Wydrukuj tę stronę
Katarzyna Dondalska: "Śpiewam koloratury i jestem skrzypaczką" - cz.I
Katarzyna Dondalska - sopran, skrzypce fot. z albumu Katarzyny Dondalskiej

Katarzyna Dondalska: "Śpiewam koloratury i jestem skrzypaczką" - cz.I

          Na moim portalu mogą Państwo znaleźć rozmowy ze znakomitymi pedagogami Międzynarodowych Kursów Muzycznych im. Zenona Brzewskiego w Łańcucie, m.in. z braćmi drem Natanem Dondalskim, zaliczanym do czołówki polskich skrzypków, oraz Maksymem Dondalskim, znakomitym skrzypkiem, koncertmistrzem Orkiestry Opery Narodowej w Warszawie i cenionym dyrygentem.
Miło mi, że mogę rozmawiać z panią prof. Katarzyną Dondalską, wspaniałą śpiewaczką, również skrzypaczką, która jest siostrą obu panów.

           Od dawna marzyłam o tym spotkaniu, ale ciągle nie było czasu. Udało się dopiero w pełni lata i bardzo się cieszę, że możemy rozmawiać.
            - Tak, bo zaczęłam właśnie wakacje i dojechałam wreszcie do rodziców na działeczkę położoną nad pięknym jeziorem i możemy w spokoju porozmawiać.

           Mieszkańcy Podkarpacia i melomani, którzy uczestniczą w koncertach Muzycznego Festiwalu w Łańcucie, z pewnością pamiętają plenerową „Galę Gwiazd”, rozpoczynającą 56. edycję tej imprezy, podczas której jedną z solistek była właśnie Katarzyna Dondalska, gorąco oklaskiwana za wspaniałe kreacje. Nigdy nie zapomnę rewelacyjnego wykonania arii Olimpii z „Opowieści Hoffmana” J. Offenbacha. Pamięta Pani ten koncert?
            - Oczywiście, że pamiętam, bo odbył się w przepięknym plenerze, pogoda dopisała, koncert rejestrowała telewizja, była przede wszystkim fantastyczna publiczność i występowałam ze wspaniałymi śpiewakami. Pamiętam, że śpiewał Andrzej Dobber, Joanna Woś, Monika Ledzion i Paweł Skałuba, którego znam jeszcze z czasów studenckich z Gdańska. Obsada była fantastyczna, atmosfera bardzo miła i bardzo dobrze się śpiewało.

            Przyznam się, że miałam wtedy nadzieję na dłuższe spotkanie, ale nie było czasu, a był to Pani pierwszy występ na Podkarpaciu i jak dotąd jedyny.
            - Niestety, to prawda. Zaplanowany miałam jeszcze koncert noworoczny z Orkiestrą Filharmonii Podkarpackiej w Rzeszowie. Było to bezpośrednio po koncertach w Stanach Zjednoczonych i pamiętam, że po długim locie w klimatyzowanym pomieszczeniu po prostu się rozchorowałam i z wielkim żalem musiałam odmówić ten koncert, bo zostałam zupełnie bez głosu.

            Występuje Pani w Polsce (najczęściej w północnej i środkowej części naszego kraju), ale chyba dużo więcej śpiewa Pani za granicą. Długo można wymieniać słynne teatry operowe i sale koncertowe, w których Pani występowała. Dlaczego tak jest?
            - Mieszkam z rodziną w Berlinie, a większa cześć rodziny na północy Polski i zawsze trochę bliżej mam do domu występując w Polsce północnej i środkowej. Lepiej znam te okolice i chyba dlatego tak jest.
Fakt, że często śpiewam za granicą, ale to zaczęło się od studiów, które ukończyłam w Niemczech w Staatliche Hochschule für Musik Würzburg. W tym czasie rzadko przebywałam w Polsce i dopiero po zrobieniu doktoratu w 2010 roku w Akademii Muzycznej w Gdańsku rozpoczęła się współpraca z polskimi ośrodkami położonymi na północy (Szczecin, Gdańsk, Koszalin Słupsk), a później otrzymywałam zaproszenia z Łodzi, Katowic, Krakowa, Bydgoszczy czy Warszawy (śpiewałam również w Częstochowie, Kaliszu, Kielcach). Z ośrodkami położonymi na południu Polski nie miałam kontaktów, bo po prostu droga jest daleka, a nie wszędzie można dolecieć samolotem.

            Jest Pani podziwiana także przez sławnych śpiewaków – wielka Barbara Bonney po wysłuchaniu Pani śpiewu nazwała Panią „Ósmym Cudem Świata”. Natura obdarzyła Panią wspaniałym sopranem koloraturowym o ogromnej skali, a także zaliczana Pani jest do najwybitniejszych wirtuozów sopranowej techniki koloraturowej we współczesnej wokalistyce. Na ile techniki śpiewu można się nauczyć? Skala Pani głosu obejmuje aż 4 oktawy – takie możliwości rzadko się zdarzają.
            - Przypuszczam, że moje możliwości w zakresie śpiewu związane są z wykształceniem skrzypcowym. To ma bardzo pozytywny wpływ na cały rozwój głosu. Gra na skrzypcach wymaga perfekcji i dokładności. Jeżeli ma się takie podstawy, to również do nauki śpiewu podchodzi się z taką samą dokładnością. Profesor Piotr Kusiewicz często podkreśla, że ja inaczej śpiewam koloratury niż inni, bo jestem także skrzypaczką.
Bardzo dziękuję, że Bozia dała mi dużą skalę głosu i biegłość, ale to wszystko trzeba odkryć i znaleźć u siebie. Można fantastycznie współpracować z nauczycielami, ale do pewnych rzeczy najlepiej dojść samemu, mając odpowiednie podstawy.
            Moja pani profesor Ingeborg Hallstein mówiła: „Pan Bóg przychodzi do każdego i coś mu daje, a u ciebie był dwa razy”. Przez cały czas mam w pamięci te słowa.
Inna znakomita śpiewaczka Sylvia Geszty powiedziała, że Pan Bóg dał mi diament, który trzeba tylko trochę oszlifować.
            Przygotowując się do wykonywania zawodu śpiewaczki trzeba bardzo dużo pracować, bo nic samo nie przychodzi, ale na pewno łatwiej i szybciej można osiągnąć dobre rezultaty, jeżeli się ma możliwości, na których można wszystko budować.

            Bardzo wcześnie rozpoczęła Pani edukację muzyczną. Czy od razu rozpoczęła Pani od nauki gry na skrzypcach?
             - Tak, rozpoczęłam naukę od razu na skrzypcach i miałam wtedy 5 lat. Na początku była to zabawa z dziadkiem Janem Dondalskim, który też był skrzypkiem w bydgoskiej Orkiestrze Radiowej i w Filharmonii Pomorskiej oraz znanym pedagogiem – to on bardzo umiejętnie udzielał mi pierwszych wskazówek. Później tata Jan, koncertmistrz Filharmonii Koszalińskiej i Olsztyńskiej, uczył mnie gry na skrzypcach. W naszej rodzinie wszyscy są muzykami; bracia Natan i Maks oraz siostra Monika także są skrzypkami-koncertmistrzami. Maksym ukończył jeszcze dyrygenturę i coraz częściej staje na podium z batutą w ręku. Jedynie mama Maria jest perkusistką (śmiech). Mój mąż jest kompozytorem, perkusistą i dyrygentem, a córcia też gra na perkusji, poszła w ślady babci i taty.

             Czy byliście w domu namawiani do gry na skrzypcach i zmuszani do ćwiczenia?
              - To była raczej chęć naśladowania starszych. Jak jedno dziecko widziało, że drugie gra na skrzypcach, to robiło to samo. Na początku nie chciało się nam ćwiczyć, ale to był krótki okres, bo wkrótce zaczęły się jakieś koncerty i konkursy, a udział w nich dawał nam radość i mobilizację do pracy.
Byłam laureatką różnych konkursów, m.in. zdobyłam I miejsce w Konkursie Bachowskim w Zielonej Górze i IV miejsce na konkursie skrzypcowym w Elblągu.

             Przez cały czas rozwijała Pani swoje umiejętności w zakresie gry na skrzypcach, bo po ukończeniu szkoły muzycznej II stopnia rozpoczęła Pani studia w Akademii Muzycznej w Gdańsku, a później kontynuowała je Pani w Hochschule für Musik w Würzburgu.
             - Tak, dzięki cudownej pani Wandzie Wiłkomirskiej zaczęłam studiować skrzypce w klasie prof. G. Hoelschera, a po jego odejściu najlepszych studentów przejął prof. Grigorij Zhyslin. Fakt, że znalazłam się w tym gronie był dla mnie wielkim wyróżnieniem, bo prof. Zhyslina znałam i podziwiałam podczas wcześniejszych koncertów w Filharmonii Olsztyńskiej. Byłam bardzo szczęśliwa, że mogłam studiować u tak znakomitego muzyka i to była fantastyczna współpraca.

             Dyplom ukończenia studiów z wyróżnieniem w mistrzowskiej klasie skrzypiec teraz leży spokojnie w szufladzie. Czy występuje Pani chociaż czasem w roli skrzypaczki?
              - Wiadomo, że nie jestem w stanie ćwiczyć tak, jak to powinno być, czyli codziennie, ale to jest fantastyczne, że nawet podczas dużych koncertów udaje mi się od czasu do czasu w specjalnych opracowaniach wykonywać na początku utworu solówki skrzypcowe przed arią. Na przykład w arii „Miłość to niebo na ziemi” z operetki „Paganini” Franza Lehara pokazuję się przed śpiewem jako skrzypaczka.
              Jest to zawsze związane z większym napięciem, bo przed koncertami i w czasie koncertów muszę znacznie więcej zajmować się instrumentem, ale daje mi to wiele przyjemności, i publiczność przyjmuje to z wielkim zachwytem i nagradza mnie długimi owacjami na stojąco.

              Kto i kiedy uświadomił Pani i rodzicom, że ma Pani głos, który należy kształcić?
              - Jak byłam dzieckiem, to nikt w domu nie myślał, że będę śpiewać. Pamiętam śmieszną sytuacje, bo w wieku 13-tu może 14-tu lat grałam na skrzypcach Fantazję na tematy z opery Carmen op.25 Pablo Sarasatego i słuchałam także opery „Carmen” - Georges’a Bizeta. W radiu usłyszałam audycję z udziałem Placido Domingo i prezentowana była w jego wykonaniu aria Don Josego oraz różne duety. Zachwyciło mnie aksamitne brzmienie głosu Dominga i zafascynowała mnie opera „Carmen”. Na następny dzień, po zakończeniu lekcji w Szkole Muzycznej w Olsztynie, pobiegłam do pani prof. Boguckiej-Olkowskiej, przedstawiłam się i powiedziałam, że pragnę zaśpiewać arię tytułowej bohaterki opery „Carmen”. Pani profesor przesłuchała mnie, była bardzo zafascynowana moim głosem i jego skalą, ale powiedziała, że Carmen mogę nadal grać na skrzypcach, ale nigdy nie zaśpiewam upragnionej arii, bo mam inny rodzaj głosu.
W ten sposób rozpoczęło się moje spotkanie ze śpiewem.
Pamiętam, że brałam udział w konkursie piosenki angielskiej w Poznaniu, podczas którego otrzymałam nagrodę krytyków i dziennikarzy.
              Na początku śpiewałam dużo różnych lirycznych utworów, bo nie było jeszcze dokładnie wiadomo, w którym kierunku głos pójdzie, ale po ukończeniu szkoły muzycznej II stopnia postanowiłam nadal grać na skrzypcach i uczyć się śpiewu w Akademii Muzycznej w Gdańsku.
Zdając egzamin do klasy śpiewu solowego prof. Haliny Mickiewiczówny, trzeba było najpierw razem z innymi kandydatami, którzy pragnęli uczyć się śpiewu, udać się na badanie skali głosu.
To badanie odbywało się w godzinach porannych, wcześniej postarałam się rozśpiewać jak najwyżej i w czasie badania okazało się, że mam bardzo dużą skalę głosu i ogromne możliwości.
Wszystkie egzaminy zdałam bardzo dobrze i zaczęłam studiować śpiew solowy w klasie prof. Haliny Mickiewiczówny i skrzypce w klasie prof. Henryka Keszkowskiego.
Tak się to wszystko zaczęło.

              Po roku studiów w Akademii Muzycznej w Gdańsku kontynuowała je Pani w Niemczech – skąd pojawiła się taka możliwość?
              - Wyjechałam, ponieważ udało mi się dostać stypendium w Niemczech, a w tym czasie stypendia w Polsce były bardzo skromne i nie starczające na życie. Dlatego podjęłam odważną decyzję wyjazdu i była to dobra decyzja, bo wszystko potoczyło się bardzo dobrze.

              Stypendium pozwalało na skromne utrzymanie, ale pewnie także duże znaczenie w Pani rozwoju i karierze miał udział w konkursach.
               - To stypendium było podstawą, ale dzięki dobrej grze na skrzypcach zaczęły się także pojawiać propozycje koncertów i mogłam sobie finansować dalszą naukę.
Jak już wspomniałam, z powodzeniem także kontynuowałam studia wokalne i dwukrotnie byłam stypendystką studia operowego Bayerische Staatsoper w Monachium.
Ogromne znaczenie miały także konkursy w których uczestniczyłam.
               To był dla mnie wielki zaszczyt, kiedy zostałam finalistką konkursu ARD w Monachium, bo do finału trafia tylko parę osób, a startowało ponad tysiąc młodych muzyków. To jest bardzo trudny konkurs czteroetapowy i udział w finale był wielkim osiągnięciem.
               Z kolei na konkursie w Luxemburgu zajęłam II miejsce. Jednym z najpiękniejszych momentów był wspomniany przez panią wywiad Barbary Bonney w TV BBC podczas konkursu „Cardiff Singer of the World”, gdzie powiedziała o mnie, że jestem „ósmym cudem świata”. Zaowocowało to współpracą z tą operą i miałam tam przyjemność wykonywania Zerbinetty Straussa czy Królowej Nocy Mozarta. Wspomnę jeszcze o niezapomnianej produkcji „Ariadny na Naxox” Richarda Straussa, w której śpiewałam partie Zerbinetty w Welsh National Opera w Cardiffie z fenomenalnym dyrygentem Carlo Rizzim.
               Nietypowym był konkurs dla młodych śpiewaków Orkiestry Radiowej SWR Kaiserslautern. Nagrodami w tym konkursie były liczne koncerty i ten konkurs otworzył mi najwięcej możliwości, bo z tą Orkiestrą Radiową wykonywałam bardzo dużo programów w ciągu kilku lat. Miałam też możliwość występowania z fantastycznymi dyrygentami, a jednym z nich był Peter Falk (szef tej orkiestry). Wspominam cudowne koncerty w Starej Operze we Frankfurcie, Filharmonii Kolońskiej, Rheingoldhalle Mainz. Tych koncertów było bardzo dużo, wszystkie transmitowane były w radiu i po nich ukazała się moja pierwsza płyta CD – Debut live, z nagraniami z tych koncertów i najwięcej było na niej nagrań utworów ze Starej Opery we Frankfurcie.

               Ma Pani ogromny i bardzo różnorodny repertuar zawierający partie operowe, oratoryjno-kantatowe, pieśni, utwory koncertowe różnych twórców, muzyka filmowa… Które z tych form najczęściej Pani wykonuje na wielkich scenach?
               - Powiem tak. Jestem zachłanna i kocham wszystko. Oczywiście każda z tych form jest piękna, specyficzna i w różnych momentach najbardziej pasująca do osoby, bo to zależy, co się dzieje w danym momencie rozwoju kariery. Jeżeli śpiewa się więcej w operze, to oczywiście pracuje się nad partiami operowymi. Koncerty symfoniczne wymagają więcej repertuaru typowo koncertowego czy więcej brawurowych arii, co jest dla koloratur bardzo ważne. Bardzo ważne są także utwory oratoryjne oraz. pieśni.
               Wspomniała pani także o muzyce filmowej – to była muzyka, którą kochałam od dawna, tylko wcześniej to nie było modne tak jak teraz, że w pierwszej części koncertu wykonujemy brawurowe, koloraturowe arie operowe czy operetkowe i zmierzamy do części drugiej, w której rozbrzmiewają fragmenty z musicali czy muzyka filmowa.
               To wcześniej było takim „zakazanym owocem” i dopiero po pewnym czasie nastąpił taki rozwój, co mnie bardzo ucieszyło, bo jestem wielką fanką tego typu koncertów, w których mogę pokazać swoje możliwości głosowe klasyczne, podążając płynnie w kierunku muzyki lżejszej.
Jeżeli jest taka możliwość, jeżeli ktoś jest w stanie coś takiego robić – uważam, że to jest bardzo dobre dla rozwoju osobowości oraz głosu. Śpiewanie różnorodnego repertuaru daje głosowi pewną świeżość. Nie można się zamykać tylko w jednym kierunku.

Z prof. Katarzyną Dondalską. znakomitą śpiewaczką i skrzypaczką rozmawiała Zofia Stopińska w sierpniu 2021 roku

Szanowni Państwo! To była I część wywiadu, a do lektury równie interesującej II części gorąco zapraszamy.

Wszelkie prawa zastrzeżone. Udostępnianie, wykorzystywanie, kopiowanie jakichkolwiek materiałów znajdujących się na tej stronie bez zezwolenia zabronione.
Copyright by KLASYKA NA PODKARPACIU | Created by Studio Nexim | www.nexim.net