Zofia Stopińska

Zofia Stopińska

email Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

Miłość, szczęście i łzy

 

To tytuł recenzji napisanej przez pana Andrzeja Szypułę - prezesa Towarzystwa Muzycznego w Rzeszowie, po premierze opery "Manru" Ignacego Jana Paderewskiego w Operze Krakowskiej. Placówka ta ogłosiła konkurs na recenzję z tego spektaklu, a Pan Andrzej Szypuła postanowił w nim uczestniczyć, i w prezencie imieninowym otrzymał miłą informację o przyznanym mu wyróżnieniu. Gratulujemy serdecznie. Ponieważ otrzymaliśmy tekst i zgodę od autora na publikację, zapraszamy do zapoznania się z wyróżnioną recenzją.

Miłość, szczęście i łzy

         Opera „Manru” w Operze Krakowskiej, premiera 16 listopada 2018 roku, udała się znakomicie! Wytrawny reżyser Laco Adamik wziął na warsztat dzieło szczególne, starannie budowane przez dziewięć lat przez Ignacego Jana Paderewskiego na postromantycznych wzorach, po doświadczeniach wielkiego Richarda Wagnera, który podniósł operę do rangi dramatu muzycznego.
        Filozoficzny traktat o odwiecznym konflikcie między jednostką a światem, o trudnych wyborach między dobrem i złem, o skomplikowanej ludzkiej naturze, o miłości i śmierci w krakowskiej inscenizacji znalazł swoją głęboką artykulację. Powstała piękna, współcześnie czytelna tragedia o ludzkim losie na miarę antycznego teatru, sięgająca do wzorów szekspirowskiego „Romea i Julii”, opowiedziana z wielką starannością o każdy szczegół podporządkowany zamysłowi twórczemu kompozytora.
        Pełne zespolenie muzyki i słowa w spektaklu operowym pozostaje zawsze wielką tajemnicą. W krakowskiej realizacji opery „Manru” starannie przemyślana i z pietyzmem odczytana przez wrażliwego dyrygenta Tomasza Tokarczyka partia instrumentalna w świetnym wykonaniu orkiestry stała się podstawą do budowania całego dramatyzmu scenicznego. Ożyły wagnerowskie nadzieje na możliwości muzyki jako sztuki wyrażania uczuć, emocji, napięć, obrazowania, symbolizowania, komentowania.
        Biel i czerń, skąpe światło, pełna wyrazu skromna i przejmująca w swym wyrazie scenografia Milana Davida podkreślają i dopełniają warstwę muzyczno-dramatyczną dzieła. Pełne napięć, skupione partie artystów śpiewaków-aktorów, dalekie od popisowych arii czy duetów dziewiętnastowiecznej opery, dopełnione scenami zbiorowymi z udziałem chórów – dziecięcego i dorosłego, w pełnych prostoty strojach, bez natrętnego folkloryzmu, znakomicie zespolone z pełnym, nasyconym alikwotami brzmieniem orkiestry, pozostają w pamięci i każą zamyślić się nad kształtem i przyszłością współczesnego teatru muzycznego. Krakowska inscenizacja daje ku temu optymistyczny impuls i pełną dobrych nadziei konstatację.
        Miłość, szczęście i łzy... Te dyspozycje ludzkiej egzystencji często idą w parze. W krakowskim spektaklu znajduję wątki indywidualnego przeżywania świata – na ile potrafimy wybierać wolność ponad obowiązujące standardy, jakimi wartościami kierujemy się przy wyborze naszych życiowych dróg.
        Z uznaniem przeglądam program spektaklu, zgrabne jego omówienie pióra Hanny Winiszewskiej, muzykologa z Instytutu Muzykologii UAM w Poznaniu, interesującą rozmowę Justyny Nowickiej z jego twórcami – Laco Adamikiem i Tomaszem Tokarczykiem, przejmujący plakat Piotra Suchodolskiego. Z zainteresowaniem obejrzałem film promocyjny o dokonaniach Opery Krakowskiej w ostatnich latach, w którym Sylwester Kostecki powiada o „Manru”: „To jedna z najpiękniejszych polskich oper.” I ja się z nim w pełni zgadzam.
        Osobiście dawno nie oglądałem i nie słyszałem tak idealnie połączonej sztuki muzyki i słowa, jak właśnie w krakowskiej inscenizacji opery „Manru”. A więc można. Dobrze, że w ostatnich latach polskie teatry operowe zajrzały do partytury tej opery, wspaniałego dzieła o miłości i śmierci, o trudnej tolerancji, o szacunku do każdego człowieka, dzieła znakomicie napisanego pod względem muzycznym i literackim, ożywionego współczesną myślą twórczą, dającego wrażenie, wręcz przekonanie o nieprzemijalności piękna, które kształtem jest miłości. Ten uniwersalizm pozostaje wyzwaniem dla kolejnych prezentacji artystycznych na naszych scenach nie tylko operowych.

Andrzej Szypuła

Rzeszów, 20 listopada 2018 r.

Podajemy jeszcze informację o rozstrzygnięciu konkursu, zamieszczoną na stronie internetowej Opery Krakowskiej

Konkurs na recenzję ze spektaklu „Manru” I. J. Paderewskiego
Z przyjemnością ogłaszamy wyniki konkursu na recenzję ze spektaklu „Manru” I. J. Paderewskiego. Cieszymy się, że konkurs spotkał się z zainteresowaniem naszej publiczności i stał się polem do dyskusji nie tylko na temat wielkiego dzieła męża stanu i kompozytora – Paderewskiego, ale też na temat teatru muzycznego w ogóle. Jury konkursu, na czele z muzykologiem, publicystą i krytykiem muzycznym Mateuszem Borkowskim przyznało następujące nagrody:
- Grand Prix dla Dariusza Latowskiego – „jedna z najciekawszych recenzji. Interesujące odczytanie dzieła i interpretacja krakowskiej inscenizacji, dbałość o język i odwaga w formułowaniu krytycznych sądów” – napisał w swoim uzasadnieniu red. Mateusz Borkowski.
- dwa wyróżnienia dla: Magdaleny Gawędy oraz Andrzeja Szypuły
Zwycięzcom serdecznie gratulujemy! Wszystkim uczestnikom bardzo dziękujemy za udział w konkursie.

 

Żeby ta magia trwała jak najdłużej

        Z Panią Magdaleną Betleją – dyrektorem XXXV Przemyskiej Jesieni Muzycznej i prezesem Towarzystwa Muzycznego w Przemyślu, które jest organizatorem tego Festiwalu, sumujemy tegoroczną edycję, która, podobnie jak poprzednie, odbyła się na przełomie października i listopada.
Jubileuszowy Festiwal nie bez powodu został zatytułowany „Metamorfozy” – czyli przemiany.

        Magdalena Betleja: Poprzez taki niejednoznaczny i intrygujący tytuł jak Metamorfozy chcieliśmy zainspirować i zachęcić publiczność do tego, aby zastanowić się nad procesem przemian i przeobrażeń, jakie dotyczą nas zarówno w życiu jak i w muzyce, w jaki sposób powstają wielkie dzieła muzyczne i jakie jest ich oddziaływanie na odbiorów. Liczę na to, że przemyscy melomani mieli podczas festiwalu wiele momentów do refleksji na ten temat. Program festiwalu był różnorodny, od muzyki filmowej po arcydzieła kameralistyki, a wykonawcami byli znakomici artyści o niepodważalnym autorytecie.

        Zofia Stopińska: W całości program został tak skonstruowany, że podkreśla zarówno 100. rocznicę odzyskania przez Polskę niepodległości, jak i 35-lecie Przemyskiej Jesieni Muzycznej, stąd dużo muzyki polskiej oraz polscy muzycy, część z nich związana jest z Przemyślem.

        - Podczas tegorocznej edycji Festiwalu naszym celem było świętowanie, obok jubileuszu 35 edycji Przemyskiej Jesieni Muzycznej, 100-lecia odzyskania przez Polskę niepodległości, stąd program Festiwalu bogaty był w dzieła muzyki polskiej.
Celem Festiwalu jest prezentacja i promocja lokalnych zespołów i wykonawców, artystów różnych pokoleń, a przede wszystkim tych którzy wywodzą się z Przemyśla, a dziś są uznanymi artystami i koncertują z powodzeniem na całym świecie. Myślę, że taki lokalny patriotyzm także doskonale wpisuje się w obchody odzyskania wolności przez Polskę.

        W historii każdego festiwalu 35 lat to wcale nie jest mało.

        - Z pewnością ma pani rację, bo 35 edycji Przemyskiej Jesieni Muzycznej w historii Towarzystwa Muzycznego to jest dużo. Kiedy festiwal powstawał, byłam uczennicą szkoły podstawowej, ale doskonale pamiętam pierwsze koncerty, w których wraz z rodzicami uczestniczyłam jako słuchacz, a w kolejnych latach brałam udział w koncertach oratoryjnych przygotowywanych przez nauczycieli i uczniów przemyskiej szkoły muzycznej. Towarzystwo Muzyczne w Przemyślu ma bogaty dorobek artystyczny, wiele się wydarzyło w czasie ponad 150-letniej historii, a Festiwal Przemyska Jesień Muzyczna zajmuje w niej miejsce wyjątkowe. Jesteśmy z tego dumni i mamy nadzieję, że ta ciągłość nie zostanie nigdy przerwana. Nawiązując do tytułu, Festiwal przez lata przeszedł też metamorfozę za sprawą wielu osób i czynników, nowych pomysłów oraz postępu cywilizacyjnego.

        XXXV Przemyska Jesień Muzyczna została zainaugurowana koncertem polskiej muzyki filmowej i z wielu względów był to nadzwyczajny koncert.

        - To było ogromne przeżycie dla nas – wykonawców, a koncert został bardzo ciepło przyjęty. Pojawiały się nawet głosy, że takiego koncertu jeszcze w Przemyślu nie było. Być może za sprawą indywidualnego podejścia kompozytora do kameralnej obsady, co było ukłonem w kierunku Przemyskiej Orkiestry Kameralnej, ponieważ Bartosz Chajdecki po raz pierwszy opracował swoją muzykę na taki skład. Kompozytor był obecny podczas prób oraz koncertu i nawiązaliśmy wspaniały kontakt artystyczny. Koncert polskiej muzyki filmowej przygotował i poprowadził znakomity, oddany orkiestrze skrzypek Piotr Tarcholik, który także pełnił rolę dyrygenta i solisty.
Chcę podkreślić, że ten koncert także pięknie wpisał się w obchody 100-lecia odzyskania przez Polskę niepodległości. W programie znalazła się muzyka z filmów: „Czas honoru”, „Powstanie Warszawskie” czy „Młody Piłsudski” – opowiadających o naszej historii.

        Każdy koncert miał swój podtytuł, drugi wieczór zatytułowany został: „W słowiańskim duchu”, a wystąpiło troje wyśmienitych warszawskich muzyków, którzy byli bardzo szczęśliwi, że zostali zaproszeni do Przemyśla.

        - To prawda, że wszyscy byli bardzo zadowoleni z tego kameralnego koncertu. Publiczność także dopisała i wypełniła salę Towarzystwa Muzycznego, gorąco oklaskując każdy utwór i żegnając się z wykonawcami długą owacją. Wybitny wiolonczelista Tomasz Strahl od dawna jest naszym przyjacielem, zarówno w życiu osobistym jak i artystycznym, i z wielką przyjemnością gościmy go zawsze w Przemyślu. Artysta także nigdy nam nie odmówił udziału w koncertach, przypomnę, że był solistą pierwszego koncertu Przemyskiej Orkiestry Kameralnej i mocno przyczynił się do jej utworzenia. Świetna skrzypaczka Maria Machowska także nie po raz pierwszy gościła na naszym Festiwalu, natomiast po raz pierwszy wystąpiła u nas znakomita pianistka Agnieszka Przemyk-Bryła. Z wielką przyjemnością wysłuchaliśmy w interpretacji tych wspaniałych artystów zarówno utworów solowych, jak i kameralnych.

        W czasie kolejnych dwóch koncertów bardzo ciepło licznie zgromadzona publiczność przyjęła przemyskie zespoły i solistów. Zawsze jest komplet publiczności na koncertach w wykonaniu chóru i orkiestry Zespołu Państwowych Szkół Muzycznych.

         - Koncert orkiestry i chóru ZPSM, w skład których wchodzą nauczyciele i uczniowie jest jedną z najstarszych tradycji tego festiwalu. Jako soliści wystąpili uczniowie z klasy śpiewu Jadwigi Kot-Ochał – Natalia Pelc – sopran, Kamila Klein – sopran, Kacper Bator – tenor, Michał Jarosz – bas. Wszyscy wykonawcy zaprezentowali się znakomicie, a w programie koncertu znalazły się najpopularniejsze pieśni patriotyczne i legionowe w autorskich aranżacjach i pod dyrekcją Antoniego Gurana. Był to niezwykle wzruszający wieczór.

        Kolejny koncert zatytułowany został: „Muzyka przemian”, a wykonawcami byli muzycy związani z tym pięknym miastem: Przemyski Chór Kameralny Towarzystwa Muzycznego pod dyrekcja Andrzeja Gurana, soliści i kwartet smyczkowy.

        - Program tego koncertu był piękny i nastrojowy. Odzwierciedlał rozwój i przemiany muzyki wokalnej i wokalno-instrumentalnej na przestrzeni wieków. Wraz z Przemyskim Chórem Kameralnym wystąpili soliści: Jadwiga Kot-Ochał – sopran i Andrzej Bednarski – fortepian oraz kwartet smyczkowy Nella Fantasia, złożony z uczennic Szkoły Muzycznej w Przemyślu: Julia Mazurek i Anna Betleja - skrzypce, Róża Prochownik – altówka, Aleksandra Baszak - wiolonczela. Całością dyrygował Andrzej Guran. Koncert odbył się w kościele Franciszkanów i został bardzo ciepło przyjęty przez publiczność.

        W 100-lecie Niepodległości Polski – 11 listopada w Zamku Kazimierzowskim królowała muzyka Ignacego Jana Paderewskiego w mistrzowskim wykonaniu Przemyślanina z urodzenia, światowej sławy pianisty Adama Wodnickiego.

        - Adam Wodnicki jest gorąco przyjmowany podczas Przemyskiej Jesieni Muzycznej i zawsze jest to występ na wysokim poziomie, zresztą tej klasy artysta nie potrzebuje żadnych rekomendacji. Adamowi Wodnickiemu towarzyszył znany i ceniony Balet Cracovia Danza. Artyści poprzez muzykę i taniec znakomicie oddali nastrój i charakter różnorodnych kompozycji Ignacego Jana Paderewskiego.
Piękna muzyka tego kompozytora nie jest doceniana tak, jak być powinna, dlatego należy propagować jego działalność kompozytorską i pianistyczną, a także mówić o zasługach dla Polski w odzyskaniu niepodległości.

        Zaintrygował mnie tytuł kolejnego koncertu – Opowieść o życiu, jego bohaterką była Victoria Yagling, którą znałam jako wyśmienitą wiolonczelistkę i pedagoga, nie wiedziałam, że komponowała.

        - Ja także tego nie wiedziałam do czasu, kiedy poznałam Michała Rota, znakomitego pianistę młodego pokolenia, który zaproponował taki właśnie odkrywczy koncert. Podczas koncertu mogliśmy się przekonać, że Victoria Yagling była znakomitą kompozytorką, a jej utwory są niezwykle emocjonalne. W naszym środowisku kojarzona jest z Międzynarodowymi Kursami Muzycznymi w Łańcucie, na które zapraszana była jako pedagog, mogliśmy także słuchać jej gry w sali balowej Zamku. Pewnie nadal nie wiedzielibyśmy o nurcie kompozytorskim w jej działalności, gdyby nie nasi wykonawcy, uznani już artyści młodego pokolenia, którzy zajęli się tą twórczością i bardzo mocno ją propagują. Wydali płytę CD z tymi kompozycjami i przestudiowali dokładnie życiorys Artystki. Podczas koncertu mogliśmy nie tylko posłuchać muzyki, ale także opowieści o życiu Victorii Yagling, które przybliżali nam wykonawcy - mezzosopranistka Joanna Rot i wiolonczelista Krzysztof Karpeta. Publiczność znakomicie przyjęła cały koncert, a zwłaszcza prawykonanie pieśni.

        Dwukrotnie podczas XXXV Przemyskiej Jesieni Muzycznej wystąpił znakomity skrzypek Piotr Tarcholik – podczas inauguracji grał na skrzypcach i dyrygował, a 13 listopada podczas koncertu zatytułowanego: „Kartki z niezapisanego dziennika”, wystąpił w roli solisty. Wystąpiła także pani Monika Wilińska-Tarcholik, świetna pianistka i kameralistka. To artyści, którzy od lat z Wami współpracują.

        - Monika i Piotr Tarcholikowie są nie tylko wybitnymi wykonawcami, ale przyjaciółmi i honorowymi członkami Towarzystwa Muzycznego w Przemyślu, a ich obecność od 15-tu lat na tym festiwalu oraz pomoc w organizacji przeróżnych imprez – koncertów i kursów mistrzowskich, są nie do przecenienia. Jest to bardzo udana współpraca, która dotychczas zaowocowała wieloma wielkimi wydarzeniami artystycznymi. Artyści wraz z kwartetem Dafó wspólnie wykonali w sposób mistrzowski niezwykłe dzieło - Koncert na skrzypce, fortepian i kwartet smyczkowy Ernesta Chaussona. To wykonanie było bardzo emocjonalne i na pewno na długo pozostanie w pamięci melomanów, którzy długo nagradzali Artystów brawami.
Podczas tego koncertu wystąpiła także młoda, świetna skrzypaczka Aleksandra Maria Steczkowska, studentka Akademii Muzycznej w Krakowie w klasie skrzypiec Piotra Tarcholika, która wykonała Fantazję nt. Halki Ludwika d’Arma Dietza, związanego w II połowie XIX w z Towarzystwem Muzycznym w Przemyślu. Znany i utytułowany Kwartet Dafó zaprezentował żywiołowo dwie kompozycje A. Weberna i K. Pendereckiego - III Kwartet smyczkowy „Kartki z niezapisanego dziennika”, który przypominał nam o zbliżających się 85 urodzinach wielkiego mistrza (23 listopada).

        Finał był rewelacyjny i po prostu porwał publiczność, bo taka jest muzyka Antonio Vivaldiego. Jeśli ktoś myśli, że koncerty tego kompozytora są łatwe dla wykonawców tak samo, jak dla odbiorców, to jest w błędzie. Trzeba było solidnie poćwiczyć, aby zachwycić publiczność. Tym razem pracowaliście pod kierunkiem wyśmienitego skrzypka Jakuba Jakowicza, który nie tylko sam grał wspaniale, ale także przekonał orkiestrę do swojej koncepcji. Po wykonaniu „Czterech pór roku” zachwycona publiczność powstała z miejsc, dwukrotnie bisowaliście i jestem przekonana, że takie przyjęcie utworu jest największą nagrodą dla wykonawców.

        - Największą nagrodą dla nas, muzyków orkiestry są spotkania i wspólne wykonania z takimi artystami jak Jakub Jakowicz. Jego żywiołowe interpretacje, energia i przede wszystkim wysoki poziom wykonawczy wzbudzają podziw, ale też są niezwykłą inspiracją dla innych wykonawców. Cały wieczór poświęcony był muzyce Vivaldiego. To była kumulacja energii, jaką niesie w sobie treść muzyki tego kompozytora w połączeniu z pasją i zaangażowaniem wszystkich, którzy wystąpili tego wieczoru. Podczas koncertu zabrzmiały także inne utwory Vivaldiego – Koncert A-dur na smyczki oraz Koncert h-moll na czworo skrzypiec i wiolonczelę, którego solistami obok Jakuba Jakowicza byli: Aleksandra Czajor – skrzypce, Aleksandra Wagstyl – skrzypce, Magdalena Betleja – skrzypce i Mateusz Mańka – wiolonczela.

        Wiem, że nie było łatwo z organizacją tegorocznej edycji, chociaż było to wydanie jubileuszowe.

        - Już teraz staram się nie myśleć o trudnościach, które zawsze są przejściowe. Na szczęście wszystko skończyło się dobrze. Mam ogromną satysfakcję z tego, że udało się ten Festiwal zorganizować, chociaż jeszcze w lipcu wszystko wskazywało na to, że się on nie odbędzie. Jestem szczęśliwa, że XXXV Przemyska Jesień Muzyczna wybrzmiała się w tym kształcie, w jakim została zaplanowana i już myślę o kolejnych edycjach, bo wypełnione sale podczas wszystkich koncertów najlepiej świadczą o tym, że ta impreza jest bardzo potrzebna w Przemyślu. Jako optymistka z natury staram się myśleć, że kultura w Przemyślu będzie się rozwijać i liczę na to, że nowo wybrane władze będą pielęgnować w naszym mieście tradycje muzyczne. Przemyśl, wspaniałe królewskie miasto z niezliczonymi zabytkami i tradycjami artystycznymi wielu pokoleń, zasługuje na to, żeby mieć międzynarodowy festiwal muzyczny, orkiestrę, chór i inne zespoły, którymi można się szczycić. Niedawno wróciliśmy z Niemiec, gdzie Przemyska Orkiestra Kameralna brała udział w dużym wydarzeniu, jakim było wykonanie „Mszy o pokój” Karla Jenkinsa w 100-lecie zakończenia I wojny światowej. Przemyska Orkiestra Kameralna od 15 lat jest wizytówką kulturalną Przemyśla i już wielokrotnie mogliśmy tego dowieść.

        Mówiłyśmy już o współpracy artystycznej z panem Piotrem Tarcholikiem podczas organizacji kolejnych edycji Przemyskiej Jesieni Muzycznej, wspiera Panią PCKiN Zamek i pani Renata Nowakowska, ale przede wszystkim pomaga Pani duży zespół organizacyjny.

        - Składam ogromne podziękowanie Piotrowi Tarcholikowi, z którym współpracujemy od 15 lat i z którym łączą nas wspólne wizje artystyczne oraz troska o rozwój Przemyskiej Orkiestry Kameralnej, Przemyskiej Jesieni Muzycznej i wiosennych Kursów Mistrzowskich, a także Pani Renacie Nowakowskiej i całemu zespołowi PCKiN Zamek za współpracę organizacyjną tegorocznej edycji festiwalu. Zespół organizacyjny Towarzystwa Muzycznego to duża grupa osób – członków i sympatyków, która jest bardzo mocno zaangażowana w organizację i nie sposób wszystkich wymienić. Koledzy i koleżanki deklarują gotowość do działania i są niezastąpieni, bo przecież festiwal to nie tylko piękni artyści na scenie, to całe zaplecze problemów nie zawsze przyjemnych. Bez takiego wsparcia nie wyobrażam sobie realizacji tak dużego przedsięwzięcia. I tą drogą jeszcze raz dziękuję wszystkim, którzy w jakikolwiek sposób przyczyniają się do rozwoju festiwalu.
Muszę też przyznać, że w najtrudniejszym dla mnie momencie, kiedy dowiedziałam się, że tegoroczna Przemyska Jesień Muzyczna jest zagrożona, spora grupa zaprzyjaźnionych muzyków deklarowała nieodpłatny udział w koncertach, aby nie przerwać ciągłości tego festiwalu. To było także niezwykle budujące i za taką postawę gorąco dziękuję.

        Myślę, że w Przemyślu, w budynku Towarzystwa Muzycznego, w miejscach, gdzie odbywają się koncerty, panuje wyjątkowa atmosfera, bo jeżeli nie wszyscy, to większość artystów deklaruje po koncercie, że chętnie tutaj wystąpią, jeśli otrzymają zaproszenie.

        - Jestem zdania, że atmosferę zawsze tworzą ludzie, a genius loci może tylko sprzyjać. Być może to nasza kameralna, wręcz salonowa atmosfera koncertów przyciąga melomanów. To my, ludzie - muzycy i organizatorzy zapisujemy nowe karty w dziejach zacnej 150-letniej historii Towarzystwa Muzycznego w Przemyślu. Jeśli komuś się spodoba wraca do nas. Nagrodą jest publiczność, która jest wierna, stała i wdzięczna. Nie musimy wywieszać ogromnej ilości afiszy, żeby melomani czuli się poinformowani o zbliżających się koncertach. Zaglądają na naszą stronę internetową, dopytują, przychodzą, słuchają oraz ciepło przyjmują. Czego chcieć więcej? To wszystko jest bardzo miłe, ale trzeba przyznać, że też pieczołowicie budowane przez lata. Życzę sobie i Państwu, żeby ta magia trwała jak najdłużej.

Z Panią Magdaleną  Betleją - dyrektorem XXXV Przemyskiej Jesieni Muzycznej i prezesem Towarzystwa Muzycznego w Przemyślu rozmawiała Zofia Stopińska 18 listopada 2018 roku.

Kalendarz imprez Przemyskiego Centrum Kultury i Nauki ZAMEK

Grudzień 2018 r.

1 grudnia (sobota), godz. 16.00
Otwarcie wystawy „Kartka Świąteczna w Niepodległej” ze zbiorów Krzysztofa Trojnara. (Galeria Zamek) – wstęp wolny. Organizator: Przemyskie Centrum Kultury i Nauki ZAMEK.

1 grudnia (sobota), godz. 18.00
Koncert tenorów ze Lwowa – grupy Leon Voci w składzie: Nazar Tatsyshyn (tenor), Roman Chava (tenor), Ihor Radvanskyi (tenor), Andriy Stetshkyi (baryton). W programie największe przeboje arii operowych i musicalowych oraz najpiękniejsze utwory muzyki światowej.
(Sala widowiskowa Zamku Kazimierzowskiego) – bilety w cenie 55 zł do nabycia w sklepie muzycznym MUSICLAND, ul. Serbańska 13 oraz na godzinę przed koncertem na Zamku Kazimierzowskim.
Org. PCKiN ZAMEK.

2 grudnia (niedziela), godz. 17.00
Spektakl baletowy pt. „Baśniowy...Dziadek do orzechów” z muzyką Piotra Czajkowskiego w wykonaniu Artystów Teatru Wielkiego w Poznaniu.
(Sala widowiskowa Zamku Kazimierzowskiego) – bilety w cenie 35 zł do nabycia w sklepie muzycznym MUSICLAND, ul. Serbańska 13 oraz na godzinę przed spektaklem na Zamku Kazimierzowskim.
Org. PCKiN ZAMEK.

3 grudnia (poniedziałek), godz. 19.00
Koncert: Michał Urbaniak – Atma.
(Sala widowiskowa Zamku Kazimierzowskiego) – bilety w cenie 50 zł do nabycia w sklepie muzycznym MUSICLAND, ul. Serbańska 13 oraz na godzinę przed koncertem na Zamku Kazimierzowskim.
Org.: Firma INGLOT oraz PCKiN ZAMEK.

4 grudnia (wtorek), godz. 11.30
Obchody 70-lecia Specjalnego Ośrodka Szkolno-Wychowawczego Nr 3 im. Kazimierza Wielkiego w Przemyślu.
(Sala widowiskowa Zamku Kazimierzowskiego) – wstęp za zaproszeniami.
Org.: Specjalny Ośrodek Szkolno-Wychowawczy Nr 3 im. Kazimierza Wielkiego w Przemyślu oraz PCKiN ZAMEK. (Impreza zewnętrzna).

5-8 grudnia 2018 r.
25. Jubileuszowy Międzynarodowy Festiwal Muzyki Akordeonowej
5 grudnia (środa), godz. 19.00 Koncert Inauguracyjny – Warszawskie Tango Elektryczne. (Sala widowiskowa Zamku Kazimierzowskiego) – wstęp za zaproszeniami.
6 grudnia (czwartek) godz. 9.00-16.30 Przesłuchania konkursowe – kategoria V (I etap).
godz. 19.00 Koncert Miran Begić i Predrag Janković (Czarnogóra).
(Sala widowiskowa Zamku Kazimierzowskiego) – wstęp za zaproszeniami.

7 grudnia (piątek) godz. 9.00-13.15 Przesłuchania konkursowe – Kategoria III godz. 14.30-18.00 Przesłuchania konkursowe – kategoria V (II etap).godz. 19.00 Koncert – Etnos Ensemble.
(Sala widowiskowa Zamku Kazimierzowskiego) – wstęp za zaproszeniami.

8 grudnia (sobota) godz. 9.00-14.00 Przesłuchania konkursowe – kategoria C
godz. 19.00 Koncert Laureatów i Koncert Finałowy – Alena Budzinakova-Palus i Grzegorz Palus
oraz Przemyska Orkiestra Kameralna pod dyrekcją Przemysława Zycha
(Sala widowiskowa Zamku Kazimierzowskiego) – wstęp za zaproszeniami.
Org.: Zespół Państwowych Szkół Muzycznych im. Artura Malawskiego w Przemyślu oraz PCKiN ZAMEK.

9 grudnia (niedziela), godz. 16.00
Wielka Parada Mikołajowa.
(Rynek Starego Miasta w Przemyślu).
Org.: Prezydent Miasta Przemyśla, PCKiN ZAMEK oraz służby mundurowe.
9 grudnia (niedziela), godz. 18.00
Spektakl „Bilecik miłosny” w wykonaniu aktorów teatru „Fredreum”.
(Sala widowiskowa Zamku Kazimierzowskiego) – bilety w cenie 15 zł do nabycia przed spektaklem lub w biurze Towarzystwa „Fredreum”, ul. Grodzka 1, w czwartki w godz. 16.00-18.00.
Org.: Towarzystwo Dramatyczne „Fredreum” oraz PCKiN ZAMEK.

14 grudnia (piątek), godz. 12.00
Konferencja – Kult bohaterów a idea Niepodległości Z perspektywy Narodu i społeczności lokalnych.
(Sala widowiskowa Zamku Kazimierzowskiego ) – wstęp wolny
Org.: Polskie Towarzystwo Historyczne – oddział przemyski, Archiwum Państwowe w Przemyślu oraz PCKiN ZAMEK.

14 grudnia (piątek), godz. 17.00 Otwarcie wystawy malarstwa Tomasza Króla „Od Wielkiej Wojny ku Niepodległości”. (Galeria Baszta) – wstęp wolny. Org. PCKiN ZAMEK

14 grudnia (piątek), godz. 17.30
Koncert „Hej, ludzie idą święta!” w wykonaniu Chóru „Triola” pod dyr. Joanny Cioch i Grupy Teatralnej ze Szkoły Podstawowej Nr 16 w Przemyślu pod kier. Arlety Kazienko.
(Sala widowiskowa Zamku Kazimierzowskiego) – wstęp wolny.
Org.: Szkoła Podstawowa Nr 16 w Przemyślu oraz PCKiN ZAMEK. (Impreza zewnętrzna).

16 grudnia (niedziela), godz. 16.00 Widowisko baletowe z okazji 6-lecia istnienia Studia Baletowego „Terpsychora”. (Sala widowiskowa Zamku Kazimierzowskiego) – bilety w cenie 25 zł do nabycia na godzinę przed imprezą na Zamku Kazimierzowskim.
Org.: Studio Baletowe „Terpsychora” z Przemyśla oraz PCKiN ZAMEK. (Impreza zewnętrzna).

20 grudnia (czwartek) Spektakle edukacyjne dla młodzieży szkolnej. (Sala widowiskowa Zamku Kazimierzowskiego) – spektakle zorganizowane dla szkół. Org.: Agencja art-rekl Bede productions z Krakowa oraz PCKiN ZAMEK. (Impreza zewnętrzna).

31 grudnia (poniedziałek), godz. 21.00 Sylwester w Rynku Starego Miasta
W programie: DJ Rafał Błachut Bleiz, Oliwia Fok, zabawy z nagrodami. Gwiazda wieczoru: Varius Manx & Kasia Stankiewicz.
Życzenia Noworoczne Prezydenta Miasta Przemyśla, pokaz sztucznych ogni. (Szczegóły na odrębnych afiszach).

Wystawy czasowe:
- Wystawa ze zbiorów Krzysztofa Trojnara „Kartka Świąteczna w Niepodległej”, (Galeria Zamek), czynna od 1 grudnia do 28 stycznia 2019 r.
- Wystawa fotografii lotniczej Dariusza Karnasa, (Galeria Baszta), czynna do 11 grudnia 2018 r. – Wystawa malarstwa „Od Wielkiej Wojny ku Niepodległości” Tomasza Króla, (Galeria Baszta), czynna od 14 grudnia do 28 styczna 2019 r.

Wystawy stałe:
- Kazimierz Wielki Wczoraj i Dziś,
- Lapidarium,
- Kazimierz w Historii i Tradycji,
- 145 lat Towarzystwa Dramatycznego im. A. Fredry „Fredreum”,
- Dorobek sceniczny Kazimierza Opalińskiego – najwybitniejszego aktora „Fredreum”, - Widoki przemyskie z lat 50. XX wieku, - - „Fredreum” w karykaturze.

Przemyskie Centrum Kultury i Nauki ZAMEK
37-700 Przemyśl, Aleje XXV Polskiej Drużyny Strzeleckiej 1
tel. 166785061, e-mail: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
Dyrektor – Renata Nowakowska

Po wydrukowaniu kalendarz imprez może ulec zmianie, zawsze aktualny na www.kultura.przemysl.pl

"Dziadek do orzechów"

DZIADEK DO ORZECHÓW

Termin: 4-7 grudnia 2018

Czas trwania: ok. 60min.

Postacie:
- Drosselmeyer – konstruktor zabawek, ojciec chrzestny Klary
- Klara - córka prezesa rady miejskiej
- Dziadek do Orzechów - zabawka przemieniająca się w księcia
- Król myszy
- Żołnierzyki i myszy
- Postacie ( rosyjskie, chińskie, francuskie, hiszpańskie)
- Lektor – prowadzi narracje treści spektaklu

Libretto:
I AKT
Tradycją jest, że z okazji świąt wszystkie dzieci otrzymują w prezencie Lalki, zjawia się Radca Drosselmeyer, który wręcza Klarze piękną lalkę. Zbliża się pora, aby iść spać, lecz Klara zaczyna grymasić. Wówczas radca daje jej nową zabawkę: jest nią dziadek do orzechów. Zachwycona Klara tańczy z Dziadkiem, po czym układa zabawkę w koszyku i usypia przy dźwiękach kołysanki. Dom zapada w sen. Po chwili do pustego salonu wkrada się Klara w nocnej koszuli. Bije północ i ze wszystkich kątów wybiegają myszy, których Klara panicznie się boi. Nagle Dziadek do orzechów ożywa, wzywa na pomoc ołowiane żołnierzyki i stacza zwycięski bój z myszami. Klara, widząc grożące Dziadkowi niebezpieczeństwo, rzuca pantofelkiem w Króla myszy i mysie wojsko ucieka w popłochu. Uratowany Dziadek do orzechów przeistacza się w pięknego księcia i pragnąc okazać dziewczynce wdzięczność, zaprasza ją w fantastyczną podróż po magicznej krainie.

II AKT
Księżniczka Klara wraz z Księciem wędrują przez Zaczarowaną Krainę. Napotykają różne postacie, które ożywiane są przez Drosselmeyera. Wędrówce towarzyszy muzyka, a poszczególne postacie wykonują uroczyste tańce. W całej krainie trwa święto z okazji przybycia Książęcej Pary. W poszczególnych scenach tancerze wykonują tańce charakterystyczne: Taniec hiszpański, Taniec francuski, Taniec chiński, Trepak (Taniec rosyjski). Suitę zamyka Walc kwiatów. Zachwycona Klara w końcu jednak budzi się w fotelu z zabawką w ramionach.
DZIADEK DO ORZECHÓW to świąteczna historia na motywach opowieści pt. ”Dziadek do orzechów”. Aktorzy, tancerze i mimowie wcielają się w postaci opowiadając historie małej dziewczynki, która w wigilijną noc dostaje niezwykły prezent. Narracja ruchowa uzupełniona jest klasycznym akompaniamentem muzycznym Piotra Czajkowskiego. Profesjonalni artyści, klimatyczna muzyka prezentowana w spektaklu przeniosą odbiorców i iście świąteczny nastrój.

"Dziadek do orzechów" w Filharmonii Podkarpackiej

SCENARIUSZ:  Dziadek do orzechów

Termin: 4-7 grudnia 2018

Czas trwania: ok. 60min.

Postacie:
- Drosselmeyer – konstruktor zabawek, ojciec chrzestny Klary
- Klara - córka prezesa rady miejskiej
- Dziadek do Orzechów - zabawka przemieniająca się w księcia
- Król myszy
- Żołnierzyki i myszy
- Postacie ( rosyjskie, chińskie, francuskie, hiszpańskie)
- Lektor – prowadzi narracje treści spektaklu

Libretto:
I AKT
Tradycją jest, że z okazji świąt wszystkie dzieci otrzymują w prezencie Lalki, zjawia się Radca Drosselmeyer, który wręcza Klarze piękną lalkę. Zbliża się pora, aby iść spać, lecz Klara zaczyna grymasić. Wówczas radca daje jej nową zabawkę: jest nią dziadek do orzechów. Zachwycona Klara tańczy z Dziadkiem, po czym układa zabawkę w koszyku i usypia przy dźwiękach kołysanki. Dom zapada w sen. Po chwili do pustego salonu wkrada się Klara w nocnej koszuli. Bije północ i ze wszystkich kątów wybiegają myszy, których Klara panicznie się boi. Nagle Dziadek do orzechów ożywa, wzywa na pomoc ołowiane żołnierzyki i stacza zwycięski bój z myszami. Klara, widząc grożące Dziadkowi niebezpieczeństwo, rzuca pantofelkiem w Króla myszy i mysie wojsko ucieka w popłochu. Uratowany Dziadek do orzechów przeistacza się w pięknego księcia i pragnąc okazać dziewczynce wdzięczność, zaprasza ją w fantastyczną podróż po magicznej krainie.

II AKT
Księżniczka Klara wraz z Księciem wędrują przez Zaczarowaną Krainę. Napotykają różne postacie, które ożywiane są przez Drosselmeyera. Wędrówce towarzyszy muzyka, a poszczególne postacie wykonują uroczyste tańce. W całej krainie trwa święto z okazji przybycia Książęcej Pary. W poszczególnych scenach tancerze wykonują tańce charakterystyczne: Taniec hiszpański, Taniec francuski, Taniec chiński, Trepak (Taniec rosyjski). Suitę zamyka Walc kwiatów. Zachwycona Klara w końcu jednak budzi się w fotelu z zabawką w ramionach.
DZIADEK DO ORZECHÓW to świąteczna historia na motywach opowieści pt. ”Dziadek do orzechów”. Aktorzy, tancerze i mimowie wcielają się w postaci opowiadając historie małej dziewczynki, która w wigilijną noc dostaje niezwykły prezent. Narracja ruchowa uzupełniona jest klasycznym akompaniamentem muzycznym Piotra Czajkowskiego. Profesjonalni artyści, klimatyczna muzyka prezentowana w spektaklu przeniosą odbiorców i iście świąteczny nastrój.

LeonVoci w Zamku Kazimierzowskim

1 grudnia 2018 r. godz. 18.00 – LeonVoci – tenorzy ze Lwowa

Pieśni, arie operowe i przeboje muzyki światowej

Sala widowiskowa Zamku Kazimierzowskiego

LeonVoci – czwórka ze Lwowa, która zawojowała polskie sceny:
– Nazar Tatsyshyn,
– Roman Chava,
– Ihor Radvanskyi,
– Andriy Stetshkyi.
Obecnie jest to jedna z najlepszych grup tenorowych na świecie. Wielokrotnie byli nagradzani na prestiżowych konkursach muzycznych, półfinaliści programu „Mam talent”, tworzą nową koncertową jakość. W ich wykonaniu usłyszymy największe światowe przeboje arii operowych i musicalowych oraz najpiękniejsze utwory muzyki światowej.

Bilety w cenie 55 zł do nabycia w sklepie muzycznym „MUSICLAND” ul. Serbańska 13, tel. 16 675 01 82 oraz na godzinę przed koncertem na Zamku Kazimierzowskim.

Robię wszystko, aby zostać muzykiem

        Od 24 do 28 listopada 2018 roku, w Sali koncertowej Wydziału Muzyki Uniwersytetu Rzeszowskiego, odbywały się koncerty kameralne w ramach II Rzeszowskiej Jesieni Muzycznej. Organizatorem tego festiwalu było Stowarzyszenie Polskich Muzyków Kameralnych przy współpracy z Wydziałem Muzyki UR.
Wykonawcami III Koncertu tego Festiwalu, który odbył się 26 listopada, byli dwaj młodzi, wybitnie utalentowani wiolonczeliści, stypendyści Fundacji Pro Musica Bona, uczniowie Państwowej Szkoły Muzycznej II stopnia im. W. Żeleńskiego w Krakowie: szesnastoletni Michał Balas i piętnastoletni Krzysztof Michalski, a towarzyszyła im Monika Gardoń-Preinl, znakomita pianistka związana z Katedrą Kameralistyki Akademii Muzycznej w Krakowie i Państwową Szkołą Muzyczną II stopnia w Krakowie.
        Młodzi wiolonczeliści znakomicie zaprezentowali się rzeszowskiej publiczności zarówno w repertuarze solowym, jak i kameralnym.
Zapraszam Państwa do przeczytania rozmowy z Michałem Balasem, którą zarejestrowałam po zakończeniu koncertu.

        Zofia Stopińska: Nie bez powodu jesteś uśmiechnięty, bo koncert udał się nadzwyczajnie. Myślę, że dobrze się czułeś także podczas występu.

        Michał Balas: Potwierdzam, że grało się bardzo przyjemnie, chociaż akustyka tej sali jest wymagająca.

        W programie, z którym wystąpiłeś, przeważała muzyka solowa, czy to oznacza, że wolisz grać utwory na wiolonczelę solo niż z towarzyszeniem pianisty?

        - Bardzo lubię grać z pianistą lub nawet w zespole kameralnym, czuję się wtedy pewniej na scenie. Dzisiaj zaproponowałem więcej utworów solowych, ponieważ przygotowuję się do XIV Młodzieżowego Międzynarodowego Konkursu Wiolonczelowego im. Kazimierza Wiłkomirskiego, który odbędzie się od 5 do 9 grudnia w Poznaniu i jednym z wymogów są te utwory.
        Rozpocząłem występ dwoma utworami na wiolonczelę solo: Etiudą nr 20 op. 73 Davida Poppera i Preludium z II Suity wiolonczelowej d-moll BWV 1008, później z towarzyszeniem prof. Moniki Gardoń-Preinl wykonałem cz. II Adagio i cz. III Allegro molto z Koncertu wiolonczelowego C-dur Józefa Haydna, a na zakończenie zabrzmiało Preludio-Fantasia z Suity na wiolonczelę solo Gaspara Cassadó.

        Mieliśmy już okazję spotkać się i rozmawiać kilka lat temu, kiedy występowałeś w Przemyślu. Byłeś wtedy uczniem szkoły muzycznej I stopnia, a teraz już uczysz się w szkole średniej.

        - Aktualnie jestem uczniem V klasy Państwowej Szkoły Muzycznej II stopnia im. Władysława Żeleńskiego w Krakowie i niedługo czeka mnie egzamin dyplomowy. Chcę jeszcze podkreślić, że teraz mam szczęście kształcić się u wybitnego wiolonczelisty i pedagoga, prof. Stanisława Firleja, który uczy w Akademii Muzycznej w Łodzi. Dlatego raz w tygodniu jeżdżę tam do Profesora na lekcje. Lekcje są bardzo intensywne, trwają dwie godziny, a często nawet dłużej.

         Ile trzeba ćwiczyć, żeby grać tak dobrze jak Ty?

        - Trzeba na pewno poświęcić bardzo dużo wolnego czasu. Ja muszę jeszcze pogodzić dwie szkoły, ponieważ przed południem chodzę do ogólnokształcącej szkoły, a po południu do muzycznej. Nie mogę powiedzieć dokładnie, ile ćwiczę, ponieważ bywa różnie, czasem cały dzień ćwiczę, a bywa tak, że tylko godzinę, bo jadę na koncert. Staram się jednak każdą wolną chwilę poświęcać na ćwiczenie.

        Do Rzeszowa przyjechaliście razem z Krzysztofem Michalskim prosto z Lusławic.

        - Owszem, bo tam uczestniczymy w Mistrzowskich Kursach Interpretacji, które prowadzi słynny fiński wiolonczelista prof. Arto Noras. Kursy trwają tydzień i dwunastu uczniów ma codziennie lekcje. Gramy przed Profesorem, a później słuchamy innych i w ten sposób wiele zyskujemy, bo nawet się mówi, że najlepiej uczyć się na cudzych błędach.

        Spotykałam Cię nieraz w Łańcucie w czasie Międzynarodowych Kursów Muzycznych im. Zenona Brzewskiego.

        - Bardzo miło wspominam wszystkie pobyty w Łańcucie oraz koncerty odbywające się w Sali Balowej Zamku i w Filharmonii Podkarpackiej, bo miałem też okazję dwukrotnie wystąpić z Orkiestrą Symfoniczną Filharmonii Podkarpackiej, podczas koncertu inaugurującego Kursy. W tym roku wykonałem I część Koncertu wiolonczelowego Dwořaka, a wcześniej grałem, jeszcze na mniejszej wiolonczeli, Allegro appasionato Camille’a Saint-Saënsa. Ostatnio nie mogłem jednak być w Łańcucie, bo w tym samym czasie odbywają się prestiżowe kursy Morningside Music Bridge, w których uczestniczę. Te kursy trwają miesiąc i odbywają się w różnych miejscach. W tym roku były w Warszawie, w zeszłym roku w Bostonie w Stanach Zjednoczonych, a poprzednie edycje odbywały się w Pekinie w Chinach oraz w Calgary w Kanadzie.

        Jesteś laureatem wielu konkursów i wiem, że na dziesięciu zdobyłeś I. nagrody. Trudno je wszystkie z pamięci wyliczyć, ale w tym roku otrzymaliście ex aequo z Krzysztofem Michalskim I. nagrody na jednym z najważniejszych młodzieżowych konkursów smyczkowych na świecie, uważanym za wrota do miedzynarodowej kariery. 

        - Tak, w International Competition for Young String Players w Waszyngtonie w Stanach Zjednoczonych. Podobnie jak w poprzednich edycjach, w tym roku do rywalizacji zgłosiło sie około 200 skrzypków, altowiolistów i wiolonczelistów z całego świata, którzy nie przekroczyli 18. roku życia. Konkurs odbył w połowie marca, a zwycięstwo zaowocowało zaproszeniami na różne koncerty. Miałem już okazję, między innymi, dwukrotnie wystąpić w Stanach Zjednoczonych i pojadę jeszcze do Waszyngtonu w styczniu - dokładnie 20 stycznia wystąpię z towarzyszeniem Orkiestry Symfonicznej w Waszyngtonie. Ostatnio także w ramach Kursu Wiolonczelowego w Rutesheim w Niemczech, wybrano kilku muzyków, którzy wystąpili na zakończenie Kursów z towarzyszeniem orkiestry. Miałem przyjemność zakończyć ten koncert bardzo efektownymi Melodiami cygańskimi Sarasatego, które w oryginale skomponowane są na skrzypce.

        Słyszałam, że lubisz grać muzykę kameralną i symfoniczną.

        - Najczęściej występuję jako solista, ale jeżeli jest możliwość grać w orkiestrze albo w jakimś zespole kameralnym, w kwartecie czy w trio, to z chęcią to robię.

        Pochodzisz z rodziny muzyków i nic w tym dziwnego, że sięgnąłeś po instrument, ale czy sam go wybrałeś?

        - Mama gra na skrzypcach, tato także był skrzypkiem, siostra na fortepianie, a w rodzinie przewijają się jeszcze takie instrumenty, jak perkusja i gitara. Będąc dzieckiem też postanowiłem grać i sam wybrałem instrument. Podczas egzaminu wstępnego do szkoły muzycznej I stopnia zapytano mnie, na jakim instrumencie chcę grać, a ja wymieniłem wiolonczelę, ponieważ był to jedyny, poza tymi, na których w rodzinie grano, instrument, którego nazwę znałem i byłem przekonany, że w ten instrument się dmucha. Nie pamiętam, czy przeżyłem zawód, jak zobaczyłem wiolonczelę, ale teraz nie żałuję.

        Sławny wiolonczelista powiedział mi kiedyś, że to nie skrzypce, a wiolonczela jest najbliższa sercu i duszy człowieka, ponieważ grając, obejmuje się ten instrument prawie całym ciałem.

        - Istnieje taka opinia, że wiolonczela ma głos najbardziej zbliżony do głosu ludzkiego. Krąży także wiele anegdot i prawdziwych historii na ten temat. Podobno po jednym z koncertów zapytano Rachmaninowa: „dlaczego nie napisałeś sonaty skrzypcowej?”, a odpowiedź była następująca: „nie napisałem na skrzypce, bo mogłem napisać na wiolonczelę”.

        Czy mając tyle zajęć, masz czas na jakieś inne zajęcia niż nauka i gra na wiolonczeli?

         - Musi się znaleźć czas, bo gdybym pracował całymi dniami, to zapomniałbym, że jestem człowiekiem. Bardzo lubię życie towarzyskie, mam mnóstwo znajomych – muzyków i tych, których muzyka za bardzo nie interesuje. Oprócz tego bardzo lubię sport – teraz wracam do Lusławic, żeby rozegrać mecz w ping ponga z moimi kolegami. Poza muzyką interesuje mnie głównie sport.

        Wiadomo już, że będziesz muzykiem.

        - Bardzo bym chciał, żeby tak było. Robię wszystko, aby zostać muzykiem. Myślę już o studiach, bo wybór jest duży: w Polsce mamy świetnych nauczycieli, bardzo interesują mnie uczelnie niemieckie, a zwłaszcza Berlin, gdzie jest wielu znakomitych profesorów oraz Stany Zjednoczone, gdzie są także słynne ośrodki kształcenia muzyków.

        W najbliższych dniach czeka Cię konkurs. Czego się życzy wiolonczelistom?

         - Przepiłowania wiolonczeli (śmiech).

        Trochę szkoda by było Twojej wiolonczeli, bo ma piękny dźwięk i jest to pewnie dobry lutniczy instrument.

         - Owszem, to jest lutniczy instrument, a do tego całkiem nowy, bo wykonany w 2014 roku przez Pawła Migla z Zakopanego. Został zbudowany dla mnie, tylko ja na nim gram i jestem z niego bardzo zadowolony, ale może kiedyś uda mi się znaleźć inny, który da mi więcej w zakresie odkrywania dźwięku.

        Kończymy tę rozmowę z nadzieją na kolejne spotkanie już niedługo. Jeszcze raz dziękuję za dzisiejszy koncert.

        - Miło mi było panią spotkać, bardzo dziękuję za rozmowę i miłe słowa dotyczące koncertu.

Z młodym wiolonczelistą Michałem Balasem rozmawiała Zofia Stopińska 26 listopada 2018 roku w Rzeszowie.

Rolą pianisty nie jest kokietowanie publiczności

        Redagując blog związany z życiem muzycznym Podkarpacia, postanowiłam, że postaram się przypomnieć Państwu młodych, znakomitych artystów, którzy pochodzą z tego pięknego regionu i tutaj kilkanaście lat temu rozpoczynali swoją przygodę z muzyką, później studiowali w polskich lub zagranicznych akademiach muzycznych i dzisiaj są już muzykami, którzy odnoszą sukcesy, ale także nadal pracują nad własnym rozwojem.
        Tym razem moim gościem jest Piotr Kościk, świetny pianista młodego pokolenia, który mieszka w Wiedniu, skąd często wyjeżdża na koncerty.
        Rozmowę z Artystą rozpoczynamy od wspomnień z dzieciństwa.

        Zofia Stopińska: Jest Pan dzieckiem muzyków, stąd muzyka klasyczna towarzyszyła Panu od pierwszych chwil życia. Ciekawa jestem, jak zapamiętał Pan pierwsze kontakty z muzyką?

         Piotr Kościk: Pierwsze doświadczenie obcowania z muzyką klasyczną, jakie sobie przypominam, to twarde schody dużej sali filharmonii, wtedy jeszcze rzeszowskiej. Moi rodzice – skrzypaczka i puzonista orkiestry symfonicznej tejże filharmonii – zabierali mnie wtedy ze sobą do pracy, czyli na piątkowe koncerty. Wchodząc wejściem dla muzyków, następnie przez salę kameralną, w końcu zajmowałem najlepsze (choć darmowe) miejsce pod względem wizualnym i akustycznym, czyli najwyższy schodek pośrodku sali. Co piątkowa playlista od Mozarta po Mahlera w wieku kilku lat, z pewnością odcisnęła piętno na moich dalszych relacjach z muzyką.

        Jak większość utalentowanych muzycznie dzieci, w wieku siedmiu lat rozpoczął Pan naukę gry na fortepianie w Szkole Muzycznej I stopnia przy ul. Sobieskiego w Rzeszowie. Sam Pan wybrał instrument, czy to była decyzja rodziców?

        - Relacje te oficjalnie zaczęły się bez większego "przytupu". Do szkoły muzycznej dostałem się w pewnym sensie za drugim podejściem, w efekcie zwolnionego miejsca (ponoć jurorów nie przekonał mój wokal w utworze „Panie Janie“). Być może był to pewien sygnał pod tytułem: „zastanów się dwa razy, czy jednak na pewno nie branża IT". Wybór padł na fortepian, trywialnie powiedziawszy, najbardziej uniwersalny lub przyjazny dla początków z muzyką instrument. Ze strony rodziców nie było większej presji oraz klarownej wizji "syna-wirtuoza". Legendarny pianista Leon Fleischer powiedział w wywiadzie: "Kiedy miałem 7 lat, mama dała mi wybór – albo zostanę pierwszym żydowskim prezydentem Stanów Zjednoczonych, albo wirtuozem fortepianu". Przeciwieństwem do tego był stosunek moich rodziców do mojej pianistyki. Określiłbym go jako "tak prosty, jak i psychologicznie mistrzowski". Czasem mówili: „Na pewno chcesz już kończyć grać? Słyszę, że jeszcze nie umiesz“, a czasem w niedzielę po południu: „może zrób sobie przerwę, bo zaraz skoki“. To była oparta na zaufaniu symbioza, która pozwalała realizować zadany mi program bez tyranii i wymagań ponad możliwości dziecka, a mimo to nadzorująca mój postęp w grze i ucząca odpowiedzialności wobec własnych obowiązków.
         Mimo zdrowego podejścia rodziny i przełożonych, całkiem łatwo jednak nie było. Przez dwanaście lat uczęszczałem jednocześnie do szkól muzycznych oraz ogólnokształcących. Mówi się, że wyzwania stają się trudne dopiero, kiedy ktoś nam powie, że są trudne – dlatego dzisiaj nie mogę pojąć, jak to możliwe, że tak długo funkcjonowałem w obu równoległych szkołach z całkiem dobrymi wynikami, do tego robiąc ogromne programy i jeżdżąc z powodzeniem na konkursy pianistyczne. Dziś, mając od poniedziałku do piątku tak intensywny dwunastogodzinny grafik, byłbym prawdopodobnie permanentnie chory.

        Od początku był Pan pilnym uczniem, który z chęcią ćwiczył, czy dopiero pierwsze sukcesy w konkursach muzycznych były zachętą do intensywnej pracy? Dobrzy pedagodzy i nauka w szkołach muzycznych I i II stopnia są podstawą i decydują o dalszej drodze młodego muzyka.

        - Sukcesy na konkursach pianistycznych w Zabrzu, Krakowie, Rzeszowie i Jaśle były dla mnie nie tyle zachętą do pracy (bo ochoty do pracy nie brakowało), co utwierdzeniem, że to, co robię, zmierza w dobrym kierunku. I owszem zmierzało, a nie mogło być inaczej z moim szczęściem do profesorów, którzy prowadzili mnie od pierwszego dźwięku przez 24 lata nauki gry na fortepianie – po ostatnie studenckie dyplomy. Jedynym nabytym w drodze ewolucji przeznaczeniem naszej dłoni jest ponoć umiejętność trzymania przedmiotów, czyli kciuk przeciwko pozostałym czterem palcom. Nie ma tu mowy o niezależności od siebie pozostałych palców. Po sześciu latach pracy z Panią Joanna Dworakowską mój aparat gry gotowy był do konfrontacji z pierwszymi sonatami Beethovena, czyli utworami bardzo wymagającymi technicznie. Technika gry na fortepianie, potocznie (oraz w dużej mierze błędnie) tłumaczona jest jako umiejętność szybkiego poruszania się palcami po klawiaturze i właśnie dzięki konsekwencji mojego pierwszego pedagoga nie była dla mnie dziedziną, w której musiałbym przez kolejne lata walczyć z brakami.
        Po ukończeniu szkoły muzycznej pierwszego stopnia, przez 6 lat byłem uczniem Pani Żanny Parchomowskiej w szkole muzycznej 2-ego stopnia. Współpraca z Panią Żanną, oprócz trwającej do dzisiaj przyjaźni, okazała się kluczem do sukcesu na międzynarodowych scenach i pomostem między fortepianem jako zadaniem, pasją, a następnie profesją. Obrazy zdobią wnętrza, natomiast muzyką dekoruje się czas. Wszelkie do tejże dekoracji potrzebne środki otrzymałem właśnie w ciągu 6 lat szkoły muzycznej drugiego stopnia. Szeroki wachlarz środków interpretacyjnych, takich jak artykulacja, prowadzenie frazy, polifonia, wokalne potraktowanie narracji oraz wstęp do poszukiwań nad charakterem utworu i intencjami kompozytora, były kapitałem, z którym opuszczałem mury szkoły muzycznej drugiego stopnia w Rzeszowie przy ulicy Sobieskiego – kapitałem, któremu winny byłem dalsze inwestycje.

        Postanowił Pan studiować w Wiedniu. Pewnie początki nie były łatwe i trzeba było wiele godzin spędzać przy fortepianie. Również sporo czasu musiało upłynąć, aby poczuł się Pan dobrze w nowym otoczeniu.

        - Nowy grunt, czyli muzyczna metropolia Wiedeń, okazał się być, początkowo przynajmniej, tak twardy, jak wyżej wspomniane schody Filharmonii Rzeszowskiej. Lekko zagubiony i przytłumiony szybkością zmian w życiu, po raz kolejny miałem szczęcie trafić do wyjątkowego pedagoga, tym razem do klasy znanego i szanowanego na świecie rosyjskiego pianisty Olega Maisenberga. Jak to już najlepsze uniwersytety i klasy fortepianu do siebie mają – pomieszczenia chciałoby się przewietrzyć nie tylko, by pozbyć się nadmiaru dwutlenku węgla, lecz przede wszystkim poczucia rywalizacji i konkurencji przybyłych z różnych stron świata, na pozór pewnych siebie, lecz tak samo zagubionych, wystraszonych i walczących o prawo do sceny wirtuozów. Okazało się również, że oprócz wyćwiczonych palców, trzeba mieć wytrenowane łokcie, a to nigdy nie było moją domeną. W nawiązaniu pierwszych przyjaźni, które pomogłyby poczuć się bardziej komfortowo, przeszkadzała bariera językowa i idące za nią wycofanie się z życia towarzyskiego, które w dużym uproszczeniu można zobrazować sceną – jak ludzie windą, to ja schodami, jak ludzie schodami, to ja windą. Zresztą na przyjaźnie nie było czasu, bo żeby dotrzymać kroku poziomowi klasy i uniwersytetu, trzeba było ćwiczyć tyle, że zamykając oczy przed snem widziałem klawiaturę fortepianu. Jedynym psychologiem wysłuchującym wielu ponurych przemyśleń zostawał fortepian, ale czy na pewno ten melancholijny początek nie wyszedł na dobre? Żeby nasza wrażliwość muzyczna mogła kształtować rzeczywistość, najpierw rzeczywistość musi wykształcić w nas wrażliwość.

        Kiedy Pana praca i talent zostały zauważone w wiedeńskim środowisku, otrzymał Pan stypendia, pojawiły się sukcesy konkursowe i koncerty?

        - Skupienie się na założonych sobie celach pomogło przeczekać trudne początki. Do kolejnych wyzwań podchodziłem ze spokojem siedmioletniego Piotra, który na zadanie wyćwiczył na keyboardzie „Bouree“ z „Dawnych tańców i melodii“. Tym razem była to Sonata Liszta, jedna z najbardziej karkołomnych pozycji literatury fortepianowej, więc po prostu trzeba było misję rozbić na trochę więcej posiedzeń. Starałem się codziennie toczyć rywalizację ze samym sobą, a gdy zacząłem wygrywać, stwierdziłem, że nadszedł czas na "zło konieczne", czyli konkursy z innymi pianistami. Chwilę później byłem laureatem konkursów pianistycznych w Monachium, Enschede i Linzu, zacząłem współpracować z Towarzystwem Chopinowskim w Wiedniu (dziś jestem członkiem jego zarządu) i telefon zaczął dzwonić. To był ten moment. Zakup na Ebay-u używanego fraka i można było jechać w świat.

        Pewnie trudno w dzisiejszych czasach specjalizować się w wykonawstwie konkretnej epoki, czy gatunku muzycznego, bo trzeba mieć szeroki repertuar, ale chyba każdy muzyk ma swoje ulubione utwory, epokę czy kompozytora. Jaka muzyka jest najbliższa Pana sercu?

        - W związku z nawiązaniem kontaktu z kilkoma towarzystwami Chopinowskimi w różnych państwach, kolejne lata (a w szczególności jubileuszowy rok 2010) były czasem, w którym wiele koncertów poświęciłem muzyce Fryderyka Chopina. Miałem przyjemność występować również z wieloma orkiestrami symfonicznymi. Od tamtego czasu do dzisiaj Chopin zajmuje wyjątkowe miejsce w moim repertuarze. W tym roku miałem zaszczyt, obok Ivo Pogorelica, być jednym z solistów festiwalu Chopinowskiego w Palermo. Wykonywałem również recitale Chopinowskie na Festiwalu we Frankfurcie i w Berlinie, które połączone były z obchodami 100-lecia odzyskania przez Polskę niepodległości. W tym roku nagrałem też płytę z utworami Mozarta i Haydna, która ukaże się w przyszłym roku. Twórczość klasyków wiedeńskich zajmuje w moim repertuarze równie ważne miejsce. Uważam, że w jakimś stopniu większa przejrzystość partytury Mozarta czy Haydna w porównaniu np. z muzyką późno-romantyczną, paradoksalnie tworzy przestrzeń dla wykonawcy, a każdy najmniejszy niuans interpretacyjny musi być dokładnie przemyślany, ponieważ w efekcie końcowym każdy szczegół jest bardzo wyeksponowany i robi dużą różnicę. Jest to dla mnie pewnym wyzwaniem i bardzo dobrze czuję się grając repertuar XVIII-ego wieku. Ciekawym projektem tego roku była również współpraca z wydawnictwem "Boosey & Hawks", dzięki której mogłem zapoznać się z muzyką polsko-żydowskiego kompozytora Simona Laksa, który w obozie koncentracyjnym w Oświęcimiu prowadził orkiestrę i komponował, dzięki czemu uszedł z życiem i po wojnie zamieszkał w Paryżu. W Niemczech i we Włoszech miałem przyjemność wykonywać jego Balladę "Hommage a Chopin", skomponowaną na zamówienie pierwszej powojennej edycji konkursu Chopinowskiego.

         Łączenie działalności koncertowej i studiów nie było chyba łatwe. Kiedy nastąpił i jak wyglądał ostatni etap Pana edukacji na Universität fϋr Musik und darstellende Kunst w Wiedniu?

         - W 2014 roku nadszedł dla mnie czas zamknięcia rozdziału pod tytułem "studia magisterskie". Na zakończenie nie było studenckiego biretu, szampana i konfetti, jak w amerykańskich filmach, a dwuetapowy spartański egzamin i losowanie utworów spośród ponad trzech godzin przygotowanego programu. Egzamin, który zniechęcił do zakończenia studiów wielu studentów, a wielu wykończył emocjonalnie lub fizycznie przez kontuzje. Jako że nie cierpię nie skończyć czegoś, co zacząłem, walczyłem do tej ostatniej pieczątki rektora, i z ogromna satysfakcją "zasadziłem" akord H-dur kończący trzecią sonatę Chopina, a tym samym mój recital dyplomowy oraz ośmioletnią przygodę z Uniwersytetem Muzycznym w Wiedniu. Okazało się jednak, że "walka" to z pewnością nie jest odpowiednie słowo, by definiować swoją relację z fortepianem, więc potrzebna była zmiana i zmiana ta nastąpiła już niebawem.
        "Kryzys magisterski" wynikający ze zmęczenia biurokratyczną stroną finiszu studiów, oraz długo trwające skupienie się wyłącznie na egzaminach, czyli na formie występu mającej ze sztuką mało wspólnego, potrzebowały jakiegoś spektakularnego zwrotu akcji i kogoś, kto przywróci radość z tworzenia muzyki.

        Uśmiecham się, bo wiem, że odnalazł Pan tę zmianę rozpoczynając studia podyplomowe we florenckiej Scuola di Musica di Fiesole.

        - Są w życiu momenty na tyle dla nas znaczące, że często wracamy do nich retrospektywnie myśląc, co spotkałoby nas, gdybyśmy w tym czasie byli w innym miejscu. Czas, o którym mowa, to słoneczny październikowy poranek, a miejsce to Florencja. Nie wiem, co mogłoby mnie spotkać, gdybym w tym czasie był w innym miejscu, ale wiem, że na pewno nic lepszego. Tego dnia zdałem egzamin wstępny do klasy fortepianu legendy światowej pianistyki – Profesor Elisso Virsaladze. 75-letnia Gruzinka mówiąca biegle w ośmiu językach, nie musiała w zasadzie używać żadnego z nich, by wytłumaczyć swoje wskazówki co do danego utworu, bo jej przekaz podczas gry był klarowny i jednoznaczny, a szeroka literatura fortepianowa jej drugim językiem ojczystym. Mógłbym napisać litanię powodów, dla których studenci mówili o niej "super human", powiem tylko dla przykładu, że na jej najbliższym koncercie, który odbędzie się w Tel Avivie, zagra jednego wieczoru wszystkie pięć koncertów fortepianowych Beethovena. To, czego doświadczałem podczas pracy z Elisso Virsaladze, to nie były już lekcje gry na fortepianie, lecz prawdziwy pokaz iluzji, wychodzenie poza granice własnych możliwości oraz możliwości fortepianu jako instrumentu, na którym przecież przez jego perkusyjną charakterystykę teoretycznie nie da zrobić się ani płynnego crescenda, ani zagrać legata. Wiele rzeczy, które uważałem wcześniej za niewykonalne, nagle stawały się możliwe. Ucząc się gry na fortepianie przez wcześniejsze 20 lat, starałem się możliwie dobrze złączyć obie ręce, a od tego momentu okazało się, że istotą gry na fortepianie jest sztuka ich rozłączenia, i prowadzenia niezależnej od siebie narracji, artykulacji i frazowania, w wyniku czego krystalizuje się tak proste, a tak trudne do wykonania rubato. Nareszcie zacząłem czuć czas w muzyce i słuchać własnej gry w czasie rzeczywistym. W końcu nauczyłem się, że problemem w grze na fortepianie nie jest przede wszystkim robienie tego, co napisane w nutach, lecz robienie tego, czego w nutach nie ma. Lekcje własne lub słuchanie innych, siedząc lub leżąc, przysypiając ze zmęczenia lub pijąc dziewiąte espresso. Za otwartymi na oścież drzwiami Auli di Sinopoli raz zimowy deszcz i wiatr kołyszący ogromnymi cyprysami, raz srebrzyste liście dojrzewających w toskańskim słońcu oliwek. W uszach dźwięki Karnawału Schumanna, a za chwilę silnika starego fiata pandy, którym któryś ze studentów właśnie przywiózł Pani Profesor pizzę "con gorgonzola e perre". Od 9-ej rano do 21-ej bez przerwy do fortepianu zasiadali pianiści z Japonii, Sri Lanki, Iranu, RPA przez Europę po Meksyk i Kanadę. A poziom ich gry był odwrotnie proporcjonalny do ego, i nagle okazało się, że da się również być solistą wśród solistów i nie czuć rywalizacji. Kiedy w głowie nie ma kompleksów i pogoni za sławą, trofeami i powierzchownym sukcesem, nagle można trzymać kciuki za kolegę, cieszyć się z jego powodzenia i szczerze komplementować jego grę. Okazuje się, że kiedy w klasie nie ma faworyzowania i hierarchii studentów, nie ma też wyścigu szczurów.
        W czerwcu tego roku zagrałem na ostatnim koncercie klasowym we Florencji i tym samym zakończyłem trwającą 24 lata oficjalną edukację w zakresie gry na fortepianie. Jej ostatnie cztery lata, choć zdecydowanie najmniej oficjalne i pozbawione zbędnej w muzyce biurokracji, były najbardziej inspirujące i owocne, ponieważ pozostawiły wiedzę i wenę na całe życie.
        Konkursy, oceny i dyplomy potrafią wypaczyć podejście do muzyki i pozbawić radości z gry. Na szczęście w odpowiednim momencie zdałem sobie sprawę, że sztuka to tylko i wyłącznie artysta, partytura i słuchacz, a nie noty sędziowskie i komentarze na Youtubie. Kiedy patrzyłem na 75-letnią pianistkę, która grała już wszędzie i wszystko, a mimo to siadając do fortepianu, by zademonstrować fragment utworu o 9 rano w obecności jednego studenta, na uśmiechniętej twarzy ma radość i ekscytację, jakby grała ten utwór pierwszy raz w życiu, zrozumiałem, że od teraz chyba już nigdy nie będzie brakować mi świeżości w podejściu do fortepianu i w przygotowaniach do koncertów – w końcu ja i fortepian tak młodo, jak teraz, już nigdy się nie spotkamy.

        Pewnie nadeszła już pora na działalność artystyczną, a może także i pedagogiczną?

        - Ostatnie miesiące to dla mnie w pewnym sensie nowy okres. Z jednej strony artystyczna wolność, wynikająca z faktu braku posiadania oficjalnego profesora, a z drugiej strony poczucie odpowiedzialności za siebie i swoją jakość przed mentorami, z którymi współpracowałem. Recitale w Austrii, Niemczech i Włoszech, które miałem przyjemność zagrać w ostatnich miesiącach, były trochę jak wyczekana pierwsza jazda samochodem bez instruktora na fotelu pasażera. Jako, że sam miałem wyjątkowych instruktorów, w pewnym sensie czuję się również zobowiązany do przekazania wiedzy i doświadczeń, które nabywałem przez lata w salach lekcyjnych i na scenach. Obecnie pracuję z młodymi pianistami wyłącznie prywatnie, przygotowując ich do egzaminów wstępnych na uczelnie wyższe lub po prostu pomagając w rozwijaniu ich hobby, jakim jest gra na fortepianie. W przyszłości natomiast praca pedagogiczna na uczelniach będzie zdecydowanie w kręgu moich zainteresowań.
        Również w ostatnich miesiącach doszedłem do wniosku, że wartościowym poszerzeniem kompetencji dla pianisty jest zapoznanie się z warsztatem dyrygenckim, z którym jedyny kontakt do tej pory miałem zza fortepianu w orkiestrze. Dlatego też w październiku rozpocząłem studia dyrygenckie w Zurychu i mam teraz okazję około 10 razy w roku stać na podium z batutą i dyrygować orkiestrą kameralną (w zeszłym tygodniu, dla przykładu, symfonią nr 36 W.A. Mozarta). Są to studia zaoczne, więc co jakiś czas latam z Wiednia do Zurychu, często wracając jeszcze ostatnim lotem tego samego dnia. Stosunkowo łatwo jest pianistom czytać partytury, ponieważ często muszą mieć wertykalny przegląd faktury muzycznej, np. grając w zespołach kameralnych. Oprócz tego koordynacja i niezależność prawej ręki od lewej jest dla pianisty czymś naturalnym, a tego wymaga dyrygowanie. Studiując dyrygenturę, bardzo wiele mogę się nauczyć i realizować również w mojej grze na fortepianie. Dyrygent musi słyszeć swoją interpretację w głowie, jeszcze zanim usłyszy ją w wykonaniu orkiestry. Jest to równie ważne podczas grania na fortepianie, tym bardziej, iż w wyćwiczonych już utworach istnieje pokusa przełączenia głowy na tak zwany automat.

        Aby być koncertującym pianistą, nie wystarczy dobrze grać, być laureatem wielu konkursów i wzorować się na słynnych mistrzach. Konkurencja jest ogromna, trzeba zaproponować publiczności i organizatorom muzycznych wydarzeń coś nowego. Pianista powinien zdobyć wszechstronną wiedzę, musi być ciekawy...

        - Młode pokolenie pianistów musi stawić czoła wielu nowym wyzwaniom. Niespotykana wcześniej konkurencja nie ułatwia dostania się na scenę, a na scenie bez zmian – na wieczór fortepianowy zatrudniany jest tylko jeden pianista. Wraz ze wzrostem liczby konkursów, spadł niestety ich realny wpływ na przebieg kariery ich laureatów. Konkursy odbywają się też coraz częściej, tym samym skracając „kadencję“ zwycięzcy. Nowo powstające konkursy są, niestety, coraz częściej machiną finansową dla samych organizatorów, a nie pomocą w karierze dla młodych pianistów. Ci natomiast, często wabieni są wysokimi nagrodami, które w efekcie końcowym nie są w ogóle przyznawane, a podium zaczyna się od drugiego lub trzeciego miejsca. Możliwość śledzenia i komentowania konkursów za pomocą portali streamingowych również nie niesie ze sobą samych korzyści, a często pojawiające się krytyczne komentarze, mogą odbić się na psychice pianisty. Dlatego jednym z najważniejszych aspektów psychologii bycia solistą jest umiejętność obchodzenia się z krytyką. Co nie mniej istotne – z samokrytyką. Surowym wobec siebie należy być w przygotowaniach, a nie po koncercie, ponieważ największa trema napędzana jest przez strach przed niską samooceną po niesatysfakcjonującym koncercie.
        Problemem muzyka klasycznego w obecnych czasach jest również komercjalizacja sztuki, której często przykleja się zacną łatkę popularyzacji i promocji muzyki klasycznej. Sylwester z Andre Rieu to nie Brahms z Riccardo Mutim. Oczekiwania stojących u progu kariery muzyków różnią się od rzeczywistości, w której styl, repertuar, prezencję, a nieraz również samą interpretację, próbuje się dostosować do panującego rynku i wymogów sponsorów. Sponsorzy zaś inwestują w to, co się sprzeda, a sprzeda się to, w co się "klika". Klika się natomiast w to, co swoją efektownością przywabi naszą uwagę przez kilka pierwszych sekund. Jakie szanse ma zatem symfonia czy koncert fortepianowy? Moim zdaniem rolą pianisty nie jest kokietowanie publiczności, a zachwycenie jej wykonywanym dziełem i przekonanie do własnej interpretacji. Muzyka klasyczna wymaga od słuchacza czasu, ale ci, którzy jej ten czas poświęcą, zawsze zostaną wynagrodzeni.

Z Panem Piotrem Kościkiem, znakomitym pianistą młodego pokolenia urodzonym w Rzeszowie, a zamieszkałym w Wiedniu rozmawiała Zofia Stopińska 27 listopada 2018 roku

II Rzeszowska Jesień Muzyczna - Finał

28 listopada 2018 (środa), godz. 19.00, sala koncertowa Wydziału Muzyki Uniwersytetu Muzycznego

Krzysztof Książek (fortepian),

w programie utwory m.in. F. Schuberta, B. Bartoka, F. Chopina

Wstęp na koncert jest bezpłatny.

Krzysztof Książek - Jeden z najciekawszych pianistów swojego pokolenia. Półfinalista i laureat dwóch nagród pozaregulaminowych w XVII Międzynarodowym Konkursie im. Fryderyka Chopina w Warszawie (2015) oraz laureat III nagrody i nagrody specjalnej za najlepsze wykonanie mazurków I Międzynarodowego Konkursu Chopinowskiego na Instrumentach Historycznych (2018).
Triumfator i medalista najwyższych konkursów ogólnopolskich i międzynarodowych, m.in.: Lviv International Chopin Piano Competition – I miejsce, Grand Prix oraz nagroda specjalna (2010);
II American Paderewski Piano Competition – II nagroda, nagroda specjalna za najlepsze wykonanie utworu Paderewskiego (Los Angeles, USA 2013); IX Międzynarodowy Konkurs im. I. J. Paderewskiego – nagroda specjalna dla najlepszego polskiego uczestnika, (Bydgoszcz 2013); Ogólnopolski Konkurs Pianistyczny im. Fryderyka Chopina – I nagroda oraz nagroda specjalna (Warszawa 2013); Concours International de Piano de l'Orchestre Philharmonique du Maroc – III nagroda (Rabat i Casablanca, Maroko 2016); IV Międzynarodowy Konkurs Pianistyczny Halina Czerny-Stefańska in Memoriam – I nagroda (Poznań 2017).
Występował na licznych festiwalach w kraju i zagranicą, m.in. na: Międzynarodowym Festiwalu Chopinowskim w Dusznikach Zdroju, Festiwalu „Chopin i Jego Europa”, Festival Chopin à Paris,
New Year Music Festival w Gstaad, Wielkanocnym Festiwalu Ludwiga van Beethovena w Warszawie. Koncertował w Japonii, Chinach, Szwajcarii, Wielkiej Brytanii, Niemczech, Francji, Włoszech, RPA, USA, Polsce, na Słowacji, Ukrainie i na Węgrzech. 17 marca 2018 roku – w rocznice pierwszego publicznego występu Chopina – wystąpił jako solista z towarzyszeniem Collegium 1704 roku pod batutą Václava Luksa podczas koncertu „Warszawski Fortepian Chopina”, będącego pierwszą prezentacją kopii instrumentu marki Buchholtz.
Artysta w swoim dorobku ma 3 płyty. W listopadzie 2016 r. ukazała się płyta CD z Koncertem e-moll op. 11 Fryderyka Chopina, który artysta wykonuje wraz z Santander Orchestra pod dyrekcją José Maria Florêncio (wyd. DUX). Jesienią 2017 roku została wydana solowa płyta Krzysztofa Książka z utworami Fryderyka Chopina (wyd. DUX). W 2018 roku w serii The Real Chopin Narodowego Instytutu Fryderyka Chopina ukazało się premierowe nagranie na kopii warszawskiego fortepianu Fryderyka Chopina: Buchholtza z ok. 1825 roku. Jest to pierwsze nagranie artysty na instrumencie historycznym, na którym na którym poza utworami Chopina prezentuje również kompozycję Karola Kurpińskiego.
Krzysztof Książek rozpoczął naukę w klasie fortepianu mgr Grażyny Hesko-Kołodzińskiej (PSM I st. im. S. Wiechowicza w Krakowie). Jest absolwentem Akademii Muzycznych w Krakowie i Bydgoszczy w klasie prof. Stefana Wojtasa. Obecnie, w ramach studiów podyplomowych w klasie prof. Arie Vardiego, studiuje w Hochschule für Musik, Theater und Medien Hannover.
Jest stypendystą Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego, Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego oraz Fundacji Pro Musica Bona, programu stypendialnego "Młoda Polska". W latach 2005-2011 był objęty programem Krajowego Funduszu na rzecz Dzieci. W marcu 2014 roku otrzymał Stypendium Krystiana Zimermana.
W kręgu jego zainteresowań znajduje się również kameralistyka, której uczył się pod kierunkiem prof. Kai Danczowskiej, mgr Justyny Danczowskiej, dr hab. Sławomira Cierpika, prof. Marii Szwajger- Kułakowskiej. Występuje w duecie fortepianowym ze swoją żoną Agnieszką Zahaczewską-Książek.
Krzysztof Książek jest reprezentowany przez Stowarzyszenie im. Ludwiga van Beethovena.

WIECZÓR ANDRZEJKOWY W FILHARMONII PODKARPACKIEJ

AB 30 listopada 2018r, PIĄTEK, godz. 19:00

ORKIESTRA SYMFONICZNA FILHARMONII PODKARPACKIEJ
SŁAWOMIR CHRZANOWSKI - dyrygent
SASHA STRUNIN - śpiew
GARY GUTHMAN - trąbka
BOGUSŁAW KACZMAR – fortepian
PAWEŁ PAŃTA - kontrabas
SEBASTIAN FRANKIEWICZ - perkusja

W programie:

Z. Elman - And the angels sing
R. Mendez - Sevilla
H. James - Sleepy Lagoon
Medley to Harris James
“Ciribiribin”/ “I’m Beginning To See The Light” / “You Made Me Love You” / “Two O’Clock Jump”
G. Guthman - Di Trevi
L. Prima - Sing, Sing, Sing
S. Strunin - Woman in black
S. Strunin - To young to know
G. Guthman - Gentelmen's playground
D. Gillespie - Salt Peanuts, Manteca
G. Guthman - Song for David
L. Armstrong - Hello Dolly, High Society, Wonderful world

Gary Guthman
trębacz , kompozytor

Urodził się w Portland w stanie Oregon, USA. Rozpoczął naukę gry ne trąbce w wieku 9 lat. Przeszedł klasyczny cykl studiów muzycznych. Do grona jego mistrzów należeli Jack Dalby, Joyce Johnson, James Smith i niedawno odeszły na emeryturę (po 38 latach!) pierwszy trębacz Orkiestry Symfonicznej Stanu Oregon – Fred Sautter. Guthman ukończył Stanowy Uniwersytet Portland i został zaproszony do współpracy ze słynnym zespołem Orkiestry Dorsey Brothers (której liderem był wówczas Lee Castle), a później także do Orkiestry Stan’a Kenton’a i Orkiestry Dona Ellisa, i Louisa Bellsona. We wczesnych latach siedemdziesiątych Gary Guthman wyemigrował do Kanady, gdzie wygrał przesłuchania na pozycję pierwszego trębacza w Edmonton Symphony Orchestra, a jego wyjątkowy styl gry sprawił, że szybko stał się najbardziej znanym trębaczem w tym kraju.
Występował jako lider big bandów w ponad stu wyemitowanych przez telewizję programach „ITV In Concert”, a także w licznych słuchowiskach radiowych i ścieżkach dźwiekowych do filmów. Koncerty z Tomem Jones’m i Paulem Anką były emitowane wielokrotnie w kanadyjskiej telewizji. Występował wielokrotnie jako solista ze wszystkimi największymi orkiestrami symfonicznymi w Kanadzie (m.in.: Vancouver Symphony, Edmonton Symphony, Calgary Philharmonic, Winnipeg Symphony i Toronto Symphony). Koncertował również w USA z takimi orkiestrami jak m.in.: The Memphis Symphony, Austin Symphony, The Oregon Symphony, The Orlando Philharmonic. W świecie rozrywki występował z takimi gwiazdami jak: Tony Bennett, Aretha Franklin, Tom Jones, Jonny Matis i Bee Gees.
Gary Guthman przez wiele lat uprawiał działalność pedagogiczną, prowadząc klasę trąbki (University of British Columbia–Vancouver, Grant MacEwan Community College-Edmonton, Red Deer College-Red Deer Alberta Canada). Prowadził także wiele kursów mistrzowskich oraz był liderem licznych zespołów jazzowych. Dał wiele wykładów improwizacji jazzowej na uniwersytetach w Stanach Zjednoczonych.
Został uznany przez krytyków amerykańskich za jednego z najpopularniejszych trębaczy-solistów naszych czasów, a w 2002 roku otrzymał doroczną nagrodę krytyki amerykańskiej jako solista i równocześnie aktor rewii muzycznej Forewer Swing, która przez 2 lata z wielkim sukcesem odbywała tournee po USA.
Jest wykonawcą, autorem, producentem i aranżerem czterech przedsięwziąć: A Tribute to Harry James, The Trumpet Greats i Swing, Swing, Swing oraz Master and Margarita (napisana dla harfistki Małgorzaty Zalewskiej w 2007), z którymi podróżuje po całym świecie.
W czerwcu 2004 odbyła się premiera jego produkcji Swingmatism która przez 10 wieczorów uświetniała Vancouver Jazz Festival w Kanadzie.
W ciągu przeszło 30 lat swojej muzycznej kariery Gary Guthman występował jako solista z ok 200 orkiestrami symfonicznymi na kilku kontynentach, lecz najwyzej ceni sobie występ z New York Pops Orchestra w słynnej sali Carnegie Hall w Nowym Jorku na osobiste zaproszenie Skitcha Hendersson’a, założyciela i wieloletniego dyrektora New York POPs.
Odkąd przeniósł się do Polski zagrał ponad 100 koncertów ze swoimi formacjami "Gary Guthman Quartet" i "The New Swing Orchestra". Najnowszy projekt jego kwartetu jazzowego, album „Solar Eclipse”, został przedstawiony publiczności w październiku 2011.

SASHA STRUNIN

Urodziła się w międzynarodowej rosyjsko-ukraińskiej rodzinie znanych artystów operowych. Ojciec - Igor Strunin, był wieloletnim solistą-barytonem Teatru Wielkiego w Poznaniu a jej matka – Vita Nikołajenko, ulubioną przez Krzysztofa Pendereckiego odtwórczynią roli Ubicy w jego operze “Ubu Król”. Sasha wychowywała się na poznańskiej scenie operowej towarzysząc rodzicom w ich pracy i równocześnie szkoląc swoje umiejętności wokalne.

W styczniu 2006 roku wraz z grupą The Jet Set wystąpiła w preselekcjach koncertu Konkursu Piosenki Eurowizji. Piosenkę oraz nagrany do niej teledysk zaprezentowano również podczas targów muzycznych w Cannes.W tym samym roku nakładem Universal Music Polska ukazał się debiutancki album The Jet Set zatytułowany „Just Call Me”. Album uzyskał status złotej płyty. W roku 2007 zespół The Jet Set ponownie uczestniczył w polskich eliminacjach do Konkursu Piosenki Eurowizji, tym razem wygrywając, utworem „Time to Party”. W ramach promocji The Jet Set odbył tournée po Europie (Hiszpania, Irlandia, Rosja, Ukraina, Cypr, Łotwa, Litwa).
We wrześniu 2009 roku odbyła się premiera pierwszego solowego albumu studyjnego wokalistki zatytułowanego „Sasha” nakładem Sony Music. Rok później wydano ostatnie dwa single promujące album: „Ucisz moje serce” oraz „Chcę zatrzymać czas”.

W listopadzie 2014 roku wokalistka zaśpiewała w Teatrze Wielkim w Warszawie podczas gali zorganizowanej z okazji 25-lecia Pracodawców RP, w której uczestniczyli m.in. Bronisław Komorowski, ówczesny prezydent Polski oraz Lech Wałęsa, były prezydent Polski. Towarzyszyła jej Orkiestra Dęta Akademii Muzycznej im. Karola Szymanowskiego w Katowicach pod batutą Krzesimira Dębskiego.

31 grudnia 2015 roku miał miejsce debiut Strunin z Gary Guthman Quartet i orkiestrą symfoniczną Filharmonii im M. Karłowicza w Szczecinie pod dyrekcją Ewy Strusińskiej. Wykonała tam trzy premierowe piosenki skomponowane i zaaranżowane na orkiestrę symfoniczną przez Gary Guthman’a z przygotowywanej płyty „Woman In Black”.
Utwory te były prezentowane z dużym sukcesem także w Filharmonii Łódzkiej i Filharmonii Śląskiej pod batutą Sławomira Chrzanowskiego a w Filharmonii Gdańskiej pod kierownictwem Massimiliano Caldi.

Premiera albumu „Woman In Black” miała miejsce w 2017 roku,
zaś koncert promujący płytę odbył się przy pełnej sali honorującej artystkę stojącymi owacjami i zaowocował wspaniałymi recenzjami.
Program ten był prezentowany wielokrotnie na licznych koncertach m.in.: Letni Festiwal im. Jerzego Waldorffa w Radziejowicach 2017, Zaduszki jazzowe w Kielcach 2017, Manu Summer Jazz Sundays 2017, Koncert “Międzynarodowe Forum Pianistyczne Miastu Sanok” 2018, Królewskie Arkady Sztuki 2018, Międzynarodowy Festiwal Warszawa Singera 2018.

Obecnie artystka pracuje nad trzecim solistycznym albumem poświęconym poezji Mirona Białoszewskiego. Premiera zaplanowana jest na wiosnę 2019.

 

Subskrybuj to źródło RSS