wzajemnością dziadka Roberta Bergera. Tata Tadeusz Penderecki nie miał dla dzieci za dużo czasu. Był niesamowicie zajętym adwokatem, a dziadek spędzał godziny z wnukami, które uczył odpowiedzialności, punktualności, rzetelności i pracowitości.
          Wcześniej dziadek pracował na kilku posadach, był dyrektorem banku, ale też uczył w szkole, pełnił także wiele innych funkcji. Zachęcał wnuki do nauki muzyki i do malowania.
Dziadek także malował, a moja mama często wychodziła z nim w plener. Mamy jeszcze trochę jego obrazów, a są to m.in. pagórki dębickie, piękne plenery, snopki, których dzisiaj już nigdzie nie zobaczymy w naturze, pozostały tylko na obrazach dziadka. Z ogromnym sentymentem wspominamy mojego pradziadka, którego ja nie mogłem poznać, ale była to wyjątkowa osoba i w naszej rodzinie bardzo często się o niej mówi.

          Chcę jeszcze porozmawiać o działalności Fundacji im. Bogusława Kaczyńskiego, ponieważ działalność i rozwój zależy od pozyskanych środków finansowych, o które ciągle trzeba zabiegać.
          - To prawda. Jest to trudne, ale nie niemożliwe. Dla pana Bogusława nie było rzeczy niemożliwych i dlatego tak wspaniale działał. Ja także ciągle myślę, że napotykając na różne trudności, nie można się poddawać i mówić, że nie da się czegoś zrobić. Trzeba cały czas iść do przodu. Czasami są to drobiazgi, ale mają one wpływ na efekt końcowy. Dla przykładu powiem, że tutaj wymarzyłem sobie, że chcę mieć na scenie elegancki mebel i pukałem do różnych drzwi. Jedyną osobą, która chciała mi od razu pomóc, była pani dyrektor Teatru „Maska” w Rzeszowie Monika Szela. Dzięki temu mamy na scenie gustowny szezlong.
          Chcę też podkreślić, że wszyscy ludzie z Filharmonii są wspaniali i życzliwi. Wszystkie elementy znajdujące się na scenie składają się na jedną całość. Przygotowując to widowisko pojechałem do Wiednia, gdzie razem z telewizyjnym mistrzem Mietkiem Chudzikiem nagrywałem ujęcia, których montaż był także skomplikowany, ale mamy nie tylko Wiedeń na ekranie, bo chwilami są nawet weneckie karnawałowe maski, mamy w programie piękny muzyczny fragment z „Nocy w Wenecji” Johanna Straussa i chciałem do tego nawiązać. Piękna była też reżyseria świateł Pawła Iwaszka.

          Mam nadzieję, że jak miną te wszystkie fale pandemii, pomyślicie o naszych stronach i z równie pięknymi widowiskami będziecie się pojawiać.
          - Zawsze ktoś musi wyciągnąć rękę. Pierwszą osobą, która to zrobiła, jest pani prof. Marta Wierzbieniec, którą ogromnie cenię za jej wszechstronną działalność artystyczną i propagowanie kultury wysokiej. Ma także wspaniałych wychowanków, którzy robią kariery i jest osobą szczęśliwą, spełnioną. Jest znakomitym dyrektorem Filharmonii Podkarpackiej i dlatego dla Fundacji „ORFEO” praca z tą instytucją jest zaszczytem.
Na pewno byłoby miło, gdybyśmy mogli pojawić się także na Muzycznym Festiwalu w Łańcucie. Kilka miesięcy temu realizowałem premierę spektaklu „Wielka sława Bogusława” na Festiwalu im. Bogusława Kaczyńskiego w Białej Podlaskiej.
          Jest to opowieść o życiu pana Bogusława połączona z przepięknymi ariami, duetami i ansamblami operowymi, bo ten świat najbardziej kochał, ale są też fragmenty z operetek, które mają za zadanie rozbawić lub wzruszyć publiczność. Trzeba podkreślić, że operetka nie jest wcale łatwiejszym gatunkiem. Trudno jest dobrać solistów, którzy mogą wykonać partie w „Zemście nietoperze” i „Baronie cygańskim” Straussa czy w „Krainie uśmiechu” Lehara. Jest sporo tytułów, w których piętrzą się problemy, żeby wszystko było wykonane na najwyższym poziomie.
          Cieszę się, że ludzie na Podkarpaciu bardzo lgną do kultury muzycznej i chcą uczestniczyć w takich wydarzeniach. W ramach Festiwalu im. Bogusława Kaczyńskiego planuję organizację wydarzeń specjalnych także w innych miastach takich, jak Katowice, Warszawa, Łódź, a może i Rzeszów.

          Mam nadzieję, że tak będzie. Bardzo dziękuję za poświęcony mi czas i miłą rozmowę.
          - Ja także dziękuję i myślę, że niedługo się na Podkarpaciu spotkamy.

Z panem Krzysztofem Korwin-Piotrowskim, dyrektorem artystycznym Fundacji "ORFEO" scenarzystą, reżyserem oraz producentem telewizyjnym i teatralnym rozmawiała Zofia Stopińska.

Bogusław Kaczyński Krzysztof Korwin Piotrowski1

                 Bogusław Kaczyński i Krzysztof Korwin-Piotrowski - sierpień 2002 , Krynica-Zdrój (po wręczeniu tytułu Honorowego  Obywatela miasta) , fot. z albumu Krzysztofa Korwin-Piotrowskiego

 

 

 

KOLĘDY POSPIESZALSKICH

14 stycznia 2022r., piątek, godz. 19:00
KOLĘDY POSPIESZALSKICH

Orkiestra Symfoniczna Filharmonii Podkarpackiej

Pospieszalscy:

Basia - skrzypce, śpiew

Lidia - śpiew, bębenek

Natalia (Rzeźniak- Pospieszalska) - flet, śpiew

Paulina (Pola) - flet, śpiew

Barbara-Ewa - fortepian, śpiew

Franek - kontrabas, gitara basowa, śpiew

Janek - gitara, kontrabas, śpiew

Karol - gitara, altówka, trąbka, tuba, śpiew

Łukasz - fortepian, klawisze, śpiew

Marcin - skrzypce, kontrabas, gitara basowa, cymbały, fortepian, śpiew

Mateusz - saksofony, flet, klarnet basowy, akordeon, klawisze, śpiew

Marek - saksofon, klarnet, śpiew

Mikołaj - kontrabas, gitara basowa, skrzypce, śpiew

Nikodem - perkusja, śpiew

Szczepan - trąbka, śpiew

BOOM w Filharmonii Podkarpackiej - "Dziadek do orzechów"

BOOM 11 stycznia 2022r,. wtorek, godz. 19:00
„Dziadek do orzechów”

Orkiestra Symfoniczna Filharmonii Podkarpackiej
Polski Balet Królewski
Adam Banaszak – dyrygent

Filharmonia Tomczyk Art Polski Balet Królewski

                                   Scena z baletu "Dziadek do orzechów" , fot. Tomczyk Art. Polski Balet Królewski

 „Dziadek do orzechów”
Pomimo upływu blisko stu trzydziestu lat od daty premiery “Dziadka do orzechów”, która miała miejsce w petersburskim Teatrze Maryjskim, dzieło Piotra Czajkowskiego, czołowego rosyjskiego kompozytora doby romantyzmu, cieszy się nieustannym powodzeniem wszędzie tam, gdzie jest wystawiane. “Dziadek do orzechów” to pozycja obowiązkowa w repertuarze każdego teatru operowego, szczególnie popularna w okresie Bożego Narodzenia. To również jedna z tych ról, o których marzą tancerze i tancerki na całym świecie. Wybitny francuski tancerz i choreograf Marius Petipa, po przeczytaniu opowiadania E.T.A. Hoffmanna o tym samym tytule, postanowił stworzyć libretto baletowe, które jak się okazało, weszło na wieki do baletowej klasyki. Dlatego kupując bilet na ten spektakl, dokonaliście Państwo doskonałego wyboru. Postanowiliśmy zaprosić publiczność do świata pełnego snów, rzeczy niemożliwych, wypełnionego po brzegi pięknem muzycznym i siłą doznań, jakie zapewnia nasz zespół baletowy. Kim jest tytułowy Dziadek do orzechów? To ostatnia zabawka, znajdująca się pod choinką, która w nikim nie wzbudziła większego zachwytu poza małą Klarą. Kiedy bożonarodzeniowe przyjęcie dobiega końca, a wszyscy goście udają się na spoczynek, mała Klara także zasypia, tuląc do siebie zabawkę. Nadchodzi sen. Nagle wszystko wydaje się większe, Klara dorośleje, a zabawki ożywają, także jej ulubiona. Dziadek do orzechów staje się dowódcą zabawkowych wojsk, które staczają bitwę z całymi zastępami wrogich myszy. Po zwycięskiej bitwie Klara i Dziadek, jako książęca para trafiają do Krainy Słodyczy, gdzie napotykają tak magiczne miejsca, jak Cukrowa Łąka, Brama Łakomczuchów, czy Marcepanowy Pałac. Niestety nawet tak piękny sen musi dobiec końca. Klara budzi się, trzymając wciąż swego bajkowego przyjaciela Dziadka do orzechów. Chyba nie trzeba czytać i mówić nic więcej, aby dać się zaprosić samemu czy też z rodziną lub z przyjaciółmi na ten piękny spektakl i razem z bohaterami odbyć taneczno-muzyczną podróż do słodkiego świata, w którym wszystko jest możliwe, a wszyscy są szczęśliwi.
                          

                                                             Scena z baletu "Dziadek do orzechów" , fot. Tomczyk Art. Polski Balet Królewski

Filharmonia Art Polski Balet Królewski1

"Dziadek do orzechów" na Zamku Kazimierzowskim w Przemyślu

9 stycznia 2022 r., godz. 18.00 "DZIADEK DO ORZECHÓW" balet do muzyki Piotra Czajkowskiego

Sala widowiskowa Zamku Kazimierzowskiego
Bilety w cenie 60 zł nabycia w sklepie muzycznym „MUSICLAND”, ul. Serbańska 13, online na
oraz na godzinę przed spektaklem na Zamku Kazimierzowskim.

DZIADEK DO ORZECHÓW w wykonaniu artystów baletu czołowych teatrów w PolscePrzemyśl 9 01 2022 dziadek do orzechów bannerek ROZJ
Niezwykła baśniowa opowieść, przepiękna muzyka Piotra Czajkowskiego, barwne stroje, romantyczny balet, bogata scenografia i elementy akrobatyki złożyły się na wyjątkowy spektakl „Dziadek do orzechów".
Balet w dwóch aktach to opowieść o Klarze, która w wigilię Bożego Narodzenia znajduje pod choinką drewnianego dziadka do orzechów. Po zapadnięciu zmroku, kiedy dziewczynka zasypia w fotelu, magiczna zabawka zabiera ją w świat magii. Na początku wspólnej przygody, ożywiony dziadek do orzechów toczy bitwę z myszami. Dowodząc żołnierzykami i z pomocą Klary, udaje im się pokonać drużynę gryzoni. Pogrążona we śnie Klara spotyka także Królową Śniegu, która zachwyca akrobacjami na szarfach zawieszonych nad sceną.
W drugim akcie tytułowy bohater zamienia się w przystojnego księcia, który wraz z Klarą wyrusza w daleką podróż do Krainy Słodyczy. Całej wędrówce towarzyszy muzyka, a poszczególni bohaterowie wykonują przed książęcą parą, uroczyste tańce pochodzące z rożnych storn świata. Publiczność, wraz z Klarą i ożywionym Dziadkiem do orzechów mają wyjątkową okazję zobaczyć ogniste flamenco, tradycyjny taniec rosyjski, choreografię z dalekich Chin, a nawet zanurzyć się w magiczny świat Orientu. Baletnica reprezentująca kulturę arabską wykonuje trudne układy choreograficzne na podwieszonych pod sufitem, szarfach, wywołując przy tym zachwyt publiczności. Taneczny pokaz wieńczy wspólny Walc kwiatów.
Zachwycona magiczną wyprawą Klara budzi się w fotelu z nową zabawką w ramionach. Wszystkie przygody okazują się tylko pięknym snem.
Spektakl doskonale łączy klasyczny balet z niezapomnianą muzyką Piotra Czajkowskiego. Tym, co wyróżnia tę opowieść są profesjonalni tancerze oraz narrator, który snuje opowieść o losach bohaterów i ich przygodach. Tym samym wprowadza on widzów w świat Klary i jej nowych przyjaciół, przybliżając jednocześnie terminologię tańca klasycznego i zachęcając do współuczestniczenia w spektaklu.
Dziadek do orzechów to balet znany wszystkim, nieodłączny element świątecznego nastroju w okresie Bożego Narodzenia. Ale czy na pewno znamy historię Klary, Dziadka do orzechów, Drosselmeyera i Króla Myszy?

Przemyśl logo PCKiN ZAMEK

Mielecka Orkiestra Symfoniczna - Koncert Noworoczny 2022

5 stycznia, 2022r.,  godz. 19:00
Sala Widowiskowa Domu Kultury SCK w Mielcu

WYKONAWCY:
Mielecka Orkiestra Symfoniczna

Franciszek Wyzga - dyrygent

Tomasz Leyko - słowo

PROGRAM KONCERTU
• Kolędy : „Wśród nocnej ciszy”, „Lulajże Jezuniu”, „Mędrcy świata” (Jadwiga Huber – śpiew)
• Johann Strauss II – „Gazetki poranne” – walc op. 279
• Johann Strauss II – „Annen – polka” op. 117
• Johann Strauss II – “Wino, kobiety, śpiew” – walc op. 333
• Johann Strauss II – „Tritsch – tratsch” – polka op. 214
• Johann Strauss II – „Nad pięknym, modrym Dunajem” op. 314
• Emile Waldteufel – „Estudiantina” – walc op. 191
• Johann Strauss – Radetzky Marsch op. 228


Ubiegłoroczne wirtualne witanie Nowego Roku dla muzyków Mieleckiej Orkiestry Symfonicznej było doświadczeniem na tyle przykrym, iż nie wyobrażają oni już sobie celebracji w formie innej niż stacjonarna. Samotność sprzed 12 miesięcy boleśnie uświadomiła znaczenie melomanów w przedsięwzięciu stąd artyści, przekornie do wciąż doskwierających trudności i ograniczeń z entuzjazmem i zaangażowaniem przystępują do Koncertu, którego przesłanie w czasach obecnych staje się wręcz imperatywem: aby był dawką pozytywnej energii i prognostykiem udanych, a przede wszystkim spokojnych kolejnych 365 dni dla wszystkich…

 /tekst i fot. MOS/

Chcemy się ze wszystkimi dzielić sztuką muzyczną.

          Kiedy kalendarz pokazuje, że czas do zakończenia roku łatwo policzyć w godzinach, to nadchodzi czas podsumowań i różnych refleksji. Zastanawiamy się, co ważnego wydarzyło się w mijającym roku w naszym życiu, powracamy do wydarzeń, w których uczestniczyliśmy. Dlatego przed koncertami „Wiedeń moich marzeń – muzyczna podróż do czasów Franciszka Józefa”, którymi Orkiestra Filharmonii Podkarpackiej oraz zaproszeni soliści i realizatorzy żegnali 2021 rok i witali 2022, poprosiłam o spotkanie panią prof. Martę Wierzbieniec, aby porozmawiać o tym, co wydarzyło się w 2021 roku w Filharmonii Podkarpackiej im. Artura Malawskiego w Rzeszowie.

         Kończący się rok był dla Pani i dla Filharmonii z wielu powodów trudny.
          - Rzeczywiście, to był bardzo trudny rok ze względu na ciągle panującą pandemię Covid-19. Cały 2021 rok przebiegał w niepewności, czy będziemy mogli zaprosić publiczność, czy będziemy mogli być obecni tylko w sieci.
Na początku roku faktycznie tak było. Koncert sylwestrowy i noworoczny odbył się na scenie Filharmonii, ale bez udziału publiczności. Dzięki współpracy Filharmonii z TVP3 Rzeszów, za co jestem niezmiernie wdzięczna, koncert został zarejestrowany i wyemitowany przez TVP Rzeszów. Kolejnym przedsięwzięciem ze stycznia 2021 roku była propozycja dla najmłodszej widowni „Bal w lesie Króla Lwa”, oczywiście także bez udziału publiczności. Koncert został zarejestrowany i wyemitowany w TVP3 Rzeszów.
          Bardzo dużo działo się u nas w lutym. Emisja programów na początku lutego odbyła się na stronach internetowych Filharmonii Podkarpackiej – m.in. koncert z pianistą Pawłem Kowalskim w roli solisty, a od Walentynek mogliśmy już zapraszać, w niewielkiej co prawda ilości, publiczność do Filharmonii. Koncertami dyrygowali m.in. Jan Miłosz Zarzycki, Robert Naściszewski, Massimiliano Caldi i Mirosław Jacek Błaszczyk.
           W kwietniu znów powróciliśmy do emisji koncertów w Internecie – m.in. wspaniały Koncert podwójny na obój, harfę i orkiestrę kameralną Witolda Lutosławskiego, w którym partie solowe wykonali Marek Mleczko – obój i Agnieszka Kaczmarek-Bialic – harfa, a poprowadził ten koncert Stanisław Krawczyński, ale była też II Symfonia D-dur op. 73 Johannesa Brahmsa pod dyrekcją Roberta Naściszewskiego, a także Koncert na obój C-dur KV 314 Wolfganga Amadeusza Mozarta z udziałem znakomitego oboisty Arkadiusza Krupy.
Kolejne koncerty w sieci to mi.in. Koncert fortepianowy Es – dur op. 60 Władysława Żeleńskiego, w którym partie solowe wykonał Piotr Sałajczyk, był też koncert z Suitami z opery „Carmen’ Georges’a Bizeta, poprowadzony przez Sebastiana Perłowskiego, a na początku maja (3 i 5) wystąpił też zespół „Da Camera”, natomiast w koncercie, który odbył się 7 maja, a dyrygował nim Jakub Chrenowicz, znalazła się II Symfonia C-dur op. 61 Roberta Schumanna.
           Od 21 maja mogliśmy znowu zaprosić publiczność i wtedy pan Tomasz Chmiel poprowadził koncert, w którym solistką była Olga Zado, a repertuarze znalazły się: Koncert fortepianowy g – moll op. 43 Ludomira Różyckiego i Symfonia G- dur nr 100 „Wojskowa” Józefa Haydna.
W programie ostatniego koncertu w maju znalazły się: Koncert fortepianowy g – moll op. 20 Józefa Wieniawskiego i Symfonia C-dur nr 1 Carla Marii von Webera, solistką była pianistka Joanna Ławrynowicz, a dyrygował Wojciech Rodek,
           W 180. rocznicę urodzin Antonina Dvořáka, podczas pierwszego czerwcowego wieczoru, publiczność wysłuchała Koncertu wiolonczelowego h-moll op. 104 i Suitę czeską op. 39 tego kompozytora. Partie solowe wykonał Tomasz Strahl, natomiast Orkiestrą Symfoniczną Filharmonii Podkarpackiej dyrygował Jiří Petrdlik.
Sezon artystyczny zakończyliśmy oficjalnie 18 czerwca koncertem zatytułowanym „Taneczna wiosna” m.in. z utworami: Aarona Coplanda, Johna Williamsa i Henry Manciniego, którym dyrygował Mariusz Smolij.

           Dobrym pomysłem była zmiana terminu Muzycznego Festiwalu w Łańcucie z ostatniego tygodnia maja na ostatni tydzień czerwca.
            - Dwa dni po koncercie zamykającym sezon artystyczny 2020/2021, bo już 20 czerwca zainaugurowaliśmy, w formie hybrydowej, 60. Muzyczny Festiwal w Łańcucie. Powiedziałam tak dlatego, że pierwszy koncert, który poprowadził maestro Massimiliano Caldi, w połowie był przekazem zarejestrowanego koncertu artystów z Mediolanu - I VIRTUOSI TEATRO ALLA SCALA również pod dyrekcją Massimiliano Caldi’ego. W części II na scenie Filharmonii Podkarpackiej wystąpiła orkiestra naszej Filharmonii.
Gościliśmy także znanego i sławnego pianistę Ivo Pogorelića, który w ramach Muzycznego Festiwalu w Łańcucie, ale w Sali Filharmonii Podkarpackiej, wystąpił z recitalem złożonym z utworów Fryderyka Chopina.
            W sali balowej łańcuckiego Zamku wystąpili: Zemlinsky Quartet z Czech, który wykonał trzy kwartety smyczkowe Antonina Dvořaka, bardzo różnorodny program zaprezentowały skrzypaczka Liv Migal i pianistka Egle Staškute oraz Duo Fortepianowe Lucas & Arthur Jussen.
W sali Filharmonii można było zobaczyć i posłuchać operę „LA FORZA DEL MERITO” Marcello di Capua, kompozytora, który kiedyś rezydował na Zamku w Łańcucie. To było bardzo ciekawe doświadczenie i akcent regionalny o ciekawym zasięgu.
            Ta ostatnia edycja była szczególna, bo odbyła się w czasie pandemii, tuż po otwarciu się na publiczność. Był to także 60. Muzyczny Festiwal w Łańcucie. Wszystko to już jest za nami i w tej chwili przygotowujemy już kolejną festiwalową edycję.

            Ogromne zainteresowanie było plenerowymi koncertami, które Filharmonia Podkarpacka zaproponowała w lipcu.
            - Absolutną nowością w działalności Filharmonii była organizacja koncertów plenerowych przed budynkiem Filharmonii. W lipcu odbyły się cztery takie koncerty. Bardzo Państwu dziękuję za tak ogromne zainteresowanie tymi przedsięwzięciami. Prawie we wszystkie wieczory pogoda dopisała. Wykonawcy byli zachwyceni nie tylko miejscem koncertu, ale także reakcją publiczności i nie ukrywam, że w tym sezonie koncertowym planujemy również zorganizować takie koncerty.

            Większość koncertów odbyła się w siedzibie Filharmonii, ale orkiestra występowała także w innych miastach i ośrodkach muzycznych.
             - Oczywiście Filharmonia realizowała także koncerty w ramach programu „Przestrzeń otwarta dla muzyki”. To są koncerty na terenie naszego województwa. Były też koncerty na zaproszenie w innych miejscach – m.in. Orkiestra gościła w Radziejowicach (nie po raz pierwszy), odbył się także koncert podczas Festiwalu w Busku Zdroju i tę współpracę także sobie bardzo cenimy.
             Z powodu pandemii i przez wprowadzenie różnego rodzaju obostrzeń nie mogły się odbyć koncerty zagraniczne zaplanowane na 2021 rok. Najbliższy planowany w Preszowie na Słowacji został przełożony, ale nie wiadomo, kiedy się odbędzie.

             Orkiestra Filharmonii Podkarpackiej była zaangażowana jako zespół towarzyszący pianistom w finałach II Międzynarodowego Konkursu Muzyki Polskiej im. Stanisława Moniuszki w Rzeszowie.
              - We wrześniu miało miejsce wielkie przedsięwzięcie, którego organizatorem jest Narodowy Instytut Muzyki i Tańca w Warszawie, a Filharmonia Podkarpacka jest jego współorganizatorem.
Konkurs odbył się pod Patronatem Honorowym Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej Andrzeja Dudy, a finansowany był przez Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego.
Druga edycja spotkała się z jeszcze większym zainteresowaniem tych, którzy przyjechali, żeby pomimo tych pandemicznych warunków wziąć w tym konkursie udział, jak i ze strony publiczności oraz mediów.
Warto tu jeszcze wspomnieć, że koncert laureatów odbył się w Rzeszowie, a także został powtórzony w Filharmonii Narodowej w Warszawie, oczywiście z udziałem Orkiestry Filharmonii Podkarpackiej.

             Po kilkunastu dniach Orkiestra Symfoniczna Filharmonii Podkarpackiej rozpoczęła sezon artystyczny 2021/2022
             - W październiku rozpoczęliśmy nowy sezon z udziałem znakomitych solistów - pani Edyty Piaseckiej - sopran i pana Sławomira Naborczyka - baryton, a orkiestrą Filharmonii Podkarpackiej dyrygował Massimiliano Caldi. Kolejne wieczory ciągle udaje nam się prowadzić z udziałem publiczności i mam nadzieję, że tak będzie również w 2022 roku.

             W pandemicznym czasie koncertowaliście za granicą, bo niedawno występowaliście w Rzymie.
              - Ten 2021 rok orkiestra zakończyła także wspaniale, bo udało nam się wyjechać do Rzymu, gdzie odbył się koncert przy współpracy z Fundacją SOAR.
Filharmonia była tylko współorganizatorem, bowiem organizacją zajmowała się Fundacja SOAR i myślę, że kolejne przedsięwzięcia zaplanowane za granicą na 2022 rok - niektóre, jak na przykład koncert w Fatimie, były już dwukrotnie przekładane i wreszcie będą się mogły odbyć. Czego oczywiście wszystkim artystom i sobie życzę.

             Tym razem koncerty sylwestrowy i noworoczny odbywają się na szczęście z udziałem publiczności, ale organizatorzy przez cały czas muszą czuwać, aby wszystko odbyło się zgodnie z obowiązującymi przepisami pandemicznymi.
             - Jesteśmy oczywiści optymistami, ale zdajemy sobie sprawę z niezwykle trudnej sytuacji, jaką aktualnie obserwujemy. Mam gorącą prośbę do Państwa o uszanowanie wprowadzonych zasad, którym musimy się podporządkować.
             Musimy zapytać Państwa o szczepienia, o paszporty covidowe. Niektórzy są z tego powodu bardzo niezadowoleni, ale jeśli okazujemy zaświadczenia o szczepieniu, to więcej osób może uczestniczyć w koncertach. Gdybyśmy nie żądali okazania tych dokumentów, to moglibyśmy wypełnić tylko 30% miejsc na widowni, natomiast jeśli Państwo okażą paszporty, to w koncertach może uczestniczyć większa liczba chętnych melomanów. Dlatego prosimy o zachowanie spokoju, dystansu oraz braku nerwowości. Tego sobie życzmy na 2022 rok patrząc z optymizmem w przyszłość i myślę, że spotkania z muzyką będą temu optymizmowi służyć, bo muzyka dostarcza radości, pozwala oderwać się od trudnej, meczącej, czasem smutnej rzeczywistości. Na pewno także przychodzący do Filharmonii mają wśród swoich rodzin i znajomych osoby, które w 2021 roku zmarły. Wszystkim Państwu współczujemy i tym bardziej prosimy o zrozumienie wszystkich obostrzeń, których jesteśmy zobowiązani przestrzegać. Robimy to po to, żebyśmy mogli się wszyscy czuć bezpiecznie.

             Z wielką radością obserwuję, że na widowni pojawia się coraz więcej młodych ludzi.
              - Filharmonia jest otwarta dla wszystkich i programy, które proponujemy, są bardzo zróżnicowane. Nasza oferta jest tak bogata, że może być przeznaczona dla ludzi w każdym wieku i z różnym przygotowaniem. Nie zawsze programy koncertów wypełnione są muzyka klasyczną, tak zwaną poważną, chociaż od wielu lat powtarzam, że jest to muzyka ważna.
              Cieszymy się i czekamy na wszystkich Państwa, którzy jeszcze nie byli w filharmonii. Zachęcam do zapoznania się z nasza ofertą programową. Cieszymy się, że nie opuszczają nas w tym trudnym czasie również stali melomani. Chcemy się ze wszystkimi dzielić sztuką muzyczną.

Z prof. Martą Wierzbieniec, Dyrektorem Naczelnym Filharmonii Podkarpackiej im. Artura Malawskiego w Rzeszowie rozmawiała Zofia Stopińska 30 grudnia 2021 roku.

Filharmonia Podkarpacka 3 800

                                 Orkiestra Symfoniczna Filharmonii Podkarpackiej im. Artura Malawskiego w Rzeszowie, fot. ze zbiorów Filharmonii Podkarpackiej

Iza Połońska: "Istotą uprawiania naszego zawodu jest kontakt z publicznością"

         Zapraszam na spotkanie z Izą Połońską, znakomitą wokalistką śpiewającą w różnych stylach, od klasyki po piosenkę aktorską i jazz. W pandemicznym czasie Artystka pozostała nadal aktywna, kreując nowe projekty i nagrania.
         22 listopada miała miejsce premiera kolejnego albumu Izy Połońskiej z piosenką poetycką, zatytułowanego „SING! Osiecka”, a zawierającego 13 znanych i lubianych piosenek z tekstami Agnieszki Osieckiej w nowych aranżacjach Leszka Kołodziejskiego. Album jest ostatnią produkcją Andrzeja Adamiaka, legendarnego lidera zespołu Rezerwat. Warto po ten krążek sięgnąć, bo jest pod każdym względem wyjątkowy.

          Śpiewa Pani inaczej niż zdecydowana większość współczesnych piosenkarzy, ale koncerty, z którymi wystąpiła Pani niedawno w Filharmonii Podkarpackiej i w Centrum Paderewskiego w Kąśnej Dolnej w ramach festiwalu „Viva Polonia! Ku pokrzepieniu serc”, dowiodły, że taki sposób przekazu cieszy się ogromnym powodzeniem u publiczności. Piosenka aktorska, piękne poetyckie teksty podbijają serca szerokiego grona publiczności.
           - Jestem przede wszystkim ze świata muzyki klasycznej i ze świata teatru, a tam określone reguły i warsztat są podstawą do jakiegokolwiek działania i akurat mnie niesłychanie determinują. Istotną sprawy jest dla mnie przekazanie tekstu, bo uważam, że w piosence, która jest utworem literacko-muzycznym (ta kolejność nie jest przypadkowa), tekst jest tym, co nas prowadzi. Muzyka ów tekst unosi lub nie. Staram się wybierać piosenki, w których tekst i muzyka uzupełniają się, są w pewnym sensie nierozerwalne.

          Bardzo szybko, prawie natychmiast nawiązuje Pani kontakt z publicznością. Przekonałam się o tym „na własnej skórze”. Zostałam zaangażowana niemal zaraz, jak zaczęła Pani śpiewać pierwszą piosenkę w czasie koncertu w Kąśnej Dolnej.
          - To bardzo miłe, co Pani mówi, dziękuję i cieszę się! Uważam, że istotą uprawiania naszego zawodu jest kontakt z publicznością. Prawdziwie spełniam się na koncertach właśnie. Zwykłam mówić, że scena jest moim domem, jest moim właściwym miejscem i bardzo to kocham. Pragnę przeżywać wspólnie z ludźmi piosenkę w czasie rzeczywistym. Na tym polega uprawianie tego zawodu. Tego nie daje żadna płyta i żadne nagranie. Zawsze niesłychanie się cieszę kiedy mogę ludzi ze sobą zabrać w podróż ze słowem i z muzyką.

          Bardzo żałuję, że nie mogłam być na koncercie w Rzeszowie, gdzie towarzyszyły Pani również symfoniczne brzmienia, ale w Kąśnej Dolnej towarzyszyły Pani cztery wiolonczele i akordeon, i ten skład był idealny do repertuaru. Większość piosenek pochodziła z poprzedniej płyty zatytułowanej „Pejzaż bez ciebie”, wydanej w 2019 roku.
          - Tak, na płycie znalazły się tylko piosenki pana Jeremiego Przybory i pana Jerzego Wasowskiego. Leszkowi Kołodziejskiemu udało się rozpisać wybrane piosenki na cztery wiolonczele i akordeon, czyli dokonać czegoś, czego jeszcze nikt nie zrobił. Wielką radością jest fakt, iż towarzyszy nam w tym projekcie znakomity Polish Cello Quartet, w składzie: Tomasz Daroch, Adam Krzeszowiec, Wojciech Fudala i Krzysztof Karpeta. Każdy z Nich aktywnie i z sukcesami działa solistycznie. Wszyscy razem podeszliśmy do nagrywania z wielką pokorą i z ogromną estymą dla tych piosenek. Śpiewanie wśród tak znakomitych wiolonczel i akordeonu jest niesłychaną przyjemnością. Każdy nasz wspólny koncert jest świętem, bo to jednak niepopularny skład.

          Podczas koncertu wszyscy wspaniale muzykowali i wykonanie oraz cała oprawa (światła, realizacja dźwięku) były idealne, co z pewnością wpłynęło na zachwyt publiczności. Cieszę się, że płyta „Pejzaż bez ciebie” jest dostępna, bo ona ciągle jest aktualna i jeszcze bardzo długo będzie „towarem poszukiwanym”, jeśli świetną płytę można określić słowem towar.
           - Pozostaje mi mieć nadzieję, że tak właśnie będzie. Nieraz mówiłam, że "Pejzaż bez Ciebie" jest dla mnie wyjątkowy - zadedykowałam ją przecież Dominikowi, ale jest ona także listem dla moich dzieci w przyszłości i dzisiaj, patrząc na to z perspektywy ostatnich lat, także listem do siebie samej w przyszłości. Cieszę się, że powstała.

          Zapytam jeszcze o wrażenia z koncertów w Rzeszowie i Kąśnej Dolnej.
          - Na pewno skład zespołu towarzyszącego był inny i ilość osób słuchających, ale jest coś, co łączy te oba koncerty. Coś takiego, co można nazwać komunikacją międzyludzką, którą Państwo w tym regionie Polski mają na szczególnym poziomie, co mnie zawsze ogromnie wzrusza. Kontakt z rzeszowską orkiestrą od pierwszej próby był fantastyczny. Orkiestra chciała z nami grać, chciała także byśmy to odczuli. Oczywiście to jest także moja, mojego zespołu rola i przede wszystkim dyrygenta, żebyśmy znaleźli porozumienie w muzyce oraz porozumienie międzyludzkie, bo przecież muzyki nie da się uprawiać, jeżeli nie ma porozumienia na linii człowiek – człowiek. Ono być musi. Dyrygował nami Adam Klocek, który świetnie zna cały materiał, i z którym bardzo lubimy współpracować.
Adam doskonale rozumie moje środki wyrazu co jest sporym ułatwieniem, bo już na etapie pierwszych prób przygotowuje orkiestrę tak byśmy mogli zespolić się w dźwięku i w emocji kiedy do orkiestry dołączamy. Nie musimy sobie nic tłumaczyć. Taki komfort daje tylko ilość wspólnie zagranych koncertów.

          Drugi koncert kameralny w Kąśnej Dolnej, czyli w miejscu, które jest perłą tego regionu, z fantastycznymi gospodarzami, którzy byli znakomicie przygotowani na naszą wizytę i na koncert. Życzyłabym sobie, by każde miejsce, do którego jadę, było w takim stopniu oddane sztuce i drugiemu człowiekowi. Wszystko było przygotowane perfekcyjnie, wszyscy służyli pomocą. Nie umiem mówić o tym bez entuzjazmu, bo zarówno organizatorzy, jak i wszyscy, którzy przyszli lub przyjechali (były osoby, które pokonały 200 i 300 km), to niezapomniane wrażenia, dla mnie na pewno. Sala była pełna i publiczność bardzo żywo reagująca. Zdecydowanie jest to jeden z moich ukochanych regionów do koncertowania. Z wielką radością będę do Państwa wracać.

          Ciągle trwająca pandemia ogranicza wielu artystów, a Pani ciągle rozwija skrzydła, bo w ostatnich latach powstały bardzo ciekawe projekty, o których warto powiedzieć.
          - Jestem osobą nie znoszącą bezczynności, długiej pauzy i moja wyobraźnia oraz moje potrzeby realizowania nowych projektów nie dają mi spokoju. Może to jest nawet chorobliwe, ale wydaje mi się, że ja bez tego nie potrafię funkcjonować. To moja ogromna siła, która mi pozwala żyć, starać się, mieć swoją przestrzeń.
          W czasie pandemii powstał projekt „Krajewski Symfonicznie”, z którym występowaliśmy już wiele razy w różnych odsłonach, a niedługo będziemy też w Centrum Jordanki w Toruniu grać z Toruńską Orkiestrą Symfoniczną.
          Mam także maleńki projekt pandemiczny „Wystarczy być”, który stoi jakby na drugim biegunie moich muzycznych poszukiwań. Śpiewam w nim głównie piosenki z tekstami Magdy Czapińskiej, na gitarze towarzyszy mi Witold Cisło, kompozytor i multiinstrumentalista. Bardzo ciekawe doświadczenie, jak powrót do korzeni, ponieważ tak zaczynałam śpiewać. Moja przyjaciółka, która dziś jest świetną panią doktor psychiatrą grała na gitarze, razem wygrywałyśmy pierwsze konkursy jeszcze w szkole podstawowej.

           Te dwa projekty są jak dwa bieguny, inny rodzaj brzmienia, inne frazowanie, zupełnie inne środki wyrazu. Kiedy staję przed orkiestrą symfoniczną i mam ogromną falę dźwięku za sobą śpiewam inaczej , niż wtedy kiedy jestem tylko z samą gitarą i w pewnym sensie szepcę ludziom do ucha. Bardzo rozwijające dla mnie jako wokalistki i jako muzyka przeciwieństwa.

           Często sięga Pani po teksty Wojciecha Młynarskiego.
            - „Młynarski symfonicznie” jest to projekt, w którym śpiewają ze mną Zbyszek Zamachowski i Janek Młynarski. Czasami są razem, a czasami na przemian. Ufam, iż uda nam się zarejestrować ten materiał na płycie, pracuję nad tym od jakiegoś czasu.
           Mamy też ciągle w planach duży projekt symfoniczny z piosenkami Magdy Czapińskiej, w którym wystąpię z panią Magdą Umer i z Mietkiem Szcześniakiem, ale to przedsięwzięcie ciągle czeka na pewność pełnych sal koncertowych.

           Większość Pani publiczności, która przychodzi na Pani koncerty, a nawet Pani wielbiciele często nie wiedzą, że ukończyła Pani Wydział Wokalno-Aktorski Akademii Muzycznej w Łodzi i zaczynała Pani karierę śpiewaczki operowej.
            - Przyznam, że zupełnie nie oczekuję takiej wiedzy od publiczności. W naszym środowisku zwykło się mówić, iż to nie stopnie naukowe grają, czy śpiewają. Wychodząc na scenę jesteśmy wszyscy sobie równi. Naszym zadaniem jest wytworzyć dialog z innymi ludźmi. Obudzić ich wyobraźnię, emocje, pokazać jakieś piękno. Scena jest w pewnym sensie uświęconym miejscem, gdzie tytuł magistra, doktora czy profesora nie ma zupełnie znaczenia.
           A wracając do wątku operowego, chyba jednak bardziej byłam i jestem nadal kameralistką. Mam w swoim repertuarze sporą ilość liryki wokalnej, chociaż oczywiście były także doświadczenia operowe. Patrząc na własną drogę z perspektywy czasu, muszę stwierdzić, że w świecie muzyki klasycznej znalazłam się trochę przez przypadek. Co prawda skończyłam klasę fortepianu w szkole muzycznej II stopnia, ale nie chciałam dłużej kontynuować tej drogi. Chciałam zostać aktorką. Uczestniczyłam w zajęciach z impostacji głosu u pani prof. Haliny Romanowskiej, przygotowywałam się do egzaminów do Szkoły Filmowej na Wydział Aktorski. Na jednej z lekcji Pani Profesor po zaśpiewanej przeze mnie pieśni Jana Galla powiedziała: "popatrz na moje przedramię, mam gęsią skórkę i wszystkie włosy mi stanęły dęba, zdawaj też koniecznie do nas". To "do nas" znaczyło Wydział Wokalno-Aktorski. Posłuchałam, ukończyłam ten kierunek i prawie przez 20 lat śpiewałam muzykę klasyczną.

            Ukończyła Pani studia podyplomowe we wrocławskiej Akademii Muzycznej w klasie prof. Christiana Elssnera, uczestniczyła Pani w kursach mistrzowskich, prowadzonych między innymi przez wielką Teresę Żylis-Garę, która cudownie śpiewała i była też świetnym pedagogiem.
             - Tak, to był wielki zaszczyt móc pracować z wielką Teresą Żylis-Gara. Miałam wielkie szczęście spotykać Divinę także prywatnie. Dużo razem pracowałyśmy. Umiała poskromić moje zapędy do nad ekspresji na rzecz wysublimowanego wykonawstwa, w którym nie szasta się głosem na prawo i lewo. Przeżyłam długi okres fascynacji wykonaniami i postacią Maestry, nawet moja praca magisterska dotyczyła Teresy Żylls-Gara i Jej wspaniałych ról mozartowskich, zresztą ta fascynacja trwa do dziś. Jest niezmienna. Nikt nie zaśpiewał dotąd lepiej Donny Elwiry, czy Desdemony. Być może zaskoczę panią, ale bardzo dużo z tego, co robię dzisiaj, zawdzięczam Maestrze. Była znakomitą interpretatorką, aktorką, ale przede wszystkim fantastycznie potrafiła pomóc umiejscowić głos w tzw. średnicy. Poświęcałyśmy na to godziny wspólnej pracy.

            To samo potrafił robić prof. Elssner, u którego skończyłam studia podyplomowe we Wrocławiu i który otworzył mi oczy na fizjologię głosu. Spod Jego ręki wyszło wielu fantastycznych śpiewaków, którzy dziś osiągają wyżyny w świecie operowym na całym świecie. Od prof. Elssnera dowiedziałam się po raz pierwszy, iż śpiewanie jest przedłużeniem mowy. Proste zdanie, które przewróciło mój młody śpiewaczy świat do góry nogami. Po kilku latach kiedy udałam się na lekcje mistrzowskie do Hamburga do prof. Ingrid Kremling-Domansky i usłyszałam, że moja średnica jest moim skarbem, a następnie powtórzył to wielki Tom Krasue w Madrycie, zrozumiałam, że dana mi była wiedza, a dzięki właściwym ćwiczeniom umiejętność, by śpiewać to co najbardziej mi w duszy gra, czyli piosenkę. Wbrew pozorom po śpiewaniu klasycznym bardzo trudno wrócić do prostej impostacji. Jest to możliwe tylko przy tzw. stabilnej średnicy.

            Był czas, kiedy współpracowała Pani z panem Piotrem Hertlem.
            - Piotr uczył mnie interpretacji piosenki. Był świetnym kompozytorem, do niego należy muzyka do serialu Dom i do bajki Miś Uszatek, do piosenki "Parasolki"... Piotr był również świetnym pedagogiem, uczył w łódzkiej Szkole Filmowej na Wydziale Aktorskim, u nas w Akademii Muzycznej w Łodzi powadził Pracownię Kompozycji Komputerowej, przez wiele lat pełnił też funkcję Dyrektora Muzycznego Teatru im. Stefana Jaracza w Łodzi. Pracował z aktorami, rozumiał doskonale specyfikę piosenki aktorskiej.
Mogę powiedzieć, że te pierwsze moje inklinacje z piosenką "na serio" były z Piotrem.
            Byłam na drugim roku studiów, kiedy mnie zaprosił do wspólnych nagrań i zarejestrowaliśmy kilka piosenek dla Telewizji Łódź. Wtedy nagrywałam pierwszy raz w Radio Łódź.
Potem mnie nie było przez jakiś czas w Polsce, a kiedy wróciłam Piotr po długiej chorobie zmarł i wtedy rozpoczęłyśmy z pianistką Aleksandrą Nawe duży projekt "Zielony pejzaż" wskrzeszający te piosenki, a potem następny i następny.
Na podstawie piosenek Piotra napisałam swoją pracę doktorską, bardzo chciałam w ten sposób oddać cały mój szacunek i wdzięczność, które dla Niego posiadam, wdzięczność za wszystko, czego mnie nauczył.

            To pierwsza praca w historii Akademii Muzycznej w Łodzi na temat piosenki aktorskiej.
            - Jest to także pierwsza praca w Polsce w dziedzinie wokalistyki na temat piosenki aktorskiej. Wiem, że teraz powstają kolejne w Uniwersytecie Muzycznym Fryderyka Chopina w Warszawie.

            Słyszałam, że jest Pani także trenerem wokalnym, czyli przygotowuje Pani aktorów do spektakli, w których trzeba śpiewać.
             - Bardzo lubię pracować z ludźmi nad głosem, bo uważam, że głos jest integralną częścią nas i sposób, w jaki jesteśmy w stanie ów głos z siebie wydobywać na zewnątrz, bardzo dużo mówi o naszej integralności w środku nas, o naszej psychice i kondycji. Doświadczenia te zbieram również dla samej siebie, rozwijając i swój warsztat przy okazji. Praca z aktorem jest zawsze pewnego rodzaju misterium. Należy umieć dobrze odczytać intencje reżysera i pomóc aktorowi znaleźć właściwą drogę, tutaj nie ma żadnych schematów i dróg na skróty. Fascynujący proces, egzaminujący zawsze od nowa całe moje doświadczenie wykonawcze i pedagogiczne. Z drugiej strony praca z naprawdę świadomym siebie aktorem daje wokaliście niekiedy wgląd w nieograniczoność organiki ludzkiej. Zdarzają się prawdziwe cuda. Mogę o tym snuć opowieść godzinami... zanudziłabym panią.

            Słyszałam również o lekcjach uwalniania głosu u osób ze sfery biznesu.
            - Tutaj podobnie, moja praca polega na tym, żeby ludzie, mieli świadomość swojej integralności, bądź jej braku. Ważne by nie czuli, iż głos jest czymś oddzielnym od ich ciała i od psychiki. Głos zawsze zdradza wszystko to, co najbardziej w nas ukryte. Osoby, które do mnie przychodzą, nie muszą mi w słowach opowiadać o tym co w nich się dzieje. Wystarczy, że ktoś powie jakieś zwykłe zdanie. Ja je słyszę i potrafię wyczytać, co się w jego psychice dzieje .Często wzbudza to zdziwienie i niedowierzanie. To bardzo delikatna praca. Potrzeba w niej dużo zaufania z obu stron.
Bardzo ważna jest też świadomość używania słowa, bo ostatnio obserwuję wielką zapaść w tej dziedzinie.
Wszystko to jest istotne zwłaszcza teraz, kiedy większość spotkań odbywa się online i pokazujemy się innym ludziom w wersji – głos i obraz. A to co innego dla mózgu odbiorcy niż wtedy, kiedy widzimy się na żywo i odbieramy wzajemnie pełnią naszych zmysłów. Dobrze mieć świadomość, że wtedy pewne elementy są bardziej istotne, determinują nasz sukces w przekazywaniu treści.

            Wiele można się od Pani nauczyć będąc na Pani koncertach. Z wielką przyjemnością wszyscy słuchają, jak Pani prowadzi te koncerty. Ważne jest także to, co dzieje się zaraz po koncercie, że znajduje Pani czas na spotkanie z publicznością. Mnóstwo osób chce do Pani podejść, zamienić parę słów, poprosić o autograf, zrobić pamiątkowe zdjęcie…
            - Prawdę mówiąc nie potrafię inaczej. Każda osoba na koncercie jest moim wspaniałym gościem. Jest to przecież Ktoś, kto zechciał kupić bilet i przyjść mnie posłuchać. Oznacza to też, iż zadał sobie trud, żeby mnie znaleźć (nie idzie za mną medialna popularność), wydać pieniądz na koncert, często także zostać po koncercie i pokazać jak bardzo mu się podobało. Jakże mogłabym inaczej, w moim świecie to niemożliwe. Jestem zawsze obdarowana Państwa obecnością i nie mogę nie odpowiedzieć tym samym. Mam swoją prawdziwie fantastyczną publiczność, za co każdemu z Państwa osobno dziękuję.

            Jak Pani godzi tak wiele obowiązków, bo jest Pani głową rodziny, wiele czasu zajmują przygotowania do koncertów i podróże. Musi Pani wszystko bardzo dokładnie planować z zegarkiem i notatnikiem.
            - Nie da się logistycznie inaczej tego układać. Chcę powiedzieć, że mam naprawdę wspaniałe dzieci, które stały się bardzo szybko samodzielne. Julek ma już 7 lat, a Karinka 14 i potrafią być bardzo zdyscyplinowane i pomocne. Bardzo dużo pomaga mi także moja Mama, i myślę, że bez Mamy cała moja działalność nie miałaby racji bytu, nie potrafiłabym sama tego wszystkiego spiąć.

            Czy dzieci interesują się muzyką?
            - Córka przez kilka lat uczyła się grać na wiolonczeli i mimo, że wygrała konkurs regionalny, będąc w czwartej klasie zrezygnowała, bo jednak nie była to jej droga. Aktualnie gra na gitarze i pisze swoje piosenki, uczy się języków obcych, to jest jej pasja. A syn rozpoczął naukę gry na flecie w szkole muzycznej. Ma spory talent muzyczny i będziemy go wspierać w rozwoju. Co będzie dalej, jaką wybierze przyszłość – zobaczymy.

            Kończąc nasze spotkanie, życzę dużo zdrowia dla całej rodziny, a Pani dużo sił do dalszej działalności, bo każdy koncert jest dowodem, jak Pani jest nam – publiczności potrzebna.
             - Ogromne dziękuję za te słowa, bardzo ich potrzebuję.
Mam wielkie szczęście, że śpiewam w tak przeróżnych konfiguracjach, także w salach filharmonicznych, ze wspaniałymi, symfonicznymi składami. W pewnym sensie wynosimy tym samym tzw. piosenkę z tekstem na piedestał. Wyżej się już nie da w świecie muzycznym. Należy pokazywać ludziom wartościowe piosenki, ale w inny sposób, niż to się dzieje w typowo komercyjnym świecie. Trzeba to robić z ogromną wrażliwością i poczuciem, że to bardzo potrzebne, byśmy mogli zachować najszlachetniejszą nutę polskiej kultury. Ale do tego potrzeba Państwa - Publiczności, bez Państwa nie ma nas.

Zofia Stopińska

Pół wieku w służbie Pani Muzyce

          Bardzo mnie zasmuciła wiadomość o śmierci ś.p. Stanisława Kucaba, wieloletniego nauczyciela gry na akordeonie, a także Kierownika sekcji akordeonu i organów w Zespole Państwowych Szkół Muzycznych im. Artura Malawskiego w Przemyślu.
          Był wybitnym nauczycielem, cenionym przez współpracowników i uczniów. Cieszył się uznaniem wybitnych akordeonistów i wielu nauczycieli gry na tym instrumencie w całej Polsce.
Pozostanie w naszej pamięci jako dobry, życzliwy człowiek, wybitny nauczyciel, głęboko oddany swoim uczniom.

          Pan Stanisław Kucab zmarł 26 grudnia 2021 r. Jego śmierć jest ogromną stratą dla świata muzyki.

          Msza św. żałobna zostanie odprawiona 28 grudnia 2021 roku o godzinie 14:00 w Kościele św. Stanisława Biskupa przy ul. Zofii Chrzanowskiej 11 w Przemyślu (Lipowica). Ceremonia pogrzebowa odbędzie się po Mszy św. na Cmentarzu Komunalnym na Zasaniu w Przemyślu.

świece

 

          Pragnę przybliżyć sylwetkę ś.p. Stanisława Kucaba przypominając wywiad, który miałam przyjemność przeprowadzić w grudniu 2016 roku. Chcę zachować w pamięci ś.p. Stanisława Kucaba takim, jak na zamieszczonym powyżej zdjęciu.

 

          Pół wieku w służbie Pani Muzyce

          Wywiad z Panem Stanisławem Kucabem.

          W ramach 24 Międzynarodowego Festiwalu Muzyki Akordeonowej w Przemyślu – 9 grudnia w Sali Lustrzanej Zespołu Państwowych Szkół Muzycznych odbył się uroczysty Benefis Stanisława Kucaba – wybitnego pedagoga, twórcy przemyskiej szkoły akordeonowej oraz jej największych sukcesów. Wychował wielu absolwentów, wśród których wielu zdobyło indeksy wydziałów instrumentalnych Akademii Muzycznych w Polsce. Jego uczniowie brali udział w licznych przesłuchaniach i konkursach regionalnych, ogólnopolskich i międzynarodowych zdobywając liczne laury i zwyciężając w wielu z nich.
          Jako wybitny pedagog Pan Stanisław Kucab otrzymał wiele nagród i wyróżnień – m.in.: Medal Komisji Edukacji Narodowej, Złoty Krzyż Zasługi, Nagrodę II stopnia Ministra Oświaty i Wychowania, Nagrodę Indywidualną II stopnia Dyrektora Centrum Edukacji Artystycznej, Zasłużony dla Województwa Przemyskiego - nagroda Wojewody Przemyskiego, Nagroda Kuratora Oświaty i Wychowania. Kariera pana Stanisława Kucaba nie wiąże się wyłącznie z pracą pedagoga. Pracował także jako Wizytator w Wydziale Kultury i Sztuki przy Urzędzie Wojewódzkim w Przemyślu, Konsultant akordeonu w Okręgowym Zespole Metodyczno-Programowym przy Urzędzie Wojewódzkim w Rzeszowie, był członkiem Stowarzyszenia Polskich Artystów Muzyków. Posiada II stopień specjalizacji w zakresie nauki gry na akordeonie przyznany przez Centralną Komisję Kwalifikacyjną w Szkolnictwie Artystycznym. Wielokrotnie zasiadał jako członek jury na konkursach regionalnych, ogólnopolskich i międzynarodowych.

          Trudno uwierzyć, że w tym roku mija 50 lat pracy pedagogicznej Pana Stanisława Kucaba. Wielu jego wychowanków ukończyło studia na wydziałach instrumentalnych Akademii Muzycznych i są to dzisiaj cenieni instrumentaliści i pedagodzy. Wymienię tylko trzech – pan Dariusz Baszak – dyrektor Międzynarodowych Festiwali Muzyki Akordeonowej w Przemyślu, zastępca dyrektora Zespołu Państwowych Szkół Muzycznych i nauczyciel Akordeonu, prof. Klaudiusz Baran – Rektor Uniwersytetu Muzycznego Fryderyka Chopina w Warszawie, znakomity wirtuoz grający na akordeonie i bandoneonie, oraz dr Eneasz Kubit związany z Akademią Muzyczną w Łodzi, również wyśmienity akordeonista i kameralista.

          Podczas wspaniałego Benefisu podkreślał Pan kilkakrotnie, że jest Pan dumny ze swoich wychowanków.
           - Tak. Wychowanków mam przewspaniałych. Są już ukształtowanymi muzykami i każdy ma spory dorobek. Największe chyba osiągnięcia zawodowe ma prof. Klaudiusz Baran, który jest rektorem Uniwersytetu Muzycznego Fryderyka Chopina w Warszawie. Drugi to dr Eneasz Kubit, pracownik naukowy w Akademii Muzycznej w Łodzi. Ważne stanowiska zajmują także Dariusz Baszak – zastępca dyrektora Zespołu Państwowych Szkół Muzycznych w Przemyślu, Tomasz Dolecki jest kierownikiem sekcji akordeonu z Szkole Muzycznej w Lubaczowie, a wspaniałym nauczycielem najmłodszego pokolenia jest Sławomir Wilk, który uczy w szkołach muzycznych w Przeworsku i w Przemyślu. Dumny jestem z wielu moich wychowanków, trudno wymienić wszystkich, bo to wielu wspaniałych muzyków i nauczycieli.

           Większość z nich pracuje w różnych ośrodkach muzycznych w Polsce i za granicą, ale utrzymują z Panem kontakt.
           - Oczywiście. Piszemy listy, dzwonimy do siebie, a czasem się spotykamy. Niestety, te spotkania odbywają się rzadko, bo każdy z nich jest bardzo zajęty prowadząc działalność koncertową i pedagogiczną. Kilka miesięcy temu odbyło się takie spotkanie w niewielkim gronie, mówiliśmy o pracy i różnych sukcesach, i przygodach podczas wyjazdów na konkursy ogólnopolskie i międzynarodowe. Eneasz Kubit zaproponował, żeby o tym wszystkim opowiedzieć na spotkaniu dla większego grona osób zainteresowanych muzyką podczas Festiwalu Akordeonowego. Pozostali koledzy z entuzjazmem przyjęli tę propozycję. Opowiadać było o czym, bo przecież wyjazdy na konkursy związane były z ciekawymi historiami. To nie było tak, jak dzisiaj – wystarczy tylko złożyć zgłoszenie i można pojechać na konkurs. Kiedyś najczęściej było to związane z eliminacjami – trzeba było jechać do Warszawy, zakwalifikować się, a jeżeli to był wyjazd zagraniczny, potrzebne były dodatkowe czynności proceduralne – trzeba było otrzymać książeczkę walutową itd.

           Wszyscy jesteśmy ciekawi, jak rozpoczął Pan naukę gry na akordeonie? Kto odkrył talent muzyczny u młodego Stanisława Kucaba?
           - Rozpoczynałem naukę gry na akordeonie będąc uczniem klasy siódmej szkoły podstawowej. Mój pierwszy nauczyciel założył wówczas Ognisko Muzyczne w Pruchniku. Zacząłem chodzić do tego Ogniska, bo zadbała o to maja mama, która miała bardzo ładny głos i zawsze wykonując jakieś prace domowe śpiewała – w rodzinie nazywana była Santorką. Rozpocząłem naukę w ognisku i wkrótce pan Roman Olejarz, mój nauczyciel akordeonu, zauważył, że zrobiłem większe postępy od pozostałych i zaproponował mi przejście do drugiej klasy do Szkoły Muzycznej w Jarosławiu. Jak ukończyłem trzecią klasę w tej szkole, to pamiętam takie spotkanie po zagraniu podczas lekcji „Polki – Dziadek”. Słyszał moją grę ówczesny dyrektor Szkoły pan Henryk Paraniak i uznał to za wielki sukces. Powiedział wówczas: „…grasz już całkiem dobrze, a my otwieramy nowe ognisko muzyczne w Bobrówce i bardzo potrzebujemy nauczyciela akordeonu”. I tak się stało, że w 1966 roku, po trzech latach nauki, rozpocząłem pracę na pół etatu w Bobrówce. Bardzo się starałem i klasa akordeonu była każdego roku większa. Widząc moje osiągnięcia dyrektor do Bobrówki skierował innego nauczyciela, a mnie przeniósł do Jarosławia. Uczyłem w Ognisku Muzycznym, a równocześnie uczyłem się w średniej szkole muzycznej. Trafiłem do orkiestry akordeonowej, którą prowadził pan Krzysztof Milczanowski – nauczyciel średniej szkoły muzycznej w Przemyślu i zaproponował mi, abym nie kończył podstawowej szkoły muzycznej w Jarosławiu, tylko żebym po czterech latach zdawał egzamin do szkoły średniej. Tak się też stało. Przez cały okres nauki w szkole średniej pracowałem w szkole podstawowej za wyjątkiem jednego roku, kiedy zdawałem maturę.

           Podczas studiów także Pan pracował.
           - Po ukończeniu szkoły średniej podjąłem naukę w Państwowej Wyższej Szkole Muzycznej w Katowicach w klasie akordeonu prof. Joachima Pichury. Ten wspaniały pedagog wiedział, że mam na swoim koncie spore doświadczenia pedagogiczne i zaproponował mi pracę w Ognisku Muzycznym w Mysłowicach. Trwało do 1974 roku, bo wówczas zawarłem związek małżeński z moją żoną Anną i wówczas pan Bronisław Borciuch - dyrektor Państwowej Szkoły Muzycznej w Przemyślu i pan Wojciech Lewandowski, Wizytator Województwa Przemyskiego, zaproponowali mi, abym rozpoczął pracę w Przemyślu zastępując pana Krzysztofa Milczanowskiego, który już odszedł z Przemyśla i rozpoczął pracę w Rzeszowie. Miałam jeszcze przed sobą dwa lata studiów, kiedy rozpocząłem pracę w Państwowej Szkole Muzycznej w Przemyślu. Moje sekcja rozwijała się szybko, bo kiedy powstała Ogólnokształcąca Szkoła Muzyczna w Przemyślu, to miałem już bardzo dużo uczniów. Wówczas też poprosiłem o zatrudnienie większej ilości nauczycieli gry na akordeonie. Na początku było nas trzech, a później więcej.

           Uczył Pan wielu młodych ludzi grać na akordeonie. Każdy uczeń jest inny, każdego trzeba inaczej mobilizować do pracy.
           - Miałem wielu uczniów, zawsze więcej było godzin, niż przewiduje jeden etat. Był nawet taki rok, że dyrektor wysyłał specjalne pismo do Ministra Kultury o zgodę na pracę na trzech etatach, bo tak dużo młodych ludzi chciało się uczyć grać na akordeonie. Różnych uczniów miałem. Sporo czasu poświęcałem także tym, którzy byli mniej zdolni. Uważałem, że jak chcą, powinni ukończyć szkołę muzyczną I stopnia. Później zwykle sami decydowali, że już dłużej nie będą się uczyć. Od samego początku wszystkim powtarzałem, że praca czyni mistrza. Cieszyłem się, kiedy powstała ogólnokształcąca szkoła muzyczna. Mieliśmy już wówczas na swoim koncie kilka ważnych osiągnięć. Zacząłem także uczyć na akordeonie guzikowym. Pierwszą osobą, która bardzo dobrze grała na tym instrumencie i odnosiła sukcesy, była dziewczyna, Magdalena Raszka. Z nią też zacząłem grać w duecie. Wkrótce zaczęli grać kameralnie inni uczniowie i powstawały: duety, tercety, kwartety akordeonowe, a niedługo pojawił się kwintet z innymi instrumentami w składzie (flet, skrzypce itd.). Graliśmy m.in. utwory Bacha, Mozarta. Uczniowie garnęli się do gry zespołowej, bo częściej mieli okazję występować. Graliśmy na każdej prawie imprezie na terenie miasta, a także poza miastem – najczęściej w szkołach w pobliskich miejscowościach.

           Pierwsze akordeony guzikowe przyjmowane były z wielką rezerwą. Pan starał się zachęcać swoich uczniów do gry na takich instrumentach, bo można było na nich więcej osiągnąć.
           - Mnie zachęcał do wprowadzenia tych instrumentów prof. Joachim Pichura. Pokazywał nam możliwości gry na tym instrumencie w ramach metodyki nauczania. Mieliśmy okazję nie tylko poznać akordeon guzikowy, ale każdy student zobowiązany był wykonać na nim stosowny program, niezbędny w podstawowych szkołach muzycznych. Starałem się jak najszybciej wprowadzić te akordeony w przemyskiej szkole, aby efekty pracy z uczniem były satysfakcjonujące i można było uczestniczyć z większym powodzeniem w konkursach muzycznych.

           Nic tak chyba nie mobilizuje uczniów do pracy, jak udział w konkursach. Powodzenie ucznia w konkursach to wielka satysfakcja dla nauczyciela i dla szkoły. Przygotował Pan wielu uczniów do różnych konkursów. Dawniej nie zawsze można było pojechać na konkurs odbywający się za granicą.
           - Nawet wyjazdy na konkursy ogólnopolskie nie były łatwe. Pamiętam, jak jechaliśmy z kwintetem na konkurs do Międzyrzecza, to musieliśmy się kilka razy przesiadać. Nie było bezpośredniego połączenia. W organizacji takich wyjazdów i podczas trwania konkursu pomagali mi zawsze chętnie rodzice moich uczniów. Wymieniali się towarzysząc dzieciom podczas wyjazdów i ta współpraca była wspaniała, nigdy mi nie odmawiali. Jak było blisko, to staraliśmy się jechać samochodem (Rzeszów, Stalowa Wola czy Jasło).

            Wyjazdy zagraniczne sprawiały nam więcej kłopotu, bo trzeba było wcześniej jechać do Warszawy na przesłuchania. Jeżeli ktoś się zakwalifikował, dostawał utwór obowiązkowy do wyćwiczenia i przez miesiąc, góra dwa miesiące, trzeba było ten utwór przygotować. Czekał nas jeszcze jeden wyjazd do Warszawy na konsultacje z tym utworem, a poza tym trzeba było postarać się o paszport, wizę, książeczkę walutową i nie wolno było przekroczyć wyznaczonego limitu. W takich wyjazdach także pomagali rodzice. Nawet do Klingenthal pojechał z nami własnym samochodem Pan Maciej Małagowski, kiedy jechałem na konkurs z jego synem Grzegorzem. Pan Maciej znał też bardzo dobrze język niemiecki i wszystko nam tłumaczył.

            Jak pojechałem pierwszy raz do Klingenthal, zobaczyłem i usłyszałem, jak grają uczestnicy konkursu z innych krajów. Poznałem inne szkoły gry: fińską, francuską, niemiecką, włoską i rosyjską. Rosjanie zajmowali tam w najstarszej kategorii zwykle trzy pierwsze miejsca, nie dopuszczając nikogo do podium. Dużo się tam nauczyłem, robiłem dużo nagrań i trochę szkoda, że nie zatrzymałem ich do dzisiaj, chociaż z odtworzeniem ich mógłby być dzisiaj problem, bo technika poszła naprzód. Zmieniłem też wiele w moich metodach nauczania i to pomogło mi osiągać z uczniami coraz to lepsze wyniki, robiliśmy coraz większe programy, pracowaliśmy coraz więcej i podczas konkursów prezentowaliśmy programy wymagane w wyższych kategoriach. Wtedy były szanse na nagrody. Wiele zabiegów kosztowało mnie zdobycie odpowiednich nut. Często kupowaliśmy nuty za granicą z własnego kieszonkowego, aby przygotować program do następnego konkursu.

            Wiele słyszałam, że nie liczył Pan godzin spędzonych z uczniem – 45 minut to było zwykle mało, nawet dla bardzo zdolnego młodego człowieka.
            - Przed wyjazdem na konkurs pracowaliśmy godzinami w szkole prawie codziennie. Starałem się także, aby przyszli uczestnicy konkursu jak najwięcej grali przed publicznością. Program musiał być co najmniej pięć, sześć razy wykonany na scenie, żebym dokładnie wiedział, co jest jeszcze do poprawienia, bo na scenie wszystkie błędy można zauważyć. Granie przed publicznością zwiększa odporność psychiczną ucznia. Ćwiczyliśmy wszystko – wyjście na scenę, zachowanie podczas gry i zejście ze sceny. Od wielu lat obserwowałem, jak przygotowywali się do występu Francuzi. Ekipa miała specjalnego człowieka, który dbał o ubranie, fryzurę uczestnika konkursu, zakładał mu instrument. Mieli też wyśmienite instrumenty, o których my mogliśmy tylko marzyć. My graliśmy wtedy na akordeonach Weltmeister produkowanych w Klingethal.

             Zakup dobrego instrumentu także graniczył z cudem. Nie każdego ucznia było stać na własny instrument.
             - Instrumenty były drogie, zarobki niewielkie, trudno było rodzicom pozwolić sobie na taki wydatek. Starałem się zdobywać instrumenty dla szkoły. Udało mi się sporo dużych instrumentów załatwić. Oczywiście uczniowie musieli ćwiczyć w szkole, szukać wolnych sal, których zawsze brakowało, bo były zajęte. Przychodziliśmy wcześnie rano albo wieczorami. Pamiętam ucznia, który przychodził już o 6.30, jak tylko Pani Cesia Woźniczko otwierała szkołę, to on już czekał. Wieczorami Pani Cesia dłużej siedziała w szkole, abyśmy mogli dodatkowo pracować. Czasem nawet zamykała nas w szkole i przychodziła późno wieczór – około 22, abyśmy mogli pójść odpocząć do domu. Była naszą „mamą” z administracji. Jesteśmy jej niezmiernie wdzięczni.

            Na Pana czekała w domu rodzina – żona musiała radzić sobie z małymi dziećmi i godzić się na nieobecność męża w domu.
             - Ciężko nam było, bo żona też pracowała. Ja zajmowałem się dziećmi kilka godzin rano. Później zajmowała się nimi nasza wspaniała sąsiadka – Pani Michnowa albo przyjeżdżał ojciec żony i tak sobie radziliśmy. Pamiętam, jak przed uroczystością Pierwszej Komunii Świętej córki nie kupiłem żadnych napojów, bo wróciłem w sobotę wieczorem z konkursu w Klingenthal, a w niedzielę rano mieliśmy uroczystość.

             Wszystko odbywało się także kosztem zdrowia. W pewnym momencie serce zaczęło Panu odmawiać posłuszeństwa. Biło w innym rytmie niż trzeba.
              - Na szczęście stało się to wtedy, kiedy pracę rozpoczęli już moi absolwenci – pan Dariusz Baszak i pan Tomasz Dolecki. Zaczęły się wówczas ograniczenia etatów i ja postanowiłem przejść na emeryturę, a oni rozpoczęli pracę. Jak się tylko lepiej poczułem, spełniłem kolejne marzenie – otworzyłem swoją prywatną szkołę nauczania. Szukałem talentów wśród dzieci wiejskich, ponieważ im było najtrudniej uczyć się muzyki. Doskonale o tym wiem, bo z takiego środowiska pochodzę. Ponieważ ktoś mi pomógł, jak byłem bardzo młody, postanowiłem spłacić dług i otworzyłem trzy takie szkoły – w Dynowie, Dubiecku i trzecią w Przemyślu, ale uczęszczali do niej uczniowie z pobliskich miejscowości. Kilka osób z tych szkół uczyło się dalej, ukończyło studia i obecnie pracują w zawodzie. W Dynowie, Dydni, Pruchniku czy Kańczudze pracują moi uczniowie z tych prywatnych szkół.
Spełnia się to, o czym marzyłem, bowiem w tych niewielkich miejscowościach są także szkoły muzyczne i mogą do nich uczęszczać zdolne dzieci, a jest ich tam dużo.

              Przez ostatnie 50 lat spełniał Pan swoje marzenia, może trudna to była praca, ale upór i konsekwencja sprawiły, że cele były osiągane.
               - Czasami było to bardzo trudne, czasami miałem szczęście i było łatwiej – różnie to bywało, ale zrealizowałem chyba wszystko, co chciałem zrobić. Tak jak Pani wspomniała, w 2003 roku serce zaczęło mi odmawiać posłuszeństwa i musiałem się poddać zabiegowi, ale później jeszcze w dalszym ciągu pracowałem, bo ciągnęło mnie do szkoły, gdyż kocham dzieci i bardzo lubię uczyć. Nie wyobrażam sobie życia bez muzykowania.

              Aktualnie już Pan nie pracuje na etacie.
              - Nie pracuję, ale moje nazwisko jest znane i często jestem proszony, aby sprawdzić, czy dziecko ma zdolności i powinno uczyć się w szkole muzycznej. Nie potrafię odmawiać i dlatego ciągle mam kontakty z dziećmi.

             Wracając jeszcze na zakończenie rozmowy do Pana Benefisu, który odbył się 9 grudnia. To chyba wielka radość mieć takich wychowanków, którzy idą w świat, ale jak tylko mogą, odwiedzają Pana, zawsze mówią o swoim Profesorze. Pan prof. Klaudiusz Baran podkreśla zawsze, że w Przemyślu uczył się gry na akordeonie u jednego nauczyciela.
             - Tak było. Wszyscy uczyli się u mnie po 12 lat. Jestem bardzo wdzięczny moim wychowankom za ten benefisowy wieczór. Nie potrafię słowami opowiedzieć, jak byłem wzruszony. Stworzyli wspaniałą atmosferę i wszystko odbyło się bardzo sprawnie pomimo, że czasu na organizację było niewiele. Były łzy szczęścia i wielka radość, ale nie miałem żadnej tremy, czułem się z nimi i publicznością bardzo dobrze – jak w rodzinie. Bardzo się cieszyłem, że zagrali tego wieczoru Krzysiu Polnik i Łukasz Pieniążek – moje muzyczne wnuki, oraz Eneasz Kubit i Klaudiusz Baran – moi wychowankowie.

             Dopełnieniem mojego szczęścia jest fakt, że moje córki także grają i uczą. Bardzo chciały pójść w moje ślady i ukończyły studia na wydziałach instrumentalnych. Madzia gra na skrzypcach, jest prezesem Towarzystwa Muzycznego w Przemyślu i uczy, zaś Agnieszka jest wiolonczelistką, także gra i uczy. Ostatnio często gram z wnukami, które także interesują się muzyką. Jestem szczęśliwym człowiekiem.

 Zofia Stopińska

Subskrybuj to źródło RSS