Wakacyjne nastroje
Bernard Ładysz - bas fot. archiwum TWON

Wakacyjne nastroje

Czapla stara, jak to bywa,
Trochę ślepa, trochę krzywa,
Gdy już ryb łowić nie mogła,
Na taki się koncept wzmogła.

        Ten fragment fraszki Ignacego Krasickiego przyszedł mi na myśl, kiedy zastanawiałem się nad tematem do tego felietonu. Zresztą cytuje ten fragment fraszki Melchior Wańkowicz we wstępnie do jednej ze swych wspomnieniowych książek.
        W wakacyjnym nastroju sięgam do swoich notatek, do domowego archiwum, by trochę powspominać dawne czasy, które z wiekiem stają się coraz bardziej barwne i ciekawe, w odróżnieniu od dnia dzisiejszego... Cóż – jak ta czapla, która, mimo już trochę ślepej i krzywej postury, próbuje jeszcze coś stworzyć i przekazać.
        Cofam się do lipca 1992 roku, a więc do czasu, kiedy to miałem przyjemność obejrzeć niezwykle barwny i ciekawy spektakl w Teatrze Wielkim w Warszawie, mianowicie – przedstawienie polskiej opery „Cud mniemany, czyli Krakowiacy i Górale” Wojciecha Bogusławskiego i Jana Stefaniego, ale w jakże nietypowej aranżacji! Reżyser Krzysztof Kolberger, znany aktor, dziś już nieżyjący, poza barwną scenografią, żywą grą aktorską, postanowił do tego liczącego ponad dwa wieki „spectaculum na teatrum Króla Jegomości” dodać specjalnie napisane przez Wojciecha Młynarskiego kuplety z aluzjami do czasów współczesnych, zresztą zgodnie z dawną tradycją, ku uciesze licznie zgromadzonej publiczności. Siedzący wtedy obok mnie na widowni Japończycy zupełnie nie wiedzieli, o co chodzi... Mimo to posłuchajmy fragmentów tych kupletów, ku wakacyjnemu odprężeniu, a może i refleksji, czy aby może nie straciły one, mimo upływu czasu, na swej aktualności.

Na kupletów tych początek zauważ, człowieku,
Żeś w ostatni wszedł dziesiątek dwudziestego wieku.
Powiedz ludziom, dobry dudo, prosił ksiądz kochany,
Ża na ten wiek limit cudów mamy wyczerpany.
Zgoda! Zgoda! Będen dudni, skrzypka tnie od ucha,
Zgoda pięknie wykrzyczana, ale kiejsi krucha...
Co to będzie z tą kulturą? Wszędy słychać lament,
Wszyscy widzą ją na marach, piszącą testament...
Czas ułatwić start młodzieży – słyszę wciąż od świtu.
Czas już wskazać, jak na skróty iść do dobrobytu.
Więc czyś młodzian, czy też piernik, wiosłuj z animuszem,
Powtarzając, jak nasz sternik: „Nie chcem, ale muszem”.
Nie znam się na elektryce, lecz się martwię czasem,
Że nam ciągle grozi zwarcie z przebiciem na masę.
Żal mi tego dyrygenta, co grać pięknie zechce,
Gdy mu gra czterdzieści procent, a sześćdziesiąt nie chce...
Przeto chór nasz: „Vivat, radość!” w zgodzie niech podejmie,
W zgodzie, bośmy są, na szczęście, w Teatrze, nie w Sejmie!

       Tyle kupletów z warszawskiej inscenizacji „Krakowiaków i Górali” sprzed lat. Niechże i dzisiaj to polskie poczucie humoru nas nie opuszcza, bo to trwały, jak sądzę, element naszej narodowej kultury.
Przy okazji wspomnianego spektaklu w Teatrze Wielkim w Warszawie odwiedziłem w garderobie, grającego rolę Miechodmucha, znakomitego polskiego basa Barnarda Ładysza, który właśnie kończył 70 lat, prosząc o wywiad. Z tytułem „Śpiewałem całe życie” wywiad ten ukazał się w nieistniejącej już dziś rzeszowskiej gazecie codziennej „A-Z” z dnia 24-26 lipca 1992 roku.
       Niezwykły „Borys Godunow” w operze Modesta Musorgskiego pod tym samym tytułem, rubaszny Skołuba w operze Stanisława Moniuszki pt. „Straszny Dwór”, Ojciec Barré w „Diabłach z Loudun” Krzysztofa Pendereckiego, role w operach Rossiniego, Verdiego, Pucciniego, Czajkowskiego, Wagnera... Wtedy, podczas wywiadu sprzed lat, artysta mówił o swojej wielkiej miłości do śpiewu, także chóralnego, o tradycjach rodzinnych w tym względzie, o fascynacjach muzyką polską, zwłaszcza Moniuszki, o obecnych władcach tego świata, którzy niewiele z tego pojmują...
       Toteż odszedł z Teatru Wielkiego w Warszawie o wiele ze wcześnie. Ale cóż – takie są czasami artystyczne losy. Pytany o podsumowanie swojej dotyczasowej kariery muzycznej, artysta mówił: „Ja sam się nie liczę. Liczy się muzyka, sztuka, której służę. A śpiew, to najpiękniejsza muzyka na świecie!”
       Pod tym stwierdzeniem wspaniałego Bernarda Ładysza – dziś, 24 lipca 2021 roku artysta ukończyłby 99 lat - podpisuję się obiema rękami i całym sercem. Kończę dzisiejszy felieton, zachęcając Miłych Państwa do słuchania muzyki wokalnej przy różnych okazjach, a także do czynnego uprawiania śpiewu, choćby w zespołach chóralnych. Życzę Państwu wspaniałej pogody i udanego letniego wypoczynku! No i obyśmy zdrowi byli!

                                                                                                                                                                                                                                                                                  Andrzej Szypuła