Wydrukuj tę stronę
Rozumieją się nadzwyczajnie i kochają razem grać
Kaja Danczowska - skrzypce, Justyna Danczowska - fortepian fot. Paweł Zapendowski-Bitka

Rozumieją się nadzwyczajnie i kochają razem grać

          Tegoroczna Rzeszowska Jesień Muzyczna zakończyła się wspaniałym recitalem Kai Danczowskiej – jednej z najwybitniejszych polskich skrzypaczek. Artystka wystąpiła z córką Justyną Danczowską, która jest znakomitą, niezwykle utalentowaną pianistką.
          Gorącymi brawami na stojąco rzeszowscy melomani dziękowali za wspaniały występ wykonawczyniom finałowego koncertu. W programie znalazły się: Preludium i Rondo z Partity G. Bacewicz, Sonata na skrzypce i fortepian P. Glassa oraz Sonata na skrzypce i fortepian F. Say’a. Pomimo, że są to mało znane utwory, rzeszowska publiczność przyjęła je entuzjastycznie, a jej owację Artystki nagrodziły bisami i tak usłyszeliśmy: Humoreskę A. Dvořàka, Kujawiaka a – moll H. Wieniawskiego oraz Poemat Z. Fibicha.
           Cokolwiek napiszę o wirtuozerii Maestry Kai Danczowskiej, zabrzmi banalnie. Była rewelacyjna. Justyna Danczowska to wspaniała pianistka i kameralistka, zachwycająca znakomitą techniką, a zarazem delikatnym, subtelnym brzmieniem. Trudno sobie wyobrazić lepsze zwieńczenie III Rzeszowskiej Jesieni Muzycznej.

Dla mnie ten koncert miał ogromne wartości poznawcze, bowiem oprócz bisów jedynym utworem, który znałam, była Partita na skrzypce solo Grażyny Bacewicz, ale tak wspaniale wykonanych skrajnych części (Preludium i Rondo) tego dzieła, które rozpoczęły rzeszowski recital, nie słyszałam nigdy. Nigdy też nie słyszałam na żywo Sonaty na skrzypce i fortepian Fazila Say’a, tureckiego kompozytora i pianisty oraz Sonaty na skrzypce i fortepian amerykańskiego twórcy Philipa Glass’a. Czy często Panie zamieszczają w programach recitali muzykę XX i XXI wieku?
          Kaja Danczowska: Owszem, ostatnio dosyć często.
          Justyna Danczowska: Najpierw zachwyciłyśmy się Sonatą Fazila Say’a i łączyłyśmy ją z różnymi znanymi dziełami. Pamiętam nawet koncerty, podczas których zabrzmiała po Sonacie Beethovena i Kwintecie Mozarta.
Później, w wyniku zachwytu twórczością Philipa Glass’a, postanowiłyśmy sięgnąć po jego dzieło na nasz skład i okazało się, że jest piękna Sonata na skrzypce i fortepian.

Cudowny utwór, ale bardzo trudny.
           Kaja Danczowska: Słusznie Pani zauważyła, że jest to niełatwy utwór. Dość długo nad nim pracowałam, żeby go zagrać na koncertowym poziomie – tak jak dzisiaj.

Słuchając koncertu, pomyślałam, że tylko Matka i Córka mogą stworzyć tak wyjątkowy duet, najlepszy na świecie. Chyba nie mogłaby sobie Pani pozwolić na taką swobodę z innym pianistą.
          Kaja Danczowska: No i chyba nie z każdą córką, bo to musi być córka niezwykle wrażliwa i nie tylko utalentowana, ale czująca podobnie do mnie, czyli w trochę zwariowany sposób.
          Justyna Danczowska: Oprócz wspólnej wrażliwości łączy nas wyjątkowa empatia i ja wiem, kiedy zabrzmi następna nuta w wykonaniu Mamy, chociaż tego nie powinnam wiedzieć. Za nami wiele lat wspólnego grania. Jak rozpoczynałyśmy współpracę, to obie byłyśmy dobrymi instrumentalistkami, ale wspólne oddychanie, wspólne frazowanie wcale nie było łatwe. Teraz wszystko jest oczywiste i doskonale wiemy, kiedy wstrzymać albo wziąć głębszy oddech.
           Kaja Danczowska: Dlaczego powiedziałaś, że nie powinnaś wiedzieć, kiedy przypada następna nuta?
           Justyna Danczowska: Bo to jest równoznaczne z przewidywaniem przyszłości. Polega to na intuicji, wyczuwaniu. Graliśmy kiedyś Kwartet na koniec czasu Oliviera Messiaena, w którym jedna z części napisana jest na wiolonczelę i fortepian. W składzie naszego kwartetu był wiolonczelista Bartosz Koziak, który grał tę część bardzo swobodnie, ale cały czas byliśmy razem. Po koncercie powiedział do mnie: „Nie wiem, jak to robiłaś, że byłaś tak bardzo ze mną, bo ja nie wiedziałem, kiedy zagram następną nutę, a ty wiedziałaś. Nie mogę uwierzyć, że było to możliwe”.
           Kaja Danczowska: Podobne wrażenia miałam dzisiaj w czasie wykonania na bis Kujawiaka a-moll Henryka Wieniawskiego. Nie wiedziałam, kiedy przypadnie to zachwianie, ta dowolność, to zakołysanie i opierałam się na Justynie, i dokładnie byłyśmy razem.
           Justyna Danczowska: Mam swoje sposoby, żeby to odgadnąć.
           Kaja Danczowska: W takich momentach wydaje mi się, że ty mnie prowadzisz. I to jest najcudowniejsze.

Pani Profesor, jest takie powiedzenie, że „niedaleko pada jabłko od jabłoni”, które Rodziny Danczowskich dotyczy szczególnie. Pani dziadek, Dezyderiusz Danczowski, był wybitnym, uznanym na świecie wirtuozem wiolonczeli, a Pani mama Beatrycze, choć z wykształcenia była historykiem sztuki, też pięknie grała na tym instrumencie. W trzecim pokoleniu Pani zamieniła wiolonczelę na skrzypce, chociaż w domu była świetna wiolonczela po dziadku. Łatwo było zostać skrzypaczką w domu wiolonczelistów?
           Kaja Danczowska: Mogę powiedzieć nawet, że bardzo trudno. Miałam już 26 lat i byłam koncertującą skrzypaczką, kiedy mama powiedziała: „Wiesz, graj na tych swoich skrzypcach”. Wcześniej ciągle mówiła: „Przejdź wreszcie na wiolonczelę, bo to jest piękny instrument”. Nie chciała, żebym grała na skrzypcach, a ja na przekór coraz więcej ćwiczyłam na skrzypcach. Nie prowadziłyśmy życia towarzyskiego, nie miałam się z kim spierać, więc się kłóciłam z mamą.

Pani Justyno, słuchając Pani dzisiaj, pomyślałam, że na pewno sama wybrała Pani sobie instrument.
           Justyna Danczowska: Wiem, że teraz są kilkuletnie dzieci, które mają świadomość osób dorosłych i same o sobie decydują, ale ze mną było inaczej. Trudno mi powiedzieć, jak to dokładnie wyglądało, ale nie był to tylko mój wybór. Zaczęłam grać na fortepianie, nie było żadnych planów związanych ze skrzypcami. W domu była wiolonczela po pradziadku i były plany, że będę na tym instrumencie grała, ale na planach się skończyło. Często teraz myślę, że dobrze się stało, bo nie muszę nosić tak dużego instrumentu. Dzięki temu, że zostałam pianistką, mogłam studiować u wielkiego Krystiana Zimermana.

Wielką wagę przywiązują Panie do pamiątek i dokumentów rodzinnych, podobno mają Panie ogromny zbiór dokumentów, a dużą część stanowią pamiątki i rękopisy związane z wieloletnią mentorką pani Kai Danczowskiej – wybitną polską skrzypaczką Eugenią Umińską – ten zbiór, a przede wszystkim wspomnienia spisane przez panią Kaję Danczowską o Profesor Eugenii Umińskiej, były materiałami do powstania książki „Eugenia Umińska – dama wiolinistyki we wspomnieniach Kai Danczowskiej”, autorstwa Katarzyny Marczak. Wydała je Akademia Muzyczna w Krakowie. To fascynująca książka nie tylko dla skrzypków, ale także dla muzyków.
           Kaja Danczowska: Jest to książka o miłości, która może zaistnieć pomiędzy nauczycielem i uczniem. Pomimo, że czytałam te listy Pani Profesor tyle razy i książka już wyszła, one wciąż mnie zdumiewają i bardzo poruszają.

Jest Pani „ulepiona” przez Profesor Eugenię Umińską.
           Kaja Danczowska: Dobrze pani to określiła. Osoby, które znały Panią Profesor (zmarła równo 40 lat temu), mówią: „Kaju, ty masz gesty Gieni, ty się tak samo ruszasz, zawieszasz głos w ten sam sposób”. Miło mi.

Profesor Eugenia Umińska traktowała Panią jak swoją drugą córkę. To jest zdumiewające, jak dużo można przejąć od ukochanej Profesorki w czasie 13-tu lat nauki, pomimo, że później, po udziale w pięciu wielkich międzynarodowych konkursach skrzypcowych, postanowiła Pani studiować u samego Dawida Ojstracha. Dostała Pani stypendium na 4 miesiące, a została Pani w Moskwie dwa lata. W tym czasie napisała Pani wiele listów do prof. Eugenii Umińskiej i otrzymywała Pani także odpowiedzi.
           Kaja Danczowska: Korespondowałyśmy bardzo często i te listy były dla mnie bardzo ważne. W Moskwie byłam na tzw. stażu, który polegał wyłącznie na kontaktach z Dawidem Ojstrachem. Ogromnie intensywnie ćwiczyłam i często miałam lekcje, i to Dawid Ojstrach dał mi ostateczny artystyczny szlif.

Pani Justyna Danczowska, po zwycięstwach w konkursach pianistycznych w Płocku, Szafarni i Krakowie oraz konkursie muzyki kameralnej w Neuchatel i w Zurychu, odbyła studia w Bazylei w mistrzowskiej klasie Krystiana Zimermana.
           Justyna Danczowska: Przez cztery lata studiowałam u najlepszego pianisty świata Krystiana Zimermana, a potem dwa lata w Zurychu u rosyjskiego pianisty Konstantina Scherbakova. Efekty przed chwilą Pani słyszała, a także rozmawiałyście o nich z Mamą.

Dlaczego wybrała Pani muzykę kameralną?
           Justyna Danczowska: To się stało samoistnie. Lubię i mam smykałkę do współgrania, do wyczuwania partnera muzycznego, odgadywania jego myśli i jego interpretacji. Jeszcze w szkole podstawowej wystąpiłam z kolegą i już wtedy poczułam, że w tej muzyce odnajduję się najlepiej. Oczywiście, trzeba najpierw nauczyć się bardzo dobrze grać na instrumencie, żeby być dobrym muzykiem-kameralistą. Dlatego kształciłam się w tym kierunku przez wiele następnych lat, ale kameralistyka była zawsze moją ulubioną formą muzykowania. Jak rozpoczęłam naukę u Krystiana Zimermana, to Mistrz od razu to dostrzegł, założył trio, w którym grałam i robił mi lekcje z utworami kameralnymi. Każda lekcja rozpoczynała się pytaniem: „Co dzisiaj chcesz grać?”, i mogłam wybierać: dzisiaj Trio Rachmaninowa lub dzisiaj Trio Beethovena, a kiedy indziej Trio Mendelssohna. W zasadzie to ja proponowałam temat lekcji, przynosząc nuty. Czasami Mistrz proponował, abym zagrała także coś solo i robiłam także repertuar solowy, ale jednak przez cały czas kameralistyka była na pierwszym planie. Krystian Zimerman uważał bowiem, że należy rozwijać w człowieku to, w czym jest najlepszy, a nie realizować z góry założony program. Jestem mu bardzo za to wdzięczna, bo mam do tej pory wpisane jego ręką uwagi w triach i sonatach.

Aktualnie nie tylko wspólnie występujecie, ale także pracujecie w jednej uczelni – Akademii Muzycznej w Krakowie.
           Kaja Danczowska: Tak, to jest wielka przyjemność.

Niełatwo się dostać do klasy prof. Kai Danczowskiej, bo wielu młodych skrzypków chce pod Pani kierunkiem doskonalić swe umiejętności i bardzo sobie tę możliwość cenią. Po koncercie podeszła do Pani jedna z wychowanek.
           Kaja Danczowska: Bardzo mnie wzruszyła moja studentka, a właściwie już absolwentka, która wykonała recital dyplomowy w czerwcu tego roku. Justyna z nią grała podczas tego recitalu i wszyscy obecni byli zachwyceni. Bardzo się cieszę, że Justyna gra z moimi studentami, bo wiele im pomaga i ja nie muszę już niczego pianisty uczyć.

Pani Justyna występuje nie tylko z Mamą, ale również z wieloma innymi muzykami.
           Justyna Danczowska: Tak i zawsze są to dobrzy muzycy. Często gram z wiolonczelistą Bartoszem Koziakiem, który chociaż jest Krakowianinem, uczy w Akademii Muzycznej w Bydgoszczy. Już niedługo będę grała koncerty ze skrzypaczką Orianą Masternak. Występujemy wspólnie z Agatą Szymczewską, która związana jest z Uniwersytetem Muzycznym Fryderyka Chopina w Warszawie. Występowałam również z Ilją Gringoltsem, Piotrem Pławnerem, Aleksandrą Kuls. Gram z wieloma znakomitymi muzykami.

Największym zaskoczeniem, pewnie nie tylko dla mnie, był moment podczas jubileuszu 40-lecia pracy twórczej Bogdana Toszy w Filharmonii Krakowskiej, zagrała Pani na skrzypcach fragment arcytrudnego 24 Kaprysu Paganiniego, kręcąc jednocześnie hula-hop. Ten filmik zrobił w Internecie furorę i wcale się nie dziwię, bo ja go także kilka razy oglądałam z niedowierzaniem, że tak można.
          Kaja Danczowska: Pomyślałam sobie, że jak ktoś ma jubileusz pracy artystycznej, to trzeba po poważnych przemówieniach i wręczeniu medali, pokazać coś wesołego, radosnego, żeby się każdy uśmiechnął. Spróbowałam w domu coś zagrać, kręcąc tym kółkiem i okazało się, że mi się udało! Jeśli ktoś chce mnie w tym naśladować, to radzę robić to z wielką uwagą. Gdy zahaczy się o hula-hop, to ze skrzypiec nic nie zostanie!

Już wspominałam wcześniej, że Panie rozumieją się nadzwyczajnie i kochają razem grać. Wasze dzisiejsze wspólne interpretacje były wspaniałe, wywarły na mnie ogromne wrażenie i pozostaną w mojej pamięci na zawsze.
           Kaja Danczowska: To jest dla nas najważniejsze, że koncert podobał się publiczności, a jeżeli wywarł na pani takie wrażenie, to jestem szczęśliwa i te słowa są największym komplementem.

Z prof. Kają Danczowską i dr Justyną Danczowską rozmawiała Zofia Stopińska 27 października 2019 roku w Rzeszowie

Wszelkie prawa zastrzeżone. Udostępnianie, wykorzystywanie, kopiowanie jakichkolwiek materiałów znajdujących się na tej stronie bez zezwolenia zabronione.
Copyright by KLASYKA NA PODKARPACIU | Created by Studio Nexim | www.nexim.net