Zofia Stopińska

Zofia Stopińska

email Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

Z prof. Romanem Lasockim o 51. Międzynarodowych Kursach Muzycznych w Łańcucie

        Zapraszam na spotkanie z prof. Romanem Lasockim, wybitnym skrzypkiem wirtuozem, pedagogiem i popularyzatorem wiolinistyki. Nasz gość studia ukończył z wyróżnieniem w Państwowej Wyższej Szkole Muzycznej w Łodzi w klasie prof. Franciszka Jamrego. Kontynuował je u profesorów: Andre Gertlera, Henryka Szerynga, Tadeusza Wrońskiego i Stanisława Lewandowskiego. Występował na najważniejszych estradach świata. Wielu kompozytorów dedykowało mu swoje utwory. Profesor i prorektor (4 kadencje) Uniwersytetu Muzycznego Fryderyka Chopina w Warszawie i profesor Akademii Muzycznej w Katowicach. Wykładał w uczelniach na czterech kontynentach. Jego absolwenci, laureaci renomowanych konkursów, zajmują ważne miejsce w życiu muzycznym w kraju i za granicą pełniąc funkcje koncertmistrzów, profesorów, solistów, czy prymariuszy znanych kwartetów. Juror licznych konkursów krajowych i międzynarodowych. Uhonorowany najwyższymi odznaczeniami i nagrodami państwowymi i resortowymi.

Jak długo jest Pan Profesor związany z Międzynarodowymi Kursami Muzycznymi w Łańcucie?

        Od prawie 40-tu lat przyjeżdżam w lipcu do Łańcuta. Pamiętam jak ogromnym zaszczytem był dla mnie fakt zaproszenia na te Kursy przez Zenona Brzewskiego, który był dla mnie najpierw mentorem, a potem serdecznym przyjacielem. Byłem wtedy najmłodszym wykładowcą. Dzisiaj jestem najstarszy. Tak się złożyło, że trzy lub cztery razy nie mogłem przyjechać na łańcuckie kursy, bo mieszkałem wtedy w Seulu, Tokio oraz w Stanach Zjednoczonych. Wtedy nie dałem rady przylecieć, ale zawsze byłem wierny Łańcutowi i odrzucałem inne propozycje kursowe. Lipiec zawsze należy do Łańcuta.

Łańcuckie Kursy różnią się od innych organizowanych w Polsce i na świecie?

        Bardzo się różnią. Dla przykładu powiem o kursach odbywających się w Paryżu na Sorbonie, w których uczestniczyłem. Kursy trwały dziesięć dni, było około dwudziestu uczestników i czterech pedagogów. Pierwszego dnia ja wykonałem koncert, później grali m.in. Zakhar Bron, Siergiej Kravchenko, a ostatniego Vadim Repin (wszyscy związani z Łańcutem) i na tym kurs się kończył.
       Nie spotkałem nigdzie na świecie kursów, które miały w I turnusie dwadzieścia lub więcej klas, w II turnusie tak samo, a prowadzą je najwspanialsi artyści. Nie jest to impreza komercyjna i wszyscy profesorowie przyjeżdżają do Łańcuta z potrzeby serca, dla podtrzymania wspaniałej tradycji.
Ja nawet po cichu burzę się na określenie kursy. To jest konglomerat, bo z jednej strony w tych dwudziestu klasach codziennie są lekcje, a słuchacze są przydzieleni do jednego pedagoga, ale mogą chodzić i obserwować lekcje w innych klasach.

Jest Pan Profesor szefem kursu metodycznego dla pedagogów szkół muzycznych oraz studentów kierunku pedagogika instrumentalna.

       Mam zaszczyt być kierownikiem tego kursu, który został nazwany „Forum myśli muzycznej”. Wszystkich pedagogów, którzy przyjechali na I turnus zaprosiłem do wygłoszenia referatów dla kilkudziesięciu nauczycieli oraz rodziców uczestników. Staram się, aby one trwały około godziny i były urozmaicone. Ja przez dwa dni opowiadałem o aparacie skrzypcowym, o każdym elemencie, każdym przygięciu palca, szybkości smyczka, spiccato, saltato itd. – o całej kuchni skrzypcowej. Profesor Paweł Radziński mówił o Bachu, poprosiłem prof. Janusza Wawrowskiego, aby opowiedział o Bacewiczównie bo teraz zaczyna nagrywać jej utwory… Każdy z pedagogów dzieli się swoimi spostrzeżeniami i wiedzą z kursantami.

Podczas obydwu turnusów odbywają się także wieczorne koncerty.

        To trzeci niemniej ważny filar. Ten wieczorny festiwal utrzymany jest przeważnie w formule "Mistrz i uczeń". Wybitni pedagodzy i artyści opromieniają swoją sławą swoich następców, bo posiadanie afisza z mistrzem to wielka sprawa.
Oferta dla kursanta jest bardzo bogata. Rano słucha wykładu, później biegnie na swoją lekcję do mistrza, po południu ćwiczy, a o 19.00 rozpoczyna się koncert.
        Do tego wszyscy uczestnicy występują podczas tak zwanych koncertów klasowych, które odbywają się w Auli im. prof. Zenona Brzewskiego w Szkole Muzycznej, a na zakończenie turnusów są koncerty zespołów i orkiestr kursowych w Miejskim Domu Kultury oraz koncert wybranych przez profesorów przedstawicieli klas w Sali Balowej Muzeum – Zamku.

MKM Łańcut 2024 prof. Roman Lasocki 2Prof. Roman Lasocki podczas wykładu "Forum myśli muzycznej", fot. lykografia.pl

Wśród wykładowców łańcuckich Kursów jest obecnie wielu artystów, którzy w młodości w nich uczestniczyli.

       Tak, profesorami są wychowankowie. Powiem tylko, że pamiętam jak wspaniały, fenomenalny skrzypek, prof. Janusz Wawrowski przyjeżdżał na Kursy jako malutki Januszek.
       Mnie się to zawsze kojarzy z wielkim rozłożystym dębem. Każdego roku jak przyjeżdżam widzę nowe, piękne słoje. Kursy w Łańcucie zawdzięczamy ich twórcy, Zenonowi Brzewskiemu, który od lat im patronuje, ale prof. Brzewski był także twórcą wielkich konkursów skrzypcowych w Lublinie, gdzie zwycięzcami zostali m.in.: Wadim Riepin, Maksim Wiengierow, Ilja Gringolc, Bartłomiej Nizioł, Monika Jarecka, a także wielu innych słynnych polskich skrzypków znalazło się w gronie laureatów.
       W jury tych konkursów zasiadali najwybitniejsi polscy skrzypkowie i pedagodzy, a wśród nich: Irena Dubiska, Eugenia Umińska, Zenon Brzewski, Wanda Wiłkomirska, Edward Zienkowski i wielu innych.
Stworzył także Ogólnokształcącą Szkołę Muzyczną II stopnia w Warszawie, która także nosi jego imię.

Profesor Zenon Brzewski kierował łańcuckimi Kursami w latach 1974 – 1992. 

         Za czasów prof. Zenona Brzewskiego Kursy Muzyczne w Łańcucie bardzo szybko osiągnęły wysoki poziom, bo pedagogami byli najlepsi wioliniści z całej Europy. Większość z nich już niestety odeszła.
        Zgodnie z wolą prof. Zenona Brzewskiego, w 1993 roku dyrektorem artystycznym i naukowym Kursów został jego wychowanek, wybitny polski skrzypek prof. Mirosław Ławrynowicz, który także po kilku latach odszedł od nas i powołana została na to stanowisko prof. Krystyna Makowska-Ławrynowicz, jedna z najwybitniejszych pianistek – kameralistek, długoletni prorektor Uniwersytetu Muzycznego w Warszawie, osoba wielkiego talentu artystycznego i serca.
        Przez dwie ostatnie dekady tandem: prof. Krystyna Makowska-Ławrynowicz i pan Krzysztof Szczepaniak, przewodniczący Komitetu Organizacyjnego Kursów, długoletni wizytator Centrum Edukacji Artystycznej, świetny menedżer i animator kultury, rozwija kolejne słoje w dębie, o którym mówiłem.
        W tym czasie ważnym problemem była zmiana generacyjna w gronie pedagogów. Zaproszeni zostali najwybitniejsi instrumentaliści związani z Uniwersytetem Muzycznym w Warszawie, (ale nie tylko), którzy mogą stanowić elitę elit. Są to znakomici, doświadczeni i energiczni artyści w wieku około 40 lat, którzy wytrzymują wielogodzinne, codzienne zajęcia po zakończonym sezonie koncertowym i roku akademickim.
Podziwiam także umiejętności logistyczne kierujących Kursami i umiejętności integrowania wszystkich osób, bo to jest budowla wznoszona na dwa tygodnie.
         W naszym kraju często mówi się, że „nie ma ludzi niezastąpionych”, a to nieprawda, bo „nie daj Boże”, żeby pani prof. Marta Wierzbieniec, wybitny artysta –muzyk, który poświęcił się Filharmonii Podkarpackiej, zakończyła swoją kadencję. Obawiam się o to, co by się wówczas stało ze wspaniałym zespołem. Marta zrobiła z tego imperium zapraszając najlepszych solistów i dyrygentów. Ja już mówię z pozycji artysty obiektywnego, który zakończył karierę. Tam się przyjeżdża dla przyjemności, nie tylko dla spełnienia misji.
         Wracając do Kursów w Łańcucie, „nie daj Boże”, żeby pani prof. Krystyna Makowska-Ławrynowicz albo pan prezes Krzysztof Szczepaniak poczuli się zmęczeni, bo to są ludzie niezastąpieni. Nie tylko dlatego, że od 20 lat kierują kursami i są z nimi związani o wiele dłużej, a pan Krzysztof Szczepaniak rozpoczynał swoją działalność u boku pana Władysława Czajewskiego. Kurs wciąż żyje i rozwija się, a ja powtórzę - nie znam ani w Europie, ani w Azji, gdzie przez kilka lat uczyłem w Japonii i Korei Południowej oraz w USA gdzie sporo wykładałem, nie spotkałem się z przedsięwzięciem, które chociaż w zarysie przypominałyby rozmach i rangę łańcuckiego Kursu.

Roman Lasocki skrzypce podczas zajęć w Łańcucieprof. Roman Lasocki podczas zajęć  Kursu w Łańcucie, fot. lykografia.pl

Należy podkreślić, że odbyło się już 50 edycji Kursów.

        Międzynarodowe Kursy Muzyczne w Łańcucie trwają już ponad pół wieku i przyjeżdżają na nie tłumy ludzi, a to oznacza, że są potrzebne. Dlatego kierownictwo Kursów zabiega na wszystkie możliwe sposoby, aby w momencie, kiedy kultura wysoka jest w tak głębokim kryzysie, kiedy media nie odnotowują ważnych wydarzeń muzycznych, recenzje w codziennych gazetach się nie pojawiają, a w szkołach powszechnych muzyka właściwe nie istnieje, Kursy się rozwijały.
        Zadaniem akademii muzycznych i kursów muzycznych jest kształcenie najwyższej jakości kadr, które zastępują mistrzów – wykonawców. Nasi absolwenci i uczestnicy kursów są w czołówce europejskiej najlepiej przygotowanych do wykonywania zawodu muzyków.
W pierwszych dekadach uczestnikami łańcuckich kursów byli utalentowani studenci polskich akademii muzycznych, którzy pod kierunkiem wybitnych mistrzów gry na instrumentach smyczkowych przygotowywali się do udziału w międzynarodowych konkursach muzycznych. Później z kursy otworzyły się dla najzdolniejszych uczniów szkół muzycznych II stopnia, a także przyjeżdżali uczestnicy z zagranicy.
        Obecnie mogą w Łańcucie doskonalić swoje umiejętności także najmłodsi adepci gry na instrumentach smyczkowych. Biorąc pod uwagę fakt, że zaczęły pojawiać się w Łańcucie także uzdolnione dzieci, bo wiadomo, że podstawy, a przede wszystkim dobry aparat gry jest bardzo ważny, kierownictwo kursów zaczęło zapraszać także najlepszych pedagogów trudniących początkowym nauczaniem gry na instrumentach smyczkowych. Ta inicjatywa ze prof. Krystyny Makowskiej-Ławrynowicz i prezesa Krzysztofa Szczepaniaka była odpowiedzią na zapotrzebowanie.

Każdy uczestnik oprócz 5 lekcji indywidualnych może też grać w zespole kameralnym lub orkiestrze, uczestniczyć w zajęciach kształcenia słuchu, w lekcjach otwartych, wykładach i seminariach oraz bezpłatnie zwiedzić Muzeum-Zamek. Ponoszona opłata w wysokości 1500 złotych za jeden turnus, nie pokrywa w całości kosztów oferty dydaktycznej.

        Dodajmy jeszcze, znakomite wieczorne koncerty pedagogów w Miejskim Domu Kultury w Łańcucie. Wstęp na te koncerty jest wolny, stąd jest to ciekawa oferta kulturalna dla mieszkańców Łańcuta. Każdy może przyjść i posłuchać wspaniałej muzyki w mistrzowskich interpretacjach.
Trochę szkoda, że o tych koncertach jest mało informacji w codziennych mediach: prasie, radiu , telewizji…
        Ze wzruszeniem wczoraj obejrzałem wspaniały materiał o Filharmonii Podkarpackiej, z którą czuję się bardzo związany. Ten świetny, bogato ilustrowany program był emitowany tylko na kanale TVP Rzeszów, a powinien być emitowany w dobrych godzinach oglądalności w ogólnopolskim programie TVP, bo Filharmonia Podkarpacka jest wielką polską instytucją kultury. Cieszę się, że ten mogłem ten reportaż zobaczyć, ale gdybym był w domu w Warszawie, to nie mógłbym go obejrzeć.
         Wracając do trwających Międzynarodowych Kursów Muzycznych w Łańcucie, które są także wielkim, ważnym wydarzeniem muzycznym realizowanym ze względu na skromne środki finansowe z coraz większym trudem.
         Zapewniam, że nikt z pedagogów nie przyjeżdża na łańcuckie Kursy zarabiać pieniędzy, bo wynagrodzenia są niewielkie. Ja na przykład od początku przyjeżdżam, aby oddać wszelkie dobro, wspaniałe dary, które otrzymywałem od swoich mistrzów. Uważam, że to jest mój obowiązek.
Oby tylko można było realizować wszystkie nurty łańcuckich kursów, bo są cenne i potrzebne. Światli obywatele, którzy są elitą finansową powinni przejmować ciężar utrzymania kultury wysokiej. Z tym jest skromniutko, owszem pan prezes Krzysztof Szczepaniak znalazł w Łańcucie kilku biznesmenów, którzy kursy wspierają. Są to niewielkie przedsiębiorstwa prowadzone przez mądrych, wspaniałych ludzi, ale nie są w stanie utrzymać tak dużych przedsięwzięć. Organizatorzy są w trudnej sytuacji, bo przyznawane środki finansowe są niewielkie.

Na zakończenie naszego spotkania poinformujmy i zachęćmy wszystkich, którzy czytają ten wywiad, aby do 27 lipca tego roku, wybrali się chociaż na jeden koncert organizowany w ramach 51. Międzynarodowych Kursów Muzycznych im. Zenona Brzewskiego w Łańcucie. Szczegółowe informacje znajdą Państwo na stronie https://www.kursymuzyczne.pl

          Bardzo serdecznie zapraszamy do Łańcuta w tym oraz w przyszłym roku na koncerty w ramach 52 edycji.
Muzycy są ludźmi bardzo skromnymi. U nas proces kształcenia i stania się zawodowym muzykiem trwa 17 lat. To są lata pełne wyrzeczeń. Konieczność codziennego ćwiczenia na instrumencie buduje pewną pokorę u artystów muzyków, muszą być zdyscyplinowani, muszą planować swoje działania z wyprzedzeniem kilkumiesięcznym i rygorystycznie wykonywać ten plan, bo inaczej nie są w stanie zaistnieć. To jest bardzo skromne środowisko. Nie potrafi uprawiać autopromocji. Zapraszamy z największą atencją i wielką nadzieją.

Bardzo dziękuję za rozmowę

          Ja także bardzo dziękuję

Zofia Stopińska

Gra na fortepianie sprawia, że zapominam o wieku i czuję się szczęśliwa

       Wielkim zaszczytem dla mnie było spotkanie z panią prof. Lidią Grychtołówną, wybitną polską pianistką w Jej domu w Warszawie, które odbyło się dwa dni przed 96. urodzinami Artystki. Był gorący lipcowy dzień 2024 roku. Usiadłyśmy w pełnym pamiątek saloniku z fortepianem, nad którym wiszą zdjęcia podarowane Maestrze przez słynnych dyrygentów, kompozytorów, pianistów, śpiewaczki… Artystka wspominała dzieciństwo, studia, konkursy, tournée koncertowe po całym świecie i pracę pedagogiczną w Moguncji. Był także czas na wspomnienia koncertów w Filharmonii Podkarpackiej.

Czy to prawda, że mając trzy lata już próbowała Pani Profesor grać na fortepianie, a z pierwszym publicznym koncertem wystąpiła Pani mając niespełna 5 lat?

        Ciągle mam w pamięci dzień mojego pierwszego koncertu i salę balową, Białą Salę Hotelu Polskiego w Rybniku. Miałam cztery lata i osiem miesięcy, byłam tak mała, że jak skończyłam mój program, to postawiono mnie na krześle, żeby publiczność mogła mnie zobaczyć. Nie wiedziałam czy publiczność oklaskuje moją grę, czy nową sukienkę, z której byłam bardzo dumna.
         Mój recital trwał zaledwie 20 minut i był częścią koncertu skrzypka Antoniego Szafranka, jednego z braci, którzy założyli w Rybniku prywatną szkołę muzyczną.
Po koncercie ojciec opowiadał, że oficerowie, którzy obok niego usiedli, nie chcieli wierzyć, że to ja grałam Mazurka B-dur Chopina. Podejrzewali, że pani, która wprowadziła mnie na estradę uruchomiła za kulisami pianolę.
        Rodzice, a szczególnie mama chciała, żeby moje dzieciństwo nie różniło się od beztroskich rozrywek innych dzieci. Bawiłam się z dziećmi sąsiadów, a wiosną i latem, przy ładnej pogodzie, dzieci zbierały się w naszym ogródku i zajadałyśmy upieczone przez mamę ciasteczka. W chłodniejszych porach roku zapraszałam dziewczynki do domu, by bawiły się moimi lalkami. Często się zdarzało, że znudzona zabawą, zostawiałam je przy lalkach, a sama siadałam do fortepianu.

Nikt nie uczył Pani grać?

          Nikt, jedynie z zaciekawieniem słuchałam i podpatrywałam, jak grała moja mama i moja matka chrzestna. Próbowałam je naśladować. Nie znałam nut i ze słuchu nauczyłam się grać niektóre utwory z ich repertuaru. Rodzice rozważali potrzebę mojej edukacji muzycznej i chcieli abym uczyła się u kogoś kompetentnego.
        Naprzeciwko starostwa znajdowało się gimnazjum sióstr urszulanek, do którego raz w miesiącu przyjeżdżała z Katowic pani Wanda Chmielowska, ceniona nauczycielka gry fortepianowej. Ojciec wybrał się na spotkanie z nią i poprosił, aby przyszła do nas posłuchać mnie i doradziła jak pokierować moja edukacją.
Pani Chmielowska zgodziła się mnie przyjąć i jeździliśmy przez pół roku na lekcje do jej domu. Jak lekcja był udana i dobrze przygotowana, to mogłam pogłaskać z nagrodę skórę z niedźwiedzia leżącą na podłodze. Uwielbiałam niedźwiedzie i zazwyczaj kładłam się na podłodze i głaskałam – nie chciałam wyjść z domu pani profesor. Ta miłość pozostała do dzisiaj, nawet często z uśmiechem mówię, że moje mieszkanie to niedźwiedzioland.
Za każdą lekcję rodzice płacili 10 złotych, co było poważnym wydatkiem.
         Prywatne lekcje u pani profesor Wandy Chmielowskiej trwały pół roku, po czym zdałam egzamin wstępny do konserwatorium w jej klasie.
Podczas egzaminu wstępnego egzaminatorzy szybko zorientowali się, że mam słuch absolutny. Uderzali skomplikowane akordy na klawiaturze fortepianu, a później prosili, żebym podeszła do instrumentu i rozpoznała oraz powtórzyła wszystkie dźwięk. Łatwo i bezbłędnie spełniałam ich prośby.
Rodzice cieszyli się, że opłacanie prywatnych lekcji już nie obciążało ich budżetu, choć nuka w konserwatorium nie była wtedy bezpłatna.
        Po roku nauki wojewoda Michał Grażyński przyznał mi stypendium, które znacznie poprawiło naszą sytuację materialną.
Wkrótce przybyło mi obowiązków, bo dorosłam do wieku, w którym dziecko zaczyna uczęszczać do szkoły. Mama budziła mnie wcześnie i codziennie spędzałam kilka godzin w szkole. Po lekcjach wracałam do domu, jadłam obiad, przebierałam się, szłam na dworzec kolejowy i jechałam do Katowic. Przybyło mi obowiązków, ubyło rozrywek.

Grychtołóna Lidia XVI Forum z Jasińskim i TatarskimMaestra Lidia Grychtołówna z prof. Andrzejem Jasińskim i prof. Andrzejem Tatarskim po koncercie w ramach Międzynarodowego Forum Pianistycznego "Bieszczady bez granic..." w Sanoku w 2021 r., fot. arch. MFP "Bieszczady bez granic..." 

Jak przeżyła Pani czas II wojny światowej?

         Bardzo trudny dla nas był czas drugiej wojny światowej. Mój ojciec 1 września 1939 roku, o 6.00 rano uciekł z mieszkania bez płaszcza dlatego, że był najbliższym współpracownikiem Korfantego. Gdyby tego nie zrobił byliby go w pierwszym dniu wojny powiesili na rynku w Rybniku. Moi rodzice stracili wszystko.
Dom mieszczący się w centrum Rybnika, blisko kościoła św. Antoniego, w którym mieszkaliśmy przed wojną został niedawno wykupiony przez miasto. Będzie się w nim mieściła fundacja dla młodych pianistów imienia mego męża i moja.
        Jak zaczęła się II wojna, szybko musiałam nauczyć się działać jak dorosła , bo mama słabo znała niemiecki, a ja z łatwością opanowałam ten język, bo miałam do tego wrodzone zdolności. Żywność zdobywałyśmy z ogromnymi trudnościami, bo wszystkie artykuły były reglamentowane, a my nie miałyśmy specjalnych kartek i wszystko kupowałyśmy nielegalnie.
Wiele kilometrów pokonywałam pieszo, chodziłam do stacji kolejowej, by dojechać do Katowic na lekcje u Karola Szafranka, który był cenionym nauczycielem gry na fortepianie. Ćwiczyłam najpierw na pianinie u proboszcza, a gdy sprzedał instrument, chodziłam pieszo do sąsiedniej wsi, gdzie w magazynie przy restauracji, między beczkami z piwem i winem, znajdowało się stare pianino. Pomieszczenie nie było ogrzewane i często ćwiczyłam w wełnianych rękawiczkach.
        Po zakończeniu wojny rodzice zainstalowali się w mieszkaniu jednego z domów niedaleko centrum Rybnika. Ojciec otrzymał stanowisko kierownika wydziału finansowego w starostwie. Przydzielone mieszkanie było puste, ale niedługo pojawiły się niezbędne meble darowane przez księdza proboszcza (łóżko, kanapa, stół), a resztę rodzice kupowali, zaczynając od szklanek, talerzy, widelców i łyżeczek…
Zdecydowałam się pomagać rodzicom i w wieku 17 lat udzielałam lekcji gry na fortepianie. Wróciłam także na studia do katowickiego konserwatorium do klasy pani Wandy Chmielowskiej.
         Po kilku miesiącach musiałam zrezygnować z udzielania prywatnych lekcji, by uczęszczać do gimnazjum w Rybniku.
Na egzamin maturalny musiałam pojechać do Zabrza i w tamtejszym gimnazjum uzyskałam świadectwo dojrzałości. Maturę zdawałam jako eksternistka z kilkunastu przedmiotów w jednym dniu. Uzyskałam bardzo dobre i dobre stopnie ze wszystkich przedmiotów, a jedynie z matematyki dostateczny.

Po ukończeniu Wyższej Szkoły Muzycznej w Katowicach rozpoczęła Pani podyplomowe studia u prof. Zbigniewa Drzewieckiego.

        Tak doradziła mi pani profesor Chmielowska. Był wybitnym autorytetem i wszyscy, którzy u niego się uczyli zajmowali dobre pozycje w świecie muzycznym.
Moje studia u profesora trwały od jesieni 1951 do Konkursu Chopinowskiego w 1955 roku. Wydaje mi się, że nie należałam do grona uczniów, których profesor szczególnie lubił. Na konkursie kazał mi grać Poloneza-Fantazję Chopina, który nie był moim popisowym utworem, a nie zgodził się abym wykonała moją ulubioną Sonatę b-moll.

Znalazła się Pani w gronie laureatów Międzynarodowego Konkursu Pianistycznego im. Fryderyka Chopina w 1955 roku, ale jeden z jurorów zaprotestował, bo uważał, że nie została Pani sprawiedliwie oceniona.

          Wylądowałam ostatecznie na siódmej nagrodzie, ale zasiadający wówczas w jury Arturo Benedetti Michelangeli nie podpisał werdyktu, oznajmiając, że jego kolejność miejsc wśród kandydatów była inna, a VII nagroda jest dla mnie krzywdząca. Maestro zaprosił mnie do Arezzo na swoje mistrzowskie kursy. Latem następnego roku byłam już uczestniczką tego kursu i mieszkałam w zamku, który zawsze na lato wynajmował dla najlepszych młodych pianistów.
Mimo męczących lipcowych i sierpniowych upałów kazał kursantom ćwiczyć sześć godzin dziennie. O ósmej rano musiałam już siedzieć przy fortepianie. Nie uznawał lekcji zbiorowych, tylko każdy miał zajęcia oddzielnie.

W 1956 roku uczestniczyła Pani w Międzynarodowym Konkursie im. Roberta Schumanna w Berlinie zdobywając III nagrodę, zdobyła Pani Nagrodę Specjalną, uznawaną za najważniejszą obok Grand Prix w Międzynarodowym Konkursie im. Ferruccia Busoniego w Bolzano w 1968 roku i nagrodę specjalną w konkursie w Rio de Janeiro (1959). To był już początek wielkiej światowej kariery pianistycznej.

        Dużo w życiu zobaczyłam, grałam w wielu krajach i mam mnóstwo wspaniałych wspomnieć. Niektóre już trochę zbladły, bo miały miejsce dawno temu. Podróży koncertowych było mnóstwo. Podczas jednego z tournée zagranicznych grałam na zmianę dwa koncerty – Fryderyka Chopina i Stanisława Wisłockiego, rzeszowianina, który był moim największym przyjacielem wśród dyrygentów i muzyków.

Lidia Grychtołówna XIII MFP w Sanoku fot M. SienkiewiczMaestra Lidia Grychtołówna podczas koncertu z okazji 90-tych urodzin w ramach Międzynarodowego Forum Pianistycznego "Bieszczady bez granic..." w Sanoku, fot. M. Sienkiewicz

Jako solistka koncertowała Maestra we wszystkich krajach europejskich, Ameryce Południowej, Australii, Stanach Zjednoczonych, Meksyku, na Kubie, w Japonii, Chinach i Tajlandii. Były także zagraniczne podróże z polskimi orkiestrami, głównie z Orkiestrą Filharmonii Narodowej.

         Tak, najczęściej występowałam pod batutami Stanisława Wisłockiego, Kazimierza Korda i Tadeusza Strugały. Bardzo lubiłam z nimi występować, a także często spotykaliśmy się prywatnie w tym mieszkaniu i zawsze było bardzo miło. Mój mąż robił wspaniałe drinki i rozmowy trwały długo.

Podróżując spotkała Pani wielu wspaniałych artystów. Jednym z nich był Artur Rubinstein i były to wyjątkowe spotkania.

          Spotkaliśmy się kilka razy. Pierwszy raz w Kopenhadze w 1960 roku. Artur Rubinstein jechał do Warszawy na finały Konkursu Chopinowskiego. Pamiętam, że wtedy polscy pianiści mieli koncerty upamiętniające rocznicę urodzin Chopina w stolicach różnych krajów. Mnie przypadły Helsinki, a Rubinstein koncertował w Sztokholmie. Spotkaliśmy się w drodze powrotnej do Warszawy podczas przesiadki w Kopenhadze.
        Siedziałam już w samolocie do Warszawy, kiedy podszedł do mnie Rubinstein i zapytał – Mogę koło Pani usiąść? Oczywiście zgodziłam się zapewniając, że jestem zaszczycona. Dosyć długo, bo prawie trzy godziny trwał lot. Przez całą drogę rozmawialiśmy o różnych rzeczach i miło spędziliśmy czas. Powiedział między innymi – Jak zobaczyłem panią na lotnisku, to pomyślałem – fajna babka. Przyznałam skromnie, że to nie moja opinia.
         Niedługo spotkaliśmy się ponownie podczas bankietu na zakończenie Konkursu Chopinowskiego, który odbył się w Urzędzie Rady Ministrów. Przekonałam się wtedy, że Rubinstein miał bardzo zazdrosną żonę. Jak tylko mnie zobaczył, podszedł i chwileczkę rozmawialiśmy, ale pojawiła się jego żona i oznajmiła: Artur! Czekają na ciebie…
Bardzo miło wspominam nasze spotkania, bo był, podobnie jak ja, otwartym na nowe kontakty człowiekiem.
Na ścianie saloniku, w którym rozmawiamy wisi zdjęcie Artura Rubinsteina ze specjalną dedykacją dla mnie.

Ma Pani w repertuarze ogromną ilość utworów i część z nich udało się utrwalić. Dokonała Pani wielu archiwalnych nagrań radiowych i telewizyjnych oraz dla wytwórni płytowych (Polskie Nagrania, Philips, Deutsche Grammophon, CD Accord).

          Przyznam się, że trudno mi w tej chwili mówić o szczegółach, ale sporo nagrań ukazało się na płytach m.in. dzieła Beethovena, Chopina , Schumanna, Mozarta, Wisłockiego, a ponadto Liszta, Rachmaninowa i Skriabina.
        Ciągle jeszcze występuję z koncertami, które sprawiają mi wielką przyjemność. Zawsze lubiłam grać publicznie, rozkwitałam na scenie i nadal mam wolę istnienia na estradzie. Trzy tygodnie temu wystąpiłam z recitalem w Filharmonii Śląskiej w Katowicach i ukazały się po tym koncercie bardzo dobre recenzje – między innymi w Ruchu Muzycznym.
        Kończyłam ten recital Polonezem cis-moll Chopina, który kończy się w piano. Jak zdjęłam ręce z klawiatury rozległy się ogromne, spontaniczne brawa, bisowałam cztery razy, a później miałam długą dyskusję z młodymi ludźmi, którzy wysłuchali recitalu. Ten koncert pozostanie na długo w mojej pamięci.

Bardzo długo dzieliła się Maestra swoją wiedzą i doświadczeniem z młodymi osobami, które marzyły o karierze pianistycznej. Działalność pedagogiczną rozpoczęła Pani pod koniec lat 80-tych XX wieku w Uniwersytecie Gutenberga w Moguncji.

          Podpisałam kontrakt na 7 lat, a w sumie pracowałam na stanowisku profesora tego uniwersytetu 21 lat. Ciągle rzesze młodych pianistów chciały się u mnie uczyć, ciągle ten kontrakt był przedłużany. Do moich obowiązków należały indywidualne lekcje ze studentami, uczestniczyłam w komisjach egzaminacyjnych po każdym semestrze, a także w komisji dla kandydatów do zawodu koncertującego pianisty.
        Każdy student musiał przejść przez muzykę barokową, klasyczną, romantyczną i przez twórczość XX wieku. Moi studenci grali nie tylko Chopina, ale także Szymanowskiego i nowsze utwory. Starałam się też zadawać utwory wirtuozowskie, dzięki którym zdobywa się odwagę grania. Nawet ludziom, którzy mają tremę uświadamiam, że gra dla innych jest czymś pięknym i nie powinni się bać przekazać swych umiejętności publiczności.
        Ważna jest praca nad gatunkiem dźwięku. Dzisiaj wielu młodych ludzi gra naprawdę świetnie. Problemem dla artysty jest sposób wyróżniania się z tej masy talentów. Moim zdaniem jest to gatunek brzemienia.
Często podczas różnych konkursów profesorowie zasiadający w jury twierdzili, że po dźwięku poznają, którzy z uczestników są moimi uczniami.

Grychtołówna Lidia i Jarosław Drzewiecki XVII ForumProf. Lidia Grychtołówna i prof. Jarosław Drzewiecki po koncercie w ramach Międzynarowego Forum Pianistycznego "Bieszczady bez granic..." w 2021 roku, fot. Archiwum MFP "Bieszczady bez granic..." w Sanoku.

Od kilkunastu lat zapraszana jest Pani do Sanoka jako mistrz Międzynarodowego Forum Pianistycznego „Bieszczady bez granic” i zawsze wielu młodych pianistów pragnie pracować pod Pani kierunkiem. W tym roku Forum zaplanowane jest od 1 do 7 lutego.

          W Sanoku jest bardzo przyjemnie i pięknie. W ciągu dnia sporo lekcji praktycznych i spotkań grupowych z uczestnikami, wieczorem koncerty, po których do późnej nocy trwają dyskusje. Przyjeżdżają znakomici pedagodzy i wszystko przebiega w bardzo miłej atmosferze.
Mogę ją porównać jedynie do atmosfery panującej na Uniwersytecie Gutenberga w Niemczech, gdzie pracowało sześciu profesorów fortepianu, a po zakończeniu egzaminów półrocznych omawiane były występy wszystkich studentów.
Koledzy z życzliwością podkreślali – Lidia, twoi studenci znowu byli najlepsi. Uchodziłam tam za dobrego pedagoga i byłam lubiana. Nie wyobrażam sobie tak dobrej atmosfery na polskich uczelniach.
Międzynarodowe Forum Pianistyczne Bieszczady bez granic…” to wspaniała impreza.

Czas na wspomnienie koncertów organizowanych przez Filharmonię Rzeszowską.

         Trochę szkoda, że w Rzeszowie nie grałam częściej, bo często występowałam w Polsce. To dawne czasy i pewnie nie wszystko pamiętam.
Pierwszy koncert na zaproszenie Filharmonii Rzeszowskiej, który utkwił mi w pamięci odbył się w Zamku w Łańcucie w 10 rocznicę śmierci Artura Malawskiego. Rozpoczęłam ten recital oczywiście utworem Malawskiego, a później grałam Lutosławskiego, Szymanowskiego, Zarębskiego i kilka utworów Chopina. Zostałam entuzjastycznie przyjęta przez publiczność, gospodarze byli bardzo mili, a łańcucki Zamek jest przepiękny. Takich wieczorów się nie zapomina.
       Pamiętam, że w drugiej połowie lat 70-tych (to było chyba w 1977 roku) wystąpiłam w Rzeszowie, w pachnącym jeszcze świeżością budynku Filharmonii z Koncertem fortepianowym a-moll Roberta Schumanna. Dyrygował wówczas Napoleon Siess, urodzony tak jak ja w Rybniku. To było bardzo miłe spotkanie. Byliśmy także bardzo zadowoleni z koncertu.
        Zostałam zaproszona na uroczystość 25-lecia działalności Filharmonii w Rzeszowie i na życzenie organizatorów grałam Koncert fortepianowy e-moll Chopina.
Kilka lat później grałam w Filharmonii Rzeszowskiej także Koncert f-moll Chopina. Orkiestra wystąpiła wtedy pod batutą Stefana Marczyka. To był znakomity dyrygent, cudownie opowiadał mi o swoich rodzinnych stronach, które bardzo kochał. Urodził się z niewielkiej miejscowości niedaleko Rzeszowa, a później razem z rodzicami zamieszkał w Rzeszowie, gdzie rozpoczął naukę gry na skrzypcach. Ta nasza znajomość ze Stefanem Marczykiem trwała bardzo długo, bo przez wiele lat był dyrektorem Filharmonii w Szczecinie.

Była Maestra w Filharmonii Rzeszowskiej także w październiku 1984 roku i wówczas podczas dwóch wieczorów wykonała Pani wszystkie koncerty fortepianowe Ludwiga van Beethovena.

         Grałam te pięć koncertów w dwa dni wiele razy za granicą, a także w kilku miastach w Polsce – m.in. w Rzeszowie. Orkiestrą filharmoniczną w Rzeszowie dyrygował Zbigniew Chwedczuk. Pierwszego wieczoru wykonywane były trzy koncerty – I, II, i IV, zaś drugiego III i V. Nie było to łatwe wyzwanie, ale jeśli ktoś tak kocha estradę jak ją kocham, to rozkwita na estradzie.
W latach 90. byłam w Rzeszowie z II Koncertem fortepianowym Rachmaninowa i bardzo dobrze współpracowało mi się zarówno z orkiestrą, jak i dyrygentem Pawłem Przytockim, który jest teraz dyrektorem artystycznym Filharmonii w Łodzi.
Bardzo miło wspominam te rzeszowskie koncerty.

Z pewnością pamięta Maestra kilkudniowy pobyt w Rzeszowie we wrześniu 2021 roku , bo uczestniczyła Pani w pracach jury w kategorii pianistycznej II Międzynarodowego Konkursu Muzyki Polskiej im. Stanisława Moniuszki w Rzeszowie.

        Pamiętam, to bardzo wymagający konkurs zarówno dla uczestników, jak i dla jurorów. W kategorii pianiści są trzy etapy i trzeci etap odbywa się z udziałem Orkiestry Filharmonii Podkarpackiej. To trudne zadanie dla orkiestry, która musi przygotować się do wykonania wszystkich zgłoszonych przez uczestników koncertów, a później towarzyszy laureatom wybranym przez jury.
Orkiestra Filharmonii Podkarpackiej grała świetnie, a dyrygowali Łukasz Borowicz i Paweł Przytocki.
Chcę podkreślić, że konkurs był znakomicie zorganizowany, a kierownictwo Filharmonii zapewniło mi komfortowe warunki pobytu. Miałam wszystko czego potrzebowałam.
Bardzo dobrze współpracują ze sobą Narodowy Instytut Muzyki i Tańca oraz Filharmonia Podkarpacka w organizacji tego konkursu.

Lidia Grychrtołówna I Ogólnopolski Festiwal Pianistyczny im. prof. Lidii Grychtołówny podczas konkursuMaestra Lidia Grychtołówna w roli jurora I Ogólnopolskiego Konkursu Pianistycznego im. Lidii Grychtołówny w Lublinie

Praca jurora jest bardzo trudna i bardzo odpowiedzialna.

        O tak, trzeba bardzo sprawiedliwie oceniać. Jeśli uczestnik konkursu był bardzo dobrze przygotowany i bardzo dobrze zagrał, a nie otrzyma sprawiedliwej punktacji i nie przechodzi do następnego etapu, to najczęściej załamuje się i może to nawet przekreślić jego dalszą karierę. Udział w jury wiąże się z ogromną odpowiedzialnością i oceniam bardzo sprawiedliwie, a na muzyce się trochę znam.

O Pani życiu i podróżach koncertowych można się sporo dowiedzieć czytając książkę „Lidia Grychtołówna w metropoliach świata”, którą pomógł Pani opracować małżonek pan Janusz Ekiert. Czytam tę książkę po raz kolejny.

         Książka ukazała się już ponad 10 lat temu, ale ciągle melomani, których spotykam o nią pytają. Opisane są w niej różne wydarzenia z mojego życia. Janusz bardzo mi pomagał – czytał teksty i doradzał, które zdjęcia zamieścić. Nie wiem czy sama bym sobie poradziła.
        Wspomnę w tym miejscu telefoniczną rozmowę męża z kimś z San Francisco. Ktoś prosił go o wywiad. Mąż zawsze bardzo niechętnie udzielał wywiadów i szybko się wymigał przekazując słuchawką mnie. Przez chwilę rozmawiałam z tym panem na temat mojej książki i innych wydawnictw autorstwa mojego męża. Telefonujący pan powiedział wtedy, że przeczytał wszystkie publikacje na temat Fryderyka Chopina w różnych językach, ale nie ma drugiej tak pięknej biografii o Chopinie jak ta, którą napisał Janusz Ekiert. Później powiedziałam mężowi, że przesadza z tą skromnością i to on powinien usłyszeć słowa dziennikarza a San Fracisco.

Pustkę po odejściu Janusza Ekierta długo odczuwali melomani, którzy uczestniczyli w festiwalach (między innymi w Muzycznym Festiwalu w Łańcucie), na których bywał także pan Janusz Ekiert i często przybliżał publiczności program koncertów oraz wykonawców. Nie ma drugiego tak znakomitego muzykologa, który potrafi mówić z równie wielką swadą i elegancją.

        Był bardzo urodziwym mężczyzną, zawsze bardzo elegancko ubrany i co najważniejsze potrafił bardzo interesująco mówić. Był jednak bardzo skromnym człowiekiem, nie potrafił i nigdy nie chciał się reklamować.
       Proszę popatrzeć na zdjęcie z pierwszej komunii świętej Janusza zrobione parę miesięcy przed wybuchem wojny. Obok jest moje zdjęcie z okresu dzieciństwa. Pamiątkowych fotografii mam mnóstwo. Trochę dalej zdjęcia Janusza zrobione podczas słynnego teleturnieju „Wielka gra”. Nie ma już wśród nas prowadzącej te programy Stanisławy Ryster, nie żyją już także Zbyszek Pawlicki, Józef Kański i mój mąż Janusz Ekiert.

Z panem Januszem Ekiertem byli Państwo bardzo zgodnym małżeństwem. Często Państwo razem podróżowali podczas tournée artystycznych, a także wyjeżdżali Państwo razem na urlopy.

         Przez 58 lat byliśmy małżeństwem. Bardzo często wyjeżdżaliśmy razem na różne festiwale i koncerty. Przez 30 lat (do wojny domowej w Jugosławii) spędzaliśmy lipiec i sierpień, a czasem nawet początek września w nadmorskim pejzażu południowej Dalmacji.
Odbywający się od czerwca do końca sierpnia Letni Festiwal w Dubrowniku był na bardzo wysokim poziomie. Po raz pierwszy zostałam zaproszona do wykonania koncertu na tym festiwalu w 1977 roku, ale każdego roku spędzaliśmy w Dubrowniku co najmniej 6 tygodni.
         Mąż był dziennikarzem Polskiego Radia w Warszawie, ale mógł sobie wszystko tak układać, że te podróże były możliwe.
Nie zawsze mógł mi towarzyszyć podczas tournée do dalekich krajów. Pamiętam jeden z naszych pobytów w Dubrowniku, jak już trzeba było wracać do kraju, bo to były ostatnie dni jego urlopu. Zaczął się pakować, bo na drugi dzień mieliśmy już wracać do Polski.
Ja z kolei chciałam jeszcze jeden weekend spędzić w Dubrowniku, ale rozumiałam, że musi wracać do pracy i także byłam gotowa do podróży.
Zastanawiał się dość długo, ale w końcu stwierdził – ty masz zawsze ostatnie słowo. Już sobie tak wszystko ułożyłem, że możemy spędzić jeszcze ten weekend w Dubrowniku.
         Mąż był bardzo surowy w ocenach. Chyba dwa miesiące przed śmiercią Janusza, poprosiłam go, aby posłuchał mojej gry i powiedział mi szczerze, czy mogę jeszcze publicznie grać, czy już powinnam zakończyć karierę pianistyczną.
Grałam prawie godzinę utwory Chopina, Lutosławskiego i innych kompozytorów. Kiedy zakończyłam i czekałam na jego słowa, długo siedział i milczał. Dopiero po dwudziestu minutach powiedział – Uważam, że możesz jeszcze śmiało dalej grać.
Kiedy zapytałam dlaczego tak długo zwlekał z odpowiedzią, usłyszałam, że musiał sobie przypomnieć wykonania sprzed lat i porównać z dzisiejszą prezentacją. Podkreślił jeszcze raz, że mogę jeszcze nadal koncertować.

Widać, że fortepian jest otwarty i chyba codziennie Pani gra.

          Staram się codziennie grać dwie albo trzy godziny. Powtarzam Koncert fortepianowy G-dur Beethovena, w którym nie ma za dużo oktaw , bo jednak moje ręce troszkę się skurczyły i z graniem oktaw są problemy.
        Dzisiaj odwiedzi mnie pan, który mieszka na stałe w Ameryce, ale co roku przyjeżdża do Polski i tym razem będzie brał udział w Międzynarodowym Konkursie im. Fryderyka Chopina dla Pianistów Amatorów.
Od pewnego czasu słucham jego gry i może nawet przyczyniłam się jego sukcesu podczas konkursu pianistycznego w Petersburgu, gdzie otrzymał IV nagrodę.
Jest bardzo zdolny, kocha grać na fortepianie, nie ma tremy i potrafi pokazać swoje umiejętności. Bakcyl estradowy jest bardzo ważny.

Nigdy Pani nie żałowała, że została Pani pianistką?

        Nigdy, jak miałam trzy lata i ktoś mnie zapytał – kim chcesz być, to odpowiadałam – pianiśtką.
Dokładnie pamiętam, jak nie mając jeszcze 5 lat weszłam do Białej Sali Hotelu Polskiego w Rybniku. Tato bardzo to przeżywał, a ja jak weszłam na estradę, popatrzyłam na wypełnioną publicznością salę to czułam się bardzo dobrze. Już wiedziałam, że to jest to co chcę robić w życiu i przy tym zostałam.

Bardzo się cieszę, że zgodziła się Maestra na to spotkanie i mogłyśmy porozmawiać. Serdecznie dziękuję za wywiad i za ciepłe słowa. Życzę dużo zdrowia i mam nadzieję, że jeszcze kiedyś w Rzeszowie się zobaczymy.

        Jak tylko będzie to możliwe. Nie przyjmuję do wiadomości, że już mam tyle lat i że powinnam siedzieć tylko w domu. Wszystkie trudne chwile, ciężkie choroby przeżyłam. Gra na fortepianie w wypełnionych publicznością salach sprawia, że zapominam o wieku i czuję się szczęśliwa. Dziękuję bardzo za spotkanie i życzenia.

Zofia Stopińska

 

Od fortepianu się nie odpoczywa

        Na trwający od 15 czerwca do 4 sierpnia XXXIV Międzynarodowy Festiwal Muzyki Organowej i Kameralnej w Leżajsku złoży się w sumie dziewięć koncertów, a organy Bazyliki OO. Bernardynów zabrzmią podczas ośmiu. Organizatorami są: Miasto Leżajsk, Bazylika OO. Bernardynów w Leżajsku
i Miejskie Centrum Kultury w Leżajsku. Dyrektorem artystycznym Festiwalu jest prof. Józef Serafin, wybitny polski organista i pedagog.
      Profesor Józef Serafin wystąpił ze znakomitym recitalem 16 czerwca, a na program złożyły się dzieła organowe Franciszka Liszta i Jana Sebastiana Bacha. Jak Maestro podkreślił w rozmowie po zakończonym koncercie: „Po moim recitalu organowym odbył się drugi, w wykonaniu młodej pianistki Moniki Paluch, która związana jest z Leżajskiem. Od lat staram się na festiwalu pokazywać talenty z tego regionu. Uważam, że to jest właściwe, że oni powinni się tutaj prezentować. To był bardzo piękny koncert, podczas którego usłyszeliśmy 12 etiud op. 25 Fryderyka Chopina. Długo trwające brawa i prośby o bis po zakończeniu recitalu pani Moniki Paluch najlepiej świadczą o tym, że występ bardzo się publiczności podobał”.

Po znakomitym koncercie i po spotkaniu z prof. Józefem Serafinem postanowiłam zarejestrować rozmowę z panią Moniką Paluch i cieszę się, że mogę Państwa zaprosić na spotkanie z artystką. 

Leżajsk 16 czerwca 2025 Monika Paluch i Józef Serafin fot. Ryszard WęglarzMonika Paluch i prof. Józef Serafin w klasztornym refektarzu po koncercie w Bazylice OO. Bernardynów, fot. Ryszard Węglarz

Czy w Pani rodzinie były tradycje muzyczne?

        Tak, pochodzę z rodziny o tradycjach muzycznych. Wiem, że mój pradziadek Jakub Kuras był organistą w kościele parafialnym w Brzózie Królewskiej, a na nauki chodził piechotą do Bazyliki leżajskiej do Franciszka Larendowicza (ucznia Władysława Żeleńskiego). Z kolei mój dziadek Józef Żuraw był muzykiem samoukiem: grał na skrzypcach, harmonijce ustnej, liściu bzu. Jako dyrektor Domu Pomocy Społecznej w Brzózie Królewskiej, który obecnie nosi jego imię, często odwiedzał pensjonariuszy w ich pokojach umilając im czas muzyką. Założył lokalny zespół mandolinistów i kapelę ludową.
Moi rodzice są nauczycielami muzyki, ukończyli kierunek Wychowanie Muzyczne na Uniwersytecie Rzeszowskim. Tato Paweł Paluch sprawuje także obowiązki organisty w Bazylice OO. Bernardynów w Leżajsku, mama Anna Paluch śpiewa, a ja akompaniuję jej podczas występów.

Chciała się Pani uczyć się grać na fortepianie, czy instrument wybrali rodzice?

        Gdy rodzice zauważyli, że mam dobry słuch i interesuję się muzyką, zawieźli mnie na egzamin wstępny do Państwowej Szkoły Muzycznej
w Leżajsku, zapisując mnie na fortepian lub skrzypce. Nie dostałam się, przyjęto mnie dopiero z listy rezerwowej.

Zgodzi się chyba Pani ze mną, że wiele zależy od pierwszego nauczyciela gry na instrumencie.

         To prawda, miałam wielkie szczęście w życiu trafiać na wybitnych pedagogów - pianistów koncertujących.
Pierwszym moim nauczycielem był dr Maciej Kanikuła, który uczył mnie przez rok. Później na jego miejsce został zatrudniony inny wybitny artysta pianista pan Aleksander Koziński, który ukończył studia w Konserwatorium Moskiewskim w klasie Vladimira Natansona. Pan Aleksander to mistrz obdarzony niesamowitym talentem improwizacji. W klasie tego pianisty uczyłam się pięć lat. Dziś jestem mu bardzo wdzięczna za to, że nauczył mnie rzetelnej pracy, dokładności i miłości do muzyki Jana Sebastiana Bacha.

Dużo wtedy Pani ćwiczyła?

        Zawsze będąc dzieckiem wykonywałam polecenia moich nauczycieli. Realizowałam wszystkie wskazówki pana Aleksandra – to co pokazał podczas lekcji i zapisał w nutach. Zawsze z ogromnym zainteresowaniem patrzyłam na jego dłonie podczas gry. Te początki miały ogromny wpływ na moje umiejętności i późniejsze decyzje.
        Po ukończeniu Szkoły Muzycznej I stopnia w Leżajsku kontynuowałam naukę w szkole II stopnia w Łańcucie i tam trafiłam do klasy dr Jarosława Pelca, znakomitego interpretatora muzyki Mozarta i znawcy metody gry na fortepianie Teodora Leszetyckiego.
W 2017 roku rozpoczęłam studia pianistyczne w Akademii Muzycznej w Krakowie. Tuż po ukończeniu licencjatu pomyślałam, że zawód muzyka jest trudny i nieopłacalny, złożyłam więc dokumenty na wydział lekarski i zostałam przyjęta na uniwersytety medyczne do Lublina, jak i do Katowic. Mogłam stacjonarnie studiować medycynę, ale miłość do muzyki zwyciężyła i kontynuowałam muzyczne studia magisterskie. Nie bez znaczenia był fakt, że miałam wielkie szczęście uczyć się w klasie fortepianu prof. Mirosława Herbowskiego, pedagoga, który wskazał mi jak interpretować dzieła Chopina.
Zarówno prof. Herbowski jak i dr Pelc studiowali u prof. Ireny Sijałowej-Vogel, a ta u samego Henryka Neuhausa.

Brała Pani udział w różnych konkursach.

         Podczas nauki w szkołach muzycznych I i II stopnia uczestniczyłam
w konkursach. Wyjeżdżałam zwykle pod opieką nauczycieli fortepianu i często otrzymywałam nagrody oraz wyróżnienia. W czasie studiów plany konkursowe pokrzyżował wybuch epidemii COVID-19. Z wielu planów trzeba było zrezygnować i pracować samodzielnie, budować repertuar w domu. Jedyny konkurs, w którym brałam udział tuż przed pandemią odbył się w ramach Festiwalu Pianistycznego Gloria Artis w Wiedniu. Konkurs poświęcony był muzyce Fryderyka Chopina. Zdobyłam tam I miejsce w kategorii bez ograniczenia wieku. Kiedy została opanowana sytuacja epidemiologiczna byłam już po studiach. 

Leżajsk 16 czerwca 2025 Monika Paluch fortepian fot Ryszard WęglarzMonika Paluch podczas koncertu w Bazylice OO. Bernardynów w Leżajsku (16.06. 2025r.), fot. Ryszard Węglarz

Zaraz po studiach zaczęła Pani uczyć w dwóch szkołach. 

         Rozpoczęłam pracę w Państwowej Szkole Muzycznej I st. w Leżajsku i w Łańcucie – wróciłam jako nauczyciel do moich szkół, w których się wykształciłam. Jeżeli chciałabym brać udział w większych, prestiżowych konkursach to musiałabym zrezygnować z pracy pedagoga.

Jest Pani czynną pianistką bardzo dbającą o utrzymanie formy, o czym przekonaliśmy się słuchając recitalu, który odbył się w Bazylice OO. Bernardynów. 

         W ramach XXXIV Międzynarodowego Festiwalu Muzyki Organowej i Kameralnej miałam zaszczyt wystąpić tuż po recitalu prof. Józefa Serafina. Wykonałam 12 etiud op. 25 Fryderyka Chopina. Dosyć długo przygotowywałam się do tego koncertu, ponieważ chopinowskie etiudy pod względem trudności technicznych są jednymi z najbardziej wymagających utworów literatury fortepianowej.

Zastanawiałam się, jak fortepian zabrzmi we wnętrzu dużego kościoła, w którym wiadomo, że jest długi pogłos. Tymczasem fortepian zabrzmiał bardzo klarownie i szlachetnie. 

         Myślę, że akustyka bazyliki wzmocniła brzmienie fortepianu, dzięki czemu dźwięk wypełnił całe jej wnętrze. Instrument, na którym grałam był stosunkowo krótki i wymagał ode mnie silniejszego uderzenia klawiszy. Mając świadomość, że pogłos mógłby rozmyć dźwięk, tym bardziej starałam się oszczędzać pedalizację i używać ostrzejszej artykulacji, aby chopinowskie figuracje niosły się w przestrzeń wyraziście i perliście.

Po każdej etiudzie publiczność nagradzała Panią gromkimi brawami. Czy to Pani nie przeszkadzało? 

        W ubiegłym roku wystąpiłam w ramach Międzynarodowego Festiwalu Muzycznego w Korzkwi i tam wykonałam 24 Etiudy op. 10 i op. 25. Konferansjer poprosił publiczność, aby potraktowała dzieło jako całość i nagrodziła wykonawcę dopiero na zakończenie. Odnosiłam wówczas wrażenie, że zostałam sama z tymi utworami i sama musiałam wyznaczać przerwy pomiędzy nimi. Natomiast kiedy publiczność w Leżajsku biła brawo, automatycznie wyznaczała mi ten czas i łatwiej było rozpoczynać kolejną etiudę, kiedy oklaski milkły. Brawa były różnej długości, najdłuższe po etiudzie „Wicher zimowy”, być może w ten sposób słuchacze nagradzali te etiudy, które najbardziej im się podobały. Taka reakcja publiczności w ogóle mnie nie rozpraszała, a wręcz motywowała.

Leżajsk 16 czerca 2025 Monika Paluch fortepian fot. Ryszard WęglarzMonika Paluch po wykonaniu 12 etiud op. 25 Fryderyka Chopina podczas koncertu w ramach XXXIV Międzynarodowego Festiwalu Muzyki Organowej i Kameralnej w Leżajsku (16.06.2025r.), fot. Ryszard Węglarz

Była Pani kiedyś także z koncertami w Austrii i Islandii. Ciekawa jestem z jakimi wrażeniami Pani powróciła z tych podróży.

        To było jeszcze w czasie studiów, przed wybuchem epidemii. Najpierw dwukrotnie byłam w Wiedniu w ramach Festiwalu Gloria Artis. Brałam udział w kursach mistrzowskich i koncertowałam. Miałam wtedy trochę czasu na zwiedzanie miasta.
Bardzo miłą wycieczką był wyjazd na Islandię, gdzie pojechała grupa studentów na czele z prof. Jerzym Jackiem Tosikiem-Warszawiakiem i prof. Mirosławem Herbowskim. Wystąpiliśmy z trzema koncertami: w Akranes, Borgarnes i Rejkiawiku. Długo będę pamiętać ten pobyt, bo zostaliśmy dobrze przyjęci przez islandzką publiczność, która oczekiwała od nas przede wszystkim muzyki Chopina, a ja wówczas występowałam z II Sonatą fortepianową Grażyny Bacewicz.

Wiem, że gra Pani także dużo muzyki kameralnej.

        Tak, kameralistyka to moje ,,muzyczne hobby”. Pasję do muzyki kameralnej zaszczepił we mnie prof. Jerzy Jacek Tosik-Warszawiak. To on przekazał mi cenne wskazówki, jak grać muzykę kameralną i współpracować
z innymi muzykami.
Szczególnie lubię grać w duecie: fortepianowym, ze skrzypcami bądź wokalistami. Z kolei w szkole muzycznej pracuję jako akompaniator głównie
z uczniami grającymi na instrumentach dętych.

W tym nurcie pracy pianisty pomaga umiejętność czytania nut a vista.

        Czytanie nut a vista ma kluczowe znaczenie w pracy akompaniatora. Jest to bardzo ważna umiejętność, którą tak naprawdę można wyćwiczyć. Nie ukrywam, że właśnie praca w szkole muzycznej znacząco mi ją poprawiła.

W każdym zawodzie najlepiej jest jak się kocha swoją pracę, ale w zawodzie nauczyciela muzyki i muzyka – kameralisty, jest to właściwie niezbędne.

         Kluczem do sukcesu w kameralistyce jest przyjaźń z osobą, z którą się gra oraz zaangażowanie. Ja próbuję osiągnąć to również z uczniami, wspieram ich, ale też oczekuję z ich strony entuzjazmu i dobrego przygotowania.

Leżajsk 16 czerwca 2025 Monika Paluch fortepian bis fot. Ryszard WęglarzMonika Paluch - fortepian, podczas bisu 16 czerwca 2025 roku w Bazylice OO. Bernardynów w Leżajsku, fot. Ryszard Węglarz

Nie żałuje Pani, że została muzykiem, a nie lekarzem? 

        Nie żałuję tej decyzji. Muzyka jest moją pasją i powołaniem. Wiele razy przekonałam się, że jest to moja droga i muszę to robić. Jednym z moich celów jest pedagogika fortepianowa, są uczniowie, którzy mnie potrzebują. Są także słuchacze, którzy po koncertach podchodzą do mnie i ze wzruszeniem dziękują za utwory, które się dla nich zagrało i co im się przekazało. Zachęca mnie to do dalszej pracy i mam ciągle w sobie chęć odkrywania nowych utworów, rozszerzania repertuaru, szukania dzieł nieznanych kompozytorów.
Jak tylko rozpoczęłam uczyć się grać, nie mogłam się doczekać kiedy nauczyciel przyniesie na lekcję nowe nuty. Zawsze chciałam je jak najpiękniej zagrać. Takie ambicje będą towarzyszyły mi ,,do końca Świata i jeden dzień dłużej”.

Zaczęły się wakacje, czas na wypoczynek dla nauczycieli i uczniów. Jak długo można odpocząć od fortepianu?

         Od fortepianu się nie odpoczywa. Ja na przykład muszę ćwiczyć codziennie, nie liczę czasu, gram, bo mam taką potrzebę. To jest uzależnienie
i miłość, które pomagają utrzymać formę.

Serdecznie gratuluję udanego koncertu i kończymy naszą rozmowę z nadzieją, że niedługo będzie okazja do kolejnych spotkań.

         Dziękuję serdecznie. Mam nadzieję, że w niedalekiej przyszłości przygotuję interesujący repertuar, którym chętnie się z Państwem podzielę.

Zofia Stopińska

III edycja Festiwalu Muzyki Dawnej Humanismus Carpathicus

W dniach 20 – 23 czerwca odbyła się kolejna III już edycja Festiwalu Muzyki Dawnej Humanismus Carpathicus. Festiwal zainicjowany w 2023 przez Fundację Krośnieńską im. Ignacego Paderewskiego oraz zespół Filatura di Musica jest realizowany w południowym pasie Województwa Podkarpackiego. Jego nazwa stanowi odwołanie do dziedzictwa renesansowego humanizmu z tego terenu (Paweł z Krosna, Grzegorz z Sanoka czy Walenty z Brzozowa). W tegorocznej edycji odbyły się 4 koncerty: dwa w Krośnie oraz Dukli i Korczynie i 2 projekty edukacyjne na które składały się warsztaty i lekcje edukacyjno-artystyczne. Łącznie udział wzięło ok. 500 osób w tym co raz więcej młodzieży.

Walor edukacyjny festiwalu jest tak samo ważny jak walor czysto artystyczny podkreślają organizatorzy. Koncertom towarzyszą wykłady poświęcone historii i estetyce muzycznej dawnych epok oraz warsztaty skierowane do uczniów szkół muzycznych i amatorskich zespołów muzycznych.

III edycja zaprezentowała spektrum repertuaru wykonywanego na instrumentach historycznych: od średniowiecza do XIX wieku, ze szczególnym uwzględnieniem muzyki polskiej oraz relacji między kulturą Rzeczypospolitej czasów Jagiellonów a innych krajów europejskich, państw włoskich.
Festiwal rozpoczął koncert „Amour me fait désirer”, który odbył się 20 czerwca o godz. 19.00 w Biurze Wystaw Artystycznych w Krośnie, a wystąpiło trio Ensemble Stellatum w składzie: Marek Nahajowski, Justyna Wójcikowska, Magdalena Pilch – średniowieczne flety i instrumenty perkusyjne. Utwory kompozytorów: Raimbauta de Vaqueiraz, Adama de la Halle, Jehana de Lescurela, Guillaume'a de Machaut, wykonane zostały na rozmaitych odmianach fletów – w tym instrumentów podwójnych i piszczałek jednoręcznych - oraz perkusyjnych, a o repertuarze wspaniale opowiedział pochodzący z Krosna Marek Nahajowski, teoretyk muzyki i flecista obecnie prof. AM w Łodzi.

21 czerwca o godz. 17.00 w Muzeum Historycznym – Pałac w Dukli – stałego partnera festiwalu odbył się Koncert II: „Ottaviano Petrucci i narodziny muzycznego humanizmu”. Wystąpił znany już dukielskiej publiczności zespół muzyki dawnej Filatura di Musica w składzie: Katarzyna Bienias (sopran), Marek Nahajowski, Magdalena Pilch, Justyna Wójcikowska (flety), Judyta Tupczyńska (fidel), Mateusz Kowalski (viola da gamba), Patrycja Domagalska-Kałuża (wirginał). Artyści zaprezentowali program renesansowy prezentując wybór utworów ze zbiorów frottol Petrucciego, a wykonaniu towarzyszyły recytacje poetyckich przekładów tekstów na język polski.

Kolejnego dnia zespół Filatura di Musica zawędrował już po raz trzeci do kościoła NMP Królowej Polski w Korczynie gdzie wykonał utwory Georga Philippa Telemanna. W koncercie udział wziął także lokalny chór CHORUS pod dyr. Stanisława Szostaka. Wspólnie z zespołem wykonał 2 chorały niemieckiego kompozytora. Warto podkreślić, że współpraca profesjonalnych muzyków z zespołem amatorskim jest częścią projektu festiwalowego i stanowi dużą wartość włączając lokalnych mieszkańców do czynnego udziału w festiwalu. Dzięki uprzejmości ks. proboszcza Edwarda Sznaj festiwal już po raz 3 zagościł do tej parafii.

Ostatni z koncertów: „Salon romantyczny Alla Polacca” został poświęcony pamięci Włodzimierza hr. Dzieduszyckiego w 200. rocznicę urodzin i odbył się w ZSM w Krośnie. Prelekcje nt. wielkiego patrioty wygłosiła dr hab. Magdalena Pilch, prof. AM w Łodzi. Przewodnim motywem muzycznym koncertu, dedykowanego polskiemu patriocie, działającemu w duchu pozytywistycznym w zaborze austriackim był polonez, czyli polski taniec narodowy, którego artystyczne stylizacje cieszyły się wielką popularnością w XIX-wiecznych salonach mieszczańskich i arystokratycznych, a także podczas koncertów publicznych, zarówno na ziemiach polskich, jak i w innych krajach europejskich.

Wystąpili: Magdalena Pilch – flet romantyczny, Jan Markowski – gitara romantyczna. Po koncercie odbył się 2 projekt edukacyjny festiwalu w ramach którego artyści zaprezentowali instrumenty historyczne, a młodzi adepci sztuki muzycznej spróbowali swoich sił w grze na gitarze barokowej.
Tego samego dnia wcześniej o godz. 9.00 miał miejsce 1 projekt edukacyjny festiwalu. W Muzeum Historycznym – Pałacu w Dukli lekcje artystyczno-edukacyjną poprowadzili dla dzieci i młodzieży szkół z Dukli i Iwonicza: Mateusz Kowalski – viola da gamba i Patrycja Domagalska-Kałuża – wirginał. O dworze Marii Amalii znakomicie opowiedział dyrektor muzeum Mateusz Such. Dzieci mogły z bliska zobaczyć instrumenty historyczne oraz brać czynny udział w lekcji poprzez zadawanie pytań.

Coraz większe zainteresowanie koncertami i lekcjami artystyczno-edukacyjnymi (2x większa ilość uczestników niż się spodziewano) świadczy o potrzebie organizowania inicjatyw kulturalnych na wysokim poziomie artystycznym w tym regionie. Młodzież oraz dorośli chętni są na współpracę z artystami oraz rozwój swoich umiejętności artystycznych. Ponadto żywe obcowanie z kulturą zwłaszcza po pandemii oraz przywracanie mało znanego repertuaru dawnych epok do programów koncertowych i edukacja publiczności oraz ogólnodostępność oferty festiwalowej to główne priorytety organizatorów Humanismus Carpathicus.

Festiwal dofinansowano z budżetu województwa podkarpackiego.

Smyczki na Wojciechu - 11 lipca 2025

„Smyczki na Wojciechu” to cykl letnich koncertów kameralnych, który od lat kształtuje muzyczne oblicze Krosna, tworząc przestrzeń dla refleksji, piękna i spotkania ze sztuką. Regionalne Centrum Kultur Pogranicza zaprasza do zabytkowego drewnianego Kościoła św. Wojciecha w miesiącach letnich – od czerwca do sierpnia. Każdego roku koncerty przyciągają zarówno stałych słuchaczy, jak i osoby, które dopiero odkrywają wartość muzyki klasycznej w kameralnej, bliskiej człowiekowi formule.

W tegorocznej edycji na publiczność czeka prezentacja muzyki smyczkowej (choć nie tylko) w szerokim kontekście – od dzieł kanonu baroku, klasycyzmu i romantyzmu, po kompozycje XX i XXI wieku, aranżacje muzyki popularnej, a w tym roku także improwizacje jazzowe oraz autorskie projekty z udziałem instrumentów elektronicznych. Każdy z koncertów jest kuratorsko zaprojektowany jako odrębna muzyczna opowieść, w której istotna jest zarówno jakość wykonawcza, jak i emocjonalna oraz intelektualna spójność programu. Wstęp na wszystkie wydarzenia niezmiennie pozostaje bezpłatny, a inicjatywa skierowana jest do szerokiego grona odbiorców, niezależnie od ich muzycznych doświadczeń.

„Smyczki na Wojciechu” są nie tylko cyklem koncertów – to wyraz konsekwentnie realizowanej idei: że muzyka poważna może być dostępna, że wartością są spotkania twórcze i lokalna wspólnota, a także że przestrzenie historyczne mogą żyć nowym życiem bez utraty swojego charakteru. Organizatorzy cyklu – z pasją, troską i wysoką kulturą muzyczną – dbają o poziom artystyczny, jakość wykonawczą i atmosferę każdego wieczoru. Dzięki temu „Smyczki” stają się ważnym punktem na muzycznej mapie Polski – wydarzeniem o lokalnym zakorzenieniu i uniwersalnym przesłaniu.

Miejsce
Wszystkie koncerty odbywają się w drewnianym kościele pw. św. Wojciecha Męczennika w Krośnie – zabytkowej świątyni pochodzącej z drugiej połowy XV wieku. Ten cenny przykład późnogotyckiej architektury sakralnej zachował swą oryginalną konstrukcję zrębową oraz manierystyczny wystrój wnętrza z XVII wieku. Zlokalizowany wśród zieleni, z dala od miejskiego zgiełku, kościół tworzy niezwykłą aurę – sprzyjającą skupieniu i głębokiemu odbiorowi muzyki.
Dzięki cyklowi „Smyczki na Wojciechu” świątynia, która przez lata pozostawała poza głównym nurtem kulturalnym miasta, została symbolicznie przywrócona wspólnocie – jako przestrzeń nie tylko sacrum, ale także sztuki. Muzyka tchnęła w to miejsce nowe życie, a obecność słuchaczy i artystów ożywia je z każdym kolejnym koncertem.

RCKP Smyczki arch. fot. Paweł Matelowski 2Kościół pw. św. Wojciecha Męczennika w Krośnie, fot Paweł Matelowski

11 lipca 20225, godz.19.00
Muzyczna podróż od Bacha do Beatlesów
Marcin Sidor – skrzypce
Ewa Sidor – altówka
Kamil Pawłowski – kompozytor / aranże

Marcin Sidor – skrzypek, urodzony w 1982 roku. Ukończył Akademię Muzyczną im. K. Szymanowskiego w Katowicach w klasie prof. R. Orlika i dr A. Mokrusa. Laureat Konkursu Bachowskiego w Zielonej Górze (1999) oraz Śląskiego Międzynarodowego konkursu w Będzinie (2000). Wielokrotny stypendysta Prezydenta Dąbrowy Górniczej (2002-2005). Jako kameralista brał udział w licznych kursach mistrzowskich. Dokształcał się pod okiem wybitnych muzyków i pedagogów tj.: prof. S. Yarashevich, prof. D. Lederer, prof. M. Ławrynowicz, prof. J. Kaliszewska, Marek Moś. Marcin w składach kameralnych występował na wielu festiwalach: Warszawska Jesień, Festiwal Nostalgia (Poznań), Festiwal Prawykonań (Katowice), XVI Letnia Filharmonia Aukso (Suwałki). Jako muzyk orkiestrowy grał w Aukso Kameralnej Orkiestrze Miasta Tychy, Orkiestrze Muzyki Nowej, Śląskiej Orkiestrze Kameralnej, Filharmonii Gorzowskiej, Orkiestrze Zagłębia Dąbrowskiego (koncertmistrz). Gra na własnym, znakomitym, zabytkowym instrumencie A.A. Heberlein. Obecnie jest członkiem Aukso Orkiestry Kameralnej Miasta Tychy (od 2004), Acoustic Quartet oraz zespołu folkowego Królestwo Beskidu.11 lipca 2025 Marcin SidorMarcin Sidor - skrzypce, fot. RCKP Krosno

Ewa Sidor – altowiolistka, urodzona w 1983 roku. Ukończyła Akademię Muzyczną im. K. Szymanowskiego w Katowicach w klasie dr T. Wykurza. Prowadzi aktywne życie zawodowe, koncertując w charakterze kameralisty oraz muzyka orkiestrowego. Altowiolistka kształciła swoje umiejętności na największych festiwalach w Polsce i w Europie: Edinburgh Festival, Lucerne Festival, Wratislavia Cantans, Festiwal Dialogu Czterech Kultur, Sacrum Profanum, Festiwal Muzyki Filmowej w Krakowie, Jazz Jamboree, Europejski Kongres Kultury we Wrocławiu, Open’er Festival, EXPO Saragossa. Występowała na estradach: Filharmonii Berlińskiej, Konzerthaus we Wiedniu, Kings Hall w Edynburgu, KKL w Lucernie, Liederhalle Stuttgart, S1, Filharmonii Narodowej, NOSPR, Radio Katowice. W charakterze kameralisty występowała na wielu prestiżowych festiwalach: Warszawska Jesień, Festiwal Nostalgia (Poznań), Festiwal Prawykonań (Katowice NOSPR), Letnia Filharmonia Aukso. Jako muzyk orkiestrowy współpracowała z Aukso Orkiestrą Kameralną Miasta Tychy, NOSPR, Orkiestrą Akademii Beethovenowskiej, Orkiestrą Muzyki Nowej, Śląską Orkiestrą Kameralną, Gustav Mahler Jugendorchester, European Philharmonic Orchestra. W charakterze solistki można ją było usłyszeć z Aukso Kameralną Orkiestrą Miasta Tychy oraz z Polską Młodzieżową Orkiestrą Symfoniczną. Współpracowała z K. Pendereckim, J. Maksymiukiem, H. Shelley, M. Mosiem, J. Kasprzykiem, L. Możdżerem, T. Stańko, A. Jagodzińskim, G. Turnauem, J. Olejniczakiem, O. Pasiecznik, A. Bauerem, P. Anderszewskim, K. Danczowską. Gra na własnym, znakomitym, zabytkowym instrumencie (niewiadomego pochodzenia) oraz zabytkowym smyczku pochodzącym z pracowni L. Morizo. Obecnie jest członkiem Aukso Orkiestry Kameralnej Miasta Tychy oraz (od pięciu lat) kwartetu smyczkowego Acoustic Quartet, współpracującego z wieloma wybitnymi muzykami i twórcami muzyki współczesnej.

11 lipca 2025 Ewa Sidor1Ewa Sidor - altówka. fot. RCKP Krosno

Kamil Pawłowski – absolwent Akademii Muzycznej im. K. Szymanowskiego w Katowicach i Bańskiej Bystrzycy (Słowacja). W 2014 roku zdobył stopień doktora w specjalności Kompozycja w klasie prof. zw. Eugeniusza Knapika. Był wielokrotnym stypendystą Prezesa Rady Ministrów oraz Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Jako kompozytor współpracował z Filharmonią Śląską, Orkiestrą Muzyki Nowej, Radiem Katowice, Teatrem Komedia we Wrocławiu, Centrum Sztuki i Dziecka w Poznaniu, Śląskim Teatrem Lalki i Aktora Ateneum w Katowicach. Jego utwory były wykonywane na licznych festiwalach w Polsce i za granicą w prestiżowych salach, tj:. NOSPR (Katowice), Filharmonia Śląska (Katowice), Robert Schumann Haus (Niemcy), Focke-Museum w Bremie (Niemcy), Filharmonia Chmielnicki (Ukraina), Sala Koncertowa Radia Katowice, Teatr Komedia we Wrocławiu. Nagrał autorskie improwizacje na temat filmowy „Miasteczko Twin Peaks” na zamówienie Davida Lyncha oraz cykl miniatur fortepianowych dla Tomasa Transtroemera (Literacka Nagroda Nobla). Jest członkiem Związku Kompozytorów Polskich.

11 lipca 2025 Kamil Pawłowski2Kamil Pawłowski - kompozytor, aranżer, fot. RCKP Krosno

Program:
Johann Sebastian Bach: Aria na strunie G z III Suity orkiestrowej D-dur, BWV 1068
Karl Jenkins: Palladio, cz. 1, arr. Marcin Sidor
Carlos Gardel: Tango „Por una zabeza”
Astor Piazzolla: Libertango, arr. Kamil Pawłowski
Johannes Brahms: Taniec węgierski nr 2, arr. Marcin Sidor
Johannes Brahms: Taniec węgierski nr 5, arr. Marcin Sidor
Ajde Jano i Jovano Jovanke: muzyka tradycyjna z Serbii i Macedonii
Egberto Gismonti: Agua e Vinho, arr. Kamil Pawłowski
Fryderyk Chopin: Nokturn cis-moll, op. posth., arr. Nathan Milstein
Vittorio Monti: Czardasz
Paul McCartney: Let It Be, arr. Kamil Pawłowski
Phil Medley i Bert Berns: „Twist and Shout”, arr. Kamil Pawłowski
Nikolai Rimsky-Korsakov: Lot Trzmiela, arr. Kamil Pawłowski
Wojciech Kilar: Tango z filmu „Salto”, arr. Kamil Pawłowski

35. Podkarpacki Festiwal Organowy!

Przed nami 35. Podkarpacki Festiwal Organowy!

Nie celebrujemy jubileuszu, choć data tegorocznej edycji należy do tak zwanych „okrągłych”. To jedno z najstarszych cyklicznych wydarzeń muzycznych na terenie Rzeszowa i Podkarpacia. Konsekwentnie uzupełnia swój kalendarz o nowe świątynie — w stolicy województwa, ale także poza nią, wszędzie tam, gdzie organy pozwalają na koncertowe granie.

W tym roku, obok Rzeszowa, Jarosławia, Lutczy, Chmielnika, Sędziszowa Młp. i Ropczyc, na festiwalowej mapie witamy Kańczugę — z kościołem pw. św. Michała Archanioła, przywróconym do blasku dawnej świetności. Na tych ziemiach działał po wojnie Józef Olech – kapelmistrz, trębacz, założyciel orkiestr dętych, które odnosiły sukcesy w całej Polsce. W 50. rocznicę śmierci tego społecznika i animatora kultury muzycznej, koncert w Kańczudze będzie dedykowany Jego pamięci.

Zagrają artyści z Polski, Włoch, Niemiec i po raz pierwszy z Norwegii! Będą stali goście oraz debiutujący na festiwalu muzycy.

Wśród 12 koncertów, trzy będą miały charakter kameralny – usłyszymy trąbkę, sopran oraz skrzypce w dialogu z organami.

Podkarpacki Festiwal Organowy to:

Spektrum miejsc pełnych sztuki

Kalejdoskop osobowości artystycznych

Uniwersalny język muzyki najwyższej próby 

Wstęp na wszystkie wydarzenia jest bezpłatny! Serdecznie zapraszam do udziału w festiwalowych koncertach i do wędrowania szlakiem festiwalowego kalendarza.

Do zobaczenia i przede wszystkim do usłyszenia w dźwiękach muzyki!

prof. dr hab. Marek Stefański
Dyrektor Festiwalu

Festiwal muzyki organowej 2025 800

Mam ogromną satysfakcję z pracy w Filharmonii

      Orkiestra Symfoniczna Filharmonii Podkarpackiej im. Artura Malawskiego w Rzeszowie rozpoczęła swoją działalność w 1955 roku w sali Wojewódzkiego Domu Kultury w Rzeszowie pod nazwą Wojewódzka Orkiestra Symfoniczna. Trwający jubileusz 70-lecia jest okazją do okolicznościowych koncertów, spotkań i wspomnień. Pragnę zaprosić Państwa na kilka spotkań z pracownikami, którzy jeszcze nie tak dawno grali w orkiestrze, albo zatrudnieni byli w działach administracji i księgowości zapewniając muzykom odpowiednie warunki do rozwoju i pracy.
      Tym razem zapraszam Państwa na spotkanie z panią Danielą Podleśną, która przez wiele lat kierowała działem księgowości. Pan Wergiliusz Gołąbek, długoletni dyrektor filharmonii powiedział tak: „…bardzo ważną osobą była Daniela Podleśna – takiej głównej księgowej, świetnie znającej wszystkie przepisy nie miałem nigdy. Obdarzałem ją pełnym zaufaniem, a ona mnie…”

Jak długo pracowała Pani w Filharmonii Podkarpackiej?

     Rozpoczęłam pracę na początku 1982 roku, a na emeryturę odeszłam końcem marca 2008 - po sporządzeniu sprawozdania finansowego za rok 2007. To w sumie ponad 25 lat. Ale z Orkiestrą jestem związana o wiele dłużej. Będąc uczennicą Technikum Ekonomicznego (to był przełom lat 50 i 60 ubiegłego stulecia) zaczęłam uczęszczać na koncerty szkolne, których inicjatorem był ówczesny dyrektor Technikum pan Czesław Jaśkiewicz. Koncerty odbywały się w sali Wojewódzkiego Domu Kultury, a prelegentami byli pani Izabela Pajdak i pan Klemens Gudel. Po ukończeniu szkoły średniej, nadal chodziłam na koncerty Orkiestry w WDK. Chodziłam z koleżankami, a czasem sama, bo już miałam grono koncertowych znajomych.

Na stanowisku głównego księgowego potrzebne były wiedza i doświadczenie.

      Oczywiście, najpierw pracowałam w Zakładzie Usług Radiotechnicznych i Telewizyjnych (ZURiT). To było w latach 60-tych ubiegłego wieku bardzo prężne przedsiębiorstwo. W tamtym okresie zostałam członkiem Stowarzyszenia Księgowych w Polsce. Szefem Stowarzyszenia był pan Marian Kuźniar, który prowadził dla księgowych szkolenia dotyczące zmian w przepisach i często powtarzał „myśl co czynisz i patrz końca”. Ta dewiza towarzyszyła mi na każdym stanowisku i miejscu pracy.
     Po kilku latach zaproponowano mi pracę w Zespole Szkół Budowlanych w Rzeszowie i pracowałam tam od 1972 roku przez 10 lat. W tej placówce zetknęłam się z inną strukturą organizacyjną – zespół pedagogiczny, administracja i obsługa. Była szkoła, internat, warsztaty (gospodarstwo pomocnicze jednostki budżetowej). Doświadczenia zawodowe nabyte w czasie pracy w szkole bardzo mi się przydały w rozwiązywaniu różnych problemów w Filharmonii. Po pierwsze, na początku lat 80-tych zmieniły się przepisy i Filharmonia stała się przedsiębiorstwem państwowym użyteczności publicznej. Jak wprowadzono dotacje celowe i trzeba było wszystko dokładnie rozliczać, to pomogło mi doświadczenie z prowadzenia gospodarstwa pomocniczego jednostki budżetowej. Po drugie, podobnie jak w szkole najważniejsza jest kadra pedagogiczna, tak w Filharmonii najważniejsza jest Orkiestra - księgowość i administracja pełnią funkcję służebną, a naszą rolą jest zapewnienie Orkiestrze odpowiednich warunków do pracy.

Chciała Pani zmienić pracę, czy zaproponowano Pani stanowisko głównej księgowej. 

      Poleciła mnie moja poprzedniczka pani Czesława Skrzypek, z którą pracowałyśmy kiedyś razem w ZURiT. Do pracy w Filharmonii przyjął mnie dyrektor Edward Sondej i pamiętam, że jak przyszłam na rozmowę, to w sali 101 odbywało się zebranie „Solidarności”, podczas którego zostałam przedstawiona pracownikom. Byłam trochę przejęta tym nagłym spotkaniem, ale zostałam życzliwie powitana - okazało się, że część osób znała mnie, dzięki temu, że od lat chodziłam na koncerty. W miarę upływu czasu z wieloma osobami z Orkiestry połączyły mnie serdeczne relacje.
      Od początku bardzo dobrze współpracowało mi się z panem Andrzejem Jakubowskim, II dyrygentem orkiestry, a także bardzo dobrze wspominam współpracę z pracownikami administracyjnymi i technicznymi. Pragnę tu wspomnieć o długoletniej kierownik pani Ewie Piątek, brygadierze sceny panu Mariuszu Stecko i elektroakustyku panu Andrzeju Dojnik, którzy na zapleczu sceny wykonywali kawał dobrej roboty. Dodatkowo przez wiele lat pomagali Filharmonii pozyskiwać dodatkowe dochody z wynajmu sal koncertowych – w dni wolne od pracy, za niewielkie dodatkowe wynagrodzenie. W tamtych latach były to znaczne kwoty, które uzupełniały dotacje i wpływy ze sprzedaży biletów.

Daniela Podleśna 3  W przerwie narady na tematy służbowe - Daniela Podleśna - pierwsza z prawej, fot z albumu Danieli Podleśnej  

Spotykała się Pani także z artystami występującymi z naszą orkiestrą – solistami i dyrygentami. Najczęściej nie ograniczały się one tylko do podpisania umowy.

      Wielką przyjemność sprawiały mi rozmowy na zapleczu. Po załatwieniu formalności miło było porozmawiać przy herbacie. Nie były to fachowe dyskusje, bo ja od zawsze kochałam muzykę, ale nie potrafiłam analizować utworów. Miałam okazję poznać wielu wspaniałych artystów. Zaprzyjaźniłam się ze znakomitymi dyrygentami, którzy byli dyrektorami artystycznymi Filharmonii: Bogdan Olędzki, Józef Radwan, Adam Natanek, Tadeusz Wojciechowski.
      W Filharmonii przed generalnym remontem było także małe mieszkanie służbowe i często artyści, a szczególnie dyrygenci, wybierali je zamiast hotelu. Wtedy było więcej okazji do spotkań i rozmów. Przez pewien czas pierwszym gościnnym dyrygentem Orkiestry Filharmonii Rzeszowskiej był maestro Jerzy Maksymiuk, który przyjeżdżając do Rzeszowa zawsze chciał zatrzymywać się w tym mieszkaniu.

Przez pewien czas, na przełomie 2006 i 2007 roku pełniła Pani obowiązki dyrektora naczelnego Filharmonii Podkarpackiej.

       Jak Pani wie, dyrektorzy artystyczni zmieniali się często. Dość długo dyrektorem naczelnym był pan Wergiliusz Gołąbek, pani Anna Hetmańska kierowała biurem koncertowym, a ja byłam główną księgową. Mieliśmy do siebie pełne zaufanie, wspieraliśmy się i to był wspaniały okres. W tym miejscu chciałabym odnieść się do wypowiedzi pana Wergiliusza Gołąbka na mój temat, którą przytoczyła Pani na początku – bardzo ważne jest dla mnie, że to wspomnienie dobrej współpracy i zaufania jest między nami obustronne.
       Po przejściu pani Anny Hetmańskiej na emeryturę i nagłej rezygnacji dyrektora Wergiliusza Gołąbka, zostałam z tej trójki sama. Konkurs na stanowisko nowego dyrektora naczelnego trwał długo, a decyzje trzeba było podejmować, ktoś musiał Filharmonię reprezentować. Dlatego Urząd Marszałkowski starał się zachęcić osoby z kierownictwa Filharmonii do przyjęcia funkcji p.o. dyrektora, do czasu rozstrzygnięcia konkursu. Zaoferowałam wtedy pełne wsparcie moim współpracowniczkom: pani Marcie Gregorowicz, pani Beacie Świerk i pani Ewie Cebulak, ale żadna z nich nie zdecydowała się przyjąć tych obowiązków. Ostatecznie, na prośbę pana Marszałka Zygmunta Cholewińskiego, zdecydowałam się przyjąć funkcję p.o. dyrektora naczelnego, ale przed podjęciem każdej ważnej decyzji naradzałam się z moimi współpracowniczkami.

Pamiętam, że w tym czasie odbył się Muzyczny Festiwal w Łańcucie

       W maju 2007 roku trzeba było zorganizować festiwal. Program festiwalu był zaplanowany jeszcze przez dyrektora Gołąbka. Solistą koncertu inauguracyjnego była skrzypaczka pani Agata Szymczewska - laureatka Międzynarodowego Konkursu Skrzypcowego im. Henryka Wieniawskiego w Poznaniu z 2006 roku. Jej występ był jedną z pozaregulaminowych nagród dla zdobywcy I miejsca, ufundowaną przez dyrekcję Filharmonii Rzeszowskiej i Muzycznego Festiwalu w Łańcucie.
        W okresie przygotowania i realizacji festiwalu bardzo wspierali mnie: pan Marian Burda - jako jeden z głównych sponsorów, mecenas Bolesław Stöcker - który pro bono służył nam doradztwem prawnym, Marszałek województwa podkarpackiego pan Zygmunt Cholewiński oraz obecny marszałek Władysław Ortyl, który wówczas pełnił funkcję sekretarza stanu w Ministerstwie Rozwoju Regionalnego.
Trudno przecenić życzliwość dyrektora Wita Karola Wojtowicza i wszystkich pracowników Muzeum-Zamku w Łańcucie.
        Na festiwalu był obecny red. Józef Kański, który bardzo pięknie napisał o nas w „Ruchu muzycznym”. Pochwalił, wymieniając z imienia i nazwiska Marszałka oraz nas – kobiety, które zrealizowały Muzyczny Festiwal w Łańcucie w 2007 roku.

Daniela Podleśna Od prawej Podleśna Gołabek HetmańskaPo koncercie w Filharmonii Rzeszowskiej - od prawej: Daniela Podleśna - Główna księgowa, Wergiliusz Gołąbek - dyrektor naczelny, Anna Hetmańska  - kierownik biura koncertowego, Melissa Lyn McBride - amerykańska dyrygentka, Katarzyna Wrzesińska - pracownica biura koncertowego

Od 1 lipca 2007 roku zatrudniony został nowy dyrektor naczelny.

       Jak dyrektorem naczelnym został pan Marek Stefański, pełniłam funkcję dyrektora do spraw ekonomicznych. Było wielkie oczekiwanie na nowego dyrektora i pan Stefański został przez orkiestrę dobrze przyjęty. Wkrótce jednak okazało się, że był chyba za młody, nie wszystkie jego decyzje były dobrze przemyślane, co wpływało na pogarszające się relacje ze współpracownikami.
       Nasza współpraca też z nie układała się dobrze, dlatego w 2008 roku odeszłam na emeryturę. Wkrótce miałam ukończyć 65 lat i była już pora, żeby odpocząć. Chciałam także pomóc córce, która miała niebawem urodzić drugie dziecko, ponieważ ze względu na obowiązki zawodowe nie pomagałam jej wiele przy pierwszym dziecku.
Uzgodniłam z dyrektorem Stefańskim, że dokonam podsumowania 2007 roku, zrobię bilans na koniec marca 2008, wszystko przekażę i przejdę na emeryturę.

Od pewnego czasu nie przychodzi Pani na koncerty.

      Nie bywam teraz na koncertach, bo zdrowie mi na to nie pozwala. Musi mnie ktoś przywieźć, ubezpieczać. Ale bardzo chciałam być na koncertach jubileuszowych. Nie mogłam być na bankiecie, chociaż pani dyrektor Marta Wierzbieniec gorąco mnie zapraszała, ale chodzenie po schodach sprawia mi obecnie zbyt wiele trudności.
      Z wieloma osobami pracującymi obecnie w Filharmonii łączą mnie nadal przyjazne kontakty.
Mam ogromną satysfakcję z pracy w Filharmonii i współpracy z ludźmi. To był naprawdę świetny czas. Każdemu mogłabym życzyć, żeby miał takie wspomnienia i żeby czuł się tak spełniony.

Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś będzie czas, aby wrócić do tych wspomnień, bo przecież nie zdążyłyśmy o wszystkim powiedzieć.
Bardzo dziękuję za miłe spotkanie.

       Ja również bardzo dziękuję.

Zofia Stopińska

BOOM: ZACZNIJ OD BACHA

12 lipca 2025r., sobota, godz. 18:00
SALA KONCERTOWA FILHARMONII PODKARPACKIEJ

ORKIESTRA SMYCZKOWA FILHARMONII PODKARPACKIEJ
SŁAWOMIR CHRZANOWSKI– dyrygent
KAROLINA LESZKO – wokalistka
DANIEL CEBULA ORYNICZ – wokalista

W programie: Piosenki Zbigniewa Wodeckiego

Biuro Koncertowe
Filharmonii Podkarpackiej
im. Artura Malawskiego w Rzeszowie
tel. + 48 17 862 85 07
www.filharmonia.rzeszow.pl

„Tribute to The Police” - Marta Król & Paweł Tomaszewski Group

TRIBUTE TO THE POLICE
Marta Król & Paweł Tomaszewski Group
Koncert w ramach jubileuszu 35-lecia Centrum Paderewskiego
27 lipca (niedziela) 2025, godz. 17.00
Sala Koncertowa Stodoła w Kąśnej Dolnej

Marta Król i Paweł Tomaszewski z zespołem powracają do Kąśnej Dolnej z programem „Tribute to The Police”. Niezapomniane przeboje grupy Stinga, wśród nich: Every Little Thing She Does Is Magic, Roxanne czy Message In A Bottle, usłyszymy w nowych, współczesnych aranżacjach. Koncert będzie drugim wydarzeniem w ramach jubileuszowego cyklu z okazji 35-lecia Centrum Paderewskiego w Kąśnej Dolnej.
Utwory legendarnego zespołu The Police ujęte zostały we współczesne koncepcje brzmieniowe. Program wykonują wokalistka Marta Król oraz Paweł Tomaszewski Group w składzie: Paweł Tomaszewski – fortepian, Przemysław Florczak – saksofony, klarnety, Andrzej Święs – kontrabas, gitara basowa, Sebastian Frankiewicz – perkusja, Sławek Berny – perkusjonalia, Anna Wieczorek – skrzypce, Julia Ostasz – skrzypce, Kornelia Lewandowska – altówka i Daria Wicher – wiolonczela.

Nowe interpretacje oraz emocjonalne spojrzenie na melodię odkrywają raz jeszcze głębię, potencjał i piękno znanych kompozycji. Wspaniałe aranżacje Pawła Tomaszewskiego niejednokrotnie ukazują słuchaczom zaskakujące rozwiązania, twórcze idee oraz ciekawą instrumentację. Kobieca wrażliwość Marty Król nadaje nowy charakter i wydźwięk oryginalnym męskim wykonaniom. Stylistyka kompozycji oscyluje wokół jazzu i soulu, a przełamuje ją i dodaje elegancji orkiestracja instrumentów dętych. Partie instrumentalne zagrane perfekcyjnie przez czołowych muzyków tworzą wyjątkowo wyrafinowane brzmienie i artystyczny charakter projektu. Założeniami przy tworzeniu tej muzyki było dotarcie do jak najszerszej grupy odbiorców dobrej muzyki.

Bilety w cenie 70 zł w sprzedaży na www.centrumpaderewskiego.pl.

Centrum Paderewskiego w Kąśnej Dolnej jest instytucją kultury Powiatu Tarnowskiego współprowadzoną przez Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego.

Smyczki na Wojciechu - 11 lipca 2025

„Smyczki na Wojciechu” to cykl letnich koncertów kameralnych, który od lat kształtuje muzyczne oblicze Krosna, tworząc przestrzeń dla refleksji, piękna i spotkania ze sztuką. Regionalne Centrum Kultur Pogranicza zaprasza do zabytkowego drewnianego Kościoła św. Wojciecha w miesiącach letnich – od czerwca do sierpnia. Każdego roku koncerty przyciągają zarówno stałych słuchaczy, jak i osoby, które dopiero odkrywają wartość muzyki klasycznej w kameralnej, bliskiej człowiekowi formule.

11 lipca 20225, godz.19.00
Muzyczna podróż od Bacha do Beatlesów
Marcin Sidor – skrzypce
Ewa Sidor – altówka
Kamil Pawłowski – kompozytor / aranże

Marcin Sidor – skrzypek, urodzony w 1982 roku. Ukończył Akademię Muzyczną im. K. Szymanowskiego w Katowicach w klasie prof. R. Orlika i dr A. Mokrusa. Laureat Konkursu Bachowskiego w Zielonej Górze (1999) oraz Śląskiego Międzynarodowego konkursu w Będzinie (2000). Wielokrotny stypendysta Prezydenta Dąbrowy Górniczej (2002-2005). Jako kameralista brał udział w licznych kursach mistrzowskich. Dokształcał się pod okiem wybitnych muzyków i pedagogów tj.: prof. S. Yarashevich, prof. D. Lederer, prof. M. Ławrynowicz, prof. J. Kaliszewska, Marek Moś. Marcin w składach kameralnych występował na wielu festiwalach: Warszawska Jesień, Festiwal Nostalgia (Poznań), Festiwal Prawykonań (Katowice), XVI Letnia Filharmonia Aukso (Suwałki). Jako muzyk orkiestrowy grał w Aukso Kameralnej Orkiestrze Miasta Tychy, Orkiestrze Muzyki Nowej, Śląskiej Orkiestrze Kameralnej, Filharmonii Gorzowskiej, Orkiestrze Zagłębia Dąbrowskiego (koncertmistrz). Gra na własnym, znakomitym, zabytkowym instrumencie A.A. Heberlein. Obecnie jest członkiem Aukso Orkiestry Kameralnej Miasta Tychy (od 2004), Acoustic Quartet oraz zespołu folkowego Królestwo Beskidu.11 lipca 2025 Marcin SidorMarcin Sidor - skrzypce, fot. RCKP Krosno

Ewa Sidor – altowiolistka, urodzona w 1983 roku. Ukończyła Akademię Muzyczną im. K. Szymanowskiego w Katowicach w klasie dr T. Wykurza. Prowadzi aktywne życie zawodowe, koncertując w charakterze kameralisty oraz muzyka orkiestrowego. Altowiolistka kształciła swoje umiejętności na największych festiwalach w Polsce i w Europie: Edinburgh Festival, Lucerne Festival, Wratislavia Cantans, Festiwal Dialogu Czterech Kultur, Sacrum Profanum, Festiwal Muzyki Filmowej w Krakowie, Jazz Jamboree, Europejski Kongres Kultury we Wrocławiu, Open’er Festival, EXPO Saragossa. Występowała na estradach: Filharmonii Berlińskiej, Konzerthaus we Wiedniu, Kings Hall w Edynburgu, KKL w Lucernie, Liederhalle Stuttgart, S1, Filharmonii Narodowej, NOSPR, Radio Katowice. W charakterze kameralisty występowała na wielu prestiżowych festiwalach: Warszawska Jesień, Festiwal Nostalgia (Poznań), Festiwal Prawykonań (Katowice NOSPR), Letnia Filharmonia Aukso. Jako muzyk orkiestrowy współpracowała z Aukso Orkiestrą Kameralną Miasta Tychy, NOSPR, Orkiestrą Akademii Beethovenowskiej, Orkiestrą Muzyki Nowej, Śląską Orkiestrą Kameralną, Gustav Mahler Jugendorchester, European Philharmonic Orchestra. W charakterze solistki można ją było usłyszeć z Aukso Kameralną Orkiestrą Miasta Tychy oraz z Polską Młodzieżową Orkiestrą Symfoniczną. Współpracowała z K. Pendereckim, J. Maksymiukiem, H. Shelley, M. Mosiem, J. Kasprzykiem, L. Możdżerem, T. Stańko, A. Jagodzińskim, G. Turnauem, J. Olejniczakiem, O. Pasiecznik, A. Bauerem, P. Anderszewskim, K. Danczowską. Gra na własnym, znakomitym, zabytkowym instrumencie (niewiadomego pochodzenia) oraz zabytkowym smyczku pochodzącym z pracowni L. Morizo. Obecnie jest członkiem Aukso Orkiestry Kameralnej Miasta Tychy oraz (od pięciu lat) kwartetu smyczkowego Acoustic Quartet, współpracującego z wieloma wybitnymi muzykami i twórcami muzyki współczesnej.

11 lipca 2025 Ewa SidorEwa Sidor - altówka, fot. RCKP Krosno

Kamil Pawłowski – absolwent Akademii Muzycznej im. K. Szymanowskiego w Katowicach i Bańskiej Bystrzycy (Słowacja). W 2014 roku zdobył stopień doktora w specjalności Kompozycja w klasie prof. zw. Eugeniusza Knapika. Był wielokrotnym stypendystą Prezesa Rady Ministrów oraz Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Jako kompozytor współpracował z Filharmonią Śląską, Orkiestrą Muzyki Nowej, Radiem Katowice, Teatrem Komedia we Wrocławiu, Centrum Sztuki i Dziecka w Poznaniu, Śląskim Teatrem Lalki i Aktora Ateneum w Katowicach. Jego utwory były wykonywane na licznych festiwalach w Polsce i za granicą w prestiżowych salach, tj:. NOSPR (Katowice), Filharmonia Śląska (Katowice), Robert Schumann Haus (Niemcy), Focke-Museum w Bremie (Niemcy), Filharmonia Chmielnicki (Ukraina), Sala Koncertowa Radia Katowice, Teatr Komedia we Wrocławiu. Nagrał autorskie improwizacje na temat filmowy „Miasteczko Twin Peaks” na zamówienie Davida Lyncha oraz cykl miniatur fortepianowych dla Tomasa Transtroemera (Literacka Nagroda Nobla). Jest członkiem Związku Kompozytorów Polskich.

11 lipca 2025 Kamil Pawłowski1Kamil Pawłowski - kompozytor, aranżer, fot. RCKP Krosno

Program:
Johann Sebastian Bach: Aria na strunie G z III Suity orkiestrowej D-dur, BWV 1068
Karl Jenkins: Palladio, cz. 1, arr. Marcin Sidor
Carlos Gardel: Tango „Por una zabeza”
Astor Piazzolla: Libertango, arr. Kamil Pawłowski
Johannes Brahms: Taniec węgierski nr 2, arr. Marcin Sidor
Johannes Brahms: Taniec węgierski nr 5, arr. Marcin Sidor
Ajde Jano i Jovano Jovanke: muzyka tradycyjna z Serbii i Macedonii
Egberto Gismonti: Agua e Vinho, arr. Kamil Pawłowski
Fryderyk Chopin: Nokturn cis-moll, op. posth., arr. Nathan Milstein
Vittorio Monti: Czardasz
Paul McCartney: Let It Be, arr. Kamil Pawłowski
Phil Medley i Bert Berns: „Twist and Shout”, arr. Kamil Pawłowski
Nikolai Rimsky-Korsakov: Lot Trzmiela, arr. Kamil Pawłowski
Wojciech Kilar: Tango z filmu „Salto”, arr. Kamil Pawłowski

 

Subskrybuj to źródło RSS