Zofia Stopińska

Zofia Stopińska

email Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

Międzynarodowy Festiwal Muzyki Organowej i Kameralnej w Leżajsku

PONIEDZIAŁEK 1 LIPCA 2019 r. godz. 19.00

Tomasz Ślusarczyk - trąbka Daniel Prajzner - organy

Program:
Dietrich Buxtehude (ca.1637-1707) – Toccata in D BuxWV 155
Giuseppe Torelli (1658-1709) – Sonata in D Grave; Allegro; Grave; Allegro; Grave; Allegro
Jan Pieterszon Sweelinck (1562-1621) – Mein junges Leben hat ein Endt
Johann Friedrich Fasch (1688-1758) – Concerto in D Allegro; Largo; Allegro moderato
Georg Böhm (1661-1733) – Vater unser im Himmelreich
Johann Sebastian Bach (1685-1750) – Fantazja i fuga g-moll BWV 542
Jean-Joseph Mouret (1682-1738) – Trumpet Tune Allegro; Allegro cantabile; Allegro

TOMASZ ŚLUSARCZYK
Urodzony w Przemyślu, absolwent Zespołu Szkół Muzycznych w Przemyślu i Akademii Muzycznej w Krakowie (dyplom z wyróżnieniem), od 1991 roku związany był z orkiestrami: Capellą Cracoviensis i Radiową Orkiestrą Symfoniczną, z którą dokonał licznych nagrań dla Polskiego Radia i Telewizji. Współpracuje z wieloma orkiestrami w kraju i za granicą: Orkiestrą Filharmonii Krakowskiej, Orkiestrą Filharmonii Poznańskiej, Orkiestrą Opery i Filharmonii w Białymstoku, Warszawską Operą Kameralną; od 2005 roku współpracuje ze słynną Orkiestrą XVIII Wieku w Amsterdamie. Koncertował jako solista i kameralista na wielu festiwalach w Rosji, Irlandii, Niemczech, na Ukrainie, w Korei i Wielkiej Brytanii. Zapraszany jest do współpracy przez znakomitych muzyków, takich jak F. Bruggen, P. Esswood, Ch. Hogwood, M. Toporowski. Pod jego kierownictwem artystycznym Polska Orkiestra XVIII Wieku dokonała szeregu nagrań muzykaliów jasnogórskich. Zaangażowany jest także w badania źródeł muzyki cerkiewnej na terenach dawnej Rzeczypospolitej. Często zasiada jako juror podczas krajowych i zagranicznych konkursów.

DANIEL PRAJZNER Urodził się w 1984 roku w Przemyślu. Ukończył studia w krakowskiej Akademii Muzycznej w klasie organów prof. Mirosławy Semeniuk – Podrazy (2008, dyplom z wyróżnieniem) oraz w Conservatorium van Amsterdam w klasie organów prof. Pietera van Dijka (2010, Master of music). Wziął także udział w programie Sokrates/ Erasmus, studiując w Hochschule für Musik und Theater w Hamburgu (Niemcy) m.in. w klasie organów prof. Pietera van Dijka oraz w klasie klawesynu prof. Menno van Delfta (2007). Brał udział w mistrzowskich kursach interpretacji prowadzonych przez: Guy Boveta, Klausa Eichhorna, Juliana Gembalskiego, Gerharda Gnanna, Bernharda Haasa, Ludgera Lohmanna, Martina Sandera, Józefa Serafina, Zigmonta Szathmary’ego, Colina Tilney’a, Davida Titteringtona , Marka Toporowskiego, Vincenta Warniera. Jest laureatem Ogólnopolskich Przesłuchań Uczniów Klas Organów w Częstochowie, XIV Międzynarodowego Konkursu Młodych Organistów w Opavie, w Czechach (wyróżnienie), III Europejskiego Konkursu Organowego w (Castellana Grotte), we Włoszech (I nagroda), IV Międzynarodowego Konkursu Organowego im. Mikaela Tariverdieva w Moskwie i Kaliningradzie w Rosji (wyróżnienie i nagroda specjalna fundacji De Boni Arte „Za najlepszą interpretację muzyki sakralnej”. Za osiągnięcia artystyczne otrzymał kilka znaczących nagród stypendiów, były to m.in.: stypendium Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego „Młoda Polska” (2006), Nagroda Promocyjna Volksbank Paderborn – Höxter „Młodzi Twórcy w Europie 2006”. Koncertował w kraju i za granicą: w Holandii, Japonii, Litwie, Niemczech, Norwegii, Rosji i Szwajcarii. Od 2007 roku jest pracownikiem Katedry Organów Akademii Muzycznej w Krakowie. Na swej macierzystej uczelni uzyskał stopień doktora sztuki w dziedzinie sztuk muzycznych, w dyscyplinie artystycznej: instrumentalistyka (2017). Działalność dydaktyczną prowadzi równolegle w Zespole Państwowych Szkół Muzycznych im. Artura Malawskiego w Przemyślu, posiadając tam własną klasę organów. Jest również organistą kościoła pw. bł. Anieli Salawy w Krakowie oraz pomysłodawcą, autorem koncepcji programowej i organizacyjnej, prezesem zarządu Salezjańskiej Szkoły Organistowskiej w Przemyślu, reaktywowanej w 2018 roku.

Jestem pewna, że śpiew musi mieć miejsce w moim życiu.

           Przedstawiam Państwu panią Paulę Maciołek – młodą śpiewaczkę urodzoną na Podkarpaciu, solistkę Opery Krakowskiej, którą z pewnością pamiętają mieszkańcy Rzeszowa, interesujący się muzyką klasyczną. Z pewnością śledzą z wielkim zainteresowaniem karierę swojej krajanki mieszkańcy Ustrzyk Dolnych, gdzie Pani Paula się urodziła i mieszkała do ukończenia liceum ogólnokształcącego. Także w tym mieście rozpoczęły się jej pierwsze kontakty z muzyką.

          Zofia Stopińska: Niedawno powróciła Pani z Warszawy, gdzie 10 czerwca odbyła się miła dla Pani uroczystość, bowiem ogłoszono nominacje do XIII Teatralnych Nagród Muzycznych im. Jana Kiepury.
          Paula Maciołek: Do konkursu rekomendował mnie pan Bogusław Nowak – dyrektor Opery Krakowskiej. Nominacja była dla mnie bardzo miłym zaskoczeniem. Było ponad 150 zgłoszeń, a w mojej kategorii – za najlepszy debiut sceniczny, nominację otrzymały tylko trzy śpiewaczki. Nominację otrzymałam za spektakl „Gianni Schicchi”- Giacomo Pucciniego, w którym debiutowałam w partii Lauretty w marcu zeszłego roku. 30 września dowiem się, czy udało mi się zdobyć statuetkę Jana Kiepury, ale już sama nominacja jest dla mnie ogromnym wyróżnieniem, z którego się bardzo cieszę.

           Niedawno w Operze Krakowskiej odbyła się promocja płyty z nagraniem spektaklu operowego, w którym Pani uczestniczyła.
           - Płyta została nagrana w wersji koncertowej w ubiegłym roku we wrześniu. Jest na niej utrwalona jednoaktowa opera pt. „Beata”- Stanisława Moniuszki, w której śpiewałam partię Doroty, jednej z trzech kumoszek, które komentują zażyłości bohaterów na scenie, głównie skupiając się na relacji między Beatą i jej ukochanym Maksem. W roli tytułowej wystąpiła primadonna Opery Krakowskiej – Katarzyna Oleś-Blacha. Promocja płyty odbyła się w maju i jest ona już dostępna w sklepach Empik, w Księgarni Muzycznej „Kurant” w Krakowie, i zapewne także w innych sklepach z płytami z muzyką klasyczną.

          Aktualnie najczęściej śpiewa Pani w Operze Krakowskiej, bo tam jest Pani zatrudniona.
          - Od września 2018 roku jestem na stałe zatrudniona w Operze Krakowskiej i uważam to za duży sukces. Bardzo rzadko się zdarza, aby osobie zaraz po ukończeniu studiów zaproponowano stałą pracę w teatrze operowym.

          Tak się stało dlatego, że z tą Operą współpracowała Pani już w czasie studiów.
          - Będąc na IV roku studiów udało mi się rozpocząć współpracę z Operą Krakowską. Podczas obowiązkowych zajęć na Wydziale Wokalno-Aktorskim Akademii Muzycznej w Krakowie, pracowaliśmy nad operą „Wesele Figara” - W. A. Mozarta, gdzie jako jedna z wielu studentek przygotowywałam partię Suzanny. Jest to bardzo obszerna i niełatwa rola. Nasz rocznik jako pierwszy rozpoczął zajęcia z Maestro Tomaszem Tokarczykiem, kierownikiem muzycznym Opery Krakowskiej.             Zakończeniem projektu był spektakl na scenie Opery Krakowskiej w reżyserii Laco Adamika, w którym zostałam wybrana do zaśpiewania roli Suzanny.
           W trakcie przygotowań do „Wesela Figara” otrzymałam propozycję zaśpiewania partii Lizy w operetce „Hrabina Marica” - Imre Kálmána. Za jakiś czas wystąpiłam w partii Lauretty w „Gianni Schicchi”- G.Pucciniego, a następnie była Norina w „Don Pasquale”- G.Donizettiego (moja ulubiona rola). Dwie ostatnie partie zaśpiewałam, będąc na ostatnim roku studiów. Po ukończeniu nauki w Akademii Muzycznej, otrzymałam propozycję stałej pracy w Operze Krakowskiej.

          Miała Pani szczęście, bo większość teatrów operowych zatrudnia młodych śpiewaków jedynie na potrzeby konkretnego spektaklu, a wcześniej trzeba się zgłosić i wziąć udział w castingu. Nie wiem, czy te same zasady obowiązują solistów etatowych.
          - Będąc solistką Opery Krakowskiej, moim obowiązkiem jest zaśpiewanie spektakli przewidzianych w repertuarze teatru. Jeśli chodzi o dobór obsady do spektaklu, w którym angażowane są osoby będące na etacie, decyzję podejmuje dyrektor muzyczny, reżyser oraz dyrektor naczelny. Oczywiście jest możliwość realizowania się na różnych innych scenach operowych i branie udziału w organizowanych przesłuchaniach, co uważam za pomocne w rozwoju artystycznym śpiewaka.

          Często takie przesłuchania owocują propozycjami w przyszłości. Ktoś nie szuka takiego głosu do danej partii, ale poznał i zapamiętał Pani możliwości wokalne i aktorskie. Realizując następne produkcje może zaproponować Pani konkretne role już w następnych produkcjach. Chcę także zauważyć, że miała już Pani szczęście występować u boku znakomitych śpiewaków i pewnie tym wydarzeniom towarzyszyły dobre emocje.
          - Podczas takich występów, gdy mogę zetknąć się z doświadczonymi artystami i wspaniałymi śpiewakami, zawsze towarzyszą mi pozytywne emocje. Obserwując pracę tych osób podczas prób i spektakli, sama dużo się uczę. Zazwyczaj spotykałam życzliwych ludzi, którzy byli nastawieni przyjaźnie i pomocnie również podczas spektaklu na scenie. Było to dla mnie bardzo ważne – jako dla osoby dopiero rozpoczynającej pracę w teatrze.

           Podczas koncertu, a zwłaszcza podczas spektaklu widzimy i słyszymy solistów zazwyczaj świetnie śpiewających i grających swoje role, w pięknych kostiumach, ale nie zdajemy sobie sprawy, ile trudu i czasu trzeba poświęcić, aby taki spektakl przygotować. Nawet w dniu spektaklu solista musi być w operze dużo wcześniej.
           - Przed spektaklem należy się dobrze wyspać i dobrze zjeść, bo mnóstwo energii potrzebne jest na śpiew i ruch na scenie. W dniu spektaklu nie lubię długo spać. Wolę wstać około ósmej godziny, żeby dobrze rozruszać ciało. Ćwiczenia fizyczne są potrzebne, żeby głos także mógł się rozbudzić. Jest to jednak bardzo indywidualna sprawa, ponieważ część moich znajomych woli w dniu spektaklu przed południem odpocząć, posiedzieć lub poleżeć. Obowiązkiem solisty jest pojawienie się odpowiednio wcześniej w garderobie, ponieważ potrzebna jest odpowiednia charakteryzacja oraz fryzura, trzeba mieć czas na skupienie się i „wejście” w postać. W dniu spektaklu zazwyczaj wolę być dużo wcześniej w teatrze, ok. 2,5 godziny przed rozpoczęciem przedstawienia, aby na spokojnie mieć na wszystko czas.

          Chcę jeszcze zapytać, kiedy zaczęła Pani poważnie myśleć o zawodzie śpiewaczki, bo ukończyła Pani studia techniczne – jak wielu znanych śpiewaków. Studiowała Pani na Wydziale Budownictwa i Inżynierii Środowiska Politechniki Rzeszowskiej. Podejmując te studia, nie myślała Pani chyba o śpiewaniu.
          - Było inaczej. Plany związane z muzyką były mi bliskie, odkąd pamiętam. Po ukończeniu Liceum Ogólnokształcącego w Ustrzykach Dolnych, wiedziałam, że chcę iść na studia muzyczne, ale nie miałam wtedy żadnego przygotowania wokalnego. Pani Barbara Kamińska, wspaniały muzyk, uczyła mnie grać na gitarze i fortepianie. Po maturze po raz pierwszy spróbowałam swoich sił i przystąpiłam do egzaminu wstępnego w Akademii Muzycznej w Krakowie i niestety po pierwszym etapie odpadłam.
          W przerwie następnego dnia przesłuchań, spotkałam panią prof. Monikę Swarowską-Walawską, która powiedziała mi, że absolutnie nie mogę zaprzepaścić mojego potencjału, ponieważ z mojego głosiku można zrobić duży i piękny głos. Profesor Swarowska-Walawska poleciła mi Szkołę Muzyczną II stopnia w Rzeszowie.
          Jeszcze wcześniej mój Dziadzio, który uczył mnie chemii w liceum, polecił mi bardzo przyszłościowe studia inżynieryjne – Inżynieria Środowiska na Wydziale Budownictwa i Inżynierii Środowiska na Politechnice Rzeszowskiej. Poradził, abym tam także złożyła dokumenty „na wszelki wypadek”, gdyby mi nie wyszło ze śpiewem.
          Dlatego rozpoczęłam studia na Politechnice Rzeszowskiej, a będąc na drugim roku studiów rozpoczęłam naukę w Szkole Muzycznej II stopnia w klasie śpiewu. Ponieważ zostałam przyjęta od razu na drugi rok, kończąc studia miałam już ukończoną Szkołę Muzyczną. Przez trzy lata uczyłam się w klasie śpiewu pani Stanisławy Mikołajczyk-Madej, a akompaniował mi pan Janusz Tomecki, z którym mam do dziś świetny kontakt i czasami występujemy razem na różnych koncertach.

           Później pani inżynier rozpoczęła drugie studia.
           - Po ukończeniu Szkoły Muzycznej II stopnia, udało mi się nawiązać kontakt z panią prof. Katarzyną Oleś-Blachą. Podczas nauki na ostatnim roku w Szkole Muzycznej w Rzeszowie wygrałam IV Ogólnopolski Konkurs im. Barbary Kostrzewskiej i pani prof. Katarzyna Oleś-Blacha była w komisji tego konkursu. Po ogłoszeniu wyników podeszłam do Pani Profesor i zapytałam o możliwość konsultacji, bo przez ten cały czas nie porzuciłam silnego pragnienia studiowania śpiewu klasycznego w Akademii Muzycznej w Krakowie.
          Przed egzaminami wstępnymi pani prof. Katarzyna Oleś-Blacha podpowiedziała mi, jaki repertuar mam przygotować na egzaminy wstępne. Tym razem wszystko potoczyło się dobrze i tak jak marzyłam, zostałam studentką Wydziału Wokalno-Aktorskiego Akademii Muzycznej w Krakowie.

           Pani prof. Katarzyna Oleś-Blacha wzięła Panią pod swoje skrzydła.
           - Miałam ogromne szczęście studiować przez pięć lat pod jej kierunkiem – trzy lata trwały studia licencjackie i dwa lata magisterskie. Pani Oleś-Blacha jest nie tylko wspaniałą śpiewaczką, ale również świetnym pedagogiem oraz bardzo życzliwą osobą. Zawsze mogłam liczyć na dobrą radę i wparcie pani profesor. Nie wyobrażam sobie tak wspaniałej współpracy w ciągu całego toku studiów z kimś innym.
           Na studiach mieliśmy sporo zajęć teoretycznych, w tym duży nacisk na naukę języków obcych, ale najwięcej było zajęć praktycznych. Było nas w sumie 15 osób na roku. Studia muzyczne bardzo różniły się od wcześniej ukończonych. Przez to, że było nas tak niewielu na jednym roku, każdy miał indywidualny kontakt z wykładowcami. Zajęcia wymagały niesamowitego skupienia i zaangażowania. Wspaniale wspominam czas spędzony w Akademii Muzycznej w Krakowie i muszę przyznać, że po skończeniu studiów długo brakowało mi wspólnych zajęć i atmosfery panującej na uczelni.

           Wspominała Pani, że w czasie studiów brała Pani udział w spektaklach operowych i koncertach, ale uczestniczyła Pani również w festiwalach połączonych z konkursami. Dla przykładu wymienię III miejsce w Międzynarodowym Konkursie Operetkowym im. Iwony Borowickiej. Takie sukcesy chyba utwierdzają, że wybrało się właściwy kierunek studiów i należy robić wszystko, aby nadal się rozwijać.
          - To prawda, starałam się uczestniczyć w wielu konkursach, jest to bardzo ważny element w rozwoju śpiewaka, bez względu na to, czy otrzyma się nagrodę, czy nie. Konkursy bardzo hartują i umożliwiają pokazanie się przed wpływową komisją. Motywują do poszerzania repertuaru. Na większych konkursach bywają agenci, którzy wybierają osoby, z którymi chcieliby podjąć współpracę i nie zależy to od zdobytego miejsca. Czasami nie przechodząc do finału konkursu, można nawiązać współpracę z agencją.

          Miałam przyjemność oklaskiwać Panią w Kąśnej Dolnej, w spektaklu opery „Carmen” G. Bizeta. Patrząc na Panią uważnie stwierdziłam, że nie ma Pani tremy, bo wszystko było wykonane bardzo swobodnie, zarówno jeśli chodzi o śpiew, jak i stronę aktorską.
          - Na scenie zawsze czuję się bardzo pewnie. Kocham to, co robię i wychodząc na scenę skupiam się na odzwierciedleniu postaci, którą śpiewam. Trema natomiast towarzyszy mi zawsze przed występem. Jest to trema mobilizująca, która moim zdaniem jest potrzebna, aby zmotywować organizm do odpowiedniej koncentracji i wysiłku fizycznego. Będąc na scenie zawsze staram się dawać z siebie wszystko.
          Śpiewając spektakl operowy, często nie ma możliwości bezpośredniego kontaktu z publicznością, co umożliwiają koncerty. Myślę, że sukcesem jest nawiązanie kontaktu pośredniego, gdy poprzez porywający śpiew, autentyczność gry aktorskiej i przekazywanie szczerze emocji granej postaci, oddziałujemy na emocje i reakcje publiczności.

          Wielu nawet bardzo doświadczonych śpiewaków ma osoby, z którymi utrzymuje stały kontakt i w każdej chwili mogą ich poprosić o radę. Pani z pewnością taką osobę ma.
          - Oczywiście, jest to moja Pani Profesor – prof. Katarzyna Oleś-Blacha, z którą zawsze mogę porozmawiać o różnych wątpliwościach i problemach związanych ze stroną wokalną.
           Drugą taką osobą jest także prof. Ryszard Karczykowski, do którego co roku jeżdżę na kursy wokalne do Radziejowic. Jest to ta sama szkoła wokalna.
Młodemu śpiewakowi często trudno samemu zadecydować, czy może się już podjąć wykonania danej partii. W obecnym świecie śpiewaków jest tak dużo, że każda propozycja jest kuszącą szansą na pokazanie się w różnych miejscach. Bardzo często pojawia się problem, czy wybrać najlepszą dla siebie partię, czy jednak zaryzykować i wybrać partię, która jeszcze nie jest dla mnie, ale umożliwia mi pokazanie się na większej scenie. Na szczęście mam kogo się poradzić.

           Z panią prof. Katarzyną Oleś-Blachą pracujecie razem w Operze Krakowskiej i w każdej chwili można zapytać o radę, a ponadto połączyła panie przyjaźń.
          - To prawda, ale pani Kasia przez całe studia była dla mnie ogromnym autorytetem i nadal jest. Przez ogromny szacunek, jakim ją darzę, ciężko jest mi się przełamać, aby zwracać się do pani Katarzyny tak samo, jak do innych koleżanek.

          Pewnie zdarza się Pani czasem wygospodarować wolny czas na odwiedzanie rodziny w Ustrzykach Dolnych. Czy dawni sąsiedzi, znajomi, koleżanki szkolne, interesują się Pani zawodowymi sukcesami?
          - Owszem, zawsze jak wracam do domu, to spotykam się z dużym zainteresowaniem, a nawet podziwem ze strony tych osób. Zawsze jest mi bardzo miło, kiedy słyszę, że ludzie cieszą się, że znana im osoba z małego miasteczka – Ustrzyk Dolnych, ma szansę rozwijać się i występować na dużej scenie.

           Poznała Pani blaski i cienie zawodu śpiewaczki. Nadal Pani uważa, że to był właściwy wybór?
           - Tak. Jestem pewna, że wybrałam dobrze. Miałam taki okres w życiu, że przestałam mieć na co dzień do czynienia z muzyką i ze śpiewem. Było to po ukończeniu szkoły muzycznej II stopnia, gdy został mi ostatni rok studiów w Rzeszowie. Wtedy zdałam sobie sprawę, że mimo sukcesów na studiach i w życiu prywatnym, zawsze będzie mi brakowało tego pierwiastka muzyki. Śpiew jest dla mnie niesamowicie ważny i musi mieć miejsce w moim życiu.

           Niedawno założyła Pani rodzinę. Czy mąż interesuje się Pani pracą i może Pani liczyć na jego wsparcie?
           - Bardzo się interesuje i bardzo mnie wspiera, pomimo, że nie jest muzykiem. Zawsze mogę z nim porozmawiać o wszystkim, co jest związane z moim zawodem. Jest na każdym moim spektaklu, szczególnie tych śpiewanych po raz pierwszy. Wsparcie z jego strony jest dla mnie niezwykle ważne.

          Na razie cierpliwie znosi wszystko, nawet w dniu spektaklu?
          - Dokładnie tak. W tym sezonie miałam szczęście śpiewać duże role. Była to niesamowicie rozwijająca, ale również bardzo odpowiedzialna praca. Mój mąż to rozumie i cierpliwie znosi wszystkie moje zachcianki.

           Czy interesuje Panią jeszcze coś poza muzyką, a jeśli tak, to czy jest na to czas?
           - Moją drugą ogromną pasją jest taniec. Przed rozpoczęciem pracy w operze, przez dwa lata miałam okazję tańczyć w Zespole Pieśni i Tańca Ludowego „Krakowiacy” w Krakowie i równocześnie w Zespole Tańca Ludowego „Bandanki” w Ustrzykach Dolnych, który prowadzi moja mama. Bardzo mi brakuje tańca, ale mam tyle obowiązków, że nie jestem w stanie chodzić regularnie na próby, a to w zespole tanecznym jest niezbędne. Poza tym, swoją pasję taneczną mogę wykorzystać w niektórych spektaklach w Operze, jak np. „Hrabina Mariza”- I. Kalmana, „Zemsta nietoperza”- J. Straussa, czy „Kandyd”- L. Bernsteina. Bardzo lubię role, w których jest dużo ruchu na scenie.

          Teraz będzie trochę czasu na odpoczynek, ale za kilka tygodni zaczną się próby i nowe wyzwania.
           - Już nawet wiem, że w połowie września będę mieć spektakl wyjazdowy w Sanoku w ramach Festiwalu im. Adama Didura. Opera Krakowska wystawi tam operę „Don Pasquale”- G. Donizettiego, a ja wystąpię w roli Noriny.
Serdecznie Państwa zapraszam.

          Może znajdzie się czas na rozmowę. Dziękuję, że przyjechała Pani do Rzeszowa i poświęciła Pani sporo czasu na miłą rozmowę, którą czytelnicy „Klasyki na Podkarpaciu” przyjmą życzliwie.
          - Ja również bardzo dziękuję.

Z Panią Paulą Maciołek - solistką Opery Krakowskiej rozmawiała Zofia Stopińska 12 czerwca 2019 roku w Rzeszowie

YOUNG ARTS MASTERCLASS - Krosno

30.06 - 11.07.2019 KROSNO

TURNUS PIERWSZY 30.06 - 05.07.2019

Jakub Jakowicz - skrzypce (Uniwersytet Muzyczny Fryderyka Chopina w Warszawie, Polska)
Barnabas Kelemen - skrzypce (The Ferenc Liszt Academy of Music, Węgry)
Piero Massa - altówka (Conservatorio Statale di Musica E. R. Duni, Włochy)
Anna Barnaś - wiolonczela ( Akademia Muzyczna im. Karola Szymanowskiego w Katowicach, Polska

TURNYS DRUGI O5 - 11.07.2019

Andrzej Grabiec - skrzypce (Katherine G. McGovern College of the Arts at the University of Houston, USA)
Szymon Krzeszowiec - skrzypce (Akademia Muzyczna im. Karola Szymanowskiego w Katowicach, Polska)
Yuri Zhislin - altówka ( Royal College of Music, Wielka Brytania)
Mats Lidström - wiolonczela (Royal Academy of Music, Wielka Brytania)

YOUNG ARTS MASTERCLASS to nowa jakość edukacji muzycznej w Polsce! Łączymy ze sobą tradycyjne dla kursów mistrzowskich doskonalenie solowego repertuaru, z radością współpracy w orkiestrze kameralnej. Stawiamy na jakość, otwartość na nowe aspekty muzyki oraz praktyczne podejście do nauczania i rozwoju artystycznego.
U nas nie tylko będziesz miał okazje doskonalić swój warsztat gry na instrumencie, ale też nauczyć się jak radzić sobie z wymaganiami jakie stawia przed młodym artystą świat!

Wiecej informacji na http://youngarts.pl/pl/kursy/

Profil kursów na FB:
https://www.facebook.com/YoungArtsMasterclass/

Informacje na temat Festiwalu Young Arts:
http://youngarts.pl/pl/festiwal/

Profil na FB:
https://www.facebook.com/fundacjayoungarts/

Inauguracja Kursów Muzycznych im. Zenona Brzewskiego w Łańcucie

Miejsce: Sala koncertowa FP
Organizator: Filharmonia Podkarpacka
Udział: Płatny
Koszt udziału: 20zł normalny/ 10zł ulgowy


KONCERT INAUGURUJĄCY 45. KURSY MUZYCZNE
IM. ZENONA BRZEWSKIEGO W ŁAŃCUCIE

1 lipca 2019, PONIEDZIAŁEK, GODZ. 19:00

ORKIESTRA SYMFONICZNA FILHARMONII PODKARPACKIEJ
MASSIMILIANO CALDI - dyrygent
TOMASZ STRAHL - wiolonczela
MARIA WŁOSZCZOWSKA - skrzypce

W programie:
E.W. Korngold – Koncert skrzypcowy D-dur op.35
St. Moryto – Koncert wiolonczelowy

POLISH WIND ENSEMBLE i Wacław GOLONKA wystąpią w Mielcu

II koncert 22. Mieleckiego Festiwalu Muzycznego

 POLISH WIND ENSEMBLE i Wacław GOLONKA – organy 

4 lipca 2019, godz. 19.30, kościół MBNP.

Wstęp wolny

* * *
Polish Wind Ensemble – Polski Zespół Instrumentów Dętych zapoczątkował swoją działalność w 2017 roku koncertem podczas Chorzowskiego Festiwalu Muzyki Kameralnej i Organowej – Organy Plus. W 2018 r. orkiestra wspólnie z zespołem „Skaldowie” wykonywał koncert inaugurujący Letni Sezon Turystyczny w Małopolsce organizowany przez Małopolską Organizację Turystyczną.
W skład zespołu wchodzi ok. 25 muzyków. Są to instrumentaliści grający na instrumentach dętych oraz perkusyjnych. W repertuarze znajdują się zarówno utwory muzyki klasycznej jak i rozrywkowej. W jej wykonaniu można usłyszeć znane tematy muzyki filmowej, operetkowej oraz transkrypcje wielu dzieł symfonicznych. Podczas koncertu nie zabraknie nawiązań do Pienin - regionu, z którym zespół jest związany.
Polish Wind Ensemble jest projektem realizowanym przez Fundację Promocji Artystycznej Pro-Classical z siedzibą w Krościenku nad Dunajcem. Działalnością orkiestry kieruje Wojciech Kwiatek- klarnecista, Prezes Zarządu Fundacji Pro-Classical. Nadzór merytoryczny nad wykonywanymi dziełami sprawuje dr hab. Paweł Krauzowicz, prodziekan wydziału instrumentalnego Akademii Muzycznej w Krakowie.

dr hab. Wacław Golonka - organista, absolwent Akademii Muzycznej w Krakowie oraz Hochschule für Musik und Darstellende Kunst w Wiedniu, laureat konkursów organowych w Pradze, Norymberdze i Pretorii. Działalność koncertowa zaprowadziła go do Azji, RPA, Ameryki Północnej oraz wielu krajów Europy. Występował w wielu europejskich katedrach i salach koncertowych. W 1997 r. zagrał serię koncertów w USA, odbył także trzykrotnie tourneé po Republice Południowej Afryki, występując w najważniejszych ośrodkach muzycznych kraju. Wacław Golonka występował jako solista z orkiestrami światowej sławy, np. z orkiestrą Concerto Avenna nagrał koncert organowy Pawła Łukaszewskiego (nagroda Fryderyka 2008). Zrealizował wiele nagrań dla stacji telewizyjnych i radiowych w kraju i za granicą. W 1998 r. telewizja Katowice zrealizowała film o jego działalności p.t: ,,Muzyka dźwięku i przestrzeni”. Jako kameralista współpracuje z wieloma artystami, prezentując muzykę wszystkich epok i stylów. Szerokim polem jego działania jest praca związana z organizacją festiwali muzycznych, na które zaprasza wyróżniających się młodych organistów i kameralistów. Pracuje w Akademii Muzycznej w Krakowie, gdzie prowadzi klasę organów.

Opera jest dla mnie całym życiem

            Pragnę Państwu przedstawić Huberta Zapióra, wszechstronnie wykształconego młodego barytona, laureata prestiżowych konkursów wokalnych, który z coraz większym powodzeniem występuje na scenach polskich i zagranicznych teatrów operowych.
           24 maja 2019 roku mieliśmy okazję oklaskiwać Artystę podczas koncertu plenerowego z okazji 200. rocznicy urodzin Stanisława Moniuszki, który odbył się na dziedzińcu Zamku w Krasiczynie, w ramach 58. Muzycznego Festiwalu w Łańcucie, a w czerwcu pan Hubert Zapiór jest w Krakowie, gdzie występuje w roli Maksymiliana w spektaklach barwnego brodwayowskiego dzieła Leonarda Bernsteina zatytułowanego „Kandyd”.
Rozmowa z panem Hubertem Zapiórem zarejestrowana została po jednej z prób do tego spektaklu.

            Zofia Stopińska: Występ w jednym z koncertów 58. Muzycznego Festiwalu w Łańcucie był formą nagrody dla finalisty 10. Międzynarodowego Konkursu Wokalnego im. Stanisława Moniuszki w Warszawie. Niedługo po tym konkursie wyjechał Pan do Los Angeles, aby uczestniczyć w finale innego prestiżowego konkursu wokalnego i stamtąd przyjechał Pan prosto do Krasiczyna jako laureat II nagrody. Dwa konkursy w tak krótkim czasie były z pewnością ogromnym wyzwaniem i dostarczyły wielu wrażeń.
           Hubert Zapiór: Konkurs Moniuszkowski jest ogromnym wydarzeniem i w związku z 200. rocznicą urodzin Stanisława Moniuszki, a także jego dziesiątą, jubileuszową edycją, budził ogromne zainteresowanie nie tylko w Polsce, ale również za granicą. Występy były transmitowane na żywo, przez cały czas czuliśmy wielką presję.

          Znalezienie się w Finale było wielkim wyczynem.
          - Tak, ponieważ w II etapie znalazło się aż 15 barytonów i każdy śpiewał na bardzo wysokim poziomie. Konkurencja podczas tego konkursu była ogromna.
Czekając na wyniki II etapu wiedziałem, że cokolwiek się stanie, to nie będzie porażki, bo już sam występ w takim gronie był ogromnym sukcesem. Kiedy okazało się, że jestem w finale, ucieszyłem się tak, jakbym ten konkurs już wygrał.
Sam finał był także bardzo trudny. Trwał kilka godzin, śpiewaliśmy z towarzyszeniem orkiestry, koncert był również transmitowany w telewizji.

          Śpiewał Pan pod koniec finału i nie jestem przekonana, czy to była dobra pora.
          - Okazało się, że nie, bo śpiewając tuż przed 22-gą moją drugą arię, czekając półtorej godziny po wykonaniu pierwszej, będąc przez cały czas w stanie gotowości, czułem już ogromne zmęczenie. Nie mogę jednak narzekać, bo każdy uczestnik miał ten sam interwał pomiędzy pierwszą a drugą arią, a sam układ kolejności to już tylko przypadek.
           Uważam, że Jury było w tym roku wspaniałe i cieszę się, że osoby, które realnie decydują o naszym zatrudnieniu, mnie doceniły i zostałem jednym z finalistów oraz laureatem nagród specjalnych.
           Konkurs w Los Angeles to była „zupełnie inna bajka”. Nie było tej presji, bo poleciałem tam od razu na finał, ponieważ pierwsze dwa etapy przeszedłem wcześniej w Nowym Jorku. Wiedziałam, że nie ma żadnej transmisji i towarzyszącej jej „wielkiej pompy”, a konkurs odbywa się w iście wakacyjnym klimacie.
Otrzymałem tam II nagrodę i z zupełnie innym nastawieniem wracałem do Polski.

          W ostatnich latach często Pan uczestniczył w konkursach. Pozwolę sobie wymienić Pana osiągnięcia konkursowe. Zwycięzca The Opera Index Award w The Opera Index Vocal Competition (2018), The Gerda Lissner Foundation Lieder / Song vocal Competition (2018), The Giulio Gari Foundation International Competition (2018), The Cereer Bridges (2018), Pierwszego Miejsca w The Gerda Lissner Foundation International Vocal Competition (2018) oraz Drugiego Miejsca i 3 Nagród Specjalnych, w tym za najlepszą Interpretację Pieśni I. J. Paderewskiego w The Kosciuszko Foundation Marcela Sembrich International Voise Competition w Nowym Jorku (2018), a także Drugiej Nagrody w The Loren L. Zachary Society International Vocal Competition w Los Angeles (2019).
           Czym te osiągnięcia zaowocowały?
           - Faktycznie, konkursów ostatnio było mnóstwo i nie ukrywam, że na początku był to sposób na utrzymanie się w Stanach Zjednoczonych, bo życie i studia w Nowym Jorku kosztują bardzo dużo. Dzięki stypendium i tym konkursom mogłem przetrwać tam mój drugi rok. Zgłaszałem się na każdy konkurs w Nowym Jorku z nadzieją, że może uda się coś wygrać i dzięki temu będę miał środki na życie. Okazało się, że byłem doceniany i zostawałem laureatem ich wszystkich. To był moment zwrotny w mojej edukacji, bo poczułem, że moja technika zaczyna się stabilizować i mogę już na poważnie zająć się zawodową karierą.
           Teraz postanowiłem zwolnić tempo, jeśli chodzi o konkursy. Tegoroczny konkurs w Los Angeles był ostatnim z zaplanowanych i teraz zabieram się do pracy w zawodzie.

           Czas studiów już się zakończył, ale trwał on dość długo i trzeba podkreślić, że pracował Pan bardzo dużo, bo ukończył Pan studia na Wydziale Wokalno-Aktorskim w Uniwersytecie Muzycznym Fryderyka Chopina i chyba jednocześnie studiował Pan w Akademii Teatralnej im. Aleksandra Zelwerowicza na Wydziale Aktorskim.
          - To prawda. Przez trzy lata robiłem to równolegle i to było ogromne wyzwanie. Jak wspominam to z perspektywy czasu, to myślę, że nigdy bym już się nie zdecydował na taki krok.
          W tym roku mija 10 lat mojej edukacji wokalnej. Wszystko zaczęło się w Szkole Muzycznej II stopnia im. Władysława Żeleńskiego przy ulicy Basztowej w Krakowie, a po dwóch latach nauki w tej szkole zostałem studentem Uniwersytetu Muzycznego, rok później rozpocząłem studia w Akademii Teatralnej i przez trzy lata studiowałem na dwóch kierunkach. W trakcie ostatniego roku studiów w Akademii Teatralnej byłem już drugi rok w Akademii Operowej przy Teatrze Wielkim – Operze Narodowej w Warszawie, więc był taki czas, kiedy studiowałem równolegle w trzech różnych instytucjach. Później pojawił się pomysł studiów w Nowym Jorku. W grudniu pojechałem na egzaminy wstępne, dostałem się, wróciłem do Polski i zabrałem się do pracy, bo trzeba było przyśpieszyć zakończenie studiów. Ostatni semestr musiałem zrealizować więc w czasie przedostatniego, napisałem pracę magisterską i obroniłem się w czasie wakacji i we wrześniu, po zakończeniu wszystkich studiów w Polsce, wyleciałem do Nowego Jorku.

          Tam też trzeba było dużo pracować. Ciekawa jestem, jak wyglądały Pana Studia w The Juilliard School w Nowym Jorku.
          - Zawsze dużo pracowałem. Już na pierwszym roku studiów w Warszawie zadebiutowałem w Niemczech i od tamtej pory każdego roku gdzieś występowałem. Podobnie też było w Nowym Jorku. Lecąc tam miałem już podpisany kontrakt na mój debiut w Teatrze Wielkim – Operze Narodowej i po kilku miesiącach przyleciałem do Warszawy, aby wystąpić jako Papageno w „Czarodziejskim flecie”. Do tej roli zostałem przygotowany przez specjalistkę z Metropolitan Opera, gdzie w tym samym czasie przygotowywano tę samą operę Mozarta. Tak jak wielu korepetytorów z MET, jest również na stałe zatrudniona w The Juilliard School. Naprawdę, ciężko wymarzyć sobie lepszą kadrę.
          Po zaśpiewaniu kilku spektakli w Warszawie otrzymałem propozycję na następny sezon i od tamtego czasu mam szczęście regularnie wracać do Teatru Wielkiego – Opery Narodowej. Następny sezon będzie już moim trzecim na tej scenie.

          Stała współpraca nie wiąże się z etatem.
          - W dzisiejszych czasach teatry operowe w Polsce coraz rzadziej zatrudniają młodych śpiewaków na stałe. Mnie udało się podpisać dwuletni kontrakt w Niemczech w Hannover Staatsoper. Zaczynam we wrześniu.

          Jest Pan pod opieką bardzo dobrej londyńskiej agencji Intermusica, która kiedyś opiekowała się znakomitym dyrygentem Stanisławem Skrowaczewskim, a obecnie wśród wielu znanych muzyków są takie znakomitości, jak: Danielle de Niese, The King’s Singers, Midori, Fabio Biondi, Mischa Maisky czy Sir Eliot Gardiner.
          - Tak, od roku jestem w tej agencji i muszę powiedzieć, że wszystko układa się wspaniale. Podpisałem umowę z dwiema agentkami, teraz jedna z nich jest na urlopie macierzyńskim. Dzięki tej współpracy będę debiutował w Bayerische Staatsoper w Monachium na jednej scenie z Placido Domingo i Ailyn Pérez, w „Traviacie” Giuseppe Verdiego. Premiera odbędzie się 28 czerwca, a drugi spektakl 1 lipca.

          Rozmawiamy w Krakowie po jednej z prób do „Kandyda” Leonarda Bernsteina, a kompozytor nazwał to dzieło operetką komiczną. Nie byłam jeszcze na spektaklu w Operze Krakowskiej i ciekawa jestem, czy „Kandyd” wystawiany jest tradycyjnie – zgodnie z intencjami kompozytora?
          - Ciężko powiedzieć, co to znaczy tradycyjnie, w momencie, kiedy opera jest sama w sobie bardzo surrealistyczna i dająca bardzo szerokie pole do interpretacji. Muzyka „Kandyda” jest musicalowo – operowa, to trochę pastisz różnych stylów operowych.
          Moje przygotowania do występów w „Kandydzie” także były szalone, bo próby odbywały się od końca kwietnia. Ja dołączyłem do zespołu na jeden dzień po Konkursie Moniuszkowskim, później poleciałem do Los Angeles, wróciłem na jeden dzień na próby, znów wyjechałem na wspomniany koncert w Krasiczynie i dopiero po nim mogłem zadomowić się w Krakowie.
           Wiele rzeczy, które robię podczas tego spektaklu wykonuję po raz pierwszy na scenie, bo rola Maksymiliana jest bardzo barwna i daje bardzo dużo możliwości, pojawiam się pod różnymi postaciami. Tutaj mogę wykorzystać swoje umiejętności zdobyte podczas studiów aktorskich. Bardzo się z tego cieszę i mam dużą przyjemność z kreowania tej postaci.
          Cieszę się także ze współpracy z Michałem Znanieckim, który jest wspaniałym reżyserem. Każdy śpiewak czuje się komfortowo, ponieważ reżyser jest znakomicie przygotowany i jasno przedstawił nam swoją wizję.

          Stali czytelnicy „Klasyki na Podkarpaciu” mieliby do mnie pretensje, gdybym nie zapytała o początki Pana edukacji muzycznej, bo wiadomo, że pochodzi Pan z niedalekiego Brzeska. Tam się chyba wszystko zaczęło.
          - W Brzesku się wszystko zaczęło i Brzesko nadal ma w moim życiu ogromne znaczenie.

          Wracając do Brzeska myśli pan, że jedzie Pan do domu?
          - Długo studiowałem, dużo podróżuję i tak naprawdę nie wiem, gdzie mieszkam. Większość walizek nadal czeka teraz w moim pokoju w domu rodzinnym na rozpakowanie. Długo niestety tam nie zostaną, bo już za chwilę przeprowadzam się do Hannoveru, ale tak, Brzesko = dom.

          Jak to się stało, że zainteresował się Pan muzyką i śpiewem?
          - Mam trzy starsze siostry. Najmłodsza z nich Justyna śpiewała i grała na fortepianie. Bardzo mi się to spodobało i postanowiłem pójść w jej ślady. Miałem też duże wsparcie ze strony rodziców, ale opera pojawiła się w moim życiu niespodziewanie. Mali chłopcy, marzą raczej, aby zostać strażakiem, policjantem czy piłkarzem a nie śpiewakiem operowym i ze mną było podobnie. Przez chwilę chciałem być nawet nauczycielem WF-u.
          Na ścieżkę opery wszedłem przypadkowo dzięki napotkanym przeze mnie życzliwym osobom. Okazało się, że mam do tego talent, a później zakochałem się w operze i trwa to do tej pory. Opera jest dla mnie całym życiem, a ponieważ jestem pracoholikiem, to bardzo się cieszę, że moja praca jest jednocześnie moją pasją. Cieszę się również, że moja praca powiązana jest z moją drugą pasją – podróżowaniem. To jest piękne i jestem szczęśliwy, że tak dobrze się wszystko układa.

          Co takiego jest w sztuce operowej, że warto dla niej poświęcić wszystko?
          - Jest ona połączeniem wszystkiego, co kochałem jako małe dziecko. Kochałem śpiewać, kochałem być na scenie i występować przed publicznością. Spełniam się w tym. Kiedy podczas studiów aktorskich występowałem na scenie, to zawsze brakowało mi muzyki, a w operze jest jej pod dostatkiem.

          Stając na scenie stara się Pan nawiązać kontakt z publicznością?
          - To zwykle zależy od okoliczności. W spektaklu operowym jestem częścią historii i świata wykreowanego na scenie i całkowicie się w nim zatapiam. Wtedy szansa na kontakt pojawia się dopiero podczas ukłonów. W sytuacji koncertowej, kiedy nie ma ani scenografii, ani kostiumów, a widownia jest oświetlona, kontakt z widzem przychodzi naturalnie i pomaga mi wprowadzić go na ten krótki czas trwania arii czy pieśni, w ten niewidzialny świat.

          Są śpiewacy, którzy przyjmują pomysły reżysera i wszystko im jedno, czy kreując, na przykład, postacie z „Halki”, występują w strojach szlacheckich i ludowych, czy w golfie i marynarce. Są soliści, którzy dyskutują z niekonwencjonalnymi pomysłami reżysera. Co Pan woli?                                                                - Jeśli chodzi o wizję reżysera, kostiumy czy scenografię, to pierwsze projekty powstają na długo przed rozpoczęciem prób z solistami, więc ciężko żebyśmy mieli na to jakikolwiek wpływ. Oczywiście można dyskutować na temat drobnych szczegółów w kostiumie czy reżyserii, ale to również zależy od sytuacji. Przy nowych produkcjach śpiewak jest częścią procesu twórczego i często ma rzeczywisty wpływ na reżyserię. Tak było w kwietniu, kiedy śpiewałem „Don Giovanniego”. Wtedy wszyscy na równi z panią reżyser byliśmy zaangażowani w produkcję i razem szukaliśmy rozwiązań i pomysłów na daną scenę. Jeśli coś nam się nie podobało lub czegoś po prostu „nie czuliśmy” można było od razu zareagować i zaproponować coś innego, w czym np. czuliśmy się bardziej wiarygodni. Z kolei teraz w Krakowie mam świadomość, że dołączam do produkcji, gdzie próby trwają już od kilku tygodni, a ja muszę jak najszybciej nadrobić nieobecność. W takich sytuacjach nie ma czasu na dyskusje. Trzeba zaufać reżyserowi i partnerom na scenie i jak najlepiej wykonać swoją pracę. Niedługo będę debiutował w Monachium i tam sytuacja będzie już ekstremalna. Tamtejsza produkcja „Traviaty” ma już ponad 25 lat. Na jej wznowienie podczas festiwalu będziemy mieli tylko 4 dni, a mój pierwszy raz na tej scenie i z orkiestrą będzie miał miejsce dopiero podczas spektaklu.

            Jest Pan świadomy, że do końca zawodowego życia będzie Pan ciągle ciężko pracował?
            - Oczywiście, to jest ciągła praca nad własnym rozwojem. Moim zdaniem w momencie, kiedy ktoś pomyśli, że już wszystko potrafi i wie, to jest to początek końca, więc to, że zakończyłem właśnie 10-letni okres studiowania, wcale nie oznacza, że skończyłem się uczyć.

           Ma Pan sporo barytonowych partii operowych w repertuarze, z innymi niedługo trzeba się będzie zmierzyć. Trzeba śpiewać wszystko, co może się śpiewać, ale każdy ma swoje upodobania, marzenia.
          Marzę o roli, której w najbliższym czasie na pewno nie zaśpiewam, a może nawet i nigdy, bo nie wiem jak mój głos się rozwinie. Jest to tytułowy Rigoletto w operze Verdiego. Natomiast drugie marzenie jest już bardziej realne, to „Eugeniusz Oniegin” Czajkowskiego – bardzo chciałbym zaśpiewać Oniegina. Wszystkie decyzje repertuarowe trzeba jednak podejmować w zgodzie z własnym głosem. Moją następna duża rola, nad którą teraz pracuję i czuję, że w tym momencie jest idealna dla mojego głosu to Figaro w operze „Cyrulik sewilski” Rossiniego. W najbliższych sezonach będą ją wykonywał na scenach operowych w Niemczech i Norwegii.

          Wspominaliśmy już, że najczęściej w teatrach operowych angażuje się solistów do poszczególnych ról, a to wiąże się z castingami, które są właściwie konkursem.
          - Śpiewacy z ugruntowaną pozycją jak Beczała, Kwiecień, Konieczny czy Ruciński nie muszą już brać udziału w żadnych castingach. Teatry operowe same zabiegają o ich udział w produkcjach. W przypadku młodych śpiewaków, którzy dopiero rozpoczynają karierę, przesłuchania to konieczność i jedyna szansa, aby dać się poznać. Sam w ostatnich dwóch latach zaśpiewałem dla kilkudziesięciu, a może już nawet ponad stu instytucji, agentów, reżyserów itd. Już nie traktuję tego jak konkurs, czy życiową szansę, której, jeśli nie wykorzystam, to będzie to wielki dramat. Często śpiewa się dla kogoś, kto w danej chwili nawet nie poszukuje nawet barytona. Zawsze jednak warto się pokazać, zasiać to ziarenko i poczekać co się stanie. Czasem propozycja może przyjść nawet po roku.
           Właśnie w ten sposób zostałem zaangażowany do Bayerische Staatsoper w Monachium. Nigdy nie miałem specjalnego przesłuchania do tej roli. Zapadłem w pamięć jednemu z dyrektorów po jednym z tych wielu przesłuchań i kiedy pojawiła się odpowiednia dla mnie rola zgłosił się do mojej agencji. Czasem potrzeba po prostu trochę cierpliwości i szczęścia.

          Śpiewak nigdy nie zapomni instrumentu, bo zawsze ma głos – najpiękniejszy instrument, ale jednocześnie trzeba się z tym instrumentem odpowiednio obchodzić.
          - Żaden skrzypek, fagocista czy oboista nie nosi przy sobie swojego instrumentu 24 godziny na dobę tak jak jest to w przypadku śpiewaków. Kończy się koncert czy próba, odkłada instrument do bezpiecznego futerału i to wszystko.
          W naszym przypadku spędzamy z tym instrumentem każdą chwilę i często to, jak śpiewamy, nie zależy tylko od tego, czy jesteśmy zdrowi, ale także od kondycji fizycznej, psychicznej, tego jak spaliśmy czy co jedliśmy – wszystko wokół ma wpływ na nasz głos.

          Każdy instrument można naprawić, ale głos jest trudno naprawić.
          - To jest też przecież bardzo delikatny narząd, którym musimy produkować tysiące pięknych dźwięków. Trzeba o niego bez przerwy dbać i pielęgnować.

          Myślę, że ma Pan osobę, która czuwa nad Pana głosem i radzi, co zaśpiewać.
          - Oczywiście. Jest nią Eytan Pessen, którego poznałem w Akademii Operowej przy Teatrze Wielkim w Warszawie i dzięki niemu, zrobiłem wtedy ogromny wokalny postęp, a także pojechałem na studia do The Juilliard School. Eytan Pessen jest nie tylko moim nauczycielem, ale także mentorem i przyjacielem. Drugą taką osobą jest moja pani profesor Edith Wiens, u której właśnie skończyłem studia w Nowym Jorku.

          Trzeba uważać, co się śpiewa i w jakich warunkach. Podczas koncertu plenerowego w Krasiczynie nie było zbyt dobrych warunków do śpiewania.
           - Było przede wszystkim zimno, padał deszcz. Obserwowałem Olę Kubas, która śpiewała zaraz przede mną i widać było, jak z każdym dźwiękiem z jej ust ulatniała się para. Jak zimą! Śpiewanie w takich warunkach nie jest dobre dla głosu, ale to była wyjątkowa sytuacja, a na scenie jednorazowo nie byliśmy dłużej niż kilka minut. Ja byłem ogromnie szczęśliwy z zaproszenia i z wielką przyjemnością wziąłem udział w tym koncercie.

          Został Pan bardzo gorąco przyjęty przez publiczność i może kiedyś zechce Pan jeszcze na Podkarpaciu zaśpiewać.
          - Oczywiście, bardzo chętnie zaśpiewam jeszcze raz w Krasiczynie, Rzeszowie czy innym mieście, bo południe Polski jest moim domem i jak tylko otrzymuję zaproszenie, staram się zrobić wszystko, aby mój występ był możliwy. Mam taką zasadę, że minimum raz w roku muszę zaśpiewać w Polsce. Stąd jestem, tutaj wszystko się zaczęło, tutaj mam całą rodzinę, poza tym i mam ogromną radość ze śpiewania dla polskiej publiczności, która tak gorąco mnie przyjmuje.
          Marzę także, aby mimo ciągłych podróży i przeprowadzek zawsze mieć w Polsce swój dom. Tutaj chcę mieć miejsce, do którego będę wracał.

Z panem Hubertem Zapiórem - znakomitym młodym śpiewakiem obdarzonym przez naturę pieknym głosem barytonowym rozmawiała Zofia Stopińska 4 czerwca 2019 roku w Krakowie

Brzmienie czterech wiolonczel grających razem jest czymś wyjątkowym

            Polish Cello Quartet jest wyjątkowym zespołem kameralnym, który tworzą czterej wyśmienici wiolonczeliści młodego pokolenia: Tomasz Daroch, Wojciech Fudala, Krzysztof Karpeta i Adam Krzeszowiec. Dlaczego ich wspaniała gra zachwyca i porusza publiczność? Odpowiedź na to pytanie będą Państwo znali po przeczytaniu rozmowy.

            Zofia Stopińska: Znakomici polscy wiolonczeliści - panowie Krzysztof Karpeta i Adam Krzeszowiec to połowa zespołu o nazwie Polish Cello Quartet. Rozmawiamy po koncercie, który odbył się z okazji Jubileuszu 50-lecia Państwowej Szkoły Muzycznej I stopnia w Przeworsku.
           Muszę się przyznać, że po raz pierwszy słuchałam gry tego zespołu na żywo. Pod koniec ubiegłego roku koncertowaliście w Rzeszowie, ale nie mogłam być tego wieczoru w Filharmonii Podkarpackiej i bardzo tego żałuję, a za dzisiejszy koncert serdecznie dziękuję. Bardzo interesujący i rzadko prezentowany program panowie dzisiaj wykonali.
           Adam Krzeszowiec: Bardzo się cieszymy, że mogliśmy wystąpić na tym pięknym jubileuszu. Dziękujemy za zaproszenie. A wybierając utwory na ten wieczór chcieliśmy przede wszystkim pokazać pełnię brzmienia kwartetu wiolonczelowego. Brzmienie czterech wiolonczel grających razem jest czymś wyjątkowym i zawsze podkreślamy, że to jest nasz skarb.

           Już jedna wiolonczela może zachwycić ogromną skalą od najniższego do najwyższego głosu ludzkiego i dlatego jest tak śpiewnym instrumentem
           Krzysztof Karpeta: To prawda, że wiolonczela pokrywa wszystkie skale głosu ludzkiego. Fakt ten chcieliśmy podkreślić, zamieszczając w repertuarze dzisiejszego koncertu pieśń Mieczysława Karłowicza. Było to jednocześnie nawiązanie do Jubileuszu, ponieważ patronem Szkoły Muzycznej w Przeworsku jest właśnie Mieczysław Karłowicz. Mam także nadzieję, że udało nam się pokazać tę piękną cechę wiolonczeli, jaką jest śpiewność.
Po koncercie kilka osób przyznało, iż były zaskoczone, że zamieniamy się partiami. Nie ma u nas stałego prymariusza, tak jak to bywa w tradycyjnych zespołach smyczkowych. Grając na tych samych instrumentach możemy rotować ustawienie zespołu. Każdy z nas ma inną osobowość oraz inny instrument, dzięki temu możemy pokazać różne kontrasty i każdy utwór może brzmieć w odmienny sposób. Oczywiście jeśli wymaga tego kompozycja, nasze cztery wiolonczele mogą również zabrzmieć jak jedna.

           Widać i słychać było, że świetnie ze sobą współpracujecie, bo bez swobody i ogromnego zaufania do scenicznych partnerów, trudno byłoby razem grać.
           A. K.: To prawda, gramy już ze sobą osiem lat i cały czas sprawia nam to ogromną radość. Jesteśmy czwórką przyjaciół i bardzo dobrze czujemy się razem również poza estradą - podczas prób i wspólnych wyjazdów. To bardzo ułatwia pracę w zespole, i jak już Krzysztof wspomniał, nie mamy lidera, tworzymy jeden organizm kwartetu wiolonczelowego.
           K.K.: Wszyscy znamy się od najmłodszych lat. Jesteśmy na ziemi Podkarpackiej, gdzie spędzaliśmy wspólnie sporo czasu podczas wakacji uczestnicząc w Międzynarodowych Kursach Muzycznych w Łańcucie i to także nas połączyło. Znamy się także z różnych innych kursów oraz konkursów, a na niwie prywatnej, jeśli tylko jest okazja i czas, spotykamy się wspólnie z naszymi żonami i dziećmi. Owocem naszego kwartetu jest Międzynarodowa Akademia Wiolonczelowa, którą wspólnie organizujemy przez cały rok, aby przez 10 lipcowych dni móc gościć w Nysie wiolonczelistów z całego świata. To wydarzenie także nas mocno związało.

          Czy dużo jest utworów, które zostały skomponowane z myślą o czterech wiolonczelach?
          A.K.: Szeroko znany repertuar jest niewielki. Ale utworów nieznanych, nieodkrytych lub zapomnianych jest dość dużo i przez te osiem lat wspólnej pracy każdy z nas prowadzi stałe poszukiwania utworów, które wzbogacają nasz repertuar. Rozpoczynając wspólną pracę nie spodziewaliśmy się, że tego repertuaru jest aż tak wiele. Ciągle byliśmy i jesteśmy zaskakiwani efektami naszych poszukiwań, gdyż znajdowaliśmy bardzo wartościowe utwory, których kompozytorów nie znaliśmy.        Zdarzało się też tak, że znaliśmy kompozytorów takich jak: Alfredo Piatti czy Wilhelm Fitzenhagen – to byli wiolonczeliści i kompozytorzy, którzy najprawdopodobniej pisali kwartety wiolonczelowe dla siebie i swoich uczniów lub dla kwartetu wiolonczel, który grał w ramach orkiestry. To są bardzo ciekawe utwory. Warto je odnajdywać, wyćwiczyć i przedstawiać publiczności.
           K.K.: Warto także podkreślić, że nasz kwartet pod względem repertuarowym, działa na kilku płaszczyznach. Jednym nurtem, który od samego początku realizujemy, jest granie oryginalnie napisanych na ten skład kompozycji i odkrywanie ich.
           W czasie naszej działalności udało nam się zainteresować kompozytorów naszym zespołem i mamy w repertuarze coraz więcej utworów napisanych specjalnie dla nas. Większość z nich to bardzo ciekawe dzieła.
           Gramy także nie tylko klasyczną muzykę, np. już dwukrotnie graliśmy na Jazztopad Festival z wielkimi gwiazdami jazzu. Utwory, które wykonaliśmy były specjalnie dla nas częściowo napisane, ale i w dużej mierze improwizowane. Niedawno nagraliśmy także płytę z Izą Połońską i Leszkiem Kołodziejskim z piosenkami Jerzego Wasowskiego i Jeremiego Przybory, w których jest dużo elementów improwizacji.
           Pojawił się także kolejny nurt, którego staraliśmy się wystrzegać pokazując oryginalne dzieła, ale coraz częściej mamy zapytania o transkrypcje utworów. Mogę już chyba zdradzić, że zostaliśmy zaproszeni na jedną z największych imprez wiolonczelowych na świecie - Cello Biënnale w Amsterdamie, gdzie motywem przewodnim edycji festiwalu są właśnie transkrypcje. Dlatego nie wykluczamy w naszym repertuarze również dobrych aranżacji istniejących utworów.

           Od kilku lat Polish Cello Quartet jest jednym z zespołów Narodowego Forum Muzyki we Wrocławiu.
           A. K.: Po trzech latach naszej samodzielnej działalności otrzymaliśmy propozycję, aby zostać zespołem rezydującym w Narodowym Forum Muzyki. Bardzo się cieszymy z tej współpracy, bo dzięki temu można nas tam usłyszeć w każdym sezonie koncertowym. Dzięki pomocy Narodowego Forum Muzyki wydaliśmy także w 2017 roku naszą pierwszą płytę.
           K.K.: Dzięki wsparciu Narodowego Forum Muzyki powstał utwór ma 5 wiolonczel i orkiestrę, który będzie miał swą premierę w przyszłym roku. Jest to kompozycja Mikołaja Góreckiego (syna Henryka Mikołaja Góreckiego) i do naszego kwartetu dołączy prof. Tomasz Strahl. Prapremiera odbędzie się we Wrocławiu w marcu, a tydzień później wykonamy ten utwór w Gdańsku. Towarzyszyć nam będą orkiestry symfoniczne z tych miast.
           Nie mogę zdradzić nazwiska, ale otrzymaliśmy propozycję od pewnej znanej kompozytorki, że zostanie z myślą o nas skomponowany utwór na cztery wiolonczele i zespól instrumentalny lub orkiestrę.
           A.K.: Cieszymy się, że poszerzy się nasz repertuar na duży skład, bo do tej pory występowaliśmy tylko z utworem Krzysztofa Meyera na 4 wiolonczele i orkiestrę kameralną. To bardzo ciekawy, rzadko wykonywany i nieco żartobliwy utwór, który jest współczesnym pastiszem twórczości Luigi Boccheriniego.

           Musimy także powiedzieć więcej o Waszej pierwszej płycie.
           A.K.: Nasza debiutancka płyta ”Discoveries” zawiera starannie wybrane przez nas utwory, które odzwierciedlają nasz repertuar. Szczycimy się też nagraniem Kwartetu na 4 wiolonczele Grażyny Bacewicz. Ten utwór znalazł się na płycie „Kwartet Śląski i Przyjaciele” z utworami Grażyny Bacewicz wydanej przez wytwórnię Chandos. Ta płyta została nagrodzona statuetką Fryderyka w tym roku, w kategorii Najwybitniejsze Nagranie Muzyki Polskiej.

           Trzeba również wyjaśnić dlaczego w tej rozmowie uczestniczą tylko Panowie. Zaraz po koncercie pan Tomasz Daroch i pan Wojciech Fudala musieli szybko wyjechać, bo jutro rano rozpoczynają nowe zajęcia, natomiast Panowie spotykają się jutro z uczniami klasy wiolonczeli w Szkole Muzycznej I st. w Przeworsku.
          K.K.: Dzięki zaproszeniu pana dyrektora Ryszarda Koniecznego i pani Agnieszki Kucab – Weryk, będziemy mieli przyjemność poprowadzić jutro warsztaty dla młodych adeptów gry na wiolonczeli. Jest to ważna część naszej działalności, bo każdy z nas jest wykładowcą akademii muzycznych w różnych miastach. Dlatego, jeśli tylko jest okazja, staramy się spotykać z młodymi ludźmi i dzielić się z nimi radością z grania oraz pomagać im rozwiązywać różne problemy związane z grą na instrumencie. W Przeworsku poprowadzimy warsztaty już po raz kolejny, prowadziliśmy także niedawno warsztaty w Przemyślu. Zawsze bardzo miło wspominamy pobyt na ziemi podkarpackiej. Jesteśmy pod wrażeniem gościnności i dobrej atmosfery, bo otaczają nas tutaj wspaniali ludzie, jest także wielu zdolnych uczniów. Cieszymy się, że możemy tutaj gościć.

           Jesteście zatrudnieni w trzech akademiach muzycznych.
           A.K.: Ja pracuję w Akademii Muzycznej im. Karola Szymanowskiego w Katowicach, Krzysztof uczy w Akademii Muzycznej im. Karola Lipińskiego we Wrocławiu, a Wojtek i Tomek uczą w Akademii Muzycznej im. Grażyny i Kiejstuta Bacewiczów w Łodzi.
          K.K.: Oprócz tego każdy z nas jest koncertmistrzem innej polskiej orkiestry – Adam jest koncertmistrzem w NOSPR, Tomek od przyszłego sezonu będzie jednym z koncertmistrzów Orkiestry „Leopoldinum” we Wrocławiu, Wojtek jest solistą Orkiestry Symfonicznej Filharmonii Wrocławskiej w Narodowym Forum Muzyki, a ja jestem koncertmistrzem Filharmonii Bałtyckiej w Gdańsku.
Mamy dużo obowiązków, ale cieszymy się, że pomimo zapełnionego kalendarza udało nam się przyjechać do Przeworska.

           Jestem pod wielkim wrażeniem Waszego koncertu, podobnie jak wszyscy, którzy go wysłuchali, a dowodem tego była gorąca owacja i prośby o bis. Program nie był łatwy w odbiorze, ale okazuje się, że dobre wykonania muzyki XX wieku, nawet rzadko wykonywanych utworów, zachwycają publiczność.
           A.K.: Zgodnie ze wskazówką gospodarzy, wybraliśmy klasyczny repertuar, który gramy dla wyrafinowanych słuchaczy i takich też mieliśmy tutaj. Publiczność reagowała fantastycznie i przyjęto nas z wielkim entuzjazmem i radością. Planowaną część koncertu rozpoczęła kompozycja belgijskiego twórcy Prospera van Eechaute, a później wykonaliśmy utwory: Alexandra Tansmana, Mieczysława Karłowicza i Kazimierza Wiłkomirskiego, a ogromną przyjemność sprawiło nam wykonanie na bis utworu zatytułowanego „Preghiere per quartto violoncelli”, którą skomponował Luigi Forino – włoski kompozytor przełomu XIX i XX wieku.

           Bardzo dziękuję za koncert i spotkanie. Mam nadzieję, że niedługo będę miała okazję posłuchać Was ponownie.
          K.K.: Zapraszamy na spotkania z nami w lipcu w Nysie i Wrocławiu, gdzie w ramach Akademii Wiolonczelowej odbędzie się kilka wyjątkowych koncertów. Najważniejszy z nich będzie miał miejsce 21 lipca w dużej sali Narodowego Forum Muzyki we Wrocławiu. Będzie to koncert poświęcony znakomitemu kompozytorowi Piotrowi Mossowi z okazji jubileuszu 70-lecia i 50-lecia pracy artystycznej. Podczas tego wieczoru wykonamy specjalnie skomponowany przez Jubilata utwór dla naszej Orkiestry Wiolonczelowej, która powstaje w ramach Międzynarodowej Akademii Wiolonczelowej.
          Jeśli otrzymamy zaproszenie, bardzo chętnie powrócimy także na Podkarpacie.

Ze znakomitymi wiolonczelistami, członkami Polish Cello Quartet – Krzysztofem Karpetą i Adamem Krzeszowcem rozmawiała Zofia Stopińska 6 czerwca 2019 roku w Przeworsku.

Międzynarodowy Festiwal Muzyki Organowej i Kameralnej w Leżajsku

PONIEDZIAŁEK 1 LIPCA 2019 r. godz. 19.00

Tomasz Ślusarczyk - trąbka Daniel Prajzner - organy

Program:

Dietrich Buxtehude (ca.1637-1707) – Toccata in D BuxWV 155
Giuseppe Torelli (1658-1709) – Sonata in D Grave; Allegro; Grave; Allegro; Grave; Allegro
Jan Pieterszon Sweelinck (1562-1621) – Mein junges Leben hat ein Endt
Johann Friedrich Fasch (1688-1758) – Concerto in D Allegro; Largo; Allegro moderato
Georg Böhm (1661-1733) – Vater unser im Himmelreich
Johann Sebastian Bach (1685-1750) – Fantazja i fuga g-moll BWV 542
Jean-Joseph Mouret (1682-1738) – Trumpet Tune Allegro; Allegro cantabile; Allegro

TOMASZ ŚLUSARCZYK
Urodzony w Przemyślu, absolwent Zespołu Szkół Muzycznych w Przemyślu i Akademii Muzycznej w Krakowie (dyplom z wyróżnieniem), od 1991 roku związany był z orkiestrami: Capellą Cracoviensis i Radiową Orkiestrą Symfoniczną, z którą dokonał licznych nagrań dla Polskiego Radia i Telewizji. Współpracuje z wieloma orkiestrami w kraju i za granicą: Orkiestrą Filharmonii Krakowskiej, Orkiestrą Filharmonii Poznańskiej, Orkiestrą Opery i Filharmonii w Białymstoku, Warszawską Operą Kameralną; od 2005 roku współpracuje ze słynną Orkiestrą XVIII Wieku w Amsterdamie. Koncertował jako solista i kameralista na wielu festiwalach w Rosji, Irlandii, Niemczech, na Ukrainie, w Korei i Wielkiej Brytanii. Zapraszany jest do współpracy przez znakomitych muzyków, takich jak F. Bruggen, P. Esswood, Ch. Hogwood, M. Toporowski. Pod jego kierownictwem artystycznym Polska Orkiestra XVIII Wieku dokonała szeregu nagrań muzykaliów jasnogórskich. Zaangażowany jest także w badania źródeł muzyki cerkiewnej na terenach dawnej Rzeczypospolitej. Często zasiada jako juror podczas krajowych i zagranicznych konkursów.

DANIEL PRAJZNER Urodził się w 1984 roku w Przemyślu. Ukończył studia w krakowskiej Akademii Muzycznej w klasie organów prof. Mirosławy Semeniuk – Podrazy (2008, dyplom z wyróżnieniem) oraz w Conservatorium van Amsterdam w klasie organów prof. Pietera van Dijka (2010, Master of music). Wziął także udział w programie Sokrates/ Erasmus, studiując w Hochschule für Musik und Theater w Hamburgu (Niemcy) m.in. w klasie organów prof. Pietera van Dijka oraz w klasie klawesynu prof. Menno van Delfta (2007). Brał udział w mistrzowskich kursach interpretacji prowadzonych przez: Guy Boveta, Klausa Eichhorna, Juliana Gembalskiego, Gerharda Gnanna, Bernharda Haasa, Ludgera Lohmanna, Martina Sandera, Józefa Serafina, Zigmonta Szathmary’ego, Colina Tilney’a, Davida Titteringtona , Marka Toporowskiego, Vincenta Warniera. Jest laureatem Ogólnopolskich Przesłuchań Uczniów Klas Organów w Częstochowie, XIV Międzynarodowego Konkursu Młodych Organistów w Opavie, w Czechach (wyróżnienie), III Europejskiego Konkursu Organowego w (Castellana Grotte), we Włoszech (I nagroda), IV Międzynarodowego Konkursu Organowego im. Mikaela Tariverdieva w Moskwie i Kaliningradzie w Rosji (wyróżnienie i nagroda specjalna fundacji De Boni Arte „Za najlepszą interpretację muzyki sakralnej”.  Za osiągnięcia artystyczne otrzymał kilka znaczących nagród stypendiów, były to m.in.: stypendium Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego „Młoda Polska” (2006), Nagroda Promocyjna Volksbank Paderborn – Höxter „Młodzi Twórcy w Europie 2006”. Koncertował w kraju i za granicą: w Holandii, Japonii, Litwie, Niemczech, Norwegii, Rosji i Szwajcarii. Od 2007 roku jest pracownikiem Katedry Organów Akademii Muzycznej w Krakowie. Na swej macierzystej uczelni uzyskał stopień doktora sztuki w dziedzinie sztuk muzycznych, w dyscyplinie artystycznej: instrumentalistyka (2017). Działalność dydaktyczną prowadzi równolegle w Zespole Państwowych Szkół Muzycznych im. Artura Malawskiego w Przemyślu, posiadając tam własną klasę organów. Jest również organistą kościoła pw. bł. Anieli Salawy w Krakowie oraz pomysłodawcą, autorem koncepcji programowej i organizacyjnej, prezesem zarządu Salezjańskiej Szkoły Organistowskiej w Przemyślu, reaktywowanej w 2018 roku.

SMYCZKI NA WOJCIECHU - LETNIE KONCERTY KAMERALNE W KROŚNIE

Smyczki na Wojciechu to cykl letnich koncertów muzyki kameralnej odbywających się w zabytkowym kościółku św. Wojciecha w Krośnie. Atmosfera i sprzyjająca koncertom akustyka miejsca, repertuar oraz wirtuozerskie wykonania co roku są zachętą dla coraz liczniej przybywającej publiczności.

Miejsce: Kościół pod wezwaniem św. Wojciecha Męczennika, ul. Korczyńska 18A
Termin: 28 czerwca 2019 (piątek), godzina 19.00

Cracow Guitar Quartet

Miłosz Mączyński - gitara
Joanna Baran-Nosiadek - gitara
Łukasz Dobrowolski - gitara
Mateusz Puter - gitara

Program:

J.S. Bach - Koncert brandenburski nr 3 cz. 1

Debussy - Reverie

Grieg - Pieśń Solvejgi, Taniec Anitry

Brouwer - Krajobraz kubański w deszczu

Bellinati - Baiao de Gude

Machado - Catira, Ciranda, Frevo

Cracow Guitar Quartet powstał w 2006 roku i współtworzą go artyści związani z Krakowem: dr Miłosz Mączyński (prowadzący klasę gitary w Akademii Muzycznej w Krakowie), Joanna Baran-Nosiadek, Łukasz Dobrowolski oraz Mateusz Puter. Zespół bierze udział w wielu projektach muzycznych w Polsce i za granicą, występuje na najbardziej prestiżowych festiwalach muzyki gitarowej, prowadzi lekcje mistrzowskie dla młodych wirtuozów tego instrumentu, ma na swoim koncie nagrania dla Polskiego Radia i Telewizji (w tym rejestrowany koncert w studiu Polskiego Radia). W 2009 roku otrzymał I nagrodę na XII Międzynarodowym Konkursie Gitarowym w Ile De Ré we Francji. W 2010 roku nakładem CM Records ukazała się płyta zespołu „From Ballet to Tango”, ukazująca piękno i bogactwo muzyki tanecznej od Renesansu do współczesności, od Europy po Amerykę Południową, od arcydzieł mistrzów po pełne uroku formy oparte na muzycznym folklorze, a wszystko to w nowym, intrygującym brzmieniu czterech gitar klasycznych. Płyta zyskała znakomite recenzje w polskiej i zagranicznej prasie muzycznej. W 2017 roku zespół zdobył Grand Prix V International Master Competition for Music Teachers w Warszawie, a w maju 2018 roku III nagrodę w międzynarodowym konkursie 15th Altamira Gorizia Guitar Competition we Włoszech. Obecnie Cracow Guitar Quartet uważany jest za czołowy polski zespół muzyki gitarowej.

Międzynarodowe Kursy Muzyczne w Łańcucie

          Mieszkańcy Łańcuta już się przyzwyczaili, że zawsze w lipcu rozbrzmiewa tam muzyka, a w centrum miasta spotykają młodych ludzi z instrumentami. To uczestnicy Międzynarodowych Kursów Muzycznych im. Z. Brzewskiego, którzy przyjechali, aby pod kierunkiem znakomitych mistrzów doskonalić swe umiejętności.
           Przybliżymy Państwu tę wspaniałą „Letnią Szkołę Muzyczną” wspólnie z panem Krzysztofem Szczepaniakiem – prezesem „Stowarzyszenia Międzynarodowe Kursy Muzyczne im. Zenona Brzewskiego w Łańcucie” i przewodniczącym Komitetu Organizacyjnego tych Kursów.

           Zofia Stopińska: Przed nami kolejne, pracowite jak poprzednie, Kursy, ale jednocześnie będzie to szczególna, bo 45. edycja.
           Krzysztof Szczepaniak: Zbliża się 45. edycja, ale nie organizujemy specjalnych jubileuszy, nie podkreślamy w sposób wyjątkowy tej okrągłej rocznicy. Będziemy kontynuować działalność tak samo, jak w latach ubiegłych. Myślę, że Jubileusz świętować będziemy dopiero za pięć lat.

          Przyjeżdżają do Łańcuta młodzi ludzie, którzy uczą się grać na instrumentach smyczkowych, chociaż nie tylko, aby doskonalić swą grę na instrumencie pod kierunkiem mistrzów, ale Organizatorzy proponują im także wiele innych atrakcyjnych zajęć, które wpływają na ich rozwój muzyczny.
          - Może najpierw odniosę się do tej małej dygresji, że nie tylko smyczkowcy. Faktycznie, poszliśmy trochę dalej, to już nie tylko wiolinistyka, ale także inne instrumenty strunowe – harfa i gitara.
           Harfa powraca w tym roku wraz z nową prowadzącą ten instrument Helgą Storck, która przyjedzie do nas z Niemiec. Jest zainteresowanie harfą i odpowiadamy na nie. Podobnie jest z gitarą. Nie chcemy być konkurencją dla innych znanych i uznanych kursów gitarowych w Polsce.
Na naszych Kursach dominują: skrzypce, altówka, wiolonczela i kontrabas.
           W naszej ofercie dajemy przede wszystkim możliwość indywidualnego kształcenia podczas spotkań uczestników z mistrzami, a ponadto także możliwość rozwijania swych umiejętności pod okiem znakomitych pedagogów w zakresie gry w zespołach kameralnych i orkiestrze. Proponujemy jeszcze możliwość kształcenia słuchu. Pojawiają się także różne propozycje dotyczące, na przykład, umiejętności panowania nad własnym ciałem, nad tremą, także możliwości eliminowania zagrożeń związanych z postawą wiolinisty przy instrumencie, bo ta postawa wymusza często określoną pozycję, która nie zawsze jest korzystna, szczególnie dla kręgosłupa.

           Od lat organizujecie także kursy dla nauczycieli, którzy uczą grać na instrumentach smyczkowych.
           - Pedagodzy Kursów starają się także spotkać z nauczycielami, którzy uczestniczą w naszym kursie metodycznym, ale nie tylko. Zapraszamy na te spotkania także studentów uczelni artystycznych, których w przyszłości będzie interesowała także problematyka metodyki nauczania oraz rodziców, którzy uczestniczą jako osoby towarzyszące w naszych Kursach. Zapraszamy ich na spotkania z naszymi wybitnymi pedagogami, którzy mają codziennie wykłady trwające około 2 godzin, na różne tematy, o bardzo szerokiej problematyce.
           Pojawia się tu postać naszego znakomitego krytyka muzycznego – pana Józefa Kańskiego, którzy przybliża sylwetki i dokonania najwybitniejszych twórców światowej wiolinistyki, ale pojawiają się także pedagodzy, którzy dzielą się swoimi spostrzeżeniami na temat warsztatu pracy, metodyki nauczania gry na instrumencie, rozwiązywania określonych problemów technicznych, a także czasem różnych dywagacji związanych z pogranicza sztuki i innych dziedzin życia społecznego.
           O tym, że są tam poruszane bardzo istotne i ciekawe tematy, a jak bardzo ciekawe – najlepiej świadczy fakt, że z okazji 45. edycji naszych Kursów wydajemy w tym roku kolejny „Zeszyt łańcucki”, w którym umieściliśmy te wszystkie wykłady. Pedagodzy po spotkaniach z uczestnikami kursów metodycznych napisali te swoje przemyślenia. Mamy możliwość zaprezentowania ich, co stanowi swoisty dorobek naukowy naszych Kursów. To jest także bardzo ważne i cenne.

            Termin zgłoszeń z pewnością już minął.
             - Wprawdzie zawsze podkreślamy, że należy deklarować swój udział w Kursach do końca czerwca, ale jeżeli ktoś przyjedzie nawet w lipcu, to nie odmówimy. Zawsze gdzieś znajdziemy miejsce dla spóźnialskich, aczkolwiek nie namawiam do czekania na ostatnia chwilę, dlatego, że możliwość wyboru pedagoga w tym momencie praktycznie przestaje istnieć.

            Aktualnie w Łańcucie jest już dość rozbudowana baza hotelowa i gastronomiczna.
            - Poprawiła się baza hotelowa i jeśli popatrzymy na to przez pryzmat 18-tysięcznego miasteczka – można nawet powiedzieć, że jest bogata. Dla nas jednak w dalszym ciągu ostoją w zakresie tego, co Anglicy nazywają accommodation, są kwatery prywatne. Mieszkańcy Łańcuta oferują swoje pokoje, zapraszają do siebie i najwięcej naszych uczestników zamieszkuje w tych kwaterach. Pojawiają się także osoby, które stać na wynajęcie łańcuckich hoteli i pensjonatów. Mamy także do dyspozycji bursę szkolną, która ma poziom schroniska młodzieżowego, ale ze świetną lokalizacją, tuż obok szkoły, ze stołówką. Tam od pierwszych Kursów młodzież mieszkała i ta tradycja dla wielu stanowi ważny element przy wyborze.

           Wiem, że także wielu mistrzów, którzy są wykładowcami Kursów, od lat mieszka tych samych kwaterach prywatnych i nie wyobrażają sobie, aby mogło być inaczej.
           - Mało tego, zaprzyjaźnili się z właścicielami, odwiedzają się nawzajem. Zdarza mi się także spotykać w Łańcucie uczestników naszych Kursów w miesiącach jesiennych lub zimowych. Pytam wtedy, co tu robią, a oni odpowiadają, że zostali zaproszeni na uroczystość rodzinną u osób, u których mieszkali podczas Kursów. To miłe i sympatyczne, że oprócz elementów usługowych, pojawiają się także towarzyskie.

           Zaproszeni na Kursy mistrzowie są wspaniałymi instrumentalistami i doświadczonymi pedagogami.
           - Chcę podkreślić, że dużą satysfakcją dla nas jest fakt, że prawie połowa pedagogów, którzy uczestniczą w naszych Kursach, to są byli nasi uczestnicy. Swoją przygodę z instrumentem rozpoczynali właśnie w Łańcucie.
            Proszę zwrócić uwagę na solistów Koncertu inaugurującego 45. Kursy. Tomasz Strahl przyjeżdżał na nasze Kursy jako uczeń i student, a później pojawił się jako pedagog.
           Marysia Włoszczowska przyjeżdżała ze swoimi rodzicami na Kursy jako malutka dziewczynka i tutaj nauczyła się trzymać w rękach skrzypeczki. Po latach pojawia się na naszych Kursach jako uznana gwiazda. Jest laureatką Konkursu Wieniawskiego i Konkursu Bachowskiego w Lipsku, a wcześniej konkursów Jahnkego, „Małego Wieniawskiego” w Lublinie i innych. I Nagroda w Konkursie Bachowskim w Lipsku jest wielkim osiągnięciem tej Artystki. Trzeba także podkreślić, że na innych konkursach była nagradzana także za wykonania utworów Jana Sebastiana Bacha. Miałem wielką przyjemność i satysfakcję jeździć z Marysią na Kursy Muzyczne do Goch w Niemczech. Później dorosła, ukształtowała się i jako artystka jest znana jest nie tylko w kraju, ale przede wszystkim za granicą.
Zapraszając tak wybitnych solistów, chcemy pokazać uczestnikom Kursów w Łańcucie, co można osiągnąć będąc stałym uczestnikiem naszych Kursów, być na tych Kursach, chłonąć atmosferę Łańcuta i korzystać z „rogu obfitości”, który wylewa się od pedagogów, którzy do nas przyjeżdżają. Oczywiście trzeba mieć talent, a także ćwiczyć, ćwiczyć i ćwiczyć.
             Te osoby potwierdzają moja tezę, którą głoszę zawsze, zapowiadając koncerty, że drogi na estrady świata prowadzą przez salę balową łańcuckiego Zamku i to się potwierdza.
            Natomiast jeżeli chodzi o pedagogów, to słusznie pani zauważyła, że są to nazwiska znaczące w polskiej pedagogice instrumentalnej, ale są to także wielkie gwiazdy nie tylko polskiej estrady. Wymienię tylko kilka nazwisk: Konstanty Andrzej Kulka, Edward Zienkowski, Agata Szymczewska, Tomasz Strahl – to są nazwiska pojawiające się na plakatach koncertów na całym świecie.
            Zapraszając takich mistrzów na Kursy, umożliwiamy kontakt uczestnikom z najwybitniejszymi pedagogami i artystami, a dzięki wieczornym koncertom w Sali balowej Zamku, mają możliwość posłuchania ich gry nie tylko uczestnicy, ale również melomani związani z naszymi Kursami.
Koncerty te odbywają się w przyjaznej atmosferze, bez wielkiego blichtru i szumu kamer telewizyjnych, bez zadęcia w postaci festiwalowych uniesień. Są to spotkania bardziej intymne i kameralne, ale na najwyższym poziomie.

           Inauguracja Międzynarodowych Kursów Muzycznych im. Zenona Brzewskiego w Łańcucie odbywa się zawsze 1 lipca w Filharmonii Podkarpackiej. Wymienił Pan już tegorocznych solistów: Maria Włoszczowska – skrzypce i Tomasz Strahl – wiolonczela, a Orkiestrą Symfoniczną Filharmonii Podkarpackiej dyrygował będzie Massimiliano Caldi.
             Zarówno dyrygent, jak i soliści, to wybitni artyści. O Marii Włoszczowskiej powiedziałem już kilka zdań. Tomasz Strahl to chyba najwybitniejszy współczesny polski wiolonczelista i zarazem dziekan Wydziału Instrumentalnego Uniwersytetu Muzycznego Fryderyka Chopina, laureat wielu konkursów międzynarodowych, artysta doskonale znany na wszystkich scenach. Współcześni kompozytorzy często powierzają mu prawykonania swoich kompozycji na wiolonczelę, a wśród tych utworów jest Koncert wiolonczelowy Stanisława Moryty, który z naszymi Kursami był także bardzo blisko związany. Jako Rektor Uniwersytetu Muzycznego Fryderyka Chopina przyjeżdżał w czasie trwania Kursów do Łańcuta, prowadził także zajęcia z kompozycji i był naszym wielkim przyjacielem.
           Chcemy w ten sposób złożyć hołd już nieobecnemu wśród żyjących Stanisławowi Morycie, wielkiemu polskiemu kompozytorowi, który stworzył przepiękny Koncert wiolonczelowy, a 1 lipca partie solowe wykona Tomasz Strahl – pedagog naszych Kursów.
           Natomiast Maria Włoszczowska wykona bardzo interesujący Koncert skrzypcowy D-dur Ericha Wolfganga Korngolda – austriackiego kompozytora, który większość swego życia spędził w USA. Ten koncert jest rzadko w Polsce grywany i jestem przekonany, że warto przyjść do Filharmonii Podkarpackiej, chociażby ze względu na atrakcyjność tego dzieła, ale także ze względu na solistów.

           Wspominał Pan już, że w czasie trwania Międzynarodowych Kursów Muzycznych w Łańcucie, w sali balowej Zamku odbywają się wspaniałe koncerty w wykonaniu Mistrzów, ale przed szerokim gronem publiczności wystąpią także wybrani uczestnicy.
           Mocno podkreśliła pani słowo wybrani, bo tak faktycznie jest, ale chcę także podkreślić, że traktujemy nasze koncerty nie jako atrakcję pseudo festiwalową, a jako element dydaktyki, umiejętność słuchania muzyki i obcowania z nią.
Dlatego na początku każdego turnusu, do licznie zgromadzonej najmłodszej publiczności w sali balowej łańcuckiego Zamku, kieruję słowa dotyczące tego, jak należy zachować się w sali koncertowej, czego nie wolno robić, jak należy słuchać, jak należy reagować na to, co się dzieje na estradzie. Trzeba młodym ludziom o tym powiedzieć i nawet jeżeli już wcześniej ktoś im o tym powiedział, to nic w tym złego, że im o tym przypominamy.
           Słuchanie gry wielkiego artysty, to jest równocześnie słuchanie utworu w najlepszym wykonaniu, a jeśli dodamy do tego niepowtarzalną atmosferę tych koncertów, to sprawia, że są to dla wszystkich niezapomniane chwile.
           Słuchanie koncertów w sali balowej Zamku w lipcu nie jest łatwe. Sala jest nagrzana, nie ma klimatyzacji, ale to także tworzy niezapomnianą aurę i ludzie często także to pamiętają.
Ta oferta adresowana jest przede wszystkim do uczestników Kursów, cieszy się także dużym zainteresowaniem publiczności. Osoby kochające dobrą muzykę przychodzą na te koncerty, a niektórzy przyjeżdżają z okolicznych miejscowości i z Rzeszowa.
           Powiedziała pani, że wybrani uczestnicy Kursów mogą także wystąpić w sali balowej. Pani prof. Krystyna Makowska-Ławrynowicz - dyrektor artystyczny i naukowy Międzynarodowych Kursów Muzycznych w Łańcucie, wymyśliła formułę swoistej promocji uczestnika Kursów – jest pedagog, który występuje z recitalem i zaprasza do udziału w tym koncercie wybranych swoich uczniów, których uważa za godnych pokazania i tym samym promocji.

           Oprócz tego dwa dni w każdym turnusie należą do młodych.
            - Występuje wtedy orkiestra i wszyscy, którzy w niej grają, mają możliwość zaprezentowania się na estradzie, i niektóre zespoły kameralne. Jest także koncert uczestników, podczas którego z każdej klasy jeden reprezentant wytypowany przez pedagoga ma możliwość wykonania utworu w sali balowej. Ze względu na czas trwania tych koncertów nie pozwalamy na bisy, co zostało zauważone przez prof. Antoniego Cofalika w książce „Ukochałem skrzypce”. Przypomniał mi, że jednemu z wybitnych jego uczniów, mimo kilkukrotnego wywoływania go przez publiczność na estradę, nie pozwoliłem wykonać utworu na bis. Taka jest bowiem zasada tych koncertów i należy jej przestrzegać.

           Organizacja tak wielkiej imprezy jest kosztowna i Kursy są odpłatne, ale uczestnicy pokrywają tylko część kosztów.
           - Każdego roku Międzynarodowe Kursy Muzyczne im. Zenona Brzewskiego w Łańcucie odbywają się pod patronatem Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego, który nadaje odpowiednią rangę imprezie. Jesteśmy także beneficjentami programów operacyjnych Ministra Kultury i to jest swoista forma wsparcia i stypendiowania młodych, utalentowanych polskich muzyków. Nieraz uczestnicy nas pytają, dlaczego są różnice w opłatach pomiędzy polskim uczestnikiem a zagranicznym. Jest tak dlatego, że Minister Kultury i Dziedzictwa Narodowego przyznając nam wsparcie finansowe w ramach programów operacyjnych, wspiera młodego polskiego uczestnika, zmniejszając konieczność opłaty z jego strony o pewną kwotę. Gdyby nie pomoc Ministerstwa Kultury, byłoby nam bardzo trudno te Kursy zorganizować.
            Proszę zwrócić uwagę, że od kilkunastu lat nie podnieśliśmy opłat za nasze Kursy mimo ogromnych wzrostów cen w różnych dziedzinach życia gospodarczego i społecznego. Dzięki wsparciu Ministerstwa Kultury oraz pozyskaniu jako partnera Instytutu Muzyki i Tańca, który włączył się w innej formie w nasze działania, i to także jest dla nas bardzo korzystne.
            Chcę także podziękować władzom samorządowym Miasta Łańcuta, które na tyle, na ile mogą, wspierają nas. Nie jest to wielka kwota w stosunku do naszego budżetu, ale każda złotówka jest ważna, a przede wszystkim doceniamy gest, że miasto widzi w tej imprezie ważne wydarzenie artystyczne dla swojego środowiska lokalnego.
           Urząd Marszałkowski wspiera nas poprzez życzliwość Muzeum – Zamku, ale wspierają nas także: Miejski Dom Kultury, Zespół Szkół Technicznych, II Liceum Ogólnokształcące przy ul. Grunwaldzkiej, które użyczają nam swoich pomieszczeń. Dyrektorzy wymienionych placówek to jest krąg dobrych, życzliwych ludzi, rozumiejących znaczenie tej imprezy, która odgrywa bardzo ważną rolę w polskiej edukacji artystycznej.

           Zapraszamy Państwa 1 lipca o 19.00 do Filharmonii Podkarpackiej na koncert inaugurujący 45. Międzynarodowe Kursy Muzyczne im. Zenona Brzewskiego w Łańcucie, a później na wieczorne koncerty do sali balowej Zamku. W drugiej połowie każdego turnusu koncerty odbywają się także w auli Państwowej Szkoły Muzycznej im. Teodora Leszetyckiego w Łańcucie i w sali Kasyna Urzędniczego. Dla Pana lipiec zapowiada się bardzo pracowicie.
           - Może się pani zdziwi, ale w ten sposób spędzam urlopy od wielu lat.

Z panem Krzysztofem Szczepaniakiem, prezesem Stowarzyszenia Międzynarodowe Kursy Muzyczne im. Zenona Brzewskiego w Łańcucie i przewodniczącym Komitetu Organizacyjnego tych Kursów rozmawiała Zofia Stopińska 19 czerwca 2019 roku.

Subskrybuj to źródło RSS