Czuję, że przede mną jeszcze wiele wspaniałych wyzwań
28 listopada 2025 roku, odbędzie się kolejny koncert abonamentowy w Filharmonii Podkarpackiej im. Artura Malawskiego w Rzeszowie. Na program złożą się: Wariacje symfoniczne op. 78 Antonina Dvořáka, Koncert wiolonczelowy a-moll op. 129 Roberta Schumanna i Symfonia e – moll „Odrodzenie” op.7 Mieczysława Karłowicza. Solistą będzie Tomasz Strahl, jeden z najwybitniejszych polskich wiolonczelistów, rektor Uniwersytetu Muzycznego Fryderyka Chopina. Orkiestra Symfoniczna Filharmonii Podkarpackiej wystąpi pod batutą Jiřiego Petrdlika, zaliczanego do najbardziej uznawanych europejskich dyrygentów swego pokolenia.
Miło mi jeszcze przed koncertem zaprosić na spotkanie z prof. dr hab. Tomaszem Strahlem.
Nigdy nie zapomnę znakomitego wykonania Koncertu h-moll Antoniego Dvořaka przez Pana i Orkiestrę Filharmonii Podkarpackiej pod batutą Jiřiego Petrdlika. To było w 2021 roku.
Tym razem przygotowujecie Koncert wiolonczelowy a-moll op. 129 Roberta Schumanna, jedno z najbardziej lubianych i najczęściej wykonywanych dzieł.
W literaturze wiolonczelowej stawiam to dzieło najwyżej, obok koncertów Dvořaka i Elgara. Schumann napisał bardzo trudny koncert, wyprzedzający epokę, ponieważ wykorzystał hiper wysoki i bardzo niski rejestr wiolonczeli, czego wówczas nikt nie stosował. Dość długo ten koncert nie mógł być dobrze wykonany. Pierre Fournier, jeden z najsłynniejszych wiolonczelistów francuskich napisał tak: „nie jestem sobie w stanie wyobrazić, w jakich fatalnych warunkach przebiegało pierwsze wykonanie Koncertu a-moll Schumanna. Wiolonczeliści grali bez nóżki, mieli jelitowe struny i dlatego w górnych rejestrach wiolonczele nie brzmiały”. Koncert odkrył dopiero słynny włoski wiolonczelista Alfredo Piatti, twórca słynnych kaprysów, a później grał go z upodobaniem Pablo Casals, słynny kataloński wiolonczelista.
Koncert a-moll Roberta Schumanna jest dziełem trudnym, ale nigdy się ono soliście nie znudzi, ponieważ treści w nim zawarte są tak głębokie, że można ten koncert grać całe życie i cały czas zgłębiać, co kompozytor chciał przekazać.
Dzieło powstało w październiku 1850-tego roku, w ciągu dwóch tygodni. Miałem możliwość zobaczyć rękopis tego koncertu, bo znajduje się w Uniwersytecie Jagiellońskim. Kiedy Niemcy ewakuowali „Berlinkę” na Dolny Śląsk i zbiory zostały przez polskie władze przejęte po zakończeniu wojny, archiwalia znalazły się w zasobach Biblioteki UJ. W rękopisie dzieła nie ma żadnych skreśleń. Wszystko zapisane zostało „jednym tchem”.
Tak naprawę, po koncertach wiolonczelowych Józefa Haydna, powstał tylko Koncert na fortepian, skrzypce i wiolonczelę C-dur Ludwiga von Beethovena i dopiero Robert Schumann zdecydował się w 1850 roku na skomponowanie Koncertu a-moll. Podobno żaden z wiolonczelistów nie był w stanie zagrać partii solowej i kompozytorowi przegrywał koncert słynny skrzypek Józef Joachim.
Pisał także o trudnościach z wykonaniem tego dzieła w jednej z książek prof. Roman Suchecki, znakomity polski wiolonczelista.
Jest to wspaniały utwór, a wykonałem go po raz pierwszy mając niecałe 17 lat, po Konkursie Wiolonczelistów im. Dezyderiusza Danczowskiego w Poznaniu (1983). To dzieło nieustannie mi towarzyszy. Uwielbiam Koncert a-moll Roberta Schumanna i bardzo się cieszę , że wykonam go w Rzeszowie.
Pamiętam, że podczas poprzedniego Pana koncertu, który prowadził pan Jiři Petrdlik, rozumieli się panowie doskonale, Czy później była okazja do wspólnych występów?
Nigdy już wspólnie nie występowaliśmy i będzie to nasze drugie spotkanie, ale rozumiemy się nadal doskonale. Uważam maestro Jiřiego Petrdlika za dyrygenta wielkiej klasy, który reprezentuje czeskie tradycje. Praga była zawsze bardzo ważnym ośrodkiem muzycznym jeszcze w czasach Mozarta. Premiery wielu dzieł Wolfganga Amadeusa odbyły się w Pradze. Dobrze, że polscy muzycy mają możliwość obcowania z czeska tradycją.
Tomasz Strahl - wiolonczela, fot. z arch. Filharmonii Podkarpackiej
Odnoszę wrażenie, że cały czas poświęca Pan muzyce – koncertom, pracy pedagogicznej, zarządzaniu Uniwersytetem Muzycznym Fryderyka Chopina… Znajduje Pan czas na systematyczne ćwiczenie i przygotowywanie nowych utworów?
Żyję w artystycznej dyscyplinie, bo jak człowiek występuje, to musi ćwiczyć. Wstaję rano bardzo wcześnie, często o siódmej już ćwiczę na wiolonczeli i dzięki temu mam czas. Najgorzej jest jeżeli pozwalamy sobie na nieregularne granie. Nie trzeba ćwiczyć pięciu godzin dziennie, nie można sobie powtarzać, że jak dzisiaj i jutro nie pogram, to się nic nie stanie. Otóż stanie się. Znam przypadki spadku formy u wybitnych wykonawców, którzy nie ćwiczyli po kilka kolejnych dni. Zdaję sobie sprawę z odpowiedzialności i codziennie ćwiczę. Są artyści grający świetnie w wieku 20-tu lat. Są też tacy, którzy maja 50 lat i grają świetnie. Ja zaliczam się do tej drugiej generacji. Jestem przekonany, że czym dalej, to będzie lepiej. Ostatniego słowa na wiolonczeli jeszcze nie powiedziałem i to jest to jest mój wewnętrzny nakaz, wiem, że muszę dotrwać do pewnego wieku. Czuję, że przede mną jeszcze wiele wspaniałych wyzwań, które muszę wypełnić, bo nie zrobiłem tego w młodości.
Teraz realizuję się moje marzenia. W 2024 roku zostałem wybrany na rektora najstarszej i największej uczelni. Ostatnio bardzo często występuję z maestro Antonim Witem, z którym zawsze bardzo chciałem występować. Wiem, że moja gra jest coraz bardziej świadoma i aktualnie gram na wiolonczeli lepiej niż 20 lat temu. To mi daje ogromną motywację do tego, żeby codziennie ćwiczyć. Nie ćwiczę 5 godzin dziennie, ale ćwiczę systematycznie i nie pozwalam sobie na spadek formy. Żyję według przykazań dobrej szkoły mojego mistrza prof. Kazimierza Michalika, która dawała znakomite kompetencje techniczne, luźną technikę prawej i lewej ręki, umiejętności znakomitego kształtowania dźwięku i taka szkoła powoduje, że André Navarra kiedy miał już ponad 70 lat grał znakomicie. Jego artykulację mogą dzisiaj naśladować młodzi wiolonczeliści. Mam motywację i chęć, żeby jeszcze pograć na wiolonczeli co najmniej kilkanaście lat.
Jak często może sobie Pan pozwolić na planowanie koncertów?
Trwający sezon jest bardzo intensywny. Przez cały wrzesień, październik i listopad nie było tygodnia bez koncertu. W grudniu będzie luźniej. Planuję koncerty z rocznym wyprzedzeniem. Teraz już odcinam kupony mojej wcześniejszej pracy. Nie czekam kiedy zadzwoni telefon, a on dzwoni. Nie zabiegam o koncerty, a one się pojawiają. Staram się do tych koncertów przygotowywać się jak najlepiej i nie biorę wszystkich koncertów oraz kursów. Pewne rzeczy jednak ograniczyłem. W związku z zarządzaniem uczelnią musiałem je ograniczyć. Nie udzielam konsultacji w szkołach. Ograniczyłem kursy mistrzowskie – jadę tylko latem do Łańcuta i zimą do Lusławic. Uważam, że z wiekiem powinniśmy trochę oszczędzać nasze siły. Ja już swoje, jeżeli chodzi o pracę u podstaw zrobiłem. Był taki czas, kiedy jeździłem do wielu miast, do wielu szkół muzycznych jak doktor Judym, aby „zasiać” dobrą technikę. To się udało, bo z tych ośrodków wyszli bardzo zdolni ludzie, ale teraz pole do działania zostawiłem moim młodszym kolegom.
Pochodzi Pan z rodziny o tradycjach muzycznych. Ojciec był bardzo dobrym skrzypkiem i dyrygentem. Słyszałam, że Pan rozpoczynał także jako skrzypek.
Tato rozpoczynał karierę jako skrzypek, a potem założył Filharmonię w Jeleniej Górze i był bardzo dobrym dyrygentem i dyrektorem. Ja gram na wiolonczeli od 7-mego roku życia, czyli 52 lata. Wcześniej przez rok uczyłem się grać na skrzypcach, ale nie polubiłem tego instrumentu i rodzice postanowili, że spróbuję na wiolonczeli. Był to dobry pomysł, bo szybko robiłem postępy.
Czekamy na rozpoczęcie ostatniego w listopadzie koncertu abonamentowego, który odbywa się jeszcze w roku jubileuszowym Filharmonii Podkarpackiej, ponieważ pierwszy koncert Rzeszowskiej Orkiestry odbył się 29 kwietnia 1955 roku. Bardzo się cieszymy, że pod koniec tego roku wystąpi Pan jako solista, tym bardziej, że dawno Pan w Rzeszowie nie występował.
Cztery lata nie było w Rzeszowie. To w życiu artysty bardzo długi okres.
Tomasz Strahl - wiolonczela i Łukasz Chrzęszczyk - fortepian podczas koncertu w sali balowej Muzeum-Zamku w ramach Międzynarodowych Kursów Muzycznych w Łańcucie, fot. lykografia.pl
Pamiętam jak prof. Zenon Brzewski po raz pierwszy przedstawiał Pana w roli profesora Kursów, mówiąc, że klasę wiolonczeli poprowadzi Tomaszek Strahl.
To był wyraz empatii Profesora. Miałem wtedy 25 lat. W ostatniej chwili odmówił przyjazdu zagraniczny wykładowca i prof. Brzewski zaproponował mi zastępstwo. Tak zostało, od tamtej pory co roku jestem w lipcu w Łańcucie.
Nie pamiętam Pana w roli uczestnika łańcuckich kursów.
Dwukrotnie byłem uczestnikiem tych kursów. Najpierw miałem lekcje z prof. Milošem Sádlo, a za drugim razem u Ivana Monigettiego.
W ostatnich latach często w ramach koncertów w ramach cyklu „Mistrz i uczeń”, zaprasza Pan swoich najzdolniejszych kursantów.
Robią tak także inni pedagodzy tych Kursów. Młodym artystom potrzebna jest obecnie taka pomoc, bo dzisiaj z promocją, czyli wejściem na rynek muzyczny jest niezwykle trudno. Mamy świetne szkoły muzyczne, ale rynek muzyczny: profesjonalne koncerty, filharmonie, towarzystwa muzyczne, festiwale, jest trochę hermetyczny. Można wygrać kilka konkursów w kraju i nie zostać zauważonym. Naszym obowiązkiem jest dać tym ludziom szanse zaistnieć.
Uniwersytet Muzyczny Fryderyka Chopina stał się miejscem częstych koncertów w wykonaniu młodych muzyków.
Wczoraj odbył się koncert dwóch studentów naszego Uniwersytetu. Skrzypek Antoni Figurski i wiolonczelista Artur Mycroft z Orkiestrą Symfoniczną UMFC pod batutą Marcina Nałęcz-Niesiołowskiego, wykonali Koncert podwójny na skrzypce i wiolonczelę a-moll op. 102 Johannesa Brahmsa. Sala wypełniona była publicznością, która entuzjastycznie przyjęła wykonawców. Tak jak obiecywałem nasze sale koncertowe są otwarte dla studentów. Uniwersytet stał się nie tyko szkołą dydaktyczną, ale również filharmonią. Cieszę się , że w zeszłym roku odwiedziło nas ponad 25 tysięcy melomanów. W ostatnim roku doktoraty honoris causa nadane zostały trzem wybitnym muzykom i pedagogom: prof. Antoniemu Witowi, prof. Krzysztofowi Jakowiczowi i prof. Stefanowi Kamasie. Chcemy, aby przyszłe pokolenia studentów wiedziały kim byli, aby mieli świadomość, że wybitnymi studentami i absolwentami tej uczelni byli m.in.: Fryderyk Chopin, Karol Szymanowski, Witold Lutosławski, Grażyna Bacewicz, Ignacy Jan Paderewski, Zygmunt Noskowski, Ludomir Różycki i wielu innych.
Nastał czas, że znakomici pedagodzy UMFC prowadzą także ożywioną działalność koncertową.
Studenci chętnie garną się do pedagogów, których mogą słuchać na estradach koncertowych. Podkreślę, że połącznie dydaktyki z działalnością koncertową nie jest łatwe, ale jest możliwe. Pomimo niżu demograficznego mieliśmy ostatnio 1075 kandydatów, na niektóre specjalności cztery razy więcej niż mogliśmy przyjąć.
Bardzo dziękuję za rozmowę i mam nadzieję, że nie będziemy na ponowny koncert w naszej Filharmonii czekać zbyt długo. Już dzisiaj możemy zapewnić, że w lipcu tego roku wystąpi Pan z recitalem w Łańcucie.
Tak, czas bardzo szybko leci, w Łańcucie wystąpię za siedem miesięcy. Bardzo się także cieszę na dzisiejszy wieczór w Filharmonii Podkarpackiej. Serdecznie zapraszam.
Zofia Stopińska



