relacje

30 lat Centrum Paderewskiego - „Historia Muzyki według Waldemara Malickiego”

              Podczas drugiego wieczoru kąśnieńską Salą Koncertową Stodoła zawładnął długo wyczekiwany przez melomanów Waldemar Malicki, który wykonał swój autorski program zatytułowany „Historia Muzyki według Waldemara Malickiego”. Artyście towarzyszył kwintet smyczkowy w składzie: Paweł Wajrak - skrzypce, Angelina Kierońska – skrzypce, Karolina Stasiowska – altówka, Anna Podkościelna-Cyz – wiolonczela i Szymon Frankowski – kontrabas.
              Mistrz Malicki wystąpił w podwójnej roli – pianisty i prowadzącego koncert. Długo można by było opowiadać o różnych pomysłach i ciekawych wątkach tego wieczoru. Jednym z nich były improwizacje na temat utworu Jeana-Paula-Égide Martiniego "Plaisir d'amour". Propozycje pana Waldemara prowadziły nas od epoki muzyki renesansu, baroku, klasyki, po Ravela i współczesnych twórców. Kolejnym tematem improwizacji było TANGO.
              Ciekawostką wieczoru, był wykonany przez Zespół "Con Affeto" (w powiększonym składzie), utwór Fryderyka, Augustyna Duranowskiego "Fantazja na tematy polskich tańców " op.9.
Duranowski był synem Polki i francuskiego emigranta Duranda. Żył w latach 1770 - 1834. Był znanym i cenionym w całej Europie skrzypkiem, podziwianym przez młodego Paganiniego.
              Ten koncert spotkał się z równie wielką życzliwością publiczności. Gorące oklaski trwały długo, a później wiele osób pragnęło osobiście podziękować Waldemarowi Malickiemu i dlatego widząc ustawioną za mną kolejkę obiecałam wszystkim, że moja rozmowa z Mistrzem trwać będzie tylko trzy minuty i słowa dotrzymałam.

              Jak Pan wspomina swoje pierwsze pobyty w Kąśnej Dolnej i Tarnowie?
              - Wtedy bywałem tu bardzo często zarówno w Tarnowie, Kąśnej, a nawet w okolicznych mniejszych miejscowościach. To były zupełni inne czasy. Od tamtej pory wiele się zmieniło. Niektóre rzeczy ewidentnie się poprawiły, a niektóre być może utraciliśmy, ale to dotyczy całego pojmowania kultury, sztuki...
Może kiedyś wrócimy do tego pięknego stanu, ale będzie to wynikało z potrzeb i wydaje mi się, że one już się zaczynają tworzyć, czego dowodem jest pełna sala podczas dzisiejszego koncertu.

              Pamiętam jeden z pierwszych, a może nawet pierwszy Pana występ w ramach Festiwalu „Bravo Maestro”. Wystąpiło wówczas trio w składzie: Maestra Wanda Wiłkomirska – skrzypce oraz dwóch rozpoczynających karierę artystów - Tomasz Strahl – wiolonczela i Waldemar Malicki przy fortepianie.
              - Bardzo często można mnie spotkać w różnych miejscach przy fortepianie. Dzisiaj po prostu nie mam tylko bujnej czupryny, ale pozostałe elementy, jak najbardziej działają.

              Grał Pan wtedy w innym stylu.
              - Owszem, wtedy byłem normalnym, przyzwoitym pianistą, ale z czasem człowiek odnajduje w sobie coś z wolności i jest w stanie przekonać do siebie resztę świata, że robi co innego, a ta reszta świata to zaakceptuje. Nie zamierzam się poddawać.

              Sądzę, że w tym, co Pan obecnie prezentuje na estradach bardzo pomocna jest wiedza i umiejętności zdobyte w pierwszych kilkunastu latach działalności.
              - Chcę pani powiedzieć, że przez cały czas zdobywam wiedzę, tylko drążę w różnych kierunkach. Dzisiaj to jest możliwe, bo jest mnóstwo stron internetowych, trzeba się poruszać w różnych językach i można dotrzeć do niezwykłych informacji, które naprawdę zapierają dech w piersiach.
Nie będę zdradzał więcej, bo częścią tych informacji dzielę się ze słuchaczami Programu II Polskiego Radia w soboty o 10.00 rano w audycji „Upiór w eterze”.
Przepraszam, że się tak reklamuję, ale uważam, że słuchając tych audycji dużo się można dowiedzieć o przeróżnych elementach muzyki.

              Miał Pan z pewnością czas, w przerwach trwających od rana prób, zobaczyć Dwór Ignacego Jana Paderewskiego w Kąśnej Dolnej i jego otoczenie w 2020 roku.
              - Jest poprawa nadzwyczajna. Zmienił się cały kraj i Kąśna również. Tu jest po prostu wspaniale. Wszystko jest piękne, funkcjonalne i wygodne – łącznie w wjazdem na teren parku. Mnie zachwyciła także Sala Koncertowa Stodoła, która jest piękna i doskonale brzmi. Jest tu znakomita akustyka i można by ją postawić spokojnie gdzieś nad Loarą lub nad Renem. Jestem pewien, że tam by także zachwycała publiczność i artystów.

              Za rok będzie 25-lecie Festiwalu „Bravo Maestro”, zechce Pan tu przyjechać.
              - Jak zostanę zaproszony i będzie mi towarzyszył zespół z którym dzisiaj grałem, albo inny, równie znakomity, to z przyjemnością przyjadę i może coś ciekawego wymyślimy. Także z przyjemnością spotkam się wtedy z panią i mam nadzieję, że porozmawiamy dłużej.

Zofia Stopińska

30 lat Centrum Paderewskiego - Gala Trzech Dekad

Od 24 do 26 lipca 2020 r. Centrum Paderewskiego w Kąśnej Dolnej świętowało jubileusz 30-lecia działalności. Z tej okazji organizatorzy zaproponowali trzy koncerty:
- Gala Trzech Dekad,
- Historia Muzyki Według Waldemara Malickiego oraz
- Mistrzowski Recital Fortepianowy Ingolfa Wundera.

           Gospodarzami pierwszego wieczoru byli: Anna Woźniakowska oraz Jan Popis znani, cenieni dziennikarze muzyczni związani niemal od początku z koncertami muzyki klasycznej organizowanymi w Kąśnej Dolnej, którzy przybliżyli najważniejsze wydarzenia z 30-letniej historii Centrum. A było co wspominać. Wiele ciepłych słów usłyszeliśmy o działalności poprzednich dyrektorów Centrum, a szczególnie o latach, kiedy prowadziła tę instytucję nieodżałowana pani Anna Knapik.
           W dworku Paderewskiego, czy Sali Koncertowej "Stodoła" występowali tak wspaniali artyści jak m.in. Wanda Wiłkomirska, Krzysztof Jakowicz, Vadim Brodski, Konstanty Andrzej Kulka, Kaja Danczowska, Stefan Kamasa, Janusz Olejniczak, Waldemar Malicki, Ewa Pobłocka, Krzysztof Jabłoński Tomasz Strahl i Klaudiusz Baran.
           Gościło także w Kąśnej pokolenie młodszych wirtuozów: Katarzyna Duda, Janusz Wawrowski, Jakub Jakowicz, Rafał Kwiatkowski, Marcin Zdunik, Mariusz Patyra, Michał Zaborski, Szymon Nehring, Rafał Blechacz czy Robert Morawski.
            W ostatnich latach Centrum Paderewskiego współprowadzone jest przez Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego, a dzięki operatywności obecnego dyrektora Łukasza Gaja, wspomaganego przez władze Powiatu Tarnowskiego, Gminę Ciężkowice i wspaniałego sponsora - Tarnowskie Azoty, jest jednym z najciekawszych ośrodków kulturalnych w Polsce, otoczonym sympatią melomanów i sentymentem artystów.
Takie festiwale jak "Tydzień Talentów", "Bravo Maestro" czy najmłodszy cykl "Viva Polonia" są sztandarowymi imprezami Centrum.
            Ale wracam do przebiegu części muzycznej pierwszego jubileuszowego wieczoru.
Wśród wykonawców przewidywano udział skrzypków Krzysztofa Jakowicza, Wadima Brodskiego, Jakuba Jakowicza oraz pianisty Roberta Morawskiego. Niestety z przyczyn zdrowotnych nie mógł w koncercie uczestniczyć Krzysztof Jakowicz. Maestro przesłał serdeczne gratulacje i pozdrowienia oraz obiecał, że niedługo w Kąśnej wystąpi.
            Cześć muzyczną otworzył Robert Morawski, wykonując brawurowo Polonez A-dur Fryderyka Chopina. Później, wyjątkowo pięknie zabrzmiały w wykonaniu Jakuba Jakowicza i Roberta Morawskiego "Melodia" Ignacego Jana Paderewskiego (utwór został skomponowany na fortepian, a wersję na skrzypce i fortepian opracował Stanisław Barcewicz) oraz , Andante i Allegro z I Sonaty h-moll Johanna Sebastiana Bacha.
            Z kolei Wadim Brodski wraz z Robertem Morawskim wykonali Preludium i Allegro w stylu Pugnaniego Fritza Kreislera, "Medytację" Julesa Masseneta oraz część III Sonaty na skrzypce i fortepian Ignacego Jana Paderewskiego.
Mistrz Wadim Brodski zapowiedział niespodziankę i przywiózł do Kąśnej swoje utalentowanego ucznia - 13-letniego Szymona Krajewskiego, który wykonał niełatwą Chacconę Tomaso Vitalego. Chyba jeszcze większą niespodzianką dla publiczności był fakt, że Wadim Brodski zasiadł przy fortepianie, aby wspólnie wykonać ten utwór.
            W kolejnym ogniwie koncertu Jakub Jakowicz zaprezentował Cierpienia miłości Fritza Kreislera oraz wirtuozowski Polonez A-dur Henryka Wieniawskiego.
Koncert zakończył Vadim Brodski wykonaniem "Introdukcji i Ronda Capriccoso" Camila Saint-Seansa, Zarówno Jakubowi Jakowiczowi, jak i Wadimowi Brodskiemu towarzyszył pianista Robert Morawski.
Długą owacją na stojąco publiczność dziękowała wykonawcom.

Zofia Stopińska

Salezjańskie Lato w Przemyślu ma już dwadzieścia lat! Relacja z Inauguracji

             1 sierpnia 2020 r. w Kościele Salezjanów zainaugurowany został XX Międzynarodowy Przemyski Festiwal Salezjańskie Lato Muzyczne. Zaproszonych gości i zgromadzoną publiczność powitał gospodarz ks. Bogdan Nowak SDB, proboszcz Parafii pw. Świętego Józefa, który także mówił o historii i celach tej imprezy oraz podkreślił rolę współorganizatora Przemyskiego Centrum Kultury i Nauki „Zamek”, a także dyrektorki tej placówki Renaty Nowakowskiej. Oficjalnego otwarcia Festiwalu dokonał Bogusław Świeży, Zastępca Prezydenta Miasta Przemyśla. Program jubileuszowej edycji, która odbywa się pod hasłem „Między Wschodem i Zachodem” oraz wykonawców i utwory koncertu inauguracyjnego przybliżył Tomasz Ślusarczyk, dyrektor artystyczny Festiwalu.

              Wykonawcami koncertu byli: Krzysztof Urbaniak, znakomity organista i klawesynista oraz warszawski zespół puzonów historycznych TROMBASTIC.
Pan Krzysztof Urbaniak popisał się nie tylko mistrzowską grą, ale także ogromną wiedzą ukazując publiczności walory zabytkowych głosów koncertowych organów (39-głosowych), czeskiej firmy Reigera z 1925. Zachwycająco podczas tego wieczoru zabrzmiały m.in. Toccata, Adagio i Fuga C-dur BWV 664 Johanna Sebastiana Bacha, utwór zatytułowany Erwartung Natalii Zanni-Lewankowskiej współczesnej polskiej kompozytorki, który znakomicie konweniował z utworami mistrzów minionych epok oraz Symphonischer Choral „Ach bleib mit deiner Gnade” Sigfrida Karg-Elerta.
TROMBASTIC to jedyny w swoim rodzaju zespół w Polsce grający na historycznych puzonach altowych, tenorowym, basowym i kontrabasowym, a tworzą go Piotr Wawreniuk, Michał Kilian, Piotr Dąbrowski, Robert Krajewski i Roman Miller.
W programie zabrzmiały głównie utwory XVI-wiecznych twórców anonimowych oraz tych, którzy podpisali swoje dzieła m. in.” Mikołaja Zieleńskiego Wacława z Szamotuł i Adama Jarzębskiego.
Zespół podbił serca publiczności znakomitym brzmieniem puzonów (czasami wzbogaconych śpiewem lub instrumentem perkusyjnym), a na zakończenie także brzmieniem trąbki historycznej, bowiem do wspólnego wykonania kilku utworów zaproszony został Tomasz Ślusarczyk, znakomity trębacz, jedyny polski członek Orkiestry Osiemnastego Wieku F. Brüggena.
Na zakończenie wieczoru publiczność powstała z miejsc i podziękowała wszystkim wykonawcom długą owacją.

              Podczas koncertu zachowane zostały wszelkie związane z pandemią obostrzenia obowiązujące przy organizacji koncertów w pomieszczeniach zamkniętych.
Organizatorami XX jubileuszowej edycji są Parafia Salezjanów w Przemyślu oraz
Przemyskie Centrum Kultury i Nauki ZAMEK. 

Tegoroczna edycja zrealizowana
będzie dzięki wsparciu finansowemu Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego,
Instytutu Muzyki i Tańca, Urzędu Marszałkowskiego Województwa Podkarpackiego
oraz Miasta Przemyśla.

Zofia Stopińska

„Śpiew, to najpiękniejsza muzyka na świecie"

Na 98. urodziny Bernarda Ładysza bardzo interesujący artykuł oraz wywiad z Artystą nadesłał do publikacji w Klasyce na Podkarpaciu pan Andrzej Szypuła. Nie mogłam zamieścić go na portalu od razu, gdyż byłam już w Kąśnej Dolnej, gdzie od 24 do 26 lipca odbywały się koncerty z okazji 30-lecia  Centrum Paderewskiego. Jeszcze 24 lipca składaliśmy życzenia urodzinowe Maestro Bernardowi Ładyszowi, a następnego dnia rano odszedł od nas na zawsze. Wybitny śpiewak operowy spocznie na Cmentarzu Wojskowym na warszawskich Powązkach w środę, 5 sierpnia. Ceremonia rozpocznie się o godz. 10:00 i będzie miała charakter państwowy.

Nadesłany artykuł oraz wywiad zawierają wiele informacji i są pięknym wspomnieniem o jednym z najwybitniejszych artystów. Zapraszam do lektury.

 

Andrzej Szypuła

„Śpiew, to najpiękniejsza muzyka na świecie”
98. urodziny Bernarda Ładysza

             Bernard Ładysz – wspaniały bas, ulubieniec publiczności, znakomity odtwórca Borysa Godunowa, rubaszny Skołuba w „Strasznym Dworze”, Filip II i Wielki Inkwizytor w „Don Carlosie”, Mefisto w „Fauście”, Ramfis w „Aidzie”, Ojciec Barré w „Diabłach z Loudun”, Miechodmuch w „Krakowiakach i Góralach”, Tewi w „Skrzypku na dachu” - 24 lipca 2020 roku kończy 98 lat. Z pełnym przekonaniem nadaję mu tytuł króla polskiej sceny operowej, choć może i tytuł cesarza byłby tu całkiem na miejscu. Godzi się tedy poświęcić Jego Wysokości Bernardowi I słów parę, byśmy pamiętali, słuchali i zachwycali się tym niezwykłym artystą, porównywanym w Europie do Wielkiego Szalapina!
             Artysta urodził się w Wilnie, gdzie rozpoczął naukę śpiewu. Studia wokalne podjął po wojnie w Warszawskiej Szkole Muzycznej im. F. Chopina. Pierwsze lata kariery spędził w reprezentacyjnym zespole Domu Wojska Polskiego, natomiast na scenie Opery Warszawskiej zadebiutował rolą Griemina w „Eugeniuszu Onieginie” P. Czajkowskiego w 1950 roku. Jak to się nieraz w teatrach muzycznych zdarza, było to nagłe zastępstwo, do którego artysta musiał się przygotować w pół dnia! Udało się! I tak narodził się dla polskiej sztuki operowej najwybitniejszy polski bas okresu powojennego.
             W 1956 roku artysta wygrał trudny konkurs wokalny w Verceli we Włoszech i odtąd zaczęła się jego międzynarodowa kariera. Otrzymał kontrakt w Teatro Massimo w Palermo, gdzie śpiewał czołowe partie basowe z włoskiego repertuaru. Pod firmą Teatru La Scala odbył tourneé po Republice Federalnej Niemiec, śpiewał partię Rajmunda w „Łucji z Lammermooru” z Marią Callas pod dyrekcją Tuglio Serafina, zachwycał publiczność rolą Borysa Godunowa w Teatrze Wielkim w Moskwie, kreacją Ojca Barré w „Diabłach z Loudun” Krzysztofa Pendereckiego na hamburskiej premierze. Śpiewał w nowojorskiej Cornegie Hall w Stanach Zjednoczonych, w Kanadzie, a w 1983 roku był świetnym odtwórcą roli Tewiego w polskiej premierze „Skrzypka na dachu” w łódzkim Teatrze Wielkim. Znakomicie sprawdzał się w repertuarze rozrywkowym. Z powodzeniem uczestniczył w festiwalach piosenki w Opolu, Zielonej Górze i Kołobrzegu. Artysta wszechstronny, wspaniały śpiewak i aktor, świetny odtwórca ról charakterystycznych. Grał w filmach, m. in. w „Znachorze”, nagrał sporo płyt. 6 maja 2008 roku otrzymał tytuł doktora honoris causa nadany mu przez Akademię Muzyczną im.F. Chopina w Warszawie. Był bardzo wzruszony.
              Prywatnie – szczery, otwarty, życzliwy ludziom, rubaszny i bezpośredni. Mogłem się o tym przekonać podczas wywiadu, jaki prowadziłem z nim na Jego 70. urodziny, w garderobie Teatru Wielkiego w Warszawie, którą miał razem ze znakomitym polskim tenorem Bogdanem Paprockim. Wywiad zatytułowany „Śpiewałem całe życie” ukazał się 24 lipca 1992 roku w dzienniku rzeszowskim „A-Z”. Atmosfera rozmowy była miła, czasem żartobliwa, czasem – pełna gorzkich refleksji. Bo, mimo niewątpliwych sukcesów, życie nie głaskało Mistrza po głowie. A przecież tyle ma w sobie niezwykłego talentu, muzykalności i oddania wielkiej sztuce. Oto tekst wspomnianego wywiadu.

Śpiewałem całe życie”
wywiad z Bernardem Ładyszem

Andrzej Szypuła: Chciałbym prosić Pana o trochę wspomnień. Jak to było na początku, skąd wzięła się u Pana pasja śpiewania?
Bernard Ładysz: Proszę Pana, to nie są przypadki. Jaki ojciec, jaka matka – takie dzieci. U nas w domu wszyscy śpiewali – mama, tata, obaj bracia, z których jeden został skrzypkiem. Tata przez 25 lat nie opuścił ani jednej próby chóru, do którego należał. Zresztą my wszyscy, nazwijmy to – kresowiacy, podobnie jak Ślązacy – jesteśmy bardzo rozśpiewani.

AS: A co się wtedy śpiewało?
BŁ: Urzekały nas przede wszystkim ukraińskie dumki. To była nasza młodość, to się wtedy śpiewało u nas, w domu. No i od którejś tam klasy szkoły powszechnej śpiewałem w chórze – najpierw sopranem, a potem, gdy głos zaczął mi grubieć – w trzecim głosie, najniższym. Od początku też byłem solistą. Dużo śpiewałem w kościele. Brat mój też pięknie śpiewał, więc często chodziłem podsłuchiwać go na występach.

AS: U kogo uczył się Pan śpiewu solowego?
BŁ: Najpierw chodziłem do prof. Siedleckiego w Wilnie. Ja uczyłem się śpiewu dość nietypowo. Nie ćwiczyłem tych wszystkich gam, wprawek, ale od razu śpiewałem pieśni i arie. Pełne zaś, rozumowe uprawianie muzyki zawdzięczam pianiście, śp. Sergiuszowi Nadgryzowskiemu, który – ucząc mnie pieśni Schuberta, Schumanna czy kompozytorów klasycznych – wskazywał na rodzaj potrzebnego dźwięku, elementy muzyczne, a zarazem charakter i sposób interpretacji utworu. Dzięki temu rozwijałem się szybko, poznając muzykę od jej bardzo konkretnej, technicznej i wyrazowej strony. Oczywiście, wszystkie utwory starałem się wykonywać jak najlepiej, wydobywając z nich to, co było w charakterze i stylu epoki i kompozytora, który utwór napisał.

AS: Czy marzył Pan o karierze śpiewaczej?
BŁ: Nigdy nie sądziłem, że będę zawodowym śpiewakiem. Ale może to czas wojny sprawił, że tak się stało... No i tak prześpiewałem całe życie.

AS: Czy lubi Pan muzykę Moniuszki?
BŁ: Proszę Pana, jestem pełen podziwu dla muzyki Moniuszki. Jak piękny jest ten chór z „Halki” pt. „Po nieszporach przy niedzieli...” A ja uwielbiam chóry. To piękna muzyka pod każdym względem. Pan się chórami zajmuje, to Pan to rozumie. Moniuszko, to ogromny talent. Nigdy nie był w górach, a napisał „Halkę”... A więc jak masz talent, to i góralem możesz być. Jak nie masz talentu – nic nie pomoże! To jest to...

AS: Odszedł Pan z Teatru Wielkiego chyba za wcześnie...
BŁ: No cóż... Mówiłem już Panu, że charakter mam otwarty, bezpośredni i jak mi się coś nie podoba, to mówię wprost. A ludzie tego nie lubią. Moja współpraca z człowiekiem krótkowzrocznym, ubogim na uszach i uczuciach, nie była możliwa. Musieliśmy się rozejść. Proszę Pana, my mamy trzy nieszczęścia: złe komponowanie, źli muzycy i źli dyrektorzy. Ci ostatni zwłaszcza doprowadzili do tego, że my mamy sporo teatrów w Polsce, tylko widzów i słuchaczy w nich nie ma!

AS: Jest to pewien paradoks, bo przecież wspaniałych talentów, właśnie muzycznych, nam nie brakuje...
BŁ: Proszę Pana, u nas myśli się o stołkach i stanowiskach, a nie o kulturze. No i ma Pan wynik. My tracimy naszą wielką, polską kulturę, nie tylko muzyczną. A potem okaże się, że nasze życie jest puste... Ja wiem, że teraz jest epoka elektroniki, techniki – ale gdzie muzyka? Człowiek wrażliwy nie może wykonywać muzyki mechanicznie. Musi włożyć własne serce.

AS: Czy oprócz „Krakowiaków i Górali” zobaczymy i usłyszymy Pana w jakimś nowym spektaklu?
BŁ: Krąży po teatrze jakaś plotka, ale nie bardzo mogę jeszcze w tej chwili o tym mówić. Prawdopodobnie wystawimy Żyda [„Skrzypek na dachu” - przyp. AS]. To już byłaby dla mnie taka koronna rola. Mija mi już siedemdziesiątka...

AS: Jest Pan ciągle ulubieńcem publiczności...
BŁ: Chcę Panu powiedzieć, że dużo ludzi z basów śpiewa, ale nie robi kariery. Starają się grubo śpiewać. Ja starałem się zawsze śpiewać miękko, by ten głos nie burczył, nie straszył... Ja nie jestem znowu taki typowy bas. Wie Pan, cerkiewne basy, to są basy! Ja jestem ten śpiewny bas, który ma swoją skalę, wystarczającą do repertuaru, który śpiewa. Ale teraz już mogę być cerkiewny. Mam coraz niższy głos... [tu Bernard Ładysz demonstruje swoje najniższe dźwięki, śpiewając charakterystyczny zwrot „Hospody pomyłuj...”

AS: Czy jest Pan zadowolony ze swojej kariery muzycznej?
BŁ: No cóż, wiele by o tym mówić. Niewątpliwie mogłem inaczej pokierować swoim artystycznym życiem. Ale to przeszłość. Poza tym, proszę Pana, ja się nie liczę. Liczy się muzyka, sztuka, której służę. Dopiero to wszystko razem coś znaczy. A śpiew, to najpiękniejsza muzyka na świecie. Jest tyle pięknej muzyki!

AS: Serdecznie dziękuję Panu za miłą rozmowę.

             Na 87. urodziny Bernardowi Ładyszowi, wspaniałemu Artyście Wszech Czasów, posłałem serdeczne życzenia ze słowami wdzięczności za cudowne chwile szczęścia i głębokich wzruszeń inspirowane Jego Wielką Sztuką. Ku mej radości, otrzymałem uroczą odpowiedź skreśloną ręką małżonki Mistrza, Leokadii, też artystki śpiewaczki, z którą razem śpiewali przecudne duety. A na pocztówce – Car Borys w operze M. Musorgskiego „Borys Godunow” kreowany przez Bernarda Ładysza.

Pożar wielkich organów w katedrze w Nantes

 Marek Stefański: "Tyle zostało dziś po pożarze wielkich organów w katedrze w Nantes! Na szerokości całej ściany, jeszcze do dzisiejszego poranka, rozciągała się potężna organowa fasada..."

Krosno: Inauguracja Festiwalu „Letnie Koncerty w Świątyniach”

           Po długiej przerwie większość melomanów nie może się doczekać spotkań z artystami podczas koncertów. Pod tym względem sezon letni na Podkarpaciu zapowiada się dość skromnie.
Jednym z nielicznych miejsc festiwali, który rozpoczął się 4 lipca w Bazylice kolegiackiej w Krośnie, jest IV Międzynarodowy Krośnieński Festiwal „Letnie Koncerty w Świątyniach”, organizowany przez Regionalne Centrum Kultur Pogranicza w Krośnie.
            Wszelkimi sprawami organizacyjnymi związanymi z pobytem artystów i organizacją koncertów zajmuje się pani Małgorzata Baranowska-Mika, natomiast pieczę artystyczną nad Festiwalem sprawuje profesor Dariusz Bąkowski-Kois, znakomity organista – wirtuoz, pedagog Akademii Muzycznej w Krakowie i Kierownik Katedry Organów w tej uczelni.
            Bazylika kolegiacka Świętej Trójcy jest najstarszą świątynią w Krośnie i z pewnością zaliczyć ją należy do najpiękniejszych budowli w tym mieście. Podkreślić należy, że organy bazyliki farnej są niewątpliwie najcenniejszym instrumentem w Krośnie. Wybudowane zostały w 1909 roku przez austriacką firmę Gebruder Rieger. Instrument posiada 28 głosów rozdysponowanych pomiędzy dwa manuały i pedał (klawiaturę nożną). Wielką jego zaletą jest, że uniknął przebudowy powojennej, dzięki czemu możemy się cieszyć jego oryginalnym, neoromantycznym brzmieniem.
Doskonale brzmią na tych organach dzieła romantyczne i neoromantyczne, ale również zachwycać się możemy utworami wcześniejszych epok.
           Organy są instrumentem bardzo wrażliwym na temperaturę i wilgotność i dlatego wymagają troskliwej opieki. Do koncertu inauguracyjnego przygotowywał organy Bazyliki kolegiackiej w Krośnie pan Albert Kunz, znakomity stroiciel z Akademii Muzycznej w Krakowie.

           Tyle tytułem wstępu, a teraz krótko o koncercie. Zgromadzoną publiczność powitał profesor Dariusz Bąkowski-Kois, a później w kilku zdaniach polecił uwadze program tegorocznej edycji, która zamknie się cyklem czterech koncertów. Zaprosił na kolejne koncerty do Kościoła oo. Kapucynów (25 lipca), jeszcze raz do Bazyliki kolegiackiej (8 sierpnia) i na finał do Kościoła oo. Franciszkanów (16 sierpnia). Artysta przybliżył nam także niezwykle barwny, różnorodny i piękny program swojego recitalu, a później udał się na chór organowy, aby wykonać zapowiedziane utwory.
Wysłuchaliśmy trzech dzieł twórców niemieckich, a były to kolejno:
- Batalla Imperial de 5 ͦ tono – Johanna Kaspara Kerlla;
- Chorał O Mencsch, bewein´ dein´ Sűnde gross BWV 622 – Johanna Sebastiana Bacha;
- Fuga C-dur B-A-C-H H 394 – Carla Philippa Emanuela Bacha (drugiego z synów J. S. Bacha);
- Batalla de 5 ͦ tono – José de Torresa y Martineza Bravo ( hiszpański kompozytor epoki baroku);
- Chorał O Welt, ich muß dich larssen op. 122 nr 11 – Johannesa Brahmsa.
W ostatnim ogniwie recitalu zabrzmiały utwory Ferenca Liszta – jednego z najwybitniejszych twórców romantyzmu:
- Adeste;
- Psallite;
- Tu es Petrus;
- Consolation Des-dur;
- Nun danket alle Gott.
            Profesor Dariusz Bąkowski-Kois decydując się na wykonanie tak trudnego i zarazem efektownego programu, pragnął ukazać publiczności wielkie możliwości i urodę organów Bazyliki kolegiackiej w Krośnie. Wszyscy słuchali w wielkim skupieniu, podziwiając rewelacyjne, wirtuozowskie wykonania. Gromkie brawa rozległy się dopiero po wybrzmieniu ostatniego utworu Ferenca Liszta Nun danket alle Gott i trwały bardzo długo, a kiedy Artysta zszedł z chóru, aby pożegnać się, wszyscy powstali z miejsc, chcąc w ten sposób wyrazić swój zachwyt wirtuozowską grą.
To był wspaniały wieczór i jestem szczęśliwa, że mogłam w nim uczestniczyć.

            Pani Małgorzata Baranowska-Mika przygotowała dla publiczności specjalne programy z repertuarem i krótką notką, w której odnotowane zostały najważniejsze dokonania artystyczne wykonawcy.
Jestem przekonana, że chętnie ją Państwo przeczytają.

Dariusz Bąkowski-Kois
Ukończył studia historyczne na Uniwersytecie Jagiellońskim (1997) oraz Akademię Muzyczną w Krakowie w klasie organów prof. Józefa Serafina (2000, dyplom z wyróżnieniem). Specjalizację w zakresie wykonawstwa francuskiej neoromantycznej symfoniki organowej odbył w ramach studiów podyplomowych w Akademii Muzycznej im. F. Chopina w Warszawie pod kierunkiem kwal. II st. Magdaleny Czajki (2002/2003). Studia podyplomowe kontynuował (2003/2004) w Konserwatorium Wiedeńskim (obecnie: Privatuniversität Wien) w klasie organów Thomasa Schmögnera (także na Wydziale Muzyki Dawnej, z zakresu gry na klawesynie, klawikordzie oraz pianoforte).
             Prowadzi ożywioną działalność artystyczną w kraju i za granicą: koncertował we Francji, Niemczech, Austrii, Szwajcarii, Holandii, Belgii, Norwegii, Szwecji, Estonii, Włoszech, w Rosji, Chinach, Meksyku, a także w Brazylii. Występował z recitalami w tak prestiżowych miejscach, jak Archikatedra św. Piotra w Trewirze, Katedra NMP w Antwerpii, Katedra św. Bawona w Gandawie, Katedra św. Salwatora w Brugii, Katedra św. Marcina w Utrechcie, Grote of Sint-Laurenskerk Rotterdam, Katedra św. Bawona w Haarlem, Grote Kerk NMP w Bredzie, Archikatedra NMP w Moskwie czy Narodowe Centrum Sztuki (NCPA) w Pekinie. W latach 2001-2007 ściśle współpracował z zespołem Capella Cracoviensis, realizując w ramach licznych koncertów partie solowe, a także organo obbligato, czy basso continuo. Był jurorem międzynarodowych konkursów organowych w Rumi i Łodzi oraz licznych konkursów ogólnopolskich.
             Od 1999 jest pracownikiem Katedry Organów Akademii Muzycznej w Krakowie. W 2002 doktoryzował się na Wydziale Historycznym UJ (praca doktorska z zakresu historii mentalności szlachty polskiej początków XVIII wieku). W 2006 uzyskał stopień doktora habilitowanego z zakresu instrumentalistyki (praca habilitacyjna poświęcona zagadnieniom wykonawstwa iberyjskiej muzyki organowej XVII stulecia), zaś w 2013 otrzymał tytuł profesora sztuk muzycznych. W 2014 ukończył na Uniwersytecie Adama Mickiewicza w Poznaniu studia podyplomowe Master of Business Administration - Zarządzanie Szkołą Wyższą. W kadencji władz Uczelni 2012-2016 pełnił funkcję Prorektora ds. dydaktyki i rozwoju kadry Akademii Muzycznej w Krakowie, od 2016 jest Kierownikiem Katedry Organów swej macierzystej Uczelni.

             Organizatorzy serdecznie zapraszają na kolejny koncert w sobotę 25 lipca o 16:30 do Kościoła oo. Kapucynów.
Będzie to koncert kameralny w wykonaniu utalentowanych studentów Akademii Muzycznej w Krakowie, a wystąpią: Aneta Baziak – saksofon, Jakub Kołodziej – baryton, Jakub Kapała – organy i Marcin Kucharczyk – organy.
Gorąco polecam Państwu ten koncert.

Zofia Stopińska

Nowy tomik wierszy "Z parku do parku" Danuty Gałeckej-Krajewskiej

           Gorąco polecamy Państwa uwadze nowiuteńki tomik wierszy zatytułowany „Z parku do parku” autorstwa Danuty Gałeckiej-Krajewskiej, który ukazał się niedawno nakładem Oficyny Wydawniczej Volumen.
Piękne wiersze zainteresują z pewnością nie tylko miłośników poezji.

           Danuta Gałecka-Krajewska urodziła się w 1947 roku w Szczecinie. Ukończyła Wydział Anglistyki na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu.
Debiutowała w „Za i Przeciw” w roku 1968. W latach 1969–1979 była członkiem Koła Młodych przy jedynym istniejącym wówczas Związku pisarzy – ZLP. W latach siedemdziesiątych współpracowała z Polskim Radiem – jej wiersze wielokrotnie trafiały na antenę „Magazynu Studenckiego” oraz niezwykle popularnej w tamtych latach audycji „Popołudnie z Młodością”, PR nadało także dwa słuchowiska jej autorstwa. Wiersze publikowała w „Poezji”, „Nowym Wyrazie”, „Współczesności”, „Almanachu Młodych” (Iskry, 1973), „Wyspie”, kwartalniku literackim SPP „Podgląd” oraz w magazynie poetyckim „Oberon” (2016) w Nowym Jorku.
W 1983 roku ukazał się debiutancki tomik pt. Klatka. W roku 2015 opublikowała tomiki Ślady i Obiecany ark Rozrywki. W 2018 roku Oficyna Wydawnicza Volumen wydała tom pt. Dialogi asymetryczne.

             Więcej o autorce i Jej działalności mogą się Państwo dowiedzieć z wywiadu opublikowanego na portalu „Klasyka na Podkarpaciu” link: https://www.klasyka-podkarpacie.pl/wywiady/item/2419-spotkanie-z-poetka-danuta-galecka-krajewska

Informacje o tomiku znajdą Państwo także na stronie Oficyny Wydawniczej Volumen


Danuta Gałecka-Krajewska
Z parku do parku
Oficyna Wydawnicza Volumen
Warszawa, 2020, s. 92, format 125 x 200, oprawa miękka ze skrzydełkami, ISBN 978-83-64708-77-0

„Każde słowo tych wierszy to otwarcie poruszające wyobraźnię i ożywiające pamięć. W słowie, a więc w wierszu, kryje się dynamika o nieprzewidywalnej energii. To ona sprawia, że wiersze Danuty Gałeckiej-Krajewskiej są wciąż jakby w fazie narodzin, w momencie formowania i kształtowania semantycznego. Świat w tym stanie jest wyzwolony z niewoli czasu. Wszystko, co ma zaistnieć, jest w fazie stawania się. Atemporalność przedstawienia pozwala poetce nabrać głębokiego oddechu. To nie czas upływający „od do”, dyktuje jej krok, ale ona sama o nim decyduje”.
W. Kaliszewski, z recenzji „Wyspa” 2019, nr 1(49)
Patroni medialni książki: Stowarzyszenie Pisarzy Polskich Oddział Warszawa, Odra, Wyspa, Latarnia Morska, Klasyka na Podkarpaciu

Zofia Stopińska

Pasja życia

           Piszę te słowa 30 marca 2020 roku, dzień po śmierci Krzysztofa Pendereckiego. To właśnie 30 marca 1966 roku w romańskiej katedrze w Münster w Niemczech miało miejsce prawykonanie jego „Pasji według św. Łukasza” napisanej do tekstów ewangelicznych.

           W recenzji dla „Ruchu Muzycznego” jego redaktor naczelny Zygmunt Mycielski pisał: „Penderecki sięgnął do tekstów wiecznych, obrośniętych znaczeniem, które nadały im wieki. Koncepcja nowego dzieła Pendereckiego powraca do tego, co nazywam dopowiadaniem myśli muzycznej do końca. Nie ulega żadnej wątpliwości, że jest to istotnie prawdziwa i autentyczna Pasja, już od pierwszego zawołania chóru: O crux. Na rozpiętej oktawie zawołanie to przenika nas dreszczem, jak bachowskie wołanie: Herr, na wstępie Johannespassion. Od tego zawołania, poprzez arie solistów, mówiony tekst ewangelisty, poprzez ogromną ilość partii chóralnych i replik solistów, wszystko jest autentyczną Pasją, ze słowami Chrystusa, zamieszaniem tłumów, trzęsieniem ziemi i rozdarciem zasłony w świątyni.”
          Prawykonanie Pasji w oświetlonej migocącymi świecami i przepełnionej słuchaczami wielkiej katedrze w Münster było prawdziwym świętem muzyki i nadzwyczajnym wydarzeniem trasnsmitowanym przez Westdeutscher Rundfunk. Obsada znakomita: Stefania Woytowicz – sopran, Andrzej Hiolski – baryton, Bernard Ładysz – bas, Rudolf Jürgen Bartsch - ewangelista, trzy chóry mieszane Radiofonii z Kolonii, chór chłopięcy Tölzer Knaben Chor, Orkiestra Symfoniczna Westdeutscher Rundfunk z Kolonii, Henryk Czyż - dyrygent.
          Zygmunt Mycielski ze szczerym podziwem towarzyszył dokonaniom twórczym Krzysztofa Pendereckiego. Obaj panowie darzyli się sympatią i przyjaźnią, obaj pochodzili z Podkarpacia. Muzyka i słowo stanowiły pasję ich życia.
           Z Krzysztofem Pendereckim w jego Europejskim Centrum Muzyki w Lusławicach umawiałem się jesienią ub. roku na rozmowę. Ale już jej nie będzie. Pozostała Jego muzyka, która pozwala nam zrozumieć tajemnicę życia.

Andrzej Szypuła

Najpiękniejsze tanga Astora Piazzolli w wykonaniu Klaudiusza Barana & Con Affetto

           „Tango moja miłość”, tak zatytułowany był koncert, który odbył się 8 marca 2020 roku w Sali zamku Kazimierzowskiego staraniem Przemyskiego Centrum Kultury i Nauki Zamek w Przemyślu.
           Niespodzianką dla większości kobiet, które wybrały się na ten koncert, było powitanie. Pan Wojciech Bakun, Prezydent Miasta Przemyśla, wręczał każdej kobiecie różę, a przedstawiciel firmy kosmetycznej „Inglot” obdarował panie kosmetykami z limitowanej kolekcji Jennifer Lopez.
           Jednak najważniejszy był koncert w wykonaniu Klaudiusza Barana, wybitnego akordeonisty i bandoneonisty, który tym razem grał tylko na bandoneonie, oraz kwartetu smyczkowego „Con Affetto” w składzie: Angelina Kierońska – I skrzypce, Karolina Bartczyszyn-Południak – II skrzypce, Karolina Stasiowska – altówka i Anna Podkościelna-Cyz – wiolonczela.
           Słusznie napisane zostało na programach, że jest to fuzja „męskiego” brzmienia bandoneonu oraz „kobiecej siły żeńskiego kwartetu smyczkowego”, szczególnie w programie niedzielnego wieczoru, który wypełniły najpiękniejsze tanga Astora Piazzolli.
           Koncert rozpoczął się cyklicznym utworem „Five Tango Sensations” złożonym z pięciu tang: „Asleep”, „Loving”, Anxiet”, „Despertar” i „”Fear”.
Kolejne ogniwa stanowiły: „Milonga del Angel”, „Chiquilin de Bachin”, „Adios Nonino”, „Oblivion” oraz „Fuga y Misterio”.
           Wszystkie utwory nagradzane były gorącymi oklaskami, a po zakończeniu ostatniego zerwała się istna burza oklasków i publiczność powstała z miejsc.
Wykonawcy jeszcze raz zachwycili nas wspaniałą kreacją chyba najbardziej znanego utworu Astora Piazzolli zatytułowanego „Libertango”.
Po koncercie pobiegłam szybko za kulisy, aby podziękować wykonawcom i chociaż przez chwilę porozmawiać z Maestro Klaudiuszem Baranem.

            Zofia Stopińska: Cudownie kończy się dla mnie Dzień Kobiet w 2020 roku, bo przed chwilą w Sali Zamku Kazimierzowskiego w Przemyślu wysłuchałam wspaniałego koncertu, a teraz mogę kilka zdań zamienić z głównym bohaterem tego wieczoru i jedynym mężczyzną wśród wykonawców – panem prof. Klaudiuszem Baranem. Dla Pana to był także wyjątkowy wieczór.
            Klaudiusz Baran: Byłem bardzo szczęśliwy już w chwili otrzymania zaproszenia, że tutaj przyjadę 8 marca, bo Podkarpacie słynie z pięknych kobiet.
Nie ukrywam, że jest to dla mnie ogromnie sentymentalna podróż, bo przypominają mi się wydarzenia z dzieciństwa, moja rodzina, moja edukacja – wszystko wiąże się z Przemyślem. Staram się to zawsze podkreślać, jak bardzo jestem dumny, że jestem z Przemyśla.
Zaproszenie do wykonania koncertu w moim mieście w Dniu Kobiet, wypełnionego emocjonalną muzyką związaną z miłością, z uczuciami, było dla mnie szczególnym przeżyciem.

            Koncert miał dla publiczności także walory poznawcze, bo oprócz tego, że słuchaliśmy przepięknej muzyki, wiele dowiedzieliśmy się o bandoneonie, który być może ktoś zobaczył po raz pierwszy, o Astorze Piazzolli, twórcy wszystkich wykonywanych dzisiaj utworów, a wszystko to zostało bardzo ciekawie przekazane, nie miało charakteru wykładu.
           - Starałem się unikać akademickiej formuły, natomiast uważam, że trochę o tej muzyce trzeba opowiedzieć, pomimo, że ona się sama znakomicie broni, ale warto dodać trochę bardzo ważnych elementów – skąd się ona wywodzi, kto był z nią związany i jaka ona jest ważna, bo dotyka takich najbardziej ludzkich uczuć i głębokich ludzkich emocji.

            Czy często wykonuje Pan koncerty poświęcone wyłącznie muzyce Piazzolli?
            - Owszem, na przykład w przyszłym tygodniu będziemy grać pełny koncert z Piazzollą w Filharmonii Śląskiej w Katowicach, ale już z orkiestrą Narodowego Forum Muzyki. Wystąpi ze mną gitarzysta Michał Nagy i wykonamy Koncert podwójny. Wykonamy też koncert Piazzolli na bandoneon solo i orkiestrę smyczkową, i jeszcze kilka bardzo znanych utworów, a wśród nich klasyczne tanga.
            Koncert poprowadzi od pulpitu Christian Danowicz, który ma korzenie argentyńsko-francusko-polskie i ma te utwory „we krwi”. Będzie to powtórzenie koncertu, który odbył się w zeszłym roku we Wrocławiu i odnieśliśmy wówczas ogromny sukces. Sala wypełniona była do ostatniego miejsca, a mieści się tam 1800 osób, i Filharmonia Śląska w Katowicach tak pozazdrościły Wrocławiowi, że zaprosiły nas z tym projektem do siebie. Jeżeli ktoś ma ochotę, to serdecznie zapraszam 13 marca do Sali koncertowej Filharmonii Śląskiej.

           Dzisiaj wystąpił Pan z kwartetem smyczkowym „Con Affetto”, który tworzą kobiety, i występuje Pan z tym zespołem już od dłuższego czasu.
           - Tak, gramy regularnie repertuar, który dzisiaj wykonaliśmy w Przemyślu. Graliśmy także sporo nowszej muzyki i mamy także w planie inne utwory. Podobnie jak publiczność, czujemy, że nasze występy są zderzeniem dwóch emocji: kobiecej i męskiej. Świetnie mi się z nimi muzykuje, bo Astor Piazzolla jest naszą wspólną miłością. Wykonywałem te utwory z wieloma kwartetami, ale uważam, że z „Con Affetto” jest zawsze wyjątkowo.

           Cieszymy się, że występuje Pan dzisiaj w Przemyślu, bo tak naprawdę powinien być Pan w Katowicach, gdzie odbywa się aktualnie wielka gala w NOSPR, połączona z wręczeniem nagród „Fryderyk” w kategorii muzyka poważna. Był Pan pierwszą osobą, która otrzymała tę nagrodę spośród akordeonistów.
           - To prawda i otrzymałem „Fryderyka” za album „Astor Piazzolla – Tango”, nagrany dla wytwórni Sony Classical. Niedługo będę wracał do Warszawy i po drodze będę słuchał transmisji, bo ciekawy jestem losów wydawnictwo PWM „100 na 100 Muzyczne Dekady Wolności”, między innymi z nagranym przeze mnie Koncertem potrójnym Zbigniewa Bargielskiego, które nominowane zostało w dwóch kategoriach: Najwybitniejsze Nagranie Muzyki Polskiej i Album Roku Muzyka Symfoniczna. Będę śledził, czy udało nam się coś zdobyć.

            Nominacje otrzymały także płyty wyprodukowane przez wydawnictwo UMFC.
            - Oczywiście, wśród nominowanych są dwie płyty wydane przez Chopin University Press. Miałem do wyboru – być w Katowicach na Gali , albo zagrać w Przemyślu. Wybrałem koncert w Przemyślu, bo nie mogłem sobie odmówić przyjemności występu w rodzinnym mieście.

           Za mną ustawiła się długa kolejka. Wszyscy chcą Panu podziękować i zamienić chociaż kilka słów, a młodzież przygotowała programy i długopisy z myślą o autografach. Musimy kończyć już rozmowę.
            - Bardzo dziękuję za udział w koncercie i rozmowę, i mam nadzieję, że niedługo się spotkamy.

Wiele osób zrobiło to po koncercie, a ja pozwolę sobie teraz podziękować pani dyrektor Renacie Nowakowskiej i wszystkim pracownikom Przemyskiego Centrum Kultury i Nauki ZAMEK za zaproszenie znakomitych artystów, stworzenie wspaniałej atmosfery i znakomitą organizację tego wieczoru.

Zofia Stopińska

Mistrzowski recital Wojciecha Świtały w Jarosławiu

          Czas szybko biegnie i zainaugurowane 29 lutego 2020 roku IX Dni Muzyki Fortepianowej im. Marii Turzańskiej w Jarosławiu przeszły już do historii, ale pozostały piękne, niezapomniane wspomnienia z koncertów w wykonaniu znakomitych artystów.
          Organizatorami tego wspaniałego święta muzyki są: Centrum Kultury i Promocji w Jarosławiu oraz Zespół Państwowych Szkół Muzycznych w Jarosławiu, gdzie odbyły się wszystkie koncerty.
           Podczas każdej edycji organizatorzy proponują publiczności mistrzowski recital fortepianowy, który jest hołdem i wyrazem pamięci dla Marii Turzańskiej, wybitnej pianistki, założycielki jarosławskiej Szkoły Muzycznej im. Fryderyka Chopina i patronki tego festiwalu.
           W tym roku 5 marca z recitalem wystąpił Wojciech Świtała, wybitny polski pianista i pedagog Akademii Muzycznej w Katowicach.
Po zakończeniu świetnego, koncertu entuzjastycznie przyjętego przez publiczność, prof. Wojciech Świtała zgodził się na rozmowę, którą polecam Państwa uwadze.

           Zofia Stopińska: Chcę Panu serdecznie podziękować za rewelacyjny recital chopinowski, który był piękną kompozycją złożoną głównie z preludiów i mazurkó, pomiędzy które wplecione zostały: Nokturn E-dur, Barkarola Fis-dur i Scherzo b-moll.
          Wojciech Świtała: Zrobiłem taki „przeplataniec”. Preludia op. 28 są generalnie traktowane jako cykl, ale mogą też pełnić rolę utworu wprowadzającego w klimat następnego dzieła, nawet jeżeli są to utwory w odległych tonacjach, chociaż enharmonicznie na przykład Des-dur z Fis-dur bardzo dobrze się kojarzy. Chciałem, aby ten recital składał się z różnorodnych utworów Fryderyka Chopina.

          Często jest Pan proszony o wykonywanie recitali chopinowskich?
          - Tak, tym bardziej, że często występuję w miejscach związanych z Fryderykiem Chopinem – Żelazowa Wola, Warszawa oraz w miejscach gdzie odbywają się różne festiwale chopinowskie. Trzeba kultywować te tradycje, bo muzyka Chopina to nasz największy skarb.

           Trzeba jednak przyznać, że w ostatnich latach na estradach koncertowych coraz częściej rozbrzmiewają także utwory innych polskich kompozytorów i są one także bardzo piękne.
           - To prawda, coraz więcej zapomnianej, wartościowej polskiej muzyki odkrywamy, ale jednak utwory Fryderyka Chopina są ciągle na czele, odrobinę dalej jest Szymanowski, a rówieśnicy Chopina są jednak co najmniej trzy pięterka niżej (śmiech).

           Nie bez powodu jest Pan kojarzony z muzyką Chopina, bo przecież był Pan najlepszym polskim uczestnikiem XII Międzynarodowego Konkursu Pianistycznego im. Fryderyka Chopina w Warszawie w 1990 roku. Otrzymał Pan wtedy nagrodę za najlepsze wykonanie poloneza oraz szereg nagród pozaregulaminowych, które później zaowocowały licznymi koncertami.
          - Najistotniejsze jest, aby zostać zauważonym podczas konkursu, bo jak pani powiedziała owocuje to propozycjami koncertów. W świadomości Polaków pozostaje także „etykietka” chopinisty i uważam, że to jest bardzo przyjemne.

           Pewnie nie wszyscy wiedzą, że jest Pani także znakomitym kameralistą i nie można chyba powiedzieć, że kameralistyka w Pana działalności jest nurtem pobocznym.
           - Tak naprawdę ostatnio moją największą pasją i zajęciem podstawowym jest pedagogika, w której dobrze się realizuję i która stawia sobie inne cele. Prawdą jest także, że granie ze świetnymi muzykami, współtworzenie muzyki sprawia mi ogromną przyjemność. W dodatku łączy się to z inną odpowiedzialnością i możliwością poznania innego repertuaru.
           Bardzo sobie cenię wszystkich swoich współwykonawców, bo zawsze trafiałem na osoby wyjątkowe, które czasami będąc młodymi, dopiero zapowiadającymi się ludźmi, wkrótce rozkwitali. Dla przykładu podam Royal String Quartet – kiedy grałem z nimi po raz pierwszy koncerty Chopina, byli nieznanym kwartetem, który wkrótce zrobił olbrzymią karierę.
Dużo grałem i gram z Kwartetem Śląskim, który od wielu lat jest renomowanym zespołem i gości w największych salach koncertowych Europy.
Piotr Pławner należy do czołówki światowej sławy skrzypków, Szymon Krzeszowiec, prymariusz Kwartetu Śląskiego jest także doskonałym skrzypkiem, a z sopranistką Ewą Iżykowską występowaliśmy z pieśniami Chopina nawet w Paryżu.
          Trudno wymieniać wszystkich znakomitych wykonawców, z którym grałem utwory kameralne, ale podczas pracy ze wszystkimi zdobyłem cenne doświadczenia i nauczyłem się muzycznej pokory, która jest konieczna w uprawianiu muzyki kameralnej. Koncepcję interpretacyjną wykonywanych utworów musimy wspólnie wypracować.

          Przed laty zachwyciłam się płytą nagraną przez Pana z Szymonem Krzeszowcem.
          - Nagraliśmy Sonaty Brahmsa jako bardzo młodzi muzycy, może nawet za młodzi jak na Brahmsa, ale było to dla nas bardzo cenne doświadczenie. Do dzisiaj nie mogę uwierzyć, że podczas jednego koncertu wykonywaliśmy trzy sonaty Brahmsa.

           Należy Pan do niewielu pianistów, którzy chętnie zasiadają przy instrumentach historycznych.
           - To nie jest takie proste. Trzeba je polubić, poznać i nie mieć żadnych uprzedzeń. Trzeba mieć też przywilej zetknięcia się z dobrymi fortepianami, czy nawet pianinami historycznymi. To pierwsze wrażenie jest bardzo ważne. Ja miałem tę przyjemność, że spotkałem Erarda po raz pierwszy w Warszawie. Był to instrument świeżo zakupiony przez Narodowy Instytut Fryderyka Chopina w Warszawie i to była fascynacja od pierwszej chwili.
          Myślę, że dobrze jest, jeśli na tych instrumentach lubią grać tylko niektórzy pianiści, bo to jest obszar bardzo intymny, bardzo niszowy. Jak obserwuję, że teraz prawie każdy pianista jest specjalistą od grania na instrumencie historycznym, to mam obawy, znając pewne osoby z bardzo brawurowych i intensywnych wykonań na fortepianach marki Steinway. Trochę się martwię o fortepian w Żelazowej Woli, który w każdą niedzielę jest traktowany „dosyć poważnie” przez niektórych pianistów, bo Narodowy Instytut Fryderyka Chopina promuje również to wykonawstwo historyczne, zalecając wręcz zagranie jednego z recitali tam.
           Fortepianów historycznych jest niewiele, ale dobrze je znać, dobrze jest zrozumieć, jak ten proces historyczny się kształtował i skąd pochodzi współczesny fortepian.
Z kolei poznanie dobrze tekstu muzycznego Chopina uwiarygadnia go bardziej na instrumencie historycznym, bo wtedy wszystkie uwagi artykulacyjne, dynamiczne są bardzo zrozumiałe.

          Wspomniał Pan o pracy pedagogicznej i jak szybko policzyłam uczy Pan już 22 lata.
          - Tak, to jest kawał czasu i dosyć duże grono absolwentów, którzy z powodzeniem prowadzą działalność koncertową. Jak obserwuję ich rozwój, to czuję satysfakcję.

          Nagrał Pan kilkanaście płyt i kilka z nich zostało uhonorowanych nagrodami fonograficznymi. W latach 2000 i 2005 Pana płyty zostały wyróżnione nagrodą Grand Prix du Disque Frédéric Chopin, zaś w latach 2002, 2009 i 2019 uhonorowane nagrodą „Fryderyk”. W tym roku ogłoszenie nagród odbędzie się 8 marca.
          - W tym roku nie nagrałem żadnej płyty i chociażby dlatego nie otrzymam nagrody „Fryderyk”, a ponadto zostałem zrugany za to, że nigdy nie głosuję jako członek Akademii Fonograficznej i zdaje się, że zrezygnują z mojego uczestnictwa, bo nie jestem karnym „oddawaczem punktów”, a moja filozofia jest taka, że zanim oddam głos na jakąś płytę, to musiałbym przesłuchać wszystkie płyty, które startują w danej kategorii, żeby mieć czyste sumienie, że głosuję na najlepszą płytę, a nie mam na to czasu. Dlatego nie mogę głosować i te Fryderyki przechodzą obok mnie.
          Muszę jednak przyznać, że otrzymanie tej nagrody jest bardzo przyjemne. Ponadto można sobie wpisać tę nagrodę do życiorysu, bo to w naszej polskiej rzeczywistości jest jednak poważane.

          Był Pan zapraszany i koncertował Pan na wszystkich kontynentach, a w Jarosławiu już Pan kiedyś tu występował?
          - Niestety, grałem tu po raz pierwszy i jestem pod wielkim wrażeniem. Piękna sala, piękny instrument, wspaniała atmosfera podczas koncertu. Gratuluję organizatorom i dziękuję za zaproszenie.
           Żałuję, że nie mam czasu zwiedzić miasta i okolic. Przyjechaliśmy dzisiaj, zdążyłem poćwiczyć i zjeść obiad. Jutro musimy z rana wyjechać, bo mam do odrobienia jeszcze zajęcia, których dzisiaj nie mogłem przeprowadzić. Może dzisiaj zobaczymy chociaż piękny, zabytkowy Rynek w Jarosławiu. Nocleg mamy bardzo blisko. Lubię takie niewielkie miasta pełne zabytków.
          Trochę o tym pięknym festiwalu i o jego patronce Marii Turzańskiej, uczennicy Teodora Leszetyckiego, zdążyłem się już dowiedzieć. Jeszcze raz gratuluję organizatorom tej imprezy pomysłu i życzę, aby w następnych latach z powodzeniem mogli kontynuować swoje dzieło

Z prof. Wojciechem Świtałą, wybitnym polskim pianistą i pedagogiem rozmawiała Zofia Stopińska 5 marca 2020 roku po trzecim koncercie w ramach IX Dni Muzyki Fortepianowej im. Marii Turzańskiej w Jarosławiu.

Subskrybuj to źródło RSS