Zofia Stopińska

Zofia Stopińska

email Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

Koncerty w takim miejscu pozostają niezapomniane.

           XIII Festiwal Muzyki Kameralnej „Bravo Maestro” zakończył 24 sierpnia 2019 r. w Sali Koncertowej Stodoła w Kąśnej Dolnej wspaniały „Maraton Wirtuozowski”, wypełniony popisami solowymi i kameralnymi Mistrzów.
          Wieczór rozpoczął się bardzo miłym akcentem, bowiem pan Ryszard Zabielny, zastępca dyrektora Centrum Paderewskiego w Kąśnej Dolnej, wręczył Łukaszowi Skubiszowi, uczniowi Ogólnokształcącej Szkoły Muzycznej w Tarnowie w klasie akordeonu Wiesława Kusiona, nagrodę im. Anny Knapik, przyznaną na Festiwalu Warsztaty z Mistrzami – Tydzień Talentów 2019. Laureat wystąpił przed publicznością, wykonując efektowne Divertimento, które skomponował Andre Astier, francuski kompozytor i akordeonista, działający w ubiegłym stuleciu.     Później gospodyni tego wieczoru pani Regina Gowarzewska zapowiedziała solowe popisy zaproszonych do „Maratonu Wirtuozowskiego” wspaniałych artystów, którzy sami mówili o utworach, jakie postanowili zaprezentować festiwalowej publiczności.
          Wystąpili kolejno: pianista Robert Morawski, altowiolista Michał Zaborski, akordeonista Klaudiusz Baran, skrzypek Mariusz Patyra, oboistka Joanna Monachowicz, wiolonczelista Tomasz Strahl i skrzypaczka Katarzyna Duda. Po wspaniałych kreacjach solowych lub z towarzyszeniem fortepianu i krótkiej przerwie rozpoczęła się fascynująca część kameralna.
          Z wymienionego grona wspaniałych polskich instrumentalistów poprosiłam o spotkanie ze znakomitym wirtuozem-skrzypkiem Mariuszem Patyrą, którego publiczność Festiwalu „Bravo Maestro” gorąco oklaskiwała po raz pierwszy.

           Zofia Stopińska: Jestem pod ogromnym wrażeniem dzisiejszego wieczoru i chcę Panu serdecznie podziękować, bo Pana gra, podobnie jak pozostałych wspaniałych Artystów, którzy dzisiaj wystąpili, przeniosła nas na ponad trzy godziny do wspaniałego świata muzyki.
Aż się nie chce wierzyć, że był Pan i występował w Kąśnej Dolnej po raz pierwszy.
          Mariusz Patyra: Tak, jestem pierwszy raz w Kąśnej Dolnej, ale o miejscu i tradycjach tego Festiwalu słyszałem już od samego początku. Dzisiaj prof. Tomasz Strahl powiedział, że uczestniczy w festiwalach „Bravo Maestro” od 1996 roku, czyli od pierwszej edycji. Ja tylko z opowiadań wiem, że odbywały się tutaj nie tylko koncerty, ale również kursy mistrzowskie, że przyjeżdżały tu takie znakomitości, jak Konstanty Andrzej Kulka, Vadim Brodski, Waldemar Malicki i długo można by było wyliczać, bo gościło tu wielu znakomitych muzyków.
           Jestem szczęśliwy, że mogłem tu przyjechać i zachwycam się tym magicznym miejscem, z dala od miejskiego zgiełku. Czuje się tutaj coś, co trudno opisać słowami. Trzeba tu po prostu przyjechać i zobaczyć otaczające nas piękno, powąchać, jak pachnie tutaj powietrze. Koncerty w takim miejscu pozostają niezapomniane.

          W pierwszej części wieczoru Artyści, którzy w nim uczestniczyli, przedstawiali się publiczności i uzasadniali wybór utworu, który wykonywali. Pan jako pierwszy Polak, który wygrał Konkurs im. Niccolò Paganiniego w Genui (2001 r.) i zdobył specjalną nagrodę za najlepsze wykonanie kaprysów Niccolò Paganianiego, wybrał arcytrudny Kaprys nr 24 a-moll op. 1 Paganiniego. Podkreślił Pan, że ten utwór towarzyszy Panu przez wiele lat. Miałam szczęście kilkanaście lat temu słuchać go w Pana wykonaniu na żywo, mam Pana nagranie tego Kaprysu, którego także wiele razy słuchałam, ale dzisiaj odebrałam go zupełnie inaczej. Oprócz wspaniałego popisu technicznego, była to zachwycająca, bardzo osobista kreacja muzyczna.
           - Strona muzyczna każdego utworu jest dla mnie zawsze bardzo ważna. Nie ma dwóch takich samych wykonań. Ten sam utwór wykonywany w różnych salach zabrzmi zawsze trochę inaczej. Każdego dnia słuchamy trochę inaczej muzyki, pomimo, że tekst jest ten sam.
Ja nigdy nie analizuję i nie porównuję swoich wykonań, każdy koncert jest dla mnie wyjątkowym przeżyciem i za każdym razem staram się zagrać jak najpiękniej. Uważam, że tak jest uczciwie. Nad warsztatem człowiek pracuje całe życie, natomiast dzisiaj, może dlatego, że niedawno grałem ten sam Kaprys z kwintetem w aranżacji Krzysztofa Herdzina, grając go solo bardziej delektowałem się tym czasem i dłużej chciałem się cieszyć tą chwilą, ponieważ Kaprys jest bardzo krótki i wariacje przechodzą jedna w drugą.
Czułem także, że publiczność słucha mojej gry z wielką uwagą i skupieniem, dlatego mogłem tą ciszą, tym czasem pomiędzy wariacjami operować i dać się trochę zapomnieć.

          Wspaniała była także druga część koncertu. Wszyscy jesteście znakomitymi solistami i indywidualnościami, a w tym ogniwie koncertu daliście się poznać jako wytrawni kameraliści.
           - Takie jednorazowe projekty są wspaniałe. Rzadko się zdarza, że spotykamy się w gronie przyjaciół bądź znajomych muzyków i łączymy się na scenie podczas trwania jednego utworu.
           Dzisiaj z Klaudiuszem Baranem i z Robertem Morawskim graliśmy słynne Oblivion Astora Piazzolli. To tango jest w różnych konfiguracjach wykonywane i za każdym razem jest cudownie odbierane przez publiczność. Dzisiaj było wyjątkowo nie tylko dlatego, że Klaudiusz grał na bandoneonie. Przed koncertem mieliśmy jedną krótką próbę, podczas której ustaliliśmy tylko, kto kiedy wchodzi z tematem. Był ustalony schemat, ale całe dopełnienie, wszystko, co działo się podczas wykonania przed publicznością, było sprawą chwili. Tego nie można było ani zaplanować, ani wyuczyć się, bo wtedy nie byłoby spontaniczne, nie byłoby prawdziwe.

            Rewelacyjne były także duety na dwoje skrzypiec Beli Bartoka w wykonaniu Katarzyny Dudy i Pana.
            - Wykonaliśmy pięć z czterdziestu czterech duetów. Przyznam się, że nie znałem wcześniej tych duetów. Przekonałem się, że są to wspaniałe, krótkie, żywiołowe utwory o bardzo interesującej kolorystyce, z typowymi dla rumuńskiej muzyki melodiami ludowymi i elementami perkusyjnymi. Harmonia w utworach Bartoka jest niepowtarzalna. Podczas gry wymienialiśmy się partiami pierwszych i drugich skrzypiec. Obydwoje byliśmy zafascynowani tą muzyką i jej kolorystyką.

          Przyznam się, że dzięki Panu poznałam przepiękny utwór Antonia Bazziniego, a publiczność zachwycona była utworem finałowym.
          - To można było przewidzieć, bo Czardasz Vittorio Montiego zawsze jest wspaniale odbierany, a dzisiaj wykonaliśmy go bardzo spontanicznie z Klaudiuszem Baranem i Robertem Morawskim. Wspomniane przez panią Scherzo fantastique op. 25 Bazziniego bardzo rzadko jest wykonywane, ale jak gram ten utwór, publiczność zawsze jest zachwycona, bo to przepiękne błyskotliwe dzieło.

           Wiem, że ma Pan trzy instrumenty: kopię skrzypiec Guarneri del Gesu z 1733 roku, skrzypce weneckiego lutnika z 1914 roku Giulia Degani oraz replikę „Il Cannone” z 1742 (na oryginalnych grał Paganini), zbudowaną w 2000 roku przez Johna B. Erwina z Dallas, którą zdobył Pan podczas Konkursu Niccolò Paganiniego za najlepsze wykonanie Kaprysów tego wielkiego wirtuoza. Może grał Pan dzisiaj na ostatnim z wymienionych instrumentów?
          - Dzisiaj grałem na kopii Guarneri del Gesu z 1733 roku, zbudowaną przez Christiana Erichsona w Hannoverze w 2003 roku. Na wspomnianej przez panią kopii „Il Cannone” gra moja studentka, która pilnie potrzebowała instrumentu.
Chcę się przy okazji pochwalić, że zacząłem uczyć w Akademii Muzycznej w Bydgoszczy i w ten sposób spełniło się moje marzenie, bo od wielu lat myślałem o nauczaniu.

           Ciekawa jestem, czy jako artysta, który nie ma żadnych problemów technicznych, potrafi Pan pomagać w rozwiązywaniu takich problemów swoim studentom.
           - W tym miejscu muszę zaprotestować, bo to nieprawda, że nie mam żadnych problemów. Nic nie przychodzi samo. Nauczyłem się mądrze ćwiczyć i jestem przyzwyczajony do tego ćwiczenia oraz ciężkiej pracy. Żeby dobrze grać i mieć siłę przekazu będąc na scenie, to trzeba mieć opanowany warsztat i cały czas pielęgnować oraz rozwijać swoje umiejętności.
           Wszystkie problemy rozumiem i tłumaczę studentom, jak sobie z nimi poradzić i jak sam ćwiczę. Nie mam żadnych tajemnic i moi studenci wiedzą, że wszystko im pokażę i wyjaśnię, w jaki sposób mogą najłatwiej zmierzyć się z konkretnym problemem. To jest bardzo ciekawa praca i wykonując ją sam także się dużo uczę.

           Uczy Pan w Polsce i na nasze szczęście coraz częściej występuje Pan w naszym kraju. Czy planuje Pan niedługo zamieszkać w Polsce na stałe?
           - Staram się jak najczęściej występować w Polsce i jeśli jestem z odpowiednim wyprzedzeniem zapraszany, to bardzo chętnie przyjeżdżam i gram.
O zamieszkaniu w Polsce na razie trudno mówić, bo z żoną i chłopcami mieszkamy w Hanowerze. Tam jest nasz dom i tam uczą się nasi chłopcy. Starszy syn jest dobrze zapowiadającym się muzykiem – saksofonistą. Gra na saksofonie altowym i sopranowym. Aktualnie jest na słynnych Letnich Torturach Muzycznych w Wadowicach, gdzie pracuje pod kierunkiem prof. Pawła Gusnara. Jest bardzo zadowolony i pełen entuzjazmu po pierwszych lekcjach z prof. Gusnarem. Młodszy syn rozpoczyna naukę gry na trąbce.

           Pan także niedawno prowadził kursy w Polsce.
           - Tak, niedawno prowadziłem klasę skrzypiec na Międzynarodowych Kursach Muzycznych w Nowym Sączu, zainicjowanych przez prof. Barbarę Halską, a w tej chwili uczę na Międzynarodowych Kursach Muzycznych w Wilanowie, które prowadzi pani Róża Paderewska. Zrobiłem sobie krótką przerwę na koncert w Kąśnej Dolnej i jutro rano wracam do Wilanowa.

           W najbliższych miesiącach ma Pan jakieś plany związane z Polską?
           - Tak, niedługo rozpoczyna się nowy rok akademicki w Akademii Muzycznej w Bydgoszczy, mam zaplanowany koncert w Filharmonii Opolskiej, gdzie wystąpię pod batutą Przemysława Neumanna i wykonam I Koncert skrzypcowy fis-moll Henryka Wieniawskiego. Bardzo się cieszę, że wykonam to dzieło, bo nie grałem go już dawno. Później wystąpię w Bydgoszczy z „moim” kwintetem, który tworzą moi studenci oraz absolwenci Akademii Muzycznej w Bydgoszczy. Wystąpimy tam w ramach Festiwalu Muzyki Kameralnej „Muzyka u Źródeł”. Na ten koncert także się bardzo cieszę, a w listopadzie ukaże się bardzo długo wyczekiwana, nie tylko przeze mnie, płyta. Jest to projekt zrealizowany wspólnie z Krzysztofem Herdzinem i Orkiestrą „Sinfonia Viva”. Nagraliśmy przepiękny materiał, który zaaranżował Krzysztof Herdzin na skrzypce i orkiestrę kameralną.
Chętnie o tej płycie opowiem w późniejszym terminie.

           Zostawię Panu adres i poproszę o przesłanie materiałów o tym krążku, które opublikujemy na portalu „Klasyka na Podkarpaciu”, gdzie jest specjalne miejsce na promocję nowych płyt.
           - Zrobię to z przyjemnością, bo to będzie bardzo ciekawe i oryginalne wydawnictwo.

           Jeszcze raz dziękuję za wspaniały koncert i za rozmowę.
           - Ja także bardzo dziękuję, bardzo mi było miło rozmawiać z panią w ten letni sobotni wieczór na tarasie Dworku Ignacego Jana Paderewskiego w Kąśnej Dolnej.

Do historii przechodzą tylko wielcy artyści

          Przed nami jeszcze tylko jeden koncert w ramach XV Jubileuszowego Festiwalu Żarnowiec, który odbędzie się 15 września 2019 roku o 19.00 w Kościele Parafialnym w Jedliczu w wykonaniu Festiwalowej Orkiestry Kameralnej i solistów Opery Śląskiej w Bytomiu. Podobnie jak w latach ubiegłych, Festiwal organizowany jest przez Muzeum Marii Konopnickiej w Żarnowcu oraz Towarzystwo Operowe i Teatralne, a Dyrektorem Artystycznym Festiwalu jest pan Marek Wiatr, śpiewak, malarz, pedagog i zasłużony animator kultury.
         W ramach jubileuszowej edycji odbyły się już cztery koncerty na terenie Muzeum Marii Konopnickiej w Żarnowcu – jeden w Sali „Lamusa” i trzy na plenerowej scenie przed dworkiem Marii Konopnickiej.
Dzisiaj w centrum naszych zainteresowań będzie wydarzenie, które zainaugurowało Festiwal.
          5 września sala w budynku „Lamusa” wypełniła się po brzegi publicznością, a nawet w ostatniej chwili została udostępniona publiczności sąsiednia sala wystawowa.
Koncert inauguracyjny wypełniły najsłynniejsze arie, duety i tercety z oper „Halka” i „Straszny Dwór” Stanisława Moniuszki oraz pieśni tego kompozytora, m.in. „Dziad i baba” czy „Czaty”. Z towarzyszeniem pianistki Haliny Mansarlińskiej śpiewali je znakomicie soliści związani w Operą Śląską w Bytomiu: Justyna Dyla – sopran, Włodzimierz Skalski – baryton i Bogdan Kurowski – bas.
           Gościem specjalnym tego wieczoru był Pan Juliusz Multarzyński – wybitny polski artysta fotografik, inżynier, menadżer kultury i wydawca, którzy przygotował eksponowaną w sali „Lamusa” wystawę fotografii z różnych realizacji oper Krzysztofa Pendereckiego.
Pan Juliusz Multarzyński przybliżył także publiczności nową książkę, przygotowaną wspólnie z panem Adamem Czopkiem, zatytułowaną „Maria Fołtyn – życie z Moniuszką”.
          To był bardzo interesujący, pełen emocji wieczór, który został gorąco przyjęty przez publiczność. Później był czas na oglądanie wystawy i rozmowy z panem Juliuszem Multarzyńskim.
Następnego dnia, przed spektaklem opery „Rigoletto” G. Verdiego, miałam okazję porozmawiać z panem Juliuszem Multarzyńskim i zapraszam do lektury.

           Zofia Stopińska: Dostępna w budynku „Lamusa” wystawa poświęcona jest operom Krzysztofa Pendereckiego i możemy na niej oglądać niewielką część zdjęć utrwalonych przez Pana podczas spektakli oper Mistrza wystawianych w Polsce.
          Juliusz Multarzyński: Krzysztof Penderecki skomponował do tej pory cztery opery i miałem przyjemność fotografować polskie wykonania.
Pierwsze zdjęcia zrobiłem w 1988 roku w Teatrze Wielkim w Łodzi, gdzie wystawiane były „Diabły z Loudun”.
Od tego momentu śledziłem wszystkie kolejne realizacje oper Krzysztofa Pendereckiego w Polsce. Dwukrotnie wystawiany był „Raj utracony” – najpierw w Warszawie, a później w Operze Wrocławskiej. Operę „Czarna maska” przygotował kilkanaście lat temu zespół Opery Krakowskiej i niedawno Opera Bałtycka.
Były pamiętne dwa spektakle „Króla Ubu” z 1993 roku w Operze Krakowskiej i w Teatrze Wielkim w Łodzi. Ta opera wystawiana była kilka razy w Teatrze Wielkim w Warszawie, w Operze Bałtyckiej w Gdańsku, a ostatnia realizacja „Króla Ubu” odbyła się w Operze Śląskiej w Bytomiu.

          Pan Włodzimierz Skalski, artysta tej Opery, pokazywał mi siebie na jednej z fotografii i wspominał fantastycznego reżysera pana Krzysztofa Nazara, podkreślając, że współpraca z nim była rewelacyjna.
          - To prawda, ponieważ ten spektakl wystawiany w Operze Krakowskiej był jednym z najładniejszych, jeśli chodzi o oprawę plastyczną i reżyserię. To był bardzo dobrze przygotowany spektakl.

          Spektakle prowadzone były przez różnych dyrygentów, czy zdarzyło się, że dyrygował Krzysztof Penderecki?
          - Nie przypominam sobie spektaklu pod batutą Kompozytora. Natomiast na wszystkich Maestro Penderecki był i patrzył dosyć surowym okiem. Ostatni spektakl „Króla Ubu” w Bytomiu tak mu się spodobał, że postanowił zaprosić wnuczkę i przyjechali wspólnie na kolejny spektakl.

          Jak oglądałam wczoraj eksponowane na wystawie piękne, kolorowe zdjęcia, pomyślałam, że fotografowanie w trakcie spektaklu wymaga ogromnych umiejętności i jest bardzo trudne.
          - Większość zdjęć robię podczas prób, ale nie zawsze jest to możliwe. W czasie spektaklu nie można się przemieszczać i absorbować swoją osobą publiczności, ale są takie momenty, że można parę fotografii zrobić. Starczy, jak ze spektaklu mam cztery albo pięć dobrych fotografii, a nie 128 na przykład (śmiech).
Zawsze można zrobić zdjęcie, które trwa troszkę dłużej niż tylko czas ekspozycji w gazecie, czy na jakimś portalu internetowym.

          Ma Pan ogromne zbiory zdjęć i takich tematycznych wystaw mógłby Pan zaproponować bardzo dużo.
          - Pewnie tak, ale staram się robić te wystawy dla osób wybitnych i bardzo znanych, bo to zostaje. Tak jak wczoraj, podczas otwarcia tej wystawy, mówiłem, że wszyscy dyrektorzy, wszyscy politycy, wszyscy uzurpatorzy zostają zapomniani, a do historii przechodzą tylko wielcy artyści i dlatego wcześniej zajmowałem się przygotowaniem specjalnych wystaw o Giuseppe Verdim, Ryszardzie Wagnerze, a z naszych polskich artystów o Marcelinie Sembrich-Kochańskiej i nie można pominąć największego naszego kompozytora i ambasadora polskiej kultury na świecie aktualnie – Krzysztofa Pendereckiego.

           Drugim powodem, dla którego musiałam się z Panem spotkać, jest nowa książka, której autorami są pan Adam Czopek i Pan. Książka zatytułowana „Maria Fołtyn – życie z Moniuszką” ukazała się w bardzo dobrym czasie, bo w Roku Stanisława Moniuszki, ale być może to szczęśliwy zbieg okoliczności, bo książka dokumentująca przebogatą działalność artystyczną Marii Fołtyn, zawierająca ogromną ilość fotografii i tak starannie wydana, musiała powstawać długo.
          - To prawda, książka powstawała długo. Na zbieranie informacji o pani Marii Fołtyn trzeba było dużo czasu. Mnie jest trudno powiedzieć, przez ile lat Adam Czopek, z którym tę książkę przygotowywaliśmy, ale myślę, że co najmniej przez 20 lat zbierał materiały o Marii Fołtyn, zbierał materiały o Stanisławie Moniuszce. Z pewnością wiele informacji miał w swoich zbiorach, bo jest znanym dziennikarzem, publicystą muzycznym i kolekcjonerem.
           Bardzo ważny był fakt, że obaj znaliśmy bohaterkę naszej książki. Poznałem panią Marię bardzo dawno, bo bodajże w 1986 albo w 1987 roku i miałem wówczas okazję fotografować jej spektakl „Hrabiny” Stanisława Moniuszki w Teatrze Wielkim w Warszawie. Mogę powiedzieć, że od tego czasu przypadliśmy sobie do gustu. Pani Maria mnie zaakceptowała i nigdy nie mówiła mi, co i jak mam robić, a jeśli już miała jakieś uwagi, to dotyczyły one drobiazgów.
Fotografowałem wiele spektakli w jej reżyserii, a później byłem obecny przy wszystkich konkursach, które ona prowadziła i stąd miałem duży materiał fotograficzny i mogłem go wykorzystać w książce.

          Książka wydana jest bardzo starannie, w twardych okładkach na dobrym papierze, mówiąc krótko – przyciąga wzrok. To wszystko musiało kosztować.
           - To prawda, złożyliśmy wniosek do Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego o pomoc w wydaniu książki, udało się pozyskać środki. Mamy Rok Moniuszkowski i chwała Stanisławowi Moniuszce, ale również chwała pani Marii Fołtyn za to, że wiele lat swojego życia poświęciła na promowanie Moniuszki zarówno w Polsce, ale również za granicą.
Chyba do tej pory nikt tak nie promował twórczości Stanisława Moniuszki za granicą, jak pani Maria Fołtyn i nawet jeżeli w Roku Moniuszkowskim są zaplanowane jeden czy dwa spektakle w Operze w Wiedniu, to jest niewiele wobec tego, co zrobiła pani Maria Fołtyn.

           Sam tytuł książki „Maria Fołtyn – życie z Moniuszką” jest intrygujący, a jeszcze za życia pani Marii Fołtyn nazywano ją żartobliwie: „Wdowa po Moniuszce”. Maria Fołtyn naprawdę żyła z muzyką Stanisława Moniuszki.
           - Oczywiście, że tak. Sama się śmiała z powiedzenia, że jest „Wdową po Moniuszce”. Mówiła też, że nie chciałaby mieć takiego męża czy partnera jak Stanisław Moniuszko, bo uważała, że był nudny, ale doceniała jego muzykę. To wynikało też z tego, że doceniała naszą kulturę, twórczość Stanisława Moniuszki jest kwintesencją naszej kultury sarmackiej i nie tylko. O tym trzeba pamiętać i w ten sposób patrzeć na Stanisława Moniuszkę i jego muzykę.

          Skupiliśmy się głównie na latach, kiedy pani Maria Fołtyn była reżyserem, ale wcześniej była wybitną śpiewaczką. Wykonywała również główne partie w operach Stanisława Moniuszki i bardzo często sięgała po jego pieśni. Z ogromnego zbioru pieśni tego kompozytora większość pozostaje nieznana. Mogę podać przykład z wczorajszego koncertu, wiele osób było zdziwionych, że pieśń „Czaty” to kompozycja Stanisława Moniuszki do tekstu Adama Mickiewicza. Wiele jeszcze jest do zrobienia w popularyzacji nurtu pieśniarskiego Moniuszki.
          - Już trzy płyty zostały wydane, a czwartą przygotowuje do wydania żona Włodka Pawlika. Jeśli tylko spotka ją pani w Sanoku, to proszę z nią porozmawiać. Moniuszko skomponował prawie 170 pieśni i tylko część została nagrana.

          Spotykamy się w Żarnowcu po raz drugi, bo podczas ubiegłorocznej edycji przywiózł Pan przepiękną wystawę i bardzo ciekawą książkę poświęconą jednej z największych polskich śpiewaczek Marcelinie Sembrich-Kochańskiej (współautor: M. Komorowska). W tym roku mamy równie zajmującą książkę, dokumentującą działalność artystyczną Marii Fołtyn. Wiele czasu zajęło Panu przygotowanie do publikacji zdjęć z różnych archiwów, robionych na starych aparatach?
          - To prawda, że niektóre zdjęcia wymagały renowacji, kadrowania, bo tak się złożyło, że zamieściliśmy bardzo dużo zdjęć prywatnych bądź bardzo osobistych pani Marii Fołtyn. Nie wiem, czy to był przypadek, że kiedyś pani Maria udostępniła mi swój zbiór fotografii i pozwoliła je zeskanować, mówiąc, że może się do czegoś przydadzą. Ja też pomyślałem, że mogą się przydać i tak się stało.

           Fotografowanie jest Pana pasją i mamy szczęście, że skupił się Pan na muzyce poważnej, przede wszystkim na operze i balecie. Oprócz tego promuje Pan wymienione dziedziny sztuki na różne sposoby, a jednym z nich jest portal internetowy „Maestro”. Zachęcam Państwa do odwiedzania tego portalu (www.maestro.net.pl). Jest Pan współautorem innych wydawnictw. Należy Pan do Fotoklubu Rzeczypospolitej Polskiej Stowarzyszenie Twórców, działa Pan w Stowarzyszeniu Polskich Artystów Fotografików, Związku Autorów i Kompozytorów Scenicznych oraz Międzynarodowej Federacji Sztuki Fotograficznej. Pana działalność jest dostrzegana i nagradzana, ale większość czasu zabiera Panu praca.
          - Staram się, jak mogę, bo sprawia mi to wielką przyjemność, a poza tym spotykam miłych ludzi, bardzo aktywnych i „nawiedzonych”, ale w sensie pozytywnym. Stąd się to wszystko bierze.

          Jestem przekonana, że obdarzył Pan sentymentem Żarnowiec, bo to piękne urokliwe miejsce, bo wprawdzie jest ono na uboczu i wymaga pilnie nakładów finansowych na przywrócenie mu dawnej świetności, ale...
          - Tak, ale przede wszystkim wymaga promocji, bo jak mówię moim znajomym, że jadę do Żarnowca, bo mam tam wystawę, to wszyscy myślą, że to jest Żarnowiec na Wybrzeżu, gdzie jest projektowana elektrownia jądrowa.
           Prawie nikt nie wie, że tu jest Muzeum Marii Konopnickiej. To jest dziwne, bo jestem przekonany, że Konopnicką zna prawie każdy Polak, ale gdzie jest jej Muzeum i że napisała „Nie rzucim ziemi, skąd nasz ród”, czyli „Rota” jest autorstwa Marii Konopnickiej, to nie każdy wie.
Wszyscy, którzy decydują o polskiej kulturze, powinni przywiązywać większą uwagę do tego typu obiektów. Mam nadzieję, że o patriotyzmie będziemy nie tylko mówić, ale będziemy go młodym ludziom wpajać i ich uświadamiać, na czym on polega.

          Spotkałam się wielokrotnie ze stwierdzeniami, że Maria Konopnicka otrzymała w darze od narodu na 25-lecie pracy dworek położony na rubieżach, prawie „na końcu świata”. Tak się teraz stało, ale w tamtych czasach była to Galicja i z Żarnowca Maria Konopnicka nie miała daleko ani do Krakowa, ani do Lwowa.
           - Oczywiście, niedaleko mieszkał przecież, bo w Odrzykoniu, Aleksander Fredro, a niedaleki Lwów był jednym z największych ośrodków kulturalnych również w czasach monarchii Austro-Węgierskiej, do której te ziemie należały. W dawnej Rzeczypospolitej większym ośrodkiem była tylko Warszawa.
Odwołujemy się do historii poprzez zniekształconą trochę soczewkę.

          To już może temat na inną rozmowę, ale stąd pochodzi wielu artystów, którzy występowali na światowych scenach.
           - Wracając do postaci Marii Fołtyn, Moniuszki i jego opery „Halka”, bo to była szczególna opera dla pani Marii, a pierwsza powojenna Halka – Wiktoria Calma (z domu Kotulak) pochodziła z tych stron. Ta artystka wyjechała do Włoch i przyjechała dopiero na 50-lecie Opery Śląskiej. Z tego pobytu mam jej zdjęcie z Bogdanem Paprockim. Nie wiem, czy Pani wie, że Wiktoria Calma pochowana jest w Gdańsku, gdzie mieszkał ktoś z jej bliskiej rodziny. Twórca Opery Śląskiej w Bytomiu, światowej sławy bas Adam Didur także urodził się niedaleko stąd. Trzeba to pamiętać i mówić o tym młodym Polakom.

          Do następnego Festiwalu w Żarnowcu jeszcze cały rok albo tylko rok. Jeśli pan Marek Wiatr, dyrektor artystyczny Festiwalu Żarnowiec, zaprosi Pana, to Pan znajdzie czas i przyjedzie na następną edycję.
          - Oczywiście, że tak. Pana Marka Wiatra podziwiam i szanuję za to, co robi. Uważam, że jego działalność w tym środowisku jest nie do przecenienia.

Z panem Juliuszem Multarzyńskim – artystą fotografikiem, inżynierem, menadżerem kultury i wydawcą rozmawiała Zofia Stopińska 6 września 2019 roku w Żarnowcu na Podkarpaciu.

Moniuszko Sakralnie w Archikatedrze Przemyskiej

22 września o godz. 19:00 w Archikatedrze w Przemyślu  rozpocznie się Koncert Muzyki Sakralnej Stanisława Moniuszki

Wykonawcy: Archidiecezjalny Chór "Magnificat" pod dyrekcją ks. dr. Mieczysława Gniadego oraz soliści: Katarzyna Gierla - sopran, Natalia Darkowska - alt, Jacek Ścibor - tenor, Kamil Kaznowski - bas, Franciszek Łamasz - organy. 

W programie twórczość sakralna Moniuszki: Marsz Żałobny, psalm Vide humilitatem meam, Ojcze nasz, Ecce lignum Crucis, Psalm CXII Chwalcie Pana, Veni Creator, Chór nocny Aniołów Stróżów, Choeur des justes. Chór sprawiedliwych, Kiedy ranne wstają zorze, Pozdrowienie Anielskie.

Wstęp wolny

Centrum Kulturalne w Przemyślu: Marek Bałata - "Niemen wspomnienie"

15 września o godzinie 18:00 zapraszamy do Centrum Kulturalnego w Przemyślu na koncert Marka Bałaty "Niemen wspomnienie", czyli jazzowe aranżacje utworów nieśmiertelnego klasyka polskiej piosenki.

Wstęp wolny. Wejściówki do odebrania w kasie. Ilość miejsc ograniczona!

Wydarzenie odbywa się w ramach Festiwalu Dziedzictwa Kresów.

Krzysztof Meisinger: Gitara ma niesłychane możliwości, ale...

           Wspaniałą ucztę zgotowali publiczności organizatorzy 22. Mieleckiego Festiwalu Muzycznego, zapraszając 28 sierpnia Krzysztofa Meisingera, jednego z najwybitniejszych gitarzystów klasycznych, wraz z Sinfonią Varsovią w kameralnym składzie. Koncert odbył się w Sali widowiskowej Domu Kultury SCK, a gospodynią wieczoru była pani Joanna Kruszyńska – dyrektor Samorządowego Centrum Kultury w Mielcu.
          Utwory, które zabrzmiały tego wieczoru, znajdą Państwo na płycie „Astor” i dlatego tak zatytułowany został koncert.
W pierwszej części wysłuchaliśmy następujących utworów:
- Gerardo Matos Rodriguez – La Cumparsita;
- Carlos Gardel – El dia que me quieras;
- Enio Morricone – Cinema Paradiso Suite;
- Carlo Domeniconi - Koyunbaba (wspaniały popis solowy Krzysztofa Meisingera);
- Isaac Albenitz – Asturias.
Natomiast część drugą wypełniły utwory Astora Piazzolli: Bandoneon, Milonga del Angel, Libertango, Soledad i Concierto para Quintetto.
           Piękne utwory, a przede wszystkim rewelacyjne wykonanie sprawiły, że publiczność natychmiast powstała z miejsc i gorąco oklaskiwała Artystów domagając się bisu. Również po wykonaniu na bis Asturias Isaaca Albeniza, owacja na stojąco trwała długo.
           Po koncercie Mistrz Krzysztof Meisinger zgodził się na spotykanie w mieleckim hotelu Iskierka i dlatego mogę teraz zaprosić Państwo do lektury.

           Zofia Stopińska: Bardzo Panu dziękuję za wspaniały wieczór, podczas którego podziwiając Pana grę, myślałam: „Paganini gitary”. Długo trzeba było Pana namawiać, żeby zgodził się Pan wystąpić w Mielcu?
          Krzysztof Meisinger: Nie, musieliśmy tylko ustalić odpowiedni termin. Nie było to łatwe, ale udało się przyjechać i jestem.

          Gitara jest instrumentem powszechnie znanym i chyba prawie każdy wie, jak wygląda ten instrument. Większość ludzi jest pewna, że bardzo łatwo jest się nauczyć grać na gitarze, ale tak chyba nie jest...
          - Tak, gitara to instrument, który trzeba przede wszystkim pokochać, bo bez miłości do niej może być problem. Gitara klasyczna to instrument wyjątkowy, inny od pozostałych współcześnie wykorzystywanych instrumentów.
          Gitara ma niesłychane możliwości, ale jest to istota bardzo wrażliwa, która dysponuje własnymi walorami, nie zapożyczając niczego od innych instrumentów.
Dzięki temu jest niepowtarzalna, niezwykle uniwersalna, mająca w sobie niezwykły potencjał wyrazowy. Był czas, kiedy myślałem, że gitara powinna emanować takimi samymi cechami jak wszystkie inne instrumenty koncertowe.
          Dopiero gry wróciłem do podstaw, do tradycji, do szkoły Andrésa Segovii, poczułem dopiero, czym gitara tak naprawdę jest. Jak, z jednej strony, jest to delikatny, ulotny instrument, a z drugiej strony jakie ma niesamowite możliwości wyrazowe i jak unikatowe jest jego piękno.

           Z pewnością ktoś musiał Pana tą miłością zarazić i dobrze nauczyć grać, bo inaczej nic by z tego nie wyszło.
           - Oczywiście, wymieniam kilku swoich mistrzów: Aniello Desiderio, który także jest określany wspomnianym przez Panią przydomkiem „Paganini gitary”. Jest to gitarzysta mieszkający w Neapolu i ja u niego studiowałem przez dwa lata. Olbrzymi wpływ na to, kim jestem teraz, miał także gitarzysta amerykański Christopher Parkening, który jest protegowanym Andrésa Segovii. Ten człowiek zafascynował mnie bezgranicznie, bo to osoba, która emanuje własnym światłem. Dzięki niemu pokochałem Segovię i to, co dla gitary zrobił.

          Mieszka Pan w Szczecinie. To jest rodzinne miasto, czy Pan je wybrał?
          - To jest miasto, które wybrało mi przeznaczenie, bo tam poznałem swoją żonę. To było już prawie trzynaście lat temu, kiedy będąc jeszcze studentem, grałem tam koncert z towarzyszeniem orkiestry w której grała prześliczna wiolonczelistka w której się zakochałem i która niedługo później została moja żoną. Po tamtym koncercie wyjechałem ze Szczecina, ale po dwóch tygodniach wróciłem i już w nim zostałem.
To miasto mnie fascynuje, to miasto mnie inspiruje, to miasto ma w sobie absolutnie niesamowite cechy.
           W Szczecinie organizuję już od trzech lat Meisinger Music Festiwal i staram się, aby występowały w tym mieście największe gwiazdy muzyki. Podczas pierwszej edycji gościł z recitalem Piotr Anderszewski, uważany za jednego z najwybitniejszych polskich pianistów swojego pokolenia, wystąpił Daniel Stabrawa – legendarny koncertmistrz Filharmoników Berlińskich, wystąpiła Soyoung Yoon – zwyciężczyni Konkursu im. H. Wieniawskiego w 2011 r., zaś zaliczana do najlepszych orkiestr europejskich Sinfonia Varsovia grała dwa koncerty – m.in. Marcel Markowski, świetny wiolonczelista tej orkiestry grał Koncert Haydna i zachwycił publiczność.
Druga edycja zaowocowała obecnością takich osobowości, jak: Mariza L’Arpeggiata, Waldemar Malicki, Yuanjo Mosalini, i innymi wybitnymi artystami.
Podczas tegorocznej edycji wystąpią: Ivo Pogorelich, Sumi Jo, Alena Baeva, Sinfonia Varsovia, Vincenzo Capezzuto – lista znakomitych artystów jest bardzo długa. Zawsze są to artyści, którzy mnie fascynują i to jest jedyny klucz do tego, że są zapraszani.
Dzięki temu publiczność szczecińska (ale nie tylko), ma możliwość ich usłyszeć.

           Bardzo dużo koncertuje Pan za granicą. Czy zdarza się, że koncertuje Pan z Polakami?
           - Owszem, czasami podróżuję z artystami z Polski. Dla przykładu powiem, że z Anią Staśkiewicz – znakomitą skrzypaczką i moją prawie dwudziestoletnia przyjaciółką, zwiedziliśmy kawał świata, jesteśmy po wielu wspólnych koncertach na całym świecie. Zdarza się też tak, że gdy przyjeżdżam do jakiegoś miasta w Stanach Zjednoczonych czy w Ameryce Południowej, spotykam Polaków i jest to dla mnie zawsze wielkie święto. Bardzo przeżywam takie spotkania, bo dla mnie domem jest Polska i ja do domu chcę zawsze wracać. Miałem w życiu wiele propozycji wyjazdów na stałe, ale nigdy się na to nie zgodziłem, bo nie mógłbym się z Polską rozstać na dłużej. Dlatego niemal zawsze, kiedy spotykam Polaków na różnych krańcach świata, dostrzegam tęsknotę w ich oczach.

          Niedawno czytałam w Internecie posty, w których zachwycała się Pana grą i osobowością pani Agnieszka Rehlis, wybitna polska śpiewaczka.
          - Z Agnieszką mam szczęście współpracować już od paru lat i uważam, że Agnieszka Rehlis to aktualnie jeden z najlepszych mezzosopranów na świecie.
Szykujemy się do wspólnej płyty, która będziemy nagrywać w grudniu. Będzie to nietypowa płyta, bo muzyka, która się na niej znajdzie, dopiero powstaje, a to, co już zostało napisane, jest przepiękne. Początkowo planowaliśmy płytę „recitalową”, z utworami różnych kompozytorów, ale ciągle czegoś mi w tym programie brakowało. Poprosiłem zatem swojego przyjaciela, gitarzystę i kompozytora Bartłomieja Marusika o napisanie dla nas pieśni, bo nie ma zbyt wielu polskich pieśni dedykowanych na głos i gitarę. Jestem poruszony pieśniami, które już od niego otrzymałem. Wszystkie do wierszy Bolesława Leśmiana i w tej chwili bardzo się zastanawiamy nad tym, aby naszą płytę poświęcić wyłącznie z kompozycjom Bartka Marusika.

          W programie dzisiejszego koncertu najwięcej było elementów tanga. Kiedy tango pojawiło się w Pana życiu?
          - Już dawno, bo właściwie od kiedy zacząłem się zajmować muzyką i uczyć się w szkole muzycznej. Przez pierwsze dwa lata szukałem różnych inspiracji do ćwiczenia i rozwoju swoich umiejętności. Do dziś pamiętam moment, kiedy zetknąłem się po raz pierwszy z muzyką Astora Piazzolli. Ta muzyka mnie absolutnie porwała, bo miała w sobie coś niesamowitego, jak nowoczesność zakorzenioną w tradycji, miała w sobie te emocje, których w muzyce szukałem i stała mi się ona na tyle bliska, że charakter tej muzyki, ale również charakter kompozytora, mną zawładnął i do dziś tą drogą podążam. Astor Piazzolla i jego muzyka mają w sobie coś fascynującego. Pomimo tylu lat obcowania z tą muzyka, cały czas coś nowego w niej odkrywam i cały czas ona mnie inspiruje.

          Czy utwory, których dzisiaj wysłuchaliśmy, zostały przez Pana opracowane na ten skład?
          - Utwory, które wykonaliśmy w pierwszej części koncertu to moje aranżacje, natomiast utwory Piazzolli, które graliśmy w drugiej części koncertu, zostały opracowane przez Bernarda Chmielarza.
Barnard Chmielarz jest moim wieloletnim przyjacielem. Był jedną z tych osób, które już na samym początku we mnie uwierzyły i bardzo pomogły mi w rozwoju. Otrzymałem od niego olbrzymią pomoc.

          Jest Pan zafascynowany Astorem Piazzollą i jego muzyką do tego stopnia, że podjął się Pan wystawienia w Teatrze Polskim w Szczecinie operity tego kompozytora i sukces był wielki.
          - To było wielkie wydarzenie. To dzieło jest czymś „nie z tego świata”. Piazzollę bardzo często do tworzenia muzyki inspirowały kobiety które poznawał – jego miłości.
           W przypadku tango-operity była to wokalistka Egle Martin, ale problemem w ich relacjach był fakt, że była zamężna. Piazzolla zaprosił ją z mężem na obiad do domu i podczas tego spotkania powiedział, że jest zakochany w Egle i ona ma się w tym momencie zdeklarować, czy wychodzi z mężem, czy zostaje z nim. Egle Martin, ku jego wielkiemu rozczarowaniu, wyszła z mężem. Wkrótce Horacio Ferrer, autor libretta do tej operity „Maria de Buenos Aires”, zaprosił Piazzollę na koncert wokalistki Amelity Baltar.
Podczas koncertu Astor zafascynował się Amelitą (w tym jej urodą) i ukończył z myślą o niej i jej powierzył wykonanie tego dzieła. Samo libretto jest niesamowite, ma w sobie wiele metafizyki i język Ferrera jest bardzo wysublimowany i ma bardzo charakterystyczny styl.

          Dzisiaj wysłuchaliśmy fragmentów znakomitej płyty Pana z Sinfonią Varsovią, zatytułowanej „Astor”, a już promowana jest najnowsza płyta „Vivaldissimo”.
          - Płytę „Astor” przygotowywałem z myślą o orkiestrze Sinfonia Varsovia, natomiast płyta „Vivaldissimo” powstała z myślą o stworzeniu własnej orkiestry barokowej, która nazywa się Poland baROCK. Ten zespół ma niesamowite atuty, a gitara klasyczna nigdy nie współpracowała ze stricte barokową orkiestrą, grającą na instrumentach dawnych. Ponadto jest to tak świeże brzmienie i mające ogrom niesamowitej energii! W tym zespole grają sami młodzi ludzie, którzy mają w sobie bardzo dużo zapału do grania. Ilekroć się z nimi spotykam, to mam olbrzymią radość ze wspólnej pracy.

          Pana gitara brzmi przepięknie i z pewnością jest to bardzo dobry instrument.
          - Tak, a najlepszym dowodem na to jest fakt, że po jej otrzymaniu nie zainteresowałem się już nigdy żadną inną gitarą. Zbudował ją dla mnie znakomity szwedzki lutnik Anders Sterner, mieszkający aktualnie w Stanach Zjednoczonych, a jest to kopia gitary hiszpańskiego lutnika Ignacio Flety, która nosi imię „Angel”.
Pomimo, że gram na tym konkretnym instrumencie od blisko 4 lat, to nasza przyjaźń z Andersem Sternerem nadal trwa i jak tylko jest okazja, to rozmawiamy ze sobą bardzo. Anders Sterner jest wyjątkowym człowiekiem i lutnikiem, czuję jego niesamowitą energię w tej gitarze.

          Ciekawa jestem, z jakimi wrażeniami wyjedzie Pan z Mielca?
          - Fantastycznymi, bo publiczność była niesamowita i gorąco nas przyjęła. Ilekroć jestem na Podkarpaciu, to wyjeżdżając zawsze czekam na szybki powrót w te strony.

          Mam nadzieję, że niedługo to nastąpi, bo o dzisiejszym wspaniałym koncercie z pewnością będzie głośno i organizatorzy koncertów, i festiwali będą chcieli z pewnością Pana zaprosić. Dziękuję Panu za koncert i miłe spotkanie, dzięki któremu poznają Pana czytelnicy „Klasyki na Podkarpaciu”
          - Ja również bardzo dziękuję. Cieszę się, że mogłem Panią osobiście poznać.

MUSICA SACROMONTANA XIV • ZEIDLER, HABEL

Zarejestrowana na płycie Missa ex D Józefa Zeidlera (ok. 1744–1806) przeznaczona została na cztery głosy wokalne (SATB) oraz instrumenty – dwoje skrzypiec, dwie trąbki oraz organy. Zeidler prezentuje w niej bardzo solidny warsztat kompozytorski, który obfituje w różnorodność zastosowanych środków. W zbiorze muzykaliów gnieźnieńskich spoczywają dwie kompozycje Antoniego Habla (1760-1831) , w tym jedna symfonia. Symphonia [D] została napisana na dwoje skrzypiec, altówkę, dwa flety, dwa rogi i basso. W ówczesnej Rzeczypospolitej główną rolę w upowszechnianiu symfonii odgrywały ośrodki kościelne i działające w nich zespoły. Służyły one oprawie nabożeństw w kościele. Był to zatem typ lokalnej symfonii kościelnej, który jednak czerpał z wzorców europejskich. Symfonia Habla jest tego przykładem. Festiwal MUSICA SACROMONTANA służy kontynuacji zamierzeń zakonu filipinów, którzy pragnęli ewangelizować poprzez szeroko pojętą propagację kultury. To dzięki ich staraniom już w XVII wieku powstała tam znakomita kapela, a do Gostynia zjeżdżali najwybitniejsi kompozytorzy.

DUX 1574      Total time: [49:05]

Józef Zeidler
Missa ex D
1. Kyrie                 [2:58]
2. Gloria                [2:19]
3. Qui Tollis           [2:16]
4. Quoniam           [0:59]
5. Patrem              [2:40]
6. Et Incarnatus    [2:40]
7. Et Resurrexit    [2:56]
8. Sanctus            [2:13]
9. Benedictus       [5:14]
10. Agnus Dei      [2:51]
11. Dona Nobis    [3:54]

Antoni Habel
Symfonia D-dur Symphony D major
12. Symfonia I     [5:15]
13. Symfonia II    [6:17]
14. Symfonia III   [1:58]
15. Symfonia IV  [4:25]

Wykonawcy:
Marcin Nałęcz-Niesiołowski /dyrygent/
Sinfonietta Cracovia
Tomasz Krzysica /tenor/
Polski Chór Kameralny
Iwona Hossa /sopran/
Jarosław Bręk /bas/
Anna Bernacka /mezzosopran/

PENDERECKI, MEYER, GÓRECKI • GUITAR EVOL.3UTION • PRZEDBORA

Guitar Evol.3ution to nasze trzecie już płytowe spotkanie ze znakomitym gitarzystą Piotrem Przedborą. To zarazem pierwszy album artysty nagrany z towarzyszeniem orkiestry. Wielbiciele twórczości Krzysztofa Pendereckiego, znają już wersje słynnego Koncertu na altówkę i orkiestrę w opracowaniach na wiolonczelę, klarnet czy saksofon. Oryginalna gitarowa transkrypcja Piotra Przedbory, otwiera przed słuchaczami nową przestrzeń i jakość brzmieniową. Nad interpretacją czuwa, zza pulpitu dyrygenckiego, sam kompozytor. W Arioso e furioso Mikołaja Góreckiego spotykamy się z estetyką opartą na niespiesznie rozwijającej się narracji, pełnej epizodycznie zaburzających klasycyzującą harmonikę dysonansów. Koncert na gitarę, kotły i smyczki op. 115 Krzysztofa Meyera stanowi natomiast przykład neoklasycznego spojrzenia na formę koncertu instrumentalnego, pełnego rytmicznej ekspresji i licznych elementów wirtuozowskich.

DUX 1581     Total time:               [54:27]

Krzysztof Penderecki
Concerto per viola (chitarra) ed orchestra (1983) (wersja na gitarę w opracowaniu Piotra Przedbory: 2018)
1. I Lento                                    [6:41]
2. II Vivace                                 [3:24]
3. III Meno mosso                      [1:41]
4. IV Vivo                                   [0:35]
5. V Tempo I                              [3:31]
6. VI Vivo                                   [2:58]
7. VII Lento (Tempo I)                [2:34]

Krzysztof Meyer
Concerto for guitar, timpani and strings, Op. 115 (2010–2011)
8. I Deciso                                 [3:49]
9. II Dolente                              [4:45]
10. III Inquieto                           [2:06]
11. IV Lento                               [4:41]
12. V Presto                              [5:31]

Mikołaj Górecki
Arioso e furioso concerto for guitar, string orchestra and percussion (2014)
13. I Arioso                               [7:18]
14. II Furioso                            [4:51]

Wykonawcy:
Krzysztof Penderecki /dyrygent/
Polska Orkiestra Sinfonia Iuventus im. Jerzego Semkowa
Piotr Przedbora /gitara/
Maciej Tworek /dyrygent/
Dawid Runtz /dyrygent/

 

FORREST • REQUIEM FOR THE LIVING

Skomponowane w 2013 roku Requiem for the Living Dana Forresta zostało zamówione przez the Hickory North Carolina Choral Society z okazji uczczenia jubileuszu 35-lecia jego artystycznej działalności. Premiera utworu spotkała się z aprobatą krytyka muzycznego Johna W. Lamberta, który zwrócił uwagę m.in. na zastosowane w kompozycji liczne pomysłowe rozwiązania rytmiczne. Pisząc Requiem Forrest dokonał też pewnych innowacji obejmujących sferę słowną. Obok typowych dla tradycyjnych mszy żałobnych tekstów łacińskich, kompozytor wprowadza mszalne cytaty, zazwyczaj nie pojawiające się w tradycyjnym requiem, a także krótkie fragmenty pochodzące z ksiąg Starego Testamentu (m.in. z Księgi Hioba). Niniejszy album obejmuje kompletne wykonanie wspomnianej wyżej kompozycji, będące jednym z pierwszych, studyjnych polskich wykonań muzyki amerykańskiego twórcy.

DUX 1573   Total time:            [42:01]


Dan Forrest
Requiem for the living
1. Introit – Kyrie                      [10:19]
2. Vanitas Vanitatum                [6:43]
3. Agnus Dei                            [6:49]
4. Sanctus                               [8:17]
5. Lux Aeterna                         [9:43]

Wykonawcy:
Rafał Majzner /tenor/
Chór Akademii Techniczno-Humanistycznej w Bielsku-Białej
Jan Borowski /dyrygent/
Anna Ogińska /sopran/
Wiktoria Zawistowska /mezzosopran/

ONE WEEK IN RIO • GUZIK, WOCH, KWAŚNIKOWSKA

ONE WEEK IN RIO to debiut fonograficzny duetu, a także światowa premiera dwóch, wyjątkowych utworów. Tytułowej suity, napisanej przez Sérgio Assada oraz nowej wersji Historii tanga Astora Piazzolli. Adam Woch i Robert Guzik należą do najciekawszych gitarzystów młodego pokolenia w Polsce. Na swoim koncie mają wspólny debiut w jednej z najbardziej prestiżowych sal koncertowych na świecie, Carnegie Hall w Nowym Jorku. Na ich debiutancki album składają się dwie światowe premiery. Siedmioczęściowa suita One Week In Rio Sérgio Assada, kompozytora i gitarzysty, legendarnego duo Assad Brothers. A także słynna Historia tanga Astora Piazzolli w zupełnie nowej wersji na skrzypce i dwie gitary, nagrana wspólnie z Roksaną Kwaśnikowską. Pozostały repertuar dopełniają utwory kompozytorów latynoamerykańskich, które przez ostatnie lata cieszyły się największą popularnością podczas koncertów tego zespołu.

DUX 1563   Total time: [59:51]

Egberto Gismonti
7 Anéis (arr. by Woch & Guzik Duo)
1. 7 Anéis (arr. by Woch & Guzik Duo) [8:07]

Alberto Ginastera
Milonga (Ginastera’s piano arrangement of Canción al árbol del olvido, 1938, lyrics by Silva Valdes) (arr. by Jorge Martínez Zárate)
2. Milonga (Ginastera’s piano arrangement of Canción al árbol del olvido, 1938, lyrics by Silva Valdes) (arr. by Jorge Martínez Zárate) [2:13]

Alberto Ginastera
Zamba from Cinco canciones populares argentinas, Op. 10 No. 3 (arr. Carlos Barbosa-Lima)
3. Zamba from Cinco canciones populares argentinas, Op. 10 No. 3 (arr. Carlos Barbosa-Lima) [2:08]

trad.
Venezuelan Waltz “Quiero ser tus ombra” (arr. David Landfiesta)
4. Venezuelan Waltz “Quiero ser tus ombra” [3:21]

Sergio Assad
Suite One Week in Rio (dedicated to Woch & Guzik Duo in 2016)
5. Chácara do Céu on Monday [2:48]
6. Corcovado on Tuesday [1:29]
7. MAM on Wednesday [1:55]
8. Forró de Santa on Thursday [1:31]
9. Parque Lage on Friday [2:13]
10. Semente on Saturday [0:58]
11. Maracana on Sunday [2:01]

Marco Pereira
Bate-Coxa
12. Bate-Coxa [3:50]

Astor Piazzolla
Tango nr 2
13. Tango n. 2 Andante rubato, melancólico from Tango Suite [4:46]

Astor Piazzolla
Histoire du tango
14. Bordel 1900 [3:50]
15. Café 1930 [6:58]
16. Nightclub 1960 [5:34]
17. Concert d’Aujourd’hui [2:45]

Egberto Gismonti
Palhaço (arr. by Woch & Guzik Duo)
18. Palhaço (arr. by Woch & Guzik Duo) [3:24]

Wykonawcy:
Woch & Guzik Duo guitars
Roksana Kwaśnikowska /skrzypce/

Międzynarodowy Konkurs Muzyki Polskiej im. Stanisława Moniuszki w Rzeszowie - program

21 WRZEŚNIA (SOBOTA) SALA KONCERTOWA
GODZ.10.00-13.40 – PIANIŚCI I ETAP wstęp wolny (wejście co 25 minut)
GODZ.15.00-19.05 – PIANIŚCI I ETAP c.d. wstęp wolny (wejście co 25 minut)
GODZ. 21.00 – OGŁOSZENIE WYNIKÓW I ETAPU W KATEGORII PIANIŚCI (SALA KAMERALNA)

22 WRZEŚNIA (NIEDZIELA) SALA KONCERTOWA
GODZ.10.00-14.25 – ZESPOŁY KAMERALNE I ETAP wstęp wolny (wejście co 35 minut)
GODZ.16.00-20.25 –ZESPOŁY KAMERALNE I ETAP c.d. wstęp wolny (wejście co 35 minut)

23 WRZEŚNIA (PONIEDZIAŁEK) SALA KONCERTOWA
GODZ. 10.00-15.35 – ZESPOŁY KAMERALNE I ETAP c.d. wstęp wolny (wejście co 35 minut)
GODZ. 18.40 – OGŁOSZENIE WYNIKÓW I ETAPU W KATEGORII ZESPOŁY KAMERALNE (SALA KAMERALNA)
GODZ. 16.20-22.00 – PIANIŚCI II ETAP wstęp wolny (wejście co 40 minut)

24 WRZEŚNIA (WTOREK) SALA KONCERTOWA
GODZ.10.00-15.00 – PIANIŚCI III ETAP c.d. wstęp wolny(wejście co 40 minut)
GODZ.15.30-22.15 – ZESPOŁY KAMERALNE II ETAP wstęp wolny(wejście co 45 minut)
GODZ. 16.00 – OGŁOSZENIE WYNIKÓW II ETAPU W KATEGORII PIANIŚCI (SALA KAMERALNA)

25 WRZEŚNIA (ŚRODA) SALA KONCERTOWA
GODZ.14.30-16.45 – ZESPOŁY KAMERALNE II ETAP c.d. wstęp wolny (wejście co 45 minut)
GODZ.19.00-21.00 – PIANIŚCI III ETAP (KONCERT Z ORKIESTRĄ)
wstęp biletowany: 15,- PLN i 10,- PLN

26 WRZEŚNIA (CZWARTEK) SALA KONCERTOWA
GODZ. 14.30-16.45 – ZESPOŁY KAMERALNE II ETAP c.d. wstęp wolny (wejście co 45 minut)
GODZ. 19.00-21.00 – PIANIŚCI III ETAP c.d. (KONCERT Z ORKIESTRĄ)
wstęp biletowany: 15,- PLN i 10,- PLN

GODZ. 22.00 – OGŁOSZENIE WYNIKÓW KONKURSU (SALA KAMERALNA)

27 WRZEŚNIA (PIĄTEK) SALA KONCERTOWA
GODZ. 19.00 – WRĘCZENIE NAGRÓD, KONCERT LAUREATÓW
wstęp biletowany: 30,- PLN i 20,- PLN

Informacja o biletach: Kasa Biletowa Filharmonii Podkarpackiej, tel. (017) 852 02 72,
e-mail: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

Serdecznie zapraszamy!

Subskrybuj to źródło RSS