Wydrukuj tę stronę
XXIX Festiwal im. Adama Didura przeszedł do historii
Waldemar Szybiak - Dyrektor Festiwalu im. Adama Didura w Sanoku fot. Juliusz Multarzyński

XXIX Festiwal im. Adama Didura przeszedł do historii

Już po raz dwudziesty dziewiąty w Sanoku odbył się festiwal operowy, którego patronem jest Adam Didur, jeden z najlepszych basów w historii muzyki. Jego wspaniała kariera artystyczna może być przykładem dla wielu adeptów sztuki wokalnej. Z Woli Sękowej, małej podsanockiej wsi, trafił do Opery Lwowskiej, później do mediolańskiej La Scali, aż po najsłynniejszy teatr operowy - Metropolitan Opera. Festiwal w Sanoku, któremu patronuje, ma szczęście do świetnych wykonawców, ciekawego i różnorodnego repertuaru. Tak samo było w tym roku, a Festiwal trwał od 17 do 27 września 2019r.

            O tegorocznej edycji Festiwalu im. Adama Didura, która już przeszła do historii, rozmawiam z panem Waldemarem Szybiakiem, Dyrektorem Festiwalu. Proszę powiedzieć o wszystkich nurtach tego Festiwalu.
           - Chcę podkreślić, że nasz Festiwal ma specyficzną strukturę, ponieważ, oprócz części koncertowej, składa się też z Preludium filmowego, Konkursu kompozytorskiego im Adama Didura i Obozu Humanistyczno-Artystycznego.
Od wielu lat rozpoczynamy Preludium filmowym, które cieszy się coraz większą popularnością. Zazwyczaj w czasie trzech dni proponujemy sześć filmów artystycznych. Zawsze staram się, aby było coś z klasyki i coś współczesnego.
           Podczas tegorocznego Festiwalu było kilka akcentów moniuszkowskich i jednym z nich był też filmowy pokaz Jana Rybkowskiego „Warszawska premiera” , czyli o perturbacjach Stanisława Moniuszki z wystawieniem opery „Halka” w 1858 roku. Historia się toczy, a w Polsce jest ciągle tak samo – czyli jak ktoś chce coś zrobić, to musi pokonać wiele przeszkód. Moniuszko nie tylko miał przeszkody ze strony carskich urzędników, ale także i swoich rodaków, którzy nie za bardzo widzieli nowego polskiego kompozytora.
Był też film o legendarnym wirtuozie skrzypiec – o Paganinim, bardzo interesujący film o Jerzym Maksymiuku. „Maksymiuk. Koncert na dwoje” to bardzo ciekawa opowieść o dwojgu ludzi, którzy wspierają się nawzajem zarówno w sprawach codziennych, jak i w sprawach sztuki. Zaproponowaliśmy dwa filmy taneczne: „Biały kruk”, o słynnym rosyjskim tancerzu Rudolfie Nuriejewie oraz „Yuli”, o historii kubańskiego tancerza Carlosa Acosty. Tuż przed festiwalem zagraliśmy film „Pavarotti”, czyli najnowszy dokument.

           Po „Preludium filmowym” rozpoczęły się spektakle i koncerty, a na początek mieliśmy wodewil w czterech aktach „Krakowiacy i Górale”.
           - Świadomie wybrałem ten spektakl w wykonaniu artystów Opery Wrocławskiej, bo to przedstawienie niekonwencjonalne. Jeśli ktoś się spodziewał, że wyjdą Górale z ciupagami i Krakowiacy z pióropuszami, to się mógł zawieść, bo te stroje były zaznaczone tylko symbolicznie. Według mnie bardzo ciekawa była strona wokalna oraz kierunek, w którym podążyła reżyserka.
Z pewnością Wojciech Bogusławski w 1794 roku nie miał na myśli wątków feministycznych, którymi kończy się to przedstawienie, ale dzięki tym unowocześnieniom to stare polskie dzieło bardzo dobrze się oglądało, nie było ramotką.
           Opinie publiczności były podzielone, części spektakl bardzo się podobał, części mniej, niektórzy narzekali, że nie było Górali z Podhala, tylko z Rumunii, ale moje działanie było świadome, bo później mieliśmy sporo klasycznych spektakli.

           Po występie Opery Wrocławskiej, dwa dni spędziła publiczność festiwalowa z Operą Śląską w Bytomiu.
           - W niedzielę, 22 września, mieliśmy w Sanoku spektakl opery „Straszny dwór” Stanisława Moniuszki, klasycznie wystawione dzieło, z bardzo ciekawą reżyserią Wiesława Ochmana.
           W przeddzień mieliśmy bardzo interesujący Koncert Laureatów IV Międzynarodowego Konkursu Wokalistyki Operowej im. Adama Didura, który odbywa się w Bytomiu. Różne teatry operowe i inne instytucje kultury fundowały nagrody w tym konkursie w postaci zaproszeń laureatów na koncerty, postanowiliśmy także i my. Świetnie zaśpiewały sopranistki Bożena Bujnicka i Gabriela Gołaszewska. Bardzo dobrze zaprezentował się zdobywca I nagrody na tym Konkursie, brazylijski tenor Matheus Pompeu, i dobry był ukraiński baryton Victor Yankowsky. Koncert był bardzo ciekawie skomponowany z wizualizacjami z tyłu sceny. Bardzo dobrze został dobrany repertuar, a towarzyszącą śpiewakom orkiestrę prowadził francuski dyrygent Franc Chastrusse Colombier. O wykonawcach i o programie bardzo interesująco, i barwnie mówił Sławomir Pietras. Ten koncert był naprawdę bardzo udany.
           Gabriela Gołaszewska, która pięknie śpiewała podczas tego koncertu, wystąpiła w niedzielę w „Strasznym dworze", debiutując w roli Hanny, była świetna w tej roli i życzymy jej wielu sukcesów.

          Wiele słyszałam o koncercie, można także powiedzieć o spektaklu zatytułowanym „Callas jakiej nie znacie...” i powiem szczerze, że główna bohaterka tego wydarzenia, Karina Skrzeszewska, śpiewała po prostu znakomicie.
          - Niektórzy melomani mówili do mnie przed tym wieczorem: „...dyrektorze, miała tutaj recital Ewa Podleś, wystąpiły takie znakomitości, jak: Stefania Toczyska, Aleksandra Kurzak, Andrzej Hiolski, Tomasz Konieczny, Andrzej Dobber i nagle Karina Skrzeszewska, która nie zdobyła jeszcze takiej sławy...”. Po koncercie przyznawali się, że zmienili opinię i dziękowali mi za zaproszenie tej Artystki. Wszystkich zachwycił dramatyczny, ciemny głos i dobór repertuaru. Karina Skrzeszewska śpiewała ogromne partie z dużych oper, całe sceny z „Normy”, „Traviaty” i ja uważam, że jest to śpiewaczka w Polsce nadal niedoceniona. Aktualnie jest na tournée w Niemczech i może dzięki pobytowi za granicą w Polsce także zacznie być doceniana. Występ Kariny Skrzeszewskiej nie odbiegał poziomem od poprzednich mistrzowskich recitali w Sanoku. Zdarzało się tak, że Artyści, którzy śpiewali w Sanoku, jak Artur Ruciński czy Tomasz Konieczny, niedługo po występie u nas, odnosili wielkie sukcesy w Metropolitan Opera. Życzymy tego również Karinie Skrzeszewskiej, bo w pełni na to zasługuje.

           Po świetnym recitalu na scenę Sanockiego Domu Kultury powróciła opera.
           - Prawdziwy rarytas, opera komiczna „Don Pasquale” Gaetano Donizettiego w reżyserii Jerzego Stuhra. Mieliśmy szczęście, że na naszej niewielkiej scenie udało się umieścić scenografię. Pod jego kierunkiem wykonawcy partii solowych oraz chór świetnie zostali przygotowani pod względem gry aktorskiej. Po spektaklu Jerzy Stuhr powiedział do mnie: „Dobrze, że pan jest taki uparty. Bardzo się cieszę, że to się w Sanoku pokazało i nie odbiegało od tego, co widzieliśmy na premierze w Krakowie”. Pan Jerzy Stuhr był bardzo szczęśliwy po spektaklu i mówił bardzo szczerze. Zapoznał się także z programem całego festiwalu i usłyszałem parę komplementów, co, nie ukrywam, było bardzo miłe.
           Mnie się nawet bardziej podobał ten spektakl w Sanoku, bo jest to opera kameralna i wszystkie emocje, gesty w Sanoku były widoczne ze względu na bliskość sceny, można było obserwować twarze solistów. Dodać należy, że wszyscy dobrze śpiewali i świetnie grała orkiestra pod dyrekcją Tomasza Tokarczyka. To był bardzo udany wieczór.

           Jeden z wieczorów podczas Festiwalu im. Adama Didura zatytułowany został: „Słynne balety XIX wieku”.
           - Od kilku lat przyjeżdżają do nas artyści ze Lwowa i Kijowa. Jestem przekonany, że w tym roku spektakl w ich wykonaniu był najlepszy. Goście z Ukrainy wystąpili z przedstawieniem „Esmeralda” na podstawie powieści Victora Hugo "Katedra Panny Marii”, czyli znana nam opowieść o Esmeraldzie, Quasimodo, Febusie, Frollo... W głównych rolach świetni byli soliści, a prawdziwą furorę zrobił Quasimodo w wykonaniu Olecha Petryka, który na zakończenie baletu wspiął się na nasz najwyższy pomost, na wysokości 6-7 metrów, i stamtąd na linach kołysał się wzdłuż i wszerz sceny. Było to bardzo efektowne zakończenie, ale bardzo niebezpieczne, bo nie było żadnych zabezpieczeń.
           Bardzo ciekawa była choreografia Victora Szczerbakova i świetne wykonanie. Trzeba jeszcze dodać, że Cesare Pugni jest w Polsce kompozytorem zapomnianym i bardzo dobrze się stało, że pokazaliśmy balet z połowy XIX wieku, który bardzo podobał się publiczności.

           Tuż przed zakończeniem Festiwalu na estradę Sanockiego Domu Kultury powróciła muzyka Stanisława Moniuszki, ale w zupełnie innym wykonaniu.
            - Owszem, bo pojawił się Włodek Pawlik, światowej sławy polski pianista jazzowy, który otrzymał nagrodę Grammy i grał utwory, które już utrwalił na płycie „Pawlik/Moniuszko – Polish Jazz”. Euforia od początku do końca, bo któż z nas nie zna pieśni: „Prząśniczka”, „Znasz-li ten kraj” , „Po nocnej rosie” albo arii Jontka „Szumią jodły na gór szczycie”, Halki „Gdyby rannym słonkiem", Skołuby „Ten zegar stary”. Jazzowe interpretacje Włodka Pawlika i towarzyszących mu muzyków: kontrabasisty Pawła Pańty i perkusisty Adama Zagórskiego, nie dążyły w kierunku udziwnionych improwizacji, a wręcz przeciwnie, w każdej chwili wiadomo było, jaki utwór jest wykonywany, wszystko dążyło w kierunku tradycji, mainstreamu jazzowego. Włodek Pawlik potrafi zawsze nawiązać świetny kontakt z publicznością i owacjom nie było końca. Znakomici byli także pozostali muzycy. Twarz Adama Zagórskiego przypominała mi kogoś znajomego i w rozmowie po koncercie okazało się, że jego ojcem jest świetny tenor Tomasz Zagórski, który bodajże w 1994 roku śpiewał u nas z Romą Owsińską w „Traviacie”.
Wszystkie płyty zostały sprzedane i kto chciał, otrzymał autografy.

            Wieczór finałowy zatytułował Pan „Muzyczne odkrycia...”.
            - Zakończenie tegoroczne edycji było kameralne, ale pokazaliśmy rarytas, który rzadko pokazuje się na festiwalach, bo taki spektakl wymaga bardzo subtelnej, wyrafinowanej publiczności, którą, śmiem twierdzić, że w Sanoku już mamy. Dlatego zdecydowałem się pokazać dzieło kompozytora z przełomu XVI i XVII wieku ojca Domenico Scarlattiego – Alessandro Scarlattiego „Scene Buffe”. To trzy sceny komediowe, które odnalazł przed laty Stefan Sutkowski, legendarny dyrektor Warszawskiej Opery Kameralnej. Te sceny komediowe wystawiane były kiedyś jako przerywniki pomiędzy aktami poważnych, dramatycznych oper. Te sceny przedstawione w ramach jednego spektaklu, w wykonaniu Polskiej Opery Królewskiej, wypadły świetnie. Solistom towarzyszyła Capella Regia Polona – 12-osobowa orkiestra specjalizująca się w grze na instrumentach dawnych. Była subtelność w muzyce, subtelność w dekoracji, świetna reżyseria Jitki Stokalskiej, która także zaszczyciła nas swoją obecnością, bo jak powiedziała, bardzo nas lubi. Wszyscy byli zachwyceni- zarówno wykonawcy, jak i publiczność. Można powiedzieć, że kameralnie i spokojnie zakończyliśmy XXIX Festiwal im. Adama Didura w Sanoku.

           Nie możemy jednak zakończyć naszej rozmowy, bo trzeba chociażby krótko powiedzieć o XXVII Konkursie Kompozytorskim im. Adama Didura. 26 września, przed koncertem „Pawlik/Moniuszko – Polish Jazz”, wykonana została kompozycja, która otrzymała I nagrodę w tegorocznym Konkursie, a tę decyzję podjęli jurorzy pod koniec sierpnia.
           - Dokładnie 29 sierpnia Jury w składzie: Eugeniusz Knapik, Wojciech Widłak i Wojciech Ziemowit Zych, spośród 11 partytur, po wnikliwej analizie i dyskusji, przyznało dwie nagrody i dwa wyróżnienia.
Oba wyróżnienia otrzymał, nagrodzony już kiedyś u nas, Piotr Pudełko, II nagrodę otrzymał Bartosz Witkowski, pochodzący z Rzeszowa, I nagrodę otrzymał w tym roku student Akademii Muzycznej we Wrocławiu Jan Załęski za utwór „Kleurenstudie” na mezzosopran i kwartet smyczkowy. Ten utwór wykonali Magda Niedbała-Solarz – mezzosopran i „Airis String Quartet”.
Sala była wypełniona do ostatniego miejsca i młody kompozytor miał niezwykłą promocję, poprosiłem laureatów o krótkie wypowiedzi na scenie, byli bardzo zadowoleni i dziękowali. Lata mijają, a młodzi kompozytorzy ciągle tworzą. Warto ten konkurs organizować i promować młodych twórców.

           Od poniedziałku (23 września), do środy w Sanockim Domu Kultury gościły dzieci.
           - Od lat dzieci nas rozbawiają. Wszystkie warsztatowe zajęcia związane były z dziełem „Krakowiacy i Górale” Wojciecha Bogusławskiego z muzyka Jana Stefaniego. Były warsztaty: plastyczny, teatralny, wokalny i taneczny. Około 70 dzieci z klas 1-3 przychodziło na zajęcia. Jedne były bardzo zainteresowane, inne trochę mniej, ale naszym zadaniem jest przekonać te, które nie są zainteresowane, że warto. To jest także bardzo cenne przedsięwzięcie, które rozbudza zainteresowanie muzyką. Każdego roku zgłasza się do nas sporo młodych ludzi po wejściówki na koncerty i spektakle, a są to byli uczestnicy naszego Obozu Humanistyczno-Artystycznego. Okazuje się, że ta młodzież interesuje się muzyką, bardzo ciekawie się wypowiadają i mają krytyczny spojrzenie. Jedne spektakle i koncerty się im podobają, inne mniej, zwracają uwagę na głos, na dykcję, barwę dźwięku. Jest w tym sporo młodzieńczej emfazy, ale jest to bardzo pozytywne zjawisko, że ludzie dyskutują na różne tematy związane z muzyką.

            Chyba dwa lata temu, podczas XXV Obozu Humanistyczno-Artystycznego, rozmawiałam z rodzicami, którzy przyprowadzili dzieci na zajęcia. Okazało się, że oni także przed laty uczestniczyli w zajęciach organizowanych tutaj Obozów.
            - Wychowankiem naszego Obozu jest Jarosław Wolanin, który jest szefem Chóru Filharmonii Śląskiej, zainteresował się muzyką podczas jednego z naszych Obozów. Takich osób, które u nas rozpoczynały, a później zawodowo zajęły się muzyką, jest więcej.
            Chcę jeszcze na zakończenie powiedzieć, że mamy kilka rodzin zaprzyjaźnionych z różnych stron Polski, które każdego roku kupują karnety i przyjeżdżają na nasz Festiwal. Przed południem zwiedzają miasto i okolice, jak jest ładna pogoda jadą w Bieszczady, a wieczorem przychodzą do nas na koncerty.
           Przyjeżdżają także dyrektorzy teatrów operowych, w tym roku gościliśmy pana Łukasza Goika – dyrektora Opery Śląskiej i pana Bogusława Nowaka – dyrektora Opery Krakowskiej, byli reżyserzy: Jitka Stokalska i Jerzy Stuhr, Piotr Nędzyński - wielki znawca muzyki, a w szczególności opery, czy Juliusz Multarzyński – artysta fotografik. Te znakomite osobowości tworzą klimat Festiwalu im. Adama Didura. Wszyscy podkreślają, że jest u nas fantastyczna atmosfera, nietuzinkowe podejście do sztuki i spontaniczna, żywo reagująca publiczność.

           Warto takie Festiwale organizować, pomimo, że zgromadzenie środków finansowych nie jest łatwe, bo wystawianie spektakli operowych jest kosztowne.
           - To prawda, chociaż teatry operowe, z którymi współpracujemy, starają się, jak mogą, żeby te koszty były jak najmniejsze, ale wydatki są i tak duże. Przez wiele lat radziliśmy sobie bez większej pomocy samorządów terytorialnych. W tym roku otrzymaliśmy dofinansowanie ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego, pochodzących z Funduszu Promocji Kultury w ramach programu „Muzyka”, realizowanego przez Instytut Muzyki i Tańca. Mamy kilku sponsorów, którzy nam pomagają i mam nadzieję, że w przyszłym roku odbędzie się XXX Festiwal im. Adama Didura w Sanoku.

Z Panem Waldemarem Szybiakiem, Dyrektorem XXIX Festiwalu im. Adama Didura rozmawiała Zofia Stopińska 4 października 2019 roku.

Wszelkie prawa zastrzeżone. Udostępnianie, wykorzystywanie, kopiowanie jakichkolwiek materiałów znajdujących się na tej stronie bez zezwolenia zabronione.
Copyright by KLASYKA NA PODKARPACIU | Created by Studio Nexim | www.nexim.net