Zofia Stopińska

Zofia Stopińska

email Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

Grzegorz Mania: "W Rzeszowie odbywają się niepowtarzalne i unikatowe wydarzenia"

          Zapraszam Państwa na spotkanie z dr hab. Grzegorzem Manią, znakomitym pianistą i prawnikiem, który równocześnie ukończył studia pianistyczne pod kierunkiem prof. Stefana Wojtasa w Akademii Muzycznej w Krakowie oraz studia prawnicze na Uniwersytecie Jagiellońskim.
Później z wyróżnieniem ukończył studia pianistyczne w Guildhall School of Music and Drama w Londynie, a w 2017 r. na Uniwersytecie Jagiellońskim uzyskał tytuł doktora nauk prawnych za pracę poświęconą muzyce w prawie autorskim, przygotowaną pod kierunkiem prof. dr hab. Janusza Barty. Praca otrzymała wyróżnienie Ministra Nauki i Szkolnictwa Wyższego w 15. edycji konkursu Urzędu Patentowego Rzeczypospolitej Polskiej (UP RP) na pracę naukową z zakresu własności intelektualnej.
           Jako solista i kameralista występuje w kraju i za granicą oraz pracuje jako nauczyciel fortepianu. Pan Grzegorz Mania wykonuje także drugi wyuczony zawód i jako radca prawny współpracuje z kancelarią Grupa Adwokacka (i www.grupaadwokacka.com).
           Jest współzałożycielem oraz prezesem Stowarzyszenia Polskich Muzyków Kameralistów (www.spmk.com.pl). To Stowarzyszenie organizuje cykle koncertów kameralnych w ramach festiwalu o nazwie Rzeszowska Jesień Muzyczna.
Z panem Grzegorzem Manią rozmawiałam 16 października w Instytucie Muzyki Uniwersytetu Rzeszowskiego przed koncertem w ramach V Rzeszowskiej Jesieni Muzycznej.

          Rzeszowska Jesień muzyczna odbywa się po raz piąty dzięki Pana pomysłowi i realizacji go przez Stowarzyszenie Polskich Muzyków Kameralistów, ale z co najmniej rocznym wyprzedzeniem trzeba było rozpocząć przygotowania do pierwszej edycji festiwalu.
           - Tak było. Już w zeszłym roku planowaliśmy kolejne edycje, bowiem w tym roku będziemy przedłużać nasze starania o kolejne dofinansowania i proszę trzymać kciuki. Są pomysły, jest dużo inspiracji i mam nadzieję, że będzie jeszcze ciekawiej.

          Podobnie jak w poprzednich edycjach w programach koncertów tegorocznej Rzeszowskiej Jesieni Muzycznej jest dużo muzyki kameralnej, bardzo rzadko pojawiającej się na estradach koncertowych, a wykonawcami są znakomici młodzi muzycy.
           - Zapomnianej muzyki jest w tym roku bardzo dużo. Dzisiaj wystąpi kwintet fortepianowy, a koncert rozpocznie się od utworu, na który się uparłem, bo jest to praktycznie nieznany w Polsce Kwintet fortepianowy c-moll Ignacego Friedmana. Przyznam się, że nawet trzeba było pokonać pierwsze nieśmiałe opory muzyków, którzy tego utworu nie kojarzyli, ale teraz sami są jego entuzjastami i o to właśnie chodziło. To jest równie znakomity utwór, co znany Kwintet fortepianowy g-moll op. 34 Juliusza Zarębskiego.
          W następnych koncertach pojawi się także parę znakomitych utworów, a wśród nich Kwartet Ericha Wolfganga Korngolda, którego utwory są rzadko wykonywane, a jest to świetna muzyka: przystępna dla słuchaczy, świetnie skonstruowana, z doskonale ułożoną dramaturgią, narracją i pięknymi tematami. W Rzeszowie usłyszymy bardzo specyficzny utwór, bo przeznaczony jest na dwoje skrzypiec, wiolonczelę i lewą rękę pianisty.
W wykonawstwie na lewą rękę specjalizuje się znany rzeszowskiej publiczności pianista Piotr Różański.
          Podczas tego koncertu zostaną też wykonane dwa premierowe utwory Piotra Kędzierskiego, kompozytora krakowskiego, przeznaczone na wiolonczelę i na fortepian na lewą rękę. Oprócz Piotra Różańskiego wystąpi Polish Violin Duo czyli skrzypkowie Marta Gidaszewska i Robert Łaguniak oraz wiolonczelistka Magdalena Bojanowicz.
Polish Vuilin Duo to zwycięzcy I Międzynarodowego Konkursu Muzyki Polskiej im. Stanisława Moniuszki w Rzeszowie w kategorii zespołów kameralnych..

          Chcę tutaj dodać, że z Martą Gidaszewską i Robertem Łaguniakiem rozmawiałam we wrześniu tego roku, po koncercie inaugurującym drugą edycję konkursu, i oboje bardzo się na ten koncert cieszyli oraz serdecznie zapraszali publiczność.
           - Ten duet był także znakomicie przyjęty na naszym festiwalu. Rzadko się zdarza taki skład na kwartet fortepianowy (dwoje skrzypiec, wiolonczela i fortepian). Dla nich gra w kwartecie będzie także nowym doświadczeniem.
Ten koncert odbędzie się 24 października na finał V Rzeszowskiej Jesieni Muzycznej, a 23 października wystąpi Bartosz Koziak, cudowny, charyzmatyczny wiolonczelista w duecie z pianistką Agnieszką Kozło. W tym koncercie będzie dużo transkrypcji, bo Bartek lubi zaskakiwać i rozszerzać sobie repertuar wiolonczelowy. Usłyszymy m.in. Sonatę Karola Szymanowskiego, bardzo dobrze nam znaną w oryginalnej wersji na skrzypce i fortepian.
          Wykonawcami jutrzejszego koncertu będzie znakomite trio skrzypcowe, które tworzą fenomenalnie zdolny młodzi ludzie: Celina Kotz – skrzypce, Mateusz Doniec – altówka, Piotr Mazurek – wiolonczela. Wszyscy dobrze się znają, a ostatnio nawet razem pracują, bo są członkami Sinfonii Varsovii.
Program wypełnią: wybór z Wariacji Goldbergowskich Johanna Sebastiana Bacha i Trio smyczkowe Ludwiga van Beethovena.

           Dla większości występujących podczas tego festiwalu artystów muzyka kameralna jest „chlebem powszednim”, ale wszyscy występują także jako soliści, a także grają w orkiestrach.
            - Powiem tak, bardzo byśmy chcieli, żeby była chlebem powszednim. Często nie jest, bo nie ma tak wielu okazji do grania, nie ma wielu okazji do grania z sobą.
Uśmiecham się, bo akurat w Rzeszowie mieliśmy wielokrotnie okazję słuchać formacji, których nigdzie indziej nie usłyszymy. Tak było podczas poprzednich festiwali, a w tym roku znowu tak jest, bo już za chwilę na estradzie zasiądzie Herbert Piano Trio (Joanna Kreft – skrzypce, Dominik Płociński – wiolonczela, Bartłomiej Wezner – fortepian) i oni grają ze sobą na co dzień, ale skład ten został poszerzony o skrzypka Jakuba Jakowicza i altowiolistę Artura Rozmysłowicza. W tym składzie nigdy razem nie występowali i przygotowywali się do koncertu z wielkim entuzjazmem.
Znakiem rozpoznawczym tego festiwalu jest to, że pojawiają się niecodzienne wydarzenia. Słuchamy utworów, których „ze świecą” szukać w Warszawie i wielu dużych ośrodkach oraz muzycy występują w składach, których można nam pozazdrościć.

           Zaglądam na stronę Stowarzyszenia Polskich Muzyków Kameralistów i widzę dużo śladów Waszej działalności, ekspansji w różne strony.
            - To prawda. My się stale rozwijamy, mamy bardzo dużo członków, składamy bardzo dużo projektów i na niektóre z nich udaje się nam zdobyć dofinansowanie. Dlatego staramy się „zagnieździć” w różnych miejscach Polski, bo mamy członków z całej Polski. Poza naszymi głównymi festiwalami w Krakowie i Rzeszowie, organizujemy festiwale w Zielonej Górze, w Gdańsku (festiwal odbył się online i możne go jeszcze wysłuchać na YouTube), ale kolejne edycje są zaplanowane z udziałem publiczności. Mamy też serie różnych koncertów.
            Uważam, że to od nas zależy, jak dużo będzie muzyki kameralnej. Chcemy pokazać publiczności, że muzyka kameralna jest przyjemna, pozbawiona dużego dystansu, bardziej personalna, intymna. Po koncercie można do muzyków podejść i porozmawiać.
            Powiem szczerze, że bardzo nam w tym pomogła pandemia, bo ona nam uświadomiła, że duże aparaty wykonawcze nie sprawdzają się w każdych warunkach, a w przypadku muzyki kameralnej w niektórych miejscach w Polsce nastąpił renesans koncertów domowych. To być może nie zabrzmi dobrze, ale pandemia była naszym sojusznikiem w jeszcze jednym zakresie – zdecydowaliśmy się na stałe na nagrywanie i transmitowanie koncertów. Pomyśleliśmy, że zdarzają się niecodzienne wykonania i chcieliśmy, żeby one zostały utrwalone.
Od zeszłego roku, od pandemii wszystkie koncerty są nagrywane i raczej już będą. Chcemy, aby to był już nasz znak rozpoznawczy, tak, żeby później szeroka publiczność mogła się przekonać, że warto przyjechać do Rzeszowa.

            Te koncerty pozostają w Waszym archiwum i może za jakiś czas coś ciekawego powstać.
             - Archiwizujemy te koncerty, musieliśmy stworzyć odpowiednie warunki, bo materiału jest coraz więcej.
Już niedługo, bo od połowy listopada zamierzamy na YouTube umieszczać pieśni Władysława Żeleńskiego, bo nagraliśmy je w komplecie. Postanowiliśmy, że w przypadającą w tym roku 100. rocznicę śmierci kompozytora nagramy tę potężną część jego twórczości, która jest bardzo wartościowa, znakomita i przekonaliśmy się o tym w trakcie nagrań - 92 pieśni, wszystkie zostały nagrane. Trwają ostatnie przygotowania do umieszczenia ich na YouTube i mam nadzieję, że to przekona wiele osób, żeby śpiewać więcej pieśni Żeleńskiego.
Postaramy się, żeby także wydać album z tymi pieśniami w formie płytowej.
Mam też nadzieję, że będziemy też częściej tutaj obecni, mamy już plan wakacyjnego projektu z udziałem świetnych muzyków. Rozwijamy się na Podkarpaciu.

            Działalność Stowarzyszenia Polskich Muzyków Kameralistów zatacza coraz to szersze kręgi. Wiem, że Pana nieobecność w Rzeszowie w poprzednim tygodniu spowodowana była wyjazdem do Stanów Zjednoczonych.
             - Uśmiecham się, bo utwory, które wykonujemy w tym roku w Stanach Zjednoczonych, mogliśmy albo będziemy mogli usłyszeć w Rzeszowie. Wszędzie staramy się pokazywać muzykę, która na to zasługuje, a być może z jakiegoś powodu jest mniej eksponowana. Podczas koncertów wykonujemy utwory kompozytorów polsko-żydowskich, których historia „wyrzuciła" na różne emigracyjne drogi.
Gramy utwory Mieczysława Wajnberga, których mogli Państwo posłuchać podczas koncertów na festiwalu w Rzeszowie. Tutaj wykonywane były utwory skrzypcowe, a w Ameryce wiolonczelowe, które także pokażemy w Rzeszowie. W zeszłym roku słuchali Państwo pieśni Wajnberga, a w tym roku prezentowane są w Stanach Zjednoczonych, i sięgnęliśmy jeszcze po pieśni Laksa.
            Będziemy chcieli też pokazać rzeszowskiej publiczności utwory Szymona Laksa, fantastycznego kompozytora o bardzo ciekawej historii osobistej. Szymon Laks przeżył Auschwitz tylko dlatego, że był muzykiem i dyrygował obozową orkiestrą. Tworzył znakomite utwory, których Państwo z pewnością z wielką przyjemnością posłuchają.
Nasze projekty staramy się eksportować, ale również prezentujemy je polskiej publiczności, bo wychodzimy z założenia, że dobra muzyka powinna rozbrzmiewać wszędzie.

             Jestem przekonana, że dzięki tym zagranicznym wyjazdom uda się Panu odnaleźć ślady działalności wielu polskich muzyków za granicą i pozyskać wiele utworów, które znajdują się w różnych bibliotekach lub rodzinnych zbiorach.
              - To już się zdarzyło. Ten projekt realizujemy we współpracy z Polish Music Center, to jest Centrum Muzyki Polskiej działające przy uniwersytecie w Południowej Kalifornii. Jest tam ogromny zbiór utworów i m.in. z tego pochodzą pieśni Zygmunta Stojowskiego, które są tam w rękopisach.
Nagraliśmy już te pieśni na płycie, ale część z nich (de facto premier) była wykonywana w Rzeszowie. To, o czym Pani mówi, już się dzieje i mam nadzieję, że będzie się rozwijać.
             Za tydzień lecę znowu do Nowego Jorku i tam będę szukał utworów innego kompozytora Karola Rathausa, o którym wspominał w rozmowie z panią Piotr Lato. Z pewnością utwory Rathausa pojawią się na naszym rzeszowskim festiwalu. Jest nawet pomysł, żeby poświęcić mu cały kolejny festiwal, zobaczymy, co z tych pomysłów wyniknie, ale z pewnością utwory Karola Rathausa zabrzmią w Rzeszowie. To jest bardzo ciekawa osobowość i człowiek urodzony w Tarnopolu, który osiągnął bardzo duży sukces pomimo tego, że musiał z Berlina przenieść się do Paryża, a później do Londynu, aby uciekając przed całym „walcem” nazistowskim wyemigrować do Stanów Zjednoczonych. Wkrótce w Nowym Jorku ponownie osiągnął sukces, mimo, że to nie było łatwe, a jemu się udało. Przez wiele lat był także wykładowcą w nowojorskim Queens College.
Każdy międzynarodowy projekt jest trampoliną do tego, żeby rozwijać naszą działalność.

             W ciągu pięciu lat festiwal Rzeszowska Jesień Muzyczna okrzepł i będzie się dalej rozwijał.
             - Może to zabrzmi trochę samochwalczo, ale jestem dumny, jak ten festiwal się rozwinął. Pomogły nam w tym dotacje z Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego, wszystkie edycje wspierało także Województwo Podkarpackie, stąd mieliśmy środki, które pomogły nam na spokojne planowanie pewnych działań. To była dotacja przyznana nam na trzy lata i mam nadzieję, że uda nam się uzyskać kolejną.
             Upewniliśmy się, że nasze działania podobają się publiczności i mają coraz szerszy rezonans. Ponadto ten festiwal zakotwiczył się w świadomości wielu osób, w tym wielu muzyków w Polsce. Są przekonani, że w Rzeszowie odbywają się niesamowite wydarzenia, niepowtarzalne i unikatowe. Proszę trzymać kciuki za następne edycje.

             Mam nadzieje, że niedługo będziemy mogli zapowiedzieć, co wydarzy się podczas VI Rzeszowskiej Jesieni Muzycznej, a może nawet coś się wydarzy wcześniej.
             - Ja też mam taką nadzieję. Obiecuję, że wkrótce Państwa poinformujemy. Zapraszam również Państwa na dwa koncerty tegorocznego festiwalu w Rzeszowie w najbliższy weekend.

                                                                                                                                                                                                                                                      Rozmawiała Zofia Stopińska

 

V Rzeszowska Jesień Muzyczna - w trio i kwintecie

16 października 2021 (Instytut Muzyki UR, ul. Dąbrowskiego 83, Rzeszów), godz. 18.00

Kwintet fortepianowy: Jakub Jakowicz – skrzypce, Joanna Kreft – skrzypce, Artur Rozmysłowicz – altówka, Dominik Płociński – wiolonczela, Bartłomiej Wezner – fortepian.
Program: J. Zarębski, I. Friedman.

Retransmisja 20 października, godz. 18.00

 

17 października 2021 (Klasztor oo. Dominikanów, ul. Dominikańska 15, Rzeszów), godz.20:00

Trio smyczkowe: Celina Kotz – skrzypce, Mateusz Doniec – altówka, Piotr Mazurek – wiolonczela. Program: J.S. Bach, W.A. Mozart

Retransmisja 21 października, godz. 18.00

Edyta Piasecka i Sławomir Naborczyk - solo i w duecie

         Zapraszam Państwa do przeczytania rozmowy z Edytą Piasecką i Sławomirem Naborczykiem, znakomitymi śpiewakami, którzy wystąpili w Filharmonii Podkarpackiej podczas koncertu inaugurującego sezon artystyczny 2021/2022.
         Obdarowana przez naturę pięknym, dramatycznym sopranem koloraturowym Edyta Piasecka należy do najbardziej rozpoznawalnych i cenionych polskich artystek sceny operowej. Jest solistką Opery Narodowej w Warszawie, występuje na największych scenach operowych w Polsce i za granicą. Laureatka wielu prestiżowych konkursów i plebiscytów. Odtwórczyni tytułowej roli w nagrodzonej nagrodą International Opera Awards w kategorii Rediscovered Work operze „Goplana” Władysława Żeleńskiego, wystawianej w Teatrze Wielkim Operze Narodowej w Warszawie.
         Pan Sławomir Naborczyk zachwyca publiczność znakomitym głosem tenorowym oraz talentem aktorskim, a najczęściej możemy go oklaskiwać w Teatrze Wielkim – Operze Narodowej, Operze Śląskiej, Teatrze Muzycznym w Lublinie i Warszawskiej Operze Kameralnej.

          Program koncertu, którym zainaugurowany został sezon koncertowy 2021/2022 w Filharmonii Podkarpackiej, jest bardzo spójny i przemyślany. Czy to były Państwa propozycje, czy organizatorów koncertu?
          Edyta Piasecka: Właściwie to my proponowaliśmy w porozumieniu z dyrekcją Filharmonii ten program.
          Sławomir Naborczyk: Staramy się zawsze formować program tak, aby to wszystko się przenikało, łączyło i było spójne. Całość koncertu zawsze powinna zamykać się w jednej ramie.

          Tak się złożyło, że do tej pory miałam okazję oklaskiwać podczas koncertów i spektakli jedynie pana Sławomira Naborczyka. Czy często występujecie Państwo razem w koncertach z orkiestrami filharmonicznymi?
          Edyta: Zdarza się to najczęściej podczas inauguracji festiwali. Trzeba jednak stwierdzić, że filharmonie też coraz częściej odchodzą od gal operowych i trochę nam z tego powodu smutno, bo mamy bardzo dużo pięknego repertuaru, który można pokazać, ale filharmonie ciągle muszą ograniczać wydatki i my to rozumiemy.

          Piękne arie, duety i fragmenty z oper publiczność kocha i frekwencja na koncertach jest murowana.
          Edyta: To prawda. Dlatego układając program stwierdziliśmy, że najlepiej sprzedają się hity, bo wszystko, co jest bardzo skomplikowane albo zupełnie nowe nie przyciąga publiczności i dlatego postanowiliśmy, że w programie znajdzie się polska i włoska muzyka.
          Sławomir: Zawsze staramy się, aby w programach koncertów nie zabrakło chociażby jednego utworu polskiego kompozytora, bo trzeba promować nasza rodzimą muzykę. Dzisiaj będzie jej sporo, bo będą arie z oper Stanisława Moniuszki i Władysława Żeleńskiego. Mamy naprawdę wspaniałych kompozytorów, którzy tworzyli przepiękne dzieła i powinniśmy się tym chwalić.

          Są Państwo znanymi i zawsze gorąco przyjmowanymi artystami, ale warto przypomnieć o Waszych debiutach. Pani Edyta debiutowała jeszcze w czasie studiów w Operze Krakowskiej partią Królowej Nocy w „Czarodziejskim flecie” Mozarta pod batutą Kaia Bumanna, natomiast pan Sławomir debiutował także Mozartem w Operze Nova w Bydgoszczy rolą Basilia w „Weselu Figara”
          Edyta: Faktycznie, debiutowałam w Krakowie, ale dość szybko otrzymałam propozycje z Wrocławia i z tą operą byłam przez pewien czas związana.
          Sławomir: Ja także debiutowałem podczas studiów w Operze Nova w Bydgoszczy i później związałem się na pewien czas etatowo z Operą Śląską, ale ostatnio już rzadko tam występuję, bo jestem etatowym pracownikiem w Teatrze Muzycznym w Lublinie.

          Wiem, że w Lublinie jest Pan bardzo lubiany nie tylko przez kolegów, ale także przez publiczność. Często także pojawiają się bardzo pochlebne recenzje z Pana występów.
          Sławomir: Nasza Pani Dyrektor Kamila Lendzion bardzo dba zarówno o zespół artystyczny, jak i o menedżerską stronę, stąd ten Teatr wspaniale funkcjonuje. Nie boi się podejmować różnych wyzwań, najlepszym przykładem jest III Festiwal im. Bogusława Kaczyńskiego, którego główną gwiazdą była Małgorzata Walewska. To był wspaniały i bardzo intensywny czas.
Teatr Muzyczny w Lublinie prezentuje bardzo ciekawy repertuar, a niedługo nasza oferta wzbogaci się o „Zemstę nietoperza” Johanna Straussa w reżyserii Artura Barcisia. Premiera odbędzie w marcu 2022 roku.

          Kiedy Państwo zaczęli zastanawiać się nad wyborem zawodu, kiedy postanowiliście, że zostaniecie śpiewakami?
          Edyta: Moje życie związane było ze śpiewem od najmłodszych lat. Będąc maleńką dziewczynką wygrywałam konkursy dla dzieci, w szkole podstawowej byłam dobrze zapowiadającą się skrzypaczką, ale kiedy zaczęłam uczyć się w szkole średniej, przeważyła miłość do śpiewu. Z dnia na dzień rzuciłam skrzypce, postanowiłam zdawać do średniej szkoły muzycznej na wydział wokalny, tak już zostało i nie żałuję tej decyzji, chociaż szkoda, że covid zabrał nam trochę życia, bo dwa lata dla śpiewaka to jest ogrom czasu i tego się już nie da odpracować.
          Sławomir: U mnie to wszystko było bardziej skomplikowane, ponieważ byłem prowadzony jako baryton i długo sam się zastanawiałem, kim tak naprawdę zostanę. Wszystko się wyklarowało dopiero w połowie studiów, udało się, że tenor się pięknie otworzył i mogę tym głosem śpiewać. Dla mnie to wielka szansa, bo repertuar dla tenorów jest ogromny i jesteśmy potrzebni w każdym teatrze.

          W ostatnich latach są Państwo (szczególnie Pani) kojarzeni z Teatrem Wielkim – Operą Narodową, ale można Was usłyszeć także na innych scenach.
          Edyta: Przed pandemią moja droga związana była wyłącznie z Teatrem Wielkim – Operą Narodową, ale koronawirus zmienił nasze życie. Miałam szczęście, że podczas pandemii brałam udział w trzech premierach, ale wspólnie stwierdziliśmy, że skoro w teatrach operowych ciągle odwoływane są spektakle, a nawet całe sezony, to przygotujemy więcej repertuaru koncertowego pasującego do obu naszych głosów i na to stawiamy. Oczywiście nie zapominamy o operze, o operetce i o repertuarze oratoryjnym także. Mnie fascynują także pieśni i mam sporo repertuaru pieśniarskiego.
Nie możemy stawiać tylko na teatr, bo w każdej chwili teatry mogą się znowu pozamykać, a my żyjemy ze śpiewania i nie możemy sobie pozwolić na coś takiego, co było w ostatnich dwóch latach.
          Sławomir: Reguły gry trochę się ostatnio zmieniły, ale my musimy być przez cały czas „na szachownicy”. W czasie pandemii cały czas pracowaliśmy, szlifowaliśmy programy i staraliśmy się dopiąć sezony, które wcześniej same się dopinały.
Dzięki temu nie wypadliśmy z obiegu, bardzo dużo koncertujemy i mamy nadzieję, że także teatry wrócą na właściwe tory, chociaż nie wiemy, co się wydarzy za miesiąc czy za dwa.
           Edyta: Wczoraj otrzymaliśmy propozycje bardzo ciekawych wyjazdów na tournée w styczniu, ale organizator informował nas jednocześnie, że wszystko zależy od tego, co będzie się działo. Cały czas nie wiadomo, jak to wszystko się odbędzie.
Stwierdziliśmy, że nie ma sensu stawiać na duże formy. Ja nie jestem związana etatowo z żadnym teatrem, bo wybrałam formę wolnego strzelca, ale jeśli jestem wolnym strzelcem i nie mam możliwości pracować cały czas w zawodzie śpiewaczki operowej, to znaczy, że trzeba sobie szukać trochę innej formy, aby nie odbiegać od zawodu, bo szkoda. Każdy rok jest dla nas bardzo cenny.
           Sławomir: Latka lecą, chciałoby się śpiewać, a niestety, nie zawsze można. Trzeba sobie znaleźć alternatywę, która pozwoli na wykonywanie fragmentów oper, nie stracimy kontaktu ze sceną. Bardzo się cieszymy, że wystąpiliśmy w Filharmonii Podkarpackiej z ciekawym programem, wspaniale nam się pracowało z maestro Massimiliano Caldim i tak miło zostaliśmy przyjęci przez rzeszowskich melomanów. Mamy nadzieję, że jeszcze tutaj nie raz zagościmy.

           Ciekawa jestem, jak Państwo dbają o głos, bo to instrument, którego nigdy się nie zapomni, ale jest bardzo wrażliwy i wymaga troski.
           Edyta: Staramy się o nawilżanie strun głosowych, o odpowiednie jedzenie, bo niestety choroba zawodowa śpiewaków, czyli refluksy, nas także dopadają. Od kilku lat uczę śpiewu i także muszę bardzo uważać, bo niestety młodzież przychodzi z różnymi katarami, bólami gardła i często można się czymś zarazić. Z drugiej strony nauczanie jest bardzo rozwojowe dla śpiewaka, jeśli może przekazać coś ze swoich doświadczeń. Podczas pandemii przekonaliśmy się, że nie można się za bardzo ochraniać, unikać kontaktów – trzeba żyć normalnie.
           Sławomir: Jeśli mogę dodać, to na pewno niezbędne jest regularne odpoczywanie, bo po dłuższym śpiewaniu nasze struny głosowe potrzebują się zregenerować. Stąd krótki odpoczynek od śpiewania jest dla głosu bardzo korzystny. Trzeba także dbać o odpowiedni repertuar. Pomijam już wszelkie sprawy związane z techniką, bo to jest absolutna podstawa.
Znamy własne organizmy, własne możliwości i limity. Musimy się w tych ramach trzymać, bo jak te limity przekroczymy, to żaden lekarz nam nie pomoże.
            Edyta: Na przykład dzisiaj mieliśmy przed południem próbę generalną i mieliśmy markować, ale jak się markuje, to próba jest beznadziejna i według nas nie ma sensu. Śpiewaliśmy na 100 % i jeśli przesadzilibyśmy w którymś momencie, to już byłoby słychać podczas koncertu, że głos jest zmęczony, tym bardziej, że wczoraj mieliśmy pełną długą próbę.
Sławomir: Należy tak dysponować swoimi siłami i głosem, żeby najlepiej zaśpiewać podczas koncertu.

            Coraz to częściej spotykają się Państwo z różnymi pomysłami reżyserów. Co Państwo wolą – tradycyjne spektakle, czy też te bardzo unowocześnione?
            Edyta: To wszystko poszło już w stronę bardzo nowoczesną i stroje są bardzo nowoczesne, i pomysły czasami przekraczają możliwość spokojnego zaśpiewania. Nie sądzę, abyśmy powrócili do klasycznej reżyserii. Do tego wszystkiego jeszcze pandemia wywróciła nasz świat do góry nogami i to, że ludzie oglądają tak dużo różnych przekazów w Internecie, a reżyserzy starają się pokazywać coraz to inne „ciekawsze” pomysły. Każdy stara się wybierać coś bardziej pikantnego, coś bardziej interesującego, a przez to my też jesteśmy coraz częściej proszeni o takie rzeczy, że śpiewakowi trudno jest to wszystko wykonać leżąc, zwisając lub znajdując się na jakimś podwieszeniu i jednocześnie popisać się pięknym śpiewem. Reżyserzy przez cały czas idą w swych pomysłach dalej, ponieważ publiczności już nie zachwycają tylko piękne głosy, uroda śpiewaczek i śpiewaków, ale chcą jeszcze czegoś nowego. I żeby spektakle dobrze się sprzedawały, wymaga się od nas rzeczy kompletnie niemożliwych. Najczęściej to widz tego od nas wymaga.

            Jest możliwość dyskusji z reżyserami?
            Sławomir: Są dwie drogi. Mamy nad sobą dwóch szefów – reżysera i dyrygenta. Trzeba znaleźć kompromis i pomost pomiędzy wizją reżysera, a wizją dyrygenta. My jesteśmy tylko instrumentem w ich rękach i tak naprawdę największe dyskusje i spory toczą się pomiędzy nimi.
            My tylko przekazujemy pewne sugestie, które umożliwiają nam wykonanie danej arii w różnej reżyserii. Staramy się w miarę możliwości pogodzić dwie sprawy: żeby to było nienaganne muzycznie i w miarę realistyczne, bo chodzi o realizm sytuacji.
Znalezienie kompromisu między muzyką a reżyserią jest najtrudniejsze. Jeśli reżyser i dyrygent działają w harmonii, to nam – wykonawcom, jest najłatwiej.

            Jeśli na scenie podczas spektaklu czy koncertu jest wiele osób, to muszą ze sobą współpracować, a najlepiej, kiedy wszyscy się lubią.
            Edyta: Dobra energia jest najważniejsza. Jak przyjeżdżamy do nowego miejsca i przychodzimy na pierwszą próbę, to od razu czujemy, czy jesteśmy akceptowani, jak reaguje maestro. Jeśli (jak my to mówimy w swym żargonie) „żre”, to my także włączamy się i pojawia się „chemia”. Tego się nie da dokładnie wytłumaczyć. Śpiewak może wszystko robić, aby jak najlepiej się zaprezentować, ale jeśli orkiestra i dyrygent nie będą z nim współpracować, to nic się nie uda. Niezbędna jest dobra współpraca.
            Sławomir: Nagorzej jest wówczas, kiedy któraś z tych dwóch osób, o których wspomniałem, jest dyktatorem. Wtedy współpraca jest niemożliwa, ponieważ śpiewakom zostaje przedstawiona tylko jedna wersja i my musimy się bardzo do kogoś dopasowywać pomimo, że mamy inne odczucie i inaczej chcielibyśmy to przedstawić. Wtedy z obu stron pojawia się element stresu i współpraca jest mizerna i nie jest to nasze dzieło. W operze dzieło współtworzy: reżyseria, muzyka i śpiewak, który jest przekaźnikiem tego wszystkiego. Jeśli któraś z tych stron będzie chciała przeciągnąć linę, to efekt będzie mizerny, ale jeśli wszyscy będziemy współpracować, to efekt końcowy będzie zadowalający.

            Czy możliwa jest przyjaźń pomiędzy osobami śpiewającymi tym samym głosem: sopranami, tenorami… Niedawno miałam przyjemność rozmawiać z panem Rafałem Siwkiem, wybitnym basem, który szczerze powiedział, że ma prawdziwych przyjaciół wśród śpiewaków i wymienił ich, ale nie było wśród nich osoby śpiewającej basem.
            Sławomir: Tak bywa, ale uważam, że to zależy od osoby. Artyści występujący na scenie nie powinni mieć kompleksów, albo się ich wyzbyć. Taka osoba, która nie ma kompleksów, nie zazdrości innej osobie, bo ona jest zupełnie innym tworem i inne jest to, co ona reprezentuje od tego, co pokaże koleżanka. Takie wspólne występy są ciekawe.
Jeden tenor ma ciemniejszą barwę głosu, drugi jaśniejszą, mają trochę inne techniki i ta różnorodność jest potrzebna. Jeśli ktoś jest dobry, to pracy jest na tyle, że zawsze można się porozumieć. I zgodzić z innymi śpiewakami.

            Ciągle trzeba coś przygotowywać nowego oraz mieć w gotowości partie, które już się śpiewało. Może trzeba będzie zastąpić niedysponowaną koleżankę czy kolegę, zaśpiewać niespodziewanie w „Traviacie” Verdiego czy „Strasznym dworze” Moniuszki. Może wrócą na scenę takie opery, jak „Goplana” Żeleńskiego czy „Turek we Włoszech” Rossiniego i Pani Edyta zostanie poproszona o wykonanie partii Goplany czy Fiorilli, w których była tak gorąco oklaskiwana.
            Edyta: Byłoby wspaniale, ale nie wiem, czy w dobie częstych zmian w teatrach operowych jest to możliwe.

            Każdy muzyk, a już na pewno każdy śpiewak musi ciągle ćwiczyć, przygotowywać się do spektakli i koncertów. Mają Państwo jakąś pracownię, czy ćwiczycie w domu?
            Sławomir: Mamy na szczęście dom, a w nim gabinet przystosowany do ćwiczenia. Staraliśmy się mieć swoje miejsce i nie wynajmować sal do ćwiczenia.
            Edyta: Bardzo dobrze się czujemy w naszej pracowni, w której nie ma żadnych wykładzin, a jedynie drewno, głos bardzo dobrze pracuje w dużym pomieszczeniu. Każdy śpiewak stara się mieć swoje miejsce do pracy.

            Czy wybierając zawód śpiewaka wiedzieli Państwo, że tyle czasu będziecie spędzać poza domem? Podróże do odległych miejsc w Polsce i za granicą zajmują bardzo dużo czasu.
            Edyta: Nie jest to łatwe życie. Na przykład trochę zazdroszczę i chylę czoła przed Aleksandrą Kurzak, bo jest to naprawdę frajda, że może mieć takie kontrakty i występować tylko z własnym mężem.
My też chcielibyśmy występować razem, ale w Polsce nie do końca jest to możliwe, bo różnie się do tego podchodzi. Czasami nas rozdzielają. Szkoda, bo my doskonale znamy swoje głosy, swoje reakcje. Ja wiem, co zrobi Sławek, a on wie, co ja zrobię bez wcześniejszych uzgodnień. Dopasowani jesteśmy barwami.
             Sławomir: Niektórzy preferują pary, niektórzy uważają, że to jest problem. Uważam, że ta znajomość wzajemnych reakcji i dopasowane głosy są atrakcyjne dla słuchaczy. Publiczność bardzo lubi, jak śpiewa para.

             Nam się bardzo podobał wspólny Państwa występ, jestem przekonana, że zechcecie jeszcze razem do Rzeszowa przyjechać i zaśpiewać.
             Sławomir: My też mamy taką nadzieję.
             Edyta: Dziękujemy za zaproszenie, dziękujemy za fantastyczne przyjęcie i za miłe spotkanie.

 

                                                                                                                                                                                                                                                                                                                          Zofia Stopińska

Sławomir Naborczyk dobre

                                                                                    Sławomir Naborczyk - tenor, fot. Kinga Karpati

Muzyka Filmowa Jerzego „Dudusia” Matuszkiewicza

15 X 2021 r. , piątek, godz. 19:00

Orkiestra Symfoniczna Filharmonii Podkarpackiej
Maciej Sztor– dyrygent

W programie:
Muzyka filmowa Jerzego "Dudusia" Matuszkiewicza

„Ach to był szał, gdy Duduś grał na saksofonie, tworzył styl mych najlepszych chwil, mych młodych lat” – śpiewał Wojciech Młynarski o wybitnym jazzmanie i kompozytorze Jerzym „Dudusiu” Matuszkiewiczu. Koncert przypominający muzykę filmową niedawno zmarłego artysty pozwoli przenieść się do krainy niezapomnianych polskich filmów i seriali, takich jak m.in.: „Nie lubię poniedziałku”, „Janosik”, „Podróż za jeden uśmiech”, „Alternatywy 4”, „Wierna rzeka”, „Zaklęte rewiry”, „Stawka większa niż życie”, „Czterdziestolatek”. Rozpoznawalne motywy i tematy ze słynnych ścieżek dźwiękowych „Dudusia” przetrwały próbę czasu i nawet oderwane od obrazu żyją samodzielnie na estradach koncertowych, wciąż dostarczając słuchaczom szlachetnej rozrywki. /tekst: Biuro Koncertowe/

Producentem muzycznym koncertu jest Andrzej Bronarski – POLMUSIC

Z dr hab. Piotrem Lato nie tylko o inauguracji Rzeszowskiej Jesieni Muzycznej

       W gościnnych progach kościoła oo. Dominikanów w Rzeszowie 9 października rozpoczęła się V Rzeszowska Jesień Muzyczna, organizowana przez Stowarzyszenie Polskich Muzyków Kameralistów.
        Licznie zgromadzona publiczność miała okazję posłuchać szlachetnego brzmienia instrumentów dętych. Znakomici krakowscy muzycy: Wiesław Suruło – flet, Monika Sęk – obój, Piotr Lato – klarnet, Damian Lipień – fagot i Paweł Cal – waltornia, wykonali dwa dzieła – Kwintet op. 56 nr 2 g-moll Franza Danzi’ego i Partitę Antyczną na Kwintet dęty op. 7 Sebastiana Perłowskiego.
        Po koncercie o chwilę rozmowy poprosiłam dr hab. Piotra Lato, znakomitego klarnecistę współpracującego z wieloma zespołami i orkiestrami oraz prowadzącego działalność solową i kameralną.

        Bardzo dziękuję za wspaniały wieczór wypełniony brzmieniem instrumentów dętych. Członków kwintetu łączy miłość do muzyki kameralnej i wszyscy działacie w Krakowie.
         - Tak faktycznie jest. Nasz skład wywodzi się od tria stroikowego (obój, klarnet, fagot) i w tym składzie występujemy pod nazwą LLLeggiero Woodwind Trio. Działamy od wielu lat z tymi muzykami, z którymi dzisiaj także występowaliśmy, nawet chcę się pochwalić, że ostatnio zdobyliśmy w konkursie Medici International Music Competition II miejsce.
To trio jest trzonem i w zależności od potrzeb, koncertów, zamówień kompozytorskich, zaproszeń na festiwale, powiększamy skład zespołu i tutaj powiększyliśmy o flet i waltornię, i wystąpiliśmy w kwintecie.
         Tak jak już pani powiedziała, jesteśmy związani z Akademią Muzyczną w Krakowie, w większości jesteśmy pracownikami Katedry Instrumentów Drewnianych i Akordeonu, którą mam przyjemność prowadzić. Współpracujemy też razem na scenach, a dzisiaj wystąpił z nami waltornista Paweł Cal, który od tego roku jest także związany z Akademią Muzyczną im. Krzysztofa Pendereckiego w Krakowie.
         Trzeba podkreślić, że 4 października tego roku odsłanialiśmy tablicę z imieniem Krzysztofa Pendereckiego. Jesteśmy dumni, że tak wielki Mistrz patronuje naszej uczelni. Miałem wielkie szczęście wielokrotnie współpracować z Mistrzem Krzysztofem Pendereckim nie tylko na estradach całej Polski, ale także podczas licznych tournée na całym świecie, m.in. w Chinach, Japonii, Korei. Wszystkie wspólne koncerty były dla mnie ogromnym przeżyciem.

         Powróćmy jednak do koncertu, który zakończył się kilkanaście minut temu w Rzeszowie.
          - Możemy się cieszyć, że wystąpiliśmy na inauguracji piątej edycji Rzeszowskiej Jesieni Muzycznej. Mogę powiedzieć, że też jestem współorganizatorem tego wydarzenie, bo jestem członkiem zarządu Stowarzyszenia Polskich Muzyków Kameralistów. Wszystkie projekty są wspólną inicjatywą zarządu i bardzo się cieszę, że jest ich tak dużo.
          Z moich obserwacji całego rynku muzycznego wynika, że w dzisiejszych czasach na estradach muzyka kameralna będzie dominować, ponieważ w czasach pandemii duże formy instrumentalne czy wokalno-instrumentalne pojawiać się będą o wiele rzadziej. To jeden z powodów, że w SPMK tak dużo się dzieje. Przybywa nam członków, ale też realizujemy coraz więcej różnych projektów i nagrywamy dużo płyt.
Bardzo nas cieszy, że prężnie działamy w tak trudnych czasach dla muzyki i muzyków.
          Te czasy są bardzo trudne i mówiąc szczerze, często się zastanawiam, jak młodych absolwentów „wypuszczam” z Akademii Muzycznej, co będą robili. Takiej konkurencji, ogromnej rywalizacji nigdy nie było. Dawniej jak było piętnaście osób na jedno miejsce, to było dużo, a teraz jest po dziewięćdziesiąt, a często nawet więcej. Młodych, bardzo zdolnych i dobrze wykształconych muzyków jest bardzo dużo. Staramy się ich promować, organizując różne projekty i koncerty.

          Proponuję, aby jeszcze powrócić do dzisiejszego koncertu, a szczególnie do programu, bo z pewnością większość publiczności słuchała po raz pierwszy prezentowanych przez Was utworów.
           - Oprócz klasycznej kompozycji Franza Danzi’ego, czyli Kwintetu op. 56 nr 2 g-moll, wykonaliśmy nowy utwór, który został dla nas napisany. To Sebastiana Perłowskiego Parita Antyczna na Kwintet dęty op. 7. Bardzo się cieszymy z każdego wykonania tego obszernego utworu, ponieważ nie ma zbyt wielu polskich kompozytorów współczesnych, którzy skomponowali utwory na taki skład. W porównaniu z zachodnią i ogólnoświatową literaturą, polskich utworów na kwintet dęty jest bardzo mało. Cieszymy się, że jeden powstał specjalnie dla nas.
          Nagraliśmy już ten Kwintet w Katedrze Instrumentów Dętych Drewnianych i Akordeonu Akademii Muzycznej w Krakowie. Liczymy, że jeszcze pod koniec tego roku albo zaraz na początku przyszłego roku zostanie wydana płyta, a raczej album złożony z trzech płyt przez wytwórnię DUX, którą kieruje Małgosia Polańska. Cały materiał jest już gotowy i bardzo nam się podoba, kompozytor także jest zadowolony.
Mamy zamiar ten Kwintet jak najczęściej wykonywać podczas koncertów.
           Chcę podkreślić, że od lat propagujemy muzykę polską i sięgamy często po zapomniane dzieła, tak jak na przykład Karola Rathausa odkryliśmy manuskrypty w bibliotece w Nowym Jorku i udało nam się również w wytwórni DUX wydać już jedną płytę z triami Karola Rathausa we współpracy z Uniwersytetem Śląskim w Katowicach. W styczniu ukaże się kolejna płyta. Będą na niej zamieszczone utwory na bardzo ciekawe składy – na przykłady: klarnet i fagot czy trąbka, waltornia i fortepian – nietypowe zestawienia, a naprawdę bardzo wartościowe utwory, zupełnie zapomniane.

           W bibliotekach znajdują się utwory wydane, ale sporo zapomnianych utworów znajduje się w szufladach z rodzinnymi pamiątkami oraz w archiwach i wtedy są to zazwyczaj rękopisy.
            - Oczywiście, że tak, ale można się porozumieć z rodziną czy ze spadkobiercami. To jest konieczne, aby dzieło zostało wykonane. To samo dotyczy dzieł nowych. Dla przykładu powiem, że również musimy mieć zgodę na wykonywanie utworu Sebastiana Perłowskiego i innych współczesnych kompozytorów, lub jeśli twórca nie żyje, potrzebna jest zgoda rodziny.

            Dzisiejszy koncert był dla Was nie lada wyzwaniem. Wprawdzie wnętrze kościoła Dominikanów jest przepiękne, publiczność przyjęła Was bardzo gorąco, ale czas pogłosu Wam nie sprzyjał.
             - Tak, ten pogłos był stanowczo za duży. Gdyby na posadzce położony był jakiś dywan czy wykładzina byłoby lepiej, ale staraliśmy się i troszeczkę ze względu na warunki akustyczne zwolniliśmy tempa, bo tak było lepiej grać i słuchać. Cieszymy się, że publiczności koncert się podobał, na co wskazywały brawa.
Po tej pandemicznej przerwie trochę mniej osób przychodzi na koncerty i cieszy fakt, że na naszym koncercie w kościele było dużo zajętych miejsc.

            Mam nadzieję, że wyjeżdżacie zadowoleni i zechcecie wystąpić w kolejnych edycjach Rzeszowskiej Jesieni Muzycznej, która będzie rozkwitała różnymi barwami muzyki.
            - Stowarzyszenie Polskich Muzyków Kameralistów ma w planach kontynuację tego festiwalu i na pewno będą składane wnioski w kolejnych latach na koncerty i ich retransmisje na kanale YouTube SPMK.
Chcę powiedzieć, że w te rejony rzeszowskie nas ciągnie, bo przecież mamy cykl koncertów w podkarpackich dworkach. Graliśmy w dworkach m.in. w Niwiskach, Dzikowcu czy w Hucie Komorowskiej. Okazuje się, że na te koncerty też chętnie przychodzi publiczność.
Mamy przez cały czas na uwadze koncerty na Podkarpaciu i na pewno będziemy tu wracać, bo publiczność i miejsca koncertów są świetne. Do zobaczenia.

                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                  Zofia Stopińska

Filharmonia Podkarpacka - MUZYKA FILMOWA JERZEGO "DUDUSIA" MATUSZKIEWICZA

15 X 2021 r. , piątek, godz. 19:00

ORKIESTRA SYMFONICZNA FILHARMONII PODKARPACKIEJ

MACIEJ SZTOR – dyrygent

W programie:
Muzyka filmowa Jerzego "Dudusia" Matuszkiewicza

„Ach to był szał, gdy Duduś grał na saksofonie, tworzył styl mych najlepszych chwil, mych młodych lat” – śpiewał Wojciech Młynarski o wybitnym jazzmanie i kompozytorze Jerzym „Dudusiu” Matuszkiewiczu . Koncert przypominający muzykę filmową niedawno zmarłego artysty pozwoli przenieść się do krainy niezapomnianych polskich filmów i seriali, takich jak m.in.: „Nie lubię poniedziałku”, „Janosik”, „Podróż za jeden uśmiech”, „Alternatywy 4”, „Wierna rzeka”, „Zaklęte rewiry”, „Stawka większa niż życie”, „Czterdziestolatek”. Rozpoznawalne motywy i tematy ze słynnych ścieżek dźwiękowych „Dudusia” przetrwały próbę czasu, i nawet oderwane od obrazu żyją samodzielnie na estradach koncertowych, wciąż dostarczając słuchaczom szlachetnej rozrywki.

 Program: Nie lubię poniedziałku, Janosik, Podróż za jeden uśmiech, Alternatywy 4, Wierna rzeka, Zaklęte rewiry, Poszukiwany/Poszukiwana, Życie na gorąco, Stawka większa niż życie, Lato leśnych ludzi, Czterdziestolatek, Syzyfowe prace, Pallace hotel, Słona róża, Kolumbowie, Wojna domowa, Małżeństwo z rozsądku, Jak rozpętałem II Wojnę Światową, Stawka większa niż życie.

Producentem muzycznym koncertu jest Andrzej Bronarski - POLMUSIC

FESTIWAL MUZYKI FORTEPIANWEJ IM. MARII TURZAŃSKIEJ - recital organowy

14 października, godz. 19:00 (Kolegiata pw. Bożego Ciała w Jarosławiu)

Recital Organowy

Maciej Wota

Wstęp wolny

W programie:
• J. S. Bach - Fantazja i fuga g-moll BWV 542
• J. S. Bach - „Wachet auf, ruft uns die Stimme” BWV 645
• W. A. Mozart - Fantazja f-moll KV 608
• Fr. Chopin/E. Lemare - Etiuda cis-moll op. 25 nr 7
• F. Mendelssohn-Bartholdy - I Sonata organowa f-moll op. 65

 

Maciej Wota - Jarosławianin, urodził się w 1992 r. Jest absolwentem Uniwersytetu Muzycznego Fryderyka Chopina w klasie fortepianu prof. Jerzego Sterczyńskiego. Ukończył także studia magisterskie w klasie organów prof. Andrzeja Chorosińskiego. Od roku akademickiego 2018/2019 pełni funkcję asystenta w Katedrze Fortepianu na Uniwersytecie Muzycznym Fryderyka Chopina.

Uczestniczył w wielu kursach pianistycznych prowadzonych przez profesorów takich jak: Andrzej Jasiński, Józef Stompel, Katarzyna Popowa-Zydroń, Krzysztof Jabłoński, Kevin Kenner, Dimitri Alexeev, Boris Petrushansky, Nikolai Demidenko, Rem Urasin, Janina Fialkowska, Ludmil Angelov. Ponadto poszerzał swoje umiejętności w zakresie gry na fortepianie historycznym pod kierunkiem: Tobiasa Kocha, Andreasa Staiera, Alexeia Lubimova i Paolo Giacomettiego.

Jest laureatem wielu konkursów pianistycznych: I nagroda oraz nagroda specjalna za najlepsze wykonanie mazurków Fr. Chopina w X Międzynarodowym Konkursie Pianistycznym w Antoninie 2008, II nagroda w IV Międzynarodowym Konkursie Chopinowskim im. G. Ferenczego w Budapeszcie 2010 oraz nagroda za najlepsze wykonanie poloneza Fryderyka Chopina, V nagroda oraz Nagroda Chopinowska na IX Międzynarodowym Konkursie Młodych Pianistów „Arthur Rubinstein in memoriam” w Bydgoszczy 2011, laureat Estrady Młodych 46. Festiwalu Pianistyki Polskiej w Słupsku 2012, wyróżnienie na IV Międzynarodowym Konkursie Pianistycznym Halina Czerny-Stefańska in memoriam w Poznaniu 2017, V nagroda na Ogólnopolskim Konkursie Pianistycznym im. Fr. Chopina w Warszawie 2020. 

Wystąpił z wieloma recitalami fortepianowymi na znaczących wydarzeniach muzycznych między innymi: Ogólnopolski Festiwal „Gwiazdy promują” w Filharmonii Dolnośląskiej w Jeleniej Górze (2010), Festiwal Pianistyki Polskiej w Słupsku (2012), Polsko-Rosyjski Festiwal „Młodzieżowa Akademia Muzyki” w Moskwie (2013, 2016, 2017, 2018), 6 edycja Koncertów urodzinowych Fr. Chopina w Warszawie (2015), Recitale chopinowskie w Żelazowej Woli, Międzynarodowy Festiwal Chopinowski – Duszniki-Zdrój (2016, 2018, 2020).

Koncertował w wielu krajach Europy: Polsce, Rosji, Niemczech, Norwegii, Wielkiej Brytanii, Belgii, Włoszech, na Ukrainie, Litwie, Węgrzech a także w Australii i Stanach Zjednoczonych.

W 2019 roku prowadził miesięczny masterclass w F. Chopin Keimyung University w Daegu (Korea).

W latach 2008-2011 roku był stypendystą Krajowego Funduszu na Rzecz Dzieci.
Od 2015 roku jest pod opieką programu „Młode Talenty” Narodowego Instytutu Fryderyka Chopina.

Łańcuckie Wieczory Muzyki

12 października 2021 r. (wtorek) , godz. 19:00

Kościół św. Józefa w Łańcucie, ul Podzwierzyniec

Wykonawcy:

Marek Stefański - organy
Milena Sołtys-Walosik - sopran

Program koncertu:

Mikołaj z Krakowa (XVI w.) - Salve Regina (5 wersów), Ave Jerarchia (5 wersów).

M.J. Żebrowski (1702-1770) - "Suscepit Israel" (Aria sopranowa z "Magnificat")

J.S. Bach (1685-1750) - Preludium chorałowe "Meine Seele erhebt den Herr'n" (z Kantaty BWV 10, opr.: M. Stefański)
J.S. Bach - Chorał i fugato "Meine Seele erhebt den Herr'n" (z Kantaty BWV 10, opr.: M. Stefański)

F. Nowowiejski (1877-1946) - "Nie opuszczaj nas"
Anonim (XIX w.) - "Matko Niebieskiego Pana"
S. Kwiatkowski (1930-2010) - "Ave Maria"
M. Lorenc (1955) - "Ave Maria"

M. Stefański (1969) - Cztery improwizacje na tematy Antyfon maryjnych: Alma Redemptoris Mater, Salve Regina, Ave Regina coelorum, Regina coeli

L. Skoczylas (1956) - Missa in honorem Sanctae Caeciliae na sopran i organy: Kyrie, Sanctus-Benedictus, Agnus Dei

Wstęp wolny

FESTIWAL MUZYKI FORTEPIANWEJ IM. MARII TURZAŃSKIEJ - Requiem d-moll

9 października, godz. 19:00 (Kolegiata pw. Bożego Ciała w Jarosławiu)

Requiem d-moll (KV 626) W.A. Mozart

Wykonawcy:

Chór „Insieme”
Zespół Wokalny „Luna Plena”
Orkiestra „Fresco Sonare”
Monika Bachowska – dyrygent

soliści:

Katarzyna Guran – sopran
Ilona Szczepańska – alt
Bartłomiej Chorąży – tenor
Oskar Koziołek–Goetz – bas

Wstęp wolny

Z dyrektorem Łukaszem Goikiem nie tylko o koncertach w Sanoku

         Długo melomani będą wspominać wydarzenia 30. Festiwalu im. Adama Didura, który odbył się w ostatniej dekadzie września 2021 roku. Każdego roku przyjeżdża na ten Festiwal Opera Śląska w Bytomiu. Podczas pobytu artystów ze Ślaska w Sanoku miałam okazję rozmawiać z panem Łukaszem Goikiem, dyrektorem Opery Śląskiej w Bytomiu.

          Wasza obecność na Festiwalu im. Adama Didura jest w pełni uzasadniona, bowiem patrona Festiwalu z Operą Śląską łączyły szczególne więzy.
            - Opera Śląska rozpoczęła swoją działalność dzięki Adamowi Didurowi, wielkiemu śpiewakowi o międzynarodowej sławie. Bardzo się cieszymy, że jesteśmy po raz kolejny na tym znakomitym Festiwalu, że możemy go inaugurować, co jest także dla nas wielkim wyróżnieniem.
Artyści Opery Śląskiej zawsze bardzo chętnie jadą do Sanoka, bo spotykają się ze wspaniałą publicznością, która potrafi ocenić i docenić dobre wykonania.
            Chcę podkreślić, że w dzisiejszych, pandemicznych czasach każde spotkanie artystów z publicznością jest niezwykle ważne i cenne, a szczególnie kiedy ta publiczność jest tak sympatyczna i tak wierna, ponieważ przychodzi na wszystkie nasze spektakle.
Dyrektor Waldemar Szybiak zdradził mi, że bilety zarówno na nasz inauguracyjny koncert, jak i spektakl opery Nabucco Giuseppe Verdiego, wyprzedane zostały w pierwszych kilku dniach. Dla nas to także jest powód do radości.

             Tak się składa, że wykonujecie operę Nabucco w piątek w Sanoku, a dopiero dwa dni później podziwiać ją będzie publiczność w Waszej siedzibie.
             - W roku jubileuszowym Festiwalu im. Adama Didura zostaliśmy poproszeni o wypełnienie dwóch wieczorów. Pierwszy wypełniła muzyka Giacomo Pucciniego – arie i fragmenty z oper, a pomysł koncertu powstał w Sanoku dwa lata temu. Z panem Waldemarem Szybiakiem zastanawialiśmy się, co nowego zaproponować i wtedy żona pana dyrektora powiedziała, że uwielbia opery Pucciniego. Wówczas postanowiliśmy zrealizować taki koncert. Planowaliśmy, że odbędzie się on w ubiegłym roku, ale ze względu na pandemię się nie udało i zrobiliśmy to w tym roku. Mieli Państwo okazję podziwiać najlepszych solistów Opery Śląskiej: Gabrielę Gołaszewską, Annę Wiśniewską-Szoppę, Rusłanę Koval, Macieja Komanderę i Łukasza Załęskiego.
Orkiestrą Opery Śląskiej dyrygował nasz kierownik muzyczny Franck Chastrusse-Colombier.
             Wykonaliśmy arie i duety ze wszystkich oper Pucciniego, a większość z nich mamy w stałym repertuarze Opery Śląskiej, co jest dla nas również bardzo ważne. Część z nich nie była w Sanoku nigdy wykonywana i najlepszym przykładem są fragmenty z Jaskółki.
             La Rondine jest to ostatnia nasza premiera, bo odbyła się w maju tego roku w koprodukcji z teatrem w Meiningen (Niemcy), w reżyserii Bruno Bergera-Górskiego.
Jest to bardzo piękna opera, w której można usłyszeć wszystkie znane wcześniejsze momenty muzyczne z oper Pucciniego. Trudna muzyka, trudny spektakl do przygotowania, ale z przepięknymi ariami i duetami. Sanocka publiczność miała okazję wysłuchać arii Magdy w wykonaniu Gabrieli Gołaszewskiej oraz duetu Magdy i Ruggero, w którym z Gabrielą Gołaszewską śpiewał Łukasz Załęski.

             Gabriela Gołaszewska pomimo młodego wieku jest we wspaniałej formie, bo znakomicie śpiewała w Sanoku, ale niedawno słuchałam i oglądałam ją podczas Festiwalu w Łańcucie, kiedy to wystąpiła podczas wykonania opery La forza del merito, którą na zamówienie łańcuckiego dworu skomponował Marcello di Capua, a także byłam w Kąśnej Dolnej, kiedy to w ramach festiwalu Bravo Maestro rewelacyjnie śpiewała arcytrudną tytułową partię w „Łucji z Lammermoor”.
             - Czekamy także na jej debiut na deskach Teatru Wielkiego – Opery Narodowej, który odbędzie się tej jesieni, a później na wiosnę będzie śpiewała w Don Giovannim i w Strasznym dworze. Terminy były przez pandemię już dwukrotnie zmieniane.
Muszę się także pochwalić, że w Teatrze Wielkim również śpiewają Rusłana Koval i Stanisław Kuflyuk.Stanisław Kuflyuk niedługo leci do Teatru Bolszoj, gdzie będzie śpiewał w Eugeniuszu Onieginie Piotra Czajkowskiego i w Traviacie Giuseppe Verdiego.
             Dla dyrektora to wielka radość, że ma tak wspaniałych solistów, którzy się rozwijają, sławią dobre imię naszego teatru i których Państwo mogą podziwiać zarówno w Bytomiu, jak i na festiwalu w Sanoku.
To są naprawdę historyczne momenty. Z przeszłości wspominamy przez cały czas występy wielkich śpiewaków: Andrzeja Hiolskiego, Bogdana Paprockiego, wspaniałą Teresę Żylis-Garę, która niedawno odeszła, Wiesława Ochmana, który nadal z nami współpracuje i wielu innych znakomitych solistów, którzy sławią polską kulturę na świecie.
Nasi obecni soliści to jest przyszłość opery, ci śpiewacy są na początku swojej kariery i jeszcze wiele przed nimi. Z pewnością będziemy o nich słyszeć i cieszmy się, że możemy ich teraz podziwiać.

             Za chwilę rozpocznie się spektakl, ale proszę jeszcze powiedzieć, na co, oprócz Nabucca i Jaskółki, może nas Pan zaprosić do Opery Śląskiej w Bytomiu.
             - Nabucco też jest bardzo ważnym wydarzeniem na Festiwalu, ponieważ w roli Zachariasza wystąpi Aleksander Teliga, który też prawie 30 lat temu występował na scenie w Sanoku i teraz znowu będą mogli Państwo posłuchać tego wspaniałego śpiewaka. W roli Nabuchodonozora wystąpi pan Stepan Drobit, świetny baryton ze Lwowa, którego zaprosiliśmy do współpracy, ponieważ otrzymał nagrodę Opery Śląskiej na Festiwalu i Konkursie Pieśni im. Salomei Kruszelnickiej we Lwowie i stąd jego obecność w Polsce. W roli Abigail usłyszymy znakomitą Jolantę Wagner, która śpiewa sopranem i wspaniałych solistów Opery Śląskiej, a chórem i orkiestrą Opery Śląskiej dyrygował będzie Franck Chastrusse-Colombier.
             Pytała pani, na co zapraszam do Bytomia. Muszę Państwu powiedzieć, że muszą się Państwo pośpieszyć, ponieważ od stycznia będziemy mieli przebudowę sceny i nasza duża scena będzie zamknięta i za to częściej będziemy jeździć. Będzie nas można podziwiać w różnych miejscach w Województwie Śląskim, ale także poza. Liczymy, że będą Państwo podróżować za nami, ale do tego czasu szczególnie polecam, żeby przyjechać do Bytomia na balet Sól ziemi czarnej. Jest to ostatnia nasza produkcja z muzyką Wojciecha Kilara, Henryka Mikołaja Góreckiego, Bolesława Szabelskiego. Przepiękne dzieło w choreografii Artura Żymełki na kanwie filmu Kazimierza Kutza.
             Polecam również wznawianą Carmen w świetnej obsadzie. Jest to inscenizacja z 2006 roku w reżyserii Wiesława Ochmana. Żegnamy się z tym tytułem i przed remontem będzie go można obejrzeć po raz ostatni. Warto też przyjechać na Traviatę, Łucję z Lammermoor i posłuchać tej pięknej, trudnej muzyki mistrza bel canta Gaetano Donizettiego.
Jeszcze kilka tytułów pięknych oper znajdą Państwo w naszym repertuarze. Serdecznie zapraszam do Opery Śląskiej do końca 2021 roku.

             Szkoda, że musimy już kończyć rozmowę.
             - Proszę koniecznie przyjechać w październiku na jeden z pięciu pożegnalnych spektakli opery Carmen w Operze śląskiej w Bytomiu. Pierwsze z nich odbędą się 8 i 9 października.

                                                                                                                                                                                                                                                                                         Zofia Stopińska

 

Subskrybuj to źródło RSS