Zofia Stopińska

Zofia Stopińska

email Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

LUDOVICO EINAUDI zapowiada nowy album CINEMA

Kompozytor, którego muzykę można usłyszeć

w nagrodzonych Oscarami filmach NOMADLAND i OJCIEC

LUDOVICO EINAUDI

zapowiada nowy album

CINEMA

na którym znajdzie się kolekcja jego najważniejszych utworów skomponowanych do produkcji filmowych i telewizyjnych

wraz z dwoma niepublikowanymi wcześniej nagraniami

Album ukaże się nakładem Decca Records 4 czerwca 2021

 

Zachwycająca muzyka Ludovico Einaudiego, powstała na przestrzeni jego kariery obejmującej trzy dekady, stała się jedną z najbardziej rozpoznawalnych twórczości muzycznych na świecie. Obecnie można ją usłyszeć na ścieżkach dźwiękowych nagrodzonych Oscarami, BAFTA i Złotym Globem filmów Nomadland i Ojciec. Teraz, dla uczczenia osiągnięć kompozytora, Decca Records z radością zapowiada Cinema – najnowszą, starannie dobraną kolekcję muzycznych dzieł Einaudiego z produkcji filmowych i telewizyjnych, która ukaże się 4 czerwca.

Mówiąc o swoim wkładzie w realizację filmów nagrodzonych tegorocznymi Oscarami, Einaudi wyznaje: „To wspaniałe, że Nomadland i Ojciec – dwa piękne, niezależne filmy, które opowiadają o ważnych i głębokich tematach – zostały docenione tymi wyjątkowymi nagrodami. Czuję się zaszczycony, że poprzez muzykę mogłem wnieść swój wkład do tych dwóch poruszających historii”.

Cinema obejmuje 28 przepełnionych emocjami utworów z wielkiego i małego ekranu, w tym z produkcji Nomadland; Ojciec; Źródło nadziei; To właśnie Anglia; Joaquin Phoenix. Jestem, jaki jestem; Naznaczony; Doktor Foster i wielu innych. Wśród nich znalazły się również dwa wcześniej niepublikowane nagrania: tytułowy utwór z filmu Źródło nadziei Russella Crowe’a oraz najnowszy singiel „My Journey”, pochodzący ze ścieżki dźwiękowej obsypanego nagrodami filmu Ojciec, z udziałem Anthony’ego Hopkinsa i Olivii Colman.

Russell Crowe gościł ostatnio w podkaście Experience: The Ludovico Einaudi Story, opowiadając słuchaczom: „Na planie filmowym często korzystałem z muzyki Ludovico, by utrzymać ludzi we właściwych emocjach... Dzięki niej czujesz się tak, jakbyś był w filmowej rzeczywistości”.

Inni sławni filmowcy, którzy pojawili się w tym podkaście to nagrodzona Oscarem reżyserka Chloe Zhao (Nomadland), kolejny laureat Nagrody Akademii Florian Zeller (Ojciec), Shane Meadows (To właśnie Anglia) i Eric Toledano (Nietykalni). Oto, co powiedzieli o muzyce Einaudiego:

Shane Meadows o muzyce z filmu To właśnie Anglia –

       „Einaudi usiadł przy fortepianie i sprawił, że to, co nie było filmem, stało się filmem.”

Florian Zeller o muzyce z filmu Ojciec –

       „Powodem, dla którego naprawdę chciałem pracować z Einaudim, jest sposób, w jaki wykorzystuje skrzypce. Chciałem, żeby przez cały film przewijał się subtelny motyw muzyczny niczym złota nić. Miała to być więc bardzo delikatna kompozycja. W pewnym sensie, prawie nic... To prawdziwy mistrz tego terytorium, tego, czego prawie nie ma. Bo kiedy nie ma prawie nic, ale zarazem kryje się w tym tak wiele zmysłowości i tajemnicy, to jest to wielka rzecz.”

Chloe Zhao o muzyce z filmu Nomadland –

       „Zaczęłam słuchać Seven Days Walking i byłam niezwykle zdumiona tym, jak poprzez muzykę przemówiło do mnie to, jak Ludovico był obecny w przestrzeni podczas spaceru w Alpach. Miałam wrażenie, jakby on i postać Fern szli niejako równolegle; łączy ich tak samo głęboka miłość do natury, dlatego uznałam, że jego muzyka będzie się idealnie komponować z naszym filmem.”

Z 15 albumami studyjnymi oraz kompozycjami, które pojawiły się w ponad 80 produkcjach filmowych i telewizyjnych, Einaudi jest obecnie jednym z najbardziej płodnych kompozytorów. Wielokrotnie plasował się na szczytach list przebojów muzyki klasycznej na całym świecie i jest jednym z najczęściej słuchanych artystów klasycznych w streamingu. Jeden na dziesięć utworów klasycznych słuchanych w streamingu w Wielkiej Brytanii jest autorstwa Einaudiego, co daje ponad milion odsłuchań dziennie, a łącznie – 2,4 miliarda odsłuchań jego kompozycji w streamingu. Muzyka Einaudiego wykracza poza granice pokoleń, a oprócz spektakularnych osiągnięć w zakresie muzyki słuchanej w streamingu, Einaudi cieszy się ponad milionem subskrybentów na YouTube i ponad 10 milionami wyświetleń w swoim kanale.

Rozmyślając o wykorzystywaniu jego muzyki w filmie i telewizji, Einaudi stwierdza: „Mówią, że moja muzyka jest typowo filmowa... A dla mnie zawsze interesujące jest to, jak łączy się ona z obrazami; to jak odkrywanie na nowo treści mojej muzyki z innej perspektywy”.

CINEMA ukaże się nakładem Decca Records 4 czerwca.

Ścieżki dźwiękowe z filmów Nomadland oraz Ojciec są również dostępne w Decca Records.

Cinema – Lista utworów:

**wydane po raz pierwszy

1. Experience
Film - Samba, Mommy

TV - This Is England 90, Sense8, 9-1-1

2. Golden Butterflies - Day 1
Film - Nomadland

3. Berlin Song
TV - This Is England 90

4. Love Is A Mystery
Film - Dr Zhivago

5. Main Theme from The Third Murder
Film - The Third Murder

6. My Journey**
Film - The Father

7. The Water Diviner**
Film - The Water Diviner

8. Petricor
Film - Nomadland
TV - This Is England 90

9. Fly
Film - Intouchables, This Is England
TV - Doctor Foster

10. Time Lapse
Film - Samba
TV - This Is England 90

11. Walk
Film - Samba, Il Grande Spirito
TV - This Is England 90

12. Cold Wind Var 1 – Day 1
Film - The Father

13. Ascolta
Film - Samba

14. Histoire Sans Nom
Film - Sotto Falso Nome

15. Due Tramonti
Film - I’m Still Here

16. Run
Film - Samba, Reparer Les Vivant

17. Le Onde
Film - Aprile

18. L’Origine Nascosta
Film - The Upside

19. White Night
Film - Dr Zhivago

20. The Earth Prelude
Film - All Three Of Us

21. Oltremare
Film - Nomadland, This Is England, Listen To Me Marlon

22. Fairytale
Film - Dr Zhivago

23. Fuori Dal Mondo
Film - This Is England, Not of this World

24. Una Mattina
Film - Intouchables, Listen To Me Marlon

25. Nuvole Bianche
Film - Insidious

26. Newton’s Cradle
Film - The Water Diviner

27. Dietro Casa
Film - This is England

TV - Sharp Objects

28. Low Mist – Day 1
Film – Nomadland

 

Classics & Jazz Department

UNIVERSAL MUSIC POLSKA Sp. z o.o.

ul. Czerniakowska 87a

00 – 718 Warszawa

II MIĘDZYNARODOWY KONKURS MUZYKI POLSKIEJ

II MIĘDZYNARODOWY KONKURS MUZYKI POLSKIEJ IM. STANISŁAWA MONIUSZKI OBJĘTY PATRONATEM HONOROWYM PREZYDENTA RP

Warszawa, 23.04.2021

Tylko do 14 maja można przesyłać zgłoszenia do konkursu, który odbędzie się 11–18 września 2021 roku w Filharmonii Podkarpackiej im. Artura Malawskiego w Rzeszowie. Uczestnicy współzawodniczyć będą o łączną pulę nagród w wysokości ponad 80 tysięcy euro w dwóch kategoriach – pianistycznej i zespołów kameralnych.

Już po raz drugi Prezydent Andrzej Duda objął honorowym patronatem Międzynarodowy Konkurs Muzyki Polskiej im. Stanisława Moniuszki. Jak zaznaczył w swoim liście minister w Kancelarii Prezydenta RP Wojciech Kolarski, konkurs jako „kulturalne przedsięwzięcie z sukcesem popularyzuje twórczość Stanisława Moniuszki — wybitnego kompozytora, dyrygenta, pedagoga oraz ojca polskiej opery narodowej. Wydarzenie będzie także sposobnością do zaprezentowania szerokiej publiczności dzieł również mniej znanych polskich kompozytorów z XIX i XX wieku oraz okazją do promocji utalentowanych pianistów i zespołów kameralnych z kraju i zagranicy”.

Uczestnicy przygotowują własny program, wybierając do poszczególnych etapów przesłuchań utwory spośród dorobku aż 56 polskich kompozytorów. Dzięki temu wyjątkowy, często nieodkryty jeszcze na szeroką skalę repertuar jest promowany poprzez późniejszą praktykę koncertową uczestników i laureatów konkursu.

Do udziału zaproszeni są muzycy-instrumentaliści zgłaszający się indywidualnie (kategoria pianistyczna) oraz jako zespoły kameralne – od duetów po składy dwunastoosobowe. Nie ma ograniczeń ze względu na wiek i obywatelstwo uczestników. Jury obu kategorii konkursu składa się z wybitnych polskich i zagranicznych muzyków oraz postaci życia muzycznego. Przewodniczą w tym roku: składowi pianistycznemu – Jarosław Drzewiecki oraz jury w kategorii zespołów kameralnych – Andrzej Tatarski.

– Nie spodziewaliśmy się, że ten konkurs stanie się dla nas taką trampoliną. Dostaliśmy bardzo dużo propozycji koncertowych i wyjazdowych. Byliśmy między innymi w Pekinie. Od czasu wygrania Międzynarodowego Konkursu Muzyki Polskiej im. Stanisława Moniuszki mamy osiemnaście nowych nagród na swoim koncie, w tym jedenaście pierwszych miejsc i sześć nagród Grand Prix – wspólnie komentują Marta Gidaszewska i Robert Łaguniak, zwycięzcy konkursu w 2019 roku.

Pierwsza edycja w 2019 roku przyciągnęła 81 uczestników z 6 krajów. Zwycięzcą w kategorii pianistycznej został reprezentant Rosji – Pavel Dombrovsky, zaś w kategorii zespołów kameralnych tryumfował duet skrzypków: Marta Gidaszewska i Robert Łaguniak występujący obecnie pod nazwą Polish Violin Duo. Regulamin, ramowy harmonogram konkursu, formularze aplikacyjne, informacje o repertuarze, kompozytorach i materiałach nutowych oraz wszystkie aktualności dotyczące wydarzenia dostępne są na stronie internetowej: www.konkursmuzykipolskiej.pl.

Organizatorem konkursu jest Instytut Muzyki i Tańca oraz Filharmonia Podkarpacka im. Artura Malawskiego w Rzeszowie. Konkurs jest finansowany ze środków Ministra Kultury, Dziedzictwa Narodowego i Sportu.

Kontakt dla mediów:
Agata Szymczak (agata.szymczak[at]imit.org.pl, +48 785 310 000)

Koncerty sprawiają mi największą przyjemność

            Miło mi przedstawić Aleksandrę Czerniecką, młodą pianistkę, pochodzącą z pobliskiego Jarosławia, gdzie także rozpoczynała naukę muzyki, którą później kontynuowała w Rzeszowie, a aktualnie kończy studia pianistyczne w Uniwersytecie Muzycznym Fryderyka Chopina w Warszawie.

            Rozmowę rozpoczynam od gratulacji, bo niedawno dowiedziałam się, że została Pani stypendystką programu, który umożliwi Pani dalsze studia w USA.

              Rzeczywiście zostałam stypendystką programu Fulbrighta Graduate Student Award, który umożliwi mi wyjazd na studia magisterskie do Stanów Zjednoczonych. Już wiem, że wyjadę do Bloomington i będę studiować w Indiana University Jacobs School of Music.
Czekam na informacj,ę u kogo będę się mogła uczyć, ale jest to uczelnia słynąca ze znakomitych pedagogów i wielu osiągnięć. Myślę, że do kogo bym nie trafiła, to bardzo dużo zyskam.

              Ciekawa jestem, jak można takie stypendium otrzymać?

              O komisji Fulbrighta i o stypendiach dowiedziałam się w mojej uczelni, ponieważ jedna z koordynatorek programów Fulbrighta przyszła do nas i opowiadała o możliwości kontynuowania studiów w ramach tego programu.
              Starania o stypendium rozpoczynają się już w roku poprzedzającym wyjazd. Cały proces trwa zwykle pół roku, a może nawet trochę dłużej. W ubiegłym roku to się przedłużyło, ponieważ wyniki pierwszego etapu miały być już pod koniec czerwca, natomiast otrzymałam je na początku sierpnia. Przystępując do pierwszego etapu należy wypełnić formularz i dwa podstawowe dokumenty, które determinują o wszystkim – list motywacyjny i plan studiów. Te dokumenty należy napisać w języku angielskim i powinny być one bardzo przekonujące, ponieważ na ich podstawie komisja podejmuje decyzję. Należy także dołączyć swoje portfolio – w przypadku muzyków są to nagrania video i dokumenty dotyczące osiągnięć artystycznych.
              Trzeba podkreślić, że to stypendium jest nie tylko dla artystów, ale również dla naukowców ze wszystkich dziedzin. Razem ze mną startowali również między innymi: biolodzy, biochemicy, informatycy... Wszyscy jesteśmy „wrzuceni do jednego worka” i oceniani oraz wybierani na podstawie złożonych projektów.
Fulbright bardzo dużą uwagę przywiązuje do łącznie technologii z nauką i to trzeba było w swoim projekcie uwzględnić.
              Po przejściu pierwszego etapu przystępujemy do drugiego, a jest to rozmowa kwalifikacyjna. Moja rozmowa była bardzo przyjemna, trwała około 15 minut, a pytania dotyczyły złożonego projektu – czego mamy nadzieję się w Stanach nauczyć, z czym chcemy po ukończeniu stypendium wrócić do Polski i jak tę wiedzę zaaplikować w naszym społeczeństwie, w naszej nauce i dalszym rozwoju.

              Po pomyślnym wyniku drugiego etapu została Pani stypendystką.

              Po tym etapie otrzymujemy konkretne wyniki i zaczyna się cały proces aplikowania na studia. Otrzymanie stypendium jest dopiero pierwszym krokiem, ale aby je zrealizować, trzeba się jeszcze dostać na studia na konkretną uczelnię. To jest w sumie długi proces – ja dopiero w kwietniu otrzymałam wyniki i wiem gdzie pojadę. Wszystkie moje starania trwały rok.

              Podkreślmy jeszcze, że jest Pani Jarosławianką z urodzenia i w tym mieście rozpoczynała Pani naukę muzyki. Rozumiem, że fortepian był od początku wymarzonym instrumentem.

              Nie, bo na początku bardzo chciałam grać na skrzypcach i rodzice mi to umożliwili, ale bardzo krótko grałam na skrzypcach. Miałam trudności z ćwiczeniem, a do tego jeszcze moje ćwiczenie było ciężkie do zniesienia zarówno dla moich rodziców jak i sąsiadów.
Rodzice nalegali abym zaczęła grać na jakimś prostszym instrumencie i wydawało im się, że idealnym instrumentem będzie fortepian.
               Nie byłam też na tyle zdolnym dzieckiem, które od razu dostaje się do szkoły muzycznej. Dopiero za trzecim razem zostałam przyjęta do Szkoły Muzycznej I stopnia w Jarosławiu, a później już z roku na rok było coraz lepiej. Robiłam coraz większe postępy i stąd zapadła decyzja o kontynuacji nauki gry na fortepianie w Szkole Muzycznej II stopnia w Rzeszowie, a później na studiach.

               Pamiętam, że będąc uczennicą Zespołu Szkół Muzycznych nr 1 w Rzeszowie z powodzeniem uczestniczyła Pani w konkursach muzycznych i była pani wyróżniającą się pianistką, a później rozpoczęła Pani studia w Uniwersytecie Muzycznym Fryderyka Chopina w Warszawie.

               Tak, jeszcze studiuję w Warszawie pod kierunkiem pani prof. Anny Jastrzębskiej-Quinn i ad. dr Moniki Quinn. Jestem bardzo zadowolona i powtarzam często, że trafiło mi się „jak ślepej kurze ziarno”, ponieważ z nie znałam wcześniej pani Profesor, a współpraca układa się bardzo dobrze.
               Pani Profesor pracuje ze mną przede wszystkim nad interpretacją, natomiast pani dr Monika Quinn oprócz fortepianu, kończy w tym roku studia z fizjologii muzyki i miałam to szczęście, że pracowała ze mną również pod tym kątem: poprawy postawy, efektywnego siedzenia i używania grawitacji w ciele. To jest niezwykle cenna wiedza, której brakuje w większości naszych uczelni.
               W tej chwili kończę studia magisterskie. Jestem na etapie pisania pracy i przygotowywania się do dyplomu, który mam nadzieję odbędzie się w normalnych warunkach, a nie w formie nagrań jak to było w ubiegłym roku.

               Przygotowując się do dyplomu w Warszawie myśli Pani także już o wyjeździe do USA, bo wiele spraw trzeba załatwić z dużym wyprzedzeniem.

               Jeszcze dokładnie nie wiem kiedy wyjadę. Wszystko zależy od tego kiedy będzie gotowa wiza i inne potrzebne dokumenty, ale zajęcia w Jacobs School of Music Indiana University rozpoczynają się już pod koniec sierpnia i dlatego najpóźniej na początku tego miesiąca chciałabym już wyjechać. To będzie duże przedsięwzięcie i zarazem wyzwanie, bo czeka mnie zupełna zmiana sposobu edukacji. Dzięki temu, że jadę z programu Fulbrighta będzie mi dużo łatwiej utrzymać się w czasie trwania płatnych studiów.
               Będę też miała dodatkowe wsparcie, ponieważ moja siostra od wielu lat żyje w Stanach Zjednoczonych. Myślę, że pomoże mi w przeprowadzce i wprowadzi mnie we wszystkie tajniki życia w tym kraju.

               Powracając do lat spędzonych na Podkarpaciu – w szkołach muzycznych w Jarosławiu i Rzeszowie także miała Pani pedagogów od których wiele się Pani nauczyła.

               Z pewnością, trzeba zaznaczyć, że gdyby nie pani Teresa Romanow-Rydzik, która uczyła mnie w Szkole Muzycznej I stopnia w Jarosławiu, to na pewno nie rozmawiałybyśmy dzisiaj, bo to ona mnie na początku uczyła grać na fortepianie, a później zmobilizowała do dalszej nauki w Rzeszowie.
               W Zespole Szkół Muzycznych nr 1 w Rzeszowie trafiłam do klasy dr Anety Teichman, która niezwykle dużo mnie nauczyła. Zawdzięczam jej to, że bez problemu dostałam się na studia pianistyczne w Warszawie.

               Uczestniczyła Pani także w konkursach, ale kiedyś powiedziała mi Pani, że podczas konkursu można się dużo nauczyć i nagroda nie jest najważniejsza, chociaż z pewnością miło jest, kiedy się zostanie nagrodzonym, albo zauważonym.

               Z konkursami bywa różnie. Bardzo dużo zależy od naszego przygotowania, ale dużo zależy od tego, jakie oczekiwania względem wykonywanych utworów mają profesorowie zasiadający w jury. Trudno wszystkich zadowolić.
               Chętnie brałam udział w konkursach, bo one otwierają dużo drzwi i jak pani powiedziała dają możliwość bycia zauważonym. Czasami nawet nie wygrywając nagród, można zostać zauważonym i dostać szansę dlaczego rozwoju. To co jednak moim zdaniem najcenniejsze w konkursach to sama droga i etap przygotowania do nich — to właśnie wówczas pokonujemy największą ilość pracy, wiele się uczymy przygotowując niejednokrotnie nowy program i to stymuluje nasz dalszy rozwój.

               Przez kilka lat uczestniczyła Pani regularnie w zajęciach Międzynarodowego Forum Pianistycznego „Bieszczady bez granic...” w Sanoku. Pamiętam, że brała Pani czynny udział w prowadzonych przez mistrzów lekcjach pokazowych i innych zajęciach oraz występowała Pani w koncertach organizowanych przez Forum.

               Forum wspominam niezwykle ciepło i miło. Od kilku lat już nie jeżdżę do Sanoka, bo termin nie pokrywał się z feriami na uczelni, a także miałam inne zobowiązania. Chcę jednak podkreślić, że Forum jest bliskie mojemu sercu, bo dało mi duże doświadczenia i możliwość startu na estradzie.
                Jest to wspaniała formuła kursów dla całej rzeszy młodych muzyków. Mogą się spotkać twarzą w twarz z wybitnymi postaciami światowej muzyki fortepianowej, ponieważ na te kursy przyjeżdżają wspaniałe osobistości, możemy mieć z nimi zajęcia, a do tego każdego wieczoru spotykamy się na koncertach i możemy podejść, porozmawiać o muzyce i na inne tematy. To jest wspaniałe. Poza tym Forum daje możliwości, których nie dają inne kursy. Myślę tu przede wszystkim o graniu z orkiestrą. Nie w każdej szkole jest możliwość zagrania z orkiestrą, a jest to bezcenne doświadczenie.
                Można spróbować gry na organach, na klawesynie, są zajęcia z kameralistyki wokalnej, a ostatnio także są zajęcia z dyrygentury i improwizacji. Zdobywa się umiejętności, których w szkołach muzycznych w mniejszych miejscowościach brakuje.
Bardzo miło wspominam pobyty na Forum i możliwość udziału w kursach, a zwłaszcza w koncertach.

                Przed pandemią często Pani występowała na różnych estradach jako solistka i kameralistka. To jest także bardzo ważny element studiów.

                Powiedziałabym, że jest to najważniejsze. Teraz nam wszystkim tego bardzo brakuje, bo koncerty i interakcja z publicznością napędza nas do dalszej pracy. Ja zdecydowanie bardziej stawiam na koncerty, zarówno kameralne jak i recitale solowe, niż na konkursy. Bardzo dużo koncertowałyśmy ze wspaniałą altowiolistką Anią Krzyżak i miałyśmy wiele planów, ale teraz nasze drogi się troszeczkę rozeszły, ponieważ Ania mieszka w Katowicach. Ufam, że jeszcze kiedyś wrócimy do wspólnych występów. Koncertowałam także w większych i mniejszych zespołach.           Napływały także często zaproszenia na występy z recitalami. Miałam dzięki temu okazję grać podczas różnych uroczystości i w wielu miejscach w Polsce i za granicą. Koncerty z różnymi programami sprawiają mi największą przyjemność.

                Występowała Pani czasami także na Podkarpaciu. Część tych koncertów odbyła się w ramach Forum „Bieszczady bez granic...”, ale pamiętam piękny koncert w rodzinnym Jarosławiu w ramach Festiwalu im. Marii Turzańskiej, gdzie grała Pani utwory Fryderyka Chopina solo i kameralnie.

                Bardzo miło wspominam ten koncert i w pierwszej części grałam Nokturny cis moll i Des-dur z op. 27 oraz Balladę g-moll op. 23, a w części drugiej miałam przyjemność wykonać z kwartetem smyczkowym Koncert e-moll op. 11. Do wykonania tego utworu poprosiłam moich przyjaciół z uczelni, bo tego Koncertu z towarzyszeniem zespołu kameralnego jeszcze Jarosławianie nie słyszeli i udało się. Bardzo lubię wracać na estradę w swoim rodzinnym mieście, zawsze jestem tu ciepło przyjęta i łączy mnie bardzo osobista więź z publicznością.

               Studia artystyczne w odległym od miejsca zamieszkania mieście są dosyć kosztowne. Wiem, że mogła Pani liczyć na pomoc rodziców, ale także pomocne były liczne stypendia.

               To prawda. Kilkakrotnie udało mi się zdobyć stypendium Rektora dla najlepszych studentów, a także na wspomnianym Forum Pianistycznym dwa lub trzy lata temu zostałam nagrodzona stypendium Dyrektora Instytutu Muzyki i Tańca co było dla mnie ogromnym wyróżnieniem i też pomocą. Byłam też stypendystką Prezesa Rady Ministrów, Marszałka Województwa Podkarpackiego, Prezydenta Miasta Rzeszowa i Krajowego Funduszu na rzecz Dzieci. Z różnych miejsc stypendia udaje się zdobyć, chociaż też kandydatów jest bardzo dużo i nie zawsze mój wniosek rozpatrywany był pozytywnie. Stypendia są bardzo istotne, ale bez stałej pomocy rodziców z pewnością dużo mniej udałoby mi się osiągnąć. Nie mam tu na myśli tylko pomocy finansowej, ale także wsparcie mentalne i emocjonalne.

               Trzymam kciuki za egzaminy dyplomowe i liczę, że recital dyplomowy odbędzie się z udziałem publiczności, która dodatkowo będzie Panią inspirować i życzę Pani powodzenia podczas pobytu w Stanach Zjednoczonych. Mam nadzieję, że od czasu do czasu będzie okazja do rozmowy, a może nawet do spotkania. Bardzo dziękuję za rozmowę.

               Ja również serdecznie dziękuję i też mam nadzieję, że nasz kontakt będzie kontynuowany. Ufam, że już niedługo będziemy mogły się spotkać, jak tylko koncerty będą mogły odbywać się w normalnej formule.

Z Aleksandrą Czerniecką, młodą pianistką pochodzącą z Jarosławia rozmawiała Zofia Stopińska 20 kwietnia 2021 roku.

Czarowne dźwięki rogu naturalnego

             Miałam okazję dość długo obserwować grającą na rogu naturalnym panią Dominikę Stencel, której pasją jest granie na rogach historycznych. Instrument, na którym gra Pani Dominika, nie tylko pięknie wygląda, ale także urzeka niezwykłymi czarownymi dźwiękami.
Pragnę zainteresować Państwa tym niezwykłym instrumentem i dlatego poprosiłam o rozmowę panią Dominikę Stencel.

             Z ogromną przyjemnością patrzyłam na Panią grającą na tym niezwykłym instrumencie.

               Gram na rogu naturalnym. Ten instrument ma bardzo długą historię. Wywodzi się z rogu zwierzęcego, stosowanego jako instrument sygnałowy. Z czasem zaczęto budować instrumenty z blachy i stopniowo wprowadzano udoskonalenia, a rogi zaczęły być wykorzystywane w muzyce artystycznej.
Na początku XIX wieku skonstruowano mechanizm wentylowy i wynalazek ten zyskiwał na popularności - w tamtych czasach innowacje wprowadzane były nie tak synchronicznie jak ma to miejsce dzisiaj. Wraz z popularyzacją historycznie poinformowanego wykonawstwa muzyki, róg naturalny powrócił do łask.
               Na instrumencie naturalnym można wydobyć tylko dźwięki szeregu harmonicznego, ale poprzez umieszczenie dłoni pod odpowiednim kątem w czarze głosowej można uzyskać dodatkowe tony. Bardzo ważne jest także odpowiednie zadęcie ustami, znalezienie właściwego balansu pomiędzy napięciem mięśni a przepływem powietrza, bo w przypadku rogu (podobnie jak wszystkich innych instrumentów blaszanych), źródłem dźwięku są drgające usta.
               Do każdej tonacji potrzebna jest inna długość rurki, przez którą przepływa powietrze dlatego część rurki w zależności od tonacji wymienia się na krótszą lub dłuższą. Te wymienne części to krągliki. Grając np. w spektaklu operowym, zawsze cały zestaw krąglików, które wymieniam w zależności od tego, w jakiej tonacji gram.
Kompozytorzy piszący utwory na ten instrument doskonale znali jego specyfikę i wiedzieli, które dźwięki są wykonalne na danym krągliku i kiedy rogista będzie musiał go zmienić.

               Ciekawa jestem, kiedy się Pani zachwyciła tym instrumentem.

               Jest takie powiedzenie, że nie my wybieramy muzykę, tylko muzyka wybiera nas. Myślę, że tak jest w moim wypadku.
Jeśli chodzi o róg, to na początku nie był mój wybór tylko przypadek. Fascynacja przyszła później. Jest coś magicznego w tym instrumencie, który ma cudownie miękki dźwięk, kojarzący się z lasem.
               Natomiast nurt historycznego wykonawstwa wciągnął mnie na dobre już kilka lat po ukończeniu studiów na instrumencie współczesnym. Zaczęłam grać na rogu naturalnym, bo urzekł mnie entuzjazm muzyków którzy zajmowali się dawną muzyką, możliwość grania w kameralnych składach i plastyczne podejście do materiału muzycznego, traktowanego jedynie jako punkt wyjścia do twórczych poszukiwań. Ujmujące było również - tak odmienne od współczesnego - podejście do wykonawcy jako współtworzącego dzieło.

              Pani zainteresowania muzyką na początku nie były związane z waltornią.

                Pochodzę z domu o tradycjach muzycznych, ale nikt z moich przodków nie był muzykiem profesjonalnym. Tato grał na saksofonie i akordeonie (gra na nim aż do dzisiaj) Ukończył Szkołę Muzyczną I stopnia w Zamościu. Babcia była bardzo muzykalna i grała na mandolinie. Pięknie śpiewała. W domu zawsze rozbrzmiewała muzyka.
              W wieku sześciu lat zaczęłam się prywatnie uczyć grać na pianinie, a potem rodzice zadecydowali, że wyślą mnie do szkoły muzycznej. Tam rozpoczęła się moja przygoda z graniem na waltorni.

              Musiała Pani mieć bardzo dobrego nauczyciela.

              Do nauki gry na każdym instrumencie potrzebny jest bezpośredni kontakt z nauczycielem. Trudno nauczyć się grać z książki czy z multimediów. Osobowość nauczyciela ma ogromny wpływ na ucznia. Miałam kilku nauczycieli, a pierwszym w liceum muzycznym we Wrocławiu był nieżyjący już, niestety, Leszek Schleicher, wielki pasjonat waltorni. To on zaraził mnie wielką miłością do tego instrumentu, a kiedy zmarł, Jego żona ofiarowała mi całą kolekcję nut, płyt i nagrań. Jestem jej za to ogromnie wdzięczna. To są bardzo ciekawe zbiory, z których korzystam do dzisiaj. Proszę sobie wyobrazić, że mam ponad 40 płyt winylowych z utworami na waltornię. Pamiętam, jak pan Leszek Schleicher korzystał z nich organizując dla nas- młodych muzyków- specjalne audycje, podczas których mogliśmy słuchać nagrań literatury waltorniowej w przeróżnych interpretacjach. To było bardzo inspirujące i przybliżało nam muzyczny świat. Zauważyłam, że dzisiaj, dzięki łatwemu dostępowi do nagrań, świat stał się „globalną wioską” i estetyka grania bardzo się ujednoliciła. To stało się na naszych oczach, a wówczas naprawdę była wielka różnica, czy dany utwór grał Barry Tuckwell z Australii czy Zdeněk Tylšar z Czech. Różnica w estetyce była wtedy bardzo wyraźna.
              Później spotykałam na swojej drodze innych doskonałych polskich i zagranicznych pedagogów. Byli wśród nich m.in. William VerMeulen, Radovan Vlatković, Tounis van Der Zwart.

              Waltornia uważana jest za bardzo trudny instrument i z pewnością to jest prawda. Przez długie lata bardzo rzadko grały na waltorniach kobiety. Ostatnio coraz częściej bardzo pięknie kobiety grają na tym instrumencie.

              Ma pani rację: zawód muzyka w ostatnich dziesięcioleciach bardzo się sfeminizował i faktycznie coraz więcej kobiet gra na instrumentach dętych, również blaszanych.
Waltorniści potrzebni są w zespołach kameralnych, we wszystkich orkiestrach symfonicznych są niezbędni, ale są także utwory, w których waltornia jest instrumentem solowym.

              Pani także występowała jako solistka, a nawet grała Pani koncert na dwa rogi w roli głównej.

              Owszem, nawet w tym sezonie nawet częściej niż w poprzednich. Graliśmy np. z zespołem Warszawskiej Opery Kameralnej, cykl koncertów, wśród których znalazł się przeuroczy Koncert na dwa rogi Georga Philippa Telemanna.
Chcę podkreślić, że Telemann napisał mnóstwo takich koncertów, bo był bardzo płodnym kompozytorem. Ponadto dwa rogi traktowane były w muzyce przedklasycznej jako jeden instrument i pisano partie solowe na dwa rogi - na róg górny i dolny, uzyskując w ten sposób specyficzne brzmienie.
              Chcę jeszcze dodać, że Telemann w swoich czasach cieszył się dużą estymą. Był tak popularny i wpływowy, że podobno protegował Johanna Sebastiana Bacha, aby ten otrzymał posadę (śmiech).

              Jest Pani członkinią orkiestry instrumentów dawnych (Orkiestra Musicae Antiquae Collegium Varsoviense MACV) Warszawskiej Opery Kameralnej.

                Tak, ten zespół został założony przez Stefana Sutkowskiego, długoletniego dyrektora Warszawskiej Opery Kameralnej. Najpierw był to niewielki, kilkuosobowy zespół skupiony wokół słynnego klawesynisty Władysława Kłosiewicza. Później zespół się rozrósł, powiększono go o grupę instrumentów dętych. Pamiętam, że wówczas nagraliśmy wszystkie koncerty fortepianowe Wolfganga Amadeusza Mozarta. W tym składzie zespół przetrwał do dzisiaj.
               Po odejściu dyrektora Stefana Sutkowskiego nastąpiły zmiany, zwolniono współczesną orkiestrę (Warszawską Sinfoniettę), a muzycy tego zespołu znaleźli zatrudnienie w Polskiej Operze Królewskiej. Orkiestra Musicae Antiquae Collegium Varsoviense jest teraz jedynym zespołem orkiestrowym Warszawskiej Opery Kameralnej. Repertuar zespołu znacznie się poszerzył: gramy teraz bardzo dużo dzieł operowych - równie intensywnie jak koncerty kameralne czy muzykę oratoryjną. Ostatnio graliśmy również kilka projektów z wykonawcami jazzowymi. To połączenie tak odległych stylów muzycznych, daje bardzo interesujący efekt artystyczny.

               Otrzymuje Pani często także zaproszenia do współpracy z innymi zespołami muzyki dawnej, pracy nie brakuje.

               Nie narzekam na brak pracy, chociaż ostatnio, w czasie pandemii, w ogóle rzadziej organizowane są koncerty, a te które udaje się zorganizować, przeznaczone są często na małe składy. Rogi nie są potrzebne.
               Dużo częściej za to biorę udział w nagraniach. Tęsknimy jednak do koncertów z udziałem publiczności. Czekamy na powrót do normalnego funkcjonowania.

               Jaka muzyka jest najbliższa Pani sercu, bo każdy z nas ma ulubionego kompozytora, gatunek muzyki czy epokę.

               Jestem szczęśliwym człowiekiem, bo gram muzykę, którą kocham. Bardzo mi odpowiada kierunek, który dominuje w naszym zespole i fakt, że wykonujemy dużo dzieł Wolfganga Amadeusza Mozarta zarówno symfonikę, dzieła kameralne jak i muzykę operową. Ciągnie mnie również w stronę trochę późniejszej muzyki – do czasów, kiedy już się rodził romantyzm.
Moim marzeniem jest zagrać symfonie Johannesa Brahmsa, w których zastosowane są dwa rogi naturalne i dwa wentylowe. Brahms był wielkim konserwatystą, nie godził się z nowinkami jakimi były w jego czasach wentyle,dlatego lubił wykorzystywać brzmienie rogu naturalnego.
               Przez pewien czas miałam również okazję grać na rogu wiedeńskim troszkę późniejszą muzykę, i chętnie poszłabym w tą stronę, ale to wiąże się z zakupem instrumentarium a obecna sytuacja nie sprzyja inwestycjom.

               Pewnie zawsze grała Pani z muzykami zawodowymi. Tym razem spotkałyśmy się po nagraniu dzieła, podczas którego pracowała Pani z Chórem i Orkiestrą Nicolaus działającą w Kraczkowej. Ten zespół nie ma statusu zawodowego, ale postanowił do nagranych już wielkich dzieł Wolfganga Amadeusza Mozarta dołączyć jeszcze jedno – Mszę C-dur.
               Byłam bardzo mile zaskoczona poziomem zespołu. Zostałam zaproszona do współpracy z tym zespołem przez moją koleżankę Anię Baran, która podobnie jak wielu innych muzyków wyrosła z tej orkiestry. Według mnie ten zespół jest „wylęgarnią muzyków” i jego edukacyjna rola dla całego środowiska jest nie do przecenienia.
                Zespół ten jest środowiskiem, gdzie młodzi ludzie z radością mogą uprawiać muzykę. Mają okazję poznawać piękny świat muzyki, bez wielkiej presji, która często jest obecna w szkolnictwie muzycznym. Tutaj czuje się wielką radość ze wspólnego muzykowania, a efekt pracy prowadzącego zespół pana Zdzisława Magonia i wszystkich, którzy tworzą orkiestrę, zrobił na mnie ogromne wrażenie. Podziwiam pana Zdzisława, jego zapał i ogromny wkład pracy. Jest to wspaniałe dzieło. Jestem zaszczycona, że mogę brać udział w tym nagraniu.
                Pomysł takiej powszechnej edukacji muzycznej, realizowanej poprzez praktykowanie muzyki, jest mi bardzo bliski.
Wszyscy uczymy się w szkole matematyki, niezależnie od tego, czy ktoś jest uzdolniony w tej dziedzinie czy nie- robimy tak dlatego, żeby rozwijać określone umiejętności. Uważam, że tak samo powinna być traktowana muzyka, która również ma ogromny wpływ na rozwój młodego człowieka. Wszyscy potrzebujemy muzyki. Bardzo ubolewam nad tym, że w szkole traktowana jest po macoszemu, gdy tymczasem powinien to być jeden z filarów edukacji. Było mi bardzo miło obserwować, że to się dzieje w Kraczkowej. Stałam się wielką fanką tego zespołu.

                Może ta współpraca zaowocuje i jeszcze kiedyś Pani przyjedzie, aby popracować z tym zespołem.

                  Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś przyjadę do Kraczkowej. Z wielką radością tutaj wrócę.

Piątkowy wieczór w Filharmonii Podkarpackiej

Szanowni Państwo,

W najbliższy piątek (23 kwietnia 2021 roku) o godzinie 19:00 na kanale YouTube Filharmonii Podkarpackiej wyemitowany zostanie kolejny koncert, w wykonaniu Orkiestry Symfonicznej Filharmonii Podkarpackiej pod dyrekcją Roberta Naściszewskiego!

W programie koncertu:
J. Brahms - II Symfonia D-dur op. 73

Ukończenie I Symfonii (1876) zajęło Brahmsowi kilkanaście lat, drugą skomponował w kilka miesięcy, między czerwcem a październikiem 1877r. Obie symfonie Brahmsa przyjęto entuzjastycznie porównując je do dzieł wielkiego klasyka - pierwszą nazwano „X symfonią Beethovena”, a drugą „pastoralną” ze względu na podobieństwo nastroju do VI Symfonii mistrza z Bonn. Być może pogodny nastrój II Symfonii Brahmsa miał związek z miejscem jej powstania – nad brzegiem uroczego austriackiego jeziora. Dzieło zachwyca przepięknymi, lirycznymi melodiami, w które od czasu do czasu wkrada się typowa dla kompozytora nuta melancholii i dramatycznego napięcia - szczególnie w dwóch pierwszych częściach. Ostatni fragment utworu - Allegro con spirito, to najbardziej radosny finał spośród wszystkich czterech symfonii Brahmsa, tryskający energią i radością. /tekst: Biuro Koncertowe/

www.filharmonia.rzeszow.pl

R. Naściszewski2

Robert Naściszewski - dyrygent, koncertmistrz Orkiestry Symfonicznej Filharmonii Podkarpackiej.

FILHARMONICY PODKARPACCY ZAPRASZAJĄ

Szanowni Państwo,

W najbliższy piątek (23 kwietnia 2021 roku) o godzinie 19:00 na kanale YouTube Filharmonii Podkarpackiej wyemitowany zostanie kolejny koncert, w wykonaniu Orkiestry Symfonicznej Filharmonii Podkarpackiej pod dyrekcją Roberta Naściszewskiego!

W programie koncertu:
J. Brahms - II Symfonia D-dur op. 73

Ukończenie I Symfonii (1876) zajęło Brahmsowi kilkanaście lat, drugą skomponował w kilka miesięcy, między czerwcem a październikiem 1877r. Obie symfonie Brahmsa przyjęto entuzjastycznie porównując je do dzieł wielkiego klasyka - pierwszą nazwano „X symfonią Beethovena”, a drugą „pastoralną” ze względu na podobieństwo nastroju do VI Symfonii mistrza z Bonn. Być może pogodny nastrój II Symfonii Brahmsa miał związek z miejscem jej powstania – nad brzegiem uroczego austriackiego jeziora. Dzieło zachwyca przepięknymi, lirycznymi melodiami, w które od czasu do czasu wkrada się typowa dla kompozytora nuta melancholii i dramatycznego napięcia - szczególnie w dwóch pierwszych częściach. Ostatni fragment utworu - Allegro con spirito, to najbardziej radosny finał spośród wszystkich czterech symfonii Brahmsa, tryskający energią i radością. /tekst: Biuro Koncertowe/

www.filharmonia.rzeszow.pl

Orkiestra FP 3 1

Orkiestra Symfoniczna Filharmonii Podkarpackiej im. Artura Malawskiago w Rzeszowie.

Aleksander Sas-Bandrowski - wybitny tenor z Podkarpacia

Andrzej Szypuła

Aleksander Sas-Bandrowski - wybitny tenor z Podkarpacia

            Działalność artystyczna Aleksandra Sas-Bandrowskiego (1860-1913) fascynuje wielkością talentu, sztuki, którą zachwycał publiczność Europy i świata na przełomie XIX i XX wieku.
            Artysta urodził się 22 kwietnia 1860 roku w Lubaczowie na Podkarpaciu jako trzecie dziecko Ignacego Mariana Bandrowskiego i Wilhelminy z domu Ambros de Rechtenberg. Szlachecka rodzina Bandrowskich korzeniami sięga rodu Dragów – Sasów, przybyłych na Ruś Halicką z Marmaroszu, historycznej krainy w dolinie rzeki Cisy, obecnie w granicach Rumunii i Ukrainy. Najstarsze pieczęcie z herbem Sas pochodzą z XV wieku i występują głównie na terenie Rusi Halickiej i Litwy. Pieczętowały się tym herbem liczne rodziny, m.in. Bandrowscy, a także Uruscy, których przedstawiciel, pianista i kompozytor Antoni Sas-Uruski (1872-1934), urodzony w Czortkowie na Ukrainie, przebywał w Rzeszowie w latach 1903-1907 i wywarł znaczący wpływ na życie muzyczne miasta, zakładając towarzystwo muzyczne, szkołę muzyczną, chóry, prowadząc działalność pedagogiczną w dziedzinie muzyki.
             Ojciec Aleksandra Sas-Bandrowskiego, Ignacy Marian, syn Jana i Franciszki Horodyskiej, był cesarsko-królewskim urzędnikiem w Galicji Wschodniej, aktuariuszem w starostwie powiatowym w Lubaczowie, a nawet został starostą. Matka Wilhelmina, córka Maksymiliana Ambris de Rechtenberg i Elżbiety Stecher de Sebenitz, urodziła trzech synów: Ernesta Tytusa (1853-1920), ojca słynnej śpiewaczki Ewy Bandrowskiej-Turskiej, profesora UJ, wiceprezydenta Krakowa, potem Juliusza Mariana (1855-1919), lekarza prowadzącego w Rzeszowie atelier dentystyczne, współorganizatora Towarzystwa Gimnastycznego „Sokół” w Rzeszowie, ojca znanych pisarzy Jerzego i Juliusza Kaden-Bandrowskiego, wreszcie Ubaldusa Aleksandra (1860-1913), artysty śpiewaka.
             Młody Aleksander uczył się w gimnazjum w Krakowie, a następnie na Uniwersytecie Jagiellońskim, gdzie studiował prawo. Wszelako wszystkie wolne chwile spędzał w teatrze, kierując swe myśli i marzenia w kierunku pięknego śpiewu. Cóż, powołanie artysty! Na scenie zadebiutował w 1878 roku, a więc w wieku 18 lat, w repertuarze operetkowym w teatrze ogrodowym Józefa Teksla w Łodzi, a już w 1881 roku wystąpił, pod pseudonimem Barski, w nowo organizowanym teatrze operetkowym przy teatrze krakowskim w sztukach J. Offenbacha „Joasia płacze, Jaś się śmieje” i „Piękna Galatea”. W kwietniu 1881 roku artysta przeniósł się do Lwowskiej Operetki, gdzie kreował rolę Szymka w „Kościuszce”. Warto dodaćć, iż Janina Korolewicz-Waydowa wspomina, iż [Aleksander] „karierę rozpoczął we Lwowie, debiutem w operetce „Gasparone”, oczywiście nie za mojej pamięci.”
             Po studiach wokalnych w Mediolanie u maestro Sangiovanniego, który odkrył w nim tenor bohaterski i prof. Lugiego Salvi w Wiedniu, który skierował jego zainteresowania w kierunku oper i dramatów muzycznych Ryszarda Wagnera i Giacomo Meyerbeera, głos mistrza, jak pisał Józef Kański „charakteryzował się niesamowitą mocą, blaskiem, szlachetnością i miękkością brzmienia, co w połączeniu z wrodzoną inteligencją, urodą i wspaniałymi warunkami zewnętrznymi czyniły z niego artystę, o którym marzyły dyrekcje najznakomitszych scen operowych.”
             Po studiach wokalnych spotykamy Bandrowskiego w 1882 roku w Pradze, Warszawie, Łodzi, Sosnowcu, Poznaniu, Lwowie, Linzu, Berlinie, Kolonii, Grazu, Wiedniu, Monachium, Mannheimie, Hanowerze, Frankfurcie nad Menem, gdzie zdobywa sławę jako niezrównany odtwórca bohaterskich partii w operach R. Wagnera, następnie w Wiedniu, Berlinie, Mediolanie i Londynie. Na szczególną uwagę zasługuje rola Manru, którą Bandrowski kreował w operze I.J. Paderewskiego o tym samym tytule wystawionej 14 lutego 1902 roku w nowojorskiej Metropolitan Opera House. Prapremiera opery, jeszcze bez Bandrowskiego, odbyła się 29 maja 1901 roku w Dreźnie, kolejne wykonanie – już z Bandrowskim w roli Manru – 8 czerwca 1901 roku we Lwowie. Prasa pisała: „Bandrowski śpiewał z natchnieniem i piorunującą siłą”. Po nowojorskiej premierze operę wystawiono z wielkim powodzeniem w Pradze, Kolonii, Zurychu, Warszawie, Filadelfii, Bostonie, Chicago, Pitsburgu, Baltimore, Moskwie, Kijowie, Poznaniu, Warszawie, Wrocławiu, Bydgoszczy i Bytomiu.
             Po powrocie zza oceanu Bandrowski występował przeważnie na scenach polskich, kreując główne partie w operach Żeleńskiego, był też niezrównanym wykonawcą polskich pieśni Stanisława Moniuszki, Jan Galla czy Stanisława Niewiadomskiego.
             W 1904 roku artysta zamieszkał ma stałe w Krakowie przy ul. Garncarskiej 19 i powoli wycofywał się z występów publicznych. Pracował jako profesor śpiewu w Konserwatorium i Instytucie Muzycznym. W 1905 roku wraz ze Stanisławem Wyspiańskim zabiegał, bezskutecznie, o stanowisko dyrektora Teatru Krakowskiego. Poświęcił się pisaniu librett operowych. Napisał ich trzy: „Stara baśń” na podstawie powieści Józefa Ignacego Kraszewskiego w opracowaniu muzycznym Władysława Żeleńskiego (1907), „Bolesław Śmiały” do dramatu muzycznego Ludomira Różyckiego według Stanisława Wyspiańskiego (1909) i „Twardowski” w opracowaniu muzycznym Bolesława Wallek-Walewskiego. Przetłumaczył na język polski „Śpiewaków norymberskich”, „Pierścień Nibelunga” Ryszarda Wagnera i kilka fragmentów z jego dzieł dla własnych potrzeb koncertowych. Wydał także w 1907 roku pracę pt. „Rozbiór tematyczny Ryszarda Wagnera trylogii z prologiem pt. „Pierścień Nibelunga”. Z analizą motywów przewodnich.” Jak podkreślają znawcy przedmiotu, największą zasługą Bandrowskiego dla polskiej kultury muzycznej, obok działalności scenicznej, jest niemal całkowite spopularyzowanie utworów Ryszarda Wagnera.
             Aleksander Sas-Bandrowski zmarł w Krakowie 28 maja 1913 roku w 53. roku życia. Został pochowany w rodzinnym grobowcu na Cmentarzu Rakowickim. Pamięć o nim jest pielęgnowana w jego rodzinnym Lubaczowie na Podkarpaciu, gdzie od 22 kwietnia 2003 roku, decyzją Rady i Burmistrza Miasta Lubaczowa, Miejski Dom Kultury nosi jego imię. W tym dniu, w 90. rocznicę śmierci artysty, odbyła się w Lubaczowie stosowna uroczystość, śpiewał Ryszard Karczykowski z Marią Rydzewską przy fortepianie, przemawiał Józef Kański. Obaj wybitni ludzie kultury muzycznej objęli honorowy patronat nad tym wydarzeniem. Śpiewał także znany z wysokiego poziomu Młodzieżowy Chór Mieszany „Canzone” pod dyrekcją obecnego, od 2003 roku, dyrektora MDK Andrzeja Kindrata. Uroczystości towarzyszyła wystawa i sesja naukowa o Bandrowskim, wspomniany koncert i wystawa prac lubaczowskiego artysty Jerzego Pluchy, absolwenta Wydziału Sztuk Pięknych Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu.
              O znakomitym artyście z Lubaczowa pisali: Zenon Swatek (Towarzystwo Przyjaciół Lubaczowa) – „Aleksander Sas-Bandrowski – z Lubaczowa na estrady świata”, MDK Lubaczów-Jarosław 2005; Jolanta Wąsacz-Krztoń (Rzeszowskie Towarzystwo Muzyczne) – „Aleksander Bandrowski – tenor z Lubaczowa”, „Kamerton” 57/2013 s.129-140; Maryla Staniszewska (Muzeum Teatralne, Teatr Wielki Opera Narodowa w Warszawie) – „Kariera sceniczna Aleksandra Bandrowskiego w dokumentacji Muzeum Teatralnego w Warszawie”, „Kamerton” 57/2013 s.141-147; Andrzej Szypuła (Rzeszowskie Towarzystwo Muzyczne) – „Aleksander Sas-Bandrowski – wybitny tenor z Podkarpacia”, „Wokalistyka i Pedagogika Wokalna” tom VIII, PSPŚ, Akademia Muzyczna we Wrocławiu 2016 s.142-152.
              Nadzwyczajny wieczór muzyczny poświęcony Bandrowskiemu w rzeszowskim ratuszu miał miejsce dokładnie w 100. rocznicę śmierci artysty w dniu 28 maja 2013 roku. Śpiewał Jan Michalak – bas baryton z Jerzym Kellerem przy fortepianie, także Chór „Canzone” z Lubaczowa pod kierunkiem Andrzeja Kindrata. Niezwykłemu spotkaniu w ratuszu wypełnionym po brzegi, z zajętą nawet galerią, towarzyszyła wystawa fotogramów z działalności artystycznej Aleksandra Bandrowskiego.
              Z naszej podkarpackiej ziemi wyszli i nadal wychodzą wspaniali, utalentowani artyści, o których warto pamiętać. Są jak egzotyczne kwiaty zachwycające swoją urodą, niecodziennym pięknem, które nadaje sens i urok naszemu ziemskiemu bytowaniu.

Rafał Tomkiewicz: Pandemia pokrzyżowała moje plany artystyczne

           Panująca od roku na świecie pandemia w sposób istotny wpływa na życie artystów, którzy często muszą dostosowywać swoje plany do obowiązujących w danym kraju obostrzeń.
Wiele zmian i niespodzianek artystycznych przydarzyło się ostatnio Panu Rafałowi Tomkiewiczowi, młodemu śpiewakowi z Iwonicza, obdarowanemu przez naturę pięknym kontratenorem.

             Aktualnie przebywa Pan w Wiedniu, ponieważ miał Pan kilka interesujących propozycji w tym sezonie operowym. Jak wygląda ich realizacja?

             Zastała mnie Pani w Wiedniu, gdzie biorę udział w produkcji „Saula” Georga Friedricha Haendla. To oratorium wykonamy na deskach Theater an der Wien, ale niestety, nie dla publiczności. Szkoda, bo obsada jest wspaniała. W głównej roli, jako Saul, wystąpi Florian Boesch, jako Merab Anna Prohaska, a dyryguje Christopher Moulds. Mam ogromne szczęście, że mogę współpracować z tak wspaniałymi artystami. Pocieszające jest to, że nasze przygotowania nie idą na marne, ponieważ przystępujemy do nagrania tej produkcji i będzie można ją zobaczyć w TV, a być może w późniejszym czasie ukaże się na DVD.
             W planach Wiener Kammeroper było także wystawienie „Giasone” Francesco Cavalliego, gdzie miałem występować w tytułowej roli. Opera była już gotowa, mieliśmy nawet próbę generalną, po której dowiedzieliśmy się, że teatry zostały zamknięte w związku covidem, a właściwie z obostrzeniami z nim związanymi. Teatr nie zdecydował o jej nagraniu. Opera musiała zejść z repertuaru, ponieważ trzeba było przygotować scenę do kolejnej produkcji.
             Na przełomie września i października ubiegłego roku udało mi się wystąpić w operze „Bajazet” Antonio Vivaldiego, ale niestety, zaśpiewałem tylko podczas premiery i czterech kolejnych spektakli, ponieważ „złapałem covida”, a w kolejnych czterech zastąpił mnie Filippo Mineccia, który na szczęście ma tę partię w repertuarze.
Pandemia pokrzyżowała trochę moje plany artystyczne, ale dotknęło to wszystkich artystów na świecie.

              Czy przez cały czas przebywał Pan w Wiedniu?

              Nie, jak w listopadzie okazało się, że nie będziemy mogli grać „Giasone”, to wróciłem na kilkanaście tygodni do Polski. W marcu otwarto w Polsce na krótko teatry operowe i miałem okazję zaśpiewać partie Unulfo w operze „Rodelinda” Georga Friedricha Haendla w dwóch spektaklach w Polskiej Operze Królewskiej. Kilka tygodniu temu wróciłem do Wiednia, aby wziąć udział w produkcji „Saula”, a po nagraniu znowu powracam do domu. W czerwcu wybieram się do Meiningen.

              Od naszej ostatniej rozmowy, która zarejestrowałam w Krośnie, minęło już ponad rok. Miał Pan wtedy problemy zdrowotne oraz sporo propozycji występów.

              Tak, czekały mnie operacje obydwu stawów biodrowych. Udało mi się bardzo szybko wrócić do zdrowia, bo po każdej operacji już po dwóch tygodniach chodziłem bez kuli i czuję się fantastycznie. Mogę biegać, skakać i na scenie czuję się swobodnie. To ogromne szczęście. Jestem bardzo wdzięczny wszystkim moim znajomym, którzy przyczynili się do organizacji koncertu charytatywnego w Krośnie.

              Bardzo późno przekonał się Pan, że może Pan śpiewać kontratenorem i można stwierdzić, że miał Pan szczęście do świetnych pedagogów.

              Zgadza się, miałem ogromne szczęście. Głos kontratenorowy odkryłem jeszcze w Krakowie na Akademii Muzycznej razem z moim ówczesnym profesorem Jackiem Ozimkowskim. Następnie na studia magisterskie przeniosłem się do Warszawy i nadal pracuję w klasie prof. Artura Stefanowicza, światowej sławy kontratenora (aktualnie jestem na studiach doktoranckich i Profesor jest moim promotorem). W Akademii Operowej przy Teatrze Wielkim w Warszawie pracowałem pod kierunkiem m.in. Matthiasa Rexrotha i Eytana Pessena, wspaniałych artystów, którzy bardzo dużo mi pomogli w rozwijaniu moich umiejętności śpiewania kontratenorem.
              Mój pierwszy kontrakt otrzymałem właśnie dzięki Akademii Operowej. Pani dyrektor Beata Klatka zaproponowała mi lekcje z panią Brendą Hurley – dyrektorką Studia Operowego w Zurichu. Po zaśpiewaniu jednej arii, pani Brenda Hurley zapytała: „Co pan tu robi?”. Odpowiedziałem zgodnie z prawdą – uczę się i ćwiczę... Wtedy usłyszałem stwierdzenie: „Pan jest gotowy na scenę”.
              Obiecała, że poleci mnie komuś i dotrzymała słowa. Chyba po trzech tygodniach otrzymałem wiadomość od dyrektora Theater Orchester Biel Solothurn w Szwajcarii z propozycją wykonania tytułowej roli w operze „Radames” Pétera Eötvösa.

              Miał Pan także szczęście w konkursach, bo najczęściej otrzymywał Pan nagrody albo jeśli nawet nie był Pan laureatem, to otrzymywał Pan propozycje występów, a czasami były one ważniejsze od nagrody finansowej.

              Zgadza się. Na przykład uczestniczyłem w konkursie w Innsbrucku i zaowocowało to propozycjami w Wiener Kammeroper, teraz w Theater an der Wien. Po Konkursie Belvedere miałem propozycje koncertów na Litwie i Łotwie, ale niestety, w związku z koronawirusem te koncerty się nie odbyły.

               Być może zostały tylko zmienione terminy tych koncertów na później. Ponadto z pewnością dyrektorzy teatrów operowych i agenci zapamiętali Pana udane występy, i kiedy tylko będziemy mogli słuchać muzyki na żywo, pojawią się także nowe propozycje.
Przystępujecie do nagrań i pewnie niełatwo będzie występować przy pustej widowni.

               Nie ukrywam, że jest to przykre. To nie jest to samo, bardzo brakuje nam publiczności. Mam ogromną nadzieję, że niedługo wszystko się zmieni. We wspomnianym już Meiningen mamy zaplanowaną premierę na wrzesień, ale zastanawiam się, czy to wydarzenie odbędzie się zgodnie z planem. Wprawdzie kontrakty już są, ale czy za pięć miesięcy teatry operowe będą działać na pełnych obrotach? Mam nadzieję, że zostaną otwarte przynajmniej dla 50% publiczności.

               Pamiętam Pana występy koncertowe, między innymi głośno było kiedyś o pojedynku kontratenorów – Pana z Michałem Sławeckim. Takie programy są nie tylko bardzo lubiane przez publiczność, ale także popularyzują muzykę klasyczną. Odniosłam wrażenie, że Panowie także świetnie się bawili.

               Zdecydowanie tak. Dobieraliśmy arie, w których mogliśmy się najlepiej pokazać. Nie traktowaliśmy tego jako rywalizację, a raczej jako popis. Złożyliśmy spory program i myślę, że nasz występ bardzo się podobał. Na bis zaśpiewaliśmy wspólnie arię z ”Rinalda” G.F. Haendla „Venti turibini” i wtedy już podzieliliśmy się fragmentami tej arii.

               Jest Pan młodym śpiewakiem, a już występował Pan nie tylko w Polsce i Austrii, ale także we wspomnianej Szwajcarii, Włoszech.

               Bardzo miło wspominam moje dotychczasowe występy, ale szczególnie ważny był dla mnie pobyt we Włoszech, ponieważ tam miałem przyjemność nagrać płytę z operą „Il Trespolo tutore” Alessandro Stradelli z dyrygentem Andrea de Carlo i wspaniałą obsadą, jak Roberta Mameli czy Riccardo Novaro. Płyta została wydana kilka miesięcy temu i już jest dostępna. Zachęcam do posłuchania na Spotify, jeśli ktoś miałby ochotę.

               Kilka lat temu założył Pan rodzinę i jest już miejsce na świecie, do którego Pan wraca z mocniej bijącym sercem. Pana żona nadal związana jest z poznańskim środowiskiem muzycznym?

               Tak, współpracuje z Teatrem Muzycznym w Poznaniu i z Krakowskim Teatrem Variété. Aktualnie jest w nowej produkcji Teatru Variété - „Pretty Woman” Bryan’a Adamsa i Jimi Vallance’a.
               Udało im się wykonać premierę, kiedy w marcu zostały teatry otwarte, aktualnie nie grają, ale wiem, że licencja jest wykupiona na dwa lata i może się jeszcze odbyć dużo spektakli tego musicalu. Byłem na premierze, bardzo mi się podobało i jeśli ktoś lubi musicale, to serdecznie zapraszam do Krakowskiego Teatru Variété”.

               Niełatwo jest chyba połączyć życie rodzinne z zawodowym.

               Jedynym plusem pandemii był fakt, że wreszcie mogliśmy być razem przez dłuższy czas w domu, bo prawie pół roku. Chyba nigdy tak długo nie byliśmy razem, ale było nam bardzo dobrze i szkoda, że już chyba to nie nastąpi zbyt szybko.
Staramy się jak najwięcej czasu spędzać razem. Nawet jeśli wyjeżdżam za granicę na dłużej, a żona ma w tym czasie wolne, to zabieram ją ze sobą albo przyjeżdża do mnie w odwiedziny. Jeśli pracuje, to zostaje w domu.

               Mam nadzieję, że niedługo będzie okazja oklaskiwać Państwa na estradach koncertowych i będzie okazja, aby informować czytelników o sukcesach na polskich i zagranicznych estradach.

                Dziękuję za rozmowę i życzę dużo zdrowia. Mam nadzieję, że po wakacjach będę mógł Państwa zaprosić na koncertowe wykonanie oratorium „Jephtha” G.F. Haendla pod batutą Maestro Paula Esswooda do Teatru Wielkiego w Poznaniu.

Z Rafałem Tomkiewiczem, świetnym kontratenorem młodego pokolenia rozmawiała Zofia Stopińska 16 kwietnia 2021 roku.

ZAGRAĆ tango, to jak opowiedzieć życie

Mimo trwającej pandemii w ubiegłym roku dwukrotnie miałam przyjemność gorąco oklaskiwać podczas koncertów tarnowski kwartet smyczkowy Con Affetto - 8 marca na Zamku Kazimierzowskim w Przemyślu i 25 lipca w Sali Koncertowej Stodoła w Kąśnej Dolnej, podczas koncertu w ramach obchodów 30-lecia Centrum Paderewskiego.
Przed drugim z wymienionych koncertów miałam także przyjemność rozmawiać z panią Anną Podkościelną-Cyz – wiolonczelistką, założycielką i szefową zespołu. Polecam ten wywiad, a znajdą go Państwo na stronie portalu Klasyka na Podkarpaciu – link: https://www.klasyka-podkarpacie.pl/wywiady/item/2510-muzyka-jest-kobieta-i-dlatego-jest-nam-tak-bliska

Ogromnie się ucieszyłam, kiedy niedawno trafiła do mnie płyta zespołu zatytułowana „Tango Affetto”, którą zespół przygotował specjalnie na 15-lecie działalności.
Namiętnie słucham tej płyty i zawsze po wysłuchaniu dziesięciu utworów nie czuję niedosyt. Chętnie posłuchałabym jeszcze dłużej, a często się zdarza, że słucham płyty po raz drugi.

W repertuarze dominują piękne, dobrze wszystkim znane, świetnie opracowane i wykonane tanga, ale rozpoczyna krążek „Tango Affetto” - nowy utwór, specjalnie skomponowany dla Kwartetu przez tarnowskiego kompozytora Bartłomieja Szułakiewicza.
Tworzące Con Affetto znakomite instrumentalistki zakochane w tangach często powtarzają: Znawcy tego gatunku mówią, że „zatańczyć tango, to jak opowiedzieć życie”. Naszą płytą postaramy się udowodnić , że ZAGRAĆ tango, to jak opowiedzieć życie.

Od lat Con Affetto tworzą:
Angelina Kierońska – skrzypce,
Karoliona Bartczyszyn-Południak – skrzypce,
Karolina Stasiowska – altówka
Anna Podkościelna-Cyz – wiolonczela

„Jesteśmy szczęściarami, bo obok nas na płycie goszczą nadzwyczajne interesujące i kreatywne osobowości świata muzycznego, które przez lata kształtowały naszą artystyczną drogę. To nasi najpiękniejsi przyjaciele, od których uczyłyśmy się i nieustanni uczymy się muzyki – ludzie, z którymi możemy dzielić pasję”.
Gościnnie w nagraniach uczestniczyli: Anna Lasota – sopran, Klaudiusz Baran – bandoneon, Paweł Wajrak – skrzypce, Paweł Kusion – akordeon oraz formacja muzyczna MONK.

Na okładce płyty zamieszczone są krótkie wypowiedzi gości o współpracy z Kwartetem. Pozwolę sobie przytoczyć dwie pierwsze:
„ Dziewczyny z Con Affetto , jesteście piękne nie tylko ciałem, ale przede wszystkim duchem. Praca z Wami daje mi wiarę w to, że artyści nadal mogą mieć pasję, mogą wciąż od siebie wymagać i nieustannie dzielić się pięknem z innymi. Ogromnie się cieszę w Waszej płyty i kibicuję Wam całym sercem. Pozostańcie wspaniałe i nietuzinkowe”.
Tak napisała Anna Lasota, solistka Teatru Muzycznego w Poznaniu prowadząca także indywidualną działalność koncertową. Oto co o współpracy z Con Affetto napisał prof. Klaudiusz Baran, akordeonista i bandoneonista, od 2016 roku Rektor Uniwersytetu Muzycznego Fryderyka Chopina w Warszawie:
„Mój pierwszy wspólny koncert z kwartetem Con Affetto odbył się w 2016 roku, a konkretnie 14 lutego. Ta magiczna data spowodowała, że nie mogliśmy nie polubić interakcji, która pojawiła się na estradzie. Współtworzymy projekt z muzyką Astora Piazzolli, która wymaga nie tylko wykonawczej precyzji, kameralnego zgrania czy zrozumienia specyfiki stylu, ale przede wszystkim wejścia w świat głębokich emocji, wspólnego oddychania i przeżywiania zawartych w niej treści. Pomimo, że graliśmy go wielokrotnie, wcale się nam nie nudzi. Wręcz przeciwnie, za każdym razem odnajdujemy w nim coś nowego. Coś, co pozwala nam wejść na wyższy poziom dzielenia się energią.”

Gorąco polecam Państwa uwadze płytę „Tango Affetto”, bo jest ona skierowana do szerokiego grona słuchaczy.
Posłuchają Państwo nie tylko pięknie brzmiącej muzyki, ale także z przyjemnością przeczytają interesująco zredagowane informacje o wykonawcach i popatrzą na ciekawe fotografie. Płyta została bowiem bardzo pięknie, z wielką starannością wydana.

Zapraszam także do odwiedzania strony internetowej www.conaffetto.pl

Zofia Stopińska

II Międzynarodowy Festiwal Muzyki Organowej i Kameralnej w Sanoku

Działające prężnie Stowarzyszenie „PRO ARTIS” informoje, że w dniach 11-16 maja 2021 roku, w Sanoku odbędzie się II Międzynarodowy Festiwal Muzyki Organowej i Kameralnej, I Ogólnopolski Konkurs Młodych Organistów oraz Mistrzowski Kurs Improwizacji Organowej. Radość jest jeszcze większa, gdyż dzięki determinacji organizatorów Festiwal zyskuje rangę Międzynarodowej Imprezy Artystycznej!

Pomysł powstania Festiwalu zrodził się z potrzeby ożywienia kultury muzycznej naszego miasta, szczególnie w zakresie muzyki organowej i kameralnej, która na terenie województwa podkarpackiego nadal jeszcze jest mało popularna. I edycja Festiwalu, która odbyła się w dniach 14-16 października 2020 roku, mimo licznych ograniczeń związanych z epidemią Covid-19 odniosła ogromny sukces.
Udało nam się zorganizować koncerty i warsztaty artystyczne, które (przy zachowaniu najwyższej ostrożności sanitarnej) zgromadziły liczną publiczność podczas koncertów oraz ponad 20 uczestników warsztatów artystycznych.

Sztuka wysoka, by mogła zaistnieć, wymaga wsparcia i obecności osób znakomitych w swojej profesji, ludzi niezwykłej wiedzy, pasji i otwartości. Z tego powodu, na drugą edycję naszego Festiwalu zaprosiliśmy światowej klasy, wybitnych artystów, muzyków i pedagogów – szczegółowy program w załączeniu.

Wszystkie planowane koncerty oraz poszczególne etapy konkursu, odbędą się w sanockich świątyniach, bowiem to tam właśnie, znajdziemy odpowiedni klimat dla brzmienia muzyki organowej. Zajęcia w ramach Mistrzowskiego Kursu Organowego, odbywać się będą w budynku Państwowej Szkoły Muzycznej I i II st. w Sanoku. Wszystkie punkty programu festiwalowego, odbędą się z zachowaniem przepisów bezpieczeństwa i rygoru sanitarnego zgodnie z obowiązującymi wytycznymi. Wszystkie koncerty będą rejestrowane oraz transmitowane na żywo do sieci w najwyższej jakości.

II Międzynarodowy Festiwal Muzyki Organowej i Kameralnej

Sanok, 11.05. – 16.05.2021 r.

PROGRAM

11.05.2021 (wtorek)

kościół pw. Przemienienia Pańskiego w Sanoku

19:00 Koncert solowy Inauguracyjny – PIOTR ROJEK, Polska (organy)

12.05.2021 (środa)

kościół pw. Podwyższenia Krzyża Świętego w Sanoku

19:00 Koncert kameralny – RÓŻA LORENC, Polska (skrzypce), WIKTOR BRZUCHACZ, Polska (organy)

13.05.2021 (czwartek)

kościół pw. Podwyższenia Krzyża Świętego w Sanoku

8:00 – 14:00 Próby dla uczestników Konkursu

kościół pw. Najświętszego Serca Pana Jezusa w Sanoku

11:00 – 17:00 Próby dla uczestników Konkursu

kościół pw. Podwyższenia Krzyża Świętego w Sanoku

19:00 Koncert kameralny – BOGDAN NARLOCH, Polska (organy), ROMAN GRYŃ, Polska (trąbka)

14.05.2021 (piątek)

kościół pw. Podwyższenia Krzyża Świętego w Sanoku

10:00 – 14:00 I etap Ogólnopolskiego Konkursu Młodych Organistów

JURY Konkursu - prof. dr hab. Elżbieta Karolak, prof. dr hab. Radosław Marzec, dr hab. Piotr Rojek, prof. AMKL

kościół pw. Podwyższenia Krzyża Świętego w Sanoku

19:00 Koncert kameralny – JAKUB STEFEK, Polska (organy), ISIDORO ABRAMOWICZ, Niemcy (kantor)

15.05.2021 (sobota)

kościół pw. Najświętszego Serca Pana Jezusa w Sanoku

10:00 – 14:00 II etap Ogólnopolskiego Konkursu Młodych Organistów

Państwowa Szkoła Muzyczna I i II st. w Sanoku

17:00 – 18:00 Wręczenie dyplomów, statuetek i nagród pieniężnych Laureatom Konkursu

JURY Konkursu - prof. dr hab. Elżbieta Karolak, prof. dr hab. Radosław Marzec, dr hab. Piotr Rojek, prof. AMKL

kościół pw. Przemienienia Pańskiego w Sanoku

19:00 Koncert kameralny – SŁAWOMIR KAMIŃSKI, Polska (organy), DUMITRU HAREA, Mołdawia (fletnia)

16.05.2021 (niedziela)

kościół pw. Przemienienia Pańskiego w Sanoku

19:00 Koncert finałowy – ARKADIUSZ BIALIC, Polska (organy), ŻELEŃSKI STRING QUARTET, Polska

Subskrybuj to źródło RSS